20 │vis a vis | sierpień 2012

fot. B. Kucharek

telewizja vis a vis numer 8 (51), Kraków, sierpień 2012

Adam Ziemianin

Zabieszczaduj dzisiaj z nami Zabieszczaduj dzisiaj z nami niech pokłonią ci się połoniny zabieszczaduj razem z aniołami lot swój kieruj do Górnej Wetliny Zabieszczaduj znowu z nami tutaj czas anielsko płynie każdy potok gada z aniołami o bieszczadzkiej wspomina krainie Studnie tutaj zarosły wspomnieniem sady tutaj pokrzywione dziko w procesji sierpniowej schodzą zioła do cerkiewek pukają po cichu

fot. B. Kucharek

fot. B. Kucharek , B. Zimowski A. Dyga, H. T. Kaiser

Ta kraina święta niepojęta w tej krainie pięknie tajemniczo tu nad nami bieszczadzkie anioły uskrzydlone bieszczadzką modlitwą Zabieszczaduj dzisiaj z nami...

Cała redakcja chodzi spłoniona z powodu niezasłużonych laurów złożonych na nasze głowy przez Andrzeja Sikorowskiego. Mam nadzieję, że choć w połowie tak dobrze myśli sobie o nas Bobs, gdzieś tam na górze. We wrześniu minie druga rocznica jego śmierci. Ponownie namawiam do wysyłania na nasz adres zdjęć, wspomnień i refleksji związanych z Adamem. AD

Wydawca: Andrzej Dyga Bogusaw Kucharek Kontakt: Półeczka Vis a Vis www.vis-a-vis.netart.eu.org www.zVis.pl [email protected] [email protected] Skład i współpraca: Wiesław Siekierski Bogdan Zimowski

sierpień 2012 | vis a vis │ 19

2 | vis a vis | sierpień 2012

Andrzej Sikorowski

OKNO NA PLANTY (7) fot. B. Kucharek

Jestem dziennikarskim dzieckiem. Do redakcji Echa Krakowa przy Wiślnej nosił mnie na rękach ojciec szefujący tej gazecie. Potem spędzałem z nim nocne dyżury w gmachu Prasy przy Wielopolu tłukąc zawzięcie lecz bez zrozumienia w klawisze maszyny do pisania. Wiedziałem co to linotyp, zecernia czcionka. W klubie Pod Gruszką spędziłem wiele upojnych chwil swego żywota. Wreszcie przez 13 lat pisałem felietony do Dziennika Polskiego, przez rok drukowałem teksty piosenek z autorskim komentarzem w Przekroju. Czy to wszystko pozwala mi być znawcą zagadnienia? Boże broń. Ale myślę, że przedsięwzięcie w którym od jakiegoś czasu biorę udział, ma szansę zostania czymś szczególnym. Zwisowa gazetka różni się bowiem od setek tytułów nie tylko rozmiarem, objętością, brakiem ceny. Ona nie ma naczelnych i kolegiów redakcyjnych wyznaczających linię pisma. Ona wychodzi dzięki dobrej woli kilku facetów, którzy w nosie mają politykę, za to ten nos noszą wysoko bo krakowski, znaczy inteligencki, artystyczny, inny. I ten nos podpowiada mi niezawodnie że będą o nią zabiegać nie tylko czytelnicy, ale także autorzy. Bo publikowanie na tych wątłych łamach ma nobilitować, dawać rangę i dobre imię.

wilków. Ostatniego dnia wystąpił Teatr Kamchàtka. Ten zespół jest mistrzowski sam w sobie i oczywiście aktorzy udowodnili to swoim spektaklem. Bardzo ciekawy projekt taneczny przygotowała także Barbara Wysoczańska razem z hiszpańskimi artystkami z zespołu Les Filles Föllen. Spektakl „Ławka dla dwojga” La Calabaza Danza-Teatro zachwycił swoją prostotą i bezpretensjonalnością. W tym roku daliśmy taki mały smaczek Hiszpanii, a w przyszłym będziemy rozszerzać ten most. W jaki sposób zostanie on rozszerzony? Myślę, że pokusimy się o warsztaty cyrkowo-teatralne, które poprowadzą Hiszpanie z polskimi aktorami. Chcielibyśmy zaprosić też kilka parad, żeby pokazać szersze spektrum. Być może rozszerzymy formułę o inne państwa, na przykład o Niemcy. Czy już szykuje Pan program kolejnej edycji? Za tydzień jadę do Francji i zobaczę ok. 60 przedstawień w Chalon-sur-Saône. Będzie zatem z czego wybierać. Rozmawiała Monika Kozłowska

