Spis bajek: Eko Lemury

4

Nowy Przyjaciel

5

O trudnych czasach pewnej krainy

6

Ukochanan księzyca

8

Taneczna przygoda

12

Znak drogowy

14

O pewnym panu

15

Bajka o myszkach

16

Szeregowy pajączek

17

O Baranku i Jagódce

18

Kto narysuje hipopotama?

19

Świąteczna przemiana

20

Duch okrągłego stołu

21

Leśne wybory

23

Miś Tomek

24

Nauczka dla wilka

26

Marek Niebieski Lis

27

Przygody Adasia

29

Złoty nektar

30

Piaskownica

31

Kuleczka

32

Płomyczek i Kropelka

34

Plotka

35

Przyjaźń na zawsze

36

Dobranocka dla małej

36

Jesteśmy drużyną

37

Kamienna granica

40

Współpraca popłaca

42

Jak powstały cukierki w czekoladzie?

43

Dokarmiajmy zwierzęta

43

Lis i jeżyk

44

W krainie Pluszaków

44

Bezpieczeństwo jest najważniejsze

46

Podwodny sen

47

Bajka o Misiu Czesiu

48

Króliczek Tomeczek

49

O Krzysiu i jego kolegach

50

Eko Lemury

51

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

EKO LEMURY Roksana Rusin

Pewnego słonecznego dnia dwóch szarych lemurów Franek i Alfred postanowili wybrać się na spacer. W drodze do parku dużo rozmawiali, w pewnym momencie Franek wyciągnął z kieszonki cukierki i poczęstował kolegę. Alfred rozpakował cukierka, a papierek po nim wyrzucił na trawę, zamiast do śmietnika – Alfredzie co ty wyprawiasz?! – zdenerwował się Franek – spójrz ile papierków leży wyrzuconych przez takich jak ty – oburzył się lemur. Alfred zawstydził się słowami kolegi, podniósł papierek i idąc dalej zauważył śmietnik, a po chwili papierek znalazł się w pojemniku przeznaczonym na śmieci. Nazajutrz pogoda była słoneczna i dwójka lemurów wybrała się na spacer do lasu. Podczas rozmowy z Alfredem, lemur Franek nie zauważył rozbitej butelki na swojej drodze. Odłamek butelki skaleczył łapkę Franka i ten nie dał rady iść dalej. Smutny Franek rozpaczał nad skaleczoną łapką. Alfred pobiegł szybko po pomoc. Po chwili przyjechało pogotowie, które zabrało Franka do szpitala. W szpitalu opatrzyli ranną łapkę. I tak lemur Franek wpadł na pewien pomysł, by wspólnie z kolegami spotkali się w parku. Postanowili wysprzątać cały park.Podzielili się workami, Franek zbierał plastikowe odpady, Alfred papierowe, a zaś kolega Koala Kuba zbierał szkło. I tak po nieszczęśliwej tragedii, mieszkańcy Puchatowa zaczęli segregować śmieci. Segregacja, nie pal śmieci, bądź ostrożny tu są dzieci!

4

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

NOWY PRZYJACIEL Agata Szlachta

Pewnego dnia w pięknej krainie Milusińskich gdzie zawsze przygrzewa słońce, kwiatki pięknie pachną, a trawa jest nadzwyczajnie zielona, trzy małe zwierzątka: małpka, zajączek i kangurzątko poszły na malutką polankę. Przy strumyczku chciały się wspólnie pobawić. Chowały się za drzewa, ganiały, skakały przez strumyczek i były bardzo szczęśliwe. Aż tu nagle z wysokiej trawy wyskoczył tygrysek. – Mogę się z wami pobawić? – spytał nieśmiało. Zwierzątka stanęły osłupiałe patrząc na jego wielkie kły i długie pazury. – Nie wolno nam się z tobą bawić – odparła małpka drżącym głosem. – Mama powiedziała, że jesteś zły i nie możemy się z tobą zadawać – dodał zajączek. Tygrysek posmutniał i ze spuszczonym pyszczkiem poszedł do domu. Wtedy wszystkie trzy zwierzątka uciekły. Małpka wskoczyła na najwyższe drzewo, zajączek wbiegł do swojej norki, a kangurzątko wdrapało się do torby mamy. Następnego dnia, kiedy zwierzątka bawiły się w tym samym miejscu, mały smutny tygrys leżąc w trawie przyglądał się wesołym rówieśnikom. Nagle kangurzątko zauważyło skradającego się rysia. – Patrzcie! To zły kot Rysiek, który wszystkim dokucza i jest złośliwy dla innych. Ostatnio powiedział słoniowi Maxowi, że ma za długie uszy, a słonik biedny się popłakał. Papudze Arze zaś wyrwał wszystkie pióra z ogona – powiadomiło kolegów kangurzątko. Widząc to wszystko mały tygrys podbiegł do małpki, zajączka i kangurzątka próbując im pomóc i ryknął tak głośno, że zły Rysiek przestraszył się i uciekł z podkulonym ogonem. – Dziękujemy ci – powiedział zajączek. – Jednak nie jesteś taki zły jak myśleliśmy i... – mówiła małpka. – ... i uratowałeś nas przed złośliwym kotem – dokończyło kangurzątko. – Możesz się z nami bawić ile tylko będziesz chciał – odparł wdzięczny zajączek. Szczęśliwy tygrysek bawił się z nowymi przyjaciółmi, a czas mijał tak szybko, że nie zauważyli jak się ściemniło i nie chcieli się ze sobą rozstawać. Od tej pory cztery zwierzątka bawiły się ze sobą codziennie, a tygrysek okazał się bardzo przyjazny. Morał tej bajki jest taki, że nie powinno się oceniać innych po wyglądzie bo tak na prawdą może się okazać, że ta osoba ma naprawdę dobre serce i może zostać twoim największym przyjacielem.

rys. Agata Szlachta

5

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

O TRUDNYCH CZASACH PEWNEJ KRAINY Klaudia Janus, Agata Pastuszak, Patrycja Kuśka, Klaudia Kobyłka

Słońce już dawno zaszło. Niebo pokryte było gwiazdami, a dwa małe koniki nie potrafiły zasnąć. Nagle stary koń Wąsacz przygalopował do stajni, a małe koniki wykrzyczały: – Dziadku, dziadku! Opowiedz nam jakąś ciekawą historię! – Opowiem wam pod warunkiem, że będziecie cichutko – powiedział zatroskany dziadek. – Tak, obiecujemy! – Kiedy byłem trochę straszy od was, to w naszej krainie było bardzo ciepło, spokojnie i kolorowo, lecz pewnego słonecznego dnia naszą krainę zaatakowały hieny. Wybudowały one wokół naszej krainy ogromny mur, którego strzegły hieny. Wykorzystywały one zwierzęta do ciężkiej pracy. Bizony były zamknięte w klatkach i wystawione na słońce. Stajnie koni i innych zwierząt były brudne, nie dostawały one ani jedzenia ani picia – westchnął koń Wąsacz. – A dlaczego? – dopytywały się zaciekawione koniki. – Ponieważ były one bardzo złe i chciały mieć całą krainę tylko dla siebie – tłumaczył. Nagle do stajni przygalopowała stara szkapa. – Co ty tutaj jeszcze robisz, stary koniu? One miały już dawno spać! – wykrzyczała zdenerwowana babcia. – Chciały, abym im opowiedział historię na dobranoc – tłumaczył się dziadek. – Resztę opowiesz im jutro. Teraz proszę iść spać – dodała. Koniki posłuchały babci i się położyły.

rys. Klaudia Janus

6

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

Następnego słonecznego dnia koniki pomagały mamie i babci w przygotowaniach do obiadu, gdy nagle wszedł dziadek i koniki przypomniały sobie o historii, którą im wczoraj opowiadał. – Dziadku, dokończ nam wczorajszą opowieść – poprosiły. A babcia dodała: – To bardzo dobry pomysł! Ty Wąsaczu, opowiedz im tę historię do końca, a my zajmiemy się obiadem. Dziadek usiadł na trawie i koniki też. Jeden z nich zapytał: – A ty, dziadku, co robiłeś, kiedy w krainie działy się te bardzo złe rzeczy ? – Mnie i innym koniom nie podobało się, w jaki sposób hieny traktowały zwierzęta, dlatego stworzyliśmy Klub Pomocowy, który miał pomagać tym biednym i wykorzystywanym koniom. Spotykaliśmy się każdej nocy, w starej oborze, by omówić plan obrony, gdy nagle… – Co się stało dalej ?! Opowiadaj! – wykrzyczały podekscytowane koniki. – Hieny dowiedziały się o naszych nocnych spotkaniach i zamknęły nas wszystkich w pomieszczeniu, gdzie nie było okien, jedzenia ani picia. Przez ściany nie przechodził ani jeden promyk słońca – powiedział zasmucony. – Dziadku, a ile czasu spędziłeś w tym strasznym miejscu ? – zapytały. – Oj, już nie pamiętam, ale bardzo dużo, lecz w dniu, w którym hieny nas wypuściły, podbiegł do mnie mały piesek. Był on taki malutki, że mógł się schować, gdzie tylko chciał. Okazało się, że miał dla nas bardzo ważną wiadomość. Mówił, że usłyszał o złym planie hien, podobno mówiły, że chcą zniszczyć nasz klub i opanować całą naszą krainę. Postanowiliśmy, że nie oddamy naszej ukochanej krainy, ale złe hieny nas zaatakowały i wtedy zaczęliśmy się kłócić, hieny sprawiły nam bardzo dużo przykrości. Po długiej kłótni, król hien postanowił dojść z nami do porozumienia, więc pogalopowałem za nim do paśnika. Po rozmowie, która trwała całą noc, stwierdziliśmy, że hiena zostanie królem krainy, a ja, koń Wąsacz zostanę jego najważniejszym pomocnikiem. Wiele lat żyliśmy w zgodzie, a nawet się zaprzyjaźniliśmy, dlatego hieny postanowiły oddać resztę naszej krainy i wolności. Nagle babcia krzyknęła. – Sianko i owies podano! Najedzone, szczęśliwe koniki spojrzały na dziadka Wąsacza i wykrzyczały: – Dziadku, jesteś bohaterem! A ten rzekł: – O taką krainę i spokój walczyłem!

7

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

UKOCHANA KSIĘŻYCA Agata Pastuszak

Dawno, dawno temu, na końcu Drogi Mlecznej mieszkała w tęczowym pałacu księżniczka Polarna. Była bardzo śliczna. Miała długie kolorowe włosy i niebieskie oczy. Była tak piękna, że nawet Słonko zachwycało się jej urodą, a wszystkie gwiazdy szeptały o niej, że jest najcudowniejszą księżniczką. Polarna miała w zwyczaju wstawać bardzo wcześnie razem ze Słońcem i to wcale nie dlatego, że nie mogła spać! Opiekowała się nim, bo był wtedy jeszcze małym Promyczkiem. Lubił się śmiać, biegać po niebie, rozmawiać ze swoimi siostrami Chmurami i ciągnąć za włosy Wiatr, który biegał po całym świecie i roznosił plotki. Życie księżniczki Polarnej było spokojne. Aż pewnego niezwykłego dnia, kiedy wstała rano, zauważyła, ze Promyczka jeszcze nie ma na niebie. Zaniepokojona postanowiła go poszukać. Chodziła po całym niebie i wołała: – Promyczku, Promyczku, gdzie jesteś?? – jednak nikt jej nie odpowiedział. Wreszcie jedna uprzejma Chmura szepnęła: – Księżniczko, już nie mogę patrzeć, jak się martwisz. Promyczek schował się, ponieważ Księżyc wyrządził mu krzywdę. Księżniczka Polarna podziękowała Chmurze i poszła szukać Promyczka. Ujrzawszy zgubę zawołała: – Promyczku, co ci się stało? – A on spojrzał na nią ze łzami w oczach. – Kochana księżniczko, to wina Księżyca!!! On bardzo mi dokucza i jest niemiły. Polarna zdenerwowała się: – W takim razie muszę z nim porozmawiać i wyjaśnić, dlaczego się tak zachował. Nie martw się, już nic ci nie zrobi. Po tych słowach księżniczka uspokoiła Promyczka, który znowu był radosny i jasno zaświecił na niebie. Polarna wróciła wieczorem do zamku i czekała, aż zrobi się ciemno. Gwiazdy, które wyszły na niebo, były piękne. Miały na sobie cudowne, srebrne suknie, a ich włosy mieniły się od gwiezdnego pyłu. Księżniczka zawołała do jednej z nich: – Hej, piękna gwiazdko! Czy pomożesz mi dostać się do Księżyca? Muszę z nim porozmawiać – Gwiazda spojrzała na księżniczkę i zeszła na ziemię. – Dlaczego chcesz rozmawiać z księżycem? – zapytała – Nawet my gwiazdy z nim nie rozmawiamy, więc czemu ty musisz? Polarna spojrzała na gwiazdę. Była naprawdę piękna, ale też była bardzo ciekawska i niemiła. – Księżyc zrobił wielką przykrość Promyczkowi, a ja chcę się dowiedzieć, dlaczego to zrobił.

