http://pza.org.pl

Temperament p o l e m i c z n y j e s t o s o b i s t a r z e ­ cze

autorów, a l e j a k długo n i e wyrządza

szkody zasadniczym sprawom t a t e r n i c t w a i a l ­ p i n i z m u p o l s k i e g o . Tymczasem artykuły (-) pełne

podejrzeń,

niesłusznych

zarzutów

i i n s y n u a c y j , moga j e d y n i e wywołać zamęt w poglądach s z e r o k i c h s f e r na turystykę wy­ sokogórska (-) . Z a c i e t r z e w i e n i e

regjonalne,

"brak obiektywizmu i pomieszanie spraw oso­ b i s t y c h z ideowymi zawsze wywierało wpływ szczególnie n i e k o r z y s t n y na tok naszych piać i zamierzeń.(-) Apelujemy zatem raz j e s z c z e do każdego t a t e r n i k a bez względu na t o , czy j e s t członkiem k l u b u c z y też

niestowarzy-

szonym, o umiar, powściągliwość i p r z e d e w s z y s t k i m rzeczowość. I wierzymy, że a p e l u tego n i e t r z e b a już będzie powtarzać. TATERNIK styczeń 1936

http://pza.org.pl

Od redakcji Rozwinięty netowych

u nas nad podziu

pozwala

konkurencji

szans

i niekoniecznie

z naszego

pisma

nie zdejmie,

nizacyjnej

oraz publikowanie

na prezentację polskiej mało

Niektórych

czytelników

określilibyśmy

Przewiduję,

wać

Jeśli

tematem

i Wacława zu iązku

„Taternika".

na innych

Właśnie

dlatego

pisał

zdecydowałem

się

dotyczącego

eskapada

w ten

najlepszych.

na lamy „Taternika" Jacka

tematyki

Mierzejewskiego,

nie dziwił,

np. Walery

nikt i orga­

opracowania

wśród

to tekst

laty w „Taterniku"

z pewnością sportowej

l'biegłoroczna

obecność

wprowadzenie Wyjaśnia

ski-alpinistyczne,

że głównym

nad przyszłością

Zarządu.

też zaskoczyć

której

inter­

nie ma w tej

ale

a o wyprawach,

Goetel

w artykule

które

„Na

nar­

Tatry".

Święcickiego

o przyszłości

jako

rolą,

przygotowanego

naszą

serwisów

kwartalnik,

działalności

na Madagaskarze.

zaznaczyć

przed

jako

Jednakże

szkoleniowych.

Dlaczego?

że temat ten nikogo

tach w Wysokie

ciecha

może

i tematycznych

dokumentowanie

starannie

Tsaranoro

wysokogórskiego.

przypomnę, dzisiaj

i bardzo

w rejonie

górskich „Taternik",

musi się ścigać.

jest rzetelne

znany masyw pozwoliła

narciarstwa

czasopism informacji.

materiałów

obszernego

obecności

dotąd

rynek

na szybki przepływ

dyskusji

Sonelskiego.

to najważniejsze Jeżeli

zasadach nasze zdania

pismo

kwestie ma istnieć

organizacyjnych będą

różne,

staną

się jednak

Podsumowanie

dla naszego i odgrywać

i finansowych. następny

przedzjazdowe kadencji

środowiska. istotną

musi zależy

już ktoś

Woj­ dyskusji

To także

rolę,

To wszystko

numer przygotuje

artykuły

i rozpoczęcie

debata funkcjono­

od

nowego

inny.

Zbigniew

Piotrowicz

http://pza.org.pl



Wszystko w jednym Wojciech Święcicki

Z tatrzańskich szlaków

B

BU Archiwalia 1942-45 „Taternik" z Winterthur zebra) Z. Piotrowicz

Moje myśli (przed) zjazdowe Wacław Sonelski

E53

im Jaskinie Malgaski granit Krew, pot, łzy i radocha Michał Zieliński, Waldemar Niemiec Tomasz Samitowski

Polish Pilar w Pakistanie Marcin Tomaszewski EH Cho-Oyu' 2001 Pocztówki z wyprawy Anna Czerwińska

Ej]

Ciemność i błękit Anne Sauvy

ETS1 Galeria Gankowa

BI Barryvox Piotr Jasieński

Dlaczego narciarstwo wysokogórskie? Jacek Mierzejewski

Serwis prawie światowy

BI 0 szkoleniu skałkowym słów kilka Jakub Rozbicki

B Bil Hard Rock

B Pit Schubert specjalnie dla „Taternika

wmt

en

W klubach

m

Listy do redakcji P91 BU Ucho skalne

Nowa droga na Mendenhall Towers Ryszard Pawłowski Bfl UH Przypadek Doktora Weathersa Anna Beutler

MM

Przegląd okiem uczestnika Jacek Mierzejewski

B •u Pożegnania

http://pza.org.pl

Wszystko w jednym Wojciech Święcicki

C

szechnienie akcji „Junior", rozpoczęcie programu powszechnej unifikacji, kontynuowanie osadza­ nia stałych p u n k t ó w asekuracyjnych, kontynu­ owanie akcji budowy sztucznych ścian wspinacz­ kowych w szkołach różnych szczebli, przeprowa­ dzenie pierwszych prawdziwych b a d a ń antydo­ pingowych, utworzenie sekcji narciarstwa wyso­ kogórskiego oraz stworzenie we współpracy z T. U . C O M P E N S A oferty ubezpieczeniowej o nazwie Assistance alpinistyczny. Do w a ż n y c h w y d a r z e ń zaliczam t a k ż e podpisanie przez Preze­ sa Rady M i n i s t r ó w r o z p o r z ą d z e n i a w sprawie u p r a w i a n i a alpinizmu. Osiągnięciem w tym wy­ padku jest wynegocjowanie zapisów w brzmie­ niu sugerowanym przez P Z A .

zas nie zwleka. Mijają w ł a ś n i e trzy lata od ostatniego Walnego Zjazdu Delegatów. M i j a też 15 rocznica mojej pracy w Zarzą­ dzie. W tym czasie wszystko zdążyło się na tym świecie zmienić: poczynając od formy ustrojowej naszego p a ń s t w a , kończąc zaś na z u p e ł n i e niez­ wykłej sytuacji m i ę d z y n a r o d o w e j . Zmiany nie ominęły też i P Z A , oczywiście jeśli nie liczyć wiecznie młodej H a n i Wiktorowskiej i r ó w n i e od­ pornego na upływ czasu Andrzeja Sobolewskiego. -Trochę wspominam, ale nie mogę o d e r w a ć swo­ ich myśli od fotoplastykonu różnych twarzy i róż­ nych z d a r z e ń . P i ę t n a ś c i e lat, to szmat czasu.... Szkocki poeta Robert B u r n s n a p i s a ł : „moje serce jest w górach", ja natomiast mogę pokusić się tyl­ ko o n i e u d o l n ą t r a w e s t a c j ę (nie mylić z trawer­ sowaniem) i powiedzieć, że moje serce jest w P Z A . O s t a t n i ą kadencję rozpoczęły i zakończyły dwa dość niespodziewane wydarzenia. Pierwszym by­ ła rezygnacja Prezesa P Z A Leszka Cichego z peł­ nionej funkcji, drugim konsekwencje stanu fi­ n a n s ó w p a ń s t w a wynikające z n i e s ł a w n e j dziury budżetowej. Tak zwany ś r o d e k w y p e ł n i a ł a ruty­ nowa praca: zebrania Z a r z ą d u i posiedzenia Pre­ zydium, spotkania, telefony, dużo pisaniny i dłu­ gie godziny spędzone w podróży. N a szczęście miałem zaszczyt i przyjemność p r a c o w a ć w dob­ rym towarzystwie. Dziękuję w tym miejscu wszy­ stkim K o l e ż a n k o m i Kolegom z Z a r z ą d u P Z A oraz działaczom z różnych większych i mniej­ szych komisji. Bez Was niewiele bym zdziałał!

Rozporządzenie o k t ó r y m mowa wynika z Us­ tawy o K u l t u r z e Fizycznej i nie jest w y m y s ł e m b i u r o k r a t ó w z P Z A . Sprzeciw wobec projektu roz­ porządzenia w y a r t y k u ł o w a ł o k i l k a n a ś c i e osób, po części nie zrzeszonych w ż a d n y m z klubów nale­ żących do P Z A . Większość d y s k u t a n t ó w w ogóle nie znała realiów prawnych, albo nie chciała przyjąć ich do wiadomości. Tryb i postęp prac nad tekstem r o z p o r z ą d z e n i a był znany Z a r z ą d o w i oraz Komisji Rewizyjnej Związku i odbywał się przy pełnej akceptacji ze strony tych ciał. Oczy­ wiście, zdaję sobie s p r a w ę , że dla części wspi­ naczy (zwłaszcza tych spoza oficjalnych struktur) nie jest to wygodna regulacja prawna, ale taka b y ł a wola ustawodawcy. Natomiast dla P Z A roz­ p o r z ą d z e n i a oznacza bardzo poważny wzrost znaczenia Związku, gdyż staje się on organem administracji p a ń s t w o w e j . Pozycja hegemona w dziedzinie wszystkich dyscyplin alpinistycz­ nych (wspinaczka sportowa, wspinaczka wyso­ kogórska, taternictwo jaskiniowe i narciarstwo wysokogórskie) oznaczać będzie t a k ż e sporo no­ wych obowiązków, których r o z s ą d n e rozdzielenie pomiędzy różne agendy Związku będzie jednym z pierwszych z a d a ń dla nowego Z a r z ą d u P Z A .

N a ocenę mijającej kadencji pewnie jeszcze za wcześnie. Zwykle dopiero po paru latach w i d a ć , co było dobre, a co się c a ł k i e m nie u d a ł o . W swo­ im prywatnym rejestrze spraw organizacyjnych, k t ó r e przynajmniej wedle mojej wiedzy na dzień dzisiejszy, u w a ż a m za istotne osiągnięcia Związ­ ku znalazły się: remont „Betlejemki", zakończe­ nie modernizacji sieci łączności radiowej w Tat­ rach, odrodzenie k w a r t a l n i k a „Taternik", upow­

3 TATERNIK

3-2001

http://pza.org.pl

wśród wspinaczy zrzeszonych w klubach jest co najmniej zadowalający. P o d o b n ą r a n g ę posiada moim zdaniem prog­ ram powszechnej unifikacji. W ofercie znalazły się obozy unifikacyjne oraz dofinansowanie ucze­ stnictwa w organizowanych przez P Z A letnich i zimowych obozach w Alpach lodowcowych oraz w Dolomitach. To prawda, że początkowo rezo­ nans środowiska był dość mizerny i na n i e k t ó r e imprezy u c z e s t n i k ó w trzeba było b r a ć z ł a p a n k i . Na szczęście jest juz trochę lepiej. Na marginesie tej sprawy m u s z ę z a u w a ż y ć , że wyczuwalna nieufność, a czasami nawet wrogość wobec wielu poczynań Związku często bierze swój początek w p o ż a ł o w a n i a godnym procederze dezauowania P Z A przy każdej okazji. Oczywiście m o ż n a stać na stanowisku, że w wolnej prasie czy też w internecie można n a p i s a ć wszystko (a nawet się nie podpisać). J a takie p o s t ę p o w a n i e u w a ż a m za wyjątkowe d r a ń s t w o . Zamiast skon­ solidowanego ś r o d o w i s k a mamy zantagonizowa­ ne ze sobą grupy. Kto na tym traci'' Niestety my sami! Nieprzypadkowo kończę podsumowanie os­ tatniej kadencji apelem o j e d n o ś ć ś r o d o w i s k a . Bardzo nam tego brakuje!

Skoro była mowa o osiągnięciach, to trzeba t e ż w y m i e n i ć p o r a ż k i organizacyjne. W moim odczu­ ciu największą z nich było całkowite fiasko w re­ alizacji wniosku zgłoszonego oddolnie przez śro­ dowisko z w i ą z a n e z uprawianiem wspinaczki sportowej. Chodziło o podjęcie d z i a ł a ń zmierza­ jących do usamodzielnienia wspinaczki sportowej i wspinaczki halowej jako o d r ę b n e j dyscypliny sportu o charakterze wyczynowym, zgodnie z brzmieniem Ustawy o Kulturze Fizycznej. Efektem tych d z i a ł a ń miało być między i n n y m i utworzenie w P Z A całkowicie autonomicznej K o ­ misji Wspinaczki Sportowej na wzór obecnie działającej Komisji Taternictwa Jaskiniowego. I co? Kompletnie nic! Wielokrotnie przy różnych okazjach podejmowałem ten temat, u s i ł o w a ł e m coś a r a n ż o w a ć , motywować i nie z n a l a z ł e m żad­ nego wsparcia. Podobno środowisko tego nie po­ trzebuje... Trzeba uczciwie powiedzieć, że jest to ewenement na s k a l ę całego U I A A , bowiem jak okiem sięgnąć środowisko wspinaczy sportowych walczy o rozszerzenie swoich wpływów. Są też i inne sprawy, k t ó r e niestety się nie udały. Należy tutaj w pierwszym r z ę d z i e wy­ mienić: impas w rozmowach w sprawie d o s t ę p u do Tatr Zachodnich oraz z a p a ś ć witryny interne­ towej P Z A . O ile sprawa negocjacji z T P N jest skomplikowana z wielu powodów, o tyle sprawa druga w y d a w a ł a się dość prosta. Niestety, osoba, k t ó r a się podjęła prowadzenia strony interneto­ wej zawiodła na całej l i n i i . N a szczęście z n a l a z ł się młody entuzjasta, który kończy m o d e r n i z a c j ę strony www, ale ciągle pozostaje otwarta sprawa znalezienia redaktora, który tchnie ducha w na­ szą w i t r y n ę . Gdybym miat odpowiedzieć na pytanie, co u w a ż a m za najważniejszy na obecną chwilę kie­ runek d z i a ł a n i a Związku, to bez wahania wska­ załbym na rozpoczętą jeszcze w poprzedniej ka­ dencji i ciesząca się coraz w i ę k s z y m powodze­ niem akcję „Junior". Jej celem jest u ł a t w i e n i e po­ czątkującym taternikom samodzielnej działal­ ności w k i l k u pierwszych sezonach letnich i z i ­ mowych. I jeśli nawet nie w y r o s n ą z nich mis­ trzowie s k a ł y i lodu, to jednak dzięki opiece ze strony Związku maja oni s z a n s ę przejść przez swoją g ó r s k a przygodę bez większych siniaków. Dobre wyszkolenie daje takie gwarancje. Sygnały płynące od kolegów r a t o w n i k ó w z T O P R po­ twierdzają, że poziom wyszkolenia taternickiego

http://pza.org.pl

4 TATERNIK

>2WI

Moje myśli (przed) zjazdowe M

Wacław Sonelski

P

rzed nami kolejny Walny Zjazd Polskiego Związku A l p i n i z m u . Będą otwarcia i zam­ knięcia, sprawozdania i podsumowania, obrady, komisje i wybory, czyli w a l k a o stanowis­ ka. U c h w a l i się t r o c h ę mniej lub bardziej sensow­ nych wniosków. Będzie jak zwykle. I jak zwykle nie będzie mowy o problemach istotnych, np. o rozwoju i przyszłości polskiego wspinania. O tym się na zjazdach nie dyskutuje, bo dele­ g a t ó w a b s o r b u j ą przede wszystkim sprawy kon­ kretne, a na futurologię brakuje czasu i koncep­ tu. W tej sytuacji, energicznie z a c h ę c a n y przez Redaktora Naczelnego, p o s t a n o w i ł e m n a p i s a ć o k i l k u sprawach, k t ó r e - m o i m z d a n i e m warto byłoby o b g a d a ć w trakcie przedzjazdowych rozmów kolegów wspinaczy. Zacznijmy ab ovo, czyli od jaja. D o c z e g o w ł a ś c i w i e j e s t n a m p o t r z e b n a „ p e z e t a " ? Tę k w e s t i ę w pewnych k r ę g a c h naszego ś r o d o w i s k a stawia się z całą powagą. To samo dotyczy wszelkich obowiązujących a k t ó w prawnych, typu Ustawa o wspinaniu, traktowanych jako poronio­ ne płody Najwyższej Biurokracji. Pytanie brzmi: czy dałoby się bez tego wszystkiego obejść? O d p o w i e d ź jest prosta: n i e . Gdyby samorzutnie s k a s o w a ć P Z A (nawiasem mówiąc s p a d k o b i e r c ę całej tradycji polskiego wysokogórstwa), nieba­ wem z p e w n o ś c i ą pojawiłoby się coś innego, bo życie nie znosi pustki. W Polsce wielu ludzi u p r a w i a w s p i n a c z k ę i a l p i n i z m , wobec czego mu­ si istnieć organizacja uprawniona do reprezen­ towania ich sportowych i n t e r e s ó w w kraju i na świecie. Tak działa system społeczny i jego porzą­ dek prawny. K o n s e k w e n t n i a n a r c h i ś c i i kontestatorzy mogą co najwyżej zostać outsiderami (z w ł a s n e g o wyboru), albo... założyć własny, oczy­ wiście niezależny klub. Nietrudno z r e s z t ą znaleźć k i l k a innych r o z s ą d n y c h powodów istnienia ogól­ nokrajowej organizacji wspinaczkowej, ale nie tu czas i miejsce na t a k ą polemikę.

