lat 8

^ Cena Guliwer ■ U V H INDEX 380075 VAT 5%, n a k ł a d ^ • ^ C z a s o p i s m o o książce dla dziecka = r-> iO ■O So CD -C~~- Cfl______ ^...
Author: Wiktoria Klimek
57 downloads 2 Views 3MB Size
^

Cena

Guliwer ■

U

V H

INDEX 380075

VAT 5%, n a k ł a d

^ • ^ C z a s o p i s m o o książce dla dziecka

= r-> iO

■O So CD

-C~~-

Cfl______ ^ --^

Natalia Kloska / lat 8

Guliwer 3 (109) KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA lipiec - sierpień - wrzesień 2014 W numerze: • Jan Malicki - Podróże „Guliwera"

3

W PISANE W KULTURĘ • Anna Maria Krajewska: Listy wydawcy do Kornela M. • Grażyna Lewandowicz-Nosal: Biblijna fraza Kornela Makuszyńskiego •

Krystyna Zabawa: Bieda, choroba i śmierć - ciemna strona słonecznej twórczości Kornela Makuszyńskiego



19

Małgorzata Chrobak: „Piekielne, latające maszyny", czyli nowoczesność według Kornela Makuszyńskiego



Edyta Korepta: Funkcje aforyzmów w wybranych powieściach



Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Kornel Makuszyński na Śląsku

Kornela Makuszyńskiego • Zofia Budrewicz: Kornel Makuszyński (w) szkole międzywojennej •

5 13

32 42 53 58

Beata Gdak: Krainy dzieciństwa w wybranych powieściach Kornela Makuszyńskiego dla dzieci i młodzieży

65



Marta Nadolna-Tłuczykont: Kornel Makuszyński na liście pisarzy „zakazanych"

72



Elżbieta Kruszyńska: Dziewczęta contra chłopcy. Czy tylko płeć różni bohaterów



Katarzyna Chrobak: Bóg, honor, ojczyzna - aksjologiczne wartości w twórczości literackiej Kornela Makuszyńskiego

81



Beata Langer: Polska prasa o śmierci Kornela Makuszyńskiego w 1953 roku

88

literackich Kornela Makuszyńskiego?

76

RADOŚĆ CZYTANIA •

Emilia Kiereś: ***

• Alicja Baluch: Koziołek Matołek - „dziecko w wieku koziołka"

95 96

• Grażyna Lewandowicz-Nosal: Dwie awantury, jedna lepsza od drugiej

101



104



Karolina Jędrych: O pannie, która nie nosiła gorsetu Bernadeta Niesporek-Szamburska: Bardzo dziwne bajki Kornela Makuszyńskiego - co w nich dziwnego?

108



Magdalena Kulus: Panny i dziewice

115



Małgorzata Wójcik-Dudek: Bakcyl miasta - o Uśmiechu Lwowa Kornela Makuszyńskiego

118

• Aleksandra Pethe: Kartki z kalendarza. Kornela Makuszyńskiego felieton nie całkiem „dorosły" ... czyli mądrością dziecka patrząc na świat •

123

Lucyna Sadzikowska: Ród Mościrzeckich. O Liście z tamtego świata Kornela Makuszyńskiego

130

WSPOM NIENIA Z ZATOPIONEGO KRÓLESTWA •

Małgorzata Musierowicz: Na prostej

135



Ewa Standtmuller: Uśmiech Lwowa

136



Renata Piątkowska: Mistrz słowa

138



Paweł Beręsewicz: Moja Fiki-Miki

138



Barbara Gawryluk: Mój przyjaciel Kornel Makuszyński

139

MIĘDZY DZIECKIEM A KSIĄŻKĄ •

Stanisława Niedziela: „Dwadzieścia lat za nami"

140

• Anna Krawczyk: Makuszyński inspiruje!

145



146

Danuta Bula: Nastolatki o literaturze, czyli mistrz Kornel Makuszyński

Z LITERATURY FACHOWEJ •

Izabela Mikrut: Jak czytać dziecku

151

NA LADACH KSIĘGARSKICH •

Monika Rituk: Ćwiczenia językowe (Pejzaż z gżegżółką, czylijęzykowy zawrót głowy)

152



Katarzyna Bereta: Landszaft dla podlotków (Wojna na Pięknym Brzegu)

154



Marta Nadolna-Tłuczykont: Multum sposobów na nudę (Ciekaweco będziejutro?)

156



Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Zwierzyniec uporządkowany (Zwierzyniec literacki)

157



Izabela Mikrut: Wesoło o futrzakach (Cztery łapy i ogon, czyli opowiadania



o zwierzętach)

158

Marta Nadolna-Tłuczykont: Niesamowita przygoda z filmem (Ale kino!)

159

• Zofia Adamczykowa: Co to są „Noskawery"? (Noskawery)

161



Monika Rituk: Pościg za złodziejem (Rico, Oskar i złodziejski kamień)

164



Magdalena Kulus: Miłość jak czekolada (Czekolada z chili)

165

POŻEGNANIA • Grzegorz Leszczyński: Profesor Janusz Beksiak (1929-2014)

168

• Jan Malicki: Nie spodziewałem się tej wiadomości...

170

ABSTRACT

171

PODRÓŻE „GULIWERA Niedawno z ogromną przyjemnością oglądałem - a jakże, tuż przed północą - film, którym od lat jestem zafascynowany. To oczywiście Szatan z siódmej klasy według powie­ ści Kornela Makuszyńskiego. Powieści po raz pierwszy opublikowanej w 1937 roku, a już dwa lata później filmowanej. Realizacji nie dokończono. Przerwała ją wojna. Ta powojen­ na produkcja filmowa zakończyła się premierą 25 listopada 1960 roku. I była wielkim suk­ cesem Marii Kaniewskiej i Romana Niewiarowicza, którzy przenosząc akcję w socrealizm, zachowali to, co w prozie Makuszyńskiego było najpiękniejsze - urok naftalinowego świa­ ta naszych przodków, wykwintne i wysmakowane sytuacje, nawet wówczas, gdy groza rozstrzygnięć ostatecznych miała już wymiar katastroficzny, spadającego miecza Damoklesowego, wreszcie subtelność dialogu bohaterów. To oczywiście dzisiejsze spojrzenie na film sprzed półwiecza. Ale też ów wieczór uświadomił mi migotliwą zwiewność różnych poziomów recep­ cji tego dzieła przez owe 50 lat. Najpierw zafascynowanie kryminalno-detektywistyczną fabułą. Potem - pełne naturalnej słodyczy słowa Poli Raksy: „Adasiu...", będące zapewne wcieleniem młodzieńczych marzeń, wreszcie - wyrazista, a zarazem antytetyczna kreacja postaci dwóch braci, podkreślająca w praktyce różnice między życiem aktywnym i kon­ templacyjnym. Na szczęście z akcentem na przeważającą siłę intelektu. Szczególnie, gdy bliżej przyjrzymy się postaci profesora. Typowego, klasycznego, modelowego; jak zawsze roztargnionemu, jak zawsze z książką, jak zawsze z krawatem. No, i oczywiście w słomko­ wym kapeluszu, tak namiętnie noszonym tego roku przez turystów i bywalców berlińskiej Wyspy Muzeów. Turystów, rozdzieranych typowymi dylematami wyboru między ołtarzem pergamońskim a pięknością - nie do odtworzenia - Nefretete. Świat Kornela Makuszyńskiego ma ten niesamowity dar spajania różnych wymiarów naszego trwania. Zaciekawia, pociąga i unieruchamia dziś już antykwaryczne sytuacje przedstawiane, a zarazem poprzez niezwykle bogaty, precyzyjny, piękny i wyszukany język przyciąga uwagę, skupia na szczególe, ale - w moim odczuciu - uczy szacunku do owego odeszłego świata rycerskości: wobec drugiego człowieka, kobiety, dramatycznej sytuacji. Ten świat budowany też był na zaufaniu i wierności danemu słowu. Wszystko to sprawia, że powieści te stają się czymś, co pozwala odkrywać arystokratyzm codzienności. To, cze­ go trudno dopatrzeć się na ulicy, w nienawistnej twarzy drugiego człowieka, szarości jego stroju, zapomnianym raz na zawsze uśmiechu. I słów najprostszych; choćby tylko „dzień dobry". Szybciej je usłyszymy na górskim szlaku z ust najstarszych i najmłodszych tury­ stów (ale już nie średniego pokolenia) niż u naszych najbliższych sąsiadów. Twórczość Kornela Makuszyńskiego przypomina mi zatem bursztyn. Wewnątrz zawie­ ra w sobie dramatyzm losu, na zewnątrz kunsztowną i pociągającą - wcale nie najdroż­ szą - biżuterię, która swym kształtem, barwą i oprawą skupia uwagę oglądającego, zaska­ kuje i zachwyca. Dwa światy, dwie rzeczywistości, dwa czasy. Jeden - stawania się, i dru­ gi - trwania. Dla każdego twórcy, ale też czytelnika, z pewnością ważniejsze staje się owo 3

trwanie. Bo przecież archaicznych „ramotek staroszlacheckich" nasza literatura zna bar­ dzo wiele. Z owego morza dokonań twórczych archeologia literatury wydobywa nielicz­ ne. One wchodzą do kanonu literackiego - narodu, regionalnych społeczności, grup in­ telektualistów czy jedynie uczniów - w postaci obowiązkowych lub nadobowiązkowych lektur z przesłaniem ad usum Delphini. Są one przypominane tak długo, jak długo współ­ tworzyć będą ów kanoniczny ciąg, czytany lub jedynie stereotypowo omawiany. Tak by­ ło w starożytności, tak jest i dzisiaj. Gdy jednak jak w pokerze pojawi się ktoś, niczym ów Zoil, zawistny krytyk Homera, i powie: „sprawdzam", dziś, tu i teraz, wówczas dzieło samo musi się bronić. Zapewne uniwersalnością przesłania, niekonwencjonalnością treści, we­ wnętrzną architektoniką, atrakcyjnością języka. Gdy jednak mimo to przywoływany by­ wa argument „bo mi się", to zaczynamy pytać o cel owego despotycznego, wręcz miaż­ dżącego argumentu. Są jednak kwestie, które owo pokerowe „sprawdzam" uszlachetniają, obiektywniej po­ rządkują wiedzę o dokonaniach twórczych pisarza. Sądzę, że dotyczy to wszystkich utwo­ rów, do których analizy i interpretacyjne zabiegi krytyków i historyków literatury się zbli­ żają, rzadko jednak całkowicie je wyjaśniają. Tak jest również z twórczością Kornela Ma­ kuszyńskiego. Chociażby z jego debiutem. Sam moment debiutu autor Bezgrzesznych lat określa jednoznacznie: Za pierwszy wiersz uważam ten, od którego się liczy datę potrzebną do jubileuszu, to zna­ czy do tej uroczystości, kiedy człowieka odziewają w stary frak, gadają niemądre mowy i ofia­ rowują jeszcze jeden pamiątkowy, ale za to tandetny kałamarz ze statuetką kolegi Homera. W tekście wspomnień z lat młodzieńczych Makuszyński przywołuje dwa sonety dru­ kowane w „Tygodniku Literackim", redagowanym przez Jana Kasprowicza jako dodatek do „Słowa Polskiego" zapewne w 1900 roku. Ich autor gimnazjalista miał wówczas 16 lat, sła­ wę poety, kłopoty z matematyką i księdzem katechetą. Tymczasem Słownik pisarzy i ba­ daczy literatury za tak ważny dla porządkowania wiedzy o twórcach przyjmuje 1901 rok, a dokładniej 26 września 1901 roku, i wiersz zatytułowany Nam spoczywać dziś nie wolno, podpisany: Kornel M., napisany „na cześć zjazdu przemysłowego w Krakowie", a zaczyna­ jący się od słów: Gdy nadzieja nasza w czynie, Kiedy myślą nieudolną Chcemy stanąć na wyżynie; Nam spoczywać dziś nie wolno. Cóż, pokolenia polonistów będą czytać, analizować, pisać, tworzyć i spierać się o twórczość wciąż na nowo uwodzącego następne pokolenia czytelników Kornela Maku­ szyńskiego. To wizja optymistyczna trwania polskiej humanistyki.

Jan Malicki

4

r^ 1 « •

WPISANE W KULTURĘ

Anna Maria Krajewska

LISTY WYDAWCY DO KORNELA M. W 1997 roku Jolanta Kowalczykówna napisała w swej pracy Z badań nad warszta­ tem literackim Kornela Makuszyńskiego jako autora powieści dla młodzieży, że autor Bar­ dzo dziwnych bajek w dalszym ciągu oczeku­ je na swego monografistę [s. 9]. Stwierdze­ nie to pozostaje w mocy mimo 18 lat, któ­ re upłynęły od tamtej chwili. Makuszyński, mimo upływu lat i mód, wciąż jest postacią istniejącą w świadomości zarówno czytel­ ników, jak i profesjonalnych znawców. Uka­ zują się wznowienia jego utworów, a także utwory inspirowane jego twórczością (po­ wieść Katarzyny Majgier Amelka, inspirowa­ na twórczością pisarza, otrzymała Nagro­ dę Kornela Makuszyńskiego w ogólnopol­ skim konkursie na książkę dla dzieci młod­ szych) i biografią (sztuka Łukasza Wylężałka Najweselszy człowiek wyemitowana została w Teatrze Telewizji TVP 1 30 kwietnia 2012). Nie można też powiedzieć, że badacze nie interesują się barwną postacią popularne­ go pisarza. Jednak monografia obejmują­ ca całokształt jego życia i twórczości wciąż jeszcze nie powstała. Złożyło się na to kil­ ka przyczyn. Makuszyński nie był pisarzem, którego można byjednoznacznie sklasyfikować i „za­ szufladkować". Podlegając wpływom różnych epok i różnych kierunków, nie byłz żadnym ści­ ślej związany, nie należał do żadnej „szkoły" ani teżgrupy literackiej. [...] czerpiąc z różnych wzorów, umiałpozostać samodzielny. Pragnął

być rozumianyprzez„statystycznego czytelni­ ka", specjalnie zaś upodobał sobie dzieci i mło­ dzież. [Kowalczykówna, Z badań nad warsz­ tatem literackim ., s. 9]. Być może owo nasta­ wienie pisarza na czytelników najmłodszych stanowi swego rodzaju przeszkodę dla ba­ daczy - pod naszą szerokością geograficz­ ną twórczość d la młodych od biorców wciąż jest niżej ceniona i zajmowanie się nią przy­ sparza badaczowi w powszechnym odczu­ ciu mniej splendoru niż bycie badaczem li­ teratury „poważnej, dla dorosłych". Z drugiej strony, niezwykła umiejętność pisania dla wszystkich bez oglądania się na modę wy­ daje się fascynującym zjawiskiem; takich pi­ sarzy nie było wcale wielu i choćby dlatego Makuszyński zasługuje na szczególne zain­ teresowanie. Był chyba jednym z najczęściej wydawanych pisarzy w okresie międzywo­ jennym - i po 1956 r. Jego książki dla dzie­ ci i dla młodzieży wciąż cieszą się zaintere­ sowaniem, trochę zapomniana została jego twórczość „dla dorosłych". Nie ulega wątpliwości, iż Makuszyń­ ski chciał wejść na rynek wydawniczy i zdo­ był go, a jego twórczość najlepiej rekomen­ dowała się sama, nie zalegając regałów księ­ garskich [Kowalczykówna, s. 15]. Wydaw­ nictwem, które opublikowało najwięcej jego książek, była istniejąca od 1857 roku firma Gebethner i Wolff, w okresie mię­ dzywojennym największy polski wydaw­ ca, w której ukazało się 38 tytułów w 78 wydaniach. Współpraca [...] z Makuszyń­ skim zapoczątkowana została w 1913 r., gdy razem z firmą „Gubrynowicz i Syn" Gebe­ thner i Wolff wydał książkę „Awantury arab­ 5

skie". Samodzielnie wydaje w 1918 r. „Bardzo dziwne bajki". Wydawnictwo publikuje książ­ ki Makuszyńskiego aż do końca swojej dzia­ łalności wydawniczej w 1949 r. - pisze Anna Bielawska w pracy magisterskiej Dzieje wy­ dawnicze książek Kornela Makuszyńskiego w latach 1908-1984, obronionej w IBilN UW (obecnie IINiSB UW) w Warszawie w 1987 r. Praca ta jest szczególnie cenna ze względu na umieszczone przez autorkę w aneksie wypisy z archiwalnych dokumentów, znaj­ dujących się w Muzeum Makuszyńskiego w Zakopanem. Zachowało się tu 48 umów K.MAKUSZYKISICI

UKRADLI WIEŻYC wydawniczych, a także 13urzędowych listów firmy, 7 listów Jan a Gebethnera, 2 wyciągi z konta i 3zawiadom ienia o oddaniu nowych nakładów do sprzedaży - pisze autorka. Mi­ mo że zachowana korespondencja z firma­ mi wydawniczymi nie jest kompletną do­ kumentacją ich współpracy z pisarzem, sta­ nowi dla badacza cenne źródło, które mówi 6

0 osobowości pisarza, materialnym pozio­ mie jego życia, firmie Gebethner i Wolff (od tego wydawcy listów jest najwięcej) oraz jej przedwojennym dyrektorze. Ich lektu­ ra pozwala stawiać nowe pytania, zwłasz­ cza związane z codziennym życiem pisarza 1jego epoką. Listy od wydawców ukazują Makuszyń­ skiego jako człowieka nieco rozwichrzone­ go, potwierdzając naszą intuicję, że ktoś o takiej fantazji i poczuciu humoru nie mógł przywiązywać nadmiernej wagi do komple­ towania papierków. Zbiory Muzeum Maku­ szyńskiego nie był przenoszone, więc jak na liczbę wydań utworów pisarza w okre­ sie międzywojennym, w jego zakopiańskim mieszkaniu zachowało się stosunkowo nie­ wiele listów. Z drugiej strony należy przy­ puszczać, że większość dokumentów pisarz trzymał w Warszawie, a stamtąd, wypędzony po Powstaniu przez Niemców jak inni miesz­ kańcy stolicy, prawdopodobnie niewie­ le mógł zabrać i raczej nie były to umowy wydawnicze. W okresie międzywojennym firma Gebethner i Wolff miała w Zakopa­ nem filię - z korespondencji wynika, że nie­ które honoraria autorskie były wypłacane przez nią. Może powstała tu również jakaś część dokumentów, dotyczących współpra­ cy z pisarzem? Może Jan Gebethner lub je­ go współpracownik Antoni Słapa przywozili niektóre umowy do podpisu do Zakopane­ go (taką wzmiankę można znaleźć w liście z 1946 r., do którego jeszcze powrócę); praw­ dopodobnie zachowały się tylko te przywie­ zione przez wydawcę lub przysłane do Za­ kopanego umowy. Miejsca ich zawierania Anna Bielawska nie podaje, poprzestając na dacie. Zaznacza przy tym, że to ona sama nadała swoim notatkom z tej koresponden­ cji układ według wydawców, a w tym obrę­ bie ułożyła je chronologicznie.

