Porto Alegre Markado

Porto Alegre – Markado Nie wiem czy jest to port wesoły ( miasto założono pomiędzy 1740-45). Natomiast w stu procentach jestem przekonany że Placa de ...
3 downloads 0 Views 100KB Size
Porto Alegre – Markado Nie wiem czy jest to port wesoły ( miasto założono pomiędzy 1740-45). Natomiast w stu procentach jestem przekonany że Placa de Marcado i samo Mrcodo to bardzo wesołe miejsce przez 24 godziny. Plac ten wraz z halą typu sukiennic znajduje się w samym centrum miasta kolo porty prawie naturalnemu na rozlewisku Kaczego jeziora i delt kilku rzek doń wpadających. Na placu stoi budowla typu hangar zbudowana gdzieś około 1830 roku - Marcato. Naturalnie przeszedł on liczne modernizacje zwłaszcza żê zarówno ta budowla jak i rozległy plac wokół niego był parokrotnie zalewany przez wody jeziora nie mogącego odprowadzić nadmiaru wody spływającej rzekami doń do morza. Wesoło wyglądają fotografie na których są uwiecznione barki żaglowe pływające lub kołyszące się na tym rozległym placu. Ostania wysoka woda było w 1965 roku.

Front Markado wychodzący na olbrzymi prostokątny plac ograniczony z przeciwnej strony pałacykiem na pagórku otoczonym wysokimi drzewami i kilkoma plmami przypomina tego typu budowlw w Niemczech czy we Włoszech. Dwa piętra na srodku durze wejście centralne i wieżyczka po bokach wejścia na rożne a wzdłuż zamknięte arkandy z przeszklonymi szybami. Górna część arkado jest tak sprytnie zaprojektowana że stojąc na placu widzicie tylko okalający budynek na wysokości drugir piętra mór z ozdóbkami . Kryje on prawie w całości olbrzymia szkalna kopułę która ma wysokość pięciu pięter. Środek Markdo to delikatesy . A wiec najpierw stragany z pięknymi i jeszcze ładniej ułożonymi najrozmaitszymi warzywami dalej owoce. Jak ja tam byłem był akurat szczyt sezonu winnej latorośl ,wiec stragany uginały sie pod ciężarem dorodnych kiści winogron w najrozmaitszych kolorach , przeplatany żółcią bananów, melonów,i ananasów, obok stały piramidy dorodnych arbuzów . tylko gdzieniegdzie widać było tez dorodne jabłka, gruszki, śliwki i morele. Dalej stragany z mąkami najrozmaitszymi, makaronami, przyprawami. Za nimi królestwo serów i wędlin. Serów naliczyłem na jednym straganie 35 gatunków. Wiszących kiełbas nie liczyłem gdyż zbędny to trud , aby zorjętować się w ich gatunkach trzeba by przeprowadzić systematyczna degustacje – niestety takiej usługi jeszcze w Arkado na tych stragana nie prowadzą. Następnie stragany z mięsem surowym upakowanym w przeszklone chłodnie wedle rodzaju i gatunku a na hakach mięsa suszone i wędzone, kóry indyki, kaczki, na

podłodze stoją beczki z smalcem , skwarkami i podsmażaną świńską skórą. Ten ciąg zamykają stragany z rybami i przyprawami i chyba to jest najciekawsza część spożywczego Markado. Rodzaj ryb jest oszałamiający gdyż na straganie jest chyba wszystko co da się zjeść a żyje zarówno w słodkiej jak i w słanej wodzie. Ryby wszelkich rozmiarów od cztero metrowych tuńczyków po jakieś odrobiny rybne w skrzynkach jeszcze mniejszych ni z najmniejsze sardynki. Stoję tez kosze z krabami , krewetkami, ośmiornicami, konikami morskimi, calamarami, całą gamą muszel . Natomiast za oszklonych półek chłodni wyglądają najrozmaitsze konserwy rybne w śród których jest i kawior Astrachański- naturalnie