Niebezpieczne terapie – pod sztandarem Freuda Lata 80-te, USA – wyniki badań ankietowych, efekty terapii nagle ukazują nam rzeczywisty obraz amerykańskiego społeczeństwa, w którym co czwarta kobieta przynajmniej raz w życiu została zgwałcona, co trzecia lub co druga była wykorzystywana seksualnie w dzieciństwie najczęściej przez kogoś z rodziny, 50-60% pacjentów oddziałów psychiatrycznych było w dzieciństwie fizycznie lub seksualnie molestowanych, 50 tys. z ogólnej liczby 255 tys. terapeutów jest przekonanych o tym, że ich pacjenci byli w dzieciństwie molestowani seksualnie, choć większość takie wspomnienia wyparła1. Problemem molestowania seksualnego nagle masowo zaczyna zajmować się prasa specjalistyczna. O ile w 1984 roku w Stanach Zjednoczonych opublikowano jedynie 46 artykułów naukowych na temat wykorzystywania seksualnego dzieci wobec 241 na temat innych form krzywdzenia, o tyle sześć lat później proporcja ta wynosiła już 500 do 349. W Szwecji w okresie 1974 – 1986 całkowita liczba artykułów poświęconych molestowaniu seksualnemu dzieci wynosiła 66 i wzrosła do 757 w latach 1987 – 1992. Padania prasy polskiej również wykazały, że liczba artykułów na ten temat w ciągu zaledwie dwu lat, w okresie 2000 – 2002, podwoiła się i znacząco wzrosły wskaźniki ekspozycji, co oznacza, że artykuły te zaczęły trafiać na czołówki gazet2. Te liczby wdarły się w rzeczywistość nagle, jak gdyby ktoś zdarł zasłonę milczenia i obłudy. Czy rzeczywiście co drugi lub trzeci sąsiad wykorzystuje seksualnie swoje dzieci? Czy żyjemy wśród potworów, których jedynym celem jest zaspokajanie zbrodniczych żądzy seksualnych? Zdaniem Ellen Bass i Laury Davis, autorek wydanej w 1988 roku książki The Courage to Heal, tak3. Zdaniem tysięcy kobiet, które wniosły do sądu przeciwko swoim bliskim, najczęściej rodzicom, oskarżenia o molestowanie seksualne, również tak. Zdanie to bez najmniejszych wątpliwości potwierdzają również zwolennicy tzw. ruchu odzyskanej pamięci, a to że fakty dopiero teraz wyszły na jaw możliwe było dzięki nowatorskim metodom odzyskiwania wypartych wspomnień. Niestety, o ile problem molestowania seksualnego, szczególnie tego, które ma miejsce w rodzinach, w stosunku do dzieci jest rzeczywistym problemem, o tyle skala w jakiej został przedstawiony jest wymysłem terapeutów, którzy nie tylko oparli swoje koncepcje o fałszywe teorie, ale wmieszali do swojej pracy ideologię. Niewielu z nich jednak wycofało się ze swoich koncepcji, bo „odkrywanie” molestowania seksualnego w pamięci pacjentów okazało się nieźle prosperującym biznesem, który nadal ma się dobrze. A jak do tego doszło?

1

Liczby pochodzą z: F. Crews, Wojna o pamięć. Spór o dziedzictwo Freuda. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2001, oraz B. B. Gujska, Molestowanie pamięci. Rzecz o nowym fenomenie psychologicznym i jego skutkach społecznych. FRONDA, Warszawa 2006. 2 M. Sajkowska, Medialny obraz wykorzystywania seksualnego dzieci. W: B. Łaciak (red.) Dziecko we współczesnej kulturze medialnej. Instytut Spraw Publicznych, Warszawa 2003. 3 E. Bass, L. Davis, The Courage to Heal: A Guide for Women Survivors of Child Sexual Abuse. Harper Perennial, 1988.

Złożyło się na to kilka czynników: błędne i na dodatek w uproszczony sposób rozumiane założenia Freuda, ideologia feministyczna, zaspokajanie oczekiwań pacjentów. Wspomniane wcześniej działaczki ruchu wyzwolenia kobiet, Bass i Davis, prowadząc grupy spotkaniowe kobiet zauważyły, że część z nich potrafi się zwierzyć ze swoich przykrych doświadczeń seksualnych z przeszłości. Zwierzenia takie nieodmiennie spotykały się ze współczuciem i wsparciem udzielanym przez inne kobiety. Ofiary molestowania stawały się swego rodzaju „gwiazdami” w grupie. Zachęcało to inne kobiety do podobnych zwierzeń. Kiedy terapeutki podsuwały pomysł, że podobne zdarzenia mogły zostać (zgodnie z koncepcją Freuda) wyparte z pamięci, pomagało to w „odzyskiwaniu” pamięci, usprawiedliwiało jej niedokładności. Im więcej było podobnych przypadków, tym bardziej stawały się one normą, a grupa wytwarzała „kulturę ofiary”. Teraz te kobiety, które nie mogły sobie przypomnieć swoich złych doświadczeń czuły się w jakiś sposób gorsze, co znowu sprzyjało „odzyskiwaniu pamięci”. Na to wszystko nakładał się jeszcze efekt zaspokojenia oczekiwań pacjentów przez terapeutki i grupę – nareszcie odnajdywały źródło większości swoich problemów. To nie one same były winne lecz właśnie te traumatyczne przeżycia doprowadziły do tego, że nie radziły sobie w życiu. Spójrzmy, jak wyglądał przykładowy proces odzyskiwania pamięci: Używamy techniki cofnięcia się (regresji) do wieku dziecięcego, jak gdybyśmy trzymali nitkę czy sznurek, który sięga w przeszłość. Traumatyczne doświadczenie nagrane jest jak na taśmie, którą można przewinąć w tył lub w przód. Następnie sugeruję, ze nagranie lub sen powiedzą nam coś o traumatycznym wydarzeniu. Zaczynam liczyć, a potem pacjent opowiada co widzi. Uważnie obserwuję zmiany wyrazu twarzy, ruchy ciała. Jeżeli ofiara ma sobie coś przypomnieć, dzieje się to właśnie w tym momencie. Pracujemy nad wszystkim, co się wyłoni. Czasami jest to scena maltretowania małego dziecka i wtedy sprawdzam, czy możemy kontynuować. (...) Ludzie wychodzą z transu z wieloma emocjami, lecz jednocześnie zachowują do nich pewien dystans. Jest w nich wiele smutku, są przerażeni i wstrząśnięci brutalnością. Po zakończeniu sesji sami wyciągają wnioski. Warto im w tym pomóc: przypomną sobie to, do czego dojrzeli; z czasem będą przychodzić do nich inne myśli, obrazy uczucia i sny, które pozwolą im lepiej zrozumieć; będą w stanie o tym mówić z terapeutą4

