I N S T Y T U T S P R A W P U B L I C Z N Y C H
I N S T I T U T E O F P U B L I C A F F A I R S tel. (48 22) 556 42 80 fax. (48 22) 556 42 62 www.isp.org.pl e‐mail:
[email protected]
ul. Szpitalna 5 lok. 22 00‐031 Warszawa
JAK REFORMOWAĆ PODSTAWĘ PROGRAMOWĄ KSZTAŁCENIA OGÓLNEGO
Stenogram seminarium, które odbyło się 16 września 2004 r., w godz. 11.00-14.30, w sali multimedialnej POLITYKI, Warszawa, ul. Słupecka 6
Prof. Lena Kolarska-Bobińska, Dyrektor Instytutu Spraw Publicznych
nowanie wielu zespołów roboczych, tematycznych, spotykających się co pewien czas, pracujących, przy‐ gotowujących, a jednocześnie taki projekt, który kon‐ sultuje i przewiduje uczestnictwo wszystkich osób zainteresowanych. Bardzo prosimy; na stronach In‐ stytutu są informacje i prosimy o zgłaszanie się osoby chętne do współpracy. Chcę powiedzieć, że dzisiejsza konferencja doty‐ cząca postawy programowej tak naprawdę dotyczy istoty przemian zachodzących w społeczeństwie pol‐ skim, ponieważ to, jakie będą treści nauczania, prze‐ sądzi, jakie będą nasze pokolenia przyszłe. Czy będą wiedziały, jak poruszać się po świecie instytucji, zmieniających się warunków, zmieniających się war‐ tości. Podstawa programowa, czyli to, czego ucznio‐ wie się dowiedzą, przesądzi, jakimi będziemy uczest‐ nikami ładu demokratycznego i rynkowego w Polsce: aktywnymi czy biernymi, kreatywnymi, twórczymi, otwartymi czy wręcz przeciwnie. Ale też tak myślę w tej chwili już zdecydowanie przesądzi o pozycji Polski w Europie, bo teraz uczestniczymy, kształtujemy, wpływamy również na ład w Europie i na świecie. I tego typu wartości, wiedzę, jaką uczniowie wyniosą ze szkół, to będzie przesądzało również o pozycji naszego kraju w Europie i na świecie. Zanim oddam głos Panu Ministrowi Sawickiemu chciałam tylko jeszcze raz bardzo podziękować Ministerstwu Eduka‐ cji Narodowej i Sportu, zwłaszcza Pani Minister Ły‐ backiej, Panu Ministrowi Sawickiemu, Pani Dyrektor Zawiszy za wspieranie i dofinansowanie i tych badań i naszej konferencji, seminarium; podziękować też Panu Krzysztofowi Konarzewskiemu za kierowanie badaniami, za przygotowanie publikacji, współpracę z nami, a przede wszystkim tym wszystkim eksper‐ tom oświatowym, autorom programów, podręczni‐ ków, komisjom egzaminacyjnym, dyrektorom szkół,
Witam Państwa na kolejnej debacie edukacyjnej Insty‐ tutu Spraw Publicznych. Tym razem poświęciliśmy ją tematowi zmiany podstawy programowej kształcenia ogólnego. Instytut Spraw Publicznych w 2003 roku przeprowadził na zlecenie Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu szczegółowe badanie na temat funkcjonowania podstawy programowej. Badanie to pokazało, że podstawa nie spełnia oczekiwań i trzeba przygotować nową. Wyniki tych badań zostały szcze‐ gółowo opisane w książce „Reforma oświaty. Pod‐ stawa programowa i warunki kształcenia”, którą pewnie Państwo już widzieliście, autorstwa naszego wyśmienitego badacza, eksperta, którego witam – Krzysztofa Konarzewskiego. Długo debatowaliśmy na temat tytułu, żeby chwy‐ tał esencję tego, co jest w środku, ponieważ książka dotyczy nie tylko podstawy programowej, ale też zawiera wyniki badań dotyczące monitorowania reformy oświaty. Badania te rozpoczęliśmy parę lat temu; kontynuujemy je dzięki zainteresowaniu i wsparciu kolejnych ministrów Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. One również pokazują zmienia‐ jące się postawy, stosunek do różnych aspektów funk‐ cjonowania oświaty i szkolnictwa, i te wyniki są rów‐ nież w tej książce zawarte. W związku z tymi wynikami badań kwestionują‐ cymi funkcjonowanie podstawy programowej, Mini‐ sterstwo powierzyło Instytutowi opracowanie projek‐ tu nowej podstawy programowej. Kierownikiem tego projektu jest właśnie Krzysztof Konarzewski. W tej chwili chcę tylko powiedzieć, że prowadzimy nabór osób chętnych do pracy w zespołach roboczych. Pro‐ jekt został pomyślany bardzo szeroko jako funkcjo‐
1
którzy zechcieli odpowiedzieć na nasze pytania, an‐ kiety, współpracować z nami. Bardzo Państwu dzię‐ kuję. Zapraszam Ministra Sawickiego. Bardzo proszę.
uwolnimy się od tych zewnętrznych [przerwa w na‐ graniu ok. 15 sekund] i wynikające z niej wnioski doty‐ czące dziś obowiązujących dokumentów. Po prostu tego życzę i o taką pracę bardzo chciałbym prosić. Dziękuję bardzo.
Mirosław Sawicki, Minister Edukacji Narodowej i Sportu
Lena Kolarska-Bobińska Dziękuję bardzo. Pani Dyrektor, Panie, Panowie, ja nie będę wygłaszał żadnych długich przemówień, bo Państwo nie po to przyszli, żeby słuchać przemówień. Chcę zwrócić uwagę na kilka prostych faktów. Po pierwsze: zespół Instytutu Spraw Publicznych, który się podjął tego zadania, podjął się bardzo trudnego zadania. Podjął się zadania, które będzie wzbudzało niezwykłe emocje i spory: czy Kochanowski ma być w liście lektur, czy Kochanowskiego może nie być, ale za to musi być Np. Rej. Ja biorę przykłady z sufitu, w związku z tym proszę ich nie traktować jako moje jakiekolwiek propozycje. Podobnie kwestia matema‐ tyki: czy musi dojść do pochodnych, czy nie musi dojść do pochodnych? Ja myślę, że to nie o to chodzi. Po rozmowie z profesorem Konarzewskim chciałbym powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze: dobrze jest, że nie zaczynamy dysku‐ sji przedmiotowych i od pracy w grupach przedmio‐ towych i potem od sporów pomiędzy poszczególny‐ mi przedmiotowcami, co, ile godzin itd., bo to byłyby spory nierozwiązywalne po prostu. Ja pamiętam kiedyś wyliczenie – wychodziło, jak podsumować postulaty zespołów przedmiotowych, to wychodziło około 60‐ciu godzin lekcji w tygodniu mniej więcej – to jest nierealizowalne oczywiście. To jest jedna rzecz. Druga rzecz: sprawa będzie wzbudzać pewne emocje polityczne, na ile program wychowawczy, patriotyczny, miłość ojczyzny (w skrótach myślowych mówię oczywiście), miłość w ogóle i czy seksualne, czy nie seksualne – no, te wszystkie sprawy będą wzbudzać ogromne emocje polityczne. Myślę, że zespół, który by jakiś kanon tego dokumentu opra‐ cował, powinien być wolny od takich emocji poli‐ tycznych. Myślę, że sprawę trzeba po prostu potrak‐ tować normalnie. Decyzja o wszczęciu tych prac była decyzją pani minister Łybackiej; jak wiadomo nie jest to mój krok polityczny, ale tę decyzję wspierałem, była ona ze mną konsultowana. Byłem wtedy dyrek‐ torem CKE i uważam, że jest słuszna, że jest koniecz‐ na. Wynika ona po prostu z oglądu trzyletniego spo‐ sobu funkcjonowania podstawowych dokumentów przesądzających o tym, co jest nauczane w szkole i co może być wymagane na egzaminie, bo o tych dwóch rzeczach musimy mówić. Nie można mówić o posta‐ wie programowej bez rozmowy o wymaganiach eg‐ zaminacyjnych. Dlatego twierdzę, że podjęli się Pań‐ stwo rzeczywiście trudnego zadania, rzeczywiście potrzebna jest szeroka współpraca, ale pomysł na sposób prowadzenia prac wydaje mi się dobry. Jeżeli
Bardzo dziękuję. Pan Minister będzie musiał wyjść, ale wróci, rozumiem. Proszę Państwa, teraz oddam głos panu Krzysztofowi Konarzewskiemu. Po krótkiej przerwie na kawę wysłuchamy wystąpień panelo‐ wych, po czym mam nadzieję, że dość dużo czasu zostanie na dyskusję i na wymianę poglądów, bo to jest najważniejsze. Bardzo proszę. Prof. Krzysztof Konarzewski, ekspert Instytutu Spraw Publicznych Witam Państwa. Państwo już są powitani oficjalnie, ale ja jeszcze raz to zrobić, bo jak patrzę po sali i wi‐ dzę same zaprzyjaźnione i sympatyczne twarze, to robi mi się ciepło na duszy i przekonuje, że oświata nie jest całkiem stracona, skoro jest grono ludzi, któ‐ rzy się bezustannie w tym właśnie składzie spotykają przy różnych okazjach. To znaczy, że komuś jeszcze zależy na tym, żeby o oświacie mówić i żeby ją być może zmieniać. Pani Dyrektor nazywała nasze spo‐ tkanie konferencją, ale tak naprawdę to jest semina‐ rium. Seminarium różni się od konferencji tym, że nie będziemy tutaj oznajmiać, a raczej będziemy Państwa pytać. Obecność Państwa, jak rozumiem świadomych tego, co tu się będzie działo, dowodzi, że Państwo są gotowi szukać wspólnych rozwiązań. Trochę mnie zawstydza, że gdy kiedyś dawno te‐ mu pani dyrektor Zawisza przeprowadziła ze mną pierwszą rozmowę, proponując nieśmiało, że może podjąłbym się badania podstaw programowych, ja powiedziałem, jak kiedyś się w PRL‐u mówiło o kon‐ stytucji: „Badać podstawę programową, zmieniać podstawę programową? Po co, przecież ta stara jest zupełnie nieużywana”. Okazało się jednak, że i w badaniu jest sens, i być może w zmienianiu jest sens. Nie po raz pierwszy nie miałem racji. Z tym więk‐ szym zapałem teraz będę Państwa namawiał do wspólnego szukania odpowiedzi. Na tym seminarium nie będę oznajmiał ani refe‐ rował wyników badań. Nad tym seminarium wisi teza, którą można tak przedstawić: „Podstawa pro‐ gramowa nie spełnia oczekiwań (oczekiwań ustawo‐ dawcy, ale także oczekiwań ludzi oświaty), ponieważ jest źle zaprojektowana, niestarannie wykonana i blokowana przez inne akty prawa oświatowego”. I drugie zdanie: „Należy przystąpić do jej przebudo‐ wy”. Już w tej tezie, są dwa pytania. Po pierwsze – czy ta diagnoza jest trafna? Ja oczywiście mogę przed‐ 2
nie tak dawno. Jeszcze w 1999 roku był jeden pro‐ gram kształcenia. Tego byśmy nie chcieli. Podstawa programowa zatem – proszę zobaczyć, jakie to jest trudne zadanie – musi z jednej strony pilnować, żeby zróżnicowanie nie poszło za daleko, ale z drugiej strony musi się przeciwstawić próbom unifikacji. Między tymi skrajnościami bardzo trudno zachować równowagę i wobec tego tej podstawie bezustannie grożą dwa niebezpieczeństwa: albo będzie zbyt sku‐ teczna w unifikacji i wtedy się przekształci w krajowy program nauczania, taki jak w czasach PRL, albo będzie nieskuteczna i stanie się ideologicznym ozdobnikiem, który w ogóle niczego nie reguluje. Analizy, które przeprowadziliśmy, dowodzą, że podstawa uległa drugiemu niebezpieczeństwu, zresz‐ tą w Polsce trudno coś skutecznie ujednolicić. Pod‐ stawa jest takim właśnie ozdobnikiem, który o niczym nie rozstrzyga, niczego nie przesądza. Jeżeli przyjmu‐ jemy tę diagnozę, to powstaje pytanie: jak przebudo‐ wać podstawę, czyli jak nadać jej większą moc regula‐ cyjną, jak sprawić, żeby ona rzeczywiście wpływała na praktykę oświatową w kraju? Tu są nasze pomysły, które należy właściwie czy‐ tać w formie pytań. Pierwsza teza jest taka, że pod‐ stawa programowa powinna być minimalnym i ra‐ mowym programem szkolnym. Co znaczy minimal‐ nym? Takim, którego już nie można zredukować, który obowiązuje wszystkie szkoły, ale który jest niewystarczający dla uprawiania działalności eduka‐ cyjnej. Moi rozmówcy, którzy mieli za sobą studia matematyczne, chętnie używali tutaj terminu: „część wspólna”. Podstawa programowa to powinien być taki program, który stanowi część wspólną wszyst‐ kich programów w kraju. To znaczy: każdy program w każdym oddziale klasowym musi zawierać to, co przepisuje podstawa, ale musi zawierać także coś więcej. I pomysł jest taki, żeby ten program minimal‐ ny, czyli tę część wspólną tak pomyśleć – to jest bar‐ dzo trudne, ale użyjemy najlepszych nauczycielskich umysłów – żeby można było ją zrealizować w czasie ¾ obowiązujących godzin nauczania. A ¾ to liczba z sufitu, myślę sobie, między 60% a 80%. Anglicy mają 80, my możemy być troszeczkę lepsi od Anglików, 75% – ładna liczba. Jestem ciekaw, co Państwo na to. Pozostałą ¼ czasu trzeba przekazać do zagospodaro‐ wania w sposób całkowicie autonomiczny szkole. Z tego wynika oczywiście, że zagospodarowanie pozostałej części czasu nauczania należy pozostawić inwencji autorów programów nauczania. Kiedy mó‐ wimy o autorach programów nauczania, to niestety w Polsce wciąż myślimy o grupce profesjonalistów, którzy w porozumieniu ze swoimi wydawcami opra‐ cowują i publikują te programy. Ale cel tej całej re‐ formy, którą zrobiliśmy w 99 roku jest taki, żeby w grupie autorów programów nauczania było coraz
stawić argumenty, że rzeczywiście podstawa nie spełnia oczekiwań, że jest źle zaprojektowana itd. Te argumenty znajdują się w zielonej książce, o której mówiła Pani Dyrektor. Myślę, że nie warto byłoby poświęcać tego seminarium na dyskusje z tymi wyni‐ kami, ale oczywiście ktoś, kto uważa, że ta diagnoza jest generalnie nietrafna, powinien pokazać, na czym opiera swoje przekonanie. Ważniejsze jest to, że na‐ wet gdyby ta diagnoza była trafna, to jeszcze wcale nie wynika, że trzeba przystąpić do przebudowy podstawy. Można powiedzieć, że wszyscy się nauczyli żyć z podstawą, że ona właściwie nie szkodzi, że życie szkoły idzie swoim torem, no to po co teraz robić kolejne zamieszanie. To jest rzecz do rozważenia. Ja nie sądzę, żebyśmy mieli trwać przy haśle: „Nowa podstawa programowa albo śmierć”. Na szczęście nie jesteśmy w tak bardzo dramatycznym momencie. Jeżeli byśmy jednak uznali, że podstawę progra‐ mową trzeba zmieniać, no to trzeba by się najpierw (jak słusznie powiedział Pan Minister) zastanowić, w jakim kierunku zmieniać, uzgodnić pewne założenia, uzgodnić schemat prac, a potem dopiero spierać się o okres andegaweński w nauczaniu historii Polski. Do tej pory podstawa programowa była trakto‐ wana przez ustawodawcę – że użyję określenia pani minister Radziwiłł – jako zwornik. Rzeczywiście na tym rysunku widać wyraźnie, że podstawa jest zwor‐ nikiem. Ja kiedyś mówiłem o kotwicy. Tu przyznaje, że „zwornik” jest słowem lepszym, ponieważ kotwica jest czymś, co trzyma nawę od dołu, a to wyraźnie wspiera całe sklepienie. Podstawa programowa z jednej strony kontroluje programy, z drugiej strony kontroluje podręczniki, a także standardy wymagań, na podstawie których egzaminatorzy budują testy używane w egzaminach zewnętrznych. Gdzieś ten cały system schodzi na sam dół, ostatecznie uczeń obcuje ze znaczeniami, które są kontrolowane przez podstawę programową, a potem musi wykonać test egzaminacyjny, który też jest powiązany z podstawą programową. Dzięki temu te dwa kluczowe elementy dla samego ucznia i dla rodziców, nie rozbiegają się, ale znajdują się w jakiejś harmonii ze sobą. Nadrzędna funkcja, jakiej podstawa powinna sprostać, tak jak ją zrekonstruowaliśmy na podstawie analiz, to utrzymać optymalną standaryzację praktyki oświatowej. W przełożeniu na zwykły język znaczy: pilnować, żeby kształcenie w poszczególnych szko‐ łach i oddziałach klasowych nie uległo zbytniemu zróżnicowaniu, bo to by było nieszczęście, dziecko by nie mogło zmienić klasy, szkoły, nie wiadomo byłoby, czy to jest jeden kraj, czy kilka osobnych, ale także żeby strzec tej praktyki przed skrajnym ujednolice‐ niem. Ponieważ skrajne ujednolicenie to byłby powrót do jednego programu kształcenia, który obowiązywał
3
więcej nauczycieli. Ostateczny sens reformy z 99 roku jest taki, żeby zwrócić nauczanie nauczycielom. To znaczy, żeby nauczyciele sami pisali swoje programy albo przynajmniej żeby głęboko modyfikowali pro‐ gramy dopuszczone do użytku szkolnego. Tak więc nasz pomysł idzie w tym kierunku, żeby umożliwić im inwencję czy twórcze podejście do programu, żeby wręcz zobowiązać ich do tego, ponieważ gdybyśmy przyjęli taką zasadę, to program nie mógłby być do‐ puszczony do użytku, gdyby nie zagospodarowy‐ wałby w sensowny sposób 25% czasu nauczania, oprócz tego, co robi podstawa programowa. Są tu szczególne wątpliwości, wobec których prawdę mówiąc nie mamy jeszcze wyraźnego stano‐ wiska, a więc na przykład jak zagospodarować czwartą część w szkole. Wiadomo na poziomie pro‐ gramów: autor programu musi rozszerzyć program ramowy i minimalny, ale na poziomie szkoły, jak to przełożyć na lekcje – czy związać sztywno z przed‐ miotem, czy może z dziedziną, czyli dyrektor miałby trochę więcej swobody. Po drugie, i to jest bardzo ważny i delikatny problem, co zrobić z treściami nie‐ których ścieżek edukacyjnych. Większość tych ścieżek można spokojnie zasymilować do przedmiotów ma‐ cierzystych, tak zresztą było w Polsce zawsze i nie było z tym żadnego kłopotu, ale są pewne, na przy‐ kład filozofia. Czy ją zasymilować i do czego? Jeśli nie, to może z tego zrobić przedmiot, ale wtedy zno‐ wu pojawia się problem, bo przecież czas ucznia nie jest z gumy. To samo jest z przygotowaniem do życia w rodzinie, tutaj oświatę obliguje nawet jakaś ustawa zewnętrzna. Z drugiej strony, w szkole traktuje się ten przedmiot jako fakultatywny, ponieważ uczeń nie musi pobierać nauk w tym zakresie. No więc znowu, czy z tego zrobić normalny przedmiot obowiązkowy, czy jakoś połączyć z biologią, tak jak to było kiedyś, a może, jak mi to ktoś podpowiadał w czasie dyskusji, zrobić przedmioty fakultatywne, to znaczy takie pu‐ ste miejsca w programie, które mogłyby być wypeł‐ nione, ale nie byle czym, lecz czymś, co by podstawa przewidywała. W liceum mógłby być przedmiot, który można by wypełnić albo filozofią, albo socjolo‐ gią, albo psychologią. Podstawa programowa tworzy‐ łaby minimalny i ramowy program do każdego z tych przedmiotów, to jest rzecz do dyskusji. Nie wiadomo też do końca, co zrobić z podziałem przedmiotów szkolnych na zakresy. Przede wszyst‐ kim nie bardzo wiadomo, na czym powinno to pole‐ gać, a musimy to wiedzieć – czy dodaje się działy programowe, czy może się istniejące działy pogłębia. W różnych przedmiotach jest to różnie, nie ma jedno‐ litego stanowiska. Musielibyśmy o tym wiedzieć, bo z tego wynikają inne pytania, na przykład w jakim stopniu o treści rozszerzenia powinien decydować uczeń, to są już duże dzieci, one same sobie potrafią
wiązać sandały, więc dlaczego im kazać w rozszerze‐ niu powiedzmy historycznym przebiegać program, który gdzieś ktoś w Warszawie ułożył, dlaczego by nie dopuścić tutaj w większym stopniu wyborów z ich strony? No i oczywiście pytanie, które już zostało roz‐ strzygnięte doraźnie, ale musi być podjęte ponownie, czy zakres podstawowy powinien być podstawą egzaminu maturalnego? Jak Państwo wiedzą, a przy‐ najmniej ci, którzy pracowali nad podstawą progra‐ mową, to wcale nie było oczywiste na początku. Na przykład fizycy, dr Jakubowicz potwierdzi, pracowali w przekonaniu, że program podstawowy ma po pro‐ stu rozwinąć ucznia, wcale nie przygotować go do matury, bo nie przewidywano wtedy matury z przedmiotów z zakresu podstawowego. Potem stwo‐ rzono taką możliwość, że uczeń może, i to jest dra‐ styczna niekompatybilność między programami i podstawą programową, a potem dokumentami Cen‐ tralnej Komisji Egzaminacyjnej. Narobiło to mnóstwo kwasów i trzeba by tu dokładnie powiedzieć, czy można zdawać i zdać maturę po kursie podstawo‐ wym, czy też nie. Podstawa powinna operować tylko jedną jednost‐ ką podziału treści nauczania, to znaczy przedmiotem szkolnym. Obecna podstawa, jak Państwo wiedzą, wprowadziła najdziwniejsze jednostki. Są przedmio‐ ty, ale pierwsze trzy lata to kształcenie zintegrowane, jakaś taka duża jednostka, potem są różne inne mniej‐ sze jednostki – ścieżki edukacyjne, moduły, bloki; czasami przedmioty są podzielone na moduły, cza‐ sami ścieżki są podzielone na moduły. Myśmy pró‐ bowali dociec, jaki sens mają te podziały, i oprócz powszechnego narzekania ze strony szkół, to żadnego pożytku nie udało się wykryć. Oczywiście podstawa musi być programem ramowym, czyli musi dopusz‐ czać różne porządki, różne metody prezentacji treści nauczania. Druga teza jest taka, że podstawa powinna służyć selekcji programów nauczania, i na pozór to jest tru‐ izm, bo przecież służy. Nie, ona służy czemuś więcej. Nie wiem, czy państwo pamiętają ten rysuneczek – ona służy jednocześnie selekcji programów i pod‐ ręczników. Sam dokument ma pełnić podwójną funk‐ cję. Komisja, to grono zacnych ludzi w ministerstwie, które zajmuje się dopuszczaniem programów i pod‐ ręczników, ten sam dokument trzyma w ręku, żeby zobaczyć.. no już mniejsza z tym, jak to wygląda, teoretycznie na podstawie takiego samego dokumen‐ tu dopuszcza i jedno, i drugie. To rozwiązanie wyda‐ wało się takie rozsądne, neutralne, w ogóle o czym tu mówić, a okazuje się, że ono jest bardzo niebezpiecz‐ ne, ponieważ sprzyja anachronicznemu pojęciu pro‐ gramu jako spisu tego, czego należy w szkołach na‐ uczać. Ludzie w Polsce doszli do wniosku, że pro‐ 4
wać w kategorii rozmytego zbioru dyspozycji umy‐ słowych, taką prozą poetycką, już nie będę cytował tego, ale to są takie długie zdania, gdzie jest mnóstwo ocen, że na przykład uczeń powinien twórczo roz‐ wiązywać problemy z użyciem zintegrowanej wie‐ dzy, tak jakby na przykład rozwiązywanie proble‐ mów z użyciem wiedzy różniło się czymś od rozwią‐ zywania problemów z użyciem zintegrowanej wie‐ dzy. Więc po prostu chcemy wrócić do tradycji szkol‐ nej i powiedzieć, że każdy standard to jest wzór poje‐ dynczego zadania egzaminacyjnego, na przykład: napisać życiorys. Może to być bardzo złożone zada‐ nie, wyobrażam sobie, że w liceum może to być zada‐ nie wymagające włożenia dużej pracy, w każdym razie to jest zawsze wzór zadania. Takie zadania po‐ winny być, jak sądzę, powiązane z przedmiotami nauczania, ponieważ test osiągnięć to nie jest test inteligencji. Czasami myśli się o pomiarze osiągnięć szkolnych tak, jakby się myślało o pomiarze inteligen‐ cji. Egzaminatorzy, z którymi rozmawiałem, skarżyli się na to, że wymaga się od nich, żeby zatrzeć zwią‐ zek zadania z przedmiotem, a przecież wyraźnie trzeba pokazać: to jest właśnie pytanie z historii. No i oczywiście trzeba uznać, że czym innym są standardy, a czym innym są testy. Standardy tak rozumiane są podstawą tworzenia testów, ale to nie oznacza, że każdy test musi obejmować wszystkie standardy, no bo tych standardów przy naszym ro‐ zumieniu byłyby setki. W każdym przedmiocie moż‐ na by sobie wyobrazić mnóstwo zadań i każde z ta‐ kich wzorów zadań mógłby być uznany za standard, w związku z tym trzeba koniecznie przyjąć jakąś prostą taksonomię standardów, koniecznie prostą, ja proponuję taką w książce, ale oczywiście można jakąś inną wymyślić, byle by była równie prosta i równie empirycznie uzasadniona. I przyjąć zasadę, że prze‐ chodzimy od standardu do testu przez próbkowanie, czyli w najprostszym modelu mamy karteczki z na‐ zwami standardów w szklanej kuli, przychodzi eta‐ towa sierotka i wyciąga 17, i na tej podstawie two‐ rzymy test. Oczywiście schematy próbkowania mogą być bardzo złożone, możemy próbkować warstwowo, możemy próbkować na innych wiele sposobów, osią‐ gając cele, świadomie, które sobie założymy w zakre‐ sie sprawdzania osiągnięć szkolnych w kolejnych latach. Ostatnia teza: forma podstawy powinna lepiej słu‐ żyć użytkownikom. W tym się kryje uprzejmy zarzut, że ona nie służy, no i rzeczywiście – czytanie podsta‐ wy programowej moim zdaniem może być zadawane za karę za jakieś występki, ponieważ są takie frag‐ menty… są fragmenty przyzwoicie napisane, ale są i fragmenty, że ich zrozumieć nie można ani pochwalić ze względu na brak poprawności logicznej i języko‐ wej.