Po 1945 roku Makuszyński nie pisał już nowych książek. Było to wyrazem braku jego aprobaty dla nowych porządków. W latach 50. nie byłby już w stanie zmieścić się w zbu­ dowanej przez komunistów socrealistycznej klatce, nawet gdyby chciał - ale nie chciał. Jego postawa dobitnie wyraża dystans wo­ bec działań komunistycznej władzy, która konsekwentnie realizowała sztuczny pro­ jekt przebudowy świadomości społeczeń­ stwa, pozbywając się „burżuazyjnych re­ liktów". Do owych zbędnych elementów zaliczono autorów, którzy nie podporząd­ kowali się nowemu trendowi. Makuszyń­ ski potrafił pisać nawet w czasie okupacyj­ nej nocy: Szaleństwa panny Ewy powstały w 1940 roku, List z tamtego świata - w 1943. Z pewnością miałby o czym pisać także po wojnie. Początkowo po wojnie zapewne przeżywał szok związany z zagładą swego miasta, utratą domu, bo ten właściwy mie­ ścił się jednak w Warszawie, poniewierką w pruszkowskim obozie, który wywarł wstrząsające wrażenie na wszystkich, któ­ rzy przez niego przeszli. Mieszkanie w wil­ li „Opolanka" w Zakopanem nie było wła­ snością państwa Makuszyńskich, w okresie przedwojennym wynajmowali je, przyjeż­ dżając do stolicy Tatr dwa razy w roku, po wojnie zostali tam umieszczeni przez kwa­ terunek. Była to zupełnie inna sytuacja niż przyjazd na wakacje kogoś, kto niezawod­ nie płaci swoje zobowiązania wobec gospo­ darza. Życie cudzym kosztem na pewno nie wpływało dodatnio na samopoczucie pisa­ rza, przyzwyczajonego do samodzielnej eg­ zystencji na pewnym poziomie. Pierwszy z zachowanych dokumentów, o których pisze Anna Bielawska, pochodzi z 9 X 1918 roku. Jest to umowa dotycząca no­ wego, 2. wydan ia Bardzo dziwnych bajekw nakładzie 5250 egzemplarzy. Druk miał ukazać

się jeszcze w tym roku, a honorarium ustalo­ no na 6250 Mk. Dopisek odręczny głosi, że: O ile w ciągu roku od daty wydania rozejdzie się 3000 egz. „Bardzo dziwnych bajek", pan Makuszyński otrzyma dodatkowo 1250 Mk. Podpisano: Gustaw Wolff1. Potem następu­ je luka w dokumentacji. Kolejna umowa jest dopiero z 1925 roku, następna z 1926. Z roku 1927 zachowały się cztery umowy, po dwie z lat 1928 i 1929, cztery z 1930, po jednej z 1931 i 1932 roku, cztery dokumenty z 1933 - w tym jedno zawiadomienie o oddaniu do sprzedaży kolejnego wydania Trzeciej księgi przygód Koziołka Matołka z podaniem nakła-

Rys. Konstanty Sopoćko

du i sumy, jaka z tego wyniknie dla pisarza: Dopisujemy obecnie na dobro Sz. Pana hono­ rarium w wysokości300zł. Z roku 1934 zacho­ wały się cztery umowy i list z zawiadomie­ niem o kolejnym wydaniu Trzeciej księgiprzy7

gódKoziołka Matołka, z 1935 są trzy umowy, z 1936 - w sumie cztery dokumenty, w tym zawiadomienie o oddaniu do sprzedaży ko­ lejnego wydania Uśmiechu Lwowa, z 1937 za­ chowało się ich pięć, w tym dwa listy - jeden prywatny, drugi oficjalny i zawiadomienie o drugim wydaniu Awantury o Basię. Z 1938 roku jest tylko jedna umowa i trzy inne do­ kumenty (w tym zawiadomienie o 6. wy­ daniu Panny z mokrą głową) z 1939. Kolejny dokument pochodzi dopiero z lutego 1944 roku; jest to list od Jana Gebethnera. Wraz z nim Makuszyński otrzymał umowę doty­ czącą wydania powieści Człowiek znalezio­ ny w nocy. Honoraria pisarza pod koniec lat dwu­ dziestych i w latach trzydziestych w jednej tylko firmie Gebethnera i Wolffa wynosiły od najmniej kilkuset do tysiąca kilkuset zło­ tych w przeliczeniu na kwoty miesięczne, przy czym oczywiście nie wypłacano ich co miesiąc. Były to dobre zarobki (nawet w najbardziej „chudych" okresach nie spa­ dały poniżej pensji nauczycielskiej), ale nie­ regularne, wymagające umiejętności plano­ wania wydatków i oszczędzania w momen­ tach większych wypłat. Te umiejętności na ogół są najbardziej charakterystyczną ce­ chą artystów. Trzeba powiedzieć, że pracownicy fir­ my Gebethner i Wolff zdawali sobie z te­ go sprawę. Najwyraźniej dążono tu do wy­ płacania honorariów w częściach, sposób podziału kwot i terminy płatności skrupu­ latnie podając w umowach. Np. w umowie z 1925 roku czytamy, że zaliczka w wyso­ kości 1000 zł została już wypłacona, a resz­ ta kwoty w równych ratach zostanie wypła­ cona według zasady: pierwsza rata w cią­ gu tygodnia po wypuszczeniu książki, druga w miesiąc później. W umowie z 1926 roku wyszczególniono datę wypłacenia zaliczki 8

w wysokości pięćset zł, a pozostałe raty zo­ bowiązano się wypłacać między 10 a 15 każ­ dego miesiąca za egzemplarze sprzedane między 10 poprzedniego miesiąca a 10 bie­ żącego. W umowie z 1927 roku napisano, że w dniu dzisiejszym wypłacam y Sz. Panu 917 18 zł i podano trzy kolejne daty w y­ płacenia kwot po tysiąc w odstępach mie­ sięcznych. Honorarium często ustalano na jakiś procent (od 10 do 20, przeważ­ nie było to 13% lub 15%) od wartości ce­ ny egzemplarza brutto (katalogowej), przy czym skrupulatnie podawano wyso-

KORNEL MAKVSXYHSKI

SKRZYDLATY CHŁOPIEC

G CB CT M N C R ! WOLFF W A R fZ A W A

kość nakładu danego wydania i zawiada­ miano o przekazywaniu kolejnych nakła­ dów do sprzedaży. Starano się przeciwdzia­ łać nieregularności pisarskich dochodów i dążono do zapewnienia swojemu autorowi w miarę regularnych zarobków, co po czę­ ści wynikało z systemu pracy wydawnictwa:

wypuszczania kolejnych edycji i odbierania kwot za stopniową sprzedaż wyprodukowa­ nych egzemplarzy kolejnych nakładów. Wy­ dawca sam zarabiał stopniowo, stopniowo też regulował swoje zobowiązania wobec innych (można sądzić, że system ten dzia­ łał bez zaciągania kredytów). Taki sposób płatności wynikał jednak zapewne również z troski, by wesoły literat w przystępie fanta­ zji nie wydał wszystkiego od razu, a potem nie oglądał dna w swojej kieszeni. Tej ostatniej przypadłości chyba nie udało się całkowicie zapobiec. W umowach zachowały się ślady odbierania przez wy­ dawcę kwot uprzednio wypłaconych pi­ sarzowi w ramach różnego rodzaju zali­ czek. Mimo dobrych, choć nieoszałamiających zarobków, pisarz pożyczał u wydawcy, więc oszczędności raczej nie miał. Pienią­ dze zresztą zawsze można było zarobić i pisarz rzeczywiście je zarabiał. Utrzymywał się z pisania, co dziś w Polsce nie udaje się właściwie nikomu. Jak to się układało w cza­ sie okupacji? Na ten temat zachowanej ko­ respondencji z wydawcami nie ma. Brak też prywatnej korespondencji z Janem Gebeth­ nerem - obaj spędzili wojnę w Warszawie i nie mieli potrzeby do siebie pisać. Adam Stanisław Kondek pisze, że we­ dług ocen Stanisława Arcta w czasie oku­ pacji zagładzie uległo 77% zasobów książki polskiej (Władza i wydawcy, Warszawa 1993, s. 95). Jak podaje portal Parlamentarzyści RP, Jan Gebethner podczas kampanii wrześnio­ wej działał w Straży Obywatelskiej. Po kapitu­ lacji Warszawy na przełomie 1939 i 1940 roku przez kilka miesięcy był więziony na Pawia­ ku, ale po wyjściu z więzienia nadal praco­ wał w swojej firmie, od 1941 pod komisa­ rycznym zarządem niemieckim. Mimo te­ go drukował nielegalnie podręczniki polskie dla szkół i prowadził tajne kursy księgarskie.

W Powstaniu Warszawskim majątek firmy i archiwum uległy zniszczeniu. Po wojnie Gebethner odbudował firmę i kontynuował działalność wydawniczą. Już w lutym 1944 roku zawarł z Makuszyńskim umowę na wy­ danie Człowieka znalezionego w nocy, wypła­ cając mu ryczałtem 7500 zł,z tym że mieściona w sobie całkowitą zaliczkę przedwojenną. Resztę honorarium ustalono na 12% ceny ka-

Rys. Michał Bylina

talogowej egzemplarzy sprzedażnych. [...] Ce­ nę egzemplarza ustala firma. W liście z listo­ pada 1946 roku Jan Gebethner zawiadamia: W najbliższym czasie wypuścimy do sprzedaży trzy Twoje książki:„Awanturę o Basię", „Szata­ na" i „List". Znalazły się tu już echa nowych porządków, ale wydawca nie traci wigoru i jest pełen planów na przyszłość: Przedru­ kowując „Szatana" musieliśmy go przenieść 9

z Wilna do Pułtuska oraz stonować niektóre akcenty żydowskie w „Liście". Przeprowadzi­ liśmy tę zmianę nie porozumiewając się z To­ bą, gdyż czas naglił, by książki wydrukować przed Gwiazdką. Na rok 1947planujemy druk „Skrzydlatego chłopca", „Pannę z mokrą gło­ wą" i „Wyprawę pod psem", którejś książek z cyklu ilustrowanego i czegoś z prozy dla do­ rosłych. W pierwszych dniach grudnia przyja­ dę do Zakopanego i przywiozę umowy doty­ czące tych książek. Kolejne zdanie dowodzi, że istniała wojenna korespondencja mię­ dzy pisarzem a wydawcą, ale nie zachowa­ ła się: Opierając się na dawnej naszej umowie, potwierdzonej Twoim listem do mnie z 17. IX. 1942 będziemy o każde nowe wydanie podpi­ sywać oddzielną umowę.

Rys. Michał Bylina

List z tamtego świata, Szatan z siódmej klasy i Awantura o Basię rzeczywiście uka­ 10

zały się przed Bożym Narodzeniem 1946 w styczniu 1947 r. firma przeprasza za niedo­ starczenie egzemplarzy autorskich. Następ­ nie korespondent odnosi się do otrzymanego listu od pisarza: [...] spotkaliśmy się z wielo­ ma bolesnymi dla nas zarzutami co do pozio­ mu wydania „Listu z tamtego świata". Jeśli chodzi o dokonane przez nas przeróbki i skre­ ślenia, to pragniemy wyjaśnić, że musieliśmy na żądanie cenzury skreślić zakończenie roz­ działu 2 str. 34 rękopisu od słów: „Minęły trzy dni..." do końca rozdziału, zgodnie zresztą z instrukcją Sz. Pana. [...] Obecnie składamy do cenzury „Pannę z mokrą głową" i „Skrzy­ dlatego chłopca". Jako trzecią z kolei książkę Sz. Pana proponujemy „Wyprawę pod psem". W kolejnym oficjalnym liście z listopada 1947 roku wydawca przestrzega pisarza przed lekkomyślnym udzielaniem zgody na tłu­ maczenia, a w prywatnym prosi: Kornelu! [...] Nie gniewaj się na przyjacielską radę: nie dawaj nigdy generalnego przedstawicielstwa na Twojeprace tłumaczowi, nie mając pewno­ ści umieszczenia tych książek za granicą. [...] Bądź pewny, że mamy kontakt z zagranicą i nasze książki już stopniowo coraz silniej wchodzą na rynek zagraniczny, ale się trzeba cenić [...] Kochany Kornelu! Nie dawaj się bujać za granicą,jesteśza poważnym autorem, żeby Cię mogli obnosić po wydawcach. List ten do­ wodzi zjednej strony prężności firmy, której działalność najwyraźniej pomyślnie się roz­ wija, z drugiej pewnej nieporadności pisarza w biznesowych kontaktach. W następnych listach wydawca skrupulatnie więc regulu­ je kwestię prawa do przekładów. Z korespondencji wynika, że zaintere­ sowanie zagranicznych wydawców twór­ czością Makuszyńskiego było duże. W ofi­ cjalnym liście od Gebethnera i Wolffa z 5.07.1948 roku czytamy: Zwróciła się do nas firma wydawnicza „M atica Slowen-

ska" o zezwolenie na przekład „Aw antu­ ry o Basię" na język słowacki. Wobec tego uprzejmie zapytujemy, czy Szanowny Pan nie udzielił już komuś swego zezwolenia, gdyż chcielibyśmy udzielić opcji za wiedzą Sz. Pana. Również pozwalamy sobie przypo­ mnieć, że dotychczas nie otrzymaliśmy od­ powiedzi na nasz list z 4 VI br. (?) w sprawie przekładu tej samej książki na język czeski, 0 który zwróciła się do nas firma Hynek. Spra­ wa jest dla nas pilna, ponieważjesteśmy zasy­ pywani listami zainteresowanych innych firm. Dlatego też bylibyśmy Sz. Panu bardzo zobowiązan i, gdyby Sz. Pan zechciał możliwie od­ wrotnie odpowiedzieć. Oczekując rychłej wia­ domości łączymy wyrazy głębokiego szacun­ ku i prawdziwego poważania. W liście z 4.06.1949 roku znajdujemy wzmiankę, która dowodzi, że w okresie po­ wojennym przez jakiś czas firma Gebethner 1Wolff wypłacała Makuszyńskiemu coś w ro­ dzaju pensji. Jan Gebethner pisze: [...] obec­ ne zarządzenie skarbowe obciąża autorówpo­ datkiem dochodowym od połowy pobiera­ nego honorarium. Przy dochodzie 50 000 zł miesięcznie podatek wynosi 15%, [...] które jesteśmy obowiązani potrącać przy wypła­ cie. Na uspokojenie Ciebie dodam, że autorzy, w porównaniu z innymi, wcale tak wiele nie płacą [...]. Z czasem jest jednak coraz ciężej. W listopadzie 1950 roku firma przeprasza za paromiesięczne zaległości spowodowa­ ne trudnościami, jakie przeżywa. W miesiąc później zawiadamia o przekazaniu 2795 zł, co łącznie z kwotą podatku czyni sumę 3000 i o tym, że „Wielka brama" została zdyskwali­ fikowana przez specjalną komisję dla książek młodzieżowych, o czym poinformowało nas Ministerstwo Kultury i Sztuki. Bardzo nas ta wiadomość zmartwiła, tym bardziej że nieste­ ty nie pomogą żadne interwencje w takim wy­ padku [...]. Jest to rok, w którym Gebethne­

rowi cofnięto koncesję na wydawanie ksią­ żek. Prywatne firmy wydawnicze przestały działać, książki Makuszyńskiego nie ukazują się, a on sam przestaje zarabiać. Ta sytuacja trwa trzy lata - do śmierci pisarza (i jeszcze kolejne trzy - do 1956 roku). W tym czasie Makuszyńscy żyją dzięki pomocy przyjaciół, co ukazuje w swojej sztuce Łukasz Wylężałek. Dobrym człowiekiem musi być ktoś, kto ma takich przyjaciół.

Jan Gebethner był nim także. W świetle korespondencji z pisarzem przedstawia się w jak najkorzystniejszym świetle. Dba o swe­ go autora, pilnuje również jego interesów, stara się zapewnić mu jak najlepsze warun­ ki do pracy, roztacza nad nim swego rodza­ ju opiekę, jest solidny w interesach i chwi­ lami zatroskany lekkomyślnością kocha­ nego Kornela. Kompetentny, zdecydowa­ 11

ny, pewny swego zdania, taktowny, ciepły i lekko ironiczny, zawsze pół kroku za swoim autorem, któremu pozwala świecić pełnią blasku, nie tracąc nic z własnego. Umiejęt­ ność właściwej oceny człowieka jest częścią jego profesjonalizmu. Dziś wiele słyszy się o ludzkim kapitale, lecz nie idą za tym czy­ ny. Jan Gebethner umiał ten kapitał groma­ dzić bez wielkich słów. Tak cenić prawdziwą wartość innych umieją tylko ludzie mający mądre poczucie własnej wartości. K O R N E L

M A K U S Z Y Ń S K I

G C k tlH N E R l W O IM

•wAtUAWA

Cóż to musiał być za słoneczny czło­ wiek! Przy lekturze jego listów do Maku­ szyńskiego ma się wrażenie, że jest on jak­ by postacią z powieści pisarza. Oto co i jak pisze wydawca np. w liście z 14.02.1944 roku: Kochany Kornelu! Dziękuję Ci za list z podcyfrowaną umową. W załączeniu przesyłam Ci egzemplarz porządnie podpisany, a punkt 4, „cierniowy", o który Ci chodziło, przerobiłem w myśl Twoich życzeń. Cierń wyjąłem, lecz 12

ślad pozostanie, pragnę bowiem, byś pamięć 0 wydawcy miał choć w pięcie, a nie wyżej. Batalję wygrałeś, uważam się za pokonanego 1jako zwyciężony przesyłam okup w postaci wina, którego w Twoim kraju brakuje. Skalpu nie posyłam, bo łatwiej o wino niż skalp, a ze skalpu chudego wydawcy niewiele by Ciprzy­ szło. Jak widziszpanujesznade mną całkowicie i będę łgał wedle Twoich życzeń, mam nadzie­ ję, że grzech ten będzie mi odpuszczony na są­ dzie ostatecznym, gdy przed tronem Najwyż­ szego stanie mizerny wydawca i chwałą okry­ ty Wielki Kornel. Zadzwoń kiedy, a nie omiesz­ kam osobiście złożyć hołdu memu potężnemu władcypióra i humoru. Łącząc ucałowania rąk Szanownej Pani, ściskam Cię. Jan Gebethner. Co ciekawe, styl tych listów znacznie odbie­ ga od stylu książki Jana Gebethnera Młodość wydawcy. Może ujawniał się tylko w kontak­ cie z pisarzem? Urzędowe listy od firmy Gebethner i Wolff były chyba pisane tą samą ręką. Są ciepłe, żartobliwe, taktowne i konkretne jak ten z 1937 roku: Jesteśmy zdania, że tytuł „Dzieci czytające w tepędy bo topolskie legen­ dy" niejest udany. Prosimy najuprzejmiej o za­ stanowienie się nad innym tytułem. Pozwala­ my sobie również zwrócić uwagę Sz. Pana na parę drobiazgów: „Smok ma 60 nóg" - Wa­ lentynowicz zgadza się tylko na 4 nogi, trze­ ba więc odpowiednio zmienić tekst. [...] „Baba dobra chociaż gruba" - czy nie lepiej usunąć „chociaż"? To są zresztą nieistotne szczególiki. Łączymy wyrazy szczerego szacunku. Z zachowanej korespondencji wynika potwierdzenie skądinąd znanej konstatacji, że II wojna światowa i okupacja niemiecka nie zniszczyły Polski tak bardzo, jak pół wie­ ku komunizmu. Jan Gebethner, przedsta­ wiciel przedwojennej inteligencji i przed­ wojennego ruchu wydawniczego, inicjator niezliczonych przedsięwzięć, ktoś, dla kogo pozytywnie wpływać na otaczającą rzeczy­

wistość było równie oczywiste jak oddychać, umiejący zarabiać, ale przede wszystkim umiejący tworzyć instytucje i zarządzać ni­ mi, człowiek zaspokajający wraz z autorami dziecięcy głód książki - dla zysków, ale prze­ cież nie tylko dla zysków - dlatego, że tak trzeba. Człowiek, którego komuniści ode­ słali do kąta, znalazł swoją niszę, nie pozwo­ lił się całkowicie wykluczyć ze społeczeń­ stwa. W powojennej rzeczywistości poradził sobie lepiej niż Makuszyński; pisarz był star­ szy o dekadę od swego wydawcy, w związ­ ku z tym zapewne mniej elastyczny, bardziej wrażliwy. Jednak przede wszystkim był kimś popularnym, od kogo domagano się wyraź­ nej deklaracji za nowym porządkiem, której nie umiał, nie mógł i nie chciał udzielić. W y­ rzekł się wszystkiego z wyjątkiem poglądów, więc w państwie rządzonym przez komuni­ stów nie było dla niego miejsca. Straciliśmy na jego odrzuceniu; straciły dzieci, którym w odpowiednim czasie nie dano przeczytać jego książek. Ale straciliśmy też na zaprze­ paszczeniu dzieła i odsunięciu na boczny tor takich ludzi jak Jan Gebethner, bez któ­ rego nie byłoby może takiego Kornela Ma­ kuszyńskiego, jakiego znamy.

