Comrades Marathon - The Ultimate Human Race 2013

Comrades Marathon - The Ultimate Human Race 2013 Comrades Marathon to chyba jedyny na świecie bieg na dystansie 56 mil (87 km), który co roku gromadzi...
Author: Grażyna Szulc
1 downloads 3 Views 1MB Size
Comrades Marathon - The Ultimate Human Race 2013 Comrades Marathon to chyba jedyny na świecie bieg na dystansie 56 mil (87 km), który co roku gromadzi na starcie tysiące biegaczy, to jeden z niewielu biegów z tak wspaniałą historią, tradycją, przesłaniem. To bieg, który dla wielu stanowi życiowe wyzwanie, spełnienie biegowych marzeo i jest ukoronowaniem dotychczasowych startów. To bieg, którego atmosfera jest absolutnie niepowtarzalna i trudna do opisania – po prostu trzeba to przeżyd. Tak też postanowiliśmy. Trochę historii Inicjatorem tej wspaniałej tradycji biegowej był Vic Clapham urodzony w 1886 roku w Londynie, który jako młody chłopiec wyemigrował z rodzicami do Południowej Afryki. Jako młody mężczyzna brał udział w pierwszej wojnie światowej, podczas której zginęło wielu jego przyjaciół, kolegów, bliskich. Cierpienie i ból, których był świadkiem odcisnęły na nim ogromne piętno. Po zakooczeniu wojny w 1918 roku, Vic wiedział, że tym którzy zginęli podczas wojny należy oddad specjalny hołd. Wtedy właśnie zrodziła się idea biegu – biegu, którego trud zarówno fizyczny, jak i psychiczny pozwoli upamiętnid śmierd wielu wspaniałych ludzi poległych w II Wojnie Światowej. Vic Clapham rozpoczął starania o zorganizowanie biegu z Pietermarizburga do Durbanu już w 1919 roku. Niestety jego petycja została odrzucona. To samo stało się w kolejnym roku. Pierwszy bieg zorganizowany został 24 maja 1921 roku. Spod ratusza w Pietermaritzburgu wystartowało 34 biegaczy. Od tamtego czasu bieg organizowany jest co roku, za wyjątkiem lat 19411945. Kilka ciekawostek… Przez pierwsze 50 lat biegu, start w Comrades Marathon był zarezerwowany tylko dla białych mężczyzn. Dopiero rok 1975 przyniósł wiele zmian. Do biegu dopuszczeni zostali wszyscy zawodnicy bez względu na kolor skóry i płed. Wcześniej kobiety nie mogły rywalizowad z mężczyznami, a czarni z białymi. W 1975 roku na starcie Comrades Marathon stanęło ponad 1500 zawodników, w tym 3 kobiety i 18 czarnych zawodników. Comerades Maraton ma nie tylko wspaniałą historię, ale również niepowtarzalną tradycję. Z małymi wyjątkami, co roku bieg organizowany jest w innym kierunku z Pietermaritzburga do Durbanu tzw. down-run (bieg w dół) lub z Durbanu do Pietermritzburga tzw. up-run (bieg pod górę). Trasa wygląda ot właśnie tak:

Dla prawdziwego mieszkaoca Afryki Południowej przebiegnięcie Comrades Marathon jest niemal obowiązkowe. A najlepiej przebiegnięcie go dwa razy – w górę i w dół. Ukooczenie biegu to prestiż, powód do dumy i budowanie własnej tożsamości. Bo Camerades to coś więcej niż zwykły bieg. Rok 2013 – Dwa Zwierze w Afryce Naczytawszy się i nasłuchawszy się o historii biegu postanowiliśmy z Michałem sprawdzid na własnej skórze, czy rzeczywiście wyścig jest tak niezwykły, jak się o nim opowiada. Nie zastanawiając się zbyt długo już w listopadzie zapisaliśmy się na bieg. Jeszcze przed koocem grudnia limit zawodników się wyczerpał. Na Comerades Marathon 2013 zapisało się 18 000 osób!! Tak, tak – tu nie ma pomyłki – w ciągu kilku tygodni znalazło się osiemnaście tysięcy chętnych z całego świata, by wziąd udział w tym wydarzeniu. Ta świadomośd mocno rozbudziła naszą wyobraźnię. Kilka miesięcy treningów mniej lub bardziej intensywnych (a szczerze – raczej mniej), trochę organizacji i logistyki i…. marzenie zaczęło się spełniad! Ruszyliśmy do Afryki. Pierwsze dni na czarnym lądzie spędziliśmy w Johanesburgu, gdzie na wysokości ok 1600 metrów n.p.m, wśród golfowych pól i magicznych zachodów słooca robiliśmy ostatnie treningi.

