od chrztu do zmartwychwstania

od chrztu do zmartwychwstania Kiedy Ksiądz Biskup po raz pierwszy pomyślał o tym, by zostać kapłanem? I czy później były jakieś wątpliwości – pytani...
3 downloads 0 Views 3MB Size
od chrztu do zmartwychwstania

Kiedy Ksiądz Biskup po raz pierwszy pomyślał o tym, by zostać kapłanem? I czy później były jakieś wątpliwości – pytania, czy to rzeczywiście ta droga? Czy nigdy nie pojawiła się tęsknota do tego, co stan kapłański siłą rzeczy wyklucza – do założenia rodziny, do bycia ojcem? Odkrywanie powołania trwało u mnie właściwie aż do podjęcia decyzji o przyjęciu subdiakonatu. Byłem święcony jeszcze według starego rytu, w którym były cztery święcenia niższe, subdiakonat, diakonat i prezbiterat. Decyzja przyjęcia subdiakonatu wiązała się już z decyzją o niezakładaniu rodziny, o byciu celibatariuszem. W mojej rodzinie nie wolno było mówić źle na temat księży. Mamusia ucinała wszelkie takie rozmowy. Ja oczywiście nie zauważałem u  księży jakichś mankamentów. Widywałem ich jako ministrant w czasie Mszy Świętej i byli oni naszymi przyjaciółmi. Nie słyszałem też o jakichś złych postawach księży, więc miałem pozytywny obraz kapłaństwa.

91

ks. bp Antoni Długosz

Jeśli o mnie idzie, to gdzieś od czwartej czy piątej klasy byłem ministrantem. I służyłem do Mszy Świętej aż do czasu, gdy wstąpiłem do seminarium. Oczywiście nieraz zastanawiałem się nad tym, czy nie powinienem zostać księdzem. Pewnego dnia mój kuzyn, niemal rówieśnik, wstąpił do salezjanów. Byłem wtedy w liceum. Powiedziałem księdzu Warzybokowi, który był moim spowiednikiem, że może i ja bym poszedł do salezjanów. A on mi powiedział: „Masz zdrową rodzinę, najpierw zdaj maturę. Po maturze możesz pójść albo do zakonu, albo do seminarium diecezjalnego, albo na studia świeckie. Ale teraz nie przerywaj nauki, bo jesteś za młody, by podjąć taką decyzję”. I uważam, że wspaniale ten kapłan mną pokierował. Mój kuzyn wystąpił z nowicjatu, a czy zdał maturę, to nawet nie wiem. Byłem dosyć żywym młodzieńcem. Lubiłem tańczyć, występować, śpiewać. Dobrą formację pod względem charyzmatu artystycznego przeszedłem w młodzieżowym domu kultury. Byłem w wielu kółkach: muzycznym, tanecznym, kukiełkarskim, dramatycznym. To mi pomogło zżyć się ze sceną, także od strony niejako technicznej, bo wiedziałem, jak się przygotowuje kukiełki. I potem to wykorzystałem. Kiedy byłem w klasie maturalnej, miałem dylemat, co dalej. Złożyłem papiery do Wyższej Szkoły Dramatycznej w Krakowie, co nie znaczy, że zrezygnowałem z kapłaństwa. Otóż gdy przyjechałem na egzamin – a miał on miejsce przy ulicy Starowiślnej (dawniej Bohaterów Stalingradu), gdzie obecnie są siostry urszulanki, bo tam była szkoła teatralna – i zobaczyłem, jak wszyscy ćwiczyli, zrodził się we mnie taki oto dylemat: jeśli zostanę przyjęty, to jeszcze będę mógł zdecydować, czy podjąć studia aktorskie, czy iść do seminarium. Ale jeśli nie zostanę przyjęty, to będzie wyglądało na to, że muszę iść do seminarium (ewentualnie spróbować się

