Jerzy Biesiada MOJE WSPOMNIENIA

Jerzy Biesiada MOJE WSPOMNIENIA Praktykę w Drukarni Wydawniczej zacząłem 1 września 1960 roku jako uczeń składacz ręczny. Miałem wtedy 17 lat i ukoń...
7 downloads 0 Views 3MB Size
Jerzy Biesiada

MOJE WSPOMNIENIA

Praktykę w Drukarni Wydawniczej zacząłem 1 września 1960 roku jako uczeń składacz ręczny. Miałem wtedy 17 lat i ukończoną dziewiątą klasę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Bartłomieja Nowodworskiego. Drukarnia znajdowała się w nieistniejącym już budynku poklasztornym przy ulicy Zwierzynieckiej 2, naprzeciw Filharmonii Krakowskiej. Budynek frontowy obejmował narożną część ulicy Zwierzynieckiej i Straszewskiego. Wejście do biura będącego kiedyś kaplicą klasztorną w kształcie kolistym znajdowało się na samym rogu ulic. Z kaplicą były połączone dwa parterowe budynki, jeden od ulicy Straszewskiego, w którym mieściła się zecernia i drugi od ulicy Zwierzynieckiej, gdzie były maszyny drukujące. Kiedy przestąpiłem próg biura, okazało się, że podobnych chłopaków po dziewięciu klasach i po maturze jest około dwudziestu. Wszyscy wysłuchaliśmy pouczającej mowy zastępcy dyrektora pana Edwarda Pierzynki. Powiedział nam, że od tej pory znajdujemy się w świątyni pracy i obowiązywać nas będą ścisłe rygory i żmudna praca. Jej uwieńczeniem będzie - po trzyletniej praktyce i nauce w szkole poligraficznej dla 9 – klasistów, i dwuletniej praktyce dla maturzystów uzyskanie tytułu „towarzysza sztuki drukarskiej”. Wszystkich nas skierowano na zecernię, gdzie po dwóch tygodniach niezależnie od kierunku, na który złożyliśmy podania, najlepiej rokujących zatrzymano na zecerni, pozostałych przesunięto na maszyny i introligatornię. Drukarnia w tym czasie liczyła około 150 osób załogi, a w różnych drukarniach Krakowa szkoliła setki fachowców dla budowanego przy ulicy Wadowickiej Kombinatu Poligraficznego. Dyrektorem Drukarni Wydawniczej był Adam Warchał, zastępcą dyrektora Edward Pierzynka, dyspozytorem Edward Bulara, personalną Irena Kwarciak. W działach produkcyjnych kierownikami byli: w zecerni Edward Łach, w maszynach Józef Molenda, a w introligatorni Jan Semkowicz. Zecernia znajdująca się w skrzydle od ulicy Straszewskiego, składała się z 10 ulic z regałów z czcionkami i blatów pokrytych blachą do łamania książek, na końcu była prasa ręczna do odbijania korekt. W tych czasach każda książka przechodziła od trzech do sześciu korekt w zależności od trudności tekstu. Za szklanymi ścianami znajdowały się linotypy, pięć starych niemieckich i jeden nowy rosyjski. Przed pierwszą ulicą za oszkloną ścianą znajdował się kantorek, w którym urzędował kierownik i dwoje korektorów czytających korekty domowe. 1

