-.

~CHODZI

Rok l.

VV

FOZN A.NIU

-~~ Poznań,

17

CO

września

DRUGĄ

1881.

SOBOT::ę"

~-

·Nr. 26

dla Galicyi wyno!;;i rocznie S złr .. pólr ocz ni e 4 złr. , ćwierćr ocz n ie 2 zh., z franko. Zapisywać m ożna. al bo wprost w r eda.kcyi, albo w k sięgarniach S. A. Krzyżanowskiego w Krakowie i w K si ę garni Po łsł..it3j we Lwowie. Inseraty prz)'j mnją s ię w redakcyi za opłatą 30 f. od wiersza dwulamowego .

Pr zedpłata

'V Poznaniu prenum erować można tylko w redali:cyi ~ Dłu ga ~li~a. S. Opłata ~wartal!la ·w ynosi 3 marki. półroczna 6 mr k., roczna 12 mrk: z ~ostawien.tem _egz. ~o J1lleszkam a. Na prowinc)i , w Prusach Zach., oraz w ca.łem panstw1e proskiero 1 w N1emczech prenumeratę kwartalną przyjmuje każda poczta, rocz ną lub polroczną t):Iko sama red~k~ya: kwarta lna "·ynosi a m. 50 f., półroczna 7 m., roczna 14 m. z przes ł amem P~. na miejsce.

co

~. i~m• ~ ~~ łh-. ~!~~'J' i

się przeseła.

t i l! ~~il'~t!·s: G

f;l ~ II'J ~ ~ , ~ ~~ , 1J l ' ~ ~ ~ ~ ~ ~ ,.~ ~ ~ 4\ ~' ~ ,1,/ IJ'} ~ ,~ t"

