Rozwodniku, Wielkanoc jest dla ciebie

Gazeta - Poznań Rozwodniku, Wielkanoc jest dla ciebie. Wywiad z Ojcem Marcinem Wrzosem OMI. Skoro co trzecie małżeństwo się rozpada, to Kościół nie ...
Author: Rafał Baran
0 downloads 0 Views 88KB Size
Gazeta - Poznań

Rozwodniku, Wielkanoc jest dla ciebie. Wywiad z Ojcem Marcinem Wrzosem OMI.

Skoro co trzecie małżeństwo się rozpada, to Kościół nie może tylko krzyczeć, że to samo zło mówi o. Marcin Wrzos.

Jak ojciec idzie w Wielki Piątek koło Okrąglaka (przyp. admin.: dawny dom towarowy w Poznaniu , obecnie budynek biurowo - usługowy) i widzi pełnego klientów McDonald's, to z przerażeniem robi znak krzyża i to lewą ręką? - Takie zgorszenie przeżyłbym wiele lat temu. Ale dziś po prostu przyjmuję do wiadomości, że nawet dla sporej części katolików jedzenie mięsa w Wielki Piątek to nic złego. Mam znajomego, który pracuje w poznańskim fast foodzie i często pytam go, jak to z tym postem jest. Nie zostawia mi złudzeń. Owszem, klientów w piątki czy w sam Wielki Piątek jest trochę mniej, ale generalnie nikt w tym biznesie nie narzeka. To po prostu znak naszych czasów. Korciło ojca, żeby wejść do takiego fast foodu i odprawić jakieś zbiorowe modlitwy? Może jakieś surowe kazanie, np. w galerii handlowej koło dworca PKP by się przydało? - Nie należę do tych księży, którzy uważają, że trzeba ludzi tylko stanowczo potępiać. Więcej można zdziałać tłumaczeniem, cierpliwością, życzliwością i spokojną rozmową. Może ktoś z tych ochrzczonych przecież ludzi jest na takim etapie swojej wiary, że potrzebuje czasu, by do pewnych rzeczy dojrzeć, by je zrozumieć i przetrawić - także do tego, żeby w Wielki Piątek ograniczyć jedzenie. Zamiast odprawiać jakieś egzorcyzmy, pielgrzymki pokutne, głosić kazania tylko potępiające, żyję nadzieją: może ktoś z nich za 10 czy 20 lat dojdzie do wniosku, że warto Wielki Piątek przeżyć inaczej. Nie będę nikogo przy ladzie pouczał i na nikogo krzyczał. Za to z ambony ojciec pewnie straszy biedne dusze pod groźbą kar piekielnych, że tego dnia można zjeść tylko jeden posiłek do sytości i dwa skromne. - Nikogo nie straszę (śmiech ). Ale przypominam o pewnych obowiązkach, jakie spoczywają na ludziach wierzących. Przecież nie będę z ambony nawoływał, żeby ludzie poszli tego dnia z wyprawą krzyżową do KFC czy Burger Kinga! Zresztą zdaję sobie sprawę, że ci, którzy przychodzą do kościoła, nie mają z postem problemów. Jego wagi nie dostrzegają ci, którzy są już od niego daleko. Dlaczego coraz więcej wiernych nawet w Wielki Piątek nie przestrzega podstawowych przykazań? - Modne jest teraz zrzucanie wszystkiego na postępującą laicyzację, medialne nagonki na Kościół itp. Mamy postawę taką: wszyscy są winni tylko nie ja sam. Wydaje mi się, że podstawowy problem, jaki ma wspólnota Kościoła, czyli duchowni i świeccy, to kłopot ze zwykłym