Kilka elementów zawartych w tym przykładzie jest dość znamiennych. Przede wszystkim, zwróćmy uwagę, że określenie „pacjent” zostało zastąpione słowem „ofiara”. „Warto pomóc” ofiarom w wyciąganiu wniosków, wszak same mogłyby dojść do innych niż te, które wyciągnął terapeuta! Zwróćmy również uwagę na stwierdzenie: „przypomną sobie tylko to, do czego dojrzeli”. I tutaj czai się ukryte założenie, tak charakterystyczne dla wielu terapii, że pacjent broni się przed prawdą, którą oczywiście zna terapeuta. Najczęściej jest to nazywane oporem. W tym przypadku mamy do czynienia z brakiem „dojrzałości”. Należy oczekiwać, że kiedy „ofiara” przy pomocy terapeuty „dojrzeje” do konfrontacji z własnymi wspomnieniami, zostaną one odblokowane i z pewnością ujrzą światło dzienne wspomnienia jakichś koszmarnych przeżyć z dzieciństwa. 4

J. L. Herman, Przemoc, uraz psychiczny i powrót do równowagi. GWP, Gdańsk 2002.

Na podstawie tak odzyskanych wspomnień wniesiono w Stanach Zjednoczonych tysiące oskarżeń. Skazano tysiące winnych i niewinnych ludzi. Prawdopodobnie w samych latach 80-tych XX wieku około miliona ludzi uwierzyło w to, że byli w dzieciństwie molestowani seksualnie. Terapeuci odzyskiwania pamięci wpłynęli (i nadal wpływają) na stosunki pomiędzy rodzicami i dziećmi, dziadkami i wnukami w setkach tysięcy rodzin na całym świecie. W większości z nich zmiana tych stosunków jest nieodwracalna. Oskarżenie ojców o molestowanie seksualne własnych dzieci staje się powoli w sądzie wygodną i łatwo dostępną bronią, która rozwiedzionym kobietom umożliwia zemstę na byłych mężach, a dzieciom pozostawia trwałe urazy psychiczne5. Co jednak takiego złego jest w terapii odzyskiwania pamięci? Czy rzeczywiście dzieci nie bywają molestowane przez swoich rodziców. Jaka jest skala tego problemu? Na jakiej podstawie twierdzę, ze terapia odzyskiwania pamięci jest dobrze prosperującym biznesem? W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku, kiedy feministki podnosiły problem molestowania seksualnego, był to bolesny problem rzeczywiście spychany na margines świadomości społecznej. To właśnie feministki zwróciły na niego uwagę publiczną, wyciągnęły na światło dzienne i chwała im za to, bo dla ludzi, którzy doświadczyli tak koszmarnych przeżyć w dzieciństwie, ignorowanie ich wspomnień przez terapeutów było niczym innym, jak kontynuacją koszmaru. Przy okazji, terapia feministyczna sprzeciwiła się założeniom Freuda, który początkowo wierzył swoim pacjentkom w relacje dotyczące molestowania seksualnego, później jednak przyjął bezwyjątkowe założenie, że są to wyłącznie fantazje seksualne. Łatwo sobie wyobrazić, jak mogli się czuć pacjenci relacjonujący traumatyczne zdarzenia z dzieciństwa i spotykający się z wyniosłym niedowierzaniem psychoanalityków. Feministki odrzuciły jeden z psychoanalitycznych przesądów, jakim było kategoryczne niedowierzanie relacjom pacjentów o molestowaniu. Na to miejsce wprowadziły jednak kolejnego psychoanalitycznego potwora – wyparcie. Pojęcie to, choć istniało jeszcze przed powstaniem psychoanalizy6, powszechnie przypisuje się Freudowi, bo też przez niego zostało spopularyzowane. Oznacza ono w psychoanalizie proces usuwania ze świadomości negatywnych doświadczeń. Warto przy okazji wskazać również na proces tłumienia i pokazać między nimi różnice. Tłumienie jest świadomą próbą usunięcia pewnych treści – staramy się o czymś nie myśleć i nie pamiętać, ale wiemy co i kiedy stłumiliśmy. Wyparcie odbywa się w sposób nieświadomy i niekontrolowany, jest mechanizmem obronnym, nad którym nie mamy kontroli. Nie zdajemy sobie sprawy ani z tego jakie treści, ani kiedy wyparliśmy. Dostęp do nich możliwy jest np. poprzez analizę prowadzoną przez psychoanalityka. Tylko on ma na tyle wiedzy i doświadczenia, żeby dostrzec czy jakieś treści zostały przez nas wyparte.

5

O takich przypadkach mających miejsce w Polsce może czytelnik przeczytać w: B. B. Gujska, Molestowanie pamięci. Wyd. cyt. 6 Np. Maruszewski podaje, że pojęcie wyparcia pojawiło się już w koncepcji Herbarta. T. Maruszewski, Pamięć autobiograficzna, GWP, Gdańsk 2005, s. 171.

Zwolenniczki terapii odzyskania pamięci założyły, że jeśli pacjent (najczęściej kobieta) ma jakieś problemy, to ich źródłem są właśnie zdarzenia wyparte ze świadomości. Wystarczy je uwolnić doprowadzić do wglądu i pacjenci natychmiast odczują ulgę i poprawę. O ile to założenie mogłoby na pierwszy rzut oka wydawać się logicznym, o tyle założenie dotyczące skali problemu miało już swoje korzenie w ideologii feministycznej – większość kobiet jest uciskana, krzywdzona, molestowana itd. Terapeuta o takim światopoglądzie nie zadawał sobie pytania „czy pacjent był molestowany?” lecz „w jaki sposób dotrzeć do wypartych treści?”. Taki sposób postępowania był też z pewnych względów niezwykle wygodnym dla pacjentów i jest powszechny w większości terapii cieszących się dużym uznaniem. Popatrzmy, do terapeuty przychodzi znękany życiem pacjent, a ten mu oferuje wyjaśnienie większości jego problemów, które uwalnia go od jakiejkolwiek odpowiedzialności sugeruje np. że przyczyną jego problemów jest zachowanie jego rodziców w stosunku do niego w dzieciństwie, lub fakt, że został przez kogoś skrzywdzony lub nieokiełznane, działające poza jego wolą libido lub chociażby oddziaływanie na niego sił kosmicznych czy inne bardziej lub mniej prawdopodobne wyjaśnienie, ale zawsze leżące poza jego kontrolą. Jednocześnie w systemie terapeutycznym zawarta jest obietnica, że np. „przepracowanie problemu rodziców” lub ujawnienie wypartych treści lub dokonanie wglądu w podświadomość lub zrozumienie i zneutralizowanie sił kosmicznych raz na zawsze pozbawią go problemów. Czy taki rodzaj terapii nie będzie wybierany częściej i chętniej niż te, gdzie terapeuta wskazuje na brak wystarczającej motywacji pacjenta lub brak siły woli czy jego niewystarczający wysiłek? Pytanie jest chyba retoryczne, a potwierdza to rynek szeroko rozumianych usług terapeutycznych. To tutaj zaczyna się dobrze prosperujący biznes, o którym wcześniej wspominałem. Największym jednak oszustwem terapii odzyskiwania wspomnień jest nie tylko ideologiczne określenie skali zjawiska, nie tylko jej „rynkowa” konstrukcja, lecz oparcie na fałszywych założeniach teoretycznych. Akapit wcześniej napisałem, że założenia terapii mogą na pierwszy rzut oka wyglądać na logiczne. Dlaczego takimi nie są? Po pierwsze, dlatego, że mechanizm wyparcia przez ponad sto lat prowadzonej terapii i badań po dziś dzień nie został udowodniony, po drugie, dlatego że opisywana procedura terapeutyczna prowadzi prostą drogą do indukcji wspomnień, a nie ich odzyskiwania. Przekonało się już o tym kilku terapeutów i to dosyć boleśnie. Spójrzmy na przykłady: Patricia Burgus w latach 1986 - 1992 poddana była terapii, w wyniku której „odzyskała" wspomnienia o uczestnictwie w satanistycznych rytuałach, byciu wykorzystywaną seksualnie, wykorzystywaniu własnego dziecka, a także jedzeniu ludzi. W 1997 roku, w wyniku wygranej rozprawy, otrzymała 10,6 miliona dolarów odszkodowania7.

7

E. F. Loftus, The price of bad memories. „Skeptical Inquirer”, 22, 1998, s. 23 - 24.

W 1986 Nadean Cool, doradczyni pielęgniarek y Wisconsin poszukiwała terapii, która pomogłaby jej poradzić sobie z reakcją na traumatyczne wydarzenie, którego doświadczyła jej córka. Podczas terapii psychiatra zastosował hipnozę i inne techniki sugestii aby wydobyć pogrzebane wspomnienia molestowania, których Cool rzekomo sama doświadczyła. W trakcie terapii Cool doszła do przekonania, że wyparła wspomnienia przynależności do kultu satanistów, jedzenia dzieci, bycia gwałconą, uprawiania seksu ze zwierzętami i bycia zmuszoną do oglądania morderstwa swojego 8-letniego przyjaciela. Uwierzyła, że miała ponad 120 osobowości – dzieci, dorosłych, aniołów, a nawet kaczki (...). Kiedy ostatecznie Cool zdała sobie sprawę, że zostały jej wszczepione fałszywe wspomnienia, pozwała psychiatrę do sądu za praktyki niezgodne z etyką zawodową. W marcu 1997 roku, po pięciu tygodniach procesu sąd przyznał jej prawo do odszkodowania w wysokości 2, 4 miliona dolarów. (...) W 1992 roku w Missouri kościelny doradca w trakcie terapii pomógł Beth Rutheford przypomnieć sobie, że jej ojciec, duchowny, regularnie gwałcił ją w czasie, kiedy miała 7-14 lat, a także i to, że jej matka czasami pomagała mu przytrzymując ją. Pod przewodnictwem swojego terapeuty Rutheford rozwinęła wspomnienia dwukrotnego zajścia w ciążę z ojcem a następnie zmuszenia jej do usunięcia płodu przy pomocy wieszaka na ubrania. Kiedy zarzuty stały się znane publicznie, ojciec był zmuszony zrezygnować ze swojego stanowiska duchownego. Jednakże późniejsze badania medyczne córki ujawniły, że w wieku 22 lat była ciągle dziewicą i nie była nigdy w ciąży. Córka oskarżyła terapeutę i w 1996 r., w wyniku wygranej rozprawy, otrzymała milion dolarów odszkodowania8.

Jakkolwiek przerażające byłyby te przykłady to przecież nie sądy lecz raczej wyniki badań empirycznych winny decydować o zasadności koncepcji teoretycznych i wynikających z nich zastosowań terapeutycznych. Badania zaś przynoszą dość jednoznaczny i wyraźny obraz zjawiska. Zjawiska wyparcia w czystej postaci dotychczas nie udało się potwierdzić w żadnych badaniach. Wyparcie i tłumienie traktujemy jako przypadki ograniczenia dostępu do zakodowanych wcześniej informacji. Skoro tak, to oba te zjawiska mają charakter ilościowy – możemy mówić o większym lub mniejszym stopniu ograniczenia dostępu. Raczej nie dzieje się tak, że jakaś informacja została wyparta lub stłumiona. To jest już wyraźne odejście od koncepcji psychoanalitycznych, w których na przykład mówienie o niepełnym wyparciu przypominało Szwejkowe gawędy o winie bez alkoholu9.

Przedstawionych wcześniej przypadków nie da się nawet zakwalifikować jako błąd w sztuce. Wynikały wprost z fałszywych założeń terapii. Dzisiaj mówimy raczej wyłącznie o problemach z pamięcią, o procesach zapominania, a opieranie terapii na założeniu, że pewne zdarzenia zostały w całości, od początku do końca zapomniane ma odniesienie wyłącznie do przypadków amnezji związanych najczęściej z chorobą neurologiczną lub organicznym uszkodzeniem mózgu. Zresztą, przy dzisiejszym zaawansowaniu badań neurologicznych możemy uzyskać bardzo jasny obraz procesów zapamiętywania, które z wyparciem mogłyby mieć coś wspólnego. Za naszą zdolność zapamiętywania zdarzeń, imion czy sposobu wykonywania określonych czynności odpowiedzialne są różne struktury mózgu, z których każda związana jest z innym typem pamięci. Nie 8

E. F. Loftus, Creating false memories. „Scientific American”, 3, 1997, 70-75.

wnikając w anatomię więcej niż to niezbędne, możemy powiedzieć, że większość ośrodków pamięci mieści się w korze mózgowej. Wśród struktur, warunkujących skuteczne zapamiętywanie, znajdują się jednak również ciało migdałowate oraz hipokamp, które zlokalizowane są w przyśrodkowej części płata skroniowego. Ciało migdałowate, jest przede wszystkim odpowiedzialne za określanie motywacyjnego znaczenia bodźca i umożliwia m. in. warunkowanie strachu. Napływające z otoczenia informacje o bodźcach wędrują szlakami czuciowymi do wzgórza, a stamtąd jednocześnie do ciała migdałowatego i kory. Ciało migdałowate natychmiast pobudza układ nerwowy, a w korze dochodzi do poznawczej analizy bodźca. Rezultat tej analizy, trafia ponownie do ciała migdałowatego umożliwiając mu prawidłową reakcję10. Istnienie tego podwójnego systemu przetwarzania informacji wiąże się z określonymi korzyściami dla organizmu. Po pierwsze, dzięki istnieniu drogi podkorowej (wzgórze - ciało migdałowate) bodźce zagrażające mogą być szybko wychwytywane, bez poddawania ich analizie w korze mózgowej. Po drugie, ciało migdałowate, dzięki otrzymywaniu informacji ze wzgórza, jest natychmiast pobudzane i, po otrzymaniu informacji będącej rezultatem analizy dokonanej w korze, reakcja na nią może być dużo szybsza niż gdyby płynęła tylko z kory. Trzecią korzyścią płynącą z istnienia podwójnego systemu przetwarzania, jest to, że ciało migdałowate może wychwycić bodźce zagrażające i działać jak system alarmujący, który pozwala korze przekierować uwagę na bodźce, które - choć sygnalizują zagrożenie - znajdują się poza obszarem objętym uwagą. Ciało migdałowate jest więc strukturą odpowiadającą za emocjonalną reakcję na napływające z otoczenia bodźce, zanim zostaną one opracowane poznawczo w korze. Znany badacz mózgu, Le Doux uważa również, że jest ono odpowiedzialne za powstawanie wspomnień emocjonalnych, czyli tzw. pamięci utajonej (implicite). Wspomnienia te nie są świadome, nie jest możliwe ich przypomnienie czy zrelacjonowanie, ujawniają się one wyłącznie w zachowaniu (reakcjach fizjologicznych)11. Hipokamp z kolei jest strukturą odpowiedzialną za kodowanie kontekstu. Odpowiada on za tzw. pamięć jawną (explicite). Pamięć ta charakteryzowana jest jako świadoma, pozwalająca na przypominanie oraz słowne relacjonowanie zdarzeń z przeszłości. Hipokamp umożliwia formowanie świadomych, możliwych do zwerbalizowania wspomnień. Uszkodzenie tej struktury prowadzi do sytuacji, w której nie jest możliwe nabywanie warunkowej reakcji lęku na kontekst, jednakże wciąż możliwe jest kształtowanie reakcji warunkowej na bodziec (proces ten bowiem zależny jest od ciała

9

T. Maruszewski, Pamięć autobiograficzna. Wyd. cyt. LeDoux, J. i Phelps, E.A. (2005). Sieci emocjonalne w mózgu. W: M. Lewis i J.M. Haviland — Jones (red.),

10

Psychologia emocji. Gdańsk: GWP. 11

LeDoux, J. (1996). The emotional brain. The mysterious underpinnings of emotional life. New Yourk: Simon and

Schuster.

migdałowatego). To pozwala wnioskować o pewnej niezależności tych struktur i, tym samym, zależnych od nich pamięci: utajonej i jawnej12. Wiedząc, że ciało migdałowate odpowiada za nieświadome wspomnienia emocjonalne, hipokamp zaś za wspomnienia świadome, warto zwrócić uwagę na wpływ sytuacji stresowej na funkcjonowanie każdej z tych struktur, a co za tym idzie na możliwość zaistnienia wyparcia. W sytuacji zagrożenia dochodzi do uwalniania tzw. „hormonów stresu" (np. glikokortykoidy, adrenalina). Glikokortykoidy oddziałują i na ciało migdałowate, i na hipokamp, jednakże oddziaływanie to wywołuje przeciwstawne skutki. Hormony te hamują procesy zależne od hipokampa, jednocześnie intensyfikując procesy zależne od ciała migdałowatego. W konsekwencji, wysoki poziom stresu może prowadzić do zaburzeń pamięci związanej z hipokampem (tj. tworzenia świadomych wspomnień) oraz do polepszenia skuteczności kodowania nieświadomego, emocjonalnego, jakie związane jest z ciałem migdałowatym. Świadczyłoby to więc na korzyść wyparcia. Czy możliwe jest, że w czasie bardzo stresującego wydarzenia zostaną stworzone wyłącznie wspomnienia emocjonalne, ujawniające się w reakcjach fizjologicznych, tak, jak wynikałoby to z koncepcji wyparcia? LeDoux uważa, że analizując mózgowe mechanizmy pamięci jest prawdopodobną sytuacja, w której osoba posiada nieświadome wspomnienie traumatycznego zdarzenia, nie posiadając jednocześnie świadomości tego, co jej się przytrafiło. Jest tylko jeden szkopuł. Nie ma możliwości stwierdzenia, czy takie osoby istnieją. Jeśli nawet tak, to nigdy się o tym nie dowiemy, bowiem nie jest możliwe, aby jakiekolwiek procedury psychologiczne, z hipnozą włącznie, umożliwiły wydobycie informacji zapisanych dzięki ciału migdałowatemu. W taki oto sposób możemy wykazać, że docieranie do treści wypartych jest z punktu widzenia neuropsychologii niemożliwe, a wykorzystywanie ich w terapii jest całkowitą bzdurą. O ile z jednej strony terapia odzyskiwania wspomnień przyczyniła się do rozpoczęcia badań empirycznych nad zjawiskami wyparcia, tłumienia i innymi mechanizmami obronnymi, ukazując ich rzeczywistą wartość, o tyle z drugiej strony w sposób niezamierzony terapeuci odkryli nieprawdopodobnie silny mechanizm manipulacyjny – wszczepianie fałszywych wspomnień, które psychologowie akademiccy nazywają inflacją wyobraźni13. Badania eksperymentalne prowadzone niejako w interwencji na nasilające się problemy związane z falą „odzyskanych wspomnień” i dramatycznie rosnącą liczbą procesów, pozwoliły dość precyzyjnie określić naturę tego zjawiska. Aby zrozumieć jego działanie spójrzmy na dość typowy dla tego obszaru badań eksperyment. W badaniu uczestniczyły osoby w wieku 18-53 lata, które poproszono o przypomnienie sobie rożnych zdarzeń z dzieciństwa, o których usłyszeli od rodziców bądź krewnych. Wcześniej autorki eksperymentu zebrały opisy takich zdarzeń w rozmowach z krewnymi i upewniły się, że żadna z osób 12

J. LeDoux , E. A. Phelps, Sieci emocjonalne w mózgu. W: M. Lewis i J. M. Haviland-Jones (red.) Psychologia emocji. GWP, Gdańsk 2005. 13 T. Maruszewski, Pamięć autobiograficzna. Wyd. cyt.

badanych nie zgubiła się nigdy w dzieciństwie w centrum handlowym. Uczestnikom badania rozdawano do przeczytania cztery krótkie historyjki. Trzy z nich dotyczyły zdarzeń prawdziwych, jedna – zdarzenia fikcyjnego. W przypadku wszystkich osób badanych historyjka dotyczyła zagubienia się w wieku 5 lat w dużym centrum handlowym. Historyka mówiła o tym, że dziecko nie mogło przez dłuższy czas znaleźć opiekunów, płakało aż zaopiekowała się nim starsza kobieta do czasu odnalezienia rodziny. Po przeczytaniu tych historyjek osoby badane miały napisać, co pamiętają z każdego z tych zdarzeń. W przypadku, gdyby nie pamiętały nic, miały wpisywać po prostu „nie pamiętam”. Następnie eksperymentatorki przeprowadzały z uczestnikami badania dwie rozmowy. Instrukcja przygotowana na użytek uczestników badań mówiła o tym, że w trakcie tych rozmów chcą sprawdzić, czy badani dobrze pamiętają szczegóły, a także to, czy pamiętane przez nich szczegóły pokrywają się ze informacjami dostarczonymi przez ich rodziny. Bezpośrednio po lekturze autentyczne wydarzenia przypominało sobie 68% badanych, ale za to aż 29% przypomniało sobie zdarzenia w ich przypadku nie mające miejsca! Druga rozmowa niewiele zmieniła ten obraz. Ciągle 25% badanych „pamiętało” nieistniejące wydarzenie14. Podobnych badań przeprowadzono wiele. Np. Hyman, Husband i Billings w swoich eksperymentach doprowadzili do tego, że 20-25% badanych „przypomniało” sobie noc spędzoną w szpitalu z powodu wysokiej gorączki lub przyjęcie urodzinowe z udziałem klowna, choć w rzeczywistości nic takiego nie miało miejsca. Co ciekawe, wielkość efektu inflacji wyobraźni wykazywana w większości eksperymentów jest dość stabilna – efekt występuje u 20-30% osób badanych. Weźmy teraz pod uwagę kilka faktów. Przede wszystkim, zwróćmy uwagę na to, że osoby biorące udział w eksperymentach były osobami zdrowymi, bez zaburzeń, bez silnej potrzeby uwolnienia się od problemów, która często towarzyszy osobom zgłaszającym się na terapię. Eksperymentatorzy nie wywierali presji na osoby badane, indukcja pamięci następowała najczęściej w wyniku jednorazowej prostej procedury. Nie znam badań, podczas których sprawdzano by, czy np. 10 sesji może zwiększyć podatność na indukowanie wspomnień. Intuicja podpowiada mi, że tak. Wszystkie eksperymenty prowadzone były zgodnie z wymogami etyki, a indukowane wspomnienia miały charakter neutralny. Mając te fakty na uwadze, spróbujmy wyobrazić sobie różnice pomiędzy sytuacją eksperymentalną a sytuacją terapeutyczną, w jakiej znajdują się pacjenci, kiedy stają w obliczu terapeuty przekonanego o słuszności swojej hipotezy i dobrze przygotowanego do walki z oporem pacjenta. Spójrzmy na fragment wypowiedzi Freuda, która pomoże nam wyobrazić sobie różnicę pomiędzy niewinnymi sytuacjami eksperymentalnymi i „prawdziwą” terapią. Sesja niedługo się skończy, a oni ciągle utrzymują, że tym razem nic sobie nie przypomnieli. Nie wolno nam wierzyć w to, co mówią, musimy zawsze przyjmować, ze coś ukrywają, i mówić im to... Musimy kłaść na to

nacisk, cały czas wywierać presję i przedstawiać samych siebie jako nieomylnych, zanim nam wreszcie czegoś nie powiedzą... Są takie przypadki, gdy pacjenci próbują zaprzeczać wspomnieniom już po ich przywołaniu. „Coś mi się teraz przypomniało, ale z pewnością to pan umieścił to w mojej głowie”... We wszystkich takich przypadkach pozostaję niewzruszenie stanowczy... Tłumaczę pacjentowi, że są to wszystko przejawy oporu i wywołane przez niego preteksty, aby uniemożliwić przywołanie danego wspomnienia, do którego mimo to musimy dotrzeć15.

Sądząc po efektach, jakie uzyskiwali (i ciągle jeszcze uzyskują!) terapeuci odzyskiwania pamięci, żeby wspomnieć cytowane wcześniej fałszywe wspomnienia zjadania ludzi, wykorzystywania własnych dzieci itp. koszmary, nauki Freuda zostały zastosowane z niezwykła gorliwością. Śmiem podejrzewać, że „sprawność” terapeutów i stan psychiczny, w jakim trafiali do nich pacjenci umożliwiały uzyskanie znacząco wyższego odsetka „odzyskanych” wspomnień, niż wspominane w badaniach 20-30%. I choć nie wspominałem o tym do tej pory, terapię odzyskiwania wspomnień stosuje się z równą gorliwością w odniesieniu do dzieci. Dodatkowo, wykorzystuje się tutaj kilka innych efektów, takich jak znaczenie autorytetu, poczucie winy, modelowanie itp. „Praca nad ujawnieniem nadużycia” rozpoczynała się zwykle od wzbudzenia w dziecku potrzeby wyjaśnienia przyczyn lęku, słabych wyników w szkole, nocnych koszmarów, niskiej samooceny i innych symptomów, na podstawie których została postawiona „diagnoza”. Terapeuta – osoba dorosła, autorytet dla dziecka – podsuwał następnie odpowiedź na pytanie, dlaczego pojawiły się takie problemy. Wykorzystywane były do tego specjalne pomoce w postaci taśm wideo, na których jest mowa o tym, co to jest nadużycie seksualne, do jakich konsekwencji prowadzi oraz jak poradzić sobie z traumą takiego doświadczenia. Dziecko otrzymywało do wykonania „zadanie domowe” – np. „Przemyśl jeszcze raz to wszystko w domu i zastanów się, czy rzeczywiście nic się nie zdarzyło”. Stymulowano wyobraźnię zadając pytania typu „Co by było gdyby...?” oraz podsuwając lalki z narządami płciowymi. Bezkrytycznie akceptowane i wzmacniane były wypowiedzi dziecka zgodne z przekonaniem, że zostało wykorzystane. Zadawano pytania sugerujące, lub wielokrotnie powtarzano te same pytania, co – zwłaszcza dla małych dzieci – może być sygnałem, że udzielona przez nie odpowiedź nie jest dobra, dlatego należy ją zmienić. Milczenie i zaprzeczanie traktowano jako „brak gotowości” do zwerbalizowania doświadczenia nadużycia. Jeśli dziecko odwoływało swoje wcześniejsze zeznanie, interpretowano to jako „wtórne zaprzeczanie’. Stopniowo, przynajmniej u niektórych dzieci pojawiało się subiektywne przekonanie, że zostały wykorzystane seksualnie. Szczególnie bezbronne wobec takich manipulacji były dzieci młodsze, które nie znają pojęcia nadużycia seksualnego. Dodatkowym źródłem wzmocnienia pseudopamięci mogło być wspólne przebywanie – podczas psychoterapii – z dziećmi faktycznie wykorzystanymi seksualnie. Osoby, które prowadziły taką „pracę nad ujawnieniem”, były przekonane, że jest to metoda całkowicie bezpieczna, ponieważ nie jest możliwe zasugerowanie dziecku zdarzenia, jakim jest nadużycie seksualne16.

14

E. F. Loftus, J. Pickrell, The formation of false memories. „Psychiatric Annals”, 25, 1995, s. 720-725. The Standard Edition of the Complete Psychological Works of Sigmund Freud. 24 Vol., Hogarth Press, London 19531974. Za: F. Crews, Wojna o pamięć. Wyd. cyt. 16 S. E. Draheim, O wszczepianiu dzieciom pseudopamięci, czyli o manipulacji w dobrej wierze. W: E. ZdankiewiczŚcigała, T. Maruszewski (red.) Wokół psychomanipulacji. Wydawnictwo SWPS Academica, Warszawa 2003. 15

Jeśli „odzyskanie” wspomnień mimo to nie powiedzie się, to i tak nie zabraknie (przynajmniej w Polsce) psychologów gotowych orzec jednoznacznie o fakcie molestowania mając oparcie wyłącznie w wynikach testów projekcyjnych17. Podkreślić w tym miejscu trzeba fakt, że testy projekcyjne mają swój rodowód wyłącznie w psychoanalizie i wnioskowanie na ich podstawie odbywa się w podobny sposób i z podobną rzetelnością, jak wnioskowanie na podstawie snów, czy... wróżenie z fusów. Analiza symptomów daje podobnie nierzetelne wyniki18, ale mimo to maszyna wymiaru sprawiedliwości kręci się i z braku innych dowodów, orzeka o winie na takich podstawach. Psychologowie występujący w charakterze biegłych sądowych są zdania, że lepiej jest popełnić błąd fałszywego alarmu niż błąd przeoczenia, ponieważ należy mieć na względzie przede wszystkim dobro dziecka. Ich zdaniem dorosły, nawet jeśli zostanie niesłusznie skazany przez sąd – „jakoś sobie z tym poradzi”. Warto byłoby zadać pytanie tym zatroskanym dobrem dzieci psychologom, jak rozwija się osobowość dziecka niesłusznie przekonanego, że było wykorzystywane seksualnie? Jak żyje ów „radzący sobie” dorosły z etykietą pedofila lub zboczeńca? Co dzieje się z rodzinami, w których nastąpiło oskarżenie? Częściowych odpowiedzi na te pytania mogliby udzielić nam członkowie Fundacji Syndromu Fałszywej Pamięci (False Memory Syndrome Foundation)19. Większość z nich to obwinieni krewni „ofiar” molestowania. Od momentu powołania Fundacji w 1992 roku do roku 2001 zgłosiło się do fundacji 4400 osób, dla których fałszywe wspomnienia są koszmarną rzeczywistością20. Fala fascynacji problemem dotarła już jakiś czas temu i do Polski. Świadczą o tym chociażby takie wypowiedzi, jak ta, znaleziona przeze mnie niedawno w gazecie: Mam 52 lata, od sześciu lat wiem, że w dzieciństwie byłam molestowana. I to długo, bo blisko dziesięć lat. Nie czułam się krzywdzona, myślałam, że byłam kochana. Niewiele pamiętam. Dziś wiem, że to ratujący mnie mechanizm obronny. Był konieczny, bo moje życie z tak wielkim ciężarem na barkach byłoby zbyt trudne. Nie ułożyłam sobie życia osobistego, nie umiałam. Dziś się nie dziwię. Małżeństwo moje się rozpadło, dzieci nie mam. (...) Od dwóch lat mam terapeutkę. To dzięki trudnej pracy jej i mojej zaczynam się zmieniać, zaczynam rozwijać się emocjonalnie. Już nie czuję się winna temu, co się działo. Już mogę i chcę mówić, chcę krzyczeć: NIE MOLESTUJ MNIE!21

Wiele wskazuje na to, że trudna praca terapeutki pomagającej odzyskać wspomnienia przyniosła skutek, a pacjentce ulgę. W końcu ktoś pomógł jej zrozumieć, że fakt, iż nie potrafiła sobie ułożyć

17

Wg B.B. Gujskiej w Polsce jest to najczęściej stosowana metoda w badaniach z podejrzeniem o wykorzystywanie seksualne dzieci: Molestowanie pamięci. Wyd. cyt. 18 18 S. E. Draheim, O wszczepianiu dzieciom... Wyd. cyt. 19 http://www.fmsfonline.org/ 20 P. R. McHugh, H. I. Lief, P. P. Fryed, J. M. Fetkiewicz, From Refusal to Reconciliation. Family Relationships After on Accusation Based on Recovered Memories. „The Journal of Nervous and Mental Disease”, 192, 2004, s. 525-531. 21 Listy do redakcji, „Gazeta Wyborcza - Wysokie obcasy”. 13 maja 2006.

życia nie jest w żadnej mierze jej winą, lecz osoby, która ją molestowała. Czy to nie wspaniały wniosek? Czy są jakieś sposoby na to, aby nie pomniejszając wagi problemu, jakim jest molestowanie seksualne, zachować zdrowy rozsądek i obiektywizm w stawianych diagnozach? Oczywiście, odpowiedź możemy znaleźć chociażby w książce Rity Carter Tajemniczy świat umysłu22. Autorka opisuje badania prowadzone metodami obrazowania pracy mózgu, w których dowodzi się możliwości oceny prawdziwości uświadamianych sobie (rzeczywistych lub wszczepionych) wspomnień na podstawie analizy zdjęć funkcjonalnego MRI. Jeśli "wspomnienia" pochodzą z pamięci "własnej" na obrazie funkcjonalnego MRI "rozświetlają" obszary świadczące o wzbudzeniu aktywność części kory mózgowej odpowiedzialnej za wewnątrz mózgowe procesy "potwierdzenia, "że dany opis jest znany z własnego doświadczenia". Jeśli wypowiadane "wspomnienia" są generowane w strukturach mózgu odpowiedzialnych za "myślenie wytwórcze" i fantazję, to pobudza się wewnątrz mózgowa aktywność struktur sygnalizujących wykrywanie fałszu oraz wzbudzanie konsternacji lub zakłopotania. W innych badaniach Daniel Schacter z Uniwersytetu Harvarda poddał dwanaście kobiet badaniu metodą PET w trakcie okazywania im listy słów, których część widziały wcześniej, a część była dla nich nowa. Listy już przedtem widziane wzbudzały aktywność hipokampa i pól mowy, natomiast te, które badane kobiety uważały za znane, choć mijało się to z prawdą, aktywowały te same okolice, ale dodatkowo również korę oczodołowo-czołową. Jest to fragment mózgu wzbudzający reakcję typu „Oho, coś tu nie gra!", który rozświetla się, gdy nie wszystko jest w porządku. Jego aktywacja podczas błędnego „przypominania sobie" faktów sugeruje, że - mimo iż dzieje się to poza świadomością osoby badanej - mózg „wie" o wadliwym funkcjonowaniu pamięci i nadal generuje mózgowe znaki zapytania23. Co prawda badanie Schactera dotyczyło pamięci świeżej, ale jeśli jego wyniki znajdą potwierdzenie w odniesieniu do pamięci długotrwałej i po uwzględnieniu innych badań, obrazowanie mózgu może z powodzeniem trafić na sale sądowe wypierając z niej goszczących tam dzisiaj biegłych szarlatanów z dyplomem psychologa i dając jednoznaczna odpowiedź na pytanie o prawdziwość wspomnień. Czytelnik, który prześledził moje dotychczasowe wywody na temat terapii z pewnością nabrał przekonania o moim negatywnym stosunku do dotychczas omawianych terapii, a terapii psychoanalitycznej w szczególności. To prawda, nie jestem jej entuzjastą. Oskarżam ją nie tylko o żerowanie na ludzkim nieszczęściu, ale również o jego kreowanie, a następnie czerpanie z niego zysków. A jednak oskarżając psychoanalizę czy terapię zabarwioną ideologią feministyczną, chciałbym do listy oskarżonych dopisać psychologów akademickich, którzy w cieple swoich gabinetów, pochłonięci tworzeniem junk science, którą nikt, poza nimi samymi się nie interesuje, w twórczym podejściu do nieistotnych problemów przyzwalają na wyklucie się potworów podobnych 22

Atena, Poznań 1999.

do terapii odzyskiwania pamięci w gmachach uniwersyteckich zbudowanych na potrzeby poszukiwania prawdy. Przez niemal 100 lat empiryści nie pochylili w poważny sposób nad problemem wyparcia, czy innymi powszechnie uznawanymi mechanizmami obronnymi, a klinicyści usilnie ich do tego zniechęcali. Pierwsze badania nad wszczepianiem pamięci pojawiły się dopiero wówczas, kiedy rozszalała fala ludzi z „odzyskaną” pamięcią wkroczyła masowo do sądów, aby oskarżyć o największe zbrodnie swoich najbliższych. Jestem przekonany, że postawa psychologów akademickich, polegająca na tym, że ignorują wszelkie nowe trendy w psychoterapii nie poddając ich weryfikacji empirycznej, jest ze wszech miar na rękę psychoterapeutom. To nieme przyzwolenie jest jak parasol rozpięty nad wykluwającym się kolejnym potworkiem. Jesteśmy świadkami narodzin coraz to kolejnych, jak choćby ten rozwijający się na naszych oczach i opisany w kolejnym podrozdziale.

23

D. L. Schacter, Siedem grzechów pamięci. PIW, Warszawa 2003.