,

r

~

~~~~

Rozdzieliły nas losy, pocięto ziemię na kawałki, lu~zi Togatkarni porozłączano od siebie; lecz więcej może. o~o~ę­ tność nasza, niż stuletnia ta rozłąka sprawia, że, dz1ec1 Je: dnej matki, dziś czujemy :Jię, spotykając, prawie obcymi sobie._ Rozdział polityczny uwydatnił bardziej prastare, prorwincyonalne właściwości. Jedna spójnia nam została, język, · a!c i ten pod wpływem nawyknień, wychowania, stosunków, ci~ ~· · aje się bardzo rozmaicie, że nawet w literaturze. K.ol·ouiarze, Wielkopolanie, Garcyanie, odróżniają się od s1eb1e. Pewne naleciałości niemieckie, ruskie, ledwieby nie można powiedzieć austryackie, bo te od niemieckich są różne, szczeGólniej w peryodycznej literaturze są widoczne. . Bardziej się jeszcze różnią sposoby życia i obycz~Je Litwy, Korony, Wie~kopolski, :Wo~ynia i. Podola, dwoJ~a Galicyi (bo ich tam hczą aż dw1e, Jak .dwie elek~rycznośc1), nie mówiąc już o ~r~sach zach~dmch ~ w~chodmch, Kaszubach i Ślązakach 1 me wyłączaJąc Mazurow. Ta rozmaitość szczegółów, składających się na całość jednę , byłaby raczej bog~ctw~m i . chlubą, niżeli szko~ą: _gdyby cząstki zawsze pam1~tac chciały. o serdecznym zwi~­ zku duchowym, który je łączy, o SOJUSZU równych z ro>vnymi, ku dobru wspólnemu. . . A gdzieżby więcej było potrzeba Jedności, zgody i połączenia sił 1.'U obronie ? , . . . Czy tak jest, jakby by c po~vmno? me w1em. . Parniętamy czasy, wypadki, f~kty, gdy n~s cz~sto. "przybłędami" zwano, pozbywan? SI~ ze wcale mebratersk~ ~zorstkością. Spotykało to głowme ~ych . "bezdom!c~. wygnańców, co najdroższy skarb, dom 1 ~·o~mę poświ~Cih dla idei , dla walki, źle, czy dobrze poJęteJ, ale zawsze .ofiarnej. . . Nie powiemy, żeby to ~yło ogólnem, zeby \V)'J~tkowo pi~knych przykładów poczucia starego brate~tw~ ~e było, ale były i . bardzo jaskrawe. p:zykłady zaparcia Sit) 1 odtrą·Cenia, niczeru nieusprawiedhw10nego. , . Nieszczęśliwa rozłąka przymusowa, choc ~raktaty. wie-

deńskie obiecywały wielką swobodę s~osunkow po~~y rozcięterui prowincyami - zwolna u?zymła nas ob?Y~ sobie; Dziś , więcej niż przed l3:ty .kilkunastu , daJe . s1ę czu~

·potrzeba zbliżenia. się, od!loWiema stosunków, solidarnoś~I duchowej - lecz Jeszcze Jesteśmy daleko od wprowadzema ,.!

l~

l

ich w życie. Zajmujemy się wprawdzie odp!ldłymi clawn~ Ślązakami, zapomnianymi Prusakami od Lecka; w Krak o wie zbiegają się rozbitki z różnych stron idealnej macierz . naszej, - łatwiej, niż dawniej, przechodzą pisma i druki z jednej do drugiej dzielnicy, ale czy tego dosyć, czy n~ tern koniec być ma? 1 Zdaje się, że dziś jednem z głównych zadań narodo~' wych jest właśnie praca jednocząca, w chwili, gdy i umyJ ślne i bezwiedne wpływy w przeciwnym działają 1.ierunku. Na drodze legalnej, w granicach możliwych, wieleb) Sil,) uczynić dało .. Kraków, którego wybitnie zachowawc~y charakter, straż ogniowa, - charakter .spokojny i uspokajający są rę­ kojmią przeciwko wszelkiemu posądzaniu o knowania podziemne - nadaje się najlepiej na stolicę duchowego życia polskiego. Nie potrzebujemy przypominać, jakie on dziś zawiera skarby, co tam już się zgromadziło i gromadzi, jaki urok ma on dla każdego Polaka. Lecz jest on miastem już na wskroś polskiem i nie ma tu obawy, aby nam t go odebrano. A są inne grody nasze, prastare, (nie chcę ł po imieniu ich wyliczać) które coraz bardziej przybieraja \ charakter niemiecki, narzucany im siłą czyby, choĆ z pewną ofiarą, nie należało się tam gromadzić rodzinom i czy to n~ e j~st ~k ~amo .obowiąz~owem, jak niewypuszczanie ~ z rąk ziemi dziedziCzneJ ? Z mmst, z ognisk płynie życie na kmj '· a . im. więcej się one z~emczają, tern łatwiej wy- · narodow1eme SIEJ szerzy około mch. . Im. bardziej . niemieckie są szkoły, instytucye, życie sztuczme wszczepiOne, tern gwałtowniej potrzebna przeciw- 1 waga, którą jest dom polski i rodzina. Wprawdzie nie będzie j~j tam miło, jest to stanowisko bojowe, często nader trudne 1 przykre, lecz - obowiązkowe. Trzymanie się ziemi - to pierwszy żvcia warunek a ~ pozby~vanie się jej, to n~jstrasznjejsza 1.'TZy\vda, wyrządz~na , sp~wie narodu; lecz ~ w I_Iri:astach utrzymanie ich polskiego charakteru - me mmeJ ważne. . Przebrwa_nie .możniejs~ych. rodzin ściąga za sobą słu­ z~~, ~OZWIJ ani e SI~ r~kodz~eł ~ zapobiega, aby -rzemieślnik me zmemczał. Zasługą Więc Jest, kto zamiast za granicą, obiera miejsce pobytu w jednym z tych grodów naszych,

http://sbc.wbp.kielce.pl/

l

! l

270 "'których i nazwiska stare i charakter dawny chcą zatrzeć.

gwałtownie

Byłaby to najpiękniejsza oznaka solidarności narodowej 7 związku duchowego i braterstwa , najwymowniejszy dowód,

Mamy tego przykład na Czechach, że nawet tam, gdzie że nas całość obchodzi, że się zajmujemy losami Slązaków· wynarodowienie prawie dokonane było - gorący p~r­ w BytOiniu i Cieszynie, a nawet w Lecku, skoro tąm je• szcze mówią po polsku, choć pąno nie po polsku już myślą. tryotyzm potrafił przywrócić zatracone. Jedno nam pozostało, pozbawionym siły, przewagi i W tej pracy, _której różnych części,ow~ch ~adań ~li­ wpływu urzędowego na rozwój narodowości oto potęga czyć trudno, a w1elu może wskazywac się me godzi ducha i działanie słowem, a myślą, których żadne przew tej pracy jednoczenia: i l?r~ywracania, n~d ~vszystko ~o­ śladowanie zmódz nie może. Dla tego nam ważniej szem trzeba - czego my naJmDleJ mamy - wreikrego spokOJU, narzędziem jest może dziennikarstwo, książka, pismo, ~ż umiarkowania i wytrwałości. tym, dla których one służą tylko za rozrywkę, zaspokoJeNie pochwalamy Czechom tej gorączki , z jaką w uniwersytecie pragskim dla odzyskania narodowego jego cha~a­ nie ciekawości, lub środek cywilizacyjny; dla tego u nas kteru - działali, choć oni się tern tłomaczą, że walka! Ja- rozszerzanie pism jest daleko większym obowiązkiem, niż. wna wywołaną została umyślnie ~e strony prz~ciwneJ, ja~o gdzieindziej. . W Niemczech, · we Francyi, w Rosyi służą one sprajej potrzebna i że jeden z gorhwy~h. menerow. mtał _s1ę wom stronnictw, obozów, różnobarwnych przekonań; u nas potem odezwać: - S~ koda, ~e choc ~ednego me za?Ito, Niknące pi·dopierobyśmy wyzyskali to - 1 całe N1emcy podburzyli . ... utrzymują sam byt i o nim świadczą. semko prowincyonalne fakt to na pozór małego znacze: Manifestacyi i demonstracyi, do niczego nie prowania, a w istocie symptom straconego stanowiska, przegraneJ dzących, obudzających niepotrzebnie opór, mieliśmy już . i mamy nadto - czasby zrozumieć, że konwulsyjne takie sprawy, zgasłego życia, tak, jak narodziny nowego oznaką. są, że żywot rozbudza się, że się poczuwa w sobie i wieFzy nucanie się i gorączkowe wysiłki więcej słabości , niż siły w lepszą przyszłość. dowodzą. Tak samo obowiązkiem jest utrzymywać pisma dla ludu, Powoli wytrwale, - powinno być godłem naszem. j eżeli on ich sam opłacać i mieć nie może. Czyżby taka. Ze wszystkiego korzystać, nic nie opu~cić, a nicze~ się do zbytku nie przechwalać. Przede wszystkiem za ręce s1 ę trzy- Gazeta Świąteczna warszawska, lub Zorza, czytana w Poznańskiem i Prusach zachodnich i nawzajem pisma lumać i wspólnemu dobru służyć ochotnie. dowe tutajsze w Warszawie - nie były węzłem, łączącym W tern dziś możnaby . jeclno z największych miast na- i jednoczącym lud cały - w jednolitszą całość?*) - Maszych (imienia umyślnie nie wypisuję) znowu z!l' pr~kł~d łemi częstokroć środkami dokonywają się wielkie i ważne postawić. Odczuwa ona wszystkie potrzeby wspolne 1 o Ile dzieła. Gardzić tą mrówczą pracą się nie godzi; więcej pomu dozwolono, zadosyć im czyni. - Każde z większycH. .owiem, tylko tak powolny, a wytrwały_ trud przynosi owoce. gnisk ma dziś za~lanie i ~ha~·akter pracy. odrębny. Kr~kow Nie potrzeba ofiar olbrzymich, dość maluczkićh szelążków, prowadzi pamiątki, oclnaw1a Je, porządk_uJe, zdo?y~va nowe, ale ciągle, ale dużo. umiejętnie je ocenia i naucza, wychowuJe, modh Się. · . Z podziwieniem nieraz spotykamy ludzi, najgoręcej Warszawa uprawia sztukę głównie; dźwiga się przemy- kraj miłujących , którzy przecież o tern, co się w innych słem, stara o zasoby dobrobytu, rośnie w potęgę finansową częściach jego dzieje, nie wiedzą, dowiadują się o tern ze i żywioły niezupełnie jeszcze wcielone i zaassymilowane zdumieniem ; a jak łatwo i małą ofiarą czasu i grosza moprzyswaja. . . . . gliby być oświadomieni z tern, co braci spotyka i boli. Lwów, jak dotąd, miał zadarue trudne przeJednama Budzi się w nas teraz poczucie solidarności z innerui kra·z Rusią i pilnował, aby w zbytniej gorliwości straż ogniowa jami słowiańskiemi, dajemy dowody współczucia Czechom ostatniej nie zalała iskierki. i innym pobratymcom, a - nie wiemy nawet, .co się u nas Poznań musi się bronić powodzi niemieckiej kultury, samych dzieje i ruch umysłowy własny jest nam obcym. języka i resztek pr:zeszło,ści ; . dla t~go m~że nie, wziął ?a Jakeśmy to już dawniej mówili, pojęcie obowiązków naszych siębie inneao zadama, procz, zeby s1 ę choc na poł polskim patryotycznych potrzebowałoby i wyjaśnienia i przypozachował. ~ w oczach naszych, dzięki staraniom takich minania. ludzi, jak nieodtałowa~y _ś . p. Z!gm_unt Dział?w~k_i , odżył Cały nasz żywot dziś w języku, w słowie, w piśmie, Toruń i żyje. . . W galicyJskich Ziemm~h prom!eDieJą w~lne więc gdziekolwiek iskierka zabłyśnie - rozdmuchiwać ją stolice - Tarnów Przemyśl, Brody 1 wiele mnych mmst trzeba, ażeby nie zagasła. dają znaki samoistniejszego życi~. Nie godzi ?Ji si~ za~o­ mnieć o Kołomyi. W Królestwie nawet Lubl~n, P10_trkow (Petrokowem tak eufonicznie przechrz~ony), Kah~z, maJą swe *) Pisma, wychodzące w Królestwie, a osobliwie w Warszawie, czytywane są w całej Polsce i nie znamy w Księstwie P ozn. dzienniki i krzątając się, pozbywaJąC dawneJ martwoty. Przez długi czas zaniemiałe Wilno, Kown?, Gr?dno, odzy- domu, w. kt?rr~by, opróc~ własnych, nie trzymano jeszcze kił k ~· a prz_ynllJmmeJ Jedneg_o dziennika z Kongresówki. Inna rzecz z plskały księgarnie, drukarnie, wydawnictwa 1 pewien ruch ~­ sm_ami, wyc?odzące~m u ?as: popi~rają je. i człtają; sami tylko mysłowy na nowo