przekazywaniem wiary i to dotyczy przede wszystkim młodego pokolenia. Musimy im o Chrystusie mówić, pokazywać go w życiu, w taki sposób, żeby ci zrozumieli i przekonali się, jak ważny jest ten Wielki Piątek i następująca po nim Wielkanoc. To może rację mają ci, którzy postulują, by ten dzień był wolny od pracy? Zadzwoniłem kiedyś w Wielki Piątek z prośbą o komentarz do jednego posła, bynajmniej nie z partii uchodzącej za najbardziej konserwatywną, który mnie zbeształ. "Czy nie wie pan, jaki dziś jest dzień? Nie życzę sobie żadnych telefonów" - krzyczał jak opętany. Dodam tylko, że było około południa. - Nie jestem pewien, czy dzień ustawowo wolny od pracy sprawiłby, że nagle wszyscy pójdą do kościoła na nabożeństwo. Boję się, że wielu mogłoby traktować to jako kolejny dzień na zrobienie zakupów Polacy różnie reagują na takie wolne święta. Trzeba chyba szukać innych sposobów. Pracował ojciec na misjach, między innymi na Madagaskarze. Tam nie ma problemów z fast foodami, telewizją, zakupami. Wiernym łatwiej było przeżyć te ważne dla chrześcijan dni? - I tak, i nie. Na misjach nie ma tzw. szarej strefy kościelnej, a więc umownego "wierzącego, a niepraktykującego". Tam jeżeli ktoś podejmuje decyzję wiary, to jest naprawdę konsekwentny, kościoły są wypełnione. To na pewno ma też związek z tym, że w wielu afrykańskich miejscach brakuje prądu, komórek, internetu, więc liturgia nie ma większej konkurencji - że powiem tak trochę w sposób marketingowy. Natomiast jest trudniej, bo chrystianizacja trwa tam latami. Odbywa się poprzez tzw. inkulturację religii. Zatem na przykład niektóre elementy z ich obrządków pogrzebowych mają także swoje miejsce w liturgii Wielkiego Piątku. Np. ludzie wierzą w ostatnie błogosławieństwo udzielane przez zmarłego. Po śmierci unosi się całun z jego ciałem, pod którym przechodzi cała rodzina. I tak samo jest w kościele w Wielki Piątek. Przy wyjściu wierni przechodzą pod figurą Chrystusa. W ten sposób otrzymują od niego ostatnie błogosławieństwo. Wszystko po to, by jak najwięcej zrozumieli. Naszej europejskiej liturgii nie da się dokładnie przenieść do Afryki i nawet chyba nie o to chodzi. Ludziom na misjach łatwo przychodzi wiara w zmartwychwstałego Chrystusa? - Wbrew pozorom tak. We wszystkich kulturach świata - od Eskimosów począwszy, przez Amerykę Łacińską, na Afryce skończywszy - istnieje przekonanie, że śmierć to nie jest koniec. Dla jednych istnieje jakiś świat duchów, dla innych równoległy świat przodków. My także przecież wierzymy, że po śmierci nasze życie się nie kończy. I to ludzie na misjach przyjmują bez większego problemu. Na misjach też się chodzi do kościoła ze święconką? - W okrojonej wersji, ale potrawy też święciliśmy. Wszyscy wiemy, jaka sytuacja jest w Afryce, więc często było to poświęcenie przed liturgią jednego wybranego pokarmu. Ale to nie jest zwyczaj szeroko rozpowszechniony na całym świecie. Dla nas Polaków ma on duże znaczenie, ale już w Ameryce niekoniecznie. W Afryce, tam gdzie byłem, nie przywiązywało się do tego większej wagi. Dla wierzących Wielkanoc jest ważniejsza od Bożego Narodzenia. Dla innych, czy np. dla handlu, te święta nie są w ogóle marketingowe. Ma ojciec swoją opinię na temat wyższości jednych świąt nad drugimi?

