OTWARTE DRZWI I OKNA

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA? ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ OTWARTE DRZWI I OKNA • Jeœli jest tak jak Pan mówi, Pañskie pisarstwo powinno byæ realis...
4 downloads 4 Views 5MB Size
GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA? ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○ ○

OTWARTE DRZWI I OKNA • Jeœli jest tak jak Pan mówi, Pañskie pisarstwo powinno byæ realistyczne, na wskroœ przesi¹kniête ¿yciem. Tymczasem wcale tak nie jest. – Jak to? Ale¿ oczywiœcie, ¿e jest. Wiele, rzecz jasna, zale¿y od punktu widzenia, „warunków brzegowych” i wstêpnych za³o¿eñ, ja jednak do koñca ¿ycia bêdê siê spiera³ o to, ¿e moje ksi¹¿ki s¹ w pe³ni realistyczne. Mogê siê nawet o to za³o¿yæ. Mogê to w ka¿dej chwili udowodniæ. • A mo¿e rzecz w tym, ¿e ¿yje Pan w nieco innej rzeczywistoœci – rzeczywistoœci latynoskiej, latynoamerykañskiej, ta natomiast ró¿ni siê nieco od euklidesowej i kartezjañskiej rzeczywistoœci Okcydentu? – Nie tylko. Ju¿ sam proces tworzenia na to wskazuje. Nie jestem pisarzem, który zamyka siê w wie¿y z koœci s³oniowej, który od swego otoczenia oddziela siê cisz¹, œcianami z korka i natchnieniem, które w odpowiednim momencie ma na niego sp³yn¹æ i go oœwieciæ. Ja piszê przy otwartych drzwiach i oknach – otwartych na oœcie¿. Rzeczywistoœæ dos³ownie wlewa siê do pokoju, w którym piszê i wcale mi to nie

23

ROMAN WARSZEWSKI

10 grudnia 1982 roku, Sztokholm, póŸne popo³udnie...

24

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

przeszkadza. Przeciwnie – pomaga. Gdy pracujê, moi synowie podchodz¹ do sto³u, przy którym siedzê i coœ do mnie mówi¹, coœ mi opowiadaj¹; wdycham zapachy ulicy i kuchni – bo d³ugo z biel¹ kartki najlepiej walczy³o mi siê w³aœnie w kuchni! – albo s³ucham, co po drugiej stronie ogrodu wykrzykuje s¹siadka. Dopiero gdy to wszystko siê dzieje, jestem w pe³ni szczêœliwy i tak naprawdê czujê, ¿e jestem u siebie. I mogê pisaæ. W³aœnie tak, poœród takiej kakofonii powstaj¹ moje powieœci, opowiadania – wszystko, co kiedykolwiek napisa³em. Pamiêtam, ¿e kiedyœ w Caracas siedzia³em nad nowel¹ „W tym mieœcie nie ma z³odziei” i daremnie szuka³em w myœlach jednego odpowiedniego zdania, które jak na z³oœæ nie chcia³o przyjœæ mi do g³owy. Chodzi³o o scenê przebudzenia pewnej kobiety, która mia³a powiedzieæ coœ, co znajdowa³o siê na samej granicy snu i jawy, snu i rzeczywistoœci. Obok, w ³ó¿ku, spa³a moja ¿ona; uszczypn¹³em j¹. Ona siê ocknê³a i powiedzia³a: „Œni³o mi siê, ¿e Nora piek³a maœlane rogaliki”. A¿ podskoczy³em. Mog³em powiedzieæ tylko jedno: „Dziêkujê, Mercedes” (tak nazywa siê moja ¿ona), „bardzo ci dziêkujê!”. Bo oto mia³em zdanie, którego tak d³ugo szuka³em. • Ale nie zaprzeczy Pan, ¿e jednoczeœnie pañskie ksi¹¿ki s¹ pe³ne niecodziennych zdarzeñ, które nie maj¹ prawa wydarzyæ siê nawet od œwiêta: pewne