92

od chrztu do zmartwychwstania

dostać na jakieś inne studia). I z duszą na ramieniu – pamiętam to – poszedłem do sekretariatu i powiedziałem: „Proszę pani, chciałbym wycofać moje dokumenty. Rezygnuję. Dzisiaj żałuję, że się wycofałem, bo mogłem jednak przejść ten egzamin. Nie wiem, jaki byłby jego wynik. W każdym razie z tą odebraną z sekretariatu teczką w ręku poszedłem zobaczyć, gdzie jest ulica Bernardyńska i znajdujące się przy niej seminarium naszej diecezji. Przechodząc obok tego budynku, przeraziłem się. Wokół panowała cisza, nikt nie wyglądał przez okno. Niemniej, wróciwszy do Częstochowy, poszedłem do prefekta, który uczył mnie religii, i poprosiłem, by wystawił mi opinię. I zacząłem przygotowywać się do wstąpienia do seminarium, do egzaminów wstępnych. Zostałem przyjęty i przez te sześć lat ciągle wracało jak bumerang pytanie, czy mam powołanie do kapłaństwa. Szczególnie straszny był dla mnie moment, kiedy zostałem wybrany na rocznego diakona. Oznaczało to, że otrzymam święcenia trochę wcześniej, gdyż służyliśmy w asyście nie tylko w naszym seminarium, ale i Krakowowi – w kościele Mariackim i na Wawelu. Krakusi nie mieli wtedy rocznych diakonów, więc wybrano trzech z naszego roku, abyśmy i tam służyli w asyście. Gdy więc miałem przystąpić do święceń subdiakonatu, jeszcze się zastanawiałem, czy ja rzeczywiście mam to powołanie. Razem z rodzicami (na święcenia wyższe rodzice już mogli przyjeżdżać) poszedłem do kaplicy. Wcześniej jednak pobiegłem do ojca duchownego i powiedziałem: „Proszę ojca, ja chyba nie mam powołania”. Na szczęście on nie uległ tym moim lękom i obawom. Koledzy bardzo się o mnie bali, gdyż leżąc krzyżem, podobno głośno się modliłem. Tak więc te święcenia były dla mnie wielkim przeżyciem. I po ich przyjęciu owe niepokoje ustały. Nie miałem jakiejś wielkiej pewności, że mam powołanie, ale święcenia diakonatu przyj-

93

ks. bp Antoni Długosz

mowałem już bardzo spokojnie. Miały one miejsce w naszej katedrze częstochowskiej. Podobnie było ze święceniami prezbiteratu. Ale subdiakonat wiele mnie kosztował. Do końca życia będę prosił Pana Boga, by wspierał mnie w moim powołaniu. Kapłaństwo jest darem, a charyzmatu święceń już nie utracę. Czy nie żałuję, że nie założyłem rodziny? Oczywiście przypatrywałem się życiu moich rodziców. Nie było ono żadną sielanką, ale widziałem te wzajemne więzi, zatroskanie o nas. Bracia założyli swoje rodziny. Jako siedmiolatek w kapłaństwie zamieszkałem w domu rodzinnym i do tej pory tam mieszkam. W życiu mężczyzny jest taki moment, że chciałby mieć swoje dziecko. Tłumaczyłem to sobie i innym (teraz tłumaczę klerykom) tak, że poprzez kapłaństwo mamy się stać własnością wszystkich. Jako ksiądz nie mogę ograniczyć mojej miłości czy zatroskania do jednej kobiety i kilkorga dzieci. Mam być wszystkim dla wszystkich, by przynajmniej niektórych doprowadzić do Chrystusa, jak pisze święty Paweł. To, że jestem własnością wszystkich, uświadomiłem sobie jako neoprezbiter, gdy wychodząc z księgarni, spotkałem grupę dzieci z przedszkola, które uczyłem katechezy. Jak tylko mnie zobaczyły, wszystkie podbiegły i otoczyły mnie jak pszczoły robotnice pszczołę matkę. Zaskoczone przedszkolanki nie wiedziały, co robić. Każde z tych dzieci coś do mnie mówiło, a ja byłem zdezorientowany. Kolega, z którym szedłem, uciekł. Nie mogłem się ruszyć, tak mnie otoczyły. Potem jakoś ustawiłem je w szeregu. Przeprosiłem panie przedszkolanki i powiedziałem dzieciom, że spotkamy się na katechezie. W  drodze na plebanię pomyślałem sobie, że gdyby zamiast mnie przechodził tam rodzic któregoś z tych dzieci,

94

od chrztu do zmartwychwstania

to podbiegłoby do niego tylko jego dziecko. Inne potraktowałyby go obojętnie. A ponieważ ja jestem księdzem, jestem własnością wszystkich. Uświadomił mi to także chłopiec, który wprost mnie zapytał: „A dlaczego ksiądz nie ma żony i dzieci?”. Odpowiedziałem: „Żony nie mam, ale mam wiele dzieci – tyle, ile ich jest w parafii. Wy jesteście moimi dziećmi”. A on przytaknął: „To mam podwójnego tatę: mojego tatusia w domu i księdza”. I nieustannie tak to przeżywam. Jeśli ksiądz ograniczy się tylko do swoich problemów, nie będzie się interesował problemami rodziców, dzieci, młodzieży i innych ludzi z parafii, to nie będzie przeżywał w pełni swego kapłaństwa. Ksiądz często jest w lepszej sytuacji materialnej od ojca rodziny, więc powinien dzielić się z innymi także groszem. Ma myśleć o konkretnych problemach i Zosi, i Franka, i Pawła, i Pani X, i Pana Y. I starych, i młodych. Ma myśleć o kłopotach ludzi, którzy mu się z tych kłopotów zwierzają – czy to w konfesjonale, czy w kancelarii parafialnej, czy w czasie przypadkowego spotkania, choćby na ulicy. Księża wiedzą o wielu problemach rodzin także od dzieci, które katechizują, czy od młodzieży. Znając te problemy, możemy wyjść im naprzeciw ze słowem Bożym i pomóc je rozwiązać. Księża nie powinni zamykać się w sobie, skupiać się tylko i wyłącznie na swoich sprawach i użalać się, jacy to są biedni i nieszczęśliwi. Bo prędzej czy później zdecydują się na opuszczenie stanu kapłańskiego i założenie rodziny. Ksiądz, który będzie żył problemami innych i będzie oddziaływał na wspólnotę parafialną nie tylko poprzez katechezę czy celebracje liturgiczne i nabożeństwa – nie będzie samotny. Kapłan musi pamiętać o tym, że jest własnością wszystkich i że ma dzielić się tym, co otrzymuje, także środkami materialnymi. Tak jak w rodzinie.