gram to jest coś w rodzaju indeksu rzeczowego w podręczniku albo w najlepszym razie spisu treści w podręczniku. To jest wielkie nieporozumienie. Jeżeli nie zrobimy wysiłku, żeby przebudować samo pojęcie programu, to nie będzie żadnego postępu w dziedzi‐ nie programowania działalności polskiej szkoły. Taki program, który jest po prostu spisem, jest niepotrzeb‐ ny, bo on mówi dokładnie to, co podstawa progra‐ mowa i standardy wymagań egzaminacyjnych. Pro‐ szę popatrzeć, uruchomiliśmy wielką machinę do pisania tych programów i potem do ich zatwierdza‐ nia, a właściwie ona miele powietrze, ona jest niepo‐ trzebna, można by to z dnia na dzień usunąć i powie‐ dzieć nauczycielom: bierzcie podręcznik i nauczajcie z podręcznikiem w ręku. Kiedy się popatrzy na podręcznik szkolny, w od‐ różnieniu od podręcznika akademickiego, to widać, że o wartości podręcznika decydują dwie rzeczy. Pierwsza: program, który każdy podręcznik ma w sobie. Autorzy dobrych podręczników, z którymi rozmawiałem, właściwie wszyscy, mówili, że zanim zaczną pisać podręcznik, to sobie szkicują w głowie program nauczania tego przedmiotu. Inaczej pisze się podręcznik akademicki. Podręcznik akademicki pisze się rzeczywiście według tej tradycji, że musi być za‐ chowana logika dyscypliny i podany aktualny stan badań, ale w szkole to nie wystarczy, w szkole trzeba mieć wizję tego, co się będzie działo na lekcjach. I autorzy dobrych podręczników tak właśnie robią. Jeżeli tak, to ten program jawny, ten opublikowany i uznany albo domniemany, zawarty w podręczniku, powinien podlegać kontroli. I druga rzecz decydująca o wartości podręcznika i zatem podlegająca kontroli to jest to, w jaki sposób ten program jest ucieleśniony w podręczniku. Jak się ucieleśnia w strukturze pod‐ ręcznika, w kolejności rozważań, w samym tekście i oczywiście także w ilustracjach. Z tego, jak państwo widzą, jest tutaj potrzebna progresja: najpierw do‐ puszczamy programy, potem badamy, czy podręcz‐ nik jest zgodny z jakimś przyzwoitym, dopuszczo‐ nym programem. I oczywiście – o tym mówimy zaw‐ sze i nad tym się nie będę rozwodził – jakoś zmienia‐ my procedurę dopuszczania programów i podręczni‐ ków, zmieniamy dlatego, że obecna jest fikcyjna, nie mam czasu, żeby to rozwijać, ale w książce są na to przykłady i dowody. Trzecia teza: podstawa powinna służyć budowa‐ niu testów egzaminacyjnych. Znowu to nie jest kon‐ trowersyjna teza, bo podstawa teoretycznie służy, ale faktycznie nie służy, z powodów które szczegółowo wyłuszczam w książce. Żeby służyła, to chcielibyśmy, żeby standardy wymagań – a dzisiaj to jest osobny dokument, osobne rozporządzenie – żeby te standar‐ dy stały się integralną częścią podstawy programo‐ wej. Żeby, po drugie, te standardy przestano definio‐
5
oczywiście nie prowadzi do żadnej lekcji, nie można sobie wyobrazić lekcji, która byłaby poświęcona szes‐ nastu pojęciom, natomiast można sobie wyobrazić, jeżeli jest tam powiedzmy „Adam Mickiewicz ‐ życie i dzieło”. My się domagamy, żeby właśnie treści były wyrażone w takich kategoriach, które by nawiązywa‐ ły do uczniowskiego doświadczenia, do tego co on będzie sobie myślał, co on będzie robił, przeżywał. Z tego też powodu jesteśmy, ja przynajmniej jestem, bo nie profesor Bortnowski, który jest na sali, przeciwni‐ kiem kanonu lektur, bo tak sobie myślę, że osobny kanon lektur przypomina właśnie to osławione wyli‐ czanie pojęć: rytm, rym i tak dalej, w alfabetycznej kolejności. Niech te lektury będą wplecione w tok nauczania, jeżeli jest Gombrowicz, to niech to będzie na przykład „Ferdydurke” jako przykład awangar‐ dowej powieści XX‐wiecznej. Jeżeli jest Miłosz, to niech to będzie „Zniewolony umysł” jako rozprawa z komunizmem. W każdym razie niech to będzie po coś, niech czemuś służy, niech się z czymś wiąże, niech to będzie bardziej zakorzenione w warunkach uczniowskiego doświadczenia. No i ostatni składnik – wymagania egzaminacyjne w postaci wzorów zadań testowych. Tak dopłynęliśmy do końca. Dziękuję Państwu bardzo.
Sądzimy, że podstawa powinna mieć jednolitą strukturę i przejrzystą formę i tak naprawdę powinna się składać wyłącznie z wstępów i opisów obowiąz‐ kowych, a także fakultatywnych przedmiotów na‐ uczania. We wstępach, co oczywiste, powinny się znaleźć określenia, które definiują misję szkoły, obej‐ mują jej obowiązkowe zadania i minimalne warunki kształcenia. Potem są wstępy przedmiotowe, to zna‐ czy na przykład takie informacje, które zawierają dane o przydziale godzin nauczania, co znowu dzisiaj jest w osobnym rozporządzeniu, mówią o przedmio‐ cie, o jego charakterystyce i tak dalej. Ogólna zasada jest taka, że jeżeli jest jakiś waru‐ nek sformułowany w podstawie, to on jest obowiązu‐ jący i nadzór musi doprowadzić do tego, żeby on był spełniony, czyli w podstawie nie ma życzeń, nie ma luźnych propozycji, nie ma zachęt, to wszystko od‐ kładamy do innych dokumentów, do innych form komunikowania się społecznego. Podstawa jest aktem prawnym i zawiera to, co jest obowiązujące w szkol‐ nictwie publicznym. Każdy opis powinien się składać z trzech elemen‐ tów. W obecnej podstawie są cztery; bardzo narzeka‐ no na to. Tam są rozdzielone cele i zadania. Eksperci mówili: mój Boże, czym się jedno od drugiego różni? Ja próbowałem zgadywać, odkrywać jakieś zasady – nie udało się, bo co już miałem poczucie, że wiem, to następny przykład kompletnie burzył mi tę konstruk‐ cję. Nasz pomysł jest oszczędny, w ogóle trzeba to jak najprościej robić. Muszą być cele nauczania danego przedmiotu, ale nie cele ideologiczne, tylko takie względnie konkretne cele wyrażone w kategoriach dyspozycji umysłowych, właśnie takich jak to, że umie napisać podanie, ale także, że ma świadomość istnienia w czasie historycznym. Te cele nie muszą się sprowadzać do tego, co jest mierzalne. Po drugie, musi być jakiś spis treści nauczania, i po trzecie, właśnie wymagania egzaminacyjne, czyli to, co się obecnie nazywa standardami, ale w tym ujęciu, o którym wcześniej mówiłem. Jest bardzo ważne, żeby zachować jednolitą strukturę tych ele‐ mentów, czyli właśnie cele w kategoriach dyspozycji umysłowych, a już nie zadań szkoły, nie jakichś dys‐ pozycji umysłowych, więc nie można pisać, że celem nauczania czegoś tam… np. przysposobienia obron‐ nego, jest wszechstronny rozwój ucznia. To już nie na tym etapie. Treści powinny być podane w kategoriach tytułów jednostek metodycznych. To jest pytanie, co państwo na to, ale z różnych form zapisu, które są w tej chwili w podstawie, najrozsądniejsze wydaje mi się takie operowanie kategorią treści, które w pew‐ nym sensie prowadzi do planowania lekcji, które coś mówi nauczycielowi. Więc na przykład jeżeli tam jest ciąg wyliczeń – poloniści to robą, na przykład pojęcia: rytm, rym, strofa, metafora i coś tam i kropka – to
Lena Kolarska-Bobińska Dziękuję bardzo. Ponieważ mamy jeszcze 15 minut, to myślę, że w tej chwili można by wykorzystać ten czas na pierwsze pytania i głosy. Bardzo proszę i zachęcam państwa do zadawania pytań. Prof. Pawlak, Polska Akademia Nauk, Wyższa Szkoła Informatyki Mam pytanie do pana prelegenta, czy państwo rów‐ nież próbowaliście włączyć w te badania wyższe uczelnie, w tym sensie, że my na wyższych uczel‐ niach oczekujemy w tej chwili absolwentów po no‐ wych podstawach programowych, po nowych pro‐ gramach, po nowych podręcznikach. Bardzo jesteśmy ciekawi, jaki to będzie materiał ludzki, co oni będą potrafili, czy lepiej będą sobie radzić niż ich poprzed‐ nicy. Jeśli mamy zmieniać podstawę programową w zakresie haseł programowych, ale również słyszałem w zakresie umiejętności, sprawności – my to kiedyś nazywaliśmy kompetencjami, chociaż to się nie przy‐ jęło – to dobrze byłoby zobaczyć, jak ci kandydaci na studia radzą sobie na studiach po obecnych podsta‐ wach. Krótko mówiąc, w czym nie domagają i co należałoby usunąć. Ja o taką konkretną rzecz bardzo, otóż my na uczelniach od lat, mówię tylko o matematyce, bo na tym się znam, od lat wykładam dydaktykę matema‐ tyki, od lat dla nas na uczelniach dużym problemem 6
model zbiurokratyzowanej edukacji, natomiast tam jest mowa o modelu rynkowym, o szkole jako o cen‐ trum społecznym, o szkole jako o organizacji dobrze uczącej, a wreszcie o tych dwóch modelach deskola‐ ryzacji, które są dosyć groźne, to znaczy o sieci kształ‐ cenia w społeczeństwie sieciowym i wreszcie o desko‐ laryzacji związanej w ogóle z odejściem od szkoły jako od instytucji. Tutaj jest głównie, jak przedstawił pan profesor, nacisk na ten pierwszy model, czyli model zbiurokratyzowany jeszcze bardziej, niż to dotychczas było, natomiast nie ma mowy o tym, w jakim kierunku szkoła zmierza. Myślę, że podstawa powinna wyznaczać jakiś kierunek, w którym zarów‐ no szkoła, jak i jej nauczyciele działają, nie mówiąc już o uczelniach. Także to, co się teraz szumnie nazywa globalnym społeczeństwem informacyjnym czy spo‐ łeczeństwem wiedzy, jakby niewielki ma wpływ na te rozważania. Dziękuję bardzo.
jest to, że absolwenci szkół średnich nie potrafią czy‐ tać tekstu matematycznego, i chcielibyśmy zobaczyć, jak ci nowi absolwenci sobie z tym poradzą i jak pań‐ stwo to w swoich badaniach widzicie, czy to jest przyszłość, przeszłość, czy teraźniejszość, dziękuję bardzo. Włodzimierz Zielicz Chciałem zwrócić uwagę na parę rzeczy. Po pierwsze pan prof. Konarzewski powiedział o tych ¾, które miałyby być zagospodarowane w średniej klasie, tak to przynajmniej zabrzmiało. Ja myślę, że to powinno być zróżnicowane w zależności od poziomu szkoły, to znaczy inaczej w podstawówce, inaczej w gimnazjum, a inaczej w szkole średniej. Ponieważ jest większy stopień zróżnicowania, to po pierwsze, a po drugie, to te niższe szczeble edukacji przygotowują do mniej więcej podobnej szkoły ogólnokształcącej, szkoła średnia już do studiów, tam jest większa specjalizacja. Druga sprawa, ja bym się niestety nie zgodził, jeśli chodzi o podejście, jakie pan zaprezentował – wiąza‐ nie podstaw z czymś w rodzaju standardów egzami‐ nacyjnych. Te kilkaset standardów to jest myślenie w kategorii taśmy produkcyjnej, kiedy się udawało, że się da każdy przedmiot i umiętności w tym przed‐ miocie rozbić na takie malutkie czynności. Niestety te proste czynności trzeba potem jakoś zintegrować, po pierwsze, a po drugie, no są takie dziedziny, jak ma‐ tematyka czy fizyka, gdzie wiele rzeczy można wy‐ myśleć, można się ich nauczyć. Ten biedny Gauss, który w wieku lat 10 wymyślił wzór na sumę ciągu arytmetycznego, on nie wiedział, że jest w ogóle jakiś ciąg arytmetyczny, nie wiedział, że w ogóle wymyśla jakiś wzór, rozwiązywał problem i myślę, że trzeba jednak szukać takich rozwiązań, które by pozwoliły sprawdzać, ale też zapisywać umiejętności wyższego rzędu, integrowania tych prostych czynności, ponie‐ waż inaczej to będziemy mieli uczenie metodą małpy pewnych algorytmów, na czym szkoła amerykańska bardzo źle wyszła. I wreszcie ostatnia sprawa, ja myślę, że to warto o tym mówić, tu się znowu pojawiła kolejna propozycja kolejnej grupy przedmiotów. Uczeń liceum ma już 15 przedmiotów, uczeń szkoły amerykańskiej uczy się 5‐ 6, w szkole brytyjskiej w szkole średniej uczy się 4‐5, nasz uczeń ma przedmioty porozbijane po godzince, po dwie godzinki, i to jest zupełny absurd i marno‐ trawstwo czasu. Dziękuję bardzo.