N a s t ę p n y gorący temat: s k a s o w a ć k a r t ę t a t e r ­ n i k a ! W tej kwestii pewien krakowski klub wspi­ naczkowy i n t e r p e l o w a ł aż u rzecznika praw oby­ watelskich, p r z e d s t a w i a j ą c r ó ż n e argumenty przeciwko jej istnieniu. J e d n y m z nich były wyso­ kie obecnie koszty u z y s k a n i a karty, przez co oso­ by mniej z a m o ż n e nie m a j ą praktycznie możli­ wości u p r a w i a n i a taternictwa. To z a ś miałoby oznaczać, że pewna grupa społeczna podlega us­ tawowej dyskryminacji. Osobiście nie potrafię orzec, czy w kraju, w k t ó r y m 40% rodzin ledwie wiąże koniec z k o ń c e m , konieczność z a p ł a c e n i a prawie dwóch ś r e d n i c h pensji za licencję na wspi­ nanie jest czy nie jest d y s k r y m i n a c j ą . K t o ś za­ u w a ż y ł , że nie wszyscy przecież m u s z ą się wspi­ n a ć . Niby racja, ale w Polsce brak tej licencji po­ ciąga za sobą ograniczenie d o s t ę p u do dobra powszechnego, j a k i m są góry. J a k o ś mi to nie przystaje do odwiecznych zasad naszego środo­ w i s k a ludzi gór. Gdyby tak m y ś l a n o (i postępo­ wano) w moim klubie w czasach, kiedy sam za­ c z y n a ł e m się w s p i n a ć , nigdy nie z o s t a ł b y m tater­ n i k i e m , a później w s p i n a c z e m - a l p i n i s t ą . A l e to były inne czasy i w a r u n k i . Wtedy K l u b Wysoko­ górski, bynajmniej nie bogaty, j a k o ś potrafił za­ p e w n i ć możliwość w s p i n a n i a wszystkim chęt­ n y m , nawet jeśli k t o ś miał m a ł o kasy. Warto pa­ m i ę t a ć , że monopol na udzielanie u p r a w n i e ń n a k ł a d a wielkie zobowiązanie stowarzyszeniu p o w o ł a n e m u k i e d y ś do: pracy około rozwoju ta­ ternictwa (cytuję za Taternikiem z lat trzydzies­ tych; W.S.). Wysokie koszty to nie jedyny kłopot z k a r t ą . O b o w i ą z e k jej posiadania stworzył bowiem mi­ mochodem i n n ą , niezbyt u c h w y t n ą , a znacznie dotkliwszą, formę dyskryminacji. K a r t ę często p r z y r ó w n u j e się do prawa jazdy. O n a t a k ż e u p r a w n i a do poruszania się po drogach, tyle że nie publicznych, a wspinaczkowych. Różnica po­ lega na tym (poza ceną), że prawo jazdy m o ż n a

TATERNIK 3-2001

http://pza.org.pl

zawsze traktowany z wyższością przez przysięgłych z w o l e n n i k ó w klasycznego etosu a l p i n i z m u , zaczyna powszech nie d o m i n o w a ć . W s k a ł k a c h sprawa już jest p r z e - s ą d z o n a . W Tatrach ewolucja jeszcze się nie za kończyła. A jednak wciąż istnieje spora grupa wspinaczy, którzy w ł a ś n i e ten etos preferują. Dla nich ryzy­ ko niebezpiecznego lotu nadal stanowi niezby­ w a l n ą w a r t o ś ć , wręcz esencję p r a w d z i w e g o wspinania. Oni najwyżej cenią sobie poprowadze­ nie trudnego wyciągu na w ł a s n e j protekcji. T a k i punkt widzenia zawsze był p o d s t a w ą ideologii dawnego K l u b u Wysokogórskiego, poprzednika P Z A . Ż e l a z n ą z a s a d ą naszej wysokogórskiej tra­ dycji jest pozostawienie wspinaczowi prawa wy­ boru sposobu i stylu, w j a k i m chciałby p o k o n a ć s k a l n ą drogę. Tymczasem n i e u b ł a g a n i e p o s t ę p u ­ jący proces obijania t a t r z a ń s k i c h ścian narzuca nowe reguły gry. Spity pojawiają się znienacka na różnych drogach, n i e z a l e ż n i e od ich charak­ teru i stopnia t r u d n o ś c i . Powody t a k ż e bywają różne: obiektywnie niebezpieczna kruszyzna. po­ trzeby szkolenia, komercja C a ł k i e m prawdo­ podobne, że juz za p a r ę lat nie znajdziemy w ba­ senie Morskiego O k a ani k a w a ł k a ściany nieska­ żonej świecącymi plakietkami. Gdzie wówczas będą się w s p i n a ć miłośnicy klasyki? Chyba w A l ­ pach. N a naszych oczach n a p ó r stylu uprawia­ nego przez wspinaczy -gimnastyków bezlitośnie odbiera ryzykantom kolejne enklawy dziewiczej skały. Pytanie brzmi: w imię jakich to racji wszyscy b ę d ą m u s i e l i w s p i n a ć się tak samo? Tatry to nie Góry Skaliste zdatnych do wspina­ nia ścian nie mamy zbyt wiele. J e ś l i w jedynych naszych górach zabraknie miejsca do uprawiania i uczenia się wspinaczki w starym stylu, klasycz­ ne taternictwo w Polsce zmarnieje i umrze. J u ż po k i l k u latach zabraknie wspinaczy gotowych do chodzenia na ryzyku i umiejących to robić. P Z A powinien wdrożyć j a k i ś p r o g r a m o c h r o n y g i ­ n ą c e g o g a t u n k u w s p i n a n i a , zanim nie będzie za późno. Pierwszy wniosek sam się narzuca o k r e ś l i ć miejsca, w k t ó r y c h pod ż a d n y m pozorem spitów być nie może: a gdyby już się takowe pojawiły, zostałyby oficjalnie u s u n i ę t e .

o t r z y m a ć r ó w n i e dobrze mając lat 18. jak i 50. Tymczasem p r z y g n i a t a j ą c ą większość naszych zdobywców karty t w o r z ą ludzie młodzi. Czter­ dziestolatek jest wyjątkiem, a kursant pięćdzie­ sięcioletni to okaz r ó w n i e rzadki, jak t a t r z a ń s k i orzeł. Ktoś powie, że starsze osoby po prostu się nie zgłaszają. Zgoda, ale dlaczego? Bo nasz sys­ tem promowania taternictwa w ogóle nie dostrze­ ga osób starszych lub fizycznie mniej sprawnych, nie mówiąc j u ż o n i e p e ł n o s p r a w n y c h . To samo dotyczy z r e s z t ą dzieci i młodzieży. Idźmy dalej. Z p r a k t y k i w y n i k a , że chcąc o t r z y m a ć k a r t ę , trzeba u m i e ć się w s p i n a ć na po­ ziomie co najmniej V stopnia t r u d n o ś c i . Wspi­ nacz powiedzmy dwójkowy na samodzielne wspi­ nanie nie ma szans. Dlaczego tak się dzieje? Właściwie nie wiadomo. Od kiedy s i ę g a m p a m i ę ­ cią, kursy wspinania kończyły się na p u ł a p i e co najmniej czwórki. Taka już w i d a ć tradycja. To ona powoduje, że nie mamy w Polsce, typowej dla krajów zachodnich, licznej rzeszy wspinaczy nie­ dzielnych, w ł a ś n i e takich dwójkarzy. Struktura naszego ś r o d o w i s k a jest nielogiczna, wręcz chora. Zamiast p r z y p o m i n a ć p i r a m i d ę , której s z e r o k ą p o d s t a w ę t w o r z ą masy turystów z liną, a wierz­ chołek elita e k s t r e m a l i s t ó w , istnieje coś na k s z t a ł t wieży. Albowiem wspinaczy chodzących po dwójkach i trójkach spotkamy w Tatrach rów­ nie często jak szóstkowych. W tym miejscu pa­ mięć podsuwa mi jedno z moich najpiękniejszych w s p o m n i e ń instruktorskich: w p i ę k n y marcowy d z i e ń w szkockim centrum szkolenia uczę zimo­ wej wspinaczki bardzo sympatyczne m a ł ż e ń ­ stwo... sześćdziesięciolatków. S p i t o w a ć c z y w p r o s t p r z e c i w n i e ? Problem nadal aktualny. W różnych krajach i środowis­ kach wspinacze wciąż się o to s p i e r a j ą i nawza­ jem przekonują, a tymczasem... spitów na skale przybywa. 1 będzie p r z y b y w a ć ! Między i n n y m i dlatego, że wspinanie na naszych oczach staje się p o p u l a r n ą formą rekreacji, z a b a w ą d o s t ę p n ą bez m a ł a k a ż d e m u , kogo stać na linę, u p r z ą ż i kara­ binek. Kiedy zaczyna się m a s ó w k a , p r z e s t a j ą się liczyć tradycje elitarne kodeksy i zasady stylu. Dyskusja o tym, czy-i-gdzie s p i t o w a ć , traci sens, p o n i e w a ż dziś obija się s k a ł ę t o t a l n i e , ubezpie­ czając krok po kroku cały wspinaczkowy rejon wszystkie ściany, drogi, stanowiska zjazdowe etc. Wspinanie musi być wygodne i bezpieczne. N i c więc dziwnego, że gimnastyczny styl wspinania.

Zadajmy teraz pytanie dnia: c o z r o b i ć , a b y p e z e t a z n o w u d a ł a s i ę l u b i ć ? Żeby stalą się o r g a n i z a c j ą - i d e a l e m , na m i a r ę naszych potrzeb i ambicji; żeby potrafiła s p r o s t a ć wyzwaniom no­ wych czasów?

(i

TATERNIK

3-2001

http://pza.org.pl

Przyczyną wielu minusów związku jest jego rosnący anachronizm. Po pierwsze struktura stworzona i dopasowana do konkretnych realiów niekoniecznie musi się s p r a w d z a ć po upływie ćwierćwiecza i w zmienionym ustroju. Organiza­ cja z założenia oparta na dużym wkładzie pracy społecznej musi przeżywać ogromne trudności, gdy do takowej nie ma c h ę t n y c h . Nasz związek a l p i n i z m u w rzeczywistości obejmuje k i l k a o d ­ r ę b n y c h dyscyplin sportu. Kierowanie takim tworem, sprawne i dynamiczne prowadzenie wszystkich jego spraw pionów i referatów wy­ maga powołania starannie dobranego zespołu specjalistów. To musi być robione profesjonalnie, jak w porządnej firmie. W takich firmach na ogół nie pracuje się społecznie, też nie zdarzają się problemy ze zwrotem kosztów delegacji członkom z a r z ą d u . Po drugie związek powstał w czasach, gdy wspinaczy mieliśmy w kraju coś kolo trzech tysięcy i praktycznie w s z y s c y byli zrzeszeni w dobrze prosperujących klubach. Dziś mamy ich zapewne pięć razy tyle. z czego większość poza klubami, k t ó r e na ogół tylko jakoś istnieją. Nie ma co się łudzić, ilość wspinaczy niezrzeszonych będzie wciąż rosła. Tym ludziom obce są piękne tradycje taternictwa i nic ich nie obchodzi nieg­ dysiejsza chwała polskiego himalaizmu. Pytanie brzmi: czy mamy to zjawisko ignorować? Czy związek powinien przede wszystkim dbać o in­ teresy swoich członków i pracować na rzecz zrzeszonych w nim klubów? Czy raczej powin­ n i ś m y się otworzyć, działając około rozwoju pol­ skiego wspinania, bez dzielenia wspinaczy na swoich i obcych? Tu przykładem może być dla nas sytuacja istniejąca nie od wczoraj na Wyspach Brytyjskich. B r i t i s h Mountaineering Council, or­ ganizacja całkowicie różna od naszego związku sportowego, zrzesza kilkadziesiąt tysięcy wspi­ naczy, a prowadzi działalność p r o g r a m o w ą na rzecz środowiska liczącego ich sobie (w dużym przybliżeniu) około... miliona. Byłoby wspaniale, gdyby działalność naszej kochanej pezety była choć w połowie tak p r ę ż n a , urozmaicona i sku­ teczna, jak to się udaje na co dzień Wyspiarzom. Choć to zapewne marzenia...

Władze związku 1. Prezesem powinna zostać osoba-symbol 0 nazwisku (i dorobku) znanym w świecie polityki, gospodarki, ewentualnie sportu; by­ łaby to funkcja w dużej mierze honorowa. 2. Rolę mózgu i m e n e d ż e r a , dyrektora na co dzień, pełniłby nowoczesny sekretarz gene­ ralny, będący jednocześnie rzecznikiem jego spraw na zewnątrz. 3. Referatem finansowym kierowałaby osoba znająca od środka realia świata pieniądza, dotacji, sponsoringu i reklamy. Warunki za­ a n g a ż o w a n i a do przemyślenia i uzgodnienia. Organizacja 4. Zarząd powinien się składać z czterech auto­ nomicznych komisji reprezentujących dyscyp­ liny: a l p i n i z m , w s p i n a c z k a s p o r t o w a , s p e l e o l o g i a , s k i - a l p i n i z m : w komisjach funkcjonowałyby zespoły: sportu, szkolenia 1 bezpieczeństwa (ewentualnie inne). 5. Powołane zostałoby Wydawnictwo Taternik. które przejęłoby zadania związane z: groma­ dzeniem i rozpowszechnianiem informacji (dokumentacja, bank danych i t p ) . populary­ zacją sportów górskich, wydawaniem Tater­ nika, książek, materiałów szkoleniowych itp. 6. Podniesiona powinna być ranga i zwiększona samodzielność (także finansowa) Centralnego O ś r o d k a Szkolenia P Z A . Stanowisko kierow­ nika (obsadzane w drodze konkursu) podle­ gałoby rotacji co dwie 3, 4-letnie kadencje. Cele programowe 7. Związek sponsorowałby wyłącznie cele o cha­ rakterze strategicznym dla rozwoju polskiego alpinizmu i sportów górskich. 8. Związek powinien popierać cele oraz imprezy klubowe (na określonych warunkach). 9. Związek określałby priorytetowe cele i kie­ runki działalności, k t ó r e mogłyby się stać polską specjalnością na arenie światowej. 10. Związek popierałby wszelkie d z i a ł a n i a służą­ ce rozwojowi sportów górskich w Polsce, ułat­ wianiu dostępu do tychże i poprawie bez­ pieczeństwa ich uprawiania, zarówno w sfe­ rze sportu wyczynowego, jak i rekreacji. W szczególności dotyczy to poszerzenia i urozmaicenia oferty programów szkolenio­ wych.

N a koniec trochę konkretów. Oto k i l k a propo­ zycji dotyczących struktury, celów i metod pracy P Z A w przyszłości. Są one wynikiem tzw. twór­ czej wymiany poglądów pomiędzy osobami znają­ cymi funkcjonowanie naszego związku.

7 T A T E R N I K 3-2001

http://pza.org.pl

Malgaski granit K r e w ,

pot,

ł z y

i

r a d o c h a

Teksty: Michał Zieliński. Waldemar Niemiec. Tomasz Samitowski Zdjęcia: Marcin Janikowski. W. Niemiec. K . Z i e l i ń s k i ^ U g j u Opracowanie: Grzegorz Głazek ((

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

z powietrza No i poszli na ten lep. M o g ł e m spo­ kojnie p r z e k r o c z y ć n a d b a g a ż . D ł u g a p o d r ó ż lotnicza do A n t a n a n a r i v o za­ k o ń c z y ł a się l e k k i m zaskoczeniem. Z a m i a s t spo­ d z i e w a n y c h u p a ł ó w ledwo 13 stopni. Po k r a k o w ­ skich +30°C trzeba w s k o c z y ć w polary. A l e nic to. S a m o c h ó d jest. cargo jest. k a m e r a od czoła od­ k r ę c o n a , kasa w y m i e n i o n a , beczki z a ł a d o w a n e i t y l k o osłony od ś m i g ł a mojej z a b a w k i nie ma. S z l a g j ą trafił g d z i e ś w A i r Cosair. A w a n t u r y po p o l s k u czy a n g i e l s k u nie r o b i ą w r a ż e n i a na f r a n c u s k o j ę z y c z n e j o b s ł u d z e l o t n i s k a . C z a s wy­ ruszać. S t a r y terenowy autobus, z r u r ą w y d e c h o w ą s k i e r o w a n ą do kabiny, wiezie nas w głąb czer­ wonej wyspy. W nocy docieramy do F i a n a r a n t s o a . gdzie z c i ę ż k i m i g ł o w a m i i p ł u c a m i w y p e ł ­ n i o n y m i s p a l i n a m i padamy s p a ć w p r z y t u l n y m h o t e l i k u . N a s t ę p n e g o d n i a . po z m y l e n i u drogi i n a d r o b i e n i u około 100 k m . juz o 2 w nocy docie­ ramy do C a m p C a t t a

- / to. i to. i to też jeszcze wy... - tymi (hm. w za­ sadzie) słowami Kierownik skutecznie pozbawił mnie nadmiaru bagażu, który jeszcze godzinę wcześniej wydawał mi się niezbędny. No cóż. Kiew samolocie rou nik swoje prawa ma. a nadbagaż słono kosztuje. Tak się kiedyś zdarzyło. Kiedyś... omny sytuacji sprzed p ó ł t o r a roku podczas wyjazdu do M a l i , t y m razem postanowi­ łem z a b r a ć się do s p r a w y inaczej. M a d a g a s k a r 2000 - kolejna w y p r a w a K l u b u W y s o k o g ó r s k i e g o K r a k ó w , z d o d a t k i e m trojga w a r s z a w i a k ó w , b y ł a u w i e ń c z e n i e m naszych dłu­ gich s t a r a ń . W i e l o m i e s i ę c z n a praca nad zebra­ n i e m n i e z b ę d n y c h informacji, przygotowanie wy­ j a z d u od strony organizacyjnej, mozolne acz sys­ tematyczne deptanie kolejnych ś c i e ż e k do spon­ sorów d a ł y się nam solidnie we z n a k i . Dopiero na m i e s i ą c przed p l a n o w a n y m wyjazdem o d e t c h n ę ­ l i ś m y z u l g a . kiedy P Z U Zycie zgodziło się objąć patronat nad n a s z ą w y p r a w ą . Spokój i u l g a . ja­ k i c h wtedy d o z n a l i ś m y , w y n i k ł y z faktu cudow­ nego z n i k n i ę c i a fatalnej, i n i e m o ż l i w e j do zała­ tania dziury w budżecie.