95

ks. bp Antoni Długosz

Jak wygląda życie kapłana na parafii, mniej więcej wiemy. A jak wygląda życie codzienne biskupa? Ja akurat jestem nietypowym przykładem, gdyż – jak już wspominałem – zamieszkałem z rodzicami i jedynie cztery lata mieszkałem na plebanii. Mieszkałem z rodzicami, miałem sytuację prostszą o tyle, że nie musiałem się troszczyć o jedzenie, pranie i sprzątanie. Nawet kiedy byłem księdzem, rodzice pomagali mi na niektórych placówkach finansowo, bo było ich na to stać. Ojciec kupował ministrantom sprzęt sportowy – to było jego zadanie. Rodzice zapisali mi dom, w którym mieszkam. Obecnie mam też funkcję kapelana w zakładzie dla kobiet chorych psychicznie i opiekują się mną siostry albertynki: piorą, przychodzą mi posprzątać. Siostra Agnieszka zajmuje się sprawami biurowymi, korespondencją. Natomiast moja działalność nie ogranicza się do diecezji; podejmuję działalność duszpasterską w całej Polsce, a także za granicą. Tak więc nie jestem przypadkiem typowym. A jeśli chodzi o biskupów w ogóle, to źle nie mają, bo diecezja stara się o to, by mieli godziwe warunki mieszkaniowe. Najczęściej siostry opiekują się biskupami, więc – moim zdaniem – mają spokojne życie, jeśli idzie stronę o bytową. A od nich zależy, jak i na ile angażują się duszpastersko. Jedną ze spraw budzących emocje, jeśli chodzi o kapłaństwo, jest celibat. Wysuwane są przeciwko niemu różne argumenty: że jest przyczyną spadku liczby powołań, jak również przyczyną wykroczeń seksualnych księży, że tworzy barierę między kapłanem a wiernymi i tym podobne. Podnoszony jest też problem mężczyzn żonatych, którzy odczuwają powołanie do stanu kapłańskiego. Czy celibat rzeczywiście jest potrzebny w Kościele katolickim? W innych kościołach chrześcijańskich nie jest on obowiązkowy. Wielu księży prawosławnych ma żony, nie mówiąc już o pastorach protestanckich.

96

od chrztu do zmartwychwstania

Celibat nie jest z ustanowienia Pana Jezusa. Niektórzy apostołowie, jak na przykład święty Piotr, byli żonaci. Nie zmieniamy psychiki czy fizjologii mężczyzny. Wszystko, co człowiek posiada, pochodzi od Pana Boga, także sfera seksualna. Ale Kościół doszedł do wniosku, że księdzu łatwiej będzie spełniać swą misję, jeśli nie będzie on miał swej własnej rodziny. I to stało się już tradycją. Zanik powołań nie wiąże się z tym, że księża się nie żenią, bo podobne zjawisko występuje także w Kościele anglikańskim, protestanckim. O tym, czy ktoś odpowie na głos powołania, czy nie odpowie, decyduje przed wszystkim to, czy wiara jest w jego życiu wartością zasadniczą czy tylko jakimś dodatkiem. W rejonach, gdzie wiara odgrywa istotną rolę i ma znaczenie w życiu w rodzin, powołań jest więcej. Tak więc nie jest to kwestia celibatu. Problem tkwi w tym, jak traktowany jest Pan Bóg w kościołach domowych, w życiu danego człowieka. W Polsce najwięcej powołań jest na południu kraju (w diecezjach tarnowskiej, rzeszowskiej czy przemyskiej), bo tam rodziny na ogół są jeszcze bardzo zdrowe, wiara nie jest u nich dodatkiem do życia, lecz je przenika. I tam łatwiej jest odkryć w sobie powołanie i dostrzec w nim wartość, możliwość służenia Panu Bogu. Gdyby zniesiono celibat, księżom trudniej byłoby pracować. Zawsze ktoś mógłby powiedzieć: „Skoro masz rodzinę i żonę, to nam pokaż, jak wychować dzieci w sposób idealny, jak rozwiązywać konflikty małżeńskie”. Przenoszenie księży na inne placówki też okazałoby się problemem, i to bardzo trudnym. Bo dziś młodemu księdzu może być obojętne, czy zostanie skierowany do tej czy tamtej parafii i czy jest to wioska czy miasto oraz jakie są warunki lokalowe. Natomiast gdyby miał żonę, to ona miałaby prawo stawiać pewne warunki, także finansowe, choćby z uwagi na dzieci

