HISTORIA SZTUKI ILUZJI Gdy pradawny człowiek zobaczył po raz pierwszy błyskawicę na niebie, nie mógł pojąć siły, która ją stworzyła i uznał, że jest to efekt działania magii. Stworzył wiec boga, kierującego tą siłą i zaczął oddawać mu cześć, by zyskać sobie przychylność tajemniczych mocy. Tak powstał pierwszy na świecie rytuał, pierwsze przedstawienie magiczne, w którym ludzie próbowali opanować siły, będące poza ich wpływami. Każde takie widowisko wymagało prowadzącego. Osoby godnej do kierowania innymi w trakcie tajemniczego obrzędu. Kogoś, kto potrafiłby kontaktować się z niewyjaśnionymi mocami, a tym samym posiadać jakąś boską cząstkę. Tak narodzili się szamani i cudotwórcy, którzy aby przekonać pozostałych o prawdziwości swojego powołania, stosowali przeróżne sztuczki i triki. Oni byli pierwszymi iluzjonistami, których sposób zwodzenia nie zmienił się przez tysiące lat. Zmienił się natomiast cel. Dzisiejsi szamani nie próbują przekonać widzów o swojej rzekomej boskości, ale chcą dostarczyć im rozrywki na najwyższym poziomie. Dawno, dawno temu, w odległym Egipcie Pierwszym iluzjonistą, o którym posiadamy wiarygodne wiadomości był prawdopodobnie Egipcjanin – Dedi. Wspomina o nim „Papirus Westcar”, pochodzący z około 2700 r.p.n.e. W nim to poznajemy opis pokazu wykonanego w obecności Faraona Cheopsa i jego świty: Dedi uciął gęsi głowę, po czym ptak zaczął jakby nigdy nic biegać po pomieszczeniu królewskim. Na koniec magik w niewyjaśniony sposób złączył uciętą głowę z resztą ciała zwierzęcia. Ożywiona gęś zaczęła gęgać. Numer ten Dedi powtórzył z pelikanem i wołem, odmówił jednak prośbie faraona, by zademonstrować to samo z człowiekiem. Sztuką iluzji posługiwali się również starożytni kapłani (głównie egipscy, babilońscy i haldejscy). Opierając się na wiedzy z dziedziny matematyki, fizyki (głównie mechaniki), chemii i astronomii skonstruowali wiele urządzeń, które pozwoliły nadać iście magiczny charakter religijnym ceremoniom. Przy blasku księżyca drzwi do świątyni same się otwierały, spod ziemi wyrastały posągi, które wyciągały przed siebie błogosławione ręce. W ogromnych pustych salach rozlegały się tajemnicze głosy przepowiadające przyszłość. Gdy w VI w. p.n.e. ukształtowało się cesarstwo perskie, wielu iluzjonistów z Egiptu i Babilonu przewędrowało w tamte rejony. Podczas wojen grecko – perskich magowie pojawili się również w starożytnej Grecji. To właśnie tam oprócz iluzjonistów – kapłanów wyodrębnili się iluzjoniści – artyści. Nazywano ich „Psephopaiktesami” i wzmianki o ich umiejętnościach można odnaleźć w dziele Platona „Republika”. Magicy – artyści cieszyli się tak ogromną popularnością, że uświetniali swoją sztuką najbardziej okazałe uroczystości (Przyjęcie weselne, podczas zaślubin Aleksandra Wielkiego z córką Dariusza uświetniło trzech iluzjonistów: Scyminius, Filastrides i Heraklet). W tym samym okresie narodziła się kolejna istotna dziedzina sztuki, pokrewna iluzji – brzuchomówstwo. Prawdopodobnie słynna Pytia, kapłanka w Delfach, parała się tą sztuką. Jak widać okres starożytności był prawdziwym rozkwitem sztuki iluzji, która z jednej strony była wykorzystywana przez kapłanów do nadania magicznej atmosfery swoim obrzędom, z drugiej zaś, demonstrowana przez Psephopaiktesów, bawiła ludzi na weselach i innych uroczystościach.

