Zapis dyskusji o polsko-niemieckim pograniczu podczas spotkania w dniu

ZIEMIA OBIECANA Zapis dyskusji o polsko-niemieckim pograniczu podczas spotkania w dniu 26.02.2014 26 lutego w Sali kominkowej Inkubatora Kultury odbył...
4 downloads 0 Views 381KB Size
ZIEMIA OBIECANA Zapis dyskusji o polsko-niemieckim pograniczu podczas spotkania w dniu 26.02.2014 26 lutego w Sali kominkowej Inkubatora Kultury odbyło się spotkanie zorganizowane przez Stowarzyszenie Dziennikarzy Rzeczypospolitej „Pomorze Zachodnie” na temat polskoniemieckiego pogranicza. W panelu uczestniczyli: Irena Stróżyńska i Paweł Bartnik z Komunalnego Związku Gmin Euroregionu Pomerania, oraz trzej polscy mieszkańcy niemieckiego pogranicza: Przemysław Jackowski –germanista z Uniwersytetu Szczecińskiego i dwaj dziennikarze: Witold Bachorz – z Pampow i Zbigniew Plesner z Buessow. Ponieważ w spotkaniu, ze względu na szczupłość miejsca, mogło wziąć udział tylko około 30 osób chcemy udostępnić szerszej publiczności stenogram z tej dyskusji. Spotkanie rozpoczęła przewodnicząca Oddziału SDRP Anna Kolmer witając panelistów i gości. Następnie oddała głos prowadzącym: Irenie Stróżyńskiej i Pawłowi Bartnikowi.

Irena Stróżyńska - Po 1989 roku mamy możliwość budowania prawdziwego pogranicza. Wczoraj miałam okazję wypełniać ankietę dla studentki Uniwersytetu w Greifswaldzie, która przygotowuje pracę socjologiczna na temat polsko-niemieckiego pogranicza. Wśród pytań tej ankiety znalazło się takie, na ile można porównać pogranicze niemiecko-francuskie z polskoniemieckim? Bo to są często robione paralele. I tak dzisiaj z panem dyrektorem rozmawialiśmy, że o ile współpracę można porównać, a więc pojednanie pomiędzy Francuzami i Niemcami, a Niemcami i Polakami można porównywać, to jednak pograniczy nie. Bo to jest coś zupełnie innego. To jest coś co powstaje zupełnie na nowo i na naszych oczach. Nawet ten rok 1989 nie był takim przełomem, przynajmniej z mojej perspektywy, jak przystąpienie Polski do Unii Europejskiej, a jeszcze bardziej do Układu z Schengen. Bo to dopiero tak naprawdę otworzyło tę naszą granicę i umożliwiło tę naturalną dyfuzję i bezproblemowe przemieszczanie się ludzi w obie strony. Dla mnie Przemek Jackowski jest takim świetnym przykładem jak ci ludzie, którzy osiedlają się po niemieckiej stronie mogą przyczyniać się do rozwoju pogranicza. Jestem gorącym zwolennikiem portalu www.nachstettin.com i dla mnie jest to coś niesamowitego, że te osoby prywatne, bo Przemek robi to z żona Kasią za prywatne pieniądze, która jest też wśród nas, postanowili robić coś co tak naprawdę powinny robić instytucje publiczne, czyli zainteresować Niemców nami. Równocześnie bardzo duże są deficyty wiedzy o Niemcach wśród Polaków. Pamiętam jak Przemek w swoim artykule zamieszczonym w „Przeglądzie Uniwersyteckim” napisał, że wśród studentów germanistyki uniwersytetu Szczecińskiego, czyli teoretycznie ludzi zainteresowanych językiem i kulturą niemiecką, bardzo duży odsetek, chyba nawet 30 procent, nigdy nie był w Niemczech. Red. Ryszard Bogunowicz - jesteśmy świadkami zmiany pokoleniowej. Moje doświadczenie jako podolanina, kiedy jestem w rodzinnych stronach w Zbarażu, Tarnopolu, jest takie, że ci,