Po selekcji zostałem uczniem kierownika Edwarda Łacha, co oznaczało pracę w pierwszej ulicy. Zasady pracy były surowe: o godzinie siódmej każdy musiał być na stanowisku przebrany w chałat i pracować w ciszy i skupieniu do dzwonka, który oznaczał przerwę na śniadanie o godzinie dziesiątej. Na przerwie udawaliśmy się do baraku na podworcu, gdzie była pijalnia ciepłego mleka, którego pół litra otrzymywaliśmy ze względu na szkodliwe warunki pracy. Po przerwie pracowaliśmy do godziny 14.15 kiedy po wypełnieniu raportu pracy udawaliśmy się do szatni, która znajdowała się w piwnicach klasztornych. Przychodziło się i wychodziło przez portiernię od ul. Straszewskiego, odbijając kartę zegarową. Na podworcu znajdował się jeszcze piętrowy budynek introligatorni i drewniany barak służący jako magazyn papieru. W magazynie tym, pod koniec lat sześćdziesiątych wybuchł pożar, który go całkowicie zniszczył. Pierwszym zadaniem każdego ucznia było nauczenie się na pamięć rozkładu drewnianej kaszty zecerskiej, składającej się ze 145 króbek, zawierających czcionki i justunek. Jako pierwsze wyposażenie otrzymaliśmy sztylet zecerski i wierszownik służący do składania ręcznego tekstów. W gronie uczniów tego rocznika znaleźli się między innymi maturzyści: Józef Suder, Wiesław Lodziński, Ryszard Krawczyk oraz Adam Pabian, Antoni Stoszko, Kazimierz Kłapa, Maciej Zdechlikiewicz i Andrzej Dębski, późniejszy dziekan AWF w Krakowie. Moim instruktorem był kierownik zecerni Edward Łach, a grupę kilku uczniów prowadził młody zecer prezes ZZPP drukarni Zbigniew Janus, późniejszy dyrektor Krakowskich Zakładów Graficznych i Drukarni Narodowej. W pierwszej fazie nauki składaliśmy ręcznie druki akcydensowe, a ja składałem programy Filharmonii Krakowskiej, naszego sąsiada z drugiej strony ulicy Zwierzynieckiej. W czasie naszej nauki zawodu miało miejsce chyba ostatnie w Polsce wykonanie składu ręcznego całej książki. Drukarnia przyjęła zlecenie Wydawnictwa Literackiego na wykonanie książki Andrzeja Banacha „Wybór Maski”. Skład wykonaliśmy antykwą Toruńską z Toruńskiej Odlewni Czcionek. Książka o objętości ponad 300 stron ukazała się w roku 1962, a przy jej składzie i korektach mieli zatrudnienie prawie wszyscy uczniowie. Ciekawostką obyczajową zecerni było robienie tak zwanych „nieszporów” dzień przed imieninami każdego zecera. Polegało to na robieniu w pewnym momencie przez jedną minutę wielkiego hałasu (tłuczenie szuflami o kaloryfery) i przypominaniu w dowcipny sposób, aby solenizant nie zapomniał o odpowiednim poczęstunku w dniu imienin.

2

W czasie nauki zawodu uczęszczałem dwa razy w tygodniu do dwuletniej Szkoły Zawodowej mieszczącej się przy alei Mickiewicza, w której technologii uczył nas znakomity fachowiec inżynier Stanisław Obtułowicz, autor podręcznika „Zecerstwo”. W podręczniku znajdowały się zasady składu w różnych językach jak grecki, cyrylica, łaciński. Oprócz znajomości pisowni, musieliśmy poprawnie czytać teksty. Po każdym roku nauki odbywał się egzamin praktyczny w jednej z drukarń krakowskich, oraz teoretyczny w siedzibie Związku, przed Okręgową Komisją Kwalifikacyjną składającą się z elity najlepszych fachowców w Krakowie. Byli to zwykle dyrektorzy techniczni drukarń jak Zbigniew Wojas, Stanisław Kieć z DUJ, Stanisław Wołkowski, Franciszek Sarapata z KZGRAF. Szkołę zawodową skończyłem w 1962 roku, ale już od 1961 roku zacząłem naukę w Liceum Ogólnokształcącym dla pracujących. Maturę zdałem w maju 1963 roku, a naukę zawodu ukończyłem egzaminem kwalifikacyjnym w październiku 1963 r. z wynikiem bardzo dobrym. Po zdaniu egzaminu nowi zecerzy zwykle organizowali tzw. „Wypis”, czyli przyjęcie dla instruktorów oraz kolegów z okazji wejścia do grupy Towarzyszy Sztuki Drukarskiej. Nasz wypis był wyjątkowy a opowiadało się o nim przez kilka następnych lat. Wypisywało się nas kilkunastu i zamiast zaprosić kierownictwo i kolegów do lokalu, postanowiliśmy zorganizować go w drukarni. Ja z kolegami poszedłem do biura i zaprosiłem dyrektorów A. Warchała, E. Pierzynkę i kierownictwo do świetlicy /pijalni mleka/ przygotowane przyjęcie. Oczywiście dyrektor nie wyraził zgody na „uroczystości” na terenie drukarni. My jednak postanowiliśmy się tym nie przejmować. Efekt tego był taki, że po kilku godzinach nas delikatnie mówiąc „wyproszono”. Nazajutrz po przyjściu do pracy zostaliśmy wezwani do personalnej, gdzie wręczono nam po reprymendzie 3

mnie naganę z ostrzeżeniem za organizację pijaństwa na terenie zakładu, a pozostałym kolegom i pracownikom drugiej zmiany zecerni i linotypów nagany za picie alkoholu. Dopiero po roku dzięki wstawiennictwu Z. Janusa nagany zostały wycofane nam z akt.