W y ł a d u n e k po c i e m k u k o ń c z y się dla mnie fa­ talnie. Noga s k r ę c o n a w kostce jest - o czym jesz­ cze nie wiem - z a p o w i e d z i ą d a l s z y c h kłopotów, o k t ó r y c h wspinaczom na ogół się nie śniło. P i e r w s z y poranek w C a m p C a t t a jest n a g r o d ą za w s z y s t k i e poniesione do tej pory trudy. Rozległa dolina, ł a ń c u c h y gór i g r a n i d o o k o ł a oraz niesamowite ś c i a n y T s a r a n o r o i K a r a m b o n y tuz nad obozem, z a p i e r a j ą dech w pier­ siach. M o n o l i t y c z n e b r y ł y o w y s o k o ś c i 400 do 800 m e t r ó w , fantastyczna pogoda oraz k l i m a t jak z bajki w p r a w i a j ą nas w zachwyt. N a w e t K r o k o ­ d y l G i e n i o . z k t ó r y m p r z y s z ł o mi s p ę d z i ć pier­ w s z ą noc w namiocie, z a p o m n i a ł o moim wrodzo­ n y m b a l a g a n i a r s t w i e i nie pomstuje, d y s k r e t n i e pomijając milczeniem swoje niezadowolenie z faktu przymusowej koegzystencji.

Ś w i a t s t a n ą ł przed n a m i otworem, czy może bardziej t a t e r n i c k o - s k o ń c z y ł o się przewiesze­ nie, a teren przed n a m i połogi. Koniec u d r ę k i . W d r u ż y n i e z a p a n o w a ł n a s t r ó j euforii i h u r r a o p t y m i z m u . tylko p o n i e k ą d uzasadnionego. Zgra­ ny z e s p ó ł , co to z niejednego m u r z y ń s k i e g o k o t ł a s t r a w ę j a d a ł i n i e r a z w y p i j a ł c a ł e piwo w napot­ k a n y c h wioskach, jest po prostu s k a z a n y na suk­ ces. N i e z m i e n n i e dobre m n i e m a n i e o sobie, k t ó r e p o p r a w i a samopoczucie, pozwoliło z a p o m n i e ć o m i n i o n y c h m i e s i ą c a c h . To z a ś s p r a w i ł o , że pos­ t a n o w i ł e m oprócz w s p i n a n i a z r e a l i z o w a ć jeszcze jedno marzenie. Loty na p a r a l o t n i z n a p ę d e m , t u ż obok pięk­ nych pionowych ś c i a n T s a r a n o r o . z k a m e r ą na czole. C h ł o p a k i się w s p i n a j ą , ja filmuję z po­ w i e t r z a . A c h . cóż za p e r s p e k t y w a . J e d y n y m pro­ blemem s t o j ą c y m p o m i ę d z y m n ą a lotami z ka­ m e r ą był K i e r o w n i k . J a k nocna m a r a p r z y p o m i ­ n a ł a m i się scena z poprzedniego roku z l o t n i s k a O k ę c i e oraz s ł o w a , spokojne i silne, z r o z u m i a l e nawet dla kogoś w z u p e ł n y m a m o k u : - I to t e ż wyp !

Zaczyna się W i e l k a P r z y g o d a . N a s z y m głów­ n y m celem na tym w y j e ź d z i e było o c z y w i ś c i e w s p i n a n i e , a nie l a t a n i e z k a m e r ą na czole, co mogłoby w y n i k a ć z p o c z ą t k u tej opowieści. J u ż w p a r ę godzin po p r z y j e ź d z i e , r o z s t a w i e n i u n a m i o t ó w - no m o ż e nie w s z y s t k i c h - oraz wyg­ r z e b a n i u szpeju z beczek, w ś c i a n ę w y r u s z a zes­ pól. K i e r o w n i k z U ś m i e c h e m w r a m a c h rekone­ s a n s u - turystycznego o c z y w i ś c i e - s p a c e r u j ą po drodze Ebola ( 2 ó 0 m . 6b+) na ś c i a n i e L e m u r W a l l . W r a c a j ą bardzo zadowoleni. L i t e , pionowe g r a n i t y nie w y m a g a j ą siły t y l k o t e c h n i k i . A l e jak

T y m razem jednak, chcąc z a b r a ć n a p ę d do glajta r o z t o c z y ł e m przed K i e r o w n i k i e m i kolegami wizję fantastycznych ujęć w s p i n a n i a k r ę c o n y c h

http://pza.org.pl

10 TATERNIK

M O O I

M ktoś daje 5 razy ze szmaty, to ż a d n e siłowe wspi­ nanie mu nie odpowiada. Woli t e c h n i k ę , to jasne. D l a mnie też jest to jasne. W końcu nigdy nie d a ł e m ani razu ze szmaty, więc tylko technika! Dopiero n a s t ę p n a droga w wykonaniu tej strasz­ nej pary otwiera nam oczy na to, co nas tu czeka. Po zrobieniu w 6 godzin Out of Africa (Pożeg­ nanie z Afryką. 600 m. 7a) na T s a r a n o r o K e l y chłopcy w r a c a j ą w euforii. O ile można mówić 0 euforii w przypadku dwóch takich egzemplarzy jak oni. Z c a ł k o w i t y m spokojem, sącząc piwko, rzucają tylko półgłosem: - P i ę k n a droga. - Za . ste wspinanie. - Super skała, tylko tarcie i technika! - A l e lufa! Tych k i l k a słów dobitnie świadczy o stanie pobu­ dzenia emocjonalnego. Kto zna. to wie. N a s t ę p n e g o dnia Gienio z K i e r o w n i k i e m pow­ t a r z a j ą Pectorine (260m. fib) na K a r a m b o n y . a jeszcze chwilę później U ś m i e c h z C i e n i e m robią 2. lub (wg szefa campu Christiana) przejście VWoma Madagasikara (320m. 7a) na V a t o V a rindry. Tymczasem w obozie panuje marazm, spowo­ dowany j a k i m i ś głupimi kontuzjami. J a m k o ś na tydzień przed wyjazdem z ł a m a ł nogę w ś r ó d s t o p i u i mimo wielkich s t a r a ń , wciąż w y s t ę p u j e jako czworonóg. J a o g l ą d a m swoją p r a w ą k o s t k ę wielkości piłki do tenisa i w kolo­ rach tęczy. Waldi siedzi, pali fajkę, pije piwko 1 n a j w y r a ź n i e j mu to pasuje, bo może zajmować się synem Igorem. M a r z e n a z powodu nogi J a m kosia biega sama po okolicy i robi foty. I też jej to pasuje. Jednak coś wisi w powietrzu. Któregoś dnia moja odporność psychiczna się skończyła. Zaczynam p o r y k i w a ć na Waldiego. który aczkol­ wiek z o c i ą g a n i e m , ale w końcu ulega mojej presji i zaczyna się p a k o w a ć . Tydzień gapienia się na przeciwległą s t r o n ę doliny - tak usytuowa­ na była jadalnia - wystarczył, aby w mojej głowie p o w s t a ł chytry plan. S t a ł a tam sobie p i ę k n a góra L e D o n d y . której 900-metrowa ś c i a n a k u s i ł a swoją pozorną p r z y s t ę p n o ś c i ą . Poza tym m i a ł a wsobie coś t a t r z a ń s k i e g o , coś co było nam bliskie. N a dodatek były tam tylko dwie drogi. Jedna prawym filarem, druga p r a w ą g r a n i ą . C a l a og­ romna ś c i a n a stalą przed nami. czekając na in­ wencję twórczą. No i stało się. O poranku, objuczeni worami ze szpejem, spa­

niem i wodą z o s t a l i ś m y przewiezieni na s t r o n ę doliny. Dzielna lada niva, z wieku i du podobna do Hierza. prowadzona przez tiana dotoczyła się razem z nami pod Le Dondy Michał Zieliński

drugą wyglą­ Chrys­ zbocza „Ogór"

TATO,TATO

P

alenie fajki przy kuflu piwa jest milą formą s p ę d z a n i a czasu na rajskiej wyspie zwłaszcza jak się jest w s ł u s z n y m wieku wspinaczkowo-przed-merytalnym. Gorzej z pil­ nowaniem 6-letniego urwisa Igora, który po tacie odziedziczy! ciekawość ś w i a t a i nieprzeparty po­ ciąg do przygód. Ale wszystko ma swoje granice. W tym wypadku wystarczyły trzy dni. Tak czy inaczej, mnie też pociągnęła Ogórowa wizja zrobienia nowej drogi na sporej ścianie, prawie całkowicie dziewiczej. I do tego bez przy­ gotowań, ot tak. z marszu. M i n ę l i ś m y o s t a t n i ą wioskę (chyba była deko­ racją dla pierwszych scen w filmie „Willow") i po­ czątkowo widoczna ścieżyna gdzieś się zagubiła. J a t a k ż e , czego efektem było przedzieranie się przez d ż u n g l ę p o r a s t a j ą c ą k a ż d y parów. Nie sły­ s z a ł e m za sobą w r z a s k ó w O g ó r a . więc jemu chy­ ba poszło lepiej. Po dwóch godzinach meldujemy się pod ścianą, w miejscu, k t ó r e w y p a t r z y l i ś m y na start drogi. Godzina ..w plecy", więc trzeba się spieszyć. O d t ą d z m i e n i l i ś m y się z O g ó r e m na prowa­ dzeniu. Spiritus mouens całego przedsięwzięcia zgodził się na jasny podział z a d a ń . J a p r o w a d z ę całą drogę, on ciągnie wór. Przez pierwszy wyciąg by] nawet zadowolony, biedaczysko. Początek byl łatwy, k i l k a n a s t ę p n y c h wyciągów poszło jak z p ł a t k a . Atmosferę zabawy psuły tylko poryki­ wania i p r z e k l e ń s t w a Ogóra, przegrywającego n i e r ó w n ą w a l k ę z worem. Nieco byłem też zmar­ twiony a s e k u r a c j ą a raczej jej brakiem. Do braku jakichkolwiek cieńszych rysek juz się przyzwy­ czaiłem, kostki i haczyki p o b r z ę k i w a ł y milo w plecaku. Lecz to, że ani jeden friend nie sie­ dział dobrze i a s e k u r o w a ł e m się z pętelek za­ czepionych o kalafiory, było już niepokojące. Mie­ liśmy ze sobą co prawda „ d e m o n a H i l t i " . ale Kierownik w y s u p ł a ł nam tylko 11 spitów (reszta ..nabierała mocy" przed Tsaranoro). Przy tysiącu m e t r ó w wspinania w y p a d a ł o po pól spita na wy-

TATFWMk :i-L'IK)l

http://pza.org.pl

ciąg. P ó k i było ł a t w o , problem o d s u w a ł e m od sie­ bie. AJe gdy z a m e l d o w a l i ś m y s i ę na półce w środ­ k u dolnej p a r t i i ściany, zaczęły s i ę „schody". N a g ł a d k i e j ś c i a n c e p o s t a n o w i ł e m z a s z a l e ć z aseku­ racją i trzy spity n a r a z o t w o r z y ł y przed n a m i r e s z t ę dolnej ściany. Po o s i ą g n i ę c i u wielkiej s k o ś n e j półki w y s z u k a ­ l i ś m y miejsce na „kibel" (pod p a l m ą - w k o ń c u to Afryka!) i z d e c y d o w a l i ś m y , k t ó r ę d y uderzymy na­ zajutrz. O g ó r jeszcze z n a l a z ł m a ł e oczka wypeł­ nione w o d ą więc p e ł n i a szczęścia. Niestety, w no­ cy zaczęło w i a ć i siąpić z chmury, k t ó r a nie wia­ domo dlaczego o w i n ę ł a a k u r a t nasz w i e r z c h o ł e k . M i e l i ś m y jeden śpiwór, a O g ó r mistrzostwo ś w i a ­ ta w p r z e c i ą g a n i u go na swoją s t r o n ę . Po nie­ przespanej nocy mój z a p a ł do w s p i n a n i a przy­ wróciły dopiero suszone m o r e l k i i Isostar.

- Tato. tato! Tak t e ż p o s t a n o w i l i ś m y n a z w a ć n a s z ą d r o g ę . Zycie jest p i ę k n e ! Waldemar Niemiec „Waldi"

LATANIE PRZY ŚCIANIE

J

ak j u ż p i s a ł e m na w s t ę p i e , nic tak nie po­ p r a w i a samopoczucia jak dobre m n i e m a n i e o sobie. Podbudowany psychicznie i fizycznie po przejściu „od s t r z a ł u " nowej drogi, k t ó r e j nie trzeba s i ę w s t y d z i ć , i do tego pierwszej polskiej n a M a d a ­ gaskarze, n a b r a ł e m a n i m u s z u . D w a d n i odpoczynku p o s t a n o w i ł e m poświęcić na przygotowania do l a t a n i a . O c z y w i ś c i e o s ł o n a ś m i g ł a p r z e p a d ł a jak k a m i e ń w w o d ę . a bez niej z n a p ę d e m l a t a ć s i ę nie da. N a t o m i a s t swobodne latanie na p a r a l o t n i jest jak najbardziej możliwe. Z n a l a z ł e m odpowiednie miejsce do s t a r t u pod ś c i a n ą L e m u r W a l l . j a k i e ś 350 m nad obozem, i z d e c y d o w a ł e m s i ę na p i e r w s z y lot. P r z e z pier­ wszy t y d z i e ń przymusowego l e n i s t w a w obozie m i a ł e m d u ż o czasu do obserwacji w a r u n k ó w po­ godowych. J e ż e l i chodzi o szybowanie, nie były specjalnie z a c h ę c a j ą c e . B a r d z o silne i w ą s k i e ko­ m i n y termiczne z m i a t a ł y ze s t o l i k ó w obrusy i tu­ m a n a m i k u r z u p r z y p o m i n a ł y o p o t ę d z e natury. N a szczęście s t a b i l n a pogoda u m o ż l i w i a ł a zro­ bienie grafiku, w j a k i c h porach „ t e r m a " (termika) jest najsilniejsza i kiedy ewentualnie m o ż n a po­ dejmować próby latania. K l a m k a zapadła. Ekipa p r a c o w a ł a w ś c i a n i e Tsaranoro, n i k t z pozosta­ łych w obozie nie m i a ł ochoty na okropne podej­ ście na s t a n o w i s k o , w t r a w i e po czubek głowy i 30-stopniowym upale. - „A niech was chudy byk..." p o m y ś l a ł e m i po­ s z e d ł e m sam. Rozebrany c a ł k i e m do gołego, t y l k o w butach, po 40 m i n u t a c h podchodzenia mokry j a k szczur i tocząc p i a n ę z p y s k a , s t a n ą ł e m na s t a r t o w i s k u . U p a ł był n i e m i ł o s i e r n y i jak na złość w ogóle nie w i a ł o . P o r o z k ł a d a ł e m s p r z ę t i w y t a r ł e m s i ę z po­ tu m a j t k a m i . Efekt był t a k i . j a k b y m ich nie zdej­ mował. U b r a ł e m się w resztę ubrania i uprząż. P r z y p i ę c i e t a ś m od glajta, k o n t r o l a linek i czaszy. J e s t e m gotowy. Znowu m o k r y od potu c z e k a m na korzystny powiew w twarz, m a r z ą c o starcie. C a ł e to l a t a n i e jest z r e s z t ą podobnie upierdli­ we jak w s p i n a n i e . N o bo w y g l ą d a to tak: stoi