którzy ganiali za nami z nożami i siekierami już poumierali. A ta młodzież jest zupełnie inna. Jest ucywilizowana, jest przyjazna. To jest element, który też odgrywa jakąś ważną rolę na pograniczu polsko - niemieckim. Przemysław Jackowski – W pełni się z panem zgadzam, bo kiedy ta granica się kształtowała w 1945 roku przybyła tu ludność, która nie miała wcześniej jakiegokolwiek kontaktu z Niemcami. Długo była pozbawiona tego kontaktu także po osiedleniu, bo granica była bardzo szczelna. Dopiero od otwarcia granicy uczymy się naszego sąsiada. To że możemy pojechać do Niemiec na grzyby czy nad jezioro jest zupełnie nową sytuacją. (…) Nasz portal powstał trzy lata temu właśnie w wyniku zauważenia tego deficytu, że Szczecin ma bardzo wiele do zaoferowania także dla osób, które nie znają języka polskiego. Te osoby nie muszą iść na spektakl do Teatru Polskiego, ale opera, operetka, muzyka, wystawy to są punkty, które mogą odwiedzać. (…) Miasto ma coś do zaoferowania. Wydaje mi się że brakuje zwykłej informacji. Nasz portal jest rodzajem tablicy, która informuje: idź i zobacz co możemy zrobić wspólne. Nic bardziej prostego jak zainteresować człowieka i w ten sposób budować nasze pogranicze. Zresztą na imprezach kulturalnych widujemy Niemców. Np. rok temu w czasie Dnia Przewodnika było oprowadzanie po mieście po niemiecku i spotkałem grupę Niemców, którzy przyjechali specjalnie, kiedy dowiedzieli się o tym z internetu i to z naszego portalu. Zbigniew Plesner – Nie do końca się z tobą zgadzam bo ludzie, którzy mieszkają na pograniczu z niemieckiej strony to nie są intelektualiści czy bardzo dobrze wykształcone osoby, które mają rozwinięte potrzeby kulturalne. Jedyną potrzebą jaką chcą zaspokoić w Szczecinie to jest oferta filharmonii. (…) Natomiast ja chcę postawić tezę, że granica w zasadzie się przesunęła. Już nie przebiega tak jak została administracyjnie wytyczona. Ja bym ją dziś lokalizował bardziej w okolicy Loecknitz. Dlaczego? Bo tam mieszka już trzy i pół tysiąca Polaków. Na bodaj 6,5 tysiąca mieszkańców. W Pommellen większość domów zamieszkują Polacy. Pięknie odrestaurowali domy opuszczone przez Niemców. Podobnie jest w Rossow, gdzie polski ksiądz organizuje ośrodek katolicki, połowa dzieci w przedszkolu w Loecknitz pochodzi z polskich rodzin. Podobnie jak 30 procent w Regionalnej Szkole w Loecknitz. Ja kupiłem dom w małym przysiółku jedenaście kilometrów od granicy, gdzie jest siedem dymów z czego już trzy polskie. Ale mój niemiecki sąsiad nigdy nie był w Szczecinie. To jest robotnik rolny, to po co ma on pojechać do Szczecina. On boi się wielkiego miasta, gdzie jest duży ruch. Moi znajomi z Prenzlau dojeżdżają do pierwszego targowiska za granicą i proszą żebym ich stamtąd odebrał. Oczywiście są autobusy, które dowożą Niemców na zakupy, ale wiele towarów jest w Niemczech tańszych niż Polsce.(…)Moim zdaniem granica wpływu Polski się przesuwa na Zachód. Paweł Bartnik – o ile na Wschodzie było pogranicze, na którym stykały się kultury, często w drastyczny sposób, to nasze pogranicze, na którym większość z nas żyje całe życie, właściwie nie istniało. Granica z NRD była tak szczelna, że właściwe się nie przenikaliśmy. Czasami jeździliśmy na zakupy i to było wszystko. Jesteśmy pionierami tego co możemy dziś nazwać prawdziwym pograniczem. Bo ono dopiero teraz powstaje. Polacy przyjechali tutaj, ale Niemcy też tu przyjechali. Bo mieszkańcy Meklenburgii-Przedpomorza to przesiedleńcy z Prus Wschodnich. Witold Bachorz – Mnie też się tak wydawało jak mówi Zbyszek, ale okazuje się że ta