- Sam długo dojrzewałem do tego, żeby Wielkanoc była dla mnie najważniejszym świętem. To wcale nie było takie łatwe. W Polsce te święta poprzedzone są 40 dniami Wielkiego Postu, który od razu kieruje nasze myśli na umartwienie, cierpiętnictwo i wyrzeczenia. Tymczasem w liturgii rzymskiej jest wyraźnie napisane, że to nie żaden Wielki Post tylko czas 40-dniowego przygotowania do świąt Wielkiej Nocy. To rozłożenie akcentów jest bardzo ważne, bo u nas w Polsce często uczy się, że to tylko post i smutek. A to nie musi tak wyglądać, bo przygotowanie to nie tylko umowny chleb i woda albo rezygnacja z dyskoteki w weekend. Może np. najważniejsze jest, żeby w tym czasie zdecydować się na spowiedź albo uczestniczyć w niedzielnych mszach św., jeśli ktoś ma z tym problem. Dobry i mądry kapłan wykorzysta ten czas na głoszenie ciekawych katechez, a nie politycznych kazań. Dopiero gdy sam to sobie uświadomiłem, że to przejście Jezusa ze śmierci do życia jest ważniejsze niż ckliwe kolędy na Boże Narodzenie, łatwiej mi mówić innym o koniecznym nawróceniu. Przygotowuję się do świąt w ten sposób, że chcę być lepszym człowiekiem. Staram się, mówiąc mocno po katolicku, przejść ze śmierci moich grzechów do wolności. I o to w tym wszystkim chodzi. To może my jednak przesadzamy z tym smutkiem w Wielki Piątek? Może nie powinien nas gorszyć show w telewizji zamiast drogi krzyżowej w Koloseum? - Ten dzień jest jednak specyficzny. Proszę zauważyć, bo niewielu ludzi zdaje sobie z tego sprawę, że od Wielkiego Czwartku do Wielkiej Soboty w Kościele katolickim trwa jedna liturgia. Msza św. w czwartek nie kończy się błogosławieństwem, liturgia w Wielki Piątek nie zaczyna się znakiem krzyża, podobnie jest w sobotę. Przez całe Triduum Paschalne trwa jedna wielka modlitwa i powinniśmy na ten czas nieco zwolnić i zastanowić się nad swoim życiem. "Jezus cierpi, umiera na krzyżu za nasze grzechy - zatrzymaj się i pomyśl" - to też dobra myśl. Dlatego cieszę się, gdy stacje radiowe grają tego dnia spokojniejszą muzykę, bo to znak, że ktoś ten dzień szanuje, nawet jeśli sam jest może niewierzący albo "wierzący a niepraktykujący". Oj, nie tak do końca Jak ojciec pójdzie odprawiać w Wielką Sobotę najważniejszą liturgię w roku, to Polsat pokaże, jak celebryci skaczą do wody w Termach Maltańskich. Tam ramówka się nie zmienia. - W Wielką Sobotę nie oglądam telewizji i szczerze to wszystkim polecam. Uważam, że wielkosobotni wieczór to jeszcze nie jest czas na tego typu rozrywkę. Ale nie będę się pastwił nad jakimś show. Oczywiście wolałbym, aby ludzie poszli na liturgię, ale każdy jest wolny i może dokonać odpowiedniego wyboru. Ja ten wybór będę szanował. Wierzy ojciec, że w Wielki Piątek i Wielkanoc można przeżyć w kościele prawdziwe nawrócenie? - To jest dobry na to czas. Nawet, jeśli kilka lat z różnych powodów nie byliśmy w kościele, bo np. jakiś ksiądz, czy inny wierzący nas do tego mocno zniechęcił. Nie bójmy się iść w te dni do spowiedzi. Jestem pod wrażeniem papieża Franciszka, który na samym początku pontyfikatu powiedział, że "Jezus nie męczy się przebaczaniem". Dużo miejsca w swoich homiliach poświęca troskliwemu i czułemu podejściu do ludzi. Kiedy mamy się tego nauczyć jak nie teraz? Jezus czy papież nigdy nie mówią, że katolik to jest ten, który drugiego ma wytykać palcem, sączyć jad czy udowadniać, że jest lepszy. Wierzący ma służyć drugiemu człowiekowi, pokazywać życiem czułą

