1

Wojny plemnikow - tytulowe.indd 1

2009-06-25 14:04:17

2

3

Wojny plemnikow - tytulowe.indd 2

2009-06-25 14:04:36

Tytuł oryginału Sperm Wars Copyright © 1996 by Robin Baker All rights reserved Copyright © for the Polish edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 1999, 2004, 2009 Konsultanci Prof. nzw. dr hab. n. hum., Prof. h. c. Lechosław Gapik Prof. dr hab. Jan Strzałko Redaktor Elżbieta Bandel Projekt i opracowanie graficzne okładki oraz ilustracja na okładce Zbigniew Mielnik

Wydanie II poprawione

ISBN 978-83-7510-422-6

Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o. ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań tel. 061-867-47-08, 061-867-81-40; fax 061-867-37-74 e-mail: [email protected] www.rebis.com.pl

4

K E J F, Y A, J, K, P, P, R, S, „W”, a także Thomasowi, Howardowi, Davidowi, Nathanialowi, Amelii oraz dziecku, któremu nigdy nie nadano imienia

5

6

SPIS TREŚCI Przedmowa .

.

.

.

.

.

.

.

.

.

.

. .

.

.

.

.

. .

.

9

Rozdział 1. Rozgrywka pokoleniowa . 1. To jak miał na imię brat babki? .

. .

. .

. . . .

. .

. .

. .

. .

. . . .

. .

17 19

Rozdział 2. Seks rutynowy . 2. Codzienna obsługa . 3. Wilgotne prześcieradło 4. Uzupełnianie . . . 5. Poczęcie . . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

23 25 35 45 51

Rozdział 3. Wojny plemników . 6. Przypadkowy romans . . 7. Pewna wojna plemnikowa

. . .

. . .

. . .

. . .

. . . . . .

. . .

. . .

. . .

. . .

. . . . . .

. . .

55 57 69

Rozdział 4. Liczenie kosztów . . 8. Czy on wygląda jak jego ojciec? 9. Popełnianie błędów . . . 10. Wylizana zdrada . . . . 11. Szach-mat . . . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

75 77 83 91 98

Rozdział 5. Tajemne wyczekiwanie 12. Podwójne życie . . . . 13. Mnóż, ale nie próbuj się dzielić 14. Nocna zmaza . . . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

107 109 116 124

Rozdział 6. Pomyślne niepowodzenie 15. W domu na jeden dzień . . 16. Trudne czasy . . . . . 17. Chwile zapomnienia . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

127 129 135 149 7

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

. . . . .

157 159 174 182 191

Rozdział 8. Gradacja wpływu . . . . 22. Palec na przycisku . . . . . . 23. Sekret pod osłoną nocy . . . . 24. Następne pomyślne niepowodzenie 25. Korygowanie błędów . . . . . 26. Zestawiając to wszystko . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

. . . . . .

209 211 219 224 231 240

Rozdział 9. Sztuka obłapiania . 27. Ćwicz, a będziesz mistrzem 28. Szarpanina . . . . . 29. Sztuka sterowania . . .

Rozdział 7. Nie kupuj genów w worku 18. Zbyt wielki wybór . . . . . 19. Uczciwa wymiana . . . . . 20. Pokaz w dobrym guście . . . 21. Wyuzdana selekcja? . . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

. . . .

253 255 264 281

Rozdział 10. Nie tak, to inaczej . . 30. To, co najlepsze z dwóch światów 31. Szczytowanie kobiet . . . . 32. Wystarczy dziesięciu . . . . 33. Drapieżnik . . . . . . . 34. Żołnierze . . . . . . . 35. Wszyscy są tacy sami . . . . 36. Nigdy nie zrozumiesz kobiety .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

. . . . . . . .

291 293 310 322 333 344 353 362

Rozdział 11. Ostateczny wynik . 37. Sukces totalny . . . .

. .

. .

. . . .

. .

. .

. .

. .

. . . .

8

. . . .

. .

. .

. 377 . 379

PRZEDMOWA Seks i rozmnażanie zajmują ludziom znaczną część czasu – w mniejszym może stopniu jako działania praktyczne, w większym jako myślenie i rozprawianie. Mimo tego całego zainteresowania większość ludzi uważa zachowania, reakcje i emocje seksualne za najbardziej wstydliwe aspekty swego życia. Rozważmy następujące kwestie. Dlaczego w pozornie doskonałym, satysfakcjonującym związku odczuwamy niebywale silną pokusę niedochowania wierności? Dlaczego podczas każdego stosunku mężczyźni wyrzucają z siebie wystarczającą liczbę plemników, aby zapłodnić całą populację Stanów Zjednoczonych, w dodatku ponaddwukrotnie? Dlaczego następnie połowa z nich spływa kobietom po nogach? Dlaczego nieustannie mamy ochotę na uprawianie seksu, mimo że zazwyczaj wcale nie chodzi nam o dzieci? Dlaczego w sytuacji, gdy bynajmniej nie chcemy mieć dzieci, zawodzi nas organizm i dochodzi do zapłodnienia? Albo organizm nas zawodzi i nie dopuszcza do poczęcia, choć zależy nam na posiadaniu dzieci? Dlaczego tak trudno wybrać najlepszy moment do stosunku, aby doszło do poczęcia lub aby do niego nie doszło? Dlaczego penis ma taki kształt, jaki ma, i dlaczego w trakcie stosunku wykonujemy charakterystyczne ruchy? Dlaczego drzemie w nas nad wyraz silna skłonność do masturbacji i dlaczego zdarza się, że przeżywamy orgazm podczas snu? Dlaczego orgazm u kobiety jest nieprzewidywalny i tak trudno go wywołać? Dlaczego niektóre osoby przedkładają seks z osobnikami tej samej płci nad seks z osobnikami płci przeciwnej? 9

Oto część z pytań, na które większość ludzi – jeśli są uczciwi – nie potrafi udzielić odpowiedzi ani sensownej, ani choćby spójnej. Wszystkie one napłynęły wraz z falą rewolucji w rozumieniu płciowości, rewolucji, która zaczęła się w latach siedemdziesiątych, ale w istocie do lat dziewięćdziesiątych nie nabrała rozpędu. Dotychczas dokonywanie rewolucji w interpretacji zachowań seksualnych było przywilejem naukowców, a zwłaszcza biologów ewolucjonistów. W tej książce pragnę po raz pierwszy przedstawić nowości znacznie szerszemu kręgowi czytelników. Istnieją podstawy, aby zrewolucjonizować sposób, w jaki wszyscy myślimy o seksie. Mam ambicję pomóc rewolucji w jej postępach. Podstawowym przesłaniem owej rewolucji jest teza, że nasze zachowania seksualne zostały zaprogramowane i ukształtowane dzięki siłom ewolucji. Oddziaływały one na naszych przodków i oddziałują dzisiaj na nas. Zasadnicze uderzenie tych sił kieruje się na nasze ciało, nie na świadomość. Ciało po prostu wykorzystuje inteligencję do sterowania naszym zachowaniem odpowiednio do określonego z góry programu. Główną siłą, która steruje tym programem, jest zagrożenie wojną plemników. Ilekroć w tym samym czasie wewnątrz kobiecego ciała znajdują się plemniki dwóch lub większej liczby mężczyzn, dochodzi do rywalizacji, czyje zdobędą główną „nagrodę”, to znaczy zapłodnią komórkę jajową. Sposób, w jaki owa rywalizacja przebiega, przypomina działania wojenne. Zaledwie minimalna część (mniej niż 1%) plemników w każdym wytrysku należy do elity, płodnych „zdobywców”. Na resztę składa się niepłodna rzesza kamikadze, których funkcja nie ma nic wspólnego z zapłodnieniem jako takim, lecz wyłącznie z uniemożliwieniem zapłodnienia komórki jajowej przez plemniki innego mężczyzny. Wojny plemników można potraktować jako osobny temat, lecz mają one wielorakie konsekwencje na wielu poziomach ludzkich zachowań seksualnych. Częściowo świadome, znacznie częściej podświadome, wszystkie seksualne postawy, uczucia, reakcje i zachowania obracają się wokół wojny plemników, a wszystkie seksualne zachowania można poddać reinterpretacji z tej nowej perspektywy. Tak oto większość seksualnych zachowań mężczyzn okazuje się próbą albo powstrzymania kobiety od „wysłania” ich nasienia na wspo10