Wszystkie materiały publikowane są za zgodą autorów JUŻ Z NAMI: Andrzej Warchał, Stanisław Stabro, Jan Andrzej Nowicki „Viking”, Andrzej Warzecha, Krzysztof Tyszkiewicz, Adam Ziemianin, Aleksander Rozenfeld, Wiesław Siekierski, Andrzej Sikorowski, Jacek Lubart-Krzysica, Jan Nowicki, Leszek Pizło, Jerzy Michał Czarnecki, Aleksander Jasicki, Tomek H. Kaiser, Wojciech Gawłowski, Jacek Podgórski, Kazimierz Oćwieja, Magdalena Rychel, Dorota Kazimiera Zgałówna, Henryk Rafalski, Paweł Kozłowski, Bogusław Kucharek, Win, Dorota Dużyk, Mieczysława Dużyk, Marek Kawa, Wojciech Mucha, Michał Kulpa, Aurelia Mikulińska, Darek Bojda, Stanisław Franczak, Jerzy Dębina, Ewa Durda „Lubelka”, Joanna „Malgwen” Mielniczek, Witold Banach, Edward Michalik, Wiesław Jarosz, Omar Khayya, Walery Popov, Marek Studnicki, Tomek Kałuża, Kasia Hypsher, Krzysztof „Kris” Cedro, Sebastian Kudas, Woytek Woyciechowski, Zbigniew Żarow, Marek Przybyłowicz, Roman Mucha, Zofa Daszkiewicz, Bożena Boba-Dyga, Halina Pląder, Robert Czekalski, Agnieszka Stabro, Jędrzej Cyganik, Jadwiga Grabarz, Marek Wróbel, Magdalena Tuszyńska, Henryk Arendarczyk, Marzena Krzyżak, Ewa Maciejczyk, Magdarius, Maro Zender, Adam „Bobs” Marczek, Janusz Wosiek, Roman Gustaw Woźniak, J.B.W., johny porter (ona), Andrzej Dyga, Magda Marciniak, Edward Biały „Wódz”, Maciej Dudek, Tomasz Kowalczyk, Ryszard Świątek „Pikuś”, Ryszard Szociński, Anna Burns Wyller, Anna Widlarz, Ryszard Sokołowski, Marek Wróbel, Elżbieta Żurawska-Dobrowolska, Ryszard Bochenek-Dobrowolski, M, Car lie, Wojciech Pestka, Józef Bator, Renata Nalepa, Justyna Sokół, Maciej Szymczak, Pan Smth, Paweł Rzegot, Marcin Her nas, Ewald Tomon, Gina Gurgul, Miguel Cortez, Małgorzata Łempicka-Brian, Damian, Katarzyna, Alicja, Agata Marczek, Róża Dominik, Ania Karez, Julka Dyga, Renata Dubiel, Czesław Robotycki, Roman Wysogląd, Iwona Siwek-Front, Danuta Mucharska, Karolina Dyga, Teresa Lange, Krzysztof J. Lesiński, Tadeusz Łukasiewicz-Tigran, Anna Witek, Pablo, Jarek Potocki, Mariola Frankiewicz, Robert Florczyk - celnik z Północy, Paulina Simlar (Rzepicha), Aleksandra Pędzisz, Magda Konopska, Iwona Chojnacka, Wiktoria Mizia, Wojciech Kwinta, Wojtek Morek, Bogdan Zimowski, Adam Kawa, Roman Kownacki, Krzysztof Janik, Wawrzyniec Sawicki, Krzysztof Miklaszewski, Zygmunt Konieczny, Konrad Pollesch, Maciej Dyląg, Jan Czopek, Leszek Długosz, Andrzej Szełęga, Krzysztof Pasierbiewicz, Alsana, Piotr Kędzierski, Piotr Błachut, Tony, Andrzej Matusiak, Adam Komorowski, Bruno, Monika Kozłowska, Dorota Czarnecka, Ryszard Rodzik, Jerzy Stasiewicz, Aleksander Szumański, Agnieszka Grochowicz, Kazimierz Machowina, Magdalena Świtek, Paweł Kozłowski Jerzy Skarżyński, Arleta Opioła. ..a Ty?..dołącz..czekamy ? ...

18 │vis a vis | sierpień 2012

Jan Nowicki

sierpień 2012 | vis a vis │ 3

List 11 Paweł Kozłowski

„Między Niebem a Ziemią”

ELEGANCJA

Kochany Panie Piotrze! Piszę w poczekalni dentystycznej Frania Serwatki. Jaki ten Pana ostatni list zagmatwany, jak niejasny. Czytam go po wielokroć i coraz mniej rozumiem. Zwłaszcza zakończenie. Księżniczka Justyna z powrotem w Niebie - powiada Pan? To czemu płacze? Dlaczego z taką czułością patrzy na Pana? A Panu towarzyszy zakłopotanie? O Pańskim postscriptum nie wspomnę, bo tutaj szparami wycieka szczęście, od którego przecież tylko krok do uczucia zwanego w pewnych kręgach... miłością. Oj Stary, Stary! Źle Pan zaczyna nowy rok, nowy wiek, nowe tysiąclecie. Z brawurą. To znaczy pięknie, ale jakże nieodpowiedzialnie. Nie wiem, jak przebiega w Niebie miłość mierzona ziemską miarą. I czy w ogóle jest możliwa? Z tego, co mówią na mieście, niektóre jej warianty tolerowane tutaj, u Was na górze podlegają jak sądzę surowej ocenie. Ciekawe, co porabiają teraz w Niebie i jaką cieszą się opinią - Romeo z Julią, Werter z Lotta, Otello i Desdemona? Proszę, niech Pan nie wierzy w żadną miłość, bo ona jeśli wielka musi za to zapłacić cenę w twardej monecie przemijania. Na potwierdzenie - piosenka. Tekst bez muzyki. Bo muzyka, zapatrzona w słońce, postanowiła... nie powstać. - PRZEMIJANIE Ukryj rękę w dłoni

Wyrwij rękę z dłoni.