8

rys. Agata Pastuszak

9

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

Gwiazda z zaciekawieniem popatrzyła na Polarną: – Ach, to ty jesteś tą księżniczką, która pilnuje Promyczka? – Tak to ja. – Dobrze, pomogę ci się dostać do Księżyca, ale co z tego będę miała? Księżniczka zdziwiła się. – Jak to? – zapytała – Przecież pomożesz mi zrobisz dobry uczynek... – Pfff... dobry uczynek to za mało, ale dobrze, widzę, że nie masz mi czego podarować... Daj rękę, trzymaj się mocno, polecimy wysoko. To mówiąc gwiazda uniosła siebie i księżniczkę, aż do pozostałych gwiazd. Gdy już doleciały na miejsce, usiadły na śpiącej Chmurze. – Poczekaj tutaj, Księżyc powinien się zaraz pojawić. – Nie poczekasz ze mną śliczna gwiazdko? – Gwiazda zaszeleściła delikatnie swoją srebrna suknią. – Wybacz, ale żadna z gwiazd nie chce widzieć Księżyca ani z nim rozmawiać. Jest dziwny, my gwiazdy nie potrafimy go zrozumieć. – Co masz na myśli, mówiąc, że jest dziwny? – spytała Polarna. – Kiedy go nie ma na niebie, jest dużo miejsca, a my wszystkie możemy pokazywać tam ludziom na dole, jakie jesteśmy piękne i wspaniałe, ale gdy on się pojawia, zabiera nam cały podziw i ściąga go na siebie. My gwiazdy, bardzo nie lubimy, gdy chwalą nie nas, a kogoś innego. To my musimy być podziwiane i chwalone, inaczej mamy złe humory. – Gwiazda z dumą ukazała piękno swojej sukni, która błyszczała jak brokat. Księżniczka była zachwycona jej pięknem, a gwiazda była bardzo dumna z tego powodu. – Wybacz, ale muszę cię opuścić księżniczko, moje siostry mnie wołają – to powiedziawszy gwiazda odwróciła się i odeszła, ale zanim całkiem zniknęła, powiedziała – powodzenia! – Dziękuję za pomoc, piękna gwiazdko. Polarna usiadła na chmurze i czekała, aż wielki Księżyc się pojawi. Czekała długo, była już zmęczona, gdy nagle na niebo wszedł Księżyc we wspaniałym srebrnym płaszczu, który błyszczał jeszcze piękniej niż suknie gwiazd. Księżyc miał ciemne włosy, czarne duże oczy i srebrną czuprynę usypaną tak dużą ilością gwiezdnego pyłu, że gdy się poruszał, z jego pleców spadały miliony błyszczących okruchów. To było tak piękne, że Polarna straciła dech w piersi. Wstała delikatnie, żeby nie obudzić chmury i szepnęła: – Księżycu, hej, Księżycu, muszę z tobą porozmawiać... – Ten zaskoczony odwrócił się do Polarnej. – Kim jesteś? – spytał – Bo gwiazdą na pewno nie. – Masz rację, nie jestem. Mam na imię Polarna i władam tęczowym pałacem.

10

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

– A ja jestem Księżycem i władam całym nocnym niebem! – Polarna zauważyła, że Księżyc jest bardzo samolubny i nieprzyjazny dla innych. – Powiedz mi proszę, dlaczego dokuczasz Promyczkowi? – Bo go nie lubię. Księżniczka zdenerwowała się. – Jak możesz mówić, że go nie lubisz, skoro nawet z nim nie rozmawiałeś?! – Promyczek świeci tak bardzo, a gwiazdy przeszkadzają mi w panowaniu na niebie, to ja jestem najważniejszy! – Księżyc jest samolubny, ale może zmądrzeje – pomyślała księżniczka a głośno powiedziała: – Może dlatego, że tak się zachowujesz, nikt nie chce się z tobą zaprzyjaźnić? – Księżyc zamyślił się. – No dobrze... Nie będę już dokuczał Promyczkowi, masz słowo Księżyca. – to mówiąc, nakrył swoim pięknym płaszczem księżniczkę, a ona w mgnieniu oka znalazła się w pałacu. Od tamtej pory Promyczek już nie skarżył się na Księżyc. I znowu Polarna była spokojna. Jednak zawsze, gdy pomyślała o Księżycu, serce jej szybciej biło. Postanowiła powiedzieć o tym w tajemnicy Promyczkowi. Niestety, całą rozmowę podsłuchał wścibski i lubiący plotki Wiatr, który natychmiast rozniósł wszędzie tę wiadomość. I takim sposobem nawet sam Księżyc dowiedział się o tym. Gdy nadeszła pełnia, Polarna postanowiła znowu go odwiedzić. Poprosiła o pomoc tę samą gwiazdkę, która pomogła jej wcześniej. Posadziła Polarną na tą samą Chmurę, na której siedziała po raz pierwszy. Księżniczka, myśląc, że będzie musiała czekać znów bardzo długo na ukochanego, zmartwiła się, ale jednak tym razem wszedł na niebo szybciej niż zwykle. – Witaj, Księżycu. – powiedziała. A ten objął ją i spojrzał z taką miłością, że rozkwitła jak tęcza. – Kochany – powiedziała – wiem, że nie jesteś już samolubem, że zmieniłeś się i można cię nie tylko polubić, ale też pokochać.

11

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

TANECZNA PRZYGODA Natalia Henzel

Daleko od Ziemi, za dziewięcioma gwiazdami, za dziewięcioma słoneczkami była mała planeta Autozja. Na tej planecie żył Jolo. Było wysoki na dziesięć trampków, a szeroki na pięć. Miał parę oczu, a zamiast nosa trąbę jak u słoni. Był żółty, na czubku głowy znajdowała się antenka w kształcie trójkąta, a zamiast nóg wyrastały mu długie i zwinne macki. Na jego planecie panował nietypowy zwyczaj, każdy umiał tańczyć. Nasz mały Jolo był bardzo ciekawskim kosmitą. Pewnego dnia stwierdził, że chce polecieć na sąsiednią planetę. Wskoczył w ogromną kolorową rakietę i po chwili już był na miejscu. Planeta było podobna do tej, na której mieszkał. Były tam okrągłe budynki we wszystkich kolorach tęczy. Tylko jeden wyróżniał się tym, że wyglądał jak ogromny głośnik. Jolo postanowił do niego wejść. Bardzo się ucieszył, gdy zobaczył tam dyskotekę. Nasz bohater był znakomitym tancerzem. Od razu porwał się na parkiet. Tańczył tam z wieloma mieszkańcami, którzy wyglądali jak kule dyskotekowe. Ich nogi nie były aż tak zwinne jak Jolo, ale pomimo tego świetnie się ruszali. Po długim tańczeniu, nasz tancerz postanowił usiąść i odpocząć. W tym momencie zobaczył grupkę siedzących i smutnych mieszkańców. Od razu do nich podszedł i zapytał co się stało. Wtedy zobaczył, że siedzą na wózkach. Jeden z nieznajomych opowiedział mu o tym, że jest unieruchomiony i nie może schodzić z wózka. – Inni nie chcą z nami tańczyć – opowiadał dalej – mówią, że nie umiemy, a mnie jeszcze mówią, że jestem za stary na taniec. I w sumie przyznaje im racje, mam przecież 121 lat. To już nie te ruchy – zażartował, ale po chwili jego buzia znowu była smutna. Nasz bohater patrzył na nich współczującym wzrokiem i opowiedział jak to na jego planecie wszyscy tańczą: duzi i mali, dorośli i dzieci, bo żeby tańczyć, nie trzeba mieć sprawnych nóg, dlatego że taniec jest w sercu. – Mam pomysł ! – wykrzyknął – Nauczę was tańczyć na wózkach. Szybko wsiadł na wózek i zaczął pokazywać figury taneczne. Nieznajomi zaczęli naśladować to, co robił. Wyszedł im z tego niezły taniec i jak tańczyli wokół nich zgromadził się wiele mieszkańców planety, klaszcząc im do rytmu. Na koniec zaczęły się głośne wiwaty, oklaski i gwizdy. Później wszyscy ruszyli na parkiet i bawili się już do końca razem. Niestety zbliżał się koniec wizyty małego odkrywcy. Mieszkańcy podziękowali mu z całego serca za pomoc w rozwiązaniu problemu. Jolo pożegnał się z nowymi przyjaciółmi i wrócił na swoja planetę. Gdy wrócił opowiedział o swojej przygodzie rodzinie, która była z niego bardzo dumna. Jolo w przyszłości odwiedzał swoich nowych przyjaciół na sąsiedniej planecie.

Tańczyć każdy może, czy na nogach czy na wózkach byle przy uśmiechniętych buźkach !

12

rys. Natalia Henzel

13

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

ZNAK DROGOWY Wiktoria Wanglorz

Stoi przy drodze drogowy znak, stoi tak, stoi i myśli tak: "Sterczę tu smutny w brudzie i w mule Czy ja tu jestem potrzebny w ogóle?" Pewnego razu szły drogą dwie panie i usłyszały znaku szlochanie. "Co ci się stało?" - panie zapytały. Czy to normalne by znaki płakały? "Jam niepotrzebny - znak dalej chlipał cały entuzjazm ze znaku znikał "Czy ty naprawdę myślisz tak długo żeś niepotrzebny? Mylisz się grubo!" Panie ogarnął wielki strach! "Gdybyś tu nie stał to auta traaach! Jakbyś tu nie stał znaku drogowy no to na pewno wypadek gotowy!" Po wykrzyknięciu tych paru zdań nasz znak uwierzył w przemowę pań! "Wychodzi na to kochane panie, że spełniam bardzo ważne zadanie! Nie jestem tylko słupem na świecie, jestem ważniejszy, bo dzieci wiecie... Ja wypadkowi nie jestem winny, a wręcz przeciwnie - pomagam innym! Teraz już stoję z myśleniem nowym, jestem potrzebnym znakiem drogowym!"

rys. Wiktoria Wanglorz

14

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

O PEWNYM PANU Wiktoria Wanglorz

Dość dawno temu i dosyć daleko, za górą, za polem, za lasem, za rzeką... Był pan co zasiadał do stołu okrągłego, a w życiu dokonał wiele niezwykłego! Był bohaterem jakich mało gdyby nie on - źle by się działo! Dumnie wielkiego wąsa podkręcał, a nosił imię: Pan Lech Wałęsa. Lechu dla wszystkich był dobry i miły a wszyscy ludzie go bardzo lubili. I właśnie jemu dziękować chcemy, że w tym oto kraju mieszkać możemy! Bo to właśnie jego zasługa wielka, że Polska jest taka dobra i piękna. Więc wielką radość z tego mamy, że Lecha Wałęsę śmiało uwielbiamy! A sukces jego jest niemały, teraz już wiecie, że Lech Wałęsa to człowiek wspaniały!

15

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

BAJKA O MYSZKACH Wiktoria Wanglorz

Żyły sobie myszki małe, nie brak im było urody. Lecz wcale nie były doskonałe, bo bardzo bały się wody!

Myszy więc wzięły się za ręce i szybko do wody wskoczyły. Nie było słowa o ich udręce bo świetnie się bawiły!

Pierwsza wstydliwa była szalenie, bała się wody gierek, bo gdy kąpała się w basenie woda porwała jej serek!

Nie było mrocznie, nie było kota tylko przyjemne fale. Myszy nabrały do pływania ochoty, pływały więc dalej i dalej...

Druga też bała się przesadnie straszył ją wody mrok. Bała się, że gdzieś w wodzie, na dnie czyha okropny kot!

Więc strach się tylko wydaje niezłomny i mam nadzieję że wiecie, iż kto go przezwycięży - ten zuch ogromny i wielki bohater w świecie!

Gdy ich przyjaciel usłyszał te męki wykrzyknął głośno dokoła: "Trzeba pokonać swoje lęki i dzielnie im stawić czoła"

16

rys. Wiktoria Wanglorz

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

SZEREGOWY PAJĄCZEK Wiktoria Wanglorz i Adrianna Zysk

Już się zbierają ciasteczka bezowe, Słychać głośne krzyki bojowe – Wrzeszczy już czajnik porcelanowy „Ustawiać się w rzędy! Gdzie jest szeregowy?” Dowódca pączek wielce przerażony, Na stole czeka armia ciastek orzechowych. Już nie pomoże nam żaden fart! Wszyscy gotowi? „Do startu, start!” Sypią się wióry, sypie się mak! Kto wygra? Ciastka? Nie! Albo tak? Nagle pojawia się pączek Wasz spór jest głupi oraz idiotyczny. Wtedy sumienie trafia ciasteczka, Myślą „Bez sensu ta nasza sprzeczka” Każdy z nas źródłem radości dziecięcej, Chwycili się za ręce i nie kłócili więcej.

17

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

O BARANKU I JAGÓDCE Jagoda Sobik

Dziś poznamy małego Baranka, Który na spacerki chodził co ranka. Hasał do sklepu po miód i ziemniaki I zawsze ubierał kolorowe chodaki. Aby mu nie było smutno i źle Często sobie śpiewał i wołał ,,beee..” Aż pewnego dnia, gdy tak wesoło biegał Usłyszał, że ktoś nad sobą ubolewał. Rozejrzał się więc po pobliskiej łące I zaczął szukać gdzie kwiatki pachnące. Zobaczył tam małą, smutną Jagódkę Poświęcił jej więc ponad minutkę - Czemu płaczesz? Co się stało? – Zapytał ją Baran nieśmiało. Jagódka szybko szlochać przestała I na Barana z nadzieją spojrzała. Opowiedziała mu swoją historię O tym jak spotkała lisicę Wiktorię. Ta w zemście za przegraną w karty, Zabrała Jagódce ukochane narty.

