Tadeusz Czereda

Wiersze znalezione pod dywanem Oficyna Wydawnicza MMG Dębica Kwiecień 2015

Tadeusz Czereda

Wiersze znalezione pod dywanem

Publikacja nr 018, wydanie pierwsze. Pozycja rozpowszechniana bezpłatnie. Oficyna Wydawnicza MMG jest integralną częścią dębickiego serwisu kulturalnego Miasto Ma Głos www.miastomaglos.pl Kontakt: [email protected]

Spotkanie z... Dziś obok mnie przystanął człowiek. Wyciągnął dłonie - Napluj! - Chciałem się obmyć z krzywd tego świata. Naplułem mu w twarz. Za kalanie własnego gniazda.

Sam na Sam Autodestrukcja jest sztuką samą w sobie. - Nie zabijaj powiedział Pan... ...i strzelił sobie w skroń. Artysta wszechświata sam na sam ze sztuką nie wytrzymał artyzmu otaczającej go rzeczywistości. (1997)

Duchowa bulimia Zwymiotował nieboskłonem. Zasyczały gwiazdy, zabulgotał księżyc. Słońce stanęło w ogniu. Poczuł, że niebo było raczej ciężkostrawne. Był głodny, lecz nie martwił się. Miał przecież piekło na deser i czyściec... ...na przeczyszczenie. (1997)

Pojedynek, czyli miłość bliźniego Nie potrafię, nie potrafię kochać mojego wroga. Jeżeli on chce zabić mnie, ja muszę być szybszy. Tyle słów o miłości bliźniego, ale ja bardziej kocham życie. Może jest ono ubogie i nie tak szczęśliwe jak bym chciał, to jest ono moje. I nikt nie ma prawa mi go odbierać. (1994)

...i... być i mieć czy lepiej nie a może jednak a już lub bądź co bądź? ty wiesz albo nie choć co? i raz na lewo a nigdy już na prawo prosto lub lecieć w dół! (1994)

Po raz kolejny Moja choroba rozwija się powoli. Umysł jest pełen fizycznych rozkoszy. Psychicznie zużyty bez żadnych zahamowań próbuję przedostać się na drugą stronę lustra. Rozbijam głowę o szklaną taflę, wypijam kieliszek, albo dwa i czekam na kolejny odpowiedni moment aby wejść tam gdzie świat ma więcej barw. (1996)

Dedykacja W publicznej toalecie zawisła Nadzieja. Zdzisława Nadzieja z domu: Matka Głupich. (1994)

Kobieta Piękna kobieta to ciało kobiety. Mądra kobieta to ciało kobiety. Piękna i mądra kobieta to ideał kobiety. (1994)

Targ marzeń Straganiarze wystawili swój towar. Sztuczne kwiaty, spraną bieliznę, przechodzone ciuchy, luksus dla ubogich. Między nimi zasuszone staruszki handlują wspomnieniami. Szczątki porcelany z czasów świetności sztuczne perły po babci hrabinie. Tandetne landszafciki jak prośba o litość. Zmierzch życia ząb czasu sprzedane marzenia. (1997)

Manifest szalony A może by tak uciec w chorobę psychiczną? Udawać wariata póki nie zwariuję? Odgrodzić się ścianą ciszy od ludzi, ich spraw, odwiecznych dylematów. Co mnie to obchodzi? Wasze problemy rozterki to nie moja sprawa! Zrzucacie je na mnie jak na kozła ofiarnego. Odczepcie się w końcu! Pozwólnie mi żyć tak jak chcę. Zostawcie mnie w spokoju! Nie będę was słuchał nie chcę tego słyszeć. Chcę żyć swoi życiem niezależnym od was. (1997)

Antyczłowiek Zabij swe pragnienia. Porań je, nie daj im żyć dłużej. Zachowaj dla potomnych jedynie ich szczątki. Niech wiedzą, czego unikać by być takimi jak ty. Antyczłowiek wyssany z uczuć wyższego rzędu. (1998)

Party przyjęcie kilku panów kilka pań taniec alkohol północ sałatka na ścianie (1998)

The Doors – The Windows Między światem realnym a nierealnym jest okno. Jeśli chcesz, wyskocz. Poznasz tajemnicę istnienia. (1998)