4

Po ukończeniu nauki i słynnym wypisie zacząłem pracę jako składacz ręczny i metrampaż. Później nauczyłem się składać na linotypie i pracowałem jako linotypista do roku 1966. W następnym roku dyrektor oddziału krakowskiego „Ossolineum” Feliks Pieczątkowski prosił dyrektora Pierzynkę o polecenie mu kandydata na redaktora technicznego. Wybór padł na mnie, choć potrzebna była próba. Początkowo przepracowałem trzy miesiące na pół etatu, a następnie przeniosłem się za porozumieniem stron do redakcji, która mieściła się przy ulicy Basztowej w budynku LOTu. W Redakcji pracowałem mając ścisły kontakt z niemal wszystkimi drukarniami, które realizowały zlecenia Ossolineum. Praca była bardzo ciekawa i atrakcyjna, poznałem pracę nad książką od strony redakcyjnej, a dodatkowo wielu pisarzy i profesorów UJ. Po roku redakcja przeniosła się do nowego lokalu na czwartym piętrze w Drukarni Narodowej. W czasie jednej z wizyt w Drukarni Wydawniczej w roku 1968, dyr. Pierzynka zaproponował mi powrót za porozumieniem stron na stanowisko starszego technologa ze znacznie wyższą pensją niż redakcyjna. Propozycję przyjąłem i zacząłem pracę w okrąglaku. Tymczasem budowa Kombinatu przy ul. Wadowickiej 8 wkraczała w fazę końcową. Po 14 latach od jej rozpoczęcia, w czerwcu 1969 roku nastąpiło uroczyste otwarcie drugiej co do wielkości drukarni w Polsce, po Domu Słowa Polskiego w Warszawie. Drukarnia była wyposażona w nowe maszyny i urządzenia w 90% produkcji NRD, która w krajach socjalistycznych specjalizowała się w produkcji maszyn poligraficznych. Wielkość inwestycji wywarła na przybyłych gościach, jak i załodze ogromne wrażenie. Hala zecerni znajdowała się na drugiej kondygnacji od strony ul. Wadowickiej i wyposażona była w 16 linotypów, urządzenia do wykonywania form termoplastycznych wytrzymujących druk nakładów przekraczających 200 tysięcy egzemplarzy, posiadała załogę 150 osobową. Podobnych hal było jeszcze pięć. W hali maszyn typograficznych pracowało 16 maszyn ZT formatu B1, 2 maszyny BR2SW - rotacje arkuszowe formatu 92x114, na których drukowano właśnie z wycisków termoplastycznych oraz półformatówki, tygle i inne urządzenia. W hali maszyn wklęsłodrukowych pracowała rotacja rolowa Plamag i dwa Rembranty - rotacje arkuszowe formatu A0. Hala introligatorni znajdowała się pod zecernią i była wyposażona w 8 falcerek różnych formatów, zbieraczkę 24 stanowiskową, linię LBW do oprawy bezszwowej, 12 maszyn do szycia nićmi, linię do opraw twardych Kolbus, 3 taśmowce do szycia drutem, i maszyny pomocnicze do produkcji okładek, tłoczenia itp. Hala przygotowalni wklęsłodrukowej była wyposażona w dziesiątki stanowisk retuszerów, fotografów, montażystów i trawiaczy cylindrów. Chemigrafia produkowała klisze dla drukarń całego Krakowa. Ponadto były dobrze wyposażone warsztaty mechaniczne i elektryczne, oraz magazyny papieru i ekspedycji. Oprócz tego do drukarni należał Magazyn Centralny Papieru na Polskę południową, mogący pomieścić jednorazowo ponad 3000 ton papieru, własna kotłownia, Ksylenownia i system BOA do odbioru ścinków papieru z szarpaczem. Uruchomienie produkcji w nowej drukarni odbywało się sprawnie i na początku roku 1970 po przeniesieniu załogi wklęsłodruku z Drukarni Narodowej wraz z „Przekrojem” wszystkie działy pracowały pełną parą. 5

Otwarcie nowej drukarni przy ul. Wadowickiej 8, 1970 r.