Ona by je znaleźć las przeszukała, A drogę do domu niestety zapomniała. Baran by przerwać tę chwilę smutku Obiecał szukać z nią aż do skutku. Przeszli już nory, domów wiele I rozmawiali jak przyjaciele. Aż w końcu doszli do małej chatki, Przed którą rosły kolorowe bratki. I wtedy Jagódka była już pewna, Że to ona mieszka w tym domku z drewna. Tak wdzięczna za pomoc Baranowi była Więc go na pyszną kolację zaprosiła. Tak więc oboje się bardzo polubili, I się ze sobą zaprzyjaźnili. Od teraz już żyli zawsze w radości, Z daleka od smutków i różnych złości.

18

rys. Jagoda Sobik

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

KTO NARYSUJE HIPOPOTAMA? Wiktoria Kowalska, Adrianna Zysk

Na skraju piórnika siedzi smutny, szary ołówek. Z policzka spadają mu łezki. Pytacie dlaczego tak płacze i szlocha? Za nim gromada ironicznych, kolorowych kredek. Uśmiech nie schodzi im z twarzy, Są dostojne, dumne, pewne siebie i zadziorne Nieustannie drwią z biednego ołóweczka. Upiększają każdy piórnik pełnią barw. Świecą jak tęcza na niebie. Każdy chciałby trzymać je w dłoni, Kolorować wysokie domy i rozbrykane kotki. A ołóweczek? Dlaczego koledzy go nie lubią? Ma smutną i ponurą minkę, jest szary i Prawie przez nikogo nieużywany. Pewnego dnia kredki postanowiły narysować Stado groźnych hipopotamów. Drzewka już gotowe, do jeziora wlana woda, Słoneczko wysyła promienie, ale gdzie hipopotamy? Jakim kolorem mamy je narysować? Potrzebna szara kredka! Oczywiście! Ołóweczek! Tylko on może nam pomóc! Zawstydziły się kredeczki. Wszystkie jakby czerwieńsze, Z rumieńcami na czubkach. Przeprosiły szarego z pokorą. Nauczyły się tolerancji i szacunku dla innych. Teraz już wiedzą, że nie należy żartować sobie z kolegów. Ołówek wybaczył i z uśmiechem zaczął wirować po kartce. Dokończył piękny obrazek i został doceniony przez kolorowe kredki. Od tego dnia stał się częścią piórnika. Żaden obrazek nie mógł obejść się bez niego.

rys. Adrianna Zysk

19

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

ŚWIĄTECZNA PRZEMIANA Monika Kościelniak

Na biegunie północnym mieszka ze swą rodziną i pomocnymi elfami Święty Mikołaj . Był on dobrym i miłym człowiekiem, a co najważniejsze lubił pomagać dzieciom rozdając im prezenty. Pomagały mu w tym małe ludki, zwane elfami. Miały one swoją cechę charakterystyczną. Ubrane były w czerwone, świąteczne czapki z pomponami na czubku, więc można było łatwo je rozpoznać w Krainie Świąt. Każdy elf miał swoją rolę, głównie zajmowały się tworzeniem niespodzianek dla dzieci. Wśród nich był jeden zwany Niezdarą. Przezwisko zawdzięczał swoim nieudolnym rączkom. Wszystko, co trafiło w jego drobne łapki kończyło swój żywot. Tuż przed Świętami Bożego Narodzenia Niezdara miał zapakować najśliczniejszą niespodziankę – śnieżną kulę, która miała trafić w ręce Mikołaja, jako podziękowanie za cały rok pracy z elfami. Jak się domyślacie mały Niezdara popsuł kulę. – No, bo ja ją niosłem, ale Pracuś zostawił na ziemi wstążkę, a jej nie zauważyłem i potknąłem się o nią. A w wyniku tego śnieżna kula rozbiła się na milion kawałeczków. Przepraszam, nie chciałem – tłumaczył się przestraszony Niezdara. Za każdym razem, gdy elf coś popsuł słyszał tylko śmiechy i obrazy ze strony kolegów. Tym razem jednak śmiech pomocników Mikołaja był głośniejszy, niż zwykle i przerażał Niezdarę. Nie mógł już tego wytrzymać. Postanowił uciec w miejsce, gdzie nikt nie zagląda – na wysypisko śmieci. Samotny Niezdara zaczął się nudzić, zauważył kawałek drewna i kilka sznurków. Zbudował drewniane urządzenie, które nazwał gitarą. Stwierdził, że do niczego mu się nie przyda, jednak gdy chciał je zostawić, przypadkiem poruszał ręką o sznurki, a one wydały dźwięk. Zachwycony tym faktem Niezdara, czym pędem poleciał do Świętego Mikołaja, by pokazać mu to cudo. Święty był zdumiony, jak również inne elfy. Wszyscy nie mogli wyjść z podziwu, że Niezdara może coś zbudować. Od tej pory elfik przygrywał kolegom podczas pracy. Uwielbiał swój instrument, nie rozstawał się z nim, ani w dzień, ani w noc. I wiecie co, każdy z nas ma taki ukryty talent, o którym może jeszcze nie wie, ale na pewno go w sobie odnajdzie , czy to prędzej , czy później.

rys. Monika Kościelniak

20

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

DUCH OKRĄGŁEGO STOŁU Ksymena Poradzisz

Duch Okrągłego Stołu był smutny. Od czasu kiedy Merlin powołał Ducha do życia, dając w prezencie królowi Arturowi okrągły stół – będący mieszkaniem Ducha – upłynęło już bardzo, bardzo dużo czasu. Król Artur był wspaniałym władcą. Sam mądry i potężny, dostrzegał również wspaniałość, wielkość i mądrość u swoich rycerzy. Nie chciał nikogo wyróżniać ani nikogo czynić mniej ważnym, dlatego wszyscy siadali przy jednym okrągłym stole. Zabawom nie było końca. Życie Ducha pełne było ciekawych spraw – dzielił z rycerzami radości i smutki, a nawet czasem rozmyślał z królem nad losami Anglii. Kiedy Król odszedł, los Ducha się odmienił – nikomu nie był już potrzebny. Młody jeszcze i pełen energii, nie umiał się z tym pogodzić. Przebiegał wzdłuż i wszerz najróżniejsze krainy. Odwiedzał czasy przeszłe, teraźniejsze i przyszłe, wypatrując z nadzieją jakiegoś miejsca dla siebie. Po wielu wiekach daremnych poszukiwań, kiedy już prawie stracił nadzieję, zobaczył, że w kraju nad Wisłą, w Polsce, duch Merlina wskazuje mu miejsce i czas – rok 1989. Ostrożnie rozejrzał się wokół. Zobaczył zmęczonych, wybiedzonych, smutnych i szarych ludzi. Duch nie pasował do nich ani trochę. Przyzwyczajony do zabaw i poważnych dyskusji o państwie, nie za bardzo potrafił zrozumieć, czemu tu jest. Z nudów zaczął przyglądać się Polakom. I zobaczył, że w tych smutnych ludziach tkwi niezłomna wiara w zwycięstwo. Tak, to rozumiał – rycerze króla Artura również ją posiadali. „No cóż, przynajmniej coś się dzieje” – powiedział do siebie i postanowił przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Najpierw zobaczył Demona Władzy. Zło biło mu z oczu. Pożarł już wiele ofiar i chciał jeszcze więcej. Demon miał wiele sług. Najważniejsi byli dwaj generałowie. Ale było też wielu oddanych mu zwykłych ludzi. Duch odwrócił się zamyślony. Ktoś powinien skrócić tego demona o głowę – pomyślał, szukając rycerzy zdolnych to uczynić. Niestety, nikogo takiego nie znalazł. Zamiast nich zobaczył kobiecą postać – trochę podobną do królowej Minerwy. – Kim jesteś? – zapytał. – Jestem Solidarność – odpowiedziała – to do mnie przychodzą ci biedni i przygnębieni ludzie. Nie mają się do kogo zwrócić, a przez ostatnich kilka lat ich życie jest udręką. Jest coraz gorzej – brakuje już nawet jedzenia. Nie widzą dla siebie przyszłości. – Co zamierzasz? – Jeszcze kilka lat temu była ze mną zaledwie garstka ludzi, a teraz są ich miliony. Jeżeli nie powstrzymam Demona Władzy, oni wszyscy przepadną. Duch niczego już nie rozumiał. W czasach króla Artura to było nie do pomyślenia, żeby zło tak się panoszyło. On, dumny Duch Okrągłego Stołu, uczestnik spotkań rycerzy króla Artura, nie mógł na to pozwolić. Postanowił działać. Całą noc spędził na przygotowaniu planu. Następnego dnia odwiedził Solidarność, dzieląc się z nią swoim pomysłem. Odprowadziła go do drzwi, pełna nadziei.

21

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

Prosto stamtąd poszedł do Demona Władzy – wyzywał go na pojedynek pytań. Pierwszy, który nie odpowie na pytanie, przegrywa i musi spełnić życzenie przeciwnika. Demon, pewny zwycięstwa, zgodził się bez wahania. Jego pytanie brzmiało: „Kim jest mój najwierniejszy sługa?” – Jest generałem i I sekretarzem Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej – odparł Duch. Skoro tak, to ja też zapytam o kogoś ważnego. To musi być ktoś dobry, bo złych Demon na pewno świetnie zna. – Jak nazywa się naprawdę papież Jan Paweł II? Demonem zatrzęsło. Imię jego największego wroga, papieża? Nie mógł go przecież wymówić. Skręcał się i charczał. Drapał pazurami o podłogę. W końcu wyszeptał przez zaciśnięte zęby: – Wygrałeś. Mam swój honor. Spełnię jedno Twoje życzenie. – Nie wiedziałeś, że Jan Paweł II to Karol Wojtyła z Wadowic? – uśmiechnął się bez satysfakcji Duch. Demon milczał, zagryzając wargi. – Każ swoim sługom zbudować dla mnie nowy dom. Niech zbudują duży, okrągły stół. Kiedy będzie gotowy, odwiedzisz mnie i spotkasz się z moją przyjaciółką. Demon zazgrzytał zębami i odszedł. Zwodził i kręcił, odwlekał terminy, ale w końcu wywiązał się z danego słowa. Kiedy stół był gotowy Duch Okrągłego Stołu z radością wprowadził się do nowego domu, a 6-go lutego, w swoje urodziny, zaprosił Demona Władzy i Solidarność do siebie. Wizyta przeciągnęła się – trwała prawie dwa miesiące. W tym czasie Demon, odcięty od źródła zła, malał i chudł. Po dwóch miesiącach przerażony swoją słabością, zgodził się na warunki, które postawiła mu, wspierana przez Ducha, Solidarność. Dopiero wtedy, zgodnie z umową, mógł opuścić dom Ducha. Solidarność podziękowała Duchowi Okrągłego Stołu, doceniając geniusz ucznia króla Artura. Dla Ducha zaś największą nagrodą był widok ludzi, którzy wreszcie z nadzieją patrzyli w przyszłość.

rys. Ksymena Poradzisz

22

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

LEŚNE WYBORY Jakub Watoła

W pewnym leśnym zagajniku Problemów było bez liku Nikt nie pilnował porządku Bałagan był w każdym kątku Zwołały zwierzęta zebranie – Tak być nie może panowie i panie Musi ktoś nad tym panować Trzeba samorząd zwołać Musimy podzielić się zadaniami Trzeba zastanowić się nad wyborami. – Podajcie kandydatury – kto przejdzie do drugiej tury Kandydatów na gospodarza lasu było wielu, Niech wygra najlepszy przyjacielu Mieszkańcy lasu się zmobilizowali I wszyscy na głosowanie udali! Gdy zwierzęta przeprowadziły wybory Wszystkim wróciły dobre humory Teraz każdy wie co do niego należy Nikt na nikogo się nie jeży Leśny zagajnik rośnie i się rozwija I dzień za dniem w radości mija Sąsiednie zagajniki widząc samorządu walory Postanowiły u siebie zrobić wybory. Bo gdy chcesz mieć wpływ na swoje losy Idź na wybory – oddaj głosy!!!

23

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

MIŚ TOMEK Jakub Watoła

Agatka miała duży pokój pełen zabawek Ale porządek tam nie panował wcale Lalki porozrzucane, zabawki połamane I choć nowych zabawek przybywało Agatce radości to nie dawało. W starej szafie gdzieś na strychu Leżał sobie stary misiu Mała Agatka tam z mamą chodziła I tego misia zauważyła – Mamo czemu on jest z szarych szmatek? – Oczka smutne guziczki? – Na łapkach ma rękawiczki? Agatka misia ze strychu zabrała Bo od razu się w nim zakochała Położyła go wśród innych zabawek, Wśród pięknych, kolorowych lalek Choć szary był misiaczek Agatka dała mu buziaczek, Mamo opowiedz mi po cichu skąd ten miś wziął się na strychu? Mama ze łzami w oczach prawie zaczęła szlochać... – Opowiem Ci Agatko historię tego misia: Uszyła go dla mnie ciocia Isia Gdy byłam taka mała jak Ty, mieć zabawkę to były sny Nie było sklepów z zabawkami, z tak cudownymi lalkami W moje czwarte urodziny z kokardą z krepiny Ciocia Isia przyniosła mi misia. Nazwałam go Tomek, bo uszczęśliwiał każdy mój dzionek. Agatka mamę wysłuchała i omal się nie rozpłakała – Mamo ja mam tyle lalek i nie dbam o nie wcale! – Ty miałaś jednego misia, którego uszyła Ci ciocia Isia – Po tylu latach wygląda on jak nowy – Choć wcale nie jest kolorowy Agatka popatrzyła na swoje lale – Od dziś będę dbać o was stale Wzięła w ramiona od mamy misia – Patrz mamo on się uśmiecha! Od tego czasu w pokoju Agatki jest już porządek Lalki poukładane są w równy rządek A w środku siedzi Tomek MIŚ Przypomina o tym: Kiedyś nie było jak DZIŚ!!!