Sam Uderz w drzwi a nikt się nie odezwie. Nie otworzy nie poda ręki. Zostań sam sobie. Pij ile chcesz. Umieraj bo tego chcą. Chcą byś umarł. Zostawił po sobie kąt do spania, kilka szmat i miłość. Miłość którą odrzucili. Ale kiedy cię nie będzie będą płakać. Będą stawiać świeże kwiaty na grobie. Wspominając kogoś kogo poniewierali za życia. (2000)

Lewitacja Zbawiony jestem, gdyż zbawiony będzie każdy kto choć raz dotknie nieba opuszkami palców. Wzniosłem się, dotknąłem popadłem w nirwanę. Płynę teraz lekko po meandrach wszechwiedzy. Odczuwam rozmyślam sam nie wiem kim jestem. Opadam lecz nadal duchem jestem w górze. Na ziemi człowiekiem jestem, lecz we wszechświecie umysłem wolnym lekkim niezależnym. (1999)

Istnienie Nie jestem drzewem bo drzew już nie ma. Nie jestem ptakiem bo ptaków już nie ma. Nie jestem słońcem bo słońca już nie ma. Jestem człowiekiem choć ludzi już nie ma. (1994)

Matka Ziemia Wycięli drzewa zostałem sam. na czystej wyjałowionej ziemi. Niedługo zaleją ją betonem, razem z moimi ustami. Ale będziesz tam jeszcze ty, będziemy krzyczeć jak martwe drzewa. Nie zabijajcie naszych braci! (1994)

Tata Tato, nie pij już więcej. Nie chcę płakać całą noc. Przecież ja widzę jak mama cierpi. Moja siostra ma znów posiniaczone nóżki. Tato! Przecież ona ma dopiero cztery lata! Tato. Proszę. Nie podchodź do mnie! Nie dotykaj mnie! Aaaaaa... Matka stojąca za tobą kiwająca się w rytm twojego niebijącego już serca. Z dłońmi we krwi. Wreszcie spokój. - Dzieci. Pójdziecie do sierocińca. Mama musi iść do więzienia. Dotąd słyszę głos matki. Uwolniła nas od niego... ...ale sama nie wytrzymała. Po trzech miesiącach więzienia powiesiła się na klamce od celi. Zostawiła list. Kochane dzieci. Pamiętajcie o mnie i módlcie się za tatę. Może wasze życie będzie teraz szczęśliwsze. Kocham was. Mama. (1994)

Samce Armia ludzi w garniturach, w krawatach jak czerwone języki. Ludzie jak z fabryki robotów. Te same ruchy, te same gesty. To samo przekrwione spojrzenie na widok pięknej kobiety. W myślach wylizujesz ją do czysta. Nie ma na niej kropli potu. Po tym jak po raz kolejny udowodniłeś jej jakim jesteś wspaniałym mężczyzną, dzikim ogierem, rozjuszonym zwierzęciem. I odchodzisz powoli dreptając z bólem w kroczu. Od uderzenia damskiego kozaka z białej skóry. (1994)

To co najlepsze Sprzedałaś swoje ciało, dar od rodziców. Od ludzi, którzy nosili cię na rękach. Kochali, uwielbiali. A ty, oddałaś się za pieniądze. Sprzedałaś coś, co miałaś najwspanialsze. Owoc miłości dwojga ludzi, dziecko swoich rodziców. (1994)

Wszyscy moi przyjaciele Kiedy chcę być sam odwiedzam przyjaciół. To dziwne. Są to przyjaciele z którymi nie można porozmawiać. Ale przyjmą cię z otwartymi rękami. To las, zwierzęta, zapach. Wszystko to wystarcza, aby nie być samotnym. (1994)

Blues Czarni bracia walczą o wolność. W kraju w którym biali grają bluesa. Muzykę skradzioną czarnym. Muzykę ich korzeni muzykę żalu, niewoli i buntu. Muzykę uciśnionych. Na ulicach Chicago B.B. King zakasuje rękawy pastując buty białemu bratu. (1994)

Barbarzyńca Wtargnąwszy w jej ciało narobił strasznego łoskotu. Wśród rozbitych szyb zakrólowała nienarodzona przemoc.