25

ROMAN WARSZEWSKI

...i w kilka chwil póŸniej

26

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

postacie ulatuj¹ wprost do nieba, poniesione tam przez motyle.... bohaterowie ¿yj¹ nierzadko po kilkaset lat... w ci¹gu jednej nocy potrafi wyrosn¹æ ca³kiem pokaŸny las... Cokolwiek by nie dowodziæ i jakby nie przekonywaæ, trudno to nazwaæ realizmem... – To jest naturalnie rzecz wzglêdna. Gdy Dolores ze „Stu lat samotnoœci” trafia do nieba, poniesiona tam przez motyle, nie twierdzê oczywiœcie, ¿e mo¿e to siê przytrafiæ ka¿demu, lecz... i¿ tak siê sta³o akurat w jej przypadku, na dodatek w ksi¹¿ce, której autorem jestem ja. Jest to oczywiœcie pewna skrajnoœæ, przerysowanie. Przerysowanie, które ma s³u¿yæ podkreœleniu tego, ¿e codziennoœæ i rzeczywistoœæ s¹ czêsto du¿o bardziej magiczne ni¿ mog³oby siê wydawaæ na pierwszy rzut oka. • Na czym to polega? – Na tym, ¿e bardzo wiele ró¿nych dziwnych rzeczy zdarza siê na co dzieñ, i to wszêdzie – nie tylko w Ameryce £aciñskiej. My, Latynosi jesteœmy jednak, jak gdyby predestynowani do tego, ¿eby je dostrzegaæ i nie przechodziæ nad nimi do porz¹dku dziennego, bo wszyscy, po trosze, jesteœmy jak doros³e dzieci. Du¿o jest przecie¿ niewyt³umaczonych zjawisk, rzeczy dla których rozum jeszcze nie ma wyt³umaczenia. Zachodnia racjonalnoœæ ka¿e je pomijaæ, lekcewa¿yæ, nie dostrzegaæ, amputowaæ, ka¿e o nich natychmiast

27

ROMAN WARSZEWSKI

Mi³oœnik bia³ych strojów. Na bankiecie z okazji wrêczenia Nagród Nobla

28

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

zapominaæ (bo po co burzyæ ten z takim trudem i wysi³kiem wznoszony porz¹dek œwiata?). My natomiast bêd¹c choæ podœwiadomie w opozycji do owej racjonalnoœci (jako ¿e zaimportowano nam j¹ z zewn¹trz) dostrzegamy to i staramy siê o tym nie zapominaæ. A gdy pos³uguj¹c siê pewn¹ konwencj¹ usi³ujemy przelaæ to na papier, mówi siê nam – „ale¿ to rzeczywistoœæ magiczna, prawie bajka...” • ...i jest to postrzegane nieomal jak reporta¿ z Marsa... – Ja tymczasem mogê przytoczyæ wiele przyk³adów na to, ¿e œwiat ma wiêcej wymiarów ni¿ wielu z nas wydaje siê na co dzieñ. Przed kilku laty, po bardzo d³ugiej nieobecnoœci, wybra³em siê do Cartageny, gdzie wtedy mieszka³a moja matka. Nie uprzedzi³em jej o tym, chcia³em zrobiæ jej niespodziankê, najlepszy z mo¿liwych prezent urodzinowy. Nie widzieliœmy siê chyba ze trzy lata, albo i d³u¿ej... Gdy dotar³em do domu, drzwi by³y otwarte, a w powietrzu unosi³ siê zapach smakowitej, mojej ulubionej zupy. Przeszed³em przez jeden pokój, drugi, dotar³em do kuchni. Matka by³a odwrócona plecami do drzwi, sta³a nad paleniskiem. Powiedzia³em: „Dzieñ dobry, mamo”. A ona nawet siê nie odwróci³a, tylko siêgnê³a po talerz i zaczê³a nalewaæ zupê. By³a uradowana, to fakt, ale moje przybycie wcale jej nie zdziwi³o. Powiedzia³a: „Wiedzia³am, ¿e przejedziesz. „Sk¹d wiedzia³aœ?” – zapyta-