wany w kazaniach przez kardynała Stefa­ na Wyszyńskiego1. Prymas wspominał jego trzy hymny z Pieśni o Ojczyźnie, dwukrot­ nie historię o mocy słonecznego promienia z Bezgrzesznych lat.Jeden zpopularnych pisa­ rzy polskich, chcąc w części przynajmniej od­ słonić posługę słowa, przedstawił to w prze­ miłym zmaganiu się z promieniem słonecz­ nym. Chociaż trzymał pióro w czarnym pły­ nie i chciał nim przykryć białą kartę papieru, promień zawsze był na wierzchu. Pisarz zro­ zumiał, że to jest jego posłannictwo, jego zadanie - nie przykrywać promieni, ale od­ słaniać je i dawać ludziom światło2. Wresz­ cie, w homilii wygłoszonej w 50-lecie spro­ wadzenia zwłok Henryka Sienkiewicza zVevey do Warszawy w listopadzie 1974 roku Wyszyński mówił: Henryk Sienkiewicz jest w swojej twórczości przeniknięty do głębi my­ śleniem katolickim, jak Makuszyński stylem biblijnym, jak Kasprowicz „tropieniem" Boga w małej roślince3. Mimo początkowych niepowodzeń na katechezie, zakończonych często przywoły­ wanym dowcipnym wierszykiem, a w kon­ sekwencji usunięciem ze szkoły, lekcje reli­ gii musiały być na tyle skuteczne, że w swo­ jej twórczości Makuszyński chętnie stosował porównania i frazeologię biblijną. Należało 1 Wszystkie cytaty z dokumentów za: Anna to, na równi z odwołaniami mitologicznymi, Bielawska, Dzieje wydawnicze książek Kornela Makuszyńskiego w latach 1908-1984, Warszawa do podstawowego wyposażenia ówczesne­ 1987, praca magisterska pod kierunkiem prof. go erudyty. Nie wiemy, na ile sam był czytel­ Marianny Mlekickiej, IINiSB UW. nikiem Pisma św. w okresie późniejszym niż nauka w szkole. Podstawą niniejszego arty­ kułu jest analiza wybranych powieści Korne­ Grażyna Lewandowicz-Nosal la Makuszyńskiego pod kątem stosowania odwołań do Pisma św. BIBLIJNA FRAZA KORNELA Były to następujące powieści Awan­ MAKUSZYŃSKIEGO tura o Basię, Panna z mokrą głową, Szaleń­ 30 lipca 1953 roku odszedł pisarz, który stwa panny Ewy, Szatan z siódmej klasy, Wiel­ przez całe życie głosił miłość i miłosierdzie. ka brama, Wyprawa pod psem oraz Złama­ Był to jeden z twórców chętnie przywoły­ ny miecz4. 13

W pracy poświęconej warsztatowi li­ terackiemu Kornela Makuszyńskiego Jo ­ lanta Kowalczykówna podjęła między in­ nymi problem odwołań intertekstualnych w prozie dla młodzieży pisarza ze słońcem w herbie5. Według autorki cytaty, przysło­ wia, zagadki występują w powieściach au­ tora Awantury o Basię w następujących funk­ cjach: są tytułami rozdziałów, służą cha­ rakterystyce postaci literackich, opisują i komentują sytuacje, w jakiej postać się zna­ lazła, podkreślają różne tonacje wypowie­ dzi, emocje i nastroje bohaterów, charakte­ ryzują powieściowe zwierzęta i przedmio­ ty. W swoich utworach Makuszyński korzy-

. ■ Rys. Katarzyna Kołodziej

stał z różnych źródeł, cytował utwory wielu pisarzy tak polskich, jak i obcych. Jednym z dzieł było Pismo Święte. Wprowadzone w obręb powieści cytaty mogły i nadal mo­ 14

gą stymulować do podjęcia gry literackiej przez młodego, ale już oczytanego odbiorcę. Przecież te książki, wydawane bez objaśnień, czytała ongiś młodzież szkół powszechnych i średnich6. Pojawiająca się w tytułach rozdziałów aluzja biblijna staje się ich wizytówką i za­ powiada dalszą treść. „Nowy sąd Salomona" w Awanturze o Basię to aluzja do znanego wyroku, jaki wydał król w sporze dwóch nie­ wiast o dziecko. W powieści dwie strony, pan Olszowski i pani Olszańska, spierają się, któ­ rej z nich ma przypaść w udziale opieka nad małą Basią. Drugim rozdziałem, opatrzonym biblijnym tytułem w tej powieści, jest roz­ dział pt. „Uśmiech krwawego Heroda". Opi­ suje w nim Makuszyński niezwykle wzrusza­ jącą scenę śmierci starego aktora Antoniego Walickiego, z racji wyglądu i zachowania po­ równywanego do Heroda. U kresu życia je­ go naznaczoną cierpieniem twarz rozjaśnia ostatni, przedśmiertny uśmiech. „Adam wraca do raju" to tytuł rozdziału w Złamanym mieczu, w którym autor opisu­ je moment objęcia przez głównego bohate­ ra majątku na Wileńszczyźnie. Majątek nazy­ wa się Głodowce, z biblijnym, obfitującym we wszystko rajem ma niewiele wspólnego, mimo to może wyżywić Adasia i jego nieza­ możnych przyjaciół. Najczęściej aluzje biblijne służą Ma­ kuszyńskiemu do charakterystyki bohate­ rów. Nadając swoim postaciom imię Adam (Adam Cisowski z Szatana z siódmej klasy, Adam Gilewicz ze Złamanego miecza), autor wykorzystuje zbieżność z imieniem pierw­ szego człowieka. Ta sama uwaga dotyczy szalonej Ewy i Ewy Gąsowskiej. Wielokrot­ nie przypomni Makuszyński postać Łazarza z biblijnej przypowieści. Łazarz jest symbo­ lem nędzarza, któremu za życia się nie wio­ dło. Taki jest los Antoniego Walickiego, pa­

na Kropki, Adasia Cisowskiego, gdy leży z rozbitą głową. Wspomniany Walicki został dodatkowo porównany z innym biblijnym nieszczęśnikiem - Hiobem. Narrator powie o nim: jej pierwszy opiekun cierpieniem pobi­ ty, leżał bezbronny, Łazarz i Hiob dopraszający się jednego ciepłego słowa7.

ny Lota. Inni mają tak mocny sen, że nie obu­ dziliby się na sąd w Dolinie Jozafata. Dwu­ krotnie samotność, niezrozumienie, w jakiej się znalazł pan Mudrowicz, określi autor ja­ ko „ziemię egipską, dom niewoli". Specyficzna jest walka wewnętrzna, jaką toczą trzej bohaterowie powieści. Za każdym razem jest ona porównywana do walki Jakuba z Aniołem. W Awanturze o Ba­ się proces powrotu do zdrowia ojca Basi jest opisany tak: coś się w nim dzieje, coś się przewala i łamie. Mocuje się ze sobą jak Ja ­ kub z Aniołem9, Iwo Gąsowski dyszał ciężko i mocował się z duszą jak Jakub z Aniołem10, także pan Rozbicki, który miał podjąć de­ cyzję o zaniechaniu zemsty, nie tylko ważył w myślach ciężkie sprawy, lecz walczył z duszą własną jak Jakub z Aniołem11. Nato­ miast próbę pana Szymbarta wypicia mle­ ka z pustego, choć pokrytego mlecznym ko-

Kornel Makuszyński

sz ale ń stw a panny Ew y

Rys. Konstanty Sopoćko

W Złamanym mieczu Adasia i Wojtka określono mianem „ptaków niebieskich", Adaś Cisowski to „fałszywy prorok", zaś cioci Halickiej, gdyby żyła w historycznym okresie „pięciu panien mądrych i pięciu głupich", nie zaliczono byjej przenigdy do serii pierwszej8. Bohaterowie literaccy w powieściach Makuszyńskiego znajdują się w różnych sy­ tuacjach. Gdy są zdumieni czy zaskoczeni, są porównywani do zamienionej w słup soli żo­ 15

żuchem garnka, skomentuje sam Salomon: W tej chwili król Salomon, siedzący na chmu­ rze i przyglądający się tej scenie, zawołał za­ pewne: „Z próżnego i ja nawet nalać nie mo­ głem, kochany panie Szymbart"12.

Przedstawiając sytuacje, w jakich zna­ leźli się bohaterowie, narrator porównu­ je je do biblijnych wydarzeń. Ciężkie czasy, w których brakuje chleba, dla Adasia Gilewicza, zostały opisane tak: czasy stały się ciężkie. Siedem krów chudych wylęgłych w głowie egipskiego faraona przywałęsało się w nasze strony [...]. Jadowite krowy zjadły też i ten chleb, którym się karmił Adaś znajdujący się w wieku niepomiarkowanie łapczywym13. Brak pieniędzy w domu Tyszowskich po­ równa autor do braku bi­ blijnej manny. Siadającą w fotelu Ewę Jurek Zawidzki ostrzega: tylko proszę się za bardzo nie wiercić, gdyż podstawa jest chwiejna i grozi skręceniem karku. Sędzia Heli w Starym Te­ stamencie też zleciał tylko z krzesła i wyzionął ducha14. W tej samej powieści wy­ cieczka pana Mudrowicza do Otwocka zo­ stanie porównana do wyprawy do Ziemi Obiecanej. Na pytanie profesora Gąsowskiego, czy ktoś ukradł drzwi, Adaś przypomni wydarzenie z życia Samsona i powie: Sam16

son, zanim go ostrzygli, zdjąłzzawiasów i wy­ niósł na plecach bramę miasta Gazy15. Aluzje biblijne służą także charaktery­ styce emocji i nastrojów bohaterów. Profe­ sora Gąsowskiego na widok Adasia Cisow­ skiego gniew zalewał jak Mo­ rze Czerwone. Swoją radość wyrazi pan Podkówka, tań­ cząc „jak Dawid przed arką". Jerzy Zawidzki powie Ewie Tyszowskiej, że jest wielka i wspaniała, a on nie jest wart zawiązać rzemyka u jej san­ dałów. Dla podkreślenia ko­ nieczności zmiany nastroju narrator w Sza­ tanie z siódmej klasy powie: należało jednak zejść z jakubowej drabiny zachwyceń na zie­ mię, na której grasują dziwaczne rzezimiesz­ ki, i zimnym rozumem rozważyć tajemniczą sprawę16. Głosem ani zimnym, ani gorącym, ale letnim i tak mdłym jak deszczowa woda bę­ dzie przemawiała do Ewy pani Szymbartowa, mówiąc, że jej dom jest uczciwy i po­ rządny.

Rys. Zbigniew Piotrowski

Wypowiedzi narratora lub bohaterów mogą mieć także charakter pozdrowień, ży­ czeń, zachęty do działania. Biblijną formułą „pokój temu domowi" posłużą się bohate­ rowie Wyprawy pod psem. „Poruszyć niebo

i ziemię" będzie stanowiło zachętę dla Ba­ si Bzowskiej, żeby wytrwale szukała swo­ jego ojca. Aluzje biblijne służą również charakte­ rystyce przedmiotów i zwierząt. Dwukrotnie do ognistego wozu proroka Eliasza porów­ nał Makuszyński auta bohaterów - w Wypra­ wie pod psem i w Wielkiej bramie. W Szaleń­ stwach panny Ewy wóz meblowy miał wiel­ kość arki Noego. Inny środek lokomocji, łód­ ka księdza Kazury, tym razem z racji swojego wieku, takoż przypominała arkę Noego.

Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski

nia niezwykłości chwili, zaakcentowania wy­ miaru zdarzenia, wagi przeżycia, towarzy­ szących mu emocji (np. porównanie Walic­ kiego do Łazarza i Hioba, walki wewnętrz­ nej do walki Jakuba z Aniołem). Mamy tu do czynienia z pewną transformacją znaczeń, podniesieniem zdarzeń z kręgu profanum do kręgu sacrum. Ale Makuszyński stosu­ je także zabieg odwrotny, gdy przedmio­ ty lub sceny prozaiczne (samochód, kupno chleba) również opatruje komentarzem bi­ blijnym. Jest to świadectwo familiaryzacji, nawet pewnego spoufalenia się z tekstem biblijnym. Poprzez wyolbrzymienie, prze­ ciwstawienie sytuacji, postaci z książek ze scenami, osobami z Biblii uzyskuje autor efekt humorystyczny. Niewątpliwie biblizmy nie pojawiają się w utworach w sposób sztuczny, raczej wyrastają z sytuacji opisy­ wanej w powieści, stanowią jeszcze jedną oznakę erudycji, tym razem biblijnej, auto­ ra. Są czytelne dla osób znających treść Bi-

Z ROZWAŻAŃ NABKOLTUKĄ OJCZYSTĄ Pies Apasz, przyjaciel Zbyszka z Wy­ prawy pod psem, wyglądem i zachowaniem przypominał apokaliptyczną bestię, nato­ miast pies strzegący domu państwa Gąsowskich to był na pewno ten sam, którego Noe zabrał do arki17. Korzystając z zasobu aluzji i cytatów bi­ blijnych, Makuszyński wzbogaca i uatrakcyj­ nia swoje fabuły. Odwołania biblijne służą autorowi i jego bohaterom do podkreśle­ 17

blii. Akcentują także wartość postaw i po­ stępowania bohaterów. Ci ostatni podejmują się wszak zadań trudnych. Narażając samych siebie, ratują ży­ cie innych: z pożaru (Irenka Borowska), po­ wodzi (Zbyszek z Wyprawy pod psem, Piotr z Wielkiej bramy) bądź przywracają społe­ czeństwu jednostki nieszczęśliwe, zamknię­ te w sobie, chore (Ewa pana Mudrowicza, Irenka panią Opolską, Piotr kapitana Barensa czy Basia ojca). Doprowadzają do zgody

zwaśnione rody, ratują dom od zagłady. Do­ bro innych jest dla nich najważniejsze, potra­ fią dążyć do niego z pełnym poświęceniem, wyrzekając się siebie. Skąd czerpią tak nie­ zwykłą siłę? Autor nie mówi o tym wprost, ale można się domyślać, że z modlitwy, z osobistego kontaktu z Bogiem, z indywi­ dualnych katechez, np. wielkim przyjacie­ 18

lem Irenki Borowskiej jest ksiądz proboszcz, trójka „Zetów" bierze udział we mszy, a na­ stępnie przygotowuje spektakl na imieniny księdza Wincentego. Wiara w dobro, dobro zwycięskie, to główne przesłanie utworów pisarza ze słoń­ cem w herbie. Pochwała i potęga dobra są wszechobecne w jego utworach. Bohatero­ wie Makuszyńskiego nie czytają Biblii, nie uczą się jej w szkole, oni ją po prostu znają i realizują w swoim życiu zawarte w niej za­ sady. Utwory Makuszyńskiego są odzwier­ ciedleniem chrześcijańskiego światopoglą­ du pisarza, w którym najważniejszą zasadą jest przykazanie miłości Boga i bliźniego. A Bóg Makuszyńskiegojest Bogiem uśmiech­ niętym. Te prawdy przekazuje autor w całej swojej twórczości. Napisałem pięćdziesiąt książek i stara­ łem się w każdej z nich głosić miłość czło­ wieka - odpowiedział z trudem Kornel. Nauczałem żarliwie, czasem wesoło, cza­ sem smutno, miłosierdzia. Myślisz, że ono i mnie się należy? - Tak, Kornelu. Zasłużyłeś so­ bie na nie jak nikt na świecie...18.

1Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski, Z rozważań nad kulturą ojczystą, Warszawa 1998, s. 287. 2 Tamże, s. 268. Słowa z homilii w dniu odznaczenia doktoratem honoris causa Jana Parandowskiego przez KUL w 1976 r., podobnie przywoływał Makuszyńskiego w 1958 r. na za­ kończenie Ogólnopolskiej Pielgrzymki Pisarzy i Pracowników Literatury, tamże, s. 17-18. Jako de­ wizę pisarzom zostawiał dewizę Makuszyńskiego „piszcie samymi światłami". 3Tamże, s. 326. 4 Były to następujące wydania powieści Kornela Makuszyńskiego: Awantura o Basię. Iskry, Warszawa 1955; Panna z mokrą głową. Nasza Księgarnia, Warszawa 1969; Szaleństwa Panny Ewy. Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1974; Szatan z siódmej klasy. Nasza Księgarnia, Warszawa 1958; Wielka brama. Wydawnictwo Morskie, Gdańsk

1990; Wyprawa pod psem. Nasza Księgarnia, War­ szawa 1994; Złamany miecz. Oficyna Wydawnicza „Graf", Gdańsk 1990. 5J. Kowalczykówna, Z badań nad warsztatem literackim Kornela Makuszyńskiego jako autora po­ wieści dla młodzieży. Piotrków Trybunalski 1997. 6Tamże, s. 228. 7K. Makuszyński, Awantura o Basię, s. 136. 8 K. Makuszyński, Szaleństwa panny Ewy, s. 38. 9K. Makuszyński, Awantura o Basię, s. 186. 10 K. Makuszyński, Szatan z siódmej klasy, s. 228. 11K. Makuszyński, Złamany miecz, s. 179. 12K. Makuszyński, Szaleństwa..., s. 56-57. 13K. Makuszyński, Złamany miecz, s. 7. 14K. Makuszyński, Szaleństwa..., s. 95. 15K. Makuszyński, Szatan..., s. 72. 16Tamże, s. 71. 17Tamże, s. 81. 18A. Czerwińska-Rydel, Słońcem na papierze. Wesoła opowieść o Kornelu Makuszyńskim, Łódź 2014, s. 115.