mnianą wojnę, albo – jeśli to zawiedzie – dania własnemu nasieniu szansy na jej wygranie. Zachowanie kobiet jest usiłowaniem bądź wymanewrowania partnerów lub innych mężczyzn, bądź wpłynięcia na rozstrzygnięcie, czyje nasienie będzie miało największą szansę na wygranie wojny, do której ona doprowadza. W wypadku każdego z nas był krytyczny moment w przeszłości, kiedy to jeden z plemników naszego ojca dotarł do jednej z komórek jajowych matki i zostaliśmy poczęci. Ów moment oznaczał wyzwolenie złożonego zespołu instrukcji dotyczących dalszego rozwoju. Owe instrukcje pochodziły w połowie od ojca, w połowie od matki i ostatecznie stworzyły osobę, którą obecnie jesteśmy. Gdyby nasz ojciec i nasza matka nie kochali się wtedy to a wtedy, gdyby nie zrobili tego z tym a tym konkretnym człowiekiem, będąc na to przygotowani w pewien określony sposób, nigdy byśmy się na tym świecie nie pojawili. Każde poczęcie ma w tle jakąś historię. Jej szczegóły rzadko są znane. Czy ktoś z nas wie na przykład, czy wówczas jego matka przeżywała orgazm, a jeżeli tak, to czy szczytowała przed, po czy w tym samym momencie co ojciec? Czy ojciec lub matka masturbowali się w dniach albo godzinach poprzedzających nasze poczęcie? Czy może jedno z nich przejawiało biseksualizm albo zdradzało swego partnera? Czy w momencie naszego poczęcia matka miała w sobie nasienie tylko jednego mężczyzny, dwóch czy może kilku? Czy mężczyzna, którego nazywamy naszym ojcem, rzeczywiście jest tym, którego plemnik zapłodnił komórkę jajową, zapoczątkowując nasz rozwój? Okaże się wkrótce, że wszystkie wymienione wyżej kwestie określiły nasze pochodzenie, a zrozumienie, jak to się dokładnie odbyło, jest jednym z najbardziej interesujących rezultatów nowej rewolucji. Oczywiście większość ludzi poczęto podczas rutynowego aktu seksualnego między kobietą i mężczyzną, którzy żyją ze sobą w jednej z form stałego związku. Tak to się dzieje obecnie i tak się prawdopodobnie działo przynajmniej od trzech albo czterech milionów lat. Wiele w tych działaniach monotonii, to prawda, lecz nawet w rutynowych zachowaniach seksualnych tkwią niespodzianki, co, mam nadzieję, znajdzie odzwierciedlenie w niniejszej książce. Z poczęciem około jednej piątej całej populacji – ludzi, którzy nie są 11

rezultatem powszedniego seksu, siłą rzeczy wiążą się jeszcze bardziej interesujące historie. Wiele z nich znajdzie się w tej książce. W 1995 roku wydawnictwo Chapman & Hall wydało książkę, którą napisałem wspólnie z doktorem Markiem Bellisem, zatytułowaną Human Sperm Competition: Copulation, Masturbation and Infidelity. Przedstawiliśmy w niej wyniki najnowszych badań biologicznych, głównie własnych, nad problemem reperkusji, jakie w ludzkiej seksualności wywołuje ryzyko wojny plemników. Dowodziliśmy, że niemal każdy aspekt ludzkiej seksualności, w tym wiele najpowszechniejszych i najbardziej monotonnych, zawdzięcza swe cechy toczącej się wojnie plemnikowej bądź przynajmniej ryzyku jej wystąpienia. Kto pragnie zapoznać się z naukowym uzasadnieniem wniosków i twierdzeń zamieszczonych w tej książce, niech sięgnie po Human Sperm Competition. Tamta praca z konieczności obfituje w żargon, beznamiętne dane, wykresy i tabele, co nieuchronnie odgradza ją od doświadczeń większości ludzi. Niemniej zawiera interpretacje i wyjaśnienia zachowań seksualnych, z których wszystkie mieszczą się w granicach doświadczeń większości – często zachowań z pozoru irracjonalnych i niewytłumaczalnych. Badania naukowe dowodzą, że zachowania seksualne we wszystkich swoich przejawach – przyziemne, żenujące, radosne, ryzykowne, występne czy amoralne – przebiegają według pewnych fundamentalnych zasad. Aby owe zasady zilustrować i tchnąć życie w zachowania pojmowane modelowo, tę książkę skomponowałem jako cykl wymyślonych scen. Każda z nich dotyczy jakiejś formy konfliktu seksualnego – pomiędzy mężczyznami, pomiędzy kobietami albo, najczęściej, między mężczyznami i kobietami. Liczne dotykają tego lub owego oblicza spermowej wojny, która, jak staram się dalej dowieść, stanowi podłoże wszelkich zachowań seksualnych. Po każdym fragmencie literackiej fikcji następuje interpretacja przedstawionych zachowań z punktu widzenia biologa ewolucjonisty. Wszystkie scenki ukazują ludzi stosujących strategie seksualne, które w ostatnich latach stały się głównym przedmiotem dociekań i interpretacji. Podstawy do uogólnień na temat ludzkich zachowań pochodzą z obserwacji naukowych i eksperymentów, w których wzięło udział wiele tysięcy ludzi z całego świata, natomiast 12