29

ROMAN WARSZEWSKI

Frasobliwy

30

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

³em. Odrzek³a: „Œni³o mi siê to ju¿ od tygodnia. Wiedzia³am, ¿e przyjedziesz na moje urodziny. W³aœnie dlatego ugotowa³am twoj¹ ulubion¹ zupê”. No i jak to wyt³umaczyæ? Albo jeszcze inne zdarzenie: Chcia³em odwiedziæ moich braci mieszkaj¹cych w Barranquilli i – znów – nic nikomu nie mówi¹c, wybra³em siê tam niezbyt sprawnym samochodem. Gdy do celu podró¿y brakowa³o mi jakieœ 50 kilometrów, silnik odmówi³ pos³uszeñstwa i œwiec¹c sobie latark¹, kln¹c jak szewc, albo nawet dwóch, naprawia³em go ca³¹ noc, nie mog³em bowiem liczyæ na niczyj¹ pomóc na tym absolutnym bezludziu. Samochód uruchomi³em dopiero nastêpnego dnia, a gdy dojecha³em do domu braci – Javier i Carlos oczekiwali mnie w progu. „Sk¹d wiedzieliœcie, ¿e przyjadê?” – zapyta³em i z góry zna³em odpowiedzieæ. Javier powiedzia³: „Carlosowi œni³o siê w nocy, ¿e jesteœ w podró¿y i ¿e potrzebujesz naszej pomocy. Od razu wiedzieliœmy, co to znaczy, nie byliœmy tylko pewni, czy zd¹¿ysz na œniadanie”. • Czy za tym szerszym rozumieniem rzeczywistoœci i dowartoœciowaniem subiektywnych, œciœle osobistych doznañ, kryje siê jakaœ g³êbsza filozofia? – Nie ma ¿adnej filozofii, ¿adnej oprócz tego, o czym mówiê. Jest za to codzienne doœwiadczenie i obserwacja. I otwartoœæ na nie. Jest rozbuchane i bulgoc¹ce sw¹ spontanicznoœci¹ ¿ycie, ¿ycie, ¿ycie...

31

ROMAN WARSZEWSKI

Rozpromieniony

32

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

Bo dla mnie zawsze najwa¿niejsze pozostaje opowiadanie anegdot. W ca³ej swojej naturze jestem skrajnie ateoretyczny (pod tym wzglêdem tak¿e jestem typowym Latynosem), a szczególnym strachem napawa mnie filozofowanie i teoretyzowanie na temat w³asnych ksi¹¿ek. Ku rozpaczy krytyków nie pomóg³ tu nawet Nobel. Czyli – ju¿ chyba nic nie pomo¿e. Pamiêtam, ¿e na uniwersytecie musia³em czytaæ Kanta. Klêska by³a totalna. Bo ja po prostu z tego nic, ale to nic nie rozumia³em. Pod tym wzglêdem nic siê nie zmieni³o do chwili obecnej. Metafizyka mnie nie poci¹ga. Muszê zawsze twardo st¹paæ po ziemi. Fakt, lubiê œniæ, fantazjowaæ, byæ jak unosz¹cy siê w powietrzu balon. Ale ten balon koniecznie musi byæ gdzieœ zakotwiczony. Bo nigdy, przenigdy nie chcê traciæ kontaktu z rzeczywistoœci¹ i nie piszê science-fiction. • St¹d te¿ zapewne pañska sympatia i predylekcja do dziennikarstwa? – Dziennikarstwo to wspania³y zawód, do dziœ posiada on dla mnie bardzo wiele romantyzmu i wyzwala dreszcz emocji. Pozwala bezpoœrednio odczuwaæ puls ¿ycia. Inna sprawa – to czêsto narzucany przezeñ re¿im pracy i nik³e, czêsto g³odowe zarobki... Jednak niezale¿nie od tego, autorowi powieœci profesja ta oddaje niecodzienne us³ugi. Nie pozwala pogr¹¿aæ siê w czystej estetyce i nieustannie ka¿e

33

ROMAN WARSZEWSKI

À la Napoleon

34

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

myœleæ o treœci i o czytelniku, który w przypadku gatunków czysto dziennikarskich znajduje siê szczególnie blisko. Gdybym jeszcze raz musia³ dziœ rozpoczynaæ, zapewne tak¿e zacz¹³bym od dziennikarstwa. Gdyby któregoœ ranka ktoœ mi powiedzia³, ¿e profesja ta ju¿ nie istnieje, ogarn¹³by mnie wielki strach, wielkie przera¿enie...

PIÓRO I NARKOTYKI • W zasadzie z dziennikarstwem nigdy Pan nie zerwa³, bo w takiej czy w innej postaci jest ono stale obecne w pañskiej twórczoœci. – Tak, nigdy nie przesta³em byæ dziennikarzem. Jestem nim non-stop, bez przerwy. Ostatnio do tego fachu powróci³em w podwójnym sensie. Po pierwsze – zak³adaj¹c szko³ê Nowego Dziennikarstwa, której sesje odbywaj¹ siê naprzemiennie po obu stronach Atlantyku – w Hiszpanii i w Kolumbii oraz pisz¹c najwiêkszy reporta¿ mego ¿ycia – kilkusetstronicowy „Raport z pewnego porwania”. • To wspania³a, porywaj¹ca ksi¹¿ka, od strony formalnej bardzo ró¿na od tego wszystkiego, co do tej pory Pan napisa³. – By³o to gigantyczne przedsiêwziêcie, w którym jednoczeœnie dotykam i potykam siê z najwa¿niejszym i najboleœniejszym problemów Kolumbii – z narkoty-