Prof. Elżbieta Putkiewicz Ja mam takie pytanie zasadnicze, które powinnam prywatnie zadać, ale myślę, że ważne jest dla nas wszystkich: na ile prace nad nową podstawą będą przezroczyste dla środowiska, między innymi dla środowiska nauczycieli? W innym przypadku boję się, że znowu będzie głuchy telefon i znowu powsta‐ ną nowe pojęcia w stylu: nauczanie zintegrowane, potrzeby rozwojowe ucznia i tak dalej, czyli inaczej mówiąc, ci najważniejsi aktorzy: nauczyciele, rodzice, cały czas jeszcze, uważam, nie bardzo będą wiedzieli, o czym tak właściwie rzecz jest. Władysław Majewski, „Scholaris” W przedstawionym przez pana projekcie jest bardzo dużo słusznych postulatów i obserwacji. I jeden kon‐ kretny wniosek operacyjny: stworzyć nową komisję. Otóż jak widzę wniosek : stworzyć nową komisję, to widzę od razu nowe gabinety, samochody i nowych ludzi z patentem na wiedzę w tej dziedzinie. Kiedy się rozglądam po sytuacji ostatnich lat, to widzę, że ekspertyza potrzebna do podstawy programowej jest rozrzucona po uczelniach, po firmach prywatnych, po szkołach, i dosyć trudno jest ją skoncentrować w jed‐ nej instytucji, mimo raczej pozytywnych niż nega‐ tywnych doświadczeń w istniejącej podobnej instytu‐ cji, jaką jest centralna komisja egzaminacyjna. W każ‐ dym razie wolałbym usłyszeć bardziej dokładne uza‐ sadnienie przejścia od słusznych postulatów struktu‐ ralnych do konkretnego postulatu operacyjnego, któ‐ ry jest w tej...[przerwa w nagraniu] lepiej się sprawdzili ci, którzy umieli odpowiedzieć na pytanie: co w życiu zrobiłeś?, niż ci, którzy odpowiadali na pytanie: jaki dyplom przyniosłeś? Dyplomy sprawdzały się cza‐ sem jako portfolio, praca w organizacjach zawsze się
Prof. Maciej Sysło, Uniwersytet Wrocławski Mam takie pytanie, może nie pytanie, ale pewne wra‐ żenie, że ta diagnoza nie uwzględnia tego, co w OECD się nazywa scenariuszami dla rozwoju, dla przyszłości szkoły. Myślę, że tutaj jest duży nacisk na
7
oto zobaczymy, jak się sprawdza podstawa na przy‐ kładzie wykształcenia absolwentów, którzy przejdą przez zreformowany cykl szkoły. Otóż, panie profe‐ sorze, to się nijak nie sprawdzi, ponieważ związki pomiędzy podstawą, programem a podręcznikiem są nader luźne, a to dlatego, że szkoła polska żyje trady‐ cją. Jeden tego przykład: jest logika matematyczna, która w uprawianiu dorosłej matematyki jest bardzo ważna, ale w szkole średniej właściwie niespecjalnie, ona została wprowadzona w latach 70’ w ramach, jak to mówił jeden z ekspertów, światowego szaleństwa pod nazwą New Math. W tej chwili w podstawie to zostało skreślone i pozostało tylko parę symboli – ale nie w podręcznikach, ale nie w programach. Autorzy nadal zamieszczają obszerny dział logiki matema‐ tycznej, dlatego że nauczyciel, widząc, że nie ma logi‐ ki matematycznej, uznaje ten podręcznik za niepo‐ ważny. No ale przecież matematycy powiadają, że to nie jest potrzebne, logika matematyczna jest potrzeb‐ na, żeby zintegrować bardzo zaawansowaną wiedzę matematyczną, żeby dać jej ogólne podstawy, ale to wcale nie znaczy, że w nauczaniu matematyki trzeba wychodzić od tych naukowych podstaw, można to robić inaczej. Właśnie siła tradycji jest taka, siła trady‐ cji, tak…? [głos z sali] Panie profesorze, ja jestem hu‐ manistą i jestem pod wrażeniem recepty Szekspira, żeby nie wchodzić między ostrza potężnych szermie‐ rzy, więc pozwoli pan, że ja nie ujawnię tego matema‐ tyka teraz, ale niewątpliwie on sam się ujawni, bo jest to też zacny profesor. Doskonale, w to nie chcę wcho‐ dzić. To był tylko przykład, proszę zobaczyć – w pod‐ stawie nie ma tych podstaw logicznych, w podstawie sprowadzono je tylko do garści symboli logicznych, a mimo to w podręcznikach to istnieje. To samo prof. Sysło – powiada, że tutaj się propo‐ nuje jakiś biurokratyczny rozwój szkoły, a podstawa powinna jakoś ten rozwój uskrzydlać. Panie profeso‐ rze, jak ona ma uskrzydlać, skoro to jest tylko parę zadrukowanych kartek papieru? Ja myślę, że jedyna rzecz, jakiej możemy się spodziewać po takim doku‐ mencie, to jest to, że ona umożliwi pewne działania, a może nawet zobowiąże do pewnych działań. Otóż logika naszej propozycji polega na tym, żeby dać określoną pulę czasu czy powiedzmy przestrzeni programowej samym autorom programów, i to jest to, co otworzy polską szkołę. Zobowiążemy nauczycieli do wypełnienia tego treścią, za którą oni sami będą musieli wziąć odpowiedzialność. Zaczynamy od tego, że oto każdy nauczyciel może sobie wziąć program ramowy z podstawy programowej, dopisać 25% haseł czy zagadnień i w ten sposób stworzyć swój własny program. A ponieważ to jest jego program, to on bę‐ dzie za niego odpowiedzialny i już nie powie, że jest przytłoczony programem, że on go nie może przero‐
sprawdza. Otóż boję się, że przesuwanie podstawy na poziom konkretnych operacji, na poziom myślenia standardami egzaminacyjnymi sprowadza system kształcenia do przygotowania ludzi do egzaminów standaryzowanych, których użyteczność jest duża, ale ograniczona. Dziękuję bardzo. Lena Kolarska-Bobińska Dziękuję bardzo. Myślę, że wszystkie wypowiedzi trafiały w sedno, ja też mam takie pytanie, które na‐ wiązuje do dwóch wypowiedzi. Mówiąc o celach i zadaniach nauczania, musimy się zastanowić na te‐ mat, pan to powiedział: scenariuszy dla przyszłości, czyli wyzwań, jakie czekają przed obywatelami, czyli mieć jakąś wizję zmian, które nastąpią w naszym otoczeniu, w związku z tym i umiejętności, jakie po‐ winien posiadać młody człowiek. Mówimy: społe‐ czeństwo informacyjne, informatyczne, ale to jest bardzo tylko niewielki wycinek zmian, które będą zachodziły w przyszłości, prawda? Możemy mówić o wykształcaniu się nowego społeczeństwa obywatel‐ skiego za pomocą Internetu na przykład, możemy się zastanawiać, w jakim kierunku idzie aktywność oby‐ watelska, z jednej strony zanikająca całkowicie w tych swoich najbardziej tradycyjnych postaciach. Czy ona przybierze inne postacie?, jakie?, czyli krótko mówiąc: jak zostanie stworzony ten nadrzędny zbiór pewnych wyobrażeń dotyczących przyszłości i wynikających z nich umiejętności, które powinien posiadać przyszły obywatel Polski i świata, bo ja rozumiem, że dopiero z tych wyobrażeń o przyszłości i o zmianach może dopiero wynikać zbiór dyspozycji, które możemy chcieć przekazać naszym dzieciom. Oddaję głos panu profesorowi. Krzysztof Konarzewski No właśnie, widać, jak warto się spotykać i może mniej przemawiać, a bardziej rozmawiać. Wszystkie pytania są w dziesiątkę, choć niektóre się opierają na nieporozumieniu, ale zawinionym przeze mnie, bo ja mówiłem o tym za krótko. Może zacznę od tego: mu‐ simy sobie wyraźnie powiedzieć, że podstawa to nie jest Biblia, to nie jest dokument, który rozwiąże wszystkie problemy i od którego będzie zależała przyszłość oświaty, a pośrednio kraju. Nie, to jest po prostu rozporządzenie, jedno z wielu. Przywiązywać zbyt wielką wagę do podstawy to uniemożliwiać sobie dobre sformułowanie podstawy, bo wtedy na przykład trzeba tam wepchnąć całą ideologię, różne dokumenty, bieżące i minione, różne teksty, różne prawdy. A to ma przecież być akt prawa, ja zawsze powtarzam, że w edukacji bardziej nam potrzeba prawników niż pedagogów wizjonerów. Profesor Pawlak mówi, właśnie w tym duchu, że
8
sterstwa, pani prof. Kolarska nas przytuliła, działamy w strukturach niepublicznego, pozapartyjnego no i najlepszego Instytutu Spraw Publicznych, powołali‐ śmy, pani dyrektor powołała pięcioosobowy zespół koordynacyjny, radę starców w takim powiedzmy średnim wieku, i ta rada ma opracować i przyjąć ostatecznie strukturę, kierunki, i tak dalej, a jak to się uda, jak już będziemy dokładnie wiedzieli, czego chcemy od nowej podstawy, (między innymi to semi‐ narium temu służy), to powołamy zespoły robocze. Zabraliśmy się do tego najprościej, jak można było – ogłosiliśmy w Polsce, że szukamy chętnych, i w tej chwili mamy chyba ze 200 zgłoszeń, m.in. prof. Paw‐ lak, dziękuję bardzo, nadesłał swoje. Właśnie tak trzeba to robić – chcę uczestniczyć, to się zgłaszam. Wszyscy nie mogą wejść do tej pracy, ale wszyscy będą jakoś wykorzystani, bo jeżeli nie będą bezpo‐ średnio układać haseł, to będą je recenzować, ponie‐ waż w moim przekonaniu niezwykle ważnym ele‐ mentem to, żeby się tym produktom jak najwięcej ludzi przyglądało, żeby ostatecznie nie decydował o tym jeden facet z czerwonym ołówkiem. Więc bę‐ dziemy chodzić, będziemy molestować państwa, będziemy pytać, będziemy przesyłać, będziemy pro‐ sić w ramach tych skromnych środków, jakie nam Ministerstwo przydzieliło. Mam nadzieję, że wiele osób odpowie, nawet nie oglądając się na korzyści finansowe, bo sprawa jest naprawdę ważna. Czegoś nie.. a, integrowanie, to chyba pan zwrócił uwagę, że jak się zdefiniuje standard w kategoriach wzoru zadania, to nie ma miejsca na integrowanie czynności wyższego rzędu. A dlaczego? Niech pan sobie wyobrazi swoją pracę doktorską, miała jakiś tytuł, prawda? No i niech pan sobie wyobrazi, że przekształcamy to w zadanie, to może być bardzo złożone zadanie. To może być zadanie typu, no ja nie chcę strzelać, żeby nie narazić się na polemikę ze strony specjalistów, no może być takie zadanie, które wymaga na przykład pół godziny pracy, samodziel‐ nego porządkowania różnych elementów składowych i tak dalej. Przekonanie, że standard musi być rozmy‐ ty, że standard musi zawierać takie hasła jak twórcze rozwiązywanie problemów z użyciem zintegrowanej wiedzy i że to dopiero umożliwia uwzględnienie tych czynności wyższego rzędu, jest po prostu złudze‐ niem. To niczego nie umożliwia, takie sformułowanie standardu powoduje, że standard przestaje być sku‐ teczny w pracy egzaminatora. Oni robią to inaczej, wiemy nawet jak, w książce jest opisane. Egzaminato‐ rzy bardzo słusznie wybrali empiryczną drogę bu‐ dowy i zbierania zadań diagnostycznych, potem standaryzowania testu i tak dalej. Nasz projekt chce tu zachować niezbędną równowagę, to znaczy żeby wymagać prostych, konkretnych zadań, jak napisanie życiorysu, ale także żeby wprowadzić zadania o cha‐
bić, uczniowie nie nadążają, że w ogóle co to jest, Warszawa żąda nie wiadomo czego, i tak dalej. Czyli to jest jakaś propozycja na otwarcie szkoły i na zdy‐ namizowanie jej rozwoju, i na zbliżenie jej do rynku lokalnych potrzeb, i tak dalej. Ja myślę, że to jest jakaś propozycja, może jest lepsza, ale na pewno nie są to ogólne hasła: Hej! szkoło, rozwijaj się perspektywicz‐ nie! Niektóre pytania były związane z nieporozumie‐ niem, na przykład ¾ czasu nauczania. Ja myślałem przede wszystkim o programach, że na przykład każdy program nauczania historii musi zawierać w sobie podstawę programową oraz jeszcze ¼ czegoś, i tu musi autor programu to wymyślić. Inną sprawą jest zagospodarowanie tych godzin na szczeblu szko‐ ły. I tu oczywiście pan ma rację, że w liceum może być więcej tych godzin swobodnych, a w szkole podsta‐ wowej mniej. W tej chwili tych godzin swobodnych w liceum jest zdaje się 11%, co mi się zdaje zaprzecze‐ niem samej idei liceum ogólnokształcącego. Rzeczy‐ wiście, wszystkiego nie nauczymy. Jedna z moich rozmówczyń powiada: powinniśmy przestać próbo‐ wać wyczerpywać ocean szklanką. Bardzo słusznie, bo rzeczywiście obecna wiedza to jest ocean, a my próbujemy szklanką przelać ten ocean do głowy ucznia, a to się rzeczywiście nie da. Jednym z wyjść moim zdaniem, co daje też możliwość zdynamizowa‐ nia rozwoju szkoły, jest zwiększanie specjalizacji. Pan Majewski mówi, że każda nowa komisja to paprotki, słusznie. To się wiąże z głosem prof. Put‐ kiewicz, jak to będzie wyglądać. Z góry proszę o wy‐ baczenie wszystkich reprezentantów Ministerstwa Edukacji Narodowej, bez którego w ogóle by się to spotkanie nie odbyło i tych badań by nie było, bo to nie myśmy wpadli, żeby dezawuować podstawę programową. Z rozmów z ludźmi, którzy robili po‐ przednią podstawę, wyniosłem przekonanie, że tego nie można robić w strukturach MENu. Że żadna ko‐ misja, którą by powołał minister i która by urzędowa‐ ła w Al. Szucha…, no niech tam działa, ale na pewno beze mnie. Opowiadano mi, co się działo z podstawą: wynegocjowano jakieś zapisy, potem się to drukowa‐ ło w jakiejś zupełnie innej postaci. Czasem to były zwykłe błędy. Doktor Jakubowicz ma cudowną aneg‐ dotę, jak mu źle złożyli hasła programowe, bo były główne tytuły i podtytuły, a jemu to wszystko ponu‐ merowano w sposób ciągły, i tak w kolejnych edy‐ cjach... Ale oczywiście były dużo głębsze ingerencje, więc najogólniej mówiąc autorzy zapisów nie mogli potem rozpoznać swojego dzieła. Najgorsze jest to, że nie wiadomo, kto to zrobił, kto jest autorem tej pod‐ stawy. Wiadomo – wysiłek kolektywny, a wysiłek kolektywny, gdy chodzi o odpowiedzialność, to się niespecjalnie sprawdza. Myśmy się, po pierwsze, w ogóle wynieśli z mini‐
9
rakterze wytwórczym, w których uczeń musi się popisać zdolnością integracji różnych zasobów umy‐ słowych. Na zakończenie o problemie, z którym każdy pe‐ dagog musi się kiedyś zmierzyć. Mówi się tak: jeżeli mamy reformować dzisiejszą szkołę, to przecież nie w imię ideałów przeszłości, ale w imię tego, co będzie w przyszłości. Ale skąd wiadomo, co będzie w przy‐ szłości? Kiedyś myślano, że można się tego dowie‐ dzieć, nawet wymyślono futurologię jako naukę, która miała nam tę wiedzę udostępniać, no ale okaza‐ ło się, że futurologia nie udostępnia. Ten sposób my‐ ślenia zanikł z konieczności, bo przyszłość jest nie‐ znana, była nieznana i będzie nieznana. Prawdopo‐ dobnie jest to w ogóle jedno ze zrządzeń Bożych, że przyszłości człowiek nie przeniknie, już Sofokles o tym napisał. Ale skoro tak, to ja osobiście myślę, że trzeba jak najmniej przesądzać, to znaczy zrobić to, co jest absolutnie konieczne, natomiast pozwolić tej przyszłości ujawniać się i wpływać na praktykę kształcenia w sposób autonomiczny i poza struktu‐ rami ministerstwa. Nie musi koniecznie być tak, by każda zmiana musiała być osadzona w jakimś gabi‐ necie w al. Szucha. Może to może gabinet dyrektora, może być pokój nauczycielski albo zebranie rodziców. Im więcej swobody damy ludziom w kontrolowanym zakresie, tym będzie lepiej. Ostatnie zdanie: Kiedy próbowałem dociekać ide‐ ologii, która stoi za obecną podstawą programową, to miałem wrażenie, że tam się ścierały dwa obozy. Jeden obóz mówił: dajcie więcej luzu szkole, niech nauczyciel wreszcie zacznie współdecydować o tym, czego uczyć dzieci. A drugi obóz mówił: pilnujcie, żeby to nie wpadło w ręce nauczyciela, bo on zredu‐ kuje, zniszczy i będzie uczył jakichś najprostszych, no procentów na przykład tylko, i to jeszcze nie składa‐ nych, bo to się przyda w banku. I to się tak ścierało, i ta podstawa dlatego jest takim nędznym kompromi‐ sem. Ja myślę, że trzeba bardzo wyraźnie powiedzieć: podstawa musi robić dwie rzeczy. Jedna to jest nie‐ wątpliwie standaryzacja, to jest edukacja narodowa i musi być wspólny trzon tego. Trzeba się zdecydować – można dostać dyplom bez znajomości „Pana Tade‐ usza” czy nie? Ale gdy już znajdziemy coś takiego, co jest ewidentnie niezbędne, pozwólmy ludziom ekspe‐ rymentować, pozwólmy brać odpowiedzialność za ich własne decyzje.
mówiąc o gotowości na zmiany. Proszę państwa, dyskusja będzie kontynuowana po przerwie. 15 mi‐ nut na kawę, dziękuję bardzo.
DYSKUSJA PANELOWA Krzysztof Konarzewski Zapraszam prof. Alicję Siemak‐Tylikowską, dziekana Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszaw‐ skiego, pana doktora Kazimierza Koraba, obecnie zatrudnionego w SGGW, a w przeszłości, nie wiem czy można tak powiedzieć, ojca duchowego podsta‐ wy programowej, pana doktora Marka Legutko, dy‐ rektora Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej w Kra‐ kowie, pana Tomasza Mertę z Centrum Edukacji Obywatelskiej. Proszę Państwa, jest jak zwykle – mamy mniej więcej godzinę i 10 minut na rozmowę. Proponował‐ bym, jeśli Państwo się zgodzą, żeby każdy najpierw wypowiedział najważniejsze, pierwsze wrażenia na temat tego przedsięwzięcia, które nas tu zgromadziło, potem zrobilibyśmy jakąś krótką serię replik i pole‐ mik, jak byśmy mieli różne zdania, a mam nadzieję, że będziemy mieli, a potem moglibyśmy przejść do dyskusji w szerszym gronie. Jeżeli Państwo pozwolą, to może zaczniemy w tej kolejności, w jakiej wymie‐ niałem naszych zacnych gośc. Oddaję głos pani profe‐ sor Siemak‐Tylikowskiej. Alicja Siemak-Tylikowska Dziękuję bardzo. Szanowni państwo, na samym po‐ czątku muszę powiedzieć, że z wielkim zaintereso‐ waniem przeczytałam zarówno książkowe sprawoz‐ danie z badań przeprowadzonych przez pana profe‐ sora Konarzewskiego, jak i jego dzisiejsze wystąpienie jako kwintesencję tego, co w tej książce zawarł. I że‐ bym potem mogła przejść do jakichś propozycji, to państwo pozwolą, że podzielę się moim porówna‐ niem. Słyszałam: kotwica, słyszałam – jak to było? – zwornik? Ja bardziej się przychylam do słowa fun‐ dament. Proszę państwa, przepraszam, parę słów z historii, jak to było budowane, ale to mi jest niezbędnie po‐ trzebne do tego, żeby potem powiedzieć, co sobie o tym myślę, a na pytanie profesora uważam, że myśleć jak najbardziej wszyscy powinniśmy i warto. Jak państwo wszyscy doskonale wiecie, już od kilkunastu lat zastanawiamy się, jak zmienić naszą szkołę. Pierw‐ sze próby, podjęte 13 lat temu, dotyczyły nie tyle tego, co powinno być w szkole, jaka powinna być szkoła i czemu powinna służyć szkoła, tylko czego powinno
Lena Kolarska-Bobińska Dziękuję, ale może te zespoły mogłyby się, każdy w swoim gronie zastanowić nie tylko, jaką wiedzę ma młody człowiek posiąść, ale także jakie umiejętności, aby być gotowym na zmiany, nie wiem, aktywnym, elastycznym, po prostu członkiem przyszłego społe‐ czeństwa, nie tylko wiedza, ale także umiejętności, nie
10
szkołę 12‐letnią. No i proszę państwa, budynek stoi, sądząc z tego, co wyczytałam z opisu przeprowadzo‐ nych analiz, z tego co dzisiaj Krzysztof mówił, to ten budynek powinien się już zawalić! Fundamenty są bardzo złe, jeśli nie zawalić, to porządnie się zaryso‐ wać już. Ale on stoi! Stoi, i jakoś się trzyma. No na marginesie tych badań, to ja mam, Krzysz‐ tof, pewną wątpliwość. Dałeś podstawy programowe do oceny kompetentnych profesorów, przedstawicieli danej dziedziny wiedzy. W każdej komisji progra‐ mowej ustalającej podstawy zasiadał przeważnie jeden, a czasami kilku profesorów z danej dziedziny. Mam na to dokumenty, ja z archiwów domowych wyjęłam, proszę państwa, protokoły ze spotkań nad najpierw minimami, a potem podstawami, i tam są wszędzie podpisy osób uczestniczących. Sprawdzi‐ łam, na jedynej łacinie nie było profesora, może aku‐ rat na tym spotkaniu, z którego mam protokół, ale wspaniała nauczycielka, która chyba sobie dała radę z tym wszystkim. I dałeś do sprawdzenia to wszystko, co stworzyli światli profesorzy innym światłym pro‐ fesorom. No, proszę państwa, jeżeli nie wiemy, co ma być w podstawach i czym one mają być, to zawsze można je skrytykować. I ten światły uważał, że to ma być to, a drugi światły uważał, że to ma być co inne‐ go. I mają prawo, absolutnie, i tutaj miałabym pewne wątpliwości, ale to jest wątpliwość, ja nie mówię, że to jest źle, to jest wątpliwość. Jeżeli mówisz, że to ma być wstęp, a potem ma być dalej, to na tym bym mój wstęp skończyła. Dziękuję.