same historyjki są oczywiście wymyślone. Chodzi wszak o to, by ukazać ludzi ponoszących koszty i osiągających korzyści w wyniku określonych zachowań oraz trafnie zilustrować dane oraz ich interpretację. Postawiłem sobie zadanie stworzenia typów i scenerii, które złożyłyby się na zabawną, prawdopodobną fikcję i stanowiły zarazem odzwierciedlenie pewnego typu dowodów. Pisząc historyjki, korzystałem z informacji mniej całościowych niż te, które pochodzą z badań i eksperymentów – i chociaż pewne z nich mają swe źródło w doniesieniach prasowych, telewizyjnych lub radiowych, dla większości zaczynem były epizody z mojego własnego życia, życia moich bliskich i przyjaciół. Wszystkie bez wyjątku mają bardzo bliski związek z rzeczywistymi wydarzeniami. Choć tak jest, moi przyjaciele i znajomi nie powinni tracić czasu na próby zidentyfikowania konkretnych osób, tak samo jak pozostali czytelnicy nie powinni zajmować się odszukiwaniem określonych wiadomości w serwisach informacyjnych. Każda postać jest swoistym amalgamatem, a każda opowieść mozaiką kilku różnych zdarzeń. Co więcej, ta czy inna postać może reprezentować dowolną rasę (i narodowość), scenka zaś – rozgrywać się w niemal dowolnym kraju. Nie wszystkie zdarzenia z każdej scenki są natychmiast objaśniane, lecz każdy element przedstawionego zachowania jest zinterpretowany w którymś fragmencie książki. Na przykład masturbacji poświęciłem dwie scenki, w tym jedną z udziałem mężczyzny (scenka 12) i jedną z udziałem kobiety (scenka 22). Po każdej z nich omawiam funkcję masturbacji. Obie scenki obrazujące zachowania seksualne dotyczą postaci w trakcie masturbacji oraz jakiś czas po niej. Skoro jednak funkcje masturbacji zostały opisane w nawiązaniu do poświęconych im scenek, ich rola w innych scenkach powinna być jasna. Pisząc objaśnienia, starałem się nie wpadać w akademicki styl, co jest moją naturalną skłonnością. Starałem się również nie przesadzać z liczbami, a tam, gdzie któreś wyjaśnienie było szczególnie złożone, wybierałem wersję krótszą i bardziej zabawną kosztem formalnej precyzji. Powstrzymywałem się od używania słów „prawdopodobnie” i „chyba” w wielu przypadkach, kiedy, ściśle rzecz ujmując, były potrzebne. Każdy czytelnik z naukowym przygoto13

waniem, którego razi brak rygorów formalnych w moim tekście, powinien szukać odpowiednich informacji i wyjaśnień w rozprawie, którą napisałem wraz z Markiem Bellisem. Nie wszyscy koledzy ze społeczności akademickiej zgodzą się z moimi interpretacjami ani nawet szczegółami na temat tego, co dzieje się pomiędzy kobietami i mężczyznami, jakie interakcje zachodzą między nasieniem i jego drogą wewnątrz kobiecego ciała, między plemnikiem i komórką jajową, pomiędzy plemnikami. Z całą pewnością istnieją osoby, znakomitości w swoich dziedzinach, które całą tę książkę – zarówno interpretację, jak i scenki – uznają za wymysł. Niechaj już tak zostanie. Rzecz w tym, że zdecydowałem się opowiedzieć historię opartą na naukowych interpretacjach najnowszych badań. Poza narzuceniem sobie tego pierwszego ograniczenia starałem się uczynić opowieść zajmującą i spójną. Nie wdawałem się we wszechstronne prezentowanie poglądów innych ludzi. Gdybym postąpił inaczej, powstałaby książka zawiła, przeładowana treścią, a nawet nudna. Interpretacje innych zostały obszernie omówione i poddane ocenie w Human Sperm Competition, gdzie wspólnie z Markiem Bellisem dokładnie wyjaśniliśmy, dlaczego uważamy historię, którą tutaj przedstawiam, za najlepszą spośród obecnie istniejących. Przedstawiwszy argumenty tam, tutaj mogę snuć opowieść w sposób możliwie prosty i swobodny. Jeden z problemów, jakie napotkałem, pisząc tę książkę, polegał na tym, że wiele zachowań, które próbuję zinterpretować, wymaga otwartego przedstawienia. Liczne scenki i szczegóły, które opisuję, w innym kontekście mogłyby uchodzić za pornograficzne. Starałem się unikać nadmiernej wyrazistości i mam nadzieję, że w wypadku wszystkich scenek czy fragmentów, które czytelnik uznałby może za krępujące lub nadmiernie ekscytujące, wyjaśnienie występujące po nich wystarczająco wszystko usprawiedliwi. Jest jeszcze jedna kwestia. Otóż w znacznej części opisuję i interpretuję zachowania uznawane przez wielu ludzi w najlepszym wypadku za amoralne, w najgorszym zaś – za karygodne. W moim mniemaniu najistotniejsze jest jednak, abym nie godził w żadne określone postawy moralne. Jako biolog ewolucjonista dokonuję interpretacji bez uprzedzeń i krytycznych ocen. Niebezpieczeństwo polega na tym, że ktoś może potraktować mój brak krytycy14

zmu wobec pewnych form zachowań jako przejaw akceptacji bądź zachęty. Warto wszak poczynić spotrzeżenie, jak to czynię w odniesieniu do gwałtu (scenka 33), że wstępem w procesie opanowywania antyspołecznych zachowań powinno być ich zrozumienie. A właśnie to, i tylko to jest celem wszystkich moich interpretacji. Książka ta nigdy nie zostałaby napisana, gdyby nie łączyły mnie więzy naukowej współpracy z Markiem Bellisem. Zawdzięczam mu bardzo wiele. Przez siedem lat, od 1987 do 1994 roku, dyskutowaliśmy i spieraliśmy się nad każdym aspektem ludzkiej seksualności. Wprawdzie nie zawsze się zgadzaliśmy, jednak w zdumiewającej liczbie wypadków jeden z nas w końcu ulegał pod naciskiem argumentów partnera – ulegał do tego stopnia, że w wyniku współpracy mogła powstać rozprawa stanowiąca naukową podstawę niniejszej książki. Choć Mark nie zgodzi się ze wszystkimi poglądami, jakie tu prezentuję – niektóre z nich skrystalizowały się już wtedy, gdy odszedł z uniwersytetu w Manchesterze, by rozpocząć ważną pracę nad epidemiologią AIDS i innych chorób przekazywanych drogą płciową – większość z nich jest tak samo moja, jak i jego. Wszak nie można go obciążać za sposób, w jaki owe poglądy zostały zaprezentowane. Oczywiście całkowicie należy go uwolnić od winy za fikcyjne przykłady. Jestem wdzięczny wydawnictwu Fourth Estate, zwłaszcza Michaelowi Masonowi i Christopherowi Potterowi, za, jak sądzę, wielką odwagę, którą się wykazali, publikując tę książkę – nie ze względu na jej przedmiot, lecz z uwagi na ich wiarę, że jestem w stanie dostarczyć produkt nadający się do sprzedaży. Nim zaofiarowali pomoc, nie miałem najmniejszego powodu sądzić, że jestem w stanie napisać tego rodzaju książkę, skoro wcześniej tworzyłem wyłącznie teksty naukowe. Mam nadzieję, że rezultat końcowy potwierdził ich pierwotne przekonanie. Zdecydowanie najwięcej podziękowań winien jestem mojej partnerce, Elizabeth Oram, za słowa zachęty i wsparcie w każdej fazie pracy. Nie zdołały jej przeszkodzić pewne niewygody – poczęciu, dojrzewaniu, wreszcie narodzinom tej książki towarzyszyły poczęcie, ciąża i narodziny naszego drugiego dziecka. Książka poczęła się zaraz po śniadaniu pewnej październikowej soboty po trzech miesiącach, licząc od poczęcia naszego dziecka. Bez natychmiasto15