Poczuj w garściach wiatr,

Zobacz - tamten wiatr,

Czule - uwięziony

Ucichł i zmęczony,

Wypuśćmy go nad...

Sfrunął, uciekł nad...

Staw uśpiony w rzęsie,

Staw umarły w rzęsie.

Bordową kiść wiśni

Zwiędłą gałąź wiśni.

Za to - w pewnym sensie

Chcesz - to w jakimś sensie,

Sen nam dziś się przyśni.

Nokturn - nam się przyśni.

W śnie - ciche wyznanie:

W nokturnie- pytanie:

ZOBACZ PANIE!

CZEMU PANIE?

- Dotykanie.

- Gdy spotkanie?

- Sił wezbranie.

- Jak rozstanie?

- Zasypianie.

- Przekwitanie?

- Przebudzenie.

- Umieranie?

- Wspominanie.

- Zmartwychwstanie?

- Jednym słowem - przemijanie.

- Jednym słowem - przemijanie.

Jasna woda.

Ciemna woda.

Twe spojrzenie.

Spierzchłe wargi.

W nim - kochanie.

Ust - szeptanie:

DZIĘKI PANIE!

Potem w ciszy, Przemijanie, przemijanie, przemijanie, prze...

Nie komentuj Pan mojego listu - proszę, Pański Jan Nowicki

Obudziłem się. Wziąłem jakąś książkę, chciałem ponownie zasnąć. Wybrałem w miękkiej oprawie, żeby była lekka. Gdy obudziłem się ponownie, zorientowałem się, że do snu potrzebowałem niecałej strony. Nie zwróciłem początkowo uwagi na tytuł. Teraz odkryłem, że książka ma dwóch recenzentów i autor dziękuje z wdzięcznością innym za pomoc. Przenikliwość polityczna lub umysłowa zmusiła mnie do pytania, czy wymienia wszystkich? A może za dużo. Rozważam założenie teczki. Szczególnie zastanowiło mnie podziękowanie dla psa. Chyba napiszę do prokuratury oraz do historyków. Sprawdziłem i okazało się, że mają ten sam adres. Uspokoiłem się i zasnąłem ponownie. Niestety po chwili się obudziłem. Nie straciłem jednak otuchy, nadzieje pokładałem w sile oddziaływania polskiej literatury. Gdyby jej nie było, nie byłoby także jej badaczy. Chociaż nie, pomyliłem się. Błąd myślowy naprawiłem już na prawym boku. Zacząłem żałować, że nie nastawiłem budzika. Dochodziła 10.00, poderwałem się i nastawiłem budzik na 8.30. Nie lubię natarczywości dzwonka, chciałem mieć to już za sobą. Zasnąłem, żeby odpocząć. Obudziłem się, umiejętnie, stopniowo wstawałem. Musiałem. Przy okazji umyłem zęby kremem do golenia. Dobrze się pieni. Trzymam go pod lustrem, choć używam maszynki elektrycznej. Czasami, nie za często, bo skóra musi odpocząć.Staram się dbać o wygląd i elegancję. Przywiązuję wagę do gustu. Po takim raptownym wstawaniu często nie wiem jak się ubrać. Wczoraj rano otworzyłem telewizor. Polecali wtedy używać podpasek ze skrzydełkami. Widocznie miało być wietrznie. Polecali kupno samochodu. Przewidywali wilgoć. Nie lubię takiego klimatu, dzisiaj postanowiłem zmienić źródło informacji. Przyszło mi do głowy, że warto poznać rzeczywistość od jej lepszej strony. Zrobiłem sobie kawę, rozsunąłem puste doniczki na parapecie, wziąłem dwie poduszki pod łokcie i zacząłem kontaktować się wzrokowo ze światem. Nic nie włożyłem na siebie, nie chciałem ulegać wczorajszym sugestiom telewizji. Było ciepło i otwarte okno mi nie przeszkadzało. Zauważyłem, że trochę inaczej noszą się niektóre kobiety i mężczyźni. W gronie tych pierwszych obowiązują krótkie nóżki. Powinny być grube. Liczy się właściwa ekspozycja. W związku z tym stosowane są krótkie spódniczki lub też krótkie spodenki. Zwróciła moją uwagę kobieta, na oko między 16 a 91 rokiem życia. Szła w krótkich majtkach, niżej miała okrągłe uda i łydki w formie buraka cukrowego. Wyżej starannie ułożyła fałdy ciała i naprężyła talię o obwodzie ud. Ustaliłem, że to model typu compact. Tył często bywa w nim wzmacniany, w ten sposób zarazem podnosi się i opada. Sugeruje solidność i niezawodność. Zdarzają się urozmaicenia, wyrażające indywidualność. Zobaczyłem dość młodą kobietę, która założyła krótkie majtki, bo było ciepło. W związku z tym zrobiło jej się chłodno. Więc użyła pończoch. Było jej gorąco, ale pot chłodził jej twarz i szyję aż do pasa. Nie dostrzegłem ujścia strumyków. Mężczyźni też chodzą w krótkich spodniach, ale dłuższych. Uznaniem cieszą się ucięte spodnie od piżamy, albo fragment munduru komandosa, któremu mina przeciwpiechotna urwała dolną część. Zapewne podczas kolejnej misji pokojowej, którą prowadzimy. Na nogach mają klapki, a w nich skarpetki. U góry koszulka opina rozbudowany brzuch. Na T-shircie znajduje się napis, szczególnie cenione są dwa: „Metallica” i „Hells”. fot. B. Kucharek