35

ROMAN WARSZEWSKI

Jeszcze jedno oblicze

36

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

kami i z narkobiznesem, który niczym bez przerwy pleni¹cy siê rak na wskroœ prze¿ar³ spo³eczn¹ i polityczn¹ tkankê mojego kraju. • Dlaczego ten problem jest tak wszechobecny w³aœnie w Kolumbii? – To zjawisko typowe dla krajów andyjskich, do których w sposób oczywisty Kolumbia tak¿e nale¿y. Panuj¹ tu odpowiednie warunki klimatyczne do uprawy koki, a ponadto – w regionie tym wszechobecnoœæ koki uzasadniona jest wielowiekowym kontekstem kulturowym wywodz¹cym siê jeszcze z czasów pañstwa Inków. Wa¿na te¿ jest bieda – wszechobecna bieda andyjskich wy¿yn i poroœniêtych d¿ungl¹ ciep³ych, wilgotnych wschodnich stoków tych po³udniowoamerykañskich Alp, gdzie bardzo trudno dotrzeæ, a gdzie koka znajduje najkorzystniejsze warunki do wzrostu. Dla ludzi tam mieszkaj¹cych uprawa koki na potrzeby narkotykowych karteli jest czêsto jedyn¹ szans¹ na zwi¹zanie koñca z koñcem i na wyjœcie z zamkniêtego krêgu, wielopokoleniowej biedy. • Czy¿by pobrzmiewa³o w tym pewne pob³a¿anie i usprawiedliwienie...? – W ¿adnym wypadku. Co innego pob³a¿aæ, a co innego rozumieæ. Ja rozumiem, ale ani trochê nie pob³a¿am. Bo im bardziej ktoœ problem ten zg³êbi, tym mniej jest sk³onny do jego usprawiedliwiania i przechodzenia nad nim do porz¹dku dziennego.

37

ROMAN WARSZEWSKI

Z Carlosem Fuentesem – pierwszym po prawej

38

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

• Dlaczego jednak to w³aœnie Kolumbia sta³a siê tym najg³êbszym narkotykowym piek³em – nie na przyk³ad Boliwia, czy Peru? – I Boliwia, i Peru – jak wiadomo – te¿ maj¹ swe narkotyczne problemy – to, jeœli mo¿na tak powiedzieæ, piekielne przedsionki. W Kolumbii fenomen ten wystêpuje jednak w jeszcze bardziej nasilonej formie. Jeœli tam s¹ przedsionki piekie³, to u nas, bez w¹tpienia, mamy najprawdziwsze piek³o – piekielny salon. Jak nigdzie indziej, zjawisko to splot³o siê tutaj z od wieków nieustabilizowan¹ sytuacj¹ polityczn¹ – z trwaj¹c¹ tu od kilkudziesiêciu lat – bez przerwy! – wojn¹ domow¹! W Kolumbii mamy takie powiedzenie – wojna jest jak pogoda; niezale¿nie od tego, czy pada, czy œwieci s³oñce, ona jest zawsze. Tak samo jest z wojn¹. Wojna u nas nigdy nie gaœnie. Jest wszechobecna. Konflikty wspó³czeœnie nêkaj¹ce Kolumbiê to ci¹g dalszy tych samych wojen domowych, które w tle wystêpuj¹ w „Stu latach samotnoœci” i w wielu innych moich ksi¹¿kach. W tym sensie podjêcie tego w¹tku w „Historii pewnego porwania” by³o dla mnie czymœ wrêcz nieuchronnym... • To przed³u¿enie odwiecznego kolumbijskiego konfliktu miêdzy konserwatystami i libera³ami? – Brawo! Trafiony-zatopiony! Oczywiœcie, ¿e tak! Przez to, ¿e konserwatyœci tak zaciekle i z tak¹ bezwzglêdnoœci¹ nie chcieli dopuœciæ do w³adzy libera³ów, ci po

39

ROMAN WARSZEWSKI

„Los años no pasan en vano”, czyli...