wego wsparcia ze strony Elizabeth nigdy nie podjąłbym się realizacji całego przedsięwzięcia. Kiedy dziecko w łonie matki i książka rosły, poważna redakcyjna i stylistyczna pomoc Liz uchroniła mnie przed popełnieniem błędów, które mógłbym popełnić jako nowicjusz w dziedzinie gatunku popularnego. Po pierwsze, Liz stępiła moją skłonność do bardziej drastycznego przedstawiania sytuacji seksualnych. Jeśli w końcu zagadnienie zostało przedstawione zajmująco, otwarcie, ale w granicach dobrego smaku, to zasługa jej powściągliwości i dobrych rad. Po wtóre, uczyniła, co w jej mocy, bym przy okazji pisania objaśnień nie nadużywał stylu zbyt pompatycznego i nie przejawiał nadmiernego dydaktyzmu. Jeżeli mimo wszystko książka zawiera elementy pornografii albo napuszonego stylu, należy to wiązać nie z jej radami, lecz z moim uporem i niechęcią do unicestwienia słów, do których poczęcia przyczyniałem się z takim trudem. Wreszcie, kiedy rozpędu nabrał wyścig, by dostarczyć wydawcy manuskrypt, zanim przyjdzie na świat dziecko, nie pozwoliła poświęcić jakości na rzecz tempa. Chcąc dać mi więcej czasu na ukończenie rękopisu, pozwoliła mi wymigiwać się od wszelkich obowiązków, rodzicielskich i domowych. Zresztą miałem znacznie więcej powodów, aby czuć się winny. Liz czytała każdą scenkę oraz objaśnienia, ilekroć ją o to poprosiłem, nawet gdy była już późna noc. Mimo całej tej presji, kiedy wydawało mi się, że ten czy tamten niezbyt udany rozdział „może być”, ani razu nie odstąpiła od swych surowych redaktorskich zasad. W końcu dokonała rzeczy nadludzkiej! Gdy nie udało mi się skończyć maszynopisu przed spodziewanym terminem narodzin naszego dziecka, przeczekała i nie doszło do rozwiązania przez kolejne dziesięć dni. Dzięki temu zdołałem dostarczyć rękopis do Fourth Estate, zanim 25 kwietnia 1995 roku urodziła się nasza pierwsza córka Amelia.

16

Rozdział 1

ROZGRYWKA POKOLENIOWA

17

18

Scenka 1

To jak miał na imię brat babki? Pozbawione emocji twarze z pogiętego, brązowego zdjęcia wydawały się w nią wpatrzone. Spojrzenia z jednej i drugiej strony połączyły ludzi, których dzielił wiek. Bardzo lubiła to zdjęcie i przy okazji odwiedzin u swojej babki często pytała, czy może je sobie obejrzeć. Twarze należały do trojga dawno już zmarłych małych dzieci, uwiecznionych za pomocą archaicznego aparatu fotograficznego w którymś momencie wczesnych lat ich życia. Dzieci stały w szeregu. Najwyższe i najstarsze z nich po lewej stronie, najmłodsze i najniższe po prawej. Chłopcy po bokach liczyli sobie odpowiednio lat dziesięć i dwa, ładna dziewczynka w środku – pięć. Ilekroć młoda kobieta spoglądała na te twarze, tylekroć wyczuwała tak silną łączność z przeszłością, jakiej nie doświadczała przy żadnej innej okazji. Fotografia przedstawiała jej prababkę z dwoma braćmi. Wystarczyła odrobina wyobraźni, aby ze zdjęcia spoglądała nie prababka, lecz ona. Podobieństwo między nimi jako dziećmi było uderzające. Zdaniem babki istotę podobieństwa stanowiła „rodowa twarz”, ponieważ większość członków rodzinnego klanu miała ten sam układ kości i takie same oczy. Kobieta patrzyła na zdjęcie nieco dłużej, potem poprosiła babkę, aby „jeszcze tylko jeden raz” opowiedziała jej historię rodziny. Starsza kobieta przerzuciła karty albumu, wróciła na początek i wyjęła sporą kartkę, po czym rozpoczęła opowieść. Drzewo genealogiczne rodziny było jej radością i dumą. Z radością pokazywała je swoim licznym wnukom przy każdej okazji oglądania fotografii. Młoda kobieta uważnie przysłuchiwała się opowieści babki, zdecydowana tym razem zapamiętać każde wypowiedziane słowo. Wiedziała, że jeden z dwóch chłopców żył zbyt krótko, by mieć własne 19

dzieci. Z kolei prababka nie tylko żyła dłużej, ale ponadto zdołała wyrwać się z ubóstwa, w jakim egzystowała jej rodzina. Była ładnym dzieckiem, które wyrosło na ładną kobietę. O jej względy zabiegali wszyscy młodzieńcy z osady. Będąc na służbie w pewnym dużym majątku, zaszła w ciążę z synem właściciela. Wtedy to przyszła na świat babka, autorka opowieści. Prababki nie odesłano i nikt nie zaprzeczał faktom. Przeciwnie, została przyjęta do rodziny. Wszystko potoczyło się tak szybko, że pomimo plotek mało kto wiedział na pewno, że dziecko pochodziło z nieprawego łoża. Młode małżeństwo żyło we względnym komforcie przez resztę swych dni i spłodziło jeszcze czworo dzieci. Samych chłopców, którzy, co nie było typowe dla tamtego pokolenia, przeżyli szczęśliwie najbardziej niebezpieczny okres niemowlęctwa. Potem babka pokazała palcem na starszego chłopca z fotografii, swego wuja. Nie miał tyle szczęścia co jego siostra. Nie udało mu się uciec biedzie, w której się urodził. Pracował ciężko przez całe życie. Jak siostra miał pięcioro dzieci. Troje zmarło w wieku niemowlęcym. Chłopiec, osiemnastolatek, został zamordowany. Dziewczynka okazała się niepłodna i zmarła w samotności, dożywszy lat pięćdziesięciu kilku, niedługo po śmierci swego partnera. Najmłodszy chłopiec, ten o roziskrzonych oczach i radosnym uśmiechu, umarł na odrę, niespełna dwa lata po wykonaniu fotografii. Młoda kobieta studiowała drzewo genealogiczne pod okiem babki. Miało kształt piramidy z trzema imionami na samej górze, czyli imionami trojga dzieci z fotografii, i blisko pięćdziesięcioma na dole – imionami członków pokolenia młodej kobiety. Potem dostrzegła coś, na co nigdy wcześniej nie zwróciła uwagi: pięćdziesięcioro członków jej pokolenia, słowem wszyscy, pochodzili od praprababki, ładnej dziewczyny z zdjęcia. Oczywiście ani jeden od tamtych dwóch chłopców. Pochyliła się, aby dokładniej przyjrzeć się drzewu. Szukała innych osób, które tak jak ci chłopcy nie pozostawiły potomstwa i od których nie było już dalszych rozgałęzień. Najbardziej rzucał się w oczy jeden z braci babki, wuj, którego imienia zazwyczaj nie mogła sobie przypomnieć, lecz znany w rodzinie z uwagi na niepospolity kształt nosa. Nim uświadomiła sobie, że jest jej niewygodnie, zauważyła jeszcze dwa odgałęzienia, które prowadziły w pustkę. Dłużej nie była w stanie się pochylać. Wyprostowała się i odwróciła od fotografii oraz kartki z drzewem genealogicznym. Jednocześnie 20

poruszyło się i kopnęło dziecko w jej łonie. Skrzywiła się nieco, potem uśmiechnęła i położyła dłonie na brzuchu. Wyglądało na to, że przynajmniej jej linii nie groziło wygaśnięcie.