fot. B. Kucharek

Pan Piotr Skrzynecki Niebo

c. d. str. 7

4 │vis a vis | sierpień 2012

Roman Wysogląd

W poszukiwaniu utraconej części knajpianego życia. Za czasów moje wczesnej młodości - czyli najwyżej wczoraj - Kraków tętnił życiem knajpianym, że się tak niezbyt literacko wyrażę. Dla niezbyt wymagających straszył Bar na Stawach ( Jerzy Harasymowicz, czy Franek Makino), Bar na Piaskach, czy wspaniała mordownia co najmniej jedenastej kategorii znajdująca się na rogu ulic Długiej i Szlaku, które przyciągały miłośników niekończących się dyskusji o sztuce. Jakiej? To już inna sprawa. Studenci mieli swoją nieodżałowaną Barcelonę, Bruno Miecugow Cyganerię, Kaprys, Warszawiankę, a wspólnie z Olgierdem Jędrzejczykiem Feniks. Ryszard Kłyś " kochał" Ermitaż, Terlecki Grand, a Stefan Kisielewski wszystkie lokale, w których królowały płucka na kwaśno, bigos, czy fasolka, nie wiadono dlaczego nazywana bretońską Dla kochających nocne wyprawy za miasto istniała Twardowska, a dla elit: bar w hotelu Francuskim, Spatif i Cracovia. I to wszystko. No, może jeszcze poza Trzema Rybkami, ochydnej spelunie mieszczącej się w centrum miasta, w której elity intelekutualne popijały przy jednym stoliku z furmanami, którzy niestety baty musieli zostawiać w szatni. Takie były przepisy. Co prawda trwał Klub pod Guszką, ale poza dziennikarzami i pracownikami wiadomych służb bywał dla zwyklego śmiertelnika niedostępny. A dzisiaj co? W samym obrębie Plant mieści się ponad trzysta lokali i tak na prawdę nie ma dokąd pójść. Naturalnie poza uroczą cukierenką Vis a Vis, ale to już temat na całkiem inną bajkę, którą może kiedyś opowiem. Tylko jeszcze nie wiem, kto zagra rolę Kopciszka. Reszta ról już jest niestety rozpisana co do najdrobniejszych epizodów i nie ma namniejszych szans, by załapać się nawet na sekundowe ujęcie jako cień czasów przyszłych. fot. B. Zimowski

sierpień 2012 | vis a vis │ 17

Adam Marczek – „Bieg po Miłość” fragment spektaklu poetycko muzycznego:

„Bieg po Miłość – czyli marzenia Dzieci Kwiatów lat 60 –tych” Biegliśmy poprzez łąki Ziemi Wśród kwiatów Wiatrem gonieni Nie zważając na granice Historyczne ery Biegliśmy po miłość Po wolność biegliśmy Na stron świata cztery Razem Po drodze tej kolorowej Usłanej różami Nieśliśmy przesłanie idei nowej Poprzez słowo muzykę i taniec Pisaliśmy nowej wolności różaniec I z potrzeby prawdziwości słów Odnaleźliśmy w sobie człowieka znów Technokracją zagubionego.... ............................. Aż doszliśmy aż tu Do krainy z pięknego snu Gdzie Razem Z serc zrodzonej pogody Z naszej na niepotrzebne walki niezgody Zbudowaliśmy pokój bez ścian By tańczyć i śpiewać Wam Miłość Nie zaginą te marzenia Marzeń tych niech czas nie zmienia Ani żadne złe zdarzenia Z marzeń ten Bieg ku Miłości W nas... Ten bieg poprzez czas...

Fot: I. Chojnacka

fot. B. Zimowski

sierpień 2012 | vis a vis │ 5

16 │vis a vis | sierpień 2012

sierpień 2012 | vis a vis │ 15

6 │vis a vis | sierpień 2012

przeróbek klasycznych dzieł literatury adresowanych do piętnastoletniego widza ( to

Wiesław Siekierski

według statystyk wiek najliczniejszej grupy odwiedzającej kina) literatura przestaje

Z poczuciem frazy (23)

pełnić rolę komentarza do rzeczywistości, za komentarz w takiej kulturze wystarczają

Oszustwo i megalomania

uogólniające znaki nadające rzeczom i ideom

W wyrazach złożonych człon mega występuje dość często. Człon ten wziął się z greki, a w języku tym megas, znaczy wielki, potężny. Początków zastosowania megi należy szukać w fz-y ce. Podobnie jakdeka, kilo czy giga oznaczają krotności jednostki podstawowej, tak w przeciwieństwie do nich centy, mili i mikro, określają dzielności tejże jednostki. Dzielność ta, znaczeniowo przeciwstawna jest krotności, czyli to nie ta dzielność od męstwa, ale ta od dzielenia. W rozwoju języka człony te, zwane uczenie prefksami, weszły w połączenie z innymi, nie związanymi z fzy ką wyrazami, dość często w oderwaniu od ich liczbowej wielkości. O ile zgodzić się można, że w przypadku jednostki inteligencji okr-e ślanej jednym cjantem, wyraz milicjant może oznaczać jedną tysięczną tej wartości, tak trudno w przypadku megagwiazdy uznać jej wartość równą milionowi gwiazd. No chyba, że nikomu nic nie ujmując, coś się jej Doda. Ale i wtedy zabraknie. Kto dzisiaj wie, że megagram, to po prostu tona? Za to każdy, dzięki megabajtom i megagwiazdom wie, że taki człon jak mega istnieje i oznacza dużo, bardzo dużo, potęgę.