rzeczywistość jest trochę inna. W mojej miejscowości Pampow, gdzie mieszka około 300 osób, mam za sąsiada Duńczyka, 500 m dalej mieszka Kolumbijczyk. To są ludzie, którzy przesiedlili się z dużych miast, bo to jest teraz modne. Sporo jest tych przybyszy. Natomiast miejscowi przed wojną mieszkali w Będargoiwie czy Policach. Tam się wytwarza ciekawy melanż. Mamy dwóch malarzy, byłego trenera z Kamerunu, człowieka który resocjalizuje trudną młodzież. Na szczęście nie grozi nam polski zarząd, ale część sąsiadów przyjęła już ten polski luz. Zbigniew Plesner – Myślę, że Pampow jest wyjątkiem. Nie znam innej miejscowości na pograniczu, gdzie była by taka struktura ludności. Natomiast historycznie rzecz biorąc polskie osadnictwo wojskowe na tych terenach miało być murem zaporowym przeciwko niemieckiemu naporowi. Natomiast po drugiej stronie byli rdzenni mieszkańcy, albo uciekinierzy z pasa pogranicza leżącego dziś po polskiej stronie. To było celowe osadnictwo, aby ustanowić barierę. Naprzeciwko byli prusacy, którzy mieli gen „antypolski”, więc kontakty były trudne. W latach 70-tych początkowo nawiązywano kontakty oficjalne: partyjne, związkowe, organizacje młodzieżowe. Do dziś mam przyjaciół, których poznałem w czasie tych oficjalnych spotkań dziennikarzy, którzy przychodzili do mnie i mówili: uważaj co mówisz przy tym czy tamtym, bo to współpracownik STASI. O ile my jesteśmy nastawieni na Zachód, to z ich strony ciągle są różne uprzedzenia. Jeszcze inny problem, to to, że oni czują się zagrożeni przez Polaków. Przez lata jako obywatele NRD byli przedstawicielami najbardziej pracowitego narodu byłego obozu państw socjalistycznych. A teraz mówi się im, że są leniuchami. Nie dbają o swoje domostwa. Obok mieszka Polak, który pięknie wyremontował dom pozostawiony przez Niemców w ruinie, mimo iż w Polsce zarabia równowartość 400 Euro, podczas gdy on ma samego zasiłku 475. Koło mnie Niemiec mieszka w jakiejś rozwalającej się budzie. Został eksmitowany z mojego domu, bo nie płacił gminie za czynsz. Oni się oczywiście bronią. W „Kurierze Szczecińskim” jutro ukaże się mój artykuł o mobbingu wywieranym przez niemieckie koleżanki na nauczycielkę z Polski, bo zawyżała standardy i swoją działalnością spowodowała zainteresowanie szkołą przez media i władze landu co wzbudziło zazdrość i niepokój o swoją pozycję w szkole. Paweł Bartnik – Każdy naród ma swoją specyfikę. Niemcy są potężnym państwem od ponad stu lat. Mimo przegranych wojen są państwem potężnym gospodarczo i militarnie. To uprawnia ich do tego, żeby być nauczycielem, żeby być najmądrzejszym w Europie a nawet na świecie. Dobrze znoszą rolę nauczyciela. Jednak kiedy pozycje się zmieniają, a więc ucieczka młodych Niemców i młoda emigracja polska na tym terenie sprawiają, że Niemcy na granicy mają z tym problem. Irena Stróżyńska – Potencjał tej ludności, która została na niemieckim pograniczu jest niski. Przede wszystkim wyjeżdżają kobiety i ludność lepiej wykształcona. To nie są odbiorcy przedstawień teatralnych czy sztuki. To wynika z tego potencjału i z tego, że tą są małe ośrodki, miasteczka, a my mieszkamy w dużym mieście. To co zaskoczyło mnie na plus to spokój. U nas zawsze jest akcyjność, natomiast w Niemczech wyznacza się termin za tydzień. Dlatego praca jest stabilna. U nas jeśli się na czymś nie znam to i tak staram się pomóc. Tam odsyła się do fachowca. Myślę jednak, że granica nie przesunęła się, lecz to jest oddziaływanie Szczecina, który odzyskuje swoje naturalne zaplecze.