się w niej nauczać. Czyli nie patrzono, kto, kogo, gdzie, kiedy, jak długo, tylko czego, i wtedy powstał fundament tego budynku wznoszonego. Któryś z tytułów nosił nazwę „O dobrą i nowoczesną szkołę”, jakby ktoś mógł podejrzewać, że twórcy nie chcą dobrej i nowoczesnej szkoły, nie wiem, jak rozumie‐ my nowoczesną, ale to wszystko jedno. Te fundamen‐ ty nazywano początkowo, co niektórych przeraziło, fundamentami minimalnymi. Nad tymi minimalnymi fundamentami wiele osób mniej lub bardziej kompe‐ tentnych polemizowało, proszę państwa, to jest histo‐ ria, i wreszcie powstały owe podstawy, co według mnie, mimo iż Krzysio mówi, że to powinno być minimum, to mnie bardziej pasuje do tego fundamen‐ tu nazwać podstawę. I wzniesiono gmach, gmach na owych fundamentach, i z czego ten gmach był zbu‐ dowany? No z przede wszystkim z kolejnych seg‐ mentów. Pierwszy to były te cele edukacji na po‐ szczególnych etapach kształcenia, później zawartość przepustek dla osób, które chciałyby się na poszcze‐ gólnych segmentach przemieszczać, czyli ustalono standardy egzaminacyjne i same egzaminy, i wreszcie proszę państwa, ustalono jak ma wyglądać stan su‐ rowy budynku, czyli te minima, pozostawiając samo wykończenie tego budynku głównym lokatorom, ja przepraszam, tu znów nie tyle z budownictwa, co z biura meldunkowego.. czyli nauczycielom, i to pro‐ jektowanie, jak powiedziałam, trwało lat parę, zaczęło się w 1991 roku. 1 września 99 lokatorów wraz z ich podjemcami wpuszczono. I jak się bardzo szybko okazało, był to niestety falstart – budowa była niedokończona, nie do końca przemyślana, w związku z czym zaczęto, i czemu się to dzieje, poprawiać, przerabiać, bardzo często pod wpływem nagłego impulsu. Takim na‐ głym impulsem na przykład było, proszę państwa, że nagle wprowadzamy etykę. Etyka była odpowiedzią na rozszalałą podówczas akcję na ujawnianie korup‐ cji, i tutaj, może już rozrywkowo, proszę państwa, w jednej z dyskusji telewizyjnych w rozmowie z osobą, która jak najbardziej optowała za ową etyką, padło uzasadnienie owej etyki: trzeba dzieci nauczyć, że nauczycielom nie daje się czekolady. Autentyczne, proszę państwa, na własne uszy i oczy to słyszałam. A może by tak nauczyć nauczycieli, że nie bierze się czekolady, byłoby znacznie prościej, bez dodatkowe‐ go przedmiotu! Później oczywiście, przedsiębior‐ czość, ja jeszcze proponuję samoobronę. Nasza szkoła jest niebezpieczna i może by się przydał jeszcze jeden przedmiot, dzieci umieją się bronić, słabsze przed silniejszymi. I tak się ciągle coś tam się w tej podsta‐ wie, coś się w tej szkole dzieje, no i tak jeszcze zostanę przy tym porównaniu budowlanym, dano niski par‐ ter, czyli obowiązkową zerówkę, nadal mamy 12‐ klasową naukę, 0+12 to jest 12, prawda, i nadal mamy
Kazimierz Korab Witam serdecznie państwa, ja jestem o tyle w trudnej sytuacji, panie profesorze, że ta propozycja nie została wysunięta parę dni temu, więc przygotowałem się do lekcji, napisałem tekst i teraz trochę jestem bezradny. To jest 5 stron, wobec tego powinienem się zmieścić w pięciu minutach, ale jeżeli można by prosić o takie ustępstwo, to będę wdzięczny. Instytut Spraw Publicznych, główny organizator niniejszego seminarium, a pośrednio także Minister‐ stwo Edukacji Narodowej i Sportu, zadają uczestni‐ kom obrad ważne pytanie: jak reformować podstawę programową kształcenia ogólnego. Podstawą dysku‐ sji są wyniki badań, publikacji już znanej, prezento‐ wanej. Uważam ją za duże osiągnięcie badawcze i wydawnicze. W swoim komentarzu ograniczę się do kilku spraw, które w moim przekonaniu mają charak‐ ter fundamentalny, a więc odnoszą się przede wszystkim do kierunku dalszych zmian, a nie do spraw szczegółowych. Przeprowadzanie reformy w jakiejkolwiek dzie‐ dzinie zakłada trafną diagnozę sytuacji zastanej, bar‐ dzo słusznie więc zostały przeprowadzone badania diagnostyczne sposobu funkcjonowania w praktyce 11
się i równoważne wymiary pracy każdego nauczycie‐ la”, koniec cytatu. Sprawa była trudna do przepro‐ wadzenia, ponieważ nauczyciele w całym kraju zosta‐ li w swej większości przeszkoleni i przygotowani w duchu kompetencji kluczowych w ramach kilku ogól‐ nopolskich programów realizowanych przez CODN. Praktyka ta trwała nadal mimo sprzeczności z pod‐ stawą programową. Zawsze byłem przekonany, a dziś tylko umacniam się w tym przekonaniu, że do‐ brze zrobiono, że nie oparto się w tworzeniu podsta‐ wy programowej na koncepcji kompetencji kluczo‐ wych, ponieważ była to wpływowa, krzykliwa, ale tylko moda, która stopniowo obecnie zanika. Nato‐ miast koncepcja trójzadaniowa: wiedza, umiejętności, wychowanie, w sposób coraz bardziej przekonujący wychodzi obronną ręką, tym bardziej, że wychowanie włącza do swego zbioru. A więc jest szersza. Za gra‐ nicą to trójzadaniowe podejście kierunkowo odpo‐ wiada wskaźnikom zastosowanym w badaniach PISA‐OECD, które obejmują dzisiaj więcej niż połowę ludzkości, a więc ten sposób myślenia już funkcjonu‐ je. Nie przypisuję sobie zbyt dużej roli, ale z sekreta‐ rzem tego programu rozmawiałem już po uchwaleniu naszego rozporządzenia i przekonywałem go do wprowadzenia właśnie tego rodzaju wskaźników, być może, że to właśnie przyczyniło się do pójścia właśnie w tym kierunku, ponieważ potem wyjątkowo brano pod uwagę kategorię kompetencji kluczowych. Po przyjrzeniu się okazało się, że jest to omnibus, który nie da się w żaden sposób zoperacjonalizować ani w badaniach, ani w praktyce. Za trójzadaniową koncepcją przemawia to, że nadaje się ona dobrze do wdrażania, realizacji i nadzoru, łatwo przekłada się na wskaźniki badawcze, a dzięki swej wszechstron‐ ności stabilizuje system edukacyjny. Bez niej po zdo‐ byciu władzy kolejni politycy, co jest szalenie niebez‐ pieczne także w odniesieniu do naszej przyszłości, bez tej koncepcji trójzadaniowej kolejni politycy po zdobyciu władzy, natchnieni wizją radykalnych zmian, reformowaliby system edukacji, odpowiednio podporządkowując go zdobywaniu wiedzy, inni umiejętności i kompetencji, a jeszcze inni wychowa‐ niu. Obecnie wszyscy muszą ze sobą współpracować dla dobra uczniów. Opowiadam się więc zdecydo‐ wanie za utrzymaniem trójzadaniowej koncepcji edu‐ kacji, a stwierdzeniem tym wypełniam istotną lukę w przeprowadzonych badaniach. Sprawa druga: to bardzo poważny problem in‐ strumentalizacji szkoły. Wyniki badań prof. Kona‐ rzewskiego wyraźnie potwierdzają w wielu miejscach występowanie tego niebezpieczeństwa, i być może znajdujemy się w punkcie zwrotnym w dziejach oświaty w Polsce, kiedy edukacja utraci swoje cele autoteliczne i zostanie podporządkowana celom in‐ strumentalnym, to się dzieje na naszych oczach. Pro‐
podstawy programowej, ponieważ w świetle ich wy‐ ników możliwa jest merytoryczna dyskusja na temat potrzeb wprowadzenia niezbędnych zmian. Właści‐ wy kierunek zmian, podobnie jak rzetelność badań, zakładają trafne rozumienie aktualnie obowiązującej podstawy programowej, czyli przedmiotu badań, jestem pełen podziwu dla autora za to, jak dalece swobodnie porusza się po tej skomplikowanej mate‐ rii. Ale trafiłem na zdanie, które wzbudziło moje wąt‐ pliwości, czy autor rozumie filozofię reformy i wpro‐ wadzam dla uproszczenia pewne nazwy skrótowe – filozofię reformy Ministra Handkego, skoro na stronie 15 stwierdził, cytuję: „obowiązująca dziś podstawa programowa znacznie różni się od projektu z 1997 roku literą, ale nie duchem”, koniec cytatu. Nie cho‐ dzi mi, podkreślam, o spór historyczny, kto wprowa‐ dził reformę oświaty, minister Wiatr, Handke, czy Łybacka, zostawmy to historykom, że odwołam się do jednego z polskich zaklęć. Nie chodzi także o re‐ sentymenty, ponieważ osoby pozostające wówczas w sporze zachowały wzajemny dla siebie szacunek. Sprawę tę poruszam z tej racji, że ma ona znaczenie metodologiczne i wiąże się z omawianymi dziś bada‐ niami. Chodzi o zwrócenie uwagi na to, ze pomiędzy projektem podstawy programowej z czasów ministra Wiatra i podstawą programową Handkego, żeby posłużyć się dalej takim uproszczonym nazewnic‐ twem, zachodzą różnice istotne, i dotyczą przede wszystkim ducha, a nie litery. Gdyby różnica była istotna, a autor badań tego nie zauważył, rodziłoby to poważne wątpliwości, czy w swoich badaniach zajął się sprawami zasadniczymi, a więc istotnymi dla kierunku dalszych zmian, czy drobnicą edukacyjną – szczegółowymi rozwiązaniami programowymi i prawnymi. To podważałoby wiarygodność badań. Podobieństwo co do litery miało istotnie miejsce w tym sensie, że materia podstawy programowej wy‐ pracowana w okresie ministra Wiatra stanowiła punkt wyjścia dla podstawy programowej Handkego. Do istotnych natomiast zmian zaliczam to, że projekt podstawy programowej ministra Wiatra, a więc i cała działalność programowa szkoły, zostały podporząd‐ kowane tak zwanym kompetencjom kluczowym. Kompetencje kluczowe były zatem duszą tamtego projektu. Cytuję zatem jeden z jego zapisów dotyczą‐ cych tej kwestii: „uczeń ma w szkole warunki do nabywania wiedzy, sprawności i nawyków, czyli do rozwijania kompetencji w zakresie uczenia się, my‐ ślenia, poszukiwania, działania, doskonalenia się, komunikowania, współpracy”, koniec cytatu. Na to miejsce wprowadzony został następujący cel, cytuję: to co obowiązuje do dzisiaj, „edukacja szkolna polega na harmonijnej realizacji przez nauczyciela zadań w zakresie nauczania, kształcenia umiejętności, wycho‐ wania. Zadania te tworzą wzajemnie uzupełniające
12
matu osoby ucznia nad celami instrumentalnymi, to fundament celów autonomizacji edukacji. Wyraźnie personalistyczny charakter wychowania został okre‐ ślony w nieco dalszym przepisie, w którym określo‐ no, cytuję: „nauczyciele mając na uwadze osobowy rozwój ucznia współdziałają na rzecz tworzenia w świadomości uczniów zintegrowanego systemu wie‐ dzy, umiejętności i postaw, ma to.. zintegrowanego – chodzi o spójny, a nie informacje oderwane od siebie, tak że to ma po prostu sens, to wyrażenie, ma to szczególnie znaczenie w kształceniu zintegrowanym, co jest nazwą techniczną”, koniec cytatu. Zapisy te i inne bywały ku mojemu zdumieniu interpretowane jako często nic nie znaczące ozdobniki słowne, tym‐ czasem przepisy te stanowią prawną podstawę i gwa‐ rancję, że edukacja będzie mieć własne i autonomicz‐ ne cele, zakładające ukierunkowanie działalności programowej szkoły na wspieranie właśnie wszech‐ stronnego osobowego rozwoju ucznia, a także wy‐ chowanie pozostanie istotnym celem szkoły. Przyjęte i obowiązujące do dziś rozwiązania moż‐ na zlokalizować na mapie strategii reform edukacyj‐ nych i wdzięczny jestem osobie, która podniosła tę sprawę. Pozwolę sobie częściowo powtórzyć, w książ‐ ce “What school for the future” przygotowanej przez CER i centrum badań innowacji edukacyjnych opisa‐ no sześć scenariuszy, w większości są to cytaty, w związku z tym pominę wypisy i angielskie odpo‐ wiedniki, napisano sześć scenariuszy dla szkół w krajach OECD, a więc także w Polsce, opartych na wnikliwej analizie bieżących trendów, przy czym uwzględniano bardziej to, co jest realne, niż to, co jest hipotetyczne. Autorzy łączą je w trzy grupy: scena‐ riusz pierwszy: wzmacnianie biurokratycznego sys‐ temu szkolnego, i drugi, rozpowszechnianie się mo‐ delu rynkowego, służą ekstrapolacji status quo. Sce‐ nariusz trzeci – szkoły jako ośrodki życia społecznego i czwarty – szkoły jako ośrodki skupione na uczeniu się, służą przebudowie szkolnictwa. Scenariusz piąty – tworzenie sieci osób uczących się i sieciowego spo‐ łeczeństwa, oraz tłumaczenie trochę dosłowne, prze‐ praszam, oraz szósty – exodus nauczycieli i scena‐ riusz zaniku szkoły są scenariuszami deskolaryzacji. Otóż kierunek prowadzonych dotychczas reform edukacji w Polsce odpowiada drugiej grupy scenariu‐ szy, podporządkowanych przebudowie szkolnictwa w kierunku, proszę zwrócić uwagę, jego otwarcia jego na społeczne i osobowe funkcje edukacji. W okresie powojennym Polski system edukacji działał według pierwszego, biurokratycznego scenariusza. Odrzuca‐ jąc koncepcję kompetencji kluczowych uniknęliśmy wdrożenia drugiego scenariusza zbyt silnie podpo‐ rządkowującego edukację celom utylitarnym, zwłasz‐ cza celom biznesowych, chociaż trzeba przyznać, przynajmniej w intencji niektórych przynajmniej,
fesor Konarzewski mówi o tym, w ślad za wypowie‐ dzią profesora Bortnowskiego, stwierdzając, że obec‐ nie już nie podstawa programowa, ale egzaminy stają się faktycznie punktem wyjścia i punktem odniesienia dla programów szkolnych i dla standardów wyma‐ gań, jest to jedna z wielu, niekoniecznie najważniej‐ szych, ilustracji instrumentalizacji procesów naucza‐ nia. Chodzi nie tylko o prymat określonego aktu prawnego, w tym przypadku podstawy programo‐ wej, ale o coś więcej. Podstawa programowa Handke‐ go, żeby pozostać przy tym skrótowym określeniu, odzwierciedlała ówczesne myślenie ekip reformator‐ skich, że szkoła powinna być definiowana w pierw‐ szej kolejności nie jako miejsce zatrudniania nauczy‐ cieli, nie jako miejsce realizacji programu centralnego, ale jako miejsce, gdzie najważniejszy jest uczeń, uczeń jako osoba, a nie przedmiot. Mając ten fakt na uwadze chciałbym podkreślić, o czym przedwczoraj mówiłem na seminarium zorga‐ nizowanym przez profesora Zolla, rzecznika praw obywatelskich, że Polska wśród krajów Unii Europej‐ skiej końcem lat 90’ wyróżniła się tym, że osobowy wymiar edukacji został objęty ochroną prawną. Ochrona osobowego wymiaru edukacji ma bowiem kluczowe znaczenie co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, wymiar osobowy stanowi fundament i warunek autonomii edukacji, a więc tego, że ma ona cele własne i nie może być sprowadzona wyłącznie do instrumentu, na przykład w przygotowaniu kadr dla biznesu. Po drugie, stanowi fundament w wy‐ chowaniu, bo w wychowaniu zwraca się uwagę na człowieka po prostu. Niemożliwa jest ani autonomia edukacji, ani wychowanie, bez wymiaru osobowego. Ponadto edukacja pozbawiona wymiaru osobowego może stać się źródłem dehumanizacji szkoły. Istota pozbawiona cech osobowych nie jest już człowiekiem. Depersonalizację edukacji należy więc traktować w wymiarze dehumanizacji szkoły. Rozporządzenie Ministra Edukacji i Sportu z dnia 26 lutego 2002 w sprawie podstawy programowej i wychowania przedszkolnego oraz kształcenia ogólnego w po‐ szczególnych typach szkół szczęśliwie podtrzymuje wcześniejsze odnośne przepisy, spośród których dwa zasługują na szczególną uwagę. Po pierwsze, cytuję, „nadrzędnym celem działań edukacyjnych szkoły jest wszechstronny rozwój ucznia”, z którego prof. Kona‐ rzewski wcześniej żartował troszeczkę, jako z ozdob‐ ników, podkreślam, wszechstronny rozwój ucznia, „edukacja szkolna polega na harmonijnej realizacji przez nauczyciela zadań w zakresie nauczania, kształcenia umiejętności oraz wychowania, zadania te tworzą wzajemnie uzupełniające się i równoważne wymiary pracy każdego nauczyciela”, koniec cytatu. Stwierdzenie, że nadrzędnym celem edukacji jest wszechstronny rozwój ucznia, to potwierdzenie pry‐
13
ideologia ani w naukowych analizach edukacyjnych, ani w języku dokumentów programowych i ewentu‐ alnych dokumentów projektowanych przyszłych zmian. Tym bardziej, że jak się spodziewam, wycho‐ wanie, i to jest moje pytanie, wychowanie prawdopo‐ dobnie autor zalicza do ideologii, co byłoby katastro‐ falnym nieporozumieniem. Bardzo trafnie natomiast prof. Konarzewski do‐ strzegł faktyczną intencję autorów podstawy progra‐ mowej, dążących do osiągnięcia równowagi między skrajnością zróżnicowania i skrajnością ujednolicenia, między zachowaniem instrumentów skutecznej poli‐ tyki oświatowej a decentralizacją, między tym, co wspólne, a tym, co różne, podlegające dostosowaniu do potrzeb miejsca i osób, między potrzebami standa‐ ryzacji i kreatywnością nauczycieli i uczniów, między koniecznością normowania programu, także na po‐ ziomie programów nauczania i standardów, a wielo‐ stopniowym i wielopodmiotowym uczestnictwem we współtworzeniu działalności programowej szkoły. Między dążeniem do wielostronnego osobowego rozwoju ucznia a celami utylitarnymi, między głębią nauczania a sprawnością technologiczną i technologią wymagań egzaminacyjnych. Jednym z ważniejszych ustaleń badawczych jest pokazanie, że utrzymanie w praktyce tej równowagi jest rzeczą trudną, że została ona zachwiana. Opo‐ wiadam się, aby swoistym koordynatorem, zworni‐ kiem w tych sprawach została podstawa programo‐ wa. Zgadzam się z cytowaną opinią prof. Marciniaka, który napisał: „w obecnej fazie reformy podstawa jest potrzebna, żeby przeciwdziałać zdominowaniu prak‐ tyki oświatowej przez standardy wymagań egzami‐ nacyjnych, co pozbawia nauczanie intelektualnej głębi i sprowadza je do ćwiczenia niewielu typowych ele‐ mentów egzaminacyjnych”. Zakończyć swą wypowiedź chciałbym czterema uwagami jednozdaniowymi. Po pierwsze, książka profesora Konarzewskiego [przerwa w nagraniu] były‐ by to częste komplementy, nie wchodzę w tę materię, ponieważ byłaby to mowa o tym w sposób oczywisty, będzie ona tematem państwa prelegentów i plenarnej dyskusji. Po drugie, mam apel, aby kolejny projekt zmian nie wprowadzał rewolucji, lecz korektę mającą na celu usprawnienie i ulepszenie obowiązujących podstaw prawnych w programowej działalności szkół, bo przy obecnych płacach nauczyciele w ślad za pielęgniarkami i lekarzami rozpoczną exodus. Po trzecie – apeluję o przejrzystość, aby nie był to projekt autorski, jednej opcji, jednej osoby, ale reprezenta‐ tywny. Po czwarte, jeżeli prace zmierzałyby w kie‐ runku rewolucji, po konsultacji z kilkunastoma oso‐ bami wczoraj i dzisiaj czuję się w obowiązku powie‐ dzenia, że będę skłonny do powołania zespołu alter‐ natywnego, który funkcjonowałby na zasadzie grupy
znanych mi autorów, zawierała ta koncepcja elementy otwarcia na scenariusze trzeci i czwarty. Wniosek stąd wypływa taki, że kierunek reform edukacyjnych re‐ alizowanych w Polsce w ciągu ostatnich kilkunastu lat jest właściwy i powinien być utrzymany w mocy, tym bardziej w nawiązaniu do myślenia w katego‐ riach strategii edukacyjnych, a nie wyłącznie techno‐ logii i konkretnych treści czy konkretnych metod nauczania. Tu pozostaję, jak rozumiem, w niezgodzie z prof. Konarzewskim. Kolejna kwestia dotyczy nieporadności pojęcio‐ wych autora. Ograniczę się do pojęcia ideologii. Pro‐ fesor Konarzewski z jednej strony napisał we wstępie, cytuję: „stanowcze sądy ogólne umożliwia jedynie ideologia, tej książka się wyrzeka poprzestając na pracowitym opisywaniu poszczególnych zmian za‐ chodzących w dzisiejszym szkolnictwie polskim i poddaniu pod dyskusję najbardziej uzasadnionych rekonstrukcji ich sensu”, koniec cytatu, strona 9. Wy‐ powiedzi tej nie rozumiem, bo jeżeli rozumieć ją jako wyrzeczenie się wypowiadania zdań ogólnych, to wyrzeka się autor analizy naukowej tym samym, ponieważ nauka żyje ze zdań ogólnych. A wyniki badań indukcyjnych nie prowadzące do uogólnień nie mają żadnego sensu. Po drugie, nie wszystkie uogólnienia mają z konieczności charakter ideolo‐ giczny, bo w takim razie każda teoria naukowa była‐ by ideologią. Po trzecie, na szczęście de facto autor wypowiada mnóstwo niezwykle cennych, trafnych i pożytecznych twierdzeń ogólnych, wcale nie pozba‐ wionych emocji i ocen moralnych, co jest rzeczą jak najbardziej właściwą, tak należy bowiem właśnie postępować, byleby ujawniać kryteria ocen. Jednakże nie byłoby o co kruszyć kopii, gdyby nie to, że autor, co budzi mój sprzeciw, używa pojęcia ideologii do opisu stanu faktycznego. Ma prawo, uzasadnił to w osobnej publikacji, ja pozwolę się z nim nie zgodzić. Pojęcie ideologii bowiem ma konota‐ cję negatywną, z satysfakcją powtarzamy, że na szczęście wiek XX zakończył się śmiercią ideologii, jest to wyraźnie negatywne skojarzenie. O jednej z funkcji podstawy programowej autor pisze, że do‐ starcza, co było na foliogramie, że „dostarcza kontek‐ stu ideologicznego, który ma uzasadniać jej szczegó‐ łowe postanowienia”, koniec cytatu. Po takim stwier‐ dzeniu odruchowo spodziewam się, że podstawa programowa zawiera element doktrynerstwa, mani‐ pulacji i odwołując się do samego Marksa, fałszywej świadomości. W sam raz trafna obserwacja. Z racji na te emocjonalne obciążenia zamiast słowa ideologia używa się obecnie takie słowa jak filozofia zmian, które to pojęcie wskazuje na istotę, całość, cele, kie‐ runki i tak dalej, a także cele strategiczne, nadrzędne cele programowe – to są pojęcia opisujące. Proponuję, aby nie posługiwać się w związku z tym słowem
14
przejdę do pomysłów dotyczących nowej podstawy programowej. Usłyszeliśmy, myślę, ważne tutaj zdanie, zachętę: patrzmy na podstawę programową poprzez pryzmat przedmiotów. Standaryzujmy praktykę, mamy na‐ uczycieli przedmiotowych, uczymy przedmiotami, patrzmy na szkołę przedmiotami, zapiszmy w tych mikroświatach czy całych światach przedmiotów, matematyki, biologii, jakie są cele, jakie są treści, i od razu podajmy, co będzie na egzaminie. Wygląda to z pierwszego takiego podejścia kusząco, jest to czytel‐ ny, dobry układ, to jest uczciwa umowa z uczniami, natomiast chciałbym poprosić o pewną tutaj ostroż‐ ność i odwołanie się czy skorzystanie z doświadcze‐ nia. Jeszcze raz wrócę do definicji, zdarza się, że ma‐ tematycy nie mają wspólnej definicji, nie mają zgody, co do definicji, tak było przez dłuższy czas z frakta‐ lami i tak może nadal jest, ale ustalają znaczenie po‐ przez dobrze dobrane przykłady. Myślę, że w wy‐ padku funkcjonowania podstawy, standardów, ma‐ my właśnie taką sytuację, że mamy trzy lata doświad‐ czeń, bardzo wiele przykładów, rozmawiajmy o tych przykładach i szukajmy konsensusu, zrozumienia, czy myślimy o tym samym. Ale jeżeli zdecydujemy się na patrzenie na szkołę tylko poprzez przedmioty, to może zgubimy coś, co zaczęło się dobrego, myślę tutaj o standardach, o patrzeniu na szkołę podstawo‐ wą, gdzie standardy wymagań egzaminacyjnych mówiły o tym, że nasi uczniowie osiągają efekty w czytaniu, w pisaniu, rozumowaniu, korzystaniu z informacji, wykorzystywaniu wiedzy w praktyce. Była to próba takiego spojrzenia poprzez przedmioty, była to próba takiego umówienia się, że niezależnie, czy uczymy matematyki, czy języka polskiego, czy biologii, zawsze uczymy czytać ze zrozumieniem, zawsze mamy takie sytuacje, że uczymy korzystania z informacji, zawsze namawiamy do korzystania z wiedzy w praktyce. Boję się, że spojrzenie poprzez przedmioty i oddanie pola takiemu spojrzeniu aka‐ demickiemu będzie utratą tego, co dobre, co zaczęło się i co jest już pewnym dorobkiem, do którego warto nawiązywać. Jeżeli chodzi o pomysł z uszczegółowieniem stan‐ dardów, z włożeniem standardów do przedmiotów, rozumiem, że w przypadku języka polskiego w szko‐ le podstawowej dostaniemy w opisie przedmiotu także i standardy, czyli to, co ma być efektem, i jesz‐ cze usłyszeliśmy, że co ma być efektem mierzalnym, znaczy tym, co będzie na egzaminie. Boję się, że to będzie pewna strata. W tym, co było do tej pory, była też próba ustalenia osiągnięć, cokolwiek byśmy mó‐ wili o sformułowaniach, które niekoniecznie musiały być mierzalne, ale w każdym razie były do spraw‐ dzenia w inny sposób. Tutaj, myślę, że jeżeli nadal podstawa programowa ma być aktem prawnym, to
kontrolnej. Dziękuję bardzo. Krzysztof Konarzewski Ja też bardzo dziękuję zwłaszcza za tę ostatnią zapo‐ wiedź, bo rozumiem, że do zespołu alternatywnego będziemy się mogli odwoływać wtedy, kiedy nie będziemy pewni naszych rozwiązań. Pan doktor Marek Legutko, bardzo proszę. Marek Legutko Ja na początku podzielę się swoimi kłopotami, kłopo‐ tami typowymi dla matematyka. Matematyk zawsze zaczyna od próby określenia, o czym rozmawiamy, od definicji. Myślę, że mamy tutaj problem, i myślę, żebyśmy w tych wszystkich rozmowach, formułując pewne wnioski, z pewną pokorą zostawiali margines upewnienia się, czy mówimy o tym samym, czy my‐ ślimy o tym samym. Żeby zilustrować te trudności, to może przypomnę kłopoty ze zrozumieniem innego, bliskiego pojęcia, czyli programu nauczania. Otóż, są jakby przynajmniej trzy sposoby myślenia czy rozumienia o programie: program zamierzony w warstwie deklaracji, to jest najczęściej to, co mamy na papierze napisane, to jest w tym przypadku akt prawny, który możemy wziąć do ręki; program wdrażany, ten który skutkuje bezpośrednio lub po‐ średnio, istnieje, funkcjonujemy, żyjemy w epoce gdzie jest podstawa programowa, i ona skutkuje, ma wpływ na to, co się dzieje w szkole. I na końcu pro‐ gram osiągalny, to znaczy to, co jest efektem mierzal‐ nym lub niemierzalnym funkcjonowania podstawy. Mówi się czasem jeszcze, że jeśli chodzi o programy nauczania czy programy szkolne, to oprócz tych trzech sposobów rozumienia należy mówić jeszcze o programie ukrytym, to znaczy takim, który nie jest zdeklarowany, ale który jest realizowany czy osiąga‐ ny jakby po drodze, mimochodem. Bardzo często mówi się, że właśnie egzaminy są tym programem ukrytym, to znaczy wprowadzają do naszej szkoły pewne inne rozumienie. Jeśli myślę o podstawie, to dodałbym do tych określeń: zwornik, fundament, jeszcze takie słowo jak konstytucja edukacji. Bo myślę, że pewnie każdy z nas na sali mógłby to powiedzieć inaczej czy w inny sposób rozumieć, ale chyba wszyscy potrzebujemy takiego konsensusu, umówienia się, jaka jest nasza szkoła, o pewnych kłopotach. I myślę, że w warstwie deklaracyjnej tego programu, zamierzonego podsta‐ wa próbowała to opowiedzieć. Można się spierać, czy udatnie, czy nie, ale była pewną deklaracją. Problem polega na tym, że jeśli ona jest jednocześnie aktem prawnym, to mamy kłopot, czyli są tam zapisy, któ‐ rych nie możemy realizować, albo nie realizujemy, to mamy przynajmniej dyskomfort. I w tym, co już teraz
15
kamy się tak rzadko, że mamy wyrwane minuty, żeby o tym rozmawiać, bardzo żałuję, że nie możemy bu‐ dować wspólnego języka przez te spotkania. Nama‐ wiam organizatorów prac, aby stworzyli na przykład forum internetowe, stworzyli taką przestrzeń, taką możliwość, aby powstawało środowisko, aby decyzje czy rozmowy były oparte o pewne rozumienie, które będzie możliwie bliskie, żebyśmy się przynajmniej nawzajem rozumieli. Dziękuję bardzo.
