N A HORYZONCIE 10. MFF E N H -G RA OWE ORYZONTY

NR 9 (97)

AZETA FESTIWALOWA DODATEK DO GAZETY WYBORCZEJ

PIĄTEK 30 LIPCA 2010 WROCŁAW

Piaskownica z artystami Multimedialny artysta Norman Leto we Wrocławiu pokazuje swój pełnometrażowy debiut. Sytuujący się na pograniczu literatury, filmu i wideoartu „Sailor” jest pretekstem do rozmowy o mariażu sztuki z nauką, teorii ewolucji i przewrotności pojęcia „artysta” we współczesnym świecie ale też postacią z mojej książki. To na jej podstawie zrobiłem film, pokazywany na festiwalu ENH. Powieściowy Leto jest skończonym chamem i niedojrzałym emocjonalnie gościem, ale przy okazji ma mnóstwo błyskotliwych spostrzeżeń. Zarówno postać na papierze, jak i na ekranie nie jest jednak mną. Muszę się teraz bronić, ponieważ parę osób już przeczytało pierwszą wersję i przestało się do mnie odzywać. W porównaniu z narratorem jestem porządnym człowiekiem. Mam jednak wrażenie, że im bardziej uciekamy w postaci od siebie, tym bardziej ona nas przypomina. W materiałach prasowych pojawiają się niejasności co do osobowości bohatera. Z jednej strony to człowiek skrajnie racjonalny, praktyczny, pedant. Ale przy okazji swojej wystawy mówiłeś, jak ważna jest w życiu spontaniczność.

– Wszystko zależy od okresu życia, opisałem to w książce. Najpierw narrator żyje w sposób chaotyczny, nieuporządkowany, ale później się okazuje, że jest na to zbyt inteligentny. Zaczyna dźwigać ciężar wynikający z racjonalnego myślenia; dochodzi do tego zarówno w finale filmu, jak i książki. Opowiadam o ludziach, którzy mają zbyt gęsto utkany mózg, co skutkuje wieloma problemami. Czy można się w tych postaciach doszukać figury polskiego intelektualisty?

– Nie sądzę. Jeżeli już szukać intelektualisty, to raczej niemieckiego. Bohater to po prostu człowiek, który patrzy racjonalnie. Jeśli istnieje coś takiego, jak obiektywność czy naukowa obiektywność, to on w to wchodzi, być może nawet za bardzo. I o tym jest ten film. Czujesz się prowokatorem?

– Jest to określony typ prowokacji. Narrator mówi rzeczy, których nie uczono w szkole. Mówi o wymierności tego, co uznaje się za niewymierne. O tym, że radość i smutek powstają w mózgu w wyniku reakcji chemicznych, więc nie należy w nich szukać większego metafizycznego sensu. Moja prowokacja polega na odcinaniu się od tych wszystkich mitów, które pokutują od co najmniej stu lat w filmie, w literaturze, w kulturze w ogóle. Jeśli narrator pokazuje różnice w budowie mózgu skończonego idioty i człowieka inteligentnego, to mówi serio. Ma przy tym dość cięty język, na który jako nauczyciel w zwyczajnej szkole nie mógłby sobie pozwolić.

– Tak, widzę, że perspektywy rzeczywiście się zmieniają. Ale jeżeli rozważamy różne prawdy, to – koniec końców – prawda naukowa jest najbliżej tak zwanej „obiektywności”. Ale jeśli nauka jest uwikłana w kwestie politycz ne, to cóż do pie ro sztu ka czy wszystkie humanistyczne kierunki, zanieczyszczone modami swego czasu. Nauka, mimo wszystko, jest najczystsza. Dąży do jakiejś higieny gromadzonej wiedzy. Tego mi brakuje w dzisiejszej sztuce. Ciągle istnieje w niej bałagan pojęciowy – serce, dusza, uczucie. Przydałoby się zrobić z tym porządek.

MACIEJ J. KRUCZEK

JOANNA KLUS, ŁUKASZ KOSELA: Kim jest Norman Leto? NORMAN LETO: Jest osobą fizyczną,

Marzy Ci się połączenie nauki ze sztuką?

– Nie wiem czy połączenie. Bardziej cieszyłoby mnie ich przenikanie. Mało jest nauki w sztuce. Nie lubię przesadnej naukowości i nie chcę nadużywać pojęć naukowych, braku je mi jed nak w sztu ce pew nej chłod nej ra cjo nal no ści. Wie dza o tym, że księżyc jest bryłą minerałów, nie przekreśla szansy na spędzenie przy nim romantycznego wieczoru z dziewczyną. Jedno nie wyklucza drugiego, naukowość wcale nie zabija romantyzmu. Mam wrażenie, że to jest coś, czego boją się humaniści, że naukowość obedrze ich z czegoś fajnego. Z kolei w fizyce kwantowej dzieją się tak niesamowite rzeczy, tak metafizyczne, wręcz boskie, że nie wiem, po co jeszcze dorabiać do tego nadrzędną ideologię. To mam na myśli, mówiąc o łączeniu nauki ze sztuką.

Wnioski, jakie płyną z mojego filmu, są irytujące, niepoprawne politycznie, niewygodne, na przykład dla mniejszości seksualnych. Ale ja nie stawiam własnych tez, tylko podaję tak zwaną prawdę naukową

Mówiąc „prowokacyjny”, mieliśmy na myśli tezy stawiane przez narratora. Wydają się one przerysowane.

– Film jest przejaskrawiony, ale tylko po to, aby przekaz był wyrazistszy i żeby ludzie lepiej zapamiętali to, co narrator do nich mówi. Poprzez proste schematy pokazuje prawdę. Film sam w sobie nie ma wymiaru naukowego – nie stosuję żadnych jednostek czy skali. Rozmawiałem z wieloma naukowcami, pokazałem im część materiału. Potwierdzili, że tak to właśnie wygląda. Przy czym wnioski, jakie płyną z mojego filmu, są irytujące, niepoprawne politycznie, niewygodne, na przykład dla mniejszości

Norman Leto: – Mój film jest przejaskrawiony, ale tylko po to, aby przekaz był wyrazistszy i żeby ludzie lepiej zapamiętali to, co narrator do nich mówi

seksualnych. Ale ja nie stawiam własnych tez, tylko podaję tak zwaną prawdę naukową. Wydaje się, że trudno o obiektywną prawdę naukową. Wystarczy chociaż-

by spojrzeć na XIX-wieczną antropologię – jej przedstawiciele mieli pewne nawyki myślowe, charakterystyczne dla społeczeństwa, dla kultury, której byli częścią.

12.45 „Łagodny potwór – projekt Frankenstein”, reż. Kornél Mundruczó (Helios 1). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 12.45 „Jestem twój”, reż. Mariusz Grzegorzek, prod. Barbara Grzegorzek, akt. Mariusz Ostrowski, Dorota Kolak i Małgorzata Buczkowska-Szlenkier (Helios 2). Po projekcji spotkanie z twórcami. 12.45 JLG – filmy krótkie z lat 80./90., reż. Jean-Luc Godard (Helios 3). Filmy przed pokazem zaprezentuje producent filmowy Stig Björkman. 13.00 „Spotkanie z Woodym Allenem”; „Król Lear”, reż. Jean-Luc Godard (Helios 4). Filmy przed pokazem zaprezentuje filmoznawca Michael Witt. 13.00 „Grzechy młodości”, reż. Daniel Szczechura (Helios 5). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 13.15 „Wkraczając w pustkę”, reż. Gaspar Noé (Helios 8). Film przed pokazem zaprezentuje krytyk filmowy Jan Topolski. 15.45 „Lalka”, reż. Wojciech Jerzy Has (Helios 2). Film przed pokazem zaprezentuje dystrybutor filmów Wojciecha Jerzego Hasa we Francji Lionel Ithurralde. Po projekcji spotkanie ze scenografem Maciejem Putowskim. 15.45 „Nowa fala”, reż. Jean-Luc Godard (Helios 3). Przed pokazem wykład producenta filmowego Stiga Björkmana. 16.00 „Na moje nieszczęście”, reż. Jean-Luc Godard (Helios 4). Film przed pokazem

zaprezentuje filmoznawczyni Żaneta Jamrozik. 16.00 Szczechura: Dokumenty i varia, reż. Daniel Szczechura (Helios 5). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 16.15 „Uzak”, reż. Nuri Bilge Ceylan (Helios 7). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 16.15 „Should I Really Do It?”, reż. Đsmail Necmi, prod. Dietrich Sauter (Helios 8). Po projekcji spotkanie z twórcami. 16.15 „All Tomorrow’s Parties”, reż. Jonathan Caouette (Helios 9). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 18.45 „Mój Marlon i Brando”, reż. Hüseyin Karabey (Helios 1). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 19.00 „Pismak”, reż. Wojciech Jerzy Has (Helios 2). Film przed pokazem zaprezentuje filmoznawca Marcin Maron. 21.45 „Powrót Kapitana Niezwyciężonego”, reż. Philippe Mora (Helios 1). Po projekcji spotkanie z reżyserem. 22.00 „Sailor”, reż. Norman Leto (Helios 5). Film przed pokazem zaprezentuje krytyk sztuki Stach Szabłowski. Po projekcji spotkanie z reżyserem. 22.00 „Wszystko, co kocham”, reż. Jacek Borcuch, muz. Daniel Bloom (Rynek Główny). Przed pokazem spotkanie z twórcami. 22.15 „Poczekalnia”, reż. Zeki Demirkubuz (Helios 7). Film przed pokazem zaprezentuje filmoznawca Cüneyt Cebenoyan.