się tam budzi. - Wszystko t? są ró,~me W1elkopolame. Gahcya me trzyma Ich, choc moze, a do Warszawy już to cenzu r::~ przeselać nam nie pozwala, już też choćbyśmy pocieszające symptomata, jak na Śląsku wycla~vmctwa dZiennawet !fiiel~ ją za sob~, księgarze tamtejsi wzbraniają się pism naników i oduczanie się połamanej mowy obceJ. szych 1 ~s~ążek przyJmować w komis. Że tak jest, mamy na to Czyżby często z trudnością utrzymującym się gaz~tkom dowód meJeden i wobec tego nie zrywamy solidarności, dając prowincyonalnym , wszystkim prawie ofiarą powstaJąC~ pierwszeństw~ naszy~ wybornym pismom ludowym, które ogólnie i ukrywającym się - ludzie dobrej woli nie powinni przyJść zasfużonem meszą s1ę uznaniem. Wiadomo, że wYaśnie literatura s?nęfa w pruskim zaborze wyżej nii gdziekolwiek w Polsce w pomoc - nie datkiem, ale tak małą rzeczą, jak roczne iludowa obok p1s~ pery~dycznych posiadamy' najobfitszy wybór książek abonamenta? i osobne biblioteki ludowe, ale bo i lud tu oświeceńszy. W KróCzy nie. należałoby, ażeby w każdym zamożniejszym lestwie n. p. rz~dko widzieliśmy w kościele książkę w ręku wiedomu na stoliku leżały dzienniczki małych miast, miaste- śniak~, gdy tutaJ każdy prawie modli się z książki i większa część g~zety. - PrzemaWiać w imię duchowej solid~r~o~ci. i da: czek i jednoczyły się tu głosy i znamiona życia całej, da- CZ}'_t.UJe. wac JeJ _ciągłe dowody za~sze będziemy, bośmy dzieCDll Jedn~J wnej naszej Polski? matki OJCzyz_ny, ~Ie . pragruemy nawzajem szczerze, aby i brama W ten sposób m~ą ofiarą przyczyniałby się kraj do z Królestwa 1 GahcJl wspomagali nasze usiłowania na literackiero Przyp. red. utrzymania w sobie życia, a może do stworzenia nowych polu. źródeł jego. Ubóstwem się wymawiać nie możemy, bo jeden wykwintny obiad, po którym następuje niestrawność, więcej często kosztuje, niż całoroczny abonament Kaliszanina. Tygodnia Piotrkowskiego, . Lul)elskiej gazety, Gazety Krakowskiej, l"!lb Toruńskiej . · już

http://sbc.wbp.kielce.pl/

271 żonę nasełając.

W H I STORYI I W LIT E RAT U RZE NAPISAZ.

Z O R Y A N. (Ciąg

dalszy.)

Pomimo zgody z królową nie odzyskał Murray pierwotnego stanowiska. Królowa otaczała się doradzcami katolickimi. Huntly został kanclerzem w miejsce Mortona, .a wpływ jego powiększył się jeszcze pn~ez małżeństwo siostry jego, Jane Gordon, z Bothwellem. Bothwell, obdarzany najbogatszeroi opactwami i nAjbardziej wpływoweroi po:;adami, wodził teraz rej w państwie; .a jaklwiwiek protestant, jako zacięty nieprzyjaciel Anglii, był dobrym stronnikiem królowej. Zyskał on jej względy tern głównie, że bezwa·runkowo godził się na jej politykę, a kiedy protestanccy lordowie rokosz przeciw niej podnieśli, on z po tężnem stronnictwem swej rodziny stał jako jej obrońca. Zresztą nie moż~'l mu odmówić zdo.lnoś.:i, był energiczny, w walkach domowych dzielny, otwarty i śmiały, a co u Maryi .wiele znaczyło, przy silnej męzkiej postawie, był bardzo przystojny. Marya, która miała męża niedołężnego, która ~zukała silnej podpory męzkiej, zwróciła się ~u Bothwellowi, a że łatwo ulegała wpływom, wkrótce w1ęc dała . się im całkiem porwać. . Ostatni jeszcze raz trzeźwiej svojrzała w stosunki po· łityct.ne i przekonała się, że tJlko stronnictwo prote3tan~kie może jej dać rękojmię bytu, że tylko zupełne tolerowanie wyznania i zaufanie może utrzymać wewnętrz~y spokój i zewnętrzną potęgę. Czując się już slal)ą, a. me będąc jeszcze zupełnie be.zpicczną, udała się do królewskJego zamku w Stirling. Murray, którego nową obdarzała łaską, towarzyszył jej i na zamku zamieszkał. Względy polityczne tak dalece przeważały u Maryi, że wydała rozkaz Bothwellowi przywrócenia w kraju porządku, a pod żadnym warunkiem nie pozwoliła mu przebywać w · Stirling. To zdrowe rady Murray'a skutkowały. Dnia 19 czerwca przyszedł na świat syn jej, później­ szv król Szkocyi i Anglii, Jakób VI. Wiadomość tę przyjęła Elźbieta niechętnie, bo przeczuwała, iż zdarz~nie ~o zjedna Maryi nowy_ch przyja~1ół w Angli~. Jakoż Ist_otme katolicy i niekato~1cy zaczęli występowac ~loś~o z ząda: niem, ażeby Elźb1eta uregulo':"ała_ prawo dz~edzJCtwa, gdyz jako niezan•lJżna, prawP.m dziedzictwa mu •Jała?y spadkobiercą korony uczynić syna M~ryi. L~cz Elźb1eta opa~ła si~ temu stanowczo, a natomiast ~api~~ła ?o !'faryi hst bardzo serdeczny, w któryD! z~pew~1ała )ą, z~ mgdy w_ro~o przeciw Szkocyi nie wystąp1, Jeżell ta nawza1em za zyc1a Elźbiety żadnych praw do korony angielskiej rościć nie _bę­ dzie. Marya była tern uradowana i wysłała natychmiast posłów dla przeprowadzenia ugody. . . . Lecz był to o~tatni _ krok do?rY w JeJ poht~ce. Ostatni to raz Marya okazuJe w pe_łm swe zdoln?ści dyp_lomatyczne, ostatni raz jest t~ką, Jaką_ być p_owmna k~olo,~a. Ilekroć odsunęła od siebie wszel~1e esob1ste ~achc~ank1 nam :ętności, każdy krok jej zdum1~wał rozsąd~Jem 1 rze.c~ n~turalna, najlepsze za sobą pociągał skutki. . Cały_ JeJ błąd był w tern, że niestety, nie mogła_, ~zy me um1ała nigdy długo wytrwać w dobrel? postanowie~m. . Po odbytej słabości udała _s1ę Mary a z ko_ncem ~1pca w towarzystwie Murray'a do hrabiego ~lar, ~dZie takze prz!był Darnley. Był on niezadowolc!ny 1 za~mast _zgody z_ zo~ą nieustanne wiódł z nią spory; wresz~Ie ośw1~dczył, ze me pojedzie do Edynburga, dopóki ona me odd~h ze s~ego otoczenia protestanckich lordów,_ których _SH.J obawiał ~la zdrady, jakiej si~ względem me~ dopuścił. Marya, Jak z jej postanowienia widzieli_ś~y, me p:zystała. na to, w sku-tek ezt'go Henryk ją: op~Cił _1 udał s1~ do OJC~ swego Glasgow, nieustannie hstam1 pełnem1 skarg 1 wyrzutow

?o

W listach tych wszakże nie ma nigdzi~ wzmianki o Bothwellu; niezawodnie wjęc, że jakkolwiek Bothwell już wtedy znaczny wpływ miał na królową, stosunku ściślrjszego jFszcze między nimi nie było. Listami temi psuł tylko sprawę Darnley tern bardziej, że równocześnie pisał skargi na żonę do papieża, w których zarzuca jej, i" nic dla katolicyzmu nie· czyni, ojcu zaś oświadczył, że opuści królestwo i uda się do Francyi. Wszelkie perswazye nic nie pomagały; gdy wszakże póź n!ej nikt go już nie wstrzymywał, powrócił do stolicy. Tu pocią­ gnęła go k.rólowa do odpowiedzialności przed swą radę, na której był obecny poseł francuzki, du Croq. Na zapytania, coby Henryk miał przeciw Maryi i dla czego chciał Szkocyą opuścić, nie odpnwiad ~ ł z razu nic, dopiero gdy du Croq zauważył, że tu idzie o cześć królowej, oświadczył, że Marya nie dała mu żadnych powodów do niezadowolenia, poezero, czując upokorzenie, wyjechał napowrót do Stirling. . Królowa udała się teraz do południowych prowincyi, gdzie Bothwell walczył skutecznie przeciw bandom rabusiów. niepokojących państwo. W potyczce z słynnym John Elliot of Park odniósł znaczną ranę. Marya po skoń­ czeniu sądów odwiozła go w towarzystwie brata 16-go października. Następnego dnia zacborowała sama: silna febra zdawała się zagrażać jej życiu, okazała się jednak spokojną; syna poleciła opiece królowej Elżbiety i króla Francyi; lordów prusiła, aby za wiarę nie prześladowali w Szkocyi nikogo. Darnley, pomimo, że go o chorobie królowej natychmiast zawiadomiono, nie przybył zaraz, lecz dopiero 28-go, kiedy miała się już znacznie lepiej. Nast~puego dnia wyjechał. • . D. 20 listopada przybyła królowa w towarzystwie brata, Botbwella i wielu lordów do zamku Craigmillar. Darnley przybył tam także, lecz zgoda z królową nie nastąpiła. Henryk nietylko, że ciągle mówił o wyjeździe, ale wzbraniał' się nawet być obecnym podczas chrztu syna. Stosunek małżonków był już na takiE>j drodze, że o zgodzie nie można było nawet myśleć. Wówczas to nieprzyjaciele króla, którzy nie mogli zapomnieć, z jaką czelnością wyparł się przed królową i narodem wspólnictwa z nimi w spisku, złączy li si~ z tymi, którzy dziś l> ta li wiernie przy tronie królowej i poczęli układać plan zemstv. Lethington radził żądać rozwodu, lecz Marya nie chciała na to pr~ystać, gdyż tern samem pozbawiłaby swego syna prawa dziedzictwa. Zresztą, - papież odmówił był rozwodu i żądał, aby królowa z mężem ~>ię pogodziła. Bothwell i Lethington, do których teraz przyłączyli się Argyl i Athol, starali się do spisku wciągnąć najwięk­ szego wroga króla, Mortona, który żył na wygnaniu w Newcastle. Zawiązano więc ligę przeciw Henrykowi z postanowieniem wierności królowej. Archibald Donglas i James Balf~a~ pośredniczyli między ligą a Mortone~ ~ który się do DU'J przyłączył, gdy mu J!rzyrzeczono wyrob1ć wolny powrót. Sprzysiężeni udali się raz jeszcze do królowej z propozycyą roz\Yodu, a lordowie przyrzPkli dołożyć wszelkich s~arań do przep:owadzenia tegj chwili, podnosiło jeszcze bardziej podejrzenie, nie było u niej ani w której zdeptał jej godność, należąc do zabójstwa Riz- śladu przerażenia, że sama mogła uledz podobnemu losowi, zia i rokoszu przeciw niej , nie zmniejszyła sit;, osobliwie, gdyby mieszkania Henryka nie była opuściła, ani śladu obuże teraz stosunek jej do Bothwella zaczyna wchodzić na rzenia na taką zbrodnię. inną drogę, że teraz miłość opanowywa ją zupełnie, odZamknęła się w swych pokojach i nie przyjmowała. bierając prawie trzeźwość poglądu na sytuacyą i następ­ nikogo, prócz Botbwella. Nawet najwierniejsze sługi nie stwa; węzeł zacieśnia się, Botb·ell spędza w towarzystwie śmiały się do niej zbliżyć. Dopiero trzeciego dnia wyznaczono nagrodt; 2000 lir królowej całe dni, z nią mieszka przez ciąg Wielkiejno~y na zamku Drummond , słowem, jest teraz nie doradzcą za odkrycie mordercy, a zaraz nazajutrz znaleziono na i prawą rt;ką, lecz jej kochankiem. Gdy się udaje do Gladrzwiach ratusza odpowiedź, w której o morderstwo oskarzano Botbwella, Balfour'a i Chambers'a. W drugiej odesgowa, Botbwep dla porozumienia się z Mortonel\1 w sprawie zamachu wyjeżdża także; spotykają się w zamku Calzwie wymieniano jako uczestników niektórych ze służby . lendar, poct.em królowa dla łatwiejszego dopięcia celu udaje królowej i wskazywano, że czyn ten jest odwetem za zanajlepszą :~;godę z mężem, a udaje tak dobrze, że Darnley ani bójstwo Rizzia. Wzburzenie było