24

25

rys. Michał Motyka

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

NAUCZKA DLA WILKA Jakub Watoła

Dawno, dawno temu w pewnym lesie żyły sobie najróżniejsze zwierzątka i wszyscy żyli w zgodzie i pokoju oprócz wilka. Był strasznym łobuzem i każdemu ciągle robił przykrości. Wszyscy w lesie mieli już wilka dość i postanowili dać mu nauczkę. Zwierzątka planowały co by tu zrobić żeby wilka ukarać, pomysłów było mnóstwo lecz postawiono na jeden, pokonać wilka jego własną bronią i zrobić mu psikusa. Wilk za każdym razem gdy sarny pasły się na łące zachodził je po cichu i straszył tak że uciekały gdzie popadnie, a wilk miał z tego straszny ubaw. Postanowiono więc że tym razem to oni go przestraszą , a dobrze wiedzieli kogo wilk się boi, bał się on tylko starego niedźwiedzia który niestety rzadko pokazywał się w lesie ponieważ jego ulubionym zajęciem było spanie cały dzień w jaskini. Przez swój tryb życia niedźwiedź był samotny i nie miał wielu przyjaciół. Zwierzęta żeby przekonać staruszka do pomocy zebrały cały słój miodu bo dobrze wiedziały, że niedźwiedź go uwielbia. Kiedy wszystko było już omówione zwierzęta przygotowały się do zrealizowanie swojego planu. Gdy sarny zaczęły ucztę wilk jak zwykle zaczął się skradać i już miał wyskoczyć , a tu nagle zza drzewa wyłonił się olbrzymi niedźwiedź, wilk przerażony czmychnął gdzie pieprz rośnie. Złośnika długo w lesie nie widziano, kiedy wrócił przeprosił za swoje zachowanie. Od tego czasu zwierzęta żyły sobie w zgodzie i pokoju. Nawet stary niedźwiedź przestał wszystkich unikać i znalazł przyjaciół, a Ty pamiętaj nie rób drugiemu tego co Tobie nie miłe.

26

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

MAREK – NIEBIESKI LIS Michał Motyka

Dawno, dawno temu, w pewnym lesie nad stawem W stadzie rudych lisów kochających zabawę Żył sobie lisek Marek, co się śmiali z niego. Czemu? Bo cały był niebieski jak niebo! Nikt nie mówił mu "Dzień dobry" – ciągle tylko wyzwiska Każdy stwierdzał "Kto to widział niebieskiego liska? Lis powinien być rudy i mieć futro jak płomyki Bo inne kolory to natury są wybryki!" A on? Cóż, poradzić nic nie mógł Gdyż swoich prześladowców miał naprawdę wielu. Lecz pewnego razu, gdy szedł obok polany Do głowy mu przyszedł pomysł niebanalny Stwierdził: "To wszystko się skończy właśnie teraz! Pójdę sobie jutro do leśnego fryzjera! On zmieni mnie w rudzielca swoją rudą farbą I przestanie śmiać się ze mnie całe stado!" Jak powiedział, tak zrobił – już dnia następnego W drodze był do salonu fryzjerskiego Szedł cały tydzień, a w czasie swojej drogi Napotkał motyle, żuczki i biedronki. Dzięki nim las zamigotał kolorami Jakby jakiś malarz potraktował go farbami

rys. Michał Motyka

27

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

Marek w zachwycie dopiero po chwilach wielu Zobaczył, że już się znajduje u celu Wszedł do środka – przywitał go zajączek siwy Co ponoć z włosami umie robić istne dziwy. Spytał Marka: "Jak Cię obciąć, miły Panie?" "Chcę po prostu na rudo' – odparł lisek z przekonaniem Zając spytał "Dlaczego? Wszak barwę masz niezwykłą!" "Co z tego? Po prostu chcę być rudy – byle szybko!" Fryzjer nie chciał kłótni, więc spełnił życzenie I nim Marek zdążył mrugnąć – miał futro jak płomienie Grzecznie podziękował i wyszedł pełen dumy, Zadowolony, że jest nareszcie rudy. Tydzień wracał do domu, a gdy wreszcie przybył Dotarły do niego niezwykłe nowiny: "Mamy nowego w stadzie! Jest żółty jak banan! Nabijanie się z niego to świetna zabawa!" Marek, zdziwiony po takich wiadomościach Bardzo chciał zobaczyć żółciutkiego gościa Spojrzał zza krzaka – wtem krzyknął "O rany!" Patrzy – a lisek jest cały zapłakany! Żal ścisnął go za serce, więc późnym wieczorem Spotkał się z żółtym liskiem nad jeziorem Gdy Marek przyszedł, żółty był już nad wodą Wpierw się przywitali: "Witam, jestem Teodor!" "Ja jestem Marek, miło mi Cię poznać, bracie! Jak to się stało, że znalazłeś się w tym stadzie?" "Zgubiłem swoje własne stado kolorowe, Tam każdy był miły i z każdym miał zgodę!" "Kolorowe stado? Z lisami w pstrych kolorach? A były tam też lisy niebieskie jak woda?" "A pewnie że były, choć nie wiem, czemu pytasz Przecież twoja sierść jest całkowicie ryża!" Wtedy Marek wszedł do wody i spłukał swoją farbę Pokazując Tadkowi jak wygląda naprawdę. "Tadziu, chodź szukać stada, to także moje stado! Tam wreszcie mój kolor nie będzie moją wadą!" Żółty lis się zgodził i nie czekając więcej Ruszyli tam, gdzie pasują najlepiej.

28

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

PRZYGODY ADASIA Michał Dawidziuk

Jakiś czas temu, gdzieś daleko, w wysokich górach, żył sobie młody Adaś. Chłopak mieszkał razem z rodzicami: Piotrem i Moniką, we wspaniałym, drewnianym domku na stoku góry. Któregoś dnia Adam wybrał się ze swoim bernardynem na spacer. Podczas przechadzki chłopak spotkał starszą panią niosącą ciężkie torby z zakupami. Zatroskany powiedział : – Przepraszam panią! Może pomogę nieść pani te zakupy? – Naprawdę? Będę Ci bardzo wdzięczna – powiedziała uśmiechając się. Chłopak natychmiast chwycił torby i ruszył za starszą panią. Za nimi podążał pies. – Masz bardzo ładnego pieska–- zagadnęła staruszka – Jak się wabi? – Nazywa się Hans – odpowiedział. Mały Adam i starsza pani szli przez bardzo ładny, zielony las. Kiedy doszli do chatki kobiety chłopak zobaczył stos nieporąbanych drew. – Może ja pani porąbie to drewno ? – zapytał Adam. – Jeśli nie sprawiło by ci to kłopotu, to bardzo się będę cieszyć. Nie zwlekając, chłopak zabrał się do pracy. Po pół godzinie całe drewno było już porąbane, a niedługo potem poukładane pod dachem. Kilka szczap zaniósł do domku swojej gospodyni, żeby nie musiała się zbytnio przemęczać z noszeniem ciężkiego drewna i ułożył przy piecu. Po skończonej pracy Adaś chciał już wyjść, kiedy staruszka powiedziała : – Zaczekaj chłopcze. Zostań na herbacie i kawałku ciasta. – Bardzo pani dziękuje za zaproszenie. Z chęcią zostanę – powiedział ucieszony chłopak. Usiadł więc w wygodnym fotelu i zaczekał na staruszkę podziwiając ładnie urządzony salon. Po chwili pojawiła się starsza pani z herbatą i ciastem. Adaś i jego gospodyni spędzili miło czas jedząc ciasto i popijając herbatę. Kiedy wreszcie Adam wrócił do domu zaczął opowiadać mamie jak spędził dzień: – Mamo, mamo! – krzyknął chłopak. – Tak kochanie ? – Pomogłem dzisiaj pewnej starszej pani. Nazywa się Stefania i mieszka w domku na stoku góry tak jak my. Była mi bardzo wdzięczna za pomoc. Nawet poczęstowała mnie ciastem i herbatą. I jeszcze zaprosiła mnie na jutro, żebym jej pomógł z pracami w ogródku – odpowiedział ucieszony Adam. – Widzisz kochanie. Zawsze Ci mówiłam, żebyś pomagał starszym i ich szanował, a wtedy może spotkać Cię coś miłego – powiedziała z dumą matka.

rys. Michał Dawidziuk

29

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

ZŁOT Y NEKTAR Natalia Uszok, Julia Buchalik, Weronika Kubik, Michał Dawidziuk, Szymon Białecki

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w odległej krainie żyła sobie piękna księżniczka. Mieszkała we wspaniałym zamku z diamentów wraz ze swoimi ukochanymi mamą i tatą, którzy władali krainą Szczęścia i Miłości. W królestwie panowała radość, spokój i przyjaźń. Pewnego dnia, gdy młoda księżniczka Rozalia przechadzała się po pięknie pachnącym, zielonym ogrodzie, spotkała nad strumykiem swojego zasmuconego ojca. – Tato? Co się stało? – spytała księżniczka. – Kochanie... twoja matka ciężko zachorowała. Uratować może ją tylko nektar ze złotego kwiatu paproci. Niestety rośnie on tylko poza granicami naszej krainy. – A kto może go zdobyć i jak się tam dostać? – zapytała Rozalia. – Kwiat może zerwać tylko osoba o czystym sercu – odparł ojciec. – Tatusiu, a jak myślisz? Czy ja mogłabym spróbować? – spytała zatroskana. – Córeczko, nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało. To jest zbyt niebezpieczne. – Ale przecież ja chcę to zrobić dla mamy. Nie mogę jej stracić! – A ja nie chcę stracić was obu. Rozalia zmartwiona losem matki, mimo zakazu ojca, postanowiła wyruszyć w podróż pełną niebezpiecznych przygód. Wieczorem, gdy wszyscy już spali, Rozalia włożyła na siebie swoją pelerynę i opuściła granice królestwa. Noc była chłodna, a z oddali było słychać wycie wilków. Mimo strachu, chcąc za wszelką cenę pomóc ukochanej mamie, brnęła w głąb ciemnego lasu. Po pewnym czasie zorientowała się, że zgubiła drogę. Dziewczyna usiadła pod drzewem na mokrej i zimnej trawie i uświadomiła sobie, że popełniła ogromny błąd: – Ojcze! Dlaczego cię nie posłuchałam?! – wyrzekła zasmucona. – Obiecuję, że jeżeli wrócę, już zawsze będę cię słuchać. Po tych słowach ujrzała jasną łunę światła. Nie zastanawiając się długo, pobiegła w tamtą stronę i znalazła złoty kwiat paproci. Szczęśliwa zabrała go i ruszyła w drogę powrotną, którą wskazywało jej światło. Kiedy wchodziła na dziedziniec, zobaczyła płaczącego ojca, który głośno rozpaczał. – Czemu los mnie tak ukarał?! Czy ja byłem złym królem, ojcem i mężem?! Moja żona już odchodzi, a córka zaginęła. Nagle w oddali ojciec usłyszał głos ukochanej Rozalii. – Tato! Tato! Znalazłam złoty kwiat! – Nawet nie wiesz, jak się o Ciebie martwiłem. Przecież zakazałem ci opuszczać królestwo. Bałem się o ciebie! – Zrozumiałam, że źle postąpiłam, nie słuchając cię, ale bardzo chciałam uratować mamę. Ojciec podszedł do córki, mocno ją uściskał i szybko pobiegli do schorowanej królowej. Podali jej nektar, a ona z dnia na dzień nabierała energii, siły i chęci do życia. Po kilku dniach królowa całkiem wróciła do zdrowia i dzięki swojej odważnej córce, w królestwie znów zapanowała radość, pokój i wszyscy żyli długo i szczęśliwie.