G ó r n a część ś c i a n y z a c z ę ł a s i ę ł a t w o , ale dal­ sza jej p a r t i a znowu nas p r z y t r z y m a ł a . B y l i ś m y bliscy odwrotu. Dopiero gdy za n a m o w ą O g ó r a w y c h y l i ł e m s i ę za p r z e ł a m a n i e ś c i a n y i zobaczy­ łem r z ą d e k fantastycznych g r z y b k ó w s k a l n y c h , w y s t a j ą c y c h z pionowej płyty, z r o z u m i a ł e m , że droga „jest nasza". K i l k a w y c i ą g ó w w pionie i j a ­ k i e ś 200-300 m e t r ó w po p o c h y ł y m w y p r o w a d z i ł o nas w k r ó t c e na w i e r z c h o ł e k . Było samo p o ł u d n i e , pogoda i w i d o k i jak zaw­ sze na Czerwonej Wyspie przecudne, czas więc na fotki. O g ó r w takiej pozie, O g ó r na boczek, O g ó r z liną, O g ó r bez liny, O g ó r u ś m i e c h n i ę t y , Ogórzdobywca. To samo ze m n ą . W s p ó ł c z u ł e m model­ kom i ich fotografom. Jeszcze t r o c h ę morelek i ba­ tonik na deser. Było miło, ale coraz częściej s p o g l ą d a l i ś m y w dół. A t a m strasznie daleko, i nie z n a l i ś m y zej­ ścia. Informacje z obozu mówiły: „gdzieś w lewo w dół, mniej więcej". To „ m n i e j więcej" zajęło nam 4 godziny prze­ d z i e r a n i a s i ę przez d ż u n g l ę , jak z koszmarnego snu. Spionowane, w y m y t e żlebki i r y n i e n k i po­ r o ś n i ę t e akacjami, d r a c e n a m i , k a k t u s a m i i wsze­ l a k i m k o l c z a s t y m z i e l s k i e m , r o z d r a p u j ą c y m skó­ r ę jak stary p e r g a m i n . M o d l i l i ś m y s i ę choć 0 krzaczek poczciwej t a t r z a ń s k i e j k o s ó w k i . J a k z w y k l e po t r u d n y m zejściu, na dole pod ś c i a n ą o p a d ł y z nas emocje i m o g l i ś m y sobie po­ g r a t u l o w a ć . N o w a droga zrobiona, a my żyjemy. 1 to c a ł k i e m n i e ź l e , bo jak tylko d o c z ł a p a l i ś m y do obozu, c z e k a ł a nas dobra w y ż e r k a i piwo. A na mnie jeszcze Igor, wołający jak z w y k l e co dwie minuty:

12 TATtKNIK

3-2O0I

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

Kierownik na to. Tymczasem pod ś c i a n ę d o t a r ł W a l d i . który m i a l donieść r e s z t ę towaru. Z a p a k o w a ł wór i raź­ no zaczął t e c h n i c z n ą w s p i n a c z k ę po poręczówach. Filmując go z góry i d o s z e d ł e m jednak do wnios­ k u , że coś jest nie tak. Wór był wzrostu tragarza Tragarz zaś p o r u s z a ł się bardzo ospale. M u s i a ­ łem już zjeżdżać, żeby zrobić miejsce dla n a s t ę p ­ nego. P o ż e g n a ł e m serdecznie kolegów i rozpoczą­ łem zjazdy. W połowie drogi s p o t k a ł e m Waldka.

człowiek poubierany, gorąco, pot wciska się wszędzie, stres przed lotem, u p r z ą ż ciąży. Okrop i e ń s t w o . Najgorsza dla mnie chwila w l a t a n i u to oczekiwanie na podniesienie s k r z y d ł a . W powie­ trzu jest j u ż dobrze, bo siedzi się wygodnie, po­ wiew chłodzi, widoki fantastyczne, poczucie wol­ ności i swobody rozpiera p i e r ś . Krąży się wysoko, wysoko coraz wyżej i dalej. Aż do momentu, kiedy terma zaczyna s k ł a d a ć s k r z y d ł o i wywijać glajciarzem jak gaciami na s z n u r k u do bielizny. Wtedy człowiek znowu się poci, wracają stres i „hercklekoty". Ale jak j u ż się wyląduje, to się mówi: „Ale było supeeer!".

- No i co jest z tobą pytam co tak p o m a ł u ? - K nie mogę. jakie to ciężkie, pomóż mi go wpiąć. P o m o g ł e m . O n i e m i a ł e m przy tym. - Coś ty tu n a p c h a ł ? - No. żarcie, spity. liny. - A kto będzie tyle żarł? - No. nie wiem. - No to na razie - p o w i e d z i a ł e m i p o m k n ą ł e m w dół. Będąc już na ziemi i filmując akcję z dołu. z o s t a ł e m ś w i a d k i e m sceny i dialogu, k t ó r e g o eks­ presja poraziła mnie swoją wymową. Wór pokonał Waldiego. Wciągnął go pod okapy P o n i e w a ż c i ę ż a r zawieszony na linie w i s i raczej pionowo, niewielki trawers o k a z a ł się p u ł a p k ą . N i e g ł o ś n e z p o c z ą t k u p o j ę k i w a n i a Waldiego za­ mieniły się w r y k i . N a pomoc ruszył Gienio. Zje­ chał do stanowiska, pod k t ó r y m jeszcze j a k i e ś 20 m e t r ó w niżej wisiał n i e s z c z ę ś n i k z worem przy­ p i ę t y m tylko do pasa biodrowego.

Tak też w y g l ą d a ! mój lot nad C a m p C a t t a . W 15 minut w y w i n ą ł e m p a r ę koziołków w po­ wietrzu, p o s k ł a d a ł o s k r z y d ł o z lewej, prawej i w ś r o d k u . W y l ą d o w a ł e m i p o w i e d z i a ł e m do sie­ bie „Ale było supeeer". Czasem się zastanawiam, czy to wszystko nie jest chore. Oczywiście te w s t ę p n e akrobacje nie zaspoko­ iły moich ambicji. L a t a n i e z k a m e r ą na czole ciągle m i a ł e m w planie. Tymczasem i na mnie p r z y s z ł a kolej na p r a c ę w ś c i a n i e Tsaranoro. Moja rola na naszych wy­ prawach, kiedy trzeba się w s p i n a ć w terenie, w k t ó r y m najłatwiejsze zejście to 6.2. sprowadza się do roli s a m o b i e ż n e g o p r z y r z ą d u transportowo-asekuracyjnego. Jak j u ż w s p o m n i a ł e m , nigdy nie „ z a d a w a ł e m ze szmaty", więc z kolegami mo­ gę w s p i n a ć się wyłącznie „czysto technicznie". To znaczy k o r z y s t a j ą c z osiągnięć techniki, typu m a ł p a , croll itd. Za k a r ę niestety, m u s z ę zawsze coś nosić. T y m razem m i a ł e m ze sobą wodę, liny. spity i coś tam jeszcze.

- Waldi. wyjdź tu do stanowiska, to przepaku­ jemy wór - powiedział ratownik - Krzysztof!!! Ty nie wiesz, co mówisz! - r y k n ę ł a ofiara. Ż a d n e p r z e k l e ń s t w a w górach, k t ó r y c h tyle juz słyszałem, nie miały w sobie takiej mocy. W k o ń c u j a k o ś sobie poradzili, ale znowu k t o ś się spocił. I było supeeer.

Palując do góry po p o r ę c z ó w k a c h p o d z i w i a ł e m wiszący 300 m wyżej zespół. Wisieli na przeła­ maniu przewieszenia. Gienek na stanowisku, Bo­ g u ś p r o w a d z i ł . Pocąc się znowu, dolazlem tech­ nicznie do stanowiska, z a s t a n a w i a j ą c się. jak. do d i a b ł a , U ś m i e c h od r a z u klasycznie i do tego wiercąc spity p r z e p r o w a d z i ł przewieszony wyciąg 7a. Po rozłożeniu p o r t a l e d ż a doniesionego wcześ­ niej przez J a m k o s i a w y p a k o w u j ę towar i przy­ słuchuję się ciekawym p o g a w ę d k o m kolegów. W pewnym momencie Boguś o m s k n ą ł się z j a k ą ś pętelką. Zadzwonił szpej, l i n a lekko się n a p i ę ł a , z góry doleciał o j a k i e ś p r z e k l e ń s t w o .

Wieczorem, po zejściu do obozu, radosna no­ wina. P r z y j e c h a ł a osłona do ś m i g ł a . Mogłem od­ dać się podniebnym harcom z k a m e r ą na czole. Realizacja m a r z e ń moich i kolegów o fantastycz­ nym filmie była w z a s i ę g u ręki. O poranku z pod­ k ł a d a n y m do kupy n a p ę d e m meldujemy się na specjalnie przygotowanym do tego typu wyczy­ nów startowisku. Pierwszy lot ma na celu wywąchanie w a r u n k ó w panujących w powietrzu przy ś c i a n i e Tsaranoro. Jeszcze bez kamery na czole, ale z aparatem, G P S - e m . wariometrem i wszyst-

- Jak wszystko wyleci, to b ę d z i e m y mieli ł a d n y lot waszeci - pocieszył Gienio K i e r o w n i k a . - Czy cię poj...lo . co ty k.... pie , asekuruj! -

14 TATERNIK

3-2001

http://pza.org.pl

LATAJĄCY CYRK OGÓRA eszcze nim zaczęły się perypetie Ogóra z lataniem, zaczęliśmy d z i a ł a l n o ś ć na no­ wej drodze na Tsaranoro N a s t ę p n e g o dnia po naszym powrocie z L e D o n ­ d y Boguś z U ś m i e c h e m weszli jako pierwsi w ś c i a n ę . O n i tez wcześniej wybrali miejsce na drogę: w ą s k i pas płyt pomiędzy dwoma syste­ mami k o m i n ó w oddzielającymi z prawej strony płyty Pożegnania ^ Afryką, a z lewej ś c i a n ę T s a r a n o r o K e l y od T s a r a n o r o B e .

UOt początki IcWów.

Fol

W

Niemiec

k i m i s z y k a n a m i n a l e ż n y m i lataniu ekstremal­ nemu, staje gotowy na starcie. S i l n i k na plecach pracuje na obrotach. Glajt w p o r z ą d k u . Chłopcy w ś c i a n i e czekają na p o r t a l e d ż u . J a m k o ś filmuje. Waldi fotografuje, ja o d l a t u j ę . W k i l k a sekund po starcie, na wysokości pól metra nad ziemią, pod­ much w i a t r u przechyla mnie w prawo. Zacze­ piam nogą o k a m i e ń . Pogłębia to przechyl i po­ woduje u t r a t ę siły nośnej. Widzę, jak moja prawa r ę k a odruchowo wyciąga się w k i e r u n k u pędzą­ cego na mnie z p r ę d k o ś c i ą 40 km na godzinę n i e d u ż e g o k a m i e n i a . Uderzenie w y k r ę c a ją do tyłu i wrzuca w osłonę ś m i g ł a . Trzask, ból. cisza. Podbiegają oboje nasi dziennikarze.

Zmoknięci jak kury. ledwo u m k n ę l i z życiem ze ściany. Kaskady wody w i d a ć było z odległości k i l k u k i l o m e t r ó w Ucierpiał też s p r z ę t i osoba J a m k o s i a . zawzięcie filmującego początek Nowej Drogi. Ale pierwsze koty za ploty J u ż „na sucho", w obozie popłynęła opowieść o w s p a n i a ł e j skale, idealnie litej płycie, czujnym, technicznym w s p i n a n i u i pięknej l i n i i przyszłej drogi. Aż wszystkim bezwiednie n a p i n a ł y się bu­ ły i p r z y b y w a ł o s p r ę ż a . Po jednodniowej przerwie na dosuszenie, drogę zaatakowali U ś m i e c h z G i e n k i e m . Szybko doszli pod strefę p r z e w i e s z o n ą w środkowej partii ścia­ ny. W y d a w a ł o się. że ich tam przytrzyma, ale U ś m i e c h pokazał wielką k l a s ę P r z e d a r ł trud­ ności Ta (jak się później okazało) z w i e r t a r k ą u pasa. wszystko to w terenie mocno przewieszo­ nym, wiercąc spity na prowadzeniu.

- Nic ci się nie stało? - pytają. - Śmigło całe? - odpowiadam pytaniem na pyta­ nie. - Nie. rozwalone. - No. to szlag trafił latanie i filmowanie - mówię - 1 r ę k ę chyba też - dodaję. K r w a w y s t r z ę p wystaje z r ę k a w i c z k i . Mały i ser­ deczny palec j a k o ś nienaturalnie krzywe. M a ­ rzenia o karierze pilota-filmowca pękły jak kevlarowe śmigło w spotkaniu z moimi kośćmi. Wspinanie z a k o ń c z o n e , latanie zakończone. Dłoń przecięta do połowy wyprawia mnie w d ł u g ą pod­ róż po wyspach Oceanu Indyjskiego w poszuki­ waniu r a t u n k u . I znowu się spociłem. Ale było supeeer. Michał

Zieliński

O b s e r w o w a l i ś m y ich z O górom i Igorem kąpiąc się w oczkach wodnych stworzonych chyba dok­ ł a d n i e w tym celu. Początek był imponujący. W dwie godziny chłopcy p r z e m k n ę l i dwa wyciągi, założyli poręcz i niespodziewanie na tym skoń­ czyli. P r z y c z y n ą była burza, k t ó r a na dwie godzi­ ny zawisła nad Tsaranoro. Podobno o tej porze roku zdarza się to raz na pięć lat. P o g r a t u l o w a ć szczęścia.

Kolejnego dnia woda znowu z m y ł a c h ł o p a k ó w ze ściany. N a t u r a wyrobiła już n o r m ę na 10 lat. Tylko J a m k o ś w y k a z a ł się n a l e ż y t ą „czujnością rewolucyjną" i tym razem zmókł tylko on. a nie sprzęt. Szybko się uczy. N a s t ę p n e g o dnia na p ł y t a c h pojawili się Bo­ guś. G i e n i u i Ogór. Wyjście miało charakter wspinaczkowo-techniczny. M i e l i urobić, ile się da powyżej przewieszenia, rozpiąć p o r t a l e d ż a i wy­ ciągnąć jak najwięcej s p r z ę t u , jedzenia i życio-

„Ogór"

15 TATERNIK

3-2001

http://pza.org.pl

N a s t ę p n e g o wieczora, j u ż przy n a l e ż n y m im „ m a ł y m z p i a n k ą " , zameldowali o urobieniu dwóch kolejnych wyciągów. U ś m i e c h t w i e r d z i ł , ze n a j w i ę k s z e t r u d n o ś c i są za n a m i - a on zazwy­ czaj się nie m y l i . gdy mówi o w s p i n a n i u . Powi­ nien więc z a p a n o w a ć n a s t r ó j optymistyczny. Tak się jednak nie s t a ł o . Owego r a n a Ogar swoimi podniebnymi czy raczej n a d z i e m n y m i wy­ c z y n a m i i ich k o n s e k w e n c j ą , skutecznie zważył w s z y s t k i m humory. Ponadto z b u r z y ł harmono­ gram prac nad drogą, p o n i e w a ż dla ratowania jego r ę k i przed ostatecznym cięciem, we dwóch w y r u s z y l i ś m y w ś w i a t w p o s z u k i w a n i u lekarza.

dajnej wody. Kwestie techniczne z o s t a ł y z a ł a t ­ wione w całości. Gorzej ze w s p i n a n i e m . B o g u ś n a p o t k a ł takie t r u d n o ś c i , że z t r u d e m u r o b i ł 20 m e t r ó w . T y m s a m y m z o s t a ł y b r u t a l n i e skorygo­ wane nasze optymistyczne plany szybkiego przej­ ścia drogi. Ten wyciąg był najtrudniejszym na całej drodze. Pod koniec d n i a chłopcy zjechali na dół, a j a z worem transportowym na pętli z a c z ą ł e m m a ł ­ powanie na p o r t a l e d ż a . Niestety, p r z e s a d z i ł e m z c i ę ż a r e m worka i p r z e k l i n a j ą c piekielnego „jaj u r y w a c z a " z o s t a w i ł e m go w ś r o d k u ś c i a n y na n a s t ę p n y d z i e ń . Po drodze m i n ą ł e m się z Ogórem, k t ó r y j a d ą c w dół nie p r z e c z u w a ł jeszcze, że n a s t ę p n e g o d n i a b ę d z i e miał wypadek, i że za­ k o ń c z y dobrze z a p o w i a d a j ą c ą się k a r i e r ę samo­ b i e ż n e g o wora transportowego.

Zostali w trójkę: B o g u ś . U ś m i e c h i Gienro. z z a d a n i e m d o k o ń c z e n i a drogi. W z a i s t n i a ł e j rytuacji nie było im specjalnie spieszno do dzia­ ł a n i a . M i n ę ł y dwa dni i gdy wieczorem wrócił do obozu (po z a p a k o w a n i u n a p r ę d c e pozszywa­ nego O g ó r a do samolotu na Reunion) zobaczył przez l o r n e t k ę s y l w e t k i U ś m i e c h a i Bogusia w i e r z c h o ł k u . P r z e s z l i ostatnie cztery wyci ." k t ó r e o k a z a ł y się wcale nie takie ł a t w e . Pona z powodu a w a r i i w i e r t a r k i , z a ł o ż o n a na asekuracja m i a ł a c h a r a k t e r nieco „luźny", solidne, m ę s k i e odległości m i ę d z y s p i t a m i i c i ą g n i ę t a na maksa (60 m) l i n a .

B o g u ś z a n o c o w a ł pod ścianą. T ł u m a c z y ł , że z lenistwa, ale mnie się wydaje, że samotna, ciep­ ła noc. pod r o z g w i e ż d ż o n y m niebem A f r y k i i z w i ­ dokiem na o t w i e r a j ą c ą się pod stopami d o l i n ę , z o l b r z y m i ą ś c i a n ą g r a n i t u za plecami, m i a ł a tak m a g n e t y c z n ą moc, że nie mógł się jej oprzeć. J a m u s i a ł e m zbiec na dół do syna, ale j u ż w c z e ś n i e rano z a m e l d o w a ł e m się z powrotem pod ścianą, z nowym zapasem sił i chęci oraz z J a m kosiem, n i e u s t r a s z o n y m filmowcem. J a m k o ś to k l i n i c z n y przypadek u z a l e ż n i e n i a od w s p i n a n i a . Pod ś c i a n ę podchodził o kulach ( z ł a m a ł n o g ę w ś r ó d s t o p i u t y d z i e ń przed wyjazdem), ale po dotknięciu lin odrzucał kule i pedałował w górę. aż milo. Ciekawe, co na to jego lekarz?