Bez wyboru Zamknijcie mnie w pomieszczeniu bez klamek. Abym mógł całkowicie się wyniszczyć. Biczować myślami, walczyć z niewidocznym, przegrać z sumieniem a jednak się nie zabić. Męczyć się a jednocześnie myśleć, myśleć o wszystkim co sprawia mi cierpienie. Zabijać się, powoli się mordować, nie mogąc jednocześnie, dokończyć żywota. Bez zobaczenia wszystkiego co dalekie i bliskie, co boli i karze. Co odbiera i daje życie. Życie bez wyboru. (1998)

Pożegnanie Opuszczam cię. Do widzenia. Zostanie po mnie zapach, wgniecenie na kanapie. Pusta kuchnia pełna aromatu gotującego się obiadu. Ręce. które nigdy nie przytulą. Usta, które nigdy nie pocieszą. I serce, które zawsze będzie biło. Dla ciebie, choć daleko od ciebie. (1998)

Twój, mój pokój Tutaj rozwinąłem skrzydła. Pierwsze pocałunki, pierwsze uściski, pierwsze kłótnie. Długie rozmowy pośród dymu kadzideł. Tutaj po raz pierwszy powiedziałem ci, o czym marzę, czego oczekuję od życia. Ty po raz pierwszy wyznałaś mi swoje najskrytsze tajemnice. Teraz chcą go nam odebrać. Dlaczego rezygnować z czegoś co się kocha? Mówią, że będzie nowe, lepsze. Może i będzie. Ale tutaj pozostawimy cząstkę siebie. Nasze wspomnienia. Pokryją je żółtymi tapetami w fikuśne samochody. Ale póki co podziękujmy za wszystko co przeżyliśmy Ww tych czterech ścianach. Za miłość, namiętność, kłótnie i złość. Za wszystko to podziękujmy. I na zawsze żegnaj (1997)

A kiedy deklamować Miał dziesięć lat i tak jak każdy chciał być szczęśliwy miał swoje marzenia. Lecz nie miał jednego choć wszyscy to mają, on nie miał głosu choć bardzo mieć chciał. Otwierał usta by coś powiedzieć lecz nikt nie słyszał jego słów. W dla siebie tylko znanym języku potrafił wyrzec każdą myśl. Niemy poeta i głucha publika. Scena jak z koszmarnego snu. Jedni słuchają choć nic nie słyszą drugi przemawia choć nie zna słów. (1997)

Jaki? Z dnia na dzień taki sam jak kiedyś. Wtedy gdy nie miałem tylu lat co dzisiaj. Myślałem o tym co mnie czeka w życiu. Co będę robił, jak wyglądał, jak myślał. Okazało się że zawsze tak samo. Tak jak kiedyś tak jak dzisiaj tak jak zawsze. tak... na zawsze. (1998)

... Zabiliście we mnie człowieka o gołębim sercu. Pozostała tylko niczym nie poparta agresja. ... Nieświadomość, jest pożywką dla mózgu. Skąd wtedy wiedzieć, co jest dobre, a co złe? ... Teoretyczny postęp daje wiele do myślenia. Po co się rozwijać jeśli każdy krok jest krokiem w tył?

Precz z caratem Z dalekiego wschodu nadeszła rewolucja. Ze sztandarem w ręku z potem na skroniach. - Do walki – krzyknęła. Lud chwycił za broń. - Za mną! Robotnicy zwarci w szeregach, z zapałem w oczach podnieśli w górę pięści. - Za wolność naszą i waszą! Krew popłynęła ulicami. - Precz z caratem! - Precz z władzą! - Niech żyje Rewolucja! - Śmierć burżujom! Rozwiązanie nadeszło wkrótce. Wojska carskie stłumiły powstanie. Rewolucja powiesiła się w celi. Aresztowana, poniżona, splugawiona. Wolała śmierć niż niewolę. Robotnicy zapłakali nad losem przywódczyni. Pomścimy cię. Słowem, myślą i uczynkiem. Nie damy zaginąć sile Rewolucji. Sprzeciw wobec władzy bunt przeciw niewoli. (1997)

Gdzie jest nasz bunt? Potrafimy tylko mówić Jednocześnie Nie kiwając palcem. Brzuchy rosną Kolejne pokolenia Bawią się w rebelię. Nam już nie wypada. Jesteśmy dorośli, Mamy rodziny Pracę I samochód. Świat idzie do przodu A my razem z nim. Wzniecamy rewolucję Tępo patrząc w telewizor. Rodzą się dzieci I nic się nie zmienia. Konsumpcja Pod płaszczykiem Alternatywy. Gdzie jest nasz bunt? Dokąd odszedł? Popełniamy błędy Już kiedyś popełnione Staliśmy się trybikiem W maszynie systemu. (2001)