40

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

niezliczonych nieudanych próbach wywarcia wp³ywu na ¿ycie polityczne mojego kraju, zepchniêci zostali do zielonego podziemia – poukrywali siê w lasach, i tam – przekszta³caj¹c siê w partyzantkê – stopniowo coraz bardziej siê radykalizowali, z biegiem czasu przeistaczaj¹c siê w lewaków, a nawet w komunistów. • Pañska rodzina od dawien dawna sympatyzowa³a w³aœnie z libera³ami... – Tak, i to zarówno ze strony ojca, jak i matki, mimo wielu innych ró¿nic, jakie dzieli³y obie ga³êzie rodowe. Tu zgodnoœæ by³a jednak absolutna i bezdyskusyjna. • Lecz co wspólnego z narkobiznesem ma konflikt miêdzy libera³ami i konserwatystami? – Bardzo du¿o. Zepchniêci do d¿ungli libera³owie i opozycjoniœci, na wielu obszarach budowaæ zaczêli wyzwolone strefy autonomiczne, te natomiast musia³y jakoœ finansowaæ swe istnienie. Pokusie uprawiania koki trudno by³o siê oprzeæ, tym bardziej, ¿e bardzo skwapliwie w proceder ten w³¹cza³y siê lokalne oligarchie pragn¹ce budowaæ pañstwo w pañstwie, a w³aœciwie – wiele ró¿nych pañstw. Z czasem dosz³o do niezwykle groŸnego, skutecznego i bardzo trwa³ego sojuszu partyzantów i oligarchami. Dziêki niemu jedni i drudzy poczuli siê bezkarni. Partyzanci mogli realizowaæ swe dalekosiê¿ne cele polityczne, natomiast lokalni narkotykowi baronowie dysponowali prywatnymi armiami gotowymi w ka¿dej chwili do

41

ROMAN WARSZEWSKI

...czyli – lata nie na pró¿no mijaj¹...

42

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

interwencji, gdyby ktoœ chcia³ przeszkodziæ w uprawianym przez nich procederze. • Dosz³o do wyj¹tkowej symbiozy... – Do symbiozy nadzwyczaj trwa³ej, która bynajmniej nie nale¿y do historii, lecz w wielce udoskonalonej postaci trwa a¿ do dziœ. • Nie mia³ Pan ¿adnych obaw podejmuj¹c ten temat? – Ca³y projekt, ze zrozumia³ych wzglêdów, jak najd³u¿ej stara³em siê utrzymaæ w tajemnicy, lecz stan taki nie móg³ trwaæ w nieskoñczonoœæ, zw³aszcza w takim kraju jak Kolumbia, gdzie plotki rozchodz¹ siê lotem b³yskawicy i gdzie ka¿dy o ka¿dym stara siê wiedzieæ jak najwiêcej, chc¹c, na wszelki wypadek, mieæ w zanadrzu na ka¿dego jakiegoœ „haka”... • Nawet na Pana? – Tym bardziej, tym bardziej na mnie... • Nie powiem – brzmi to doœæ znajomo... To taki rodzaj naturalnego przystosowania...? – Tak – po tym jak ca³a sprawa przesta³a byæ sekretem, wielokrotnie mnie ostrzegano, ¿e powinienem zaprzestaæ prac nad t¹ ksi¹¿k¹, ¿e jak nie, to popamiêtam i po¿a³ujê, a przede wszystkim po¿a³uje moja rodzina, moi najbli¿si... • I co Pan zrobi³? – Pisa³em dalej – bo ja, mimo ¿e jestem zodiakaln¹ Ryb¹, w ascendencie mam Byka: symbol uporu. Dalej

43

ROMAN WARSZEWSKI

...i nie ma na to rady

44

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

gromadzi³em materia³y, nagrywa³em wywiady, spotyka³em siê informatorami – im silniejszy stawa³ siê wiatr wiej¹cy mi w oczy, im bardziej stroma stawa³a siê górka, na któr¹ siê pi¹³em, tym – w swym postanowieniu doprowadzenia tej ksi¹¿ki do koñca – sta³em siê jeszcze bardziej kategoryczny i nieprzejednany. • Geny wojowniczych dziadków, którzy w przesz³oœci byli sk³onni nawet siêgaæ po broñ, da³y znaæ o sobie? – Najwidoczniej – i to chyba nawet bardziej ni¿ sam siê spodziewa³em... Ale mimo wszystko stara³em siê nie traciæ instynktu samozachowawczego i rodzinê natychmiast, praktycznie z dnia na dzieñ, wys³a³em za granicê. Wiedzia³em, ¿e nie ma ¿artów, ¿e w tej rozgrywce pi³ka mo¿e byæ wyj¹tkowo krótka. Nie chcia³em, ¿eby do porwañ, o których pisa³em w „Raporcie...”, dosz³o porwanie jeszcze jedno... • Jedno? – W³aœciwie trzy, bo w pogró¿kach wymieniano wiêcej osób, nie jedn¹: moj¹ ¿onê Mercedes i obu synów – Rodriga i Gonzala. • Z tego co wiem, nie by³ to pierwszy raz, ¿e zarz¹dzi³ Pan tak¹ pospieszn¹ ewakuacjê... – Rzeczywiœcie. Po raz pierwszy dosz³o do tego w 1981 roku, krótko przed tym, jak przyznano mi Nagrodê Nobla. Wróci³em do Bogoty z jednej z moich niezliczonych podró¿y na Kubê, gdy poczt¹ pan-