Zbigniew Plesner – Ja osiedliłem się w Niemczech, bo mam dość wielkiego miasta. Większość którzy tam mieszkają pracuje w Szczecinie. Tam domy są o wiele tańsze. Ryszard Bogunowicz – W Szczecinie mamy protest rolników przeciwko wyprzedaży ziemi. Moja rodzina osiedlona w okolicy Człopy mówi, że tam jest bardzo silne parcie niemieckie. Zbigniew Plesner –Przede wszystkim to są Duńczycy i Holendrzy. Natomiast polscy rolnicy, którzy wiedzą, że za dwa lata uwolniona zostanie sprzedaż polskiej ziemi wolą sami teraz ją kupić za 17 tys. złotych za hektar, bo na Zachodzie kosztuje ona 17 tys Euro. Katarzyna Zawadzka – Wielu Niemców z Zachodu, tak jak np. mój mąż, który pochodzi ze Schlezwiku Holsztyna, a ostatnio mieszkał w Berlinie uważa, że to iż Polacy osiedlają się po niemieckiej stronie jest zjawiskiem pozytywnym. Bo dotychczas to było tylko pogranicze polsko-wschodnioniemieckie. Tam jest jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Jeśli to nie nastąpi to te wszystkie uprzedzenia będą nadal potężne. Dwa lata temu było obchodzone 750 - lecie Loecknitz i w rocznicowym pochodzie oprócz mieszkańców uczestniczyli członkowie NPD. Partie skrajnie prawicowe zdobywają tam od 20 do 30 procent poparcia. Moi koledzy ze szkoły popierają to nastawienie. Z tego co opowiadają dzieci z polskich rodzin i ich rodzice, to co się tam dzieje nie jest „normalnością”. Taka sytuacja na pograniczu niemiecko –francuskim nie byłaby możliwa. Mój mąż jest przerażony tą sytuacją. Sigurd Faulde – Mieszkam od 16 lat w Szczecinie, ale niestety nie mówię po polsku. Często słyszę oficjalne przemówienia na ten temat. W młodości spotykałem się z młodzieżą z Hiszpanii czy Włoch, ale nie była to przyjaźń narzucona. Natomiast w NRD byli robotnicy z Wietnamu czy Angoli, którzy byli tam przymusowo wysłani przez swoje rządy. I tu moja historia. Trzy lata temu chcieliśmy kupić działkę budowlaną w Loeckntiz. Kiedy pytałem mieszkańców o taką działkę i mówiłem, że obecnie mieszkam w Szczecinie, byli niechętni. Kiedy podawałem im swoją niemiecką wizytówkę, dziwili się, że jakiś Niemiec z Zachodu chce tu kupić działkę! Często słyszę też wśród nich takie dyskusje, że to Polacy wykupują ich domy. Inna historia, to kiedy szukałem malarzy, aby odświeżyli moje mieszkanie w Berlinie. Niemieccy rzemieślnicy na wstępie zapewniali mnie, że nie zatrudniają Polaków, bo to jest przez Niemców źle widziane. Paweł Bartnik – Robiliśmy niedawno strategie Rozwoju Euroregionu Pomerania. Proszę panią Irenę o te dane. Irena Stróżyńska – To co wcześniej mówiłam to były moje subiektywne odczucia. Z ankiety dowiedzieliśmy się, że w 2009 roku 12 procent młodzieży Przedpomorza w ogóle nie kończy żadnej szkoły. 25 procent albo nie miało żadnego wykształcenia, albo tylko podstawowe. Paweł Bartnik – to także nasz problem. Szczecin oddziałuje na cały region. Ten niewielki procent ludzi wykształconych i tak grupuje się tylko w Greifswaldzie i Neubrandenburgu. Szczecin jest jednym z trzech wielkich miast w Europie leżących na pograniczu. Dlatego obok Konstancji i Bratysławy musi ponosić odpowiedzialność za rozwój swojego regionu. Dzieci tych Polaków mieszkających po niemieckiej stronie znajdą zatrudnienie tylko w Szczecinie.