W „Sailorze” wyłania się ważny temat, jakim jest system społeczny przypominający system komputerowy, w którym wszystko od początku do końca jest zaprogramowane. Ludzie w takim systemie też są w pewnym sensie zaprogramowani na przeżycie. A gdzie miejsce na wolność? dokończenie na stronie 3

MECENAT GŁÓWNY

ZMIANY W PROGRAMIE

KALENDARIUM

1 sierpnia, godz. 19.15 (Helios 7) Zamiast filmu „Szawacy” (reż. Kazim Öz) pokazany zostanie film „Życie jest muzyką” (reż. Fatih Akin). Zakupione bilety można zwrócić wkasach Mediateki. Mogą one być również wymienione na dowolny seans, na który dostępne są bilety.

Gazeta Café

WYSTAWY 11.00 Has – spotkania na wystawie. „Kręcenie z Hasem” – panel dyskusyjny (Galeria BWA Awangarda, ul. Wita Stwosza 32). Udział wezmą współpracownicy reżysera: asystent Sylwester Chęciński, scenograf Tadeusz Kosarewicz, operatorzy Stefan Kurzyp i Janusz Zachnajewski oraz wdowa po reżyserze Wanda Ziembicka. Moderacja: Krzysztof Pulkowski. 20.00 Finisaż wystawy „Turkey Cinemascope” Nuriego Bilge Ceylana (Galeria na Solnym, pl. Solny 11). Na spotkaniu obecny będzie reżyser Nuri Bilge Ceylan.

16.00 „Szaleństwo (nie)kontrolowane – Philippe Mora” (plac Solny – namiot przy plaży). Rozmowa z reżyserem Philippe’em Morą.

Akcja Arsenał 22.00 Hypnotic Brass Ensemble, Telepathe, Playdoe, Gangsteppaz.

Spotkania 9.45 „Nieszczęsny los”, reż. Theron Patterson (Helios 1). Film przed pokazem zaprezentuje filmoznawca Cüneyt Cebenoyan. Po projekcji spotkanie z reżyserem. 10.00 „Zaludniona kraina”, reż. Anna Sanmartí (Helios 5). Po projekcji spotkanie z reżyserką. 10.15 „Kropka”, reż. Derviş Zaim (Helios 7). Film przed pokazem zaprezentuje dziennikarz Max Cegielski i turkolożka Agnieszka Ayşen Kaim. 10.15 „Sanatorium pod Klepsydrą”, reż. Wojciech Jerzy Has (Helios 8). Po projekcji spotkanie ze scenografem Maciejem Putowskim i operatorem filmowym Witoldem Sobocińskim. 10.15 „Zwyczajna historia”, reż. Anocha Suwichakornpong (Helios 9). Po projekcji spotkanie z reżyserką.

SPONSOR GŁÓWNY FESTIWALU

2 Na horyzoncie Wrocław +

Piątek 30 lipca 2010

+

Gazeta Wyborcza www.gazeta.pl/enh +

Wizualizacja literatury NATALIA GRUENPETER, KATARZYNA KRAWCZYK Jego pełnometrażowy debiut ma być uzupełnieniem książki pod tym samym tytułem, której premiera zapowiadana jest na jesień tego roku. W pewnym sensie jest to powieść autobiograficzna, która stawia sobie za zadanie ukazanie sytuacji artystycznej jednostki na tle sztuki zdominowanej przez nowe media. Do tej pory ukazały się jedynie fragmenty tego wydawnictwa – opublikowano je w wybranych magazynach oraz na stronie internetowej artysty. Wizualizacja powieści jest propozycją niecodzienną. Nie sposób rozstrzygnąć, czy mamy w tym przypadku do czynienia z dziełem stricte filmowym, z propozycją wideoartu, czy po prostu z literaturą. Raczej obserwujemy naukowy wykład z elementami wyrafinowanego czarnego humoru. Głównym tematem wywodu są biologiczne różnice między mózgiem idioty, człowieka bystrego (ale wciąż przeciętnego) oraz geniusza. Opowieść prowadzona jest niczym autorytarna przemowa wszechwiedzącego profesora. W warstwie językowej nie brak jednak słownych niespodzianek i mieszanki językowych stylów. Prowadzona z offu narracja dotyczy różnych sposobów postrzegania świata, kształtów życiorysów, mo-

MATERIAŁY PRASOWE

Czy mózg idioty, człowieka bystrego, ale przeciętnego, oraz geniusza mogą się biologicznie różnić? Gdzie są granice literatury i filmu? To tylko niektóre z pytań sygnalizowanych przez film „Sailor” w reżyserii Normana Leto

Nie sposób rozstrzygnąć, czy mamy w tym przypadku do czynienia z dziełem stricte filmowym

deli życia społecznego. Jej autorytarny ton może wywoływać irytację, która jednak szybko przeradza się w rozbawienie, a w końcu ustępuje krytycznej refleksji. Naukowa abstrakcja zde-

rzona jest z trudnym do uchwycenia bogactwem życia. Norman Leto łączy swoje komputerowe wizualizacje i symulacje oraz fragmenty powieści. Narrator wydaje

się owładnięty manią porządkowania, a nawet uśmiercania rzeczywistości. Języknaukowyjestrodzajemufetysza, który służy panowaniu nad światem. Styl Leto przywołuje na myśl „Cząstki

elementarne” Michela Houellebecqa, dąży do połączenia eleganckiej, naukowej obserwacji z ironicznym tonem znużonego światem intelektualisty. Podobne wątki podejmował Leto już w swoich wcześniejszych pracach, na przykład w „Optymalizacji ludzkiej głowy” z 2003 roku. Eksperyment zakładał szybkie, matematyczne uproszczenie powierzchni twarzy, ale jego efekty wcale nie wydają się zadowalające. Są natomiast niezwykle plastyczne, przywołują na myśl kubistyczne płótna. W pracy „Wzrost wątroby alkoholika” połączył Leto tradycyjne malarstwo olejne i „ray tracing”, czyli technikę generowania fotorealistycznych scen trójwymiarowych. Podstawą wizualizacji były, jak tłumaczy sam Leto, algorytmy erozji oddziałujące na trójwymiarową bryłę wątroby. Propozycja reżysera to cybernetyczne myślenie o społeczeństwie oraz indywidualnych ludzkich wyborach, a przede wszystkim o biologii. Umiejscawiając się daleko od popkultury, twórca zmusza widza do wgłębienia się w tajniki własnej umysłowości i fizyczności. Szuka nowych sposobów budowania filmowej ekspresji, aby tym samym uczynić z niej wypowiedź artystyczną. „Sailor” Dziś, godz. 22.00, Helios 5 Jutro, godz. 10.00, Helios 5

Na pokaz zatytułowany „Mały krajobraz ze śniegiem” składa się osiem krótkich filmów. Są tu dzieła starsze, takie jak „Stille Nacht I (Dramolet)” z 1988 roku, dedykowane Robertowi Walserowi, poecie i pisarzowi, który prawie połowę życia spędził w zakładach psychiatrycznych, prowadząc w nich swoją osobliwą działalność twórczą. Do jego pisarstwa od-

wołują się także: „Stille Nacht III (Opowieści z wiedeńskich lasów)” i „Grzebień (Z muzeów snu)”, jeden z najbardziej znanych filmów braci. Prócz tego w zestawie znalazły się także dwa wideoklipy przygotowane dla grupy His Name is Alive – „Stille Nacht II (Czy wciąż jesteśmy małżeństwem?)” i „Stille Nacht IV (Can’t Go Wrong Without You)”. Są tu też dzieła nowsze, jak przygotowana do muzyki Karlheinza Stockhausena „In Absentia”, a także „Alicja w Odczarowanej Krainie”, zrealizowana na zamówienie organizatorów serii koncertów Live Earth. Ci ostatni poprosili kilkudziesięciu twórców o przygotowanie etiud odnoszących się do problematyki zmian klimatycznych. Bracia Quay

Od romantyzmu do realizmu Kto oczekuje od Kornéla Mundruczó kolejnego kostiumowego filmu o losach szalonego naukowca i jego monstrum, srodze się zawiedzie.