miłość Boga. Ostatnio dużo się mówi o sytuacji ludzi rozwiedzionych w Kościele. Oni do spowiedzi nie pójdą, do komunii św. nie przystąpią, bo nie mogą. Jeśli już tak marketingowo sobie rozmawiamy, ma ojciec dla nich na ten czas jakąś świąteczną ofertę? - Pewnie, że mam. Znowu wrócę do Franciszka, który mówi, że Kościół jest szpitalem polowym, w którym mamy sobie wzajemnie opatrywać rany. On w ten sposób zwraca uwagę, że Kościół nie jest wcale dla ludzi idealnych. Nastolatek, który ma problemy z własną seksualnością, mówi sobie: "W Kościele mnie nie chcą, tylko potępiają". Podobnie rozumują może ci, co współżyją przed ślubem, używają antykoncepcji, są po rozwodzie Może i tak samo myślą osoby homoseksualne: "Kościół nas potępia, oni nas tam nie chcą". A to nie jest tak. Wspólnota Kościoła ma wszystkich wspierać w zmaganiu ze słabością. Bo przecież każdy z nas jest grzeszny. Jest jeden wyjątek - Maryja (śmiech ). Jeśli tak będziemy patrzeć na Kościół, to każdy znajdzie w nim swoje miejsce. Choć nie możesz przystępować do komunii św., to przyjdź na liturgię. Jesteś tak samo mile widziany. Masz na mszy św. szukać siły do tego, by być dobrym człowiekiem. Bardzo pięknie ojciec mówi, a obaj wiemy, że w praktyce często bywa z tym podejściem do ludzi rozwiedzionych bardzo różnie. - Może za rok, dwa Kościół znajdzie rozwiązanie dla ludzi rozwiedzionych, a żyjących w nowych związkach W ubiegłym roku był w Poznaniu pewien biskup - Polak pracujący w Brazylii - który opowiadał zdumionym księżom o tym, że hierarchowie z Ameryki Południowej przyjechali do Rzymu na synod o rodzinie z konkretnym pomysłem. Często jest tak, że w nowym związku małżeńskim tylko jedna strona jest po rozwodzie. A skoro jest w Kościele formuła ślubu osoby wierzącej z niewierzącą, to dlaczego nie zrobić podobnego rozwiązania w przypadku osób rozwiedzionych i choć jedna strona mogłaby przystępować do komunii św.? To nie jest oczywiście całościowe rozwikłanie tego delikatnego problemu, ale stanowi dowód na pewne poszukiwania. Sam jestem ciekawy, jak to będzie wyglądało. Żyjemy naprawdę w ciekawych czasach. Widzi ojciec potrzebę takich połowicznych rozwiązań? - Rozwody to jest poważny problem, skoro co trzecie małżeństwo się rozpada, to Kościół nie może tylko krzyczeć, że to samo zło. Musi coś zaproponować i tym ludziom pomóc. Musi zobaczyć w ich życiu też dobro. Przypomnę tylko, że jako pierwszy duszpasterstwo osób niesakramentalnych wprowadził w Polsce bp Karol Wojtyła. Nasz papież tyle mówił o obronie rodziny, a jednocześnie nie zapominał o tych, którym coś się w życiu nie udało. Ze świętami jest jeszcze jeden problem. Dlaczego wierni, którzy przychodzą w te dni do kościoła, obrywają za nie swoje winy? Idą do kościoła, by wzmocnić swoją wiarę, a słuchają o gender, aborcji i jeszcze dostają obuchem w głowę, że np. katolicy są leniwi. - Jest mi bardzo przykro, jeśli kogoś coś takiego spotkało. Taka retoryka surowego i bezrefleksyjnego napominania z ambony wynika po prostu z bezradności konkretnego księdza, który myśli sobie: "O, w święta przyjdzie więcej ludzi, to ja im o tym wszystkim powiem". Zresztą argumentu siły używają ci, którzy nie potrafią inaczej przekonać do swoich racji. Powtarzam -

bardziej przemówimy do ludzi, jeśli będziemy cieszyć się z tego, że oni w ogóle przyszli do kościoła, pokażemy im życzliwość, szacunek. Wówczas gdy pokażemy, jacy są dla nas ważni, a nie będziemy z ambony uderzali ich po głowie, że są tacy i owacy. Ja nie mam żadnych wątpliwości i wybieram tę pierwszą metodę. Ona jest bardziej ewangeliczna. A nie smuci się ojciec, jak widzi, że z roku na rok wiernych na Triduum Paschalnym ubywa? - Wiernych jest mniej i nie mam co do tego wątpliwości. Ale ci, którzy przychodzą, są z pewnością bardziej świadomymi katolikami. I zakończę znów trochę biznesowo: dziś jest tak, że jeśli ktoś inwestuje swój czas na rozwój duchowy, to na pewno nie robi tego dla "odfajkowania". Taki świadomy katolik nie jest już na siłę przywiązany do swojej parafii. Idzie tam, gdzie jest dobra liturgia albo lepsza oprawa muzyczna, czy też znakomicie przygotowane kazania. Czego ojciec życzy ludziom na ten świąteczny czas? - Żebyśmy czuli wsparcie Boga w naszym codziennym życiu. Byśmy dzięki temu byli spełnieni w życiu, domu, w pracy - wszędzie tam, gdzie jesteśmy. Rozmawiał : Tomasz Cylka

O. Marcin Wrzos (37 lat); rodowity Wielkopolanin, teolog misji, politolog i dziennikarz; od 18 lat jest zakonnikiem w Zgromadzeniu Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej; pracował w Poznaniu, Warszawie i na Madagaskarze. Obecnie mieszka w Poznaniu i szefuje wydawnictwu misyjnemu, Jest redaktorem naczelnym "Misyjnych Dróg" i istrony internetowej tegoż dwumiesięcznika, a także pomysłodawcą akcji „Misjonarz na post”.

Źródło tekstu: pobrano z profilu Oblaci Poznań portalu społecznościowego Facebook.