Tak więc droga z o s t a ł a otwarta. Otrzymała jednogłośnie nazwę Cucum Flying Circus. na osłodę życia Ogórowi. Teraz, aby o t r z y m a ć p e ł n i ę praw do niej. s i e l i ś m y ją przejść jednym c i ą g i e m , klasycznie. Dzień odpoczynku przed w ł a ś c i w y m przejw y k o r z y s t a l i ś m y zgodnie z osobistymi upod n i a m i . Była więc k s i ą ż k a , fajka, wylegiwanie na słońcu, k ą p i e l e w oczkach wodnych, t piwa. dyskusje o J a p o n i i i krokodylach. Jed s ł o w e m , c a ł o d n i o w e lenistwo.

Znowu d z i e ń h a r ó w k i . G ł ó w n i e dla Bogusia, p o n i e w a ż ja po dojściu do p o r t a l e d ż a w y ł o ż y ł e m się na n i m jak długi i a s e k u r u j ą c , z zaintereso­ w a n i e m o b s e r w o w a ł e m w a l k ę p a r t n e r a z pionem i g ł a d z i z n ą . A było na co p o p a t r z e ć , bo B o g u ś chcąc nie chcąc, d a w a ł popis w s p i n a n i a przez pa­ rę godzin. Ostatecznie jednak zwyciężył i kończąc feralny wyciąg, mógł głośno to w y k r z y c z e ć . Do­ s z e d ł e m do niego, z a w i e s i l i ś m y p o r ę c z ó w k ę na jutro i B o g u ś jeszcze t r o c h ę przepatentowal trud­ ności. Z l u s t r o w a n i e ś c i a n y powyżej p o p r a w i ł o nam humory, bo z w y j ą t k i e m okapu 20 m nad na­ mi w y g l ą d a ł o to t r o c h ę (ale tylko trochę) ł a t w i e j .

8 w r z e ś n i a był n a j w a ż n i e j s z y m dniem w\ wy. Tego dnia, w c z e ś n i e rano prawie wybiegi z obozu. B y l i ś m y n a ł a d o w a n i energią, maksy nie s p r ę ż e n i , ale tam g d z i e ś głęboko schow t k w i ł n i e p o k ó j . Czy damy r a d ę ? W k o ń c u . nie drogi k a w a ł k a m i to nie to samo co prze -' w ciągu. I jeszcze trzeba zdążyć w jeden a ś c i a n a d u ż a i t r u d n o ś c i nieliche. Z w y k l e w kich momentach podejście u p ł y w a w ciszy, t e ż było i tym razem, s z l i ś m y k a ż d y swoim ' pem. zatopieni we w ł a s n y c h m y ś l a c h . ;

Szybko z e b r a l i ś m y manele i z j e c h a l i ś m y na dół, mijając po drodze U ś m i e c h a i G i e n k a , k t ó r z y mozolnie pięli się w górę, z a p a t r z e n i w opuszczo­ nego przez nas p o r t a l e d ż a i c z e k a j ą c e tam na nich dwie sypialne miejscówki.

Pod ś c i a n ą szybkie szpejenie i jako pie d w ó j k a weszli U ś m i e c h z G i e n k i e m . Nast

16 T A T E R N I K .1-2001

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

Boguś i ja, a p o m i ę d z y n a s z y m i d w ó j k a m i po­ m y k a ł na p o r ę c z a c h J a m k o ś . z a w z i ę c i e filmując historyczne dla nas chwile. Pierwsze wyciągi zgodnie z p r z e w i d y w a n i a m i poszły szybko. „Schody" zaczęły się pod strefą p r z e w i e s z o n ą . Ale i j ą u d a ł o się p o k o n a ć bez w i ę k s z e g o bólu. P a t r z y ł e m z n i e u k r y w a n y m za­ dowoleniem, jak U ś m i e c h , a potem B o g u ś swo­ bodnie prowadzili te, n i e m a ł e przecież, t r u d n o ś c i . J a m k o ś z boku cykał fotki i kręcił film, a dla nie­ go szczególnie barwnie w y g l ą d a ! B o g u ś . Mieliś­ my tylko trzy k a s k i i z k o n i e c z n o ś c i w y s t ą p i ł w p r z e p i ę k n y m b ł ę k i t n y m t u a r e s k i m turbanie, przywiezionym w zeszłym roku z M a l i .

t r o c h ę okap (7a+). ale po jego przejściu wiedzie­ l i ś m y j u ż . że d r o g ę zrobimy. P o z o s t a w a ł o tylko pytanie, czy z d ą ż y m y przed zmrokiem i czy damy r a d ę zjechać na dól drogą, jak z a k ł a d a l i ś m y . Koń­ cowe wyciągi, jak to zwykle bywa. c i ą g n ę l i ś m y j u ż silą r o z p ę d u i na w i e r z c h o ł k u z a m e l d o w a l i ś my się pól godziny przed zmrokiem. Po Uś­ miechu i G i e n k u p o z o s t a ł a tylko lina i rezerwowa w i e r t a r k a ( p l a n o w a l i ś m y jeszcze p r z e s u n ą ć nieco l i n i ę zjazdów na czterech n a j n i ż s z y c h wycią­ gach). N i e m i e l i ś m y czasu nawet n a c i e s z y ć się w i e r z c h o ł k i e m , szybkie zdjęcia, k a w a ł e k filmu i w e s z l i ś m y w zjazdy objuczeni swoim - i nie tyl­ ko - s p r z ę t e m .

Gdy d o c z e k a l i ś m y się w ł a ś c i w y c h t r u d n o ś c i , U ś m i e c h p r z e p r o w a d z i ł je OS-em. dla niego na­ wet 7b+ w wielkiej ś c i a n i e nie stanowi problemu. Boguś zaliczył k r ó t k i , bezpieczny locik. w ł a ś c i w i e przysiad i t e ż p r z e d a r ł się przez kluczowy wy­ ciąg. R u s z a j ą c za nim w górę p o ż e g n a ł e m J a m kosia. k t ó r e m u skończyły się p o r ę c z ó w k i i zaczął zjazdy na dół. po drodze ściągając p o r t a l e d ż . Zos­ t a w i ł mi też k a m e r ę , z misją filmowania na wierzchołku.

M i a ł e m pewne obawy przed nocnym zjeżdża­ niem przy tak wiejącym wietrze, m a j ą c świeżo w p a m i ę c i z a c z e p i a j ą c ą się l i n ę . P o w t ó r z e n i e się takiej sytuacji groziło s p ę d z e n i e m upojnej nocy w i s z ą c w ś r o d k u ściany, kilkaset m e t r ó w nad śpi­ worem i wodą. O d l i c z a ł e m kolejne zjazdy, k t ó r e p o z o s t a w a ł y nam do „gleby". O d e t c h n ą ł e m dopiero, gdy doje­ c h a l i ś m y do p o r ę c z ó w e k , tam juz k r z y w d a nam nie groziła. Po trzech godzinach (tempo wybitnie ekspresowe jak na 600 m e t r ó w trudnych zjazdów nocą) z a m e l d o w a l i ś m y się pod ścianą, obwieszeni jak choinki w s z e l a k i m s p r z ę t e m , l i n a m i i p o r ę ­ c z ó w k a m i . C a l i i zdrowi, a to było n a j w a ż n i e j s z e .

Kolejne wyciągi były nadal w y t ę ż a j ą c e . N a do­ datek zaczęło mocno wiać, co b i o r ą c pod u w a g ę szorstkość s k a ł y i w y s t a j ą c e gdzieniegdzie skalne grzybki - powodowało nieustanne zaczepianie się Uny. Za k t ó r y m ś razem n a s t ą p i ł o to na tyle skutecznie, że l i n a j u ż nie r u s z y ł a . Z a c z e p i ł a się (i tu stek wyzwisk) g d z i e ś 30 m e t r ó w w prawo w skos. N i e było wyjścia, m u s i a ł e m po n i ą poje­ c h a ć , prawie w poziomie. Odczepienie jej z grzyb­ ka zaowocowało n a j d ł u ż s z y m lotem, j a k i wyko­ n a ł e m w życiu. To bardzo n i e m i ł e uczucie: trzy­ m a ć się j e d n ą r ę k ą ostatniego c h w y t u ze ś w i a d o ­ mością, że p r ę d z e j czy później (raczej prędzej) b ę d ę m u s i a ł i tak go puścić i wylecieć w po­ wietrze. To. co nieuchronne, lepiej zrobić od razu. W k a ż d y m razie o d e t c h n ą ł e m z ulgą. gdy po k i l ­ k u k o z i o ł k o - k r ę c i o ł k a c h w powietrzu u d e r z y ł e m plecami o p r z e c i w l e g ł ą ś c i a n ę zacięcia. Z n a c z y ł o to. ze ja i l i n a w y t r z y m a l i ś m y .

N a dole m i ł a niespodzianka. U ś m i e c h z G i e n ­ k i e m , k t ó r z y schodzili dookoła m a s y w u , podeszli z powrotem pod ś c i a n ę i czekali na nas. Zanie­ pokoili się. gdy na dole zamiast nas zobaczyli pozostawiony w n i e ł a d z i e s p r z ę t Wyglądało to na s z y b k i o d w r ó t , k t ó r y natychmiast n a s u w a ł m y ś l i 0 w y p a d k u . O d e t c h n ę l i dopiero, jak zobaczyli w nocy nasze czołówki, k t ó r y m i p r z y ś w i e c a l i ś m y sobie na stanowiskach zjazdowych. Zaczęły się najmilsze chwile. Potwornie z m ę ­ czeni, ale szczęśliwi w y ś c i s k a l i ś m y się nawza­ jem. W y c i ą g n ą ł e m tez spod k a m i e n i a zamelino­ w a n ą tam w c z e ś n i e j na tę okoliczność m a n i e r k ę z koniakiem. S m a k o w a ł jak nigdy I j u ż nie spiesząc się z e s z l i ś m y na dół do obozu. Ostatnie dni na C a m p C a t t a s p ę d z i l i ś m y w po­ czuciu dobrze s p e ł n i o n e g o o b o w i ą z k u . Dwie nowe drogi zrobione, w tym jedna wyjątkowo t r u d n a 1 wymagająca. Kilka wartościowych powtórzeń t e ż m i a ł o znaczenie. A l e dla U ś m i e c h a i Bogusia było to wciąż m a ł o . Waldi

Podczas moich igraszek z liną U ś m i e c h z G i e n ­ kiem z n i k n ę l i nam z oczu za p r z e ł a m a n i e m oka­ pu i juz do k o ń c a drogi ich nie dogoniliśmy. Byb ś m y dopiero nieco za połową drogi. Woda się s k o ń c z y ł a w - o d r ó ż n i e n i u od t r u d n o ś c i . Podzi­ w i a ł e m Bogusia p r ą c e g o w górę jak maszyna przez kolejne wyciągi. Jeszcze p r z y t r z y m a ! nas

19 TATFRNIK

3-21X11

http://pza.org.pl

kar z a c i ę c i u , ubezpieczonym zaledwie dwoma spita­ mi (6c). k t ó r e to z a c i ę c i e z t r u d e m p r z e s z e d ł e m na drugiego. P ó ź n i e j z a ś j a z m a g a ł e m się z k l u ­ czowym w y c i ą g i e m (7b+) w przewieszonej rysce, z k t ó r e j p r z e c h o d z i ł o się w dilfera na o b ł y m k a n ­ cie. Tutaj nie obyło się bez lotu.

MALAGASY JAMMING (ZAPIERACZKA)

D

o wyjazdu p o z o s t a ł o n a m jeszcze k i l k a d n i i zgodnie z w c z e ś n i e j s z y m i p l a n a m i z a m i e r z a l i ś m y jeszcze p o w t ó r z y ć j a k ą ś ciekawą wspinaczkę. B o g u ś m y ś l a ł o drodze szwajcarskiej na g ł ó w n e j ś c i a n i e Tsaranoro, j a j u ż b y ł e m j e d n a k t r o c h ę z m ę c z o n y n i e k o ń c z ą c y m i się p ł y t a m i . N o i j u ż d u ż o w c z e ś n i e j o s t r z y ł e m sobie zęby na Rain Bolo (420 m. 7b+) p i e r w s z ą w ogóle d r o g ę w re­ jonie, w i o d ą c ą efektownym filarem K a r a m b o n y . P o c z ą t k o w o p l a n o w a l i ś m y w y b r a ć się t a m z G i e n i e m . ale stan jego s t ó p po d w u g o d z i n n y m zej­ ściu w b u c i k a c h fwe-ten przez d ż u n g l ę i p i a r g i nie p o z w a l a ł jeszcze na z a ł o ż e n i e ciasnego obu­ w i a . P r z e k o n a ł e m więc do p o m y s ł u Bogusia. Rain Bolo. poprowadzona w r o k u 1995 przez K u r t a A l b e r t a i B e r n d a A r n o l d a , to j e d y n a droga w okolicy b i e g n ą c a w d u ż e j części systemem rys, p o z w a l a j ą c y c h na z a ł o ż e n i e w ł a s n e j a s e k u r a c j i . P ł y t o w a c z ę ś ć z o s t a ł a obita s p i t a m i , ale N i e m c y p o s ł u g i w a l i się r ę c z n ą s p i t o w n i c ą , t o t e ż nie zos­ tawili nadmiaru stałych przelotów. Z płytami b y l i ś m y oswojeni i m i m o kiepskiego „obicia", j a ­ k o ś nas one nie o d s t r a s z a ł y . Gorzej p r z e d s t a w i a ­ ła się k w e s t i a asekuracji w dolnych rysach, k t ó r e są miejscami za szerokie nawet dla n a j w i ę k s z e g o ("amalota. a my p o s i a d a l i ś m y jedynie o wiele mniejsze friendy. J e d n a k w h i s z p a ń s k i m komen­ t a r z u z n a l e z i o n y m w miejscowej „ k s i ą ż c e wyjść" p r z e c z y t a l i ś m y coś o k o ł k a c h drewnianych i w p a d l i ś m y na p o m y s ł ł ą c z n e g o u ż y c i a f r i e n d ó w i kołków. To znaczy friend m i a ł o p i e r a ć się z jed­ nej strony o brzeg szczeliny, z drugiej o k o ł e k .

Wyżej z o s t a ł y n a m t y l k o płyty, oswojone na w c z e ś n i e j s z y c h w s p i n a c z k a c h , tyle że obite jesz­ cze o s z c z ę d n i e j niż to z w y k l e w tej okolicy bywa. W n i e k t ó r y c h miejscach odległości m i ę d z y ? i t a m i były tak d u ż e . że t r u d n o było wypatrz**: schowany g d z i e ś za w y b r z u s z e n i e m s k a ł y kole;--: przelot, z a ś na r o z c i ą g a j ą c y m się wokół morza p ł y t nie było ż a d n y c h w s k a z ó w e k co do dalszee: przebiegu drogi. N o i w p e w n y m momencie pro­ w a d z ą c y B o g u ś , z a m i a s t w lewo. p o s z e d ł t r o c i * w prawo, a ja, m i m o u p a ł u , d o s t a w a ł e m dreszczy: o b s e r w u j ą c jego 10-metrowe zejście do ostatniee: spita w n i e z w y k l e czujnym, t a r c i o w y m terenie Se. O s t a t n i ą a t r a k c j ą było p r z e j ś c i e przez wypfed k a n y w skale, g ł ę b o k i na k i l k a m e t r ó w wąwóz, zakończony niczym w jaskini g ł a d k ą studzienka, na szczęście na tyle w ą s k ą , że d a ł o się j ą p o k o r j c z a p i e r a c z k ą . N a w i e r z c h o ł k u zgodnie stwierdzi­ liśmy, że b y ł a to najefektowniejsza i najbardr-iu r o z m a i c o n a droga na t y m w y j e ź d z i e . Wedrag szefa obozu C h r i s t i a n a d o k o n a l i ś m y prawdopo­ dobnie jej trzeciego p r z e j ś c i a . Wreszcie o s i ą g n ę ­ l i ś m y stan p e ł n e g o nasycenia s k a ł ą i moglis-r* u d a ć się na z a s ł u ż o n e wczasy nad morzem. Uśmitdk

WSZYSTKO DOBRE, CO SIĘ KOŃCZY

E

k i p a powoli ż e g n a ł a s i ę z g o ś c i n n y m obozem. C i e n i u d o k u m e n t o w a ł p r z e j ś ć * c h ł o p a k ó w na K a r a m b o n y . J a m k o ś i M a ­ r z e n a w ę d r o w a l i po okolicy w p o s z u k i w a n i u oa> t a t n i c h fajnych zdjęć, a w p r z e r w i e p o w t ó r r y i d r o g ę Alien (300 m, 6a) na K a r a m b o n y . WaitS z Igorem w r a m a c h n a p r a w i a n i a n a d w ą t l o n y m i relacji ojciec-syn zdobyli jeden z okolicznych r m t r u d n y c h szczytów.