Reżyser w każdym filmie szuka osobnej estetyki. W operowej „Joannie” badał cienką granicę, która oddziela miłosierdzie i empatię dla drugiego człowieka od krańcowego poświęcenia i zatracenia własnej osobowości. Rozgrywająca się w zjawiskowym naddunajskim krajobrazie „Delta” opowiada o współczesnym odrzuceniu i społecznym ostracyzmie, bliskim antycznej tragedii. Nie inaczej jest w jego najnowszym filmie. Reżyser tym razem zajmuje się problemem odpowiedzialności, zakotwiczając ją w ponurej, zimowej scenerii współczesności. Mundruczó już w tytule ostentacyjnie wchodzi w wyraźny dialog z najsłynniejszą powieścią angielskiej poetki i pisarki okresu romantyzmu – „Frankensteinem” Mary Shelley. Czołowy przykład powieści gotyckiej zapo-

czątkował nurt literatury fantastyczno-naukowej. Reżyser mocno uwspółcześnił i przewartościował pierwowzór. Doktor Frankenstein przyjął postać reżysera filmowego, który na planie zdjęciowym nieludzko odnosi się do naturszczyków, nieznających się na fachu aktora. Manipulacjami doprowadza ich do skrajnych stanów emocjonalnych, by uzyskać pożądany efekt. Przypadkowo na jednym z takich castingów pojawia się młody chłopak, który opiera się dyktatorskim zapędom reżysera. Siłą zmuszony do manifestacji własnych uczuć, popełnia zbrodnię. W niedługim czasie okazuje się, że niekontrolujący emocji chłopak jest synem reżysera. Od tego momentu zaczyna się prawdziwy dramat. ŁUKASZ KOSELA

zrobili to oczywiście w swoim niepowtarzalnym stylu. W „Małym krajobrazie ze śniegiem” znalazł się także ich najnowszy film „Maska”, przygotowany specjalnie na okoliczność projektu Polska! Year, realizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza we współpracy z Instytutem Kultury Polskiej w Londynie. Ta ekranizacja „Bajek robotów” (zbioru opowiadań Stanisława Lema) łączy klasyczną i komputerową animację, a w zestawieniu ze starszymi dziełami jest – trzeba przyznać – dość zaskakująca. IWONA SOBCZYK „Mały krajobraz ze śniegiem” Dziś, godz. 13.00, Helios 6

Wywiad z reżyserem – czytaj strona obok

„Łagodny potwór – projekt Frankenstein” Dziś, godz. 12.45, Helios 1

Filmy Braci Quay zachwycają festiwalową publiczność

Niebezpieczna podróż na Wschód

MATERIAŁY PRASOWE

Gratka zarówno dla wielbicieli filmów Braci Quay, jak i dla widzów, którzy całkiem niedawno zachwycili się ich twórczością. Dzisiejsza propozycja to małe kompendium wiedzy na temat ich sztuki, zaświadczające o rozległych zainteresowaniach i prawdziwym talencie niezwykłych animatorów.

MATERIAŁY PRASOWE

Mały krajobraz ze śniegiem, ale w doborowym towarzystwie

Reżyser w każdym filmie szuka osobnej estetyki

Miłosna historia pary rozdzielonej przez wojnę powstała na podstawie scenariusza opartego na autentycznych wydarzeniach. Ayça, aktorka teatralna ze Stambułu, kontaktuje się ze swoim ukochanym – Hamą Alim, irackim aktorem z Kurdystanu – za pomocą przesyłanych wideolistów. W jednym z nich Hama Ali opowiada kobiecie o zmieniającej się za sprawą inwazji amerykańskiej sytuacji w Iraku. Te dramatyczne relacje sprawiają, że kobieta decyduje się wyruszyć w podróż na Wschód, mimo że wszyscy ruszają w przeciwnym kierunku. Film zamienia się w klasyczny film drogi, momentami z domieszką melodramatu. Główna bohaterka przemierza iracki Kurdystan, aby spotkać się z ukochanym, a mijając poszczególne krainy, dowiaduje się zwykle czegoś nowego o kulturze spotykanych po drodze ludzi. Cel wyprawy prze-

staje być istotny, znaczenia nabiera sama podróż, która jest niezwykle cennym doświadczeniem dla Ayçy. „MójMarloniBrando”jestmiejscami niemalże krajoznawczą wędrówką przez Anatolię, Kurdystan i Iran, pokazuje tkwiące tam bogactwo krajobrazów i egzotycznąodmiennośćkulturową. Ta wizja nie jest pozbawiona ciepłego humoru i ironii, aktorzy grają niezwykle naturalnie i realistycznie. Nie brak tu także spojrzenia dokumentalnego, ujawniającego się w sposobie rejestracji miejsc, które odwiedza kobieta. Trudno się zorientować, które fragmenty filmu są inscenizowane, a które są rejestracją rzeczywistych zdarzeń. Film Hüseyina Karabeya jest propozycją ciekawą, która europejskiemu widzowi przybliża realia życia w tamtejszym środowisku.  KATARZYNA KRAWCZYK „Mój Marlon i Brando” Dziś, godz. 18.45, Helios 1 1 sierpnia, godz. 13.15, Helios 9

WR

Wrocław Na horyzoncie 3 +

www.gazeta.pl/enh Gazeta Wyborcza Piątek 30 lipca 2010 +

+

Zależy mi na naiwnych historiach JOANNA KLUS: Podczas naszego ostatniego spotkania w 2008 roku na festiwalu ENH opowiadał Pan o nowym, jeszcze nie do końca sprecyzowanym pomyśle przeniesienia na ekran historii Frankensteina. Dzisiaj film jest już skończony. Jest Pan z niego zadowolony? KORNÉL MUNDRUCZÓ: Czuję, że właśnie

MACIEJ J. KRUCZEK

O swoim ostatnim filmie, odpowiedzialności artysty za dzieło, wszechobecnej manipulacji, o kinie hollywoodzkim i o tym, dlaczego nigdy nie nakręci filmu akcji – opowiada Kornél Mundruczó, reżyser filmu „Łagodny potwór – projekt Frankenstein”

taki film chciałem zrobić. W zasadzie niewracamdoswoichwcześniejszych produkcji,niepoświęcamimzbytwiele czasu i nie mam potrzeby wprowadzania poprawek.Traktuję jejakocoś odrębnego ode mnie, jak dzieci – kiedy osiągają dorosłość, pozwalam im żyć własnym życiem. Sam wolę odseparować się od skończonego filmu i poświęcić czemuś nowego. I właśnie teraz zaczynam proces separacji, oddzielania się od tego filmu, który miał premierę w maju. To dla mnie trudny czas. Potrzebuję przerwy, oddechu. Proszę zapytać matki, jak się czujebezpośredniopoporodzie.Myślę,żetowarzysząmiterazbardzopodobne uczucia. O czym właściwie jest „Łagodny potwór – projekt Frankenstein”?

– Moim zdaniem opowieść Mary Shelley, na której się opieram, traktuje o artyście, który przegląda się w swoim dziele. Akt stworzenia opisany we „Frankensteinie” to dla mnie metafora robienia filmów: starasz się zszyć w jedną całość różne aspekty rzeczywistości. Potem czekasz na „błysk” i wszystko znów ożywa. Nie za sprawą scenariusza, a raczej pewnej energii, jaką dają aktorzy, ekipa filmowa. W mojej wersji historii Frankensteina chciałem także postawić pytanie o odpowiedzialność artysty za swoje dzieło. Jak rozumieć tę odpowiedzialność?

– Reżyser pracuje z materią ożywioną, z aktorami, przestrzenią, kamerą; wykorzystuje ją, kreuje i stwarza. Ale już w następnym etapie po-

Kornél Mundruczó: – Akt stworzenia opisany we „Frankensteinie” to dla mnie metafora robienia filmów: starasz się zszyć w jedną całość różne aspekty rzeczywistości

jawia się ekran, lustro, czyli widownia. I nagle okazuje się, że każdy opowiada swoją własną historię, którą stworzył na podstawie mojej opowieści. Ja nigdy nie wiem, jaka historia kryje się za moim filmem. To oczywiście nic złego, bo właśnie to odróżnia nas od kina hollywoodzkiego, po obejrzeniu którego wszyscy powinni myśleć to samo. Staram się być tak szczery, jak tylko potrafię, najbardziej autentyczny w konfrontacji z moim wewnętrznym lustrem. Tyle mogę zrobić. Przykłada Pan dużą wagę do strony estetycznej swoich filmów.