tak ogólne, że BothweU podejrzywa jej o zdradę. Owszem, wierzył w zgodt; i pragnął obawiał się ukazywać w mieście sam zawsze otaczała . ' jej. Przy pierwszem zaraz powitaniu powiedział wyrago straż przyboczna, co najmniej sześćdziesiąt ludzi licząca. źnie, "że jest młody i wiele ma błędów, lecz chce się poMarya ani myślała o zachowaniu koniecznego dekorom; 16prawić, byle ona mu przebaczyła i żyła z nim, jak z mt;lut~go opuściła stolicę i udała się do zamku Seton Castle żem, w przeciwnym razie on nawet żyć nie chce." Marya w towarzystwie Bothwella, Huntly'a, Argvl'a, Letbington'a, grała komedyą, była czułą i dobrą, bo jej zależało na tern, Fle~inga .i wielu innych. Ku powszechnemu zgorszeniu ażeby skłonić mt;ża do opuszczenia Glasgow a; w liście, ~awi~no ~Ię na zamku królowej wesoło, tak, jakby spokoju. tej samej nocy do Bothwella pisanym , opowiada zdarzenia tcb me me było zamąciło. . dnia, mit;dzy inneroi mówi o Henryku : Tymczasem lord Lenox, ojciec Darnley'a, wyprawiał· "Nigdy nie v.idziałam go w lepszem zdrowiu, już drugi list do królowej z prośbą o sprawiedliwość, o nigdy nie słyszałam go tak słodko mówiąergo i wyszukanie zabójcy syna, a męża królowej. Mary a odpogdybym nie· wiedziała z doświadczenia, że ma serce wi_edziała, że oddała tę sprawę parlamentowi , którY się miękkie jak wosk, a moje jes~ twarde jak dyament, ~:m~ł zebr.ać do piero w jesieni, zresztą, jeśli Lenox wskaże który twoja tylko ręka zdob~dzie, mogłabym mieć Jakiekohviek osoby, ona chętnie rozpocznie sądy. W ciągu. litość dla niego. O mało nie dałam się unieść tego J~zef Riz~io i inni poszlakowani o współudział w dolitości, nie obawiaj się wszakże nigdy, stałość moja k?na~eJ zb~odm opuścili Szkocyą. Żądania o wykonanie spra/' zostanie aż do śmierci." Wiedln~ości posypały si~ ze wszystkich stron, nawet poseł Cała jej czynność była skierowana ku temu, ażeby • sz_kock1 w_ Paryżu występuje bardzo energicznie, przedstaomylić jego czujność. Henryk był podejrzliwy i bał się Wia Maryi, że cała Europa wyczekuj~ sądu na królobójo życie, lecz jak Marya sama w tymże liście sit; wyraziła, c.ów, a powszechnie . obwiniają Maryą. Elźbieta przysłała dość było jej dwóch, lub trzech słów, by go uspokoić. hst, w którym prawie z oburzeniem mówi o czynie dokoPo ostatecznem porozumieniu sit;, wyruszyła królowa nany~; _wyraża przytern. nadziejt;, że Marya oczyści sit; z z mężem do stolicy, gdzie za poradą Bothwella wybrano p_od~Jrzen, k~óre cały świat rzuca na nią. Pod takim nadla Henryka mieszkanie za miastem, zwane Kirk of field. CISkiem musiała .~Iarya, która Botbwella ciągłerui łaskami Królowa odwiedzała męża codzień, dwa razy nawet nocoobda.rzała, u~zymc coś ~tanowczego. Postanowiono wi~c na wała w jego mieszkaniu, przyczem zawsze była wrsoła, śpie­ radzie, któ~·eJ przewodmczyła, oskarzyć Bothwella i żądać, wem i żartami czas sobie umilając. Co do zbrodni króażeby brab1a Lennox przedłożył dowody zbrodni. Lennox. lobójstwa, to niezawodnie Marya o zamiarze wiedziała, w o- prosił o dłuższy ~ermin, w_ którym mógłby dowody zebrać, stateczne ~~zakże plany nie była wtajemniczona. W liście Ja~ tym~zasell_l ządał uwięzienia podejrzanych. Elźbieta do Botbwella pisała: "uczyni t;, co tylko każesz, ty rób, na~gortJ~eJ pop~er~ła t~ p~ośbę, dodając, iż wolałaby dla Maco uznasz za stósowne." ryi uczciwą śm~erc, amżeh, by miała zostawać pod taltim zaD. 9 lutego postanowili spiskowcy swój zamiar wykonać. rzutem. Pom1mo tego naznaczono sąd na 12 kwietniaMarya, jak zwykle, przyszła do męża wieczorem. Podczas Sąd złożony . był z :amycb stronników Botbwella, }\tóry jej bytności porobiono ostateczne przygotowania. Pod poz. ogromną s1łą z~roJną_ wszedł do miasta, ·salę otoczył i kojem Henryka urządzono minę, która miała wszelkie ślady mkogo z swych meprzyJaciół nie wpuścił. Sam wjechał na. zbrodni zatrzeć. W nocy pożegnała mtża, mówiąc, że przypysz~ym_ rumaku . z. stajni niebosz_czyka króla, a Marya, gdy rzekła dwom paniom dworskim być na ich wesołacb, Bot.hp~zeJeżdzał koło JeJ pałacu, powitała go serdecznie. Brawell z ornakiem i poebodniami odprowadzał królow~. bi~!D~ Lenox wzbromono ?rszaku, a kiedy, nie chcąc opu~ p~łnocy widziano go na balu weselnym, potem prześclC_ .hcznych towarzys~ów 1 stronników, na sąd nie przyszedł., brał s1ę 1, w towarzystwie · Dalgleish'a, Wilsona i innych tenze pod przewodmctwem lorda Argyl odrzucił skargę­ jeszcze udał si\l do Kirk of field. Przed domem zatrzy- i uznał Bothwella niewinnym. mał s~ch tow~rzyszów, sam udał się do . ogrodu, gdzie go Oburzenie w kraju był~ powszechne. Porniwo tego czekali : Talio 1 Hepburn. W e trzech udali się za pomocą pa_rlament, zwołan~ w_ d\~a_llm po skończeniu sądu, zatwierpodrobionego klucza do pokojów królewskich. Henryk spał dził ów wyrok umewmnmjący. Nadto umiała Marya tak z paziem Taylor'em. Na pierwszy szelest obudził się i sp~yt~ie ~hodzić k.oło spr~wy, ~e wyd~no uchwałę, moc~ chciał umknąć, lecz mordercy go pochwycili i. . • udusili. TaktoreJ kazdy, rzucaJący bądz ustnie, bądź piśmiennie oszczerszes';s!~. innych, nie czując si~ bezpiecznym , wyjecbał do

1

kiernuż

wietrze.

http://sbc.wbp.kielce.pl/

273 stwa na Botbwella, ma być surowu karany. Po zamkn ięciu parlamentu, 19 kwietnia, zaprosił Bothwell lordów i znakomitszych ze szlachty do siebie, przedłożył im piśmieone żądanie Maryi i skłonił Y.szystkich do podpisania prośby do królowej, w któr:ej było wypowiedziane, że życzeniem narodu jest, aby Marya Bothwella pojęła za małżonka, zapewniając przytern pod słowem czcii wierności, że b~dą zawsze i ws.zędzie rycersko Both\\eUa i królową bronili. Niezawodnie jtst tu rzadki przykład w historyi, ażeby wybór najpierwszej szlachty kraju pod!Jisywał tak nikczemne akta. Czyn ten popchnął Maryą na śliskiej drodze, po której postępowała, do ostatecznej zguby. Kto wir, gdyby szlachta była się oparła, możeby się było wszystko dało jakoś naprawić? ... Lekceważąc ovinią całego kraju i wszyatkich mocarstw europejskich, grano z Buthwellem komedyą. I tak w trzy miesiące po zamordowamu DHnlry'a wykrada on za poprzedniem umó_wieniem się królową, ktorai bynajmniej się nie oeiera, poezero mieszkają na zamku Dunbar. W tym cżasie uzyskał Bothv.ell rozwó_d z swą żoną, Jane Gordon, ale za powrotem królowej do stolicy wzbraniało się duchowieństwo pobłogoslawić nowy związek. Oburzenie rosło, poseł francuzki, du Crcq, błagał Maryą, ażeby się cofnęła, gdyż po dokonaniu takiego czynu nie znajdzie uznania, ani poparcia na dworze francuzkim. Wszystko to nic nie pomogło. Marya dałi!. ;.ię porwać nami ę tności i była głuchą na głos rozsądku, oświadczyła stanowczo, że chce być żoną Bothwella i zamianowawszy go księciem wysp Orkneyskich, wzięła 15 maja według obu obrządków ślub, przy bardzo małym wszakże udziale szlachty. Tak więc klamka zapadła. Droga do poprawy zdawała się raz na zawsze zamkni~ta; nastąpił czas pokuty. Nemezis tak idzie w ślad za zbrodnią, tak bacznie śledzi , czy już kielich przewinień na pełniony po brzegi, że nie da ani chwili po~ieszyć się dokonanym czynem, ani krok nie pozwoli się cofnąć. Doświadczyła tego Marya. Bothwell, zostawszy jej mę żem, nie chciał być malowanym; zaraz zagarnął całą władzę, dla królowej z każdą chwilą stając się gorszym tyranem. Obchodził si~J z nią gorzej, niż z niewolnicą, zamykał w pałacu, na krok nie pozwalając wychodzić, wzbraniając towarzystwa i rozrywek. Sam uciech sobie nie szczędził, a co najgorsza, że ten, którego tak bardzo kochała, dla którego zdeptała godność kobiety i stargała najśw iętsze węzły, osiągnąwszy przez jej miłość cel, okazał się niewiernym i często prze: bywał u swej pierwszej małżonki. To była dla Ma~y1 najsroższa kara. Położenie jej doszło do tego stopnia, że życzyła sobie śmierci i blizką była samobójstwa. .Myśl ta wszakże nie miała czasu kiełkować, bo zewsząd grożące niebezpieczeństwa wymagały czyn~. Szlachta wystąpiła otwarcie do walki. W 200~ kom P?d do.wództw~m Mortona i Mara napadli na Borthw1ck, gdzie kroiowa m•eszkała, lecz nie powiodło im się . . Bothwell us~edl, w~ze­ śniej uwiadomiony, a Maryi udało s1ę w_ przebram~ ~ęzk1em podążyć za nim. Natychmiast zgro!fladz1ła ok?ło s1eh1e prz~­ szło 3000 ludzi, przygotowując s1ę. do walki. _Rokoszam~ wydali teraz proklamacJą, w której powoływali obywa!el~ kraju, ażeby oswobodzili królową z r~k Both_wel~a, wz1ęh w opiekę młodego ksi~cia i bezrządowi zapob1eg!1- . Bothwell połączył się z Maryą, lecz szcz~śc1c_ 1ch o~ę­ iowi nie sprzyiało, przy pierwszem .spotkamu s1ę z m~­ przyjacielem opuŚciła ich część żołn~erzy. O walce m~ było już i mowy. Wów czas okazała s1ę Mary a nadzwyczaJ szlachetną dla Bothwella, bo w kapitulacyi zastr~egła wyraźnie wolny odwrót dla nieg?; sam~ ?ddała s1ę w ręce lordów. Obchodzono się z mą z naJWiększem uszanowaniem, przynależnem królowej, lecz czuła dobrze, że była w niewoli. Ruszono ku stolicy. Tam dopiero okazała się cała, groza sytuacyi ~ezb~on: nej królowej. Lud ciskał przeklenstwa, a przed mą meśli 1lztandar, na którym był wizerunek zamordowanego Darn-