Z w y k o n a n y m i na miejscu w warsztacie koł­ k a m i r u s z y l i ś m y pod ś c i a n ę . Rysy, choć wyglą­ d a ł y na te w rodzaju najbardziej p o n u r y c h t y p u off-width, o k a z a ł y się dość ł a t w e , a to d z i ę k i c h w y t o m na bocznych ś c i a n a c h , więc. m i m o że miejscami było w nich zbyt szeroko nawet na na­ sze k o l k i , u p o r a l i ś m y się z n i m i dość szybko. W p ł y t a c h przez p i e r w s z y t r u d n y w y c i ą g (opisa­ ny 7b) B o g u ś d o s ł o w n i e p r z e m k n ą ł i z a c z ę l i ś m y się z a s t a n a w i a ć , czy aby s t a r z y m i s t r z o w i e nie z a w y ż y l i t r u d n o ś c i drogi. J e d n a k na n a s t ę p n y c h w y c i ą g a c h nie było j u ż taryfy ulgowej. N a j p i e r w B o g u ś w a l c z y ł w 30-metrowym k o m i n o w a t y m

T y m c z a s e m ja, ofiara lotniczo-filmowych amav cji. po operacji r ę k i na wyspie R e u n i o n ścigaleaaj w y p r a w ę . B y ł e m c a ł k o w i c i e zdeterminowany, jw dogonić towarzystwo jeszcze przed wylotem z

20 TATERNIK

3-2001

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

t a n a n a r i v o . M a ł o b r a k o w a ł o i nic by z tego nie w y s z ł o . Szanse powrotu do C a m p C a t t a p r z e k r e ś ­ l i l i - o ironio l o s u - p i l o c i . Strajk n a l o t n i s k u w St. D e n i s p r z e d ł u ż y ł mój pobyt n a wyspie o dwa d n i . A l e i tak u d a ł o się. S z a l e ń c z y p o ś c i g k o m u n i k a c j ą l o k a l n ą p r z e z pół M a d a g a s k a r u s k o ń c z y ł się na p u s t y n i . S a m o c h ó d w y p r a w y wy­ łonił się z k u r z u . R a d o ś ć ze s p o t k a n i a b y ł a obu­ stronna. Teraz j u ż w komplecie m o g l i ś m y u d a ć się na k i l k u d n i o w y w y p o c z y n e k n a d oceanem, n a l e ż n y w s z y s t k i m . T r z y d n i w k u r o r c i e Isfata na zachod­ nim wybrzeżu, wśród raf koralowych i krabów, d o p e ł n i ł o rajskich w r a ż e ń . •k -k -k C h o ć relacja u t r z y m a n a jest w tonie ż a r t o b l i w o w y p o c z y n k o w y m , nie n a l e ż y nie d o c e n i a ć sukce­ su w y p r a w y i w ł o ż o n e g o w y s i ł k u . D r o g a Cucumber's Flying Circus (600 m , 7b+) okazuje się naj­ t r u d n i e j s z ą w i e l k o ś c i a n o w ą i z a r a z e m czysto k l a -

„Tatrzańska"

Le Dondy

widziana

spod

Tsaranoro.

s y c z n ą w s p i n a c z k ą w y t y c z o n ą przez Poić ś w i e c i e , a Tato, Tato (1000 m , 6a) pierw s k ą d r o g ą na M a d a g a s k a r z e . P o w t ó r z e ń innych solidnych dróg t a k ż e świadczą o w s p i n a n i e było p r i o r y t e t e m wyprawy, i nie niefortunne p r z y p a d k i , w y n i k i byłyby lepsze. D o n a z w i s k t a k i c h g i g a n t ó w s k a ł n y c h z setek d o k o n a ń o b i e ż y ś w i a t ó w jj Albert, Michel Piola, L y n n H i l l , M i k e L i b M i k e T u r n e r oraz t u z i n a b ł y s k o t l i w y e ! szych wspinaczy, d o d a l i ś m y t u n a z w i s k a Z m i e ś c i l i ś m y się jeszcze n a najwaz ś c i a n i e , na drodze ocenionej nie t y l k o jal na, ale i godna polecenia ze w z g l ę d ó w e n y c h . J a k to j u ż w h i s t o r i i t a t e r n i c t w a d o s ł o w n i e o d n i m i n ę l i ś m y się z s i l n ą e k i ł u d n i a Tatr, t y m r a z e m b y l i ś m y p i e r w s i . Życzę w s z y s t k i m podobnych o s i ą g n i ę ć , p o s m a k o w a n i a tutejszej skały. W s p i n a c z e na Madagaskar!!!

Fot. Michał Zieliński.

http://pza.org.pl

kar r z y m a m y na „ s ą s i e d n i e j " (700km) wyspie R* n i o n niż w s z p i t a l u w stolicy M a d a g a s k a r u .

Informacje praktyczne Przelot

P o d r ó ż o w a n i e po wyspie

T r u d n o z n a l e ź ć r e g u l a r n e p o ł ą c z e n i e lotnicze p o m i ę d z y E u r o p ą a M a d a g a s k a r e m za mniej n i ż 1400 d o l a r ó w od osoby (i t a k ą c e n ę ma P L L L o t czy A i r F r a n c e ) . T a ń s z y m w y j ś c i e m s ą p o ł ą c z e ­ n i a czarterowe. K o s z t p r z e l o t u L O T em do P a r y ­ ża i potem np. l i n i a m i C o r s a i r http://www.corsair.fr/international na w y s p ę p o w i n i e n z m i e ś c i ć się p o n i ż e j 1000 do­ l a r ó w (bilety np. w agencji: Nouvelles Frontieres http://www.nouveHesfrontieres.com tel, na M a d a g a s k a r z e +261 20 22 312 10. R ó w n i e ż z n i e k t ó r y c h l o t n i s k w N i e m c z e c h lot na M a d a g a s k a r kosztuje ok. 2000 marek. J e ś l i pla­ nuje s i ę p r z e l o t y na wyspie, w a r t o z a s t a n o w i ć s i ę nad s k o r z y s t a n i e m z A i r M a d a g a s c a r (loty z P a r y ż a i R z y m u ) , k t ó r e daje wtedy 50% z n i ż k i na przeloty w e w n ę t r z n e .

T r u d n e i kosztowne. D l a w i ę k s z y c h ekip poljest w y n a j ę c i e samochodu (najlepiej m i k r z k i e r o w c ą i n a p ę d e m na 4 k o ł a ) . Ze stolicy . ś c i a n ę T s a r a n o r o m o ż n a d o j e c h a ć za 2000 : k ó w f r a n c u s k i c h (w c e n ę w l i c z o n y jest : w F i a n a r a n t s o a ) 10-osobową f u r g o n e t k ą . cji: L e s L e z a r d s d e T a n a , G i l l e s G a u i > A n t a n a n a r i v o 101, tel.+261 2022351 01, fax +261 20 22 354 50. l e z a r d " b o w . d t s . m g M o ż n a t e ż d o j e c h a ć za mek tej k w o t y w y n a j m u j ą c na k r ó t k i e o d c i n k i k a l n y c h k i e r o w c ó w (tak u c z y n i ł a e k i p a z H p a n i i i n i e k t ó r z y i n d y w i d u a l n i wspinacze), m i ę d z y w i ę k s z y m i m i a s t a m i w y s p y dobrze r n i ę t e są p o ł ą c z e n i a lotnicze A i r Madagascar.

Nocleg Pod T s a r a n o r o w o d l e g ł o ś c i 30 m i n . od p . — ś c i a n znajduje się C a m p C a t t a m i n i b a z a k i n g o w a p r o w a d z o n a przez jednego z „Lez ( u d z i a ł o w c ó w w s p o m n i a n e j agencji L e s L e C h r i s t i a n a d e L a r o c h e . S p a n i e w tej bazie 2 w ł a s n y c h namiotach) wydaje s i ę być jed,. _ ^ s e n s o w n y m r o z w i ą z a n i e m dla o s ó b c h c ą c y c k s k o n c e n t r o w a ć na w s p i n a n i u . K o s z t (z i s m a c z n y m w y ż y w i e n i e m ) to ok. 60-80 d z i e n n i e (nie licząc k o s z t ó w piwa), m o ż n a pić k i l k a r ó ż n y c h opcji. I n n y o k r e s o w y obóz duje się dwie godziny m a r s z u od m a s y w u .

Wiza Dostaje s i ę n i e m a l a u t o m a t y c z n i e na l o t n i s k u w stolicy k r a j u A n t a n a n a r i v o . K o s z t ok. 220 f r a n k ó w f r a n c u s k i c h . Zdjęć nie potrzeba.

Pieniądze Z a k a ż d e g o f r a n k a francuskiego ( F R F ) dostanie­ my ok. 920 f r a n k ó w m a l g a s k i c h ( F M g ) . co d a w a ł o n a m p r z e l i c z n i k 1000 F M g za ok. 66 groszy. Kar ty k r e d y t o w e m o ż n a ś m i a ł o z o s t a w i ć w E u r o p i e . Ś r e d n i a pensja na M a d a g a s k a r z e : 250 tys. F M g (ok. 165 z ł o t y c h ! ) . P i w o : 4,5 tys. F M g (sklep). 9 tys. F M g ( C a m p C a t t a ) . D o c h ó d na g ł o w ę miesz­ k a ń c a ok. 200 d o l a r ó w rocznie. -

Kiedy j e c h a ć

I

W i e l e w s k a z u j e na to, że n a j l e p s z y m okresea o d w i e d z a n i a M a d a g a s k a r u jest w r z e s i e ó - V d z i e r n i k lub maj-czerwiec.

Zdrowie Sprzęt

P r z e d wyjazdem na w y s p ę , podczas pobytu i czte­ r y tygodnie po powrocie t r z e b a ł y k a ć t a b l e t k i za­ p o b i e g a j ą c e m a l a r i i . Dobrze jest z a s z c z e p i ć s i ę przeciw ż ó ł t a c z k o m (A+B), t ę ż c o w i i d u r o w i b r z u s z n e m u . U w a g a na z w i e r z ę t a na w y s p i e wy­ s t ę p u j ą s k o r p i o n y i k i l k a i n n y c h niebezpiecz­ nych g a t u n k ó w p a j ą k ó w oraz krokodyle. N i e za­ leca się picia wody nieprzegotowanej lub nieprzefiltrowanej o c z y w i ś c i e z w y j ą t k i e m wody b u t e l ­ kowanej. W razie p o w a ż n i e j s z y c h p r o b l e m ó w z d r o w o t n y c h l e p s z ą o p i e k ę , np. c h i r u r g i c z n ą , ot­

L i n a 2x60 m lub k i l k a m w i ę c e j . 20 e k s p k a s k . Kości i friendy s ą p r z y d a t n e nie r z a d k o . Najbardziej strome ś c i a n y cechuje • pletny b r a k p ó ł e k s k a l n y c h i dlatego barda* ż ą d a n e s ą s k ł a d a n e w i s z ą c e platformy biw portaledge. W ś c i a n i e p r z y d a się o d z i e ż z z m e m b r a n ą p r z e c i w w i a t r o w ą . a nawet z goreteksu. N a n i z i n a c h w a r t o m i e ć coś p komarom.

24 TATERNIK

3-J001

http://pza.org.pl

J

WkUKIIKU

kar r z y m a m y na „ s ą s i e d n i e j " (TOOkrn) wyspie R e u ­ n i o n niz w s z p i t a l u w stolicy M a d a g a s k a r u .

Informacje praktyczne Przelot

P o d r ó ż o w a n i e po wyspie

T r u d n o z n a l e ź ć r e g u l a r n e p o ł ą c z e n i e lotnicze p o m i ę d z y E u r o p ą a M a d a g a s k a r e m za mniej m z 1400 d o l a r ó w od osoby (i t a k ą c e n ę ma P L L L o t czy A i r F r a n c e ) . T a ń s z y m w y j ś c i e m są połącze­ nia czarterowe. Koszt przelotu L O T em do Pary­ ż a i potem np. l i n i a m i C o r s a i r http://vyww.corsair.fr/international na w y s p ę powinien z m i e ś c i ć się p o n i ż e j 1000 do­ l a r ó w (bilety np. w agencji: Nouvelles Frontieres http://www.nouvellesfrontieres.com tel. na M a d a g a s k a r z e +261 20 22 312 10. R ó w n i e ż z n i e k t ó r y c h lotnisk w Niemczech lot na M a d a g a s k a r kosztuje ok. 2000 marek. J e ś l i pla­ nuje się przeloty na wyspie, warto z a s t a n o w i ć się nad s k o r z y s t a n i e m z A i r M a d a g a s c a r (loty z P a r y ż a i Rzymu), k t ó r e daje wtedy 50"o z n i ż k i na przeloty w e w n ę t r z n e .

Trudne i kosztowne. D l a w i ę k s z y c h ekip polecane jest w y n a j ę c i e samochodu (najlepiej m i k r o b u s a z k i e r o w c ą i n a p ę d e m na 4 kola). Ze stolicy pod ś c i a n ę T s a r a n o r o m o ż n a d o j e c h a ć za 2000 fran­ ków francuskich (w c e n ę wliczony jest nocleg w F i a n a r a n t s o a ) 10-osobową f u r g o n e t k ą agen­ cji: L e s L e z a r d s d e T a n a , G i l l e s G a u t i e r , A n t a n a n a r n o 101. tel.+261 2022351 01, fax +261 20 22 354 50, l e z a r d " b o w . d t s . m g M o ż n a t e ż d o j e c h a ć za u ł a ­ mek tej kwoty w y n a j m u j ą c na k r ó t k i e o d c i n k i lo­ k a l n y c h k i e r o w c ó w (tak u c z y n i ł a e k i p a z H i s z ­ p a n i i i n i e k t ó r z y i n d y w i d u a l n i wspinacze). Po­ m i ę d z y w i ę k s z y m i m i a s t a m i wyspy dobrze rozwi­ n i ę t e są p o ł ą c z e n i a lotnicze A i r Madagascar.

Nocleg Pod Tsaranoro w odległości 30 m i n . od p o d n ó ż y ś c i a n znajduje się C a m p C a t t a m i n i b a z a trekkingowa prowadzona przez jednego z „ I ^ z a r d ó w " ( u d z i a ł o w c ó w wspomnianej agencji Les L e z a r d s ) , C h r i s t i a n a d e L a r o c h e . S p a n i e w tej bazie (we w ł a s n y c h namiotach) wydaje się być j e d y n y m s e n s o w n y m r o z w i ą z a n i e m dla osób c h c ą c y c h się s k o n c e n t r o w a ć na w s p i n a n i u . Koszt (z p e ł n y m i s m a c z n y m w y ż y w i e n i e m ) to ok. 60-80 F R F dziennie (nie licząc k o s z t ó w piwa), m o ż n a w y k u ­ pić k i l k a r ó ż n y c h opcji. Inny okresowy obóz znaj­ duje się dwie godziny m a r s z u od m a s y w u .

Wiza Dostaje się n i e m a l a u t o m a t y c z n i e na l o t n i s k u w stolicy kraju A n t a n a n a r i v o . Koszt ok. 220 f r a n k ó w francuskich. Zdjęć nie potrzeba.

Pieniądze Za k a ż d e g o f r a n k a francuskiego ( F R F ) dostanie­ my ok. 920 f r a n k ó w m a l g a s k i c h ( F M g ) . co d a w a ł o n a m p r z e l i c z n i k 1000 F M g za ok. 66 groszy. Kara­ ty kredytowe m o ż n a ś m i a ł o z o s t a w i ć w Europie. .Średnia pensja na M a d a g a s k a r z e : 250 tys. F M g (ok. 165 złotych!). P i w o : 4,5 tys. F M g (sklep), 9 tys. F M g ( C a m p C a t t a ) . Dochód na głowę miesz­ k a ń c a ok. 200 d o l a r ó w rocznie.

Kiedy j e c h a ć Wiele wskazuje na to, że najlepszym o k r e s e m do o d w i e d z a n i a M a d a g a s k a r u jest w r z e s i e ń - p a ź dziernik lub maj-czerwiec.

Zdrowie Sprzęt

Przed wyjazdem na w y s p ę , podczas pobytu i czte­ ry tygodnie po powrocie trzeba ł y k a ć t a b l e t k i za­ p o b i e g a j ą c e m a l a r i i . Dobrze jest z a s z c z e p i ć s i ę przeciw ż ó ł t a c z k o m (A+B), t ę ż c o w i i d u r o w i b r z u s z n e m u . U w a g a na z w i e r z ę t a na wyspie wy­ s t ę p u j ą skorpiony i k i l k a i n n y c h niebezpiecz­ nych g a t u n k ó w p a j ą k ó w oraz krokodyle. N i e za­ leca się picia wody nieprzegotowanej lub nieprzefiltrowanej oczywiście z w y j ą t k i e m wody butel­ kowanej. W razie p o w a ż n i e j s z y c h p r o b l e m ó w zdrowotnych l e p s z ą o p i e k ę , np. c h i r u r g i c z n ą , ot­

L i n a 2x60 m lub k i l k a m w i ę c e j , 20 e k s p r e s ó w , k a s k . Kości i friendy są p r z y d a t n e n i e z w y k l e rzadko. Najbardziej strome ś c i a n y cechuje kom­ pletny brak pólek s k a l n y c h i dlatego bardzo po­ ż ą d a n e są s k ł a d a n e w i s z ą c e platformy biwakowe, portaledge. W ś c i a n i e p r z y d a się odzież z p o l a r a . z m e m b r a n ą p r z e c i w w i a t r o w ą , a nawet k u r t k a z goreteksu. N a n i z i n a c h warto m i e ć coś przeciw komarom.

24 I M l R M K :l-2001

http://pza.org.pl

Madagaskar

Przewodniki

zywaniu nowych znajomości. Na drogach częste są kontrole policyjne przy wjazdach do miast. Najbliższa polska placówka dyplomatyczna znajduje się na kontynencie w stolicy K e n i i Nairobi. [MJ]

Lonely Planet: „ M a d a g a s c a r & Comorros" (nasz byl nieco zdezaktualizowany, ale wiosną 2001 u k a z a ł o się nowe, 4 wyd.) i Bradt Travel Guide: „Madagascar".