97

ks. bp Antoni Długosz

(możliwość podjęcia przez nie nauki w takiej czy innej szkole i tym podobne). To są bardzo ważne sprawy. Tak... Sądzę, że to nie bezżenność księży jest powodem zaniku powołań. Czy powołany usłyszy słowa „Pójdź za Mną” i jak na nie odpowie, zależy od tego, jaką rolę odgrywa w jego życiu wiara w Boga. Niemniej Kościół może z czasem dojść do wniosku, że chętnym do kapłaństwa należy zostawić wolność wyboru w kwestii: życie w celibacie czy w małżeństwie. W Kościele prawosławnym jest tak, że diakon może założyć rodzinę, ale zanim otrzyma święcenia prezbiteratu. Ten sam człowiek już jednak nie mógłby się ożenić jako ksiądz. Być może z czasem Kościół katolicki dojdzie do wniosku, że można znieść dotyczący księży obowiązek życia w celibacie. Moim zdaniem nie jest to aż tak istotne. Wczoraj na przykład byłem z wizytą u przedszkolaków i wróciłem bardzo zmęczony. Gdybym miał rodzinę, to po powrocie do domu musiałbym jeszcze zmierzyć się z problemami żony, dzieci, a może i teściowej. A tak mogłem odpocząć i przygotować się na wykłady i na to nasze dzisiejsze spotkanie. Wiadomo, że gdybym miał rodzinę, to żyłbym inaczej, zajmowałbym się sprawami bliskich czy domu. Sądzę, że połączenie obowiązków duszpasterskich i rodzinnych wymagałoby heroizmu. Liczba obowiązków, które ciążą teraz na księżach, jest ogromna. Niektórzy domagają się też kapłaństwa kobiet. Pismo Święte nie mówi wprost o tym, że kobiety nie mogą być kapłanami, a znajdujące się w Pierwszym Liście do Koryntian stwierdzenie, że kobiety mają w kościele milczeć (14,34), jest prawdopodobnie glosą dopisaną przez kogoś, kto spisywał słowa świętego Pawła. Być może jakaś kobieta zaszła temu człowiekowi za skórę i przypisał on te słowa świętemu Pawłowi. Bo Apostoł Narodów wcale nie był antyfeministą.

98

od chrztu do zmartwychwstania

Wielu zwraca uwagę na to, że nie tylko Matka Boża, ale i  wiele innych kobiet podążało za Jezusem i  służyło Mu z oddaniem. To fakt... Ale On przekazał władzę apostolską tylko mężczyznom. Kościół podtrzymuje tę tradycję, toteż święcenia kapłańskie ważnie może otrzymać tylko mężczyzna, mimo że nie ma wyraźnego zakazu Pana Jezusa odnośnie do święcenia kobiet. Niestety często się nas przedstawia w krzywym zwierciadle, np. poprzez wyolbrzymianie czyjegoś zaangażowania w politykę, mimo że nie jest to sprawa aż tak istotna w skali całego społeczeństwa, natomiast wykrzywia obraz Kościoła. Albo ciągle się mówi o nadużyciach seksualnych (w tym molestowaniu dzieci) dokonywanych właśnie przez księży, a nie przez nauczycieli, lekarzy czy przedstawicieli innych profesji. W ten sposób sugeruje się, jacy to księża są wynaturzeni. Oczywiście ksiądz, który nie pracuje nad sobą i nie panuje nad swą sferą seksualną, może popełnić jakieś nadużycia, niemniej nie sądzę, by w statystykach księża wybijali się tu nad innych. Ale przedstawia się te tematy tak, jak się je przedstawia... Oczywiście trudno udowodnić, że istnieje bezpośrednie przełożenie między obowiązującym księży celibatem i spadkiem liczby chętnych do stanu kapłańskiego. Niemniej spadek liczby chętnych do stanu kapłańskiego jest faktem, więc czy Kościół nie powinien jednak sięgnąć także po mężczyzn żonatych, którzy odczuwają powołanie do kapłaństwa? Problem braku księży w Polsce nie jest jeszcze drastyczny, ale na Zachodzie są kościoły, w których nie ma kto odprawić Mszy Świętej. Szczególnie we Francji. Tam już się sięga po mężczyzn żonatych, którzy odczuwają powołanie do kapłaństwa. Kościół nie działa rewolucyjnie, lecz ewolucyjnie. W Polsce są już