Irena Stróżyńska - To niskie wykształcenie jest pożywką dla ruchów neofaszystowskich. Przemysław Jackowski- Ja nie miałem złych doświadczeń z kontaktów z Niemcami. Mam bardzo serdecznych sąsiadów. Wymieniamy się rolą. W sprawach wioskowych to ja jestem pouczany, a w sprawach szczecińskich to ja jestem nauczycielem. Witold Bachorz – Ja z przerażeniem słucham o tych strasznych Niemcach, ale nie zauważam ich wokół siebie. Jedyny zły Niemiec jakiego spotkałem, to był policjant, którzy w ostatnią niedzielę ukarał mnie mandatem za jazdę bez pasów. Poważnie mówiąc chciałbym rzucić więcej optymizmu. To wszystko prawda, ale jest tam spory obywatelski opór przeciwko tym negatywnym zjawiskom i kooperacja jest coraz lepsza. Mamy np. Kulturverein do którego należą Poalcy i Niemcy, organizujemy Festiwal Róż, w domu burmistrza odbywają się spotkania, ostatnio był Timm Stuetz – fotografik mieszkający w Glinnej, chcemy założyć klub filmowy, mieliśmy czytanie polskich bajek po niemiecku. Niedługo będzie kolejna taka impreza, bo są świetne przekłady. Jeżeli przychodzi 50 osób z liczącej 1000 mieszkanców miejscowości, to jest już coś. To co nam doskwiera, to drobna przestępczość przygraniczna. Staramy się pełnić funkcję tonizującą, choćby po to, żeby pokazać im, że nie tylko są żli Polacy. Zbigniew Plesner – Mój znajomy hodowca bydła walczy z niemieckimi złodziejami cieląt. To nie jest tylko polska specjalność. Ryszard Bogunowicz – Niemcy masowo korzystają z nadmorskich miejscowości kuracyjnych w Polsce. Zbigniew Plesner – To głównie kwestia ekonomiki. Za 475 Euro otrzymują znakomitą ofertę. Ja bym jednak nie bagatelizował tych ruchów nacjonalistycznych. Ten sprzeciw obywatelski jest trochę na pokaz. W Loecknitz burmistrz nie przyszedł na zebranie organizacji STOP, wiceburmistrz zachowywał się wstrzemięźliwie, a większość aktywnych uczestników to były osoby przyjezdne z Greifswaldu i Neubrandenburga. Poza tym są to głównie osoby starsze, należące do różnych organizacji programowo nastawionych na sprzeciw. Biologia rozwiąże ten problem. W mojej wsi nie ma ani jednego dziecka. Paweł Bartnik – W przedszkolu polsko - niemieckim w Loecknitz matki dzieci poprosiły mnie o interwencję u burmistrza, aby uczyć języka polskiego. On mi odmówił argumentując, że ma wielu wyborców z prawicowej strony. Zbigniew Plesner – Kilka lat temu realizowany był projekt uczenia języka polskiego w kilkunastu niemieckich przedszkolach na pograniczu, ale po dwóch latach sukcesu został zakończony, jakoby z powodu braku pieniędzy. Paweł Bartnik – Jednak coś nam się udało. Przez te 25 lat udało się nam stworzyć to pogranicze. Nie ma nic lepszego niż to, że Polacy i Niemcy przenikają się kulturowo. Natomiast to co się nam nie udało to przezwyciężyć barierę językową. Teraz mniej Polaków uczy się niemieckiego niż 20 lat temu. Uczą się angielskiego, a nie niemieckiego. Germaniści nie mogą znaleźć pracy. Niemcy w ogóle się nie uczyli polskiego. Teraz próbują uczyć polskiego już w przedszkolach, no bo gdzie znajdą prace w przyszłości jak nie w Szczecinie. To jest nasze zadanie na dzisiaj. Mamy fachowców, mamy nawet pieniądze, ale trzeba to