Krystyna Zabawa

BIEDA, CHOROBA i ŚMiERć CIEMNA STRONA SŁONECZNEJ TWÓRCZOŚCI KORNELA MAKUSZYŃSKIEGO Mojej Mamusi Jak spoza ciężkich, czarnych, burzliwych chmur słońce wreszcie jasną smugą wytryśnie i ozłoci ślady klęski i zniszczenia, tak i w tej opowieści przewalić się muszą chmury przez pierwsze stronicejak przez czyste obszary nie­ ba. Jak w życiu, jak w życiu... [...] Gorycz bólu i dotkliwość cierpienia tym słodszą nam czy­ nią radość, co się zjawi1. Niemal każdy badacz i krytyk, piszą­ cy o twórczości Kornela Makuszyńskie­ go, podkreśla jej „słoneczność". Tytuł po­ wieści Słońce w herbie stał się szybko cha­ rakterystyką wszystkich utworów pisarza,

a określenie „Słoneczny Pan" przylgnęło do niego niemal jak pseudonim artystyczny2. Tymczasem, trzymając się przyrodniczych metafor, podsuniętych przez samego twór­ cę: słońce nader często przesłonięte bywa­ ło w jego powieściach przez gęste, ciemne chmury, dzień ustępował nocy, mrok zajmo­ wał miejsce światła. W swoim szkicu chcę uważniej przyjrzeć się właśnie tej, na ogół pomijanej lub jedynie zdawkowo zaznacza­ nej, ciemnej stronie świata przedstawione­ go w powieści. Przedmiotem analiz będzie pięć najbar­ dziej popularnych i najczęściej wznawianych powieści dziecięco-młodzieżowych3. W ko­ lejności powstawania są to: O dwóch takich, co ukradli księżyc (1928), Panna z mokrą gło­ wą (1932), Awantura o Basię (1937), Szatan z siódmej klasy (1937), Szaleństwa panny Ewy (1940, wyd. 1957). Realizują one trzy, wyróż­ nione przez Dorotę Piasecką, schematy fa­ bularne: bohatersko-baśniowy, podróżniczo-przygodowy oraz sensacyjno-detektywny4. Są zatem reprezentatywne dla ca­ łej twórczości Makuszyńskiego, kierowanej do niedorosłego odbiorcy. Wstrętna ohyda nędzy Wstrętna ohyda nędzy, której nie po­ winno być na radosnym świecie, jest naj­ straszliwszym nauczycielem zła, więc kto nę­ dzę wygania z ziemi [...] zasypuje źródło zła. (AoB, 145) Świat powieści Makuszyńskiego jest światem ludzi ubogich, biednych, a na­ wet nędzarzy. Bogaci czy tylko dobrze sy­ tuowani wydają się wyspami na morzu niedostatku. Sam pisarz, charakteryzując w wywiadzie bohatera swojej książki Czło­ wiek znaleziony w nocy (1931, dla dorosłych czytelników), mówi o nim: ...jeden z wielu mi­ lionów, którzyzepchnięci na samo dno, wycze­ kują w tępym milczeniu zbawienia znikąd5. 19

Dorota Piasecka, wymieniając grupy ludzkie, z których wywodzą się bohaterowie Maku­ szyńskiego, zauważa, iż są to głównie ludzie ubodzy: inteligencja miejska, do której zali­ cza także cyganerię artystyczną6, podupa­ dli właściciele ziemscy, tracący swoje rodo­ we siedziby lub stojący na skraju bankruc­ twa, wreszcie najbiedniejsza „społeczność chat wiejskich" oraz - najmniej liczna, czę­ sto występująca w tle - biedota miejska7. Pieniądz, a dokładnie jego brak, jest moto­ rem napędowym akcji, motywem przewod­ nim, budującym całą fabułę lub tylko mo­ tywem pobocznym, ważnym dla jednego

Kornel Makuszyński \d i\% n ia u 4 Szkolne i N i i p ^ / n c

z wątków. W Pannie z mokrą głową od sa­ mego początku bohaterowie poszukują pieniędzy na utrzymanie dworku. Akcja to­ czy się jak po równi pochyłej: od względnie dostatniego życia poprzez wyprzedawanie kolejnych części majątku aż do kata­ strofy, którą była konieczność opuszczenia domu. Ten wyjazd dziedziczki z dziećmi, 20

opłakiwany przez ubogą wiejską społecz­ ność, przypomina podobne sceny z ten­ dencyjnych powieści pozytywistycznych, np. Marta Orzeszkowej. Sytuacja jest nie­ mal identyczna - wdowa z małym dziec­ kiem wyrusza na tułaczkę, z tą różnicą, że pani Borowskiej pomaga energiczna, starsza córka i niezawodny przyjaciel. Nie miejsce w tym szkicu na rozwijanie wątku paralel li­ terackich. Warto jednak zaznaczyć, że jest to jeden z obiecujących tematów, niepodjętych dotychczas szerzej w badaniach. Pro­ wadzi przy tym do nieco zaniedbanej także w literaturze przedmiotu realistycznej war­ stwy powieści Makuszyńskiego, tworzonej w oparciu właśnie o tradycję wielkiej pro­ zy realizmu, w Polsce związanej z pozyty­ wizmem8. Makuszyński jest bowiem Dicken­ sem, a jeśli nim nie jest, to może nim być - pi­ sał przenikliwy krytyk Adolf Nowaczyński już w 1926 roku9. Zwa żywszy, że a utor Dawi­ da Copperfielda był szczególnie wyczulony na biedę i nędzę, zwłaszcza dzieci (podob­ nie zresztą jak polscy pozytywiści), mógłby to być jeden z punktów głównych postulo­ wanych badań porównawczych. Wracając jednak do motywu poszuki­ wania pieniędzy w powieściach Makuszyń­ skiego, organizuje on także fabułę Szaleństw panny Ewy, gdzie główna bohaterka zmu­ szona jest do znalezienia funduszy na rato­ wanie domu opiekunów, a później - życia przyjaciółki. Przy okazji udaje się jej pośred­ nio zapewnić utrzymanie biednemu mala­ rzowi. Bardziej skomplikowana jest sytuacja w przypadku Szatana z siódmej klasy. Ale i tu intryga osnuta została wokół poszukiwa­ nia skarbu, który (zlekceważony, co prawda, przez tytułowego bohatera) ostatecznie ra­ tuje od ruiny jeden z upadających ziemiań­ skich dworków. Pieniądze wprawiają świat w ruch (Money makes the world go round)

można by powtórzyć za znaną piosenką, spopularyzowaną przez film Kabaret. Ich brak z pewnością wprawia w ruch świat przedstawiony w powieści Kornela Maku­ szyńskiego. Z biedą (podobnie zresztą jak choro­ bą i śmiercią) łączy się szczególna cecha twórczości autora Awantury o Basię: kate­ goria wzruszeniowości, analizowana przez D. Piasecką10, oraz związany z nią motyw łez. Jak wyznaje pan Podkówka - nauczy­ ciel Irenki Borowskiej: Biedota płacze, kiedy się martwi, a kiedy się cieszy, płacze tym rzew­ niej. Dokąd pamięć moja sięga, widzę tylko łzy i łzy11. (Pzmg, 67) Także z ust tego bohatera padają słowa, tworzące jeden z najbardziej wstrząsających obrazów nędzy i jej kon­ sekwencji w analizowanych powieściach. Opisując uczennicy swoje dzieciństwo, pan Podkówka relacjonuje: Mieszkaliśmy w takim podziemiu, skąd nie było widać nawet błękitnego skrawka [...] Strasznie tam było mokro. Ze ścian lało się i z oczów ludzkich też się lało... [...] Moja mat­ ka płakała nad nami, a nas było siedmioro: i my często płakaliśmy dlatego tylko, że ona nad nami płacze. [...] Ojciec biedaczyna umarł i troje dzieci umarło. Chcieli nas usunąć z piwnicy, bo nie było czym płacić12. Nędza prowadzi do śmierci z przemę­ czenia, głodu, zimna, o czym nie waha się napisać Makuszyński w baśni dla dzieci, ja­ ką jest O dwóch takich, co ukradli księżyc (na wstępie umiera z głodu i wycieńczenia oj­ ciec głównych bohaterów). Ma tego świado­ mość tytułowa bohaterka Awantury o Basię. Być może właśnie bieda pchnęła jej matkę do podróży, która zakończyła się tragiczną śmiercią kobiety pod kołami pociągu. Wy­ chowana w dobrobycie dziewczynka pa­ mięta jednak stale o otaczającym ją skraj­ nym ubóstwie, co zauważa narrator, pod­

kreślając znów dobitnie związek nędzy ze śmiercią: Basia mało wiedziała o straszliwym mo­ rzu nędzy; skrwawionej, głucho milczącej, zrozpaczonej i ogarniającej cały świat. [...] wielkie, martwe morze śmierci i opuszczenia. [...] spotyka spojrzenia głodne i śmiertelnie smutne, bose nogi, zziębnięte ręce, łachmany

m m iiiiiiiiM i

i obszarpanie. [...] to drobne dziecko, drżą­ ce na mrozie i skostniałe [...] przypomina bezbronnego ptaka, nad którym waży się na czarnych skrzydłach straszliwy jastrząb: śmierć. Więcej jest takich dzieci niż wróbli. (AoB, 145-146) Reakcja nastoletniej już dziewczyny na tę widzianą i przeczuwaną biedę jest taka jak wszystkich pozytywnych bohaterów Maku­ szyńskiego: połowę majątku oddaje „na wy­ chowanie bezdomnych, sierocych dzieci" (AoB, 188). Co więcej, zaraża swoją postawą 21

- pod wpływem jej gestu pomoc deklaruje także babcia Tańska. Dobroć się mnoży ijest zaraźliwa - to przesłanie utworów dla dzieci i młodzieży autora Bezgrzesznych lat. Obo­ wiązkiem tych, którzy mają, jest dzielić się z tymi, którzy nie mają lub mają za mało (Skoro Pan Bóg dałjednemu więcej niż drugie­ mu, uczynił to zapewne w tym głębokim prze­ konaniu, że ten pierwszy czym prędzej z dru­ gim się podzieli. [Pzmg, 173-174] - argumen­ tuje lekarz, przyjaciel rodziny Borowskich). Miłosierdzie, współczucie dla biednych to rys charakterystyczny zwłaszcza głównych bohaterów analizowanych powieści, co od początku podkreślali krytycy i badacze.

Charakterystyczny jest fakt, że ci, któ­ rzy mają mało, chętniej dzielą się tym, co ma­ ją (jest to np. przypadek ubogich krewnych pana Borowskiego czy rodziny pana Podkówki). Na ewangeliczny i franciszkański rys w kreowanym przez Makuszyńskiego świecie wskazał Mieczysław Inglot, przytacza­ 22

jąc odpowiednie cytaty biblijne13. Można by jeszcze do nich dodać przypowieść o „wdo­ wim groszu", cenniejszym od większych ofiar bogaczy, którzy dają to, czego sami nie potrzebują. Badacz zwraca również uwagę na obraz ludzi majętnych, którym niełatwo „wejść do królestwa niebieskiego" ze wzglę­ du na to, że za bardzo zaufali swojemu mająt­ kowi, zasklepiając się w sobie, uważając się za samowystarczalnych. Dopiero interwen­ cja niewinnego dziecka powoduje, że odnaj­ dują radość dawania i odkrywają prawdziwy sens posiadania (przypadek pani Opolskiej i pana Mudrowicza). Odkrywają również, jak bardzo do momentu spotkania dziec­ ka - „anioła" byli chorzy, o krok od śmier­ ci. Choroby duszy traktowane są bowiem w analizowanych powieściach na równi z najpoważniejszymi chorobami ciała. Choroby duszy i ciała Człowiekowi zdaje się zawsze, że jego osobiste cierpienie jest największe na świecie. A to jego cierpienie jest tylko kropelką w oceanie..}4. Te słowa pana Mudrowicza, wypowie­ dziane na widok chorych na gruźlicę, prze­ bywających w sanatorium w Otwocku, zna­ czą kolejny etap jego własnego zdrowienia, wychodzenia do świata z dobrowolnego więzienia (więzienne porównania dominu­ ją w opisie mieszkania mężczyzny), „z zie­ mi egipskiej, z domu niewoli" - jak to biblij­ nie ujął narrator (SpE, 189). Podobne reflek­ sje snuje hrabina Opolska, zgorzkniała po śmierci córki: Odgrodziła się od wszystkich, przekonana, żejej nieszczęściejest innym nie­ szczęściem, większym i bardziej zbolałym niż szare nieszczęście szarych ludzi. [...] Więc sza­ re istoty też tak cierpią. Cierpią dotkliwie, bo­ leśnie i gorzko, a nie skarżą się i nie zamyka­ ją się w swoim cierpieniu jak w trumnie, lecz

dzielą się nim tak samo, jakby dzieliły się rado­ ścią (Pzmg, 238). Stara dama ożywa na nowo, wyleczona przez „rozsądne i mądre dziecko" 0 „najczystszym sercu" (Pzmg, 239). Czuje się przy tym jakby po ciężkiej chorobie obu­ dziła się zdrowa i szczęśliwa (Pzmg, 237). War­ to zauważyć, że zmiany w sytuacji postaci, jej emocje czytelnik może obserwować jak­ by na zbliżeniu filmowym: narrator bowiem w kluczowych momentach (takich jak we­ wnętrzna przemiana, wychodzenie z cho­ roby, wreszcie śmierć) skupia się na szcze­ gółowym opisie twarzy, co znów przywo­ dzi na myśl pozytywistyczną fascynację fizjonomiką15. Od początku decydującej rozmowy z Irenką twarz hrabiny skupia na sobie uwagę: Spojrzenie jej było żywe i mą­ dre; nos miała cokolwiek ostry. Barwa twa­ rzy przypominała barwę kości słoniowej. [...] Dwie rysy, opadające z końców ust ku do­ łowi, żłobiły się bardzo widocznie, tak sa­ mo jak pionowe zmarszczki między ocza­ mi (Pzmg, 226). Wyrazem przemiany, jak w wielu innych sytuacjach, staje się uśmiech 1 śmiech: Siwa pani starała się uśmiech­ nąć, ale nie bardzo jej się to udawało. Głę­ bokie bruzdy koło ust nie mogły się rozpro­ stować. [...] jej twarz, zakrzepła w smut­ nej powadze, zaczęła tajać, jakby słonecz­ ny promień padł na lodową powłokę. Irence zdawało się czasem, że zmarszczki koło ust czyniły gwałtowny wysiłek, aby uczynić miej­ sce uśmiechowi, co cieniutką strugą spływał z oczu wyniosłej damy. [...] Lód spłynął z jej groźnej twarzy, wygładziły się zmarszczki, odetchnęły wreszcie usta. Dostojna, mroźna, twarda twarz zelżała i świetna pani wybuchnęła śmiechem (Pzmg, 232-234). Podkre­ ślony przeze mnie potrójny epitet jest cha­ rakterystyczny dla prozy Makuszyńskiego i pojawia się zwłaszcza w momentach naj­ większego napięcia emocjonalnego wraz

z metaforą i rozbudowanym porównaniem, zaczerpniętym najczęściej ze świata przy­ rody. Uśmiech i śmiech - znak firmowy au­ tora Słońca w herbie - towarzyszy proceso­ wi zdrowienia. Podobne jak hrabina Opol­ ska problemy z uśmiechem miał do czasu spotkania z Ewą pan Mudrowicz. Jego prze­ miana przełamuje także i tę barierę: Nowej twarzy kupić wszakże nie mógł, lecz na tej

Kumcl M*ku%/ymki 1884 1953

dawnej, starej i brzydkiej zjawiły się przebły­ ski radosnego zakłopotania. Uśmiechnął się wstydliwym uśmiechem... (SpE, 185). Narra­ tor nie przegapi żadnego przejawu zdro­ wienia, twarz mężczyzny podczas pierw­ szego spaceru i wizyty w cukierni jest pod stałą obserwacją: ...brzydki człowiek pro­ mieniał na swój sposób. Dwa razy zaśmiał się głośno, a trzy razy cicho (SpE, 190). Ta skru­ pulatna „śmiechowa" buchalteria ma najle­ piej świadczyć o przemianie i wychodzeniu z choroby, którą w przypadku bogatego 23

krewnego zdiagnozowała pani Zawidzka: była nią nienawiść. Nienawiść jest śmiertel­ ną chorobą. Wypija krew z człowieka i oślepia go... - wyjaśnia Ewie starsza, doświadczona przez życie kobieta (SpE, 146). Śmiertelne choroby dotyczą w powie­ ściach Makuszyńskiego nie tylko duszy, ale i ciała. To przede wszystkim gruźlica, na po­ czątku XX wieku wciąż zbierająca swe żniwo, często wśród dzieci i młodych osób. Choru­ je na nią Zosia Szymbartówna, przyjaciół­ ka Ewy. I jej choroba także zdaje się skupiać w wyglądzie twarzy, a jednym z sympto­ mów jest brak uśmiechu: ...dziewczyna bla­ da, zabiedzona i cicha. Patrzyła na świat wiel­ kimi, szklanymi oczami, pełnymi zdumienia i trwogi. [...] Chorobliwie blada, sama była podobna do chudego, zabiedzonego ducha. [...] nie uśmiechała się nigdy (SpE, 41-42). Toteż kiedy chore dziecko uśmiechnęło się na widok Ewy, matka uznała to za cud: ...uj­ rzawszy dwa uśmiechy na woskowej twarzy

24

córki, zadrżała, jak gdyby te uśmiechy, nikłe jak tchnienie, blade jak świt jeszcze nie na­ rodzony, wielkim były szczęściem (SpE, 169). Uśmiechy chorych dzieci wywołały też cze­ koladki, podarowane Zosi przez pana Mu­ drowicza w sanatorium w Otwocku. Opis tego miejsca jest ważny w powieści, posze­ rzając perspektywę: pojedynczy, dokładnie opisany przypadek panny Szymbartówny okazuje się jednym z bardzo wielu, co zo­ staje podkreślone w narracji: ...leżało mnó­ stwo takich jak ona, dotkniętych podstępną, straszną, jadowitą chorobą: gruźlicą. Byli to przeważnie ludzie młodzi, czepiający się życia łakomym, często aż drapieżnym spojrzeniem szeroko rozwartych oczu (SpE, 213). Znów po­ jawia się potrójny epitet. Choroba, podob­ nie jak powyżej opisywana bieda i śmierć, 0 której będzie mowa w kolejnej części szki­ cu, jest za pomocą epitetów animizowana 1antropomorfizowana. Jawi się jako prze­ ciwnik wyjątkowo niebezpieczny, bo nie występujący od razu zjawnym atakiem, ale posługujący się podstępem i powoli uśmier­ cający jadem. Wywołany przez ostatni epi­ tet obraz żmii dodaje grozy sytuacji. Skupie­ nie znowu na twarzach młodych pacjentów pozwala dostrzec ich strach (także antropomorfizowany - chwyta serca „zimną, kości­ stą dłonią") i gwałtowny, zwierzęcy niemal głód życia. W rozbudowanym opisie nie brak wzmianki o śmierci, podobnie jak w cytowa­ nym powyżej fragmencie Awantury o Basię, porównanej do posępnego cichoskrzydłego jastrzębia. Pacjenci, którym zagraża, to „pisklęta". Ten sposób prezentacji miejsca i osób ma za zadanie poruszenie czytelnika, wzbudzenie w nim współczucia i chęci nie­ sienia pomocy, obrony bezbronnych. Choć, jak zaraz dopowie narrator, Bóg ich strzeże i ci biało odziani, przez Boga dobrotliwego po­ słani ludzie (SpE, 213).

Chore osoby w świecie powieści Ma­ kuszyńskiego nie są nigdy zostawione sa­ me sobie. Zawsze znajduje się ktoś, kto 0 nich walczy: Irenka zrobi wszystko, żeby zapewnić odpowiednie warunki życia cho­ rej na serce matce, podobnie Jerzy Zawidzki zaciąga długi, pracuje, aby móc kupić dom z ogrodem śmiertelnie chorej (jak relacjo­ nuje Ewie) rodzicielce. Osierocona wcześnie Basia może liczyć w ciężkiej chorobie na niezłomność i wytrwałość przybranej babci: Dzielna starowina walczyła o życie dziec­ ka z namiętną pasją. Gdyby mogła ujrzeć na własne oczy wciąż zbliżającą się śmierć, była­ byjej porachowała kości. [...] Sędziwa matka kilkorga dzieci znała dobrze wszystkie pod­ stępne czyhania śmierci i wszystkie sposoby unikania jej pajęczych zasadzek. [...] Wspa­ niałe, wilcze, do śmiertelnej walki zawsze go­ towe macierzyństwo obudziło się w niej raz jeszcze (AoB, 93). Nie zawsze jednak instynkt macierzyń­ ski jest dobrym doradcą, jak się okazuje na przykładzie pani Szymbartowej, która swo­ im postępowaniem przyczynia się do znacz­ nego pogorszenia stanu zdrowia Zosi. Ale 1jej narrator przyznaje pragnienie ostatecz­ nego poświęcenia własnego życia, aby rato­ wać dziecko. Choroba w analizowanych po­ wieściach staje się często sprawdzianem dla najbliższych, a także przygodnych ludzi (jak w przypadku rannych i chorych oficerów na­ poleońskich, którym bezinteresownie po­ maga pan Gąsowski). Wymaga hartu du­ cha, niezłomnej wiary i nadziei (najbardziej widocznej w przypadku choroby odnalezio­ nego cudownie ojca Basi), a przede wszyst­ kim cudownego lekarstwa, jakim okazuje się miłość. Jeśli jednak zawiodą wszystkie ludz­ kie zabiegi i plany, pozostaje Bóg, ku które­ mu zwracają się umierający.