99

ks. bp Antoni Długosz

żonaci diakoni. Są szafarze, którzy mogą udzielać Komunii Świętej czy zanosić ją chorym. Kiedy byłem w seminarium, nie wolno mi było nawet dotknąć paramentów związanych z Eucharystią, dopóki nie otrzymałem sutanny. Jako klerycy przygotowywaliśmy więc te paramenty, mając na rękach rękawiczki. A dzisiaj ludzie świeccy mogą brać Pana Jezusa do ręki i mało kogo to dziwi. Poza tym dzisiaj wielu anglikańskich pastorów czy księży mających rodziny przechodzi na katolicyzm. Kościół ich wyświęca, jeśli chcą być dalej księżmi, ale – żeby nie było zdziwienia – powierza im funkcje kapelanów wojskowych czy szpitalnych. Mają oni święcenia kapłańskie, będąc jednocześnie ojcami rodzin. I należą do wspólnoty Kościoła. Sądzę, że ten temat jest otwarty. Nie ma dogmatu stwierdzającego, że celibat nie zostanie zniesiony. Ale ewentualne zniesienie celibatu Kościół będzie wprowadzał tak, jak wprowadzał jego ustanowienie. Bo to też łatwe nie było. Z pewnością każdy z wiernych świeckich zetknął się zarówno ze wspaniałymi księżmi, jak i z takimi, którzy nie potrafią sprostać swemu powołaniu. W kapłanach, którzy odbębniają swe obowiązki niczym urzędnicy czy zdzierają z biednych ostatni grosz, nie sposób rozpoznać uczniów Chrystusa. Na księżach spoczywa ogromna odpowiedzialność, bo swą postawą mogą oni albo zachęcić, albo zniechęcić ludzi do wiary w Boga. Czy w związku z tym nie powinny być wprowadzone jakieś procedury weryfikacji kandydatów na księży? To ważny problem. Zacznę od tego, co już wcześniej powiedziałem: jakie są rodziny, tacy są księża. Jeśli kandydat do kapłaństwa pochodzi z rodziny, która żyje według wskazań Pana Jezusa i panująca w niej atmosfera jest przeniknięta obecnością Boga, to w czasie formacji seminaryjnej pogłębi on jeszcze swą wiarę i utwierdzi się w powołaniu.

100

od chrztu do zmartwychwstania

Rozważmy taki przykład... Do seminarium zgłasza się ośmiu kandydatów, ale tylko dwóch z nich pochodzi z pełnych rodzin. Pozostali wychowywali się w rodzinach rozbitych. Co można zrobić przez te sześć lat formacji z kandydatami, jeśli w międzyczasie odwiedzają oni swoje chore wspólnoty rodzinne czy rodziców, którzy są związani jedynie kontraktem cywilnym, a więc nie mogą przystępować do Komunii Świętej? A skoro nie mogą przystępować do Komunii, to raczej nie tęsknią za kościołem i go omijają. I po swojemu rozwiązują takie czy inne kwestie moralne. Jakie ideały może mieć chłopak wychowany w takiej rodzinie? Czy Kościół powinien przyjąć go do seminarium i podjąć próbę uformowania go? A przecież powołanie to dar pochodzący od Pana Boga... Jeżeli dla rodziców najważniejsze są na przykład pieniądze i wszystko kręci się wokół dóbr materialnych, to taka mentalność może pozostawić trwały ślad w podświadomości ich dziecka – ślad, który będzie rzutował na jego stosunek do pieniędzy. Wychowany w takiej rodzinie chłopak będzie wyczulony nie tyle na problemy innych ludzi, ile raczej na okazje do zdobycia pieniędzy, bo dzięki nim będzie mógł zaspokajać swe potrzeby. Takich mamy księży, jakie mamy rodziny. Rodzice to pierwsi wychowawcy, pierwsi rektorzy czy formatorzy. Oczywiście są przypadki, że chłopak wywodzący się ze środowiska niesprzyjającego kształtowaniu powołania do kapłaństwa w pełni się otworzy na głos powołania i zdecydowanie za nim podąża. Ale to już jest heroizm. A czy wierni nie powinni mieć wpływu na to, kto zostanie mianowany ich pasterzem, czyli proboszczem? Obecnie jest to narzucane wspólnocie parafialnej odgórnie.