łatwo rozpoznawalne piętno. Zwalnia to uczestników kultury popularnej z intelektualfot. R. Kownacki

Przedrostek mega, choć jak można się domyślać, niewielu potraf określić precyzy-j nie jego wielkość, to jednak jest dość powszechnie zn-a ny, głównie, jako się rzekło, dzięki megabajtom. No tak, znany z nazwy, ale już mniej z ilości jaką określa. Bo o ile normalne mega jest wie-lo krotnością jednostki miary wielkości fzycznej o mnożniku jednego miliona, tak w informatyce owo mega jest wielokrotnością -licz by jeden milion czterdz-ie ści osiem tysięcy siedemset pięćdziesiąt sześć. Bo prawdziwe mega powstało w liczbowym systemie dziesiętnym i jest to dziesięć do potęgi szóstej, a to drugie, stworzone w liczbowym systemie binarnym, to dwa do potęgi dwudziestej. Widać zatem, że to informatyczne mega jest lekko oszukane. Podobne oszustwo jest w wyrazie megafon. Wyraz ten, choć jeszcze używany i nazywa się nim różne, z-a zwyczaj proste urządzenia wzmacniające głos, w gruncie rzeczy jest archaicznym określeniem głośnika. Sam fon jest jednostką poziomu głośności dźwięku, ale m-e gafon w żadnym wypadku nie jest milionem fonów i wcale nie wiąże się z- ja kimkolwiek wyliczalnym w decybelach dźwiękiem

o jakiejś tam częstotliwości liczonej w kiloHerzach. Czymże zatem jest megalomania? Defniowana jest jako skupienie się na własnej doskonałości, samoz-ado woleniu oraz świadomości własnej wartości, znaczenia i możliwości. Ale defnicja ta wymaga rozwinięcia, bowiem też, a może zwłaszcza, megalomania polega na eksponowaniu wszem, wobec i samemu sobie wyliczonych wyżej cech, w zasadzie będących zbiorem urojeń. Wiadomo już, że mega to milion albo coś powyżej miliona. A co z „lomanią”, a może oddzielnie, z „lo” i „manią”? Słowotwórczo da się to łatwo wytłu-ma czyć i wydaje się, że „lo” to po prostu łącznik pomiędzy megą i manią. Mania na-to miast, poza zdrobnieniem od imion Maria lub Marianna, oznacza pewnego rodzaju zaburzenia psychiczne, a rzadziej występuje określając inne postawy i zachowania, jak choćby kolekcjonerstwo. Nawet nie znając nau-ko wego opisu megalomanii,

nego wysiłku lektury i interpretacji. A warto przecież wskazywać i przypominać niezwykły charakter tego dzieła literackiego pozostającego nadal inspiracją, tropem literackim, a także kanwą rozważań antropologicznych poświęconych tożsamości i roli narratora w tekście nie tylko literackim, ale też naukowym. Odnosząc się do powyższego postulatu można powiedzieć, że niezwykły sposób istnienia tego dzieła literackiego i jego bohatera

Rys. Sebastian Kudas

został już wpisany w pierwotną strukturę narracji. Jak wiemy, drugi tom przygód „Przemyślnego szlachcica z Manczy” powstał kilka lat później jako odpowiedź Cervantesa na fałszywą kontynuację jego powieści napisaną jeszcze za życia autora przez nieznanego imitatora. Cervantes w trakcie opowiadania dalszych perypetii Don Kichota toczy polemikę i krytykuje autora „fałszywki”, czyniąc tym samym ze świata przedstawionego własnej opowieści niejednoznaczną konstrukcję rozgrywającą się na kilku poziomach narracyjnych. Czytelnik, do którego raz po raz zwraca się autor demaskując fałszerza, dowiadując się jak Cervantes wszedł w posiadanie fałszywego tekstu (kupił go na targu), pozostaje zdezorientowany z czym ma do czynienia: z relacją z rzeczywistości, urojeniem, fantazją, groteską czy potęgą fikcji tak przemożną, że w imię jej swoistej prawdy Cervantes prowadzi wojnę z imitatorem. Rozwija odczytania idące w różnych kierunkach.

c.d.n.