boję się, że sama podstawa programowa z matematy‐ ki będzie taka gruba, bo jeżeli będziemy podawać, co uczeń umie, i oddamy to pole spojrzeniu takiemu akademickiemu, to tych szczegółowych informacji może być bardzo dużo. A jak to robią inni? Myślę, że warto tu przedstawić przykład z Holandii, gdzie do podstawy programowej tamtejszej stworzono tak zwany podręcznik‐matkę. To jest taka jakby oficjalna wykładnia, to jest próba pokazania poprzez konkret‐ ne przykłady tego, na jakim poziomie i w jaki sposób mają być opanowane treści czy umiejętności. Drobny przykład, ponieważ na co dzień zajmuję się egzaminami, czy mogę Państwa poddać takiej próbie? Ile jest 37 × 27? Kto z państwa wie? Otóż zale‐ ży, kiedy o to zapytam, w jakiej sytuacji, w jakim kontekście. Jeżeli zapytam wtedy, gdy mówimy z uczniami o jakimś sposobie rozwiązywania, to prze‐ cież 27 =3 × 9, 37 × 3 to jest 111, 111 × 9 = 999, można szybko odpowiedzieć, i jest to zadanie typowe w pewnym kontekście, ale w innym kontekście jest to zadanie bardzo trudne. Czego wymagać, w jakim kontekście wymagać, dobrze jest właśnie takim pod‐ ręcznikiem‐matką pokazać. I dwie ostatnie uwagi. Jeżeli mówimy o podsta‐ wie, to tęsknię jako praktyk, jako ten, co na co dzień żyje z podstawą, budzę się rano i myślę o tym, żeby ktoś mi pomógł, żeby były opracowane narzędzia, które mi pomogą osądzić, czy zestaw jest zgodny z podstawą, czy nie, kto to ma osądzić? Jeżeli się umó‐ wimy, że opublikujemy zestawy wraz z adresami autorów i autorzy się zobowiążą do odpowiadania na takie pytania, to OK., ale myślmy o podstawie równo‐ cześnie w takiej warstwie operacyjnej, jak z tym żyć, jak to wykorzystywać, jak stwierdzać, że coś jest zgodne, czy nie z podstawą. Zakres podstawowy na maturze, taka była tutaj trudność zgłoszona. W ogóle mamy trudność z tym, że matura, przypominam, jest równocześnie egzami‐ nem zamykającym edukację i otwierającym edukację, to znaczy mamy pogodzić dwa oczekiwania, z jednej strony oczekiwania uczelni wyższych, które chcą, żeby nasz egzamin spełnił ich oczekiwania i spraw‐ dził to, co oni chcą, żeby było sprawdzane, oczywiście ich egzamin nie jest adresowany do wszystkich, to jest coś, co oni oczekują od wąskiej grupy osób, która ma do nich przyjść. Jest i drugie oczekiwanie, czy przy tej ogromnej różnorodności programów i podręczników, w tej ogromnej wolności, pytanie o kanon, pytanie o to, czy nasi absolwenci, czy nasi maturzyści ten kanon opanowali. Myślę, że w tej chwili trudno z tym dys‐ kutować. Jest taka decyzja, że fizyka jest także na poziomie podstawowym, szukamy dobrego rozwią‐ zania, ale odwołujemy się do tego rozumienia pozio‐ mu podstawowego, który.. dwóch funkcji matury. I ostatnia prośba, uwaga, bardzo żałuję, że spoty‐
Krzysztof Konarzewski Dziękuję bardzo, zwłaszcza ostatni pomysł jest super, za chwilę będziemy szukali serwera, gdzie to umie‐ ścić. Pan doktor Tomasz Merta, proszę bardzo. Tomasz Merta Witam państwa. Ja jako filozof także mam zwyczaj zaczynać od definicji, a raczej miałem taki zwyczaj, bo moje doświadczenie mówi mi, że w naukach humani‐ stycznych podanie definicji prowadzi tylko do mno‐ żenia innych definicji i wcześniej czy później do jesz‐ cze większego sporu czy konfliktu. Musimy być tro‐ chę pokorni wobec ususu językowego, który istnieje, czyli tego, jak dane słowa funkcjonują, i jeżeli się tu spotykamy, to w pewnym sensie wszyscy rozumiemy słowo podstawa programowa. Teraz, moje zadanie jest o tyle trudne, że mówię ostatni, więc myślę, że wszyscy są już trochę znużeni i wszystko już zostało powiedziane, także ja mogę odnieść się do kilku tez, i to chyba będzie najsensowniejsze, co mogę uczynić. Przede wszystkim chciałbym coś powiedzieć na temat tej starej podstawy programowej. Otóż ja bym nie kwalifikował jej bardzo ostro czy jednoznacznie jako złej czy dobrej, raczej bym powiedział, że to była podstawa programowa pisana w trudnym okresie. Kiedyś Jan Elster użył takiej przenośni odnośnie transformacji w naszej części Europy, że bardzo trud‐ no jest remontować statek na wzburzonym morzu. Pisanie podstawy programowej równocześnie, gdy zmieniał się cały system szkolny, jest czymś innym niż myślenie o niej dzisiaj, kiedy ten nowy system w jakiejś formie już istnieje, kiedy mamy kilka lat do‐ świadczeń na temat funkcjonowania nowych szkół, nowego systemu szkolnego. Teraz, tak myślę, może‐ my spokojniej się temu przyjrzeć i pomyśleć o takiej podstawie, która będzie już nie podstawą okresu przejściowego, ale podstawą na przyszłość. Teraz rzecz istotna: kiedy się myśli o tej dawnej podstawie, to trzeba pamiętać, że niezależnie od tego, jak oceniamy, jak mówiła pani profesor, funkcjono‐ wanie jej, że ona jest właśnie podstawą tego gmachu oświaty. Inaczej mówiąc, że uruchomiła wielką ma‐ chinę, którą teraz moglibyśmy zupełnie uczynić bez‐ użyteczną. Powstała podstawa programowa, progra‐ 16
klasie, pewnej wiadomości, to ona już istotnie jest przez wszystkich przyswojona i nie musimy już do tego powracać. Ja miałem czasem wrażenie, że w ministerstwie edukacji istnieje pewien terror orygi‐ nalności, to znaczy że nawet jeżeli pozwala się zapisać tę samą treść, która już gdzieś kiedyś była, to trzeba przynajmniej użyć innego języka. Ten sam terror oryginalności wystąpił w samej podstawie progra‐ mowej przy zapisywaniu celów i osiągnięć. Osiągnię‐ cia są w gruncie rzeczy taką ukrytą tautologią, to znaczy powtarzają to, co było w celach, tylko innymi słowami. Jeden dam przykład, który usłyszałem kątem ucha, rozmowę z zespołem, który przygotowywał podstawę z historii, do liceum. Dawano im dodatko‐ wą godzinę w planie ramowym, dając ich za przy‐ kład, że proszę, oni już używają tylko problemowego uczenia w liceum. Ale ten zespół powiedział, że nie, że chronologicznie też można uczyć historii w liceum, i wtedy jedna z osób z ministerstwa, nie był to pan dyrektor, powiedziała, że jak na chronologię, to wam nie dam, bo chronologia była już w gimnazjum. Otóż więc ja bym powiedział, że to jest bardzo istotne, żeby była zaplanowana całość. I teraz druga rzecz, o której już tu mówiono: czy to ma być autorska podstawa, czy nie? I tak i nie. Od‐ powiedź jest tylko na pierwszy rzut oka bezsensow‐ na. Powinna być autorska, żeby była klarowna zasada odpowiedzialności, kto odpowiada za tę podstawę, żeby to nie było na zasadzie czarnej skrzynki, że do ostatniej chwili jacyś urzędnicy coś w tej podstawie zmieniają, przewracają, przekształcają i potem wła‐ ściwie nikt nie jest odpowiedzialny za podstawę pro‐ gramową, to znaczy nie ma takiej osoby, która by wzięła odpowiedzialność za tę podstawę i powiedzia‐ łaby: to jest moja podstawa, odpowiadam za każde sformułowanie, które tam jest użyte. Ale z drugiej strony podstawa nie powinna być autorska w tym sensie, że ona powinna być oparta na bardzo szero‐ kim konsensusie, to znaczy, że to musi być rzecz, która zostanie zaakceptowana powszechnie i nie bę‐ dzie incydentalnym dokumentem, który zostanie narzucony – tylko wtedy można liczyć na jego trwa‐ łość. Kiedy zdoła, o czym mówił tutaj Marek Legutko, wytworzyć pewne środowisko, spotykać się i rozma‐ wiać, ucierać pewien język. Wtedy być może ta pod‐ stawa, nie tracąc swojego charakteru, zarazem będzie czymś, co zostało wprowadzone na zasadzie konsen‐ susu, konsensusu wśród tych, którzy będą użytkow‐ nikami tej podstawy. Teraz rzecz kolejna, to jest odnosząc się do zasady ¾. Otóż ja powiem tak: jak się wypowiada taką zasa‐ dę ogólną, to czyni się to łatwo, ale ona jest drama‐ tycznie trudna we wprowadzeniu później w życie. Ja tutaj, zgadzając się z tym kierunkiem, że podstawa
my, podręczniki, nauczyciele korzystają jeszcze z innych podręczników i teraz nieroztropną rzeczą byłoby po tych trzech latach powiedzieć: musicie się wszystkiego od nowa uczyć i wszystko będzie ina‐ czej. Więc rzecz jasna dla wszystkich, że tutaj nie idzie o rewolucję, tylko o stworzenie takiej podstawy, która roztropnie będzie korzystała z naszego doświadcze‐ nia i która będzie odpowiadała na pewne pytania, na które ta dotychczasowa nie odpowiada albo rozwią‐ zywała pewne kwestie, które pojawiły się dopiero później. Pewne kwestie nie wydaje mi się, żeby tak ostro stały przed nami kilka lat temu, jak w tej chwili, i teraz widzimy, że trzeba jakoś na nie odpowiedzieć. I teraz kolejna rzecz, która wydaje mi się bardzo istotna, to jest porządek myślenia o tej nowej podsta‐ wie programowej. Po pierwsze, ja bym się zastana‐ wiał nad tym pytaniem, które już tutaj się pojawiało, o edukacji dla rozwoju, dla przyszłości. To jest pytanie. Oczywiście nie wiemy, jaka będzie przyszłość, ale to pytanie centralne, to znaczy w jakiejś mierze, myśląc o nowej podstawie programowej, musimy postawić takie pytanie, jaką właściwie mamy wizję człowieka, który wychodzi ze szkoły, czego tak naprawdę chce‐ my go nauczyć? Ja też nie sądzę, żebyśmy tutaj mieli odkryć zupełnie nowe prawdy na ten temat, ażeby‐ śmy mieli odejść od tego myślenia, że to musi być pewne kwantum informacji, i to takiej wiedzy zope‐ racjonalizowanej, czyli takiej, z której uczeń potrafi czynić użytek, a wiec jednocześnie będzie miał pewne umiejętności, i zarazem że będziemy starać się współ‐ działać razem z – no bo sama szkoła nie robi wszyst‐ kiego – w tworzeniu pewnych postaw tych młodych ludzi, że będziemy je jakoś współkształtować, nie kształtować, bo to szkoła nie jest jedynym miejscem, w którym młodzi ludzie dorastają czy uczą się. Wyda‐ je mi się jednak, że warto jeszcze raz przemyśleć tę kwestię, bo być może będzie trzeba gdzieniegdzie przesunąć pewne akcenty. Przyszłości nie znamy, ale możemy trochę domniemywać, które rzeczy okażą się w przyszłości ważne, i na które należałoby położyć dzisiaj nacisk. Druga rzecz to jest to, ażeby ta podstawa powsta‐ wała inaczej niż poprzednia, żeby została zaplanowa‐ na w całości, żeby powstawała nie dla poszczegól‐ nych poziomów kształcenia, tylko żebyśmy mieli pewien ogląd całości, zanim do tego przystąpimy. Mnie jedna rzecz dręczyła, zanim przystąpiłem do prac nad poprzednią podstawą programową, otóż że tam pewien był kłopot z rozwiązaniem takiego po‐ wiedziałbym zasadniczego dla mnie w edukacji pro‐ blemu, to znaczy kontynuacji i rozszerzenia, bo to jest tak, że edukacja na kolejnych poziomach musi coś dodawać i uczyć czegoś nowego. W ogóle każdy, kto miał do czynienia cokolwiek z praktyką szkolną, wie, że to nie jest tak, że tego, co nauczymy w czwartej
17
programowa powinna regulować tylko część tego, co na danym przedmiocie powinien czynić uczeń, po‐ winna pozostawiać pewną, nawet dużą sferę swobo‐ dy nauczycielowi, twórcom programów w tworzeniu nowych, interesujących uzupełnień, niemniej jednak chcę powiedzieć, że w praktyce to będzie wyglądało tak: będzie siedział zespół przedmiotowy, który tak naprawdę będzie z trudnością rezygnował z jakich‐ kolwiek informacji czy wiadomości z jakiegokolwiek działu, na końcu spróbuje zapisać w hasłach ogólnych znacznie więcej niż te ¾, ja myślę, że to będzie około 7/4 w stosunku do tego, co się uda zrealizować. Więc jest to dobry kierunek myślenia, tylko powiedział‐ bym, że on będzie bardzo trudny do wprowadzenia w życie. Jacek Strzemieczny w przerwie powiedział, że może w tych zespołach powinni być ludzie, którzy nie są specjalistami od danego przedmiotu, bo oni mieliby taki świeży osąd, bo my często już jesteśmy bardzo zacięci i bardzo przywiązani do każdej, naj‐ drobniejszej nawet wiadomości. Teraz jeszcze, gdybym miał sformułować zarzut dotyczący tej podstawy, to bym powiedział, że ona jest chaotyczna w sensie takim, że czasem jest bardzo ogólna, a czasem zbyt szczegółowa. To musi być w jakiś sposób ujednolicone. Ja sobie wyobrażam, że podstawa programowa, jeżeli ma regulować w spo‐ sób jakiś bardziej trafny te ¾, to w tym miejscu po‐ winna być jednak bardziej szczegółowa, nie tak enig‐ matyczna, że właściwie to nie wiadomo, czego uczyć. Odnosząc się do wiedzy o społeczeństwie, powiedz‐ my z socjologii, te terminy są nie do końca... Nie wia‐ domo, które elementy z propedeutyki socjologii po‐ winny się znaleźć w szkole średniej, a które nie. Pod tym względem podstawa programowa powinna być znacznie bardziej dyrektywna. Teraz kolejna rzecz. Nieustannie tutaj powraca i zdaje się być problemem centralnym relacja pomiędzy podstawą a standardami egzaminacyjnymi. Jest fak‐ tem, że w chwili obecnej dokumentem, który się liczy, są standardy egzaminacyjne. Podstawa, cele podsta‐ wy są inne, one mają charakter biurokratyczny, to znaczy udowadnia się, że to i tamto jest zgodne z podstawą. Standardy egzaminacyjne wygrywają, dlatego że podstawa jest zbyt ogólna, takie najczęściej słychać głosy, a standardy egzaminacyjne dokładnie pokazują, co jest ważne i co jest potrzebne na egzami‐ nie. To są oczywiście rzeczy rozbieżne, co jest ważne, a co jest potrzebne na egzaminie, ale one się tutaj niepokojąco zbiegają. Ja powiem tak, ta reakcja jest do pewnego stopnia naturalna i nie sądzę, żeby dało się ją tak łatwo odwrócić, ale na pewno można jej w pe‐ wien sposób przeciwdziałać. Otóż można jej przeciw‐ działać, po pierwsze, w taki sposób – o tym pisał profesor Konarzewski w swojej książce, a to zawsze wydawało mi się niezmiernie ważne – że entuzjazmu‐
jąc się ocenianiem zewnętrznym, żebyśmy nie zapo‐ minali o znaczeniu oceniania wewnętrznego. Zrobi‐ my te ¾ i to będzie przedmiotem egzaminu ze‐ wnętrznego, to w takim razie, jaki jest sens uczyć tej pozostałej ¼, jaki jest sens tych dopełnień, jeżeli nie będziemy w stanie w jakiejś mierze promować, wspierać, wzmacniać wagi i znaczenia tego oceniania, które jest wewnętrzne, to znaczy w danej szkole. Jeże‐ li nic nie będzie z tego wynikało, to doprowadzimy do takiej redukcji, że nie że zamiast testować to, czego uczymy, to będziemy wyłącznie uczyć tego, co testu‐ jemy, i to nie byłoby chyba rzeczą pożyteczną. Mam wątpliwość, co do tego, o czym mówił prof. Konarzewski, czy to powinien być jeden dokument. Ja jestem przekonany, że podstawa i standardy powinny być blisko ze sobą związane, choćby przez zespół ludzi, który będzie tworzył jedno i drugie, a przy‐ najmniej nadzorował to drugie, wyobrażam sobie, że tu związek powinien być ścisły, ale nie wiem, czy to powinien być jeden dokument, z takiej przyczyny, że wydaje mi się, że podstawa powinna być czymś trwa‐ łym, czymś, co się nie będzie zmieniało co chwilę, a dobrze potrafię sobie wyobrazić, że w standardach na przykład co 2‐3 lata możemy zmieniać niektóre typy zadań do badania różnych rzeczy. Chcę powiedzieć, że jedna rzecz wydaje mi się trwalsza, druga jest taką, która powinna co jakiś czas się zmieniać. A więc: związek silny pomiędzy nimi – tak, ale nie jestem do końca przekonany, czy to powinno być w ramach jednego dokumentu, poza tym ja wcale nie jestem takim optymistą, jak mój przedmówca, ja myślę, że ta książka będzie jeszcze grubsza. Dwie ostatnie uwagi: pierwsza dotyczy ścieżek edukacyjnych. Tu całkowita zgoda, ja uważam, że można by sformułować taką ostrożną, a raczej nie‐ ostrożną uwagę, że w szkole to, co nie ma wyodręb‐ nionych godzin w planie ramowym, nie istnieje. Ścieżki edukacyjne – brutalna rzeczywistość ich jest taka, że nauczyciele udowadniają, że uczą części tych treści ze ścieżek edukacyjnych na różnych przedmio‐ tach, i w ten sposób można później dowieść, że ta ścieżka jest realizowana. Ja myślę, że to nie ma wiel‐ kiego sensu, ja myślę, że lepszym rozwiązaniem by‐ łoby chyba to, żeby dyrektor rzeczywiście dyspono‐ wał większą pulą godzin i mógł te godziny przezna‐ czać na różne .. na pewien zestaw, na jeden czy dwa spośród listy dodatkowych przedmiotów. Tam mo‐ głaby się znaleźć filozofia. Dlaczego? Ja powiem, że nie jestem pewien, czy to dobrze, żeby filozofia była uczona w każdej polskiej szkole, bo najpierw musi być nauczyciel, który potrafi to dobrze robić. Do‐ świadczenia, traumatyczne, różnych moich przyjaciół, których dzieci chodziły do szkół, i moje także, które głównie posiadły niechęć do filozofii i stanowczo zbyt wielką znajomość presokratyków, wskazują na to, że 18
dosłownie. To nie jest tak, że uczestniczymy w walce dwóch obozów. Jeden obóz – związany z ministrem Handke i z ówczesną koalicją rządową, która miała jakąś swoją ideologię, i w związku z tym promowała pewne wartości. Teraz jest inny obóz polityczny, mający inną ideologię, nie wiadomo jaką. My mieliby‐ śmy się tu oto wpisywać w ten spór i udowadniać doktorowi Korabowi, że on to źle zrobił, my zrobimy lepiej, a on znowu nam udowodni, że on to zrobi lepiej. Proszę Państwa, może tak ktoś ma ochotę my‐ śleć, proszę bardzo, to jest wolny kraj, ale ja tak nie myślę, bo rozumiem, że jeżeli pan stworzy jakąś gru‐ pę, to nie będziemy się spotykali w ciemnej ulicy, po to żeby wymienić ciosy, tylko będziemy w środku dnia rozmawiać o tych rzeczach. Ideologia w tym momencie jest najgorszym prognostykiem dla rozwo‐ ju oświaty, ponieważ jeśli uczynimy oświatę narodo‐ wą terenem ścierania się ideologii politycznej, to przegraliśmy. Nadrzędny musi być interes oświaty. Niezależnie od wszystkich subtelności w definiowa‐ niu celów i myśleniu o przyszłości świata, a oświaty w szczególności, myślę, że ludzie zainteresowani oświatą tak naprawdę się w końcu porozumieją, czy warto uczyć o prawych i lewych dopływach Wisły, czy może o żadnych, a może tylko o niektórych. To jest dyskusja rozsądna, inna, uważam, nie prowadzi do niczego i ja w każdym razie nie chcę brać w niej udziału.
to jest bardzo odpowiedzialna rzecz. Filozofia w szko‐ le – w porządku, to jest bardzo dobra rzecz, ale niech to będzie zostawione decyzji dyrektora, podobnie jak taki czy inny przedmiot: psychologia, socjologia – czy mają być wprowadzone. Pewien zestaw przedmiotów powinien być fakultatywny. A ranga tych przedmio‐ tów powinna być podtrzymywana zachowaniem możliwości zdawania ich na maturze. Ja nie wiem, czy nadal utrzymany jest ten stan, że można zdawać historię tańca, a filozofii nie? Ten stan uważam za nienormalny i dziwaczny. Ostatnia uwaga. W pełni się zgadzam, że to jest bardzo ważna decyzja – o czym prof. Konarzewski mówił – czy utrzymać rozróżnienie na zakres pod‐ stawowy i rozszerzony? Jeżeli mamy utrzymać to rozróżnienie przy bardzo dużym zróżnicowaniu naszego systemu edukacyjnego, to on musi być przemyślany, to trzeba mieć jakąś wizję tego, czy to ma być dopełnienie, czy to ma być osobne uczenie, czy to ma być pogłębienie wiedzy już zdobytej. Ina‐ czej mówiąc, czy uczymy o partiach politycznych raz, czy dwa razy; czy od razu uczymy więcej, czy mó‐ wimy o nich dwa razy? Jak to zapisywać w podsta‐ wach? To są pytania, na które na pewno trzeba uzy‐ skać odpowiedź. Powiem jeszcze do tego, co mówił przedmówca o maturze na poziomie podstawowym. Ja osobiście sądzę, że przedmioty do wyboru to jed‐ nak mogłyby być zdawane tylko na poziomie rozsze‐ rzonym. Obecny stan jest kłopotliwy o tyle, że te standardy były pisane, zanim ustalono, że te przed‐ mioty będą zdawane także na poziomie podstawo‐ wym, i na przykład w wiedzy o społeczeństwie jest sytuacja kuriozalna: ten sam test, ten sam zestaw pytań, dostaje uczeń na poziomie podstawowym i rozszerzonym, a to, co odróżnia drugi zestaw, rozsze‐ rzony, dotyczy umiejętności, czyli odwróciliśmy za‐ sadę. Powinniśmy badać u wszystkich porcję umie‐ jętności, a rozszerzoną wiedzę tylko u tych, którzy są na poziomie rozszerzonym. I obawiam się, że to nie jest przypadek jedyny. Na tym kończę, dziękuję.