101

ks. bp Antoni Długosz

Kościół jest instytucją hierarchiczną i to biskup wyznacza prezbiterów na konkretne placówki. Są jednak rady duszpasterskie i jeśli pojawią się jakieś zastrzeżenia co do danego księdza, to taka rada może kapłana upomnieć. Może też zwrócić się do biskupa – i takie przypadki nie są rzadkością. Oto przyjeżdża z parafii delegacja i informuje biskupa o takiej czy innej postawie jakiegoś kapłana. Biskup bada sprawę, starając się o jak największy obiektywizm, i bywa, że przenosi lub urlopuje księdza, na którego wpłynęła skarga, czy nawet wysyła go na odpowiednią pokutę. To bardzo ważne, by parafianie utożsamiali się z Kościołem, by czuli się za niego odpowiedzialni, by mieli świadomość, że i oni ten Kościół stanowią. A ksiądz spełnia w nim jedną z ról. W każdym razie biskup zawsze bierze pod uwagę opinię wiernych. Uważam, że wpływ wiernych, na przykład Akcji Katolickiej, na funkcjonowanie parafii powinien być coraz większy. Sakrament święceń jako jedyny ma stopnie. Są święcenia diakonatu, prezbiteratu i episkopatu. Czy to znaczy, że biskup ma większy udział w sakramencie kapłaństwa niż prezbiter czy diakon? Ksiądz profesor Stępień tłumaczył nam, że nie ma ósmego sakramentu, czyli sakramentu biskupstwa. Powoływał się na stosowane w pierwszych wiekach chrześcijaństwa terminy greckie, tłumaczone jako „biskup” i „prezbiter”. Niemniej znaczenie tych dwóch terminów nie jest takie samo. Początkowo biskup był przedstawicielem wspólnoty kapłanów. Dopiero później doszło do pewnych rozgraniczeń. Święcenia biskupie są udzieleniem charyzmatu, który wiąże się z władzą udzielania święceń kapłańskich i ze zwyczajnym prawem do bierzmowania. Bo prezbiter też może bierzmować, lecz jako szafarz nadzwyczajny (na przykład w chwili zagrożenia życia

102

od chrztu do zmartwychwstania

kandydata do bierzmowania proboszcz może udzielić tego sakramentu). Kościół podtrzymuje tę tradycję, ale właśnie... jest to tradycja. Z wykładów z prawa kanonicznego pamiętam przykład jakiegoś opata w Anglii, który udzielał niższych święceń, a  także święceń diakonatu, choć te ostatnie są  w  gestii biskupa. Przykład ten stanowił dla wykładowcy (profesora prawa) dylemat. Być może ów opat miał jakąś specjalną delegację od papieża... Trzeba zaufać Stolicy Apostolskiej. Dodam, że sakrament święceń kończy się na święceniach episkopatu. Urząd kardynała to tylko godność, ale nie sakrament. Ksiądz mianowany na biskupa diecezjalnego otrzymuje jedynie szerszą misję kanoniczną i posiada większą odpowiedzialność za kierowanie Kościołem. Z kolei wybrany na papieża otrzymuje charyzmat następcy świętego Piotra, jego władzę. Mówi się, że biskup posiada sukcesję apostolską. Jak Ksiądz Biskup odczuwa to, że jest następcą jednego z apostołów? Włożenie rąk to bardzo ważny gest, gdyż jesteśmy stworzeniami postrzegającymi świat także za pomocą zmysłów. W czasie udzielania święceń episkopatu wypowiadana jest specjalna modlitwa konsekracyjna i jak gdyby potwierdzeniem tej konsekracji jest położenie na konsekrowanego rąk przez kogoś, kto wcześniej – też poprzez włożenie rąk – tę konsekrację otrzymał. I to nazywamy sukcesją apostolską. W Dziejach Apostolskich czytamy, że apostołowie ustanawiali biskupów właśnie poprzez włożenie rąk, a władzę tę Pan Jezus przekazał apostołom. On nie musiał nakładać rąk, ale ci, którym – jako Bóg – tej władzy udzielił, przekazywali ją poprzez ów gest zewnętrzny. I tak jest do dziś. U protestan-