Nasza era – początek wielkiej krucjaty przeciwko iluzjonistom Wraz z nadejściem naszej ery popularność sztuki iluzji zaczęła drastycznie spadać. Pierwszy wystąpił przeciwko iluzjonistom cesarz Tyberiusz (panował 14 – 37 r. n.e.), kategorycznie zabraniając wykonywania sztuk w trakcie obrzędów odprawianych przez kapłanów celtyckich i druidów. Podobne stanowisko w pierwszych wiekach ery chrześcijańskiej zajął kościół, który dopatrywał się w prostych sztuczkach sił nieczystych, traktując tym samym iluzjonistów jako opętanych przez szatana. W 1100r. magikom zabroniono mieszkać w niektórych miastach Europy. W 1150r. św. Bernard uznaje ich jako niebezpieczne indywidua. W Anglii, za panowania Edwarda VI, można było piętnować iluzjonistów wypaloną na skórze literą „V”. Z tej właśnie przyczyny wielu magików powędrowało na wschód, rozprzestrzeniając sztukę iluzji w tamtych rejonach. Wielu z pośród tych, co odważyli się zostać, niekiedy przyprawiło swoją decyzję życiem. Inkwizytorzy byli bezwzględni w swoich decyzjach i wszystkich tych, którzy nie chcieli zdradzić tajników swojej profesji, posyłali na stos. Jednym z sędziów w sprawie nieszczęsnych iluzjonistów był Reginald Scott – prawnik z Rochester. Widząc jak bardzo niesprawiedliwe są wyroki sądów orzekane przeciwko iluzjonistom, postanowić wyjawić sekrety ich pracy. W 1584r. wydał książkę pt. „Sekrety Białej Magii”, w której wyjawił niezliczoną ilość trików i gagów stosowanych przez magików. Była to pierwsza książka o iluzji, która odebrała bezlitosnym urzędom prokuratorskim pretekst do oskarżania niewinnych artystów, a tym samym uratowała życie niejednemu iluzjoniście. Pomimo, że książka była z początku tępiona przez ludzi przekonanych o rzeczywistym istnieniu czarów, to jednak z czasem, dzięki niej ludzie zmienili sposób patrzenia na tę profesję. Iluzja, a pseudonaukowe eksperymenty Pod koniec XVIII w. w Europie zachodniej pojawił się zupełnie nowych styl pokazów iluzjonistycznych. Był on uwarunkowany powszechnym pędem do nauki i techniki. „Eksperymentatorzy naturalnej magii” - bo tak kazali się określać ci iluzjoniści – odrzucili głęboko zakorzenioną w sztuce iluzji mistykę i nadali swoim pokazom iście naukowy charakter, gdzie zamiast magicznych sztuk, były rzekome eksperymenty. Eksperymentatorzy podkreślali, że ich naczelnym zadaniem jest zaznajomienie publiczności za pomocą efektów iluzjonistycznych z „nowinkami” naukowymi i technicznymi. Oczywiście w większości przypadków ich pokazy tylko z pozoru przypominały naukowe doświadczenia. W rzeczywistości ich eksperymenty były pełne zgrabnie przemyconych sztuczek, bez których doświadczenie nie mogło się sprawdzić. Dobrym przykładem takiego pseudo eksperymentu była „sztuczka” ze spalonym dokumentem. Eksperymentator (iluzjonista) demonstrował ważny dokument, po czym go palił. Następnie prezentował widzom niezwykły wynalazek - płyn, mogący zregenerować spaloną kartkę papieru. Po pieczołowicie dobranych proporcjach płynu, wody i tlenu, „naukowiec” maczał spopielone szczątki dokumentu w roztworze, po czym wyciągnął mokry, ale całkowicie zregenerowany oryginał. Oczywiście nikt z widzów nie przypuszczał, że w dłoni, w której iluzjonista trzymał spalone kawałki, znajduje się ukryta (zapalmowana) kopia dokumentu. W momencie zanurzania dłoni w roztworze, eksperymentator zgrabnie zamieniał trzymane w palcach szczątki na zmiętą kartkę zapisanego papieru. Byłoby błędem jednak sądzić, że prawdziwa wiedza naukowa owych iluzjonistów była powierzchowna. Nowy typ działalności zmuszał ich bowiem do systematycznego studiowania fizyki, matematyki, chemii. Zwłaszcza, że w trakcie ich występów prezentowane były również autentyczne wynalazki.