sierpień 2012 | vis a vis │7

14 │vis a vis | sierpień 2012

Czesław Robotycki

Don Kichot - trop czy znak kulturowy. ( 1 ) W tradycji kultury europejskiej Don Kichot, jako wspomniany w tytule trop, jest obecny od czasu powstania powieści. Nie zaginął przez 400 lat. Do fot. B. Zimowski

czasów nam współczesnych jego przekształcenia rozpoznajemy w literaturze, co wynika to z istoty tropu,

ale odnajdziemy go także w rozważaniach

megalomana rozpoznaje się w mig. Cechują go n-ie skrywana wyniosłość, żądza hołdowniczych pochwał, najczęściej wygłaszanych przez siebie w oczekiwaniu tylko na przytakniecie, ni-e udolnie tajona pogarda dla innych, krytykanctwo ka-ż dego sądu, nawet zgodnego z jego przekonaniem ikilka innych pomniejszych, acz wyraźnych właściwości. Megaloman jest zatem g-o łym okiem rozpoznawalny, nie zawsze jednak, a raczej

niesłychanie rzadko ob-na żany. Wbrew powyższemu tytułowi, mimo łącznika „i” postawionego między oszustwem a megalomanią, związku żadnego między jednym a drugim nie ma. Wy nika to zwłaszcza z defnicji oszustwa, tak encykl-ope dycznego jak i prawniczego. Żeby oszukać trzeba kogoś wprowadzić w błąd, przekonać do nieprawdy i zachęcić do niej, udawać, wmówić fałsz i wreszcie dzięki tym

czynnościom odnieść jakieś korzyści. A ponieważ odkrycie i wskazanie megalomana jest dość łatwym zabiegiem, to choć megalomania jako urojenie, a zatem niepra-w da, aspirować może do próby zwykłego oszustwa, tak sam megaloman, jako osobnik doskonale odkryty przez wszystkich oszustem nie jest. Wątpliwość rodzić się może jedynie w osądzie czy chwała mu za to. c.d.n. – w następnym numerze „Oszustwo i megalomania”

humanistycznych, na przykład w refleksji filozoficznej, historycznej i antropologicznej oraz w różnych rodzajach sztuk - szczególnie w sztukach plastycznych . Oczywistym pozostaje przy tym fakt, że trudno jest wyczerpać konteksty kulturowe, w których pojawiała się postać Don Kichota ( i jego poczciwego giermka)

lub autora ich przygód. Ogromna ilość wersji

interpretacyjnych przykryła przez wieki bohaterów dzieła Cervantesa warstwami znaczeń do tego stopnia, że mamy współcześnie do czynienia z postacią noszącą wiele sensów, często sobie przeciwstawianych. Nie ma jednego Don Kichota, żyje on w wariantach literackich, folklorystycznych, w wiedzy potocznej w figurach myślenia i stereotypach. Stereotyp z dwutomowej opowieści zatrzymał i utrwalił tylko niewielką scenę walki jej bohatera z wiatrakami i świadczy ona od lat za całość dzieła. Dzięki temu nawet nie znający powieści wiedzą kto to był Don Kichot i tacy właśnie z pewnością siebie odpowiadają w quizach na pytanie: „ kto walczył z wiatrakami” A przecież powieść składa się z wielu różnych elementów takich jak: ballady, przysłowia, porzekadła, wtrącone opowieści, parodie i aluzje do romansów rycerskich i obyczaju miłości dwornej, zawiera wątki pikarejskie i magiczne. W naszych czasach dominacji literatury popularnej i filmowych

ELEGANCJA - c. d. ze str. 3

Ujął mnie rozbudowany horyzontalnie mężczyzna w wieku późnego emeryta. Powyżej pępka krępowała go koszulka z napisem „Zeus”. Była w kolorze jasnoniebieskim. W ręku ściskał teczkę i zmierzał do sklepu spożywczego. Przeszył mnie kontakt z bogiem. Do noszonych w tym sezonie ubrań dopasowana jest odpowiednia linia kosmetyków. Firmy, zapewne po długich próbach, opracowały zapach naturalny. Ma on tę dodatkową właściwość, że indywidualności łączy we wspólnotę. Każdy nowoczesny człowiek pachnie podobnie i nieco odrębnie. Zapachy te utrzymują się przez dobę, a nawet przez następny dzień. Sądzę, że utrwalają się na jeszcze dłużej. Ostatnio siedziałem w autobusie obok tak utrzymanego mężczyzny. Było ciepło, 50°C w zaokrągleniu, okna zamknięte, klimatyzacja nie włączona. Z mężczyzny spływały krople. Zapytałem go, czy to woda kolońska czy toaletowa. Popatrzył na mnie z troską. Cieszyłem się przełamaniem lodów w konwersacji. Zagadnąłem o nazwę firmy. Zakomunikował mi czule, że jak mi się nie podoba, to mogę wysiąść. Oferował mi pomoc. Odpowiedziałem, że bardzo mi się podoba i poczułem w sobie jakiś pierwotny instynkt. Wysiadłem.Po takich badaniach i analizach w końcu się ubrałem. Dopasowałem klapki i skarpetki. Pod koszulkę włożyłem z przodu poduszkę, żeby przestrzegać linii. Na głowie umieściłem bejsbolówkę z napisem „Mleko”. Na T-shircie miałem przygotowany niedawno napis: „Idealna rynna”. Widziałem podobny we Władysławowie, na domku w kształcie baraku. Odnowiłem wtedy związek z Platonem i z całą kulturą antyczną. Postanowiłem nie ukrywać swego idealizmu. Koszulka jest czerwona, a napis niebieski, pasuje do błękitnych spodenek oraz niegdyś niebieskich, a obecnie przechodzących w szarą biel skarpetek.Szedłem i próbowałem się zamyślić. Jak zwykle bezskutecznie. W gablotce ogłoszeń miejskich zobaczyłem skromny plakat z pegazem. Początkowo skojarzyłem go z czymś innym, a dokładniej z niczym. Z bliska okazało się, że to informacja o konkursie literackim z główną nagrodą w postaci „Złotych jaj koguta”. Zrobiłem się głodny i wstąpiłem na jajecznicę. Bar był obok jubilera. Do jubilera też wszedłem. Pomyślałem, że może sam sobie zafunduję taką nagrodę. Zapytałem, czy ma złote jaja. Musiałem szybko wyjść. Minąłem coś francuskiego i wpadłem do koleżanki. 9.VII.2012godz. 11.43 Słońce.