Nasze cechy osobnicze zależą od genów – chemicznych instrukcji dotyczących tego, jak powinniśmy się rozwijać i funkcjonować. Owe instrukcje znajdują się w plemnikach oraz komórkach jajowych i są przekazywane zgodnie z rozgałęzieniami drzewa genealogicznego, aż dotrą do nas za pośrednictwem genetycznych rodziców. Dzięki genom dziedziczymy nie tylko „rodową twarz”, ale także wiele innych cech naszej fizjologii, psychiki i zachowania, w tym także określających nasze zachowania seksualne. W książce tej spróbujemy odpowiedzieć na pytanie, dlaczego w sytuacjach seksualnie znaczących postępujemy właśnie tak, a nie inaczej. Zastosujemy podejście niezwykle proste. Zapytamy, dlaczego tak jest, że ludzie stosujący określone strategie seksualne (wzory zachowań seksualnych) osiągają pomyślniejszy rezultat niż inni. Miarą sukcesu będzie liczba zstępnych – to bowiem kształtuje przyszłe pokolenia. Rodziny i populacje zostaną zdominowane przez potomków zwycięskich przodków, będą się w nich liczyły przede wszystkim cechy tych ludzi. W pierwszej scence pokolenie młodej kobiety przejęło twarz prababki, nie zaś charakterystyczny nos bezimiennego brata babki. Orientowała się, że jej generacja w stopniu dominującym przejęła „rodzinną seksualność”, przekazaną tak wielu osobnikom przez założycielkę dynastii, prababkę. Nikt bezpośrednio nie odziedziczył seksualności bezimiennego brata babki. Jakakolwiek by była jego strategia seksualna, w praktyce okazała się zawodna i nie pozwoliła na pozostawienie zstępnych, ażeby im tę strategię przekazać. Naszemu pokoleniu jest obojętne, czy w przeszłości ludzie pragnęli mieć dużo dzieci albo wnucząt, czy tak się po prostu stało. Jedynym czynnikiem wyznaczającym nasze cechy jest to, kto w przeszłości miał dzieci (i ile), a kto ich nie miał. Prababka i pradziadek ze scenki byli prawdopodobnie bardzo zaniepokojeni, kiedy okazało się, że ich seksualne zabawy zaowocowały poczęciem dziecka. Gdyby jednak tak się nie stało, młoda kobieta i jej kuzyni należą21

cy do tego samego pokolenia, w sumie około pięćdziesięciu osób, prawdopodobnie nie pojawiliby się na tym świecie. W każdym pokoleniu toczy się gra polegająca na rywalizacji, kto przekaże geny następnej generacji. Każde pokolenie ma swoich zwycięzców, tak jak ładna dziewczynka na zdjęciu, i każde swoich przegranych, jak jej bracia i brat babki. My jesteśmy potomkami zwycięzców, ludzi, którzy zastosowali skuteczną strategię seksualną. Gra pokoleniowa się nie skończyła. Będzie trwała, póki w danym pokoleniu jedni będą mieli więcej dzieci niż inni. Wśród nam współczesnych rozgrywka ta toczy się tak samo jak zawsze i jak zawsze jest bezwzględna. Przyszłe pokolenia zostaną określone przez geny tych, którzy spłodzą większą liczbę potomków, a nie geny tych ludzi, którzy spłodzą ich niewielu bądź wcale. Wiemy o tym czy też nie, chcemy tego czy nie, dbamy o to czy nie, wszyscy jesteśmy zaprogramowani na podjęcie próby wygrania pokoleniowej gry w rozmnażanie – wszyscy staramy się osiągnąć sukces reprodukcyjny. Zwycięzcy przodkowie wyposażyli nas w instrukcje genetyczne przesądzające nie tylko o tym, że musimy rywalizować, lecz także o tym, w jaki sposób będziemy to czynić. Siłą rzeczy niektórzy z nas będą mieli bardziej skutecznych przodków niż inni, zatem nawet w naszym pokoleniu znajdą się ludzie, którzy odziedziczyli instrukcje uruchamiające potencjalnie lepsze strategie reprodukcyjne. Kiedy nasza generacja przystąpi do realizacji ostatecznego celu, jedni sprawią się znacznie lepiej od innych. Niebawem zaczniemy dociekać, dlaczego tak się dzieje, że w grze pokoleniowej niektórzy ludzie odnoszą większe sukcesy niż inni.

22

Rozdział 2

SEKS RUTYNOWY

23

24

Scenka 2

Codzienna obsługa Pewnego dnia późnym wieczorem mężczyzna i kobieta, oboje jeszcze przed trzydziestką, krzątali się przed pójściem do łóżka. Nadzy krążyli po mieszkaniu, zajmując się typowymi drobiazgami. Zachowywali się zwyczajnie, w sposób pozbawiony jakiegokolwiek erotyzmu. Po prostu już nie podniecał ich widok nagiego ciała partnera. Właściwie prawie nie dostrzegali wzajemnie swych ciał. Ponieważ był sobotni wieczór, oboje wiedzieli, że przed zaśnięciem będą się kochać. Kiedy więc całkowicie beznamiętnie zajmowali się osobno swoimi sprawami, nie pojawił się między nimi nawet cień gry wstępnej. Nieważne, że od czasu do czasu ich drogi przecinały się, a oni ocierali się o siebie. Minął tydzień od czasu, gdy kochali się po raz ostatni – właśnie w sobotę. Przed czterema laty, a wtedy się poznali, robili to codziennie przynajmniej raz (z wyjątkiem dni przypadających na menstruację, gdy żadne z nich nie przejawiało ku temu specjalnej ochoty). W tamtych czasach gotowi byli kpić z możliwości kochania się tylko raz w tygodniu. Ostatnio jeden stosunek na tydzień coraz częściej stanowił praktykę, choć nadal normą były dwa stosunki. To znaczy póki przed dwoma miesiącami nie zrezygnowali z używania środków antykoncepcyjnych. Nie w tym rzecz, że bardzo chcieli mieć dzieci. Jeszcze poważnie nie rozmyślali nad batalią mającą doprowadzić do poczęcia dziecka, taką jaką przedsięwzięła para ich przyjaciół, ludzi nieco po trzydziestce, którzy z radością im to opisywali. Woleli pozostawić sprawę przypadkowi (dotychczas wynik brzmiał: „brak poczęcia”). Z początku oboje ulegli łagodnej ekscytacji na myśl o możliwości poczęcia i na jakiś czas powrócili do trzech, czterech stosunków 25