Jedną z najbardziej jaskrawych postaci spośród eksperymentatorów był, występujący w latach 1780 – 1784 w Londynie iluzjonista Katterfelto (który mianował się „doktorem”). Urządził on w sali włoskiego teatru kukiełkowego czytelnię i wystawę „naukowych eksponatów”. Do południa oprowadzał zwiedzających po wystawie, a wieczorem wygłaszał odczyty na temat „sił magicznych”, ubarwiając je demonstrowanymi doświadczeniami i efektami iluzjonistycznymi. Katterfelto reklamował swoje występy w lokalnej prasie, w której można było przeczytać min.: „Dzisiejszego wieczoru Katterfelto pragnie pokazać i wyjaśnić, jak w głębi morza można odnaleźć północny i południowy biegun, bez pomocy słońca, gwiazd, księżyca i kompasu. Niestety publiczność nie odbierała występów tak jak życzył sobie artysta (jako pokazu naukowego), ale jako oryginalnie oprawiony występ iluzjonistyczny. Katterfelto wprowadził do sztuki iluzji wiele nowych efektów. Należały do nich min. „słoneczny mikroskop” czy „czarnoksięska latarnia” (używana w późniejszych czasach przez spirytystów). Dzięki „eksperymentatorom naturalnej magii” powstał w późniejszym okresie styl zwany „magią salonową”, charakteryzującą się bardziej wyszukanymi efektami iluzjonistycznymi, elegancją prowadzącego (czasami lekkim snobizmem) i dworskimi manierami. Niezwykle ważnym elementem pokazów eksperymentatorów było wprowadzenie w późniejszym okresie tzw. „magicznych automatów”, które zaczęły się cieszyć ogromnym zainteresowaniem widzów. Działo się tak ponieważ w związku z ogromnym postępem technicznym tamtej epoki, w ludziach obudziło się pragnienie stworzenia sztucznego człowieka – automatu mogącego się poruszać, myśleć, wykonywać wszystkie czynności fizjologiczne. To marzenie narodziło się już w starożytności (chińskie, sztuczne ptaki), ale dopiero w XVIII w. iluzjoniści zaczęli, poprzez różnego rodzaju sztuczki, demonstrować takie automaty, spełniające oczekiwania publiczności. W połowie XVIII wieku Friedrich von Knaus zbudował trzy mechaniczne ludzkie postacie, posiadające umiejętność pisania piórem po papierze. W 1771r. ten sam konstruktor wykonał trzy głowy wydające ludzkie dźwięki, a także figurę muzykanta, grającego na flecie. Jednak największą sławą cieszył się „gabinet automatów” Wolfganga von Kempelena, w którym główną atrakcją była drewniana postać turka, siedzącego przed skrzynią. Na skrzyni znajdowała się szachownica. Owy automat, podejmował grę w szachy z dowolnym graczem i wygrywał z reguły najbardziej trudne partie. Przed rozpoczęciem gry Von Kempelen demonstrował wnętrze turka, oraz znajdującej się przed nim skrzyni, by przekonać widzów, że poza systemem przekładni, turbin i tłoków nic więcej się tam nie znajduje. Z tajemniczym automatem stoczyli zażarte pojedynki Fryderyk II, Katarzyna II, Napoleon I, Maria Teresa i inni możni tamtych lat. Prawdopodobnie, turek wygrał partię szachów z Katarzyną II, która w gniewie kazała skonfiskować maszynę. We wnętrzu skrzyni, przed którą zawsze siedział mechaniczny mistrz znaleziono beznogiego człowieka (prawdopodobnie polskiego powstańca), który nadawał ruch ręki turka. Najbardziej zaskakujący automat tamtych czasów okazał się zwykłym oszustwem. Podobne sytuacje dotyczyły innych automatów, min. prezentowanych na szeroką skalę prototypów „perpetuum mobile”, które posiadały ukryte źródła energii. Dopiero rozpowszechniona w późniejszym okresie „zasada zachowania energii”, uświadomiła większość z naiwnych widzów, że zbudowanie takiej maszyny jest niemożliwe. „Eksperymentatorzy naturalnej magii” wnieśli ogromny wkład w dorobek sztuki iluzji. Pokazali, że ta dziedzina sztuki, nie opiera się tylko na zręczności, ale jest kompilacją większości nauk ścisłych (potrzebnych do konstrukcji nowoczesnych automatów) i humanistycznych (dających warsztat aktorski artyście). Ponadto z potrzeby wymyślania coraz to nowszych rozwiązań technicznych, iluzjoniści byli często prekursorami dzisiejszych wynalazków.