wypromować. Przekonać ich, że polska kultura też jest interesująca. Zbigniew Plesner – Problem z nauczaniem języka w niemieckich szkołach polega na tym, że jeżeli uczeń niemiecki uczy się polskiego w przedszkolu i podstawówce, to nie może go kontynuować w następnej szkole. Panuje przeświadczenie, że polski jest zbyt trudny. Najczęściej to dzięki polskim żonom Niemcy uczą się polskiego. Musimy eksportować więcej Polek. Historycy twierdzą, że Polki były pierwszym towarem eksportowym Polski w dziejach. Paweł Bartnik – Ale Wanda nie chciała Niemca! Katarzyna Zawadzka – Ja mam dobre doświadczenia. W szkole w Loecknitz kilkunastu niemieckich uczniów chciało uczyć się polskiego, mimo iż była to 7 godzina lekcyjna. Brakuje odpowiedniego podręcznika do nauki polskiego. Ten który jest, jest nudny i oparty na nauczaniu gramatyki, a tego młodzież nie lubi. Paweł Bartnik – Promocja języka jest kluczem. Ja mam trójkę dzieci, które uczyły się niemieckiego, ale nie mówią po niemiekcu. Twierdzą, że to nie jest w dobrym tonie. Przemysław Jackowski – Na moim seminarium studenci analizowali artykuły na temat Polski i Polaków w niemieckich mediach. Jest jakiś podskórny element. Żeby porozumieć się funkcjonalnie wystarczy kilka słów, ale bez znajomości języka trudno zrozumieć sąsiada. Zbigniew Puchalski – Język jest kwestią podstawową. Panuje pogląd, że z Niemcami lepiej rozmawiać po angielsku, bo dla nich jest to też obcy język i błędy robią obie strony. Ja jestem z pokolenia, które zna Niemców od 1 września 1939. Poznałem ich w różnych sytuacjach i wiele problemów, które ciągle są, rozwiąże biologia. Ta niechęć do nas jest uzasadniona, tak jak nasza niechęć do nich, zwłaszcza jak się straciło w czasie wojny najbliższych. Trudno o tym zapomnieć. Powinniśmy w Szczecinie lepiej i głębiej znać problemy polsko-niemieckie. Stąd powinny pójść przemyślenia w tej sprawie, które pójdą na kraj. Siłą rzeczy będziemy kierować się w kierunku Berlina. Już teraz niemieckie szkoły stwarzają znakomite warunki uczniom z Polski. Trzeba pozwolić kolejnym pokoleniom na to, aby rozwijały te stosunki niezależnie od tragicznej przyszłości. Mnie interesuje jednak to co dalej. Jesteśmy w jednej Europie i przyjdzie nam ze sobą coraz głębiej współżyć. W Szwajcarii, która składa się z czterech narodowości potrafią żyć bez konfliktów. U nas też np. banki i media są w niemieckich rękach. Potrzebna jest nam głębsza wiedza o tym jak tworzyć przyszłość. Paweł Bartnik – Pokolenia 30 i 40 latków nie mają tych problemów. Można jeździć gdzie się chce bez ograniczeń. Zgadzam się, że Szczecin powinien odegrać szczególną rolę w stosunkach polsko-niemieckich. Myśmy kilka spraw przegapili. Nie udało się zlokalizować tu Centrum im. Brandta, upadł Plan Stolpego. Nasz Uniwersytet ostatnio kieruje się na skandynawistykę, podczas gdy Poznań ma Instytut Zachodni. To wymaga długotrwałej polityki. Sto lat temu najlepsze produkty były z Anglii. Niemieckie się nie liczyły. Tuż przed pierwsza wojną światową marka niemiecka zapanowała w świecie. Mamy ją tuż za granicą. Gdyby połączyć polską witalność z ich marką to byłby sukces. Nie udała się budowa fabryki Toyoty pod Pasewalkiem. Niestety kryzys zniweczył te plany. Ale może to jest droga, aby połączyć to co jest najlepsze w obu krajach. Zbigniew Plesner– Znaczna część towarów sprzedawanych w niemieckich sieciach

handlowych pochodzi z fabryk w Polsce. „Dana” i „Odra” produkowały prawie wyłącznie na rynek niemiecki. Teraz polskie autobusy „Solaris” zawojowały niemiecki rynek. Tymczasem Uniwersytet Szczeciński wyrzucił fundację Europea Pomerania z pałacu w Kulicach. Rozmawiałem z rektorem, aby tam utworzyć instytut niemcoznawczy. Nie mają pieniędzy. Przecież istnieją fundacje i można to zrobić tak, jak to uczynił Uniwersytet Wrocławski. Szczecińskie środowisko naukowe nie widzi tego problemu. Tadeusz Rek – Najlepszym polskim towarem eksportowym do Niemiec są piłkarze! Kiedyś nie było pogranicza. Ludzie, którzy tu przyjechali nigdy nie mieszkali na pograniczu. Ludzie którzy tu mieszkają byli wrogami. Nie było warunków do współpracy, bo było mnóstwo ograniczeń. Tu były PGR, a tam LPG, czyli nie było typowych wsi znanych z Polski centralnej, a więc nie było warunków współpracy. Szczecin miał