tygodniowo. Jednakże ten tydzień był odmienny. Kilka nocy spędzonych osobno poza domem wystarczyło, aby, musieli to przyznać, zapanował między nimi niezrozumiały chłód, tłumiąc zwykłą ochotę na seks. Poczucie bliskości nie powróciło całkowicie, póki tej soboty rano nie wybrali się do jej siostry z zapowiedzianą wizytą. Nawet teraz, kiedy w końcu znaleźli się w łóżku, nadal odczuwali skutki całotygodniowego ochłodzenia stosunków. W pierwszym zetknięciu mężczyzny z nagim ciałem partnerki zaznaczyła się pewnego rodzaju osobliwa niepewność. Skoro jednak raz zaczęli, szybko powróciła rutyna. Zazwyczaj on zaczyna od delikatnych pocałunków. Pokrywa nimi twarz partnerki i gładzi piersi. Potem oboje całują się długo i namiętnie. Wówczas głaszcze jej nogi, przesuwając dłonią w stronę kolan. Po chwili schodzi nieco niżej i ssie sutki. W tym samym czasie ona miarowo wodzi rękoma po jego plecach i pośladkach. Tej nocy, jak to się często zdarza, nie może się skoncentrować i wraca myślami do przedpołudnia i rozmowy z siostrą. Otrząsa się ze wspomnień, kiedy on sięga między jej nogi, przegarnia włosy łonowe, rozdziela płatki warg, wsuwa palec do środka, aby sprawdzić, czy jest wilgotna. Dochodzi do wniosku, że jest gotowa. Natomiast ona wie, że tak nie jest, i krzywi się na myśl o bolesnej penetracji. Wysuwa dłoń, znajduje i delikatnie ściska jego penis. Chce zobaczyć, czy partner jest gotowy, ale przede wszystkim pragnie opóźnić rozwój wypadków. Na krótko podstęp przynosi pożądany efekt. Mężczyzna na chwilę nieruchomieje, rozkoszując się wrażeniami, ale odpowiada, choć bez specjalnego entuzjazmu, masując jej genitalia. Wprawdzie podczas tej pieszczoty omija łechtaczkę przynajmniej o centymetr, na palcu wewnątrz pochwy wyczuwa (albo tylko tak mu się zdaje) jakby większą wilgoć. Cofa dłoń i podnosi się, by przyjąć klasyczną pozycję. Ona nadal trzyma jego penis, a gdy nadchodzi odpowiedni moment, kieruje nabrzmiały koniec w odpowiednie miejsce. Nie zabiera ręki jeszcze przez kilka sekund, aby partner nie uderzył zbyt mocno, zbyt gwałtownie (w dalszym ciągu wcale nie jest odpowiednio wilgotna). Potem nie pozostaje jej nic innego, jak zdać się na niego. Mija chwila, nim jego delikatne poruszenia, to w tył, to w przód, sprawiają, że pojawia się dostatecznie dużo wilgoci i jego penis wnika swobodnie do środka. Póki to nie nastąpiło, kobieta koncentrowała się na narządach płciowych oraz mechanice penetracji. Teraz jednak, kiedy na dobre rozpoczęli rutynowe poruszenia, wraca myślami do siostry. Przy26

tomnieje tylko wówczas, gdy mężczyźnie zdarzy się niezręcznie poruszyć. Choć pogrąża się w myślach, lata praktyki pozwalają jej dostosować ciche jęki do uderzeń mężczyzny. Wtem zupełnie niespodziewanie ucieka myślami do środowego wieczoru i mężczyzny, który z nią flirtował, gdy spędzała wieczór z grupą przyjaciółek. Wyobraża sobie, że to on leży na niej. Serce zaczyna jej bić szybciej, oddech staje się coraz krótszy, okrzyki głośniejsze. Lecz gdy fantazja zaczyna nabierać niemal realnych kształtów i kobiecie zaczyna się wydawać, że może nawet skończy, mężczyzna trafia szczególnie niefortunnie. Obraz znika. Chwila pryska i moment później kobieta uświadamia sobie, że partner ma wytrysk. Okrzykiem wita każdy z jego skurczów, następnie odpręża się wraz z nim, gdy wewnątrz niej wiotczeje penis. Zniecierpliwiona, że nie uwalnia jej od ciężaru swego bezwładnego ciała, delikatnie chrząka. Gdy zwiotczały członek mężczyzny wysuwa się na zewnątrz, zastygają w swoich objęciach. Czują się winni, że ze względu na partnera każde z nich nie starało się bardziej. Są przygnębieni. Przez chwilę wymieniają nieszczere zapewnienia, że wszystko odbyło się jak należy i sprawiło im przyjemność. W końcu zapadają w sen.

Ludzie przeważnie odbywają stosunki seksualne w domu, ze stałym partnerem. W ramach jednego związku szybko popadają w rutynę. Lecz rutyna, jak to zazwyczaj bywa, odgrywa zadziwiająco ważną rolę w dążeniu mężczyzn i kobiet do osiągnięcia reprodukcyjnego sukcesu. Niniejszy rozdział składa się ze scenek 2, 3, 4 i 5, z których każda wyjaśnia jeden lub kilka aspektów stosunków seksualnych w stałym związku. W większości scenek zamieszczonych w tej książce występują rozmaite postacie w różnych sytuacjach, lecz kilka pierwszych (od 2 do 7) dotyczy losów jednej pary. Będziemy jej towarzyszyć i śledzić rutynowe zachowania seksualne, póki kobieta nie zajdzie w ciążę i nie naświetlimy całej historii, która wiąże się z poczęciem. Interpretując pierwsze scenki, skorzystam z okazji, aby wyjaśnić pewne podstawy ludzkiej seksualności. Wiele z nich czytelnicy bardzo dobrze znają, lecz mogę zagwarantować kilka niespodzianek. Niektóre z opisów mogą się wydać nieco zbyt drobiazgowe, ale pomoże nam to później przy omawianiu bardziej interesujących stron ludzkich zachowań seksualnych – takich jak masturbacja u mężczyzn i kobiet oraz orgazm u kobiet. 27

Ci, którzy choć przez kilka lat żyli w związku seksualnym, w opisanej powyżej scence powinni znaleźć kilka znajomych elementów. W istocie są one do tego stopnia znajome, że istnieje niebezpieczeństwo zagubienia subtelności zachowania tych dwojga ludzi. W ciągu czterech lat trwania związku odbyli mniej więcej pięćset pełnych stosunków. Mimo to ani jeden wytrysk nie doprowadził do zapłodnienia. Oczywiście używali środków antykoncepcyjnych, jednakże od czasu do czasu bywali nieostrożni i kobieta mogła zajść w ciążę, jednak do tego nie doszło. Teraz przestali korzystać z antykoncepcji i nadal nie dochodziło do poczęcia. Cóż, nie powtarzali pięćset razy aktu seksualnego, aby mieć dzieci. Pod tym względem wcale nie zachowują się osobliwie. Przeciętny mężczyzna i przeciętna kobieta, mieszkańcy buszu, pustyni Kalahari albo luksusowego domu z mnóstwem sypialni – bez różnicy – kochają się około dwóch, trzech tysięcy razy w ciągu całego życia. Mimo wszystko, nawet bez stosowania nowoczesnej antykoncepcji, większość ludzi ma mniej niż siedmioro dzieci. Wypada przeciętnie pięćset ejakulacji na jedno dziecko, choć określenie dokładnej liczby nie jest specjalnie istotne. W kontekście sukcesu reprodukcyjnego warto podkreślić, że rutynowe zachowania seksualne nie służą ludziom ani przede wszystkim, ani zwłaszcza do płodzenia dzieci. Pod tym względem wcale nie jesteśmy odosobnieni. Jeśli porównać nas z naczelnymi, okaże się, że liczba stosunków przypadających na spłodzenie jednego potomka jest u nas w miarę przeciętna. Wypadamy blado w porównaniu z szympansami bonobo, które zdają się uprawiać seks niemal bez wytchnienia. Prócz naczelnych bez trudu bije nas na głowę lew, który musi dokonać trzech tysięcy inseminacji na jedno lwiątko. Niektóre ptaki w każdym okresie godowym parzą się niewiele razy, lecz inne dorównują nam, osiągając pięćset parzeń na każde pisklę. Zatem dlaczego my i wszystkie te zwierzęta parzymy się tak często, jeżeli nie chodzi o prokreację? W jaki sposób rutynowy seks pomaga nam, zarówno mężczyznom, jak i kobietom, w odniesieniu sukcesu reprodukcyjnego? Najczęściej spotykamy się z wyjaśnieniem, że ludzie (i przypuszczalnie wszystkie wymienione zwierzęta) uprawiają seks, ponieważ sprawia im to przyjemność. Ale czy to na pewno prawda? Jeszcze raz powrócimy do pary z ostatniej scenki. Oczywiście przez pierw28