ley'a, obok klęczał syn jego z rękami wzniesioneroi bł gająco ku niebu. Pod spodem był napis: "B o że, p o n! ś c i j m o j ~ s p r a w ę ! " Marya popadała w rozpacz. Chcąc królową ustrzedz od możliwej ucieczki, jako te uniemożliwić korespondencyą z Bothwellem i w ogóle prze ciąć wszelką ~ tyczuość ze światem, przeniesiono ją do od ległego zamku Lochleven , będącego własnością Wmiam Douglasa. Zamek był stary i wszelkiego pozbawiony korrJ fortu; stał wśród wielkiego jeziora, a tern samem zda w~' się być bezpiecznym. Towarzyszką i stróżem Maryi by Małgorzata Erskine, niegdyś kochanka króla Jakóba V, , matka Murray'a. Tymczasem zaburzenia w kraju nie ustawały. Lordo wie chcieli strącić Maryą z tronu, a zaprowadzić regency: aż do objęcia rządów przez królewicza. Oglądano się tyłki na zdanie Anglii. Elżbieta oświadczyła stanowczo, że n: czyn taki nie zezwoli i jeśli lordowie nie ustąpią, ona sami Maryą napowrót na tronie osadzi. Czy Elżbieta obawiał się złego przykładu rokoszan dla Anglii, czy też może isto1 tnie powodowała się w spółczuciem, nie wiadomo. Gdy Murrał wrócił do stolicy_, przyJmowano go z entuzyazmem, jaki regenta , ale on me przyJął władzy, dopókiby Marya sama m to nie przystała. W tym celu udał się do Lochleven gdzie tak umiał rzecz całą przedstawić, tak blizkiemi odmalował . niebezpieczeństwa, grożące Maryi i jej synowi, żE królowa, czując się tylko pod jego opieką pewną życia, dała piśmienne zrleczenie się regencyi na rzecz brata . .Murray zakrzątał się czynnie około przywrócenia porządku w kraju, co mu się najz u pełn iej udało. Cała Szko· cya poddała mu sil) i złożyła hołd młodemu królewiczowi \ w imieniu którPgo on rządy sprawował. Bothwell, stanowczo pobity, d~Jstał się na wybrzeże duńskie, gdzie uwięziony, zakończył życie około roku 1578 , Mar~a, strzeżona pilnie, próbowała ucieczki, lecz pier wsza próba nie udała się. Odtąd zaostrzono jej więzi eni e. Pomimo tego udało jej się za pomoc~! ośmnastole tniP go Wilhelma Donglasa przy ponownej prób1e ujść szczęś l iwie. Wieczór 2 maja wymknęli się z zamku i w małej łódce przedosta~i na drugi brzeg. Tu czekał na królową Jerzy Donglas 1 Setons z orszakiem zbrojnym. Dalej ruszono konno. Wieść o ucieczce Maryi zelektryzowała eałą Szkocyą. Szlacht~, niezadowolona z ostrych rzl!dów Muray'a, połą­ czyła s1ę z. Maryą; 9 hrabiów, 18 lordów, 8 biskupów, 12 opatów 1 93 możnej szlachty przystąpiło do zwi ~ zku. Wkrótce stanęło wojska 6000. Elżbieta ofiarowała Maryi ' pomoc i pośrednictwo, byle tylko obcej nie przyjmowała pomocy. . Murray tymcz.asem zb~erał ?kże siły zbroj~e, a przy p1erwsz_em spotkamu, acz hczebme. słabszy, że m1ał wojsko konne 1 dobrym był wodzem, ZWJCiężył. Marya, obawiając się ~owej niewoli, uszła z pola _bitw!, w szalonym p«;;dzie zrob1ła bez przestanku ośmnaśc1e mil; opar~a się dopiero 1 w zatoce Solway. W łódce rybackiej dostała się do Carlisle w Anglii, skąd napisała do Elżbiety z prośbą o schronienie i radę. . Oto ~ kres ~aszej hi~to~yi. Następnych lat dziewiętna­ ście, to c1ągła mewola, zyc1e spędzone w więzieniu wśród ciągłego upokorz~nia i nieusta~nej boleści. Dla tego zbywamy tę o~tatmą epokę żyCia królowej Maryi kilkoma słowy, tern bardziej, że przestaje ona być czynną, a staje się bierną pokutnicą za życie poprzednie. Z więzienia przenoszą ją do więzienia, a choć to zamki były obszerne, komn~t~ ~rzeznaczone dawnej szk?c~iej królowej były szczupłe, straz scisła, a wygody coraz mmeJ- Z ważniej­ szych wypa?ków z~ootować tył~? należy _usiłowania księcia Norfolk, ktory zamierzał poślub1c Maryę 1 wszelkich starań dokładał, b~ ją wyratować? z~ co też ~usiał dać głowę pod topór. Drug1m głośnym sp1sk1em przec1w Elżbiecie na rzecz Maryi był spisek Babington'a, który si~ również nie· udał. Co zaś do wi~zienia Maryi, rzecz miała się tak : Elżbieta oś\yia~cz~ła _gotowość, oddania j~j sprawy pod sąd, aby umewmmoneJ dopomódz nast~pme do odzyskania tronu.. Takiemu złudnemu przyrzeczeniu dała się Marya uwieść

http://sbc.wbp.kielce.pl/

l

274 poddała się sądowi, który wszakżt>, gdy jt>j obrońcy sprawę prowadzili niedbale, a nawet ją prawie opuścili , wydał wyrok potępiający, uznając Maryą winną współwie­ dzy w zabójstwie Darnley'a. Drugi proces toczył si~ o jej udział w spisku Babingtona przeciw Elźbiecie. Pomimo niedostatecznych dowodów osądzono ją winną śmierci. Europa wówczas wrzała walkami przeciw protestantom. :Filip II. zyskiwał coraz większą przewagę w Niderlandach, w Paryżu zaszło straszne "Krwawe we-ele." Anglia obawiała się podobnych następstw u sirbie, dla tego też postanowiono dla usunięcia powodu walki z katolikami wyko· nać wyrok śmierci na królowej Maryi. Elźbieta wahała się, lecz w końcu podpisała wyrok, ażeby w razie rokoszu na rzecz katolicyzmu i Maryi, można go natychmiast wykonać. Do przyspieszenia tego przyczyniła się buła papiezka, która ogłaszała Elźbietę pozbawioną tronu i żądał tt'go parlament, który wyrok na królową szkocką w zupeł­ ności zatwierdził. O szczerem współczuciu dla Maryi i o uległości presyi, jaką na Elźbiecie miał wywierać parlament, wiele dałoby się wyrzec wątpliwości ; dość przypomnieć, że chciała użyć trucizny, ażeby uniknąć rozgłosu, a tern samem może zaburzeń i wojen.

i

się rozbiorowi charakteru Anieli, przyznając w głębi duszy, że Gordon nie był dziwakiem , a troska jego była uzasadnioną. Młoda dziewczyna niewątpliwie była ciekawero stu-

dyum Wieczór chylił się ku końcowi, okna kursalu wprawdzie błyszczały jeszcze światłem , na terasi'e lamp nie pogaszono ; . lecz liczba osób zmniejszała się widocznie. Bernard pomyślał, że i jemu czas wracać do domu, gdy nagle .przed sobą ujrzał Anielę ·Vivian i Blankę Evers z kapitanem Lovelock. Pow stał na ich spotkanie , a Blanka opowiedziała mu natychmiast, że przedsiębrali przechadzkę o północy. - Jeżeli uznasz pan to niestosownem, to już nie moja, lecz panny Vivian wina, mówiła, śmiejąc się wesoło. - Przepraszam, moja to zasługa t wtrącił kapitan, proszę jej nie odmawiać; beze mnie nie byłybyście panie śmiały przejść progu domu! - Zdaje mi się, stósownicj było pójść bez pana, nieznośny pan jesteś! . . z zadąsaną minką powiedziała Blanka. - Zawsze lepszym przy pani, niż zdała od niej, trzymasz mnie pani tak krótko. . . . . · - Nie wiem , co pan chcesz robić więcej, gorszym niż dzisiaj, już nie możesz być nigdy. Wykonawcy wyroku, hrabiowie Shrewsbury, Kent, Aniela nie słuchała rozmowy; odwrócona cokolwiek Derby i Cumberland, chcąc jak najrychlej usunąć nieprzyw stronę parku, patrzała w głąb jego. jaciółkę swej królowt'j, pospięszyli się i 8 lutego 1587 speł ­ - Po raz trzeci zbijasz się pani , ciszej ozwał ·się Bernili swój mniemany obowiązek. nard, zbliżając się do niej, lecz zapatrzona w dal ciemną, W wspaniałych królewskich szatach, ostatnich, które nie zdawała się go słyszeć. · jej pozostawiono, położyła Marya głowę pod topór kata, - Szkoda, ic nie byłeś z nami, panie Longueville, kończąc po 19 lat Jeb więzirnia pokutę za kilka chwil zbrozaszczebiotała Blanka, mieliśmy urocze chwile, cały wieczór dni, a mało, bardzo mało szczęścia! spędziliśmy na' balkonie, j edząc lody. Jeść lody i siedzieć na balkonie! to równa się niebu! - Mając anioła u boku, dorzucił, śmiejąc się . kapitan. Podaliśmy historyą pięknrj królowej Maryi zupełnie - Już to pan nic przedstawiasz anioła ani dajesz poprzedmiotowo, unikaliśmy wszrlkich uwag, zdań i t!Jnden- jęcia o niebie. . . . ' cyi osobistych - niech historya mówi sama ze siebie. Bo - Co jest niebem, pani sama·nie wiesz zapewne, lody i cóż tu dodać? Z jednrj strony królowa młoda, niedowszystkiem dla niej. / świadczona, dumna i namiętna, z drugiej szlachta zła,. - Alboż nie one poelały Anieli myśl przejścia się około zhardziała, a nade wszystko wiarołomna i niestała, wspie11-tej wieczór? broniła s ię Blanka. rana intrygami zazdrosnej40 rywalki, Elźbiety. Wiele zawiI tej zaczepki Aniela nie zdawała się słyszeć, a Berniła Marya, lecz i wiele więcej społeczeństwo, wśród któnarda, stojącego obok , gtliewało że ani spojrzała na niego. rego żyła, poddani, którzy nie umieli uszanować świętości Jrj milczenie zdawało się stawiaĆ opór jego badaniom, tak majestatu królewskiego i raz "niech żyje!" a za chwilę bardzo zalecanym przez Gordona, to też na powiedzenie znów "śmierć królowej " krzyczeli Najwięcej zawiniła Anpanny Evers odrzekł pospiesznie: Godzina ta zwykle uwaglia, która z kupiecką sp rawiedliwością sięgała po głowę żana jest za godzinę spoczynku. królowej 12ąsiedniego narodu, nie zastanawiąjąc się bynaj- · Aniela odwróciła się i spojrzawszy nań, odrzekła: mniej, czy ma jakie prawo rozstrzygania sprawy między ~ Pra~da, zdaje się nawet, że już wszyscy spać poszli. · królową J\faryą, a jej poddanymi .. Na to wszystko powiada h1storya: t ak być m uPann3: .Ev~r posł:~Wiła naprzód, a że kapitan nie siał o! Widocznie zseła Bóg chwile, w których zaburzeopuszczał J.eJ mgdy, A~tela została się z tyłn ~ Bernardem. nia i przewroty społeczne, czy też religijne porywają w wir - _Dz.Iś po poludum tak uroczyście przedsięwzięłaś pani wszystkich, a nie rozsądzając kto winn irj;zy, zabierają ofiary zamknąc s~ę w domu , . o~wał się znowu, aby jeszcze tego z pośród tych, co stoją u steru. . samego {~ma postauow1eme to złamać w jak najdziwaczniejszy sposob. K o n i e c c z ę ś c i I- s z ej. Spojrzał~ na niego p_rzeciągle, dłużej , niż zwykle : - To pierwsza cz~c badań pgo· W ciągu przechadzki dowiedział się był, że obie panie Pyrhusa. Co się zaś tyczy wystawy elrktryczności, zwiedzę nie zamierzają wyjść już dnia tego, to też postanowił od- ją za przyszłym, krótkim pobytem w Paryżu i obszernie się: wiedzić je wieczorem i skoro tylko się ściemniło, wybrał o jej cudach w następując' m liście rozpiszę. się do nich. Dzisiaj nie mam nic lepszego, jał< zdać Paniom spraw~ Już zdała dojrzał na balkonie wiotką postać, pochyz mojej wycieczki. Co rok korzystając z miłej gościouości loną nad galeryą, a choć ciemno było bardzo, poznał Anielę przyjaciół w okolicy Nantrs, gdzie się główną kwaterą Vivian, zwróconą ku niemu. Zbliżywszy się do balkonu: rozlegam, przrnoszę się na brzeg morski, to z prawej, to. - Nie odjeżdżam! rzekł podniesionym głosem, tak przecie, z lrwej strony pięknej i leniweJ Loary. Qroga z Paryża aby słowa jego ją doleci!!