rys. Natalia Uszok

30

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

PIASKOWNICA Weronika Kubik

Mam na imię Zuzia i mam pięć lat. Mieszkam z mamą, tatą i młodszym braciszkiem. Bardzo lubię spędzać z nim czas i dzielić się zabawkami. Obok mojego domu jest duży plac zabaw, na którym zawsze bawi się wiele dzieci. Często chodzimy tam razem z moją mamą. Ona siada na ławce i rozmawia z innymi rodzicami, a ja biegnę na spotkanie z moimi przyjaciółmi. Ala, Franek, Tosia, Tomek – to z nimi zawsze spędzam czas. Pewnego dnia, gdy budowaliśmy piaskowe królestwo, na plac zabaw przyszli Alan i Edek – „królowie piaskownicy”. Jak zwykle przynieśli ze sobą swoje najnowsze zabawki. Nie lubię kiedy przychodzą. Zawsze psują całą zabawę przez swoje kłótnie, o to, który ma lepsze gadżety. Każdy z nich próbuje przeciągnąć jak najwięcej dzieciaków na swoją stronę. Tego dnia jak zwykle zaczęli się sprzeczać. Plac zabaw ponownie podzielił się na dwie części. Na jednej siedział Alan wraz z kilkoma dziećmi, które chciały bawić się z nim jego nową koparką. Natomiast po drugie stronie był Edek z dwoma dużymi taczkami i coraz więcej dzieciaków przychodziło również do niego. Jedynie nasza piątka nie dała się przekonać. Woleliśmy bawić się ze wszystkimi razem, a nie podzieleni na grupy. Nagle podbiegł do nas Alan: - Chodźcie do mnie! Tata kupił mi dzisiaj nową koparkę. Edek takiej nie ma, więc nie warto iść do niego. - A nie możemy bawić się wspólnie? – zaproponował Franek. - Nigdy nie będę się z nim bawił. On jest bardzo przemądrzały, ciągle się przechwala, a to przecież ja mam najlepsze zabawki! – zaprotestował. - Nie uważasz, że zabawki to nie wszystko? Próbowaliście kiedyś porozmawiać? – zapytałam, a Alan tylko spuścił wzrok. – Może udałoby się wam dogadać? - Edek to naprawdę fajny kolega – wtrąciła Tosia, po czym udaliśmy się na bok. Wszystkie dzieci przysłuchiwały się naszej rozmowie. Alan odszedł do swojej grupy i próbował dalej się bawić. Jednak wszyscy po kolei zaczęli powoli opuszczać Alana i Edka. Podchodzili do nas i razem budowaliśmy zamki z piasku. W końcu chłopcy zostali sami. Przez jakiś czas próbowali zająć się sobą, jednak szybko im się to znudziło. Nagle Alan podszedł do Edka, przeprosił i zaproponował wspólną zabawę. Nawet wymienili się swoimi zabawkami. Gdy zobaczyliśmy jak zgodnie i wesoło spędzają czas, stwierdziliśmy, że już czas dołączyć do pogodzonych kolegów. Cieszę się, że zrozumieli swój błąd i pogodzili się. Dzięki temu od tego czasu na placu zabaw panuje spokój, wszyscy zawsze dobrze się bawią. Nie ma kłótni i przechwalania się. Każdy jest równy i tak samo ważny.

rys. Dagmara Kubik

31

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

KULECZKA Weronika Kubik

W pięknym lesie obok polany, Mieszkał miś mały, kuleczką zwany. Był bardzo miły i wesolutki, Śmiejąca się buźka i brzuch okrąglutki. Wiódł życie beztroskie w tym lesie gęstym, W pobliskiej pasiece był gościem częstym. Z tego powodu miał problem wielki, Bo z dnia na dzień mu rosły papelki. W szkole przez wszystkich bardzo lubiany, Na lekcjach wu-efu był wyśmiewany. Smukłe sarenki, czy zwinne lisy Wciąż mu radziły, zjadaj pół misy! Zawziął się miś nasz przesympatyczny, Schudnę i będę jak mistrz gimnastyczny! Biega po lesie, poci się, męczy, Ćwiczy zaciekle, z wysiłku jęczy. Po kilku miesiącach tej ciężkiej harówki, Już nie jest misiu tak okrąglutki. Lecz czy się cieszy...? Miś nie dojada I bardzo często już z nóg opada. Nie chce się bawić, wszystkich unika, Po szkole szybko do domu znika. Już się nie śmieje, mówi niewiele, Co się z Kuleczką naprawdę dzieje ? W końcu zauważyli to przyjaciele, My Cię wolimy w Twym dawnym ciele. Już nigdy więcej się nie odchudzaj, Już nigdy więcej nam nie przynudzaj...

32

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

Że chcesz być smukły i szybki jak sarna, Nadzieja na to, jak wiesz jest marna. Misiu kochany, bądź zawsze sobą, A my na zawsze będziemy z Tobą. Wzruszył się na to misiu nieboga I już zrozumiał, nie tędy droga. Tego co w nas najlepsze, nie trzeba zmieniać. Musimy się tylko nauczyć to doceniać.

33

rys. Martyna Brzezina

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

PŁOMYCZEK I KROPELKA Weronika Kubik, Julia Buchalik

Czasami tak już jest, że poznajemy kogoś w najmniej oczekiwanym momencie. Chciałybyśmy Wam przedstawić historię o miłości. Działo się to nie tak dawno temu. Pewnej nocy szalała straszna burza. Jeden z piorunów uderzył w wysokie drzewo, które natychmiast stanęło w płomieniach. Jak wiadomo, burzy najczęściej towarzyszy deszcz, który szybko ugasił pożar. Na ziemi jednak, pozostał jeden mały, nieszkodliwy płomyczek. Wędrował po ziemi, aż napotkał na swojej drodze piękną kropelkę. Kropelka także była samotna, ponieważ wszyscy, którzy razem z nią spadli na ziemię ostatniej nocy – wyparowali. Płomyczek i Kropelka nie chcieli być dłużej sami. Pomimo różnicy, która ich dzieliła, postanowili iść dalej razem. Próbowali złapać się za rączki, jednak nie mogli tego zrobić. Gdy tylko chcieli się do siebie zbliżyć, to pod wpływem ciepła jakie wydzielał płomyczek, kropelka zaczynała parować, a on gasnąć. Nie chcieli jednak z siebie rezygnować, więc wpadli na pomysł, żeby użyć kamyczka. Chwycili za oba jego końce i razem powędrowali przed siebie. Kiedy zaszło słońce, znaleźli małą jaskinię, w której postanowili odpocząć. Nad ranem, gdy Kropelka jeszcze spała, Płomyczek usłyszał tupot małych stóp. Otworzył oczy i zobaczył mrówkę, która zabrała ich kamień : – Oddawaj nasz kamyczek niedobra mrówko! – krzyknął za nią Płomyk. Mrówka cicho zachichotała i pobiegła dalej. Zrozpaczony ognik nie wiedział co ma dalej robić. Nie chcą budzić Kropelki, sam udał się w pogoń za małym złodziejem. – Dogonię go – wykrzyknął – zrobię to dla mojej Kropelki. Jak pomyślał, tak też zrobił. Szybkim krokiem dopadł mrówkę i zabrał co do niego należało. Szczęśliwy, że udało mu się osiągnąć cel, chciał już udać się z powrotem do ukochanej. Lecz nagle zauważył przed sobą cień. Ale nie jego własny. Stał za nim wysoki, postawny mężczyzna. Nim Płomyczek zdążył zareagować, było już za późno. Człowiek złapał go i zamknął w szklanej lampie. – Przepraszam Kropelko – wyszeptał. Tymczasem jego mała przyjaciółka widziała wszystko z oddali. Postanowiła udać się mu na ratunek. Po pewnym czasie, doszła do chatki mężczyzny. Przez okno zauważyła nieszczęśliwego Płomyczka, zamkniętego w szklanej pułapce. Jego światło nie było już takie jasne, jak kiedyś. Kropelka wspięła się na parapet i usiadła koło lampy. Płomyczek na jej widok rozbłysnął jaśniejszym światłem. – Znalazłaś mnie! – ucieszył się. Przez całą noc Płomyczek i Kropelka rozmawiali ze sobą i patrzyli w gwiazdy. Marzyli o tym, że kiedyś będą mogli być razem, beż żadnych przeszkód. W końcu Kropelka zasnęła, a słońce zaczęło wschodzić. Ciepłe promienie spowodowały, że Kropelka wyparowała. Przez to, że nastał dzień, światło Płomyczka nie było już potrzebne człowiekowi, dlatego zgasił lampę. Płomyczek jako błękitny dymek uniósł się do nieba, gdzie czekał już na niego duszek pięknej Kropelki. Od tego momentu mogli być na zawsze razem i już nic nie zagrażało ich miłości.

Więc dzieci, nie ważne skąd jesteście, jaki macie kolor skóry i przekonania. Ważne jest to, żeby akceptować drugiego człowieka takim, jakim jest, niezależnie od tego, czy jest blisko, czy daleko, czy jest z nami na ziemi, czy już tylko w naszych wspomnieniach.

rys. Julia Buchalik

34

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

PLOTKA Julia Buchalik

W jakimś miejscu, w jakimś czasie gdzie mkną czasem myśli nasze była pewna okolica którą każdy się zachwycał

kto ma zostać, kto odchodzi komu bardziej hałas szkodzi ktoś chciał przerwać to spotkanie i urządzić losowanie rozmyślano, czy to warto zginąć pierwszą drugą, czwartą jak uciekać ile siły tak zwierzęta się kłóciły

tam zielone drzewa wszędzie smukłe rosły w pięknym rzędzie u ich stóp zaś niepozornie snuły się kwiaty wytwornie

jedna sowa, co bez mała czasy sprzed lat pamiętała rzekła najspokojniej w świecie mylić wszyscy się możecie

tak, prócz kwiatów i drzew, śmiało wiele zwierząt też mieszkało i choć może to nie w modzie wyjątkowo żyły w zgodzie

pomysł wam wybiję z głowy gdyż tu park jest narodowy po cóż wam te plotki były, w głowach zamęt narobiły

z czasem w bujnej tej zieleni nastał czas, co wszystko zmienił i choć wielu to słyszało nie wie nikt jak to się stało

morał z tego płynie taki: pogubiły się zwierzaki zamiast śmiać się dzionek cały niepotrzebnie plotkowały

w takiej bowiem to scenerii zapanował czas histerii bo - nie uwierzycie możepowstał zamęt pośród stworzeń

kiedy na wakacjach latem siądziesz w ciszy, pomyśl zatem, co się tak naprawdę stanie gdy w grę wejdzie plotkowanie ile krzywdy i przykrości przynosi brak roztropności

ktoś podobno gdzieś usłyszał, że się zmieni okolica że pod topór pójdą drzewa zniknie gaj gdzie słowik śpiewa a gdzie strumień w rzeczkę wpada biec ma wkrótce autostrada

głupich plotek nie powtarzaj i przykrości nie przysparzaj byś mógł mówić wszystkim potem mowa srebrem, cisza złotem.

i choć w bród tam miejsca było wszystkim ciasno się zrobiło zatrwożyły się zwierzaki kto mógł wpaść na pomysł taki urządziły więc zebranie i zaczęło się pytanie kto się pierwszy wyprowadza może ktoś się z tym nie zgadza

rys. Julia Buchalik

35

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

PRZYJAŹŃ NA ZAWSZE Michalina Macionczyk

W pewnym mieście żyła sobie piękna dziewczyna o imieniu Lena. W poniedziałkowy poranek idąc spokojnym krokiem do szkoły spotkała swojego kolegę – Olka, z którym się nie przyjaźniła. To spotkanie było inne niż do tej pory. Postanowili chwilę ze sobą porozmawiać. Od tego czasu ich kontakt poprawił się. Każdego kolejnego dnia rozmawiali coraz dłużej i dłużej. Wychodzili razem do kina, na spacery. Po pewnym czasie stali się najlepszymi przyjaciółmi. Wydawało się, że już nic nie jest w stanie zepsuć ich relacji. Jednak pewnego, deszczowego dnia Lena miała poważny wypadek. Trafiła do szpitala. Niesyty zapadła w śpiączkę. Olek nie opuszczał jej na krok. Ciągle siedział przy swojej przyjaciółce w szpitalu. Po kilkunasty tygodniach Lena wybudziła się. Przyjaciele w końcu mogli ze sobą porozmawiać. Myśleli, że już teraz wszystko będzie jak dawniej. Lecz tego samego wieczora do szpitalnej sali wszedł lekarz i oznajmił, że dziewczyna ma problem z kręgosłupem i już do końca życia nie będzie mogła chodzić. Lena załamała się. Strasznie się bała, że przez chorobę straci najlepszego i jedynego przyjaciela. Olkowi trudno było pogodzić się z myślą, że jego przyjaciółka do końca życia będzie jeździła na wózku inwalidzkim. Jednak po jakimś czasie zrozumiał, że to nie zmieni ich relacji. Mimo wszystko nadal chce się przyjaźnić z Leną. Kiedy dziewczyna już opuściła szpital szczęście się do niej uśmiechnęło. Miała przy sobie najlepszego przyjaciela i mimo choroby była najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. rys. Michalina Macionczyk

DOBRANOCKA DLA MAŁEJ Michalina Macionczyk

Koale smacznie śpią. O ciepłych krajach sobie śnią. Więc Ty także bądź grzeczną dziewczynką i wyląduj szybko pod pierzynką. Zamknij swe piękne oczy. Niech cię sen porwie i otoczy. Niech nic nie frasuje twojej główki, przytul się mocno do poduszki. Prędko dziś zaśnij i wędruj w krainie baśni.