sze tygodnie związku, kiedy kochali się codziennie, stosunek pełny, kontakt, a nawet perspektywa bycia razem nago – wszystko to było dla obojga bardzo ekscytujące. Z całą pewnością od tamtego pierwszego przypływu namiętności zdarzały się momenty, że jedno albo drugie okazjonalnie przeżywało rzeczywistą przyjemność podczas stosunku. Lecz ostatnio nasza para doświadczała owych przyjemności jakby rzadziej. W scence z pewnością dostrzegliśmy, że partnerzy nie czekali z utęsknieniem na seks. Co więcej, gdyby ich ktoś zapytał, musieliby uczciwie przyznać, że w tym związku nie doznają już tak dużej rozkoszy. Z pewnością nie odczuwała jej kobieta. Przebieg stosunku odebrała jako niezbyt przyjemny, momentami nawet bolesny i niemal całkowicie niesatysfakcjonujący. Poprzedniej środy podczas zwykłego flirtu z obcym mężczyzną doświadczyła znacznie silniejszego podniecenia niż podczas pełnego stosunku ze swoim partnerem. Podczas gry wstępnej mężczyzna się nudził. Zdobywając skąpo zwilżoną pochwę, odczuwał irytację. W końcu do irytacji dołączyła nuda, gdy poruszał się, czekając, kiedy kobieta się podnieci. Przeżył krótką chwilę rozkoszy na moment przed wytryskiem, ale niemal natychmiast popadł w przygnębienie wzmocnione poczuciem winy. Co więcej, nie tylko oboje czerpali mało przyjemności ze związku, lecz ponadto wiedzieli z góry, że tak będzie. Dlaczego zatem nasza para zdecydowała się na seks akurat tego dnia i dlaczego będzie tak postępowała z tygodnia na tydzień i z miesiąca na miesiąc przez wszystkie nadchodzące lata? Wyjaśnienie rutynowego seksu w najogólniejszym ujęciu może się wydawać tautologiczne: organizmy mężczyzn i kobiet są genetycznie zaprogramowane na uprawianie miłości w regularnych odstępach, rutynowo, niezależnie od tego, czy umysły są w stanie dostrzec rzeczywistą przyczynę. Dlaczego? Rutynowy seks może bowiem rzeczywiście wpływać na liczbę i jakość dzieci, wnuków, prawnuków – i tak dalej – które mężczyzna i kobieta mogą mieć. Dzieje się tak niezależnie od tego, że do zapłodnienia dochodzi przeciętnie tylko raz na pięćset razy. Na dodatek umysł nic o tym nie wie albo – częściej – wcale o to nie dba. Jakie więc dobrodziejstwa wiążą się z rutynowym seksem i nie wymagają udziału świadomości? Dokładna odpowiedź zależy od 29

tego, czy jesteś, czytelniku, mężczyzną czy kobietą, i stanowi przykład jednego z wątków, które przewijają się na stronach niniejszej książki: t o, c o j e s t n a j l e p s z e d l a j e d n e g o z p a r t n e r ó w, c z ę s t o w c a l e n i e j e s t n a j l e p s z e d l a d r u g i e g o. W tym przypadku organizmy mężczyzn zmierzają do umieszczenia porcji plemników wewnątrz ciał ich partnerek. Organizmy kobiet zmierzają do zmylenia mężczyzn w taki sposób, aby ci z kolei nie rozpoznali – świadomie albo nieświadomie – najlepszego momentu do odbycia stosunku. Samice niektórych naczelnych, szympansów i pawianów, wręcz obwieszczają stan, kiedy w ciągu miesiąca są najbardziej płodne. Występuje u nich rzucająca się w oczy, czerwona, skorupiasta opuchlizna w okolicach odbytu i sromu, czasem czerwienieje też skóra na piersi. Samce pawianów i szympansów podniecają się na widok tych sygnałów i wykazują znaczny wzrost zainteresowania seksem, kiedy samice osiągają ów szczyt urody! Podczas tych kilku dni, kiedy samica jest najbardziej płodna, samce bardziej intensywnie o nią walczą, a każdy z nich robi, co tylko może, aby zapobiec pokryciu jej przez konkurentów. Często rezygnuje z innych zajęć, takich jak jedzenie, byle tylko mieć na nią oko. Sprawa przedstawia się zgoła inaczej wśród przedstawicieli innych naczelnych, zwłaszcza tych, które tak jak ludzie tworzą monogamiczne związki (na przykład gibony). Te raczej się kryją, niż obnoszą ze swoją płodnością. Dlaczego? Cóż, jeśli samiec nie wie, kiedy samica jest najbardziej płodna, nie może jej tak intensywnie chronić. Przecież nie będzie w nieskończoność odmawiać sobie jedzenia i snu. Ukrywając więc stan płodności, samica naczelnych lepiej panuje nad tym, kiedy i z kim dojdzie do zapłodnienia. W szczególności łatwiej jej zdradzić partnera, ilekroć tego chce lub potrzebuje. Potwierdza się to tak w wypadku kobiet, jak i samic gibona. Kobieca umiejętność ukrywania przed mężczyznami okresu płodności przejawia się w zdumiewająco eleganckich i efektywnych formach. Z jednej strony organizm kobiety stwarza warunki sprzyjające względnie łatwemu zapłodnieniu, ale tylko wówczas, gdy próba zostanie podjęta w odpowiednim czasie. Z drugiej strony jej ciało nie wysyła żadnych sygnałów, które ułatwiłyby mężczyźnie roze30

znanie, kiedy pora jest odpowiednia. Z pewnością fascynujące są szczegóły tej strategii wyprowadzania w pole. Istnieje ogólna zasada, że organizm kobiety nie dopuszcza, aby nasienie pozostawione w jego wnętrzu było zdolne do zapładniania dłużej niż przez pięć dni. Istotne jest, że nasienie potrzebuje około dwóch dób, by osiągnąć tam szczyt owej zdolności. Natomiast kobieta w ciągu całego cyklu menstruacyjnego wytwarza jedną komórkę jajową, która obumiera w ciągu doby po wydostaniu się z jajnika. Wszystko to razem oznacza, że mężczyzna, który pragnie zapłodnić kobietę, musi dostarczyć swoje nasienie przynajmniej raz w czasie od pięciu dni przed owulacją do około dwunastu godzin po niej. Aby zmaksymalizować szansę, która nadal nie jest zbyt duża (mniej więcej jeden do trzech), powinien dostarczyć nasienie mniej więcej dwa dni przed owulacją. Dzień czy dwa w każdą stronę od tego optymalnego okresu zmniejsza jego szansę w sposób dramatyczny. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że mężczyzna nie musi wiele robić. Wystarczy, że zaobserwuje, kiedy u partnerki rozpocznie się menstruacja, odczeka dwanaście dni i doprowadzi do kopulacji zakończonej wytryskiem. W ten sposób jego nasienie osiągnie szczyt zdolności do zapłodnienia dwa dni później, to znaczy czternastego dnia cyklu. Właśnie ten dzień wielu ludzi uważa za najbardziej płodny u kobiet. Jednakże organizm kobiety z łatwością radzi sobie z tego rodzaju prymitywną arytmetyką: otóż tak przewidywalny cykl menstruacyjny jest raczej wyjątkiem niż normą i tylko okazjonalnie owulacja występuje u kobiety czternastego dnia cyklu. Kluczem do strategii jej ciała jest zmienność, a zatem nieprzewidywalność. Całkowita długość cyklu menstruacyjnego, od początku jednego okresu do początku następnego, waha się między czternastoma a czterdziestoma dwoma dniami. Różnice występują nie tylko między kobietami, ale także między cyklami u tej samej kobiety. Co więcej, najbardziej zróżnicowana okazuje się część dla mężczyzn najważniejsza – liczba dni od początku menstruacji do owulacji. Rzadko zamyka się w czternastu dniach. Faza ta trwa od czterech do dwudziestu ośmiu dni u każdej normalnej, zdrowej kobiety. Ani mężczyzna, ani kobieta nie są w stanie przewidzieć 31