śmierć jako droga do nieba ...twoja mamusia poszła daleko, bardzo daleko.... [...] Poszła aż do nieba... (AoB, 6). Moja matka [...]poszła do nieba, kiedy byłam mała16. ...umarła w Bogu pani Domicela Gąsowska, odprowadzona do niebieskiej bramy mo­ dłami księdza Koszyczka...17. Przytoczone powyżej cytaty pocho­ dzą z trzech powieści i stanowią wypowie­ dzi bohaterek (dorosłej kobiety i dziecka) oraz narratora. Jak bardzo zależało auto­ rowi na utrwaleniu w odbiorcy przekona­ nia, że śmierć stanowi przejście do lepsze­ go świata, do wieczności z Bogiem, można zauważyć, analizując obrazy odchodzenia i ziemskiego kresu bohaterów w każdym z branych tu pod uwagę utworów. Momen­ ty śmierci to często obszerne, kilkustronicowe fragmenty opowieści, w których czas i przestrzeń traktowane są w sposób szcze­ gólny. Ziemskie „tu i teraz" otwiera się na

P R 0 2 fi

K0RRELA m ^K aS Z Y H S K JE G O

DLR ni£0DEGO 0BBJ0RCY

25

transcendencję, umierający zdają się już wi­ dzieć inną, lepszą, szczęśliwą rzeczywistość, w której możliwości spotkania z innymi zmarłymi nie ogranicza miejsce ani czas atrybuty jedynie ziemskie, ograniczające, naznaczone bólem i cierpieniem. Najwyraź­ niej zostało to zapisane w przytaczanej za historycznym źródłem scenie odchodzenia dziedziczki Bejgoły - Domiceli Gąsowskiej: ksiądz Koszyczek kłamał konającej krewnej 0 sukcesach armii Napoleona, podczas gdy została ona już rozbita i straszni maruderzy krążyli po okolicy, siejąc śmierć i zniszczenie. Tymczasem - Stara jejmość patrzyła rozum­ nymi oczami w jego oczy od starości zblakłe 1nic nie mówiła. Może dlatego, że jej wresz­ cie mowę odjęło, a i to być może, że umiera­ jący więcej wiedzą i ostrzej widzą lub też - co jest wielce do prawdy podobne, że już obcu­ ją z duchami, co tego samego dnia mogły być w Moskwie i przelecieć do Bejgoły (Szsk, 123-124). Najwyraźniej narrator stopniuje tu prawdopodobieństwo - od „być może" do „wielce do prawdy podobne". Wszyst­ kie przypuszczenia mogą okazać się słusz­ ne, najpewniejsza wydaje się jednak wiara w realną obecność zmarłych i ich kontakt z tymi, którzy przygotowują się do odejścia z tego świata. Przekonana o tym, że spotka się z nie­ żyjącą matką, która stale nad nią czuwa, jest niewidoma Marysia spotkana na dro­ dze przez Jacka i Placka: Jednej nocy [...] by­ ło bardzo zimno. Wtedy moja matka przyszła do mnie [...]. Płakała bardzo [...]. Potem mipo­ wiedziała, że wraca do nieba i pragnie, abym ja tam przyszła. Wtedy wzięłam w rękę kij i poszłam szukać drogi do nieba (Odt, 141). Ta opowieść wzrusza nawet, śmiejących się do­ tąd z sieroty, beztroskich i nieczułych chłop­ ców. W zakończeniu fakt, że dziewczynka doszła do upragnionego celu, potwierdza pustelnik, opisując okoliczności jej śmier­ 26

ci: ...umarła cichutko w moich ramionach, uśmiechnięta i szczęśliwa (Odt, 279). Śmierci w powieściach Makuszyńskie­ go, podobnie jak procesowi zd rowienia, to­ warzyszy bowiem uśmiech. W najbardziej spektakularny sposób pojawia się on na brzydkiej twarzy aktora Walickiego: Zorana zmarszczkami, groźna twarz „krwawego Heroda" jakiejś gwałtownej ule­ gła przemianie: wygładziła się, pojaśniała i przez cud chyba niepojęty opromieniła się jasnym, dobrym, łagodnym uśmiechem. Zło­ to tego niespodzianego uśmiechu ukazało się na bladych jego ustach. Ponury straszliwiec uśmiechał się szczęśliwy, och, jak bar­ dzo szczęśliwy! Musiał umrzeć, aby się uśmiechnąć... (AoB, 125). Groza śmierci przełamana jest dzięki takiemu opisowi, pokazując jeszcze jedną

prawdę świata powieści: moment przejścia wydobywa z człowieka to, co najlepsze, ni­ weluje jego niedoskonałości. Czytelnik na­ mawiany jest do uśmiechu mimo łez, które ta niewątpliwie ogromnie wzruszająca sce­ na wyciska. „Uśmiech przez łzy" - jak wielo­ krotnie podkreślano18- to kolejny znak roz­ poznawczy książek Makuszyńskiego. W sce­ nach śmierci, gdzie wydawałoby się na ten uśmiech nie ma miejsca, właśnie on staje się słowem-kluczem, wielokrotnie powta­ rzanym jak dobre zaklęcie. Podobnie dzieje się w opisie śmierci księdza proboszcza w Pannie z mokrą gło­ wą: O, już się uśmiecha! [...] Uśmiecha się, uśmiecha! Księże proboszczu! Już jej nie od­ powiedział, choć ze słodkim uśmiechem pa­ trzył na nią (Pzmg, 37). Łzy pozostawionej na ziemi Irenki spotykają się z uśmiechem przeczuwającego już nowe życie staruszka. W jego przypadku można mówić o „świętych obcowaniu", które namacalnie objawi się w trudnym momencie, kiedy jego cudow­ nie odnalezione oszczędności zapobiegną na pewien czas upadkowi domu Borow­ skich. Znak świętości - aureola, utworzo­ na przez pszczoły - towarzyszy już umiera­ niu wiernego przyjaciela Irenki: ...spóźnione pszczoły brzęczały cichutko, lecz niespokojnie, i zaczęły krążyć nad jego głową (Pzmg, 35). Pojawia się także symbol róży, kojarzonej w chrześcijaństwie z Jezusem, Jego Matką i wielu świętymi. Podobnie jak w przypad­ ku wychodzenia z choroby, uwaga narrato­ ra skupiała się na twarzy, tak teraz „w zbli­ żeniu" ukazywana jest głowa umierające­ go („święta głowa"), podtrzymywana przez dziewczynkę. Scena ta nieodparcie przywo­ dzi na myśl pietę, wyobrażenie zdjętego z krzyża Chrystusa na kolanach czy w ra­ mionach matki: Objąwszy ramieniem uko­ chaną, starą głowę, mówiła cichutko jak

matka do dziecka [...]. Przytuliła do pier­ si jego głowę, zdumiona i niewiedząca. [...] Serce w niej dygotało bardzo rozżalone i pełne płaczu (Pzmg, 35, 37). Ciekawe, że główne dziewczęce bohaterki analizowa­ nych powieści często spełniają wobec doj-

KINGA JANICKA

W

K R Ę G U

W A R T O Ś C I

P R O Z Y

KORNELA

AKUSZYŃSKIEGO

rzałych mężczyzn właśnie rolę macierzyń­ ską: tak dzieje się w przywołanym przy­ padku (wcześniej Irenka poiła go [księdza], jak dziecko bezbronne i jakby bardzo chore Pzmg, 35), podobnie w przypadku Basi i jej cudownie odnalezionego ojca czy Ewy i pa­ na Mudrowicza. Jeszcze jedno charakteryzuje każdą scenę śmierci, obszernie opisywaną na kar­ tach omawianych tu książek Makuszyńskie­ go: zawsze umieraniu towarzyszy modli­ twa. Jest to oczywiste, kiedy z pełną świa­ domością odchodzi ksiądz, prosząc „Módl­ my się!" Irenka zaczyna wtedy wypowiadać akty strzeliste, fragmenty wyuczonego 27

pacierza, spontaniczne prośby „bez ładu i składu". „O Boże, Boże miłosierny!" - to we­ zwanie kończy trudne życie aktora Walic­ kiego. Nagła śmierć także nie będzie pozo­ stawiona bez modlitwy: pan Borowski tuż przed tragicznym końcem poruszał warga­ mi, jak gdyby żegnał się z nim [ścinanym drze­ wem] albo odmawiał modlitwę (Pzmg, 134). O, Jezu! O, Jezu! - powtarzał ktoś nieustannie (Pzmg, 135). Modlitwę za tragicznie zmarłą mamę Basi inicjuje sam narrator, nawiązu­ jąc kontakt z odbiorcą. Odwołuje się przy tym do wspólnoty wzruszenia i współczu­ cia, a tym samym stwarza jeszcze silniej­ szą iluzję realności świata, który kreuje w powieści: O, Boże miłosierny! [...] Odmów­ my wszyscy cichutko modlitwę za bohater­ ską matkę, co ostatnim ruchem wyrwała swo­ je dziecko śmierci jak tygrysowi (AoB, 4). Po­ dobną zachętę kieruje do Jacka i Placka pu­ stelnik, proponując im odwiedzenie grobu niewidomej Marysi. Wcześniej chłopcy to­ warzyszą w odchodzeniu nieszczęśliwe­ mu, niewidzialnemu człowiekowi, który od­ zyskawszy swe ciało, musi umrzeć: - Módl­ cie się za mnie... Chłopcy rzucili się ku niemu chcąc go podtrzymać, bo się słaniał, onjednak uśmiechnął się tylko i oddał Bogu ducha. [...] Pomódlmy się za tę biedną duszę. [...] Módl­ my się, bracie (Odt, 227). Nawet oficer napo­ leoński, którego ostatni okrzyk nie jest skie­ rowany do Boga ale do czczonego jak bó­ stwo wodza, zasługuje na ostatnią posłu­ gę: Ksiądz Koszyczek rzewnie błagał Boga, aby nieszczęsnej, udręczonej duszy dał spo­ kój wiekuisty (Szsk, 130). Dorota Piasecka zauważa, iż w książ­ kach autora „Bezgrzesznych lat"natura ura­ sta do roli odrębnego bohatera powieściowe­ go. [...] Makuszyński antropomorfizuje przy­ rodę. [...] dostrzega w niej to wszystko, co jest właściwe lub czego brakuje światu ludzkie­ 28

mu. Głównie dzięki zastosowaniu tego za­ biegu osiąga pożądany - pełen serdeczności i ciepła - klimat uczucio wy utworu19.Ważnym elementem natury są zwierzęta, traktowa­ ne przez narratora z wielką tkliwością i uwa­ gą. Nic dziwnego, że swoje miejsce znalazły także opisy śmierci najwierniejszych przyja­ ciół człowieka - psów20. Bohatersko w po­ żarze ginie Drab - pies „panny z mokrą gło­ wą" (wierne jego psie serce kazało mu pójść za swoją panią, którą miłował aż do śmierci) (Pzmg, 125). Chciałoby się napisać, że jak człowiek, ze wszystkimi emocjami, a tak­ że prawie... z modlitwą umiera jedyny pies w nędznym Zapiecku - Łapserdak: Na biednego psa przyszła z wiosną ostatnia godzina. Resztką sił powlókł się między domy [...] potem wyszedł chwiej­ nym krokiem poza miasto, przystanął na wzgórzu i długo, długo patrzył. Wielkie, cie­ płe łzy napełniły mu poczciwe mądre oczy. [...] Wielu ma przyjaciół i sam był przyjacie­ lem wiernym. Gdyby trzeba było oddać ży­ cie w obronie jakiegoś dziecka, byłby je od­ dał bez wahania. Smutno mu się uczyniło w tej chwili, że tyle lat żył, a nie miał sposob­ ności oddać tego swojego życia dobrym lu­ dziom. Musiał umierać, więc płakało zacne psisko, smucąc się bardzo, bo mu się wyda­ wało, że ciche miasteczko zostanie teraz bez obrony [...]. Gdyby się umiał modlić, to modlił­ by się [...], aby żadna ich znikąd nie spotkała krzywda... (Odt, 39). Podobnie jak ludzkiej śmierci, tej psiej także towarzyszy przyroda oraz... uśmiech: Stary pies patrzył na te wszystkie cudy wzrokiem rzewnym i mokrym. Odsło­ nił zęby, jakby w radosnym uśmiechu, kiedy jak gospodarz doświadczony powiódł wzro­ kiem po dalekich polach i poznał, że ozi­ me żyta pięknie rosną. [...] poszedł gdzieś w pustkę, aby umrzeć. Takjuż jest, że to stwo­

rzenie, wśród wszystkich stworzeń najpocz­ ciwsze, nawet śmiercią swoją nie chce niko­ mu sprawiać kłopotu (Odt, 40). To pierw­ sza śmierć w tej baśni Makuszyńskiego tak szczegółowo opisana. Staje się niejako an­ tycypacją odejścia ojca głównych bohate­ rów. Współcześnie uważa się, że utwory,

opisujące odchodzenie zwierzęcych przy­ jaciół, oswajają dziecko z nieuchronnością końca wszystkiego, co żyje. Psychologowie i pedagodzy podkreślają, jak ważne jest roz­ mawianie z dziećmi także o śmierci, nietabuizowanie tematu21. Baśnie i powieści au­ tora Słońca w herbie niewątpliwie mogą sta­ nowić okazję do takich rozmów. Spośród pięciu analizowanych powie­ ści tylko w jednej - Szaleństwach panny Ewy - nie ma dłuższego opisu umierania i śmier­ ci. Tu jedynie się o niej wspomina, ma jednak nadal niebagatelne znaczenie dla rozwoju fabuły: w przedakcji umiera matka tytuło­ wej bohaterki, osieracając 8-letnią dziew­

czynkę, w wojnie bolszewickiej ginie ojciec Jerzego Zawidzkiego (chłopiec ma wówczas 6 lat), wreszcie mowa jest o śmierci ukocha­ nej narzeczonej pana Mudrowicza. To naj­ bardziej tajemnicza i tragiczna śmierć, być może nawet samobójcza, co stanowiłoby kolejne naruszenie tabu przez „słoneczne­ go" autora22. Pani Zawidzka, relacjonując Ewie dawne wydarzenia, używa omówień i niedopowiedzeń: ...serce tej kobiety, które oszukało się samo i które oszukali inni, nie mo­ gło znieść nazbyt wielkiej udręki... [...] Gdypan Mudrowicz wrócił [...], zastał grozę, pustkę i śmierć (SpE, 145). To prawda, że - jak wskazują bada­ cze - motyw śmierci wyzyskuje Makuszyń­ ski często w sposób baśniowy jako jeden z dwu charakterystycznych sposobów ini­ cjowania fabuły: tragiczne wydarzenie lub szczególnie trudna sytuacja, w jakiej zna­ lazł się bohater, wyzwala jego inicjatywę lub powoduje interwencję dobroczyńców, pomocników23. Nie jest to jednak jedyna funkcja przytaczanych powyżej scen. Nie ograniczają się one, jak pokazałam, do ba­ śniowych wzmianek i wspomnień wyda­ rzeń, mających miejsce na ogół w przed­ akcji. Z pewnością też nie da się obronić tezy, że W baśniach autor nie mówi wprost o śmierci, nie nazywa jej po imieniu, żeby nie przestraszyć dziecka24.Wręcz przeciwnie, wy­ dawałoby się, że obrazy śmierci, przedsta­ wiane w obszernych opisach, zarazem reali­ stycznych i wizyjnych, baśniowych (jak ca­ ła twórczość Makuszyńskiego), mają m.in. oswajać młodego czytelnika z nieuchron­ nym końcem jego najbliższych, przyjaciół, ukochanych zwierząt, wreszcie i jego sa­ mego. Ich rolą jest wpojenie w odbiorców przekonania, że śmierć to „droga do nieba", to szczęście dla starszych osób po spełnio­ nym życiu, to wreszcie nie koniec ich „ob­ 29

cowania" z pozostawionymi wciąż na zie­ mi. To jeden z elementów życia, przyjmo­ wany z uśmiechem. Na zakończenie warto powrócić do motta tego tekstu: Makuszyński potrzebo­ wał w swoich powieściach często niezwy­ kle sugestywnych obrazów biedy, choro­ by, śmierci, aby móc uwydatnić radość da­ wania, uśmiech zdrowiejących i szczęście, także wieczne. Wierzył przy tym, że jest to prawdziwy obraz rzeczywistości ludzkiej „jak w życiu". Rozważanie i opisywanie ciem­ nej strony ludzkiego bytowania na ziemi sta­ nowi niezbywalny i równie ważny jak strona słoneczna element filozofii i poetyki, które składają się na dzieło autora Awantury o Ba­ się. Ijeszcze, wyjątkowo, puentując ten szkic literaturoznawczy, chcę dać świadectwo czytelniczki: pięć analizowanych tu powie­ ści czytałam wielokrotnie od czasów szkol­ nych. Zwłaszcza Szaleństwa panny Ewy sta­ nowią - obok kilku innych lektur - mój nie­ zawodny lek na smutek i chandrę. Są jednak fragmenty, przy których za każdym razem, także pisząc ten tekst, płakałam. Niech to będzie hołd dla autora, który umiejętność wzruszania i poruszania serc opanował do perfekcji. Sądzę, że to wyznanie ucieszyło­ by go (cieszy?) bardziej niż naukowe egzegezy jego dzieł.

1 K. Makuszyński, Awantura o Basię, War­ szawa 1989, s. 3. Cytaty z tej powieści będą dalej oznaczane w tekście za pomocą skrótu AoB oraz numeru strony w nawiasie, np. (AoB, 3). Wszystkie podkreślenia w tekście pochodzą ode mnie, KZ. 2Zob. np. J. Kowalczykówna, Kornel Maku­ szyński, Warszawa 1989, s. 40; J. Kowalczykówna, Z badań nad warsztatem literackim Kornela M a­ kuszyńskiego jako autora powieści dla młodzieży, Piotrków Trybunalski 1997, s. 13; D. Piasecka pisze o „uśmiechniętych książkach", D. Piasecka, Proza Kornela Makuszyńskiego dla młodego odbiorcy. Zarys problematyki, Warszawa 1984, s. 7.