Kuglarze – iluzja na ulicy W okresie, gdy w teatrach i salach widowiskowych „Eksperymentatorzy naturalnej magii”, demonstrowali swoje wynalazki, to na bazarach i placach działali inni iluzjoniści, nazywani „kuglarzami”. Nazwa „kuglarz” pochodzi od średniowiecznego triku z 3 kubkami i 3 kuleczkami. Niewątpliwie ten numer był jednym z najpopularniejszych w repertuarze ulicznych iluzjonistów. Sprawni, zręczni, sprytni, niejednokrotnie nader bystrzy i obrotni mistrzowie manipulacji, przepowiadali przyszłość, tłumaczyli znaki i sny, a czasem i oszukiwali. W tych drobnych oszustwach można doszukiwać się przyczyny pogardliwego znaczenia słowa „kuglarz”. Pierwszym znanym jarmarcznym francuskim iluzjonistą był Maitrel Gonin. Wędrował on przez wiele lat z miasta do miasta, zyskując uznanie wszystkich warstw społecznych. Sława zawiodła go na dwór cesarza Franciszka I, gdzie przez wiele lat pełnił funkcję nadwornego maga. Jego syn (o takim samym imieniu i nazwisku), zrezygnował z dworskiego życia i oddał się w całości iluzji na ulicy. Popularność tego iluzjonisty była tak wielka, że nawet teraz, po upływie 300 lat, Francuzi nazywają bardzo sprytnego człowieka – „Maitre Gonin”. Iluzjoniści jarmarczni dali początek nowej działalności iluzjonistycznej, znacznie mniej niewinnej aniżeli drobne oszustwa kuglarskie. Wśród magów ulicznych pojawili się „szarlatani”, którzy niewątpliwie rzucili cień na tę prastarą dziedzinę sztuki. Ciemna strona sztuki iluzji – szarlatani. Niektórzy spośród iluzjonistów, widząc jak łatwo można zwieść naiwną publiczność w pole, postanowili wykorzystać ten fakt, by poprzez oszustwa wydobyć od łatwowiernych widzów jak najwięcej pieniędzy. Szarlatani działali przede wszystkim na placach targowych i bazarach, na których gromadzili się ludzie mało wykształceni, biedni a przez to szukający prostego sposobu na wzbogacenie się. Szarlatani handlowali różnej maści rzekomo cudownych wynalazków: płynami do produkcji złota. Eliksirami zmieniającymi kamienie w diamenty, lub zwykłą szmatę w jedwab. Stosując wykwintne techniki iluzjonistyczne, przekonywali zebranych o autentyczności swoich produktów. Zafascynowana gawiedź kupowała bez namysłu i pytania o cenę „cudowne” eliksiry, które oczywiście nie mogły działać. Niewątpliwie największym szarlatanem drugiej połowy XVIII w. Był Giuseppe Balsamo o pseudonimie „Hrabia Aleksander Cagliostro”. Ten obdarzony wyjątkowym talentem iluzjonista był nieprzeciętnym aktorem, potrafiącym wykorzystać swoje umiejętności dla celów mało szlachetnych, a jednocześnie przynoszących znaczne korzyści materialne. Balsamo urodził się w Palermo na Sycylii. Za drobne oszustwa i podstępy w latach młodości usunięto go z klasztoru, w którym pobierał nauki. Na początku świeckiego życia los zetknął go z szulerem o nazwisku Altotas. Balsamo sumiennie pobierał od niego nauki i udoskonalał własny warsztat pracy. Bawiąc w Neapolu zawarł związek małżeński z siedemnastoletnią córką rymarza – Lorenzą Felicjani. Od