W tym czasie doszło również do rewolucji kadrowej, odszedł dyrektor Adam Warchał, na jego miejsce przyszedł dyrektor Tadeusz Zachariasiewicz. W miejsce dyrektora Edwarda Pierzynki przyszedł dyrektor Czesław Sułek, a pełnomocnikiem dyrektora do spraw wklęsłodruku został Józef Biernacik. Zmiany nastąpiły również na stanowiskach kierowniczych: szefem produkcji został Marian Królikowski, kierownikiem zecerni Władysław

Szczurek,

kierownikiem

maszyn

typograficznych

Bronisław

Korczyński,

kierownikiem

wklęsłodruku Józef Latawiec, kierownikiem introligatorni Jan Semkowicz, kierownikiem przygotowalni wklęsłodrukowej Rajmund Jasiński, kierownikiem chemigrafii Tadeusz Rzeźniczek a głównym mechanikiem Antoni Miska. W roku 1971 ukończyłem Pomaturalne Studium Poligraficzne w Warszawie i awansowałem na kierownika działu przygotowania i koordynacji produkcji. W kolejnych latach dział się rozwijał przejmując technologię, planowanie, naliczanie i zamawianie materiałów poligraficznych. Lata siedemdziesiąte były okresem największego rozkwitu drukarni. W roku 1973 osiągnęliśmy docelową zdolność produkcyjną i zatrudnienie 1500 osób. Wykonywaliśmy jedną z najbardziej znanych serii książek tego okresu „Biblioteka Klasyki Polskiej i Obcej” dla wydawnictw: PIW, Czytelnik i WL, w średnim nakładzie 50000 egzemplarzy w oprawie twardej. Najwyższym nakładem był realizowany dla Czytelnika „Pan Tadeusz” 1 mln egzemplarzy, w dwóch rzutach po 500 000 w oprawie miękkiej. W następnych latach zlikwidowaliśmy technikę typograficzną, na rzecz bardziej wydajnego offsetu. „Pomogła” nam w tym pękająca posadzka hali maszyn. W miejsce ZT zostały zamontowane offsetowe Planety, a w miejsce BRIISW dwie rotacyjne maszyny Solna jednokolorowa dwuagregatowa i czterokolorowa. Produkcja wzrosła jeszcze bardziej i w latach 1975-

6

1976 wykonywaliśmy 12 mln książek i około 50 mln czasopism, a załoga wzrosła do 1700 osób po przyłączeniu Drukarni Anilinowej znajdującej się w Płaszowie.

Wizyta w redakcji „Nauczania początkowego”, 1984 r. Podparty – dyrektor Józef Biernacik, za nim Jerzy Biesiada.

W roku 1981 na wniosek załogi Minister Kultury zmienił nazwę przedsiębiorstwa Drukarnia Wydawnicza na Drukarnia Wydawnicza im. Władysława Ludwika Anczyca, twórczego właściciela, poety i dramaturga. Lata osiemdziesiąte były dla Drukarni Wydawniczej bardzo trudne, podobnie jak dla całej gospodarki. Po wprowadzeniu stanu wojennego, nakłady książek zaczęły spadać, musieliśmy się przystosować do nowych warunków, spadających nakładów książek i czasopism i związanej z tym dużej konkurencji cenowej. W tej sytuacji wielkie drukarnie, posiadające duże koszty, musiały dokonać redukcji zatrudnienia i kosztów wytwarzania. Dyrektor Zachariasiewicz został powołany na wiceministra Kultury, zajmującego się poligrafią, a pełniącym obowiązki dyrektora został Józef Biernacik. Po kilku miesiącach się rozchorował i odszedł na rentę, a jego miejsce zajął Czesław Sułek.

7

Na początku 1987 roku zostałem powołany na zastępcę dyrektora do spraw produkcji. Praca nad restrukturyzacją produkcji była bardzo mozolna i wymagała wielu trudnych decyzji. W miejsce linotypów zamontowano fotoskład i dział montażu, część powierzchni opróżniono i wynajęto. Po trzech latach, dyrektor Zachariasiewicz wrócił do drukarni i pracował jeszcze kilka lat, po czym przeszedł na emeryturę. Podobnie postąpił dyrektor Czesław Sułek. Nowym dyrektorem drukarni został Jacek Indyka. W ślad za obniżonymi nakładami poszła dalsza redukcja zatrudnienia, szczególnie w działach poza produkcyjnych, dużo osób odeszło na wcześniejsze emerytury. Była to trudna sytuacja, która dotknęła prawie wszystkie gałęzie przemysłu.