Ponadto, nie wiedząc co czeka na nas na trasie postanowiliśmy zaprzyjaźnid się z lokalną fauną: wyprowadzaliśmy na spacer słonie, obserwowaliśmy leniwe krokodyle, karmiliśmy łakome żyrafy i tarmosiliśmy małe lwy.

Dalsza częśd przygotowao odbywała się już w Durbanie. W sobotę skoro świt udaliśmy się na śniadanie tuż nad oceanem, gdzie w sielankowej atmosferze, w towarzystwie wytrawnych biegaczy, dla których Comrades to nie pierwszyzna opracowywaliśmy ostatnie ruchy taktyczne.

Następnie udaliśmy się po odbiór pakietów. Jako, że organizatorzy dopięli wszystko na ostatni guzik, cała operacja zajęła nam raptem kilka minut i już po chwili mogliśmy oddad się zwiedzaniu ogromnego expo.

Odkryliśmy też rodzime akcenty, które napawały nas dumą:

I tak w spokojnej atmosferze upłynął nam sobotni dzieo. Dzieo biegu Już ok 04:30 stawiamy się na starcie. Termometry wskazują 20 stopni Celcjusza. Dookoła niesamowity tłum, mówiący we wszystkich językach świata. Emocje sięgają zenitu. Do startu jeszcze godzina. Wszyscy szanują swoje nogi i siedzą. Mało kto robi forsowną rozgrzewkę. Rozdzielamy się z Michałem i każde z nas udaje się do swojego sektora. Ja startuję z kooca, bo nie wysilałam się w ostatnim roku. Panuje mrok, siedzę w tłumie i przysłuchuję się rozmowom, ci bardziej doświadczeni dzielą wiedzą z tymi mniej doświadczonymi. W obliczu tego co nas czeka wszyscy stają się równi - czarni i biali – czują taką samą ekscytację i lęk – czy aby na pewno się uda. Na parę minut przed startem wszyscy wstają a dźwięki muzyki wypełniają ciemnośd. Nawet nie wiem, kiedy spada na mnie grad misiów koala i małych kangurów. To sprawka dwóch Australijek, które postanowiły zaznaczyd swoją obecnośd. A potem, potem czas na hymn Południowej Afryki i Sosholoza – pieśo afrykaoskich górników, mówiącą o trudzie i ciężkiej pracy w kopalniach. Dziś to niemal drugi hymn Afryki Południowej, który śpiewany w nocy przez kilka tysięcy gardeł robi niesamowite wrażenie. Możecie mi wierzyd bądź nie, ale połowa ludzi ze wzruszenia płakała. Kiedy emocje sięgają zenitu z głośników wydobywa się donośne pianie koguta i… słychad strzał. Tłum powoli zaczyna się przemieszczad. Comrades to bieg bezwzględny – od strzału do strzału. Jeśli startujesz z samego kooca stawki – jesteś o kilka minut w plecy. Jeśli dobiegniesz do mety 1 sekundę po czasie – nie zostaniesz sklasyfikowany. Ruszamy więc w ciemnośd ulicami Durbanu. To niesamowite ale na ulicach miasta są tłumy kibiców. Czy wyobrażacie sobie coś takiego w Polsce? Jest gorąco i parno i już po pierwszych kilku kilometrach pogoda zaczyna mocno dawad się we znaki. Już na czwartym kilometrze mija mnie nosorożec. Tak, tak nie żartuję mężczyzna przebrany w dziesięciokilogramowy strój nosorożca przemyka tuż obok mnie. Co więcej - wyprzedza mnie. W Polsce wiele osób jest zdania, że biegi ultra to nie zabawa. W Afryce Południowej jest odwrotnie.