– To prawda. Jest to dla mnie bardzo ważne. Język filmu jest językiem specyficznym, wykracza poza ramy

Piaskownica z artystami dokończenie ze strony 1

– Nie wierzę w jakąkolwiek wolność, a przede wszystkim w wolną wolę. Jesteśmy zaprogramowani przez naturę i nie ma wyjścia. Pojęcie wolnej woli to prawdopodobnie złudzenie; nie do końca wiadomo, po co powstało. Być może chodziło o poczucie, że mamy na coś wpływ. W moim filmie „delegaci”, czyli te małe jednostki sztucznej inteligencji, nie wiedzą, że są w programie. Gdybyśmy wprowadzili pojęcie wolnej woli, okazałoby się, że taki „delegat” może wyjść z programu, tak jak postać z gry komputerowej nagle mogłaby zrobić coś, czego gra-system nie przewiduje. To niemożliwe.

Podobnie w przypadku ludzi – nie jesteśmy w stanie zrobić czegoś, czego nie przewidują prawa natury. Natomiast jeśli chodzi o klasycznie pojmowaną wolność, to na pewno jest jeszcze sporo do zrobienia. Wobec tego w jakim kierunku zmierzamy jako społeczeństwo?

– Świat w dobie komputerów zmierza do przemieniania wszystkiego w liczby, by otrzymać większą przewidywalność, obliczalność. Ciągle jednak istnieje jeszcze margines na rzeczy, których nie można przewidzieć, chociaż jest on coraz mniejszy. Dlatego Japonia czy inne kraje rozwinięte coraz bardziej przypominają w sposobie funkcjonowania komputery, w których wszystko jest przewidywalne. Nie

nakreślone przez scenariusz. Bardzo istotne jest, jak opowiadasz historie, jak je widzisz. Dlatego zawsze bardzo dużo czasu poświęcam na znalezienie odpowiedniej formy dla materiału, nad którym pracuję. To zajęcie bardziej czasochłonne niż pisanie scenariusza.

dziennym życiu. Manipulują nami oczywiście media, ale także system edukacji. Dlatego chcę – przy użyciu najprostszych środków – opowiedzieć o tym, jak żyjemy, jak działa nasz system społeczny, co z niego czerpiemy. I nie zależy mi jednak na byciu zrozumiałym przez wszystkich.

Forma, której Pan używa, jest bardzo minimalistyczna, wręcz symboliczna. Wypowiadanych słów jest w filmie niewiele.

Uważa Pan, że taka prosta forma jest najbardziej zbliżona do prawdy?

wiem, czy to dobre, czy złe – to jest po prostu nieuniknione. Dla nas to wygląda przerażająco, ale dla kogoś, kto się urodzi w takiej epoce, przerażający będzie dopiero następny etap. Przyszłość zawsze wydaje się niepokojąca.

grają w życie. Artyści nagle obudzili się w piaskownicy i nie mają zbyt dużego wpływu na rzeczywistość. Nie oszukujmy się, wszystkie ich akcje, performance, happeningi są niczym w porównaniu z tym, co robią ci, którzy nawet nie myślą kategoriami artystycznymi. Ciągle mam wrażenie, że to zabawa w piaskownicy.

– Powiedziałbym, że moje filmy są metaforyczne. Zależy mi na tworzeniu możliwie najprostszych, wręcz naiwnych historii. To mój głos przeciwko wszechobecnej manipulacji: przede wszystkim w polityce, ale też w co-

Jaka w takim systemie jest rola artysty?

– Z artystami mam problem. W większości przypadków artyści to jednostki słabe, które, gdyby nie odpowiednie instytucje i sztuka, prawdopodobnie źle by kończyły. Sztuka zazwyczaj jest schronieniem dla osobników darwinowsko nieprzystosowanych. Artyści mają bardzo nikłe oddziaływanie na rzeczywistość. Byle polityk, sportowiec ma dużą większą siłę sprawczą niż artysta. Nawet ci, którzy zajmują się tak zwaną sztuką zaangażowaną?

– Bardzo trudno jest konkurować obecnie z ludźmi, którzy się bawią,

– Tak. Poza tym to dla mnie jedyny język, jakim umiem się posługiwać. Gdyby ktoś na przykład poprosił mnie o zrobienie filmu akcji, musiałbym odmówić. Nie dlatego, że jestem przeciwnikiem takiego kina, ale dlatego, że nie potrafiłbym go zrobić, po prostu nie umiem mówić tym językiem.

Czy w takim razie Ty czujesz się artystą?

– Tak, ale tym, co robię, chciałbym zwrócić uwagę na panującą tendencję. Wystarczy spojrzeć na faceta, który wymyślił Facebooka. Gdyby zaklasyfikować go jako artystę konceptualnego, bo spełnia wszystkie wymogi, to nagle okazuje się, że cała reszta wypada blado. Jakkolwiek by do tego podejść, Facebook czy Google są to dzieła współczesnych artystów. Dlaczego więc nie nazwać ich sztuką?  ROZMAWIALI JOANNA KLUS, ŁUKASZ KOSELA

Mówił Pan o separacji od skończonego dzieła. W takim razie chciałabym zapytać o najbliższe plany.

– Nie mam w tej chwili żadnych. To dla mnie stan dość osobliwy, bo zawsze jakieś miałem, czuję się więc nieco nieswojo. Z drugiej strony podoba mi się to „nic”, takie „pustkowie”, niewiedza, co przytrafi się w następnym kroku. Pracuję na scenie i to przestrzeń dla mojej kreatywności. Nieustannie czekam na „dotknięcie”, które mogłoby stać się kolejnym tematem dla filmu. Od tego zawsze się u mnie zaczyna. Dopiero potem tworzę wokół niego historię, ale to zwykle bardzo długi proces dojrzewania. ROZMAWIAŁA JOANNA KLUS

Collage na jubileusz Zapraszamy uczestników ENH do udziału w jubileuszowej zabawie. Chcemy wspólnie zWami stworzyć wielki collage, który ostatniego dnia ukaże się wgazecie „Na horyzoncie” inastronie internetowejMFF ENH.NaparterzekinaHeliosjesttablica, na którą naklejacie kolejne elementy.DoWaszejdyspozycjijestkontener kleju inożyczki, atakże zbiór zdjęć zpoprzednich edycji festiwalu. Doklejajcie swoje wycinki zgazet, katalogów, przedmioty znalezione, dopisujcie dialogi ikomentarze. Uwaga! Mamy też konkurs. Dokumentujcie fragmenty collage’u fotograficznie iprzesyłajcie zdjęcia na: [email protected] (tytuł: collage). Najciekawsze pomysły nagrodzimy książkami ipłytami DVD. RED REKLAMA

WR

4 Na horyzoncie Wrocław +

Piątek 30 lipca 2010

+

Gazeta Wyborcza www.gazeta.pl/enh +

Cztery uderzenia mistrza van der Aa Michel van der Aa rewolucję w świecie muzyki współczesnej zapoczątkował dekadę temu. W widowisku, które będzie można zobaczyć w niedzielę w Operze Wrocławskiej, osiąga kompozytorskie i reżyserskie mistrzostwo. „Księga niepokoju” to już czwarte uderzenie Holendra wymierzone w klasyczną operę. Jakie były poprzednie? Rok 2003, uderzenie drugie: „One”

Rok 1999, uderzenie pierwsze: „Writing to Vermeer”

W tym przełomowym projekcie van der Aa występuje nie tylko w roli kompozytora – jest również autorem tekstu. Podobnie jak w przypadku „Księgi niepokoju”, na scenie pojawia się tylko jedna postać – kanadyjska sopranistka Barbara Hannigan. Jest narratorem i jednocześnie elementem spajającym pięć historii, równolegle przekazywanych z ekranów wideo przez starsze kobiety. Na podstawie ich opowieści w ciągu niespełna godzinnego spektaklu nakreślony zostaje poruszający portret kobiety zagubionej i pozbawionej własnej tożsamości. W „One” van der Aa zaczyna charakterystyczną dla swojej twórczości żonglerkę stylami: w równym stopniu korzysta z nagrań, muzyki elektronicznej, obrazów i żywego słowa. Premiera opery miała miejsce w styczniu 2003 roku w amsterdamskim Frascati Theatre. „Czarująca jak sen” – zachwycał się tamtejszy dziennik „Het Parool”. Fragmenty mogli w tym samym roku zobaczyć polscy melomani podczas festiwalu Warszawska Jesień. Jednak najważniejszą dla kompozytora konsekwencją tego widowiska była propozycja, jaką złożył mu Pierre Audi – dyrektor artystyczny słynnej Nederlandse Opera w stolicy Holandii. To w niej po trzech latach przygotowań van der Aa stworzył swój kolejny projekt.