rys. Michalina Macionczyk

36

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

JESTEŚMY DRUŻYNĄ Natalia Uszok

Za górami, za lasami, w niewielkim mieście żył pewien chłopczyk z kochającymi go rodzicami. Miał wielu kolegów i koleżanek, ale brakowało mu przyjaciela. Kogoś, kto zawsze go wysłucha, pocieszy w ciężkich chwilach i pomoże. Od pewnego czasu zaczął marzyć o piesku. Małym, kochanym futrzaku, w którym znalazłby oparcie. Pewnego wieczora, gdy znów zamyślał się i wyobrażał sobie, jak wyglądałaby przyjaźń z takim czworonogiem, postanowił, że następnego dnia powie o tym rodzicom. Gdy rano, jak zawsze dobiegło go wesołe nucenie jakiejś piosenki w wykonaniu mamy, obijanie łyżeczką o kubek z kawą przez tatę i śpiew ptaków za oknem, czym prędzej zjawił się przy rodzicach. Początkowo był pełen odwagi i już miał wyrzucić z siebie słowa z układanej wcześniej specjalnie mowy, lecz teraz był lekko skrępowany i niepewny. Mama, widząc zdenerwowanie w oczach synka, zapytała: – Dzień dobry skarbie. Miałeś zły sen? Coś się stało? – Nie... nie... po prostu chciałem z wami o czymś porozmawiać, ale nie wiem, jak na to zareagujecie... – zaczął nieśmiało chłopiec, próbując uniknąć wzroku mamy. – Nie dowiesz się póki nam nie powiesz. Mów, a my postaramy ci się jakoś pomóc – odpowiedział tata, biorąc pod nieuwagę domowników kolejne ciasteczko ze stołu. – No bo... no bo... nie mam żadnego przyjaciela. Chodzi mi o takiego prawdziwego. Nie chcę go szukać na siłę, bo wiem, że wtedy i tak go nie znajdę. A sami wiecie, że jest mi ciężko... za to wpadłem na pewien pomysł. Chciałbym mieć psa – przez moment się zawahał i spojrzał z obawą na rodziców, po czym kontynuował – Rozumiem też, że pies jest ogromną odpowiedzialnością, wymaga czasu i opieki. Zdaję sobie sprawę z tego, co się z tym wiąże. Chciałbym go jednak mieć, bo wiem, że razem byśmy sobie poradzili. Kocham zwierzęta i chciałbym też mieć choć jednego. Już zaznaczę, że mam wystarczająco dużo lat, aby wziąć pod opiekę takiego psiaka. Nigdy w życiu też nie potraktowałbym go jak zabawkę, bo to zwierzątko ma swoje uczucia i... i to wszystko, co mamy w sobie też my. Nie zrobiłbym mu krzywdy. Wręcz przeciwnie! Sam chroniłbym go od złego tak jak on mnie. Bylibyśmy taką... drużyną! Co wy na to? – Synku, doskonale cię rozumiem, ale nie jestem w pełni do tego przekonana. Musisz też mnie zrozumieć. Zastanowimy się nad tym jeszcze z tatą.

rys. Natalia Uszok

37

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

Chłopczyk tylko przytaknął i udał się do swojego pokoju. Od tego czasu chodził ciągle smutny. Rodzice już w ogóle nie poruszali tematu związanego z psem. Chłopiec przypuszczał, jaka jest decyzja mamy i taty. Próbował też powoli zapomnieć o piesku, którego tak bardzo chciał, lecz nie potrafił wycofać z siebie myśli o nim. Przy rodzicach był wciąż nieobecny i zagubiony. Po paru tygodniach, nadszedł dzień urodzin chłopczyka. Ten dzień zawsze sprawiał mu ogrom radości, lecz tym razem było odwrotnie. Siedział tylko przy stole wraz z rodziną, próbując się uśmiechać i zgrywać szczęśliwego. Gdy nadszedł czas na zdmuchnięcie kolorowych świeczek z tortu w kształcie autka, najpierw pomyślał życzenie. Przez dłuższą chwilę miał zamknięte oczy i w duszy cichutko, ale bardzo mocno prosił o jedno – o pieska. Po głośnym wyśpiewaniu „Sto lat!” przyszedł czas na prezenty. Chłopiec starał się cieszyć każdą nowo wyciąganą rzeczą. Aż w końcu powiedział: – Dziękuję wam za te prezenty! Są naprawdę cudowne, ale nie musieliście. Dla mnie najważniejsze jest, że mam przynajmniej teraz wszystkich, których kocham przy sobie. Wasza obecność jest dla mnie najlepszym prezentem – rzekł z uśmiechem, spoglądając na każdego członka rodziny. – Poczekaj chwileczkę jeszcze, bo tata chyba idzie z czymś dla ciebie – powiedziała tajemniczo mama. Jak mówiła tak się też stało. Po jakimś czasie do domu wszedł tata z niewielkim kartonem z małymi otworami. Widać było, że wśród jasności, która wpadała do pudła coś ją z jednej strony zasłaniało, a później znów z drugiej i tak w kółko. Wreszcie tata podszedł do synka i wręczył mu karton. – Proszę synku. Wszystkiego najlepszego! Chłopiec niepewnie spojrzał jeszcze z zewnętrznej strony na prezent i postanowił zajrzeć do środka. Gdy to zrobił, nie potrafił pohamować się ze szczęścia. Przetarł jeszcze oczy z niedowierzania i utkwił wzrok w małych, czarnych lśniących oczkach, niczym guziczki, niewielkim mokrym nosku i białej sierści, jak futerko małego niedźwiadka. To był piesek. Prześliczny, uroczy szczeniaczek z mądrym spojrzeniem. Raz po raz przekręcał główkę to w lewo to w prawo, aby zrozumieć dziwne zjawisko „ochów i achów” nad nim. Był też na początku lekko przerażony. Chował pyszczek w fałdy kocyka i troszkę trząsł się ze strachu przed ludźmi. Nagle tata powiedział: – Tego pieska wziąłem ze schroniska. Ma za sobą wiele złych przeżyć, a że jest jeszcze młodziutki niech przynajmniej teraz poczuje prawdziwą miłość i bezpieczeństwo. Chłopczyk ostrożnie postanowił wyciągnąć pieska z kartonu. Nie chciał go wystraszyć, dlatego powoli zbliżał dłonie w kierunku tego futrzaka. Gdy już dotknął opuszkami palców jego sierść, pogłaskał ją lekko. Piesek podniósł główkę, spojrzał na niego, po czym powąchał jego dłoń i ją oblizał. Mimo, że w jego maleńkich oczkach widać było jeszcze lęk i strach, chłopiec spróbował wziąć go na rączki. W momencie, gdy udało mu się tego dokonać, spostrzegł pewną rzecz i zdziwiony zapytał. – Tato... ale dlaczego ten piesek nie ma łapki? – Synku, mówiłem już, że on wiele przeżył. Naprawdę nie miał lekko w życiu... ale każde zwierzątko, nieważne, jakie jest, potrafi dać tyle samo szczęścia. – Tato! Z nim się nie będzie można normalnie bawić. Jak ty to sobie wyobrażasz? Wszyscy będą się ze mnie śmiać, że mam psa bez łapki, bo nie jest taki jak wszystkie inne. Widzisz!? – w tym momencie położył psiaka na ziemi, który niepewnie zaczął obwąchiwać podłogę. Słysząc jednak podniesiony głos chłopca, ze spuszczonym ogonem, lekko kuśtykając, czym prędzej, pobiegł szukać miejsca, gdzie mógłby się skryć. – On nawet nie potrafi biegać, jak inne pieski!

38

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

Gdy przyjęcie urodzinowe już się skończyło, rodzice jeszcze przeprowadzili długą dyskusję ze swoim ukochanym synkiem na temat psa. Rozmowa nie została dokończona, ponieważ w połowie, chłopczyk z płaczem wrócił do swojego pokoju. Tam czekało na niego zwierzątko. Przestraszone wyszło spod łóżka, wskoczyło na nie, po czym z daleka próbowało dosięgnąć pyszczkiem dłoni chłopca. Ten chłodno na niego spojrzał i znów wrócił do swoich rozmyślań. Piesek postanowił pobiec po swoją piłeczkę, po czym biegiem wrócił do chłopca, z trudem wdrapał się na łóżko i tym razem trącał jego dłoń zabawką. Chłopiec doskonale wiedząc o co chodzi futrzakowi, wziął piłkę do rąk i rzucił ją w kąt pokoju. Piesek merdał radośnie ogonem i biegał szczęśliwy po piłkę, rzucaną mu przez chłopaka. Potykał się, upadał co chwilkę i kuśtykał, ale mimo to świetnie się bawił. Był niezwykle uradowany. Nagle chłopak, widząc to, odezwał się: – Nie masz łapki, a mimo to potrafisz się wszystkim cieszyć. Nie jesteś z wyglądu, jak inne pieski, ale zachowaniem, jak najbardziej je przypominasz... coś o tym wiem... sam urodziłem się bez nóżek... często mnie nie akceptują i wytykają palcami, a przecież jestem normalnym chłopcem, jak każdy inny. Przecież niepełnosprawność nie czyni nas gorszymi. Nie potrafiłem zaakceptować samego siebie, ale teraz dzięki tobie coś zrozumiałem... Piesek przekręcając główką i poruszając uszkami, słuchał uważnie. Nagle chłopczyk wziął go na ręce i mocno uściskał. Ten odwzajemnił się oblizaniem jego policzka i chowaniem pyszczka do jego szyi. Chłopiec radośnie się zaśmiał, po czym odparł: – Jesteś najlepszym pieskiem na calutkim świecie! Przepraszam za moje wcześniejsze zachowanie. Od teraz jesteśmy drużyną i nikt ani nic nie jest nas w stanie rozłączyć. Nieważne, czy nie masz łapki, czy ją masz. W serduszku jesteś jak wszystkie inne psiaki. Potrafisz tak samo kochać, bawić się i czerpać radość z życia. Od dzisiaj jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi!

rys. Natalia Uszok

39

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

KAMIENNA GRANICA Natalia Uszok

W dalekich krainach, liczących długości i szerokości mil dwa tysiące dwieście, Rządziły piękne siostry, a ich bracia w pobliskim mieście. Od dziecka bardzo się nie lubili, O każdy skrawek ziemi się kłócili. Jeden brat powiadał: „Oddajcie nam dwadzieścia metrów z tej szerokości!”. Drugi znów mówił: „Dajcie jeszcze w przeprosinach pięć metrów długości!”. Siostry nie wierzyły w ową kradzież ziemi. Wszystkie odpowiadały: „Co było to jest wasze lub nasze i nic się nie zmieni!”. Bracia obmyślali zgarnięcia własnego terenu plan. Tymczasem Antek, jeden z braci, pozostał nad rzeką sam. Myślał: „Dlaczego o taką bzdurę rodzeństwo się kłóci?”, Lecz w sercu wiedział, co go najbardziej smuci. Siostry musiały kłamać, bo każdego wieczora, Gdy Antek nad wodą rybki wołał, Spoglądał na granice z magicznych kamieni ułożoną, A one się zwężały, znikały pod dziwną, niewidzialną osłoną. Każdego dnia coraz mniej terenu bracia mieli. O tym, co się działo naprawdę, wciąż nie wiedzieli. Wtedy Antek postanowił dokładnie obserwować granicę z kamieni, Poszedł nad strumyk i schował się za drzewem wśród zieleni. Począł bacznie patrzeć, co się dzieje z granicą. Długo tak siedział i zastanawiał się nad skrywaną tajemnicą, Aż w końcu noc nadeszła, a poświata księżyca rozświetlała mrok. Obserwując uważnie, w dali usłyszał jakiś skok! Pewny był, że siostry, jednak granicę powiększyć na swój teren chciały. Podniósł lekko głowę z mokrej trawy, a jego oczy prawdy dojrzeć nie umiały. Żadnej siostry przy granicy nie było, Aż wtem zauważył, że coś przy kamieniach się lśniło. Spoglądał i mierzył wzrokiem długość trasy do granicy I już wiedział, że przesuwanie się kamieni to klątwa czarownicy! Zauważył fioletowe błyski kamieni, znikające w chwilę. Wszystko mieniło się, poruszało i wzrastało jakby w sile. Przyjrzał się raz i drugi w miejsce granicy ubytku. Nie dowierzał, lecz w końcu, gdy już biec miał do własnego dobytku, Z dala nagle usłyszał głos, ciche wołanie: „Antek! Antek!”. Ten szybko się odwrócił i zbladł jak śnieg.