103

ks. bp Antoni Długosz

tów nie ma sukcesji, przekazywania władzy kapłańskiej, gdyż Luter zostawił tylko dwa sakramenty: chrzest i Eucharystię. Pastor ma tylko władzę urzędową. Nie wiem, jak wygląda u nich nominacja na biskupa, ale sądzę, że i w tym wypadku jest to tylko przekazanie władzy formalnej, gdyż – jak mówię – tam sukcesja apostolska zanikła. Ja otrzymałem świecenia prezbiteratu od papieża Jana Pawła II, on z kolei od biskupa, który go wyświęcił. Idąc tym tropem dalej, doszlibyśmy do któregoś z apostołów. Czy ma Ksiądz Biskup jakąś szczególną łączność z którymś z apostołów? W szczególny sposób cenię świętego Pawła, gdyż otworzył on Kościół na pogan. Święty Piotr miał oczywiście najwyższą władzę w Kościele, ale długo był zasklepiony w judaizmie. Dopiero święty Paweł wytknął mu, że jego postawa jest niesłuszna. I to było piękne – że apostołowie zwracali sobie nawzajem uwagę i nikt na nikogo się nie obrażał. Tak więc szerzenie chrześcijaństwa pośród innych narodów zapoczątkował święty Paweł, pozwoliwszy na to, by udzielać chrztu także poganom. Wcześniej bowiem wymagano od pogan, by przyjęli obrzezanie, a dopiero potem poprzez chrzest mogli stać się wyznawcami Chrystusa. Poganie brzydzili się obrzezania i to powstrzymywało ich przed wstąpieniem do wspólnoty Kościoła. Paweł miał w tej kwestii odmienne zdanie i twardo go bronił. Tak wyeliminowano nakaz obrzezania. Kościół jest nową wspólnotą, a znakiem przynależności do niego jest chrzest. Od tamtej pory poganie nie mieli żadnych obiekcji czy przeszkód, by wstąpić do Kościoła. Wystarczyło przyjąć chrzest. Właśnie

104

od chrztu do zmartwychwstania

dlatego niezmiernie cenię świętego Pawła. On jest dla mnie wzorem człowieka bez reszty oddanego Panu Jezusowi. On też spotkał się ze Zmartwychwstałym i też od Niego właśnie otrzymał władzę apostolską. Niemniej przyszedł do Piotra, a ten to potwierdził i pozwolił Pawłowi głosić Ewangelię. Wspomniał Ksiądz Biskup o diakonach stałych, którymi mogą być mężczyźni żonaci. W Polce nie jest to jeszcze bardzo rozpowszechniona instytucja. Dlaczego tak się dzieje? Sądzę, że problem leży po stronie kandydatów, bo jednak diakonom stałym stawia się pewne wymagania. Muszą oni mieć przygotowanie teologiczne. Jeśli człowiek żonaty nie ma takich studiów, to podjąwszy je, musiałby pogodzić studiowanie z pracą zawodową i obowiązkami wobec rodziny. Jest to wielki trud. Łatwiej ustanowić diakonem stałym kogoś, kto ma już ukończone studia teologiczne, bo wystarczy, że przejdzie on odpowiednią formację. A poza tym, nie każda żona się zgadza, by jej mąż pełnił misję diakona stałego, a taka zgoda jest wymagana. Człowiek żonaty może w zasadzie zostać i księdzem, jeśli tylko żona wyrazi na to zgodę, a dzieci będą już wychowane i zabezpieczone pod względem materialnym. Istnieje też powszechne kapłaństwo wiernych, lecz chyba niewielu wiernych świeckich zdaje sobie z tego sprawę. Kapłaństwo kojarzy się raczej tylko z księżmi. Często mówię o  tym w  homiliach, także prowadząc rekolekcje dla młodzieży czy dla dzieci. Dzięki sakramentom chrztu i bierzmowania każdy z nas posiada charyzmat

105

ks. bp Antoni Długosz

powszechnego kapłaństwa Chrystusa, a do zadań kapłana należy utrzymywanie więzi z Panem Bogiem poprzez modlitwę, apostolstwo słowa i czynu oraz składanie ofiary. Modlitwa – wiadomo, że trzeba przebywać z  Panem Bogiem, gdyż kto z kim przestaje, takim się staje. Apostolstwo słowa – tutaj ważna jest kultura języka, aby nie gorszyć rozmówców czy słuchaczy. Apostolstwo czynu – czyli żyć według zasad Ewangelii, być świadkiem Pana Jezusa zawsze i wszędzie. Składanie ofiary – o tym trzeba ciągle przypominać. Niektórzy idą w niedzielę na Mszę Świętą tylko dlatego, żeby nie złamać przykazania, nie zgrzeszyć. To nie jest chrześcijańskie podejście. Przecież niedziela czy święto to dzień poświęcony Panu, w którym każdy z nas ma być ofiarnikiem, czyli ma spełnić zadanie związane z charyzmatem kapłaństwa. Po tygodniu pracy czy nauki przychodzimy na Mszę Świętą nie po to, by jej wysłuchać, ale po to, by ją odprawić wraz z księdzem stojącym przy ołtarzu. Celebrans dwa razy przypomina nam o tym, że i my odprawiamy tę Mszę Świętą. Pierwszy raz na początku, gdy mówi: „Przeprośmy Boga za nasze grzechy, abyśmy mogli godnie odprawić Najświętszą Ofiarę”. A drugi raz po ofiarowaniu chleba i wina, gdy mówi: „Módlcie się, aby moją i waszą ofiarę przyjął Bóg Ojciec wszechmogący”. My wszyscy składamy Jezusa w ofierze, a wraz z Nim składamy także swoje życie. Każdy z nas jest współofiarnikiem. Wyrazem naszej ofiary są chleb i wino, bo one są kupione za pieniądze, które składamy na tacę. Jezus je przemienia w samego siebie. I samego siebie daje nam, w prezencie. Możemy przedkładać Panu Bogu także cały miniony tydzień i dokonać refleksji nad tym, jaki był ten czas, oraz prosić o to, by