Rola van der Aa w pierwszym projekcie, w którym uczestniczył, ograniczyła się do stworzenia trzynastu elektronicznych utworów, skomponowanych na potrzeby opery, osadzonej w XVII-wiecznej Holandii. „Writing to Vermeer”, sceniczny obraz Niderlandów z czasów, w których żył i malował autor „Dziewczyny z perłą”, został napisany na podstawie osiemnastu autentycznych listów. W widowisko operowe połączyli je holenderski kompozytor Louis Andriessen i brytyjski reżyser Peter Greenaway (autor m.in. takich filmów, jak „Nightwatching” i „8 i pół kobiety”). Van der Aa stworzył oprawę dźwiękową do projekcji, które prezentowały historyczny kontekst wydarzeń: na ekranach można było oglądać wizualizacje z francuskiej inwazji na Niderlandy czy morderstwa politycznie zaangażowanych w tamtych czasach braci De Witt. Po sukcesie, który odniósł, muzyka przestaje mu jednak wystarczać – w 2002 roku wyjeżdża do Nowojorskiej Akademii Filmowej. W jednym z późniejszych wywiadów powiedział: „Okazało się, że komponowanie muzyki i reżyseria filmowa mają ze sobą więcej wspólnego, niż się spodziewałem”.

Rok 2006, uderzenie trzecie: „After Life”

MATERIAŁY PRASOWE

EWA ORCZYKOWSKA

„Nie sądziłem, że ludzie jeszcze piszą opery”–powiedziałHirokazuKoreeda, gdy van der Aa prosił o zgodę na wykorzystanie jego pomysłu. Bazą dla „After Life” stała się filmowa metafora japońskiego reżysera, w której umarli spotykają się w połowie drogi między niebemapiekłem,byzostaćosądzonymi przed podróżą do pozaziemskiego świata. Stuminutowa opera, podobnie jak „One”, opiera się na projekcjach filmowych. Są to wywiady z uczestnikamipośmiertnejprocedury,którzyprzed kamerą robią rachunek sumienia. Na scenie,wrolikomentatora,zostajechór i orkiestra. Po premierze media krzyczą jednym głosem: „arcydzieło”.

Rok 2009, uderzenie czwarte: „Księga niepokoju”

Narratorem „Księgi niepokoju” jest Klaus Maria Brandauer

Energetyczna Pepperminta

ENH W SKRÓCIE

Jacy jesteście?

O wartości koloru i radości, wstydliwych tematach i artystycznej pasji – opowiada Ewelina Guzik, odtwórczyni głównej roli w filmie „Pepperminta”

na na casting. Pipilotti szukała rudej, piegowatej dziewczyny, czyli kogoś takiego jak ja. Tydzień po castingu dowiedziałam się, że zostałam włączona do projektu „Homo Sapiens Sapiens”. Współpracowało nam się na tyle dobrze, że postanowiłyśmy to kontynuować. Postać Pepperminty pojawiła się już w tym pierwszym projekcie, wtedy jeszcze umieszczona w raju. Potem, w kolejnych instalacjach, powoli wkraczała w cywilizację, a film to następny krok na drodze tej bohaterki.

W „Peppermincie” pojawia się temat tabu, czyli krew menstruacyjna. Czy to dla Pani trudne?

MACIEJ J. KRUCZEK

IWONA SOBCZYK: Współpracuje Pani z Pipilotti Rist od 2005 roku. Jak to się zaczęło? EWELINA GUZIK: Zostałam zaproszo-

– Jestem tancerką i aktorką, a ciało jest moim narzędziem komunikacji, nie chodzę przecież nago po ulicy, tylko wcielam się w rolę. Dla Pipilotti ciało jest krajobrazem, pokazuje je czasem w takim przybliżeniu, że przestaje być rozpoznawalne. Ona eksponuje fizyczne piękno, nawet jeśli jest dalekie od ideału, jak choćby w przypadku Werwena, a także delikatność ciała. Kiedy potem oglądam te obrazy, głęboko mnie poruszają. A jeśli chodzi o tabu menstruacji i jego przełamanie przez celebrowanie tego tematu, to jest to oczywiście pewna prowokacja, której w filmie jest zresztą sporo.

Jak wygląda współpraca ze szwajcarską artystką? Jest Pani współtwórczynią czy tylko realizatorką jej wizji?

– Pipilotti jest bardzo otwartą osobą. Pozwala na dyskusje i improwizacje na planie. Dla mnie to wspaniałe, bo mogę mieć wpływ na ostateczny kształt dzieła. Praca wygląda dość specyficznie, bo Pipilotti używa bardzo małej kamery – może wielkości pięści – zamontowanej na długim wysięgniku. Kamera jest szerokokątna. To, że jest skierowana w danym kierunku, nie oznacza, że nie „widzi” wszystkiego dookoła, więc aktor na planie cały czas musi być w gotowości, nie może wyjść z roli. Na dodatek kamera jest bardzo blisko aktora. Do tego stopnia, że on sam może nią czasem manewrować. Prace Pipilotti są pełne dobrej energii. Czy tak samo wygląda ich przygotowywanie?

Pani zdaniem to film feministyczny?

– W jakimś sensie tak, bo to jest bardzo kobiecy film. Ale na pewno nie jest przeznaczony tylko dla feministek. Myślę, że może dotknąć każdego – kobietę i mężczyznę, dziecko i dorosłego. A zgadza się Pani z przekonaniem Pipilotti Rist, że w naszej kulturze kolor i radość są niedowartościowane?

Ewelina Guzik – ruda i piegowata gwiazda

– Tak. Jej projekty są odzwierciedleniem świata, w którym żyje i którym chce się podzielić z innymi. Ona jest pełna energii, ale i ja jestem gejzerem energetycznym. Wymiana pomysłów między nami następuje bardzo szybko i płynnie. Pracujemy więc z radością, co nie oznacza, że zawsze jest lek-

ko. Bywa tak, że w czasie realizacji jakiegoś pomysłu – nawet własnego – pojawia się zmęczenie, ale większość scen jest na tyle ciekawa, że trudno tak naprawdę się zniechęcić. W tych radosnych pracach Rist porusza się jednak po obszarach trudnych, wstydliwych. Nie unika nagości.

Oparte na dziennikach portugalskiego poety postmodernistycznego Ferdynanda Pessoi dzieło, którego narratorem będzie Klaus Maria Brandauer, zobaczymy 1 sierpnia na deskach Opery Wrocławskiej. „Choć interesuje mnie wiele rzeczy, nie uważam się za omnibusa. Chcę zrozumieć, na czym polega proces tworzenia. To wynik naturalnej ciekawości, która przecież nigdy się nie kończy” – mówi van der Aa w wywiadzie dla brytyjskiego dziennika „The Guardian”. Zdradza, że już pracuje nad kolejnym projektem. Kiedy premiera? Tego jeszcze nie wiadomo. 

– Całkowicie! Na ulicach króluje szarość, brakuje nam odwagi, energii, otwarcia na drugiego człowieka. Coś we mnie po filmie „Pepperminta” zostało, choć oczywiście nie skaczę po samochodach. To nie jest film, który ma zmienić widza, tylko zaproponować mu trochę inne spojrzenie na świat. Są reguły? Niektóre możesz złamać! Ubierz się kolorowo! Zagadnij kogoś w tramwaju! Z takim myśleniem nam wszystkim żyłoby się lepiej.  ROZMAWIAŁA IWONA SOBCZYK

Chcielibyśmy lepiej poznać uczestników festiwalu – dowiedzieć się, kim są, czym się interesują i czego oczekują od filmów. Dlatego podczas tegorocznej edycji festiwalu przeprowadzane jest badanie publiczności. Podstawowym jego elementem jest przygotowana przez nas ankieta internetowa. Jeśli obejrzysz chociaż jeden film na festiwalu, prosimy – weź udział w badaniu i wypełnij ankietę na stronie internetowej: www.ankieta-enh.3-2-1.pl. Udział w badaniu jest anonimowy. Czekamy na Wasze głosy do 20 sierpnia br.

Finisaż na placu Solnym „Turkey Cinemascope” jest zbiorem fotografii Nuriego Bilge Ceylana, tureckiego reżysera, autora między innymi słynnego „Uzaka”. Od 22 lipca mogliśmy oglądać w Galerii na Solnym (plac Solny 11) zbiór jego fotografii z ostatniej dekady. Finisaż wystawy jutro o godz. 20.00, ale zdjęcia można oglądać do niedzieli.

O Wojciechu Jerzym Hasie jeszcze raz Kolejny panel dyskusyjny poświęcony twórczości bohatera tegorocznej retrospektywy. Tym razem w ramach cyklu „Has – spotkania na wystawie” rozmowa z wrocławskimi współpracownikami reżysera. Początek o godzinie 11.00 w BWA Awangarda. Udział wezmą: asystent reżysera Sylwester Chęciński, scenograf Tadeusz Kosarewicz, operatorzy Stefan Kurzyp i Janusz Zachnajewski oraz wdowa po reżyserze Wanda Ziembicka. Moderacja: Krzysztof Pulkowski. 