30

3Zob. J. Kowalczykówna, Z badań..., s. 41-45. Autorka przytacza wyniki badań czytelnictwa z lat 60. i 90. Moja ankieta, przeprowadzona wśród studentek pedagogiki UJ i Akademii Ignatianum w Krakowie (2014 rok), wskazuje te same tytuły i podobnie na czele listy są dwie pozycje: Awan­ tura o Basię i Szatan z siódmej klasy. Wszystkie powieści są stale wznawiane, dostępne na audiobookach, mają swoje adaptacje filmowe. 4Zob. D. Piasecka, dz. cyt., s. 40. 5 K. Makuszyński, cyt. za D. Piasecka, dz. cyt., s. 22. 6To od początku twórczości ulubiona przez pisarza grupa bohaterów. Fakt ten wywołał nawet ironiczny komentarz w jednym z obszerniejszych omówień jego twórczości z okresu między­ wojennego. Jan Zahradnik pisze: ...cyganeria u Makuszyńskiego od latjestjednaka i posiada stałe epiteta ornantia: literat goły i pije, malarz głupi i umiera na suchoty, aktor bardzo miły, rozkoszny, a wszyscy razem są kochani wariaci i chodzą bez spodni. [...] cyganeria stała się [...] aktualnością przebrzmiałą i urojoną w głowie Makuszyńskiego. Dziś i literat lubi przyzwoicie się ubrać i malarz niechętnie umiera na suchoty, które dawno wy­ szły z mody. J. Zahradnik, Kornel Makuszyński we wklęsłem zwierciadle, Lwów-Warszawa 1927, s. 26-27. Także w analizowanych tu powieściach tendencja ta jest widoczna, zwłaszcza w Awan­ turze o Basię (aktorzy) i Szaleństwach panny Ewy (malarze). Być może jednak autor przejął się krytyką (powstałą przed okresem pisania dla dzieci i młodzieży), bo już w Pannie z mokrą głową ukazał postać bogatego, eleganckiego i powszechnie uwielbianego śpiewaka. Tak­ że Olszowski z Awantury o Basię nieźle sobie radzi jako literat (bynajmniej nie „goły", choć stereotyp jest silny i odżywa w przekonaniach babci Tańskiej: pochodzę z zamożnej rodziny, w której na szczęście nie było nigdy takiego, co książkipisze... [...] możesz umrzeć na tyfus głodowy. AoB, 188). 7Zob. D. Piasecka, dz. cyt., s. 59. 8Wspomniana przeze mnie Orzeszkowa nie była, o ile mi wiadomo, wymieniana przez ba­ daczy w kontekście możliwych „powinowactw" literackich Makuszyńskiego. Pojawiały się za to, na ogół na zasadzie wzmianki, nazwiska Prusa, Dickensa i Amicisa (podpowiedziane zresztą przez samego autora Bezgrzesznych lat). Zob. J. Kowalczykówna, Z badań..., dz. cyt., s. 23; D. Pia­ secka, dz. cyt., s. 89. J. Zahradnik i K. Czachowski

już w dwudziestoleciu międzywojennym do­ strzegli zależność prozy „Słonecznego Pana" od Sienkiewicza, zob. J. Zahradnik, dz. cyt., s. 10-11; K. Czachowski, Obraz współczesnej literatury polskiej, t. 2, Lwów 1934, s. 278. 9 A. Nowaczyński, „Gazeta Warszawska" 1926, nr 3, cyt. za J. Kowalczykówna, Z badań..., s. 23. 10Zob. D. Piasecka, dz. cyt., s. 89-91. 11 K. Makuszyński, Panna z mokrą głową, Kraków 1990, s. 67. Podobne stwierdzenie pojawia się w narracji Szatana z siódmej klasy w odniesieniu do biednego chłopca, oskarżo­ nego o sprzeniewierzenie klasowych pieniędzy: ...płakałze zgryzoty i nie znalazłszy innego dowcip­ niejszego sposobu na powitanie szczęścia, oblewał je tymi samymi łzami. Uczeni mówią jednakże, że łzy zgryzoty są gorzkie, a łzy szczęścia są pełne sło­ dyczy. Czasem i uczeni są mądrzy. To zakończenie - puenta drugiego rozdziału powieści. Powyższe zestawienie może stanowić przykład posługiwa­ nia się przez pisarza swoistymi „autostereotypami", jak je nazywa J. Ługowska, motywami, kon­ strukcjami fabularnymi, do których wracał pisarz w kolejnych utworach, pogłębiając je i wzbogaca­ jąc o nowe elementy. J. Ługowska, Proza Kornela Makuszyńskiego a stereotypy, [w:] 100-lecie urodzin Kornela Makuszyńskiego, red. J. Kolbuszewski, J. Węgrzyniak, Zakopane 1984, s. 44. 12 K. Makuszyński, Panna z mokrą głową, s. 67. Cytaty z tej powieści będą dalej oznaczane w tekście za pomocą skrótu Pzmg oraz numeru strony w nawiasie, np. (Pzmg, 67). 13Zob. M. Inglot, Wirtuoz masowej wyobraźni (O twórczości Kornela Makuszyńskiego), [w:] 100lecie urodzin Kornela Makuszyńskiego, s. 35. 14K. Makuszyński, Szaleństwa panny Ewy, Lu­ blin 1979, s. 214. Cytaty z tej powieści będą dalej oznaczane w tekście za pomocą skrótu SpE oraz numeru strony w nawiasie, np. (SpE, 214). 15 Zob. E. Skorupa, Twarze - emocje - cha­ raktery. Literacka przygoda z wiedzą o wyglądzie człowieka, Kraków 2013. 16K. Makuszyński, O dwóch takich co ukradli księżyc, Warszawa 1966, s. 141. Cytaty z tej powie­ ści będą dalej oznaczane w tekście za pomocą skrótu Odt oraz numeru strony w nawiasie, np. (Odt, 141).

17 K. Makuszyński, Szatan z siódmej klasy, Warszawa 1958, s. 126. Cytaty z tej powieści będą dalej oznaczane w tekście za pomocą skrótu Szsk oraz numeru strony w nawiasie, np. (Szsk, 126). 18 Zob. np. J. Kowalczykówna, Kornel M a­ kuszyński, dz. cyt., s. 27; Makuszyński tak zawsze umie pomieszać radość ze smutkiem, że nie wia­ domo, gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie. J. Sokolicz-Wroczyński, recenzja O dwóch takich, co ukradli księżyc; recenzent charakteryzuje tę baśń jako splecioną ze „śmiechu i łez", cyt. za J. Kowalczykówna, Z badań..., s. 20. 19D. Piasecka, dz. cyt., s. 67. 20Nie sposób tu znów nie zauważyć zbieżno­ ści opowiadania o Łapserdaku, także jego śmierci, z dotyczącym psa Karuska rozdziałem Anielki B. Prusa. Na postaci zwierzęce u Makuszyńskiego zwraca uwagę K. Janicka, pisząc m.in.: „Maku­ szyński gloryfikuje postać tego zwierzęcia [psa], traktując go właściwie na równi z człowiekiem". K. Janicka, W kręgu wartości prozy Kornela Maku­ szyńskiego, Kielce 2012, s. 75. 21Na temat popularnych w XXI wieku książek dla dzieci, poruszających problem śmierci jako pierwszoplanowy, odwołujących się także do ba­ dań psychologicznych zob. H. Diduszko, Dziecko i śmierć. „Ryms" 2007, nr 2, s. 2-5. 22 J. Ługowska pisze: ...zło potrzebne jest po to, aby w świecie przedstawionym m ogły ostatecznie zwyciężyć pierwiastki optymistyczne. Zasadzie tej pozostaje wierny Makuszyński nawet w utworze przeznaczonym dla najmłodszych dzieci odważnie wprowadzając „tabuistyczny" tem at śmierci w pierwszych strofach wierszo­ wanej opowieści o przygodach małpki Fiki-Miki. J. Ługowska, dz. cyt., s. 44. 23 Tamże. Zob. też. E. Biernat, Twórczość baśniow a Kornela Makuszyńskiego, Kraków 2001, s. 17: Cechą charakterystyczną baśniowej fabuły Makuszyńskiego jest rozpoczynanie jej od tragicznego zdarzenia. Książka zaczyna się od śmierci rodziców dziecka lub jednego z rodziców, co często prowadzi do bezdomności dziecka i kłopotów finansowych. 24E. Biernat, dz. cyt.

31

Małgorzata Chrobak

„PiEKiELNE, LATAJĄcE MAszYNY", czYLi n o w o c z e s n o ś ć WEDŁUG KORNELA MAKUSZYŃSKiEGO Makuszyński świadkiem modernizmu Od połowy XIX wieku nowoczesność (no­ woczesna technologia) wnikała do najintym­ niejszych zakamarków codzienności. Stała się odczuwalna m.in. jako zupełnie nowe do­ świadczenia - prędkość i pośpiech\ zauwa­ ża Wojciech Tomasik. Pogoń za postępem nasiliła się w następnym stuleciu, które już na początku przyniosło wiele śmiałych od­ kryć, gwałtowny rozrost miast, przemysłu, szereg rewolucyjnych wynalazków od au­ tomobilu, samolotu, poprzez telegraf, kino dźwiękowe, radio i inne. Nowa rzeczywi­ stość XX wieku przerosła najśmielsze oczeki­ wania zarówno w dobrym, jak też złym zna­ czeniu. Akcesoria techniki pozwoliły zoba­ czyć świat z „ptasiej" perspektywy, skrócić odległości, „utrwalić" na taśmie filmowej, „oszczędzić", a nawet „wycenić" czas, lecz u przeciętnych ludzi osiągnięcia te wzbu­ dzały sprzeczne uczucia. Budziły w rów­ nym stopniu podziw co przerażenie. Koja­ rzyły się raczej z siłami nadprzyrodzonymi aniżeli efektami pracy inżyniera. Maszynę, symbol nowoczesności, postrzegano ja­ ko tajemniczą istotę o niezbadanych moż­ liwościach. Świadkiem tej „nerwowej" epoki, zwa­ nej przez kulturoznawców modernizmem (nowoczesnością), był Kornel Makuszyński. Być może w pierwszym odruchu odrzucimy myśl o związkach autora Bezgrzesznych lat z ideami postępu technicznego. Z jego na­ zwiskiem łączymy bowiem przede wszyst­ 32

kim „staroświecki" model świata osadzony w kulturze ziemiańsko-mieszczańskiej. Świadczą o tym choćby ulubione typy po­ staci, wywodzące się głównie z kręgów: artystyczno-inteligenckiego (aktorzy, malarze, literaci, lekarze, profesorowie, nauczycie­ le) oraz szlachecko-ziemiańskiego (właści­ ciele majątków, ciotki arystokratki, rządcy, rezydenci w szlacheckim dworku, kuchar­ ki, panny służące i inni). Dominują wśród nich „szlachetni dziwacy" - jak określiła ich Dorota Piasecka - idealiści, „szafujący" mi­ łością, marzyciele zupełnie nieprzystoso­ wani do codzienności. Profesor Gąsowski, aktor Walicki, redaktor Raczek to postacie jakby „nie z tego świata" - ignorują dobra materialne, hołdują starym zasadom dobra i uczciwości. Nawet jeśli ulegają technicz­ nym nowinkom, to pod przymusem czasu bądź okoliczności. Gdyby mieli wybrać śro-

cK ofnel

MAKUSZYŃSKI cW ielka Brama

dek transportu, chętniej pojechaliby doroż­ ką niż samochodem, Akcja kilku powieści Makuszyńskie­ go, m.in. Awantury o Basię, Szaleństw pan­ ny Ewy, Skrzydlatego chłopca rozgrywa się w czasoprzestrzeni międzywojennej War­ szawy, pomimo tego pisarz nie przywią­ zywał zbytniej wagi ani do szczegółów topograficznych ani realiów współcze­ snej cywilizacji. Opisywał wnętrza miesz­ kań w kamienicach, suteren, stróżówek, aby zilustrować sytuację materialną bo­ haterów. Makuszyński, zawsze biorący w obronę jednostki pokrzywdzone, zamiast zamożnego centrum z ruchliwymi ulicami, tramwajami, automobilami, wolał pokazy­ wać biedne podwórka warszawskiej Pra­ gi, zaułki, gdzie można było spotkać „dzieci niczyje" - sieroty, dzieci bezdomne, zanie­ dbane wychowawczo, małych uliczników, warszawskich gazeciarzy pokroju Ignasia Oleckiego. Mimo wszystko urbanizm, nowoczesna cywilizacja, geografia, egzotyka, więc dzie­ dziny, które absorbowały wyobraźnię spo­ łeczeństwa II Rzeczypospolitej i były eks­ ploatowane przez ówczesnych artystów, „odbiły się" również w twórczości Maku­ szyńskiego. Jego stosunek do rozwoju cy­ wilizacyjnego, najkrócej rzecz ujmując, na­ cechowany był ostrożnością. W najpopu­ larniejszych utworach przeznaczonych dla młodego odbiorcy znajdziemy akcenty świadczące o ścieraniu się tradycji z nowo­ czesnością. Szalony konduktor Z pejzażem industrialnym pisarz ze­ tknął się jako dziecko w rodzinnym Stryju. Niewielkie miasto z fabryką zapałek, któ­ rą wspomina w Bezgrzesznych latach, pod koniec XIX w. stało się ważnym węzłem ko­ munikacyjnym Galicji Wschodniej. Tutaj mu­

siał oswoić się z widokiem pociągu, sieci że­ laznych dróg, stacji kolejowej, urzędników w kolejarskich uniformach. Wydaje się, że to Stryj był miejscem, gdzie Makuszyński po raz pierwszy poczuł atmosferę pośpie­ chu wymuszonego rozkładem jazdy. Stąd odjechał do Przemyśla, aby kontynuować naukę w gimnazjum. W dorosłym życiu au­ tor Złamanego miecza odbył liczne podró­ że koleją do Lwowa, Kijowa, Krakowa, War­ szawy, Zakopanego. Podkreślam kolejowe doświadczenia Makuszyńskiego dlatego, że konsekwentnie powracał on w swoich utworach właśnie do motywiki pociągu, kojarzącej się z epoką pary i elektryczności. Eksponował zatem nowoczesność w wyda­ niu XIX-wiecznym, czyli taką, jaką zapamię­ tał w dzieciństwie. Chyba najdobitniej dokumentuje to po­ stać konduktora kolejowego - ojca gimna­ zjalisty Zenobiego, jednego z trzech boha­ terów podróżniczo-krajoznawczej Wyprawy pod psem (1936). Postać ta wymyka się kla­ syfikacjom proponowanym przez znawców twórczości Makuszyńskiego. Ojciec-konduktor to przypadek sympatycznego wariata, którego dotknęła „mania kolejowa". Zarów­ no swoje życie, jak i całej rodziny, podpo­ rządkował rygorowi rozkładu jazdy: Zenobi był synem konduktora kolejo­ wego, siwego człowieka, tak doskonałego służbisty i wdrożonego w swoje obowiązki, że gdy mu syn przyniósłjednego razu ze szko­ ły świadectwo, stary poczciwiec spojrzał, szybko je odczytał, potem wydobywszy konduktorski stalowy przyrząd, przedziurawił je w dwóch miejscach. Syn wcale się temu nie zdziwił, umysły ścisłe bowiem nie dziwią się nigdy i niczemu. Rano Zenobi szedł do szkoły, a ojciec na dworzec. Rozmawiali przy tej spo­ sobności treściwie i rzeczowo: - Kraków? - pytał syn. 33

- Tak. Siódma trzydzieści. - Powrót? - Niedziela. Dwudziesta druga siedem. Osobowy, przyśpieszony. - Szczęśliwej podróży! - mówił syn. - Gotowe! - odpowiadał ojciec. Dom ich był spokojną stacją z bufetem trzeciej klasy, a zawiadowcą stacji była mat­ ka, pracowita kobiecina, gadająca z nawyku kolejowym językiem2. Niezależnie, jak nazwiemy tę przy­ padłość bohatera: chorobą zawodową czy zwichnięciem charakteru, zbliża się on do wizerunku szalonego kolejarza, ja­ ki stworzył Stefan Grabiński w cyklu nowel Demon ruchu. Cechuje go podobna obsesja na punkcie porządku, punktualności i trzy­ mania wszystkiego pod kontrolą. Rys sza­ leństwa postaci z utworu Makuszyńskiego łagodzi, rzecz jasna, spora dawka komizmu z elementami karykatury. Ojciec Zenobiego - zatwardziały służbista wyobraża so­ bie podróżowanie wyłącznie w zamknię­ tym przedziale, po wyznaczonej trasie, zgodnie z rozkładem i ze skasowanym bile­ tem w kieszeni. Myśl, że człowiek swobod­ nie układa marszrutę, wybiera godzinę, że porusza się w otwartej przestrzeni, wydaje się mu równie absurdalna, jak pomysł jaz­ dy pociągiem „na gapę". Kiedy więc Zenobi prosi ojca, by zgodził się na jego udział w wakacyjnej włóczędze do Krakowa, ten reaguje sceptycznie: Ojciec-konduktor nie mógłpojąć tego nie­ rozważnego planu. - Gdy wszyscy będą chodzili piechotą rzekł z niesmakiem - kolej zbankrutuje. Mat­ ka jednakże przeczuwając radość syna była zgoła innego zdania. - Czego się nauczy w pociągu? Że pod­ czas jazdy nie wolno otwierać drzwi i wychy­ lać się przez okno? 34

- A na piechotę więcej się nauczy? - pytał drwiąco konduktor. - Więcej. Krajzobaczy i zobaczy ludzi. Na­ łyka się dobrego powietrza i będzie im weso­ ło we trzech. Chłopiec napracował się, więc niech idzie; nic mu się złego nie stanie, a uży­ je za wszystkie czasy3. Zacytowany dialog dobrze ilustruje konflikt między stylem romantycznego wę­ drowania a nowoczesną podróżą. Widzimy, że różnica sprowadza się do konfliktu ser­ ca z ekonomią. Cel wędrówki - królewskie

Rys. Julita Wiench-Kurłowicz

miasto Kra ków - nie został wprawdzie osią­ gnięty, lecz dla trójki wesołych gimnazjali­ stów („Związek Zetów") nie miało to więk­ szego znaczenia. Bo w Wyprawie pod psem pisarz głosi pochwałę wędrówki dla samej wędrówki.

Radość, wolność, przygoda - oto wartości, które Makuszyński stawia ponad prędkość czy komfort jazdy. Powieść przynosi tak­ że swoistą lekcję geografii literackiej auto­ ra. Zaprojektował on trasę młodych obie­ żyświatów tak, aby objęła prowincjonalne miasteczka Mazowsza i Małopolski. Dał tym wyraz przywiązania do rodzimej topografii, krajobrazu, przyrody. W opozycji lokalne globalne autor Wyprawy pod psem zawsze oręduje za lokalnym.

Makuszyński operuje w Awanturze o Basię frazeologią („olbrzymia gąsieni­ ca", „straszliwy zwierz", „żelazny potwór"), która ma swój rodowód w XIX-wiecznych opisach megamaszyny. Animalizacja, wy­ olbrzymienie, monstrualność - za pomo­ cą takich środków artystycznej ekspresji opis składu wagonów, ciągniętych przez lokomotywę, miał budzić ciekawość, zduZOFIA BUDREWICZ

LEKCJE POLSKIEGO KRAJOBRAZU „Żelazna gąsienica" Innym przykładem obecności motywu związanego z koleją jest Awantura o Basię (1936). Kolejnym pokoleniom czytelników powieści być może umyka fakt, że wszyst­ ko zaczyna się, jak w klasycznej XIX-wiecznej powieści, w przestrzeni dworca kolejowego i pociągu. Oto młoda kobieta w czarnej sukni, trzymająca za rękę kilkuletnią dziew­ czynkę, wysiadła z pociągu na węzłowej sta­ cji kolejowej, po której w różne strony czoł­ gały się pociągi jak olbrzymie gąsienice4. Z relacji współpasażerów dowiadujemy się, że wcześniej zwróciła ich uwagę cier­ piąca twarz podróżującej oraz milczenie przerywane cichymi reakcjami na paplani­ nę dziecka. Potem mamy lakoniczny opis okoliczności tragedii na torach. Jak tłuma­ czą naoczni świadkowie: W skisłym, zadeszczonym mroku wieczornym pani ta zły obra­ ła kierunek, być może, że zamyślona, nie zda­ wała sobie sprawy, że wychodzi z pociągu przez drzwi niewłaściwe5. Narrator, niczym reporter międzywojennego „Kuriera War­ szawskiego" dla wzmocnienia dramaturgii, w kulminacyjnym momencie teatralnie „za­ wiesza głos", podkreślając heroiczny gest ra­ towania dziewczynki, który wykonała ofia­ ra, zanim znalazła się pod kołami rozpędzo­ nej „żelaznej bestii".