tej pory już razem wędrowali przez całą Europę demonstrując iluzjonistyczne efekty i mamiąc niepodejrzewającą niczego publiczność. Gwoździem programu prezentowanego przez Balsamo był zwykły metalowy gwóźdź, którego część oszust przemieniał w naturalne złoto za pomocą rzekomo cudownego roztworu. Sekret tego przeobrażenia był prosty. Użyty w tej sztuce gwóźdź był w połowie wykonany z żelaza a w połowie z prawdziwego złota. przed pokazem szlachetna część gwoździa była pokrywana barwnikiem, aby nieodróżniała się kolorem od części wykonanej ze zwykłego żelaza. Tak spreparowany gwóźdź wyglądał zupełnie zwyczajnie i nigdy nie budził podejrzeń widzów. Wystarczyło jednak zanurzyć szlachetną część gwoździa w kwasie, a barwnik się utleniał, odkrywając część gwoździa wykonaną ze złota. Sztuka była bardzo

przekonywująca i wiele osób zostało oszukanych i pozbawionych resztek pieniędzy, ponieważ rzekomo cudowny roztwór (w rzeczywistości kwas solny) był ochoczo kupowany przez wszystkich omamionych widzów. W dzisiejszych czasach nie brakuje podobnych szarlatanów, którzy pod pretekstem łatwego i szybkiego zarobku wabią bezmyślnych i naiwnych widzów i umiejętnie okradają ich z niemałych sum pieniędzy. Sztuka iluzji w służbie jasnowidzów Wielu słynnych jasnowidzów wspomagało swoje mniej, lub bardziej trafne przepowiednie pokazami iluzjonistycznymi, aby przekonać sceptycznie nastawionych świadków o prawdziwości ich wizji. Niewątpliwie do tej grupy pseudo proroków można zaliczyć Michael’a de Nostre Dame’a (1503 – 1566), francuskiego lekarza i astrologa zwanego „Nostradamusem”. Swoją popularność zyskał wydawanymi od 1550r. kalendarzami astrologicznymi i zbiorem wierszowanych przepowiedni pt. „Centuries Astrologigues”. Dzięki prezentowanym przez niego efektom iluzjonistycznym oraz przepowiedniom, zyskał sobie miano największego jasnowidza i czarnoksiężnika tamtych czasów, którego popularność (związana z jego rzekomymi przepowiedniami) ostatnimi czasy wzrosła. Bardzo sprytny sposób formułowania swoich przepowiedni, styl ich pisania oraz wiedza z zakresu polityki i psychologii, pozwoliły Nostradamusowi przekonać ówczesnych możnowładców o swoim rzekomym darze. Słynny stał się, zbudowany przez Nostradamusa, „magiczny gabinet”, który dzięki umieszczeniu w nim systemu luster służył Nostradamusowi do wywoływania niezwykłych iluzji np. wyłaniania się ludzi i przedmiotów z podłogi. Prawdopodobnie w magicznym gabinecie królowa Katarzyna Medycejska, widząc siedzącą postać na unoszącym się w powietrzu fotelu, zinterpretowała tę scenę jako prorocze widzenie, a raczej ostrzeżenie przed jej śmiertelnym wrogiem Henrykiem Nawarskim. Bardzo ciekawie opisuje postać Nostradamusa jako mistyfikatora i oszusta James Randi w swojej książce „Nostradamus bez maski”. Ciąg dalszy będzie systematycznie uzupełniany. Zarys historii sztuki iluzji powstał na podstawie literatury: Mecwaldowski J., 1998 Jak Pan To Robi? Wydawnictwo: Łódzki dom kultury KKI,str. 6 – 65