Obszerne źródła internetowe 0 wspinaczkach na Madagaskarze: www.climbing8a.com www.madamax.com/lezards www.campcatta.com

P O D Z I Ę K O W A N I A Nigdy w życiu nie dalibyśmy rady zorganizować eks­ pedycji na Madagaskar, gdyby nie ogromna pomoc fi­ nansowa, jaką otrzymaliśmy od firm i organizacji, prze­ de wszystkim: PZU Życie i Polskiego Związku Alpiniz­ mu, „Clazety Wyborczej" oraz Hilti. Wielkiego wsparcia udzieliło nam również wielu wspa­ niałych ludzi z firm: AMC. Bachleda Sport. Canon. Fixe. Kodak Polska, Natalex. PLL Ixit w Krakowie, Sklep Górski „Wierchy" w Krakowie oraz Sklepy Sportowe na Mariensztacie (w Warszawie).

Bezpieczeństwo W p o r ó w n a n i u z Polską, a nawet Afryką konty­ n e n t a l n ą . Madagaskar jest krajem spokojnym 1 przyjaznym dla turystów. Co nie oznacza, ze wolno wyłączyć zdrowy rozsądek przy nawią­

25 TATERNIK 3-2t»l

http://pza.org.pl

Polish Pilar w Pakistanie Marcin Tomaszewski W poprzednim numerze informowaliśmy w krótkiej no­ tatce o sukcesie zespołu Marcin Tomaszewski i Krzysztof Belczynski, którzy w dniach 01.07-30-07.2001 przebywa­ li w rejonie Nangmah w północnym Pakistanie. Po nieu­ danej próbie na monolicie Amin Brakk wytyczyli nową drogą na szczycie Den Bor. Wierzchołek osiągnięto 24 lip­ ca po ośmiodniowej akcji. Ta pierwsza wspinaczka na zachodniej ścianie rozwią­ zała piękny filar środkowej Turni nazwanej przez pol­ skich zdobywców Polish Pilar. Nazwa drogi - „Tańcząc w ciemnościach"nawiązuje do dużej ilości „pająków" jakie wspinacze musieli wykonać szukając drogi pomię­ dzy formacjami skalnymi. Całość wyceniona została na VI big wali VII, A3+, 600 m

N

ad c a ł ą d o l i n ą g ó r u j ą w i e l k i e ś c i a n y G r e a t Tower. G r e e n Tower oraz o c z y w i ś ­ cie m i t y c z n y A m i n B r a k k , na k t ó r y m w z e s z ł y m r o k u H i s z p a n i e z r o b i l i w m i e s i ą c po­ w a ż n ą d r o g ę o t r u d n o ś c i a c h A5/5+. Po z a ł o ż e n i u bazy r o z p o c z ę l i ś m y a k c j ę g ó r s k ą . N a p i e r w s z y o g i e ń p o s z e d ł A m i n B r a k k i wy­ p a t r z o n a p r z e z nas w lewej części w s p a n i a ł a lek­ ko w y w i e s z o n a p ł y t a z d e l i k a t n a r z e ź b ą . G d y po tygodniu poręczowania i transportu s p r z ę t u wbi­ l i ś m y się wreszcie w ś c i a n ę r z e c z y w i s t o ś ć okaza­ ł a się nieco i n n a . Formacje m a j ą c e d o p r o w a d z i ć nas do p i ę k n e g o w y p r o w a d z a j ą c e g o pod w i e l k i okap z a c i ę c i a były nie do u ż y c i a ze w z g l ę d u na w i e l k i e b l o k i l u ź n o z w i ą z a n e ze ś c i a n ą . Po wy­ c i ą g u , na k t ó r y m z m u s z e n i b y l i ś m y o b c h o d z i ć w s z y s t k i e w i s z ą c e w a m p i r y n a bad hookach, pod­ j ę l i ś m y decyzję o odwrocie. S a m a m y ś l o wierce­ n i u p i ę c i u w y c i ą g ó w a ż do z a c i ę c i a w z b u d z a ł a w nas dreszcze i s k u r c z e w n a d g a r s t k a c h . P r a g ­ n ę l i ś m y p i ę k n e j logicznej l i n i i , n a ile to t y l k o w N a n g m a h m o ż l i w e . Po kolejnym t y g o d n i u dzia­ ł a l i ś m y j u ż n a D e n Bor, w s p a n i a ł e j t r ó j w i e r z c h o ł k o w e j g ó r z e o dziewiczej zachodniej ś c i a n i e . To b y ł o to! W s p a n i a ł e m o n o l i t y c z n e formacje, p r z e w i e s z e n i e w d o l n y c h p a r t i a c h , ostry jak ( b r z y t w a pik, tego n a m było trzeba. A k c j a z a j ę ł a n a m osiem d n i , s k a ł a o k a z a ł a się na tyle k r u c h a , że w s p i n a c z k a k l a s y c z n a w ogóle nie w c h o d z i ł a w g r ę . O s y p u j ą c e się k r a w ę d z i e szczelin r e g u l a r n i e w y p l u w a ł y z siebie osadzane friendy, h a k i zabijane n i e k i e d y w m u ł o w a t y gra­

nit w y c h o d z i ł y n a z b y t ł a t w o . A l e p r z e c i e ż nie m i a ł o być ł a t w o , k a ż d y t r u d n y w y c i ą g b y ł dla p r o w a d z ą c e g o n i e z ł ą p r z y g o d ą . K r z y s i e k na k i l k u swoich o d c i n k a c h l i n y bardzo ż a ł o w a ł , że nie za­ b r a l i ś m y ze s o b ą gogli . P o d koniec d n i a o k r u c h y g r a n i t u m i a ł d o s ł o w n i e w s z ę d z i e , n a w e t w biel i ź n i e - nie w i e m co on t a m na g ó r z e w y p r a w i a ł . M n i e z k o l e i p r z y p a d ł a s e r i a o f f w i d t h ó w o szero­ kości jedynej zabranej przez nas p i ą t k i c a m a l o t a . C a ł e w y c i ą g i p r z e p y c h a ł e m się w s p o m a g a j ą c się n i e k i e d y n u m e r e m c z t e r y i pół. S t r a s z n i e b y ł e m w d z i ę c z n y K r z y c h o w i , że k u p i ł p r z e d w y j a z d e m te r o z m i a r y . W szczytowych p a r t i a c h drogi t r z y w y c i ą g i pod n a s z y m p o r t a l e m K r z y c h u u d e r z y ł na niewinnie wyglądającą ryskę, pająkiem w p r o s t ze s t a n o w i s k a w g r y z ł się w n i ą w p i e r w k i l k o m a j e d y n k a m i . Po d z i e s i ę c i u m e t r a c h nie p o z o s t a ł o m u nic innego j a k t y l k o w a l i ć copp e r h e a d y i r o z b i j a ć k o s t k i R P w k r u s z ą c e j się s k a l e . N i e z d ą ż y ł e m nawet za b a r d z o z d r ę t w i e ć na stanie, gdy z a s y g n a l i z o w a ł posiadanie a u t a . K o l e j n y o s t a t n i p i k o w y w y c i ą g b y ł m ó j . Bijąc je­ d y n k i do o s t a t n i c h m e t r ó w i p r z e c i s k a j ą c się p r z e z szczytowy k o m i n o s i ą g n ą ł e m szczyt. Z po­ s i a d a n y c h przez nas informacji nie p o w i n n a znaj­ d o w a ć się na n i m p r z e r z u c o n a p r z e z blok b i a ł a p ę t l a ...a z n a j d o w a ł a się, c z u ł e m się jak w y c i ę t y z dobrego ż a r t u . Ś c i ą g n ą ł e m K r z y c h a , a stojąc na szczycie d o z n a l i ś m y u c z u c i a s k o ń c z o n e g o d z i e ł a , jeszcze t y l k o zjazdy i b a z a . P r z e z c a ł y pobyt w N a n g m a h dzielnie d o k u m e n t o w a l i ś m y okolicę i w a l c z y l i ś m y z d o s t a r c z o n y m n a m przez Grze­ gorza G ł a z k a G P S - e m , k t ó r y p o m i m o p r ó ś b i po­ g r ó ż e k nie c h c i a ł z n a m i w s p ó ł p r a c o w a ć . Po­ za p o k o n a n ą n o w ą d r o g ą na szczycie D e n B o r w dolinie N a n g m a h p r z y w i e ź l i ś m y do k r a j u wie­ le cennych informacji d l a w s z y s t k i c h , k t ó r z y chcieliby k i e d y ś s p r ó b o w a ć g r a n i t u w P a k i s t a n i e .

Za wsparcie dziękujemy Polskiemu Związkowi Alpinizmu, firmie Mount & Wawe oraz Wojtkowi Kurtyce i Grzegorzowi Głazkowi za cenne infor­ macje o dolinie.

26 TATERNIK

3-2001

http://pza.org.pl

Cho-Oyu' 2001 pocztówki

z w y p r a w y

*

Anna Czerwińska Cho-Oyu to 5. ośmiotysięcznik

A. Czerwińskiej.

Poniżej gorąca, choć lakoniczna

relacja z

wyprawy.(red.)

D z i a ł a ł a m w ramach tzw. International Expedition organizowanej przez Agencję A s i a n Trekking z Kathmandu. Była nas s i ó d e m k a membersów dwóch Japończyków, dwóch Norwegów, Austriak, mieszkaniec Lichtensteinu i ja. Baza i kuchnia w bazie były wspólne.w górach d z i a ł a l i ś m y niezależnie. 28 s i e r p n i a startujemy z K a t h m a n d u . J a z d a r o z m y t ą przez monsun szosą, perypetie z przenoszeniem przez obrywy b a g a ż u . W nocy w ś c i a n ę naszego hoteliku w K o d a r i uderza p o t ę ż n y głaz, k t ó r y s p a d ł ze zbocza ponad wioskę. Zarysowują się ściany. P i ę k n y początek! 5 w r z e ś n i a poprzez Zangmu (2800), N y a l a m (3500), T i n g r i (4200), b a z ę c h i ń s k ą (4700), docieramy do bazy w y s u n i ę t e j (5700). Nie ma jeszcze wielu wypraw, pogoda w k r a t k ę . 7 w r z e ś n i a jeden z Norwegów musi opuścić bazę z powodu o b r z ę k u płuc. 8 w r z e ś n i a razem z S z e r p ą Pasangiem z a k ł a d a m obóz I (6400). W bazie w y s u n i ę t e j umiera K o r e a ń ­ czyk na chorobę wysokościową karygodnie z a n i e d b a n ą przez jego kolegów. 12 w r z e ś n i a dociera do nas wiadomość o ataku terrorystycznym w Ameryce. Różne reakcje. D o m i n u j ą p r z e r a ż e n i e , smutek i gniew. 13 w r z e ś n i a transportowe wyjście do obozu I. 17 w r z e ś n i a założenie obozu II (7050). 19 w r z e ś n i a transport z obozu I do II. 21-23 w r z e ś n i a okres pięknej pogody, pierwsze w sezonie wejścia szczytowe. 24 w r z e ś n i a założenie obozu III (7400). Po p o ł u d n i u spory opad ś n i e g u . P a n i k a , że pogoda w ł a ś n i e się kończy. Postanawiamy wraz z Pasangiem wyruszyć bardzo wcześnie. 25 w r z e ś n i a startujemy 1.15 w nocy. Przed nami r z ą d światełek.. Jest bardzo zimno, podmuchy lodo­ watego wiatru. N a podejściu pod skalny próg ponad obozem wycofują się dwie osoby m a j ą tlen, więc to zapewne klienci. N a uskoku zator. Czekamy w stromym śniegu. Znów ktoś schodzi. Stoję bezczyn­ nie w ciemności, a wiatr zwiewa na mnie ś n i e ż n y pył. Coraz zimniej. K i l k a m e t r ó w skały, do której wreszcie się d o r w a ł a m , nie jest w stanie dać mi ciepła. Wyżej wiatr nasila się kopiemy coś w rodzaju platformy i usiłujemy rozgrzać stopy, co w butach one-sport nie jest takie ł a t w e . Ś w i t a . Teren stromieje. Przed nami ludzkie p u n k c i k i chwilami n i k n ą c e w chmurach. Idziemy za n i m i . M i j a nas wraca­ jący zespół drobny Szerpa trzyma na sztywnej linie faceta w masce tlenowej, k t ó r y zsuwa się w dół na t y ł k u . N a p ł a s k i m plato podszczytowym spotykamy n a s t ę p n y c h schodzących. Prayer flags mówi Pasang i pokazuje mi coś przed nami. N i c nie widzę, ale idę za n i m potykając się o nierówności tere­ nu. Gdy dochodzimy do chorągiewek, Pasang zawiesza z a b r a n ą z bazy b i a ł ą szarfę (tzw. kata) otrzy­ m a n ą podczas ceremonii puja. J e s t e ś m y na szczycie, ale wcale tego nie czuję. Wokół chmury, nici z o g l ą d a n i a legendarnej panoramy. K i l k a zdjęć i trzeba schodzić. To wszystko. Po p o ł u d n i u docieramy do dwójki. Miło, ciepło, dużo mgieł. 26 w r z e ś n i a baza. Gdy rozpakowuję plecak, znajduję swoją kata, którą, tak jak Pasang, c h c i a ł a m zos­ t a w i ć na górze, a później zupełnie o niej z a p o m n i a ł a m . No cóż brak tlenu... Jest na niej napisane: Thank you Cho-Oyu. Anna.

27 TATERNIK 3-2001

http://pza.org.pl

Widok

na

Cho-Oyu

o zachodzie

słońca

z Bazy

Wysuniętej

http://pza.org.pl

II. F o t . A .

Czerwińska

Obóz I (6400) widziany z drogi do Obozu II.

fot. A. Czerwińska

http://pza.org.pl

Schronisko literackie

Ciemność i błękit Anne Sauvy

B

yła g o d z i n a , w k t ó r e j nad A l p a m i , w rze.śkosci u s t ę p u j ą c e j nocy r o d z i ł się n o w y d z i e ń . N i e p o s t r z e ż e n i e g a s ł y gwiazdy. S w i t jeszcze nie n a s t a ł , lecz p i e r w s z e p r z e b ł y s k i ś w i a t ł a k ł a d ł y się g ł ę b o k i m b ł ę k i t e m na a k s a m i t n e j m i ę k k o ś c i o ś n i e ­ ż o n y c h zboczy, w z n o s z ą c y c h się a ż po k r a ń c e nieba. W tej samej c h w i l i g d z i e ś w ś w i e c i e t ę t n i ł a c o d z i e n n o ś ć . W R i o o s t a t n i a m a t o r z y nocnego życia z g o r z k i m p o s m a k i e m skrajnego w y c z e r p a n i a w u s t a c h . w r a c a l i w ł a ś n i e do s w y c h h o t e l i w s t a r a n n i e z a m k n i ę t y c h od ś r o d k a t a k s ó w ­ k a c h , k t ó r e z o b a w y przed n a p a d e m nie z a t r z y m y w a ł y się n a w e t na c z e r w o n y m ś w i e t l e . W I s t a m b u l e m u z u ł m a ń s c y f u n d a m e n t a l i ś c i p o d ł o ż y l i p a c z k ę - p u ł a p k ę p e w n e m u pro­ fesorowi, z n a n e m u ze swych d z i a ł a ń na rzecz p r a w c z ł o w i e k a . C z y n i l i to nie po raz pierwszy, g ł ę b o k o p r z e k o n a n i , że z b r o d n i a p o w s t r z y m a k a ż d e g o , kto o ś m i e l i ł b y się sprzeciwić głoszonym przez nich prawom. W P i w o w a r c e . w g ł ę b i syberyjskiej tajgi, t r w a ł a e k s h u m a c j a t r z y t y s i ę c z n e j ofiary ko­ lejnego s t a l i n o w s k i e g o ł a g r u . N i e ostatniej... W y d m u c h i w a n e p r z e z k o m i n y r a f i n e r i i , c e m e n t o w n i i t y l u i n n y c h z a k ł a d ó w prze­ m y s ł o w y c h , t y s i ą c e ton t o k s y c z n y c h p y ł ó w w s w y m c o d z i e n n y m r y t u a l e s p o w i j a ł y niebo nad M e k s y k i e m . D w ó c h z a b i t y c h w strefie Gazy. gdzie p a l e s t y ń s k i k i e r o w c a c i ę ż a r ó w k i u m y ś l n i e uderzył w izraelski samochód. N a F i l i p i n a c h w y b u c h ł w o j s k o w y pucz. W C a g a y a n de O r o z b u n t o w a n y p u ł k o w n i k , otoczony s e t k a m i z w o l e n n i k ó w p r o k l a m o w a ł „ w o j n ę w y z w o l e ń c z ą " . N a t y c h m i a s t wys­ ł a n e z o s t a ł y d w a T-28 dla z b o m b a r d o w a n i a r e b e l i a n c k i c h pozycji. Po g w a ł t o w n y m s p a d k u k u r s ó w g i e ł d a t o k i j s k a w e s z ł a n a d r o g ę szybkiej besy; i n d e k s N i k k e i s t r a c i ł 1138 p u n k t ó w , c z y l i 4.82%. P r z e k r o c z o n y z o s t a ł t y m s a m y m kolejny p r ó g . co s t a n o w i z a p o w i e d ź istotnego n a r u s z e n i a r ó w n o w a g i gospodarczej. S p e c j a l i ś c i są zaniepokojeni. W H a m m a m e t czterdziestoletni homoseksualista z Hamburga, w poszukiwaniu ś w i e ż e g o t o w a r u za g a r ś ć d i n a r ó w p o d e r w a ł m ł o d e g o T u n e z y j c z y k a ; s p ę d z i ł z n i m noc p r a w d z i w e j r o z p u s t y i z a r a z i ł go w i r u s e m H I V . W Medellin wybuchł ł a d u n e k dynamitu podłożony w piwnicy budynku, w którym ukryto laboratorium obróbki kokainy. W grę w c h o d z ą porachunki między rywalizu­ j ą c y m i k a r t e l a m i , w a l c z ą c y m i o k o n t r o l ę r y n k u nowojorskiego. W y b u c h z m i ó t ł z po­ w i e r z c h n i c a ł y b u d y n e k , z a b i j a j ą c o s i e m n a ś c i e o s ó b . w t y m s z e ś c i o r o dzieci i r a n i ą c czterdzieści innych.