ły. Nie odpowiadziała nic, ale do Nantes ciągnie się · żyzną okolicą przez Cbartres, Leodczuł, że spojrzała nań przeciągłem wejrzeniem z uśmie- • mans i Angers. W oddaleniu !la niebieskawym horyzoncie chem na ustach. Szybko przeszedł próg domu i pozostał rysują się historyczne zamki Chrnonceaux, Blois, Chamhord w Baden-Baden aż do powrotu Gordona. i Saumur. Od Angers kolrj wije się pasmem s1.erokiej Loary, obrosłej szumiąceroi topolami i brzeziną. Po obu stronach na stromych skałach, lub drzewami okr~tych wyXV. żynach, sterczą ruiny starych zamczysk, wznoszą się wieZa przyjazdem Gordon o nic nie pytał Bernarda, lecz życzki nowych pałaców i bieleją ciosowym swym kam ~ eniem gdy minęła cała doba, zaczepił go nagle : śpiczaste dzwonnice koRciułó.w . Nantes samo przedstawia - Czy nic nie masz mi do powiedzenia? się uroczo; kolej pędzi ulicami, jakby żal jej było opuszczać ·straszna burza szalała właśnie nad miastem i Bernard, przezroczy~tą rzekę, w której wodach łamią się łuki mostów, leniwie rozłożony w otwartem oknie, patrzał w ciemne odbijają kształtne facyaty domów. Miasto wielkie (130,00() chmury. mieszkańców) handlującr, ruchliwe, bo przez St. Nazaire ' - Mówisz o pannie Vivian? odrzekł, nie odwracając wciąż statki odpływają do Ameryki, lub stamtąd wracllją. się wcale. Samo, jako wielki okręt ku Oceanowi zwrócone, wznosi ku - O kogóż mógłbym pytać, jeżeli nie o nią? . . . a niebu, niby dwa kamienne maszty, gotyckie wieże swej gdy nie odbierał odpowiedzi, dodał: Czy nic ważnego nie kat~d~y. Jest to jedna z najpiękniejszych świątyń Francyi. masz- mi do powiedzenia o niej? WeJŚCie o trzech wrotach, misternie wyciosanych, ozdobioBernard uśmiechnął się, a zwracając się do przyjaciela, nych PO' ltgami świętych, nad którymi góruje w środku odrzekł znacząco : z kluczem w ręku św. Piotr, patron kościoła. Sklepienie, . - Czarująca istota. bard_? ~parte_ na dziesięciu _filarach, krzyżuje i łączy har- Nie mów tak, nie mów o niej. Gotówbym sądzić, mODIJllle łuki, rzekłbyś, gałęzie niebotycznych dębów. Po że źle o niej mniemasz. Ty jej nie lubisz. każdrj stronie wi~lkiego ołtarza, zeszpeconego niesmacznym Bernard znowu zapatrzył się w niebo~ Ależ drogi st~ler:, wznos~~ _się dwa słaVIne pomniki, Franciszka II go, Gordonie . . . ozwał się niechętnie. księcia Bretanu 1 generała Lamoriciere. P1erwszy jest za- A więc ją lubisz? by~kiem. odrod~enia, miłuj ąc ego się w allegoryach. w wy- Nie, odparł Bernard. konczemu drob1azgowem, drugi, chociaż w ostatnich latach - Otóż to właśnie wiedzieć pragnąłem, wdzięczny ci neszego wieku wystawiony, przenosi nas w najpiękniejszlł ..jestem za tak szczerą odpowiedź. epokę klasycyzmu greckiego: pierwszy jest utworem rze. ·- Ale ja wcale wdzięczny ci nie jestem za twoje pyźbia~za Michała Colomb, żyjącego na początku XVI w. Mam nadzieję, nie zechcesz . .. drugi_ wyszedł z ~łuta yowszechnie dzisiaj znanego Pawła f - A więc nie lubisz jej? badawczo nalegał przyjaciel. Dub01s. Oba maJą związek o tyle, że w czterech ich ką­ - Czy sądzisz, że nie można jej 11awet nie lubić? potach znajdują si~ olbrzymie figury. Ależ o ile dla mnie chwycił Bernard. . przewyższa bretońskiego mi~trza twórca fiorenckirgo śpie­ - Ą jakże, ale· chciałbyl.ll wiedzieć, czem zasłużyła wakll:" i "Ewy l" Prosto~ ~a~sze b~dzi~ niezbędnym wana · twą mełaskę. Jaki dała ci powód? • runkiem głęb~z~go natchmema 1 w estetyce prawidłem pi~­ - Skoro chcesz, powiem ci, że starałem się podbić kna. Może mejedna z mych czytelniczek w1dzjała pomnik jej setce i .dała mi policzek. Lamoricier'a. Znajdował się howirm na ostatniej wystawie ' - Kusicielu! zawołał Gordon. paryzkiej w pawilonie sztuk pięknych. Generał spoczywa na - Naturalnie mówię w znaczeniu przenośnem._- śmiertelne~ łożu, r_ęce jego ściskają krzyż, głowa pogrl!żona - Starałeś się rozmiłować ją? .. . w twardości snu Wiecznego, oczy zwracają si~J jeszcze ku - I dostałem 'moralny policzek , zaśmiał siP Bernard. niebu.' Ci~ło, łoże i baldachim1 nad niemi si~ wznoszl!cy, t ~ ~

l

" 1allif.

J.

http://sbc.wbp.kielce.pl/

1

277 wyciosane



w

białym

kararyjskim marmurze, kolumny

zaś, łączące górną i dolną CZIJŚĆ grobowca, doryckiego stylu odbijają kirem czarnego marmuru. Pod każdą kolumną, na czterech krańcach pomnika, stoją poniżej ulane z bronzu figury, przedstawiające z jednej strony: sił!J i wiarę, z dru.: giej: bistoryą i miłość. Siła w postaci wojownika zanadto przypomina arcydzieło Michała Anioła w kaplicy Medyceuszów, choć i tu przebija samoistność artysty. Ale co za powaga w historyi, prawd~J, choć spóźnioną, wiecznie zapisującej ! co za polot w tej nadpowietrznej postaci wiary l co za słodycz i spokój w tej miłości matczynej, d wom niemowi~Jtom piersi uchy łającej ! Za długobym si~J unosił, wi~JC wolę wyrwać się zachwytowi, boć przecie zapowiedziałem, że z brzegów morza piszę, a nie ze stopni grobowca, jakkolwiek wspaniałego. Z Nantes do Oceanu po lewej stronie Loary nie dłu:lej, jak dwie godziny jazdy koleją. Już słońce zniżało sitl ku zachodowi. gdym stanął w Pornic, stacyi najwi«;JCPj ucz~J­ szczanej tej części wybrzeża. Gdyby nie niebo, które się chmurzyło, gdyby nie wicher, zapowiadający burzę, bijący w twarz, napełniający usta i nos silnym, solnym zapachem, z łatwem wysileniem wyobraźni, mógłbym był uwierzyć, że

jestem w Nicei. Tu, jak tam, nad odnogą wznoszą się eleganckie wille; tu, jak tam, droga ubita w skałach, wisząca nad wodami, tu, jak tam wreszcie, rozłożyste konary drzew domy w cieniach swych ukrywaj ą. Ale Nicea ma jaskrawość niebios, szmaragdowe tonie, ma ciągły widok nieskoń­ czoności morza, a Pornic tern się rzeczywiście odznacza, że w niem właściwie morza nie ma ; aby je ujrzeć w całej grozie i okazałości, trzeba drogą okrążyć to półkole, którego tak zwana p o i n t e d e S t. G i l d a s koło Prefailles z jednej ~trony, a Beauvoir-sur-mer z drugiej, są przeciwneroi krańcami, jak dwa roi!i półksiężyca. Nazajutrz wyruszyłem wi!JC do St. Gildas. Zapowiedziana burza w szalonym pędzie w jednej nocy ogromną przestrzeń przebiegła. Nigdy nie zapomnę tego widoku, gdym stanął na S7Jzycie śpiczastych skał. Tu staczał się wieczny bój mię­ ·jzy lądem, a wodą. Skały, niby ostrzem dzidy rozdzierały fale, a fale bałwanami pięćdziesięciu przeszło stóp wysokości waląc się jedna za drugieroi i rycząc spienione, wściekłe w swej niemocy, rozbijały się o skały. W dali, w mgle szarej zatoki rysowała się podobna do olbrzymiego potworu wyspa Noirmoutier. Ktoś mi był przy wyjeździe poradził, abym zwiedził tę wyspę. Nie przedstawiała mi sit] ona wprawdzie nadzwyczaj uroczo, ale coś m:t~ie ciągnęło ku tym ślepym * 6ałwanom, ich bezskuteczny gniew draźnił mnie, pragnąłem w dumie ludzkiej, wolą ludzką kierować ich siłą; wiedziałem zresztą, że z Pornic nie _więcej, ja~ pięć kwad~ansy prze~ prawy i niebawem zwróclłe~ kroki_ ku ~ortowi. Wzdłuz lądu majtkowie ze złożoneroi rę~am1, z faJ~ą w ustach patrzeli filozoficznie na srożącą s1ę . burzę, Ich towarzyszkiJ: tak niegdyś Sokrates znos~ł gniew Xa_ntypy.. Pytam: któż z was wyruszy do Noirmoutwr?- O! medośw1adczony rzeczy morskich Pary~aninie! ... z ~azu spostrzegam na _twarzach szyderczy uśmiech, zwolna Jeden ~ marynarzy faJk~ ~ ust wyciąga, pluje mi pod nogi i chrypl~wym głos~m od powJada: Kto wyruszy? nikt nie wyr~szy, WICher p~dz1 prost~, chyba jeden Savajou i to jeszcze mepe_wne! ... NI~ mogę s1ę na,yet dopytać, kto jest Savajou? gdzie go szukac? bo wszystkich oczy zwracają si~ ku zatoce. Dwum~s~towy .s~atek, ~oły~any szalenie, rzucany po skałach, ze ~wmwnem~ zag,!ami, gm~ł. Nagle dolatuje mnie krzyki: "Sav_aJOU! SavaJOU l_ ~ódk~ Jakaś płynęła ku okrętowi. W ~Iesp_ełna dwadzieśCia mmut dotarła do rozbitków zabrała 1ch 1 wśród hucznych oklasków odd;1ła stałemu' lądowi trzech do nit~i pr~emokłycb młodzieńców z Nantes takich marynarzy, Jak Ja. Tymczasem okr~Jt na przeciwnej stronie po_chylony . kołysał się, uderzając o skały. Przypatrywał~m SI~ SavaJOU. Był to dwudziestopi~cioletni, piękny chłopiec, o rysach !egularn~c~, o dużych, czarnych oczach. opalony, zmyty Jak kam1~n, którego wygładziły fale. S~romny w swym ~rum~e, zmkł mi niedługo z oczu, a z n:-m, P!zyznam, SI~ zn~kł ta~że _mój zapał do morskiej przeJażdżki. Zresztą do Noirmoutier dotrzeć też moma lądem przy odpływie morza, droga tylko

w takim razie przybiera rozmiary długiej podróży, bo oprócz kolei, wiodącej napowrót do staeyi Bourgneuf, pozostaje jeszcze pięć godzin jazdy dyliżansem. ·' Chciałem si~J. przekonać naocznie o tym ósmym cudzie świata i gdy w przepełnionym hotelu w Pornic zaledwo komórkę dostać mogłem, zabrałem tłomoczek i wyruszyłem pierwszym pociągiem do Bourgneuf. Nieszczęście z wicbrami za mną pędziło. Wysiadając na dworcu, dowiaduję sitl, że dyliżan s dopiero nazajutrz rano odchodzi. Miła perspektywa ! wieczór i noc całą w tej n~dznej przepędzić mieścinie! Nastręczają mi na kolei hotel "Konia białego." Dalej więc do konia białego! Tu miałem doświadczyć prawdy przysłowia, że fortuna przychodzi nam we śnie, to jest w chwili, gdy o niej najmniej marzymy. Hotel "Konia białego" jest hotelem, jakich wi~cej już nie ma. Gospodyni gruba, tłusta, w śpiczastym, białym czepku, wygląda jak burak, syn całkiem do niej podobny, ale oboje szczerzy, uśmiechnięci, pragnąc nieba przychylić swym gościom. • W kuchni na kominie ogień huczy; nad ogniem rożen, na k~órym rumiana obra~a. si!J kur~ ; w dziedzińcu, obrosłym wmngradem, koguty pieJą, gołtJbie gruchają, a ze stojącego wozu świeże snopki siana ·ożywiają nas miłym zapachem. Przed nami stół nakryty białym obrusem, na nim stare ru- I eńskie talerze; wszystko się świeci, prawdziwy flamandzki ! obrazek! _z kuchni poży"niejsze jeszcze o~ siana dolatują zapachy; Siadamy w czterech do stołu. Obiad wyśmienity· ~boć łowy nieotwarte, podają zają?a, prze_Piórki, kuropatwy ! 