cenę ma odpowiadającą swej legendzie. Przyprawy – to przede wszystkim papryki pod wszelaka postacią , mielone drobno grubo, , w buteleczkach i butlach zalane oliwą, czy octem czerwone, zielone, żółte, Dalej czosnek też pod rozmaitymi postaciami od zalanego oliwą po powiązany w tradycyjne warkocze. Oprócz tego są worki i woreczki z suszonym zielem . Ja umiałem tylko odróżnić z tej wielości jedynie kminek, majeranek i oregano. Boki Mrkado zajmują stragany z wyrobami bławatnymi w śród których króluje len tkany bardzo cieńko i bardzo grubo w kolorach od szaro brązowego po bielutki jak mąka . Ważne są tez stragany w których sprzedają Herve Mate oraz przybory do jej picia. Picie Hervy to obyczaj warty osobnego opisu można by powiedzieć że nawet wytworzyła się kultura Hervy. Pije się ją wszędzie przez cały dzień.. Nad tym wszystkim jak by zwieszona w powietrzu na wysokości trzeciego piętra jest część gastronomiczna z restauracja i kawiarniami,. Druga część gastronomi jest po bokach Arkado. Są to maleńkie lokaliki wciśnięte we wnęki sprzedające pastele( rodzaj pierogów dużych, kwadratowych, smażonych na oleju z nadzieniem z mięsa albo sera, albo palmit, albo mieszanki warzyw i jaka) koszinia, ipadjina, kibi i najrozmaitsze kanapki. Oraz kawę piwo i napoje bezalkoholowe .Ten bok placu przy Markado jest zajęty przez pięć rzędów częściowo zadaszonych peronów autobus miejskich . Z placem Markado jest tak samo jak z Rzymem – wszystkie drogi prowadza do niego z stąd ta ilość autobusów. Kiedyś przed frontem Markado był węzłowy przystanek tramwajowy .Po ich zlikwidowani w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia , został po nich fragment szyn i bruku a nowy węzeł komunikacyjny już autobusowy ulokowano z boku Markado i na sąsiednich ulicach. Idąc w górę placu po stronie przystanków autobusowych wchodzi się w gąszcz straganów nakrytych żółtymi plandekami tworzącymi jeden zwarty dach.

Stragany uginaja się pod drobnym dobrem wszelakim a wiec igły do szycia są obok tandetnych radioodbiorników na baterie, zapalniczki obok tanich bucików dziecięcych, bateryjki sąsiadują z pirackimi nagraniami muzyki rozrywkowej. Panuje tu tłok zgiełk muzyki i zawodzenia handlarzy zachwalających swój towar . W samym rogu placu, naprzeciwko Markado, a obok straganów urzęduje trzech balwierzy, Cały ich dobytek to wiadereczko z wodą, skrzynka po pomarańczach , grzebień, nożyczki , brzytwa, pędzel do rozprowadzania czegos w rodzaju galaretowatej cieczy po twarzy klienta który podał się operacji golenia. Pracują oni sprawnie klient siedzi na skrzynce a oni dokonują czynności wedle zlecenia. Obok nich na schodach bardziej skomplikowanych usług dokonuje damska fryzjerka której trochę bardziej urozmaicony dobytek jest ustawiany na wyższym stopniu schodów niż siedzi klientka. Najbardziej ciekawy jes plac naprzeciwko Markado a pałacykiem – tu przez 24 gdiny tętni życie a zmienia się ono jak w kalejdoskopie. Około 7 rano pod pałacykiem zbiera się zacne grono około stu osób sprzątaczy ulic , żółtych uniformach z wózkami i miotłami z liści palmowych na długich kijach. Prace swą zaczynaja od przygotowywania narzędzi pracy czyli do przywiązywania w sobie tylko znany spsub suchych liści palmowych do długich kijów , przycinani u ich ugniataniu i przydeptywaniu. Potem