Alicja Siemak-Tylikowska Ja jestem zgodna z wszystkimi panami, którzy tu mówili, że należy się skupić na porządnym zdefinio‐ waniu, i tutaj sobie wypisałam, już nie mam czasu tego powiedzieć, co napisałam, jest to walka o defini‐ cje i o konkrety. Pierwszy to jest, powiedzmy sobie, proszę państwa, jasno i wyraźnie: po co dzieci chodzą do szkoły? Dla mnie jest to zadziwiające, chodzą od kilkuset lat, szkoła jest obowiązkowa, a my ciągle się zastanawiamy po co. Ja rozumiem, że jest zmiana, że nowe, że inny świat, ale chyba te podstawy zasadni‐ cze są niezmienione, natomiast zmienić się może to, co trzeba jeszcze w tej szkole zrobić, żeby w tym no‐ wym świecie nasi absolwenci sobie poradzili. Kiedyś profesor Kozielecki w takiej przepięknej książeczce „Smutek spełnionych baśni” bardzo daw‐ no temu napisał, że trzeba stworzyć instytucje przy‐ gotowujące absolwentów naszych szkół, aby poradzili sobie w życiu i w otaczającym ich świecie, i ja mam nadzieję, że w końcu szkoła też to będzie robić. Umiemy, proszę państwa, przewidzieć przyszłość, tutaj było powiedziane, że nie umiemy. My rzeczywi‐ ście dziwnie budujemy naszą teraźniejszość i przy‐ szłość, nieprzewidywalnie. Groziło nam, że będzie prezydentem pan Tymiński, tego nikt by nie przewi‐ dział, różne inne rzeczy też nieprzewidywalne się
Krzysztof Konarzewski Dziękuję, panie doktorze, zapowiedział pan, że bę‐ dzie ostatnia uwaga i rzeczywiście już nie było in‐ nych, to rzadka zaleta u mówców. Mamy jeszcze trzy minuty, pani profesor Tylikowska prosiła jeszcze o głos, ale ja, korzystając z okazji, chciałbym się odnieść tylko do jednego wątku, który mnie bardzo zaniepo‐ koił. Powiem o tym uczciwie i otwarcie, aby było jasne, jakie są przynajmniej moje intencje. Otóż pan Kazimierz Korab był uprzejmy zapowiedzieć powo‐ łanie alternatywnego zespołu i zabrzmiało to trochę groźnie, zwłaszcza w kontekście poddania w wątpli‐ wość mojej deklaracji, że ja się wyrzekam ideologii. Otóż tę moją deklarację trzeba traktować całkowicie
19
czy. Jeszcze bym dodała do tego znicze, oczywiście. Proszę państwa, ten gmach jak powiedziałam jakoś się trzyma, trzyma się dzięki nauczycielom. Nauczy‐ ciele wprowadzili się, część z nich twórczych, wy‐ kształconych, niekoniecznie z architektury wnętrz, wymodelowała jakoś te wnętrza, inni wzięli przy‐ padkowy program, bo nie mieli możności porówny‐ wać z innymi, po prostu bierzemy pierwszy lepszy katalog meblowy i sobie tak meblujemy w najbliż‐ szym sklepie, przy czym tu zacytuję za profesorem Wiłkomirskim, podstawa jest dobra, bo można z niej ułożyć programy dla mniej lub bardziej pojętnych uczniów, dla lepiej lub gorzej przygotowanych na‐ uczycieli, dla lepiej czy gorzej przygotowanej szkoły. Proszę państwa, nie ma żadnego programu z napi‐ sem: dla gorzej przygotowanych uczniów czy dla mniej wyposażonej szkoły, te programy są dla wszystkich i nauczyciel naprawdę nie jest w stanie z nich sensownie i świadomie skorzystać. Dlatego się obawiam, bo tą ¼, proszę państwa, wszystko jedno, ¼, nie bawmy się w ułamki, to nauczyciel ma rozsze‐ rzyć i ja sobie znów sięgnęłam do standardów opra‐ cowanych w tym roku, i proszę państwa, termin kon‐ struowanie, wybieranie, ocenianie programów, jest w przedmiocie pedagogika. Jak można konstruować i oceniać bez odniesienia do konkretnego przedmiotu? Natomiast w konkretnych przedmiotach jest coś bar‐ dzo dziwnego, proszę państwa. Budowanie rozkładu materiału. Sam zestaw: budować rozkład, proszę państwa, to brzmi straszliwie. Nie widzę możliwości, żeby nauczyciel świadomie, sensownie, zbudował swój fragment programu ¼, i teraz Krzysztof propo‐ nuje, żeby nauczyciel sobie wewnętrznie sprawdził, czy mu wyszło. Nie wolno sprawdzać samemu swo‐ jego własnego tworu, jakości, wykonania i efektu, to musi zrobić ktoś z zewnątrz. Jak – można by pomy‐ śleć. I już ostatnia sprawa, proszę państwa, musimy zdefiniować, czym jest program nauczania, a raczej, czym jest program szkolny. Nauczanie to jest coś dla nauczyciela. To nie jest coś dla nauczyciela, tu musi być to, co robi uczeń i to, co robi nauczyciel, to jest program szkolny, proszę państwa, i jeżeli zdefiniuje‐ my, co to jest program szkolny, co to jest podstawa, co to są cele i .. proszę państwa, na końcu, kogo my ma‐ my wypuścić z tej szkoły, to wtedy możemy spokoj‐ nie przystąpić do pracy. Czy „Pan Tadeusz”, a może trzeba wiedzieć, co Alicja zobaczyła po drugiej stronie lustra? Może trzeba wiedzieć, dlaczego u Kubusia Puchatka zegar był zatrzymany na godzinę piątą? Proszę państwa, jeszcze taki jeden przykład na koniec. Swojego czasu była wspaniała reklama tele‐ wizyjna, trzech podgolonych szlachciurów wyciągało szable i pytało: Ojciec, prać? Ja już nie pamiętam, jaki to był proszek. Proszę państwa, ktoś, kto nie przeczy‐
stają, specjaliści od ekonomii mówią, że jak bezrobo‐ cie przekracza 18%, to wtedy zaczynają się rozruchy społeczne, u nas przekroczyło i nic się nie stało, a więc chyba tego przewidywania nie możemy tu zastoso‐ wać, ale wydaje mi się, że te główne cele edukacyjne do sformułowania to nie tylko oświata, to nie tylko pedagodzy, to nie tylko przedstawiciele poszczegól‐ nych przedmiotów, tu muszą wejść jednak ekonomi‐ ści, antropolodzy, psycholodzy, żeby jednak te cele były przez ludzi, którzy jednak coś niecoś o świecie wiedzą i o tym, jak ten świat się będzie rozwijał. Proszę państwa, dopiero jak będziemy mieć te cele takie bardzo ogólne sensowne, możemy mówić o celach poszczególnych przedmiotów. Krzysztof pro‐ ponuje owe przedmioty usytuować, że zacytuję, w praktyce szkolnej i wykształceniu absolwenta. W standardach kształcenia nauczycieli opracowanych w bieżącym roku jest jeszcze powiedziane, że przedmiot musi się odnosić do dyscypliny naukowej i do dyscy‐ pliny wiedzy, nie wiem, jaka jest różnica między dys‐ cypliną naukową a dyscypliną wiedzy, w ogóle nie wiem, co to jest dyscyplina wiedzy, wiedza jest poję‐ ciem bardzo subiektywnym, ale jakieś odniesienia dokument narzuca. Proszę państwa, wydaje mi się, że cała nasza obecna oświata zbudowana jest na pod‐ stawie pojęć, które albo już nie mają, albo od początku nie miały swoich desygnatów, albo utraciły te desy‐ gnaty. Zbudowaliśmy gmach oświaty z pojęć pu‐ stych. Takie pojęcia, w których na dobrą sprawę nikt z nas nie wie, a dzisiejsze nasze spotkanie to udoku‐ mentowało, o co chodzi, to jest chociażby ta podstawa programowa. Nie wiemy, co to jest, nauczanie zinte‐ growane, ścieżka międzyprzedmiotowa, bloki, nowa matura, standard, proszę państwa, mamy tu mnóstwo pojęć niezdefiniowanych! Ja nie mam, proszę państwa, czasu, więc nie przedstawię państwu, ale mam przegląd, jak po‐ wstawało sformułowanie „nauczanie zintegrowane”, jak się pojawiało, jak ewoluowało, jak wynikało na coraz to różnych stopniach nauczania, początkowo miało być w klasach IV – VI, przy czym ani razu nie zdefiniowano, czym jest, powiedziano, że nauczanie zintegrowane to jak nie ma przedmiotów, no to wie‐ my, czym nie jest! Ale nie wiemy, czym jest, proszę państwa. No i Krzysztof, chcesz odejść od nauczania zintegrowanego, tylu samo zwolenników, co i prze‐ ciwników, i każdy ci argumenty poda. Ja jestem prze‐ ciwna, ale zwolennicy też są. [Głos z sali: Nie wiesz, co to jest, ale jesteś przeciwna?] Tak! Jestem przeciwna, proszę państwa, widząc, co się dzieje w naszym szkolnictwie z nauczaniem zintegrowanym. Ja pozo‐ stanę przy jednym przykładzie: jeden z podręczników łączy rozważania o tradycji, religii, kulturze, z mate‐ matyką: w Dzień Zmarłych należy policzyć liczbę kwiatków na grobach. Proszę państwa, to mi wystar‐
20
I ostatnia refleksja. Tu chodzi o personalizm, a personalizm, czego się, myślę, nauczyłam na własnej skórze od moich uczniów, znaczy, że jak oni nie mają chęci się uczyć czegoś, to żebym ja się miała rozebrać do naga, to nic nie pomoże, żadna reklama, napraw‐ dę, jak nie mają chęci, to nie. W związku z tym ja jestem zdecydowanie za tym, żeby robić fakultatywne przedmioty. Jestem za filozofią na maturze, za moż‐ liwością zdawania przedmiotów, które rozwijaliśmy osobiście, dzieci zdumiewają nas teraz dyscyplinami, którymi się tak interesują. My chyba tego nie przewi‐ dzimy, bo w tym Internecie takie rzeczy się dzieją, więc ja bym była za tym, żeby zostawiać dyrektorom. To nie będzie łatwe, ale chyba dyrektorzy by lubili decyzje zależnie od tego, jaka, przepraszam za wyra‐ żenie, klientela przyszła do szkoły, jaka grupa dzieci, czym się fascynują. Dzieci się fenomenalnie uczą, jeśli chcą. I rozwinę ten temat jeszcze tak: w związku z roz‐ szerzaniem, myśmy już zrobili na Bednarskiej 16 lat temu eksperyment polegający na tym, że od drugiej klasy, kiedy jeszcze było czteroletnie liceum – ja się tu nie chcę chwalić Bednarską, to są eksperymenty, które albo wyszły, albo nie wyszły, i dlatego o tych opo‐ wiadam – pozwoliliśmy dzieciom po dwóch latach ogólnych rozszerzyć, to co lubią, co wolą, to co wy‐ myślili na przykład na studia. Choć zdarzały się kata‐ strofy, ktoś się przygotował na politechnikę, a na trzy miesiące wcześniej, na trzy miesiące przed egzami‐ nami wymyślił, że będzie teraz na polonistykę zda‐ wał, ale to naprawdę dawało efekty, bo oni naprawdę chcieli robić to. I nie mówmy, co pogłębiać, co rozsze‐ rzać. Żeby jednak nauczyciel w zależności od dziecka, czyli chęci… Musi być nawiązanie kontaktu, bez tego się w ogóle nie da uczyć. Dziękuję.
tał „Trylogii”, nie rozumiał tej reklamy. To może „Trylogia” w takim razie, skoro nawet jest w rekla‐ mie. Proszę państwa, jestem za tym: zdefiniujmy, KOGO mamy otrzymać na końcu, a potem zastana‐ wiajmy się, jakie treści. Krzysztof Konarzewski Proszę Państwa, bardzo dziękuję i teraz przystępuje‐ my do gorącej dyskusji. Niestety mamy po niecałe 3 minuty na głowę, i państwo pozwolą, że ja będę pil‐ nował czasu. Pani profesor Ługowska na początek, potem zdaje się pan doktor też, a potem pan profesor, a potem też, tak, wiem, zapamiętałem. Proszę bardzo. Marta Ługowska Jako praktyk polonista, bo to jest ważne, chciałabym tu tylko krótko dać komentarz do trzech rzeczy, które tu usłyszałam, zwłaszcza do tego, co pan doktor Mer‐ ta mówił. W edukacji, powiedział pan profesor, nie da się przewidzieć przyszłości, ale myślę, że myśmy się zdecydowali na to, żeby jakieś wartości wykształcić u dzieci. Myślę, że to jest strasznie ważne, tego nie wol‐ no zapomnieć, na pewno wszyscy chcemy uczyć do demokracji, to związane jest na pewno z tolerancją, więc nie chcemy uczyć tak jak u Orwella i w ramach podstawy programowej zacznijmy myśleć nie tylko o tych tekstach, jako polonista mówię, które lubiliśmy w dzieciństwie. Na przykład „W pustyni i w pusz‐ czy” uczy takiego rasizmu, że rany boskie. To jest pierwsza moja refleksja. Druga – czy pogłębiać, czy kontynuować pro‐ gram, ten terror oryginalności, strasznie mi się to podoba. To ja obserwuję w podręcznikach, strasznie mi trudno w związku z tym wybrać podręcznik. My‐ śmy wykonali taki eksperyment na Bednarskiej, po‐ czuwając się właśnie do tego, żeby być oryginalni. Po trzech latach własnych gimnazjalistów chowania, postanowiliśmy wykonać eksperyment, w ogóle tego nie konsultując z żadnym psychologiem rozwojo‐ wym, nie wiedząc, że istnieje coś takiego jak pamięć emocjonalna. Uznaliśmy, że już żeśmy ich użyźnili i postanowiliśmy ich teraz uczyć problemowo. Sypnęło nam się to totalnie, teraz oni będą zaraz zdawać ma‐ turę, a nie wiemy, kiedy powtórzymy pierwszą klasę, a właściwie od początku nauczymy. Jednak repetitio est mater studiorum, strasznie ważnym przesłaniem: powtarzać, powtarzać. W szkołach muzycznych, a ja wychowałam się w szkole muzycznej, nie wyobrażam sobie, żeby ciągle coś wprowadzać nowego poza ruszaniem palcami coraz bieglej. Więc na zakończenie chcę jeszcze powiedzieć, że Norwid powiedział, że na początku można mówić o tym, że Ziemia jest okrągła, ale potem trzeba powiedzieć, że u biegunów spłasz‐ czona nieco.
Jerzy Wiśniewski, MENiS Dziękuję bardzo, postaram się krótko. Wydaje mi się, że kluczową kwestią tutaj jest kwestia definicji tego, o czym rozmawiamy. Być może ta sama dziedzina, z której się wywodzimy z panem dyrektorem Legutko, że do definicji się szczególne przywiązuje znaczenie. Niestety mam wrażenie, że o ile tutaj było kilka pro‐ pozycji takich poetyckich definicji – od zwornika po fundamenty, kotwice i temu podobne rzeczy – o tyle jeśli dobrze uważałem, była tylko jedna negatywna definicja tego, nad czym myślimy i z czym mamy problem. Mianowicie, że nie jest to Biblia. I tu mam wrażenie, że ta definicja...[przerwa w nagraniu, zmiana kasety] przez tą formułę ¾ – ¼, że to ¾ jest tak po‐ twornie ustrukturalizowane, tak bardzo petryfikuje szkołę w tym, jak ona funkcjonuje, z podziałem na przedmioty, z podziałem na, że użyję sformułowania pana profesora, jednostki metodyczne, czyli rozu‐ miem lekcje. Żeby to już tak zapisać, że to są lekcje, 21
Myślę, że problem polskiej szkoły to nie jest, czego uczyć, natomiast jak uczyć. I proponowałbym, żeby takie sygnały w podstawie były zawarte, jak mają uczniowie sobie radzić, jak się mają spierać czy zma‐ gać z informacją. Myślę, że to jest ważne. Myślę, że obecna podstawa programowa współgra z tą kulturą pedagogiczną, którą obecnie mamy w szkole. Tam się mówi o przekazywaniu wiedzy, o dostarczaniu wie‐ dzy, o poznawaniu wiedzy, a myślę jednak, że prze‐ kaźnik jest przekazem, że język, jakim jest zapisana podstawa, jeżeli tego nie zmienimy, to będzie tak jak w tej anegdocie: jeden nauczyciel mówi do drugiego: idą wielkie zmiany, a drugi mówi: tak, tak, my to robimy. Dziękuję bardzo.
naprawdę, w dzisiejszej szkole myślenie o wszystkim w takich podziałkach na przedmioty, na lekcje nie służy otwieraniu w ogóle takiego myślenia, nie służy temu, by nauczyciele byli twórczy, żeby szkoły były twórcze i żeby to się wszystko razem rozwijało. I zostawienie tej ¼ znowu dosyć nieprecyzyjnie zdefi‐ niowanej, bo czy to jest ¼ w ramach przedmiotu? Wobec tego gdzie jest to miejsce na fakultety i inne fajne rzeczy, o których mówimy, bo każdy weźmie tą ¼, żeby zrealizować program nauczania, w którym warunkiem jego akceptacji jest to, że cytuję, sensow‐ nie, zagospodaruje tę ¼ wolności. Nie ma miejsca na fakultety. Jeżeli to mają być fakultety, to kosztem tych przedmiotów. Ja wiem, że to są pozorne sprzeczności, ale przy takim sposobie myślenia, przy budowaniu tej, że tak powiem, konstrukcji podstawy jeśli sobie na początku nie rozstrzygniemy, to myślę, że znowu znajdziemy się w jakichś, przepraszam za kolokwia‐ lizm, malinach. I to jest jakby to, co przy tych sztywnych struktu‐ rach, które się pojawiają, jakby prowadzi do pewnego kolejnego kłopotu, który ja mam. Mianowicie coraz bardziej w dzisiejszym świecie zacierają się, lub chcia‐ łoby się, żeby się zacierały, różnice między formalną edukacją a nieformalną. Dlaczego podstawa ma doty‐ czyć tylko tego, co się dzieje w szkołach w tej formal‐ nej strukturze? Jakby to, czemu ma służyć nowocze‐ sny system edukacji, to jest to kształcenie, uczenie się przez całe życie. Podstawa rzeczywiście ma być kon‐ stytucją, jak ktoś tutaj zaproponował, powinna się odnosić do tej koncepcji w jakimś stopniu i tak na‐ prawdę otwierać się na to, że młodzi, tak naprawdę nie tylko młodzi ludzie uczą się nie tylko w ramach formalnego systemu edukacji. Nie chciałbym tutaj, że tak powiem, wdawać się w polemikę z prof. Korabem na temat, czy kompetencje kluczowe stały się przelot‐ ną modą i jak funkcjonują. Tutaj w tym przypadku te nazwy, których używamy, jakby wszyscy się zga‐ dzamy co do tego, że to powinno być jakby całościo‐ we podejście, bo obejmujące nie tylko wiedzę, ale także, umiejętności i postawy, i czy to, jaką damy temu etykietkę, to myślę, nie jest tutaj najważniejsze, natomiast ta podstawa programowa powinna chyba w tym kierunku jakby otwierać się w tym kierunku. Dziękuję.
Maria Kalinowska, Centralna Komisja Egzaminacyjna Dziękuję bardzo, jestem w tej luksusowej sytuacji, że już mi darowano sześć minut, bo w pełni się zgadzam z wystąpieniem pana Wiśniewskiego i pana profeso‐ ra, pozwolę sobie wobec tego na kontynuację. Jakby nie do końca mam jasność, przepraszam za kolokwia‐ lizm, w czym grzebiemy w tym momencie. Dlatego, że pan profesor był uprzejmy powiedzieć, że jest to czyn, który dzieje się jakby poza urzędem minister‐ stwa, a jednocześnie tytuł wskazuje na to, że mamy do czynienia z przekształcaniem aktu prawnego, którego autorem po prostu jest ministerstwo. W związku z tym chciałabym wiedzieć, jaka jest per‐ spektywa, czy ten czyn pozarządowy ma się potem przekształcić w akt prawny, czy też ma być po prostu pewną formą dyskusji publicznej na tematy ważne dla całego systemu polskiej edukacji. Jedno i drugie? To cudowne połączenie. Krzysztof Konarzewski To jest bardzo proste, ja pozwolę sobie, bo to być może jest ważne dla państwa, na odpowiedź. Mini‐ sterstwo zainicjowało te prace. Najpierw zleciło bada‐ nie Instytutowi Spraw Publicznych. Instytut wykonał to badanie, Ministerstwo zapoznało się z wynikiem i oświadczyło, że w takim razie bierzcie się do roboty i przedstawcie projekt nowego dokumentu. Myśmy powiedzieli: bardzo chętnie, ale weźmiemy za to odpowiedzialność autorską. No i na tym stanęło. My przygotowujemy projekt, w trakcie szerokiej dyskusji będzie on pokazywany, konsultowany, na stronie internetowej i tak dalej. Potem ten projekt zostanie oczywiście przekazany do gmachu przy Al. Szucha i tam zacznie żyć własnym życiem, będą porozumienia międzyresortowe, konsultacje i tak dalej, i ostatecznie minister to podpisze albo i nie jako znowelizowane rozporządzenie w sprawie podstawy programowej. Tyle mogę na ten temat powiedzieć, a dr Korab chce
Prof. Stanisław Dylak, Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu Dotyczy to też definicji podstawy. Ja bym się nie zgo‐ dził z prof. Konarzewskim, że można uniknąć ideolo‐ gii w edukacji. Nie, ona jest zawsze i będzie tak długo, jak długo edukacja będzie finansowana ze środków publicznych. Tym bardziej będzie zaangażowana ideologia, im bardziej będziemy się spierać o to, czego uczyć, a mniej będziemy mówić o tym, jak uczyć.