MIĘDZYWOJENNA PROZA PODRÓŻNICZA DLA MŁODZIEŻY

/

miewać, intrygować, napawać lękiem. Tym sposobem groteska mieszała się z wzniosłością. Wydaje się, że autorowi Awantury... zależało głównie na kontaminacji patosu i grozy. Bo oto chluba społe­ czeństwa cywilizowanego, jaką jest kolej, niszczy życie jednostek słabych, bezbron­ nych, wrażliwych. Ta wyjściowa scena nieszczęśliwego wypadku otwiera bodaj najbardziej wzru­ szającą opowieść o sierocie w polskiej lite­ raturze dziecięcej. Skojarzenia z baśniowym 35

prologiem są oczywiste. Zresztą większość badaczy podkreśla baśniową proweniencję powieściowej fabuły jako differentia specifica poetyki Makuszyńskiego. Jednakże w tym konkretnym przypadku warto zastanowić się nad inną kwestią. Czy świat wykreowa­ ny przez twórcę Bezgrzesznych lat jest za­ wsze bezkonfliktowy i nierealny? Czy unikał on opisywania problemów i nastrojów, jakie panowały w społeczeństwie polskim lat 30. XX w.? Podobną wątpliwość zgłaszała do­ kładnie trzydzieści lat temu Dorota Piasecka w cennej monografii twórczości autora Pan­ nyz mokrą głową. Badaczka sądziła, że znala­ zła odpowiedź w słowach jednego z bohate­ rówAw antury., pisarza Olszowskiego (porte parole Makuszyńskiego), zapewniającego, że z rozmysłem sławi dobroć promienistą, d latego też stara się izolować swoich czytelników od niepokojów dnia codziennego6.

KORNEL MAKUSZYŃSKI

Awantura o Basię Iskry

36

Odmienną opinię na ten temat pre­ zentuje Mieczysław Inglot: Niezbyt zręczny w rozwiązywaniu konfliktów o charakterze społecznym, okazał się Makuszyński przeko­ nywującym obserwatorem egzystencjalnych dylematów człowieka, głównie zaś znamien­ nej dla współczesnej cywilizacji samotności jednostek wśród ludzi7. Badacz przypomniał też, że już na wczesnym etapie „dorosłego" nurtu twórczości, autor Bardzo dziwnych ba­ jek opisywał samotność jednostki w wielko­ miejskim tłumie. Ostatnia uwaga prowoku­ je kolejne pytanie: jak odnajdują się w prze­ strzeni „miasta, masy, maszyny" bohatero­ wie prozy Makuszyńskiego adresowanej do młodego pokolenia? Niechętny stosunek pisarza do konse­ kwencji postępu widzieliśmy już w Wypra­ wie pod psem, ujawnił go również a nalizowany prolog Awantury o Basię. Inne przykłady artykulacji tego stosunku znajdziemy w dal­ szych scenach powieści. I tak, negatywnie wyrażają się o „żelaznej gąsienicy" tymcza­ sowi opiekunowie Basi. Dla państwa dokto­ rostwa podróż pociągiem jawi się jako pa­ smo potencjalnych zagrożeń dla zdrowia i życia dziecka. Ich awersja obejmuje zresz­ tą wszystko, co wiąże się z wielkomiejskim krajobrazem. Mimo że w warstwie seman­ tycznej obraz Warszawy został żartobliwie ujęty, poniekąd „wytłumaczony" histerycz­ ną naturą pani doktorowej, to i tak epatuje ciemnością. Opiekunowie nazywają stolicę „żarłocznym" miastem, niebezpiecznym dla osieroconej dziewczynki, gdzie może zostać zagłodzona, okradziona albo zginąć pod ko­ łami samochodu. Interesująco przedstawia się też dru­ gi rozdział powieści w całości rozgrywający się w przedziale wagonu. Makuszyński po­ łączył ze sobą kilka elementów: motyw po­ dróży, ruchu, specyficzną przestrzeń pocią­

gu i postać konduktora z obserwacją róż­ nych zachowań pasażerów: Basia siedziała w przedziale wagonu jak skowronek wśród puchaczów. Podróżni za­ wsze na początku podróży są napuszeni i do­ piero po niejakim czasie układają pióra, aby je nastroszyć znowu, ile razy nowy podróżny wchodzi do przedziału. Wtedy wszyscy, jak gdyby zmówieni milkną i starają się przyby­ sza odstraszyć. Ponieważ o tych obyczajach wszyscy wiedzą, nikt sobie przeto wiele nie robi z groźnych min i bezwstydnie zajmuje wolne miejsce. Podróżni zazwyczaj przypa­ trują się sobie spode łba, wedle ceremonia­ łu zachowanego od czasu wynalezienia ko­ lei żelaznej8. Przywołany fragment przypomina początek opowiadania kolejowego (railway story). Była to popularna w literatu­ rze drugiej połowy XIX wieku forma opo­ wieści, której fabuła oscylowała wokół mo­ tywu jazdy pociągiem. Tajemnicza, czę­ sto detektywistyczna intryga zaczynała się od przypadkowego spotykania nieznajo­ mych podróżnych, przy czym jeden z nich okazywał się dziwakiem, skupiającym na sobie uwagę albo niebezpiecznym szaleń­ cem9.Warto dodać, że twórcy literatury mię­ dzywojennej, na czele ze wspomnianym Grabińskim, wypracowali polski wariant railway story z bohaterem o wrażliwości mło­ dopolskiego artysty. Spotkaniu grupy pasażerów w Awan­ turze o Basię towarzyszy atmosfera niespo­ dzianki, zaskoczenia, bowiem w przedziale pociągu jadącego do Warszawy siedzi ma­ łe dziecko bez opieki dorosłego. Jedynym mężczyzną wśród podróżnych jest właśnie artysta - aktor Walicki. Czuje się obco w tej sytuacji, źle znosi uciążliwe towarzystwo dwóch gadatliwych pań w kapeluszach. Pod fizyczną szpetotą oraz pogardliwym spoj­

rzeniem kryje on oczywiście szlachetnego ducha. Wielce prawdopodobne, że Maku­ szyński, który wywodził się z młodopolskiej cyganerii artystycznej, nakreślił sylwetkę Walickiego, parodiując wzorzec szalonego pasażera z opowiadań kolejowych. Sugeruje to zachowanie narratora, który uporczywie mnoży w tym rozdziale diaboliczno-demoniczne określenia typu: „jegomość-upiór", „upiór z pociągu", „szatan", „czort o złodziej­ skim spojrzeniu". Miasto, masa... Na osobną uwagę zasługują dwie powie­ ści dla młodzieży - Skrzydlaty chłopiec (1933) i Wielka brama (1936), bez wątpienia naj­ ważniejsze wypowiedzi Makuszyńskiego na temat XX-wiecznych zdobyczy cywi­ lizacji. Obydwie powstały niejako „na za­ mówienie społeczne", miały służyć, wedle

Rys. Elżbieta Procka

37

słów Piaseckiej, aktualnym sprawom Polski10. Pierwsza reprezentuje powieść lotni­ czą (sportową), druga marynistyczną. Od­ miany te funkcjonowały w obrębie mię­ dzywojennej prozy podróżniczo-przygodowej i cieszyły się sporą popularnością w kręgach gimnazjalistów. Skrzydlaty chło­ piec propagował polski ruch lotniczy, z ak­ centem na lotnictwo wojskowe, o którego rozwój dbały władze Drugiej Rzeczypospo­ litej. Natomiast Wielkiej bramie patronowała idea służby morskiej, hasło „zaślubin Polski z morzem". Powieść lansowała obraz Gdyni jako symbolu gospodarczej mocy niepod­ ległego państwa polskiego. Sylwetki głównych bohaterów powieści Makuszyński uformował wedle wypróbowa­ nego schematu - osieroceni piętnastoletni chłopcy, u progu dorosłości, którzy „doku­ mentują się młodością, uśmiechem i jasnym spojrzeniem", cytując narratora Wielkiej bra­ my. Łączy ich samotne marzycielstwo, ak­ tywność, pracowitość, a także determinacja w dążeniu do celu. Jednego fascynuje że­ gluga morska, drugi marzy o żegludze po­ wietrznej. Ich dzieje pisarz skonstruował nie­ mal paralelnie. Ignaś Olecki, tytułowy Skrzydlaty chło­ piec, to ofiara bezdomności, której doświad­ czyło wiele dzieci podczas kryzysu ekono­ micznego w latach 30. XX w. Dosłownie wal­ czy o przetrwanie na warszawskiej ulicy, ale mimo rozpaczliwej sytuacji nie zatracił nic ze swej wrodzonej godności i odwagi. Jak zwy­ kle u Makuszyńskiego przypadek cudownie odmienia egzystencję młodego gazeciarza. Za sprawą spotkania z dobroczyńcą Alojzym Raczkiem Ignaś zyskuje dom, kochającego opiekuna i możliwość kształcenia. Wielbiciel książek o dalekomorskich podróżach - Piotruś Korecki, bohater Wiel­ kiej bramy, po śmierci matki znajduje schro­ 38

nienie u dalekich krewnych Modlewiczów, lecz pogłębiające się ubóstwo robotni­ czej rodziny sprawia, że wiedziony wyrzu­ tami sumienia decyduje się rozpocząć sa­ modzielne życie jako marynarz. Młodzień­ cze nadzieje rozbijają się o twardą rzeczy­ wistość. Początek pobytu Piotrusia w Gdyni to prawdziwa katastrofa. Brak pracy, dachu nad głową, wreszcie widmo śmierci głodo­ wej - oto najtrudniejszy egzamin, jaki zgo­ towało chłopcu ukochane morze. W kry­ tycznym momencie następuje nagły zwrot w życiu przyszłego marynarza. Tym razem pomoc nadchodzi ze strony starego „wilka morskiego" kapitana Barena. Pomijając propagandową warstwę obydwu powieści, korespondującą z ów­ czesnym programem wychowania obywatelsko-patriotycznego, warto przyjrzeć się kilku wymiarom nowoczesności, któ­ re akcentuje Makuszyński. Wykorzystajmy

Rys. Elżbieta Procka

w tym celu słynną kategorię „trzech M" Ta­ deusza Peipera. Zarówno Skrzydlaty chłopiec, jak i pierw­ sze sceny Wielkiej bramy przynoszą „migaw­ ki" międzywojennej Warszawy. Tym razem również trudno powiedzieć, że układają się one w obraz całkowicie aprobowany przez pisarza. W omawianych utworach nie moż­ na nazwać stolicy miejscem szczęśliwym, skoro skazuje Ignasia Oleckiego i jemu po­ dobne jednostki na społeczną alienację. Optymizmem tchną natomiast opisy pe­ ryferii, przedmieść Warszawy, czy terenów położonych nad Wisłą. Tak np. pan Raczek po opuszczeniu dotychczasowego mieszka­ nia, blisko redakcji, osiedla się wraz z pod­ opiecznym w skromnym mieszkanku na obrzeżach miasta, tuż obok lotniska. Nowi, życzliwi sąsiedzi, otwarta przestrzeń, widok z okna na startujące samoloty, wszystko to sprawia, że Ignaś może rozwinąć „skrzydla­ te marzenia". Z wielką sympatią pisarz po­ traktował również Wisłę ijej otoczenie. Tutaj o swojej przyszłości zdecyduje Piotruś Ko­ recki, stąd popłynie w swoją życiową po­ dróż. Na marginesie warto dodać, że Maku­ szyński w Wielkiej bramie nawiązał do po­ pularnego wówczas motywu rzeki idącej ku morzu jako symbolu rozwoju gospodarczo-ekonomicznego kraju11. Rozwój cywilizacyjno-przemysłowy te­ renów nadmorskich zilustrował pisarz wi­ zją Gdyni - miasta i portu. W przeciwień­ stwie do ambiwalentnego obrazu stolicy, nowe miasto na mapie międzywojennej Polski jest obiektem zachwytu. W deskrypcjach dominuje semantyka o prowenien­ cji baśniowo-romantycznej: „czarodziej­ ska Gdynia", „miasto-okręt", „miasto z mo­ rza", „perła w polskiej koronie", by ogra­ niczyć się do kilku przykładów. Pośpiech, ruch, prężność cywilizacyjna, kolektyw­

ny wysiłek i inne sygnały „rosnącej z dnia na dzień" Gdyni, jakie dostrzega narrator Wielkiej bramy, mają potrójne znaczenie. Są z jednej strony wyrazem wiary w świat współczesny, z drugiej przejawem dumy z osiągnięcia stałego dostępu do morza. Wreszcie obiecują zmiany na lepsze w życiu polskiego społeczeństwa: Jeszczejestza ma­ ło potężna i za mało wspaniała, więc tę Gdy­ nię budują wciąż i wciąż, z radosnym pośpie-

Kornel Makuszyński

chem; musi wyglądać tak jakby, jakby ją wie­ ki budowały. Dlatego wszystko, co żyje w tym mieście nowo narodzonym, żyje w ruchu niecierpliwym12. Uzupełnia ten „ruchomy" obra­ zek wizja fali turystów, ciągnącej ku Bałtyko­ wi w „długich gąsienicach wagonów". Makuszyński nie znalazł interesujące­ go pomysłu na pokazanie nowoczesnego miasta nadmorskiego. Pominął wiele ne­ gatywnych aspektów, choćby architekto­ niczny chaos, problemy ekonomiczne i po­ 39

lityczne, nieodwracalne zmiany w nadmor­ skim krajobrazie. Trzeba jednak pamiętać, że większość twórców literatury młodzie­ żowej opisywała port gdyński wyłącznie w tonie afirmującym polskie „okno na świat". Intencją pisarza, wyrażoną expressis verbis w przedmowie do Wielkiej bramy, było uka­ zać w pełnej chwale Gdynię, najwspanialszą zdobycz polskiego trudu, kamienny pomnik entuzjazmu, Wielką Bramę Polski na szero­ ki świat13. Maszyna Dziedzinę trzeciego Peiperowskiego M reprezentuje w powieści Skrzydlaty chłopiec samolot, zwany ikoną nowoczesności (okre­ ślenie W. Tomasika). Należy przypomnieć, że w dwudziestoleciu międzywojennym wokół wynalazku braci Wright panowała atmosfe­ ra romantycznej tajemnicy. Sukces polskiej załogi Franciszka Żwirki i Stanisława Wigury w międzynarodowych zawodach samolo­ tów turystycznych Challenge 1932 wywołał prawdziwą eksplozję zachwytu, tym więk­

loty na niebieskich wysokościach,jak malowa­ ne na niebieskim papierze obrazkiptaków czy owadów; teraz znalazł się tuż obok ich gniaz­ da, w mateczniku tych najdziwniejszych stwo­ rzeń, i może widzieć ich życie: niecierpliwe, wielkim głosem napełnione chwile wzlotów i łagodne, pełne zmęczenia siadanie ich na ziemi u drzwi wielkich, drewnianych klatek. Samolot jest ptakiem żywym, więc gdyby go nie zamykano w tych klatkach, mógłby uczy­ nić coś strasznego:poczuwszy wielki wiatr lub zapach burzy oszalałby pragnieniem pędu i wzbiłby się sam, bez człowieka, co umie spę­ tać szaleństwojego mocy i uciszyćjego huczą ce stalowe serce [ . ] 14.

W o j c ie c h T o m a s ik

IKONA NOWOCZESNOŚCI KOLEJ W LITERATURZE POLSKIEJ

szą, że piloci zwyciężyli na maszynie rodzi­ mej konstrukcji RWD-6. Najlepszym lotni­ kom, oprócz wspomnianych, Orlińskiemu, Skarżyńskiemu, Bajanowi przypisywano nadludzkie cechy charakteru. Uchodzili za prawdziwych herosów, bo potrafili ujarz­ mić „latającego smoka", jak również zapano­ wać nad żywiołami przyrody. Nazywano ich „polskimi orłami", „błędnymi rycerzami", „ry­ cerzami przestworzy", „nowoczesnymi hu­ sarzami". W Skrzydlatym chłopcu natrafiamy na liczne egzemplifikacje tej romantyczno-rycerskiej frazeologii. Ignaś, przyszły uczeń szkoły orląt, na wzór wczesnych, futurystycznych wizji, po­ strzega samolot jako istotę fantastyczną, piękną a zarazem groźną: Ignaśpatrzył oszołomiony izawsze mu by­ ło tego widoku za mało. Dotąd widział samo­ 40

MONOGRAFIE FNP

W deskrypcji narrator eksponuje ro­ lę percepcji wzrokowej, za jej sprawą chło­ piec wchodzi w tajemną, obcą sobie prze­ strzeń. Entuzjazm bohatera wyzwalał nie tylko widok maszyny, ale przede wszyst­ kim perspektywa lotu, wysokości, oderwa­ nia się. Inaczej patrzy na samolot człowiek „sta rej daty", Alojzy Racze k, poważny filozof-

z epoki, w której ludzie bali się pociągów, wo­

o Koziołku Matołku (1933-1934), stworzo­

dy, telegrafu i kolei15. Przerażają go „skrzy­

ny wespół z Marianem Walentynowiczem.

dlate marzenia" podopiecznego. Akcep­

Makuszyński, pracując nad pierwszą Księ­

tuje fakt, że aeroplan jest motorem postę­

gą przygód, równolegle pisał Skrzydlatego

pu, lecz dostrzega jego „ciemną stronę".

chłopca. Cykl ten przynosi chyba najpełniej­

Rozpoznaje w nim narzędzie zniszczenia, w każdym razie potencjalnego sprawcę

szą obserwację doświadczeń, obrazów, ak­ cesoriów koncentrujących się wokół miasta

ludzkiej krzywdy. Przeciwstawia się optymi­

- cywilizacji - geografii. Nowoczesne środ­

zmowi swojego przyjaciela Michała Lepajłły,

ki transportu ułatwiają Koziołkowi Matołko­

gdy ten wspiera życiowe plany Ignasia:

wi ucieczkę przed wilkiem, jednocześnie za­

Ja też obserwuję te piekielne, la ta ją­

pewniają egzotyczne podróże. Z Indii trafia

ce maszyny i doszedłem do przekonania, że człowiek, wymyśliwszy je, popełnił okrop­

do Afganistanu, skąd wraca do Warszawy polskim samolotem. Będąc w Ameryce, zo­

ną pomyłkę. Chce pan wiedzieć dlacze­

staje zaangażowany do kowbojskiego filmu.

go? Bardzo proszę! Otóż człowiek chce la ­

W Księdze trzeciej trafia do Włoch, gdzie tam­

tać. Doskonale! Niech lata... Kto mu tego

tejsze kozy fundują Matołkowi samochód,

zabroni? Ale dlaczego człowiek powierza

dzięki któremu może wrócić do ojczyzny.

swoje zdrowie i życie maszynie bezrozum-

Podczas pobytu na Saharze wśród Bedu-

nej, bez czucia i bez ducha? Maszynie, któ­ rej jest wszystko jedno, czy spłonie w powie­

inów (w Księdze czwartej) otrzymuje od bia­ łego kupca odbiornik radiowy. Głos spikera

trzu, czy rozbije się w drzazgi, wyrżnąwszy

z Warszawy informuje o jego zaginięciu, co

o drzewo lub o ziemię? Niech pan tak nie roz­

mobilizuje bohatera do powrotu. Dzieje Ko­

szerza oczów, bo ja nie mówię głupich rze­

ziołka również ilustrują ścieranie się tradycji

czy16.

z nowoczesnością. I tutaj okoliczności spra­

Wzór tego podejścia do procesów mo­

wiają, że słynny podróżnik zaczyna doceniać

dernizacyjnych, opartego - jak widać - na

zdobycze technologii. Dzięki środkom ma­ sowego przekazu staje się sławny.

opozycji natury i cywilizacji, Makuszyński za­ czerpnął z bliskiej mu koncepcji Jana Jakuba Rousseau. Zgodnie z wyjściową tezą powie­ ści postawa pana Raczka ewoluuje od nega­ cji do aprobaty. Najpierw godzi się z decyzją Ignasia o zostaniu pilotem wojskowym, za­ czyna śledzić prasowe doniesienia o sukce­ sach polskich pilotów i inżynierów, by osta­ tecznie „oswoić piekielną maszynę". *** Twórczość Makuszyńskiego dla młode­ go odbiorcy poza zaznaczonymi tutaj moty­ wami odsłania wiele innych korespondencji z nowoczesnością. Niezwykle bogatym pod tym względem materiałem literackim byłby słynny cykl historyjek słowno-obrazkowych

1 W. Tomasik, Ikona nowoczesności. Kolej w literaturze polskiej, Wrocław 2007, s. 319. 2 K. Makuszyński, Wyprawa pod psem, War­ szawa 1994, s. 5. 3Tamże, s. 14. 4K. Makuszyński, Awantura o Basię, Warsza­ wa 1985, s. 3. 5Tamże, s. 4. 6Zob. D. Piasecka, Proza Kornela Makuszyń­ skiego dla młodego odbiorcy. Zarys problematyki, Wrocław 1984, s. 30-31. 7 M. Inglot, Wirtuoz masowej wyobraźni. (O twórczości Kornela Makuszyńskiego), [w:] 100-lecie urodzin Kornela Makuszyńskiego. M ateriały z sesji naukowej. Zakopane 11-12 maja 1984, Zakopane 1984, s. 36.