lyk kawy albo hervy i powolne rozejście. Rozchodzenie się sprzątaczy to pobudka dla stałych mieszkańców placu. Trzeba wstaæ zgarnąć swoje szmaty, pochować kartony . Wszystko trzeba zrobić przedtem nim sprzątacze przystąpią do swej pracy bo inaczej nie tylkoż obudzą z błogiego snu lale jeszcze zabiorą do swych wózków drogocenne szmaty i tektury. Na placu wzmaga się ruch .Podjeżdżające co dwie minuty autobusy wypluwają masy ludzkie pracujące w pobliskich urzędach i sklepikach. Wraz z nimi na placu pojawiają się ludzie którzy kupują i sprzedają żetony autobusowe.( jest tu taki obyczaj że pracodawcy dają pracownikom żetony autobusowe na dojazd do pracy i powrót z pracy do domu. Bilety autobusowe są drogie około dolara jeden wiec są one obiektem handlu) oraz sprzedawcy kawy i pasteli. Około 8 zaczyna się misterium rozkładania kramu dachu oraz dostarczania misternie popakowanego w rozmaite skrzynki, pudła i kartonu towaru do nich , wszystko to jest dostarczane na wózkach dwukołowych przez ludzi których to dostarczaczanie i zabieranie jest wyspecjalizowana profesja. Około 9 gdy dach już rozstawiany i pierwszy towar rozłożony na straganach na plac wkraczają rozmaici magicy i śpiewacy. Wiadomo około 10 na plac przyjdą liczni ludzie którzy muszą tędy przejść aby dostać się do rozlicznych urzędów znajdujących się na ulicach wokół placu. Wtedy można coś zarobić.

Magicy mają do zaoferowania poza “ciekawym” programem artystycznym równie ciekawy towar do sprzedania jak ich występy. Magik który skacze przez obręcz pełną noży nim dokona śmiertelnego skoku o którym bez przerwy mówi umiłuje w międzyczasie chętnym zobaczenia tego desperackiego skoku sprzedać swój również atrakcyjny towar. Więc zachwala cudowne właściwości zmydla którego nigdzie poza tym miejscem się nie kupi. A owo mydło po za właściwościami które powinno mieć każde mydło, zabija nie tylko pchły ,wszy i inne robactwo ale uodparnia osobê która go używa od zległo spojrzenia, a zwłaszcza od szeptów szatana, pomaga zachować cnotę nawet w najgorętszych sytuacjach. Magik ma tez maść za pomocą której można się pozbyć odcisków oraz zasklepić wszelkie rany, oraz pozbyć się łupieżu. Ma też klej cudowny który wszystko lepi nawet rozpadające się związki. Ludzie stojący w kółku o dziwo kupują, może dlatego aby skrócić okres oczekiwania na ów śmiertelny ostatni skok. Wreszcie Magik rozlewa na ziemie wedle jego słów wódł świeconą, potem sam się nią rosi .Odmawia modlitwę do św Antoniego i prosi zebranych o cisze i modlitwę za jego dusze. Odmierza dwadzieścia jeden kroków przy pomocy jednego z widzów. Rozpędza się . Tłum zamiera w ciszy i skupieniu . On dobiega do obręczy najeżonej nożami wyciąga ręce do przodu i skacze. Nietknięty żadnym ostrzem przelatuj przez obręcz , fika koziołka i staje z podniesionymi rękami w geście zwycięstwa. Tłum wydaje okrzyk podziwu i radości. Magik kłania się bierze plastikowe wiadro i obchodzi tłumek prosząc o datki. W tym samym czasie gdy Magik czarował publikę swymi cudownymi maściami, mydłem i nagłą śmiercią w innym punkcie placu zwarte koło otoczyło bardzo dziwna parę. Ona chuda wysoka czarnym długim warkoczem, piegami i zadartym nosem , on krępy sięgający jej do pachy. Oboje w galowych strojach gauchos. Ona w długiej sukni z bogato marszczona spódnica i