40

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

Nieopodal stała wróżka - piękna, urocza, spoglądająca na niego. Niczym anioł w lśniących włosach, pełen życia barwnego. Wreszcie usłyszał słowa pięknej istoty: „Klątwa kiedyś padła przez przepych waszych rodziców na wasz ród złoty. Potomstwo ich skazane na wieczne było konflikty, Których dziś widać burzliwe efekty. Aby odwrócić klątwę, udać się musisz w podróż niebezpieczną. Znaleźć należy owoc z gałęzią majestatyczną. Księżyc drogę ci wskaże, długość nieuczciwością obliczyć musisz, Szerokość ilością złotego serca w umyśle swym, mocą rozumu wyśnisz. Ruszaj w drogę póki słońce nocne nie zgaśnie, Bo do tej pory czas masz na klątwy odwrócenie.” Wróżka w chwili wypowiadania ostatnich słów, zniknęła. Wszelka wątpliwość Antka przed wyruszeniem w drogę w chwili się rozpłynęła. Czym prędzej poszedł drogą krętą przez bagna, łąki i lasy. Myślał jeszcze nad przyczyną klątwy, wspominając dawne czasy. Zastanawiał się też nad słowami wróżki i zrozumiał, że długością nieuczciwości Jest liczba kamieni na granicy, które liczył dnia poprzedniego w lekkiej złości. Zrozumiał też, że szerokością złotego serca jest ilość złotych rybek, które dokarmiał w rzece. W miejscu, gdzie z nieba błyskał cienki, srebrny promień przy lotosu kwiecie. Obliczał dokładnie współrzędne dane mu przez wróżkę. Chodził i chodził, nie wiedział dokąd droga prowadzi, aż w oddali ujrzał gruszkę. Fioletową, mieniącą się srebrem gruszkę. Z jednej strony już zepsutą, Z drugiej znów piękną, niezwykłą i nieotrutą. Zanim zerwał owoc z gałęzią, zastanowił się chwilę. Powiew wiatru przyniósł ze sobą słowa: „Ugryź dobrą część gruszki. Ona da ci siłę.” Gdy to zrobił, zrozumiał już wszystko I popędził do braci szybko. Będąc nad rzeką, przy brzegu zakopał gałązkę, a gruszkę wrzucił do niej. Nagle z głębin wód na brzeg powracały zagubione kamienie, jedne szybciej, drugie wolniej. Z rana bracia obliczać mieli długość i szerokość obu krain. Gdy już z pomocą mieszkańców zakończyli odmierzanie lin, Dowiedzieli się, że granica na swoim miejscu się znajduje. Od tej chwili w obu krainach znów każdy się ze sobą świetnie dogaduje. Siostry przeprosin się doczekały, A bracia zrozumieli, że następnym razem to zaufanie będzie źródłem wiary.

rys. Natalia Uszok

41

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

WSPÓŁPRACA POPŁACA Agata Zawada

Pewnego dnia w niezwykle odległej krainie było pewne przedszkole, w którym uczyły się same myszki. Jednego, bardzo pięknego dnia pani zapowiedziała uczniom wielki konkurs talentów. Powiedziała także, że mają zrobić coś całą grupą oraz sami mogą dobrać się w zespoły lub zaprezentować swój talent samemu. Wszystko miało być pokazane rodzicom, a więc każdą myszkę ogarnął wielki zapał do pracy. Natychmiast uczniowie zaczęli rzucać pomysłami co by można było zrobić całą grupą. W końcu postanowili wspólnie zatańczyć i zaśpiewać. Uradowani rozpoczęli pracę nad układem i muzyką, jednak jedna z myszek, o imieniu Ania, niezwykle grymasiła i po wielu kłótniach postanowiła odłączyć się od grupy i zrobić coś całkiem sama. Pani powiedziała w końcu, że można wykonać też swój własny występ. Wiedziała, że przedstawienie całą grupą jest dla pani bardzo ważne, jednak mała myszka Ania nie chciała w nim brać udziału. Kiedy wszyscy uczniowie mieli już zrobiony prawie cały plan wspólnego występu, ona nie potrafiła wymyślić, co by mogła przedstawić. Wpadła na pomysł, aby ułożyć wierszyk. Wydawał jej się przecudowny, jednak nadal czuła się nieszczęśliwa, dlatego, że czuła się samotna i zrozumiała jak fajnie jest wystąpić razem. Podeszła nieśmiało do ćwiczących uczniów i spytała, czy mogłaby do nich dołączyć. Oni zgodzili się, jednak Ania nic nie wymyśliła do ich występu, a cała reszta bardzo się nad nim napracowała. Początkowo myszka zasmuciła się, lecz po chwili przypomniała sobie, że przecież ma wierszyk. Grupie bardzo się on spodobał. Teraz już tylko ćwiczyli do przedstawienia. Nadszedł czas konkursu. Pani powitała wszystkich serdecznie, po czym zapowiadała występy poszczególnych uczestników. Przyszła pora na przedstawienie całej grupy. Ach! Jak cudownie wyszedł wspólny występ! Rodzice byli zachwyceni. Po sali rozległy się gromkie brawa. Pani rozdała nagrody i wszystkich pochwaliła za cudowne występy. Ania natomiast zrozumiała, że trzeba współpracować, bo to się o wiele bardziej opłaca i jest dużo więcej zabawy. Od tego dnia jej mottem stały się słowa: RAZEM MOŻEMY WIĘCEJ! To stwierdzenie towarzyszyło jej jeszcze przez bardzo długie lata.

rys. Agata Zawada

42

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

JAK POWSTAŁY CUKIERKI W CZEKOLADZIE Natalia Plewczyńska

Jest to nietypowa historia o dwóch królach, którzy nie darzyli się sympatią. Mieszkali w osobnych królestwach położonych na wysokich, biszkoptowych górach, jeden w cukierkowym, drugi natomiast w czekoladowym. Dzielił ich wafelkowy mur. Pewnego dnia pokłócili się o to który z nich ma większą armię i tak o to rozpętała się wojna. Każdy z nich zwołał wszystkich słodkich żołnierzy oraz chętnych do walki mieszkańców. Król Cukierek zdecydował się wysłać pierwszy swoją armię. Król Czekolada był na to wszystko przygotowany i kazał swoim kamratom wylewać gorącą czekoladę z wysokich wieży swojego królestwa na nadchodzącą armię przeciwnika . Cukiereczki wystraszone próbowały uciekać, ale zostały zalane podczas odwetu . Po chwili królowie spojrzeli na to co się wydarzyło, nikt nie potrafił zrozumieć, że to wszystko tak mogło się potoczyć. Wtedy każdy odłożył broń i zapadła cisza. Cukiereczki odwróciły się do pozostałych wojowników, wszyscy spojrzeli ze zdziwieniem. Stało się coś niewiarygodnego, słodcy żołnierze króla Cukierka zamienili się w cukierki w czekoladzie! Od tamtego czasu obaj królowie przeprosili się. Cukierek wybaczył Czekoladzie i połączyli swoje królestwa. Nigdy się już nie pokłócili, a cukierki i czekolada stworzyły jedność. Nie warto się kłócić. Wybaczaj innym, a inni będą wybaczali Tobie. rys. Natalia Plewczyńska

DOKARMIAJMY ZWIERZĘTA Natalia Plewczyńska W pewien zimny dzień, gdy miała nastać wiosna Kasia wybrała się na łąkę za lasem. Szła, szła i spostrzegła dwa duże i piękne bociany. Zauważyła, że są smutne i zrozumiała, że nie miały co jeść. Gdy przyszła do domu, opowiedziała o tym mamie, i od razu pobiegły do lasu nazbierać ślimaków. Następnego dnia rano Kasia szybko poszła na łąkę. Bociany znów krążyły obok stawu bez celu. Dziewczynka zostawiła pudełeczko z ptasim poczęstunkiem i obserwowała co się wydarzy. Bociany niepewne podleciały do opakowania i gdy zajrzały to natychmiastowo zaklekotały dziobami i zaczęły jeść. Parę dni potem nastała piękna wiosna i Kasia nie musiała się martwić o to czy zabraknie komuś pożywienia.

rys. Natalia Plewczyńska

43

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

Dwujęzyczne Społeczne Gimnazjum

LIS I JEŻYK Natalia Plewczyńska, Karolina Grzenik, Justyna Marczak, Agata Zawada

Pewnego poranka lis przechadzał się po łące. Dzień zapowiadał się przepięknie, słońce budziło się do życia, zaspane ptaki latały ponad horyzontem, a trawa błyszczała od rosy. Lis przysiadł na kamieniu, gdy nagle usłyszał cichy płacz. Wtem zauważył małego jeżyka: – Co się stało mały przyjacielu? – Zapytał zaciekawiony lis. – Stało się wielkie nieszczęście! – Zachlipał jeżyk. – Wczorajsza ulewa zniszczyła mój ukochany domek! Straciłem wszystko, co miałem – koszyk jabłuszek, drewniany telewizorek i lodówkę pełną zapasów na zimę! Nie mam się gdzie podziać, a nikt nie chce pomóc małemu jeżykowi – Westchnął zrezygnowany. – To straszne! – krzyknął rudzielec – U mnie w domu jest dużo miejsca, chętnie przygarnę cię do mojej chatki. Moja żona gotuje przepyszne obiady. Razem odbudujemy twój dom. – Dziękuję ci lisie. Moi bliscy odwrócili się ode mnie, gdy wszystko straciłem, a ty oferujesz mi swoją pomocną łapę. Okazałeś się prawdziwym przyjacielem. – Pamiętaj jeżyku i ty, młody czytelniku – prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.

rys. Natalia Plewczyńska

W KRAINIE PLUSZAKÓW Monika Frocisz W przepięknej, baśniowej Krainie Pluszaków żyły sobie cztery niedźwiadki: Jacek, Placek, Gacek i Bacek. Uwielbiały one przechadzać się po lesie w poszukiwaniu smacznego miodku i wylegiwać się w cieniu zielonych drzew. Pewnego słonecznego dnia misie chciały przedostać się do sąsiedniej doliny. Nie mogły tego zrobić, ponieważ obie krainy dzieliła wielka góra. Niedźwiadki zmartwiły się, ale jeden z nich – Jacek, wpadł na wspaniały pomysł zbudowania kolorowego balonu, który zabierze ich wysoko ponad wzgórza. Przyjaciele oferowali mu pomoc, jednak Jacek wolał zająć się wszystkim sam. Miś nie tracił czasu. Podreptał do niewielkiej, drewnianej szopy, skąd zabrał ogromną płachtę w kolorach tęczy i wiklinę, z której chciał wykonać kosz. Wkrótce usiadł na kocyku i zabrał się do pracy. Kolejno składał wszystkie części, ale nic mu nie wychodziło. Zrezygnowany ukrył pyszczek w swoich puszystych łapkach i zaczął cichutko płakać. Wtem w szopie pojawili się jego przyjaciele. Ochoczo sięgnęli po narzędzia i przystąpili do budowy balonu mrucząc wesołą piosenkę. Jacek spojrzał na kolegów i z wielką wdzięcznością dołączył do pracy. Niedźwiadki świetnie się przy tym bawiły i w ten sposób szybko wykonały fantastyczny balon, którym odleciały w niesamowitą podróż pełną magicznych przygód. Przyjaciele razem przeżyli niezapomniane chwile, które jeszcze bardziej umocniły ich przyjaźń. Ty też pamiętaj, że praca w grupie, wspólnie z kolegami daje dużo lepsze efekty i można się przy niej wspaniale razem bawić.

44

rys. Monika Frocisz

45

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

BEZPIECZEŃST WO JEST NAJWAŻNIEJSZE Karolina Grzenik

Pewnego słonecznego dnia Rafał i Paweł wybrali się na spacer po parku. Podczas zabawy na świeżym powietrzu usłyszeli miauczenie. – Słyszysz to? – zapytał Rafał. – Tak, ciekawe skąd pochodzi ten odgłos. – Odparł Rafał. Przyjaciele rozpoczęli poszukiwania. Przeszukali całą trawę, i ani śladu stworzenia. Ciągle słyszeli ciche skomlenie. Podnieśli głowy, a na drzewie siedział mały, szary kotek. – O nie! – krzyknął Rafał. – Trzeba mu pomóc. – Masz rację. Ja wejdę na drzewo i podam ci go, dobrze? – odparł Paweł. Chłopiec wspiął się na drzewo i gdy złapał kotka gałąź zaczęła się łamać. – Uważaj! Zaraz się urwie. Wejdź wyżej – krzyknął Rafał. Paweł wszedł wyżej, a gałąź się urwała. – Jak ja teraz zejdę? – rozpaczał chłopiec. – Czekaj, sprowadzę pomoc. – powiedział Rafał i pobiegł w głąb parku. – Pomocy, pomocy! – krzyczał. Chłopiec podbiegł do ławki, na której siedziała starsza pani. – Proszę pani, proszę pani! – zaczepił staruszkę – mój kolega wszedł na drzewo, żeby ściągnąć małego kotka i gałąź się urwała. Teraz nie może zejść. – Chodźmy. – Kobieta wraz z Rafałem podeszła do drzewa, na którym siedział Paweł. – Oj dziecko, dziecko. Coś ty narobił? Zaraz ci pomogę. – Staruszka wyciągnęła telefon. – Dzień dobry. Pewien chłopiec wszedł na drzewo. Tak, nie potrafi zejść. Park przy ulicy Wiosennej. Dobrze, dziękuję. Po dziesięciu minutach przyjechała straż pożarna. Strażacy wzięli drabinę i ściągnęli chłopca razem z kotem. – No chłopcze – powiedział strażak. – Następnym razem, zastanów się zanim coś zrobisz, ponieważ nie tylko tobie ale także ludziom w twoim otoczeniu może stać się krzywda. Pamiętaj, bezpieczeństwo jest najważniejsze.