kontakty, ale nie z mieszkańcami pogranicza, lecz odległych miast. Rostocku, Neubrandenburga. Teraz to się zmieniło. Handel przygraniczny jest atrakcyjny dla Niemców. Powstał bez pomocy państwa, a przecież jest źródłem dewiz. Te działania są pionierskie. Muszą być oparte na znajomości języka. Niemiecki nie jest językiem, którym można porozumieć się na całym świecie, bo takim jest angielski. Paweł Bartnik – Mnie zależy, aby moje dzieci mieszkały blisko mnie. Dlatego znając niemiecki będą pracowały w Pasewalku czy Neubrandenburgu i wracały do Szczecina, abym miał wnuki blisko. Angielski muszą dziś znać wszyscy. Niemiecki jest nam potrzebny na granicy, bo mieszkańcy Przedpomrza nie znają angielskiego. Ryszard Bogunowicz – Omijamy szerokim łukiem problem potencjału ekonomicznego Szczecina. Paweł Bartnik – To problem na osobne spotkanie. Jak państwo widzicie przyszłość? Przemysław Jackowski – Mieszkańcy powinni zmienić perspektywę z warszawskocentrycznej na europejską. Nam jest bliżej do Kopenhagi, Berlina czy Pragi niż do Warszawy. W tej przestrzeni musimy budować procesy gospodarcze. Szczecin ma świetne położenie, ale nie ma zaplecza i wsparcia z polskiej Strony. Irena Stróżyńska – Miasto powinno przejąć odpowiedzialność za swoje położenie. Powinna być informacja po niemiecku np. na dworcu. Stworzyć dobrą ofertę komunikacji publicznej, czytelną dla Niemców. Zbigniew Puchalski – Pozwolę sobie zacytować tytuł z Gazety Wyborczej : „Warszawa nie wie co robić ze Szczecinem”. Katarzyna Zawadzka – Jeden z najuboższych regionów Niemiec graniczy z najuboższym regionem Polski. Witold Bachorz – Niedawno rozmawiałem z panem Dittrichem, który opowiadał mi o znakomitych kontaktach ich przedsiębiorców z Chinami. Jest oczekiwanie z ich strony, że polscy przedsiębiorcy się w to włączą, ale bez odzewu. Zbigniew Plesner – Nasi biznesmeni już tam są. Meklemburski rząd wspiera tych przedsiębiorców. Jest ogromny deficyt informacji. W pociągach relacji Berlin Szczecin nie ma

żadnej informacji z polskiej strony. DB w swojej gazetce zamieszcza rozkładówkę o Szczecinie, a my nic nie dajemy. Mieszkańcy Gartz od lat proszą o zainteresowanie Szczecina historycznym zapleczem. Głos z sali – W szczecińskich mediach panuje hurra optymizm na temat stosunków polskoniemieckich. Tymczasem jako żeglarz nie mogę zacumować w polskich portach rzecznych na Odrze. W tych które są, Polacy okupują atrakcyjne miejsca w pobliżu bramy, zostawiając gościom te najbardziej odległe. Tak jest w Stepnicy czy Nowym Warpnie. Proszę więcej konkretów i szerszą informację o takich spotkaniach. (…) Paweł Bartnik – Faktem jest, że Meklemburgia - Pomorze Przednie to najbiedniejszy region Niemiec. Województwo Zachodniopomorskie jest obecnie ścianą wschodnią. To określenie wicepremier Bieńkowskiej. Jest taka scena w „Ziemi Obiecanej”, w której Pszoniak, Seweryn i Olbrychski mówią: „ja nie mam nic, ty nie masz nic i on nie ma nic, to mamy akurat tyle żeby zbudować fabrykę”. Niedawno byliśmy na prezentacji planu rozwoju przestrzennego metropolii szczecińskiej w ambasadzie polskiej w Berlinie. Potem Niemcy zaczęli prezentować siebie. W jakim kontekście: Moskwa, Paryż, Londyn. Nawet Warszawy tam nie było na tych wskazówkach z berlińskiej perspektywy! A gdzie tam Szczecin! My możemy być atrakcją dla Niemiec tylko jako miasto, które poradzi sobie z terenem Przedpomorza. Kanclerz Niemiec też sobie łamie głową co z tym zrobić. To jest kierunek polityki ogólnopolskiej i lokalnej. Jak Szczecin może być rozwiązaniem tego problemu. Co zrobić z Pasewalkiem, Neubrandenburgiem czy Schwedt. I niech to będzie pointa tej dyskusji.

(Dyskusję nagrał i spisał Zbigniew Plesner: [email protected])

Suggest Documents