bufiastymi rękawami, on w długich butach do których wpuścił bufiaste bogato plisowane spodnie, w luźnej białej koszuli i czerwonej fantazyjnie zawiązanej chuście pod szyją. Ona gra na gitarze i śpiewa wysokim sopranem ,on wtóruje jej ładnym barytonem. Śpiewają białym głosem pieśni religijne w takt melodii gaucho. Tłumek w okółnich im wtóruje. W przerwach pomiędzy jedna a druga pieśnią modlitwą próbują z dość dobrym skutkiem sprzedać jakie pisma religijne, różańce, święte obrazki oraz talizmany. W innym miejscu urzęduje wódz indiański. Gruby Indianin Guarani z wprawionymi w przecięte uszy krążkami gliny wielkości dużego spodeczka , rozebrany do pasa w

dziwacznych spodniach i pióropuszu bajecznie kolorowym na głowie odczynia tańce rytualne. Kręci się w kółko na ugiętych nogach, podskakuje od czasu do czasu. Drepcze i tupie. Wszystko to wykonuje w rytm miarowego uderzania w duży bęben który ma uwieszony u boku i swoje pomrukiwanie. Dopiero po skończeniu tańca okazuje się że nie był to ot taki sobie taniec. Był to bowiem taniec na zamówienie mający pomóc w załatwieniu ważnej sprawy przez jego klienta. Ja tez daję wodzowi dwa reale aby zatańczył za pomysły mój powrót do domu. Na tą okazję Wódz zapalił jakieœ ziółka którymi mnie okadził a następnie w wolny rytm bębna zaczął podskakiwać i krążyć wokół mnie. W pewnym momencie wydał dziki gardłowy okrzyk i szybkimi susami najpierw skoczył w lewo potem w prawo , zawirował, bęben zaczął wydawać szybsze dźwięki a on wirował wokół mnie w pewnym momencie bęben umilkł a on usiadł na bruku i powiedział “vose sta a casa” czyli jesteś w domu. Koło fontany stojącej z boku placu daru Mediolanu dla Porto Alegre, kiedy Wódz tańczył dla mnie pojawiła się barwna grupa cyganek a pod głównym wejściem do Markado równie barwna i chałąśliwa grupa prostytutek. Było to przygotowanie do nadchodzącej pory obiadowej. Obiad ” olmoso” to pora święta dla wszystkich, porucz tych co z tej pory czerpią korzyści. Przerwa w pracy trwa dwie godziny .Zaczyna się pomiędzy 11.30 a 12 w południe i kończy najpóźniej o 2.30. W tym czasie zapełniają się ludźmi wszystkie miejsca na placu i w Markado gdzie można cokolwiek zjeść. Cyganki wmieszane w tłumek zgłodniałych ludzi ofiarowują im strawę duchową i nadzieję. Prostytutki też nie próżnują, dyskretni pokazując swe wdzięki i za niewielka opłata oferują chwile zapomnienia w swym towarzystwie. Powoli na placu robi się sennie co bardziej wytrawni bywalcy placu i jego stali mieszkańcy układają się do drzemki wzdłuż płotu pałacyku w cieniu dużych drzew. Taksami jarmark pod żółtym dachem z plandek robinię ospały. Zaczyna doskwierać skwar , Gdzieœ zniknął magik ze swą obręczą pełną ostrzy noży, para śpiewaków, Wódz , Został tylko jeden harmonista wygrywający skoczne melodie których nikt nie słucha. Koło godziny drugiej plac znowu ożywa. Ludzie wracają do pracy po obiedzie i sjeście. Cyganki zbite w kupę obliczają zyski . Prostytutki opowiadają sobie o klientach, jarmark powoli się ożywia, fryzjerzy wracają do swego zajęcia. Plac natomiast zaczyna rozbrzmiewać dźwiękami harmonii . to już nie jeden ale kilku harmonistów siedzących w rozmaitych miejscach próbując skocznymi melodiami „gaucho” ściągnąć do siebie publikę i datki. Więcej uwagi jednak niż muzyka przyciąga ludzi którzy znowu zaczynają przewalać się przez plac dwóch klownów. Zabawiają oni gapiów wesołą