Ludzie się śmieją, żartują, wygłupiają, noszą śmieszne przebrania i bawią się. Wiecie co mnie zaskoczyło? To, że nikt przed startem nie życzył mi powodzenia tylko każdy mówił „Baw się dobrze”. Czy to nie fantastyczne? Zaczyna świtad, a my wybiegamy na obrzeża Durbanu – cały czas wzdłuż trasy stoją tłumy kibiców. Jedni rozstawiają grilla, jedni jedzą śniadanie, a jeszcze inni stoją w piżamach. Nikt z mieszkaoców nie chce przegapid takiego wydarzenia. Ale to dopiero początek… Czy znacie wielką piątkę Afryki? To słoo, bawół, lampart, nosorożec i lew. A czy znacie wielką piątkę Comrades? To Cowies Hill, Field’s Hill, Botha’s Hill, Inchanga i Polly Shortts. To wszystko jeszcze przed nami. Trasa jest na swój sposób zdradliwa – cały czas biegniesz asfaltową drogą i stromizn nie można porównad do tych rzeźnickich. To powoduje, że czujesz, że musisz gnad. Na szczęście rozsądek bierze górę i pod bardziej strome wzniesienia idę. Lepiej mied siły do kooca niż zajechad się na początku. Cały czas biegniemy wśród tłumu kibiców, a krajobraz jest piękny. Było mniej więcej tak:

Mniej więcej w połowie drogi, gdzie czekali na nas wierni kibice (tym razem osobiści), którzy zaopatrzyli nas w dodatkowe żele i dobre słowo. Krajobraz się zmienił:

Oprócz zmiany pejzażu w połowie trasy nastąpiła również gwałtowna zmiana pogody. Temperatura wzrosła do ponad 30 stopni Celcjusza i zaczął wiad silny wiatr górski – tzw. Bergwind. Pył i kurz afrykaoskiej ziemi unosił się w powietrzu i wdzierał się do oczu. Było gorąco a zmęczenie zaczęło dawad się we znaki. Pierwsze dwa szczyty były już za nami, ale przed nami widad było kolejne wzniesienia. Podczas Comrades, tak jak w przypadku Rzeźnika czy B7D, trzeba się zameldowad w określonych punktach w określonym czasie. Zasady są bez względne – tutaj sekundy mają znaczenie. Na szczęście w połowie trasy mieliśmy z Michałem ok 2 godzin zapasu. A do przebiegnięcia pozostał „tylko” dystans maratonu 

N metę wpadam z czasem 10 h 10 m28 sekund. Zdecydowanie lepiej niż oczekiwałam. Jak tylko wpadam to padam – sił mi brak. Leżę tak sobie i nie mogę uwierzyd, że to już koniec. Czuję ulgę, ale i żal że to już koniec, bo emocje w trakcie biegu były niezwykłe. Szukam swej grupy wsparcia. Czekamy na Michała. Fajnie patrzed na tych, którzy wpadają na metę. Szczęśliwi. Po chwili pojawia się Michał z czasem 10:41:28. Jest! Udało się! Złamaliśmy 11 godzin! Musicie wiedzied, że mimo iż limit czasu wynosi 12 godzi, dla wielu biegaczy liczy się tylko pokonanie dystansu poniżej 11 godzin, czyli oryginalnego limitu czasu biegu. A nam się to udało i to za pierwszym razem!  Tegoroczny bieg wygrał Południowoafrykaoczyk Claude Moshiwa z czasem 5:32:09, wśród kobiet triumfowały bliźniaczki – Elena (06:27:09) i Olesya Nurgalieva (06:28:07), które od wielu lat zajmują czołowe miejsca w biegu. Warto podkreślid udział świetnego polskiego zawodnika – Krzysztofa Holika, który uzyskał czas 7:27:40. Podsumowanie… Bieg jest niezwykły, pod względem trasy, atmosfery, organizacji – co ok 2 km były świetnie zaopatrzone punkty z wodą, izotonikami, pepsi, batonikami, ziemniakami w mundurkach sowicie obsypanymi solą (pyyycha!), i … solą w solniczkach, torebkach i pudełkach. Poza tym na trasie stało mnóstwo ludzi, którzy z własnej inicjatywy przygotowali kanapki i inne smakołyki dla strudzonych biegaczy. Cmrades Marathon 2013 był trudny ze względu na pogodę. Ponad trzydziestostopniowy upał i silny, gorący wiatr dały się we znaki. Ostatecznie na starcie stanęło ok 14 000 osób, z czego 10 000 ukooczyło bieg. Ponad 850 osób wymagało pomocy medycznej, gdzie w latach ubiegłych było to średnio 250 zawodników. My dotarliśmy w jednym kawałku, a opuchnięte kostki czy braki w paznokciach to cena wliczona w koszty. Było fantastycznie. Kto tylko może powinien spróbowad. Ale, ale!