8 │vis a vis | sierpień 2012

sierpień 2012 | vis a vis │ 13

fot. B. Zimowski

Krzysztof Pasierbiewicz

ŻYCIE LŻEJSZE OD SNU W Krakowie, Paryżu, Nowym Jorku... są otoczeni zawsze gromadą „przyjaciół” znający wszystkich „wybrańcy” mający za sobą życie piękniejsze i lżejsze od snu. Lecz za tę butną fanaberię musieli zapłacić na starość ceną samotności gdyż ci łakomie zachłanni na życie koryfeusze luzackiej istoty szczęścia „tracili czas” na tyle szaleńczo, wartko i beztrosko iż nie zdążyli, a może nie chcieli spostrzec że słońce zaczyna powoli zachodzić a oni zostali w „Zwisie” sami. Ale ta „samotność”, była ich własnym, świadomym wyborem bowiem ci z natury krnąbrnie wolni mężczyźni mieli charaktery zbyt harde by się dać oprawić w zbyt ciasne dla nich ramy zaściankowych konwenansów którymi buńczucznie gardzili i niefrasobliwie, nie bacząc na utarte kanony czerpali z życia samo piękno i radość. I choć zawsze wiedzieli że za to ich La Dolce vita trzeba będzie słono zapłacić mieli się za bogaczy gdyż w głębi duszy czuli że skarbu świadomości życia przebytego pięknie nikomu odebrać nie sposób. Dlatego warto pomyśleć czy owi „samotnicy” nie byli de facto mniej samotni niż ci których w bogobojnych, roztropnych i bezpiecznych stadłach przez całe życie męczyło skwapliwie skrywane przed samymi sobą poczucie dokuczliwej duszności.

Kantora. Przypuszczenia zresztą sprawdzały się absolutnie, co dawało nadzieję na właściwy kontakt z Mistrzem. I kiedy, zadowoleni, po wielu godzinach, zmierzaliśmy wprost do „szczęśliwego końca”, wybuchła bomba. Bo chociaż Kantor był mistrzem teatralnych powtórzeń, to dla powtórzeń filmowotelewizyjnych wcale nie był wyrozumiały. A te są absolutnie niezbędne dla „czystości” obrazu, „jasności” sytuacji i zgodności z intencjami twórcy. Uchwycić obraz, oglądany przez widza z różnych punktów widzenia (Kantor lubił oglądać taki rezultat!) znaczyło po prostu tę samą sytuację fot. B. Kucharek sfilmować kilkakrotnie. Więcej: zabezpieczyć się „przebitkami”, czyli ujęciami z kontrplanów i innych ujęć. Wybuch Kantora w czasie tej rejestracji wynikał właśnie ze świadomego powtarzania sytuacji. W sekwencji jednej ze szkolnych lekcji, z jakich składa się „Umarła klasa”, uniesieni duchem „licytacji wiedzy” uczniowie „wbijają się na wyżyny” popisu poprzez ekwilibrystykę na ławkach. Ten uczniowski „wzlot” wymagał od aktorów i wysiłku, i kondycji. Kondycji, która w czasie jej przedłużania na użytek rejestracji słabła. Dostrzegł to Kantor w przeciwieństwie do Kanarzewskiego, który urzeczony figurami, jakie na ławkach wyczyniali aktorzy, rejestrował, i rejestrował. Kantor po kilku minutach przerwał te dodatkowe „męki” krzycząc: „Toż to wyzysk! Wyzysk kapitalistyczny!!! To wyzysk artystów! Wyzysk poprzez telewizję! Przyprowadzić mi natychmiast tego pana, który to zarządził!!!” Kiedy Krzysztof zszedł do piwnicy „Krzysztoforów”, by Kantorowi rzecz wyjaśnić i usprawiedliwić koniecznością fakt i proces „zatrzymania sytuacji”, Kantor odezwał się do mnie, jako drugiego współwinnego: „Proszę temu panu powiedzieć, żeby przestał mówić!”. I żeby było śmieszniej, kiedy mówił to do mnie, patrzył cały czas na niego. Patrzył domagając się wyjaśnień i przeprosin. Po chwili i my stojąc obok siebie nic nie mówiąc patrzyliśmy na siebie i przenikliwie. Odebrało nam mowę. I taki jest prawdziwy sens tego przykazania. W następnym numerze: PRZYKAZANIE V