WR

Wrocław Na horyzoncie 5 +

www.gazeta.pl/enh Gazeta Wyborcza Piątek 30 lipca 2010 +

+

Amerykańskie kino zasługuje na festiwal — Chodzi oto, żeby zmienić negatywną opinię okinie amerykańskim jako komercyjnej papce, która jest produkowana dla masowej widowni –mówi oAmerican Film Festival, który odbędzie się we Wrocławiu wpaździerniku tego roku, jego dyrektor artystyczna Urszula Śniegowska Urszulą Śniegowską, dyrektorką artystyczną AFF

TOMASZ KAZAŃSKI: Prezentacja na środowej konferencji prasowej nowego projektu, jakim jest Festiwal Filmu Amerykańskiego, wypadła bardzo dobrze. Jaki jest cel organizowania takiego festiwalu? URSZULA ŚNIEGOWSKA: Chodzi oto, że-

by zmienić negatywną opinię okinie amerykańskim jako komercyjnej papce, która jest produkowana dla masowej widowni. Nie ma się co oszukiwać: tak właśnie postrzega się to kino. A jest inaczej?

–W Stanach Zjednoczonych każdego roku powstaje cała masa filmów, od kompletnie eksperymentalnych po gigantyczne „blockbustery”, ale pomiędzy nimi znajduje się tzw. kino środka, czyli filmy niezależne, które zpowodzeniem mogłyby walczyć owidza masowego. Właśnie takie filmy chcemy prezentować podczas festiwalu. Jest ich na tyle dużo, że głęboko wierzę, iż stopniowo uda nam się zmieniać sposób postrzegania amerykańskiego kina. Za pomocą różnych narzędzi, począwszy od prezentacji klasyki, przez pokazywanie filmów wodpowiednim kontekście, aż po dyskusje, zarówno zkrytykami, jak ipolitologami czy socjologami. Wiadomo już, co będzie podczas festiwalu gwoździem programu?

–Myślę, że największą siłę rażenia będą miały filmy konkursowe,

czyli sekcja „Spektrum” – to wspomniane filmy środka, obrazy nowych twórców, którzy znaczą już coś na rynku amerykańskim, au nas nie są jeszcze znani. Chodzi nam oczywiście oosoby, które nie współpracują zHollywood, gdyż tego nie potrzebują, żeby dotrzeć do swojej publiczności. Mam na myśli takich twórców, jak choćby Debrę Granik czy Nicole Holofcener.

mocno, że wprzyszłym roku będzie on jeszcze większy. Ajakie zmiany? Festiwal mógłby trwać na przykład nie pięć, adziesięć dni. Zamiast jednej retrospektywy byłyby cztery –przykładowo Jima Jarmuscha, Gusa Van Santa czy Charliego Kaufmana. Przyznawalibyśmy nagrodę za całokształt, która wiązałaby się oczywiście zwykładem mistrzowskim, dyskusjami, spotkaniami zpublicznością, wydaniem książki itd. Oczywiście wpuścilibyśmy także na rynek kilka książek okinie amerykańskim. Zorganizowalibyśmy jeszcze więcej wydarzeń okołofilmowych, koncertów iwystaw. Ogólnie rzecz ujmując, obudowalibyśmy festiwal różnymi ciekawymi projektami. Trochę na zasadzie formuły, która od lat sprawdza się na festiwalu Era Nowe Horyzonty. Sprowadzamy wielu znanych twórców amerykańskiego kina środka, tworzymy mocną, rozpoznawalną markę, która idzie wświat, dzięki czemu na przyszłe edycje przyjeżdża coraz więcej zainteresowanych tym wydarzeniem gości.

JOANNA OGRODNIK

ROZMOWA Z

Rozumiem, że chodzi o stworzenie nowej przestrzeni do dyskusji, podobnej do tej, która istnieje na festiwalu ENH. Czy już podczas pierwszej edycji znajdzie się miejsce na dialog z widzem, czy raczej należy spodziewać się tylko pewnego rodzaju wykładu na temat kina amerykańskiego?

–Myślę, że będzie miejsce dla obu tych form idla obu sposobów opowiadania okinie. Nie mamy zamiaru ograniczać się jedynie do prelekcji okinie amerykańskim. Chcemy zachęcać widzów do aktywnego uczestnictwa wfestiwalu, wywoływać dyskusje, wzbudzać fascynację tamtym kręgiem kulturowym, wreszcie –wnikania wto kino głębiej niż zwykle. Zaplanowaliśmy spotkania zzaproszonymi gośćmi, podczas których publiczność będzie miała możliwość rozmowy ztwórcami idyskusji między sobą, ale będą również dłuższe wprowadzenia, rodzaj miniwykładów rzucających szersze światło na konkretne tematy. Mam po prostu wrażenie, że wiele amerykańskich filmów środka ginie wpolskich kinach lub wogóle do nich nie wchodzi. Ito właśnie dlatego, że brakuje nam odpowiedniego podejścia do nich izrozumienia ich języka.

Co trzeba zrobić, żeby tak właśnie było?

Urszula Śniegowska: – Chcemy stworzyć nową przestrzeń do dyskusji

Na środowym spotkaniu Roman Gutek mówił o pewnych planach, jeśli impreza się uda. Przyjmijmy więc na chwilę taką perspektywę – American Film Festival zyskał uznanie widzów, frek-

wencja była bardzo duża, a dyskusje żywe. I co dalej?

–Wszystko zależy od budżetu, ale mamy nadzieję, że zapiszemy się na polskiej mapie festiwalowej na tyle

Zachłanny głód życia

FOTOFELIETON

Na wrocławskim Rynku można będzie dziś zobaczyć, jak wyglądało wkraczanie w dorosłość we wczesnych latach osiemdziesiątych.

MATERIAŁY PRASOWE

Tematem filmowej opowieści Jacka Borcucha jest świat i fascynacje młodych ludzi kończących szkołę średnią w małym nadmorskim miasteczku. Ich codzienność jest po brzegi wypełniona muzyką, marzeniami i nadziejami na przyszłość. Janek (świetny Mateusz Kościukiewicz), jego brat i kilku przyjaciół uciekają wciąż na próby swojego zespołu i marzą, żeby nagrana na kasecie piosenka została zauważona przez organizatorów pewnego festiwalu. Jednak czasy, w którym przyszło im dorastać, są trudne, właśnie ogłoszono stan wojenny. Polska rzeczywistość poprzedniego ustroju mocno kontrastuje z ambicjami młodych ludzi. Nawet krajobraz wydaje się im

Szajba, godz. 18.30. Kino Pogarda. Uwaga! Oddajemy łamy w ręce naszych Czytelników. To Wy każdego dnia dokumentujecie wszystko, co dzieje się na festiwalu. Ola Kruk – jedna z najaktywniejszych uczestniczek boju o nagrodę w konkursie Nescafé – publikuje dziś u nas swoje zdjęcie. Fot. Ola Kruk REKLAMA

WR

–Przed nami bardzo długa droga, ale warto nią konsekwentnie podążać. Nastawiamy się przede wszystkim na studentów, których we Wrocławiu jest naprawdę wielu. Chcemy wnich zaszczepić to, co promuje Roman Gutek na ENH, tzw. kinofilię –pragnienie obcowania zdziełami filmowymi na dużym ekranie, wciemnej sali kinowej, anie na małym monitorze wakademiku. Amerykańskie kino zcałą pewnością na to zasługuje.  ROZMAWIAŁ TOMASZ KAZAŃSKI

Opowieść o młodzieńczym buncie

nie sprzyjać, szare i zachmurzone wybrzeże mogłoby pozbawić złudzeń i nadziei na beztroskie życie niejednego. Ale oni się nie poddają, żyją marzeniami, a ich świat jest pełen kolorów, co podkreślają piękne zdjęcia Michała Englerta. Młodzieńczy bunt, pierwsze fascynacje seksualne, prawo do wyrażania swoich przekonań, ale przede wszystkim zachłanny głód życia – to motywy przewodnie „Wszystko, co kocham”. Muzycznym tłem filmu – ale czasem także jego równoprawnym bohaterem – są kultowe dla wielu osób utwory polskich zespołów punkrockowych, które dodatkowo potęgują klimat nostalgicznej refleksji o przeszłości.  KATARZYNA KRAWCZYK „Wszystko, co kocham” Dziś, godz. 22.00, Rynek Główny