Ocena miesięcznika „Kwiaty”. Od lewej: Józef Kaczmarczyk, Wiesław Lodziński, Ryszard Mirzyński, Jerzy Biesiada, Wanda Kremer, Stanisław Nowak

8

„Narada świąteczna” w redakcji „Przekroju” – grudzień 1995 r.

W latach dziewięćdziesiątych pojawiła się dodatkowo silna konkurencja w postaci prywatnych drukarń, które niskie nakłady książek mogły wykonywać w bardzo konkurencyjnych cenach. W tym okresie ratowaliśmy się drukiem wysokonakładowych podręczników, różnego rodzaju słowników, oraz dystrybuowanych przez „Ruch” sensacyjnych powieści i romansów. W roku 1995 redakcja „Przekroju” podjęła decyzję o zmianie formatu i szaty graficznej. Odejście czasopisma spowodowało likwidację szkodliwego dla zdrowia wklęsłodruku i ksylenowni w naszej drukarni. W tym czasie przenieśliśmy dział fleksograficzny z maszynami Prima i Multiprima na ulicę Wadowicką. Wiele powierzchni zostało uwolnionych i wynajętych innym firmom.

Pożegnanie z „Przekrojem”.

9

W roku 1995 Drukarnia została przekształcona w Jednoosobową Spółkę Skarbu Państwa i przystąpiła do Programu Powszechnej Prywatyzacji w III Narodowym Funduszu Inwestycyjnym. Władze drukarni pozostały prawie bez zmian, z tym, że dyrektor został prezesem, ja wiceprezesem, a na stanowisko wiceprezesa do spraw ekonomicznych przyjęto panią Krystynę Pankau.

Targi Książki w Krakowie, 1997 rok.

Nowy zarząd po przeszkoleniu w NFI, otrzymał zadanie przeprowadzenia restrukturyzacji przedsiębiorstwa. W wyniku naszych działań drukarnia uzyskała płynność finansową i założone wskaźniki ekonomiczne. W listopadzie 1997 roku NFI przeprowadził emisję dodatkowych akcji, z których pieniądze zostały przeznaczone na zakup nowej linii opraw twardych „Kolbus”, oraz czterokolorowej maszyny offsetowej firmy „Roland” z urządzeniami peryferyjnymi. W wyniku modernizacji i restrukturyzacji załoga w tym okresie liczyła 320 osób i należała do najlepszych w poligrafii krajowej zdobywając wiele nagród „Złotego Gryfa”.

10

130 – lecie Drukarni Wydawniczej, 2000 rok.

Wszystko zdawało się być na najlepszej drodze do dalszego rozwoju, wdrażaliśmy system kontroli jakości ISO 9002 i mieliśmy przygotowany pięcioletni plan inwestycyjny zakładający budowę nowego mniejszego zakładu produkcyjnego. Plany nasze nie zostały zrealizowane, ponieważ w 2000 roku NFI znalazł inwestora strategicznego, firmę deweloperską „Buma” System SA. Wkrótce okazało się, że nowym właścicielom w ogóle nie zależy na kontynuowaniu produkcji poligraficznej opartej na doświadczonej załodze i 130 letniej tradycji. Nowemu właścicielowi trudno było zrozumieć specyfikę produkcji poligraficznej, tak różnej od deweloperskiej. W związku z brakiem możliwości znalezienia wspólnego języka, w sierpniu 2001 roku odszedłem na emeryturę. Dalsze losy Drukarni Wydawniczej były bardzo smutne, została sprzedana Grzegorzowi Hajdarowiczowi i przeniesiona do starych hal na ulicę Wrocławską, załoga została ograniczona do 50 osób. Obecnie znajduje się na Rybitwach, a jej prezesem jest na szczęście drukarz Andrzej Janicki.

11

Gazeta Krakowska, 30 – 31.05.1998 rok.

12

Gazeta Krakowska, 2.06.2000 rok.

13