1 owę złotą kurę; cena dwa franki. NazaJutrz, pożegnawszy , poczciwych gospodarzy, siadamy w żółtą budę, ale że dobre miejsca nam się dostały na przodzie w tak zwanem c o u p e więc JJrzynajmniej krajobraz mamy przed sobą. Dzień byl pochmurny; nao koło rozciągała się pła:;;zcyzna; tak daleko jak okiem dosięgnąć, ani jednf'go drzewa : tu i owdzie fol~'1 warczki i chałupki gliniane o dachu słomianym gdzie się wilgoć szarym mchem rozkłada, a orl czasu do ~zasu ukazuje się l!lorze, niby złączone z niebem. Te pola, te strzechy ubogte, nawet te wozy dr11biaste, które ciągną się po drodze, ~arrzężone wołami, wiozące różne przyprawy rolne, a zostawiaJące za sobą zapach torfu, przypominają mi kochaną Polskę, wielkopobkie niziny - i myślę, że dziwne te losy, które w kilku dniach przeniosą mnie z teao krańca 0 starego świata w przeciwne kresy wschodnie! Opuściliśmy Bretanią i jesteśmy w Vendei: deszcz ~aczyna padać, srebrzysty, cien~i, coraz gęstszy jednak' 1 przez stłuczoną szybę gnany wiatrem, kłuje nas w twarz ~akby ~~ilkami: Odd!cba~y silne~ powietrzem, po jednej 1 drugieJ strome drogi rozc~ągają Się strugi wodne, rzekłbyś, prz~roczys_te _ zag?ny. Pom1ę~zy strugami wznoszą się w nieskonczoneJ l1czb1e kopce b iałe, złożone z soli, zebranej ~ z strug, a nadzwyczaj obfitej tego roku. Dojeżdżamy dÓ popasu w Beauvoir-sur-mer. Dyliżans czeka zaprzężony i słychać głos: siadajcie panowie! nie ma czasu do stracenia_, morze )Jrz!pływa}.: Jakoż nie ~inął 'kwadrans i wjeżdzamy na_ Goa .. Goa_ Jeat groblą mezbyt szeroką, łączącą wyspę N01rmout1er z _stałym lądem; wzdłuż ciągną się słupy telegraficzne w oddaleniu mniej witlcej stu kroków jedne od drugich, tak zwane p o i n t s d e r e f u g e a ~chody na kształt drabiny prowadzą na platformę, otocz~ną zelazną kratą. Tu za:;koezony wędrownik może czekać na odp~yw _morsk_i. 'Y inszuj~, ale nie zazdroszczę! W prawdzie me~ezp1ecz~ns~wa me b!ło; wypadki w ogóle bywają nadzwyczaJ rzadkie 1 tylko medoświadczeni prostaczkowie płacą haracz cb~iwoś_ci_ morski~go potworu. Furman pokazał nam właśme mieJSCe, gdzie zatonęły dwie dziewczyny z po~lizkiej w~oski. Wyjecbały były same na wozie, zaprz~zonym w Je?nego stareg(} konia; grobla, którą wiatr osusza , ~zas~m1 bywa okryta _błotem i wodą tak, że jej ~rzegu me UJ~zysz; t~k było ~ tym razem : koń zboczył 1 ugrązł, a meszczęśhwe strac1ły zmysły opuściły cuale . pote~ _ze~koc~ył~ z wozu, ch~c si~ ucie~zką ratować, ~l~ f~le ~uz s1ę ~uenily, otoczyły ~1eboraczki i zawarły si~ nad meiD_I. Naza:Ju~r~ przy odpł~w1e zn~Ieziono trupy. Smutna to historya 1 c1ęzko nam s1ę :zrobiło na ser n! Poczeiwe koniska, jak gdyby to czuły, zniżywszy łby zmoCZtme, przy-

http://sbc.wbp.kielce.pl/

278 spieszyły kroku. Niedługo stanęliśmy na wyspie. Noirmoutier ma trzy mi.le długości, siedm obwodu, trzy parafie i gminy, ośm tysięcy mieszkaańców. Miasto samo, choć -stare. jednak niepokaźne . Zamek, na ruinach op~ctwa Benedyktynów wzniesiony, przybiera jeszcze kształty średniowiecznej budowy, kościół, założony w 656 roku przez czarnych mnichów (Benedyktynów), skąd nazwa wyspy, pr.leszedł w XVII wieku pod zarząd reformatów. Dziś jest to zwykła parafia, a nawet dość uboga. Osuszywszy się w hotelu, zwiedziwszy zamek i kościół, w których nic do zwiedzenia nie było, spieszę na brzeg morza i do sławnego na całem wybrzeżu lasku, (bois de la Chaise) skąd zapowiedziany przepyszny widok ma mi być wynagrodzeniem za przebytą pięci•o godzinną, deszczową przejażdżkę. Słońce witało mnie , wyglądając zpoza szarych chmur, które · wiatr coraz bardziej rozdzierał i pchał ku morzu. Po drodze ubitej świeciły tu · i owdzie bagniska, okryte śronem białej soli. Już dochodziła mnie woń lasów, już dęby i sosny stawały po drodze w przedniej straży bor~, a otóż niedługo i sam bór! Ale przede mną otwiera się bezdenna przepaść .... Czy to niebo, czy woda'? Na prawo, na lewo, po brzegach szosy i dalej w głębi lasu, pokazują się wille, czerwona dacbó wka świeci w zieloności drzew; ws~ędzie budują, lub kończą budować. Jeszcze sto kroków . . . i tym razem wyraźnie już ukazuje się morze! Stawa m 'Y z~­ chwyceniu i rzadko piękniejszy obraz przesunął mi s1ę przed oczyma. N aprze ci wko mnie ocean przeroczysty, spokojny jak jezioro ; ciche jego fale odkrywają od czasu do czasu piasek złotJ, miękki, gdyby aksamit, z każdej strony lasu, tu sosny, tam dęby. Zda się, iż to Fontainebleau, przeniesione na brzeg oceanu, z sweroi skałami, z swą bogatą i woniejącą florą. Na lewo jakaś forteczka, na prawo latarnia nadbrzeżnego telegrafu, oko przenosi się z jednego punktu na drugi, a zawsze wraca, by svocząć na morzu, tak pięknem, tak cichem pQ swych wczorajszych szałach. Domy w Pornic bieleją w . oddali: tam widzisz skały S~. Gildas, w fioletowej mgle roztopione,· a naprzrciwnym ·WIdnokręgu dzwonnica kościoła w Beauvoir zdaje się z wód wyskakiwać. Okr~ta, łodzie, które burza w niewoli trzymała, rozwijają ze wszech stron żagle; podobne do skrzydeł łabędzi; jaskrawe kostiumy kąpiących się gości odbijają się na niebieskiero tle morza. Nie mog!c) się oderwać od tego widokU:; zresztą wszyscy odczuwają ten sam urok. Niebawem zmrok zapadł i gwiazdy ~apalają się po niebie, migocąc, a ich blasku nie gaszą ognie latarni, rzucającej po niebie promienie długie, jak ogon komety. Morze coraz bardziej schodzi, fale zostawiają na pias.ku białawą frędzlę, szum ich w oddaleniu ma coś tęschnego i miłosnego zarazem ... Jutro daleko mnie od nich pociągnie, ale nadzieja w człowieku jest nieskończona, jak bezmiar oceanu i ciągle w~·aca do serca tak, jak fal przypływ. Zatem i ja powrócę, Jak one wracają. Nie żegnam ną. zawsze. . . . W.

. Pismo nasze, jako dwutygodniowe, nie zdołało

\V wła­

ścnvym czasie zamieścić opisu uroczystości wielkiego znaczenia w świecie katolickim uroczystości, odbytych na cze ~ śś. Apostołów Cyryla i etodego, na którą pospieszyli_ z stron dalekich Słowianie, tak przedstawiciele całej

kościelnej hierarchii, jak i wszelkich warstw społecznych. Dokładność szczegółów, z jakieroi pisma nasze codzienne kreśl~ obszerne w tej sprawie artykuły, wstrzymywała

nas az do~ąd ~d powtarzania znanych już publiczności opisów, są~y Jednak, że nie mogąc pominąć tego zupełnie, więc_ chociaż. dzisiaj, gdy jui pierwsze wrażenia się zatarły, godzi ~am się poruszyć znowu ten przedmiot i przypomnieć czytelnik_om. naszym &:kt tyle doniosły w dziejach kościoła. Zap~SUJemy tutaJ z tych trzydnio,vych uroczystoćci chociaż Jeden ustęp, gdy d. 5 lipca b. r. Papież stanął po:.

śród pielgrzymów, słuchał ich i przemawiał z ojcowską dobrocią. Leon XIII okazał niemniejszą łaskawość wiernym synom kościoła od tej, która pozostaje 'vyryta w sercach i pamięci z czasów śp. Piusa IX. Zastęp pielgrzymów wynosił przeszło 1400-tu, a że i ciekawych miejscowych było niemało, nie mówiąc jui o dostojnika kościołach i ludziach niezbędnych' przy tej uroczystości, łatwo pojąć ciżbę mimo obszerności sali w facyacie kościoła św . Piotra. Zbita ta masa stanowiła tło malownicze, na którern ukazać się miała postać ojca św. Pośród rozsianej tu i owdzie czerni zwykłych ubrań, przemagały stroje Słoweń­ ców, Dalmatów, Bośniaków, Hercogowińców i Polaków, a

obok naszych karabeli u innych widziano za pasem pistolety, lub kindżały w bogatej oprawie. Pomiędzy tą rzeszą na pół zbrojną przesuwali się w płaszczach z frezami camerierowie, biskupi w fioletach i purpury kardynalskie, przed którymi ustępowali Szwajcarowie umundurowani, składa­ jący przyboczną straż Papieża.

Kiedy już wszyscy byli na miejscu, oczekując jego przybycia usłyszano przy drzwiach stuk halabard o podłogę i otóż ukazuje się niesiony w wspaniałej lektyce Leon XIII. Gną się na widok jego głowy i uchylają kolana, po gwarnej rozmowie zapanowała nagle cisza. - Zaniesiono go przed tron, przygotowany w głębi sali; po bokach były siedzenia dla purpuratów, przed nim tłum zebranych. Zasiadłszy ojciec św. na majestacie, powiodł okiem po wiernych, przybyłych z tak daleka, aby stanąć przed stolicą jego; widocznie do gł~bi był wzruszony. Postać jego odpowiada wyobrażeniu o najwyższym kapłanie według tego, jak ją nakreślają uczestnicy pielgrzymki. Głowa okryta srebrną siwizną, twarz biała, jak z marmuru, ożpviona oczyma pełneroi głębokiego spojrzenia i mądrości. Wysoki bardzo, wątły, niepochylony jednakże, pełen życia, w ruchach i słowie okazuje zadziwiającą energią. Biała sutanna dopełnia tej uduchowionej nad wyraz zewnętrzności najwyższego naczelnika kościoła. Po przemówieniu biskupa Diakovaru, Strossmayera, Kroaty, w imieniu Słowian, których przedstawiali przybyli pielgrzymi, powstał z tronu Ojciec św. i także przemówił. Z początku gło em przyciszonym, jak opowiadają świad­ kowie, ale w miarę, jak mówił, głos staje się mocniejszym i pozwala słyszeć każde słowo. A każde z tych słów nosi piętno świeżej, tylko co sformułowanej myśli tętniącego w tej chwili uczucia - ani jedno nie jest marne, lub zbyteczne, ani jedno dla ozdoby, dla okrągłości, okresu; każde coś znaczy i każde waży. Mowę swoję dość długą zakończył temi słowy: "Wracajcie do ziemi swojej, a coście w Rzvmie widzieli i sły­ szeli, to braciom swoim powiedzcie. świadczcie przed nimi, że wszystkie szlachetne słowiańskie ludy ojcowską obejmujemy miłością: a niczego bardziej dla nich nie pragniemy, jak aby w niewzruszonej i niezwyciężonej kościoła katolickiego wierze ze wszystkich sił się trzymali." Potem silnym głosem wypowiedział słowa błogosł!i­ wieństwa, · znacząc krzyż wyciągniętą ręką na wszystkie strony świata. Obe~~' pochylając głowy, upadają na kolana, a całe duchowienstwo głośnym śpiewa chórem. Po chwili rozpoczyna się ceremonia ucałowania nogi Ojca . ś"!· siedzącego na tronie. Naprzód przypuszczeni ci, co mi eh składać adresy, w asystencyi poważniejszych swych ziomków. Kardynał Ledóchowski stał przy tronie i -.,vywoływał deputacye alfabetycznym porządkiem według nazwy krajów - stąd Bośniacy, a za nimi Bułgarzy byli najpierwsi. Przyszła ku końcowi kolej i na Polaków; biskupi Dunajewsk~ ~ Janiszews~ idą naprzód, za nimi Kazimirz Chłapows_ki 1 Adam_ Sapieha, składając adresy : pierwszy z Poznańsk1ego, drug1 z Galicyi. Trwa ta. ceremonia dość długo, każdy klęka, całuje Ojca św. w nogę, dostaje błogo­ sławieństwo, a źadnega Papież nie puści żeby z nim nie pomó,~ł. Z kol~i przystępują i inni pielgrzymi do tej ceremorni ; z Poznansh'lego kardynał Ledóchowski znał każdego, zalecał i wymieniał nazwisko, a widać było na nim i na. Papieżu wzruszenie, kiedy przedstawiając Dr. Bojanowskiego

http://sbc.wbp.kielce.pl/