22
niesamowicie silna, że gdybyśmy chcieli przeanali‐ zować nawet nasze własne rozważania, czym powi‐ nien się charakteryzować, jakimi umiejętnościami, absolwent kończący szkołę, kiedy tworzyliśmy tego rodzaju plany dziesięć lat temu, a dzisiaj odpowia‐ damy sobie na to samo pytanie, dzisiaj, w perspekty‐ wie kolejnych 10 lat, to już to są po prostu inne cele. Następna sprawa to jest świadomość, o którą bym bardzo apelowała. Proszę państwa, nie można bagate‐ lizować podstawy programowej, pan profesor po‐ wiedział, że to jest kilka kartek papieru. Niestety, ta podstawa organizuje jakby stan prawny edukacji. Nie wiem, czy państwo wiedzą, jaki jest poziom uszcze‐ gółowienia kolejnych rozporządzeń, ostatnie dotyczą‐ ce oceniania i klasyfikowania liczy sobie ponad sie‐ demdziesiąt stron. Drobnym druczkiem, zaznaczam. Myślę, że to, że mamy na przykład standardy wyma‐ gań egzaminacyjnych, jest dowodem namacalnym niedoskonałości podstawy. Pan profesor mówi o połączeniu jednego z drugim. Ja się troszeczkę boję, też mam stąd pytanie: czy w ogóle tworzyć podstawę, skoro tak bardzo zależy nam na standaryzowaniu wymagań egzaminacyjnych? Czy nie prościej byłoby posługiwać się takim aktem, jak standardy wymagań, kształcenia, na przykład, i koniec? Czy też reformu‐ jemy, poruszając się w strukturze istniejącego aktu prawnego? Trójpodział, który pan profesor zademon‐ strował, jeśli chodzi o metodologię: cele, efekty i tre‐ ści, troszkę mnie niepokoi, bo pominięte są metody, sposoby. Być może one nie są pominięte, tylko ta prezentacja była siłą rzeczy tak skrócona, jak była. Ja tu mam strasznie dużo pytań, więc może w takim razie już skończę. Dziękuję bardzo.
coś uzupełnić. Kazimierz Korab Na podstawie ekspertyzy prawnej, którą zamówiłem kiedyś, stan prawny wygląda w ten sposób, że jest to akt prawny, ustają prawa autorskie, w pełni odpo‐ wiada za to minister, w związku z tym ma pełne prawo ingerencji i dokonania zmian, jakie uznaje za stosowne. Tak wygląda to z punktu widzenia prawa. Krzysztof Konarzewski Co do tego, to nie trzeba było nawet żadnych konsul‐ tacji prowadzić, bo to jest rozporządzenie wydane na podstawie upoważnienia ustawowego, więc jest oczywiste, że rząd bierze całkowitą odpowiedzialność za to rozporządzenie. My nie będziemy, rzecz jasna, ani ingerować, ani też nie będziemy pytani, co rząd zrobi z naszym projektem, ale nasz projekt zostanie opublikowany, zanim zostanie przekazany rządowi. Maria Kalinowska Dziękuję bardzo, następne pytanie: na ile lat rząd planuje to działanie? Krzysztof Konarzewski Chcielibyśmy bardzo, jeżeli Bóg pozwoli, za rok przedstawić projekt. Maria Kalinowska Tu już może mniej szczegółowe pytania, ale może nie w postaci pytań, a refleksji. Bardzo mnie niepokoi – nie czytałam jeszcze raportu pana profesora, ale z wypowiedzi wnioskuję, że zamiar dotyczy jakby aktu całościowego, jakby wyczerpującego, tak umownie to nazwę, a wydaje mi się, tu jakby nawiązując do wy‐ stąpienia pana Wiśniewskiego, że takie otwarcie na perspektywę czasową podstawy programowej, jeśli przyjmiemy, że ma ona już być jednak dokumentem bazowym dla sposobu funkcjonowania polskiej szko‐ ły, dla nauczania, jest niezbędne. O ile w celach ide‐ owych, i nie boję się tutaj tego sformułowania, które przekładają się zazwyczaj na wychowanie, ale rów‐ nież i na treści nauczania, szczególnie.. no może bez szczegółów jednak, można sobie wyobrazić coś jako pewną filozofię kształcenia, zamkniętą, ale w momen‐ cie, jak próbujemy sobie odpowiedzieć na pytanie, a podstawa na takie pytania powinna odpowiadać, bo i ta usiłuje na takie pytania odpowiadać, jakich umie‐ jętności, jakiego typu wiedzy chcemy nauczyć młode‐ go człowieka, to należałoby tą podstawę widzieć jako akt półotwarty. To znaczy, żeby ona była otwarta na zmiany w czasie, a dynamika tych zmian jest tak
Włodzimierz Taboryski, XXI SLO im. J. Grotowskiego Dwie sprawy. Jedna to jest taka, że dzisiejsza matura umożliwia uczniowi zdawanie poza językiem pol‐ skim, wszystkich przedmiotów, których się nie uczył w szkole. To otwiera wielkie perspektywy przed edukacją, bo wrócę do filozofii – jestem w ogóle zbulwersowany, że jej nie ma na maturze, i jestem zbulwersowany chociażby tym, że nie znalazło się żadne środowisko, na przykład naukowe, filozoficz‐ ne, nauczycieli, które by opracowało taką podstawę programową na dziś, żeby ta filozofia była. To jest pierwsza sprawa. Druga sprawa. Mnie interesuje, żeby była na ma‐ turze retoryka na przykład albo wiedza o teatrze i filmie. Takie przedmioty też mogą być na maturze, tylko trzeba określić podstawę, a uczeń się już sam nauczy, jeżeli jest fanem danego przedmiotu. Może to być w szkole, może być na kursach czy gdzieś indziej. Kiedy mnie rodzice pytają, albo nawet i nie pytają, jak ja mam spotkanie z kandydatami do szkoły i na 23
pierwszej wywiadówce, to mówię, po co jest stwo‐ rzona szkoła dzienna dla młodzieży – jest stworzona po to, aby wychować obywatela. Dobra szkoła jeszcze dba o to, aby wychować indywidualistę, dać szansę jednostce, ale który to indywidualista ma świadomość i żyje w społeczeństwie obywatelskim. Czyli wracam do takiego tematu, który może jest już niemodny, czyli do wychowania. I ja mówię moim nauczycielom, idąc dalej, moi drodzy, wy wychowujecie obywatela na swoich przedmiotach. I mówię to do chemika, do matematyka i tak dalej. Ciekawe, jak to będzie wy‐ glądało tutaj. Dziękuję bardzo.
biać. Jeśli mówimy tutaj o podstawach programo‐ wych w perspektywie dwunastoletniej, to zachęcał‐ bym, żeby ta perspektywa była nie dwunastoletnia, a siedemnastoletnia. Wychowanie przedszkolne, przy‐ najmniej roczne, i przynajmniej jeden‐drugi, może więcej, rok studiów. Kiedyś bardzo dawno temu pro‐ wadziliśmy fakultety w szkole, głównie na takiej zasadzie, żeby była to niezła śluza dla naszych uczniów, żeby oni sobie potem po tym fakultecie na pierwszym roku studiów poradzili.
Krzysztof Konarzewski
Ja powiem tak, ja może jestem odosobniona na tej sali, ale mam bardzo sceptyczne nastawienie do zmienia‐ nia podstawy programowej, raczej negatywne wręcz. Dlaczego? To jest niedoskonały dokument, bardzo niedoskonały, zmagamy się z nim. Jak każdy doku‐ ment – popatrzmy na Konstytucję Rzeczypospolitej Polskiej – rodzony w bólach, pełen kompromisów, trudności i tak dalej, trudny dokument, ale natomiast dokument do czego potrzebny? Czy nauczyciel po‐ winien na co dzień go używać? Tylko w momencie, jak jest hasło, jest reforma, sięgamy do dokumentu, patrzymy na niego, jest to źródło budowania progra‐ mów, budowania podręcznika, budowania systemu egzaminacyjnego, ale tylko źródło, na co dzień, kiedy już, że tak powiem cały ten pierwszy żar reformy mija, nauczyciel na co dzień używa podręcznika, interesuje się, co jest na egzaminie i to są dwie rzeczy, którymi się zajmuje na co dzień. Podręcznik musi spełniać te podstawowe standardy narzucone przepi‐ sami, być zrecenzowany, oparty o podstawę, lepszy, gorszy, różny, ale na co dzień jest. Popatrzmy, to są dwa różne zagadnienia, to co się dzieje w szkole podstawowej, w gimnazjum i to, co się dzieje w liceum. Jeżeli patrzymy na szkołę pod‐ stawową i gimnazjum, która już w tej chwili po raz kolejny przystępuje do egzaminów końcowych, po raz kolejny realizuje pewne cykle edukacyjne – tam można powiedzieć, że nauczyciel się już oswoił i wca‐ le nie jest dla niego nowomową kształcenie zintegro‐ wane, ścieżki przedmiotowe, program wychowaw‐ czy, on to wszystko wdraża i realizuje, on ten język zna, bo musi znać, i to wszystko się jakoś tam kręci, lepiej, gorzej, kolejne egzaminy pokazują niedoróbki w systemie kształcenia, nauczyciel zmienia swoje nastawienie, stara się uczyć lepiej, efektywniej, i to jakoś działa. Powiem tak: ten produkt, o którym pan profesor wstępnie mówił, ten finalny produkt reformy syste‐ mu edukacji… 1999 był początek, jeżeli przyjmiemy od pierwszej klasy szkoły podstawowej do matury, efekt finalny tego zreformowanego systemu edukacji na uczelnie wyższe przyjdzie w 2011, pod warunkiem że po drodze nic nie będzie zmienione. Jak będzie
Katarzyna Hall, Gdańska Fundacja Oświatowa
Dziękuję, krótki komunikat w sprawie kuchni zwią‐ zanej z powołaniem naszego zespołu, myślę, że wszy‐ scy posłuchamy, a ja pierwszy. Poseł Franciszek Potulski, b. wiceminister edukacji Chcę powiedzieć, że generalna podstawa, żeby po‐ wstał ten zespół i żeby w ogóle rozmawiać o tym, o czym rozmawiamy, była następująca. Nam wyższe uczelnie zaczęły zarzucać, że z roku na rok przygo‐ towujemy czy przysyłamy na uczelnie gorzej przygo‐ towanych uczniów. Ponadto jeszcze badania OECD, że nasze dzieci nie potrafią czytać ze zrozumieniem, gorzej wypadają. No to stanęło na tym, że przyjrzyj‐ my się, czego uczymy, i stąd w ogóle geneza powsta‐ nia tego zespołu. Pan tu mówił o filozofii na egzaminach matural‐ nych. Jak państwo wiedzą, jest zapowiedź, że będzie, ale chcę powiedzieć, że ta historia tańca, tak obśmie‐ wana, to nie jest wymysł ministra, tylko taki był wy‐ móg stawiany przez uczelnie, które powiedziały, że my będziemy przyjmować bez egzaminów, bo taka ma być zasada, ale ma być historia tańca, jak nie, to będziemy robili egzamin z historii tańca. Jeżeli jaka‐ kolwiek uczelnia w Polsce jako wymóg egzaminu wstępnego – według mojego najgłębszego przekona‐ nia w ogóle wszystkie powinny tylko mieć filozofię jako egzamin wstępny, ale matematyka nie jest tak daleko odległa od filozofii, jakby się to na pierwszy rzut oka wydawało może humanistom – choć na jednym kierunku studiów miała jako egzamin wstęp‐ ny filozofię, to ona byłaby od samego początku na maturze. To jest ta rzecz, która trochę nam tu kompli‐ kuje. Panu profesorowi no.. życzę powodzenia z jedno‐ czesną taką uwagę, że może jednak warto by, mówiąc o podstawie programowej, zarysować albo przy‐ najmniej powiedzieć, co czeka naszych uczniów, opuszczających szkołę ponadgimnazjalną na chociaż‐ by pierwszym stopniu studiów, bo to się musi zazę‐
24
towej, jeżeli nie mamy bardzo mocnej racji. Mam wrażenie, że taka jedna bardzo mocna racja, jest. Mia‐ nowicie egzaminy zewnętrzne. Instytucje egzaminów zewnętrznych nie są poddane demokratycznej kon‐ troli, nie ma w nich umocowania rozwiązań centralnej i okręgowych komisji, które by pozwalało ich zabiegi programotwórcze poddać demokratycznej kontroli. To jest podstawowy problem: bez procedur demokra‐ tycznej kontroli egzaminowanie będzie dryfować. Dlatego moim zdaniem tu jest racja wystarczająca, żeby próbować coś w tej sprawie zrobić. Dotychcza‐ sowa podstawa programowa tej funkcji kontrolnej nie pełni, no i to według mnie jest racja bardzo ważna. I teraz jeszcze druga uwaga. Podstawa ma szansę powstać, jeżeli będziemy się samoograniczać. Jeżeli spróbujemy w tej podstawie zawrzeć program kształ‐ cenia ustawicznego, podręcznik metodyki, jeszcze Bóg wie co, to oczywiście ten dokument nie powsta‐ nie, a jeśli powstanie, to nie będzie on chyba jednak podstawą. Ja myślę, że można by się zastanawiać, czy już zawieranie w podstawie, oprócz treści, celu kształcenia nie jest zadaniem zbyt ambitnym. Pod‐ stawa musi być częścią wspólną i efektem konsensu‐ su, a nie można osiągnąć konsensusu, jeżeli tę pod‐ stawę zamierzymy właśnie jako konstytucję polskiej oświaty czy jako Biblię. Zastanówmy się, co w sferze programowej jest dekretowalne, i wtedy zgodnie z tym naszym rozumieniem możemy próbować tę naszą podstawę modyfikować. Ja myślę, że tutaj, w tym panelu, zarysowały się takie dwa sposoby mó‐ wienia, mam nadzieję, że tylko mówienia, a nie my‐ ślenia o podstawie programowej. Jeden z tych sposo‐ bów do takiej naprawdę dobrej podstawy programo‐ wej może doprowadzić, drugi na pewno nie dopro‐ wadzi, nie będę tutaj identyfikował uczestników tych dwóch sposobów dyskusji. I jeszcze tylko jedna szczegółowa uwaga: Panie Marku, ja bym nie kojarzył grubości tego dokumentu z obszernością ramową. Piękną rzecz pan powiedział: jeżeli w dokumencie będzie lakoniczne zdanie, a resz‐ tę ma twórca tego zdania w głowie i trzeba do niego dzwonić, to jest to fatalny dokument. To, co ma w głowie twórca, musi być spisane, czasami ten stan‐ dard musi być opisany na 20 stronach, czasami nawet na 40, więc te dokumenty mogą być bardzo grube, ale to nie znaczy, że tych standardów muszą być miliony, niewielka liczba standardów, bardzo starannie i bar‐ dzo precyzyjnie opisanych. Dziękuję bardzo.
zmienione, to nie doczekamy się efektu finalnego reformy, bo to są dzieci, które weszły w pewnym momencie, wskoczyły w system reformowany, a więc nie przeszły całego, zreformowanego cyklu, to nie jest produkcja guzików, tutaj efekty produkcyjne są po kilkunastu latach. I teraz jeżeli znowu rzucimy na‐ uczycieli, że tak powiem, na żer nowych przepisów, ja nie wiem, czy ci nauczyciele to tak chętnie wytrzyma‐ ją. Oni się dużo nauczyli, ucząc w tych szkołach pod‐ stawowych i gimnazjach zreformowanych. Oni są chętni do tego, żeby podręczniki były trochę popra‐ wione, nastąpiła pewna korekta, błędy, bo to był po‐ śpiech, i tak dalej, no żeby trochę lepiej były formu‐ łowane egzaminy, takich zmian małych kroków na pewno oczekują, ale nie wiem, czy oczekują rewolucji. Bardzo ponętnie brzmi pomysł: trzy w jednym, ja bardzo marzę o takim pomyśle, że naraz rozporzą‐ dzenie o planach nauczania, rozporządzenie o pod‐ stawie i o standardach. Mi się marzy takie piękne rozporządzenie trzy w jednym, nawet mam pomysł, żeby napisać. Ale powiem szczerze, że jest to pomysł bardzo niebezpieczny, i mam świadomość, że jeżeli patrzymy na liceum, to jeszcze nic nie wiemy, jeste‐ śmy w wielkim strachu w liceach teraz. Ja prowadzę szkoły, w szczególności prowadzę li‐ ceum prywatne o tradycji 15‐letniej, bo to jest najdłuż‐ sza tradycja w Polsce, tu pani się pomyliła, Bednarska też ma 15 lat, nie 16. Jeżeli mogę jeszcze o liceach jedynie powiedzieć, bo to czwarty punkt, który tu sobie zapisałam, ostatni, ale ważny, moim zdaniem, Głównym problemem, jeżeli chodzi o liceum moim zdaniem, to nie jest problem podstawy programowej; problem jest zamieszanie organizacyjne. To, co zro‐ biono z planami nauczania, z nazwami i typami szkół, to jest problem liceum. I przy tej samej podstawie programowej, jeżeli by rozporządzenie mówiło, że na poziomie licealnym można dzieci niektórych przed‐ miotów nie uczyć, a inne uczyć szeroko, to wszystkie szkoły kończące się maturą miałyby szansę dobrze przygotować ucznia na studia. Na dziś szkoły takiej możliwości są formalnie pozbawione. Ja powiem szczerze, specjalizuję się w doradztwie, jak obchodzić prawo, żeby dzieci nauczyć dobrze. Znam się na tym, można to prawo obejść, ale trzeba się dobrze nagim‐ nastykować, żeby obejść to prawo tak, żeby dzieci dobrze do matury przygotować. I to jest poważny problem, problem organizacyjny, struktury szkół na poziomie średnim. I ten problem trzeba rozwiązać. Dziękuję.
Piotr Marciszuk
Dr Roman Dolata Reprezentuję wydawców edukacyjnych i chciałem wyrazić swoje rozdarcie, jakiego doznaję tu, na tej sali. Jest tak, że wojujemy ze starą podstawą progra‐ mową już dłuższy czas, ostrzegaliśmy poprzednią ekipę ministerialną, że konsekwencje podstawy będą
Mam nadzieję, że prokuratora nie ma na sali... Ja za‐ sadniczo z panią Hall się zgadzam – trzeba mieć bar‐ dzo mocne racje, żeby coś zmieniać, nie można przy‐ stępować do zmieniania rzeczywistości, także oświa‐
25
takie, jakie są, i nie chcę tego wątku rozwijać, bo na‐ prawdę mamy bardzo nikłą satysfakcję z tego, że nasze przepowiednie się spełniły. Oczywiście trzeba reformować podstawę, bo samo pytanie „jak” oznacza również „czy” trzeba reformo‐ wać, dlatego że ta obecna podstawa ma nikły związek z rzeczywistością. Natomiast problem polega na tym, że jeśli przyznamy, że ją rzeczywiście trzeba refor‐ mować i w kształcie, o jakim mówił pan profesor, to trzeba otwarcie powiedzieć, że wszystkie podręczniki zostaną wymienione. To nie jest drobna korekta. Tego się bardzo boję, boję się następnej rewolucji w szkole, boję się następnej walki o ucznia, o nauczyciela, boję się również czegoś, proszę państwa, co na tej sali już się pojawiło, jako bardzo ważny wątek, mianowicie czegoś takiego, że edukacja u nas nie przestała być sprawą polityczną i nie ma konsensusu dwóch stron, bo są dwie strony barykady i nie ma żadnej gwaran‐ cji… To jest jeden z powodów, dla których obawiamy się przystąpić do prac nad nową podstawą, dlatego, że włożymy czas, energię, zaangażowanie, i przyjdzie następna ekipa, która powie: to wszystko jest do wy‐ rzucenia, my to zrobimy wszystko po swojemu. Jeśli nie będzie tak, że zostanie powołany zespół tak, jak właśnie Instytut Spraw Publicznych, zewnętrzny, apolityczny, i nie będzie miał poparcia politycznego zarówno jednej strony, jak i drugiej, żeby po zmianie warty te ustalenia były istotne. Korekt trzeba dużo w systemie edukacji, nie tylko w podstawie programo‐ wej, mogę wymieniać bez końca, ale bez takiego ogólnego porozumienia, żebyśmy wspólnie to robili dla dobra dzieci, to nic dobrego z tego nie wyjdzie. Dziękuję bardzo.
pod uwagę. Dla przekory można powiedzieć, jak o konstytucji RP mówić: czy to jest treść w WoS‐ie, czy to jest odwołanie w preambule podstawy programo‐ wej? Tego wątku jakby brakowało w tej dyskusji, więc pozwoliłem sobie na ten temat powiedzieć parę słów. Wreszcie mamy jeszcze jeden kontekst. Nie auto‐ nomiczna, ale też nie autokefaliczna, no, cała Europa dyskutuje nad programami chociażby w ramach tego, co jest pokłosiem dyskusji o strategii lizbońskiej. Wy‐ starczy otworzyć strony internetowe państw nieko‐ niecznie unijnych, żeby zobaczyć, że w sumie to są podobne konkluzje, w sumie można by powiedzieć, że tutaj przywołano kompetencje kluczowe, też są przywoływane jednak w większości dokumentów edukacyjnych państwowych w państwach europej‐ skich. Ale to chyba powinniśmy definiować na wyż‐ szym poziomie narodowego planu rozwoju, a potem strategii rozwoju edukacji narodowej, a dopiero po‐ tem dyskutować o podstawie. Jeszcze jedno pytanie do autorów: czy państwo zamierzacie z deficytów w polskiej edukacji, stwierdzanych powiedzmy w ba‐ daniach, ale też w naszych egzaminach zewnętrz‐ nych, no mamy dość ciekawy przypadek przykład egzaminów praktycznych po ukończeniu szkoły za‐ wodowej – czy chcecie państwo z tych deficytów stwierdzonych uczynić w pewnym sensie jakieś do‐ minanty w tej podstawie programowej? Dziękuję bardzo.
Mirosław Sielatycki, Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli
Krystyna Dałek
Krzysztof Konarzewski Broń Boże, dominanty z deficytów? Nie jesteśmy tacy okrutni.
Reprezentuję Stowarzyszenie Nauczycieli Matematy‐ ki, ogólnopolskie stowarzyszenie. Siłą rzeczy nasze stowarzyszenie jest takim forum, na którym te wszystkie problemy były dyskutowane od szeregu lat. Nie tylko w ciągu ostatniego roku, ale dużo wcze‐ śniej. I muszę powiedzieć, że o ile początkowo na‐ uczyciele byli dość przerażeni zapowiadanymi zmia‐ nami i właśnie mnogością terminów, z których nie bardzo rozumieli, co to jest, to teraz z biegiem czasu nastąpiła pewna.. wyłonienie się tego, co jest dobre, i tego, co jest złe. W podstawie jest wiele rzeczy złych, niewłaści‐ wych, przede wszystkim jest źle zdefiniowana, jest bałagan okropny. Ponieważ to jest dokument pod‐ stawowy, wobec tego ja się tutaj nie zgadzam z panią, że można go zostawić. Nie można zostawiać, nawet jeżeli się do niego bardzo rzadko zagląda. Jeżeli to jest dokument prawny, to on musi po prostu poprawny. To, co nasi nauczyciele zaczęli podkreślać jako rzecz, która przyniosła im bardzo wiele i nie tylko
Ja chciałbym nie zgodzić się z określeniem, że pod‐ stawa programowa jest konstytucją polskiej edukacji, sądzę, że narodowa strategia edukacji, edukacji naro‐ dowej, jest tą konstytucją. Trzeba by raczej postawić tezę, że dyskusja o podstawie programowej musi być pochodną dyskusji o edukacji narodowej i nie może być dyskusją autonomiczną, bo jest w tym pewne zagrożenie, również takie, że przeniesiemy pewne spory na tą dyskusję o podstawie. Tamtą dyskusję o strategii narodowej wymusza w pewnym sensie Unia Europejska i narodowy plan rozwoju naszego kraju, nad którym dyskusja się właśnie rozpoczyna, zagro‐ żeniem jest dyskutowanie osobno na ten temat, no poza tym do tego schematu, który widzieliśmy w prezentacji pana profesora, pewno trzeba by doryso‐ wać strzałki z góry, mamy takie dokumenty rządowe, jak strategia państwa dla młodzieży, strategia kształ‐ cenia ustawicznego, pan profesor Sysło mówił o pew‐ nych megatrendach, które również trzeba by wziąć
26
miał taką propozycję: nie układajmy tych podstaw przez rok, ale układajmy je długo, tak długo, aż uda nam się te dwie rzeczy zgrać ze sobą: przygotowanie nauczycieli i jasna koncepcja podstaw programo‐ wych. To wszystko, dziękuję bardzo.
samym uczniom, ale i im także, to jest właśnie możli‐ wość zerwania ze ścisłym gorsetem przedmiotów. Mogli się otworzyć i na inne przedmioty, i na swoich kolegów nauczycieli. Wszyscy chcielibyśmy, aby to jednak nie przepadło. Jak mówił Marek Legutko, patrzenie na szkołę wyłącznie przez przedmioty po‐ woduje zagubienie innych dobrych rzeczy. Poza tym chciałam zwrócić uwagę na to, że nie możemy za‐ mknąć oczu na to, że szkoła przyszłości już w tej chwili jest oparta o bardzo wiele informacji i o prze‐ twarzanie danych, a to niestety bardzo się kłóci z tym gorsetem przedmiotowości. Dziękuję.