41

8K. Makuszyński, Awantura o Basię, s. 16. 9Informacje na temat opowiadania kolejo­ wego podaję za: W. Tomasik, s. 105-130. 10D. Piasecka, dz. cyt., s. 27. 11 Zob. Z. Budrewicz, Lekcje polskiego kraj­ obrazu. Międzywojenna proza podróżnicza dla młodzieży, Kraków 2013, s. 187. 12 K. Makuszyński, Wielka brama, Gdańsk 1990, s. 47. 13Cyt. za D. Piasecka, dz. cyt., s. 27. 14K. Makuszyński, Skrzydlaty chłopiec, War­ szawa 1959, s. 73. 15Tamże, s. 9. 16Tamże, s. 79.

Edyta Korepta Jeśli byś umiałpisać tak, aby cię każde dziecko pojęło, byłbyś wielki. K. Makuszyński, Bezgrzeszne lata

FUNKCJE AFORYZMÓW w w y b r a n y c h p o w ie ś c ia c h k o r n e l a M a k u s z y ń s k ie g o Kornel Makuszyński - „pisarz ze słoń­ cem w herbie"1- tak został scharakteryzowa ny zna ny a utor książek, głównie dla dzieci i młodzieży, z dopiskiem o charakterystycz­ nych cechach jego osobowości i postaw, wyrażających mądrą filozofię zgody na otaczający świat, prezentujących „pogod­ ną afirmację życia", wiarę w ludzi, sympa­ tię dla ubogich i współczucie dla pokrzyw­ dzonych. Urodzony w 1884 roku w Stryju w wielodzietnej rodzinie emerytowane­ go pułkownika wojsk austriackich, które­ go stracił mając 10 lat. Trudna sytuacja ma­ terialna wpłynęła na ciągłe zmiany szkół (w Stryju, Przemyślu, Lwowie) i wczesne podjęcie pracy zarobkowej korepetytora i autora recenzji teatralnych - z tej racji, iż te­ atr był jego pasją, o czym pisał wiele lat póź­ niej w Bezgrzesznych latach (1925) - powieści wspomnieniowej. Od czternastego roku ży­ cia utrzymywał się sam. Studiował filologię 42

polską i romańską w uniwersytecie lwow­ skim oraz na Sorbonie w Paryżu, pracując w „Słowie Polskim" (1905-14) jako stały re­ cenzent teatralny. Był ponadto kierowni­ kiem literackim teatru lwowskiego, a od 1915 prezesem Związku Literatów i Dziennikarzy Polskich. W 1918 roku zamieszkał w Warsza­ wie i nadal recenzował działalność teatralną teatrów warszawskich. Związał się również z Zakopanem, gdzie prowadził szeroką dzia­ łalność społecznikowską, za co otrzymał ho­ norowe obywatelstwo Zakopanego. Twórczość rozpoczął od pisania wier­ szy, przychylnie przyjmowanych przez czy­ telników. Za poemat Pieśń o Ojczyźnie (1924) otrzymał w 1926 państwową nagrodę lite­ racką. Wspomnianą wyżej powieść autobio­ graficzną Bezgrzeszne lata otwiera wiersz zatytułowa ny Rozmowa zzegarem o bezgrzesz­ nych latach, który może stanowić motto tej powieści wydanej w 1925 roku, gdy pisarz miał ok. 40 lat. Stanowi ona interesującą retrospekcję, ocalając wspomnienia utrwa­ lone przez upływ czasu, te najważniejsze, które zadecydowały o całym życiu Maku­ szyńskiego, jak pasje teatralne i twórczość poetycka, o której tak wspominał: Kiedy miałem lat dwanaście, napi­ sałem wierszy bardzo wiele; uwielbiałem tematy historyczne, którym dawałem wspa­ niałe, dostojne, olbrzymie tytuły po łacinie. Wiersz Vindobona (o, młody idioto!) był ha­ niebnym zdemaskowaniem cesarza Leopol­ da, którego Sobieski wziął na kawał z uda­ nym ukłonem. Cesarz się bardzo po niemiecku dąsa, Że Sobieski nie do czapki, lecz sięgnął do wąsa. Więc na przyszłość, cesarzu, popamię­ taj o tem, Że najpierw się masz kłaniać, a król pol­ ski potem!

Czy to nie piękne wiersze? Cesarz w gro­ bie zakrył rękoma twarz. Wstydził się. A wiersze miały powodzenie niesłychane. Pisane były pismem kaligraficznym i zawsze zawsze! mówię - czerwonym atramentem. [Bezgrzeszne., s. 32.] W dzienniku lwowskim „Słowo Polskie", wydawanym pod redakcją Jana Kasprowi­ cza, opublikowane zostały jego dwa sone­ ty. Kasprowicz docenił talent młodego po­ ety: „olbrzym wziął karzełka w potężną swą dłoń i cisnął go w literaturę". Wspomnie­ nia tej pięknej przeszłości pewnie zadecy­ dowały o zamieszczeniu wiersza Rozmowy z zegarem... jako I rozdziału Bezgrzesznych lat. Czyżby i zegar odegrał w życiu tego in­ teresującego twórcy jakąś niebanalną rolę? A może tylko jako stereotypowo przyjmo­ wany przedmiot odmierzający nieuchwytny czas znalazł miejsce w powieści? Na pewno stał się okazją do zaznaczenia cech młodości - buntu, widzenia świata na wspak, równo­ cześnie wiarę w szczęście, narodziny miłości i zdrady, a głównie do refleksji o nieuchron­ ności przemijania, którą ujął w formie nawią­ zania do sokratejskiej mądrości: O, jak to dawno, Sokratesie stary! Złamanym skrzydłem tłucze ślepy ptak... Serca się psują, psują się zegary. Wszystko umiera. O, tak, o tak, o tak! Ale raz jeszcze przypomnijmy wzloty, Wracajmy myślą na gwiaździs ty szlak! Cofnij wskazówki i lećmy w wiek złoty... Niech żyje młodość! O, tak, o tak, o tak!2 Makuszyński znany jest głównie jako autor literatury dla dzieci i młodzieży. Do najchętniej czytanych książek niewątpli­ wie należą, prócz cytowanych powyżej Bez­ grzesznych lat, O dwóch takich, co ukradli księ­ życ, Panna z mokrą głową, Awantura o Basię,

Szatan z siódmej klasy, Szaleństwa panny Ewy. Dla dzieci opisał przygody Koziołka Matołka oraz małpki Fiki Miki3. Zmarł w 1953 roku w Zakopanem i pochowany został na Pęksowym Brzysku wśród cenionych i bardzo ważnych miesz­ kańców Zakopanego. Nad grobem tak prze­ mawiał Adam Pach, ludowy poeta i gawę­ dziarz - wnuk Sabały: Do gromady honorowych ludzi, co le­ żą na Pęksowym Brzysku schodzi mistrz Kornel Makuszyński, Honorowy Gazda. God­ nie se zasłużył na tym świecie. Swoją gwarą i swoim piórem umilał ludziom życie. Zapa­ trzył się na Sabałowe powiedzenie: wyzyń ze siebie smętek, azycie stanie się milse. Jednako dziś nas zasmucił swojom smierzciom4.

Fot. Edyta Korepta

Dlaczego powrót do lektury Kornela Makuszyńskiego nieustannie stanowi źró­ dło wielkiej przygody czytelniczej, rado­ ści życia i źródło akceptacji szlachetnych 43

czynów i bezkompromisowej postawy mo­ ralnej? Odpowiedzi na tak postawione py­ tania stanowią ważne oceny pisarstwa au­ tora Awantury o Basię. Optymizm, szlachet­ na postawa moralna zawsze sympatycznych i pełnych życia bohaterów, wiara w dobroć ludzką, współczucie dla pokrzywdzonych to wartości wychowawcze jego książek. Ma­ kuszyński wytworzył własny styl nacechowa­ ny humorem, liryzmem i gawędziarską swadą5. Specyfika tego stylu polega m.in. na wykorzystywaniu w tekście literackim afo­ ryzmów. Aforyzm jest interesującą formą wy­ powiedzi, stosowaną w różnych okoliczno­ ściach, a jego historia sięga najdawniejsze­ go piśmiennictwa, jednak w zasadzie moż­ na się zgodzić z tezą, iż „nie ma konkretnej definicji"6. Dowodzą tego podawane wyra­ zy i połączenia bliskoznaczne: przysłowie, sentencja, maksyma, złota myśl, gnoma,

KORNEL

MAKUSZYŃSKI

P I E Ś Ń O

OJCZYŹNIE

W A R S Z A W A I N S T Y T U T W Y D A W N I C Z Y . . B IB L J O T F . K A

44

19 2 4 PO LSKA "

adagium, powiedzenie. Badania nad tą for­ mą wypowiedzi wskazują na jej funkcjono­ wanie w odbiorze czytelniczym jako nieza­ leżnych, oddzielnie wydawanych zbiorów, a także w formie zwięzłych zdań, które za­ wierają jakąś myśl filozoficzną, moralną, re­ gułę życiową itp.7, wplecionych w tekst li­ teracki, zintegrowanych z akcją, wpisanych w kontekst, pełniąc niejako funkcję odau­ torskiego komentarza8. Ciekawą formę definiowania afory­ zmów zaproponował J. Glensk9, zestawiając bogaty zbiór aforyzmów oddających istotę takiej wypowiedzi. Jakie zatem są ważne ce­ chy aforyzmów wynikające z interesujące­ go zestawienia? Autor przedstawił je w kil­ ku grupach, wyróżnił mianowicie: genezę aforyzmu, sposób tworzenia, cechy charak­ terystyczne, upowszechnienie oraz percep­ cję. Pominął tu natomiast określenie pełnio­ nych funkcji. Uzupełnił je w opracowaniu dotyczącym twórczości Witolda Gombrowi­ cza, określając ich szczególną rolę w tekście literackim, taką jak: ożywianie dialogu, uniwersalizację myśli, poglądów, podkreślanie antynomii, a także, co bardzo istotne dla in­ terpretacji, stylu aforystycznego10. Interesujące studium dotyczące aforystyki jako początkowej drogi dochodze­ nia do przysłów stworzył Grzegorz Szpila w opracowaniu pt. Krótko o przysłowiu11, gdzie zgodnie z tytułem głównie zajął się przysłowiami, lecz związał je również z „dalekimi krewnymi przysłowia: afory­ zmem, maksymą, sentencją, skrzydlatym słowem"12. To bardzo pogłębiona anali­ za językowa powyższych form literackich z dobrymi definicjami i uogólnieniami zwią­ zanymi zarówno z formą, jak i pełnionymi funkcjami. W oparciu o wymienione w powyższej bibliografii przedmiotowej uogólnienia po­

zwoliłam sobie na próbę określenia funkcji aforyzmów literackich w twórczości Korne­ la Makuszyńskiego, uzupełniając je o orygi­ nalne rozwiązania tego pisarza w literaturze adresowanej do określonego czytelnika, co na pewno warunkowało wybór formy i spo­ sób jej wykorzystania. Aforyzmów można się doszukać we wszystkich powieściach Makuszyńskiego13. Dokonałam jednak wyboru książek, wska­ zanego w odnośniku. Jak wspomniałam wyżej, K. Makuszyń­ ski swoje utwory adresował głównie do dzieci i młodzieży i w tej grupie odbiorców cieszyły się wielkim powodzeniem, pełniąc tym samym dużą rolę edukacyjną i wycho­ wawczą. Rozważając fenomen tego zjawi­ ska, wypada zastanowić się nad tym, co stało u podstaw tej niesłabnącej popular­ ności. Przyjmijmy tezę, iż zadecydowała o tym jego postawa humorysty charakte­ ryzująca się oryginalnym sposobem patrze­ nia na świat, który angażuje całą istotę hu­ morysty14. Uprawianie humoru polega m.in. na uświadamianiu istniejących norm, sugeru­ je ich obowiązywanie przez wybuch śmiechu lub uśmiech. Co istotne w odniesieniu do Ma­ kuszyńskiego, to obserwacja, iż humor służy nie tyle upowszechnianiu teorii wartości, ile „wydobywaniu" ich z cienia wszelkimi sposo­ bamizgodnie z możliwościamipercepcji pew­ nych istotnych problemów mierzonych zacho­ waniami bohaterów. Tutaj aforyzm okazuje się być polemiką, wyznaniem, przyznaniem się, odwagą, a także rodzajem pamiętnika. Charakter twórczości humorystycznej w przypadku Makuszyńskiego jest wyraźnie uwarunkowany czynnikami podmiotowymi „składającymi się na przyjęcie postawy hu­ morystycznej"15. Autor w wieloraki sposób daje wyraz swoistemu poczuciu humoru, które wypływa zjego osobowości i z osobi­

stego doświadczenia pisarza, które cechu­ je humanistyczna radość z życia. Wyraża je w formie wiarygodnych sentencji sprawdzo­ nych w życiu, a definiujących radość: Radość wielkim jest mędrcem, bo radość stworzyła słońce i świat [Bezgrzeszne..., s. 6]. Na świecie wszystko jest piękne, nie ma na nim nic brzydkiego, lecz najpiękniejsza jest radość [j.w]. A na zasadzie kontrastu spersonifikowanej i podniesionej do wysokiej rangi ra­ dości wymienia pisarz smutek: Smutek jest jak czarny cień, który rośnie i wydłuża się, i pusty jest jak cień. Nic łatwiej­ szegojak odpuścić czarną zmorę cienia. A ten pusty cień, to jest pajac, co jak małpa naśla­ duje człowieka. Cień oszukuje człowieka, swo­ jego pana [j.w.]. Dla pisarza ważne jest, by ludzie bez względu na wiek i pozycję społeczną by­ li szczęśliwi i chce przekonać do tej tezy czytelników, powołując się na uniwersal-

45

ne prawdy odczytywane w kulturze sta­ rożytnej: Dusze szczęśliwe są podobne do owego worka, w którym wedle wyobraźni Greków zamknione były wiatry, które czasem wydostają się na świat i wieją swobodnie. [Szaleństwa., s. 257]. Lecz w tym wypadku autor nie dopo­ wiedział prawdziwej wymowy mitu o wia­ trach, które Odysowi dał Eol na drogę do Ita­ ki, gdy wór został otwarty w nieodpowied­ nim momencie i oswobodzone wiatry zmie­ niły bieg wydarzeń. Przytoczone sentencje występują w kontekście dialogu twórcy - autora ze sło­ necznym promieniem, który przypadkowo padł na kartkę pierwszego rozdziału i w re­ zultacie tego pozornie drobnego incyden­ tu autor formułuje swoje credo pisarskie: „Jestem mądry mądrością dziecka... Je ­ stem mądrością radości". I stara się wyraź-

K o r n

Wydawca: „Śląsk” Sp. z o. o. Wydawnictwo Naukowe ul. J. Ligonia 7, 40-036 Katowice tel.: 32 258 07 56, faks: 32 258 32 29 e-mail: [email protected], [email protected] www.slaskwn.com.pl

Rada naukowa: prof. Joanna Papuzińska - Przewodnicząca (Warszawa) prof. Alicja Baluch (Kraków) prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz (Katowice) dr Grażyna Lewandowicz-Nosal (Warszawa) prof. Irena Socha (Katowice) dr Magdalena Ślusarska (Warszawa) Zespół redakcyjny: prof. dr hab. Jan Malicki - redaktor naczelny (tel. 32 208 38 75) mgr Magdalena Skóra - zastępca redaktora naczelnego mgr Aneta Satława - sekretarz redakcji (tel. 32 208 37 61) Korekta: Barbara Meisner Skład i łamanie: Jolanta Mierzwa Projekt okładki: Marek J. Piwko {mjp} Na okładce wykorzystano pracę Natalii Kloski (lat 8)

Publikacja dofinansowana przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego Publikacja dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego Zrealizowano w ramach programu „Promocja literatury i czytelnictwa”, ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego M in is te rs tw o

Kultury i D zie d zic tw a N arodow ego-

ISSN 0867-7115 Adres redakcji: Biblioteka Śląska, Redakcja „Guliwera” Plac Rady Europy 1, 40-021 Katowice tel./faks: 32 208 37 20 e-mail: [email protected] Dyżury redakcji: poniedziałek, środa, piątek - w godz. od 10.00 do 12.00 Redakcja zastrzega sobie prawo do adiustacji tekstów i skrótów nadesłanych materiałów oraz do nadawania własnych tytułów. Za skutki ogłoszeń redakcja nie odpowiada.

wer

Czasopismo o książce dla dziecka Wpłaty na prenumeratę „Guliwera" na rok 2014 przyjmuje: „Śląsk" Sp. z o.o. Wydawnictwo Naukowe ul. J. Ligonia 7,40-036 Katowice kontakt e-mail: [email protected] tel. 32 258 58 70 fax 32 258 32 29 Cena prenumeraty: 88 zł za rok Konto: Bank Śląski SA w Katowicach, oddział w Katowicach 29 1050 1214 1000 0007 0142 4046 Na blankiecie wpłaty należy wpisać: „Prenumerata Guliwera na rok 2014"

Adres redakcji: Biblioteka Śląska Redakcja „Guliwera" Plac Rady Europy 1,40-021 Katowice tel. 32 20 83 875, 32 20 83 718 Zrealizowano w ramach Programu Operacyjnego Promocja Czytelnictwa ogłoszonego przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego