Listy, listy... Indywidualnie takie aberracje

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008 I Listy, listy... Indywidualne aberracje Czytając artykuł o zamachu na Nowy Jork z 11 września 200...
20 downloads 0 Views 4MB Size
NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

I

Listy, listy... Indywidualne aberracje Czytając artykuł o zamachu na Nowy Jork z 11 września 2001 r. („NCz!” nr 3334/2008) autorstwa Pawła Łepkowskiego, miałem wrażenie, jakby pisał go ktoś niespełna rozumu. Jego teza: trzeba być głupcem, by mniemać, że zamachu dokonali Palestyńczycy. Indywidualnie takie aberracje się zdarzają, ale żeby cała Redakcja też? prof. Bogusław Wolniewicz Od Redakcji: Artykuł red. Łepkowskiego jedynie prezentował punkt widzenia na tragedię z 11 września – odmienny od tego, jaki przedstawiają prawie wszystkie media. Poza tym autor nie stawiał żadnych tez, lecz tylko prezentował odmienne poglądy, które funkcjonują w amerykańskim „drugim obiegu”. Katastrofa??? Aj ja jaj... Nie czytuję na co dzień p.Adama Wielomskiego; teraz wiem, że miałem rację, odmawiając sobie. „Katastrofa polskiej dyplomacji”... A może warto troszeczkę głębiej spojrzeć? Takie powierzchowne traktowanie polityki jest tylko śmieszną propagandą, nie przystoi. Dobrze że za prezydenta mamy Lecha Kaczyńskiego z jego polityczną wizją, a że nie znosi być na kolanach... – to bardzo dobrze, za dużo było tej pozycji Jaruzelskiego, Wałęsy, Kwaśniewskiego. Pan Wielomski niech sobie pisze nawet na kolanach, ale innych nie można zmuszać do przyjmowania tej pozycji. Janusz Sierzputowski, Kanada Od Redakcji: dr Adam Wielomski nikogo do niczego nie zmusza, a już tym bardziej do klękania przed ludźmi czy państwami, bowiem jako monarchista uklęknąć może jedynie przed królem. Nie zmuszając nikogo do klękania, nie chce zapewne, by i jego zmuszano chociażby do oddawania pokłonów demokratycznemu prezydentowi. Protest przeciw deformowaniu Pamięci Narodowej i żądanie wykonania powierzonej przez Sejm Prezydentowi Warszawy budowy pomnika Polakom – Ofiarom Zagłady w KL Warschau W Polsce i w Warszawie upamiętnieni są na cmentarzach, w muzeach i pomnikach Włosi, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie i Niemcy. Można by uznać za nieprawdopodobne, ale jedynie Polacy, mieszkańcy Warszawy wymordowani przez Niemców w KL Warschau, nie mają swojego pomnika. Do tej pory zwłoka w upamiętnieniu tych Ofiar wynosi 63 lata. Jest to okres aż trzech pokoleń. Nie było tajemnicą, iż pierwsze śledztwo w tej sprawie odbyło się już w 1945 roku. Nie mogło być niezauważone również kilkakrotne przerywanie docho-

II

dzenia, ukrywanie prawdy i zatajanie kłamstwa. Należy wyjaśnić, w jaki sposób i dlaczego decydenci i naukowcy utracili poczucie winy i odpowiedzialności za to haniebne zaniedbanie. W imieniu Stowarzyszenia Rodzin Warszawskich „Wars i Sawa” Marian Łyczkowski, Elżbieta Świerczewska Zero alkoholu? Urzędnicy prześcigają się w wymyślaniu coraz to nowych propozycji utrudniających życie kierowcom. Mamy mieć większą liczbę fotoradarów na drogach, nieprzyznawanie punktów karnych za przekroczenie prędkości przy równoczesnym podwyższenie mandatów itp. Co pewien czas wraca też propozycja, aby karać kierowców za jazdę po spożyciu nawet minimalnej ilości alkoholu. Najbardziej pomysłowi próg dopuszczalności ustawiają na poziomie 0,0 promila! W związku z tym proponuję zrobić mapkę Europy i pokolorować te kraje, gdzie granicą już jest 0 promili. Co je łączy? Ilość spożywanego alkoholu na głowę? Ależ skąd – korelacja w zasadzie żadna. Tak więc podpowiadam: ustrój panujący w tych państwach (lub państwach, w których skład wchodziły) kilkanaście lat temu. Aleksander Kierski Zachód zidiociał? Czytam was od dziewięciu lat. Choć mam już swoje lata (wyprawiłem z domu trójkę dzieci), całkiem poważnie rozważam emigrację – nie tyle zarobkową, co wolnościową. Przez kilkanaście lat użerałem się z urzędniczymi bojówkami, prowadząc średniej wielkości firmę (media, produkcja wideo itp.) (…) Jednak dochodzę do wniosku, że już najwyższy czas poszukać jakiejś wolnościowej enklawy na azjatyckich rubieżach (…). Mateczka Europa, pod rządami eurourzędasów po prostu dostaje zadyszki! (…) Brukselscy kretyni domagają się równouprawnienia w reklamach! Może to oznaczać koniec spotów, w których to tylko kobiety zmywają, ścierają kurze lub piorą :-) Lewicowi europosłowie uważają, że każda kobieta pokazywana w reklamie proszku do prania musi mieć dla równowagi męskiego partnera wkładającego do pralki brudne ubrania. (…) Pomysłodawcy zredagowali już rezolucję w tej sprawie. W dokumencie napisano, że w Unii mają powstać specjalne instytucje pilnujące, by media nie propagowały seksizmu. Dodatkowo urzędnicy mieliby obowiązek przeprowadzania kampanii reklamowych opowiadających o zaletach równouprawnienia. Europarlament ma zająć się rezolucją już we wrześniu (…). Ciekawe, jak

będą traktowane męskie reklamy piwa, w których nie występują kobiety... Konrad Wasilewski, Wałbrzych Prawicowe książki Kilka razy zamawiałem książki w Waszej księgarni. Choć rozwój portalu i zakotwiczonych wokół niego usług cieszy, to do kilku rzeczy muszę się przyczepić. (…) Czas oczekiwania na książki. Złożenie zamówienia to rzeczywiście banał sprowadzany do kilku kliknięć. Problem zaczyna się w momencie zaindeksowania pieniędzy na redakcyjnym koncie :-) Ponieważ na listonosza czasem trzeba czekać niemiłosiernie długo (raz prawie dziewięć dni – fakt, że mieszkam w małej miejscowości), uprzejmie zapytuję, czy wysyłkę da się jakoś przyspieszyć? (…) Czy istnieje możliwość odebrania zamówienia osobiście? Choćby w gmachu redakcji na Nowym Świecie (bywam w Warszawie), bo na „wolno stojącą” księgarnię raczej nie ma co liczyć? x. Marek Kowalski Od Redakcji: Zamówienia realizujemy natychmiast po zaksięgowaniu pieniędzy, a paczki wysyłamy na bieżąco (oprócz sobót i niedziel). Opóźnienia w wysyłce mogą wyniknąć jedynie z opóźnień w dostarczaniu nam książek od ich wydawców. Problemem (nie tylko naszym) jest też jakoś usług świadczona przez Pocztę Polską. We wrześniu przetestujemy konkurencję (InPost) oraz wybrane firmy kurierskie. Odbiór osobisty oczywiście jest możliwy po uprzednim kontakcie telefonicznym – wyłącznie w Warszawie przy ul. Mickiewicza 20 lok. 53. Za wszelkie pomyłki przepraszamy, prosimy o wyrozumiałość i nadsyłanie nam informacji o dostrzeżonych błędach.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

OD REDAKTORA

TOMASZ SOMMER

G

dy do przedszkola prowadzonego przez mojego znajomego trafiło dziecko z ADHD, skończyło to się wielką awanturą. Nie pomogły żadne prośby ani groźby. Panie zostały przez chłopca przykładnie skopane i obrzucone wyzwiskami, a dziewczynka, która – choć wcale sobie tego nie życzyła – miała okazję zobaczyć, co ów milusiński nosi w spodniach, nie odzywała się podobno z wrażenia przez dwa dni. Cóż, chłopca trzeba było odizolować i mieć nadzieję, że w końcu z tego wyrośnie. Problem Rosji polega na tym, że ona też ma swego rodzaju geopolityczne ADHD, z którego wyrosnąć od dobrych kilkuset lat nie może. I żadne prośby ani groźby tu nie pomogą. Potrzebne jest okiełznanie i izolowanie tego państwa. Stąd Włodzimierz Bukowski, sam Rosjanin przecież, powiedział mi kiedyś, że najlepiej byłoby, gdyby Rosja została podzielona na kilka kawałków. I tłumaczył, że proponując podział Rosji, chce dobra Rosjan. Bo przecież wszelkie ekstrawagancje naszych wschodnich sąsiadów zawsze kończą się najgorzej dla tamtejszego tzw.

szarego ludu. Miał nawet nadzieję, że do takiego podziału dojdzie samoistnie za czasów Jelcyna, ale przyszedł Putin. I wszystko zaczęło się od nowa. A walka z ADHD nie jest niestety łatwa. W sumie wojna z Gruzją, jak na razie, przyniosła jednak Polsce trzy korzyści. Po pierwsze – spowodowała przyspieszenie decyzji dotyczącej „tarczy antyrakietowej”. Po drugie – unaoczniła naszym politykom, że akceptacja traktatu lizbońskiego oznacza koniec polityki zagranicznej. Po jego przyjęciu żadne wyjazdy prezydenta Kaczyńskiego do Tbilisi nie byłyby możliwe – poleciałby ewentualnie unijny minister spraw zagranicznych bądź sam prezydent Rady Europejskiej.

OBURZENIE Niektórych oburza cynizm, z jakim ekipa z Białego Domu wykorzystała rzekomo Gruzję, by zwiększyć szanse p.Jana McCaina w wyborach... ...ale czyż opanowanie, choćby na cztery lata, 300-milionowego kraju nie jest ważniejsze niż opanowanie przez ekipę z Kremla Osetii, Gruzji albo i całego Zakaukazia? JKM

FOT. M. DĘBAŁA

Rosja ma ADHD

Po trzecie wreszcie – po raz pierwszy chyba od setek lat doszło do utworzenia jednego frontu państw leżących na terenie byłej I Rzeczypospolitej (z wyjątkiem Białorusi). Czyżby oznaczało to, że potrzeba stworzenia środkowoeuropejskiego bufora, który przemawiałby jednym głosem i wspólnie załatwiał swoje interesy – różne zarówno od interesów niemieckich jak i francuskich, a przede wszystkim rosyjskich – wcale nie jest anachronizmem? A na koniec chciałbym zwrócić uwagę, że wakacje niestety znów się skończyły i kolejny numer, który pojawi się w kioskach za dwa tygodnie, będzie już pojedynczy.

Biuro reklamy: tel.: 606 88 88 82

TYGODNIK KONSERWATYWNO-LIBERALNY

Najwyższy CZAS!

Prenumerata:

Nr 35-36 (954-955) 30 sierpnia-6 września 2008

Indeks 366692, ISSN 0867-0366

Założyciel: JANUSZ KORWIN-MIKKE

Redaktor Prowadzący: DARIUSZ KOS

Redaktor Naczelny: TOMASZ SOMMER

Opracowanie graficzne i łamanie: Robert Lijka RLMedia

Publicyści: Stanisław Michalkiewicz, Dariusz Kos, Marek Jan Chodakiewicz (Waszyngton), Kataw Zar (Tel Awiw), Paweł Zarzeczny, Adam Wielomski, Marian Miszalski, Wojciech Grzelak (Gornoałtajsk), Krzysztof M. Mazur, Marek Arpad Kowalski, Rafał Pazio, Tomasz Teluk Okładka: Robert Lijka

Sklep internetowy: www.nczas.com/sklep książki można zamawiać także telefonicznie pod nr:

600 322 863 Wydawca:

Korekta i adiustacja: Maciej Jaworek Adres do korespondencji: ul. Mickiewicza 20/53, 01-552 Warszawa,

E-mail: [email protected] Strona internetowa: www.nczas.com

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

3S MEDIA SP. Z O.O. ul. Mickiewicza 20/53, 01-552 Warszawa, NIP 113-23-46-954, REGON 017490790, nr konta: 12 1500 1777 1217 7006 5218 0000

Tel/fax. 0-22 831 62 38 E-prenumerata: http://ewydanie.nczas.com/

Prenumeratę pocztową prowadzi Redakcja. Koszt w prenumeracie to 4 zł za numer pojedynczy i 6 zł za numer podwójny. Zamówienia dokonuje się po prostu poprzez wpłatę tej sumy na konto 12 1500 1777 1217 7006 5218 0000, podając jednocześnie dokładny adres, na który ma być wysyłane pismo. Prenumerata wysyłana priorytetem (teoretycznie powinna wszędzie docierać w środę) kosztuje 233 zł. Prenumerata zagraniczna - Europa i Ameryka Płn. - 500 zł. Informacje i reklamacje dotyczące prenumeraty pod nr: 600 322 863 Sprzedaż i kolportaż za granicą wymagają pisemnej zgody Wydawcy. Redakcja zastrzega sobie prawo zmiany tytułów, skracania i redagowania nadesłanych tekstów, nie zwraca materiałów nie zamówionych, nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń. Redakcja zastrzega sobie prawo do nieopłacania materiałów opublikowanych w internecie za wiedzą ich autorów w przypadku opublikowania ich wcześniej niż dwa tygodnie po momencie wydrukowania ich w tygodniku „Najwyższy CZAS!”.

III

WASIUKIEWICZ

KTO CZYTA CZYTA, NIE BŁĄDZI

W „Niezależnej Gazecie Polskiej” Jacek Kwieciński o sowieckiej sztuce dezinformacji, agentach i pożytecznych idiotach: Klasyczną wręcz operację przestraszenia, ogłupienia, zmanipulowania niemal całej opinii zachodniej przedstawił uciekinier z neo-KGB Siergiej Trietiakow. (...) Gdy zdecydowano zainstalować w Europie Pershingi (miało to nastąpić w 1983 r.) Andropow finansowanie wielkiej części zachodniego „ruchu pokojowego” postanowił uzupełnić dezinformacyjną „akcją naukową”. Pershingi w Europie to, wiadomo, wojna. Niczym dziś instalacja tarczy antybalistycznej. „Naukowy raport” (z którego śmiano się w Moskwie) dowodzący, iż w przypadku wybuchu nuklearnego nastanie niemal przysłonięcie słońca, nadejdzie nowa epoka lodowcowa, nastąpi „zima nuklearna”, rozesłano do postępowych organizacji zachodnich. I, oczywiście przypadkowo, jedna z nich o nazwie „Ambio” (z siedzibą w Sztokholmie) po paru miesiącach ogłosiła własny, acz identyczny. Szczególną furorę zrobił w USA. Jeszcze go „poprawiono” i poczęto masowo rozpowszechniać. (...) Zaproszono sowieckich pierwotnych autorów, aby kampanię uwiarygodnić. Powstał film „Nazajutrz”, „najbardziej efektywna broń w rękach zwolenników nuklearnego rozbrojenia” („Newsweek”). (...) Najwybitniejsze osobistości były zgodne – „zima nuklearna”, z winy Ameryki, jest tuż za progiem. Termin wszedł niemalże do słownika. Po latach znany fizyk stwierdził: „Podstawy naukowe – żadne, zorkiestrowana akcja medialna – pierwsza klasa”. Dyrygent akcji znajdował się na Łubiance. Ale media były amerykańskie. W „Opcji na Prawo” Damian Leszczyński o histerii i UE: Współczesna histeria stanowi wdzięczny temat dociekań, choćby dlatego, że jest niemal powszechna, nieustająca i prawie zawsze nieuzasadniona. W niektórych środowiskach histeryzowanie uchodzi za wyraz obycia i wyższej kultury. (...)

Interesującym przedmiotem, którego czepiają się histerycy, jest Unia Europejska i to, co się z nią aktualnie dzieje. Mamy tu do czynienia z sytuacją interesującą z kulturowego punktu widzenia: oto typowo urzędniczy twór został w przedziwny sposób antropomorfizowany i potraktowany niczym bohater starożytnego eposu. Śledzi się jego losy od narodzin, poprzez burzliwy rozwój, martwiąc się o przyszłość, emocjonując walkami, w których zmuszony jest uczestniczyć, aby przetrwać i nabrać siły. Zapewne nasi potomkowie będą przecierali ze zdumienia oczy, zastanawiając się, jak skrajnie wynaturzona musiała być kultura tak bardzo ekscytująca się czymś, co ze strukturalnego punktu widzenia stanowi jedynie bardziej rozdętą wersję spółdzielni mieszkaniowej czy kołchozu. Skoro jesteśmy przy histerii... Antoni Rybczyński w „Gazecie Polskiej” o „Powrocie imperium zła”: „Kluczowy wniosek dla rosyjskiego establishmentu politycznego, szefów Gazpromu i Rosniefti, generalicji, aparatu bezpieczeństwa oraz ich doradców i »ideologów« jest taki, że era dominacji Zachodu się skończyła” – zauważa analityk Chatham House James Sherr. Podobne przekonanie zagościło 75 lat temu w Niemczech. Czym to się skończyło – wiadomo. Można wskazać wiele podobieństw między Niemcami powersalskimi a współczesną postsowiecką Rosją. W obu przypadkach doszło do nagłego krachu imperium, wewnętrznego chaosu i dezintegracji, utraty obszarów peryferyjnych. W efekcie w obu krajach pojawiło się głębokie poczucie krzywdy i żądza rewanżu. Tak jak Hitler, Putin został wybrany demokratycznie, a potem budował system autorytarny przy aplauzie większości społeczeństwa. Po wzmocnieniu wewnętrznym obaj przywódcy agresję skierowali na zewnątrz. Hitler zaczął rewidować ład wersalski, Putin przywraca strefę wpływów ZSRR/carskiej Rosji. Q

IV

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

W NUMERZE

JKM I NIEMCY: MOSKWA KWA MA RACJĘ Problem stosunków z Rosją jest w Polsce wyjątkowo drażliwy. Dyskusja na ten temat nie jest racjonalna – przeciwnie: naładowana jest olbrzymimi emocjami. To rzutuje na naszą obecną politykę zagraniczną, która w stosunku do wschodniego sąsiada nie jest wynikiem chłodnej kalkulacji. Tymczasem Niemcy swoje związki z Rosją zacieśniają, a ostatnio stali się wręcz jej adwokatem. O niedawnych wydarzeniach związanych z interwencją zbrojną Rosji w Gruzji oraz postawie Polski i zachowaniu Niemiec wobec tej sytuacji czytaj na str. X i XXV. KRAJ VI ● Postęp w kraju VIII ●Igrzyska urzędników – DARIUSZ KOS X ● Moskwa ma rację – JANUSZ KORWIN-MIKKE XII ● Wołomin wygrał z gminą żydowską – RAFAŁ PAZIO XIII ● Trzeźwi inaczej – KRZYSZTOF M. MAZUR XIV ● Miodek kontra Braun – MICHAŁ PLUTA XVI ● Wrogowie ludzkości – TOMASZ KORNAŚ XVII ● Kryzys i złoto – MARCIN MASNY XIX ● Zmiany na działkach – RAFAŁ PAZIO XX ● Handel ze wchodem po Schengen – TOMASZ CUKIERNIK

ŚWIAT XXIII ● Postęp w świecie XXV ● Niemcy: Nie izolować Rosji! – TOMASZ MYSŁEK XXVII ● Francja: Chińczycy wykupili narodowców – BOGDAN DOBOSZ XXIX ● Wielka wyprzedaż lewicy – MARIAN MISZALSKI XXX ● Austria: Powrót liberałów? – STEFAN SĘKOWSKI XXXII ● Chiny wygrały igrzyska – RADOSŁAW PYFFEL XXXIV ● USA: McCain dogonił Obamę – PAWEŁ ŁEPKOWSKI XXXVII ● Kanada pachnąca trawką – OLGIERD DOMINO XXXIX ● Rosja: Dwaj Wachtangowie

IGRZYSKA URZĘDNIKÓW

W Polsce na sport z budżetu państwa idzie co roku prawie miliard złotych. Efekt na olimpiadzie: tylko 10 medali i zawiedzione nadzieje. Co jest tego przyczyną? Upaństwowienie sportu. Trzeba – WOJCIECH GRZELAK bowiem zdać sobie sprawę, iż sportowiec, XLI ● Ukraina: Czy wierni utracą wyciągając rękę po państwowe pieniądze, kościoły – ANTONI MAK staje się częścią biurokratycznej machiny. Jak to się dzieje w Polsce i ile nas kosztują PUBLICYSTYKA sportowcy? Czytaj na str. VIII. XLII ● Postępy postępu XLIV ● Aksamitna okupacja Europy Zachodniej – JAN BODAKOWSKI XLV ● Licencja na Żyda – MIROSŁAW BŁACH XLVII ● W grodzie Włodzimierza – MAREK A. KOPROWSKI LI ● „Geremkowszczyzna” i „polityka pana Karenina” – MACIEJ NOWAK LIII ● Postęp drogą ewolucji – ANDRZEJ SOŁDAN LIX ● Jak powstawała Słowacja – DANIEL WARZOCHA

FELIETONY LIV ● STANISŁAW MICHALKIEWICZ LV ● JANUSZ KORWIN-MIKKE LVI ● PAWEŁ ZARZECZNY LVII ● BARBARA BUONAFIORI LVII ● MAREK ARPAD KOWALSKi LVIII ● MAREK JAN CHODAKIEWICZ LXIII ● ADAM WIELOMSKI INNE DZIAŁY II ● Listy LII ● Książka tygodnia LXIV ● Największe Głupstwo Tygodnia LXIV ● Szachy LV ● Brydż LV ● W pajęczynie LXVI ● Film tygodnia

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

KANADA PACHNĄCA TRAWKĄ „Pąki z BC”, czyli marihuana z Kolumbii Brytyjskiej, wyrasta zapewne na główny hit eksportowy Kanady. W USA jest rozchwytywana. Choć uprawa „trawki” w Kanadzie jest zakazana, jej plantacje zakładane są w domowych szklarniach wyposażonych w urządzenia wentylacyjne i nawadniające, z własnymi źródłami ciepła i światła. Największa z takich plantacji mieściła się w... starym browarze w Barrie w prowincji Ontario. Jak to jest możliwe, przeczytasz na str. XXXVII.

V

POSTĘP W KRAJU RAJU P. Wiktor Ash, ambasador USA w Polsce, oświadczył, że Kongres ratyfikuje umowę o „tarczy antyrakietowej” bez względu na to, kto wygra wybory. Wg „Dziennika”, bateria „Patriotów” prawdopodobnie zostanie umieszczona w jednym z garnizonów na północny wschód od Warszawy, gdyż jest to najważniejszy ośrodek decyzyjny w kraju. Od kilku lat Europejska Akademia Psychologii Integracyjnej (oddział kijowskiej Międzyregionalnej Akademii Zarządzania Personelem) bezprawnie kształci psychologów. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego jest bezsilne, gdyż szkoła w Polsce oficjalnie nie istnieje. Nie wiadomo, ilu ma studentów i absolwentów. Podobno wprowadza nowatorskie metody pracy, a jej absolwenci pracują w szpitalach. Czesne wynosi ok. 5 tys. zł za rok. Żeby zacząć studia, nie jest potrzebna nawet matura. P. Ryszard Schnepf, wiceszef MSZ, zdementował informację, jakoby wizyta w Polsce p.Sergiusza Ławrowa, szefa rosyjskiej dyplomacji, została odwołana. Ale tak naprawdę nikt nie wie, czy p.Ławrow przyjedzie, bo data wizyty nie jest znana. „Gazeta Wyborcza” zaproponowała kilka tygodni temu urlop tacierzyński. Stanowiłby on część płatnego urlopu macie-

tysięcy naszych wyspie rodaków żyjących na wyspie. Rząd powołał specjalny zespół, który zajmie się pomocą dla osób pomagających naszemu wojsku na misjach. Chodzi m.in. o tłumaczy z Iraku. Pomoc obejmie zarówno tych, którzy wyjechali z ojczystego kraju, jak i osoby, które tam zostały. Rząd przeznaczy do 40 tys. $ dla każdego, kto zostanie objęty programem. „GW” ujawniła, że Centralne Biuro Antykorupcyjne zatrzymało dwóch wysokich przedstawicieli Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa oraz osobę, która miała kontrolować rolników. Do dymisji podał się już jeden z najbliższych współpracowników JE Marka Sawickiego, ministra rolnictwa (PSL). Biedniejsze gminy unieważniają przetargi na budowę stadionów w ramach rządowego programu Orlik 2012. Firmy chcą budować boiska za więcej niż planowany 1 mln zł. Widocznie uważają, że rząd i tak dołoży więcej niż planowane 660 tys. zł.

Czeski koncern węglowy narzeka, że Polacy znacznie mniej chętnie niż przed kilku laty garną się do pracy w przygranicznych kopalniach. Nasi południowi sąsiedzi chcieliby mieć znacznie więcej naszych bardzo dobrych górników, gdyż zwiększają wydobycie. Odkąd w polskich kopalniach były znaczne podwyżki, znaleźć nowych ludzi jest ciężko. Płace w Czechach, choć nadal wyższe, nie są już tak atrakcyjne. rzyńskiego przypisaną tylko ojcom. Sejm może uchwalić odpowiednie przepisy już we wrześniu, gdy będzie głosował nad rządowym projektem ustawy rodzinnej. JE Donald Tusk jest za! Islandia będzie pierwszym poza Polską krajem na świecie wydającym akty ślubu, urodzenia i zgonu również po polsku. Skorzysta na tym kilkanaście

VI

JE Lech Kaczyński zapowiedział, że nie opublikuje aneksu do raportu z weryfikacji WSI w wersji, w jakiej go otrzymał, ponieważ w dokumencie są takie fragmenty, w których „fakty zastąpiono interpretacjami”. Podobno aneks można by opublikować po usunięciu olbrzymiej ilości danych osobowych lub skierować do Sejmu projekt takich zmian w przepisach, które umożliwiłyby opublikowanie

Agencja Mienia Wojskowego pozbywa się starych t h samolotów l tó VIP-owskich Jak-40. Dwa z nich sprzedała ostatnio na Ukrainę. Przetarg na nowe samoloty do dziś nie został ogłoszony. aneksu w części. Zależy to od ukształtowania się większości gotowej poprzeć takie rozwiązanie. Z okazji 90. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości JE Lech Kaczyński chce wydać bal dla prezydentów zaprzyjaźnionych krajów, a obchodom tej rocznicy chciałby nadać rangę podobną do 60. rocznicy Powstania Warszawskiego. P. Anna Fotyga złożyła dymisję ze stanowiska szefa Kancelarii Prezydenta RP. Prezydent dymisję przyjął. Wg mediów, bezpośrednią przyczyną rezygnacji była informacja o tym, że prezydent zamierza zatrudnić w Pałacu p.Witolda Waszczykowskiego. Jej obowiązki przejmie na razie p.Piotr Kownacki. Polityka coraz częściej opiera się na plotkach i spekulacjach... Zachodniopomorski ZHP oddał za długi chińskiej firmie Tian Yu ośrodek morski w Dąbiu. WCzc. Arkadiusz Litwiński, poseł PO, chce, żeby transakcji przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli. ZHP pożyczył od chińskiej spółki pieniądze, by uregulować należności wobec ZUS. Tian Yu zamierza budować domy w rejonie jeziora Dąbie. P. Sławomir Miller, przyrodni brat byłego premiera, złożył doniesienie do prokuratury na pp.Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobrę. Oskarża on polityków PiS o niszczenie dokumentów, także dotyczących śledztwa w jego sprawie (tj. o oszukanie baronów paliwowych), oraz o pomawianie osób publicznych o popełnienie przestępstw. Domaga się też, żeby prokuratura sprawdziła sprawę rzekomego zniszczenie laptopa przez p.Zbigniewa Ziobrę oraz udostępnienia służbowego komputera jego przyjaciółce, Patrycji Koteckiej.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

POSTĘP W KRAJU JE Mirosław Drzewiecki, minister sportu, twierdzi, że koncerny z Chin chcą wybudować drugą linię warszawskiego metra dwa razy taniej niż przedsiębiorstwa hiszpańskie i niemieckie. Do spotkań z przedstawicielami koncernów budowlanych z Dalekiego Wschodu doszło podczas wizyty ministra na olimpiadzie w Pekinie. P. Hanna GronkiewiczWaltz ma nadzieję, że tym razem chińskie firmy spełnią wymogi formalne przetargu. Eksperci przestrzegają, że wygrana Chińczyków może oznaczać zagarnięcie rynku, a rozpędzona po olimpiadzie chińska machina budowlana spróbuje za wszelką cenę zainstalować się w Europie, nawet jeśli kontrakt nie będzie opłacalny. Po ubiegłotygodniowym huraganie i zniszczeniach w południowej Polsce firmy ubezpieczeniowe proponują, by w przyszłości każdy obowiązkowo musiał wykupić polisę. JE Grzegorz Schetyna, szef MSWiA, twierdzi, że trzeba zrobić z tego program narodowy. Ubezpieczyciele narzekają, że niewiele osób jest zainteresowanych polisami, gdyż przy większych klęskach i tak poszkodowani otrzymują rekompensaty rządowe.

Robi to bez wymaganych prawem zezwoleń, które uważa za absurdalne. Uważa, że jego akcja nie jest wymierzona

przeciwko urzędnikom, lecz przeciw przepisom. Kierowana przez niego sejmowa komisja Przyjazne Państwo przygotowała projekt zmian dotyczący prawa budowlanego, upraszczający te przepisy. Prace nad tym projektem mają zacząć się we wrześniu.

W Polsce ma powstać baza 10 rakiet przechwytujących rakiety dalekiego zasięgu oraz bateria rakiet Patriot – broniących przed rakietami krótkiego zasięgu. „Tarcza” wraz z „Patriotami” zabezpiecza Polskę także przed ewentualnym zagrożeniem ze strony Rosji.

MON jest drugim pozwanym w procesie cywilnym, jaki p.Zygmunt Solorz wytoczył WCzc. Antoniemu Macierewiczowi za jego słowa, że obecny właściciel Polsatu zgodził się w latach 80. na współpracę z wywiadem PRL, który miał potem mieć wpływ na powstanie i działania Polsatu. Zdecydował o tym Sąd Okręgowy w Warszawie. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie orzekł, że pracownicy nie powinni płacić podatku od pakietów medycznych otrzymywanych od pracodawcy. Wyrok jest nieprawomocny. Dyrektor Izby Skarbowej ma 30 dni na jego zaskarżenie. Pozarządowa organizacja Centrum Inicjatyw Obywatelskich ze Słupska (Pomorskie) zbiera podpisy pod listem otwartym do JE Donalda Tuska z żądaniem publicznej debaty na temat ulokowania w pobliżu tego miasta amerykańskiej „tarczy antyrakietowej”. Mieszkańcy Słupska i okolic protestują przeciwko brakowi jakiejkolwiek dyskusji czy informacji na temat lokalizacji elementów „tarczy” w podsłupskim Redzikowie.

Gdański urząd miasta nie wydał zgody na manifestację pod konsulatem Rosji w 40. rocznicę sowieckiej inwazji na Czechosłowację. W Krakowie, Poznaniu i Warszawie manifestacji nie zakazano. Na Morze Czarne wpłynęły w ramach ćwiczeń NATO trzy okręty z Hiszpanii, Niemiec i Polski. Do końca tygodnia ma do nich dołączyć amerykańska fregata USS „Taylor”. Wg przedstawicieli Sojuszu, ćwiczenia były zaplanowane od ponad roku. Ich celem jest przećwiczenie współdziałania jednostek z różnych państw należących do NATO, a manewry nie mają nic wspólnego z konfliktem gruzińsko-rosyjskim.

Sąd w Zakopanem skazał góralkę sprzedającą na Krupówkach nielegalnie serek oscypek na trzy miesiące więzienia lub 3 tys. zł grzywny. Pomoc zadeklarował Sir Julian Rose, angielski arystokrata, który zapłacił za nią grzywnę i przygotowuje specjalną petycję do władz lokalnych, by uświadomić im, jaką wartość ma produkt regionalny, gdyż turyści w góry przyjeżdżają właśnie dla tych tradycyjnych produktów, a nie dla fast foodów, których na Krupówkach z roku na rok przybywa. Prokuratura Krajowa sprawdza, czy w Polsce były tajne więzienia CIA, w których przetrzymywano osoby podejrzane o terroryzm. Ekipa rządząca – jak wynika z nieoficjalnych rozmów z politykami PO – uważa, że PiS krył sprawę więzień dla dobra stosunków z Amerykanami. Zarząd Cmentarzy Komunalnych w Krakowie wystawił na aukcję pięć piwnic grobowych na Cmentarzu Rakowickim. Zainteresowanych kupnem miejsca w zabytkowej części cmentarza było dziewięć osób. Zlicytowano jednak tylko cztery piwnice – jedną za 100 tys. zł, a kolejne za 55 tys., 51 tys. i 46 tys. zł.

Wg „Rzeczpospolitej”, obrońcy oskarżanych o ostrzelanie afgańskiej wioski Nangar Khel wystąpią do sądu o przywrócenie żołnierzy do czynnej służby. Decyzją sądu są oni teraz zawieszeni w obowiązkach służbowych i otrzymują obecnie

Komisja majątkowa przy MSWiA przyznała Zgromadzeniu Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo w Warszawie 16 hektarów ziemi w Opolu jako rekompensatę za obszar rolny utracony po wojnie. To ziemia de facto uzbrojona i – co istotniejsze – leżąca na terenie planowanej specjalnej strefy ekonomicznej. Zgromadzenie starało się o rekompensatę od 1991 roku. Ponoć wartość działek jest podobna jak utraconych po wojnie nieruchomości przy ul. Nowolipki i Dzielnej w Warszawie.

tylko pół pensji. Chodzi nie tylko o finanse. Komandosi muszą być regularnie szkoleni, a przerwa w służbie może później zamknąć im drogę powrotną do wojska.

Wg „GW”, w latach 2009-2013 na wypłaty emerytur zabraknie 158 mld zł, a rząd ulega związkowcom,

WCzc. Janusz Palikot (PO) rozpoczął malowanie elewacji swojego zabytkowego domu na Starym Mieście w Lublinie.

którzy wciąż chcą kolejnych uprzywilejowanych zawodów. P. Michał Boni, szef doradców premiera zapewnia, że o uleganiu nie ma mowy.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

VII

KRAJ OLIMPIADA: MILIARD ZŁOTYCH WYRZUCONYCH W BŁOTO

Igrzyska urzędników DARIUSZ KOS

Polska na pekińskie igrzyska wystawiła dość sporą reprezentację (jedną z największych w swej historii), jednak sportowców było w niej mało. Większość stanowili państwowi i samorządowi urzędnicy średniego szczebla, opłacani z naszych podatków. Nic więc dziwnego, że na pierwszy medal czekaliśmy równo tydzień od rozpoczęcia olimpiady, a w sumie zdobyliśmy zaledwie 10 krążków, z czego tylko trzy złote. Jeśli policzymy, ile kosztuje roczne utrzymanie sportowców-urzędników, wychodzi, iż każdy z medali kosztował podatników prawie 100 mln złotych.

W

Polsce na sport z budżetu państwa idzie co roku prawie miliard złotych, z czego pół miliarda pochodzi z państwowego monopolu loteryjnego, który jest de facto podatkiem. Efekt: tylko 10 medali i zawiedzione nadzieje. Wynik taki jak w Atenach w 2004 roku. Brak progresji, straszy stagnacja. Miliard złotych, które co roku idą na sport, utopiono w błocie. Co jest tego przyczyną? Brak prawdziwych sportowców, za to coraz większa liczba swoistych „sportowych urzędników”, których utrzymanie słono kosztuje, a pociechy z ich pracy jest coraz mniej. Trzeba bowiem zdać sobie sprawę, iż sportowiec, wyciągając rękę po państwowe pieniądze, staje się częścią biurokratycznej machiny.

Urzędniczy sport Słabym wynikom polskich sportowców w Pekinie nie ma się co dziwić, jeśli przyjrzeć się systemowi finansowania naszych zawodników. Uchwalona przed trzema laty ustawa o sporcie kwalifikowanym upań-

VIII

stwowiła de facto sportowców i uczyniła z nich urzędników opłacanych z podatków. Bowiem zgodnie z jej przepisami, każdy zawodnik, którego powołano do kadry narodowej i wystartował w zawodach rangi mistrzostw Europy, mistrzostw świata czy pucharu świata lub Europy i zajął w nich przynajmniej trzecie miejsce, otrzymywał państwowe stypendium olimpijskie. Dodatkowym warunkiem jest jeszcze przedstawienie planu przygotowań do Igrzysk Olimpijskich i jego wypełnienie. Pieniądze z takiego stypendium są niemałe. Podstawa to 2,3 tys. złotych miesięcznie, jednak złoci medaliści mistrzostw świata i Igrzysk Olimpijskich otrzymują trzykrotność tej sumy, czyli prawie 7 tys. złotych. Jak taką sumę wykorzystywała przez ostatnie cztery lata Otylia Jędrzejczak, złota medalistka z Aten w pływaniu, można było śledzić w kolorowych pismach o rozrywkach gwiazd. W Pekinie dziwiła się, że „świat jej odpłynął”. System stypendiów był wprawdzie tak skonstruowany, że im gorsze miejsce na podium w zawodach międzynarodowych, tym mniejsza była jego wysokość, jednak różnice nie były aż tak znaczące. Było to jednak za mało dla zawodników i działaczy związków sportowych. Swoje trzy grosze dołożył także PiS, który rękami swojego ministra sportu, Tomasza Lipca, postanowił rozszerzyć grono upaństwowionych sportowców. W ten sposób w 2006 roku z inicjatywy rządu Prawa i Sprawiedliwości Sejm uchwalił nowelizację, dzięki, której, by załapać się na olimpijskie stypendium, nie trzeba już zdobywać medali. Wystarczy zająć chociaż raz ósme miejsce. Co prawda kwota wtedy jest niewielka, ale jeśli na kolejnych zawodach zajmie się wyższe miejsce, to automatycznie także rośnie kwota przelewów na konto. W ten sposób państwo wpakowało zawodników w tryby biurokratycznej machiny i uczyniło z nich urzędników.

Stypendia lenistwa Ci, którzy wystartowali w Pekinie i zajęli przynajmniej ósme miejsce, mają i tak zapewnioną pensję. Po co więc starać się o medal? Tym bardziej że państwowe pieniądze to nie wszystko. Swoją kasę dorzucają także samorządy. Gdańsk, Szczecin czy Warszawa z pieniędzy swych mieszkańców fundują sportowcom kolejne stypendia. Są

to kwoty niemałe – od 2 tys. złotych miesięcznie w górę. Warunkiem jest, oprócz dobrego miejsca w zawodach, także zamieszkanie w danym mieście i przynależność do lokalnego klubu sportowego. Jedne z najwyższych stypendiów przyznaje od lat Szczecin. Dlatego właśnie to miasto wybrały do trenowania takie „nadzieje olimpijskie” jak Monika Pyrek (skok o tyczce) czy Mateusz Sawrymowicz (pływanie). Pierwsza, mając zapewnione dostatnie życie z dwóch stypendiów oraz tego, co zarobi, skacząc na mityngach lekkoatletycznych, nie potrafiła oddać nawet skoku w swej ostatniej próbie olimpijskiej. O wynikach Sawrymowicza też lepiej zapomnieć. Najlepszym przykładem, jak pieniądze podatników rozleniwiają, jest Anna Rogowska, brązowa medalistka w skoku o tyczce na igrzyskach w Atenach. Przez ostatnie cztery lata uchodziła za najlepiej zarabiająca polską lekkoatletkę. Za swój wyczyn w stolicy Grecji otrzymała regulaminową premię z ministerstwa sportu – 60 tys. zł. Prezydent Sopotu przyznał jej z budżetu miasta roczne stypendium w łącznej wysokości 12 tys. zł. Specjalną nagrodę ufundowała jej także państwowa firma – Grupa Lotos SA. Stałym dochodem Rogowskiej były również stypendia olimpijskie, przysługujące zawodnikom kadry, i stypendia klubowe z SKLA Sopot. W pierwszym przypadku jest to 5 tys. zł miesięcznie, a w drugim – 1,5 tys. zł. Miesięcznie więc zarabiała w okresie przygotowań do olimpiady znacznie ponad 12,5 tys. złotych – i to wszystko z pieniędzy podatników. A to nie jedyne jej dochody. W sezonie startowym rekordzistkę Polski zapraszają organizatorzy lekkoatletycznych mityngów. Stawka Rogowskiej za udział w mityngu krajowym wynosiła 15 tys. zł, a w zagranicznym – 10 tys. dolarów. Takich startów sopocka tyczkarka miała ok. 10-12 w sezonie. Jaki efekt? Dalekie miejsce w Pekinie. Tak dalekie, że nie pamiętam które. Jeśli ósme, to ma za co żyć z naszych podatków do następnych igrzysk.

Brudna prawda To, jak obecny system zurzędniczenia sportowców wpływa na ich wyniki, a właściwie ich brak, zauważają byli zawodnicy. Po klęsce polskiego kajakarstwa na igrzy-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

KRAJ wodnicy ich nie słuchają. Nie może być tak, że szkoleniowcy nie decydują o tym, co mają robić zawodnicy, tylko zawodnik mówi przed treningiem, co on będzie robił. To ja się pytam, po co jest ten trener? Zawodnicy robią, co chcą, nie ma sankcji, kary za wykroczenia. I to nie dotyczy tylko kajakarstwa, ale także innych dyscyplin sportu. Chyba dopiero teraz trener Beenhakker jako pierwszy odważył się zareagować i zawiesić piłkarzy. Nie może być tak, że nasi mistrzowie są opłacani przez państwo, a kluby robią, co chcą, a nie to, co powinn – przyznał. powinny Ostatni taki skok W ubiegłym roku kajaka kajakarze zbuntowali na państwową prz się przeciwko trenerokasę Rogowska na wi narodowej reprezrobiła 4 lata temu zentacj zentacji, Olgierdowi w Atenach. Świato Światowiakowi, i doW Pekinie prowad do jego odprowadzili wołani Według Łbika, wołania. zwyciężyło jej skach w Pekinie – tylko je- lenistwo zawod zawodnicy „wywalili” poprze den medal (srebrny), choć poprzedniego trenera było kilku kandydatów nakadry narodowej, bo wet do złotych krążków – nie wytrzymał im kazał trenować. były olimpijczyk startujący w konkuren– Wzięli sobie trenera klubowego, który cji kanadyjek dwójek, Marek Łbik. Ten nie ma nic do gadania, bo w kadrze rządzą podwójny, srebrno-brązowy medalista z zawodnicy. I przez to obawiam się, że nasz igrzysk w Seulu wygarnął całą prawdę: mistrz Marek Twardowski dołączy do innych – Jeden zawodnik, Baraszkiewicz, rządzi zawodników, którzy byli najlepsi na świecie, grupą [kajakarzy – przyp. red.]. A naszym ale nigdy nie dostąpili zaszczytu stania na poszkoleniowcom brakuje charyzmy, bo za- dium olimpijskim – podkreślił z przekąsem.

Przestać płacić na sport Tymczasem na sportowców podatnik płaci tylko z budżetu centralnego aż 917 milionów złotych. Co ciekawe, z tej sumy 2 miliony złotych nadal idzie na dofinansowanie sportowców startujących w Igrzyskach Przyjaźni przeprowadzonych w ramach komunistycznego bojkotu olimpiady w Los Angeles w 1984 roku! Dodać należy jeszcze to, co na sport wydają samorządy, i słynny projekt rządu Donalda Tuska – budowę boiska w każdej gminie. Jedynym rozwiązaniem jest prywatyzacja sportu. Likwidacja ministerstwa sportu – co ciekawe, najlepsze wyniki osiągaliśmy, gdy ten twór nie istniał. Czas skończyć z państwowymi stypendiami, finansowaniem obozów, szkolenia i sprzętu z pieniędzy podatników. Jak ktoś chce dotować sport, niech to robi za swoje, wypracowane pieniądze. Sportowcy z kolei powinni porzucić nadzieję, że będą docenieni za mierne wyniki. Muszą sobie uzmysłowić, iż pracują tylko dla siebie, na swój rachunek, a startowanie w kadrze narodowej i reprezentowanie kraju to przywilej tylko dla najlepszych. Jak ktoś nie ma ochoty, to nie musi. Ale jak ma, to musi zapier***. Skończmy wreszcie z dogmatem, iż na igrzyskach liczy się start. Liczy się wynik. Inaczej będzie tak jak teraz. Polski sport leży, a świat mu już nie tyle odpłynął, co odleciał.

FINANSOWANIE ZADAŃ MINISTERSTWA SPORTU I TURYSTYKI W 2008 ROKU W ustawie budżetowej na rok 2008 wydatki dla części 25 – kultura fizyczna i sport – ujęto w wysokości 367.019 tys. zł i obejmują one: * zadania administracji publicznej – 22.243 tys. zł * zadania w zakresie obrony narodowej – 10 tys. zł * zadania z obszaru kultury fizycznej i sportu – 344.766 tys. zł, w tym: • finansowanie działalności bieżącej i inwestycyjnej Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie – 3.790 tys. zł • dotację przedmiotową dla Centralnego Ośrodka Sportu oraz dotację celową – 20.716 tys. zł • dofinansowanie lub finansowanie zadań w zakresie kultury fizycznej i sportu – 216.050 tys. zł, z tego: – zadania w zakresie sportu powszechnego – 22.864 tys. zł, w tym: upowszechnianie kultury fizycznej w środowisku wiejskim upowszechnianie kultury fizycznej w środowisku akademickim upowszechnianie kultury fizycznej w rodzinie, w różnych grupach zawodowych i społecznych promocja sportu powszechnego promocje aktywności fizycznej w kontekście zapobiegania nadwadze i otyłości program współpracy z Polonią i Polakami za granicą stypendia sportowe dla zawodników niepełnosprawnych program przygotowań do Igrzysk Paraolimpijskich – zadania w zakresie sportu kwalifikowanego i młodzieżowego 193.186 tys. zł, w tym: program przygotowań do mistrzostw świata lub Europy w letnich i zimowych dyscyplinach olimpijskich i nieolimpijskich szkolenie młodzieży uzdolnionej sportowo w Akademickich Centrach Szkolenia Sportowego program przygotowań olimpijskich PEKIN 2008 program przygotowań olimpijskich VANCOUVER 2010 • pozostała działalność w zakresie kultury fizycznej i sportu – 104.210 tys. zł, w tym m.in.: – zadania dot. organizacji EURO 2012 – 82.115 tys. zł – świadczenia społeczne – 10.921 tys. zł – świadczenia olimpijskie – 8.000 tys. zł – świadczenia paraolimpijskie – 921 tys. zł – świadczenia dla medalistów zawodów „Przyjaźń 84” – 2.000 tys. zł Państwowe Fundusze Celowe – Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej Fundusz Rozwoju Kultury Fizycznej działa na podstawie ustawy z dnia 29 lipca 1992 r. o grach i zakładach wzajemnych. Źródłem przychodów Funduszu są wpływy pochodzące z dopłat do stawek w grach losowych stanowiących monopol Państwa. Wydatki Funduszu Rozwoju Kultury Fizycznej na rok 2008 – 550.580 tys. zł, w tym m.in.: * modernizacja, remonty i dofinansowanie inwestycji obiektów sportowych – 371.544 tys. zł * rozwijanie sportu wśród dzieci i młodzieży – 151.796 tys. zł NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

IX

KRAJ

Moskwa ma rację JANUSZ KORWIN-MIKKE

Problem stosunków z Rosją jest w Polsce wyjątkowo drażliwy. Przede wszystkim dyskusja na ten temat nie jest racjonalna – przeciwnie: naładowana jest olbrzymimi emocjami. Emocje te zresztą biorą się z lektur i czasów historycznych...

R

osja traktowana była najpierw w Polsce jako barbarzyńskie księstewko, którym nie warto sobie głowy zawracać. Potem, w obliczu konsolidacji, proponowano na króla Polski... Jana Srogiego (zwanego topornie z ruska Iwanem Groźnym). Następnie rosnące państwo rosyjskie zaczęło zagrażać dominacji Rzeczypospolitej Obojga Narodów, która zresztą uparcie odmawiała władcom Rosji tytułu cesarskiego, co było – o czym się rzadko wspomina – bardzo boleśnie odczuwane przez Katarzynę II Wielką! A potem połknęło tereny Litwy, Białej Rusi, Ukrainy, Wołynia, Podola i kawał rdzennej Polski – od czego resentymenty do Rosjan zaczęły narastać. Wykorzystując je, Napoleon I utworzył marionetkowe Księstwo Warszawskie, z którego wykrzesał kupę ochotników do walki z Rosją – oraz wyciągnął masę pieniędzy, rujnując Polaków. Nastroje odwróciły się – i po Kongresie Wiedeńskim w Polsce zapanował okres entuzjazmu dla króla Aleksandra II (znanego w Rosji i świecie jako cesarz Aleksander I). To na Jego cześć napisano wspaniały hymn

„Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki...”. Dobre stosunki trwały 10 lat. Rosjanie, jak wiadomo, pozbyli się W.Ks. Konstantego, prawego dziedzica Czapki Monomachów – zsyłając go do Polski właśnie. Stosunki stawały się coraz gorsze, dwa powstania wykopały ogromną przepaść – i dopiero w latach 1885-1911 realiści zaczęli patrzeć na Moskwę jako na ostoję spokoju. Dotyczyło nielicznej grupy konserwatystów – oraz prostego ludu. Natomiast potężna propaganda d***kratów (walczących z samodzierżawiem), socjalistów (bo Rosja akurat odchodziła od tradycyjnego państwa opiekuńczego, budując nowoczesną gospodarkę kapitalistyczną) i nacjonalistów (chodziło o to, by posady państwowe zajmowała polska klasa pasożytnicza...) skutecznie podkopywała tę podstawę. Na tej fali wyjechał agent Austro-Wegier i Cesarstwa Niemiec, śp. Józef Piłsudski – początkowo traktowany wrogo, ale gdy Rosja upadła, propaganda niemiecka i masońska zdołała zbudować niemal legendę tej postaci (w dwa lata – mimo braku telewizji!). Zauważmy, że propaganda piłsudczykowska, gloryfikująca powstania i bazująca na walce z Moskalami, miała zadanie łatwe – a ponieważ wywołana przez Piłsudskiego wojna skończyła się „zwycięskim remisem”, nastroje antyrosyjskie udało się w Polsce pogłębić. Na konto Rosji dopisano potem zbrodnie bolszewickie (acz w kierownictwie bolszewików więcej było Polaków, Litwinów i Łotyszów niż Rosjan!) oraz stalinowskie (acz Stalin był Gruzinem, Jagoda Żydem, a Beria też G uzinem – konkretnie Gr Gruzinem

Mingrelem, co miało tragiczne skutki dla Abchazów, mających krwawe spory z Mingrelami właśnie). Do tego doszła okupacja Polski w latach 1944-1955 oraz to, że władcy PRL co głupsze pomysły przypisywali Rosjanom (co czasem było prawdą, a czasem nie...). W sumie: są to solidne pokłady niechęci – nie zawsze uzasadnionej racjonalnie, ale rzeź Pragi i Katyń są faktami historycznymi. A pamiętajmy, że nastroje antyrosyjskie podsyca w Polsce nieustannie agentura niemiecka; obecnie również amerykańska. PiS jest partią otwarcie nawiązująca do tradycji piłsudczykowskich – trudno się więc dziwić, że odwołuje się do tych resentymentów. Jeśli JE Lech Kaczyński zapowiedział w Tyflisie, że Polska podejmie walkę z Rosją, to nie uczynił tego cynicznie ze względów wyborczych – lecz dlatego, że takie wyniósł poglądy z domu – i takie dominowały w środowisku, w którym się wychował. Nie dziwi też, że PiS jednocześnie nad wyraz niechętnie odnosi się do Niemiec – to też jest odziedziczone historycznie. Po śmierci Józefa Piłsudskiego (a właściwie d ten dy nieco wcześniej, ggdy rac acił już agent niemiecki tr tracił apaaratem kontrolę nad aparatem

Pomnik Stalina w Gori. Gruzja jest krajem, w którym kult Stalina nadal jest silny – a wyrzucenie mumii Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego z mauzoleum przed Kremlem wywołało silne nastroje antyrosyjskie. X

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

KRAJ się, bo miały do tego prawo. Abchazja i Adżaria, jako „republiki autonomiczne”, takiego prawa nie miały, a Osetia Południowa była w ogóle tylko „okręgiem autonomicznym” zajmującym część gruzińskiej prowincji Kartlia Wewnętrzna (obecna samozwańcza „Republika Osetii Południowej” zajmuje mniej więcej północną połówkę tej prowincji – plus kilka osetyjskich wsi w dwóch prowincjach sąsiednich). Jeśli jednak ktoś uznaje „prawo narodu do samostanowienia” – ja nie uznaję – to nie może odmówić takiego prawa i południowym Osetyńcom! Jeśli ktoś jest d***kratą – ja nie jestem – to nie może zaprzeczyć, że 90% mieszkańców tej „republiki” opowiada się za oderwaniem od Gruzji – i przyłączeniem do Osetii Północnej (do której wiedzie przez Kaukaz jedna tylko droga, z tunelem JE Lech Kaczyński, obrażając na na wysokości 3011 metrów każdym kroku Moskwę, pracuje n.p.m., zimą praktycznie pour le Roi de Prusse. nieprzejezdna)! obrońcę małych, uciśnionych narodów Gruzja, podobnie jak Polska (i z podobnych powodów) jest anty- przed gruzińskimi nacjonalistami, którosyjska – co wykorzystuje Waszyngton, rzy barbarzyńsko mordowali spokojnych chcąc wedrzeć się w „miękkie podbrzu- Osetyńców, zrywając zawarte porozusze” Federacji. Moskwa w rewanżu wy- mienia – w dodatku akurat na otwarcie korzystuje Abchazję i Osetię jako cierń w olimpiady. Wyszła na państwo sprawne: stopie Gruzji. Wcale nie chce przy tym wojska interwencyjne, mniej liczne od ich przyłączać do Federacji, bo wtedy gruzińskich (3,5% będących pod bronią stałyby się cierniem w jej własnej stopie sił Federacji), rozpędziły agresorów w (a do Osetii trzeba by sporo dopłacać...). ciągu niecałych dwóch dni. Na wiadoAle jeśli będzie trzeba – to przyłączy. Pro- mość, że sprowadzono dwa bataliony tektorat też kosztuje... specnazu (ci żołnierze mają nakazane: Legalista zauważy jeszcze, że podpisana nie brać jeńców, bo może poddają się przez Federację konwencja zakazuje zmie- fałszywie, a potem strzelą w plecy – a niania w Europie granic siłą. Jednak kon- żołnierze specnazu są cenni...), całe odwencję tę złamano, wyrywając siłą Serbii działy gruzińskie pierzchały w panice. Kosowo (po znacznie dłuższych i bardziej Czytelnik polskiej prasy i oglądacz tebarbarzyńskich niż w Kartlii, bombardo- lewizji myśli zapewne, że cały świat, waniach głównych miast Serbii!!) i uzna- podobnie jak reżym III RP, potępia Rojąc jego „niepodległość”. Moskwa ma sję. Cóż – w PRL był pewien, że tout le więc moralne prawo uznać niepodległość monde potępia imperialistów amerykańAbchazji i Osetii – najprawdopodobniej skich... Nawet w USA i Europie Zachodobejmując niepodległą Abchazję protek- niej część prasy staje po stronie Rosji (bo toratem, a z Osetii Północnej i Południo- akurat tu miała ona rację...) – a reszta wej tworząc jedna autonomiczną Repu- świata (poza Japonią...) stoi po stronie blikę Alanii. Zresztą Osetia Południowa Rosji jasno i otwarcie. Po części dlatego, że Moskwa miała tu leży już za Kaukazem – więc konwencje rację – ale po części dlatego, że boją się „europejskie” jej nie dotyczą. W sumie Rosja propagandowo wyszła imperialistów amerykańskich. Tym razem naprawdę! na tej imprezie znakomicie. Wyszła na

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

FOT. M. DĘBAŁA

państwowym) sanacja zaczęła głosić „teorię dwóch wrogów”. Nie trzeba chyba uzasadniać, że była to teoria samobójcza – i skończyła się podpisaniem układu Ribbentrop-Mołotow. „Wróg mojego wroga jest moim sojusznikiem” – co prawda tylko do 22 czerwca 1941 roku, ale zawsze. Teraz czekamy, kiedy RFN podpisze układ z FR. Stosunki mają obecnie znacznie lepsze niż III Rzesza z ZSRS w 1939 roku... Co prawda lewicowa prasa atakuje obecnie FR za interwencję w Kartlii Wewnętrznej – ale są to ataki oparte na resentymentach, jak w Polsce. Tyle że w Niemczech resentymenty są doskonale zrównoważone sentymentami (ostatecznie carowie byli z reguły pochodzenia niemieckiego, a generalicja i skarbowość rosyjska też była gęsto obsadzona Niemcami...) – i gdy interes RFN wymagać będzie współpracy z Rosją, opinia bardzo chętnie się do tego przychyli. Ostatecznie Rosjanie mają w Niemczech lepszą opinię (i więcej pieniędzy...) niż Polacy. Pamiętajmy też, że PO to partia mocno lansowana przez Niemców. Jak napisałem w „TeMI”: „Mimo osobistego poparcia p.Anieli Merkel nie udało się wprawdzie zainstalować na stolcu prezydenckim JE Donalda Tuska – ale w gruncie rzeczy JE Lech Kaczyński, obrażając na każdym kroku Moskwę, i tak pracuje pour le Roi de Prusse. W języku komunistów taki, co działał na ich rzecz za darmo, nazywał się „pożytecznym idiotą”. Nie wiem, jak to jest po niemiecku – ale w Berlinie na pewno zacierają ręce. Awantura z Gruzją bazuje na polskich resentymentach – i ta propaganda działa niezwykle skutecznie. Dowodem jest to, że wbrew oczywistym dowodom, Federacja jest przedstawiana jako kraj, który napadł na pokojowo budującą kapitalizm Gruzję. Polacy w to en masse wierzą – bo chcą w to wierzyć! Rosjanie są ŹLI – natomiast Gruzini kojarzą się DOBRZE (co wykorzystali podobno twórcy mocno propagandowego serialu „Czterej pancerni i pies”, gdzie jeden z „pancernych” był Gruzinem właśnie). W rzeczywistości Republika Gruzińska jest państwem mocno rozbudowującym (z amerykańską i izraelską pomocą) swoje siły zbrojne. Jest też krajem, w którym kult Stalina nadal jest silny – a wyrzucenie mumii Józefa Wissarionowicza Dżugaszwilego z mauzoleum przed Kremlem wywołało silne nastroje antyrosyjskie. Do dziś stoją tam pomniki Stalina – m.in. w stolicy Kartlii Wewnętrznej, Gori. Ciekawe, czy Rosjanom udało się ten pomnik zburzyć? Związek Sowiecki się rozpadł – i poszczególne republiki związkowe odłączyły

XI

KRAJ FOT. R. PAZIO

Wołomin wygrał z gminą żydowską Ulica Moniuszki w Wołominie

RAFAŁ PAZIO

Gmina G mina W Wołomin ołomin ((woj. woj. m maazzowieckie) owieckie) d oczekała s ię doczekała się rrozstrzygnięcia ozstrzygnięcia n as woją na swoją korzyść sporu z Gminą Wyznaniową Żydowską w Warszawie o park przy ulicy Moniuszki, położony blisko centrum miasta. Proces trwał sześć lat i blokował jakiekolwiek inwestycje na terenie wartym około 5 milionów złotych. Jak podają lokalne media, wołominiakom udało się podważyć wiarygodność świadka, którego oświadczenie złożyła gmina żydowska.

N

ie wiadomo, jakie będą skutki takiego rozstrzygnięcia sporu w Wołominie. W ostatnim czasie „Gazeta Wyborcza” i jej komentatorskie satelity (np. TOK FM) pastwią się w podobnej sprawie nad Zgromadzeniem Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo w Warszawie.

Działka w Opolu W wyniku decyzji komisji majątkowej przy MSWiA siostry zakonne otrzymały w Opolu rekompensatę za obszar rolny utracony po wojnie. Zgromadzenie musiało przedstawić wyczerpujące dowody, gdyż decyzja jest nieodwołalna. Ktoś chyba jednak chciał zrobić na tej ziemi niezły interes, gdyż w „Wyborczej” biadolą, że w wyniku postanowienia komisji majątkowej straci miasto Opole, a konkretnie firmy, które miałyby zainwestować w tzw. podstrefie Wałbrzyskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej. Jedną trzecią tego terenu (16 ha) komisja oddała siostrom zakonnym, które po

XII

wojjnnie wo ie utraciły utr tr wojnie ziemie przy ul. Nowolipki Dzzieellnnej D ej w Warszawie. Oburzenie przei Dzielnej cciiw wnnik ików ów takiej decyzji wzmaga fakt, że ciwników zapa za paddłła ona oonn właśnie w tym roku, tak jakby zapadła oobbec ecne cne ne polskie ppoo obecne władze gwarantowały niepodjęcie tego typu postanowienia. Jak podają media, Zgromadzenie Sióstr Miłosierdzia postanowiło odsprzedać działkę miastu po 120 zł za m2, ale władze lokalne nie chcą podjąć rozmów. Taka postawa może dziwić, gdyż podobno jest to teren wyjątkowo ważny i strategiczny dla Opola. W „GW” podano, że prezydent miasta nie został poinformowany o przekazaniu ziemi zakonnicom. Tak naprawdę jednak zawiadomienie prezydenta nic by nie zmieniło. I tak miasto nie posiadało tej ziemi, a mimo to planowano tam specjalną strefę ekonomiczną. Władze Opola lub biznesmeni, którzy chcieli znaleźć się w tej specjalnej strefie, musieli liczyć się z jej nabyciem. Chyba że wchodziło w grę inne rozwiązanie.

Najlepsza działka w Wołominie W tym samym mniej więcej czasie, kiedy media imperium wydawniczego Agory zaczęły opisywać sprawę działek w Opolu, 7 lipca 2008 roku, Komisja Regulacyjna do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich oddaliła wniosek gminy żydowskiej w Warszawie z dnia 7 maja 2002 roku, dotyczący przeniesienia własności nieruchomości położonej przy ulicy Moniuszki w Wołominie. Licząca około 5 tys. m2 działka położona jest w pobliżu centralnego placu 3 Maja w Wołominie, gdzie cena za metr kwadratowy może sięgać nawet 1 tys. zł. Miejsce jest zacienione koronami licznych drzew i nadaje się na park miejski. Jednak przez sześć lat władze gminy Wołomin musiały wstrzymać się z jakimikolwiek inwestycjami. W orzeczeniu Komisji Regulacyjnej do Spraw Gmin Wyznaniowych Żydowskich

czytamy, że bezspornie dowiedziono brak określonych w art. 30 ust. 1 pkt. 1 ustawy o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich w Rzeczypospolitej Polskiej przesłanek regulacji. W przywołanym artykule zapisano, że na wniosek gminy żydowskiej wszczyna się postępowanie zwane regulacyjnym w przedmiocie przeniesienia na rzecz gminy żydowskiej własności nieruchomości lub ich części przejętych przez państwo, a które w dniu 1 września 1939 roku były własnością gmin żydowskich lub innych wyznaniowych żydowskich osób prawnych działających na terenie RP, jeśli w tym dniu znajdowały się tam cmentarze żydowskie lub synagogi.

Niewiarygodny świadek Komisja Regulacyjna orzekła o oddaleniu wniosku Gminy Wyznaniowej Żydowskiej w Warszawie, przy jednoczesnym uznaniu dalszego prowadzenia postępowania w sprawie za bezprzedmiotowe. Gmina żydowska w Warszawie w uzasadnieniu wniosku z 7 maja 2002 roku wskazała, że plac przy ul. Moniuszki w Wołominie do 1 września 1939 r stanowił własność Gminy Wyznaniowej Żydowskiej, a na tej nieruchomości miał znajdować się budynek synagogi. Jak podają opisujące sprawę media lokalne, na usytuowanie tam bożnicy żydowskiej wskazał w załączonym do wniosku oświadczeniu pisemnym z 22 kwietnia 2002 roku Marian K., określający jako adres swojego zamieszkania Wołomin, ulicę Kolejową 15. Informację tę miała potwierdzić jeszcze jedna osoba. Podczas zbierania dowodów nie stwierdzono „tożsamości położenia” byłej ulicy Kolejowej wobec obecnej ulicy Moniuszki. Poza tym obecne władze Wołomina dowodziły, że składający oświadczenie Marian K. nie figuruje w ewidencji gminy.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Trzeźwi inaczej KRZYSZTOF M. MAZUR

Tradycyjnie sierpień jest traktowany jako miesiąc trzeźwości, stąd też służby porządkowe pracujące przy obsłudze tegorocznej olimpiady musiały zamiatać z trawnika polskiego działacza sportowego zmożonego nadmiernym spożyciem trunku, a trener Beenhakker z tego samego powodu zawiesił aż trzech piłkarzy, w tym chwalonego niedawno przez samego prezydenta bramkarza „Borubara”.

J

est w tym zresztą spora doza niesprawiedliwości, zwłaszcza niesprawiedliwości społecznej, gdyż takiego np. Aleksandra Kwaśniewskiego za wygłaszanie wykładów po pijanemu nie spotkała żadna formalna kara, a nawet doczekał się pochwał w rodzaju słynnej „mordy ty mojej”, natomiast „kameralne” pijaństwo kopaczy piłki potraktowano, jakby co najmniej chodziło o rację stanu. Trudno także dziwić się olimpijskim działaczom, którzy przecież tyle mogli naczytać się i nasłuchać o różnych okropieństwach panujących w państwie gospodarzy igrzysk, w tym o nieludzkim pekińskim smogu, że odruchowo sięgnęli po niezawodne u Słowian antidotum. Przynajmniej taką rasistowską hipotezę przyczyn pociągu naszych rodaków do butelki przedstawił dziennikarzowi „Dziennika” minister Drzewiecki, który tym samym udowodnił, że jeśli nawet jest mechesem, to na pewno bardzo zesłowiańszczonym. A przecież można było inaczej – z pożytkiem dla naszej cywilizacji przedstawić niedyspozycję działaczy PZLA jako skutek zatrucia smogiem lub następstwo chemicznego ataku rosyjskich służb specjalnych, realizujących w praktyce zawołanie: „dzisiaj Gruzja, jutro Ukraina, a pojutrze nasz kraj”. Pamiętamy wszak, że w czasie, gdy jacyś terroryści wysadzali w Moskwie budynki mieszkalne, wszyscy obiektywni korespondenci i komentatorzy od razu wiedzieli, że jest to prowokacja

KRAJ

bić się w tych niuansach polityki, w której orędzie goni przemówienie, a oświadczenie nie nadąża za dementi. Można już nawet podać kilka gotowych zestawień: np. wojska atakujące Rosjan lub z nimi sprzymierzonych z zasady nie mogą być agrerosyjskich służb, mających za zadanie sorami, a co najwyżej sprowokowanymi kompromitować pokojowo nastawionych do nieszkodliwej wymiany ognia, o różczeczeńskich bojowników. Z drugiej stro- nicach pomiędzy terrorystami a bojowniny każda hipoteza kwestionująca oficjalną kami już było wcześniej, warto natomiast wersję zamachu z 11 września 2001 roku z zwrócić uwagę na błyskotliwe spostrzeżenie redaktora Sakiewicza, góry traktowana jest jako który rosyjskie media pobredzenie nawiedzonych pierające swój rząd nazyoszołomów – na tej samej wa propagandzistami, zaś zasadzie jak czeczeńscy te media, które Miedwiesunnici są bojownikami w diewa i Putina krytykosłusznej sprawie, podczas wały, klasyfikuje jako rogdy ci z nieco dalszego biące szum informacyjny południa pozostają co również w interesie Putinajmniej potencjalnymi terrorystami. Oczywiście na i jego kamandy. Jakby przedstawiając taki punkt nie zrobił – i tak źle, i tak widzenia, sam zapisuję się niedobrze. Widać więc, że niestety do stronnictwa również rosyjskie media, rosyjskich agentów, któniezależnie od tego, co rym – według publicysty podają, należy z założeMacieja Rybińskego – nania traktować jako wrażą leżałoby poświęcić jeden Czemu wciąż propagandę – podobnie dzień w roku, najlepiej jak krajowych świado1 maja. Niektórzy mają nie ma u nas mych lub nieświadomych dobrą pamięć, ale nieste- Pomnika Herosa agentów wpływu. ty krótką, stąd też warto Rzucającego Ale kto uzyska certyprzypomnieć, że 1 maja Legitymację? fikat koszerności świabyłby do wzięcia, gdyby Wszak mamy topoglądowej, ten już może pisać, co zechce, poprzedni, ultraprawicojak np. dzielnie walcząwy, antykomunistyczny, tyle dobrych cy z lewactwem, agentuantyubecki i antyrosyjski wzorów. rą i innymi patologiami rząd tak dzielnie nie walczył o utrzymanie tradycyjnego „Święta III RP redaktor Semka, który w „RzeczpoPracy”, tłumacząc to „tradycyjnym przy- spolitej” zauważył, że symbolem polskiewiązaniem Polaków” do tego prazdnika. go sprzeciwu wobec interwencji Układu A mogło być tak pięknie – wszystkim ma- Warszawskiego w Czechosłowacji pojącym inne zdanie na temat wojny w Ose- winien być nie kto inny tylko Bronisław tii, secesji Kosowa, niepodległości Tybetu Geremek, który heroicznie na znak proteczy nawet pekińskiego smogu nakazano stu oddał wtedy swoją legitymację partyjby np. nosić żółte kapelusze, podczas gdy ną. Fakt, że nie mamy jeszcze w Polsce pozostali mogliby w tym czasie oglądać żadnego pomnika, który upamiętniałby w TVP, jak spocony z przejęcia redaktor słynny gest rzucania partyjną legitymacją, Karnowski spija geopolityczne mądrości a taka inicjatywa mogłaby spotkać się z z prezydenckich ust. Oczywiście prawdzi- dużo życzliwszą reakcją niż pomysł na wi konfidenci uchronieni przed dyfamacją Dzień Agenta. Można sobie nawet taki sprytnymi prezydenckimi poprawkami do postument wyobrazić: nieco przygrabiona poselskiej ustawy w tym samym czasie od- postać polskiego Mischlinga z wyrytą na bywaliby „niedzielne spacery konfidenta”, twarzy troską o losy ojczyzny, w wytartej powtarzając w myślach za poetą: „Tatuś- proletariackiej jesionce, ale z książką pod konfident idzie z rodziną na spacer./ Nie- pachą, symbolizującą jednak inteligenta, dziela. Poranek beztroski./ W mężowskie wyciąga dłoń z wysłużoną legitymacją. baczki żona patrzy rozrzewniona/ i mówi: Pod spodem na cokole wyryte daty: 1956, 1968, 1976 i 1980, a zamiast epitafium, – Mój ty książę Józef Poniatowski”. Przy tej okazji warto byłoby też opraco- wiersz Mickiewicza: „Wpół jest Żydem, wać i na użytek szarego zjadacza chleba wpół Polakiem/ Wpół jakobinem, wpół wydać słownik współczesnej nowomowy, żakiem/ wpół cywilnym, wpół wojakiem/ bo niedługo prosty elektorat gotów pogu- Lecz za to całym łajdakiem”.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

XIII

KRAJ

Miodek kontra Braun MICHAŁ PLUTA

Komuniści swoich przeciwników skazywali w pokazowych procesach. W III RP niewiele się zmieniło. Chyba tylko tyle, że oskarżony nie musi przyznać się do winy. Ale co z tego, skoro wyrok zapada, zanim zostanie sformułowany akt oskarżenia. Nie powinno to dziwić – i za komuny, i teraz ogromny wpływ na to, co dzieje się nad Wisłą, mają esbecy.

P

ublicysta i reżyser Grzegorz Braun na antenie radia powiedział, iż prof. Jan Miodek był współpracownikiem tajnej policji politycznej PRL. Minęło trochę czasu (co warto odnotować) i Miodek wytoczył proces redaktorowi Braunowi o zniesławienie czy o coś podobnego. Sąd uznał, iż Braun jest winny – i nakazał mu przeprosić Miodka oraz wpłacić na cel charytatywny 25 tys. złotych.

Sąd poza prawdą Łatwo było przewidzieć, jaki wyrok zapadnie w tym procesie, ale też nie trudno zauważyć, iż wiele wskazuje na to, że redaktor Braun ma rację, nazywając prof. Miodka współpracownikiem tajnej policji politycznej PRL. Z tego, co dotarło do mnie za pośrednictwem mediów, wynika, iż zapis o rejestracji prof. Miodka na kandydata na tajnego współpracownika pochodzi z kwietnia 1978 roku, a z grudnia 1978 roku pochodzi zapis o przerejestrowaniu go w na tajnego współpracownika. Został wyrejestrowany 11 lat później. Zawartość teczek nie zachowała się. Zdaje się, że same teczki czy też ich okładki istnieją. Ich zawartość może została zniszczona, a może ją ktoś wyniósł. Kto wie? Można zadać pytanie, co było w tych teczkach – chyba nie zaświadczenia o niewinności? Warto zastanowić się, czy historyk, pozostając w zgodzie z warsztatem naukowym, może utrzymywać, że jakaś osoba współpracowała z SB w sytuacji, gdy ta osoba została zapisana w kartotece jako współpracownik SB, ale zawartość tecz-

XIV

ki nie zachowała się. Porównajmy. Wyobraźmy sobie, że w archiwum, w którym przechowywane są teczki Jan Miodek personalne członków NSDAP, znajduje się kartoteka z nazwiskami osób należących do partii nazistowskiej oraz datami ich wstąpienia i wystąpienia z partii. Wyobraźmy sobie również, że w tej kartotece widnieje imię i nazwisko np. Gerhard Linke (dane przypadkowe) oraz daty jego wstąpienia i wystąpienia z NSDAP, ale teczka opisana jako Gerhard Linke jest pusta. Czy w takim wypadku historyk może napisać, iż Gerhard Linke był członkiem NSDAP? Oczywiście, że taki wniosek byłby uprawniony. Wyobraźmy sobie jeszcze bardziej klarowną sytuację: zawartość teczek wszystkich członków partii nazistowskiej nie zachowała się. Czy wobec tego historyk ma wyciągnąć wniosek, że NSDAP nie istniała, skoro nie miała ani jednego członka?

Eksperci czy obrońcy Dobór ekspertów występujących w procesie pozostawia wiele do życzenia Część historyków zatrudnionych przez IPN rozgłasza wszem i wobec, że aby móc korzystać z akt wytworzonych przez SB, należy mieć jakieś szczególne predyspozycje – doświadczenie w grzebaniu w esbeckich papierach itd. Nikt nie powinien ich ponaglać ani niczego wymagać, powinniśmy pokornie czekać, aż fachowcy okupujący aż do emerytury albo jeszcze dłużej dobrze płatne stołki raczą ujawnić to, co uznają za właściwe. Twierdzenie o jakimś szczególnym charakterze akt zgromadzonych w IPN jest jednak nieprawdziwe. Akta wytworzone przez SB to takie same archiwalia jak wszystkie inne, a przeciętnie inteligentny człowiek może z nich korzystać bez poważniejszych trudności. Nie wiem więc, dlaczego pracownicy IPN, profesorowie Włodzimierz Suleja i Jan Żaryn, byli w tym procesie, jak się wydaje, ekspertami najwyższej rangi. Obaj pracują w państwowych instytucjach, trudno wobec

tego uznać ich za niezależnych specjalistów. Skoro redaktorowi Braunowi – jak mówił w jednym z wywiadów – po jego wypowiedzi na temat współpracy Miodka z tajnymi służbami specjalnymi PRL odebrano zajęcia ze studentami na Uniwersytecie Wrocławskim, to łatwo domyślić się, że Suleja i Żaryn zachowają się w jedynie słuszny sposób, czyli w tym wypadku potwierdzą tezę powtarzaną wielokrotnie przez oficerów SB podczas procesów lustracyjnych, że TW nie istnieli. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło – może paru osobom spadną klapki z oczu i zrozumieją, że pracownicy IPN to nie spadkobiercy w prostej linii AK i WiN, ale hojnie opłacani urzędnicy dbający o swoje interesy. Oczywiste jest, że gdyby wrocławski historyk (czyli Suleja) i warszawski (Żaryn) zajęli niewłaściwą postawę podczas tego procesu, naraziliby się przynajmniej na ostracyzm ze strony swojego środowiska. Sędzia wydający wyrok w tej sprawie też.

Sędzia z bezbłędnym nosem Podobny problem dotyczy bowiem sędziego. Miejscem, gdzie toczył się proces, był Wrocław – miasto, którego prof. Miodek jest jedną z tzw. ikon, gdzie dzięki swoim akademickim kontaktom zapewne może więcej niż przeciętny mieszkaniec stolicy Dolnego Śląska. Nie należy mieć złudzeń: profesorowie Uniwersytetu tworzą klikę zgodnie dojącą państwo z pieniędzy podatników. Pracownicy Wydziału Prawa to koledzy Miodka z firmy. Skoro o dostaniu się na aplikację decydującą rolę odgrywają znajomości, co nie jest dla nikogo tajemnicą, to można przypuszczać, że sędzia rozstrzygający w procesie Miodek kontra Braun przynajmniej na jakimś etapie swojej kariery zawodowej był protegowanym któregoś z dziadków-profesorów z Wydziału Prawa. Tak więc koło się zamyka. Gdyby sędzia wydał inny wyrok niż ten, który zapadł, skazałby się na śmierć zawodową. Tylko dziecko albo czytelnik „Wyborczej” może uwierzyć, że w takiej sprawie sędzia kieruje się tylko obowiązującym prawem. Już popisali się sędziowie w procesie Jaruzelskiego i jego kliki, kiedy – aby ukręcić łeb sprawie – akt oskarżenia zwrócili do pionu śledczego IPN, argumentując to m.in. koniecznością powołania na świadków Margaret Thatcher, Helmuta Schmidta i Michaiła Gorbaczo-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

F

KRAJ wa, tak jakby to oni byli ekspertami w dziedzinie prawa PRL.

Tylko stypendium? Wreszcie sam Miodek przyznał przed sądem, że pięć razy miał kontakty z SB, ale dotyczyły one „tylko i wyłącznie wyjazdu na stypendium zagraniczne”. Ta i inne przytoczone przez media wypowiedzi przedstawicieli „wrocławskiego świata nauki” wskazują, iż powszechnie podejmowali oni jakiś rodzaj, być może zwykle nieformalnej, współpracy ze służbami specjalnymi PRL. Oto taki „młody, zdolny naukowiec” wracał z zagranicy i odbywał rozmowę z oficerem SB. Oni wcale nie są tacy głupi, jakich czasem udają. Dobrze widział, że jak nie „doniesie”, co tam widział i słyszał, to drugi raz paszportu może nie dostać. A tu naukowiec zobaczył trochę świata, kariera naukowa, katedra... Więc spowiadał się. Nie trzeba było go rejestrować, płacić itd. Obie strony dobrze wiedziały, o co w tym wszystkim chodzi: informowanie SB w zamian za paszport. Nie dziwi mnie więc niechęć dużej części środowiska akademickiego do lustracji. Okazałoby się, że dziadki strojące się w piórka opozycjonistów, naukowcy, wychowawcy młodzieży, może nawet z aspiracjami do miana moralnych autorytetów, podjęli jakiś rodzaj współpracy z SB. Gdy np. szmalcownik spotykał się z oficerem Gestapo i mówił, za którą szafą Polacy ukrywają Żydów, to jakby nie patrzeć, ów szmalcownik podjął współpracę z Gestapo, nawet jeśli nie został wciągnięty do kartoteki i nie założono mu teczki pracy. Historyk często jest zmuszony – z powodu braku źródeł – odpowiadać na pytania dotyczące przeszłości na podstawie drobnych przesłanek, interpretując pozornie obojętne fakty, porównując podobne sytuacje, czasem snując domysły… Ale musi tak postępować, aby dotrzeć do prawdy. Czy badacz nie może napisać, że nie doszło do katastrofy w Gibraltarze, a gen. Władysław Sikorski w rzeczywistości został zamordowany? Otóż może, choć obecnie nie dysponuje niepodważalnymi dowodami potwierdzającymi to twierdzenie. W zakończeniu powtórzę raz jeszcze, że historyk czy publicysta na podstawie zachowanych źródeł może wysunąć wniosek, iż prof. Jan Miodek podjął współpracę z tajną policją polityczną PRL. Jednak zdaje się, że sądy w III RP obowiązują wytyczne, że TW nie było – skoro mimo zachowania się wielu dokumentów sąd orzekł, że Marian Jurczyk i Małgorzata Niezabitowska nie byli współpracownikami SB...

Obóz letni SM UPR

Członkowie i sympatycy Sekcji Młodzieżowych UPR z całej Polski spotkali się na pierwszym zjeździe młodych miłośników Wolności, Własności i Sprawiedliwości. Wydarzenie zorganizowała Sekcja warszawska młodzieżówki.

O

prócz warszawskiej Sekcji Młodzieżowej obecni byli przedstawiciele Śląska, Lublina, Puław, Poznania i Krakowa. Cieszy przede wszystkim przyjazd reprezentantów Sekcji niedawno zawiązanych – czyli Lublina i Puław – co jest dowodem na to, że na „ścianie wschodniej” duch wolności także jest żywy. Każda Sekcja prezentowała sprawozdanie ze swojej działalności. Było to okazją zarówno do pochwalenia się swoimi osiągnięciami, jak i podpowiedzenia kolegom z innych miast sposobów funkcjonowania i rozwiązywania problemów organizacyjnych. Następnie wygłoszone zostały referaty odnoszące się do szeroko rozumianych kwestii światopoglądowych, autorstwa kolegów z Sekcji w Krakowie (znanej z udziału w progra-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

mie „Młodzież kontra”). Adam Danek wygłosił prelekcję na temat konserwatywnej koncepcji własności prywatnej, przypomniano także sylwetkę Herberta Spencera. Następnie oczywiście odbyły się pytania i zażarte polemiki. Odbyła się także debata o teraźniejszości i drogach rozwoju SM UPR. O czym dyskutowano? O pomysłach na usprawnienie komunikacji pomiędzy Sekcjami. Rozważano plusy i minusy ewentualnej centralizacji i utworzenia stanowiska koordynatora działań wszystkich Sekcji. Próbowano odpowiedzieć na pytanie, jak pozyskiwać i formować nowych członków, a także podnosić umiejętności tych, którzy już są w Sekcjach. Niektóre z ustaleń już wkrótce będzie widać – planowana jest bowiem wspólna strona internetowa dla całej młodzieżówki UPR, a także większy udział tej ostatniej w tworzeniu UPR TV. Spotkanie nie było jednorazową inicjatywą. To swoiste forum Sekcji Młodzieżowych UPR ma stać się cyklicznym, ważnym punktem w kalendarzu życia partii. Kolejny zjazd ma zostać zorganizowany na jesieni. Podejmie się tego Sekcja krakowska. MARCIN CHMIELOWSKI SM UPR Kraków

XV

KRAJ

Wrogowie ludzkości: Coca-Cola, Adidas, Pentagon TOMASZ KORNAŚ

Chyba po raz pierwszy w życiu mam ochotę napić się coca-coli. Kiedy zorientowałem się, jakie organizacje, jakie podmioty prowadzą akcję bojkotu produktów koncernu Coca-Cola, napój uważany przeze mnie za zwyczajnie nie nadający się do picia, wydał mi się całkiem sympatyczny.

szkadza w prowadzeniu bojkotu.

Skoro tylu wszelkiej maści lewaków nienawidzi coca-coli, to ja ją piję

Bo cola jest brunatna „Wyborcza” wymieniła z nazwy tylko je jedną organizację prowadzącą bojkot – ów L Lepszy Świat właśnie. Nie wspomniała n natomiast ani słowem o obliczu ideowym tej organizacji ani o jej sojusznikach. A szkoda, bo to ciekawe. Ja

W

minionym tygodniu organizatorom protestu pozwoliła wypowiedzieć się „Wyborcza”, przynosząc w lokalnym krakowskim wydaniu informacje o proteście, jaki zaplanowany był podczas imprezy pod nazwą „Coke Live Music Festiwal” (22-23 sierpnia). „Wyborcza” poinformowała, że akcję bojkotu prowadzi stowarzyszenie Lepszy Świat, zaś do tej konkretnej akcji używa szyldu „KillerCola”. No a co jest powodem, że akcja ma miejsce? Organizatorzy bojkotu wskazują na takie okoliczności jak: zamordowanie kilku działaczy związkowych w Kolumbii (ponoć z inspiracji Coca-Coli), zatruwanie przez koncern ujęć wody pitnej w Indiach czy represje antyzwiązkowe w Turcji. Informacjom tym koncern zaprzecza, żadne sądy tych zarzutów nie potwierdziły żadnym skazującym koncern wyrokiem – co ludziom próbującym (na szczęście bez powodzenia) zbudować nowy, wspaniały świat nie prze-

XVI

tym kkonotacjom ty o tacjom onot j ppostanoosta os tanota tym wiłem przyjrzeć się bliżej. Otóż akcję na krakowskim festiwalu Lepszy Świat (i rok temu, i obecnie) prowadził wraz organizacją Lewicowa Alternatywa, która jeszcze do niedawna używała dwuczłonowej

nazwy Czerwony Kolektyw - Lewicowa Alternatywa. I to właśnie ta ostatnia grupa była inicjatorem akcji bojkotu na polskim gruncie. Nazwa organizacji wiele wyjaśnia – swego czasu pisałem o niej na tych łamach. Teraz sprawdziłem tylko, co aksprze tualnie sprzedają w swoim internetowym Ot można tam kupić znaczki sklepiku. Otóż ko i koszulki z hasłami: „Wyzysk – Capi Capitalism – Nędza”, „Capitalliism is organized crime” czy „Class lism war – probably the best war in the war world Dochód z ich „sprzedarzy” world”. (sic!) przeznaczony ma być „na (sic!) działal Kolektywu”. działalność Stow Stowarzyszenie Lepszy Świat, m imo nneutralnej nazwy, w swoich zamimo łłożeniach ożenia takie neutralne już nie jest. Co praw Co prawda jego przedstawiciele deklarują, iż „wychodzą poza tradycyjne klarują, podziały na lewicę i prawicę”, twierdzą podziały wręcz, że są „centrowi”, ale wystarczy wręcz, poczytać, co piszą o swoich celach, dąpoczytać, żeniach i działaniach, sprawdzić, z kim żeniach (poza Lewicową (p Lew (poza Alternatywą) współpracują, aby zorientować zo cują, się, co to za środowisko. Na liście li wisko. zaprzyjaźnionych organizacji widniej zacji widnieją takie podmioty jak: Zieloni 2004, Nowa Lewica (szefem jest Piotr IkoFed nowicz), Federacja Anarchistyczna, Polska Partia Pracy czy Pracownicza Demokracja. Wszystkie te organizacje (Lepszego Świata wyłączaj łączą takie elementy widzenie wyłączając) rzeczywi nia rzeczywistości jak choćby postrzeganie tarczy antyrakietowej jako zagrożenia dla Polski i elementu brutalnej ekspansji USA w świecie, domaganie się szeroko rozbudowanych „praw pracowniczych”, przywilejów dla związków zawodowych itp. Lep-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

KRAJ

szy Świat ma też na koncie protesty wobec kampanii Ministerstwa Obrony Narodowej („Tradycja zobowiązuje”), które organizowane były pod hasłem „Służą dziś w MON -ie – mordercom w Pentagonie”.

Syndykaliści też wolą kwas Podmioty wyżej wymienione nie są bynajmniej jedynymi, które nawołują do bojkotu produktów Coca-Coli. Inną prowadzącą takie działania strukturą jest powstały przed rokiem Związek Syndykalistów Polskich. Oni jeszcze dodatkowo bojkotują firmę Adidas (m.in. za używanie do produkcji butów skóry kangurów...). Syndykaliści opracowali bodaj najbardziej szczegółową listę przewin Coca-Coli. Prócz wyżej wymienionych przyczyn bojkotu znalazłem na tej liście jeszcze inne zarzuty: „złe praktyki zatrudnienia w Sankt Petersburgu i Wielkiej Brytanii”, „złamanie obietnicy złożonej w 1990 r. o używaniu butelek z częściowo recyklowanym plastikiem” czy „odmowa wykonania nakazu sądu o przywróceniu do pracy 50 nielegalnie zwolnionych pracowników w Peru”. Obrzydzenie ideowe do coca-coli, sprite’a czy wody mineralnej „Kropla Beskidu” czują też Młodzi Socjaliści i związek zawodowy Inicjatywa Pracownicza. Towarzystwo, które wypowiedziało wojnę Coca-Coli czy Adidasowi, jest tak dziwaczne, że trudno ten cały protest traktować poważnie. Inna rzecz, że trudno sobie wyobrazić, aby takie potęgi jak CocaCola czy Adidas w jakikolwiek sposób ucierpiały w wyniku prowadzonej akcji. To, że członkowie Związku Syndykalistów Polskich (ciekawe, ilu ich jest...) nie kupią produktów Adidasa, czy okoliczność, że im podobni naprawiacze świata pogardzą przy zakupach coca-colą czy innym sprite’em, dla kondycji tych firm nie będzie mieć żadnego znaczenia. Na koniec nie potrafię się powstrzymać od podzielenia się z Państwem pewnym wspomnieniem sprzed kilku, kilkunastu może lat, które dotyczy kwestii proporcji. Otóż przepytywałem swojego znajomego, zagorzałego kibica jednego z klubów piłkarskich, o sojusze i wrogości z kibicami innych zespołów. Kolega przedstawił mi listę – z kim, z jakim klubem mają „zgodę”, z jakim natomiast „kosę”. I powiedział: „kiedyś nawet mieliśmy zgodę z Liverpoolem”; nad tymi swoimi słowami przez chwilę się zastanowił i dodał: „tylko że Liverpool chyba o tym nie wiedział”. Czy organizatorzy i uczestnicy koncertów z cyklu „Coke Live Music Festival” (kilkadziesiąt tysięcy osób) o proteście przeciwko spożywaniu produktów Coca-Coli się dowiedzieli – trudno powiedzieć...

Kryzys i złoto MARCIN MASNY

Znaczna część świata czeka na „kryzys kapitalizmu” lub „kryzys Zachodu”. Lewicy nie obchodzi fakt, że obecny model globalny nie jest prawdziwym kapitalizmem. Upadek ułomnego kapitalizmu może wszakże być triumfem lewicy, jeśli światu nie zostanie przedstawiony model autentycznie wolnościowy, który dla „kapitalistycznego” mainstreamu jest „heterodoksyjny”.

O

statnie 35 lat to czas absurdalnej architektury finansowej, podtrzymywanej w ostatnich latach w sposób zupełnie sztuczny. Jest to ekonomia kwitów bez pokrycia, instrumentów finansowych o wartości bilionów dolarów, przyjmowanych dotąd z zaufaniem, jakie dawniej należało się złotu. Rządy i banki centralne w ramach tzw. Wielkiej Moderacji zapobiegały mniejszym kryzysom finansowym (nie zawsze skutecznie), zapewne świadome, że taka polityka w końcu doprowadzi do wielkiego kryzysu. W 2003 roku napisałem w pewnym zbiorze referatów ubezpieczeniowych: „Obecne działania rządu amerykańskiego są zaplanowaną od dawna próbą ratowania pozycji Ameryki, jej wiarygodności, roli dolara, amerykańskiej przewagi technologicznej i amerykańskiej pozycji teleinformatycznego zwornika świata zachodniego, w tym NATO. Akcję tę podjęła obecna administracja wobec kryzysu, którego moment i przebieg stratedzy w rodzaju Henry Kissingera prognozowali już w kulminacji powojennej fali, około roku 1970. Nie jest jasne, czy (i z jakim skutkiem) uda się obecnej administracji waszyngtońskiej zastosować wobec gospodarki amerykańskiej metodę generowania koniunktury przez wydatki wojenne i deficyt. Dlatego niedaleka przyszłość polityczna i ekonomiczna Ameryki jest całkowicie nieprzewidywalna. Istnieje duże prawdopodobieństwo porażki

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

na Bliskim Wschodzie”. Potem pisałem jeszcze, że depresja skłoni Europę do zamykania rynku. To wszystko może się okazać wierutną bzdurą, ale chyba obserwujemy spełnienie mojego proroctwa.

Chińczyk zaciera ręce Na załamanie Zachodu bardzo czekają Rosjanie i Chińczycy. 19 października 2005 roku Lau Nai-kung napisał w oficjalnym pekińskim „China Daily” następujące słowa: „Myślę, że czas poważnie przyjrzeć się ewentualności, że Stany Zjednoczone pociągną nas w dół ku globalnej recesji w ciągu roku lub dwóch”. Lau zebrał dane o zobowiązaniach rządu amerykańskiego i obywateli, po czym wskazał źródło przyszłego kryzysu: „Rząd po prostu drukuje pieniądze, żeby sfinansować deficyt”. Wszyscy chyba wiemy, że drukowanie pustego pieniądza zawsze było fundamentem kryzysów. Lau wyrażał zdziwienie, że w tej sytuacji administracja Busha tnie podatki i wydaje monstrualne kwoty na wojnę w Iraku. Było dla niego oczywiste, że „największa bańka spekulacyjna na rynku nieruchomości, jakiej świat doświadczył, pęknie w ciągu roku lub dwóch”. Pamiętam, jak w tym samym czasie mówiłem o tym poważnym ludziom i jak pukali się w czoło – choć nie wszyscy. Chiny kontynentalne zmieniają kurs, próbując zastąpić finansowanie amerykańskiego deficytu wykupem, a władze USA zaczynają się przed tym wykupem bronić. Rosja proponuje rubla jako pieniądz rezerwowy dla regionu lub nawet świata. A na zachodniej półkuli, mimo bezprecedensowej polityki wolnego handlu w relacji do małych partnerów, Ameryka ma wpływy bezprecedensowo znikome. Rewolucja w sensie dosłownym czyha u bram, odziana w polowy mundur wenezuelskiego oficera i sweter plantatora koki. Na szczęście dalekosiężne plany światowej lewicy i plany Chin nie do końca się pokrywają. Kres Wielkiej Moderacji Dotychczasowa architektura w połączeniu ze sztucznym podtrzymywaniem stabilności spowodowała, iż nieuchronny kryzys wprawdzie nadszedł kilka lat później niż się spodziewaliśmy, ale za to może okazać się niesłychanie uciążliwy. Wpływ na to miały względy polityczne. No cóż, zawsze tak było. Pomysły wol-

XVII

KRAJ nościowo-konserwatywnej prawicy nie miały szans, bo zawsze do głosu dochodzili politycy o antyekonomicznej mentalności, dla których ważniejsze od pomyślności narodów były takie wojenne przygody jak rok 1914 czy 1939. Kryzys Zachodu ma swoje korzenie w obłąkanej polityce pieniężnej. Władze amerykańskie – jak na razie widzimy – będą podtrzymywać sztuczny popyt nawet za cenę hiperinflacji. Im bardziej elity będą bronić status quo, tym szybciej system runie. Bo model inflacyjny zawsze powoduje realny spadek siły nabywczej ludności. Powstaną bańki finansowe prowadzące do szoku deflacyjnego i poważnego spadku popytu, jak w Wielkim Kryzysie czy w Japonii w latach 90. Głównym wątkiem ewolucji gospodarki światowej po kryzysie będą następstwa szoku deflacyjnego. Systemu dolarowego, faktycznie zdemontowanego 35 lat temu, nie sposób powstrzymać od krachu. Przestrzeń dolarowa może rozpaść się na strefy walutowe dążące do autarkii. Niektóre państwa spróbują wrócić do standardu złota dla podtrzymania poziomu życia.

A więc złoto! „W warunkach standardu złota swobodny system bankowy jest strażnikiem stabilności gospodarki i zrównoważonego wzrostu (...). Porzucenie standardu złota pozwoliło politykom socjalnym użyć systemu bankowego jako środka nieograniczonej ekspansji kredytowej (...). Wobec braku standardu złota nie ma sposobu, żeby uratować oszczędności od inflacyjnej konfiskaty”. To są słowa Alana Greenspana, tyle że zaledwie 40-letniego. Później Greenspan, wyznawca obiektywizmu, zmienił poglądy lub dostosował się do głównego nurtu. A główny nurt popłynął ku nieograniczonej ekspansji bez pokrycia. Powrót do złota jako kotwicy obrotu pieniężnego, a nawet po prostu powrót do złota jako pieniądza – to idea prawicy wolnościowej, począwszy od Wielkiego Kryzysu. Tylko że to jest ta prawica, którą główny nurt ustawił poza systemem i uznał za „nieprawowierną”. Nieprawowierni są ekonomiści ze szkoły austriackiej, libertarianie i obiektywiści. Ta konsekwentna prawica zazwyczaj zdaje sobie sprawę z trudności, jaką jest niedostatek złota, ale i na to są pomysły. Drugim środowiskiem, w którym idea powrotu złota kiełkuje, jest islam, mający

XVIII

„Porzucenie standardu złota pozwoliło politykom socjalnym użyć systemu bankowego jako środka nieograniczonej ekspansji kredytowej (...). Wobec braku standardu złota nie ma sposobu, żeby uratować oszczędności od inflacyjnej konfiskaty” w swych założeniach ideowych uczciwy, mocny pieniądz. Prawowierny islam jest wrogiem lichwy i długu bez pokrycia. W 1997 roku wpływowy muzułmański premier Malezji Mahathir bin Mohammad, promotor budowy silnego bieguna islamskiego w globalnej polityce i gospodarce, w odpowiedzi na kryzys zapowiedział wprowadzenie złotego dinara w Malezji, a w perspektywie – wśród jej islamskich partnerów. Był to czas, kiedy Malezja zaczęła uniezależniać się od pośrednictwa wielkich banków w handlu międzynarodowym i dążyła do utworzenia Wielostronnego Porozumienia Płatniczego w ramach grupy 77 państw Trzeciego Świata. Kilka lat temu doktor Mahathir ustąpił miejsca innemu premierowi i idea złotego dinara pozornie upadła. Głosy do-

chodzące z Malezji, Pakistanu i innych państw muzułmańskich wskazują jednak, że w kryzysowym zamieszaniu o złotym dinarze jeszcze usłyszymy, zwłaszcza że złote dinary fizycznie istnieją, bite przez jeden ze stanów malezyjskiej federacji. W większości państw świata chyba jednak trudno byłoby nimi płacić w sklepie – z powodu zakazów, trudności w ustaleniu kursu i przepisów podatkowych. Powrót do standardu złota jest ideą poważnie traktowaną w krajach, w których wpływowe media nie wmawiają obywatelom, że nie wolno im myśleć, bo są tylko idiotami z zaścianka. Ron Paul, niedoszły kandydat na prezydenta z ramienia Partii Republikańskiej, jako kongresman od dwudziestu kilku lat przypomina o standardzie złota, a nawet – w zmieniających się warunkach – przedstawia kolejne koncepcje jego wdrożenia. Ostatniej wiosny stary profesor George G. Reisman, uczeń jednego z twórców szkoły austriackiej, Ludwiga von Misesa, na swoim blogu analizował, co właściwie stało się w ostatnim czasie i skąd ten cały kryzys. W niedawnym tekście Reisman zarysował kolejną koncepcję zakotwiczenia dolara w złocie opatrując swoje uwagi znamiennym komentarzem: „Mimo pewności, że tego rodzaju propozycja zostanie niemal kompletnie zignorowana i w zasadzie nie ma szans na realizację w przewidywalnej przyszłości, i tak trzeba ją złożyć”. Zastosowanie złota jako głównego aktywu systemu bankowego może bowiem uratować go – zdaniem profesora – od deflacyjnej zapaści, a w dłuższej perspektywie złagodzić falowanie koniunktury. Zakotwiczenie pieniądza jest fundamentalnym elementem wolnościowej propozycji dla świata, który musi teraz doświadczyć – oby jak najmniej dotkliwych – konsekwencji beztroskiej ekspansji pieniężnej po upadku systemu Bretton Woods. MARCIN MASNY

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Zmiany

Domek państwa Michalaków

na działkach RAFAŁ PAZIO

Kilka tygodni temu na łamach tygodnika „Najwyższy CZAS!” pojawił się artykuł pt. „Zbuntowane ogrody”. Przypomnieliśmy w nim o zablokowaniu przez Zbigniewa Chlebowskiego, szefa klubu parlamentarnego Platformy Obywatelskiej, dyskusji na temat zmian w Rodzinnych Ogrodach Działkowych. Pisaliśmy też o osobach, które zdecydowały się zamieszkać na działkach, a teraz grozi im rozbiórka domków jednorodzinnych. Problem budzi kontrowersje. Coraz częściej w różnych częściach Polski interweniują władze samorządowe.

O

koło miliona osób zrzeszonych w Polskim Związku Działkowców korzysta z działek, które mieszczą się w granicach ponad 5 tysięcy ogrodów. Od kilku lat prezentowane są bez większego rozgłosu stanowiska działkowców z tzw. ruchów reformatorskich, którzy mówią o potrzebie zniesienia monopolistycznej pozycji PZD. Także niektórzy posłowie już kilka razy próbowali wywołać debatę o uwłaszczeniu działkowców. Bez skutku.

Czy wolno tu zamieszkać? Na łamach „NCz!” przedstawialiśmy problemy osób, które zamieszkały lub chciałyby zamieszkać na działce. Prawo nie reguluje tej kwestii, mimo to na terenie ogrodów w domach jednorodzinnych mieszka wielu Polaków. Przytoczyliśmy przykład państwa Michalaków z Olsztyna, którzy sprzedali mieszkanie w bloku i przenieśli się do odkupionego, pobudowanego już domku na terenie Rodzinnego Ogrodu Działkowego „Oaza”. Powierzchnia mieszkalna budynku wynosi 80 m2. Roman Michalak

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

FOT. R.PAZIO

KRAJ

to pierwszy Polak, któremu udało się zameldować na takiej działce. Okazuje się jednak, że w świetle prawa domy postawione na terenie rodzinnych ogrodów działkowych przekraczające pewne rozmiary są nielegalne. Właściciele takich budynków mogą otrzymać decyzję o rozbiórce całego domku lub tej części, która zwiększa metraż. Według przepisów, altanka może mieć do 25 m2, kiedy ogród znajduje się na terenie miasta, i maksymalnie 35 m2, kiedy ogród znajduje się na terenie wiejskim. Wysokość altanki nie powinna przekraczać 5 metrów. Mimo to na terenie ogrodów działkowych znajduje się wiele (nikt nie prowadzi statystyk) domków jednorodzinnych. Śmiało można stwierdzić, że jest ich co najmniej kilka tysięcy. Podobno dawniej obowiązywał zwyczaj, w myśl którego inspektorzy nadzoru budowlanego nie zaglądali na teren ogrodów. Dziś w całej Polsce toczą się przeciw działkowcom postępowania, w których zarzuca się im samowolę budowlaną. Państwo Michalakowie założyli Stowarzyszenie Inicjatyw Demokratycznych w Ogrodach Działkowych (SIDOD), aby zjednoczyć osoby, które chciałyby zalegalizować swoje domki na działkach.

Ostra reakcja działkowców Po opublikowaniu artykułu o działkowcach, którzy chcą zamieszkać na terenie ogrodów, do redakcji „NCz!” zaczęły napływać protesty od działkowców, którzy mają inne zdanie na temat zamieniania ogrodów w osiedla domków jednorodzin-

XIX

KRAJ nych. Tygodnik posądzono o szerzenie bezprawia. Zarzucono nam, że burzymy porządek, który panował w ogrodach od dziesięcioleci. Autorzy listów domagają się, aby nie popierać łamania przepisów i nie promować budowania na terenach rodzinnych ogrodów działkowych większych obiektów niż określa ustawa. Sugerują, że jeżeli ktoś chce budować większe budynki, powinien zakładać własne wioski wypoczynkowe na odłogowanych gruntach. Podważano także nasze szacunki dotyczące skali zjawiska. Prezydium Okręgowego Zarządu Warmińsko-Mazurskiego PZD w Olsztynie poinformowało Redakcję, że na działkach w całej Polsce zamieszkuje jedynie około 4 tysięcy osób i są to zazwyczaj bezdomni, bezrobotni lub tacy, którzy dzieciom zostawili swoje mieszkania. Autorzy listu stwierdzili, że problemem tym powinny zająć się władze lokalne i samorządowe. Przedstawiciele prezydium zaprzeczają również naszemu założeniu, że tysiące osób oczekuje na nową ustawę o ogrodach działkowych. Według nadawców listu, jest to wąska grupa mniej zorientowanych działkowców. Działacze bronią obecnie obowiązującej ustawy, nie zezwalającej na całoroczne zamieszkiwanie w domku na działce. Przypominają, że poparło ją podpisem 614 tys. osób.

Samorządowcy z Poznania nie chcą rozbiórek Problem jednak budzi kontrowersje. Coraz częściej zajmują się nim samorządowcy, naciskani przez samych działkowców. Władze lokalne próbują rozwiązać kwestię potencjalnych rozbiórek domków jednorodzinnych. Na przykład w poznańskim ratuszu zdecydowano się określić nowy plan zagospodarowania przestrzennego dla ogrodu działkowego „CAMPING” położonego w tym mieście. Jest tam 800 samowoli budowlanych. To ogród miejski, gdzie zgodnie z prawem, można stawiać domki do 25 m2. Nowy plan zagospodarowania pozwala stawiać budynki do 40 m2. Decyzja władz Poznania zmierza ku pozostawieniu dotychczasowych budynków mieszkalnych istniejących już w tym ogrodzie. – To daje nadzieję innym. W Poznaniu powstał rewolucyjny plan zagospodarowania ogrodu miejskiego, pozwalający zachować istniejące budynki mieszkalne (altany do 40 m2). Już umówiłem się z przewodniczącym rady miasta Olsztyna, aby zaproponować rozwiązanie podobne do przyjętego obecnie w Poznaniu – informuje Roman Michalak z SIDOD. RAFAŁ PAZIO

XX

Handel ze Wschodem po Schengen TOMASZ CUKIERNIK

i musi wywołać także pewne skutki gospodarcze.

„Ponad 1300 tirów w kolejce przed Dorohuskiem”, „Schengen zabija handel na wschodzie Polski”, „Schengen zamyka drzwi?” – krzyczały polskie gazety na początku bieżącego roku. Czy rzeczywiście po przystąpieniu Polski do strefy Schengen 21 grudnia 2007 roku sytuacja jest aż tak tragiczna?

U

kład, podpisany w 1985 roku w małej luksemburskiej miejscowości Schengen, zniósł kontrolę osób przekraczających granice pomiędzy państwami-sygnatariuszami (aktualnie 24 kraje europejskie, w tym 22 należące do Unii Europejskiej), równocześnie wzmacniając współpracę w zakresie bezpieczeństwa (System Informacyjny Schengen) oraz polityki azylowej (System Informacji Wizowej). Tak więc z jednej strony wprowadzono ułatwienia w zakresie przemieszczania się wewnątrz państw-sygnatariuszy układu, a z drugiej strony uszczelniane są granice zewnętrzne – z krajami nie należącymi do strefy. Ten ostatni fakt powoduje pewne problemy. Okazuje się bowiem, że na przykład obostrzenia wprowadzone przez Polskę w związku z Schengen spowodowały, iż drogowy ruch graniczny pomiędzy Polską a Rosją, Ukrainą i Białorusią w pierwszym półroczu 2008 roku, w porównaniu z takim samym okresem roku poprzedniego, spadł o około 25,4 proc. – z prawie 5,76 mln osób do niecałych 4,3 miliona. Jest to różnica niebagatelna

Drastyczny spadek liczby przyjazdów Według danych statystycznych polskiej Straży Granicznej, osobowy ruch graniczny pomiędzy Polską a Rosją, Białorusią i Ukrainą w pierwszej połowie 2008 roku, w porównaniu do takiego samego okresu roku 2007, zmniejszył się odpowiednio o 39,2 proc., 47,4 proc. i 18,9 proc. Bardzo podobny był spadek zarówno jeśli chodzi o wyjazdy, jak i przyjazdy do Polski. Jednak kiedy dokładniej przyjrzymy się statystykom, to okaże się, że spadek liczby cudzoziemców w ruchu granicznym jest znacznie poważniejszy niż liczby Polaków. Na przykład jeśli chodzi o granicę z Ukrainą, spadek liczby przekraczających ją cudzoziemców wyniósł aż 59,1 proc., podczas gdy osobowy ruch graniczny Polaków wzrósł w tym okresie o 23,9 proc. I rzeczywiście – najbardziej na wejściu do strefy Schengen ucierpiały polskie przygraniczne targowiska oraz supermarkety. W niektórych z nich handel spadł nawet o połowę. Naszym wschodnim sąsiadom nie opłaca się już przyjeżdżać do Polski na zakupy, jeśli za wizę muszą zapłacić 35 euro. Jednak handel przygraniczny to nie cały problem. Jak twierdzi p.Aleksander Kobiz, wiceprezes Targowego Domu Poland sp. z o.o., który wykonuje usługi prawne, reklamowo-marketingowe i certyfikacje w krajach Europy Wschodniej dla polskich firm, przed wejściem Polski do strefy Schengen biznesmeni z Rosji, Ukrainy i Białorusi otrzymywali wielokrotne wizy na pół roku lub na rok, a teraz dostają wizy jednokrotnego lub w najlepszym wypadku dwukrotnego wjazdu. Potem od nowa trzeba składać dokumenty i męczyć się z biurokracją, co jest nie tylko stratą

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

KRAJ dłuższy okres puterowy, zapewnić narzędzia łączności, gromadzenia i przetwarzania danych – oczekiwania na wizy przez tak, aby rozpatrywanie wniosków wizonaszych ro- wych mogło być szybsze niż dotychczas. syjskich part- Przy obecnym poziomie zapotrzebowania nerów przy- na pracowników ze wschodu działania te jednak nie wystarczą. Poprawę może jeżdżających na rozmowy przynieść radykalne (choćby tymczasowe) handlowe i zwiększenie obsady kadrowej konsulatów, częstsze wydawanie wiz wielokrotnych techniczne”. Także p.Borys (i wieloletnich) oraz obniżenie opłat”. Być Tarasiuk, były może jest szansa na poprawę tej tragicznej minister spraw sytuacji, przynajmniej w odniesieniu do Eksport z Polski do Rosji, na Ukrainę zagranicznych Ukrainy. P. Benita Ferrero-Waldner, koi na Białoruś w pierwszej połowie 2007 Ukrainy, zwró- misarz UE ds. stosunków zewnętrznych, i 2008 r. (dane w mln euro); źródło: GUS cił uwagę, że ogłosiła, że UE rozpoczyna rozmowy z od grudnia naszym wschodnim sąsiadem w sprawie czasu, ale zwiększa też koszty. P. Kobiz 2007 roku, kiedy Polska stała się częścią zniesienia wiz dla obywateli Ukrainy. martwi się również, że jak na razie zapo- strefy Schengen, Ukraińcy skarżą się na wiedzi polskich władz dotyczące ułatwień trudności z uzyskaniem wizy i wjazdem Samochody przebijają się w wydawaniu wiz dla biznesmenów, stu- do Polski. – W odróżnieniu od stosunko- przez granicę Jednak jeśli spojrzy się na dane statystyczdentów oraz ludzi nauki i kultury z Rosji wo łatwej do przekroczenia wschodniej i północnej granicy Ukrainy (odpowied- ne dotyczące drogowego ruchu granicznenie zostały zrealizowane. Opisaną kłopotliwą sytuację z wizami nio z Rosją i Białorusią) nasza granica z go samochodów ciężarowych, to okaże się, potwierdzają także polscy eksporterzy. Polską stanowi poważną przeszkodę w że w pierwszym półroczu 2008 roku, w poP. Tomasz Jakubowski, prezes zarządu stosunkach międzyludzkich – powiedział równaniu do pierwszego półrocza roku poGrupy Famur, producenta maszyn i urzą- p.Tarasiuk. Dlatego w dniach 28-30 sierp- przedniego, sytuacja nie jest aż tak tragiczna. odbędzie dzeń górniczych, stwierdza, że po wej- nia ściu Polski do strefy Schengen firma co się jednoczeprawda nie odczuwa zmian w kontaktach śnie w polskim Korczminie i ukraińskiej Stajówce impreza o nazwie Europejskie Dni Dobrosąsiedztwa, której organizatorem jest ks. Stefan Batruch z Lublina. Jak twierdzą or- Import do Polski z Rosji, Ukrainy ganizatorzy, i Białorusi w pierwszej połowie 2007 granica polsko- i 2008 r. (dane w mln euro); źródło: GUS ukraińska nie powinna być Co prawda ruch samochodów ciężarowych nowym murem berlińskim. na granicy polsko-rosyjskiej zmniejszył się Biurokracja zamiast pracy o 7,7 proc., ale już na granicach z BiałoKonfederacja Pracodawców Polskich rusią i Ukrainą zwiększył się odpowiednio wskazuje jeszcze jeden problem związa- o 4,8 proc. i 8,4 proc. Wzrost wymiany ny z polskimi wizami dla wschodnich są- handlowej z tymi krajami potwierdzają też siadów. Mianowicie często przedłużające dane Głównego Urzędu Statystycznego. W Dorohusku na się procedury wizowe powodują, że efek- W ciągu pierwszego półrocza 2008 roku, początku kwietnia br. tywny czas pracy Ukraińców, Białorusi- w porównaniu z tym samym okresem tiry czekały nów i Rosjan, którzy otrzymali półrocz- roku poprzedniego, eksport z Polski do ne zezwolenie na pracę w Polsce, skraca trzech omamianych krajów wzrósł o ponad aż 60 godzin się do czterech, a nawet trzech miesięcy. 1,34 mld euro, czyli o 31,8 proc. Z kolei w 30-kilometrowej Dlatego, zdaniem Konfederacji, procedu- import do Polski w tym czasie zwiękkolejce ra wydawania wiz obcokrajowcom chcą- szył się o ponad 2,37 mln euro, czyli o cym pracować w Polsce wymaga pilnych 41,7 proc. Należy wziąć jednak poprawkę handlowych z kontrahentami z Rosji, ale zmian i usprawnień. KPP uważa, „że nale- na fakt umocnienia się w tym okresie złojednocześnie zastrzega, że „jedynym man- ży kontynuować rozbudowę sieci konsu- tówki w stosunku do euro. Przykładowo: w kamentem jest zaobserwowany znacząco latów i lepiej wyposażyć je w sprzęt kom- połowie lutego 2007 roku 1 euro kosztowaNR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

XXI

KRAJ ło 3,9 zł, pod koniec maja 2007 – jeszcze 3,8 zł, ale już w połowie lutego 2008 roku – 3,6 zł, a pod koniec maja br. – zaledwie 3,4 zł. Jednak nawet po uwzględnieniu tej około 10-procentowej korekty wzrost wymiany handlowej w pierwszej połowie 2008 roku, w porównaniu z tym samym okresem roku poprzedniego, jest znaczny. Zdaniem p.Marcina Korolca, wicemini-

gement sp. z o.o., specjalizującej się w 10 maja br., po 15 latach negocjacji. Takkompleksowej realizacji projektów biz- że Rosja stara się o przyjęcie do WTO, a nesowych na styku polsko-ukraińskiej ponadto w ułatwieniu wymiany handloprzedsiębiorczości, taka sytuacja utrud- wej z tym krajem może pomóc rozwój nia współpracę handlową, a kiedy towar tzw. strategicznego partnerstwa pomiędzy stoi na granicy, to handlowcy dostają po Unią Europejską a Rosją. Komisja Eukieszeni. P.Aleksander Kobiz dodaje, ropejska zamierza wynegocjować nowe że dłuższe kolejki tirów na wschodniej porozumienie o partnerstwie i współpragranicy powodują wyższe koszty, przez cy z Rosją. Nie poprawi natomiast sytuco zmniejsza acji handlowej otwarta wrogość władz w się przewaga Brukseli w stosunku do funkcjonariuszy konkurencyjna państwa białoruskiego – kolejne osoby z polskich to- najwyższych władz Białorusi otrzymały warów. Tym- zakaz wstępu do krajów Unii Europejskiej czasem od 1 i zamrożono im konta bankowe. stycznia 2008 Miejmy jednak nadzieję, że wszelkie roku Biało- problemy zostaną przezwyciężone i naruś, a od 15 sza wymiana handlowa ze wschodnimaja br. Rosja mi sąsiadami Polski nadal będzie rosła, wprowadziła tak jak miało to miejsce w latach podla Polaków przednich, gdy tempo rozwoju handlu wizy tranzyto- Polski z tymi sąsiadami było dość dywe. Teraz kie- namiczne. Od 2001 roku do 2007 roku Osobowy y ruch graniczny pomiędzy rowcy tirów, obroty handlowe z Rosją zwiększyły się o Polską a Rosją, Ukrainą i Białorusią którzy będą 147 proc. (z 6146,3 mln euro do w pierwszej połowie 2007 i 2008 r.; jedynie prze- 15.207,5 mln euro), z Ukrainą – o 225 jeżdżać przez proc. (z 1623,5 mln euro do 5275,2 mln źródło: Straż Graniczna te państwa, euro), a z Białorusią aż o imponujące stra gospodarki, o dobrych stosunkach go- będą musieli najpierw postarać się o 250 proc. (z 472,4 mln euro do spodarczych między Polską a Białorusią wizę, co również utrudni kontakty han- 1652,3 mln euro). Warto kontynuować ten świadczą wysokie obroty handlowe, które, dlowe. Zresztą w ramach retorsji po wej- trend, bo jak wiadomo, zarówno eksport, według niego, w tym roku mogą osiągnąć ściu Polski do nawet 3 mld dolarów. Jak informuje Mi- strefy Schengen nisterstwo Gospodarki, na Białorusi dzia- Mińsk utrudnił ła około 450 polsko-białoruskich spółek Polakom uzyprodukcyjno-handlowych, z tego blisko skanie wizy 200 przedsiębiorstw ze 100-procentowym białoruskiej. udziałem kapitału polskiego. Wartość pol- Jak podaje Miskich inwestycji bezpośrednich na Biało- nisterstwo Gorusi w latach 2004-2007 wyniosła około spodarki, wiza 150 mln dolarów. turystyczna jednokrotnego Można czekać nawet trzy dni wjazdu na BiaMimo tak optymistycznych wyników łoruś kosztuje wielogodzinne kolejki na polskiej gra- 25 euro – podnicy wschodniej są faktem. Na przykład czas gdy przed Ruch graniczny samochodów do przejścia granicznego z Ukrainą w wejściem Polski ciężarowych pomiędzy Polską a Rosją, Dorohusku na początku kwietnia br. tiry do strefy Schen- Ukrainą i Białorusią w pierwszej czekały aż 60 godzin w 30-kilometrowej gen kosztowała połowie 2007 i 2008 r.; kolejce. Do początków lipca sytuacja nie 6 dolarów – i źródło: Straż Graniczna uległa większej poprawie. W Dorohusku czeka się na nią 760 ciężarówek w 17-kilometrowej ko- trzy dni robocze. Za ekspresowe wydanie jak i import jest korzystny dla obu stron lejce oczekiwało na odprawę 35 godzin, wizy, tj. następnego dnia, trzeba zapłacić wymiany międzynarodowej. Już Adam Smith wychwalał dobrodziejstwo handlu a w Hrebennem 300 tirów stało średnio aż 50 euro. międzynarodowego: „Kraje, które pro32 godziny w pięciokilometrowej kolejwadzą między sobą handel zagraniczny, ce. Na innych przejściach granicznych Wolny handel z Ukrainą Atrakcyjność polskich towarów na ciągną z tego podwójną korzyść. Handel z Ukrainą jest niewiele lepiej. Znacznie lepsza była sytuacja na przejściu granicz- Ukrainie może natomiast polepszyć ne- zagraniczny odprowadza z kraju tę nadnym z Białorusią w Koroszczynie, gdzie gocjowana pomiędzy Unią Europejską a wyżkę wytworów ziemi i pracy, na którą w trzygodzinnej kolejce stało zaledwie 70 Ukrainą strefa wolnego handlu. Korzyst- nie ma tam popytu, i w zamian za to przyne dla obustronnej wymiany handlowej nosi coś innego, na co popyt istnieje”. ciężarówek. TOMASZ CUKIERNIK Tymczasem, jak twierdzi p.Zenon Li- jest również wstąpienie Ukrainy do Świawww.tomaszcukiernik.pl sicki, specjalista z firmy Intellect Mana- towej Organizacji Handlu, co nastąpiło

XXII

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

POSTĘP W ŚWIECIE EUROPA JE Lech Kaczyński, prezydent RP, i JE Waldemar Adamkus, prezydent Litwy, zaapelowali o pilne przyznanie Gruzji i Ukrainie Planu Działań na rzecz Członkostwa w NATO – tzw. MAP.

trwające od miesięcy spory kompetencyjne między unijną misją policyjno-urzędniczą EULEX a tymczasową administracją ONZ o to, kto ma nadzorować instytucje w nowym państwie. Działaniu unijnej misji sprzeciwiają się Serbowie i Rosjanie, którzy uważają, że nie ma ona podstaw prawnych.

P. Aleksander Kazulin, jeden z liderów białoruskiej opozycji, został ułaskawiony przez JE Aleksandra Łukaszenkę i JE Mikołaj Sarkozy, prezydent Francji, zwolniony z więzienia. Nie zgadza się pojechał do Kabulu, gdzie oddałł hołd łd on jednak z taka formą zwolnienia, gdyż twierdzi, że jest Gen. Ratko Mladić, niewinny – i żąda od władz poszukiwany przez pełnej rehabilitacji.

prezentantów nadzorującej programy obrony antyrakietowej, poparła umowę zawartą w Warszawie, ale dała do zrozumienia, że jej partia będzie domagała się potwierdzenia niezawodności „tarczy”, zanim zgodzi się na przydzielenie rządowi funduszy na budowę. Amerykańska armia odwołała kolejne wspólne manewry wojskowe z Rosją, za zaplanowane na koniec sierpnia. Anulowano również ćwiczenia amerykańsko-rosyjskokanadyjskie na Oceanie Spokojnym, niedaleko Władywostoku – w ramach protestu przeciw rosyjskiej operacji zbrojnej na terytorium Gruzji.

trybunał ds. zbrodni P. Jan Gert Pöttering, przewod- wojennych w dawnej Jugosławii, negocjuje niczący PE, polityk niemieckiej CDU, wyraził opinię, że odpoponoć z serbskim wiedzią na konflikt w Gruzji wywiadem wojskowym powinno być zaostrzenie polityki warunki swojego wobec Rosji. poddania. Generałowi zależy, by uniknąć P. Paweł Lipponen, były premier procesu przed trybunałem haskim i były przewodniczący parlamentu i odpowiadać przed sądem w Serbii, co Finlandii, został zatrudniony przez jednak nie wydaje się realne.

spółkę Nord Stream, zależną od rosyjskiego Gazpromu, inwestora Gazociągu Północnego.

JE Wacław Klaus, prezydent Czech, krytycznie ocenił postępowanie JE Lecha Kaczyńskiego i prezydentów państw bałtyckich w sprawie konfliktu rosyjsko-gruzińskiego. Uważa on, że ostatnie wydarzenia na Kaukazie należy widzieć w całej ich złożoności, wykluczającej wskazanie jednoznacznego winowajcy. JE Wiktor Juszczenko, prezydent Ukrainy, wydał dekret, na mocy którego stacjonujące na Krymie okręty rosyjskiej Floty Czarnomorskiej muszą zgłaszać każde swe wyjście w morze na 72 godziny naprzód, a władze wojskowe ogłosiły natychmiastowe wcielenie w życie postanowień tego dekretu. Rosja zapowiedziała, że się nie podporządkuje, gdyż uważa, że wszystkie rozkazy z zewnątrz dla floty są bezprawne. P. Radovan Karadžić, były przywódca bośniackich Serbów, sądzony przed trybunałem ds. zbrodni wojennych w byłej Jugosławii, zażądał zmiany sędziów uczestniczących we wstępnej rozprawie. Oświadczył, że jeden z nich brał udział w podobnych procesach i może nie być obiektywny. Sędzia został wymieniony. UE przejmie od ONZ kontrolę nad kosowskim wymiarem sprawiedliwości, policją i służbami celnymi, co zakończy

10 francuskim żołnierzom zabitym w ub. tygodniu przez talibów. Rozmawiał też z JE Hamidem Karzajem – m.in. na temat rozlokowania żołnierzy francuskich w Afganistanie.

Niemiecki rząd przyjął projekt ustawy, która ma silniej chronić gospodarkę przed inwestorami zagranicznymi i zwiększyć kontrolę nad lokowanymi w Niemczech środkami pochodzącymi z państwowych funduszy inwestycyjnych (SWF). W funduszach tych m.in. Rosja, Chiny czy kraje Zatoki Perskiej lokują swoje rezerwy walutowe i inwestują je często w strategiczne działy gospodarek innych państw. Rząd będzie mógł teraz zablokować transakcję zakupu powyżej 25% udziałów w firmie niemieckiej przez spółkę spoza UE lub EFTA, jeżeli zachodzi podejrzenie, że inwestycja stanowi ryzyko dla bezpieczeństwa państwa. P. Michał Glos, minister gospodarki, zapewnił, że rząd będzie korzystał z nowych możliwości jedynie w wyjątkowych przypadkach. AMERYKA P. Condoleezza Rice złożyła wizytę w Polsce i podpisała umowę o rozmieszczeniu elementów amerykańskiej „tarczy antyrakietowej” na polskim terytorium. P. Helena Tauscher, demokratyczna przewodnicząca podkomisji w Izbie Re-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Wg raportu Biura ds. Budżetu Kongresu, administracja USA wydała już ponad 85 mld $ na rzecz firm zaangażowanych w Iraku (począwszy od dostarczających usługi żywieniowe aż po ochronę dyplomatów). Liczba amerykańskich pracowników kontraktowych zatrudnionych w Iraku wynosi około 190 tysięcy. 1 listopada w Caracas, stolicy Wenezueli, zostanie wystrzelony pierwszy satelita telekomunikacyjny, zakupiony w Chinach. Otrzyma imię Szymona Bolivara, a swoim zasięgiem obejmie wszystkie kraje Ameryki Łacińskiej. Rząd Wenezueli przy pomocy oddziałów gwardii narodowej przejął kontrolę nad największą cementownią, należącą do Cemex SAB, meksykańskiego potentata w tej branży. Mniejszościowymi udziałowcami w wenezuelskich zakładach pozostaną francuski Lafarge i szwajcarski Holcim, które zgodziły się na warunki nacjonalizacji. Opozycyjni liderzy w Boliwii, przeciwni planom reform JE Evo Moralesa, zapowiadają strajki, gdyż nie zgadzają się, by środki pochodzące ze sprzedaży gazu ziemnego skierować głównie do biedniejszych regionów kraju. Narodowy Trybunał Wyborczy Boliwii ogłosił cząstkowe wyniki referendum z 10 sierpnia w sprawie wyrażenia zgody na dalsze sprawowanie urzędu przez prezydenta i gubernatorów. JE Evo Morales

XXIII

POSTĘP W ŚWIECIE otrzymał poparcie 67,77% obywateli, jednak dwóch gubernatorów straci swoje stanowiska. P. Ferdynand Lugo, były katolicki biskup i lider lewicowej koalicji Sojusz Patriotyczny na rzecz Zmiany, został zaprzysiężony w Asunción na prezydenta Paragwaju.

urzędującemu prezydentowi, ubieganie się o trzecią czteroletnią kadencję. P. Uribe odnosi sukcesy w walce z partyzantami i oddziałami paramilitarnymi. ŚWIAT Rosyjskie ministerstwo obrony czasowo zawiesiło współpracę z NATO, czekając na decyzję Kremla w sprawie długoterminowej przyszłości tych stosunków.

W miejscowości Harrold w Teksasie lokalne władze, jako pierwsze w USA, zezwoliły nauczycielom na noszenie broni palnej na lekcjach. Miasteczko Harrold leży na uboczu – do biura szeryfa jest pół godziny jjazdy samochodem, a obok przebiega międzystanowa autostrada. Potencjalny napastnik jest w stanie zjechać z autostrady i podjechać pod szkołę w ciągu zaledwie kilku minut – i równie szybko uciec, zostawiając po sobie krwawą łaźnię. Nauczyciel, który będzie chciał nosić broń, będzie musiał przejść specjalny kurs strzelania oraz zarządzania kryzysowego. Pistolet może być załadowany jedynie amunicją odporną na rykoszety. Noszenie broni przez nauczycieli nie będzie obowiązkowe. Nowy szef państwa zapowiedział walkę z ubóstwem, lepszą ochronę praw człowieka, przeprowadzenie reformy rolnej oraz podjęcie zdecydowanej walki z korupcją. P. Małgorzata Mbywangi jest pierwszą w dziejach Paragwaju osobą pochodzenia indiańskiego, która została ministrem ds. rdzennej ludności. Ponad 5 mln Kolumbijczyków poparło projekt przeprowadzenia referendum dotyczącego zmian w konstytucji pozwalających JE Alwarowi Uribe, aktualnie

XXIV

Wg p.Stuarta Koehla z neokonserwatywnego tygodnika waszyngtońskiego „Weekly Standard”, po doświadczeniu z inwazją Rosji na Gruzję NATO powinno uzbroić kraje Europy Środkowowschodniej w środki obrony przed rosyjskimi rakietami balistycznymi krótkiego i średniego zasięgu. Parlament Gruzji opowiedział się za wystąpieniem kraju ze Wspólnoty Niepodległych Państw, która skupia byłe republiki ZSRS z wyjątkiem krajów bałtyckich, w tym Rosję. Libia zapłaci setki milionów dolarów rodzinom Amerykanów zabitych w zamachach terrorystycznych, za którymi stały libijskie władze. Porozumienie w tej sprawie zostało podpisane w Trypolisie przez przedstawicieli Libii i USA.

Rosyjskie MSZ poinformowało, że Rosja na rozwój amerykańskiej „tarczy antyrakietowej” w Europie odpowie nie tylko protestami dyplomatycznymi, gdyż zdaniem Moskwy, bateria rakiet Patriot

władzy. Wcześniej rząd ogłosił wszczęcie procedury impeachmentu.

P. Puszpa Kamal Dahal, były przywódca maoistów, został uroczyście zaprzysiężony na pierwszego premiera w republikańskim Nepalu. Rosja rozmieściła w Osetii Południowej kilka wyrzutni taktycznych rakiet balistycznych Toczka (SS-21), przez co stolica Gruzji znalazła się w ich zasięgu. P. Edward Kokojty, prezydent Osetii Południowej, zdymisjonował rząd osetyjski i ogłosił stan wyjątkowy. Wg źródeł syryjskich, JE Baszar el-Asad, prezydent Syrii, i JE Michał Suleiman, prezydent Libanu, porozumieli się co do ustanowienia stosunków dyplomatycznych na szczeblu ambasadorów. Oba kraje nie miały pełnych stosunków dyplomatycznych od czasu, kiedy na początku lat 40. uzyskały niepodległość od Francji. USA odmówiły Izraelowi udostępnienia sprzętu wojskowego, który pomógłby w przygotowaniach do ewentualnego uderzenia na irańskie instalacje nuklearne. Waszyngton ostrzegł Izrael przed dokonaniem takiego ataku i nie zgodził się na dostarczenie ofensywnego sprzętu wojskowego. W zamian Amerykanie mieli zaoferować ulepszenie izraelskiej obrony przed rakietami ziemia-ziemia. P. Mahmud Abbas, prezydent Autonomii Palestyńskiej, odrzucił propozycję układu pokojowego przedstawioną przez Izrael. Zgodnie z planem, Izrael miałby zatrzymać 7,4% terytorium Zachodniego Brzegu oraz największe miasta regionu. Palestyna otrzymałaby Strefę Gazy i fragment pustyni Negew.

Iran przygotowuje się do zbudowania kolejnych elektrowni atomowych. Obecnie z rosyjską pomocą buduje elektrownię atomową w Buszer. Wcześniej Teheran ogłosił plany wybudowania sześciu elektrowni atomowych do 2021 roku.

nie służy odpieraniu domniemanych ataków irańskich, którymi strona amerykańska tak natrętnie straszy Europejczyków.

Rosja przedłożyła członkom Rady Bezpieczeństwa ONZ projekt rezolucji w sprawie przyjęcia przez Gruzję sześciopunktowego planu pokojowego.

JE Perwez Muszarraf, prezydent Pakistanu, ustąpił z urzędu, by uniknąć zarzutów o naruszenie konstytucji zawartych we wniosku o odsunięcie go od

Parlament Abchazji – separatystycznej republiki na terenie Gruzji – przegłosował wniosek o zwrócenie się do Rosji z prośbą, by uznała jej niepodległość.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA WIEŚCI Z NIEMIEC

Berlin: nie izolować Rosji! Po dwóch tygodniach od wybuchu zbrojnego konfliktu rosyjsko-gruzińskiego widać już dość wyraźnie, że rząd RFN – mimo oficjalnie krytycznego stanowiska wobec postępowania wojsk rosyjskich w Gruzji – pełni faktycznie rolę nieoficjalnego sojusznika Moskwy w świecie Zachodu. Przedstawiciele Berlina żądają co prawda od Moskwy – i to nawet dość stanowczo – szybkiego wycofania reszty rosyjskich wojsk z terenów gruzińskich (choć nie z Osetii Południowej i Abchazji), ale jednocześnie apelują do polityków i instytucji Zachodu o „nieizolowanie” Rosji.

N

iektórzy politycy niemieccy, przede wszystkim ci z SPD, zapowiadają nawet, że do izolacji Rosji nie dopuszczą. Z drugiej strony inni politycy, przede wszystkim niektórzy chadecy, apelują do rządu federalnego o większą stanowczość wobec polityki Moskwy w kwestii Gruzji i Kaukazu. Rząd Niemiec oficjalnie oczekuje od Moskwy dalszego i pełnego wycofania jej oddziałów wojskowych z jeszcze zajętych obszarów Gruzji. A kanclerz Angela Merkel przypomniała np. Rosjanom 21 sierpnia, że termin tego uzgodnionego z władzami UE pełnego wycofania minął już 15 sierpnia, a mimo to Moskwa nie wypełniła jeszcze w pełni podjętych zobowiązań. I kanclerz Merkel, i minister spraw zagranicznych Frank Walter Steinmeier (SPD) opowiadają się jednak zgodnie i usilnie za „utrzymaniem dialogu Za-

FOT. http://ec.europa.eu

TOMASZ MYSŁEK

Zarówno kanclerz Merkel, jak i minister spraw zagranicznych Frank Walter Steinmeier (pierwszy z lewej) opowiadają się jednak zgodnie i usilnie za „utrzymaniem dialogu Zachodu z Rosją” chodu z Rosją”. W odróżnieniu od linii postępowania wobec Moskwy przyjętej przez Waszyngton czy Londyn – Berlin (mimo werbalnej krytyki niektórych poczynań Moskwy) dąży do ponownego i możliwie pilnego rozpoczęcia rozmów w Radzie NATO-Rosja. Rzecznik niemieckiego MSZ oświadczył 21 sierpnia: nigdy nie odniesiemy sukcesu w osiągnięciu stabilizacji na Kaukazie, jeżeli będziemy działać przeciwko Rosji lub bez Rosji. A znaczna część niemieckich polityków i ich doradców obawia się nadal, że obecny stan napięcia między państwami Sojuszu Północnoatlantyckiego a Rosją może przeobrazić się w „zimną wojnę”. Niektórzy z nich, jak np. Aleksander Rahr, winą za napięte obecnie stosunki Moskwy z Zachodem obwiniają wprost USA, Polskę i małe państwa bałtyckie, które rzekomo „wykorzystują NATO do działań przeciwko Rosji”, co

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

nie musi podobać się pozostałym członkom Sojuszu, w tym Niemcom.

Tylko razem z Rosją Minister Steinmeier wprawdzie oficjalnie krytykował trochę Moskwę (w połowie sierpnia) za jej poczynania w Gruzji, ale w sposób bardzo ostrożny i umiarkowany. Np. 19 sierpnia stwierdził, że wojska rosyjskie powinny jednak wycofać się – „przynajmniej z serca Gruzji”. Widać, że rządowemu Berlinowi zależy przede wszystkim na utrzymaniu dobrych stosunków i wielkich interesów gospodarczych z Rosjanami, a niekoniecznie na faktycznie pełnym i szybkim zakończeniu konfliktu w Gruzji. Szef berlińskiego MSZ niemal przy każdej okazji podkreśla decydujące znaczenie stanowiska Moskwy w osiągnięciu pokoju i stabilizacji w tym regionie świata. Twierdzi stanowczo, że stabili-

XXV

ZAGRANICA zacji na Kaukazie „nie uda się nam zaprowadzić ani bez Rosji, ani przeciwko Rosji, a jedynie razem z Rosją” („Die Welt”). Jest też charakterystyczne, że np. niektórzy niemieccy politycy czy specjaliści prawa międzynarodowego, jak np. profesor Wolfgang Seiffert, uważają, że wiele racji i praw stoi w tym konflikcie po stronie Rosji i Rosjan z obszaru Kaukazu. Seiffert przewiduje, że jednym z głównych rezultatów konfliktu, wywołanego faktycznie przez władze Gruzji, będzie to, że „ponownie wzmocniona i silna Rosja będzie bronić swoich uprawnionych interesów [seine legitimen Interessen] również w przyszłości – i to nawet wbrew woli Zachodu” („Junge Freiheit”).

Walka o kontrolę nad rurociągami Tymczasem niektórzy publicyści niemieccy słusznie zauważają, że główną strategiczną przyczyną konfliktu rosyjsko-gruzińskiego jest walka o kontrolę nad rurociągami z ropą naftową i gazem, biegnącymi z okolic Baku przez Tbilisi i inne rejony Gruzji do Turcji i Europy. Choć rosyjskie bombowce nie zniszczyły jeszcze (mimo zrzucenia paru bomb) ropociągu prowadzącego do tureckiego portu Ceyhan, to jednak z powodu wojny w Gruzji (głównie wskutek zamknięcia przez koncern BP zagrożonego ropociągu Tbilisi-Supsa), a także w wyniku „ciężkiego uszkodzenia” tego ropociągu przez nieznanych sprawców na terenie Turcji bieżące dostawy ropy z Azerbejdżanu na zachód Europy zostały już w połowie sierpnia znacznie ograniczone. A gdy parę dni później doszło do wysadzenia w powietrze, też przez „nieznanych sprawców”, ważnego mostu kolejowego na linii prowadzącej z Tbilisi za zachód, okazało się, że dla azerskiej ropy nie ma już przez Gruzję żadnej drogi transportu. W związku z tym hasło „nie chcemy już więcej jakiejkolwiek wojny z powodu Gruzji” jest jak najbardziej uzasadnione – uważa komentator „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. I przypomina, że znienawidzony przez Rosjan ropociąg z Baku do Ceyhan został ostatecznie zbudowany i uruchomiony nie tak dawno, głównie dzięki silnemu politycznemu wsparciu rządu USA od końca lat 90. – pomimo gospodarczych wątpliwości niektórych uczestniczących w tym przedsięwzięciu zachodnich koncernów. Przypomina też, że Gruzja ma centralne znaczenie dla dostępu Niemiec i innych krajów UE do zasobów gazu z obsza-

XXVI

ru Morza Kaspijskiego. Uruchomiony przed dwoma laty gazociąg z Baku przez gruzińskie Tbilisi do tureckiego Erzurum jest fundamentem planowanego przez władze UE rurociągu Nabucco. Jednak ekonomiczne podstawy dla tego gazociągu i perspektywy jego stabilnego zaopatrzenia w gaz azerski czy turkmeński wydają się – z powodu różnych kontrakcji Gazpromu i politycznego przeciwdziałania Moskwy (także w krajach Azji Centralnej) – coraz bardziej wątpliwe. Niektórzy niemieccy eksperci uważają, że już w czasie walk zbrojnych w Gruzji rosyjska interwencja zadała w

Tak Niemcy łączą się z Rosją istocie śmiertelny cios planowi Nabucco, a także planowanemu gazociągowi z Turkmenistanu do Azerbejdżanu, ponieważ od tej pory Gruzja nie będzie już – przynajmniej w oczach inwestorów – bezpiecznym i pewnym krajem tranzytu ropy i gazu. Ale np. ekspert Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarki, Claudia Kemfert, uważa optymistycznie, że jednak polityczne zainteresowanie państw UE i USA realizacją projektu Nabucco jest na tyle silne, że ten gazociąg zostanie na pewno zbudowany, choć „nieco później” niż to planowano („Frankfurter Allgemeine Zeitung”).

Krytyka NATO Jednocześnie niemiecka prasa w połowie sierpnia na ogół krytycznie oceniała mało zdecydowane wobec Moskwy, a jednocześnie zbyt jednostronnie progruzińskie stanowisko państw NATO w sprawie wojny w Gruzji. „Süddeutsche Zeitung” zauważa np., że „Zachód nie może pozwolić sobie na wszystko, ale też nie może sam się blokować, musi zostawić sobie możliwość rozsądnej współpracy z Rosją”. Z kolei według dziennika „Financial Times Deutschland”, wynik spotkania ministrów spraw zagranicznych NATO okazał się „mało imponujący” i jest dowodem na to, że Sojusz Atlantycki „dopiero teraz”, z co najmniej parodniowym opóźnieniem,

„zaczyna zastanawiać się nad swoim stanowiskiem wobec polityki Rosji”. „Wprawdzie nowi członkowie NATO, jak Polska albo państwa bałtyckie, już od dawna wskazywały, że we wzmocnionym przez dochody z eksportu ropy i gazu mocarstwie odżywają tendencje imperialne. Ale na Zachodzie mało kto brał te ostrzeżenia poważnie. Bo wraz z końcem Związku Sowieckiego problem Rosji wydawał się odłożony ad acta. A z tych, którzy w to wątpili, śmiano się jako z przewrażliwionych na punkcie historii” – pisał niemiecki dziennik. Według opinii „FTD”, niedawna zgoda Polski i Czech na rozmieszczenie na ich terytorium elementów amerykańskiej „tarczy antyrakietowej” jest konsekwencją tego, że państwa te nie ufają gwarancjom bezpieczeństwa dawanym formalnie przez NATO. „Sojusz Północnoatlantycki musi wyznaczyć Moskwie czerwoną linię i wiedzieć, jak zapobiec temu, by ta linia nie została przekroczona”. Jednocześnie dziennik oceniał, że będzie to trudne ze względu na istniejące w NATO podziały polityczne. Wydaje się, że komentatorzy niemieccy są też dość zgodni co do tego, że postawa kanclerz Merkel w kwestii konfliktu rosyjsko-gruzińskiego powinna być punktem wyjścia dla „wspólnej” polityki UE wobec Rosji. „Unia Europejska musi z jednej strony jasno powiedzieć, że nie akceptuje tego, iż Rosja zachowuje się w swojej dawnej strefie wpływu tak, jakby Związek Sowiecki nigdy się nie rozpadł”, ale „z drugiej strony UE nie może pozwolić na to, aby stanowisko Unii całkowicie określały kraje wschodnioeuropejskie, które ze strachu przed Kremlem czasem rezygnują z dyplomatycznych subtelności. Otwarte krytykowanie stanowiska Niemiec i Francji przez polskiego prezydenta Lecha Kaczyńskiego było tego przykładem” („FTD”). Natomiast konserwatywny dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” ostrzegał przed rosyjskim demontażem państwa gruzińskiego, jak również narażeniem na szwank interesów Zachodu na całym Kaukazie. „Aby tego uniknąć, Gruzja musi być nadal zaliczana do państw aspirujących do NATO i ponownie otrzymać wsparcie w postaci zachodniego uzbrojenia i urządzeń wojskowych, które w minionych dniach zostały zniszczone bądź po prostu wywiezione przez Rosjan”. Niestety wiele wskazuje na to, że postulat komentatora „FAZ” nie doczeka się realizacji w faktycznej, prorosyjskiej polityce rządowego Berlina. TOMASZ MYSŁEK

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA Z NOTANIKA UNIJNEGO AGITATORA

Chińczycy wykupili narodowców BOGDAN DOBOSZ

Siedziba francuskiego Frontu Narodowego przechodzi w ręce... Chińczyków. Zakup ma trochę charakter symbolu, ale w interesach liczy się przecież zysk. FN popadł w spore długi. Wierzyciele czekają na 8 milionów euro, a po ostatnich klęskach wyborczych dotacje państwowe dla partii narodowej znacznie zmalały. Stąd pomysł odsprzedaży kupionej w 1994 roku reprezentacyjnej siedziby Frontu w podparyskim Saint-Cloud.

I

nteres okazał się średnio udany. 14 lat temu wartość budynku wyceniano na 15 do 20 milionów euro. Teraz jest to wielkość rzędu 12-15 milionów. Szczegóły transakcji nie są znane, ale podpisano już wstępne porozumienie. Nabywcą jest Uniwersytet w Szanghaju, który zamierza otworzyć tu szkołę językową. W SaintCloud są już podobne szkoły – niemiecka i amerykańska. Chińczycy przejmują 5200 m2 powierzchni, Front Narodowy spłaci długi i zostanie mu jeszcze na bieżącą działalność. Partia przeniosła swoją kwaterę główną do znacznie mniej reprezentacyjnego Nanterre, gdzie ceny wynajmu są dość umiarkowane.

Statystyka Francuski instytut statystyczny INSEE opublikował dane dotyczące demografii kraju za rok 2007. W związku z tym, w olimpijskiej atmosferze, Francuzi nazwali się mistrzami Europy w rozrodczości. Rzeczywiście – wskaźnik ten

Francuzi nazwali się mistrzami Europy w rozrodczości, ponieważ na statystyczną kobietę przypada we Francji 1,98 dziecka, co jest już bliskie progu przyrostu. Ten ostatni zapewniają jednak dopiero imigranci. wyniósł 1,98 dziecka na statystyczną kobietę, co jest już bliskie progu przyrostu. Ten ostatni zapewniają jednak dopiero imigranci. Z danych statystycznych wynika, że Francja liczy 63,7 miliona mieszkańców, z czego jej terytorium w Europie zamieszkuje 61,8 mln. Skrupulatnie wyliczono, że Francuzi stanowią 13,6% ludności krajów UE i ustępują tu tylko Niemcom. 25% społeczeństwa stanowią ludzie poniżej 20 roku życia, 16,2% – osoby powyżej 65 lat. Na razie więc będzie kto miał pracować na tutejszy ZUS i Kasę Chorych. W 2007 roku odnotowano 816,5 tys. urodzin i utrzymuje się, podobnie jak rok wcześniej, najwyższy przyrost naturalny od 30 lat. Wydłuża się też średni czas trwania życia. Kobiety dożywają 84,5 roku, co – trzymając się terminologii sportowej – stawia je wraz z Hiszpankami na

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

europejskim podium. Mężczyźni są bliscy „europejskiej średniej” – 77,6 roku. Ustępują m.in. Szwedom (78,8), Włochom i Holendrom. O ile demografia daje tubylcom spore powody do zadowolenia, to już pewne zjawiska społeczne powinny budzić zaniepokojenie. Spada np. liczba zawieranych małżeństw. W ubiegłym roku było ich 274 tysiące, z czego 20% małżonków zawierało ślub po poprzednich rozwodach. Średnia wieku „panny młodej” podniosła się do lat 30, „pana młodego” – do lat 32,2. Wzrasta liczba konkubinatów, szczególnie cywilnych kontraktów solidarności (PACS), które dopuszczają także rejestrację związków jednopłciowych. Wzrost wyniósł tu w ubiegłym roku 28%, a liczba zawartych PACS-ów to 77,4 tys. Jeśli tempo się utrzyma, liczba konkubinatów zrówna się niedługo z liczbą ślubów.

XXVII

ZAGRANICA Frejus zakazuje „krzesła elektrycznego” Ciekawy spór rozgorzał pomiędzy merem miasta Frejus a dyrektorem miejscowego Lunaparku. Mer Elie Brun – a jakże, z centroprawicowego UMP – domaga się likwidacji jednej z atrakcji wesołego miasteczka. Chodzi o „krzesło elektryczne”. Za cenę 1 euro można sobie popatrzeć na jednominutową symulację agonii skazańca, którym jest lateksowy manekin osadzony właśnie na krześle elektrycznym. Mer powołuje się na moralność i filozofię, dyrektor na „wolność ekspresji” i rynek, którym sterują gusta klienteli. Przywo-

przodków, którzy biegali na miejskie place, by przypatrzeć się egzekucjom, jest już także zakazana. A co z „republikańską” tradycją? Nie tak dawno protesty „społecznie postępowych” organizacji spowodowały podobny zakaz lunaparkowej atrakcji w Mediolanie. Dyrektor „wesołego miasteczka” z Frejus na razie nie ustępuje i zapowiada nawet, że jesienią pojawi się ze swoją trupą i „krzesłem elektrycznym” także na zlocie lunaparków w paryskim Lasku Bulońskim.

Cohn-Bendit pociesza Paneuropejski polityk Zielonych Daniel Cohn-Bendit zabrał głos na temat sportu. Wyliczył, że Igrzyska Olimpijskie w Pekinie Daniel Cohn-Bendit wyliczył, w klasyfikacji meda- że Igrzyska Olimpijskie w Pekinie lowej wygrała... Unia w klasyfikacji medalowej wygrała Europejska. Nie wiem Unia Europejska tylko, dlaczego jakoś z tego powodu nie odCzy we Francji czuwam żadnej satysfakcji... Chyba jestem i 4,5 tysiąca euro grzywny niewidomego, ostatecznie zapanuje złym „patriotą”, bo uświadomiłem sobie który prowadził samochód... po pijanemu. nawet, że w kilku dyscyplinach, zamiast Skazany został też właściciel pojazdu, zakaz publicznych Hiszpanom czy Niemcom, kibicowałem który potraktował zbyt dosłownie zasady egzekucji lalek? np. Białorusinom. Na szczęście UE na ra- równości i integracji społecznej inwalidów i usiłował wprowadzić je w czyn. zie „reedukacji” nie przewiduje... Historia zaczęła się dość banalnie w łuje tu istnienie np. „muzeów horroru”. barze, gdzie dwaj koledzy spędzali soDo końca nie wiadomo, czy pokaz kary Ślepy bez prawa jazdy Na koniec pozostańmy jeszcze w wa- bie miły wieczór. Jeden z nich, 29-latek, śmierci ma odstraszyć od kary głównej czy też raczej z nią oswoić. Okazuje się, kacyjnym nastroju. Sąd w Nancy ska- był niewidomy. Kiedy przyszła pora poże nawet „lateksowa” podróba tradycji zał na 2,5 roku więzienia w zawieszeniu wrotu do domu, inwalida wyjawił swoje marzenie, jakim jest prowadzenie auta. R E K L A M A Dodał też, że miał już kiedyś taką okazję, kiedy to jechał z przewodnikiem po samochodowym torze. Wzruszony kolega postanowił zaufać ślepemu, wręczył mu kluczyki, a sam usadowił się na miejscu dla pasażera jako pilot. Jadące w środku nocy zygzakiem po departamentalnej szosie auto wzbudziło jednak uwagę żandarmów. Kiedy zatrzymali samochód, jego kierowca oznajmił z rozbrajającą szczerością, że nie ma prawa jazdy, jest pijany a do tego... ślepy. BOGDAN DOBOSZ

XXVIII

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA SARKOZY JAKO MONACHIJCZYK ● INTEGRACJA CZY SAMOSTANOWIENIE? ● PAN PREZYDENT NAM POWIE? ● CO MA „TARCZA” DO USTAWY... ● TANI PEKIN!

We wrześniu wielka wyprzedaż lewicy! MARIAN MISZALSKI

Prezydent Sarkozy, ledwo przyleciał do Moskwy z wizytą koncyliacyjną, oświadczył, że „Rosja ma prawo do ochrony swych obywateli poza jej granicami”. Może tylko przesadziła co do środków użytych w Gruzji... Warto zauważyć, że dokonując aneksji czeskich Sudetów i Anschlussu Austrii, Adolf Hitler podobnie uzasadniał te operacje – ochroną ludności niemieckiej.

N

a gruncie międzynarodowym ścierają się dwie polityczne reguły: jedna przyznająca suwerennemu państwu (Gruzja uznawana jest powszechnie za państwo suwerenne) prawo do integralności swego terytorium – druga przyznająca rozmaitym mniejszościom narodowym lub etnicznym prawo do „samostanowienia”. W Kosowie Zachód uznał tę drugą zasadę za ważniejszą... Nic też dziwnego, że w odpowiedzi na pohukiwania Unii Europejskiej w związku z akcją rosyjską na rzecz separatystów w Osetii i Abchazji Putin natychmiast zarzucił Zachodowi „podwójną moralność”. Stanowisko Sarkozy’ego jest znamienne: nie ma co liczyć na tę prezydenturę w obronie interesów krajów Europy Wschodniej! Dla geszeftów z Rosją ten wożący się na niemieckim kółku polityczny „kolarz” przehandlowałby i Polskę...

Wreszcie razem Zgodna wizyta prezydentów Polski, Litwy, Estonii i Ukrainy w Gruzji może nie tyle realnie pomaga Gruzji, co jest wyraźnym, skonsolidowanym stanowiskiem: integral-

ność suwerennych państw jest ważniejsza niż „samostanowienie” zamieszkujących je mniejszości narodowych. W tym sensie uważam tę wizytę za dobre posunięcie ostrzegawcze. Jeśli Niemcy i Francja chcą handlować z Rosją krajami Europy Środkowowschodniej, muszą wiedzieć, że nie będzie to łatwe – nawet w ramach obecnej Unii Europejskiej. Oczywiście o ile przy władzy w Polsce nie będą już tylko sami jurgieltnicy...

Monachium W Gruzji stanowisko Unii Europejskiej, w tym Sarkozy’ego, nazwano już „drugim Monachium”. Warto zwrócić uwagę, że określenie to pojawia się ostatnimi laty już po raz wtóry – po raz pierwszy pojawiło się, gdy Unia Europejska nie potrafiła wyraźnie potępić niemieckich „roszczeń odszkodowawczych” wobec Czech za powojenne przesiedlenia. Niemcom być może należą się odszkodowania – ale nie od Polski czy Czech, lecz od decydentów pojałtańskiego porządku: Rosji, Anglii, USA... Ale wtedy należą się także polskim przesiedleńcom z Kresów Wschodnich. W obliczu rosyjskiego ataku na Gruzję Unia Europejska najwyraźniej zgłupiała. Z tego zgłupienia potępiono niewspółmierność środków wobec rosyjskiego celu, ale o samym celu – ani słowa. Ani be, ani me... I pomyśleć, że UE pretenduje do „wspólnej polityki międzynarodowej”! Gdyby obowiązywał już traktat lizboński, gdyby jakiś „europejs” już kierował „unijną polityką zagraniczną”, to ani by pozwolono prezydentom Polski, Litwy, Estonii i Ukrainy polecieć do Gruzji! Już tam doktryna Hitlera triumfowałaby w pełni – dziś w Gruzji, jutro może w Polsce, wobec Śląska i Ziem Zachodnich... A czy banderowcy z Ukrainy nie wspominali już o „etnicznie ukraińskim województwie lubelskim”? Kanclerzynie Merklowej nie w smak było lecieć do Moskwy – bo i co powiedzieć? Z jednej strony prawdziwe strategiczne partnerstwo z Moskwą, z drugiej – udawa-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Sarkozy y okazał się „monachijskim” politykiem nie „euromiłości” wobec „nowych członków UE”... Ale od czego „paputczyk” Sarkozy? I wymowniejszy, i lepiej „ukorzeniony”... Nie da się przecież ukryć, że Sarkozy odsłonił się w Moskwie tak, że późniejsze próby zatarcia tej odsłony stały się bezskuteczne. Odsłonił się jako cichy wspólnik polityki niemiecko-rosyjskiej w Europie. Może więc teraz prezydent Lech Kaczyński zdradzi wreszcie narodowi tę tajemnicę dotyczącą „wspólnego planu”, jaki ustalił z Sarkozym po odrzuceniu traktatu lizbońskiego przez Irlandię i po tym, jak Sarkozy udzielił mu równie samozwańczej, co obłudnej „lekcji moralności”? Pora najwyższa, bo Francuzik, jak widać, śliski jest i obły – polityczna glista.

Tarcza niezgody Tymczasem wywiady p.Waszczykowskiego udzielane mediom potwierdzają najgorsze obawy co do postawy rządu Tuska wobec „tarczy”. Po tych wywiadach rząd Tuska jakby dostał „bodźca” do czynu, ale czyn ten nadal spowija podejrzenie o przewlekanie realizacji do listopada... No, może do czasu, aż przedsiębiorstwo Holokaust zza oceanu i jego żydowskie lobby polityczne dowie się, co właściwie jest w zapisach ustawy o rekompensacie (substytucie ustawy reprywatyzacyjnej); wtedy powiąże te dwie kwestie i zaszantażuje? Bo już dziś z „frontu prac” nad tą ustawą dobiegają nader niepokojące wieści – że ustawa wcale nie określi wielkości odszkodowań, ale pozostawi wszystko... decyzjom administracyjnym, decyzjom Ministerstwa Skarbu! Przypominałoby to, wypisz wymaluj, ręczne sterowanie wielkościami odszkodowawczymi – całkiem

XXIX

ZAGRANICA tak, jak to zapisano w odniesieniu do nieruchomości w skandalicznej ustawie „o zwrocie mienia gminom wyznaniowym żydowskim”! Będzie się ręcznie, administracyjnie uprzywilejowywać „ukorzenionych”? Ku temu najwyraźniej idzie.

Gzie te 900 baniek? W ten czas kanikuły wypada się więc cieszyć tylko z sukcesów naszych zawodowych sportowców na olimpiadzie w Pekinie. Że co, że jak na razie nie mają żadnych sukcesów? Że ponad 900 milionów złotych podatnika „wcięło”, a jest tylko kilka uncji medalowego złota? Otóż tak nie wolno myśleć, tak nie wolno myśleć w Unii Europejskiej! Po pierwsze dlatego, że i sportowym nieudacznikom należy się jakiś socjal, po wtóre – co ważniejsze – że przecież ta „ekipa” mogła nas, jedną rządową decyzją, kosztować 1500 milionów, 1800 milionów, albo i dwa miliardy! A tak – tylko 900 milionów... Tanio – jesteśmy przecież bogatym krajem! Lepiej, słuszniej, sprawiedliwiej społecznie i postępowiej jest ochędożyć sportowych nieudaczników niż dać po milionie 300 najbiedniejszym gminom na „ścianie wschodniej”. Tak trzymać... – znaczy: róbta tak dalej. Zwłaszcza że ambitny Tusk obiecał każdej gminie sportowe boisko. Czego chcieć więcej? Może tylko jeszcze „klubokawiarni” w każdej wsi z „Gazeta Wyborczą” codziennie, zaprenumerowaną przez gminę za pieniądze podatnika. „Żyjemy lokalnie – myślimy globalnie”. Słyszałem to w wersji: „myślimy globalnie – bo kradniemy lokalnie”. Chyba to wersja trafniejsza? Tylko 900 milionów na Pekin... Jest się z czego cieszyć. Rzecz jasna – bardziej jeszcze cieszy, że na wrzesień p.Rosati zapowiedział wreszcie utworzenie nowej partii „nowej lewicy”! No tak, robi się gorąco, pora najwyższa podmienić w koalicji PSL – zakamuflowaną formą lobby żydowskiego. Widać nawet, że cała para pójdzie w ten kamuflaż! Zapowiada się wielka wrześniowa hucpa i zadyma! Początek jesiennych wykopków PSL-u?... Na „wabiki”, „przynęty” i dla niepoznaki (zwłaszcza dla niepoznaki) jest tam podobno kilka miejsc dla wybitnych pozorantów, nawet dla Wałęsy! Wielka „debata poprzedzająca” ma odbywać się „na uczelniach, w gminach, samorządach”... Rosati nie zdradza, za czyje pieniądze będzie ta promocja, ale chyba Soros nie poskąpi grosza? Jak się nazwie teraz to lobby żydowskie w nowej, bogatej szacie maskującej, jeszcze nie wiadomo. Doświadczeni kupcy powiadają, że wzięcie mają ostatnio etykietki z „demokracją” – no, z „socjaldemokracją” też jeszcze się sprzedają... MARIAN MISZALSKI

XXX

AUSTRIA

Powrót liberałów? STEFAN SĘKOWSKI

Być może po przyspieszonych wyborach, które odbędą się we wrześniu w Austrii, w tamtejszym parlamencie będzie reprezentowana frakcja liberalna. Trudno jednak powiedzieć, czy będzie to najbardziej liberalna z partii liczących się w Unii Europejskiej.

W

1993 roku pięciu posłów Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ) odłączyło się od jej frakcji i założyło własną – Forum Liberalne (LIF). Przyczyną tego było odchodzenie FPÖ od wizerunku ugrupowania klasyczno-liberalnego ku orientacji bardziej konserwatywnej i nacjonalistycznej – od czasu przejęcia przez Jörga Haidera w 1986 roku władzy w stronnictwie. Przywódcą rozłamu była Heide Schmidt, członek prezydium Rady Narodowej (izby niższej parlamentu Austrii), oraz kandydat tej partii w wyborach prezydenckich z roku 1992 (16,2%). W wyborach, które odbyły się w kolejnym roku, liberałowie uzyskali 6% głosów. Jednak kariera LIF w Radzie Narodowej trwała niedługo – osiągając pięć lat później 3,7% głosów, liberałowie wylecieli z parlamentu. Schmidt zrezygnowała z przewodniczenia stronnictwu. Po rocznych perturbacjach z kolejnymi liderami władzę przejął młody, wówczas 24-letni Alexander Zach. Pod jego wodzą partia w 2002 roku osiągnęła najgorszy wynik w swej historii (raptem 1%).

Taktyka Zacha Wydawałoby się, że to już koniec tego ugrupowania, a także kariery nieopierzonego polityka. Jednak już w kolejnych wyborach LIF uzyskało jeden mandat w liczącej 183 miejsca RN. Wydarzyło się to w wyniku kontrowersyjnej decyzji Zacha – LIF zrezygnowało z samodzielnego startu w wyborach i wystawiło jednego kandydata (swego przewodniczącego) z listy Socjaldemokratycznej Partii Austrii, partia zaś wezwała swych nielicz-

nych wyborców do poparcia SPÖ. Wielu prominentnych członków i sympatyków partii nie kryło swego oburzenia – założyciele LIF Gerhard Kratky oraz Karl Sevelda wystąpili z ugrupowania. Przewodniczącemu zarzucano sprzedawanie niezależności partii w zamian za miejsce w parlamencie. Podkreślano także, iż wybór socjaldemokratów jako partnera dla liberałów nie jest wyborem ideowym Zacha – raptem rok wcześniej starał się on o start do Rady Miasta Wiednia z listy chadeckiej Austriackiej Partii Ludowej. Wskazywać miało to na bezideowość tego polityka. Jednak Zach, który dostał się do parlamentu, spokojnie znosił krytykę. Choć formalnie należał do frakcji socjaldemokratycznej, jako jedyny jej członek nie był związany dyscypliną. Forsował także samotnie (i bezskutecznie) pomysły niezgodne z linią SPÖ, jak choćby przywrócenie swobody handlu w niektóre święta czy ograniczenie obowiązku należenia do izb rzemieślniczych. W wywiadach optymistycznie stwierdzał, iż w 2010 roku Forum Liberalne – także dzięki jego uczestnictwie w pracach parlamentu – powróci do Rady Narodowej. Jednak w tym roku rozpadła się wielka koalicja chadeków z socjaldemokratami i Zach zdecydował się na poprowadzenie partii do wcześniejszych wyborów. Jest wielce prawdopodobne, że nadzieje młodego przewodniczącego się spełnią. Forum, którego lokomotywami wyborczymi są Schmidt (wróciła do polityki po prawie 10-letniej przerwie) oraz potentat budowlany Hans-Peter Haselsteiner, ma w sondażach 2-4% poparcia, czasem zdarza mu się otrzymać 5%. A w Austrii obowiązuje 4-procentowy próg wyborczy. Czy sukces, jakim byłby powrót po dziewięciu latach do austriackiego parlamentu, byłby jednocześnie sukcesem ruchu wolnościowego? Na początku trzeba zdać sobie sprawę, że liberalizm ma się w Austrii (zresztą nie tylko tam) wyjątkowo słabo. Obecną „wielką koalicję” chadeków z socjaldemokratami trudno posądzać o wielki liberalizm, jednocześnie zaś alternatywa nie jest zbyt pociągająca. Zieloni czy Komunistyczna Partia Austrii z oczywistych względów nie będą nas interesować. Na scenie politycznej liczą się jeszcze FPÖ oraz Związek Przyszłość Austrii (BZÖ)

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA pomocy socjalnej (np. wydłużenie czasu pobierania zasiłku dziecięcego).

Czy nadzieje Alexandra Zacha się spełnią? byłego przewodniczącego Partii Wolności, Haidera. Czarnym koniem może być „obywatelska i bezpartyjna” Lista Fritza Dinkhausera, która w niedawnych wyborach w Tyrolu zajęła drugie miejsce, osiągając ponad 18% głosów.

Niewolnościowi wolnościowcy „Wolnościowcy” i „Przyszłościowcy” mogą pojęcia „liberalny” i „wolnościowy” odmieniać przez wszystkie przypadki, ale prawdziwymi liberałami się przez to nie staną. Partie te programowo niewiele różni i mimo zapewnień Haidera podział, który nastąpił dwa lata temu, wynikał przede wszystkim z różnic patrzenia na kwestie personalne oraz na kontynuację koalicji z chadekami (istniała ona w latach 1999-2006). Oba ugrupowania skupiają się głównie na sprzeciwie wobec dalszej integracji z UE i napływu imigrantów. Dość ciekawie wyglądają te poglądy w przypadku Haidera, który łączy je z... poparciem wstąpienia Turcji do UE. Poglądy obu ugrupowań na gospodarkę to czysta demagogia – łączenie sprzecznych ze sobą postulatów, jak obniżka podatków i podwyżka płacy minimalnej czy zasiłku dziecięcego. Proponując referendum odnośnie ograniczenia podwyżki cen, BZÖ wymienia pięć postulatów mających polepszyć tę sytuację: „odgórne ograniczenie cen i cenę maksymalną diesla i benzyny, natychmiastową obniżkę akcyzy na olej napędowy, cofnięcie podwyżki akcyzy

na olej opałowy, obniżka opodatkowania żywności i lekarstw, a także przyznanie zasiłku »drożyźnianego« w wysokości 200 euro dla każdego, kto się po niego zgłosi”. Także hasła FPÖ brzmią, jakby były zapożyczone z programu jakiejś skrajnie lewicowej partyjki. „Fundamentalizm rynkowy i monetaryzm wykazują tendencję plutokratyczną i antydemokratyczną i prowadzą do daleko idącego ograniczenia możliwości przeprowadzania demokratycznie legitymizowanej i politycznie umotywowanej interwencji” – piszą autorzy „Podręcznika polityki wolnościowej”, programu FPÖ. Rozwiązanie problemów socjalnych partia widzi w ograniczeniu możliwości pracy obcokrajowców oraz pobierania przez nich pomocy społecznej. Nie widzi jednak problemu w utrzymywaniu obecnego status quo, jeśli chodzi o politykę społeczną, a wręcz postuluje poszerzanie R

E

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

K

Liberalna alternatywa? Czy jednak Forum Liberalne może być wolnościową alternatywą? Choć zarówno w wypowiedziach liderów, jak i w programie ugrupowania brzmi mocne przywiązanie do swobód osobistych oraz wolności gospodarczej, sześcioletnia praktyka parlamentarna pokazała, iż to stronnictwo zajmowało się głównie tematami zastępczymi. Atakami na krzyże w klasach lekcyjnych oraz propozycjami legalizacji narkotyków i „małżeństw” homoseksualnych ugrupowanie zyskało sobie miano „antyklerykalnej gejowskiej partii haszyszu”. Nie proponując nic poważnego w zakresie polityki międzynarodowej, gospodarczej czy społecznej, partia zepchnęła się na margines. Sięgając po starych liderów, poniekąd wjeżdża w stare koleiny. Niedawno Haselsteiner, który jest ekspertem LIF ds. polityki gospodarczej, w dyskusji z socjaldemokratycznym ministrem polityki społecznej stwierdził, iż dla osób zarabiających powyżej 5 milionów euro rocznie (takich osób jest w Austrii 14) najwyższy próg podatku dochodowego winien wynosić 80%. LIF jest także jedną z niewielu partii żądających wprowadzenia w Austrii minimum socjalnego. Czy wyrażając demagogiczne poglądy, można zbudować wizerunek partii, która chce „przejąć odpowiedzialność” (slogan wyborczy LIF)? Trudno oceniać, jakie będzie Forum Liberalne po wyborach, jako że niewiele można o nim do tej pory powiedzieć. Czy – odnosząc to do naszych realiów – będzie to liberalizm à la PD czy à la UPR, nie wyczytamy z zapowiedzi programowych partii, jako że ostatni manifest wyborczy napisany został w 1994 roku i wg zapewnień liderów, jest „nadal aktualny” (i nadal mało konkretny). Może chodzi więc tylko o zemstę Schmidt na byłym rywalu Haiderze, którego partia, podobnie jak ugrupowanie liberałów, balansuje na granicy progu wyborczego? L

A

M

A

XXXI

ZAGRANICA

Chiny wygrały igrzyska RADOSŁAW PYFFEL

Gdy w 2001 roku Pekinowi przyznano prawo do organizacji największej sportowej imprezy naszych czasów, wiele osób żywiło naiwne i eurocentryczne przekonanie, iż zmienią one Chiny, upodobnią je do Zachodu, a być może obalą dyktatorski rząd w Pekinie. Stało się dokładnie na odwrót – wedle hasła chińskich modernizatorów z końca XIX wieku: „wykorzystać Zachód dla Chin”.

I

dea olimpijska i igrzyska posłużyły do umocnienia rządu, a reformy polityczne w Chinach odbędą się nie z inspiracji Zachodu, lecz tylko wtedy, kiedy zapragną tego sami Chińczycy. I będą wystarczająco zdeterminowani, by do nich doprowadzić. Warunkiem przyznania igrzysk Chinom było wprowadzenie w życie idei wolności słowa i praw człowieka w rozumieniu zachodnim. Miejscowe władze jednak nie zamierzały tych obietnic realizować, mówiąc, że jeszcze nie przyszedł na to czas, sugerując, iż w Chinach jest to niemożliwe, lub dokonując znanej już sztuczki pekińskich włodarzy, czyli twierdząc, iż chińskie rozumienie tych praw było inne.

Chińska szczerość i euforia Wang Wei, wykształcony w USA chiński urzędnik, na jednej z konferencji prasowych w trakcie igrzysk, trzykrotnie naciskany przez amerykańskiego dziennikarza, zdobył się ostatecznie na chwilę szczerości i przekonywał, że zaakceptowanie praw człowieka doprowadziłoby w Chinach do chaosu i zaprzepaściłoby dorobek ostatniego 30-lecia (niekwestionowany wzrost poziomu życia ludności i mimo wszystko znacznie mniejsza skala represji w porównaniu z maoizmem). Na świecie nie istniała organizacja zdolna do wyegzekwowania od Chin tego, do czego się zobowiązały. MKOl chyba zresztą od początku nie wierzył, że obietnice te mają jakiś sens, i w 2001 roku

XXXII

swoją radością absolwentka Uniwersytetu Pekińskiego, olimpijska wolontariuszka Li Si. Z biznesowego punktu widzenia organizowanie podobnych imprez ma zdecydowanie większy sens w krajach rozwijających się, takich jak Polska, Ukraina czy Chiny. Jednak MKOl, przyznając igrzyska Pekinowi, sporo ryzykował. Nie chodziło tu o braki infrastruktury, gdyż w Chinach buduje się cztery-pięć razy szybciej niż w Polsce (często także dzięki zupełnie swobodnemu lub za symbolicznymi odszkodowaniami usuwaniu ludzi z ich ziemi w imię nadrzędności interesu grupy nad dobrem jednostki) i już na długo przed igrzyskami istniała tam sieć hoteli i autostrad – ale przede wszystkim o ryzyko polityczne. Protesty aktywistów praw człowieka, dość wpływowych w zachodniej opinii publicznej, były wkalkulowane w MKOl, przyznając Igrzyska ryzyko, ale ponieważ w ChiPekinowi, sporo ryzykował. nach nie istnieje wolna prasa, Nie chodziło jednak o braki nikt nie wiedział, co naprawdę infrastruktury, gdyż w Chinach myślą ludzie i jak zareagują w czasie, gdy oczy całego świata buduje się 4-5 razy szybciej będą zwrócone na Pekin. niż w Polsce. Od początku 2008 roku klam i transmisji telewizyjnych, a także trwała zatem marketingowa wojna o wiotrzymuje fundusze od sponsorów. W tym zerunek tego kraju, którą opisywaliśmy na wypadku Chiny okazały się niezwykle so- łamach „Najwyższego CZASU!”. Gdy w lidnym partnerem. lutym swoje poparcie dla igrzysk wycofał – Nikt nie zrobił tyle dla igrzysk i idei Stefan Spielberg, a w Wielkiej Brytanii olimpijskiej! – zapewniał mnie w Pekinie wybuchł skandal związany z nakazem rok temu jeden z olimpijskich działaczy. apolityczności zawartym w olimpijskiej I rzeczywiście – masowe imprezy w kra- przysiędze, chińskie władze wpadły w jach rozwiniętych traktowane są jak gorą- panikę. Jeden z wyżej postawionych cy kartofel. W tym roku Euro 2008 w Au- funkcjonariuszy KPCh miał stwierdzić, strii i Szwajcarii nie wzbudziło większego iż igrzyska są wielkim błędem, a Chiny zainteresowania u znudzonych gospoda- nie są jeszcze przygotowane, by sobie porzy. U Chińczyków było inaczej. Ludzie radzić ze wszystkimi problemami, które autentycznie byli podnieceni perspektywą mogą wyniknąć w ich trakcie, co doproigrzysk w ich kraju, a media wcale nie mu- wadzi do globalnej utraty twarzy. Wydawało się wówczas, iż za moment siały nakręcać spirali narodowej euforii. nastąpi efekt domina, zwłaszcza że w Niepewność marcu, w 49. rocznicę wybuchu powstaW 2001 roku przez całą noc śledziliśmy nia w Lhasie, doszło do w Tybecie krwaobrady MKOl. Gdy wreszcie zapadła de- wych zamieszek, a sztafeta olimpijska cyzja, iż organizatorem Igrzysk Olim- była atakowana we wszystkich krajach pijskich w 2008 roku będzie Pekin, cały zachodnich. akademik oszalał ze szczęścia. Następnego dnia na zajęciach wszyscy ziewaliśmy Igrzyska klęski Dalajlamy Mimo to zrealizował się najbardziej i każdy wiedział, o co chodzi. – To było wspaniałe uczucie! – dzieliła się ze mną optymistyczny dla Chin scenariusz, a

ogłosił te warunki wyłącznie po to, by uspokoić opinię publiczną na Zachodzie. Kiedy stało się już jasne, że nie zostaną spełnione, olimpijscy działacze umyli ręce i stwierdzili, iż nie zajmują się polityką, a Jaques Rogge powiedział wprost, iż MKOl nie jest od zbawiania świata. Instytucja ta zajmuje się natomiast dostarczaniem rozrywki dla miliardów konsumentów, dzięki czemu zresztą czerpie ogromne zyski ze sprzedaży biletów, re-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA

FOT. R.PYFFEL

wszyscy nieprawomyślni do 23 sierpnia 2008 roku nie sprawili rządzącym większych kłopotów. Organizacja mistyczna Falun Gong nie przeprowadziła żadnych akcji. Tajwan w wyborach prezydenckich poparł Kuomintang, który zamiast niepodległości wyspy, optuje za zbliżeniem z Chinami (4 lipca uruchomiono pierwsze bezpośrednie połączenia lotnicze z kontynentem). 4 miliony pekińskich chłoporobotników, obawiając się reakcji innych Chińczyków,

Piękna twarz chińskich igrzysk zafascynowanych faktem, iż igrzyska odbywają się w Pekinie, grzecznie opuściło miasto pod koniec lipca. Ujgurzy w akcie desperacji przeprowadzili kilka ataków na komisariaty we wschodnim Turkiestanie (w jednym z nich zginęło ośmiu zamachowców i jeden chiński policjant – co nie wyklucza, iż była to prowokacja). Klasa średnia ( około 150 milionów) raczej obawia się demokracji i możliwości, że zostałaby przegłosowana przez kilkaset milionów chłopów i w czasie igrzysk zajęta była fetowaniem sukcesów chińskich sportowców. Do walki stanęli jedynie Tybetańczycy, jednak polityczne rachuby ich przywódcy, bardzo zdolnego polityka, jakim jest Dalajlama, całkowicie zawiodły. Liczył on na protesty w trakcie olimpiady i na to, że wiele będzie się mówić o Tybecie. Tymczasem działacze praw człowieka i pro-

tybetańscy aktywiści sprowokowali zaledwie kilka incydentów w centrum miasta i byli natychmiast brutalnie pacyfikowani przez policję, co zresztą popierają zwyczajni Chińczycy, zirytowani protestami Amerykanów i innych ludzi Zachodu. W drugim tygodniu igrzysk Dalajlama wspomniał o kolejnych 140 zabitych w Tybecie, jednak pochłonięty emocjami sportowymi świat w ogóle nie zwrócił na to uwagi. Klęska Dalajlamy i brak politycznych rezultatów jego polityki może zakwestionować jego przywództwo i dopuścić do głosu bardziej wojowniczo nastawioną młodzież, która optuje za zbrojnym oporem. Niewykluczone, że wówczas Pekin odpowie siłą i całkowicie zmiażdży Tybet, a jego mieszkańcy, podobnie jak Indianie amerykańscy, zostaną umieszczeni w rezerwatach. Od protestów odcięli się sportowcy. Żadna spektakularna akcja nie zapadnie nam w pamięć – może poza Ormianinem, który rzucił na matę brązowy medal i opuścił ceremonię, protestując przeciwko stronniczemu sędziowaniu, i polską ekipą szermierki protestującą przeciwko alkoholizmowi polskich działaczy, nieprzerwanie sprawujących władzę od lat 80. Wyjątkiem był Szymon Kołecki, który ogolił się na łyso i zasugerował w rozmowie z TVP, iż jest to gest solidarności z Tybetem.

Duma Chińczyków Igrzyska to także triumf chińskiej bezpieki. Długoletnie przygotowania i metodyczna praca opłaciły się. Tysiące policjantów i agentów na ulicach Pekinu zapewniło porządek. W tej sytuacji MKOl z pewnością nie żałuje, że zaryzykował, i liczy pieniądze. A organizatorzy liczą zyski polityczne i delektują się smakiem zemsty za upokorzenia wojen opiumowych sprzed 160 lat, które Chińczycy wciąż rozpamiętują jeszcze bardziej niż my zabory. Widok zachodnich przywódców, takich jak Jerzy Bush i Mikołaj Sarkozy, którzy na ceremonii otwarcia pokłonili się chińskim przywódcom, doprowadził naród do euforii porównywalnej chyba tylko z tym, gdyby w czasie Euro 2012 liczący się z polskimi sankcjami gospodarczymi Włodzimierz Putin i Aniela Merkel przyjaźnie pozdrawiali prezydenta Kaczyńskiego i premiera Tuska... To wszystko, zamiast do oczekiwanej demokratyzacji, prowadzi do wielkiej dumy narodowej, od której już bardzo blisko do szowinizmu. Oznaki wody sodowej uderzającej do głowy dają się zaobserwować u reżysera ceremonii otwar-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

cia, Zhanga Yimou – dawniej raczej krytycznego wobec rządu, dziś będącego zdecydowanie po stronie Wielko-Chińczyków. W wywiadzie dla liberalnego (i często krytycznego wobec rządu – na tyle, na ile się da w chińskim systemie) Nanfang Zhoumo Zhang zachwycał się własną ceremonią: – Czasami żartuję, że jeśli chodzi o ludzi w masowych widowiskach, jesteśmy na świecie numerem 2 – po Korei Północnej. Potrafią być tacy jednakowi i działać jak jeden mechanizm [w Azji to komplement – przyp. red]! My, Chińczycy, przy ciężkim treningu i surowej dyscyplinie też to potrafimy. Setki aktorów są jak maszyny, jak ruchome klocki wykonujące rozkazy. To jest duch chińskości. Obcokrajowcy to podziwiają, bo sami nie są do tego zdolni! (...) Pracowałem już na Zachodzie, ale to porażka. Oni właściwie pracują przez cztery i pół dnia w tygodniu. W dodatku dwa razy dziennie mają przerwę na kawę i nie można nikogo upominać ze względu na prawa człowieka. O rany! Po tygodniu aktorzy nie byli w stanie nawet ustawić się równo w linii. I nie możesz ich nawet skrytykować, bo wszyscy należą do związków zawodowych lub innych instytucji. My tego nie mamy. I dlatego w tydzień możemy osiągnąć to, czego oni nie są w stanie przez miesiąc. (...) A w przeciwieństwie do Korei Płn. mamy technologię. I te dwie rzeczy – czynnik ludzki plus technika – dają taki efekt! – nie mógł się nachwalić.

Smak triumfu Triumf Chińczyków w klasyfikacji medalowej, a także styl, w jakim go osiągnęli, to kolejna mocna karta w rękach rządu. Zwycięstwo to nie podlegało dyskusji od samego początku. Obyło się bez dopingu (choć jak było naprawdę, nigdy się dowiemy, jako że spośród 917 członków komisji antydopingowej 900 to Chińczycy...), a także bez sędziowskich skandali. Do igrzysk przygotowywano się tak długo, że zawodnicy chińscy wygrywali pewnie i zdecydowanie. Nie łudźmy się jednak, że sprawna organizacja i sukces w zawodach sportowych cokolwiek przesądzają. Problemy takie jak olbrzymie rozwarstwienie społeczne, niechęć setek milionów biednych do dziesiątków milionów bogatych i uprzywilejowanych – pozostają. Sukces olimpiady i smak sportowego triumfu będzie stanowił potężny argument w negocjacjach ze społeczeństwem, które po 24 sierpnia będzie prowadził rząd. To rozdanie zdecydowanie dla Pekinu. Ale gra toczy się dalej.

XXXIII

ZAGRANICA STANY ZJEDNOCZONE

McCain dogonił Obamę PAWEŁ ŁEPKOWSKI

25 sierpnia rozpocznie się w Denver, stolicy stanu Kolorado, Narodowa Konwencja Partii Demokratycznej. Do tego czasu Barack Obama powinien ogłosić kandydata demokratów na wiceprezydenta Stanów Zjednoczonych. John McCain przedstawi oficjalnie swojego kandydata na Narodowej Konwencji Partii Republikańskiej – osiem dni później. Jesienna kampania będzie pewnie gorąca jak nigdy, bo pojawiły się pierwsze sondaże wskazujące, że McCain przegonił Obamę – czyli w wyścigu do Białego Domu, wbrew przewidywaniom publicystów sprzed kilku miesięcy, każdy wynik jest nadal możliwy.

W

tym tygodniu najczęściej zadawane w Ameryce pytanie brzmi: Who’s gonna be the No. 2 for McCain and Obama? („Kto zostanie nr. 2 dla McCaina i Obamy?). Kampania prezydencka wchodzi w fazę, kiedy kandydat na prezydenta wraz ze swoim sztabem poszukuje polityka nie tyle zdolnego, inteligentnego i utalentowanego, ile raczej dobrze wyglądającego, popularnego i lubianego reprezentanta określonej grupy etnicznej lub klasy społecznej, która

XXXIV

może przeważyć szalę zwycięstwa w całym kraju. Sztaby analizują dane demograficzne, przeprowadzają skomplikowane symulacje wyborcze, liczą rozkład głosów i popularność poszczególnych polityków w określonych regionach. W rzeczywistości poglądy polityczne i osiągnięcia danego polityka są drugorzędne. ,,Running mate” (kandydat na wiceprezydenta) ma być dopełnieniem medialnym, pokornym manekinem nie wtrącającym się do polityki szefa, pełniącym zadanie wizualnego uzupełnienia postaci pierwszoplanowej. Do początku lat 80. XX wieku to konwencja partii decydowała, kto zostanie prezydentem i jego zastępcą. Kandydat na prezydenta proponował swojemu najsilniejszemu rywalowi wspólną walkę o Biały Dom. Tworzyły się w ten sposób bardzo dziwaczne tandemy jak John F. Kennedy i Lyndon B. Johnson, Richard Nixon i Spiro Agnew czy Gerald Ford i Nelson Rockefeller. W tym ostatnim przypadku Gerald Ford doszedł do prezydentury prawdziwym zbiegiem okoliczności, reprezentując raczej środowisko spoza jądra partii. Żeby umocnić swoją pozycję, zgodził się na wiceprezydenturę Nelsona Rockefellera, który był potężną postacią ze ścisłego kierownictwa GOP i reprezentantem najpotężniejszej i najbardziej wpływowej rodziny Ameryki. W tegorocznych wyborach pretendent do objęcia urzędu wiceprezydenta zostanie wyznaczony przez kandydata na prezydenta. To zwyczajna nominacja polityczna. Nie oznacza to jednak, że będzie się musiał we wszystkim zgadzać się ze swoim szefem. Wiceprezydent zostaje wybrany w powszechnych wyborach razem z prezydentem. Jego usunięcie z urzędu jest równie skomplikowane jak impeachment samego prezydenta. Jak więc dobrać sobie atrakcyjnego medialnie współkandydata, który nie będzie w przyszłości przejawiał skłonności do nadmiernego ingerowania w pracę administracji? Istnieje powiedzenie: ,,Wiceprezydent jest w niewładzy, ale od władzy dzieli go

jedno uderzenie serca – serca prezydenta”. To powiedzonko nie ukazuje jednak całej złożoności relacji między prezydentem a jego zastępcą. Niektórzy wiceprezydenci byli traktowani jak ozdobna bombka na choince administracji Białego Domu. Tak zapewne się czuł Harry Truman, który był traktowany przez Franklina D. Roosevelta bardziej jak kumpel do pogaduszki o pogodzie niż polityczny wspólnik. Lyndon B. Johnson wyraźnie drażnił swoją obecnością na posiedzeniach rządu prezydenta Johna F. Kennedy’ego i jego brata Roberta. Gerald Ford był całkowicie odsunięty od wewnętrznych spraw administracji Nixona, a George Bush senior służył podczas konferencji prasowych jako obiekt kpin dziennikarzy, którzy wiedzieli, że najbliżsi współpracownicy prezydenta Ronalda Reagana trzymają wiceprezydenta z daleka od wszelkich spraw wewnętrznych omawianych w Gabinecie Owalnym. Ale życie różnie się układa, nawet dla prezydenta USA. Zagadkowym zrządzeniem losu wymienieni wiceprezydenci obejmowali w pewnym momencie swojej służby publicznej urząd prezydenta. Mało znany opinii publicznej Harry Truman musiał dokończyć dzieło wojenne swojego poprzednika i podjąć jedną z najtrudniejszych decyzji, na jakie zdecydował się amerykański prezydent w dziejach. To z jego rozkazu 62 lata temu dwie bomby atomowe zniszczyły Hiroszimę i Nagasaki. Z kolei na pokładzie Air Force One przewożącego trumnę z ciałem zastrzelonego w zamachu Johna F. Kennedy’ego został zaprzysiężony Lyndon B. Johnson, który jeszcze kilka godzin wcześniej był obiektem cichych kpin braci Kennedych. Jak ogromne musiało być zdziwienie Geralda Forda, lidera Partii Republikańskiej w Izbie Reprezentantów, ale w rzeczywistości drugoplanowej postaci w szeregach partyjnego przywództwa, gdy generał Aleksander Haig przedstawił mu propozycję objęcia prezydentury po Richardzie Nixonie. Należy przy tym pamiętać, że objęcie władzy po swoim szefie była często traumatyczne dla dotychczasowego wiceprezydenta. Harry Truman musiał dokończyć wojnę, ale na zawsze obciążył swoje sumienie tragedią Hiroszimy i Nagasaki. Lyndon B. Johnson odziedziczył po JFK kraj opanowany rozruchami na tle rasowym i zarzewie wojny w Wietna-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA cje partii republikańskiej i demokratycznej pełnią rolę ,,koronacji” kandydata na prezydenta i widowiska pełnego politycznego kiczu i szmiry. Dwie największe partie Ameryki są ściśle zhierarchizowane. Struktura konwencji przypomina piramidę ważności w partii. Cały parter ogromnych hal konwencyjnych jest upchany szeregowymi delegatami ściągniętymi ze wszystkich zakątków Ameryki. Zadaniem tych ludzi jest cieszyć się, klaskać i płakać, kiedy na wielkim ekranie pokazywane są łzawe ramoty paradokumentalne o życiu kandydata na prezydenta. Na konwencji nie są potrzebni dyskutanci czy myśliciele. Program partii ustala wierchuszka organizacji – senatorowie, gubernatorzy, kongresmeni, członkowie rządu federalnego, stanowego i wpływowi lobbyści. W czasie gdy partyjna ciżba tłoczy się z transparentami na deptaku sali konwencyjnej, modląc się, żeby nie wysiadła klimatyzacja, przywództwo partyjne świetnie bawi się w okolicznych klubach golfowych lub spożywa ,,nieco lepsze” posiłki w luksusowych, zarezerwowanych dla nich restauracjach. Na konwencji od czasu do czasu pojawia się mówca, wprowadzany tylnym wejściem przez kuchnię. Bywa, że jest to popularny polityk, czasami jakiś aktor, ale może to być równie dobrze kaznodzieja czy gwiazdeczka muzyki pop. Delegaci dostają swoją porcję rozrywki wraz z tanimi napojami sodowymi, jedzeniem typu fast food i morzem kilkucentowych gadżecików z logiem partii i zdjęciami kandydatów. Wszyscy doskonale wiedzą, że swoje poglądy polityczne delegaci mogą wyrażać tylko w jednej formie – aplauzu. Istnieje tu prawdziwy pluralizm w stylu konwencji naszych rodzimych ruchów politycznych – PO i PiS. Dopuszcza się wolność wyboru, czyli aplauz i zachwyt albo opuszczenie konwencji na swój koszt. Jak powiadała bohaterka filmu ,,Rejs”, pani Mamoniowa: ,,nikt nikogo tu pod pistoletem nie trzyma” – tu można przebywać jedynie z największą przyjemnością. Szeregowi delegaci partii będą z wypiekami na policzkach wspominać w swoich małych miasteczkach i wioskach najdalszych zakątków Ameryki, jak widzieli gdzieś na galerii VIP-ów ponad nimi, z odległości kilkudziesięciu metrów byłych prezydentów, wiceprezydentów, członków Izby Reprezentantów i Senatu czy gwiaz-

Na konwencji nie są potrzebni dyskutanci czy myśliciele. Program partii ustala wierchuszka organizacji – senatorowie, gubernatorzy, kongresmeni, członkowie rządu federalnego, stanowego i wpływowi lobbyści. mie, z której nie potrafił się już uwolnić. Gerald Ford musiał ułaskawić Richarda Nixona, tym samym płacąc polityczną cenę za awans. Większość społeczeństwa amerykańskiego nigdy mu nie darowała uwolnienia Nixona od odpowiedzialności za aferę Watergate. A kogo wybiorą Obama i McCain? 72-letni weteran wojny w Wietnamie John McCain jest podobno okazem zdrowia. Tak twierdzą ludzie z jego sztabu. Jeżeli zostanie prezydentem, zapewne podda się badaniom, które zostaną opublikowane w dorocznym raporcie o stanie zdrowia prezydenta. Wówczas może wyjść na jaw to, co sztab wyborczy kandydata potrafi skrzętnie ukrywać. Jeżeli do

tego weźmiemy pod uwagę, że prezydentura jest zajęciem bardzo wyczerpującym, to można zaryzykować stwierdzenie, że szanse jego współkandydata na prezydenturę będą rosły z roku na rok.

Konwencja, czyli opium dla ludu Do niedawna na narodowych konwencjach partii politycznych się wybierało kandydatów na prezydenta i wiceprezydenta. W kuluarach delegaci prowadzili zażarte dyskusje o programach politycznych, a kandydaci od czasu do czasu zjawiali się wśród swoich zwolenników i dyskutowali wspólnie nad dalszą strategią działań. Obecnie narodowe konwen-

72-letni weteran wojny w Wietnamie John McCain jest podobno okazem zdrowia. Tak przynajmniej twierdzą ludzie z jego sztabu. NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

XXXV

ZAGRANICA dy kina i estrady, które pomachały przez ułamek sekundy w ich kierunku. Przypomina to trochę kawał o Czukczy, który widział w Moskwie na trybunie przywódców partii. Różnica polega jednak na tym, że amerykańska konwencja jest dopracowanym widowiskiem. Delegaci służą tu za rozhisteryzowanych klakierów, ale w zamian dostają niezły show. To przekaz telewizyjny jest najważniejszy. Konwencja i jej stylistyka ma wzruszać jak soap opera czy łzawa piosenka patriotyczna. Słowo ,,Ameryka” jest na konwencji wypowiadane niezliczoną ilość razy. Co chwila na trybunie pojawia się ktoś znany, kto powtarza

pierwszego wtorku po pierwszym poniedziałku listopada, kiedy Amerykanie wybiorą swojego prezydenta. Po konwencji zacznie się huraganowa ofensywa sztabów obu kandydatów. Przeanalizowane zostaną szczegółowo wszystkie wypowiedzi, głosowania i decyzje polityczne obu pretendentów do Białego Domu. Sztaby będą grzebać w przeszłości i życiu prywatnym swoich przeciwników politycznych. Każda pomyłka intelektualna kandydata zostanie wytknięta i szyderczo wyśmiana w programach rozrywkowych. Druga część uwagi partyjnych planistów będzie skupiona na pozyskiwaniu środ-

Istnieje jakieś powszechne oczarowanie Obamą, który w zasadz zie nic nie obiec cuje – prócz rozdawnictwa socjalnego i większe ej grabieży y fiskalnej

te same sentymentalne pamflety pod adresem kandydata, a w przerwie wystąpień na olbrzymim ekranie pojawia się film o kandydacie. Film pokazuje kandydata niemal jak świętego – jaki to on skromny, jak ciężkie miał dzieciństwo, jaka w domu panowała bieda i jak on mimo tak strasznych przeszkód dążył ku wielkiemu celowi. W przedostatnim dniu konwencji, kiedy tłum jest doprowadzony do ekstazy, zazwyczaj pojawia się kandydat na wiceprezydenta USA. Ale jedynie łzy w oczach delegatów, pokazywane na zbliżeniach kamer telewizyjnych, oddają nastrój, jaki ogarnia delegatów w czasie zamykającego konwencję przemówienia kandydata na prezydenta. W tym momencie liczba wypowiadanych banałów rośnie w postępie geometrycznym. Gdyby można nimi było napełniać baloniki, które na zakończenie spadają na armię delegatów, to zapewne hala Narodowej Konwencji Partii Demokratycznej czy Partii Republikańskiej uniosłaby się w przestworza i zniknęła w stratosferze.

Po konwencji czas na wojnę Konwencja będzie ostatnim pokojowym wydarzeniem politycznym w Ameryce do

XXXVI

ię. W czerwków pieniężnych na kampanię. Cain musiał cu zeszłego roku John McCain ków swojezwolnić dziesiątki pracowników go sztabu, ponieważ zabrakłoo mu podstawowych środków na prowadzenie kampanii wyborczej. 3 czerwca 2007 roku McCain miał 2 mln dolarów na swoją kampanię i był uznawany z góry za przegranego. A mimo to wygrał nominację swojej partii. Barack Obama cieszy się zdecydowanie stabilniejszą sytuacją finansową i poparciem amerykańskich przedsiębiorców. Sztab Obamy ogłosił 1 lipca, że ich kandydat posiada 9.544.643 dolary przeznaczone na kampanię wyborczą, czyli niemal dwukrotnie więcej niż John McCain, który na koncie swojej kampanii ma 5.304. 669 dolarów. Te kwoty są zmienne, jednak wyraźnie większe wsparcie Obamy przez świat biznesu jest znamienne. Wall Street sama strzela sobie w stopę. Obama wyraźnie zapowiedział podniesienie niekonstytucyjnego podatku dochodowego dla osób zarabiających powyżej 250 tys.

dolarów rocznie. Istnieje jakieś powszechne oczarowanie Obamą, który w zasadzie nic nie obiecuje – prócz rozdawnictwa socjalnego i większej grabieży fiskalnej. Z analizy finansowania kampanii wyborczej obu kandydatów wynika, że Barack Obama otrzymuje największe wsparcie ze strony pracowników czterech gigantów rynku finansowego: Goldman Sachs (571.330 $), UBS AG (364.806 $), JPMorgan Chase (362.207 $) oraz Citigroup (358.054 $). Zdumiewa, że najbardziej zagrożeni populistycznymi propozycjami Obamy reprezentanci Wall Street garną się do niego drzwiami i oknami. Czy to nie przypomina czegoś z historii? Populista zauroczył wielką finansjerę. Czy może być bardziej niepokojący objaw w życiu politycznym najbogatszego państwa świata? John McCain otrzymał zdecydowanie słabsze wsparcie od grupy Merrill Lynch

(230.310 $) i Citigroup (219.551 $), których pracownicy najwyraźniej wolą rozdzielić po równo swoje sympatie polityczne. Tylko raz w historii kandydat na prezydenta zgromadził większe środki na kampanię wyborczą niż Obama. Był to George W. Bush, który w 2004 roku otrzymał wsparcie w wysokości 10.852.696 dolarów. Jeżeli Barack Obama utrzyma swoje tempo uzyskiwania wsparcia finansowego, to w październiku będzie mógł narzucić McCainowi tempo wydatków, które zadławi kampanię kandydata republikanów. PAWEŁ ŁEPKOWSKI

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA CICHY FRONT NARKOTYKOWEJ WOJNY

Kanada pachnąca trawką OLGIERD DOMINO

Od południowego sąsiada Ameryka odgrodziła się wysokim płotem i zasiekami podłączonymi do prądu. Tymczasem przed drugim sąsiadem, tym z północy, wrota do Stanów wciąż pozostają otwarte na oścież. A właśnie tą drogą nadciąga do USA największe niebezpieczeństwo. To przetarty, sprawdzony szlak przemytników, kryminalistów i terrorystów. Nic zatem dziwnego, że na pograniczu amerykańskokanadyjskim rozgorzał drugi front narkotykowej wojny.

J

akieś trzy lata temu agenci Administracji Legalnego Obrotu Lekarstwami (DEA) bezceremonialnie wdarli się do pewnego domu w mieścinie Lynden w stanie Waszyngton. Uzbrojeni w prokuratorski nakaz przeszukania, aparaturę podsłuchową i kamery od razu powędrowali do salonu. Zerwali parę paneli podłogowych i bezbłędnie natrafili na wylot tajemniczego tunelu. Wystarczyło chwilkę poczekać, a w otworze pojawiły się głowy trzech Kanadyjczyków. To właśnie oni przekopali podziemne przejście, by przerzucać nim do USA marihuanę. Chałupa w Lynden leżała tuż przy granicy ale i tak zadali sobie dużo trudu. Musieli wydrążyć 100-metrowy tunel – i to na głębokości od 1 do 3 metrów. Oszalowali go drewnianymi kłodami, wzmocnili stalowymi stemplami. Ten trud poszedł na marne, a na dodatek zalali się potem chyba z własnej głupoty. Mogli bowiem szmuglować narkotyk o wiele łatwiejszym sposobem i bez zbędnego wysiłku. Granica pomiędzy Kanadą a USA jest najdłuższą granicą na świecie i prawie w ogóle nie jest strzeżona.

„Maryśka” z BC Narkotyki spływają z północy niczym jęzory gigantycznego lodowca. Olbrzymie ciężarówki przewożą tysiące torebek z bia-

łym proszkiem utkniętych pomiędzy beczkami z mrożonymi malinami. Marihuanę chowa się w dostawach tłuczonego szkła, wiórów i trocin. Wpycha do „trumien” – jak pieszczotliwie agenci DEA nazywają kłody ściętych drzew ze zmyślnie wydrążonymi kryjówkami. Kajakarze przewożą je na południe przez lodowate wody granicznych zatok z Kolumbii Brytyjskiej do północnozachodnich zakątków USA. Dobrze opłacani kurierzy przenoszą za jednym nawrotem na własnych grzbietach nawet do 50 kilogramów marihuany schowanej w plecakach, szwendając się po osiem godzin po górskich pustkowiach, tarasach i stromych żlebach alistych. A małe samopogranicza Gór Skalistych. rdują przygraloty wręcz bombardują niczne plantacje malin i fermy ami ukrytymi mleczne narkotykami w przepastnych torbach na sprzęt hokejowy. Aby handlarze ut wiedzieli, że zrzut się odbył, każda przesyłka zaopatrzona jest w ący o brzęczek alarmujący lawinach. Całą tę kontrabandę przezwano „pąkami z BC”, zresztą tak samo jak najmocniejszy y. To na cześć kanadyjgatunek marihuany. zie tę roślinkę skiej prowincji, gdzie emal na skalę uprawia się już niemal yślą o ameryprzemysłową z myślą kańskim rynku. Jakk twierdzą specjaliści, w cały ten interes zaangażowane już zostało 7 miliardów dolarów. Forsę ście grupy wyłożyły oczywiście przestępcze, choć usiłują tu żerować także płotki.. Na ogół z miernym efektem, bo nikt nie znosi konwych „niezrzeszonych” kurencji – i jeśli owych się nie zastraszy lub nie skróci o głowę, to składa się na nich drobny donosik do DEA lub ICE (Immigration and Customs Enforcement). Tak zapewne było z „górnikami” z Lynden. Podobnie jak z mieszkanką Twin Falls, w której samochodzie, zaparkowanym przy supermarkecie, wykryto 93 funty marihuany – czy też z innym zmotoryzowanym z Seattle, który mknął po autostradzie międzystanowej nr 90 z 50 kilogramami narkotyków w bagażniku. Ta nowa, stale rosnąca fala przemytu

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

narkotyków w północno-zachodnim stanie Waszyngton, czyniąca z Seattle główny punkt tranzytowy, jest dla agentów amerykańskich służb bezpieczeństwa nie lada wyzwaniem. Gonią oni resztkami sił, bo już teraz mają na głowie zapobieganie aktom terroryzmu oraz powstrzymywanie napływu imigrantów czy szmuglu żywego towaru. A tymczasem kanadyjscy kryminaliści organizują sobie ruch w dwie strony – na południe ślą marihuanę, a na północ wywożą gotówkę, broń i kokainę.

Wolna granica Sytuacja nie jest dobra. Amerykańskokanadyjska granica cią ciągnie się na długokilo ści 8893 kilometrów. Jest najniestr dłuższą niestrzeżoną granicą na Wszy świecie. Wszystkim wydaje się, idyll że idylliczne stosunki pom między tymi kraj jami sprawiają, że nie ma potrzeby jej uszczelniania. Pewnie to i prawda, tyle że z okazji korzystają wszeltyp spod ciemnej kie typy gwiazdy. Wystarczy przyte pomnieć że aż 19 terrorystów, którzy skąpali Nowy Jork we krwi 11 września roku przedostało się 2001 roku, terytor na terytorium USA właśnie Kan przez Kanadę. Na dodatek wysi samych Amewysiłki ryk rykanów niewiele tu dają. Kanadyjska gr służba graniczna nie posiabron Nie może rówda broni. p nież prowadzić pościgu przekra za osobami przekraczającymi granicę się W ostatnim roku bez zatrzymania się. takich incydentów było ponad 1600. Co więcej – prawo kanadyjskie jest niesłychanie liberalne i każda osoba, która stawi się na granicy bez dokumentów, ma prawo ubiegać się o status uciekiniera. Nieudokumentowanego uciekiniera chroni konstytucja kanadyjska i przysługują mu świadczenia socjalne dostępne obywatelom Kanady. Jednocześnie istniejące przepisy pozwalają uciekinierom lub osobom posiadającym prawo stałego pobytu, które zostały ukarane za przestępstwo czy też mają

XXXVII

ZAGRANICA powiązania z terrorystami, na odwołanie się od decyzji urzędu imigracyjnego w przypadku wydania nakazu deportacji. Procedura ta z reguły trwa kilka lat. Nawet jeśli sąd zatwierdzi nakaz deportacji, bardzo często osoby te pozostają w Kanadzie nielegalnie. Policja bowiem nie ma dostatecznych sił i środków, aby je ścigać. Zdarzają się również przypadki, że osoby kilkakrotnie deportowane z Kanady wracają pod fałszywym nazwiskiem i z czasem stają się obywatelami.

Kanada plantacji Wracając zaś do narkotyków, to i tu widać brak współdziałania Kanadyjczyków i Amerykanów. Podczas gdy w USA narkobiznesowi wydano bezpardonową wojnę, to w Kraju Klonowego Liścia prawo jest mniej surowe więc i ryzyko związane z paraniem się handlem narkotykami jest mniejsze. Kontrabanda z północy na południe rozwija się zatem coraz bardziej. Kolumbia Brytyjska, uchodząca do niedawna za najspokojniejszą prowincję Kanady, powoli traci swą reputację. W ostatnich dwóch latach drastycznie wzrosła tam ilość morderstw, co policyjni eksperci łączą z wojną gangów dążących do opanowania narkotykowego rynku. Ta fala przemocy także przemieszcza się na południe. W Seattle, mieście mającym jeden z najniższych wskaźników przestępczości w USA, już teraz wyczuwa się atmosferę Miami sprzed lat – z okresu, gdy nie upodobali sobie tego miasta na Florydzie szefowie kolumbijskich karteli narkotykowych. To cisza przed burzą, bo wzdłuż międzystanowej autostrady nr 5 spływają z Kanady poprzez Seattle do wielkich miast zachodniego wybrzeża ogromne ilości narkotyków i pieniędzy. Inspektor Paul Nadeau z Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej, odpowiedzialny za koordynację antynarkotykowych działań w Kolumbii Brytyjskiej, szacuje, że tylko w tej jednej prowincji corocznie działa 20 tys. plantacji „pąków z BC”, wytwarzających 1,8 mln kilogramów marihuany. I blisko połowa tego „prochu” – a więc jakieś 900 ton – jest szmuglowana do USA. „Pąki z BC” wyrastają w domowych szklarniach wyposażonych w urządzenia wentylacyjne i nawadniające, z własnymi źródłami ciepła i światła. Największa

XXXVIII

z takich plantacji mieściła się w... starym browarze w Barrie w prowincji Ontario. „Plantatorzy” sięgają po najnowsze osiągnięcia nauk rolniczych i korzystając z hydroponicznych technik uprawy, sprawiają, że „marihuanowe żniwa” trwają u nich przez okrągły rok. Jakość kanadyjskich „pąków z BC” jest o wiele lepsza niż „zielska” pochodzącego z Meksyku i innych krajów. Nic zatem dziwnego, że wśród ulicznych klientów cieszą się one wręcz kultową reputacją. Ma to zresztą swoje odzwierciedlenie w cenie. Już w Seattle na 1 funta (ok. 0,45 kg) BC buda

trzeba wydać 3000 dolarów. Kiedy narkotyk trafi do kalifornijskich aglomeracji, jego cena wzrasta do 3500 dolarów, a dalej na południe jest jeszcze wyższa. Tymczasem marihuana przeszmuglowana zza południowej granicy jest sprzedawana w cenie 400-1000 dolarów za funt.

Walka z wiatrakami To, że pogranicze kanadyjskie stało się drugim frontem narkotykowej wojny, rozwścieczyło Amerykanów. W jeszcze większy szał wpadają oni jednak, słysząc plany Ottawy dotyczące dekryminalizacji prywatnego posiadania marihuany oraz zmniejszenia kar grożących plantatorom tego zielska. Kanadyjskie sądy w tej kwestii są bardzo łagodne. O ile jeszcze w 1997 roku kary więzienia ordynowano co piątemu aresztowanemu właścicielowi poletka z marihuaną, to już w 2004 roku za kratkami lądowało zaledwie 8 proc. ujętych nielegalnych plantatorów. Surowiej traktowani są jedynie szmuglerzy, którzy wywożąc z Kanady marihuanę, zabierają w drogę powrotną kokainę, cieszącą się większym wzięciem na północnym rynku. Zwalczanie przemytu narkotyków idzie bardzo opieszale. Po atakach

z 11 września wydatki na sprzęt i szkolenie funkcjonariuszy podwojono, ba! – wręcz potrojono. Na północno-zachodnich rubieżach USA agenci DEA kontrolują teren z wody, powietrza i lądu. Efekt jest widoczny. O ile w 1998 roku w okolicach mieściny Blaine przechwycono zaledwie 4 tys. funtów marihuany, to sześć lat później w ręce funkcjonariuszy wpadło 20,5 tys. funtów „pąków z BC” o czarnorynkowej wartości 60 mln dolarów. Takich spektakularnych sukcesów jest niewiele. Może także dlatego, że wśród samych stróżów prawa znajdują się ludzie parający się przemytem. W ubiegłym tygodniu aresztowano kilkunastu członków kanadyjskiej straży granicznej z Québecu i Nowego Brunszwiku, którzy dorabiali sobie szmuglem kokainy. Na szczęście oficerowie Królewskiej Konnej przemycający „białą śmierć” to tylko niechlubne wyjątki. Wbrew obiegowym opiniom, nie zajmują się tym także motocyklowe gangi Aniołów Piekieł. Wyspecjalizowali się w tej dziedzinie Wietnamczycy i inni imigranci z południowej Azji, a przedstawiciele hinduskiej społeczności w Kanadzie ochoczo wypełniają niszę transportowców nielegalnych konwojów. Ryzyko się opłaca. Zarabiają sporo forsy. Przyłapane w USA narkotykowe „mrówy” z kanadyjskim obywatelstwem lądują w amerykańskim więzieniu, ale już po roku mogą wystąpić z prośbą o odbycie reszty kary w ojczystych zakładach karnych. Na ogół takie petycje rozpatruje się pozytywnie, choć wszyscy dobrze zdają sobie sprawę z tego, że w rzeczywistości to koniec odsiadki. Bo w USA i Kanadzie są odmienne systemy prawne i na północy za przemyt i handel narkotykami karze się łagodniej.

Mur głupoty Ta zabawa w kotka i myszkę tak obmierzła niektórym z antynarkotykowych brygad w USA, że postulują one, by także na północy wznieść solidny mur graniczny. Ciekawe, jak sobie to wyobrażają. Ogrodzona granica z Meksykiem jest dziurawa jak sito, a tysiące Latynosów przedostaje się, jak chce, i z czym chce, do wymarzonego ziemskiego raju. Granica z Kanadą jest prawie trzy razy dłuższa i miejscami prowadzi przez tak niedostępne tereny, że budowa płotów, ogrodzeń i fortyfikacji byłaby bezużytecznym wyrzuceniem dolarów w błoto. Głupota. Ale czy tak całkowicie nierealna? Nie takie chore pomysły realizowano, byleby tylko wyłudzić pieniądze z kieszeni podatnika. OLGIERD DOMINO

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA ROSJA

Dwaj Wachtangowie Ten pierwszy z nich, starszy, to bon vivant, bywalec najlepszych salonów w Związku Sowieckim, znany i przeważnie lubiany we wszystkich krajach, które pozostały po Bolszewii. Drugi ma tylko przeciętnej wielkości grono znajomych, skupionych przeważnie w syberyjskim Barnaule (mimochodem wypada zauważyć, że po pierwszym tygodniu bieżącego miesiąca grono to widocznie zeszczuplało). Obu zaś łączy to samo prastare królewskie imię Wachtang, które zdradza ich gruzińską narodowość.

W

achtang Kikabidze jest gwiazdą rosyjskiej estrady. Stuknęła mu wprawdzie siedemdziesiątka, ale nadal żwawo pląsa po scenie i nieprzerwanie udaje się w trasy koncertowe – zaliczył bodajże wszystkie kontynenty. Podobno zresztą dla niektórych synów Kaukazu ósmy krzyżyk na karku oznacza dopiero siłę wieku. Niektóre role Kikabidze to już na Wschodzie niemal klasyka, zwłaszcza te z filmów „Mimino” i „Melodie kwartału weryjskiego”. Aktor jeszcze w czasach sowieckich, hołubiony przez ówczesną władzę, zawarł wiele przyjaźni z innymi wybitnymi artystami sceny. Szczególnie zażyła drużba łączyła rozśpiewanego Gruzina z jego rówieśnikiem Józefem Kobzonem. No i ostatnio ta idylla skończyła się. Kobzon popularnością w Rosji góruje nad Kikabidze. W tym roku mija pół wieku jego kariery artystycznej, od początku której występuje – i pokazuje się publicznie – niezmiennie w peruce (dość ekstrawagancki model ze swojej kolekcji sztucz-

nego uwłosienia czaszki zaprezentował na festiwalu w Sopocie w 1964 roku). Jest zapraszany na prestiżowe koncerty z okazji rosyjskich świąt państwowych. Spośród wielu jego osiągnięć piosenkarskich wybija się wykonanie utworów do słynnego filmu „Siedemnaście mgnień wiosny”. Kobzon był członkiem partii bolszewickiej niemal do jej końca, a od upadku ZSRS angażuje się bardzo aktywnie w życie polityczne Rosji. Od wielu lat jest stałym deputowanym do Dumy z Agińsko-Buriackiego Okręgu Autonomicznego, mikroskopijnej jednostki administracyjnej położonej za Bajkałem, którą dwa razy do roku odwiedza prywatnym odrzutowcem przywożąc różne dary – i w ten sposób zapewnia sobie niemal stuprocentowe poparcie w kolejnych wyborach. Kobzon kreuje się na patriotę i państwowca całą gębą, ale kiedyś otwarcie zarzucano mu kontakty z mafią. Z tego powodu od wielu lat nie może otrzymać wizy amerykańskiej. Kobzon, który ongiś z zaangażowaniem wykonywał pieśni sławiące komunizm, Lenina czy Komsomoł, obecnie przerzucił się na repertuar gloryfikujący Rosję Putina. Kilkakrotnie koncertował dla żołnierzy federalnych w Czeczenii (wcześniej „niósł kulturę” czerwonoarmistom w Afganistanie). Ciekawe, że podobne zaangażowanie w dzieło kształtowania patriotyzmu rosyjskiego wykazuje od dobrych 10 lat również znany bard Aleksander Rosenbaum, który – podobnie jak Kobzon – należy do nacji od czasu do czasu określanej przez część komunistycznej wierchuszki, nie tylko zresztą w Sowietach, jako kosmopolityczna. W przypadku Kobzona tylko raz jego pochodzenie zakłóciło mu karierę sceniczną: w 1982 roku omal nie pozbawiono go biletu partyjnego za odśpiewanie (m.in. przed delegacją arabską) „Hawa Nagila” podczas uroczystego przyjęcia w Moskwie. No ale wróćmy do Kikabidze. Kilka dni

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

po wybuchu wojny z Gruzją publicznie odmówił on przyjęcia Orderu Przyjaźni, którym odznaczył go rosyjski prezydent (ostatnio rosyjscy dziennikarze piszą o swoim przywódcy „Prezydent” – wielką literą; w zasadzie konsekwencja wymagałaby, aby w takim razie słowo „premier” w odniesieniu do Putina składać wersalikami). Rosyjscy koledzy piosenkarza, według moskiewskich mediów, „nie mogli pozytywnie ocenić tego postępku”. Pierwszym, który wyraził swoje zdanie w tej kwestii, był właśnie Józef Kobzon. Na konferencji prasowej poświęconej festiwalowi „Pięć Gwiazd” w Soczi (Gruzja wycofała się z udziału w tym międzynarodowym konkursie młodych talentów) powiedział on głosem drżącym z emocji czy też powściąganej pasji: – Przykro mi, że mój przyjaciel, kolega, znakomity artysta Wachtang Kikabidze, czyli po prostu Buba, po gruzińskiej i południowoosetyjskiej tragedii odmówił przyjęcia odznaczenia i zerwał swoje występy w Rosji – powiedział Józef Kobzon, a jego głos drżał z emocji. – A przecież w najcięższe lata, gdy na początku ostatniej dekady zeszłego wieku, kiedy odradzała się nowa Rosja, a Gruzja konała pod uciskiem Zwiada Gamsachurdii, Buba mieszkał w Rosji. Rosja go kochała i nadal kocha, Rosja go karmiła, umożliwiała pracę i zarabianie pieniędzy. No i jak tak można obrażać się na nas – tych, co cię pokochali... Jak wiemy z własnej historii, też byliśmy przez Rosję – a zwłaszcza jej sowiecką inkarnację – bardzo kochani. A Gamsachurdia przez obecne władze w Tbilisi oraz większą część Gruzinów uważany jest za bohatera narodowego. Kikabidze, który od początku konfliktu był po tamtej (z punktu widzenia Moskwy) stronie barykady, odpowiedział Kobzonowi natychmias, komentując jego wypowiedź: – Po co się mądrzy! Niech RYS. SERGIUSZ JOŁKIN

WOJCIECH GRZELAK

XXXIX

ZAGRANICA

RYS. SERGIUSZ JOŁKIN

tu sam przyjedzie i wtedy zrozumie, że mam rację. Bardzo łatwo mówić o sprawach, o jakich nie ma się pojęcia. Jakie on ma prawo twierdzić, że słuszność nie jest po mojej stronie? Nie, ja na nikogo się nie gniewam. Mój gniew wywołuje to, co dzieje się w moim kraju. Dziennikarze rosyjscy rozdzierają szaty nad tą „kolejną tragedią wojny” i donoszą, że „wspólni znajomi Kikabidze i Kobzona mogą tylko bezsilnie obserwować, jak kończy się przyjaźń dwóch wspaniałych artystów”. – Nie mogę odpowiadać za Kobzona. On sam wszystko powiedział na konferencji prasowej – stwierdził Jerzy Aksiuta, dyrektor muzyczny pierwszego kanału telewizji rosyjskiej, próbujący odegrać funkcję rozjemcy w tym sporze. – Rzeczywiście, trudno zrozumieć, dlaczego wybitny aktor Wachtang Kikabidze, wielki człowiek – mówię o tym bez przesady – odwrócił się od Rosji. Przecież dla niego Rosja to druga ojczyzna. Tyle lat przeżył w naszym kraju, jest u nas tak bardzo lubiany. Należy zrozumieć, że politycy przychodzą i odchodzą, a przyjaźń i naród zostają. Czas pokaże. Podzielam w pełni zdanie Józefa Kobzona. Według mnie, nie należy rezygnować z takich nagród. Nie mam jednak prawa mówić tego tak wielkiemu człowiekowi. Bardzo trudno wypowiadać się w tej sprawie. Zbyt wiele emocji. Drugiego Wachtanga trudno nazwać typowym Gruzinem. Rzecz nawet nie w tym, że jego rodzina od trzech pokoleń żyje na Syberii. Wachtang z Barnaułu nie odróżni kindzmarauli od chwanczkary (oba te gatunki wina są czerwone i półsłodkie, sam naturalnie też ich nie rozróżnię, chyba że po napisach na butelkach – ale syn Kolchidy powinien). Nie wzrusza go też specjalnie klasyczny sowiecki film Rezo Czcheidze „Ojciec żołnierza” – wojenna opowieść o starym Gruzinie, który w poszukiwaniu syna wstąpił do armii i dotarł z nią aż do Berlina. Jest tam chwytająca za serce scena, kiedy czołg z czerwoną gwiazdą tratuje jakiś ogródek nad Szprewą. Tytułowy ojciec żołnierza własną piersią wówczas osłania wątłą krzewinkę winorośli i głaszcze ją czule. Ale syberyjski Wachtang ponad produkty winnego moszczu przedkłada bardziej krzepkie trunki, wyrabiane ze zbóż – rozpoczyna dzień od szklaneczki wódki. Po tym, gdy czołowe miejsca w doniesieniach agencyj-

XL

czego zaraz po wybuchu wojny rosyjskogruzińskiej mieszkający na terytorium Federacji jego rodacy (a raczej ich samozwańczy liderzy) pospieszyli z hołdowniczymi zapewnieniami wobec władz kremlowskich, że konflikt ten jest nikomu – a im przede wszystkim – niepotrzebny. – Wiem, że mają oni w Rosji różne interesy – przyznaje. – Ale po co zaraz płaszczyć się przed tymi, co zabijają tam naszych braci? – Mam tu znajomego, Osetyjczyka – opowiada Wachtang. – Kiedyś kłóciłem się z nim na bazarze. Nie o sprawy polityczne czy narodowe – chodziło o kurtkę, którą mi sprzedał i zraz potem zepsuł się w niej zamek. Rozmawialiśmy podniesionymi głosami, po naszemu. Obok przechodził jakiś Ruski i splunął z pogardą na nasz widok: Cholerne chaczyki! – powiedział. Chaczykami nazywają kpiąco w Rosji przybyszów z Kaukazu, od wziętego z ich języka słowa chacz (jeść). – Idzie o to, że wrzucił mnie z tym Osetyjczykiem do jednego worka – mówi Wachtang. – Ja się za to prawie nie obrażam, ale po co w takim razie Rosjanie dlatego, że wolny żyje wysoko w górach? trąbią o swojej pomocy dla Osetii? Tak – Nie, ale nos ma cudowny...), lubi opy- naprawdę Osetyjczycy, Gruzini, Czeczechać się czurczchełą (narodowym dese- ni czy Kazachowie to dla nich to samo rem), toast wygłasza – „czarne zadki”, przez pół godziny jak nas przezywają, i pięknie śpiewa podludzie po proprzebój kaukaski stu, których, gdy „Czita drita”, brapotrzeba, przestawurowo wystukując wia się jak pionki: rytm wskazującydziś ci nam są pomi palcami o kant trzebni, jutro tamci. stołu. U początków Ale szczerej przynaszej znajomości jaźni nie ma w tym zaproponowałem za grosz. Podobnie Wachtangowi wachjak w rosyjskich retanguri, czyli grulacjach o przyczyziński bruderszaft nach i przebiegu (żadna to sztuka walk w Osetii. dla Polaka wychoPonad połowa Rowanego na serialu sjan – jak podają „Czterej pancerni i źródła z Moskwy – pies”). Nie udało mi uważa, że wojna z się jednak wyjaśnić Gruzją została sprozwiązku imienia wokowana przez mojego współbie- Nina Dżikija, córka Stany Zjednoczosiadnika z nazwą syberyjskiego Gruzina ne. Niemała część tego rytuału. W lomieszkańców Fekalu, gdzie przeszliśmy na „ty”, na ścianie deracji Rosyjskiej (zarówno wierzących wisiała wielka mapa Rosji i – siłą rzeczy w sprawstwo amerykańskie, jak i w to nie – kilku przylegających do niej państewek, wierzących) wyznaje pogląd, iż konflikt które zmieściły się w całości na prostokąt- rzeczywiście jest rezultatem prowokacji, nym arkuszu. Wachtang popatrzył na nią i ale... rosyjskiej. Ich zdaniem, to Rosja sprozauważył: – Gruzja jest malutka, a ludzi w wokowała Gruzinów – swoim długoletniej wielu. Rosja jest wielka i pusta. Może nim brakiem stanowczej reakcji w sprawie Rosjanie posunęliby się trochę? Osetii Południowej. Wachtang z Barnaułu nie rozumie, dlaWOJCIECH GRZELAK nych zajęły wypadki na Kaukazie – nawet dwóch szklaneczek. W ogóle jednak Wachtang barnaulski odznacza się charakterystyczną gruzińską urodą (zupełnie jak w anegdocie: pytają Gruzina, jaki ptak jest najpiękniejszy. – Orzeł, rzecz jasna – odpowiada. – Czy

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ZAGRANICA UKRAINA

Czy wierni utracą kościoły? ANTONI MAK

Pomimo iż formalnie Ukraina aspiruje do struktur zachodnioeuropejskich, a niektórzy jej politycy uważają, że już jest gotowa, by do nich przystąpić, w wielu dziedzinach sytuacja jest de facto zupełnie inna. Z ogromnym pietyzmem konserwowane jest stare, sowieckie ustawodawstwo, gwałcące podstawowe prawa człowieka, a zwłaszcza prawo własności. Tak jest m.in. w zakresie prawa wyznaniowego, a szczególnie tych jego paragrafów, które regulują działalność Kościoła katolickiego na Ukrainie. Mają one w dalszym ciągu represyjny i reglamentujący charakter.

N

a podstawie przepisów ukraińskiego prawa świątynie zbudowane w minionych wiekach przez wiernych i odzyskane przez nich po upadku Związku Sowieckiego formalnie dalej stanowią własność państwa i wierni, by z nich korzystać, muszą płacić czynsz. Uiszczają go także wspólnoty wiernych, które wzniosły nowe świątynie. Zbudowały je bowiem na gruncie należącym do państwa, które wydzieliło im działki i oddało je w wieczystą dzierżawę na 49 lat. Jeszcze bardziej skomplikowana jest sytuacja parafii, które użytkują obiekty zabytkowe, znajdujące się na terenie tzw. rezerwatów architektonicznych, funkcjonujących na terenie zabytkowych miasteczek typu Korzec, Ostróg, Włodzimierz Wołyński, Łuck itp. Tam wierni nie mają nic do powiedzenia. Każde ich działanie w stosunku do własnej świątyni polegające na wbiciu gwoździa czy załataniu dziury w dachu musi być uzgodnione z władzami na wielu szczeblach.

Praktycznie rzecz biorąc, katolicy na nie. Dla niewielkiej, złożonej z 300 wierkażdym kroku mogą odczuć, że nie są nych wspólnoty w Ostrogu jest to kwota gospodarzami w świątyń, a tylko z łaski astronomiczna – tym bardziej że musi ona państwa ich użytkownikami. Odczuwa- jeszcze ponosić inne opłaty, m.in. za koją to bardzo boleśnie, czując się ludźmi rzystanie z energii elektrycznej, która dla i wierzącymi drugiej kategorii. Podobne wspólnot kościelnych jest kilkakrotnie obostrzenia władze ukraińskie stosują droższa niż dla ludności cywilnej. Parafie jeszcze tylko wobec bapkatolickie są bowiem traktowane jako organizacje tystów... komercyjne, a nie np. chaRozgoryczenie wiernych rytatywne... jest tym większe, że władze W opinii wiernych, traktują ich wspólnoty jako zwłaszcza tych najstarkomercyjne źródło uzupełszych, „czynszowa poliniania lokalnych budżetów tyka” władz ukraińskich i stale podnoszą czynsz za jest kontynuacją działań użytkowanie świątyń. Nie władz sowieckich. Te jest wykluczone, że na ich kształtowanie ma wpływ ostatnie, chcąc zabrać także opinia lokalnych wiernym świątynię, nainstancji Służby Bezpiekładały na parafię coraz czeństwa Ukrainy, która w wyższe podatki, a gdy ta dalszym ciągu z olbrzymią nie była w stanie ich uiszpieczołowitością nadzoruczać, państwo zabierało je i inwigiluje wspólnoty świątynię, tłumacząc, że Kościół kościelne, traktując jako wierni nie są w stanie jej zagrożenie dla bezpieczeń- Wniebowzięcia utrzymać. Obecnie np. stwa Ukrainy. Wniosek Najświętszej władze miejskie Ostroga taki można jednoznacznie Maryi Panny grożą parafii ks. Kowawysunąć z analizy podwy- w Ostrogu lowa sądem, jeżeli nie żek czynszów w określobędzie uiszczać podwyżnych wspólnotach. Wszęszonego czynszu. Można dzie tam, gdzie proboszczem jest ksiądz, się domyślać, że ten, zgodnie z obowiąktóry dba o zachowanie jej polskich ko- zującym ustawodawstwem, każe zabrać rzeni i nie ukrainizuje w przyspieszonym wiernym klucze od kościoła i zabronić trybie miejscowych wiernych, wspólnota jego używania. Jest to tym pewniejsze, płaci coraz wyższy czynsz. Jako przykład że tamtejsze władze wszystkich szczebli może służyć tutaj parafia p.w. Wniebo- działają pod presją środowisk postbanwzięcia Najświętszej Maryi Panny w derowskich, rządzących de facto na RóOstrogu. Jej proboszczem jest ks. Witold wieńszczyźnie. Polscy politycy znają problem, ale choKowalow, który od kilkunastu lat zajmuje się działalnością wydawniczą ewident- wają głowy w piasek. Uważają, że sprawa nie służącą podtrzymywaniu polskości w nie powinna zakłócać stosunków polskoOstrogu, a także związków tego miasta z ukraińskich. Ich oświadczenia są z uwagą Polską. Przy jego parafii działa też towa- śledzone przez ukraińskich nacjonalistów, rzystwo polskie. Od początku duchowny traktujących je jako ciche przyzwolenie znajduje się pod czułym okiem SBU i Warszawy na przykręcanie śruby katomiał z tego tytułu rozliczne kłopoty. Cała likom, które ma doprowadzić do ukrajego posługa jest ciągłą szarpaniną z wła- inizacji polskich środowisk na Ukrainie. dzami, które stale dążą do ograniczenia Taki jest bowiem zasadniczy cel działań praw wiernych w Ostrogu. W ciągu ostat- ukraińskich nacjonalistów. Realizują go nich kilku lat 10-krotnie zwiększono mu bardzo konsekwentnie. Wskutek postawy opłatę za ziemię, na której stoi świątynia. Warszawy odnoszą niestety coraz większe Jeszcze trzy lata temu jego parafia płaciła sukcesy. Ta bowiem bezkrytycznie toruje 107 hrywien miesięcznie, a obecnie płaci im drogę na europejskie salony, nie żąda1000 hrywien, czyli 12 tys. hrywien rocz- jąc nic w zamian.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

XLI

POSTĘPY POSTĘPU Ę Sąd Najwyższy Nepalu nakazał cznej i podzapewnienie opieki medycznej stawowego wykształcenia dziewczynkom czczonym jako „żyjące boginie” – inkarnacje bogini Taledżu. Wg nepalewczynki skiej tradycji, kilkuletnie dziewczynki szczane w zabierane są z domów i umieszczane świątyniach, gdzie pozostają do okresu ą, że tradydojrzewania. Krytycy uważają, wia, że cja łamie prawa dzieci i sprawia, po powrocie do swoich rodzinn nie są one przygotowane do normalnego życia. Włoskie gazety nazwały atem tegoroczne wakacje w Italii „latem strzów, zakazów”. Zarządzenia burmistrzów, ie którzy zyskali ostatnio szerokie usza Beruprawnienia od rządu p.Sylwiusza nie: lusconiego, budzą co najmniej zdziwien zdziwienie: ażą np. na Capri za noszenie bikinii poza pla plażą ości Eraclea Eracleea grozi grzywna, a w miejscowości koło Wenecji zabronione jest budowanie zamków z piasku. Do 500 €uro kary mogą natomiast zapłacić osoby publicznie okazujące sobie uczucia w miasteczku Eboli w Kampanii. W leżącym w Toskanii Forte dei Marmi w weekend nie wolno kosić trawy, a w centrum Lukki zabrania się karmienia gołębi. W nocy w parkach Novary (północno-zachodnia część kraju) nie mogą przebywać grupy więcej niż dwuosobowe. Burmistrz Vicenzy przyrzekł jednak, że zniesie zakaz leżenia na trawniku w parku! Rząd indyjskiego stanu Bihar już wie, jak przeciwdziałać skutkom rosnących cen żywności i jednocześnie uratować zbiory zboża. Władze zaleciły obywatelom jedzenie... szczurów, których mięso – zdaniem tamtejszego departamentu pomocy społecznej – jest zdrową alternatywą dla kosztownego ryżu czy zboża. W planach jest nawet wprowadzenie szczurzego mięsa do menu w restauracjach. Według oficjalnych danych, szczury zjadają niemal 50% indyjskiego zboża znajdującego się na polach i w magazynach. Dwóch studentów z Kolonii stworzyło w internecie wyszukiwarkę toalet publicznych w Niemczech dla wszystkich, którzy są w pilnej potrzebie. Na portalu www.lootogo.de uwzględniono już blisko tysiąc ubikacji w całym kraju. Użytkownik musi napisać w wyszukiwarce, gdzie się znajduje – np. „BerlinAlexanderplatz” – a na mapie pojawiają się kolorowe żarówki w miejscu toalet. Portal klasyfikuje też przybytki pod względem higieny, czasu oczekiwania

XLII

przed kabiną wyposażenia np. np i wyposażenia, w papier toaletowy. Z wyszukiwarki korzysta ponoć około 500 osób dziennie. Na stronę można wejść także przy użyciu telefonu komórkowego. JKW Karol, książę Walii, ostrzega, że masowe upowszechnienie organizmów genetycznie zmodyfikowanych (GMO) pociąga za sobą ryzyko wywołania największej w świecie katastrofy ekologicznej. Jego zdaniem, skutkiem uzależnienia się od wielkich korporacji w produkcji żywności będzie zupełna katastrofa – ziemia uprawna zostanie zniszczona przez eksperymenty, a tym samym zabraknie żywności w przyszłości. Zdaniem mediów, TVP1 popełniła dużą niezręczność, pokazując w ub. sobotę wieczorem film o morderczym huraganie. Dzień wcześniej trąby powietrzne spustoszyły wiele wiosek w południowej i środkowej Polsce. Widok szalejącego żywiołu, roznoszonych w perzynę domów i przerażonych ludzi szukających schronienia w piwnicach mógł tylko pogłębić traumę, jaką przeżyli dzień wcześniej mieszkańcy spustoszonych miejscowości. Gdynia znajdzie się na planszy popularnej gry „Monopoly”. Miasto wywalczyło sobie ten przywilej w głosowaniu internetowym. Na planszy, która ukaże się jesienią, znajdą się też m.in.: Montreal, Paryż, Jerozolima, Pekin, Londyn, Nowy Jork, Rzym, Ateny i Tokio. „Monopoly” w nowej wersji ma być sprzedawana w ponad 50 krajach całego świata. Władze miasta uważają to za doskonałą promocję.

Iracki odłam All-Qaidy zabrania ko obietom ku upować... ogórki oraz z inne warzywa o su ugestywnym kształc cie. P. Hamid al-Haje es z sunnickiej starszy yzny plemiennej twierd dzi, że widział także, jak bojownicy tej org ganizacji zaszla achtowali kozę tylk ko dlatego, że zw wierzę miało nie eosłonięte genitalia i ogon zadarty do gór y. Islamiści uznali to za obrazoburstwo. o Nie można także kupować lodów – bo nie istniały one w czasach Mahometa – oraz prowadzić salonów fryzjerskich i sklepów kosmetycznych. Podczas Narodowego Szczytu Czystej Energii, który odbył się w stanie Newada, p.Michał Bloomberg, burmistrz Nowego Jorku, przedstawił plan rozwoju energetyki odnawialnej dla swego miasta. Zakłada on umiejscowienie turbin elektrowni wiatrowych na dachach drapaczy chmur i na mostach oraz przewiduje wykorzystanie innych źródeł energii odnawialnej, takich jak baterie słoneczne, fale morskie i energia geotermalna. Celnicy chińscy skonfiskowali czterem Amerykanom 315 egzemplarzy Biblii po chińsku. Brazylijscy hakerzy włamali się na stronę internetową narodowego komitetu olimpijskiego, aby zademonstrować swoje niezadowolenie ze słabych wyników reprezentacji swego kraju na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie – i zamienili zawartość witryny komitetu na kilka krytycznych haseł dotyczących osiągnięć brazylijskich sportowców, takich jak: „Brazylia jest na olimpiadzie beznadziejna”. Spowodowało to zamknięcie strony internetowej na kilka godzin. Hierarchowie Kościoła koptyjskiego i muzułmańscy ulemowie skrytykowali decyzję Egipskiego Związku Lekarzy,

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

POSTĘPY POSTĘPU zabraniającą przeszczepów organów między chrześcijanami a muzułmanami. Koptowie stanowią ok. 10% spośród 76-milionowej ludności Egiptu. Za złamanie zakazu lekarz ma być karany przez związek. Ma to chronić biednych muzułmanów i bogatych chrześcijan, którzy kupują od nich organy. Zakaz postanowiła zaskarżyć przed sądem w Kairze egipska organizacja zajmująca się prawami człowieka. Wg badań amerykańskich naukowców, gry wideo zdecydowanie poprawiają zręczność chirurgów w trakcie operacji. Grający lekarze są nawet zręczniejsi niż ich bardziej doświadczeni zawodowo koledzy, którzy nie grają. Chirurdzy, którzy przed wykonaniem zabiegu spędzili przynajmniej trzy godziny, grając w takie gry, popełnili o 37% mniej błędów, byli o 27% szybsi i uzyskali o 42% lepsze rezultaty niż ich nie grający koledzy. Wg „The Guardian”, w latach 19902006 Szwecja zmniejszyła ilość emitowanego CO2 o 9%, a udział energii odnawialnej w całkowitym bilansie energetycznym wynosi już 43%. W 2005 r. w szwedzkim zielonym sektorze zanotowano całkowity obrót w wysokości 20 mld funtów, wypracowany przez 90 tys. osób. Nowozelandzki rząd Partii Pracy wyasygnował 25 mln NZ$ na ochronę zagrożonego gatunku ślimaków. Zgodnie z wymogami unijnymi, opakowania farmaceutyczne muszą posiadać komunikaty zapisane w języku Braille’a. Producenci mają czas na dostosowanie się do zmian w ustawodawstwie do końca przyszłego roku. P. Reza Taghipour, szef irańskiej agencji kosmicznej, poinformował, że przed 2010 r. Iran planuje wynieść na orbitę kilka krajowych satelitów. Irańska państwowa agencja informacyjna IRNA ogłosiła, że irańska rakieta nośna Safir pomyślnie umieściła na orbicie pierwszego zbudowanego w kraju satelitę o nazwie Omid (Nadzieja). Stopa inflacji w Zimbabwe bije kolejne rekordy. W czerwcu br. wzrosła do 11,27 mln procent (z 2,2 mln w maju) i jest najwyższa na świecie. Wódz szczepu Kapiraya z Irianu Zachodniego (Indonezja) złożył w sądzie pozew przeciwko spółce Freeport, amerykańskiemu gigantowi przemysłu

wydobywczego, w którym domaga się od firmy odszkodowania za spowodowanie katastrofalnych szkód dla środowiska. P. Fabianus twierdzi, że szkody ekologiczne są znacznie większe od tych, które koncern podał do wiadomości publicznej. Nieznani sprawcy zniszczyli w Berlinie pomnik poświęcony pamięci homoseksualnych ofiar nazizmu. Monument w postaci pięciometrowego betonowego bloku, mającego symbolizować mur obozowy, z małym oknem, wewnątrz którego

Zapas perfum na sześć do ośmiu miesięcy kosztuje 114 tys. dolarów. Miejscowi, którzy wcześniej się skarżyli, twierdzą, że nastąpiła poprawa. Obrońcy środowiska nie są jednak zachwyceni. Bureau of Vigilance Against Anti-Semitism, francuska organizacja zajmująca się walką z antysemityzmem, złożyło pozew do sądu przeciwko serwisowi Dailymotion, który na swych serwerach ma klip wideo obrażający Żydów. Po odkryciu, że to samo nagranie dostępne jest również na YouTube, przedstawiciele BVAAS poinformowali, że właściciele tego serwisu także mogą spodziewać się wezwania do sądu.

W mieście Mount Isa w Australii, zamieszkanym przez 21.421 mieszkańców, jest tylko 819 kobiet w wieku 20-24 lat. Burmistrz, p.Jan Molony, zaprasza więc za pośrednictwem miejscowej prasy nawet niezbyt urodziwe panny do zamieszkania w tym miasteczku. W Mount Isa, położonym 1829 km od Brisbane, znajduje się jedna z największych kopalń na świecie. znajduje się ekran wyświetlający obraz całujących się mężczyzn, stoi w stolicy Niemiec od około trzech miesięcy. Tysiące homosiów wzięło udział w proteście w indyjskim Bombaju. Domagali się oni przeprosin od rządu brytyjskiego za wprowadzenie w czasach kolonialnych przepisów, które karzą za stosunki homoseksualne. Aktualny indyjski kodeks karny penalizuje „nienaturalne zachowania seksualne”. Władze Bombaju wymyśliły doraźny sposób na śmierdzące wysypiska śmieci – rozpylają nad nimi... perfumy. Ziołowe aromaty są rozpylane niemal codziennie.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Ok. 800 pracownic fabryki bielizny firmy Triumph w Bang Phli (Tajlandia) wzięło udział w proteście przeciw zwolnieniu p.Jitry Kongdej, szefowej ich związku zawodowego, za działanie na szkodę wizerunku firmy. Demonstrujące panie obrzuciły budynek zarządu... stanikami. Trzech szwedzkich licealistów wygrało konkurs w

ramach rządowej inicjatywy wspierającej w Szwecji rozwój przedsiębiorczości wśród młodzieży. Założyli firmę sprzedającą majtki z... kieszonką na kondomy. Licealiści dla swojego projektu pozyskali wsparcie Szwedzkiego Towarzystwa Edukacji Seksualnej, które dostarcza za darmo po pięć prezerwatyw do każdej wyprodukowanej przez firmę pary majtek.

Jedna z najbardziej ruchliwych stacji tokijskiego metra została niemal całkowicie sparaliżowana podczas porannego szczytu. Powodem była małpa, która nie wiadomo skąd pojawiła się na stacji i z ciekawością obserwowała pasażerów, siedząc na górnej krawędzi tablicy przyjazdów i odjazdów.

Rosyjska milicja drogowa apeluje do kobiet, aby nie siadały za kierownicą w minispódniczkach i w butach na wysokich obcasach, bo taki ubiór przeszkadza w prowadzeniu samochodów. Milicja drogowa w Krasnojarsku na Syberii jest zaniepokojona wzrostem liczby wypadków drogowych z udziałem kobiet.

XLIII

ZAGRANICA

Aksamitna nazistowska okupacja Europy Zachodniej JAN BODAKOWSKI

Polacy swoją wizję niemieckiej okupacji zbudowali na dramatycznych doświadczeniach swych rodaków pod okupacją Niemiecką. Doświadczonych niemieckim terrorem Polaków gorszą pełne humoru filmy, których akcja dzieje się w Europie Zachodniej okupowanej przez Niemców (doskonałym tego przykładem są reakcje polskich kombatantów na brytyjski serial komediowy „Allo, allo”).

W

rzeczywistości okupacja Europy Zachodniej nie była tak dotkliwa dla Europejczyków jak dla Polaków okupacja Polski (zapewne też dlatego zachodnia Europa nie rozumie polskich uprzedzeń wobec dominacji niemieckiej). Okupacja zachodniej Europy pokazuje też, w jakiej pogardzie Niemcy mieli (i zapewne dalej mają) Polaków.

Dania W 1940 roku rozpoczęła się okupacja Danii. Okupacja ta miała bardzo łagodny przebieg. Niemcy zachowali duńską armie, instytucje państwowe, demokratycznie wybrany parlament, władzę króla. Pod okupacją niemiecką w 1943 roku miały miejsce demokratyczne wybory, zwyciężyła koalicja konserwatystów, liberałów i socjaldemokratów. Mimo okupacji Dania prowadziła politykę niezależną od Niemiec. Dopiero w połowie 1943 roku Niemcy wprowadzili stan wojenny, uwięzili króla, rozwiązali parlament i rozbroili wojsko. W 1944 roku Niemcy rozbroili policję duńską. Biurokracja przetrwała bez uszczerbku. Duńscy narodowi socjaliści utworzyli formacje policyjne Allgemeine SS i wojskowe SS Nordland i SS Wiking. Antynazistowskie podziemie duńskie (którego członkami było bardzo wielu Polaków) zajmowało się szpiegowaniem, sabotażem i wykonywaniem wyroków.

XLIV

W 1944 roku rozpoczęły się antyniemieckie strajki. W 1945 roku Duńczycy przejęli władzę od Niemców. W Danii mieszkało 8 tys. Żydów (0,2% ogółu ludności), w tym 1,5 tys. uchodźców. Nie byli oni prześladowani. W obliczu niemieckich represji Duńczycy, uprzedzeni przez SS Obergruppenführera Besta, ukryli Żydów. Duńscy policjanci odmawiali aresztowania Żydów, część funkcjonariuszy trafiła za to do obozów. Zagrożeni Żydzi duńscy dostali azyl w Szwecji. 5,5 tys. Żydów przewieźli z Danii do Szwecji duńscy rybacy (za dużą

też w jednostce policyjnej Allgemeine SS, walczącej z podziemiem antynazistowskim. Większość z 10 tys. zabitych podczas wojny Norwegów zginęła na froncie wschodnim, walcząc z Sowietami. Wśród 3 mln Norwegów żyło 1800 Żydów. Z uwięzionych 800 Żydów przeżyło 23. Do Szwecji zbiegło 900 Żydów.

Belgia W 1940 roku rząd opuścił Belgię, w kraju pozostał król. Niemcy ograniczyli się do okupacji wojskowej, administracja pozostała w rękach Belgów. Dopiero w 1944 roku Niemcy wprowadzili również okupację cywilną. Flamandzcy narodowi radykałowie zasilili szeregi SS Wiking. Uważani za niższych rasowo WalonoWiększość z 10 tys. zabitych podczas wie wstępowali do wojny Norwegów zginęła na froncie Legionu Walońwschodnim, walcząc z Sowietami skiego Wehrmachtu. opłatą). W transporcie Żydów do Szwecji W Belgii mieszkało 90 tys. Żydów (mniej pomógł głównodowodzący armii niemiec- niż 1% ludności) w tym 15 tys. uchodźkiej w Danii, który zabronił marynarce nie- ców. 30 tys. z nich zginęło. Podczas wojmieckiej patrolowania morza między Danią ny zginęło 88 tys. Belgów – większość z a Szwecją w dniach, kiedy byli przewożeni rąk Niemców. Żydzi. Z 472 Żydów ujętych przez Niemców zginęły 52 osoby. Podczas II wojny Luksemburg W 1940 roku Luksemburg opuściświatowej Niemcy zabili 4 tys. Duńczyków, kolejne 4 tys. duńskich narodowych socjali- ła księżna z rządem. W 1942 księstwo stów zginęło, walcząc u boku Niemców na zostało inkorporowane do Niemiec. Przymusowy pobór do armii niemieckiej froncie wschodnim. spowodował strajki, krwawo stłumioNorwegia ne przez Niemców. Księstwo zostało W 1940 król Norwegii ewakuował się z wyzwolone w 1945 roku. Podczas królestwa i w Londynie powołał rząd na wojny zginęło 3800 Luksemburczyuchodźstwie. Podziemie antynazistowskie ków (w tym 2800 wcielonych przybyło mało aktywne. Zajmowało się głów- musowo do armii niemieckiej). nie szpiegowaniem i przerzutem ludzi do Żydów w Luksemburgu było 3 tys. Szwecji. W 1945 roku król powrócił. (1% ludności), 800 zginęło. Kolaboracyjny rząd powołał Vidkun QuHolandia isling. Norwescy narodowi socjaliści walHolandia znalazła się pod cywilną okuczyli z sowietami w ramach SS Wiking, SS Nordland, Norske SS, Legionu Norweskie- pacją w 1940 roku. Parlament przestał go. Norwescy narodowi socjaliści służyli obradować, ale parlamentarzystom diety NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

wypłacano. Niemcy zachowali holenderską administrację łącznie z ministrami, jednak do administracji przyjęto wielu holenderskich narodowych socjalistów. Królowa wyjechała do Wielkiej Brytanii. Niemcy zachowali wolną prasę. Podziemie zajmowało się wywiadem. Holenderscy ochotnicy wstępowali do Allgemeine SS i Wiking SS. Podczas wojny zginęło 105 tys. holenderskich Żydów (ze 140 tys., w tym 30 tys. uchodźców z Niemiec i Austrii) i 103 tys. Holendrów. Pogromy Żydów urządzali holenderscy narodowi socjaliści. 80% Żydów deportowano do okupowanej Polski, 13 tys. nie deportowano, gdyż pozostawali w związkach małżeńskich z Holendrami albo byli potrzebni gospodarce. Z 25 tys. ukrywających się Żydów wojnę przeżyło 7 tysięcy. Holenderscy policjanci i szmalcownicy wydali Niemcom 18 tys. Żydów. W odwecie za antynazistowski list Episkopatu Holandii naziści deportowali chrześcijan żydowskiego pochodzenia do Auschwitz (w tym Edytę Stein). Równie znaną ofiarą nazistów była Anna Frank (jej rodzice i Holendrzy ją ukrywający przeżyli wojnę).

Guernsey Guernsey była wyspą należącą do Wielkiej Brytanii i okupowaną przez Niemców. Angielscy urzędnicy wydali pięć Żydówek, trzy z nich zginęły w Auschwitz. Francja Od 1940 roku Francja znajdowała się pod częściową okupacją, a od 1942 roku pod całkowitą. Z Niemcami kolaborował nowo powstały konserwatywno-liberalny rząd Vichy. Niemcy nie zlikwidowali ani francuskiej armii, ani francuskiej administracji. Część francuzów ochotniczo wstąpiła do Legionu Francuskiego walczącego u boku Wehrmachtu, a potem SS. Powołano też ochotnicze formacje policyjne do walki z podziemiem. Podziemie było małe, składało się w dużym stopniu z komunistów, targane było walkami między niepodległościowcami a komunistami. Pomagało zestrzelonym lotnikom alianckim. Polacy w ramach podziemia francuskiego zajmowali się wywiadem. Żydów w Francji było 350 tys. (w tym 150 tys. imigrantów i 50 tys. uchodźców), 90 tys. z nich zginęło. Zginęło również 450 tys. Francuzów. Administracja Vichy i policja francuska chętnie wydawały Niemcom Żydów uchodźców i imigrantów, nie chciano jednak wydawać Żydów będących obywatelami republiki.

Licencja na Żyda MIROSŁAW BŁACH

PUBLICYSTYKA

się nie zmieni, za 20 lat Żydzi stanowić będą 70% ludności Izraela, a za 50 lat staną się mniejszością! Jaser Arafat mawiał, iż najlepszą bronią przeciwko Izraelowi jest wysoka płodność palestyńskich kobiet (co ujął bardziej dosadnie). Żydzi nie mają jednak zamiaru stać się mniejszością we własnym kraju i dlatego swoje demograficzne problemy starają się rozwiązać przez imigrację Żydów. Niestety ci coraz rzadziej chcą osiedlać się w „Ziemi Obiecanej”.

Izrael ma wielki problem – rodzi się mało Żydów, a dużo Arabów mających obywatelstwo Państwa Izrael. Jedynym rozwiązaniem jest imigracja. Większość Żydów z byłego ZSRS już jednak przyjechała i pozostaje tylko import kolorowych wyznaw- Ziemia Obiecana nad Renem? ców religii mojżeszowej Na początku lat 90. ub. stulecia z krajów byłego ZSRS do Izraela co roku przybyz krajów Trzeciego Świata.

Z

danych Izraelskiego Centralnego Biura Statystycznego wynika, iż w kraju tym mieszka ponad milion Arabów, co stanowi 18% obywateli Państwa Izrael. Jednak już co czwarte dziecko poniżej 13 roku życia ma arabskich rodziców. Wskaźnik dzietności kobiet wśród Żydówek jest o połowę niższy niż u ich arabskich sąsiadek. Jeśli nic

wało prawie 200 tys. żydowskich imigrantów. Jednak już w 2003 roku liczba przyjeżdżających spadła do 18.878 osób. Był to znamienny rok, gdyż liczba ta była niższa od 19.262 emigrantów pochodzenia żydowskiego osiedlających się w Niemczech! Wszystko za sprawą ustawy z 1989 roku, zapewniającej wszystkim Żydom z byłego Związku Sowieckiego otrzymanie obywatelstwa RFN oraz pomoc finansową na osiedlenie się – jako gest pojednania i

ZAGUBIONE PLEMIĘ

Wedle Starego Testamentu, 2729 lat temu 10 plemion Izraela zostało wypędzonych z Palestyny przez Asyryjczyków. Po tułaczce i pobycie w Mezopotamii dziewięć z nich powróciło do Ziemi Obiecanej. Ostatnie z nich, składające się z potomków Manassesa, zaginęło i jego los jest do dziś nieznany. Tropy pokazują, iż plemię udało się poprzez Persję na teren Azji. Dziś wiele ludów z

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

terenów Afganistanu i Kaszmiru twierdzi, iż jest jego potomkami. Potwierdza to rzymski historyk Józef Flawiusz. W późniejszych czasach jezuita, ojciec Catrou, w swej „Historii imperium Mongołów” stwierdził, że Kaszmirczycy są potomkami Żydów. Na początku ub. stulecia brytyjski podróżnik Bachanan Claudius natrafił w Kaszmirze na starożytny rękopis Tory!

XLV

PUBLICYSTYKA teraz każdy mieszkaniec afrykańskich slumsów może w kilkanaście tygodni zostać Żydem i przyjechać do Izraela”.

rabinów z Izraela, wśród których był Szlomo Amar, sefardyjski naczelny rabin Izraela. Wraz ze swym aszkenazyjskim kolegą nadzoruje on sądy rabinackie decydujące, kto jest, a kto nie jest Żydem, co rozstrzyga o prawie do otrzymania izraelskiego obywatelstwa zgodnie z tzw. Hok Haszwut, czyli ustawą o powrocie. Raport z wyjazdu rabinów do Indii donosił: „prawdopodobnie odkryliśmy potomków starożytnych Hebrajczyków, należących do jednego z zaginionych plemion ludu Izraela”. Co ciekawe, badania genetyczne dowiodły, iż plemię to ma ten sam profil genetyczny co Żydzi z Uzbekistanu! Dlatego Szlomo Amar uważa, iż odnalezionych braci należy jak najszybciej sprowadzić do Izraela. Natomiast izraelskie ministerstwo spraw zagranicznych przypomina konsekwencje „otwarcia się na Etiopię” i sprzeciwia się masowej imigracji z Indii. Tym bardziej iż do pokrewieństwa z Bnei Menasze w Indiach przyznać się może nie – jak dzisiaj – 10 tys. osób, ale kilkaset tysięcy, a nawet kilka milionów hindusów, pragnących w ten sposób wyemigrować z ubogich Indii do bogatego Izraela. Czy Bnei Menasze to potomkowie zaginionych plemion? „– Ta sprawa wcale nie jest jasna – można usłyszeć w ambasadzie Izraela w Delhi” – podaje Pierre Prakash na łamach „L`Express”. – Czekamy już od 2700 lat, to możemy poczekać jeszcze trochę – komentuje sytuację jeden z członków plemienia. Z drugiej jednak strony – jak pisze zamieszkały w Jerozolimie

Sensacyjne odkrycie Kilka lat temu do Izraela dotarły sensacyjne doniesienia mówiące o odkryciu przez hinduskich naukowców nad granicą z Birmą plemienia KukLir-Mizur, nazywającego siebie „Bnei Menasze”, co można przetłumaczyć jako dzieci Manassesa! Byli oni obrzezani, przestrzegali koszerności, obchodzili szabas i inne żydowskie święta, żyjąc ściśle wedle zasad Tory. Wybudowali też ponad 20 synagog. Cała sprawa zaczęła się w 1953 roku, Obecnie w Izraelu mieszka już kiedy to wódz plemienia, ponad 100 tys. czarnych Żydów nieżyjący już Mlanchali, z Etiopii we śnie ujrzał, „jak nasz lud powraca do swej Ziepomoc w odtworzeniu wspólnoty żydow- mi Obiecanej, czyli Izraela”. Starszyzna skiej w Niemczech. plemienia po wysłuchaniu tej wizji postanowiła porzucić przyjęte w XIX wieku Czarny Żyd – dobry Żyd chrześcijaństwo i nawrócić się na judaizm. W Etiopii od setek lat mała społeczność Czy o zagubionych plemionach Izraela doMurzynów wyznawała religię mojżeszową, uważając się za Żydów. – Modliliśmy się do tej ziemi przez tysiące lat, ale prawdę mówiąc, zawiodła nas – stwierdził jakiś czas po przybyciu do Izraela na skrzydłach „żelaznego ptaka” jeden z nich, Yidegi Mehari. Do dziś nie może też zrozumieć, dlaczego Żydzi w Izraelu „zmienili skórę”, bo przecież „prawdziwi Żydzi powinni być czarni tak jak my”. Inspiratorem sprowadzenia do Izraela czarnych Żydów był Menachem Begin. Most powietrzny, który przerzucił ich z Etiopii do Izraela, zorganizował w latach 80. późniejszy premier Ariel Szaron. Dziś w Izraelu żyje około 100 tys. czarnych Żydów, zwanych Falaszami. Pomimo wydania na integrację nowych obywateli miliardów dolarów, 20% młodzieży porzuciło szkoły, a przestępczość wśród etiopskich imigrantów o wiele procent Szacując liczbę Hindusów chętnych do osiedlenia przewyższa statystyki dotyczące Żydów o się w Izraelu, MSZ tego państwa ostrzega, iż jest białym kolorze skóry. Czarni przybysze nie „to beczka bez dna” umieli się zbyt dobrze odnaleźć w nowoczesnym państwie i do dziś zajmują dolne wiedzieli się od misjonarzy udzielających publicysta Henryk Szafir – „Państwo Izrael szczeble społecznej drabiny. Natomiast im chrztu, czy też faktycznie są potomkami potrzebuje wielu Żydów, nawet jeśli z punknaczelny aszkenazyjski rabin Izraela Jona Manassesa? W 2004 roku całą sprawę na tu widzenia suchych przepisów religijnych Metzger nie owija w bawełnę: „Przez ty- miejscu, w indyjskich stanach Mizoram i nie wszyscy są superkoszerni”. MIROSŁAW BŁACH siące lat strzegliśmy swojej tożsamości, a Manipur, postanowiło zbadać kilkunastu

XLVI

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

PUBLICYSTYKA

W grodzie Włodzimierza MAREK A. KOPROWSKI

Od granicy polskiej na Bugu do Włodzimierza jest istotnie tylko jeden krok. Graniczny Uściług dzieli od jego opłotków 15 kilometrów. W niektórych źródłach Włodzimierz zapewne z tego powodu figuruje jako miasto nad Bugiem, a nie nad Ługiem. Źródeł do dziejów Włodzimierza jest zaś sporo, bo historii temu grodowi mogą pozazdrościć nawet znane metropolie. Miasto założył kijowski kniaź Włodzimierz Wielki, chrzciciel Rusi, od którego wzięło ono imię.

Kościół Św. Anny, poniżej: tablica pamięci ks. Kobyłeckiego

O

łacińskich tradycjach Włodzimierza przypomina kościół Świętych Joachima i Anny, choć nie ma on tak starożytnych korzeni jak Sobór Uspieński. Zbudowany został w 1752 roku przez bp. Adama Wojnę Orańskiego. Stanął on jednakk w miejscu starej, drewnianej świątyni, ufundowanej w 1554 roku przezz księżnę Annę Zbaraską.

Trudna historia Do 1795 roku Włodzimierz wchodził w skład Rzeczypospolitej. Później włączono go do Rosji. Rangę miasta podtrzymywał wtedy fakt działania w nim szkoły średniej, należącej do najlepszych na Wołyniu – obok placówek w Międzyrzeczu Koreckim, Klewaniu i Krzemieńcu. O ich poziom dbał Uniwersytet Wileński. Największe ciosy spadły we Włodzimierzu na polskość i związany z nią Kościół katolicki po Powstaniu Listopadowym. Tak jak na całym Wołyniu, zlikwidowano tu zakony i klasztory. Dziś nie ma już w mieście nawet śladu po kościołach i klasztorach dominikanów i kapucynów. Zamieniono je najpierw na inne obiekty, a następnie rozebrano. W dwudziestoleciu międzywojennym

Włodzimierz dynamicznie się rozwijał, stale zwiększając liczbę ludności. O ile na początku lat dwudziestych liczył 12 tysięcy mieszkańców, to w 1937 roku już 30 tysięcy. Oznacza to dwuipółkrotny wzrost w ciągu niespełna 20 lat. Polacy stanowili w nim 43 proc. obywateli i byli żywiołem dominującym. Drugą pod względem liczby narodowość stanowili Żydzi. Ich odsetek wynosił 39 proc. Ukraińcy, których było 15,5 proc., zajmowali trzecie miejsce na narodowej liście obywateli. Kres polskiemu Włodzimierzowi położył wrzesień 1939 roku. 18 września dowodzący przygotowaniami do obrony miasta gen. Mieczysław Makary Smorawiński, nie widząc po wkroczeniu na Wołyń wojsk sowieckich sensu dalszej walki, ogłosił demobilizację i zwolnie-

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

nie do cywila żołnierzy pochodzenia ukraińskiego i białoruskiego. Z pozostałych żołnierzy polecił sformować trzy bataliony piechoty i przerzucić je na zachodnią stronę Bugu, w rejon Horodła. Dwóm batalionom kazał jednak zawrócić dla utrzymania porządku w mieście. Zaczęło w nim bowiem dochodzić do antypolskich rozruchów. Część żołnierzy Ukraińców po zdemobilizowaniu zasiliło bowiem bandy dywersyjne, które mordowały w okolicy uciekinierów cywilnych, osadników wojskowych oraz podpalały osiedla polskie i osady wojskowe.

Sowiecka okupacja Po wkroczeniu 19 września do Włodzimierza wojsk sowieckich gen. Smorawiński podpisał kapitulację. Według relacji świadka, został on jednak przez Sowietów oszukany. Oficerowie zatrzymani we Włodzimierzu przez Szepietówkę trafili do Kozielska, a z niego na miejsce mordu w Katyniu. Niemal natychmiast po wkroczeniu do Włodzimierza wojsk sowieckich w mieście zawiązała się niepodległościowa konspiracja związana ze Służbą Zwycięstwu Polski. Aktywnie zaczęli działać w niej księża z obydwu parafii, z proboszczami na czele. W działalność zaanga-

XLVII

PUBLICYSTYKA żowali się zwłaszcza księża z parafii Świętych Joachima i Anny – proboszcz Bronisław Galicki i wikary Józef Kazimierz Czurko. Pomagali oni materialnie uciekinierom wojennym, dzieciom, osobom starszym i bezdomnym. Tym, którzy byli zagrożeni aresztowaniem, ułatwiali zdobycie fałszywych dokumentów. Podobnie postępował proboszcz drugiej włodzimierskiej parafii, ks. Stanisław Kobyłecki. Organizował pomoc dla uciekinierów z centralnej Polski oraz inspirował akcje wysyłania paczek żywnościowych mieszkańcom Włodzimierza deportowanym przez władze sowieckie na Syberię i do Kazachstanu. Działalność polskiego podziemia nie mogła oczywiście ujść uwadze sowieckich organów bezpieczeństwa. Ich funkcjonariusze doskonale zdawali sobie sprawę, że środowisko rodzin wojskowych, których sporo mieszkało we Włodzimierzu, jest naturalnym zapleczem działalności niepodległościowej. NKWD od razu dokonało szeregu aresztowań, izolując profilaktycznie elementy „kontrrewolucyjne” i „powstańcze”. Następnie w toku pracy operacyjnej zatrzymywało tych, którzy rzeczywiście działalność podziemną podejmowali. Uderzenia NKWD były niestety bardzo celne. Księża Galicki, Czurko i Kobyłecki zostali aresztowani wiosną 1940 roku i po trzydniowym procesie skazani na śmierć za „aktywną, podstępną,

byłecki przeżył cudem pod zwałami został proboszczem parafii Najświętszego Serca Jezusowego w miejsce trupów. Księża nie byli oczywiście jedynymi we ks. Stanisława Kobyłeckiego. Starał się, Włodzimierzu ofiarami sowieckich repre- mimo braku kapłańskiego doświadczesji. Latem 1940 roku NKWD wpadło na nia, godnie go zastępować. Zasłynął ze trop podziemnej organizacji założonej w swej patriotycznej postawy, zwłaszcza miasteczku. 16 lipca 1940 roku narkom w czasie okupacji niemieckiej i krwaspraw wewnętrznych USRS, komisarz bezpieczeństwa państwowego trzeciej rangi, Iwan Sierow, w specjalnym meldunku adresowanym do samego Laurentego Berii donosił, że „Wołyńskie UNKWD wykryło filię polskiej kontrrewolucyjnej organizacji powstańczej (»ZWZ«), kierowanej z m. Lwowa. Na czele organizacji stał były podpułkownik Wojska Polskiego Czapliński”. Jeden z budynków, w którym Sowieckie organy bezpieczeństwa mieszkała kadra oficerska robiły oczywiście wszystko, by aresztować wszystkich pol- wych wołyńskich rzezi dokonywanych skich kontrrewolucjonistów. O natężeniu przez ukraińskich nacjonalistów. ich działań świadczy najlepiej stopień przepełnienia włodzimierskiego aresztu. Pod Niemcami Wkroczenie do Włodzimierza NiemTen niewielki przybytek, przewidziany ców oznaczało dla Polaków kolejną okupację. W mieście zaczęła się tworzyć Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów, która nie ukrywała swych intencji wobec Polaków. Pod kościołem Świętych Joachima i Anny jej działacze zawiesili plakat, w którym wzywano do mordowania największych wrogów Ukrainy, czyli Żydów, Polaków i Moskali. Pewną pociechą dla włodzimierskich Polaków był powrót ks. Stanisława Kobyłeckiego, który objął teraz probostwo parafii Świętych Joachima i Anny. Jego ocalenie z łuckiej masakry włodzimierzanie powszechnie uznali za cud. Ukraińscy nacjonaliści współpracujący z hitlerowcami starali się zastraszać Polaków, dokonywali pojedynczych morBudynek 27. Pułku Artylerii Lekkiej dów, a także denuncjowali do gestapo działaczy polskiego podziemia, starając antysowiecką działalność, utworzenie na 115 aresztantów, w marcu 1941 roku się je sparaliżować. Ich ofiarą padło wielu przedstawicieli społeczności polskiej. organizacji i uknucie spisku mającego był wykorzystany w 351 procentach! na celu zbrojne oderwanie Wołynia od W tych trudnych czasach włodzimier- Niemcy, ewidentnie sprzyjający wysłuZSRS”. Dwaj pierwsi z wymienionych scy Polacy znajdowali pociechę w ko- gującym się Ukraińcom, nie podejmowaksięży zginęli w czasie masakry około ściele. Na miejsce aresztowanych księży li żadnych działań, by ich powstrzymać. 2 tysięcy więźniów po wybuchu wojny do Włodzimierza przybył, z polecenia Aresztowali próbującego interweniować sowiecko-niemieckiej 25 czerwca 1941 bp. Szelążka, ks. Andrzej Gładysiewicz, ks. Stanisława Kobyłeckiego. Od jesieroku w więzieniu w Łucku. Ksiądz Ko- wyświęcony w 1939 roku. Formalnie ni 1942 roku do lutego 1943 roku był

XLVIII

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

PUBLICYSTYKA on więziony przez gestapo. Zwolniono go dopiero, gdy parafianie zebrali 4 tysiące marek okupu. Wiosną 1943 roku część ukraińskich policjantów uciekła do lasu, zasilając szeregi UPA. Pozostali dalej wysługiwali się Niemcom, koordynując jednocześnie swoje działania z OUN. Z tą chwilą mordy na Polakach we Włodzimierzu nasiliły się. Upowcy i policjanci ukraińscy tylko w maju 1943 roku zabili w bestialski sposób kilkanaście osób. W czerwcowe noce okolice Włodzimierza rozjaśniały blaskiem łun. W końcu UPA przystąpiła do masowych rzezi. 7 czerwca 1943 roku na cmentarz we Włodzimierzu zwieziono ogromny transport zamordowanych Polaków. Jak wynika z relacji świadków, wśród nich były kobiety z obciętymi piersiami i rozciętymi brzuchami i mężczyźni przecięci na pół. Takie pogrzeby stały się odtąd codziennością.

Piekło rzezi W lipcu Włodzimierz zamienił się w prawdziwe piekło. Napłynęli do niego uciekinierzy nie tylko z najbliższych okolic, ale kilku sąsiednich powiatów. Tak po latach wspominał to Jerzy Krasowski „Lech”, członek konspiracji i jeden z organizatorów polskiej samoobrony: „Po 11 lipca 1943 r. Włodzimierz przepełniony był uciekinierami, którym udało się

Pomnik i groby y księży zamordowanych w latach 1942-1943. W tekście umieszczonym na tablicy napisano oględnie „którzy zginęli”

łuny wywoływały grozę i popłoch wśród uciekinierów i ludności miejskiej, szykowano się do masowej ucieczki za Bug przez Uściług”. Pospieszne działania Polaków były tym bardziej uzasadnione, że szczupły niemiecki garnizon nie był w stanie udzielić im skutecznej pomocy. Miasto było bardzo rozległe i znajdowało się w nim sporo strategicznych obiektów, które wojsko musiaDrugi od lewej o. Leszek Koszlaga ło chronić. Niemiecki uniknąć tortur i śmierci z rąk bandytów. komisarz bez ogródek oświadczył ks. KoPlace i ulice miasta pełne były zrozpaczo- byłeckiemu, że „Niemcy nie są w stanie nej ludności. Szpitale przepełnione ran- zapewnić obrony ludności polskiej, Ponymi. Brak odzieży i głód zagrażał tym lacy muszą sami zatroszczyć się o swoje nieszczęśliwym. Miasto poważnie zagro- bezpieczeństwo”. żone atakiem UPA wobec szczupłej załogi By zaradzić tej sytuacji, aktyw włodziniemieckiej. Na przedmieściach napady mierski zorganizował Komitet Obywatelna uciekających i domy polskie. Nocami ski, na czele którego stanął ks. Kobyłecki. NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Utworzono samoobronę odpierającą ataki UPA i pomagano uciekinierom z wyrzynanych wsi. Złagodziło to nieco dramatyczną sytuację w mieście. Na plebanii parafii Świętych Joachima i Anny został m.in. zorganizowany sierociniec dla uratowanych cudem z rzezi dzieci. Ksiądz Kobyłecki starał się im znajdować w miarę szybko rodziny zastępcze.

I znów Sowieci W miarę zbliżania się frontu do Włodzimierza ks. Stanisławowi Kobyłeckiemu przybywało obowiązków. Pośredniczył m.in. w zwolnieniu przez Niemców 400 zakładników w zamian za uwolnienie 72 żołnierzy niemieckich wziętych do niewoli przez 27. Dywizję Wołyńską AK. Wiosną 1944 roku z ramienia dowództwa AK objął obowiązki komendanta miasta. W lipcu tegoż roku wraz z większością parafian i uciekinierów przejechał na drugą stronę Bugu. Polecił załadować najwartościowsze rzeczy kościelne na drabiniaste wozy i polecając się opiece MB Swojczowskiej, jadącej na jednym z wozów przez Uściług, ruszył w stronę Hrubieszowa. W mieście pozostał z resztą parafian ks. Andrzej Gładysiewicz. W końcu sierpnia 1944 roku w piśmie do A. Szelążka tak opisywał sytuację we Włodzimierzu: „Najuprzejmiej przepraszam za jeremiadową treść listu, ale cóż robić, skoro rzeczywistość następująco przedstawia się. W dwóch dekanatach – horochowskim i włodzimierskim – zdaje

XLIX

PUBLICYSTYKA mi się, że pozostał tylko jeden kościół cały: fara we Włodzimierzu. (...) Z nowymi gośćmi też jest niemało kłopotu, wszędzie wchodzą i ciągną, co się da. Po zniszczeniu kościoła przeniosłem się prawem intruza do kościoła farnego. Katolików we Włodzimierzu zostało niewielu, może około tysiąca”. Ci „nowi goście”, czyli Sowieci, po umocnieniu się we Włodzimierzu ponownie przystąpili do intensywnego rozpracowywania polskiego podziemia, co dla księdza Andrzeja Gładysiewicza nie oznaczało nic dobrego. NKWD rozpracowało szczątkową siatkę polskiego podziemia pozostawioną na Wołyniu. Księdza Gładysiewicza podejrzewano o przechowywanie finansów całej organizacji. Ostrzeżony przez jedną z parafianek odmówił ucieczki za Bug. Według świadectwa Teresy Szymbar, powiedział, że „nie może ludzi zostawić bez opieki i będzie, co Bóg da”. Po aresztowaniu został oskarżony początkowo o to, że „od sierpnia 1943 r. należał do antysowieckiej, nacjonalistycznej organizacji Włodzimiersko-Wołyńskiego Obwodu PZP” pod pseudonimem „Gołąb” i jako członek organizacji był związany z komendantem obwodu Dudkowskim Marcinem Leopoldowiczem”. Skazany na 10 lat łagrów i pięć lat pozbawienia praw publicznych został zesłany do Norylska i po pełnym odbyciu kary powrócił na Ukrainę, po czym objął parafię w Połonnem, gdzie z ogromnym heroizmem pełnił posługę aż do śmierci w 1983 roku. O rok wcześniej od niego wyszedł z łagrów ks. Marian Jasionowski, który przez kilka miesięcy 1944 roku wspierał go w posłudze duszpasterskiej. Po dziewięciu latach łagru wrócił do Włodzimierza i objął tamtejsza parafię, otaczając opieką grupę wiernych liczącą około 500 osób. Podkreślić trzeba, że w odróżnieniu od innych miejscowości, we Włodzimierzu pozostało sporo Polaków, choć miejscowi Ukraińcy odgrażali się, że jak tylko nadarzy się okazja, to ich wyrżną. Ksiądz Jasionowski po objęciu parafii we Włodzimierzu był jedynym stałym duszpasterzem na całym Wołyniu w przedwojennych granicach Polski. Posługę swą pełnił przez pięć lat, do 1959 roku, kiedy to został odwołany do diecezji łomżyńskiej, z której pochodził. Jego przełożeni obawiali się, że jeżeli dłużej pozostanie we Włodzimierzu, zostanie powtórnie aresztowany i osadzony w łagrach.

Po Stalinie Po wyjeździe księdza Jasionowskiego wiernym udało się obronić kościół przed zamknięciem do 1962 roku. Później wła-

L

dze sowieckie zamieniły świątynię na kawiarnię i salę koncertową. Cały obiekt został przy okazji zdewastowany. Usunięto z niego piękny, drewniany, barokowy ołtarz, rozebrano dzwonnicę. Polskość i wiara zeszły we Włodzimierzu do głębokiego podziemia. Polacy, którzy trwali przy wierze, starali się jeździć do Lwowa, gdzie była czynna katedra, będąca dla nich najbliższą czynną świątynią. Dopiero po 30 latach udało im się zarejestrować wspólnotę i odzyskać kościół.

ku dawnej plebanii. Ojciec Koszlaga od początku swojej posługi obsługiwał też dwie pobliskie wspólnoty – w Nowowołyńsku i Uściługu – oraz pełnił funkcję ojca duchownego kapłanów diecezji łuckiej.

Co zostało z polskości Wspólnota we Włodzimierzu, tak jak większość w diecezji, nie jest oczywiście liczna. Wielu Polaków, którzy pozostali na ziemi przodków, uległo ukrainizacji.

Mon nast na s yr Usp pień pień ński

W styczniu 1992 roku została w nim odprawiona pierwsza po 30 latach Msza św. Dawny kościół pojezuicki nie wrócił już do prawowitych właścicieli. Po wyremontowaniu przez władze został przekazany Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Kijowskiego. Od czasu wznowienia działalności parafii rzymskokatolickiej we Włodzimierzu Wołyńskim obsługują ją ojcowie karmelici (trzewiczkowi), należący do polskiej prowincji zakonu. Pierwszym jej proboszczem, sprawującym tę funkcje do dziś, został o. Leszek Koszlaga. Dla ojca Koszlawi, urodzonego w 1957 roku i wyświęconego w 1989 roku, Włodzimierz stanowił pierwszą proboszczowską placówkę. Wcześniej przez 2,5 roku pracował w Woli Lwowskiej. Dzięki jego energii wspólnota we Włodzimierzu szybko krzepła i stabilizowała się. Kapłan ten wykazał ogromną zaradność i przedsiębiorczość, by wyremontować odzyskaną w fatalnym stanie świątynię, a także stworzyć materialne warunki dla utworzenia w jego pobliżu placówki zakonnej. Władze odmawiały bowiem, mimo licznych monitów, zwrotu budyn-

W czasach sowieckich tutejsze władze starały się bowiem, by granica przebiegająca na Bugu stanowiła bardzo szczelny kordon, nie przepuszczający wpływów z pobliskiej Polski. Ojciec Koszlaga, tworząc wspólnotę we Włodzimierzu, starał się, by parafialna świątynia stanowiła ośrodek ekumeniczny, w którym pod patronatem św. Jozafata gromadziliby się na modlitwie kapłani ze wszystkich Kościołów chrześcijańskich. Rokrocznie, 12 listopada, gromadzą się w nim księża rzymskoi greckokatoliccy, a także duchowni prawosławni należący do Patriarchatu Kijowskiego i Patriarchatu Moskiewskiego. Jest to chyba jedyny tego typu przypadek na Ukrainie, tak bardzo podzielonej pod względem religijnym. Dobre współżycie między przedstawicielami różnych wyznań nie sprowadza się oczywiście tylko do dnia spotkania. Znakiem tego jest chociażby fakt, że ulubionym miejscem zabaw dla dzieci księży prawosławnych jest podwórko domu zakonnego karmelitów. MAREK A. KOPROWSKI Zdjęcia: Autor

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

POLEMIKA

„Geremkowszczyzna” i „polityka pana Karenina”

Z

wielkim zainteresowaniem przeczytałem artykuł Adama Wielomskiego „Katastrofa polskiej dyplomacji”, stanowiący przede wszystkim ocenę zachowania polskich władz przy okazji konfliktu gruzińskiego. Pomimo tradycyjnie błyskotliwego wywodu Autora, nie akceptuję wszystkich przedstawionych przez Niego tez. Na początku pewne podstawowe zastrzeżenie. Autor patrzy na polską politykę zagraniczną przede wszystkim z punktu widzenia relacji polsko-rosyjskich. Prawda, jest to niezwykle istotny element polskiej polityki, jednakże warto zaznaczyć, że obecnie – słusznie bądź niesłusznie – podstawowe różnice w postrzeganiu priorytetów tej polityki dotyczą czego innego. Praktycznie do momentu objęcia stanowiska premiera przez p.Jarosława Kaczyńskiego dominował jeden kierunek, który można roboczo nazwać (parafrazując określenie Rafała Ziemkiewicza) „geremkowszczyzną”. „Geremkowszczyzna” polegała na absolutyzowaniu Unii Europejskiej (zarówno w kształcie z roku np. 1995, 2000, jak i 2008) jako wcielonego dobra. Z tego punktu widzenia głównym celem Polski miało być pełne uwielbienia konstruowanie poszczególnych integracyjnych traktatów, przyjacielskie poklepywanie niemieckich przywódców oraz przepraszanie wszystkich sąsiadów za wszystko, co jakiemukolwiek Hansowi, bądź Jacquesowi mogło przyjść do głowy. Sytuacja zaczęła się zmieniać od roku 2005. Minister Anna Fotyga, bardzo delikatnie mówiąc, żadnym współczesnym Talleyrandem nie jest. Ale pomimo to ekipa PiS zerwała z poprzednim schematem, traktując Polskę po raz pierwszy od wielu, wielu lat jako niezależny podmiot na scenie międzynarodowej. Jako podmiot, który ma swoje własne interesy narodowe i potrafi kategorycznie o nie walczyć. Tak, skutek owej walki bywa często znikomy. Jednakże jeśli mam alternatywę: zupełne podporządkowanie „europejskim” interesom, a z drugiej strony chociaż próba walki o cokolwiek – wybieram to drugie. Wybór między ideowymi spadkobiercami p.Geremka a p.Fotygą nie jest wyborem wymarzonym, ale niestety w obecnym układzie żadnej innej poważnej, silnej propozycji nie ma. „Geremkowszczyzna” po pewnym czasie przeniosła zasady swojej polityki zagranicznej również na Rosję. Bywalcy salonów byli zniesmaczeni takim człowiekiem jak Putin, ale gdy spostrzegli, jak ich mentorzy z Niemiec czy Francji bywają zapatrzeni w

ówczesnego prezydenta Rosji – wymyślili doktrynę „niedrażnienia Rosji” i zachowywania się jak „kraj poważny”. Obecnie „geremkowszczyzna” ma siedzibę w polskim rządzie i Ministerstwie Spraw Zagranicznych (nie miejmy wątpliwości – obecny minister spraw zagranicznych wraz ze swym medialnym wizerunkiem kieszonkowego Jamesa Bonda niewiele wniesie do polskiej myśli politycznej i przypisywanie mu jakichś oryginalnych poglądów na sprawę to chyba nadmierne wyróżnienie). I to z Ministerstwa Spraw Zagranicznych wychodzą co chwilę pomruki przypominające w swej treści niestety bardzo mocno stanowisko Adama Wielomskiego: nie drażnijmy Rosji, nie przesadzajmy, poczekajmy, pogłaskajmy... Nie będzie wtedy problemów ani z mięsem, ani z gazem... Z kolei p. prezydent Kaczyński zachował się zgodnie z doktryną swojego obozu politycznego – zapewne nazbyt emocjonalnie, ale mimo wszystko konsekwentnie postąpił jak niezależny od żadnych wpływów gracz polityczny. Jak można interpretować jego zachowanie? Wydaje się, że jako próbę zbudowania szerszego sojuszu z państwami sąsiednimi oraz wytrącenia Rosji prawa do jedynej inicjatywy w regionie. W obecnej chwili plan w dużej części się powiódł: za prezydentem Kaczyńskim w podróż do Gruzji wybrała się karnie gromadka różnych przywódców państw, a do ogólnego nastroju dostosowała się również Ukraina. To nie jest wcale tak mało. Pamiętać trzeba, że to jednak początek działań, które należy odpowiednio – już w sposób mniej widowiskowy – kontynuować. Jednocześnie eskalowanie napięcia w Gruzji mogło pomóc w ostatecznym zawarciu umowy z USA dotyczącej „tarczy antyrakietowej”, stanowiącej pewną formę zabezpieczenia dla Polski. Koncepcja wygląda więc następująco: mając pewne gwarancje bezpieczeństwa, próbujemy przejąć inicjatywę w regionie oraz rząd dusz w części państw byłego ZSRS. Niezależnie od losu samej Gruzji. W ten sposób mógłby powstać w Europie Środkowej ośrodek polityczny skupionych wokół Polski i współpracujących ze Stanami Zjednoczonymi państw, próbujący wypełnić miejsce „między Niemcami a Rosją”. Ambitnie. Co do formy – można mieć, rzecz jasna, zastrzeżenia. Pan prezydent Kaczyński nie jest niestety urodzonym mówcą i styl Jego przemówienia w Gruzji przypominał niekiedy klimat ploteczek ze straganu. Ale to już inna sprawa. „Geremkowszczyzna” tego kierunku nigdy nie podejmie, gdyż

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

dla niej herezją straszliwą jest robienie czegoś niezależnie, a nawet konkurencyjnie względem Unii Europejskiej. Zastanawiam się, jaką dokładnie alternatywę proponuje Adam Wielomski... „Siedź w kącie – znajdą cię”? A może potakiwanie Rosji, Niemcom i Francji i zakulisowe błaganie jakiegoś zachodniego dyplomaty, żeby łaskawie coś konkretnego w sprawie powiedział? Ależ każde porządne państwo (w tym RP) powinno mieć nie tylko kalkulację i horyzont księgowego, ale również ambicję! Pan Doktor w swoich tekstach na temat Gruzji wielokrotnie odwołuje się do tego, co powiedział jakiś polityk niemiecki czy francuski. A jako że wypowiedzi tej strony są nieprzychylne względem Gruzji – wyciąga odpowiednie wnioski. Pamiętać należy jednak o tym, że Niemcy z powodów geopolitycznych nie będą w obecnym układzie sojusznikiem Polski, a więc będą raczej mówić coś sprzecznego z naszym interesem narodowym, a Francja... Poczciwa Francja z panem prezydentem od modelek tradycyjnie jest i będzie zapatrzona w dzielną Rosję. Na marginesie podkreślić należy jeszcze jedno: Adam Wielomski polityce „romantyzmu” przeciwstawia politykę, którą można nazwać „polityką księgowego”, a przynajmniej „polityką pana Karenina” od Tołstoja. Czyli wychodząc ze skądinąd słusznego założenia, że Polska nie powinna zachowywać się jak awanturnik, prowadzi nas – zapewne nieświadomie – do pozy dokładniusiego urzędniczka, liczącego starannie dzienny zarobek, a swoje poglądy prezentującego – cytując śp. Danutę Rinn – „śmiesznym szeptem po kolacji”. Czy rzeczywiście taka powinna być rola Polski na arenie międzynarodowej? A jeśli odwołujemy się do tradycji powstań (której kontynuację Autor przypisał w tekście prezydentowi Kaczyńskiemu), w szczególności Powstania Styczniowego, to należy podkreślić, że w XIX wieku równorzędnym, jeśli nie większym przegranym (a więc politykiem nieskutecznym, mówiąc ostrzej: nieudacznym) był do bólu logiczny, nie obciążony żadną formą „styropianów” margrabia Wielopolski (każdego polityka należy rozliczać z efektu końcowego jego działań). Pamiętając o tym, musimy mieć świadomość, że proponowana przez niektórych naprawdę utalentowanych publicystów „polityka Karenina” mogłaby się skończyć jeszcze większym fiaskiem od tego, które przewidują, oceniając obecne posunięcia prezydenta Kaczyńskiego. MACIEJ NOWAK

LI

KSIĄŻKA TYGODNIA

Raport z pola walki DANIEL RYBCZYŃSKI

„A

gata. Anatomia manipulacji” stanowi swoisty raport z pola starcia cywilizacji życia i antykultury śmierci. Walka o życie dziecka nastolatki z Lublina została wprawdzie przegrana, ale książka ta pokazuje, że mogło być o wiele gorzej, gdyby nie zaangażowanie tysięcy ludzi, często wcale nie związanych z ruchami pro life. Sprawa „Agaty” podzieliła Polskę zaledwie dwa miesiące temu. „Gazeta Wyborcza” dość banalną w istocie historię nastolatki, która zaszła w ciążę z własnym chłopakiem, przerobiła na wstrząsający dramat zgwałconej dziewczyny, której „mohery” odmawiają „świętego prawa” do aborcji. I tak długo szantażowała tą wymyśloną przez siebie wersją, aż minister zdrowia Ewa Kopacz wskazała szpital, w którym można było zabić niechciane przez Piotra Pacewicza i jego redakcyjnych kolegów dziecko. Jednocześnie w mediach przetoczyła się fala krytyki wobec „fundamentalistów” i „radykałów”, którzy tylko czekają na to (tak przynajmniej twierdził Wojciech Maziarski z „Newsweeka”), by zacząć podkładać bomby pod szpitale i zabijać aborcjonistów. Wszystkie te elementy miały jeden cel – zmienić nastawienie Polaków do obrony życia i skłonić ich do poważnego rozważenia zmiany obowiązującej w Polsce ustawy lub przynajmniej liberalizacji jej stosowania. Ale choć taka metoda „szantażu cierpieniem” zgwałconych nastolatek została już wielokrotnie przetestowana w różnych krajach, w Polsce okazała się nieskuteczna. A powód był niezwykle prosty. Otóż niemal od razu blogerzy i dziennikarze konkurencyjnych wobec „GW” mediów (przede wszystkim „Dziennika” i „Rzeczpospolitej”, a także „Gościa Niedzielnego”) postanowili zbadać sprawę. I od razu okazało się, że gwałtu nie było, a aborcja została wstrzymana nie przez „złowrogich obrońców życia”, ale przez brak zgody samej dziewczynki, która nie chciała zabicia swojego dziecka, choć była do takiej decyzji systematycznie zmuszana przez własną matkę. Ujawnienie tych faktów w niczym nie osłabiło impetu „Gazety Wyborczej”. Jej publicyści i dziennikarze nadal przekonywali, że niezależnie od tego, czy dziecko jest owocem gwałtu, czy nie, to jego matce, jako małoletniej, i tak należy się aborcja. I choć w końcu osiągnęli swój cel, to jednak oddziaływanie społeczne sprawy okazało się o wiele słabsze niż mogłoby być, gdyby nie wykryto manipulacji medialnej. I właśnie tej manipulacji, a szerzej – przedstawieniu całej sprawy „Agaty” poświęcona jest książka Joanny Najfeld i Tomasz P. Terlikow-

LII

skiego „Agata. Anatomia manipulacji”. Jej autorzy, niespełna dwa miesiące po aborcji dziecka 14-latki z Lublina, zrekonstruowali (jak sami przyznają, na ile było to możliwe) cały ciąg wydarzeń, który doprowadził do ciąży, a później do wybuchu afery. Rekonstrukcja sięga tak daleko, że dowiadujemy się z niej rzeczy, do których w trakcie sprawy nikt nie dotarł, jak choćby do informacji o rodzinie chłopaka „Agaty”, który był ojcem ich dziecka, a o którym cicho było w ciągu sporu o aborcję. Nie te ciekawostki są w książce jednak najważniejsze. O wiele istotniejsze jest pokazanie mechanizmu manipulacji, jaki został w tej sprawie zastosowany, a także uświadomienie (poprzez zachodnie przykłady), jaki był cel lobbystek aborcyjnych spod znaku Wandy Nowickiej i proaborcyjnych dziennikarzy. Cel ten – a jest nim całkowita dopuszczalność zabijania nienarodzonych – będzie realizowany nadal, za pomocą takich spraw jak „Agaty”, ale w nie mniejszym stopniu poprzez wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który zrobi wszystko, by stopniowo wymusić na Polsce liberalizację praktyki ochrony życia ludzkiego. Autorzy zajęli się w książce także kwestią ekskomuniki minister Ewy Kopacz. Inaczej niż zdecydowana większość komentatorów, nie ograniczyli się jednak do zaprezentowania stanowiska polskich hierarchów, lecz sięgnęli także do przykładów z innych krajów, a także do nauczania i praktyki kongregacji watykańskich. A z nich wynika jednoznacznie, że polityk, który przyczynił się do aborcji, a nawet tylko wyraził publicznie opinię dopuszczającą aborcję – nie powinien otrzymywać komunii świętej. A obowiązek poinformowania go o tym ciąży na pasterzach, a nie na świeckich. Taką informację otrzymało już wielu polityków katolików – tak w Stanach Zjednoczonych, jak i krajach Ameryki Łacińskiej. Jeśli nie otrzymali jej polscy politycy, to niestety wynika to z lęku hierarchów, a nie ze stanowiska Kościoła. Ogrom informacji, szybkość wydania książki, a także jasny i przystępny tok argumentacji sprawiają, że książka Najfeld i Terlikowskiego może być istotnym elementem w toczącym się obecnie starciu cywilizacji. Manipulacja, z którą mieliśmy do czynienia w ostatnich miesiącach, będzie się bowiem powtarzała, a żeby jej uniknąć, trzeba wiedzieć, jak się ją przygotowuje. A trudno o lepszy podręcznik antymanipulacyjny niż z pasją napisana książka wydana przez wydawnictwa Fronda i AA. J. Najfeld, T. P. Terlikowski, „Agata”. Anatomia manipulacji”, wyd. FRONDA – Wydawnictwo AA, WarszawaKraków 2008.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

AUTO-CZAS

Postęp drogą ewolucji ANDRZEJ SOŁDAN

Gdy przed 34 laty, dokładnie 29 marca 1974 roku, taśmę zakładów Volkswagena w Wolfsburgu opuszczał pierwszy egzemplarz volkswagena GOLFA nikt nie zakładał, że po tylu latach kolejna – już szósta – generacja tego auta nadal będzie wzbudzać wielkie zainteresowanie i po raz kolejny okaże się rynkowym sukcesem.

P

rojekt autorstwa Giorgetto Giugiaro stanowił wówczas rewolucję w historii firmy (przedni napęd, silnik chłodzony wodą, trzy- lub pięciodrzwiowe nadwozie), lecz nabywcy byli zauroczeni tą nowością. W ciągu niewiele ponad dwóch lat sprzedano ponad milion egzemplarzy nowego modelu. Zaczynano od słabiutkiego motoru 1,1 litra o mocy 50 KM, lecz już w 1976 roku pojawił się 110-konny model GTI, trzy lata później wersja cabrio (która nb. była produkowana przez firmę Karmann aż do 1993 r.) i sedan pod nazwą Jetta, zaraz potem pickup Caddy. Era tego modelu trwała dziewięć lat, podczas których wyprodukowano ponad 6.780.050 sztuk samochodów Golf I. Następca był większy, szerszy, nieco aerodynamicznie zaokrąglony, ale już na pierwszy rzut oka nikt nie miał wątpliwości, że to jest Golf II. Takie właśnie było założenie projektantów z Wolfsburga, którzy zamiast rewolucyjnych zmian – szczególnie jeśli chodzi o kształt zewnętrzny pojazdu – postawili na kontynuację doskonale przyjętego przez klientów modelu. Zachowując w zasadzie podstawowe dobre cechy poprzednika (określony standard komfortu, prostota obsługi, oszczędna eksploatacja itd.), w ciągu ośmiu lat produkcji wypróbowano i wprowadzono wiele ciekawych nowych rozwiązań technicznych, jak np. wiskotyczne sprzęgło (1986 r.), czyniące z Golfa pojazd z napędem na cztery koła – od 1990 roku znany jako wersja Country – czy też prototypowe wersje elektryczne i hybrydowe (1989 r.) Produkcji tej gene-

racji zaprzestano w 1991 roku z imponującą liczbą 6.301.000 samochodów. Kolejna generacja trwała krócej, bo tylko do 1997 roku (4.805.900 sztuk), lecz również obfitowała w istotne nowości techniczne, choć zewnętrznie konsekwentnie stanowiła rozwinięcie poprzedniego, dobrze znanego i docenianego modelu. Z tego okresu pochodzą pierwsze seryjnie montowane w tej klasie pojazdu silniki sześciocylindrowe VR6, jak również rodzina dieslowskich silników znanych jako TDI. Począwszy od 1996 roku, seryjnym wyposażeniem Golfa stał się system ABS. Rok 1997 przyniósł debiut Golfa IV z całkowicie ocynkowana karoserią, silnikami pięciocylindrowymi i wersją kombi (Variant); nowa wersja z napędem na wszystkie koła otrzymała sprzęgło Haldex i nazwę 4Motion, zaś w 2002 roku obok diesli również w silnikach benzynowych zastosowano wtrysk paliwa. Zanim zakończono produkcję tej generacji (łącznie 4,3 mln egzemplarzy), pobity został poprzedni rekord produkcji VW – należał do Garbusa i wynosił 21.517.415 sztuk. Kończy się era kolejnej, piątej generacji, która nie wywoływała już tak jednoznacznie pochlebnych opinii, choć osiem różnych wersji (Caddy, Jetta, Plus, Variant, R32, GT, CrossGolf, Blue-Motion) zapewniło koncernowi pierwsze miejsce w rankingu sprzedaży, jako że łącznie sprzedano ponad 26 milionów Golfów. Począwszy od października bieżącego roku, można będzie kupić w Niemczech za co najmniej 16,5 tys. euro najnowszego Golfa szóstej generacji, który „oferując klientom dużo więcej niż kiedykolwiek wcześniej, (...) na nowo zdefiniuje jakość i poziom komfortu w klasie” – mówi Prezes Zarządu VAG, prof. dr Martin Winterkorn. Czyli znowu nie żadna rewolucja, lecz konsekwentny rozwój bazujący na sprawdzonych wzorach z jednoczesnym wprowadzaniem technicznych nowinek. Płyta podłogowa i rozstaw osi pozostają bez zmian (a więc i ilość miejsca w środku także, przy czym niewiele osób narzekało na zbyt ciasne nadwozie), z zewnątrz to jednak nowy pojazd, choć i tym razem nie ma wątpliwości, że to Golf. Zmiany upodabniają nieco ten model do innych produktów koncernu i ogólnie pojazd sprawia wrażenie, jakby nie chciał wyróżniać się wśród wielu konkurentów. Komfort, bezpieczeństwo, ekologia – temu służyć mają nowości ukryte pod blachą. Ma

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

to być najcichszy Golf (choć i teraz nie jest głośny), nie tylko dzięki lepszej izolacji silnika – pomyślano również o redukcji hałasu wywoływanego przez lusterka zewnętrzne (nowy kształt ma spowodować także, że będą się mniej brudziły), wyciszono schowek po stronie pasażera, a nawet zastosowano specjalną powłokę przedniej szyby redukującą hałas podczas jazdy. Kierowca ma odnosić wrażenie jazdy autem wyższej klasy – stąd np. nowe zegary przeniesione z Passata CC, szczotkowane aluminium niektórych elementów, lepsze materiały, w tym bardziej wytrzymała skóra. O zwiększone bezpieczeństwo mają zadbać m.in.: aktywny tempomat (ACC), adaptacyjne zawieszenie (DCC), znane dotychczas w pojazdach segmentu D, nowy system ESP, siedem poduszek powietrznych (w tym chroniąca kolana), czujnik nie zapiętych pasów pasażerów tylnej kanapy (oddzielnie dla każdego miejsca). Ekonomia to przede wszystkim nowe silniki – i tutaj jednak następuje swego rodzaju rewolucja, gdyż po raz pierwszy w Golfach montowane będą silniki diesla Common Rail o mocy od 90 do 170 KM. Wszystkie motory spełniają przyszła normę EU-5 i są wyraźnie oszczędniejsze. Ponadto wszystkie wersje Golfa można zamówić z dwusprzęgłową przekładnią DSG (współpracującą z sześcio- lub siedmiobiegową skrzynią), która zastąpi klasyczne automatyczne skrzynie biegów. W polskich salonach nowy model powinien pojawić się na początku przyszłego roku. Dotarła właśnie smutna wiadomość o śmiertelnym wypadku Andrea Pininfariny, prezesa i szefa rady dyrektorów firmy PININFARINA, która od 75 lat jest wśród automobilistów synonimem elegancji, najbardziej znanym projektantem dla takich marek jak Ferrari, Maserati, Alfa Romeo, Volvo, Lancia. 51-letni syn Sergio Pininfariny był inżynierem konstruktorem, związanym z rodzinną firmą od 1983 roku. Zginął 7 sierpnia br. pod Turynem – za wcześnie.

LIII

FELIETON

Bellum omni contra omnes

A

ch, nie ma to jak mądrości ludowe, zawarte w przysłowiach i porzekadłach! Na przykład „pokorne cielę dwie matki ssie”. Czyż nie pasuje to jak ulał do Aleksandra Kwaśniewskiego, który, wyssawszy co się tylko dało z komuny, potrafił przyssać się nawet do prezydenta Busha, który widząc takiego ssaka, załatwił mu wykłady dla studentów, żeby i oni trochę sobie possali? Pasuje, jak najbardziej – i pewnie dlatego naród polski aż dwukrotnie wybrał sobie Aleksandra Kwaśniewskiego na swego prezydenta. Inna rzecz, że przedtem wybrał sobie Lecha Wałęsę, bo nastręczył go „drogi Bronisław” – obecnie kandydat na santo subito – więc w wyborze Aleksandra Kwaśniewskiego niczego zaskakującego już nie było. Ale mniejsza już o tych wpływowych mężów stanu, bo chodzi przede wszystkim o mądrości ludowe. Ot, na przykład taką, że „dobrego i karczma nie zepsuje, a złego i kościół nie naprawi”. W tej pełnej mądrości sentencji wyraża się determinizm dziejowy, który dał się zauważyć również w Niemczech, kiedy podbili je „naziści”. Pojawiły się wówczas pewne trudności w zaopatrzeniu w tak zwane artykuły pierwszej potrzeby, m.in. w mydło. Pewnie dlatego w okresie późniejszym produkcja mydła stale znajdowała się w centrum zainteresowania „nazistów”, ale w pierwszym okresie nadrabiali oni braki rynkowe propagandą lansującą hasło, że „czysty typ nordycki i bez mydła jest czysty”. Taki determinizm dziejowy wyznają zarówno tak zwani racjonaliści, czyli ludzie wierzący, dajmy na to, w marksizm albo w tak zwaną – cokolwiek by to miało znaczyć – filozofię Wschodu, jak i fideiści. Wśród tych ostatnich krąży anegdotka, trochę na pograniczu bluźnierstwa, o Wojtku, któremu nic się nie udawało, chociaż bardzo się starał. Pewnego dnia w zniecierpliwieniu zaczął z tego powodu czynić gorzkie wyrzuty Panu Bogu i zażądał wyjaśnień. Wtedy nagle otworzyło się niebo, ukazał się Pan Bóg i rzekł: „nie lubię cię, Wojtek!”. Obawiam się, że w podobnej sytuacji znajduje się pan prezydent Kaczyński – o czym świadczy choćby uszczypliwy komentarz w „Gazecie Wyborczej”, pióra od lat przodującej w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym red. Moniki Olejnik. Pani Monice w prezydencie Kaczyńskim, podobnie jak Panu Bogu w Wojtku, nie podoba się wszystko. Odwrotnie niż w „drogim Bronisławie” czy, dajmy na to, Leszku Balcerowiczu. W nich, w myśl instrukcji operacyjnej, podobało się jej wszystko. Pan prezydent wygrał wojnę w Gruzji – źle. Poleciał do Tbilisi – źle. Wylądował w Azerbejdżanie – źle. Chciał być przy podpisaniu porozumienia z Ameryką w sprawie „tarczy” – źle. W obecności Kondolizy śmiał się z angielszczyzny premiera Donalda Tuska – źle. No a jakby wojnę w Gruzji przegrał – to nie ulega wątpliwości, że też byłoby źle. Jakby wylądował nie w Azerbejdżanie, tylko, dajmy na to, w Gori – ach, szkoda mówić; fatalnie! Nawiasem mówiąc, całe szczęście, że pilot prezydenckiego samolotu nie miał odruchów warunkowych, tak rozpowszechnionych wśród luminarzy razwiedki, bo w przeciwnym razie mógłby zastosować się do poleceń rosyjskiego kontrolera lotów i wylądować na jakimś lotnisku polowym, gdzie ruski specnaz mógłby wziąć do niewoli nie tylko wszystkich prezydentów, ale nawet ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego. Kiedyś wśród amerykańskich kontestatorów popularne było powiedzenie, by nie wierzyć ludziom po trzydziestce. Coś w tym jest, chociaż z drugiej strony taki np. Michał Nowicki, syn słyn-

nej propagatorki dzieciobójstwa Wandy Nowickiej, trzydziestki jeszcze chyba nie ma, a też nie ma najmniejszego powodu, by obdarzyć go zaufaniem. Dlatego do pilotowania prezydenckiego samolotu, zwłaszcza gdy ma on lecieć w kierunku wschodnim, lepiej dobierać pilotów młodszych, bo w przypadku starszych nigdy nie wiadomo, która lojalność w krytycznym momencie przeważy. Nie bez kozery Mikołaj Diomko, czyli Mieczysław Moczar, twierdził, że „dla nas, partyjniaków, prawdziwą ojczyzną jest Związek Radziecki”. Czymże innym, jeśli nie miłością do Związku Radzieckiego, można wytłumaczyć tak mocne poparcie partyjniaków, zarówno w pierwszym, jak i drugim pokoleniu, dla Eurosojuza? To przecież nie ich wina, że Związek Radziecki zmienił położenie! Wracając tedy do recenzji, jaką przodująca w pracy operacyjnej oraz wyszkoleniu bojowym i politycznym Monika Olejnik wystawiła prezydentowi Kaczyńskiemu, widać wyraźnie, że nic mu nie pomogło zdezawuowanie Antoniego Macierewicza, który jakoby nakonfabulował w „Aneksie” do raportu z likwidacji WSI i niby z tego powodu lepiej tego raportu nie publikować. Obawiam się, że gdyby nawet pan prezydent wystąpił w przebraniu agenta Wojskowych Służb Informacyjnych, to też nic by mu nie pomogło. Jak to mówią? „Dobrego i karczma nie zepsuje, a złego i kościół nie naprawi”? Otóż to! Już tam razwiedka swoje wie i na prezydenckim stolcu woli mieć niechby i Donalda Tuska, jeśli w tym czasie nie trafi się jakiś lepszy figurant. Wszystko wskazuje na to, iż Walczącym Cesarstwom nie uda się dokonać podziału stref wpływów w Azji Środkowej bezkonfliktowo. Prawdziwym, chociaż prawdopodobnie ograniczonym wojnom w tym rejonie będą towarzyszyły polityczne wojny odpryskowe, zwłaszcza w krajach przeżartych cudzoziemską agenturą, jak np. w Polsce. Agenci CIA będą prowadzić polityczne wojny na górze z agentami GRU, a przecież swoje trzy grosze będą wtrącali też agenci Mosadu i BND, nie mówiąc już o masonach. Wpływ tych ostatnich zaznaczył się najbardziej w sferze retoryki, ale bo też to jest specjalność blagierów od „sztuki królewskiej”. Dlatego nie ma już wojen, a tylko „przymuszanie do pokoju” – zupełnie jak w Radiu Erewań, do którego zwrócił się słuchacz z zapytaniem, czy będzie wojna. – Wojny, ma się rozumieć, nie będzie – odpowiedziało mu Radio Erewań – natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Właśnie amerykańscy agenci tworzący tzw. rząd Afganistanu donieśli, że nasze dzielne wojska zabiły w tym kraju 76 cywilów, w tym siedmiu mężczyzn, 19 kobiet, a reszta to dzieci. Amerykańskie dowództwo kategorycznie temu zaprzecza, twierdząc, że zabici, to „rebelianci”. Ależ jedno drugiemu nie przeszkadza – czyż dzieci nie mogą być rebeliantami? Mogą, zwłaszcza jeśli nawet nie wiedziały, że właśnie były „przymuszane do pokoju”. Nawiasem mówiąc, najlepszym określeniem człowieka skutecznie przymuszonego do pokoju jest rosyjskie słowo pokojnik, oznaczające nieboszczyka. Więc premier Donald Tusk w towarzystwie ministra obrony Bogdana Klicha poleciał do Afganistanu, żeby też odnotować jakiś sukces militarny, bo w odpryskowej wojnie na górze w Polsce też musi być zachowana symetria. Zrozumiały to nawet telewizyjne damy; podobno Lisowa wojuje z Patrycją Kotecką, więc mamy sytuację jak u Hobbesa. STANISŁAW MICHALKIEWICZ

LIV

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

FELIETON

Chińczycy trzymają się mocno

J

ako zaprzysięgły antyd***krata wymyślam często na „motłoch”. Jak wiadomo, z każdym (prawie...) człowiekiem daje się rozmawiać; gdy ludzi jest kilku – to czasem jeszcze też. Gdy jest ich paruset – to właściwym narzędziem komunikacji społecznej staje się kałasznikow, uzi lub wiązka granatów. Jednak zwykli ludzie są, nawet w masie, nieszkodliwi (o ile politycy nie zechcą wprowadzić d***kracji...). Gorzej, gdy motłochem stają się dziennikarze – dzisiaj to jest dopiero nieoświecona hołota! Jak Pan gwizdnie – to chórkiem popierają Głos Pana. Niechby spróbowali inaczej! Przecież w telewizji powiedzieli... Przecież politycy ustalili... Nie można więc powiedzieć inaczej – bo motłoch nie kupi, bo motłoch lubi czytać tylko to, o czym sam już „wie”. Z telewizji, oczywiście. A gdy motłoch – w d***kracji prawdziwy Pan – nie kupi gazety, to klęska finansowa. A jeśli inni Panowie nie dadzą ogłoszeń? Na szczęście istnieje internet. Prorokuję, że za kilka lat te wszystkie dzienniki pójdą z torbami. Właścicielom radzę je sprzedać, póki jeszcze jakiś frajer może je kupi... Tygodniki? Ocaleją niektóre tygodniki opinii – o ile też nie zniszczy ich internet. Na razie opinię robią dziennikarze. Oczywiście najpierw starają się wyczuć, co L*d już wie – a potem mówić to samo, tylko znacznie głośniej. Ostatnio modnie jest napadać na Rosję – więc się na nią napada. Często zupełnie niesłusznie – choć, Bogiem a prawdą, istnieje wystarczająco dużo prawdziwych powodów do wymyślania na Rosję, by nie trzeba było wymyślać sztucznych. Na przykład zwala się na Rosjan wyczyny Stalina. Tymczasem, wbrew przekonaniom niektórych żurnalistów, Józef Wissarionowicz Dżugaszwili (ksywka „Stalin”) nie był Rosjaninem, tylko Gruzinem. Co prawda przypuszczalnie był synem śp. Eugeniusza Michałowicza Prżewalskiego – brata słynnego Mikołaja M. Prżewalskiego (odkrywcy m.in. „konia Przewalskiego”), ale matkę miał Gruzinkę i wychowywany był w kulturze gruzińskiej. Nota bene rodzina Prżewalskich wywodzi się z ukraińskich Kozaków, przez czas jakiś mieszkała w Polsce, lecz nie spolonizowała się; przeciwnie – zrobiła się bardzo antypolska: przeszła na prawosławie, Michał Prżewalski walczył przeciwko powstaniu listopadowemu, a sam Mikołaj zgłosił się na ochotnika do walki z powstaniem styczniowym. Nie wiem, czy dziwaczną transliterację na cyrylicę też wybrali celowo – powinno być, oczywiście, „Priewalskij”) . Dobrze, tyle o Rosjanach – teraz o Chińczykach. Ale nie tych z Pekinu, tylko tych w Polsce. Jak donosi prasa szczecińska (cytuję): „Zachodniopomorski ZHP oddał za długi chińskiej firmie Tian Yü ośrodek morski w Dąbiu. Zdaniem Arkadiusza Litwińskiego, posła PO, nieruchomość jest warta około 13 mln zł. Poseł poinformował na wczorajszej konferencji, że o zbadanie tej cichej transakcji poprosił NIK. Jak zapewniał na konferencji poseł PO Arkadiusz Litwiński, ZHP pożyczył od chińskiej spółki pieniądze, by uregulować należności wobec ZUS. Ponieważ związek nie był w stanie oddać pożyczki, na poczet długu oddał spółce Tian Yü ośrodek w Dąbiu. Zdaniem posła, nieruchomość warta jest ponad 13 mln zł.

Poseł zwraca uwagę na potajemne przeprowadzenie transakcji, z pominięciem procedur przetargowych. Przekonywał, że transakcja została zawarta nawet wbrew uchwałom ZHP. ZHP nie wypowiada się na temat transakcji ani też wielkości zobowiązań, jakie związek miał wobec chińskiej firmy. Poseł złożył wniosek do szczecińskiej delegatury NIK, by sprawdzono przebieg transakcji. Szefowie zachodniopomorskiego ZHP w medialnych wypowiedziach podkreślają, że związek w ośrodku pozostaje. Wielkość należności wobec chińskiej spółki jest owiana tajemnicą. Dodajmy tylko, że Tian Yü zamierza budować domy w rejonie jeziora Dąbie”. Cała ta sprawa jest nad wyraz tajemnicza. Dlaczego poseł bierze się za sprawdzanie transakcji pomiędzy chińską firmą a niezależnym w końcu związkiem harcerzy? Jest oczywiście możliwe, że jakiś Chińczyk dał jakiemuś druhowi w łapę parę złotych, by przejąć za, powiedzmy, połowę wartości atrakcyjne tereny. Jednak do wykrywania takich nadużyć istnieje chyba jakaś wewnętrzna Komisja Rewizyjna ZHP? Czy już P.T. Posłowie uważają, że nie istnieje korupcja w instytucjach państwowych – i pora zająć się z braku laku czym innym? Wystarczy jednak chwilę pogrzebać w Sieci, by odkryć, że Niebiańska Spółka od lat prowadzi w tym rejonie różne interesy. Oto dwa lata temu zawarła porozumienie z ówczesnym prezydentem miasta Szczecina, osławionym Marianem Jurczykiem (TW „Święty”, prezydent z łaski SLD). Brzmiało ono (cytuję): „sygnatariuszami byli: Prezydent Szczecina Marian Jurczyk i Prezes Zarządu Tian Yü sp. z o.o. Yü Jianer. Celem podpisanego dokumentu jest potwierdzenie woli stron w dążeniu do wypracowania koncepcji i kierunków współpracy zmierzającej do realizacji inwestycji określonych w podpisanym 7 września Liście Intencyjnym, tj. zagospodarowania obszaru wokół jeziora Dąbie, budowy budynków mieszkalnych oraz tzw. punktowców. W Porozumieniu spółka Tian Yü wyraziła akceptację zapisów projektu Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania miasta, oświadczając jednocześnie, że jest świadoma, iż szczegółowe zapisy projektu Studium mogą ulegać zmianom w trakcie trwania prac przy jego uchwalaniu”. Ponieważ jest mało prawdopodobne, by jakakolwiek spółka podpisała umowę dopuszczającą, że jedna strona może ją niemal dowolnie zmieniać, sądzić należy, że Chińczycy mają jakieś dobre „wejścia” do Urzędu Miasta Szczecina – i wiedzieli z góry, że wszystko ułoży się tak, jak się ułożyło. Z zadłużeniem lokalnego ZHP włącznie. Zastanawiające jest tylko, dlaczego nie robi się w tej sprawie „śledztwa dziennikarskiego” (o co aż się prosi...), a zamiast tego sprawą musi zajmować się poseł – czyli przedstawiciel instytucji, która powinna uchwalać ustawy, a nie zaglądać do kieszeni teoretycznie niezależnych instytucyj. Co robi – pytam się – uwielbiająca dziennikarskie śledztwa „Gazeta Wyborcza” – której szczecińska mutacja jest, o ile pamiętam, całkiem sprawna? I to jest to pytanie! JANUSZ KORWIN-MIKKE

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

LV

MÓJ SĄD NAJWYŻSZY

Jedyny taki dworzec PAWEŁ ZARZECZNY

P

onieważ polityka międzynarodowa chwilowo zaczyna mnie nużyć (poza apelami Niemców o opamiętanie – jak ciekawie obserwować przemianę tego zaborczego narodu w gołąbka pokoju), pozwolę sobie zająć się sprawami bardziej przyziemnymi. Mianowicie dworcem kolejowym, na którym jestem codziennie. Najbrzydszym dworcem świata, za to znajdującym się na najdroższej w Polsce działce. To stacja Warszawa Służew, położona pomiędzy międzynarodowym lotniskiem Okęcie, a najliczniejszymi biurowcami Warszawy, zwanymi City. Gmachy rosną tu jak grzyby po deszczu. Dworzec jest ohydny. Po prostu. Zacznę ten donos od informacji, że nie ma tam – w centrum Polski, w XXI wieku – ani jednego kibla! Nawet przenośnego (kiedyś śmialiśmy się z rządów Sławoja Składkowskiego, ale po nim chociaż „sławojki” pozostały, a co zostanie po obecnych rządach?). No więc, jak wiadomo, zwłaszcza przy pociągach spóźniających się przynajmniej o godzinę, zadziwiająco regularnie, także pośpiesznych – w pobliskich krzakach kotłują się kobiety i mężczyźni, a cała okolica ma ordynarny zapach moczu. Za to przy jednym z peronów, który porastają chwasty (a na spróchniałym daszku wyrosły już metrowe drzewka!), stoi elegancka, emaliowana reklama. Że dworzec ten budujemy za pomocą Unii za jakieś 453.287.454 złote i 27 groszy (te grosze rozczulają najbardziej). Oczywiście tak budujemy (bo to taka kolejowa droga na Okęcie ma być), że na razie zbudowano inny, prowizoryczny peron – już bez daszku i bez żadnej ławki (!), też śmierdzący! Co ciekawe, również nie łączy go nic z peronem poprzednim, poza 200-metrowym objazdem, więc 99 procent pasażerów mknie samobójczo przez tory. Po co? Bo peron jest nowy, ale budka z biletami pozostała na starym. Siedzi tam zawsze jakaś pani, przez 24 godziny, też bez toalety. Najwyraźniej ludzi w tym tysiącleciu zmusza się do robienia w torebkę lub sikania w butelkę, no bo po-

LVI

RÓŻOWA KSIĘGA

W

sterunku opuścić przecież nie wolno! Co na to Państwowa Inspekcja Pracy? O spóźnieniach nie wspomnę – nikt o nich zresztą nie uprzedza i nie informuje. Życie pasażera na Służewcu polega na skakaniu przez tory, sikaniu w krzaki i pocieszaniu się puszką piwa, co tropi od czasu do czasu policja – no bo w Polsce wolno pić tylko bogatym w Intercity. Życie pasażera polega więc na ciągłym wypatrywaniu świateł za zakrętem i modlitwie, żeby nie padał deszcz. Nuda. Nie ma kiosku z gazetami. Jak u Kononowicza – nie ma niczego. O nie! – jest przeraźliwie żółta tablica informująca, że dotknięcie trakcji elektrycznej grozi śmiercią lub kalectwem. Brakuje tylko jednego – tablicy informującej o zakazie fotografowania. Pociągi jeżdżą tylko po jednym torze. Drugi – i jest to jedyny zauważalny znak robót – zamknięto szlabanem z desek. Na pewno zablokuje jakiś zabłąkany ekspres. Robotnika nie widać ani jednego. Były jakieś maszyny, a ich załogi dziwiły się, że ściągnięto je z Rybnika, a w Rybniku robią tory (to znaczy nie robią) załogi z Warszawy. W niedalekim tle widać startujące samoloty i lotniskowy hotel. Znaczy się nasz polski syf widać i stamtąd. Z ziemi i z powietrza. Nawet i to, że na całym nowym peronie nie ma ani jednego kosza na śmieci. Znaczy się śmieci się wszędzie. Właściwie to mógłbym tak długo, ale spieszę się na ten dworzec, bo nie wiem doprawdy, o której nadjedzie mój pociąg (no a muszę też być zapobiegliwy i wcześniej się wysikać, a może i tak zwane ecargo nadać.). I martwić się zacznę, czy ten pociąg nadjedzie w ogóle, bo ostatnio Koleje Mazowieckie z braku wagonów kupiły nowe, tylko zapomniały o lokomotywach. A jak się lokomotywy nawet od kogoś pożyczy (bo nie ma od kogo), i tak trud cały na nic, bo nowe wagony są o kilka centymetrów za wysokie i nie przejadą przez Warszawę tunelem średnicowym. Zatem może od razu lepiej wysłać je na złom, dworzec Warszawa Służew zamknąć, a do szpitala psychiatrycznego w Tworkach wybrać się taksówką.

iadomo że jedną z form lewicowej propagandy jest nowomowa, czyli tendencja do eliminacji jak największej liczby „niepotrzebnych” lub niekorzystnie (z punktu widzenia ideologii państwowej) nacechowanych wyrazów przez zastąpienie ich sztucznymi, ale poprawnymi ekwiwalentami. Na praktyczne zajęcia z nowomowy trafił Pan Dariusz Lisiak, który będąc w sklepie ogrodniczym, nabył „selektywny preparat o działaniu żołądkowym w formie granulatu KRETOX”. Chociaż środek po prostu „chroni zamknięte powierzchnie przed kretami”, na opakowaniu można przeczytać: „Kret po zjedzeniu przynęty zasypia i ginie w trakcie snu”. W całym opisie instrukcji obsługi nie pada słowo „zabijać” lub „śmierć”. Trudno się dziwić, że później samo określenie „kara śmierci” wywołuje takie jednoznacznie negatywne skojarzenia... Swój obywatelski obowiązek spełnił też Pan Bartłomiej Fabisiak, który przysłał nam donos na skądinąd świetny konserwatywny miesięcznik „Opcja na Prawo”. Jeden z Autorów w artykule „Kłamstwo Tuskolandii” (nr 7-8/2008) napisał: „a państwo w jego obowiązkach wobec najsłabszych obywateli zastępują Caritas i Fundacja Pajacyk”. I chwała im za to – jak również wszystkim, którzy wobec ubogich bliźnich spełniają uczynki miłosierdzia! Takich „obowiązków” prawica państwu nie przypisuje. Co więcej – podkreśla, że kiedy państwo je spełnia poprzez redystrybucję, maleje wśród ludzi dobroczynność... Charytatywność – tak, socjalizm – nie!

Donosy proszę przesyłać wyłącznie na adres: [email protected] lub pocztą na adres redakcji z dopiskiem „Różowa Księga”.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

KĄCIK PRAWDZIWEJ KOBIETY

O BARBARA BUONAFIORI

Dama nie pije!

d wielu już dziesiątków lat Mężczyźni usiłują „walczyć o równe prawa kobiet” – między innymi walcząc o to, by kobieta mogła pić na równi z Mężczyznami. Tymczasem nasze mądre przodkinie ustanowiły rozsądne reguły: kobieta może wypić kieliszek wina (dwa-trzy to już duże ryzyko), może umoczyć usta w kieliszku koniaku; dama nie pije natomiast piwa. Piwa nie pijemy, ponieważ kobieta śmierdząca piwem nie ma powodzenia u Mężczyzn – a ponadto od piwa się tyje. Koniaków nie pijemy (a wódki w ogóle nie tykamy), by się po prostu nie upić. Wino kobieta może wypić – byle nie za dużo. Dlaczego Mężczyźni namawiają kobiety do picia? Wyjaśnił to w XIX wieku Jerzy Belloni, niefortunny naśladowca Casanovy, tłumacząc żonie florenckiego bankiera: „Pij – będziesz łatwiejsza!”. Co skończyło się awanturą, bo oburzona dama powtórzyła to mężowi i Belloni wylądował w areszcie. W Rzymie nie spotkałoby go nic złego. A dlaczego nasze przodkinie uważały, że dama nie może pić na równi z Mężczyznami? One uważały, że kobiety nie umieją pić. Kobieta pijana staje się łatwą ofiarą każdego Mężczyzny.

Dlaczego tak się dzieje? Dziś już wiemy. Kobieta nie tylko jest lżejsza od mężczyzny, również mózg ma lżejszy – więc ta sama ilość alkoholu przypada najmniejszą liczbę komórek jej ciała. Jednak to tylko część problemu. Niedawne badania wykazały, że nawet wtedy, gdy kobieta ma taką sama wagę ciała jak Mężczyzna, alkohol oddziaływuje na nią o połowę silniej. Po 100 gramach czystego alkoholu popełnia ona tyle samo błędów, co Mężczyzna tej samej wagi po 150 gramach. Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś o swoim Mężczyźnie – to pozwól Mu pić. Ty, jako trzeźwa, czegoś się dowiesz – On o tobie nic. Ty się tylko uśmiechaj. Uśmiechaj się i słuchaj uważnie. Natomiast jeśli ty będziesz piła razem Nim, to ja nie będę słuchała żadnych twoich usprawiedliwień. Kobieta, która pije razem z Mężczyzną, po prostu chce znaleźć się w Jego łóżku. Żadne sądy nie powinny przyjmować skarg kobiet na to, że zostały „zgwałcone”, jeśli przedtem piły z tym Mężczyzną alkohol. Może matka i babka im tego nie wyjaśniły? To ja to niniejszym wyjaśniam. A wino to znakomity napój. Ach, te nasze lekkie, włoskie wina... Idealne dla kobiet!

Występy kuglarzy

S

prawozdawcy, którzy relacjonowali uroczystość otwarcia olimpiady w Pekinie, byli zgodni. Wszyscy jednym głosem zachwycali się widowiskiem zaprezentowanym przez Chińczyków, wydawali z siebie „ochy” i „achy”, twierdząc, że zapierało ono dech w piersiach, że nigdy wcześniej czegoś takiego nie pokazano. Pod niebiosa wychwalali pomysł widowiska, jego reżyserię, wykoMAREK ARPAD nanie, maestrię biorących w nim udział artystów (?), KOWALSKI sportowców (?) czy jak tam ich nazwać. Zapewne każdy lubi, co mu się podoba – i może Bo bądźmy szczewyrazić opinię na ten temat. Moja nie dotyczy artyrzy: dziś sport stycznych i estetycznych wrażeń, jakich dostarczyło (zostańmy przy tym to otwarcie. Uważam bowiem, że na olimpiadzie najtemacie) jest nie ważniejsze są zmagania sportowców, a nie widowiska do pomyślenia bez uchodzące za artystyczne. Jeżeli chcę obejrzeć dracoraz większych pieniędzy – zarówno mat, balet, operę czy wysłuchać koncertu, to idę do teatru, opery czy do filharmonii, a nie na stadion – i w dla zawodników, dodatku idę wtedy, kiedy chcę, a nie gdy jestem uwiędla których sport to profesja, jak i ogląziony na stadionie i muszę oglądać to, czym mnie dającej zmagania raczą, gdy oczekuję występów sportowych. Zrobiła gawiedzi, która ocze- się moda na takie widowiska otwierające olimpiady. kuje jak największej Jeżeli jakieś państwa chcą się wysadzać na takie imliczby transmisji, prezy, coraz bardziej kosztowne i mające przyćmić co przecież też poprzedników, to ich sprawa i sprawa podatników, kosztuje. ale nie muszę się takimi uroczystościami osobiście zachwycać. Nie mówiąc o tym, że przyćmiewają one to, co na igrzyskach najistotniejsze – sport. Co prawda kiedy do miasteczka przybywała trupa kuglarzy, na rynku gromadzili się gapie, aby podziwiać połykaczy noży lub linoskoczków, czyli NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

NAIWNY CYNIK

przekładając na dzisiejsze – jednak sportowców, jeśli można tak ich nazwać. Śpiewy i tańce oraz popisy skoczków urozmaicających występy „prawdziwych” kuglarzy były tylko tłem, a nie czymś głównym. Populistyczne zabawy widać zawsze jednak miały powodzenie tłumu. Choć i tu mam wątpliwości, czy w tej chwili najważniejsze będą wyniki sportowe w Pekinie, czy raczej „mecz” Rosja-Guzja. Co świadczy o tym, że morale Rosjan jest niczym wobec morale starożytnych Greków. Starożytni, gdy odbywały się olimpiady, zawieszali wojny i nie rozpoczynali nowych. Było to nie do pomyślenia. Teraz nie do pomyślenia są wzory, jakie odziedziczyliśmy po starożytnych Grekach, a dokładniej – jakie chcielibyśmy dziedziczyć. Bo piękne słowa towarzyszące olimpiadom nabierają antywaloru hipokryzji. Olimpiada w tym przypadku stała się dobrym płaszczem, który przykryłby zainteresowanie świata agresją Rosji na Gruzję. Rozumiem, że od czystego sportu ważniejsze są interesy polityczne, łącznie z wojnami, zaś olimpiada ma zagłuszyć hałas wojny (ale okazuje się, że – na szczęście – nie zawsze jest to możliwe) – no i pieniądze. Bo bądźmy szczerzy: dziś sport (zostańmy przy tym temacie) jest nie do pomyślenia bez coraz większych pieniędzy – zarówno dla zawodników, dla których sport to profesja, jak i oglądającej zmagania gawiedzi, która oczekuje jak największej liczby transmisji, co przecież też kosztuje. Signum temporis. Jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Nie musimy lubić nowych, barbarzyńskich obyczajów, ale trzeba pogodzić się z nimi. Chyba już się pogodziliśmy.

LVII

V KOLUMNA

Sędziowska interwencja

K

onserwatyści amerykańscy często psioczą na sądy. Sędziowie nagminnie wtrącają się do życia społecznego. Starają się pełnić funkcje legislacyjne. Tak było ostatnio w Kalifornii. Kilka lat temu mieliśmy referendum i lud wypowiedział się jednoznacznie, że nie chce „małżeństw” homoseksualistów. Potem jednak dwukrotnie grupy nacisku starały się w zawoalowany sposób przepchnąć umożliwiające takie związki ustawodawstwo przez parlament stanowy. Dwukrotnie gubernator stanu, Arnold Schwarzenegger, wetował próby jego przeforsowania. Wbrew temu burmistrz San Francisco zaczął takich „ślubów” udzielać. Gubernator zaskarżył go do sądu i „śluby” wstrzymano aż do rozpatrzenia sprawy przez Najwyższy Sąd Stanowy. Sąd doszedł do wniosku, że odmówienie udzielania „ślubów” homoseksualistom jest objawem dyskryminacji. Według kalifornijskich sędziów, „małżeństwo to podstawowe prawo obywatelskie”. Z tego chyba wynika, że nieważne, kto się żeni, byle byłby obywatelem. Poligamiści oraz inni zwolennicy „alternatywnego stylu życia” już się cieszą. Tym sposobem kilku sędziów unieważniło wolę kilkunastu milionów wyborców (Polakom ten mechanizm wyda się znajomy w kontekście przepychanek dotyczących referendum konstytucyjnego w UE). Werdykt sądu jest dla mnie ważny z kilku powodów. Po pierwsze – małżeństwo to instytucja związku między kobietą a mężczyzną uświęcona w celu przedłużenia gatunku. Inne kombinacje są dla ludzkości samobójcze, bowiem trywializują ład naturalny i prowadzą do wyginięcia gatunku. Po drugie – w USA obowiązuje powiedzenie: „Jak Kalifornia, tak cały kraj” (As goes California, so does the nation). „Małżeństwa” homoseksualne rozszerzą się na inne stany, bowiem w sensie kulturowym staną się coraz bardziej akceptowalne. Po trzecie – werdykt kalifornijski wzmocni precendens prawny, który zaszedł już w Massachusetts, gdy stan ten zdecydował się, jako pierwszy w USA, na zalegalizowanie „małżeństw” homoseksualnych. Po prostu Konstytucja USA umożliwia, żeby umowy cywilne zawierane w jednym stanie obowiązywały też w innych stanach. A małżeństwo, w świetle prawodawstwa amerykańskiego, to umowa. Po czwarte – w stanie Kalifornia przesiąkłem amerykańską kulturą, wychowałem się po amerykańsku i mieszka tam moja rodzina. Zależy mi na tym, aby tam było normalnie.

LVIII

Po piąte – jednym z szefów organizacyjnych kontrofensywy normalności jest mój przyjaciel Brian Brown – absolwent Oxfordu, historyk i „łagodny olbrzym” (gentle giant), futbolista z konserwatywnego powiatu Orange pod Los Angeles. Brian z sukcesem przeciwstawił się rewolucji „wesołkowatych małżeństw”, gdy szefował Instytutowi Rodzin w Connecticut kilka lat temu. Całą kampanię ufundował ortodoksyjny żydowski multimilioner, który ma starotestamentowe podejście do „wesołków”. Teraz Brian wrócił do domu i stanął do walki na swoim starym boisku. Szefuje Narodowej Organizacji na rzecz Małżeństwa, oddział w Kalifornii (National Organization for Marriage California). „Ci sędziowie, którzy nie mają styku z rzeczywistością, nie będą mieli ostatniego słowa na temat małżeństwa” – powiedział Brian Brown dla „The Washington Post”. Prezes fundamentalistycznej protestanckiej grupy Koncentracja na Rodzinie (Focus on Families), James Dobson, nazwał sprawę dosadniej: „sądowa tyrania” („The Economist”). Tymczasem konserwatywny „National Review” stwierdził, że sędziowie nieopatrznie wywołali temat, a McCain i Obama będą się musieli do niego ustosunkować. Obaj na razie twierdzą, że są przeciw „małżeństwom” homosiów. Nie jest jednak jeszcze jasne, do jakiego stopnia popierają związki cywilne umożliwiające uzyskanie przez „wesołkowate” pary statusu prawnego pozwalającego na ubieganie się o wspólne ubezpieczenie i inne przywileje w pracy partnera, a także ułatwiającego dziedziczenie po sobie. Jednak grupy nacisku starają się wymóc otwarte deklaracje od prezydenckich kandydatów. Bezsprzecznie z myślą o nadchodzących wyborach Nowy Jork już w tej chwili obiecał, że będzie uznawał „małżeństwa” homoseksualne zawarte w Kalifornii. Co więcej, Nowy Jork uzna też takie „małżeństwa” zawarte za granicą – w Kanadzie, Hiszpanii, Belgii, Holandii i Afryce Południowej. Taką dyrektywę po prostu wydał gubernator David Paterson, nie oglądając się na legislaturę stanową. Biurokraci mają zamiar przepisać na nowo około 1300 reguł i statutów w tym stanie. A dotyczy to „wszystkiego – od składania oświadczeń podatkowych do transferu pozwolenia na wędkowanie między partnerami” („The New York Times”). „The Economist” przypomniał jednak, że takie sprawy jak werdykt kalifornijskiego sądu mobilizują elektorat prawicowy. Wy-

borcze bitwy będą miały miejsce w Kalifornii, Nowym Jorku, Vermont i na Florydzie – stanach z dużą koncentracją „wesołków”. Na razie 41 stanów wciąż uznaje małżeństwo za związek tylko między mężczyzną a kobietą. Konserwatywni Kalifornijczycy chcą przegłosować odpowiednią poprawkę do swojej konstytucji stanowej. Jak podaje Reuters, prezes nowojorskiej Partii Konserwatywnej, Michael Long, podkreśla, że „w stanie Nowy Jork małżeństwo jest między mężczyzną a kobietą”. Według Associated Press, pastor Duane Motley z organizacji Nowojorczycy na rzecz Swobód Konstytucyjnych (New Yorkers for Constitutional Freedoms) podkreślił, że „demokratyczny gubernator wykiwał legislaturę i sądy i dał policzek Nowojorczykom”. Poparł go dyrektor wykonawczy Katolickiej Konferencji Stanu Nowy Jork (New York State Catholic Conference), Richard E. Barnes: „Definicja małżeństwa uformowana została, zanim zaczęliśmy spisywać naszą historię... Żaden polityk ani sąd, ani legislatura nie powinna starać się redefiniować tego szczególnego fundamentu naszego społeczeństwa w sposób, który powoduje całkowitą zmianę jego znaczenia i celu”. Jednocześnie 10 stanów zwróciło się oficjalnie do Kalifornii o wstrzymanie się z ostatecznym werdyktem aż do listopadowych wyborów. Tymczasem kalifornijscy biurokraci przygotowali się do udzielania „ślubów”. W San Francisco niezbędna była pomoc 200 dodatkowych wolontariuszy. Wszędzie ma miejsce mobilizacja rozmaitych lewaków. Pierwszą i najsławniejszą parą w San Francisco będą lesbijskie weteranki-aktywistki – Phyllis Lyon i Del Martin. Pierwsza z nich ma 84 lata, a druga – 87. Pobłogosławi im burmistrz Gavin Newsom – zresztą już po raz drugi, bowiem za pierwszym razem, w lutym 2004 roku, ślub Lyon i Martin unieważnił kalifornijski sąd. Ciekawe, co będzie teraz. Na razie jednak homintern triumfuje. W Grecji po raz pierwszy udzielono świeckiego ślubu lesbijkom na wyspie Tilos. Wyzyskano życzliwość socjalistycznego burmistrza oraz kruczek prawny, bo greckie prawodawstwo nie definiuje ślubów cywilnych „jako związku między mężczyzną a kobietą”. Tymczasem – jak podał „The Telegraph” – w Wielkiej Brytanii właśnie odbył się pierwszy „ślub” między „wesołkowatymi” anglikańskimi pastorami – wszystko według reguł liturgicznych tego Kościoła. As goes California, so does Europe? MAREK JAN CHODAKIEWICZ www.iwp.edu

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

HISTORIA KSIĄDZ ANDREJ HLINKA – W 70. ROCZNICĘ ŚMIERCI PRZYWÓDCY SŁOWAKÓW

Jak powstawała Słowacja DANIEL WARZOCHA

Międzywojenna Czechosłowacja, kraj o złożonej strukturze narodowościowej i wyznaniowej, była widownią wielu problemów społecznych i politycznych. Liberalna republika formalnie deklarowała równość wszystkich obywateli. Mimo tych zapewnień, katoliccy Słowacy byli dyskryminowani w państwie zdominowanym przez w dużej mierze zlaicyzowanych lub odwołujących się do tradycji husyckich Czechów. W tych niełatwych warunkach rozwijał się słowacki ruch narodowy, kierowany przez ks. Andreja Hlinkę. 16 sierpnia 2008 roku minęła 70. rocznica jego śmierci.