45

ROMAN WARSZEWSKI

Ze z³otym medalem Alfreda Nobla

46

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

toflow¹ dowiedzia³em siê, ¿e wojsko szykuje siê do mojego aresztowania, bo jestem podejrzany o konszachty z partyzantk¹ miejsk¹ M-19. Zda³em sobie sprawê z tego, ¿e to nie ¿arty i czym prêdzej z rodzin¹ ukry³em siê w ambasadzie Meksyku, a nastêpnie potajemnie, samochodem ambasadora, przedostaliœmy siê na lotnisko i pierwszym samolotem ewakuowaliœmy siê z kraju: by³a to wielka katastrofa propagandowa dla Kolumbii, bo w kilka miesiêcy póŸniej otrzyma³em Nobla i prezydent Julio Cesar Turbay Ayala musia³ siê z tego t³umaczyæ dos³ownie przed ca³ym œwiatem. • Tym razem jednak Pan zosta³ w Kolumbii – wyjechali tylko najbli¿si. Nie protestowali? – Nie – bo nasze przera¿enie, po regularnie powtarzaj¹cych siê telefonach i anonimowych listach, by³o naprawdê wielkie i ju¿ siêga³o zenitu. Z drugiej strony i Mercedes, i Gonzalo – mój m³odszy syn – byli przekonani tak samo jak ja, ¿e w œwietle tego co siê wokó³ nas dzieje, ksi¹¿ka tym bardziej powinna powstaæ. • Nie obawiali siê o Pana los? – Obawiali siê, a jak¿e. Nie by³o potem dnia byœmy do siebie nie telefonowali. Zapewni³em ich jednak, i¿ postaram siê o gwarancjê bezpieczeñstwa, co zreszt¹ dos³ownie nazajutrz siê sta³o. Tylko pod tym warunkiem wsiedli do samolotu. • Co takiego sta³o siê nastêpnego dnia?

47

ROMAN WARSZEWSKI

Dom rodzinny w Aracataca, a raczej to, co z niego zosta³o

48

GDZIE MIESZKA PU£KOWNIK BUENDIA?

– Ktoœ Bardzo Wa¿ny i Bardzo Wp³ywowy sobie znanymi kana³ami tam gdzie trzeba przekaza³, ¿e jeœli Gabrielowi Garcii Marquezowi spadnie choæ w³os z g³owy (nie mówi¹c o czymœ wiêcej), to go popamiêtaj¹. • Ostrze¿enie poskutkowa³o? – Niezawodnie. Za dwa dni znów odebra³em tajemniczy telefon – tym razem jednak z przeprosinami, w ca³kiem innym pojednawczym tonie! • Nie do wiary! Kto zadzia³a³ tak niezawodnie?! Kto móg³ byæ tak skutecznym gwarantem pañskiego bezpieczeñstwa? – Tego niestety zdradziæ nie mogê... • Dlaczego? – Bo – jak mówi³em – to Ktoœ Bardzo Wa¿ny i Bardzo Wp³ywowy, a ja, mimo rozche³stanej koszuli, w jakiej przyjmujê nawet goœci, jestem d¿entelmenem i nim na zawsze pozostanê. Poza tym – wcale niewykluczone, ¿e w takim kraju jak Kolumbia za jakiœ czas znów bêdê potrzebowa³ pomocy i wstawiennictwa tego Bardzo Wa¿nego Kogoœ...

„CHCECIE ZOBACZYÆ JEGO DOM?”

K

ostki „macondo” produkowane s¹ tu dziœ seryjnie, masowo. Mo¿na kupiæ je ju¿ nad rzek¹, na

drewnianym nabrze¿u. Przynosz¹ je umazane b³otem dzieci, wyci¹gaj¹ garœciami z kieszeni. To najlepszy znak, ¿e to jednak wieœ, osiedle, przysió³ek. ¯e to Aracataca.

49