-\ 279 z Kościana, opowiadał, jak wraz z żoną odsiadywał wi~zie­ nie za sprawy kościelile i ponosił rozmaite prześladowania. Ojciec św. kl~czącego Dr. Bojanowskiego objął ramionami, przyciągnął do siebie i uściskał. I tak z gł~bi sali, dość długo płynęła ta powódź ludzka do stóp Ojca chrześciań­ stwa, nie chciał puścić ani jednego, błogosławiąc wszystkich. W małej liczbie były i kobiety, po cz~ści żony i córki unickich ksi~ży. Wśród włościan podlascy Unici z najgł~bszem wzruszeniem klękali, a niewątpliwie ojcowskie serce Papieża do głębi było przejęte na wspomnienie wi elkości ich wiary i ofiarności. Wszyscy pod wrażeniem tego wielkiego aktu z wysoko nastrojonem uczuciem opuszczali miejsce, w którem usły­ szeli , że: B ó g c h o w a S ł o w i a n d o p i ~ k n y c h przeznaczeń!

Jj jeszcze porze letniej. w sezonie kąpielowym nic z tego wszystkiego nie widział. Personał teatrowy wyjechał z rychłą wiosną do warszawskiego Belle- vue i nie powróci stamtąd, jak słychać, chyba na końcu października. Koncertów dawno nie mieliśmy i ni e mamy, a za jak nieszczególnie muzykalnych musimy uchod;~,ić, dowodem i to, że młoda, a wiele obiecująca śpiewaczka nasza, panna Walerya Jasińska, zaszczyciła bytnością swoją kilka mia st prowincyonalnych, a stolicę Księstwa, gród ChrobrPgo i Przemysława, pominęła. . Odczytów mieliśmy prawda w czerwcu i na początku hpca kilka, lecz były to odczyty gramatyczne , zatem bardzo poważne i uczone. Mam wprawdzie głębokie przekonanie, że czytelniczki "Dwutygodnika" przenoszą rzeczy po~ ważne i uczone nad lekkie błahostki, lecz mimo to treści owych prelekcyi nie dotknę ani słowem, wiedząc, jak nudzą ogół czytelników naszych subtelności wszelkie, a zwłaszcza gramatyczne. . -·~... O balach, redutach i tym podobnych zabawach i roz: rywkach ani wspomnieć, bo dla nich aui pory obecnie, an1 żywiołów nie ma. Nadejdzie wszakże czas, a już początek LITE~ACKI BIEŻACE. jego blizki, w którym i tu życie zadrga i, miejmy nadziejEJ, nie popadnie w stan chorobliwy. - Rozszerzanie protestantyzmu w ziemiach polskich pod · Pod wielu wi~c wzgl~dami Poznań w sezonie latowym nie objawił ruchu, lecz myliłby sie, ktoby sądził, że towa- rządem pruskim w XVII. i XVIII. wieku napisał ks. Wł. Chotwarzyskie społeczeństwa poznańskiego życie w zupełnem, kowski, lic. św. teol. Poznań u Jarosława Leitgebra 1881. Obejmuje pr~ed~o~ę i 4 wie~e rozdziały: I. Prusy ksią­ że tak powiem , pogrążone było uśpieniu. Przeci wn~e pora majówek i zabaw letnich była w tym. roku nierów_m~ bar- żęce. II. Z1em1a· eroborska 1 Bytowska. III. Starostwo drahimskie. IV. Opactwo paradyzkie. dziej ożywioną, niż po inne lata. N1e było w mieSH!?ach - Dzieje święte w skróceniu opowiedziane przez dra. czerwcu i lipcu ani jednej niedzieli , ani jednego św1~ta, J. Sc~ustera. Przekła~ z języka niemieckiego, wydanie w któremby nie odbyła siEJ wycieczka do okolicznych parków, ogrodów i lasków; owszem kilka to\Tarzystw równ?- . ozdobwne 46 obrazkaiDI, przeznaczone dla oddziału niższego szkół ludowych. W Frejburgu w Badenii, nakł. Herdera cześnie w kilku bawiło si~ miejscach. Były to przeważme zabawy towarzyskie kół przemysłowych poznańskich - ~]e 1881. - K~iążecz~a t.'\, zawierająca _stary i nmvy testajest też to zupełnie natural!lą rzeczą. P~znań jest. ~rz~c1e: ment, odpow1ad_a metylko w zupełności swojemu zadaniu,1 al~ n_adto uzn~Jemy J~ w og?le .za najstósowniejszą dla miastem - może pod w1elu wzgl~dam1 "małomieJSkiem - i ludność jego - ·przynajmniej polska - skł~da si~ pr_z': dzieCI, zaczynaJących s1ę uczyc hiStoryi św. Opowiadanie - ważnie z klasy przemysłowej, która zwykle naJpochopmeJ- ja.sne i łatwe, język staranny i czysty, rzecz cała zebrana

.PRZE GLAD

I SPRAWY

http://sbc.wbp.kielce.pl/

280 w krótkości a jednak całkiem wystarczająco dla młodziut­ . kiego "ieku', powinny zrobić_ tę ~~iążkę także · p~żądan_ą w wychowl\niu domowe~, _mianowiCie matkom, ktore zaJmują się same nauką dzieci. _ Wydawnictwo Towarzyslwa pedagogiczneg.o we Lwowie dało nam zpowu kilka pożytecznych kSiążek d ~ ~ młodzi e ż y, a . zwła~zcza: "R ~~a 9 p a t r z~ o ś ~I, powiastka przez Franciszka W ahgo~ki_ego; "P 1 e ś n o szkol e" przez Zdzi sława · Onyszkiewicza; "?-a węd Y • d z i a d. u n i a" napisał Romuald Starkel, a napisał w sposób zajmujący, przystępny i oświecający; zn~komita pedagogiczna rutyna przebija tu w całym układzie. - z nad brzegów północnego morza P.rzez He~ry~a Mtildnera. Kraków 1881. - Autor zapoznaJe nas gło~vme z mało znaną wyspą Sylt i mni~j .nam jeszcz~ zn.anemi ką­ pielami morskieroi tamże; właści wie są to zaJmnJą.ce wspomnienia i wrazenia z podróży. - Towarzystwo Tatrzańskie wydało· nakładem swoim Pamiętnik na rok 1881 w .Krako~v~e, w ?rukar~ Anczyca, poświęcony_ w dowód wdz1ęcznosc1 za dzia~alnośc. - około rozwoju Towarzystwa honorowem~ o~ol!ko~I swojemu, posłowi naszemu,. p. K. Kan~kow1.,. Pamiętnik ozd?Qiony jest kilh"U rycinami, czę~ć I. zaw~era rozne ,spi:awozdan:-a Towarzy~twa, w n-ej znaduJemy opisy tatrzanskiC~ okoli~, powiastkę Zacharyasie":icza . i ~rtykuły o florz~ 1 fau~Ie stron tamtych. · Wydame książki sta~a~me; w..og?le ~allllę­ tnik ten świadczy o pilnej czynności 1 roz:VIJ~lll;u SI~ Towarzystwa, którego cel piękny coraz to więceJ Jednac mu członków powinien.

*



*

- We Wł oszech w Liworno umarł d. 30 z. m. najsła­ wniejszy z nowożytnych włoskich: dramatyczny pisarz, p i o t r C o s s'a. Ostatnim jego dramatem są : "N e a p o1 i_t ań czy c y" z r. 1789. Sta~y Rzym i_ wieki śr~d~ie · dostarczały dziełom jego. głó~me, przedm~otu, Kazu;mrz . Kaszewski tłomaczył z mch. n~ektore na Język P?lski_, .a najwięk!:izą ich zal~~ą , .że . uiiDa~ Coss~ r~eczy .meświ~ze j wyczerpane uczymc zaJmuJącenu. UmieraJąc, nna~ lat :>1, lubił życie wesołe i rozrzucone, co prawdopodobme przyspieszyło jego koniec. · . - Hawajski kró!, Kalakaua . I, . który, jak ''.'iadomo, odbywa obecnie podroż po En:.opie,. Jest po~obno h~erat~m i pisuje nietylko w języku kraJO'•V)Jll, .ale 1 ~v angielskim. Układa poezye, a zarazem ~a byc wydawcą 1 współpraco­ wnikiem gazety, wychodząceJ w Honolulu. - Ziomek nasz, p. M ac h a l s k i, który to udoskonalił telefon, ma obecnie sposobność sprzedać go~ pewnemu Towarzystwu angielskiemu za wysoką sumę . 2:>0,000 franków.

Telefon ten na wystawie elektrycznej w Paryżu zwrócił na siebie powszechną uwagę, odbywano z nim próbę w przytomnośc,i p. Dumoncel, pr_ofesora fizyki i członk~ naukowego instytutu i ogólnie przyznano mu palmę pierwszeń­ stwa pomiędzy wszystkieroi telefonami, znaneroi dotychczas.

Łamiglówka . Sylaby:

a, a, a, aa, al, ·bak, bo, bon, bor, bia, biu, ca, ci, da, do, dorf, clult, e, e, e, e, el, er, fał, fer, go, gład, i, i, i, i, in, ja, ja, lm, kcy, ker, ki, ki, ki, ko lab, li, lir, lew, lew, le, le, lm), lont, ła, łob, me, mi, mi, mu, na, na, nes, ni, ni, nie, .niec, niec·, nik, nil, rro, no, nu, o, o, o, o, o, o, ol, on~ pir, ra, ra, ra, ri, ro, ron, ry, ry, rzy, sa, se, se, ses, sław, son, ste, sto, ston, ta, tarz, te, to, ty, tyk, u, um, um, wo, wi, Ya, za, za, ze, ziar, zów, zma, zwie. Znaczenie wyrazów :

,

Bohater powie ś ci j ednej współczesnej polskiej autorki - 2. Arcykapfan izraelski - 3. Nazwisko słynnej śpiewaczki - 4. Bfugoslawiony biskup Polak - 5 Nazwisko prowincyi na półwy­ spie Tureckim - 6. Tytuł pamią tkowego polskiego pisma - 7. Osobistość z poezyi Mickiewicza - 8. Miasto w Ks. Pozn. - 9. Śpiewak dawnych czasów - 10. Nieszczęśliwa ofiara zazdrości w starym zakonie- 11. Papiery finansowe - 12:- Napoje rozgrzewaj ące - 13. Imię męzkie słowiańskie - 14. Przesąd - 15. Kró lowa w starożytno ści - 16. Czę:;ć mszy ś w. - 17. Przyrząd przy broni palnej. - 18. Liczebnik - 19. Nazwa Boga w obcym ję­ zyku. - 20. Pokolenie żydowskie. - 21. Lekarstwo przykre_ w skutkach. - 22. Ozdoba miast i wielkich posiadtości. - 23. Jeden z Stanów Zjednoczonych. - 24. Tytuł opery i tregedyi. - -25. Anglik głoś ny w dzisiajszej polityce. - 26 Wódz w czasie gminoruchów. - 27. Znakornity rzeźbiarz. - 28. Niezbędne w kościele. - 29. Przyjemna zabawa. - 30. Jed·n a z konstelacyi. - 3l. ~Iiejsce bitwy w wojnie 30-!etniej. - 32. Lingwista i autor. - 33. Znane kwiaty. - 34 Pozwolenie. - 35. Mą ż z wojny trojańskiej . - 36. Imię męzkie. . 37. Herb. - 38. Kobiety znane w staroż:>; tnej historyi. - 39. Mmsto pod Krakowem. - 40. Nauka piękna. - 41. Zbiór pamiątek i kosztownoś ci: l.

. Pierwsze. litery, c~ytan~ z gó ry do dofu, tworzą znane polskie prz:fsł~me, ostatme zas z dołu do góry powiedzą , kto je .utworzył 1 uzywal. Dwa najpierwsze rozwiązania z Poznania i z prowincyi

!lagro_dz_l.>n~ ~ostaną ~o~ugrafią w w i e 1 ki m formacie, przedstawia-'

JąCą. srn1erc >'W. Momkl podlng obrazu Ary Scheffera.

.

Od redakcyi. Z numerem dzisiajszym zakończając pierw~~y roc~nik ":J?wutygodnika dla kobiet," załączamy doń spis artykułów, zawartych w całym tomie. Pismo nasze wychodzie .będzie dal~J w tych samy c?, co d?tąd, warunkach. Dzięh"Ując serdecznie Szanownej Publiczności za okazywaną życzhw~ść, prosr~ny ? z~chowame na_m Jej nadal, a z naszej strony staraniem będzie wywiązywać się coraz umiejętniej z zadama, zapob1egac medostatkom 1 odpo"iadać coraz lepiej temu, czego społeczeństwo po nas oczekuje. Poj edyńcze numera z ubiegłegq_ roku, oraz całe roczniki za połowę ceny nabyć można zawsze w redakcyi. Od l października b. r. redakcya przenosi się na Piekary Nr. 16, I. piętro, do tego zaś czasu listy przedpłatę na rok przyszły i wszelkie zgłoszenia przyjmujemy pod dawnym naszym adresem. ' · · Ponie:-va~ pierwszy numer n.ast~p~go. ro~znik31 pr~ypada właśn~e na dzie~ 1 paźdz.~ ~vięc zwracamy uwagę , że zwłaszcza zapiSuJący na pocztach wmm s1ę pospieszyc, azeby potem me zachodziły pomyłki 1 niepo~dki. Naj pewniej jest złożyć prenumeratę wprost w redakcyi, która wtenczas może utrzymać kontrolę i zapobiegać nieporozumieniu. T r e ś ć: Listy z zagranicy J. I . Kraszewskiego. - Marya Stuart w history i i w literaturze przez Zoryana. (Koniec czę8ci I -szej) Zaufanie. Powieść Henryka. James. Przekfa.d z Angielskiego. (Ciąg d. nast.} - Korespondencya: Z nnd brzegów Oceanu- _ Ojciec św. wśród pielgrzymów. - Kronika miejscowa. - Przegląd literacki i sprawy . bieżące. - Łamigłówka. - ()Q reda.kcyi. Za nakład i redakcyą odpowiedzia~na Teresa Raduńska w Poznaniu.. -

Drukiem J. I. Kraszewskiego (Dr. W. !Jebińskil w P oznaniu.

http://sbc.wbp.kielce.pl/