rozmową bijąc się nawzajem od czasu do czasu z dużym poklaskiem po gębach, fikając koziołki i potykając się o swe za długie spodnie i za duże buty. Pojawia się tez połykacz noży i zionący strugami ognia jego połykacz. Koło godziny czwartej słońce kryje się z kopułę Markado a na plac powoli wstępuje cień a wraz z nim zaczyna się rozstawianie dużych solidnych drewnianych stołów. To znak ze plac zostanie za chwile opanowany przez handlarzy warzyw. Gdzieś zniknęły cyganki, prostytutki , harmoniści, fryzjerzy i klowni teraz plac jest pełen warzyw . Warzywa są inne niż te które są sprzedawane w środku Markado a i klientela tez inna . Pochodzą one przeważnie z gospodarstw rolnych położonych niedaleko Porto Alegre. Wybór jest duży a ceny dostępne . Na niektórych straganach można kupić drzemy i wypieki domowe. Klientami tego jarmarku są przede wszystkim kobiet które pracują w pobliżu . Atrakcje dla panów pojawiają się pomiędzy 5- 6 popołudni. Na plac wracają córy Koryntu większej ilości niż w porze olmoso. Pojawiają się szczególne :wodopoje . Czyli starsze kobiety oferujące najrozmaitsze napoje wyskokowe własnej produkcji na bazie kaschasy i oryginalne jak piwo. Wszystkie naturalnie schłodzone i tanie oraz odpowiednie zakąski w postaci orzeszków i prażonych migdałów. Wraca tez muzyka. Pod żółtym dachem zapalają się światła lamp gazowych a plac powoli wypełnia się wracającymi ludźmi po pracy do domu. Między nimi znowu uwijaja się handlarze żetonów i biletów autobusowych panuje zgiełk i ruch. Plac znowu żyje oddycha używa przyjemności czasu wolnego i wieczornego chłodu Zamyka swoje podwoje Markado koł 21.zostaja otwarte tylko te loże które mają zezwolenie na sprzedaż piwa. Pomiędzy 21 a 22 zaczyna się likwidowanie Zarówno jarmarku warzywnego jak i tego pod żółtymi plandekami .. Bardzo sprawnie uwijają sie po placu pakowacze , zwijacze , wózkowi. Wszystko musi się odbywać sprawnie i szybko bo już z boku czekają sprzedawcy ciepłych bułeczek kiełbas, churoasko którzy opanują plac na dalsza części nocy. Na placu zostają jego stali mieszkańcy i zwolennicy odpoczynku na świeżym powietrzu przy kielichu i przygodnym towarzystwie i muzyce . Od czsu do czasu widzicie zakochane pary które szukaja intymności w podcieniach Markado. Ale plac dalej żyje swym tempem nie udaje się na spoczynek. Tylko jego stali mieszkańcy okupują Fontanę, dokonując w niej ablucji i piorąc swe szmaty. Oni też pierwsi układają się do snu w cieni muru pałacyku w ustalonym porządku zachowując poszanowanie starszeństwa i swoistej etykiety. A plac żyje muzyką piwem , kaszasa, śpiewami. Od czasu do czasu przechodzi po nim wolnym krokiem patrol policji na który nikt nie zwraca uwagi. Około trzeciej nad ranem plac

powoli pustoszej aby na nowo odżyć ruchem około czwartej . W tym czasie na plac wtaczają się duże samochody chłodnie . Zaczyna hurtowa sprzedaż kwiatów ,po które podobno przyjeżdżają tam kupcy aż z Urugwaju. Pomiędzy sprzedawcami kwiatów ii kupującymi kręca się sprzedawcy kawy . ciepłych bułeczek i kiełbasy. Robi się szaro ,. wtedy widać ile to pracy będą mieli sprzątacze którzy wejdą na plac w momencie gdy o 7 30 odjedzie ostatni samochód z kwiatami. Zaczyna się nowydzień. Julek Osuchowski