30 TATERNIK

3-L'OOI

http://pza.org.pl

Pasem startowym w K a m b o d ż y u c h o d z ą w i e ś n i a c y z n i e w i e l k i m dobytkiem. D l a sia­ nia n i e p e w n o ś c i i u t r z y m a n i a terroru komando Czerwonych K h m e r ó w w ł a ś n i e zamor­ dowało szefa ich wioski. W Bejrucie pod podłogą samochodu w i o z ą j e ń c a ; jest związany i zakneblowany. W Cergy-Pontoise dwa młodzieżowe gangi s t a r ł y się na noże i b r o ń na ś r u t . S ą ofiary ś m i e r t e l n e , lecz r z ą d woli to przemilczeć, zajęty p o l i t y k ą z a g r a n i c z n ą i o b ł a s k a w i a n i e m swego elektoratu. Niespodziewanie m u d ż a h e d i n i ostrzelali pociskami rakietowymi dzielnicę K a b u l u K u s h a l - K h a n . Ś m i e r ć poniosło j e d e n a ś c i e osób, ponad trzydzieści jest rannych. W z d ł u ż w y b r z e ż y kanadyjskich z dziurawych zbiorników tankowca, płynącego pod flagą i r a ń s k ą , niewyposażonego w podwójny k a d ł u b , wyciekło osiem tysięcy ton ropy. Uzbrojeni Tutsi przekroczyli granice Ugandy, by z m a s a k r o w a ć w Rwandzie swych dziedzicznych wrogów, H u t u . W ś r ó d rozpaczliwych krzyków na M o r z u C h i ń s k i m tonie boat-people. Niedaleko Czernobyla o ś m i o l e t n i e dziecko bez brwi, r z ę s i włosów, ze s k ó r ą z ż a r t ą wrzodami straciło p r z y t o m n o ś ć w j a k i m ś n ę d z n y m a m b u l a t o r i u m na p r z e d m i e ś c i a c h Kijowa. Reaktory pierwszej generacji w K u r s k u , Leningradzie i S m o l e ń s k u nadal pra­ cują, by jak najszybciej osiągnąć z a p l a n o w a n ą moc 50 gigawatów. W M e l b u r n e Wallace Bank Rumount S.A. holding jednego z n a j w i ę k s z y c h pro­ d u c e n t ó w cementu na świecie p r z e d s t a w i ł do publicznej oferty k u p n a Angus Cement L t d , jeden z czterech r e k i n ó w australijskiego betonu. Kirset, filia W . B . M . K . d a w a ł a 4,85 dolara australijskiego za akcję i 5,60 za obligacje wymienialne W k a ż d y m miejscu globu ziemia w c h ł a n i a ł a metale ciężkie, pestycydy i azotany. Zatruwano rzeki, ginęły lasy, palone, ś c i n a n e lub p r z e ż a r t e przez k w a ś n e deszcze. Ś w i a t toczył się zwykłym rytmem. Ś w i a t t a k i , j a k i m go u c z y n i l i ludzie; taki, j a k i służy ich ambicjom i pragnieniom; t a k i , j a k i m go t w o r z ą i zmieniają, wreszcie taki, jakiego p r a g n ą . Nasz ś w i a t . I w tej w ł a ś n i e chwili, gdy w t y s i ą c a c h miejsc na ziemi r o z g r y w a ł y się tragedie tak codzienne, że k a ż d a n a s t ę p n a zamiast p o w i ę k s z a ć ogrom dramatu, tylko go banalizuje, bladym, górskim ś w i t e m pięli się w górę dwaj alpiniści. W swej ucieczce, choćby kilkugodzinnej, od n a t ł o k u informacji, szokujących słów i ob­ razów, zakazów, r e g u l a m i n ó w , praw, ministerialnych rozporządzeń, obowiązków i zobo­ w i ą z a ń , demagogicznych p r z e m ó w i e ń , k o r k ó w i tlenku węgla, ciasnoty, h a ł a s u , kolejek i t ł u m u cierpliwie wspinali się pod osłoną spokojnego nieba. W samym sercu nocy zerwali się z ciepłych, prymitywnych p o s ł a ń , ostatniego kom­ fortu, j a k i łączył ich jeszcze z wygodami tego ś w i a t a , k t ó r y nie uznaje innych w a r t o ś c i niż dobrobyt i ł a t w e przyjemności. Spali k r ó t k o i ich nieporadne jeszcze ręce składały, jakby z ż a l e m , szorstkie koce, k t ó r e o d g r a d z a ł y ich od zimna. Wreszcie wstali, zakła­ dając s p r z ę t w d r ż ą c y m świetle świeczki i z m u s z a j ą c się do p r z e ł k n i ę c i a k i l k u łyków gorzkiej herbaty i paru biskwitów, k t ó r e tak wczesna pora p o z b a w i a ł a jakiegokolwiek smaku. B y l i gotowi do wyjścia ze schroniska. Z a n u r z y l i się w lodowate, górskie o t c h ł a n i e . N a ciemnym niebie odcinały się jeszcze ciemniejsze kontury szczytów. Mróz ciął ich pozbawione wciąż życia twarze i szczypał w dłonie, schowane w jednopalczastych r ę k a w i c a c h . Szli n a p r z ó d , a przy k a ż d y m ruchu blady s t r u m i e ń ś w i a t ł a ich czołówek rozsiewał na drodze tysiące migocących cekinów, k t ó r e z a p a d a ł y natychmiast w n i e p r z e n i k n i o n ą ciemność. Co j a k i ś czas bezkres nieba p r z e c i n a ł a s p a d a j ą c a gwiazda. P a n o w a ł a absolutna cisza. Słychać było tylko l e k k i c h r z ę s t r a k ó w wgryzających się w twardy ś n i e g i grudki lodu, k t ó r e o d r y w a ł y się od czasu do czasu od podłoża i z wdzięcznym, srebrzystym szelestem u m y k a ł y w dół stoku. A potem ciemność nocy poczęły r o z p r a s z a ć pierwsze, bladoszare smugi brzasku. W drgającym powietrzu ś w i t u zrobiło się jeszcze bardziej r z e ś k o . Niebo p r z y b l a d ł o . Gwiazdy z d a w a ł y się r o z t a p i a ć w jednobarwnym krajobrazie, k t ó r y z wolna n a b i e r a ł

31 TATERNIK 3-2001

http://pza.org.pl

k s z t a ł t ó w . D z i e ń n i e m ó g ł s i ę n a r o d z i ć , n i m n i e u m a r ł a noc. N i e d o s t r z e g a l n i e z pół­ c i e n i a z a c z ę ł y w y ł a n i a ć s i ę n i e w y r a ź n e formy, k t ó r e o b l e w a ł a z w o l n a m l e c z n a b i e l . N a w s c h o d z i e h o r y z o n t począł g o r z e ć c z e r w o n y m b l a s k i e m , a po o b u s t r o n a c h n i e b o s k ł o n r o z b ł y s k i w a ł c z y s t ą , p ó ł p r z e ź r o c z y s t ą z i e l e n i ą . P r z e ł ę c z e , g r a n i e i szczyty n a b i e r a ł y alabastrowej j a s n o ś c i . I wreszcie, t y s i ą c e m z ł o t y c h p r o m i e n i r o z b ł y s ł o s ł o ń c e . W s p i n a j ą c y z a t r z y m a l i s i ę , p r z e j ę c i w s p a n i a ł o ś c i ą r a n k a . P r z e z k r ó t k ą c h w i l ę obser­ w o w a l i swe w y d ł u ż a j ą c e s i ę cienie, k ł a d ą c e s i ę n a ś n i e g u n i c z y m s k r a w k i n i e b a . Ś w i t w g ó r a c h to g o d z i n a , k i e d y cienie m a j ą l a z u r o w ą b a r w ę . W c h w a l e w s t a j ą c e g o s ł o ń c a , w b l a s k u jego p r o m i e n i b y l i p o n a d w s z y s t k i m . W y m k n ę l i s i ę w i e l k i m c i e m n o ś c i o m ś w i a t a , k t ó r y r o z c i ą g a ł s i ę u i c h s t ó p w- g ł ę b o k i c h d o l i n a c h i o d l e g ł y c h r ó w n i n a c h . G d z i e ś t a m . w ś w i e c i e , r o z u m n e , zdrowo m y ś l ą c e i s t o t y z p e w n o ś c i ą p o k p i w a ł y sobie z motywów, k t ó r e k a ż ą k i l k u p o m y l e ń c o m w d r a p y w a ć się gdzieś i schodzić, niekiedy za c e n ę ż y c i a . L e c z o n i z n a l i o d p o w i e d ź . B y l i w o l n i . s a m i . p e ł n i r a d o ś c i i o l ś n i e n i a ; b y l i bo­ gaci, z a d o w o l e n i i s z c z ę ś l i w i , j a k nigdy nie b ę d z i e k t ó r y k o l w i e k z w i e l k i c h tego ś w i a t a . N i e liczyło s i ę m c poza k i l k o m a z ę b a m i r a k ó w , ł ą c z ą c e j i c h l i n y i b i e l u t k i e g o , puszystego ś n i e ż n e g o d y w a n u , na k t ó r y m m r ó z w y r z e ź b i ł m i s t e r n y wzór. N a g ł y p o w i e w wiatru poderwał z ziemi lekkie tumany złotawego pyłu. A potem w szystko s i ę u s p o k o i ł o i wrócił s p o k ó j . W i e l k i s p o k ó j gór. D o t a r l i do w ą s k i e j g r a n i i z a c z ę l i s i ę n i ą w s p i n a ć . U i c h s t ó p . w o d l e g ł y c h czeluściach, w n a k ł a d a j ą c y c h się zamglonych, b ł ę k i t n a w y c h planach, leżały grzbiety gór. szczyty, doliny i n i e c k i , k t ó r e w c h w i l ę p ó ź n i e j z n i k a ł y w b e z m i a r z e c h m u r . L e c z o n i pięli s i ę jeszcze w y ż e j , k u j a k i e m u ś n i e z n a n e m u k r a ń c o w i z i e m i . S t a n ę l i n a s k r a j u o l ­ b r z y m i e g o n a w i s u , k t ó r y z d a w a ł w z n o s i ć s i ę k u n i e b u , n i c z y m z a s t y g ł e ostrze burzy. Upojeni wibrującym wokół przezroczystym światłem, odurzeni wysokością, ostrym p o w i e t r z e m i b ł ę k i t e m , w s p i n a l i s i ę po k r y s z t a ł o w o b i a ł y m ś n i e g u p o r a n k a : p i e r w s z e g o poranka świata. Tłumaczenie

Elżbieta

Sieradzińska

Anne Sauyy - alpinistka francuska, autorka k i l k u książek o górach

Expeditions & Guides

Patagonia Mountain Agency AGENCJA

GÓRSKA „PATAGONIA " tel./fax.: (32) 204 71 37 kom.: 0 602 812 H40 e-mail: [email protected] www.patagonia.alpinizm.com

Wyprawy 2002

Trekkingi 2002

Aconcagua (9662 m), Argentyna 27 stycznia - 20lutego 2900 USD Everest (8848 m) 20 marca - 25 maja (...) U S D Arna Dablam (6858 m), Nepal 19 października -16 listopada 4000 USD Patagonia (Argentyna, Chile) 19 lutego - 15 marca 3000 USD Ziemia Ognista, Torres del Paine, Fitz Roy, Cerro Torre (Wyprawa Jubileuszowa)10 lat Agencji Everest (baza) 24 marca -14 kwietnia 2500 USD 3 - 2 6 kwietnia Makalu 2800 USD K-2 (baza) 28 czerwca - 20 lipca 3800 USD Dhaulagiri 7 - 2 8 września 2800 USD Everest (Everest BC. Kala Patar) 19 października - 9 listopada 2500 USD

Ceny obejmują przeloty lotnicze, hotele, koszty pozwoleń, sprzęt, wyżywienie w bazie i powyżej, koszt przewodnictwa etc.

http://pza.org.pl

Galeria Gankowa

W Rolwaling

Himal. Fot. Z Piotrowicz

Str, 34 - Góry Synaju. Wspina się Krzysztof Pankiewicz. Fot. arch. K. Pankiewicza Str. 35 - Tragarze pod Manaslu. Fot. Krzysztof Pankiewicz

33 TATERNIK 3 - 2 0 0 1

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

http://pza.org.pl

SŁ tatrzmruIzloli szlaków

Kłopoty z n i e d ź w i e d z i c ą

Uwaga na ł a ń c u c h y

Dwuletnia niedźwiedzica, która wraz z rodzeń­ s t w e m d a l a się we z n a k i w i o s n ą w okolicach M o r ­ skiego O k a w y b r a ł a s i ę na g o ś c i n n e w y s t ę p y na S ł o w a c j ę . W o k o l i c a c h C h a t y pod R y s a m i zabie­ r a ł a p l e c a k i a nieopodal s c h r o n i s k a nad P o p r a d z ­ kim Stawem poturbowała kilku turystów. Misia s z a r p i ą c e g o się z turysta p o k a z a ł a nawet słowac­ k a t e l e w i z j a . W y d a r z e n i a te s t a ł y s i ę p r z y c z y n ą w y d a n i a decyzji o o d s t r z a l e . W s k u t e k p r o t e s t ó w o p i n i i p u b l i c z n e j d e c y z j ę w s t r z y m a n o , lecz n a d a l nie w i a d o m o , j a k i los c z e k a z w i e r z ę . C a ł a popu­ lacja n i e d ź w i e d z i w T a t r a c h o c e n i a n a jest n a 40¬ 50 s z t u k z czego po polskiej stronie jest i c h oko­ ło 15.

W y ł a d o w a n i a a t m o s f e r y c z n e w czasie w i ę k s z y c h b u r z m o g ą p o w o d o w a ć u s z k o d z e n i a w s t a ł y c h za­ b e z p i e c z e n i a c h na t r u d n i e j s z y c h s z l a k a c h . E n e r ­ gia e l e k t r y c z n a powoduje c z a s e m w y r y w a n i e ze s k a ł y kotw mocujących łańcuchy.

S p r z ą t a n i e Morskiego Oka O d s z e ś c i u lat c z ł o n k o w i e z T a t r z a ń s k i e g o K l u b u P ł e t w o n u r k ó w „ W a n t a " s p r z ą t a j ą dno M o r s k i e g o O k a . O k a z u j e s i ę . że p r a w d z i w y m p r o b l e m e m s t a ł y s i ę t y s i ą c e monet w r z u c o n e p r z e z l a t a do stawu. Utleniające się związki ołowiu, cynku i m i e d z i p o w o d u j ą z a u w a ż a l n e s k a ż e n i e wody. Do tej pory w y d o b y t o j u ż około tony monet, j e d n a k w n i e k t ó r y c h miejscach n a d a l t w o r z ą one z w a r t ą w a r s t w ę o grubości k i l k u a nawet k i l k u n a s t u c e n t y m e t r ó w . Z dna wydobyto już k i l k a d z i e s i ą t w o r k ó w ze ś m i e c i a m i . C z a s a m i z n a l e z i s k a b y w a ­ j ą z a s k a k u j ą c e : sztuczna szczęka, biustonosze, bomby lotnicze. K l u b s p r z ą t a t a k ż e C z a r n y S t a w pod R y s a m i . P r z e d n i i W i e l k i S t a w w d o l i n i e P i ę ­ ciu S t a w ó w Polskich oraz C z a r n y staw Gąsie­ nicowy. Inicjator akcji i prezes „ W a n t y " - K r z y s z ­ tof C u d z i c h - jest l e ś n i c z y m w M o r s k i m O k u i a u t o r e m f i l m u o p o d w o d n y c h „ s k a r b a c h " Tatr. >\

Na Ł o m n i c ę z m i e j s c ó w k ą Ż e b y w y j e c h a ć k o l e j ą l i n o w ą na Ł o m n i c ę t r z e b a od tego r o k u , o p r ó c z b i l e t u , w y k u p i ć r ó w n i e ż m i e j s c ó w k ę . P r o b l e m w t y m , że bilety i m i e j s c ó w ­ k i kupuje s i ę dopiero na stacji k o l e j k i p r z y Ł o m ­ n i c k i m S t a w i e . N i e ma m o ż l i w o ś c i d o k o n a n i a te­ lefonicznej rezerwacji.

Bilety tanieją Po wakacyjnej p o d w y ż c e , ceny b i l e t ó w w s t ę p u na t e r e n T P N t a n i e j ą do p o z i o m u s p r z e d s e z o n u . B i l e t n o r m a l n y kosztuje 2 zł, ulgowy 1 zł.

36 TATERNIK

>L'0ni

http://pza.org.pl

jr

w.

(W) U4L

i ł "