46

rys. Karolina Grzenik

Gimnazjum nr 3 im. Józefa Pukowca

PODWODNY SEN Szymon Białecki

Ta historia zaczęła się kiedy młody chłopak o imieniu Jakub jak co dzień usiadł pod drzewem na polanie zwanej Akibarą niedaleko domu babci, w którym mieszkał. Zasnął, a gdy obudził się znalazł się nad dziwnie wyglądającym jeziorem. Podszedł do wody, a nim się obejrzał wielka czerwona ręka wciągnęła go do wody. Młody chłopak próbował się uwolnić lecz było już za późno. Zemdlał, ocknął się dopiero w podwodnym królestwie. Coś, co dziwiło młodzieńca było to, że nie brakuje mu powietrza. Znajdował się w obsydianowej komnacie. Na wprost chłopca znajdowały się ogromne drzwi z wyrytą na nich historią podwodnego królestwa. Jakub zafascynowany historią tego świata nie zauważył gdy do komnaty weszła tajemnicza czerwona postać, ta która wciągnęła go w otchłań jeziora. Okazało się, że owym stworem była królewna podwodnego królestwa, Quinella. W pierwszej chwili chłopiec zapytał: – Dlaczego mnie tu sprowadziłaś, do czego jestem ci potrzebny? – Jestem bardzo samotna, boje się, że jeżeli spytam kogoś czy się ze mną zaprzyjaźni to zostanę odtrącona – odparła Quinella. W czasie gdy młodzieniec i królewna rozmawiali ze sobą, bąbelki powietrza uniosły komnatę w której się znajdowali. Gdy zakończyli rozmowę Jakub zauważył, że w okolicach jeziora bawią się mieszkańcy królestwa, poprosił więc Quinellę aby poszła pobawić się razem z nimi. Królewna nieśmiało podeszła do stworów. Nie minęła chwila a rozpoczęła zabawę. Po kilku chwilach Jakub zawołał królewnę i uświadomił jej że zmuszanie kogokolwiek do przyjaźni jest złe, a żeby zyskać przyjaciół wystarczy trochę pewności siebie. Quinella zrozumiała co zrobiła nie tak jak powinna, więc postanowiła odesłać chłopca do domu. Gdy przechodził przez portal obudził się i zrozumiał ze to był sen. Przypomniał sobie także dlaczego tak w ogóle przyszedł na polanę. Był w podobnej sytuacji co królewna Quinella. Prawda była taka, że chłopiec był nowym uczniem w pobliskiej szkole i nie miał na tyle odwagi aby zaprzyjaźnić się z kimkolwiek. Następnego dnia kiedy Jakub przyszedł do szkoły jak co dzień siedział samotnie w swojej ławce gdy reszta jego rówieśników bawiła się wspólnie. Chłopiec nigdy nie pomyślałby, że właśnie dziś zdobędzie dość odwagi do zdobycia przyjaciela. Gdy tego dnia rozpoczęła się długa przerwa Jakub przełamał się, podszedł do grupy bawiących się dzieci i zapytał czy może się z nimi bawić. Jeszcze przez chwilę był wystraszony ale dzieci złapały go za rękę i zaczęły zabawę. Jeżeli i ty będziesz w takiej sytuacji jak Jakub, nie zastanawiaj się, uwierz w siebie a zdobędziesz przyjaciela.

47

rys. Szymon Białecki

Dwujęzyczne Społeczne Gimnazjum

BAJKA O MISIU CZESIU Justyna Kapusta

Dawno, dawno temu żył sobie mały miś. Miś Czesław nigdy nie wychodził bawić się z innymi zwierzątkami, ponieważ lękał się dużych słoni które mogły go nie zauważyć i potrącić. Więc smutny Czesio całymi dniami siedział w swoim domu, uczył się map i tego co w lesie się znajduje. Pewnego słonecznego dnia małe słoniątko zgubiło się w lesie i weszło do jaskini misia. Gdy Czesław zobaczył zwierzątko ze strachu zaczął drżeć i uciekać. Na to słonik zawoła pochlipując: – Zaczekaj, zgubiłem się i nie umiem trafić do domu! Słysząc to miś przestał się trząść i powoli podszedł do słoniątka. – Jak się nazywasz? – zapytał Czesio. – Adaś, a ty? – odparło zwierzątko. – Czesław, możesz mówić do mnie Czesio – odpowiedział już pewniej miś. – Czemu przede mną uciekałeś? – zdziwiło się słoniątko – Przecież jesteś starszy i silniejszy ode mnie. – Ponieważ bałem się, że mi coś zrobisz – powiedział Czesio – Adasiu, mówiłeś że się zgubiłeś, pomóc ci wrócić do rodziców? – Bardzo bym chciał, bo tęsknię za nimi – odparło smutno słoniątko – Więc Adasiu powiedz mi gdzie mieszkasz i wyznaczę drogę, którą tam dojdziemy – zaproponował miś – Czesiu nie pamiętam gdzie mieszkam – wyznało płacząc słoniątko – A pamiętasz jakieś miejsce blisko twojego domu? – zapytał Czesiek – Tak, niedaleko domu jest duży dąb i jezioro. – Ach, to już wiem gdzie to jest, Adasiu. Wezmę mapę i cię zaprowadzę – zdecydował miś – Czesiu nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę – oznajmiło słoniątko Zwierzątka udały się w drogę nad jezioro. Po krótkiej chwili dotarli do dużego dębu i jeziora. Na przywitanie im wyszli rodzice Adasia. Opiekunowie słonika bardzo się ucieszyli gdy zobaczyli swojego synka. Byli bardzo zdziwieni, gdy zauważyli że ich dziecko przyprowadził miś, ponieważ nigdy wcześniej go nie widzieli. – Jak się nazywasz? – zapytał tata Adasia. – Mam na imię Czesław – odparł miś – Zastanawiam się czemu nigdy wcześniej cię nie widziałem w lesie – zastanowił się słoń – Może dlatego że prawie w ogóle nie wychodzę z domu bo się boje ze mnie podepczecie – odpowiedział Czesław – Czemu tak myślisz? Przecież zawsze chodzimy z naszymi dziećmi i patrzymy pod nogi, żeby ich nie podeptać – powiedział słoń – Zawsze myślałem inaczej, że jeśli jestem mały, to mnie nie widzicie – wyznał Czesio – Czesławie musisz wiedzieć że nawet najmniejsi powinni być dostrzegani, ponieważ czasami to oni mają coś ważnego do powiedzenia, nie musisz się nas bać. Odtąd miś i słonie zawsze razem chodzili ponieważ mieli w sobie pomoc, słoń nosił misia i Czesław pomagał im wybierać najlepsze drogi ponieważ znał wyśmienicie całą okolicę.

48

Dwujęzyczne Społeczne Gimnazjum

KRÓLICZEK TOMECZEK Maja Wiśniewska

Dawno, dawno temu w Jagodowym Lesie żył sobie Tomeczek. Był małym, miłym i mądrym króliczkiem, który zawsze wszystkim chętnie pomagał. Mimo wielu zalet nikt nie chciał się z nim przyjaźnić, ponieważ różnił się od innych zwierzątek – miał skrzydełka. Zawsze kiedy inne zwierzątka bawiły się i grały razem, on siedział sam z boku i malował. Każdy obrazek przedstawiał Tomeczka z przyjaciółmi. Pewnego dnia do Jagodowego Lasu przeprowadziła się fretka Stasia. Była bardzo piękna i wszystkie zwierzątka chciały z nią spędzać czas. W pewnym momencie Stasia zauważyła Tomeczka malującego pod drzewem, podeszła do niego i zapytała czemu nie gra razem z innymi. Króliczek zasmucił się i odpowiedział, że nikt go nie lubi, ponieważ ma skrzydełka. Fretka zdziwiła się bardzo, nie wiedziała, że można nie lubić kogoś z powodu wyglądu. Usiadła koło Tomeczka i zobaczyła jego obrazek, który bardzo jej się spodobał. Powiedziała mu o tym i zapytała czy ma gdzieś więcej swoich obrazów. Króliczek bardzo się ucieszył i powiedział, że resztę swoich prac ma w domu i może je pokazać Stasi. Kiedy Tomeczek pokazał nowej koleżance swoje obrazki, fretka była zachwycona. Okazało się, że Stasia też uwielbia malować i przez kilka godzin rozmawiali o sztuce, sławnych malarzach i pomysłach na swoje obrazy. Tomeczek był bardzo szczęśliwy, jeszcze nigdy nie spędził z nikim tak dużo czasu. Stasia bardzo go polubiła i była niesłychanie zdziwiona, że Tomeczka nikt w całym Jagodowym Lesie nie lubi, więc postanowiła to zmienić. Następnego dnia podeszła do zwierzątek grających w piłkę i zapytała czemu nie lubią Tomeczka. Wszyscy odpowiedzieli jej, że to dlatego, że ma skrzydełka. Stasia wyznała im, że spędziła wczoraj z króliczkiem dużo czasu, poznała go i okazał się zwierzątkiem mądrym, miłym i bardzo przyjacielskim. Wytłumaczyła im, że nie powinno się oceniać innych po wyglądzie tylko po charakterze. Jeszcze tego samego dnia kiedy Tomeczek przyszedł jak zawsze pod swoje drzewo zwierzątka zaprosiły go do wspólnej zabawy i przeprosiły za to, że oceniały króliczka, chociaż go nie znały. Od tego czasu Tomeczek był lubiany, zawsze otoczony wieloma znajomymi i miał najlepszą przyjaciółkę na świecie, Stasię.

rys. Maja Wiśniewska

49

Gimnazjum Dwujęzyczne nr 17

O KRZYSIU I JEGO KOLEGACH Jagoda Albrecht

Krzyś śmiały, ale niezbyt lubiany smutny chodził pytając mamy "Dlaczego ja sam samochodzikiem bawię się tam?" mówił patrząc w kącik mały, który w przedszkolnej sali przez rówieśników był omijany. "Nie wiem dlaczego" mówiła mama "z czasem przyjaciół znajdzie się zgraja". I tak do domu chodzili razem, przez mały mostek tuż za lasem. Coś jednak różniło tę miłą parę, skórę mieli oni ciemną jak czekoladę. Nowy kolega pojawił się w sali, w uśmiech szeroki chodził ubrany. Włosy kręcone, oczy zielone, a rączki były czekoladowe. Nowi koledzy, razem we dwoje rysunki robili kolorowe. Problem jednak był z rówieśnikami, którzy kolegów swych omijali. Przykrość dla Krzysia to była niezmierna, pani musiała wkroczyć, nawet niejedna. Długie rozmowy, ciężka praca w końcu się jednak opłacakażdy każdego lubi, a chłopcy teraz przynależą do super grupy. Morał z tego taki, bawcie się razem kochane Przedszkolaki.

rys. Jagoda Albrecht

50

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

EKO LEMURY Dorota Kalisz

W pewnym zoo mieszkały wesołe lemury: Alfred, Henio, Miecio, Franek i Gustek. Bardzo się przyjaźniły. Ze wszystkich zwierzątek miały najczystszy domek. Zawsze dbały o to, by ich wszystkie rzeczy były na swoim miejscu. Pewnego razu wybrały się na spacer do parku. Był upalny dzień. – Macie ochotę na lody? – zapytał Heniek. – Jasne, ja uwielbiam truskawkowe! – krzyknął Gustek. – A dla nas waniliowe – odparły lemury. Heniek poszedł kupić lody dla kolegów. Kiedy wracał, nagle potknął się i upadł na trawę. – Pomocy, ratunku, nie umiem się ruszyć! – krzyczał Heniek. – Słyszycie, to chyba nasz kolega woła o pomoc? – rzekł zmartwiony Gustek. – Coś musiało mu się stać! – powiedział Alfred. Lemury natychmiast pobiegły do niego. Na miejscu zobaczyły Henia, który wyglądał jak lodowy potwór. – Nie śmiejcie się, tylko mi pomóżcie! – wołał zrozpaczony Henio. Okazało się, że potknął się o rozbitą butelkę. Lemury szybko zapomniały o lodach i chciały jak najprędzej pomóc koledze. Zaniosły Henia do doktora Pingwina, który opatrzył mu ranę. – Wiesz Heniu, twoja łapka cierpi dlatego, że ktoś zanieczyszcza planetę – stwierdził mądry Pingwin. – Jak to, przecież my zawsze mamy czysty domek - rzekł Henio. – Tak, wy lemury dbacie o czystość, ale niestety inni ją zaśmiecają – odpowiedział doktor. – Zdradzę wam pewien sekret. Za wielką górą, jest pewna fabryka, w której szare króliki produkują śmieci. Ich szef o imieniu Dżulian, chce zanieczyścić nimi całą planetę! – Ojej, śmieci są okropne! – krzyknął Miecio. – To będzie katastrofa! – dodał Franek. – Musimy im w tym przeszkodzić! – oznajmiły zgodnie lemury. Opracowały sprytny plan, jak pokrzyżować plany królikom. W nocy, kiedy wszystkie króliki spały, lemury zakradły się pod fabrykę i podłożyły pięć tajemniczych koszy. Każdy z nich, zostawił kosz w innym kolorze: Henio podłożył biały, Miecio niebieski, Alfred żółty, Gustek zielony, Franek brązowy. Następnie, schowały się za drzewem i czekały.

51

Gimnazjum nr 6 Mistrzostwa Sportowego

Gdy wstało słoneczko, królik Dżulian, jak zawsze otwierał fabrykę. Zaciekawiony tajemniczym podarunkiem zbliżył się do koszy. – A cóż to za niespodzianka? – odparł zdziwiony królik. Gdy zaczął otwierać kosze, nagle uleciał z nich kolorowy, pachnący dym. Nad fabryką pojawiła się tęcza. Przerażony królik wbiegł do fabryki, chciał ją ratować. Niestety, moc kolorów magicznych koszy była tak silna, że zburzyła fabrykę. Króliki zaczęły uciekać, a kolorowa mgła porwała Dżuliana i słuch o nim zaginął. Na miejscu fabryki pojawiła się łąka porośnięta zieloniutką trawą, pokryta kwiatami. Nad nią latały motyle, bzyczały pszczoły, skakały koniki polne i żaby głośno rechotały. – Udało się! – krzyknęły szczęśliwe lemury. – Teraz idziemy na lody! – powiedziały. SEGREGUJMY ŚMIECI I DBAJMY O INNE DZIECI! – WYŚPIEWAŁY EKO LEMURY.

52

rys. Dorota Kalisz