6 Na horyzoncie Wrocław +

Piątek 30 lipca 2010

+

Gazeta Wyborcza www.gazeta.pl/enh +

Czarni bracia hipnotyzują ulicę MARCIN BABKO Ten zespół to prawdziwa rodzina. Ośmiu muzyków z dziewięcioosobowego składu Hypnotic Brass Ensemble to synowie amerykańskiego trębacza Phila Cohrana, związanego m.in. z oryginalnym składem Sun Ra Arkestra, założyciela Association for the Advancement of Creative Musicians, organizacji non profit zajmującej się muzyczną edukacją. Pod nazwą Hypnotic Brass Ensemble grają już ponad dziesięć lat. Zaczynali od występów na ulicach czy na stacjach metra – na YouTube wciąż można znaleźć ich występy przed przypadkową publicznością. – Od początku graliśmy swoje kompozycje, ale też dużo coverów, przeróbek innych piosenek. Ludzie gorąco reagowali na nasze utwory, a to zachęcało nas do pisania kolejnych. Zaczęliśmy od grania na ulicy. Chcieliśmy promować siebie, a nie np. klub, w którym mamy koncert. Od początku mieliśmy duże plany. Chcieliśmy być rozpoznawalni na całym świecie. Dlatego nie graliśmy na byle jakiej ulicy Chicago, tylko tam, gdzie pojawia się dużo turystów – opowiadają muzycy. Dziś są gwiazdami poważnych festiwali: jazzowych (jak North Sea Jazz Festival), filmowych (m.in. Black Soil w Rotterdamie) i rockowych (supportowali Blur, grali na ubiegłorocznym Glastonbury). Recenzenci ich koncertów pieją z zachwytu. „Guardian” napisał, że „podczas koncertów Hypnotic Brass Ensemble ludzie tańczą nawet w drodze do ubikacji”, a na stronie www.flyglobalmusic.com tak podsumowano ich występ: „Oglądanie

MATERIAŁY PRASOWE

W ich muzyce zakochali się Damon Albarn, Erykah Badu, Maxwell iFlea zRed Hot Chili Peppers. Członkowie Hypnotic Brass Ensemble zaczynali od grania na ulicy. Dziś są światowymi gwiazdami. Ich wieczorny koncert wArsenale będzie wydarzeniem

Hypnotic Brass Ensemble to prawdziwa muzyczna rodzina

na żywo tych przyjaznych i niesłychanie utalentowanych synów Philipa Cohrana to wielka frajda. I to niezależnie od tego, czy tańczysz przy ich muzyce, (...) czy wpatrujesz się w ciemne lufy instrumentów dętych, których brzmienie wycelowane jest prosto w ciebie”. Muzykę Hypnotic Brass Ensemble doceniły też wielkie muzyczne gwiazdy. Damon Albarn (m.in. Blur, Gorillaz) wydał ich płytę w swojej wytwórni Honest Jon’s. Zaprosił ich też na ostatni album Gorillaz „Plastic Beach”. Nagrywali z nimi muzycy tej miary co

Tony Allen, Erykah Badu, Maxwell i Flea z Red Hot Chili Peppers. – Praca z tak legendarnymi artystami to dla nas błogosławieństwo. Dobrze, że akurat byliśmy w odpowiednim czasie i miejscu – mówią skromnie. Grają psychodelię bliską chicagowskiemu jazzowi lat sześćdziesiątych, dodając do tego czasem puls reggae czy hiphopową rytmikę. Twierdzą, że do pracy nad nową muzyką inspiruje ich... chęć tworzenia nowej muzyki. – Przez całe życie słuchaliśmy muzyki wolnej i kosmicznej: free i space. A to, że dorastaliśmy w czasach hip-

-hopu, sprawia, że nasza muzyka jest bliska dzisiejszej młodzieży. Ale największą inspiracją są dla nas nasi rodzice – przyznają. Ich dzisiejszy koncert w Klubie Festiwalowym Arsenał zapowiada się na jedno z największych muzycznych wydarzeń całej imprezy. Członkowie Hypnotic Brass Ensemble też tak myślą. – Zrobimy na Was wrażenie. Już po pierwszej piosence będziemy Waszym ulubionym zespołem. To ma być jeden z najlepszych koncertów w Waszym życiu – zapowiadają. 

SPECJALNIE DLA „NA HORYZONCIE” OBRAZKOWA HISTORIA W ODCINKACH PHILIPPE’A MORY

Afrykańskie tańce Republika Południowej Afryki kibicom kojarzy się od tego lata z piłką nożną, a fanom muzyki tanecznej od dawna z gatunkiem zwanym kwaito.

To specyficzna mieszanka house’u ihip-hopu, nie brak wniej elementów reggae, jazzu, muzyki etnicznej irytmów popularnych przed latami dziewięćdziesiątymi, które uważa się za początek tego gatunku. Rytmiczny, zapożyczony zrapu wokal, instrumentalny, taneczny podkład, wyeksponowane basy iteksty (pisane mieszanką języków angielskiego, zulu, sesotho iulicznego slangu), nawiązujące do południowoafrykańskiej rzeczywistości, często osadzonej na ulicach getta, oraz do miejskiego stylu życia. To wszystko sprawiło, że kwaito jest ulubionym rodzajem muzyki młodzieży wRPA, gdzie od płyt ztakimi dźwiękami lepiej sprzedają się tylko albumy gospel. Opopularności tego gatunku, nazwą nawiązującego do działającego wlatach pięćdziesiątych gangu Amakwaito zJohannesburga, świadczy fakt, że posłużył on za oprawę głośnego filmu „Tsotsi” Gavina Hooda. Usłyszymy kwaito wwykonaniu południowoafrykańskiego duetu Playdoe. Raper itancerz Spoek oraz DJ Fuck właśnie taką muzyką ilustrują współczesne życie młodzieży wJohannesburgu, zktórego pochodzą. Mówią o sobie: „Ta dynamika przemian rasowych, politycznych, gospodarczych, to wszystko jest takie skomplikowane. Urodziliśmy się wkraju, który musi sobie poradzić ze swoją przeszłością. Ale my chcemy otym wszystkim zapomnieć ipo prostu dobrze się bawić”. Po koncercie Playdoe wystąpi krakowski, trzyosobowy kolektyw Gangsteppaz grający mieszankę uk garage’u ihouse’u.  RAFAŁ ZIELIŃSKI Początek koncertów w Arsenale, ul. Cieszyńskiego 9, godz. 22.00

CDN.

WR

Wrocław Na horyzoncie 7 +

www.gazeta.pl/enh Gazeta Wyborcza Piątek 30 lipca 2010 +

+

Oscar, Cezar, Niedźwiedź i inne... MAGDA PODSIADŁY

– „Człowieka z żelaza”. Na wystawie jest także francuski Cezar za „Dantona”, a także amerykański Oscar i berliński Niedźwiedź za całokształt twórczości. Są statuetki, medale i dyplomy – nierzadko dzieła znanych plastyków – honorujące ponad 30 filmów autora „Kanału” przez jury festiwali na całym świecie, od Cannes, przez San Sebastian, Pragę, Berlin, po Wenecję, Moskwę, a nawet Kinszasę. Ale są też owe skromne, a jakże szczere laurki, dla Wajdy emocjonalnie równie cenne co Oscar i reszta laurów. Bo dla wybitnego polskiego reżysera – jak deklaruje – równie mocno

Dla Andrzeja Wajdy znaczenie mają zarówno Oscar Amerykańskiej Akademii Filmowej, laurka namalowana przez uczniów jednej ze szkół, jak i symboliczna cegła za „Człowieka z marmuru”, którą otrzymał od polskich dziennikarzy w 1977 roku. Dlatego ekspozycja nosi tytuł „Oscar i inne...”. Większość tych nagród zostanie we Wrocławiu na stałe, jako dar artysty dla Ossolineum. Tylko amerykański Oscar, canneńska Złota Palma i berliński Niedźwiedź wrócą do Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego, do którego zbiorów należą. Przy okazji wystawy jedni widzowie dowiedzą się, a inni przypomną sobie, że dwa wielkie, kultowe dziś filmy Wajdy – „Popiół i diament” oraz „Człowiek z marmuru” – ważnych nagród na prestiżowych festiwalach nie zdobyły. Drogę do laurów zamknęła im polityka. Ani jeden– w 1958roku,ani drugi– w 1977 roku – nie dostały zgody komunistycznych władz Polski na pokazywanie za granicą. Prestiżowa Złota Palma w Cannes przypadła reżyserowi za film znacznie mniej udany

ANDRZEJ SOLNICA

Oscar od Amerykańskiej Akademii Filmowej iponad 300 innych filmowych nagród, jakimi uhonorowano twórczość Andrzeja Wajdy, współtwórcy polskiej szkoły filmowej, zobaczymy na wystawie przygotowanej przez Ossolineum. Wernisaż dziś wkamienicy Pod Złotym Słońcem

Wystawa jest pokazem multimedialnym, którego celem jest wszechstronna prezentacja twórczości Wajdy Andrzej Wajda, najczęściej nagradzany polski reżyser, ma w swoim dorobku również Orły

jak nagroda otrzymana od krytyków liczy się zdanie usłyszane od przechodnia, który rozpoznał go na ulicy. Ale tego nie dało się na wystawie pokazać. Wystawa w kamienicy Pod Złotym Słońcem przygotowana została jako

pokaz multimedialny, którego celem jest wszechstronna prezentacja twórczości Andrzeja Wajdy na tle historii kina polskiego i światowego. Nagrody uzupełniają projekcje fragmentów nagrodzonych filmów i pokazy foto-

Jest ich dwunastu. Rozpoznać ich dość łatwo: na głowach mają czerwone czapeczki, na plecach pojemniki z wodą, a w rękach długie węże.