Prof. Agnieszka Kłakówna Ja jestem autorką „To lubię”, a więc chyba jedynego cyklu, który obejmuje dziewięć lat, szczęśliwie zakoń‐ czonego w tej chwili, i z tej perspektywy myślę o podstawie, o podręcznikach i o szkole. Otóż myślę sobie, że rozmawiać trzeba, dyskutować trzeba, ale mówić, że się dobrą podstawę zrobi za rok, to jest hura‐optymizm. To już braliśmy przez te wszystkie lata, bez ustanku podlegając tańcowi na wulkanie, tego nie wytrzymują już ani nauczyciele, ani nikt. I dlatego chciałabym też zwrócić uwagę na tę pod‐ stawę, o której już tutaj mówiło się tak, jakby odeszła do przeszłości, a to jest przecież dokument obowiązu‐ jący, więc o tej starej podstawie. Otóż ja nie myślę, że kłopoty w szkołach i kłopoty nasze wszelkie wynikają tylko z tego, że podstawa jest napisana tak, że można ją traktować jako ozdobnik. Nie dlatego, że jest ozdobnikiem, nie realizuje się jej. Z całkiem może to być innych przyczyn i o tych przyczynach niestety innych w książce pana profesora Konarzewskiego nie znalazłam informacji, choć poświęciłam ostatnią noc, żeby przeczytać i żeby wiedzieć, o czym tutaj będzie mowa. Postulowałabym, żebyśmy rozmawiali, ale nie z takim pośpiechem. Przeczytałam w Internecie, że już między październikiem a grudniem zostaną opi‐ sane po nowemu przedmioty. Ja na to potrzebowałam wielu lat i bardzo dobrego zespołu. No to ja nie wiem, żeby nawet specjaliści najwyższej klasy, brylantowi, zgłosili się do prac nad podstawą, to musi upłynąć długi czas, zanim skończy się obrót pustymi słowami, pustymi hasłami, pod którymi każdy rozumie coś innego w końcu. Język jest tak niezwykłym narzę‐ dziem, że aż naprawdę cud boski, że my się w ogóle porozumiewamy, bo jednak rozumiemy nieco co innego pod pewnymi hasłami, pod transmisją kultu‐ rową, pod ścieżkami i tak dalej. Następna jest kwestia taka. Nowe, jeżeli jest na‐ prawdę nowe i oferuje rzeczywistą zmianę, to oswa‐ janie tego nowego trwa, wymaga czasu. To, co pań‐ stwo mówili, że w szkole podstawowej idzie już le‐ piej, jest najlepszym dowodem tego. Było dużo kłopo‐ tów, ale trochę już zostało to oswojone. Najgorzej jest w liceum i kiedy mówię, że podstawa nie tylko z tego powodu jest realizowana nie jest, nie jest przekładana na działania dydaktyczne odpowiednie, i najgorzej z tym jest w liceum, to nie jest to kwestia podstawy, bo widzimy, jakie powstały podręczniki. No przecież w tych podręcznikach na poziomie liceum, mówię od‐ powiedzialnie o polskim, bo tylko na tym się znam, to
Prof. Pawlak Proszę państwa, ja jedno słowo, dlaczego ja tu w ogó‐ le przyjechałem. Otóż nie tak dawno dyskutowałem z Markiem Legutko o podstawach, kiedy on budował standardy wymagań egzaminacyjnych, i polemizowa‐ liśmy, co tam jest w tych podstawach, i pomyślałem sobie, że jeżeli nie możemy dojść do końca do poro‐ zumienia, to znaczy, że coś jest złego w tych podsta‐ wach i trzeba to poprawić. Tu pani Krystyna bardzo ładnie to powiedziała, że trzeba pewne rzeczy zmie‐ nić w tych podstawach, ale ze zdumieniem usłysza‐ łem, to co mówił reprezentant Ministerstwa Edukacji: że dlatego zmieniamy podstawę, bo uczelnie narzeka‐ ją, że mają coraz słabszych absolwentów. Proszę pań‐ stwa, nie przyszedł jeszcze ani jeden absolwent wy‐ kształcony zgodnie z tymi podstawami na uczelnię, więc to jest argument zupełnie nie tak skierowany. Pani Krystyna powiedziała o nauczycielach ma‐ tematyki, ja też się często spotykam z nauczycielami matematyki i w pełni popieram to, co powiedziała. Ostatnio spotkałem się z nimi ostatnio w Białymsto‐ ku, będę spotykał się z nimi w tym miesiącu w Kato‐ wicach. Jeden jest chóralny głos: przestańcie nas re‐ formować, my sobie poradzimy. Ja rozumiałem, że te zmiany w podstawie programowej, które są tutaj proponowane, to nie dotykają bezpośrednio nauczy‐ cieli. Dotykają twórców programów, twórców pod‐ ręczników, ale jest jedna bardzo ważna rzecz, żeby z takiego nowego podręcznika skorzystać – nauczyciel musi być bardzo dobrze przygotowany do tego, bar‐ dzo dobrze przygotowany. Dlatego – głęboki ukłon do ministerstwa – to musi iść równolegle, nie można dać podstaw programowych, nowych podręczników i nie przygotować do tego nauczycieli. Ja mogę powie‐ dzieć odpowiedzialnie o matematyce: trzeba bardzo dobrze ich przygotować, każda zmiana minimalna w matematyce rzutuje poziomem przygotowania uczniów. Nauczyciele nie radzą sobie z nową sytuacją i zanim znajdą klucze do tej nowe sytuacji, to tak, jak już ktoś wcześniej powiedział: przyjdzie nowa ekipa i zmieni podstawę programową. To nie jest właściwa droga, musimy to robić równolegle. Dlatego ja bym
27
przecież tam prawdę mówiąc poza wielobarwnością i zgrabnością tych tekstów, to w wielu żadnej zmiany nie widać. No to jak to jest możliwe, że nawet z tego Atosa i Aramisa, że ta podstawa takim językiem jest napisana, nie zdołano skorzystać nawet w takim sen‐ sie, że trzeba projektować sytuację tak, żeby uczeń mógł myśleć po swojemu, nie tylko reprodukować, a przecież większość skłania do reprodukcji! No to jak mają oni funkcjonować we współczesnym świecie? Postulowałabym w takim razie, żeby nie od razu zapisywać w Internecie: język polski, wiedza o kultu‐ rze, a w ogóle nie ma kwestii mediów, które nie są sprawą prostą, żeby nie rozstrzygać tych rzeczy, żeby rozmawiać, spotykać się, ale nie spieszyć się, bo jesz‐ cze nawet jeden obrót tej historii reformy nie doszedł do skutku, matura będzie dopiero, a my już będziemy proponować coś nowego, co już może byłoby dobre. Myślę: nie spieszmy się. Nie spieszmy się, rozma‐ wiajmy, rozmawiajmy dogłębnie, i być może uda nam się postąpić dobrze i uzyskać dobry efekt, o jakim pan profesor mówił. Połączone dwie rzeczy: i nauczyciele przygotowani i dokument dobry. I róbmy go tak długo, aż będzie dobry.
Ale ja mam jeszcze jedno pytanie do pana profeso‐ ra, czy pan profesor odrzuca, ja wiem, że pan profesor tego słowa nie lubi, ale czy pan profesor nie widzi zadań wychowawczych w nauczaniu? Bo nigdy o tym ze strony pana profesora nie słyszałam. Chciałabym jeszcze powiedzieć, że ten pomysł, żeby wiązać język polski z osobnym przedmiotem, który nazywa się wiedza o kulturze, jest zupełnie sztuczny! Przecież to, co my robimy, to jest właśnie wiedzą o kulturze. My rezygnujemy już z terminu nauczanie literatury, ponieważ my nie nauczamy literatury, tylko wprowadzamy młodego człowieka w świat kultury i tak właśnie się nazywa koncepcja, którą realizuje Akademia Pedagogiczna. Także chciałam zapytać, jak to jest, że filozofia nie została zaliczona do – jak ten termin brzmi? – kultury duchowej. Jest tam taki blok, tylko język polski i wie‐ dza o kulturze, a filozofia jest przy naukach społecz‐ nych. No, jeżeli ona gdziekolwiek powinna być, to właśnie przy tym przedmiocie, który kultury dotyczy. Ale proszę o odpowiedź, panie profesorze, na pytanie o to wychowanie, o którym nie słyszałam ani słówka. Dziękuję bardzo.
Prof. Bożena Chrząstowska
Krzysztof Konarzewski
Pani powiedziała już to wszystko, co ja chciałam po‐ wiedzieć, zatem powiem krótko: przychylam się do wszystkich głosów, które krytycznie wypowiadały się do pomysłu pana profesora, a uzasadnię to tylko jednym zdaniem. Pomysł, żeby ta nowa podstawa była jasna i przejrzysta, każdy zapis będzie zadaniem, czyli tematem lekcji, to jest struktura, panie profeso‐ rze, tak zwanego rozkładu materiału, który już daw‐ no potępiłam w swoim piśmie, w „Polonistyce”. To nauczyciela obezwładnia, to mu odbiera jakąkolwiek kreatywność, jakiekolwiek twórcze działanie, a prze‐ cież istotą reformy było postawienie na podmioto‐ wość ucznia i nauczyciela, a tej podmiotowości w ogóle nie widzę w tym, co pan profesor mówi, widzę tylko takie oczekiwanie na to, że nauczyciel nareszcie wolni, zrobią coś dobrego, a do tej pory nie byli wolni. To, co pani koleżanka mówi o liceach, mnie bar‐ dzo przygnębia i przeraża. Poświęciłam ostatnie czte‐ ry lata jakiejś sprawności myślowej na to, żeby prze‐ łożyć to, co zapisaliśmy w podstawie, bo ja dziewięć lat nad nią pracowałam, i ani jednego słowa dobrego pan o tym nie powiedział, o tej bardzo ciężkiej pracy, w trudnych warunkach, i o to mam żal. Otóż poświę‐ ciłam na napisanie podręcznika, który by przełożył to na działania, ale ten podręcznik się nie sprzedaje, zupełnie się nie sprzedaje, bo jest inny – jest nowy. Nauczyciel widzi to i nie chce żadnej zmiany, a uczy źle, uczy tak, jak się uczyło pięćdziesiąt lat temu, ja tu żadnej różnicy nie widzę, poza może tym, co pan profesor nazywa ideologią.
Tu są pytania, a trzeba by powoli jednak kończyć. Myślę jednak, że ja odpowiem, jak będzie czas, a teraz posłuchajmy raczej, co państwo mają do powiedzenia. Pani podnosiła rękę, ale dla następnych osób to już nie mamy czasu, Basiu, wybacz. Bardzo proszę.
Barbara Stagnowska Reprezentuję Zarząd Główny Polskiego Towarzystwa Fizycznego, autorka. Proszę państwa, była tutaj mo‐ wa o tym, że trzeba przemyśleć sprawę kształcenia podstawowego i rozszerzonego w szkołach ponad‐ gimnazjalnych. Otóż mnie wydaje się, że trzeba by może wrócić do koncepcji tu umownie zwanej kon‐ cepcją ministra Handkego, gdzie wszyscy przez pierwsze półtora roku mieli się uczyć wszystkich przedmiotów na poziomie podstawowym, a potem dopiero wybrać sobie jakieś dwa przedmioty do wy‐ boru. Wydaje się, że jednak te kursy podstawowe miałyby dawać uczniowi jakąś ogólną wiedzę doty‐ czącą określonej dziedziny, ale to ma być wiedza, która nie ma być związana z jego późniejszym zawo‐ dem, a więc na przykład w fizyce to dokładnie wia‐ domo, jest to wszystko w podstawie programowej, co właśnie powinno być. Rzecz w tym, że pani minister Łybacka wprowa‐ dziła maturę po kursie podstawowym i wszyscy na‐ uczyciele na gwałt zaczęli przygotowywać hurtem wszystkich uczniów do matury. Zamiast dyskutować o ogólnych prawach przyrody, rozwiązują zadania, 28
cześnie pozwala nauczycielom przewidzieć, co jest ważne, na co może właśnie bardziej naciskać w klasie, i to na pewno działa na to, co się robi w klasie szkol‐ nej. Ale proszę zwrócić uwagę na to, że bardzo dużo czasu upływa między pewnym pomysłem w jednost‐ ce centralnej i skomentowaniem tego i zrozumieniem w szeregach. Muszę powiedzieć, że kształcenie na‐ uczycieli w Polsce jest naprawdę bardzo niedobre. Nauczyciele nabywają wiedzę w zakresie swojego fachu zupełnie poza uczelniami, we własnym środo‐ wisku, na własną rękę. Tworzą się stowarzyszenia nauczycielskie, są bardzo ważnym elementem kształ‐ cenia nauczycieli w ich profesji. Wiedza ogólna, no oczywiście, tutaj uczelnie muszą spełniać swoją rolę, ale uczelnie muszą jednocześnie dbać o naukę, a uczelnie nie mają pieniędzy, wobec tego muszą od‐ rzucać to, co jest im mniej drogie, na korzyść tego, co w ogóle świadczy o ich bycie, to znaczy muszą kon‐ kurować w nauce i wobec tego kształcenie nauczycieli to jest piąte koło u wozu, można powiedzieć, na każ‐ dej uczelni. To widać w szeregach samych nauczycie‐ li. I z mojego doświadczenia to nie jest tak, że przy‐ chodzą mniej zdolni ludzie i gorzej wykształceni, tylko oni nie idą w tych kierunkach, w których szli przedtem. Przedtem najzdolniejsi ludzie w matema‐ tyce szli na matematykę, dzisiaj w najlepszym razie idą na informatykę, a przede wszystkim do biznesu. I proszę państwa, tak jest wszędzie, prawie w każdym przedmiocie, i dlatego mamy to złudzenie, że mło‐ dzież jest gorzej przygotowana. Tymczasem młodzież lepiej operuje nową technologią informacyjną, kom‐ puterami i różnymi innymi tymi pomocami współ‐ czesnymi, niż my starzy ich nauczyciele, i dlatego wydaje mi się, że to jest bardzo dobra inicjatywa i rzeczywiście trzeba pogratulować, że taka inicjatywa w ogóle powstała. Dziękuję
przekształcają jednostki, wzory, żeby tych uczniów przygotować. To jest oczywiście bardzo niedobre i wydaje mi się, że powinniśmy wrócić do tamtej kon‐ cepcji. Ta koncepcja miała dwie inne zalety niezmier‐ nie ważne...[przerwa, zmiana kasety] nadzór oświatowy pozbawił się znakomitego, obiektywnego narzędzia oceny pracy nauczyciela, bo proszę państwa, jeżeli nauczyciel potrafi zainteresować przedmiotem, to sobie co roku wychowa jakąś grupkę młodzieży, któ‐ ra ten jego przedmiot chce kontynuować, jeżeli ten nauczyciel to robi, to znaczy, że jest dobrym nauczy‐ cielem. A jeżeli rok w rok od danego nauczyciela nikt nie podejmuje dalszego studiowania przedmiotu, to znaczy, że coś z tym jego nauczaniem nie jest dobrze. I dlatego ja myślę o tym, żeby jednak wrócić do tej koncepcji, ona była bardzo dobra. Prof. Zawadowski Chciałbym być bardzo krótki, więc chciałem przypo‐ mnieć, że w polskim systemie oświatowym podstawa programowa wtedy się zrodziła, kiedy mieliśmy sys‐ tem, który był absolutnie nieprzygotowany do zmia‐ ny. W związku z tym potrzeba było dokumentu, któ‐ ry by był kierunkowy i który by te zmiany umożliwił, ale te zmiany nie mogłyby iść z centralnej jednostki, ale gdzieś z terenu. I rzeczywiście, podstawa progra‐ mowa zaczęła funkcjonować, kiedy zaczęły się zgła‐ szać programy zrobione do tej podstawy, no a potem oczywiście podręczniki i inne rzeczy. O ile programy to jest rzecz mało kosztowna, to podręczniki i pro‐ dukcja tego wszystkiego, to już wymaga pewnych kosztów i każda zmiana tutaj już kosztuje i jest dosyć uciążliwa. Otóż ta podstawa programowa zaczęła funkcjonować i to zdało egzamin, niezależnie od tego, że mówiono na początku podstawy programowe, potem przyszła jakaś opcja i zaczęła zmieniać. Była gra pomiędzy tymi dwoma dokumentami zasadni‐ czymi: podstawą – czymś, co się nie zmienia szybko, to są dziesiątki lat – a programami, które zmieniają się, powiedzmy sobie, co trzy, co cztery lata, w zależ‐ ności od tego, jak to wychodzi w praktyce. Ale dużo czasu upłynęło, zanim ludzie zrozumieli tę różnicę, że już nie ma jednego jedynego programu nauczania w Polsce, że są różne przedmioty, bo system musi ewo‐ luować, musimy wyjść z tej zamrażającej. To się udało i uważam, że to był nasz sukces, nas wszystkich i w ogóle kolejnych ekip, które rządziły Z tej dyskusji wynika, że nic tak bardzo nie popła‐ ca, jak mądra ogólna polityka ponadpartyjna, ponad‐ partyjna polityka oświatowa, to jest bardzo ważne. Żeby coś takiego przyjąć. I mnie się wydaje, że jest nadzieja, że ta dyskusja nad podstawą, bo przecież tutaj nikt jeszcze nie zmienia podstawy programowej, dyskutuje się o tym, co poprawić i jak poprawić, to jest to bardzo dobry kierunek, kierunek, który jedno‐
Krzysztof Konarzewski Dziękuję bardzo, to jest miód na moje serce, i to moim zdaniem jest także w pewnym sensie odpowiedź dla pani doktor. My nie chcemy reformować oświaty, to nie jest kolejna reforma. Ktoś mnie z dziennikarzy pytał, czy my robimy kolejną reformę, Nie, uchowaj Boże! Chcemy poprawić warunki kształcenia mło‐ dych Polaków – tego się nie da zrobić metodą popra‐ wiania dokumentu. Czy ktoś sobie wyobraża, że roz‐ porządzeniem można rozwiązać jakiś doniosły pro‐ blem społeczny? My chcemy tylko ułatwić temu roz‐ porządzeniu doskonalenie oświaty, jeżeli by ktokol‐ wiek z ludzi oświaty chciał ja doskonalić. Chcemy, żeby ten dokument nie przeszkadzał w tym, chcemy żeby zachęcał, ale on oczywiście sam nic nie zrobi. Jedyną rzeczą, na którą możemy liczyć, to zapocząt‐ kować pewien dyskurs. Po prostu musimy tworzyć zespół ludzi, którzy zaczynają mówić takim samym 29
chodzi o to, o stworzenie systemu, który by pozwalał w sposób ciągły reformować, poszukiwać. Dlaczego? Bo to poszukiwanie odpowiedzi na przyszłości. Się‐ gnę tutaj do metafor, bo one tutaj dominowały. Pani profesor wspominała budynek. Ja bym tu dodał meta‐ forę, która funkcjonuje w opozycji do budynku – dom. Każdy człowiek ma swój dom indywidualnie, prawda? Natomiast edukacja jest naszym domem wspólnym, dlatego ta podstawa programowa powin‐ na być właśnie w taki sposób pojmowana. Fundamen‐ tem, na dzisiaj mamy zbudowany budynek, są gim‐ nazja, szkoły podstawowe. Ten system funkcjonuje, jest obudowany prawnymi dokumentami, ale brakuje nam właśnie fundamentów na przyszłość. I tutaj na samym początku też padły takie wskazówki, abyśmy zgodzili się przy następnych okazjach, dyskusjach, co do najważniejszych kierunków rozwoju społecznego, tego wspólnego domu, bo taki będzie ten dom. Ten dom jest budowany dla nas wszystkich, bo właśnie to, o czym tutaj wszyscy mówili, że za 15 lat, za 17 lat ci wszyscy uczniowie wyjdą właśnie przygotowani z tych fundamentów podstawy programowej, oni zbu‐ dują Polskę w przyszłości.
językiem, coraz lepiej porozumiewają w sprawie imponderabiliów i dochodzą do rozwiązań technicz‐ nych. To, co rząd z tym zrobi potem, to jest jego sprawa, ale jeżeli to będzie produkt dobry i uzgod‐ niony, to każdemu rządowi zadrży ręka, kiedy będzie go wyrzucał do kosza. Jeszcze mamy dwa głosy. Dr Barbara Murawska Tak, ja tylko jedno zdanie. Proszę państwa, zaniepo‐ koiło mnie zagubienie relacji między podstawą pro‐ gramową a programem nauczania, mnie ogromnie podoba się ten pomysł, aby podstawa programowa była spisem pewnych treści, tak ogólnie, natomiast zostawmy programom nauczania tą całą tak zwaną ideologię, wychowanie, sposób nauczania, patrzenie na to, w jaki sposób mamy traktować ucznia, jaka ma być relacja między nauczycielem i uczniem. I druga rzecz. Wydaje mi się, że pan profesor ma w zamyśle, bo to tu nie padło, włączenie nauczania zintegrowanego do jednolitej podstawy programowej. Pod tym podpisuję się obiema rękami, że tak powiem, bo myślę, że to jest taki pomysł, który skończy z pa‐ trzeniem na edukację początkową w sposób infantyl‐ ny. Krzysztof Konarzewski
Krzysztof Konarzewski
Cudownie, właśnie o to chodziło, żeby trzy pierwsze lata nauki nie były traktowane jak przedłużenie przedszkola. Bardzo proszę, pan będzie ostatni.
Zamykam seminarium. Wszystkim bardzo dziękuję i liczę, że nie odmówią pomocy.
Waldemar Lewiński, Wydawnictwo Pedagogiczne „Operon” Proszę państwa, ja mam jedno proste pytanie: jaki jest według MENu harmonogram wprowadzania zmie‐ nionej podstawy programowej? Z enuncjacji prasowej wyczytałem, że to ma być 2006 rok. Anna Zawisza, MENiS Przewidujemy co najmniej rok karencji między przy‐ jęciem podstawy programowej jako obowiązującego dokumentu a jej wejściem w życie, właśnie po to żeby można było mówić o doskonaleniu nauczycieli, o przygotowaniu zmian w podręcznikach szkolnych, o przywyknięciu dzieci, dorosłych ich rodziców do tego, że coś zostało zmienione. Wojciech Walat, Uniwersytet Rzeszowski Proszę państwa, najważniejszą rzeczą w nauce jest stawianie pytania, później dopiero poszukiwanie odpowiedzi, bardzo długo czasem. Więc jak refor‐ mować podstawę programową? Mnie się wydaje, że w sposób ciągły. A w tych wypowiedziach też chyba
30