R

odzina, w której urodził się Andrej Hlinka, od dawna mieszkała we wsi Černova w pobliżu Ružomberku (w 1882 r. przyłączono ją do tego miasta i dziś stanowi jego dzielnicę). Jak to zdarzało się w przeszłości u chłopów słowackich, występowały w niej dwa nazwiska: Sidor oraz Hlinka. Ojciec Andreja za czasów kawalerskich nazywał się Andrej Sidor; dopiero po małżeństwie z Anną Zahorcovą w 1842 roku przyjął nazwisko Hlinka. Był niezbyt zamożnym rolnikiem. Jak wielu sąsiadów, miał także dodatkowe zajęcie – dorabiał jako flisak na Wagu. Podobnie jak jego sąsiedzi, miał też sporo dzieci. Kolejno urodzili się: Juraj, Katarina, Maria i Anna. W 1855 roku zmarła mu żona, a rok później ożenił się powtórnie ze znacznie od siebie młodszą Marią Sulikovą. I znów przyszły na świat dzieci: Zuzana, Jan, Andrej, Józef, Stefan. Rodzina była więc liczna, a to oznaczało wiele trosk materialnych. Andrej Hlinka urodził się 27 września 1864 roku i mógł jeszcze uczyć się w miej-

Ks. Andrej Hlinka scowej szkole w ojczystym języku, który w następnych latach musiał ustąpić w szkołach językowi węgierskiemu. Za namową nauczyciela rodzice postanowili posłać go do gimnazjum i w tym celu nauczył się dobrze węgierskiego. W 1877 roku rozpoczął naukę w Ružomberku, gdzie ojciec płacił za niego rocznie 11 guldenów, dwie fury drewna oraz gęś. Nie było to mało, toteż sądzić można, iż rodzinie powodziło się wówczas nieźle. Niełatwo było synowi chłopskiemu zdobyć wykształcenie, zwłaszcza gdy pochodził ze środowiska słowackiego. Szkoła była węgierska i miała kształtować węgierskich patriotów, lecz młody Hlinka – pod wpływem znajomych i rodziny – zachował więź ze swym środowiskiem i poza gimnazjum uczył się prywatnie języka słowackiego. Największe możliwości dalszej nauki oraz awansu społecznego dawała kariera duchowna – i

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

być może to właśnie przesądziło, że już w Ružomberku chłopiec postanowił zostać księdzem. Ponieważ miejscowe gimnazjum miało tylko cztery klasy, Andrej przeniósł się jesienią 1881 roku do Lewoczy, gdzie ukończył dwie ostatnie klasy. Andrej Hlinka podjął wkrótce starania o przyjęcie do spiskiego seminarium duchownego. 2 lipca 1883 roku otrzymał pozytywną decyzję. Pierwsze dwa lata studiował filozofię, w 1885 roku przyjął niższe święcenia kapłańskie i przez cztery następne lata był słuchaczem teologii. Doszło wówczas do pierwszych konfliktów z jego przełożonymi. Biograf Hlinki, a w latach międzywojennych jeden z jego najbliższych współpracowników politycznych, Karol Sidor, pisał: ,,W seminarium zaczęto już studenta teologii Hlinkę madziaryzować. Teologowie mogli mówić po słowacku tylko dwa dni w tygodniu. Hlinka miał zastrzeżenia przeciw takiemu ograniczaniu praw swego ojczystego języka i wypowiedział je publicznie”. Od przedwczesnego zakończenia kariery duchownej uratowała go pracowitość, zdolność i pobożność, uznawane przez zwierzchność. Zresztą nie były to jeszcze lata najtrudniejsze. Stosunki w spiskim seminarium miały się z biegiem lat pogorszyć. Uczący się tam ćwierć wieku później Ferdynand Machay, który stał się polskim działaczem narodowym w wioskach orawskich, pisał we wspomnieniach: ,,W biskupstwie spiskim nie było ani jednej parafii madziarskiej, ale słuchacze teologii nie mogli ze sobą

LIX

HISTORIA inaczej jak po madziarsku rozmawiać. W tym kierunku był ostry nadzór. Chciał ktoś czytać książkę słowacką lub polską, przełożeni zaraz szukali jakiejś formułki, która nie pozwalała na czytanie po słowacku lub po polsku”. 12 czerwca 1889 roku zmarła mu matka, a 19 czerwca – tydzień później – Hlinka otrzymał ostatnie święcenia kapłańskie. Biskup skierował go do pomocy sędziwemu proboszczowi w Zakamennym Klinie na Orawie. Faktycznie musiał tam – w trudnych warunkach ubogiej wioski – kierować parafią. W maju 1890 roku przeniesiono go do wioski Sväta Alžbeta na Liptowie, a po kilku miesiącach do orawskiego miasteczka Tvrdosin. Tam przygotowywał się do egzaminów niezbędnych dla przyszłego proboszcza. Nim jeszcze je pomyślnie zdał, otrzymał w 1892 roku probostwo miejscowości Tri Sliace na Liptowie, niezbyt odległe od rodzinnej Černovej. W 1894 roku Hlinka włączył się w życie polityczne swego powiatu. Wziął udział w założeniu w Ružomberku Koła Katolickiego, jakich setki powstawały wówczas na Węgrzech. Przyłączył się tym samym do katolickiego Stronnictwa Ludowego, utworzonego przez hr. Ferdinanda Zichego, i brał udział w kampaniach przeciw liberalnemu rządowi, który wprowadził m.in. zmiany w węgierskim prawie cywilnym. Wkrótce jednak drogi Hlinki i partii ludowej rozeszły się. Działacze węgierscy wkraczali na tory polityki nacjonalistycznej, zmierzając otwarcie do wynarodowienia Słowaków. Hlinka natomiast wyrastał na obrońcę kultury i języka słowackiego – języka, którym mówili jego parafianie oraz on sam. W 1905 roku otrzymał probostwo w Ružomberku, który do końca życia pozostał jego siedzibą. Świadczyło to o dobrych stosunkach proboszcza ze zwierzchnością kościelną. W końcu 1905 roku powstała Słowacka Partia Ludowa. W praktyce była to niewielka grupa słowackich działaczy katolickich, którzy zamierzali wykorzystać w okresie przedwyborczym znaną już we wsiach słowackich nazwę, choć faktycznie pozostawali w ramach Słowackiej Partii Narodowej, w której istotną rolę grali politycy protestanccy. Grupa katolicka prowadziła wprawdzie walkę publicystyczną z innymi nurtami Partii Narodowej, zarazem jednak współpracowała z nimi, zwłaszcza podczas wyborów. Toteż w 1906 roku wśród kandydatów na posłów popieranych przez Hlinkę znaleźli się zarówno księża katoliccy, jak i późniejsi jego rywale polityczni: Vavro Šrobár oraz Milan Hodža. Ostatecznie do par-

LX

Żylina, plac Ks. Andreja Hlinki lamentu w Budapeszcie weszło siedmiu posłów słowackich, w tym trzech księży katolickich i dwóch ewangelików. Niechcący popularności przydały też wkrótce ružomberskiemu proboszczowi władze węgierskie oraz jego zwierzchnik – biskup Sándor Parvy. Biskup zakazał Hlince agitować za Šrobárem, potem zawiesił go w obowiązkach kapłańskich. Wywołało to zamieszanie w parafii, a następnie masowe demonstracje. Interweniowali żandarmi. Wierni zaczęli bojkotować kościół parafialny, w którym obrzędy odprawiał narzucony parafii duchowny. Władze administracyjne uznały, że jest to dzieło słowackich spiskowców i rozpoczęły aresztowania. 27 sierpnia 1906 roku do więzienia trafił także Hlinka. Zarzucono mu podburzanie ludu przeciwko władzy oraz wzniecanie nienawiści narodowej przeciwko Węgrom. Hlinka odpowiadał: ,,Wyznaję swą słowacką mowę ojczystą. Węgra szanuję, miłuję, nawet uważam go za swojego brata”. Jednocześnie jednak przeciwstawiał się – co zrozumiałe – narzucaniu języka węgierskiego przez władze. Sąd skazał Hlinkę na grzywnę i dwa lata więzienia, rok więzienia otrzymał także Šrobár, pozostałym oskarżonym wymierzono mniejsze kary. Hierarchia kar dowodzi, kogo sąd uznał za najgroźniejszego przeciwnika. Przed

uprawomocnieniem się wyroku wszyscy znaleźli się na wolności. 30 listopada 1907 roku wyrok uprawomocnił się i ks. Hlinka znalazł się w więzieniu w Segedynie. Zyskał już opinię męczennika sprawy narodowej; kiedy w Rzymie miała się rozstrzygać sprawa jego zawieszenia w obowiązkach kapłańskich, pod petycją do papieża o odwołanie zawieszenia zebrano w ciągu niewielu dni 30 tys. podpisów z całej Słowacji. W Watykanie sprawa niepokornego proboszcza przybrała pomyślny obrót i w marcu 1908 roku uchylono decyzję biskupa. Wiadomość tę otrzymał Hlinka w więzieniu. Tymczasem przybyło mu jeszcze dalszych dziewięć miesięcy kary, wymierzonej podczas kolejnego procesu za opublikowane dawniej artykuły. Wreszcie w marcu 1910 roku powrócił do swego Ružomberku. Wybuch wojny w 1914 roku spowodował początkowo pasywność słowackich ugrupowań politycznych, zapewne zaskoczonych wydarzeniami, obawiających się oskarżenia o zdradę stanu. Gdy nastroje społeczne stawały się coraz bardziej wrogie Habsburgom oraz istniejącemu porządkowi politycznemu, ks. Hlinka stwierdził 24 maja 1918 roku na zebraniu Słowackiej Partii Narodowej, z którą jego grupa, działająca pod nazwą

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

HISTORIA Słowacka Partia Ludowa, nadal pozostawała związana: „Powiedzmy otwarcie, że jesteśmy za orientacją czechosłowacką. Tysiącletnie małżeństwo z Węgrami nie udało się. Musimy się rozejść”. 30 października 1918 roku Hlinka brał udział w obradach Słowackiej Rady Narodowej, złożonej z przedstawicieli rozmaitych ugrupowań słowackich, która zebrała się w Turčianskym Svätym Martinie. Jego podpis znalazł się pod uchwaloną wówczas deklaracją domagającą się niezawisłości dla narodu słowackiego. 28 sierpnia 1919 roku, dzięki pomocy przyjaciół w Cieszynie, Hlinka, Jehlička i Mnohel otrzymali przepustki na przekroczenie polskiej granicy. Udali się do Warszawy, gdzie odwiedzili m.in. Naczelnika Państwa Józefa Piłsudskiego. Trójka Słowaków otrzymała prawdziwe polskie paszporty na fałszywe nazwiska; Hlinka podróżował odtąd jako Berger. Pojechali do Paryża okrężną drogą – przez Rumunię, Jugosławię, Włochy i Szwajcarię. W Paryżu Hlinka i towarzysze chcieli dowieść, że w Czechosłowacji Słowacy podlegają prześladowaniom. Postulowali wprowadzenie do traktatów pokojowych zasady autonomii Słowacji. Pobyt Słowaków w Paryżu wywołał zaniepokojenie delegacji czechosłowackiej, którą kierował minister spraw zagranicznych Edvard Beneš. Wkładała ona wiele wysiłku, by połączyć ziemie czeskie i słowackie w jedno państwo i uniknąć niebezpieczeństw powodowanych działalnością Węgrów. Węgrzy obiecywali Słowacji autonomię i gwarancję praw narodowych. Gdy teraz przybyła trójka Słowaków narzekających na czeski ucisk, argumenty węgierskie łatwiej mogły znaleźć drogę do uszu uczestników konferencji. Także politycy polscy – wo-

Ks. Hlinka został upamiętniony także na słowackich banknotach bec konfliktu granicznego z Czechosłowacją – gotowi byli wspierać kroki, które mogły zaszkodzić rywalowi. Ostatecznie jednak Słowacy musieli opuścić Paryż, gdyż wskutek interwencji władz czecho-

Mauzoleum ks. Hlinki w Ružomberku słowackich policja francuska poddała ich obserwacji i zatrzymała paszporty. W parlamencie w Pradze wybuchł skandal. Niektórzy posłowie potępiali Hlinkę i Jehličkę, inni ich bronili. Jehlička ostatecznie pozostał na emigracji. Mnohel, nim powrócił, jeszcze przez rok wyczekiwał rozwoju wydarzeń. Jedynie Hlinka – świadomy, że ewentualne represje mogą tylko zwiększyć jego popularność na wsi słowackiej – postanowił wracać bez zwłoki. Szybko znalazł się w areszcie pod zarzutem zdrady stanu. Tego dnia bowiem, kiedy przybył do Ružomberku, parlament pozbawił go nietykalności poselskiej. Sprawa okazała się jednak kłopotliwa dla Czechów. Z jednej strony akcja ks. Hlinki w Paryżu uzasadniała oskarżenie, z drugiej zaś byłoby niezręcznością polityczną u progu niepodległości osadzać w więzieniu otoczonego aureolą legendy słowackiego proboszcza. Aresztant nie był młodzieńcem; odzywała się choroba żołądka, nabyta podczas dawniejszych wędrówek oraz w węgierskim więzieniu. W marcu 1920 roku przewieziono Hlinkę do sanatorium na przedmieściu Pragi; umożliwiło to leczenie, a zarazem utrudniło kontakty ze współpracownikami. Tymczasem nadeszły wybory 18 kwietnia 1920 roku. Hlinka znalazł się na liście kandydatów, a wybór oznaczał dla niego uwolnienie i odłożenie na

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

półkę afery paryskiej. W propagandzie swej partii Hlinka stał się męczennikiem religijnym i narodowym, przywódcą i najwyższym autorytetem. Wkrótce ugrupowanie przyjęło nazwę Słowacka Partia Ludowa Hlinki (Hlinkova Slovenská L’udová Strana). Zmiana oficjalnej nazwy stronnictwa świadczy o niekwestionowanym w partii autorytecie proboszcza z Ružomberku, który był przemyślnym politykiem, dobrym znawcą swego stronnictwa oraz współpracowników. Kolejne wybory w 1925 roku przyniosły duży sukces partii Hlinki. Do parlamentu wprowadziła ona 23 posłów i stała się najsilniejszym stronnictwem słowackim. Po wyborach rozpoczęły się pertraktacje w sprawie udziału partii ks. Hlinki w rządzie Republiki. Ostatecznie 12 października 1926 roku utworzono rząd ze współudziałem hlinkowców, którzy otrzymali w gabinecie dwie teki: unifikacji oraz zdrowia i opieki społecznej. Stanowiska te zajmowali aż do przejścia stronnictwa ponownie do opozycji w 1929 roku. Ministrowie ci nie odegrali jednak większej roli w polityce tych kilku lat. Wybory w październiku 1929 roku przyniosły niewielkie osłabienie wpływów partii. Wielki kryzys gospodarczy dotkliwie pogorszył położenie Słowacji, a zwłaszcza chłopów. W partii Hlinki rosło w siłę skrzydło radykalne. Niektórzy jego przedstawiciele spoglądali z sympatią na rządy Józefa

LXI

HISTORIA Piłsudskiego (zwłaszcza Karol Sidor), inni zwracali wzrok ku Mussoliniemu (np. Karol Murgaš), jeszcze inni zainteresowali się III Rzeszą (np. Ferdinand D’určansky). Wiosną 1933 roku trwały przygotowania do uroczystości 1100-lecia chrześcijaństwa na Słowacji, wiążące się z obchodami ku czci księcia Pribiny, który przed wiekami miał siedzibę w Nitrze. Podczas uroczystości organizowanych przez władze państwowe zabrał głos Hlinka. Porwany atmosferą zebranych tłumów wygłosił mowę skierowaną przeciw centralizmowi i Czechom, która wywołała kolejny skandal polityczny. Nastąpiły procesy prasowe, a nawet aresztowania; kilka tygodni spędził w więzieniu Karol Sidor. Wybory do parlamentu w maju 1935 roku przyniosły hlinkowcom (z którymi zblokowała się niezbyt wpływowa ewangelicka Słowacka Partia Narodowa, ze znanym poetą Martinem Razusem na czele) 30 proc. głosów i 19 mandatów. Ponownie rozpoczęły się rozmowy w sprawie wejścia partii do rządu. Ks. Hlinka podczas negocjacji ostrożnie formułował postulaty, które dopiero w przyszłości mogły ułatwić uzyskanie autonomii, lecz inne partie obawiały się jego ambicji, by zyskać wyłączność na rządzenie w Słowacji. Zamiary te ujawnił w „Slováku”: „Jeśli mamy iść do rządu, to chcemy mieć w rękach pełnię władzy na terenie Słowacji. Pójdziemy do rządu po uznaniu odrębności narodu słowackiego, słowackiego języka, po uznaniu prawa Słowaków do autonomii”. Sędziwy i opadający z sił proboszcz dostrzegł wówczas szansę w wykorzystaniu chmur, które zaczęły gromadzić się nad Republiką. Niebezpieczeństwo groziło ze strony Niemiec. Projekty osłabienia Czechosłowacji – m.in. przy wykorzystaniu partii ks. Hlinki – formułowali też dyplomaci polscy. 6 października 1937 roku poseł polski w Pradze Kazimierz Papée rozważał położenie Słowacji i proponował podjąć akcję na rzecz przebudowy Czechosłowacji: „federalny, dualistyczny charakter państwa winien więc być podstawą programu politycznego słowackiego, a »autonomia« winna stać się jak najprędzej politycznym eufemizmem. Program taki należy opracować i odpowiednio w Słowakach zaszczepić. [...] Program akcji politycznej na Słowacczyźnie powinien być oparty [...] o hasło »Słowacja dla Słowaków«. Jest to hasło w miarę demagogiczne [...]. Jego zaletą jest, że przez swoją atrakcyjnością sięgać będzie poprzez przegródki ściśle dotąd dzielące Słowaków. W tej kwestii nie jest dużo do zrobienia”. Kiedy Papée formułował swój program walki o dusze Słowaków przeciwko wpływom czeskim, już od lat ze strony

LXII

polskiej podejmowano rozmaite zabiegi. W sierpniu 1937 roku Hlinka przebywał w Krynicy, gdzie m.in. prowadził rozmowy z senatorem Feliksem Gwiżdżem. Orientował się zapewne, że polscy rozmówcy starają się zyskać jego współpracę przeciw Czechom, lecz jednocześnie przygotowują grunt pod zmiany granic na Spiszu i Orawie. Sądził jednak, że polska pomoc ułatwi realizację celów, które stawiało sobie jego stronnictwo. Niedługo później doprowadził też do współpracy z inspirowaną przez III Rzeszę nacjonalistyczną Sudetendeutsche Partei, działającą na ziemiach czeskich, oraz z prawicową partią mniejszości węgierskiej Országos Keresztény Szocialista Párt (Krajowa Partia Chrześcijańsko-Społeczna). Wiosną 1938 roku Hlinka był już ciężko chory (lekarze stwierdzili nowotwór). Na

początku marca odwiedził go polski konsul Wacław Łaciński. Oświadczył m.in.: „Wypadki dziejowe winny zastać zarówno Polskę, jak i Słowację przygotowaną. Polska potrzebuje na swej południowej granicy silnego, przyjaznego partnera. Dlatego też życzliwie interesuje się wszelkimi objawami formowania się państwowości słowackiej”. Ks. Hlinka zrozumiał to jako zachętę do proklamowania niepodległości Słowacji i w następnej rozmowie, na początku kwietnia, powiedział Łacińskiemu: „Prawdopodobnie rozejdziemy się. Wszyscy dobrzy patrioci słowaccy walczyli z Czechami. I my musimy z nimi walczyć dalej”. Późniejsze rozmowy polskich dyplomatów z bliskimi współpracownikami Hlinki nie doprowadziły jednak do oczekiwanej deklaracji niepodległości. Ksiądz Andrej Hlinka nie brał już udziału w tych negocjacjach, gdyż szybko tracił siły. Mimo to na początku czerwca 1938 roku jeszcze raz przemówił publicznie podczas manifestacji w Bratysławie z udziałem delegacji Słowaków z USA. Polski sprawozdawca informował: „Ks. Hlinka, będący widocznie u kresu swych sił żywotnych, wygłosił krótkie przemówienie, zaczęte odczytaniem gratulacyjnego telegramu prezydenta Beneša i zakończone ukazaniem tłumom oryginału umowy pittsburskiej oraz odczytaniem jej. Ks. Hlinka zaznaczył, że jest to być może ostatnia jego mowa do narodu słowackiego, ponieważ zdrowie jego z każdym dniem staje się coraz słabsze”. Wspomniana umowa pittsburska to porozumienie podpisane podczas pierwszej wojny światowej przez emigrantów słowackich i polityków czeskich, przewidujące przystąpienie Słowacji do wspólnego państwa z Czechami na zasadach autonomii, które służyło jako oręż polityczny wielu słowackim politykom. Hlinka zakończył życie w swym probostwie 16 sierpnia 1938 roku. Nie dożył konferencji monachijskiej, przyznania Słowacji autonomii w okrojonej CzechoSłowacji (jak pisano wówczas nazwę państwa) ani też proklamowania niepodległości 14 marca 1939 roku. DANIEL WARZOCHA

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

PRO FIDE REGE ET LEGE

Módlmy się za Johna McCaina ADAM WIELOMSKI

P

olska dyplomacja zrobiła wreszcie coś sensownego, wyzwalając się z radykalnego kierunku proeuropejskiego. Mam tu na myśli podpisanie porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi dotyczącego budowy w naszym kraju „tarczy antyrakietowej”. Politykę – jak uczy Carl Schmitt – buduje się po rozpoznaniu innych podmiotów politycznych i ustaleniu, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Z konserwatywnego punktu widzenia naszym najpoważniejszym realnym przeciwnikiem jest Unia Europejska. Budowa superpaństwa europejskiego stanowi dla naszego kraju potężne zagrożenie ekonomiczne w postaci wizji wspólnej unijnej polityki gospodarczej, gdyż oznacza to wzmocnienie socjalizmu, etatyzmu i interwencjonizmu – ale stanowi także potężne zagrożenie cywilizacyjne, gdyż Imperium Europejskie będzie agnostyczne i zdominowane przez rozmaite dziwaczne mniejszości seksualne. W tej sytuacji należało związać się z którymś z mocarstw pozaunijnych, czyli albo z Rosją, albo ze Stanami Zjednoczonymi. Sojusz z Rosją z politycznego punktu widzenia jest wysoce racjonalny, ale na jego przeszkodzie tkwią względy sentymentalne. Nasze elity polityczne nie są zdolne wznieść się ponad straszliwe urazy historyczne: rozbiory, Sybir, kibitki, Katyń, 17 września i wspomnienia po PRL. Radykalnym wyrazem tej romantycznej mentalności był niedawny występ Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi, który postrzegam jako potężny błąd dyplomatyczny. Kierunek na Rosję jest więc zamknięty z powodu pozaracjonalnych ograniczeń. Trudno. W tej sytuacji nasza dyplomacja – jeśli nie chciała stać się przybudówką dla osi Berlin-Paryż – musiała sięgnąć po sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Stąd podpisanie porozumienia w sprawie tarczy. Z punktu widzenia polityki antybrukselskiej to znakomite posunięcie, ale niosące także poważne zagrożenia. Wiążą się one z narażeniem na konflikt z Rosją. Stany Zjednoczone potrzebują bowiem w tej części Europy „państwa frontowego”, które będzie stało na czele walki o amerykanizację reżimów politycznych w państwach postsowieckich, czyli osłabienie Rosji i jej polityczne zamknięcie we własnych granicach. Chodzi o wspieranie

Ukrainy, Gruzji, Litwy, Łotwy, Estonii, wspomaganie opozycji na Białorusi, a może i w samej Rosji. Eskapada Kaczyńskiego do Tbilisi to klasyczny popis takiej właśnie polityki (zresztą w werbalnej formule, która pewnie zaskoczyła samych Amerykanów). Sytuacja geopolityczna jest więc taka: z jednej strony staliśmy się państwem frontowym z Rosją i najważniejszym satelitą amerykańskim w tym regionie – z drugiej strony mamy tzw. stare kraje unijne (Wielka Brytania, Włochy, a szczególnie Francja i Niemcy), które absolutnie nie życzą sobie konfrontacji z Rosją, a najchętniej w ogóle usunęłyby wojska amerykańskie ze Starego Kontynentu. To Niemcy i Francja opóźniają w nieskończoność przyjęcie do NATO Gruzji i Ukrainy i kraje te mogą nigdy się w tej strukturze nie znaleźć, czego dowiódł ostatni szczyt natowski, gdzie wiele mówiono o poparciu dla Gruzji, ale niczego nie postanowiono. Co więcej – aby nie drażnić Rosji, odrzucono nawet myśl o stworzeniu planów wojskowych Sojuszu przyjścia z pomocą Polsce, gdyby została zaatakowana ze wschodu. To bardzo ważny sygnał, świadczący o kompletnym nieakceptowaniu polskiej (proamerykańskiej) polityki zagranicznej. Kraje zachodnioeuropejskie nie mają zamiaru brać udziału w awanturniczych eskapadach krajów tzw. nowej Unii przeciwko Rosji i być może nawet nie zamierzają ich bronić w razie rosyjskiej agresji. A więc – po eskapadzie Kaczyńskiego do Tbilisi i podpisaniu układu w sprawie „tarczy antyrakietowej” – jedynym naszym autentycznym przyjacielem politycznym zostaną Stany Zjednoczone. To jedyne państwo, które deklaruje, że przyjdzie nam z pomocą w razie rosyjskiej agresji. Bundeswehra będzie ewentualną agresję obserwowała zza Odry! Polska jest zdolna egzystować i czuć się bezpieczna, mając sojusz ze Stanami Zjednoczonymi. Co do tego nie ma wątpliwości, a dowodzi tego chociażby przykład frankistowskiej Hiszpanii, która opierając się na sojuszu z Waszyngtonem, nie obawiała się demokratycznej krucjaty lewicowych państw zachodnioeuropejskich. Istnieje jednak znacznie poważniejszy problem – mam mianowicie wątpliwości, czy w kwestii „tarczy” i wizji stosunków w Europie i wobec Rosji amerykańska

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

elita polityczna mówi jednym głosem. To George Bush zaproponował nam sojusz i „tarczę”. John McCain – który od początku chciał dać Polsce rakiety Patriot – jest tu chyba jeszcze bardziej stanowczy (i bardzo dobrze dla nas). Martwić jednak musi realna możliwość wygrania wyborów przez Baracka Obamę, którego bardziej interesuje rodzinna Kenia niż Europa. W czasie niedawnej wizyty w Niemczech wyraźnie dał znak Berlinowi, że ta część Europy (a więc i Polska) nie stanowi głównego pola jego zainteresowań. Polityka zagraniczna w ogóle nie jest jego mocną stroną. Zapewne prowadzić będzie politykę bardziej izolacjonistyczną. Powiedzmy wprost: jest to populista, komik, produkt pijarowców, a nie polityk. Będzie więc zapewne dbał o słupki osobistego poparcia w sondażach, a nie prowadził stanowczą politykę zagraniczną. W sprawie realizacji porozumienia dotyczącego „tarczy antyrakietowej” wypowiada się wymijająco – pod pretekstem, że słabo zna zagadnienie. Jest realne, że jeżeli Obama wygra wybory, to tarczy nie będzie i załamie się ofensywna amerykańska polityka wobec Rosji. A wtedy Polska Waszyngtonowi nie będzie potrzebna. Połączmy fakty: 1. poszliśmy na totalny konflikt z Rosją jako amerykański satelita; 2. zachodnioeuropejskie kraje nie akceptują naszej polityki i kolejny raz nie będą „umierać za Gdańsk”; 3. w razie zwycięstwa Obamy Stany Zjednoczone stracą zapewne zainteresowanie sojuszem z Polską, oddając naszą część Europy Berlinowi i Moskwie. Jak z tego płynie wniosek? Powinniśmy wznosić modły o zwycięstwo wyborcze Johna McCaina. Jeśli przegra – co jest więcej niż możliwe – i to cudo pijaru z Kenii zostanie prezydentem Stanów Zjednoczonych, zostaniemy sam na sam z Rosją...

LXIII

ROZRYWKA

Największe Królestwo szachów szybkich Głupstwo Tygodnia Czarny C zar ny koń ń

REDAGUJE KATARZYNA RADZIEWICZ

VISWANATHAN ANAND, Aleksander Morozewicz, Magnus Carlsen oraz Judyta Polgár zebrali się w nadreńskiej Moguncji, aby wziąć udział w kolejnych, sponsorowanych przez firmę „Grenkeleasing” (wynajem komputerów) „Mistrzostwach Świata w Szachach Szybkich”. Rozegrali po dwie partie, a najlepsi – Anand (4 pkt.) i Carlsen (3,5 pkt.) – zmierzyli się w finale. Tamil wygrał z Norwegiem 3 : 1 i został już po raz dziewiąty z rzędu (!) zwycięzcą tych rozgrywek. Trzecie miejsce zdobył Morozewicz, pokonując p.Polgár 2,5 : 1,5.

Anand – Carlsen, Moguncja (F-1), 2008 W TYM TYGODNIU nagrodę Kwaśnego Ogórka za Największe Głupstwo Tygodnia otrzymuje niejaki pan Eugeniusz Wiśniewski, który w mym ulubionym „Przeglądzie” zamieścił list domagający się, by nasze szkolnictwo poziomem dopasowało się do szkolnictwa... amerykańskiego. Zachwalał (poważnie!) sytuację, w której „absolwentka uniwersyteckiego kierunku, nauczycielka języka angielskiego dla cudzoziemców, nie czytała nigdy żadnej powieści, nawet Ernesta Hemingwaya, nie wiedziała, kim był John Steinbeck (...), co nie utrudniało jej dobrego wykonywania swojego zawodu”. Ogórek, rzecz oczywista, nie za to, lecz za dwa postulaty: „uważam, że nie jest konieczna dokładna znajomość treści książek. Przeciętnie wykształcony człowiek powinien jednak znać skrótowo podstawowe lektury”. To rozumiem – facet domaga się lektury bryków. Zaraz potem jednak pisze: „Ale opracowanie książek powinno mieć za główny cel naukę posługiwania się językiem polskim (...)”. I tego już nie rozumiem. By posługiwać się językiem polskim, trzeba mówić, słuchać i czytać rzeczy, w których mówi się językiem polskim, a nie skrótami!! Ogórek przyznaję z odrobiną wahania – bo może to ja czegoś nie rozumiem? (a.f.)

Posunięcie Czarnych Dwa pionki więcej u Carlsena nie oznaczają jeszcze wygranej. Obie strony mają spore możliwości ataku. I tak Magnus poświęcił jakość. Niestety poświęcił nie tę, co trzeba: 17…W:c3. Błąd! Należało zostawić sobie czarnopolowego Gońca i atakować Króla: 17...Gf6 18.G:f8 K:f8 19.f:g4 S:g4 20.Ge6 G:e6 21.S:e6+ f:e6 22.W:g4 W:c3 23.Hh6+ – po zabiciu: 23.b:c3 G:c3 24.He3 Hb4+ 25.Kc1 Sf6 26.Wgh4 Carlsen miałby dużą rekompensatę za ofiarowany materiał. 18.G:g7 K:g7 19.W:h5 W:b3 20.H:a5 W:b2+ 21.Ka1 g:h5 22.f4. Teraz Viswanathan ma już zdecydowaną przewagę materialną. 22…Ge6 23.S:e6+ f:e6 24.f:e5 Wb5 25.Hc7 W:e5 26.H:e7+ Wf7 27.H:d6 W:e4 28.Wh1 Wf5 29.He7+ Kg6 30.He8+ Kg7 31.Wd1 Wd5 32.W:d5 e:d5 33.H:h5 b5 34.Hg5+ Kh7 35.H:d5... Obaj panowie zagrali jeszcze z dziesięć ruchów, po czym Wielki Carlsen uznał się za pokonanego. Polgár – Morozewicz, Moguncja (F-2), 2008 Posunięcie Białych

LXIV

Partie z czterema Hetmanami są niezwykle rzadkie. Ta mogła zakończyć się zwycięsko dla najlepszej szachistki świata. Wystarczy wymienić jednego z Hetmanów i iść dalej pionkami. Jednak ważne było, jak się te figury wymieni. Należało zagrać: 70.Hfd5+ H3d4 71.H:d4+ H:d4 72.a4 He4 73.Hb7 Hc4+ 74.Ka5 Kc3 75.Hf3+ Kd2 76.b5 – i zostać z aktywnym Hetmanem i dwoma maszerującymi pionkami. Judyta wypuściła wygraną, grając: 70.Ha2+Ke1 71.Ha1+ Kd2 72.Hb2+ Ke1 73.Ha1+ Kd2 74.Hd7+ H3d3+ 75.H:d3+ H:d3+ 76.b5 Hd6+. Pozycja już jest remisowa, bo Hetman stoi bezużyteczny w rogu. 77.b6 Hd3+ 78.Ka7 Hd7+ 79.b7 Ha4+ 80.Kb6 Hb3+ 81.Kc7 Hf7+ 82.Kc6 He6+ 83.Kc5 He7+ 84.Kb6 Hd6+ 85.Ka7 Hc5+ 86.Kb8 Hd6+ 87.Kc8 Hc6+ 88.Kd8 Hb6+ 89.Ke8 H:b7. Hetman uaktywniony – ale brak miejsca, gdzie można by ukryć Króla przed szachami. 90.Hd4+ Kc2 91.Hc4+ Kd1 92.a4 Kd2 93.Hb5 Hc8+ 94.Ke7 Kc3 95.a5 Hc7+ 96.Ke6 Hc8+ 97.Kf6 Hd8+ 98.Kf5 Hf8+ 99.Ke4 Ha8+ 100.Hd5 Ha6 – i remis... po kolejnych 49 (!) posunięciach. Jan Berger, „Theorie & Praxis”, 1890

Białe zaczynają i wygrywają Końcówki z różnobarwnymi Gońcami często bywają remisowe. Ta jest wygrana – jednak nie wolno grać pochopnie. Błędem byłoby ruszenie pionkami do przodu: 1.a6 Gf2 2.Ga4 g4 3.b5 Gb6 4.Gc2 Ke5 5.Gd1 g3 6.Gf3 Kd6 – i nie ma jak dalej prowadzić pionków. Wygrywa tylko: 1.Kc5 Ke7 (po 1...g4 2.Kc6 g3 3.Gd7+ Ke7 4.Gh3 Kd8 5.a6 Gf2 6.b5) 2.Kc6 K:e8 3.a6 Gf2 4.b5 g4 5.b6 g3 6.a7 g2 7.a8H+ Ke7 8.Ha3+ Ke8 9.b7 – z wygraną.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

ROZRYWKA

Słowianie z dobrej strony W pajęczynie http://buk.wolfnet.pl/szarytki/index.htm

JANUSZ MIKKE

Z

poprzedniego odcinka ktoś mógłby wnioskować, że pp.Balicki, Dubinin, Gromow i Żmudziński grali bardzo źle – a wygrali tylko psim swędem. Nieprawda – mają na swoim koncie wiele dobrze rozegranych rozdań. Oto np. pierwsze z nich: ♠ ♥ ♦ ♣ ♠ ♥ ♦ ♣

95 632 K8 W 10 9 8 3 2

N

A K W 10 7 A 10 5 4 7 D64

W ♠ ♥ ♦ ♣

E S

Ciekawa była różnica w ocenie karty w ♠ ♥ ♦ ♣

D86 D987 D 5 4 3 23 7

432 KW A W 10 9 6 AK5

W Open Amerykanie pozwolili Rosjanom (po otwarciu p.Dubinina 1♣) grać 3♣ (niestety bez jednej – choć można to wygrać); natomiast w Klozecie po otwarciu przez p.Stefka Garnera 1BA (14-16 PC) W dał kontrę. N blokował 2BA, ale p.Cezary Balicki ze swymi trzema wspaniałymi Damami odważnie wszedł 3♥. Trudno się dziwić, że Polacy doszli do końcówki w tym kolorze – i wygrali. Natomiast 4♠ po naturalnym ataku w atu jest bez jednej! ♠ ♥ ♦ ♣ ♠ ♥ ♦ ♣

K W 10 9 5 D 95 A9543

A7 A K 10 3 AD84 762

N

W

E S

♠ ♥ ♦ ♣

lory). Kontra – pas – pas – i zniesienie w 3♦ – pas – pas – 3♠ – pas – i 4♠! Też bym to zgłosił... Kontrakt jest bez dwóch po ataku w Trefle. Jednak Amerykanie próbowali najpierw ściągnąć trzy lewy w czerwonych kolorach. Swoje – i 12 IMP dla Słowian.

♠ ♥ ♦ ♣

D64 W762 K6 KDW8

832 9854 W 10 7 3 2 10

W Open Amerykanin na W (p.Welland) otworzył 1♠ (z którą to decyzją sympatyzuję) – na co poszła kontra i rekontra od E. P.Aleksander Dubinin na pozycji niesforsowanej wszedł 2♦ – i nastąpiły dwa pasy. E zdobył się jeszcze na 2♠ – pas –pas – 3♦ – i na tym się skończyło. Kontrakt jest wykładany. P. Adam Żmudziński miał do dyspozycji systemową odzywkę 2♠ (pięć lub sześć Pików, może być boczna piątka) – więc ją dał. Kontra, rekontra – i p.Stefek Garner też odważnie wszedł 2BA (jakieś dwa ko-

♠ ♥ ♦ ♣ ♠ ♥ ♦ ♣

A D 10 4 K W 10 9 8 K764

N

W73 D962 A754 98

W

E S

♠ ♥ ♦ ♣

♠ ♥ ♦ ♣

852 KW543 32 A 10 5

♠ ♥ ♦ ♣

D74 87642 A 10 9 7 2

KD753 10 9 8 5 D9 D6

N

W

E S

♠ ♥ ♦ ♣

www.liberale.at

K96 A 10 8 7 D6 DW32

rozdaniu nr 7 z trzeciej kwarty: P. Samuel Cohen z pozycji S ocenił, że skoro przy składzie partnera 4-0-5-4 marnuje Mu się ♥As, to trzeba wyhamować w 3♣. Natomiast w Open sprawy ujął w swoje ręce p.Andrzej Gromow – z pozycji N. I choć p.Dubinin swe Kiery zgłaszał dwukrotnie, p.Gromow przyrzucił 5♣ – oczywiście wygrywając. W ostatniej ćwiartce, gdzie walczono o każdy IMP, tylko w rozdaniu nr 23: ♠ ♥ ♦ ♣

Siostry szarytki to zwyczajowa nazwa Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia Św. Wincentego a Paulo. Przeszukując zasoby internetu, natrafiłem na ciekawą stronę poświęconą zgromadzeniu z miejscowości Buk. Można zaznajomić się z historią sióstr, które ostatnio są solą w oku michnikowszczyzny.

Czy w Austrii istnieją jeszcze prawdziwi wolnościowcy? Czy Forum Liberalne to rzeczywiście liberałowie czy raczej wersja demo zbliżona do polskich PeDeków? Na te pytania próbuje odpowiedzieć Stefan Sękowski. Można też samemu sprawdzić, wchodząc na witrynę internetową Liberale Forum. Strona toporna jak na XXI wiek, ponadto wszystko oferuje w plikach pdf. www.msport.gov.pl

♠ ♥ ♦ ♣

982 AKW6 A W 10 KW5

A W 10 6 4 32 K53 843

udało się Słowianom zapisać dwucyfrowy zysk – konkretnie 10 IMP. Po licytacji pas – pas – 1♠ – kontra – 4♠ p.Dubinin wszedł 4BA – i Rosjanie grali 5♣, biorąc 12 lew. Ciekawe, że jeśli N nie podłoży od razu ♦Damy, to wygrywa się również 6♥ – no, ale tu nie grano na maksy... W Open p.Żmudziński zamiast 4♠, zgłosił 2BA – co zastopowało Amerykanów w 4♣...

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

Adolf Hitler, oglądając stronę internetową polskiego Ministerstwa Sportu, byłby dumny z rozmachu, z jakim urzędnicy urzeczywistniają jego wizję państwowego sportu w służbie narodu. Najpierw SLD, później PiS ze swoim ministrem na dopingu, a teraz PO wskrzeszają idee NSDAP. I pomyśleć, że nawet za PRL nie było takiego ministerstwa.

LXV

FILM

Mityczny, dekadencki Paryż

MIROSŁAW WINIARCZYK

A

utorzy „Nieba nad Paryżem” nawiązują do wielkiej tradycji kultury, literatury i kina francuskiego, gdzie na wszystkie możliwe sposoby opiewano stolicę Francji – jak w powieści „Tajemnice Paryża” Eugeniusza Sue czy filmie „Pod dachami Paryża” René Claira. Pamiętajmy, że Paryż jako metropolia rozwijał się w ciągu wielu stuleci. Od czasów średniowiecznych do współczesności odciskały tu swoje piętno kolejne style architektury. Wszystkie wydarzenia historyczne, rewolucje i wojny nie zniszczyły tego miasta. Dopiero czasy współczesne, postępująca amerykanizacja handlu oraz najazd cudzoziemców sprawiły, że Paryż stał się międzynarodową metropolią. Francuzi dbają jednak o swój język i tożsamość kulturową, więc w obawie przed amerykanizacją rozpętali istną medialna i kulturową wojnę z Ameryką, która znajduje także oddźwięk w wielu filmach. W „Niebie nad Paryżem” nie ma jednak antyamerykańskich wycieczek propagandowych, jest za to nostalgiczny, poetycki i pełen emocji obraz współczesnego Paryża – miasta magicznego, które zamieszkują ludzie różnych stanów i pokoleń oraz przybysze z zewnątrz, głównie Arabowie i Afrykańczycy. Zgodnie ze współczesną modą filmową przeplata się tu wiele wątków. Bohaterowie filmu są

LXVI

ludźmi bardzo przeciętnymi, wykonują rozmaite zawody, przeżywają – jak w życiu – chwile szczęśliwe i dramatyczne, a nawet tragiczne. Autorzy utworu zadbali, żeby mityczna atmosfera współistniała tu ze zwyczajnym obrazem życia. Wszystkie postacie filmu wydają się przywiązane do swojego miasta i odkrywają je na nowo w chwilach samotności, zwątpienia i rozpaczy. Postawę taką najlepiej widzimy w postępowaniu Rolanda, profesora Sorbony, który w chwilach kryzysu emocjonalnego wdaje się w dziwaczny romans z piękną studentką i bierze udział w pracach nad multimedialnym przewodnikiem turystycznym po Paryżu, gdzie opiewa uroki i magiczny charakter stolicy Francji. Pierre, estradowy tancerz, dowiaduje się o ciężkiej chorobie serca, co skłania go do egzystencjalnych refleksji, obserwacji ludzi i wędrówek po mieście pełnym zaułków, kawiarenek i sklepów. Z kolei Eliza, zapracowana kobieta, samotnie wychowująca trójkę dzieci, musi podtrzymywać na duchu chorego brata i stawiać czoła życiowym kłopotom. Mamy jeszcze w filmie kolejnych bohaterów – ksenofobiczną właścicielkę piekarni, populistycznie ukazanych sprzedawców z paryskiego bazaru i wielu innych. Ich wszystkie problemy i emocje, radości, smutki i dramaty składają się na ludzki obraz życia we współczesnym Paryżu. Sceptyczna radość życia sąsiaduje tu z

dramatami i śmiercią, optymizmem i pesymizmem. Ciekawe, że autorzy filmu nie idealizują swoich bohaterów, ukazują ich raczej z całym bagażem współczesnej dekadenckiej obyczajowości, gdzie pogłębia się rozpad rodziny i więzi międzyludzkich. W tym sensie twórcy nawiązują do tradycji wielkiego kina francuskiego, pamiętnych dzieł Renoira i Truffauta, przesyconych kunsztowną formą i podobnymi emocjami. Film Klapischa dowodzi po raz kolejny, że pojęcie tzw. kina narodowego nie odeszło do lamusa. Filmy europejskie nie muszą być realizowane według podobnych schematów. Recepta na inwazję kina amerykańskiego nie może polegać na naśladowaniu Hollywoodu, tylko na rozwijaniu i wzbogacaniu tradycji poszczególnych kinematografii narodowych – francuskiej, hiszpańskiej, czeskiej, polskiej, rosyjskiej itd. Nie istnieje jakaś enigmatyczna europejska papka filmowa, lecz konkretne kinematografie, mające swoje – większe lub mniejsze – tożsamości, historię, tematy, obsesje i formy. Dobrze, że przypominają o tym filmowcy francuscy, lubiący odgrywać wiodącą rolę artystyczną w Europie. „Niebo nad Paryżem”, Francja”, 2008. Reżyseria: Cédric Klapisch. Wykonawcy: Juliette Binoche, Romain Duris, Fabrice Lucchini, Albert Dupontel, Francis Cluzet, Karin Viard i inni. Dystrybucja: SPInka.

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

NR 35-36 (954-955) 30 SIERPNIA – 6 WRZEŚNIA 2008

LXVII

KSIĘGARNIA „NCz!”

www.nczas.com

tor Au

tor Au

tor Au

tor Au

NOWOŚĆ

!”

!”

Cz

Cz

„N

„N

!”

!”

Cz

Cz

„N

„N Rosja zaczyna znowu grozić. Ale czym jest tak naprawdę dzisiejsza Rosja? Odpowiedź daje w swojej najnowszej książce Wojciech Grzelak, który chciał w Rosji osiąść na stałe, ale ostatecznie rozmyślił się. Dowiedz się dlaczego!

Pierwsza w Polsce książka prezentująca w syntetyczny sposób funkcjonujące w naszej rzeczywistości politycznej usprawiedliwienia wymuszania podatków. Oczywiście wszystkie są fałszywe. Sam sprawdź dlaczego i osądź, czy autor ma rację.

Najlepiej napisane polskie wprowadzenie do libertarianizmu. Jeśli chcesz dowiedzieć się, czym jest ruch wolnościowy i jakie są jego najważniejsze odłamy – koniecznie musisz nabyć tę pozycję. Autor jest szefem Instytutu Globalizacji.

Książka prezentująca Chiny okiem polskiego dziennikarza i socjologa, który spędził za tam wiele lat i biegle posługuje się językiem chińskim. W dodatku jest napisana z wolnościowej perspektywy. Dowiedz się jakie są współczesne Chiny.

CENA: 28 zł

CENA: 15 zł

CENA: 20 zł

CENA: 27 zł

Wreszcie w Polsce! Najważniejsze dzieło Murraya Rothbarda – najwybitniejszego ucznia Ludwika von Misesa. Książka łamie monopol przestarzałych podręczników ekonomii obowiązujących na polskich uczelniach.

Tom I CENA: 29 zł Tom II CENA: 29 zł

„Polowanie z nagonką” – tak Opus magnum papieża wolnajkrócej (choć niewątpliwie nościowej ekonomii. Jeśli dosadnie) określić można za- chcesz dowiedzieć się jak angażowanie „Gazety Wynaprawdę działa gospodarborczej” w sprawę „Agaty”. ka i jak mogłaby działać gdyCelem tego medium (oraz in- by nie socjalistyczne absurnych je wspierających) była dy, musisz się z tą książką od początku aborcja.. zapoznać.

CENA: 25 zł

CENA: 99 zł

NOWOŚĆ NOWOŚĆ tor Au !”

Cz

„N

Wydawniczy hit! Książka dotyka jednego z najbardziej kontrowersyjnych tematów w najnowszej historii Polski – relacji miedzy Lechem Wałęsą i Służbą Bezpieczeństwa.

CENA: 65 zł

Prof. Sowell pastwi się Autor podejmuje temat najw niej nad poprawnością większego zagrożenia, przed jakim stoi obecnie Ame- polityczną argumentując logicznie i ekonomicznie. ryka, wskazuje na społeczny i kulturowy upadek USA, de- Majstersztyk, miód na sermaskując najpoważniejsze za- ce i umysł ludzi miłujących wolność i rozsądek. grożenia państwowego bytu.

CENA: 28 zł

CENA: 29 zł

Książka o objętości 1 450 stron (dwa tomy) zawiera opisy zbrodni z lat 1939-1945 dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej.

Syn Miltona napisał nowoczesny, zabawny i bardzo prosty podręcznik do ekonomii. który wyjaśnia mechanizmy ekonomiczne oraz walczy z mitami.

CENA: 149 zł

CENA: 33 zł

Książka omawia wszystkie Czy aby na pewno to, co za i przeciw przystąpienia Pol- sprzedają nam mass-media ski do UE, krytykuje manipulona temat historii Stanów wanie państwa przy gospodar- Zjednoczonych jest niepodwace i udowadnia, że liberalizm żalną prawdą? Autor tej pozygospodarczy nie kłóci się z za- cji ma poważne wątpliwości, sadami chrześcijańskimi. które postanowił spisać.

CENA: 29 zł

NOWOŚCI NOWOŚĆ

tor Au

tor Au

„N

!”

!” Cz

Cz „N To już prawdziwy konserwatywny bestseller! Coraz więcej ludzi najwyraźniej chce wiedzieć, czym jest konserwatyzm, ale nie od komunistycznych specjalistów, tylko od prawdziwego konserwatysty.

Przewodnim tematem pisma jest komunizm dzisiaj. Czy metody jakie stosowano przed 1989 są dalej aktualne? Co się stało z tymi co tworzyli stary system? Czy mamy już wolność słowa?

CENA: 29 zł

CENA: 35 zł

Janusz Korwin-Mikke prezentuje Dzięki tej książce Landsburg w tej książce szereg ciekawych stał się w USA jednym z najanaliz dotyczących podatków. To popularniejszych autorów już pozycja naprawdę klasyczna! poruszających problemy CENA: 27 zł ekonomii, obalającym mity Razem z książką o podatkach i fałszywe paradygmaty Tomasza Sommera: jakimi zalewają nas media.

CENA: 39 zł

CENA: 27 zł

NOWOŚĆ Świetna powieść antykomunistyczna! Obecne wydanie ksiązki jest uwspółcześnioną wersją (uwaga!) przedwojennego polskiego wydania z 1937 roku!.

Drugi numer pisma poświęconego myśli konserwatywno liberalnej. W numerze m. in.: artykuł Lesława Maleszki polemizujący z publicystyką Mirosława Dzielskiego i JKM oraz analiza systemu prawnego UE!

Największy bestseller historii politycznej. Rewelacyjna książka odkrywająca nieznane, a ważne fakty historii politycznej ostatnich dwustu lat.

CENA: 28 zł

CENA: 15 zł

CENA: 49 zł

Książka opisuje m. in.: denuncjowanie AK-owskich drukarni Niemcom, mordowanie partyjnych konkurentów, działanie na rzecz włączenia Polski do ZSRR. Obala również mit, na którym zbudowano PRL.

CENA: 49 zł

Odrodzenie idealizmu politycznego Partyzant prawdy Zabawa w komunizm! Błękitna Dywizja Fronda Koń Trojański w Mieście Boga Spustoszona Winnica Pisarze nawróceni Templum Novum Jak uzdrowić służbę zdrowia? Teologia wojny

POZOSTAŁE

Prawicowa koncepcja państwa Demokracja bóg, który zawiódł Ekonomia stosowana O szkodliwości podatku dochodowego Spór o globalizację Aborcja – trzy punkty widzenia Mity Wojny domowej Hiszpania 1936-39 W obronie Świętej Inkwizycji Śmierć Zachodu Fenomen żydowski ze studiów nad etniczna aktywnością Dobry „zły” liberalizm Targowica urządza się przy Napoleonie Protector traditorum Prezes Fałsz politycznych frazesów Kościół a wolny rynek Jak zostałem milionerem? Inflacja – wróg publiczny nr 1 Kontrrewolucja, której nie było Gwiazda i Krzyż Hiszpania Franco W przededniu końca świata

CENA: 27 zł

Tadeusz Gluziński Wladimir Bukowski Bettina Röhl Wojciech Muszyński nr 47 Dietrich von Hildebrand Hildebrand Dietrich Joseph Pearce numer 7/2008 praca zbiorowa Ryszard Mozgol

23 zł 81 zł 71 zł 29 zł 25 zł 36 zł 33 zł 55 zł 15 zł 32 zł 23 zł

Tomasz Cukiernik Hermann Hoppe Thomas Sowell Frank Chodorov Johan Norberg Peter Kreft Moa Pio Roman Konik Patrick J. Buchanan

29 zł 33 zł 32 zł 22 zł 29 zł 15 zł 56 zł 20 zł 28 zł

prof. Kevin MacDonald Stanisław Michalkiewicz Stanisław Michalkiewicz Stanisław Michalkiewicz Cezary Zawalski praca zbiorowa Thomas Woods Jan M. Fijor Henry Hazlitt Adam Wielomski Michael Jones Adam Wielomski Stanisław Michalkiewicz

28 zł 25 zł 28 zł 26 zł 24 zł 39 zł 29 zł 22 zł 25 zł 26 zł 45 zł 34 zł 19 zł

Aby zakupić książkę za pośrednictwem naszej księgarni proszę wpłacić na konto 73 1500 1777 1217 7009 1480 0000 sumę odpowiadającą wartości książki oraz w treści przekazuLXVIII podać jej tytuł oraz swój dokładny adres (z kodem pocztowym) i numer telefonu. CeNR nę książ ki pro szę powięk30 szyć o koszt prze ki w wysokości2008 9 zł. Książki wysyłane 35-36 (954-955) SIERPNIA – 6syłWRZEŚNIA są pocztą. Na przykład: T. Teluk, „Libertarianizm” – koszt 20 + 9 = 29. W przypadku jednorazowego zamówienia więcej niż 5 pozycji z powyższej listy – wysyłka gratis!