sierpień 2012 | vis a vis │ 9

12 │vis a vis | sierpień 2012

Krzysztof Miklaszewski

DEKALOG KANTORA I - A NAM SIĘ PO PROSTU NIE CHCE! II - MÓJ PODPIS NIC NIE ZNACZY! III - PROSZĘ NATYCHMIAST OPUŚCIĆ TĘ ULICĘ! IV - PROSZĘ TEMU PANU POWIEDZIEĆ ŻEBY PRZESTAŁ MÓWIĆ! V - ODTĄD - DOTĄD: SAME CHUJE VI - NIE MOŻNA JEŚĆ ŚNIADANIA, JAK KTOŚ RUSZA DUPĄ! VII - NIE WOLNO UMIERAĆ PRZED PREMIERĄ! VIII - MIEJMY W DUPIE PIRAMIDY, ALE 1 MAJA TEŻ! IX - PROSZĘ NIE ROBIĆ Z SIEBIE IMBECYLA I NIE WYBAŁUSZAĆ BAWOLICH OCZU! X - MOŻE JA JESTEM KOPNIĘTY, ALE WY WSZYSCY - TEŻ !

PRZYKAZANIE IV PROSZĘ TEMU PANU POWIEDZIEĆ, ŻEBY PRZESTAŁ MÓWIĆ! To Kantor sprawił, a ukształtowały to życiowe okoliczności, że często w „Cricocie” byłem...rozdwojony, tzn., że występowałem w podwójnej roli: tego, który gra i tego, który równocześnie tę grę rejestruje. To cud zresztą, że w ciągu 14. lat „służby u Kantora” nie wpadłem w schizofrenię. Podobne niebezpieczeństwo czyhało na mnie jesienią 1977 roku, kiedy dla cyklu telewizyjnego „Zaproszenie do teatru” podjąłem się rejestracji „Umarłej klasy”. Rejestracja oznaczała zainstalowanie wozu transmisyjnego w „Krzysztoforach”: w piwnicy, gdzie spektakl powstał i był pokazywany. Wtedy jeszcze rejestracja telewizyjna przypominała tajfun i dyskomfort dla uczestników-aktorów i całej obsługi był pełny. Wraz z Krzysztofem Konarzewskim, telewizyjnym realizatorem, siedzącym przy konsolecie wozu, uradziliśmy, że „nasze wspólne nad Kantorem czuwanie” odbywać się musi w całkowitej ciszy i spokoju. Bez zwykłych, niepotrzebnych uwag na planie, przede wszystkim bez „telewizyjnej buty”, którą wtedy nosiły ze sobą wszystkie ekipy. Konarzewski, człowiek opanowany ponad wszelką miarę, którego praktycznie żadna siła nie była w stanie wytrącić z równowagi, wydawał się idealnym „antydotem” (termin Witkacego) na znerwicowanego

25 LAT minęło… Jubileuszowy Festiwal Teatrów Ulicznych ULICA 25 STREET ART już za nami! Przekonajcie się jak podsumowuje tegoroczną edycję dyrektor Teatru KTO i dyrektor artystyczny Festiwalu - Jerzy Zoń. fot. B. Zimowski

Jak ocenia Pan tegoroczny Festiwal ULICA 25? Myślę, że tegoroczna edycja była pewnego rodzaju podsumowaniem i dobrą okazją do pokazania tego, co zmieniło się w polskim teatrze przez ostatnie 25 lat. W tym roku starałem się pokazać konkretne przedstawienia, unikaliśmy teatrów ognia i tego typu małych eksperymentów ulicznych. Nie było też dużo klaunady, a jeśli była to na bardzo wysokim poziomie, mam tu na myśli świetne teatry - Pinezka i Nikoli. Naszym założeniem było pokazanie szerokiej panoramy polskich teatrów ulicznych, zaczynając od gigantycznej, rozdmuchanej dekoracji Teatru Biuro Podróży, po spektakle kameralne i bardzo proste, takie jak te zaprezentowane przez Teatr Gry i Ludzie i Teatr AKT. Teatr Gry i Ludzie zasługuje na szczególne uznanie, bo mimo deszczu nie przerwał swojego spektaklu. Postaram się zaprosić ich jeszcze w przyszłym roku, żeby zagrali w bardziej komfortowych warunkach. W czasie Festiwalu mogliśmy też obejrzeć dwa przedstawienia Teatru Snów, który ma swój rozpoznawalny styl i jest teatrem prekursorskim jeśli chodzi o język ulicy. Czy widzi Pan dużą różnicę między współczesnymi spektaklami ulicznymi a tymi sprzed dwudziestu pięciu lat? W teatrze polskim nie widać jakichś większych zmian. Wciąż jest parę bardzo dobrych grup, które szukają, walczą o swoje miejsce i to trzeba docenić. Coraz więcej pojawia się spektakli granych na ulicy, które właściwie nie są typowo uliczne, bo równie dobrze można by je zagrać w sali. Na szczęście niezmiennie jest tak, że polski twórca nie wyjdzie na ulicę dopóki nie ma czegoś do powiedzenia. Poza spektaklami polskimi można było też zobaczyć przedstawienia hiszpańskie, bo hasłem tegorocznej edycji był „Most Polska-Hiszpania”. Hiszpanie nie zawiedli. Na Rynku mogliśmy oglądać spektakularne widowisko „The Wolves” teatru Deabru Beltzak, w którym wykorzystano niesamowite marionety c.d. str.19

10 │vis a vis | sierpień 2012

sierpień 2012 | vis a vis │ 11