-Może kawki? – pytają z uśmiechem i sprawnym ruchem ręki sięgają po jednorazowy kubek. Wsypują proszek, zalewają wodą, dorzucają plastikowe mieszadełko i gotowe. Kim są uprzejmi panowie, którzy od tygodnia krążą po mieście, oferując zmęczonym kinomanom darmową porcję kofeiny? Na placu Solnym spotykam Piotrka i Krzyśka. Akurat mają przerwę – w termosach (pojemność od czterech do sześciu litrów) skończyła się woda. Mimo że pracują ze sobą już kilka dni, dopiero podczas naszej rozmowy poznają swoje imiona. Piotrek, z zawodu mechanik, na Dolny Śląsk przyjechał z Kalisza: – Kolega ma tu mieszkanie i zaprosił mnie na część wakacji. Na co dzień się uczę, więc festiwal to dla mnie świetna okazja, żeby sobie dorobić. Podobne zdanie ma Krzysiek, student z Wrocławia. Zapytany o to, czym się zajmuje, odpowiada tajemniczo: „robię sieci”. Ale zaraz dodaje: – To nie zawsze wystarcza na życie. My, informatycy, musimy chwytać się różnych zajęć. Komputerami zajmuje się też 23-letni Norbert, który wczoraj rozdawał kawę w okolicach Mediateki. Mimo że trochę przeszkadza mu

MACIEJ KRUCZEK

40 tysięcy kaw w tydzień

grafii z archiwum prywatnego artysty. Można obejrzeć także plakaty filmów Andrzeja Wajdy, a także kupić bardzo ciekawie wydany katalog dokumentujący drogę twórczą reżysera. 

DZIŚ W KLUBIE

Brooklyn Boogie... ...a raczej muzyka taneczna ztej nowojorskiej dzielnicy –oto propozycja duetu Telepathe, który wystąpi dziś wieczorem wArsenale. Melissa Livaudis i Busy Gangnes grały i śpiewały wcześniej w innych składach — pierwsza w First Nation, druga w Bloodlines. Telepathe miał być dla obu projektem pobocznym, ale szybko stał się zajęciem głównym. Od samego początku zespołowi towarzyszyło duże zainteresowanie, i to nie tylko w rodzinnym Nowym Jorku. Po wydaniu przez żeński duet dwóch electropopowych singli „Chrome’s On It” i „Can’t Stand It”

„Oscar i inne...” Wernisaż 30 lipca, godz. 17.00, kamienica Pod Złotym Słońcem, Rynek 6 Wystawa czynna do końca sierpnia

wzrosło ono do tego stopnia, że zgłosił się do nich producent David Sitkaz formacji TV On The Radio, który zaproponował im współpracę przy debiutanckim albumie. Płyta „Dance Mother” ukazała się w ubiegłym roku i wprowadziła zespół do grona artystów tworzących ambitny, taneczny pop, daleki jednak od komercyjnych rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych. Rekomendacją ich twórczości są nazwiska muzyków, którzy zaprosili dziewczyny do wspólnych występów. Zagrały trasę koncertową z Julianem Casablancas z The Strokes. Propozycje koncertów złożyli Telepathe uznani w środowisku muzyki tanecznej pochodzący z Filadelfii house’owo-dubstepowy DJ Diplo oraz angielska synhpopowa grupa Ladytron.  RAFAŁ ZIELIŃSKI REKLAMA

Tak reagują dziewczyny na chłopaków z Nescafé

ciężki i niewygodny plecak, w dorywczej pracy widzi rodzaj misji. – Ludzie często mówią, że ratujemy im życie – podkreśla z dumą. O drobnych przyjemnościach przy rozdawaniu kawy wspomina też Piotrek: – Jednego wieczoru udało mi się dostać dwa buziaki. Festiwalowicze chętnie korzystają z bezpłatnej „małej czarnej”. – Dziennie schodzą przynajmniej cztery słupki kubeczków, co daje około 120 kaw – liczy Norbert.

Potwierdza to Anna Dura, koordynatorka wrocławskiej ekipy: – Zdarzyło się, że chłopak stojący pod Heliosem w ciągu 20 minut nalał 50 porcji. W sumie od początku festiwalu rozdaliśmy prawie 40 tysięcy kaw. Chłopaki wychodzą w miasto codziennie o dziewiątej rano. Na pewno znajdziemy ich pod Heliosem i Mediateką, zawsze krążą też w okolicach Rynku i ul. Świdnickiej.  EWA ORCZYKOWSKA REKLAMA

WR

29663376

8 Na horyzoncie Wrocław +

Piątek 30 lipca 2010

+

Gazeta Wyborcza www.gazeta.pl/enh +

29663371

Z Zestawy gadżetów CANAL+ (koszulki, smyczki, notesy...) czekają na pierwszych trzech kinomanów, którzy odpowiedzą na poniższe pytanie i przyślą odpowiedź na adres: [email protected], a w tytule maila wpiszą hasło „Canal+_9”. Podaj imię i nazwisko reżysera filmu„Carlos”,prezentowanegonaENH i wyprodukowanego przez Canal+. Wczoraj nagrody wygrali: Ino_ino, Grzegorz Wiedrowski. 

KONKURS HA!ARTU

KONKURS STOPKLATKI

Jeśli chcecie wygrać książki Korporacji Ha!art, odpowiedzcie na pytanie, ile festiwalowych książek wydała w tym roku Korporacja Ha!art. Odpowiedź wyślijcie na adres: [email protected], a w tytule maila dopiszcie: konkurs Ha!artu_9. Nagrodzeni: Agnieszka Hamkało, pająk. 

Stopklatka.pl rozdaje nagrody. Dziś podaj tytuł jednego z filmów Juliena Temple’a pokazywanych na ENH wpoprzednichedycjach.Odpowiedź wyślijna:[email protected],wtytule dopisz: konkurs Stopklatki_9. Nagrodzeni: Filip Kalinowski, Bratko, Aleksandra Grymaszczyk. 

WYSMAKOWANE KOMPOZYCJE Z Pstryknij zdjęcie, koniecznie związane z Nowymi Horyzontami! Wejdź na stronę: www.gazeta.enh.pl, zaloguj się i pokaż je innym. Wybieramy zdjęcie dnia — nagrodzimy je pakietem filmów z zeszłorocznej edycji festiwalu. Każde ze zdjęć może otrzy-

mać główną nagrodę — kamerę cyfrową Full HD Canon Legria HF R16. Wytężcie wzrok, twórzcie wysmakowane kompozycje! Dziś Nagrodę Dnia wygrywa Agata. Gratulujemy i zapraszamy do siedziby redakcji na placu Solnym. 

AGATA

PORYWAJĄCE SEANSE

FOTOFELIETON

Gazeta Festiwalowa „Na horyzoncie” Wrocławska redakcja „Gazety Wyborczej” REDAKCJA: plac Solny 2/3, 50-060 Wrocław REDAKTOR NACZELNA: Joanna Malicka SEKRETARZ REDAKCJI: Agata Bratek ZESPÓŁ: Marcin Babko, Małgorzata Grabowiecka, Natalia Gruenpeter, Joanna Klus, Łukasz Kosela, Katarzyna Krawczyk, Ewa Orczykowska, Magda Podsiadły, Agata Saraczyńska, Iwona Sobczyk, Patryk Tomiczek, Mariusz Urbanek, Rafał Zieliński FOTO: Marta J. Strzoda, Maciej Kruczek KOREKTA: Urszula Włodarska SKŁAD: Barbara Bigosińska, Andrzej Sokulski

Nad morzem, godz. 4.30. Wciąż myślę o filmach z Nowych Horyzontów

Fot. Bartek Partyka

PROGRAM FESTIWALU NA DZIŚ

Miłość. Czy z wzajemnością?

(UWAGA! O ZMIANACH W PROGRAMIE NA NAJBLIŻSZE DNI CZYTAJ NA STRONIE 1)

REKLAMA

29659815

WR