najbardziej płodnego momentu cyklu, licząc po prostu dni od początku okresu. Rzecz jasna zbijanie z tropu partnera wymaga od kobiet znacznie więcej niż tylko różnicowania dnia owulacji i nieprzejawiania oznak płodności takich jak opuchnięty zadek i czerwone wargi sromowe. Nawet gdyby okazywały zainteresowanie seksem tylko w okresie koncepcyjnym, to i bez tych atrybutów musiałyby wypaść z gry. Unikają niebezpieczeństwa, kryjąc się za wyrafinowaną fasadą podświadomych zmian nastroju i zachowania. Po pierwsze, ich ciała są przygotowane na przyjęcie partnera w ciągu całego cyklu menstruacyjnego, w okresie płodności i niepłodności. Po drugie, w trakcie cyklu wysyłają nieregularny ciąg autentycznych, udawanych, a także względnie obojętnych sygnałów zainteresowania seksem. Jeśli w okresie największej płodności przez dzień albo dwa wykazują takie zainteresowania, to są one ukryte między fazami fałszywego zainteresowania i okresami autentycznej oziębłości. W końcu zaś – co uznać należy za szczegół wyjątkowo wyrafinowany – wprowadzają mężczyzn w błąd, ponieważ oszukują też same siebie. Kobieta nie została z natury wyposażona w wiedzę, kiedy jest najbardziej płodna, co wcale nie jest dziełem przypadku. Brak pełnego dostępu świadomości do wiedzy o płodności jest tak samo ważnym elementem strategii ciała jak wszystkie pozostałe. W obliczu tak potężnej i skutecznej strategii mężczyzna praktycznie nie ma szans na przewidzenie najlepszego momentu do odbycia stosunku. W rezultacie jedyna efektywna strategia, którą może zastosować, polega na zapewnieniu ciągłej obecności plemników w ciele kobiety. Wobec tego rutynowe akty seksualne służą tak jej, jak i jemu. Jeśli zdoła zaopatrzyć partnerkę w świeże nasienie co drugi, trzeci dzień, wtedy zawsze będą w niej plemniki zdolne do zapłodnienia i prawdopodobieństwo zapłodnienia komórki jajowej w danym miesiącu wyniesie jak jeden do trzech. Pominięcie jednego pełnego stosunku może jednak mieć znaczenie decydujące, tak jak w scence 2. Mężczyźnie nie udało się doprowadzić do zapłodnienia komórki jajowej partnerki. Gdy tej soboty doszło do wytrysku, właśnie upłynął tydzień od ostatniego razu, w środę zaś nasienie sprzed tygodnia straciło właściwości zapładniające. Owulacja przypadła na noc z czwart32

ku na piątek. Pozostało w niej wprawdzie jeszcze trochę żywych plemników, jednakże niepłodnych. Kobieta nie zaszła w ciążę, a za dwa tygodnie będzie miała następny okres. Krwawienie zacznie się prawdopodobnie w sobotę. Możemy to przewidzieć dość dokładnie, bo w przeciwieństwie do odstępu między początkiem okresu a owulacją, liczba dni od owulacji do początku następnej menstruacji wynosi prawie na pewno czternaście dni, a w każdym razie nie mniej niż trzynaście i nie więcej niż szesnaście. Kiedy wystąpi krwawienie, partnerzy będą zapewne postrzegać swoje niepowodzenie jako wspólne. Istnieje jeszcze inna interpretacja – że w istocie to ciało kobiety pokierowało całą sytuacją, by tym razem uniknąć zapłodnienia, a przynajmniej uniknąć zapłodnienia za sprawą tego mężczyzny. Zauważyliśmy już wcześniej, że kobiety w ciągu całego cyklu mieszają mężczyznom szyki, od czasu do czasu szukając kontaktów seksualnych albo tylko dopuszczając do nich. Ta uwaga nie jest zupełnie prawdziwa. Częstotliwość odbywania stosunków seksualnych w ciągu cyklu menstruacyjnego także się nieco zmienia. Po pierwsze, zarówno mężczyźni, jak i kobiety wykazują mniejszą skłonność do kopulacji, kiedy kobieta krwawi. W niektórych kulturach obowiązuje surowy zakaz odbywania stosunków podczas miesiączki. Podobne ograniczenie spotykamy wśród wszystkich naczelnych, które parzą się w ciągu cyklu menstruacyjnego – nawet u takich, jak pazurkowce, u których krew nie wypływa na zewnątrz. Owo osłabienie zainteresowań seksualnych w czasie menstruacji nie powinno dziwić, kopulacja bowiem wiąże się wówczas ze zwiększonym ryzykiem zakażenia zarówno u samców, jak i u samic. Po drugie, i to może jest zaskakujące, kobiety częściej podejmują rutynowe zachowania seksualne w ciągu dwóch tygodni po owulacji, kiedy nie może dojść do zapłodnienia, niż w ciągu dwóch tygodni, które ją poprzedzają, kiedy mogą zajść w ciążę. Różnica jest wykrywalna metodami statystycznymi, ale nie osiąga znaczącego poziomu ani w wypadku kobiet, ani mężczyzn. Subtelnej zmiany w zachowaniu nie należy wiązać ze świadomymi decyzjami partnerów, podjętymi w celu uniknięcia poczęcia. Kobiety stosujące dość pewne środki antykoncepcyjne, w tym także pigułki, wykazują identyczne subtelne zmiany w zachowaniu. Podobne zjawisko 33

występuje u innych naczelnych. Niewielka zmiana w skłonnościach kobiet do uprawiania seksu w różnych fazach cyklu jest natury hormonalnej, nie rozumowej. Zarządzanie tym, kiedy i jak często się kochać, jest tylko jednym ze sposobów, jakimi ciało czy też organizm kobiety manipuluje prawdopodobieństwem zapłodnienia komórki jajowej. Inny sposób polega na pozbyciu się części lub całości nasienia. Większość ludzi nigdy nie przyjrzy się wilgotnym plamom na prześcieradle po miłosnych igrzyskach, nie zadziwi ich siła i wyrafinowanie kobiet. Mam jednak nadzieję, że po przeczytaniu następnej scenki owe wilgotne plamy nigdy już nie będą się wydawały takie same.

34