106

od chrztu do zmartwychwstania

i ten kolejny był uświęcony przez nasze zjednoczenie się z Chrystusem w Komunii Świętej. W Nowym Testamencie jest wiele obrazów kapłaństwa. Który z nich Ksiądz Biskup lubi najbardziej? Bardzo mi się podoba najstarszy opis ustanowienia Najświętszego Sakramentu, czyli ten z  Pierwszego Listu do Koryntian. Święty Paweł przekazuje nam tradycję, według której podczas Ostatniej Wieczerzy Pan Jezus zapewnił, że pozostaje z nami pod postaciami chleba i wina. Drugi obraz znajduje się w tym samym liście i mówi o tym, by się nie objadać (wtedy podczas Uczty Eucharystycznej spożywano potrawy; część chleba i wina wydzielano do konsekracji), gdy za chwilę ma się przyjąć Pana Jezusa w Komunii Świętej. Kiedyś księża mogli być posłami do sejmu czy senatorami. Teraz już nie mogą. A czy mają do odegrania jakąkolwiek rolę na scenie politycznej? Często słyszy się zarzut, że Kościół miesza się do polityki. Chodzi tu zwykle o księży, bo wiadomo, że wierni świeccy z założenia angażują się w sprawy świeckie, a więc i politykę. Każdy z nas jest obywatelem swego państwa i jako obywatel ma prawo interesować się sytuacją tego państwa. Polska jest naszą matką – obok naszej matki rodzonej i Matki Bożej. I powinno nam zależeć na tym, by w naszym kraju panowały dobrobyt, zgoda, wzajemne zrozumienie, sprawiedliwość. Jeśli zauważam jakieś mankamenty, wady w  powziętych przez władze decyzjach lub w postawie prezydenta czy premiera, to nie będę rzecz jasna mówił o tym z ambony, ale

107

ks. bp Antoni Długosz

mam prawo na ten temat rozmawiać i nikt nie może mi tego zabronić. Przecież to, że jestem księdzem, nie oznacza, iż nie mogę oceniać (chwalić lub krytykować) przedstawicieli władz państwa. Uważam, że zgłaszanie swych uwag odnośnie do funkcjonowania naszego państwa jest nawet moim obowiązkiem, jak każdego obywatela. Nie na ambonie, ale w innych miejscach, podczas spotkań w różnych wspólnotach czy w rozmowach z różnymi ludźmi, na przykład z radą duszpasterską, na spotkaniach Akcji Katolickiej czy ze starszą młodzieżą mogę porozmawiać i na te tematy. Z kolei zadaniem parafian jest to, by – wykonując swoje zawody – czynnie uczestniczyli w kształtowaniu państwa. I jest oczywiste, że jako wierzący popieramy na ogół tych kandydatów do struktur władzy, którzy są osobami wierzącymi i praktykującymi, a jeśli zostaną wybrani, to mamy później jakiś wpływ na ich działania. Ludzie wierzący bowiem powinni zawsze kierować się Ewangelią Pana Jezusa, także działając w organach władzy. Tak więc jako ksiądz też jestem obywatelem państwa i nie mogę powiedzieć, że mnie nie obchodzi, co się w państwie dzieje. Polska to także moja ojczyzna. Oczywiście bywają postawy skrajne. Miałem kolegę, który ciągle poruszał na ambonie sprawy polityczne. Zwróciłem mu uwagę, że może rozmawiać na te tematy prywatnie, ale nie w trakcie Mszy Świętej. W końcu powiedziałem, że odebrałbym mu misję kanoniczną, gdybym miał taką władzę. Ale on zawsze politykował – nawet w czasie celebracji pogrzebu, chrztu czy ślubu. Obserwujemy dziś tendencję do powstawania wąskich specjalizacji, w różnych zawodach. Można powiedzieć, że poszczególne zgromadzenia zakonne to też jednostki wyspecjalizowane, bo każde z nich ma swój cha-

108

od chrztu do zmartwychwstania

ryzmat. Tymczasem księża diecezjalni są niejako wszechstronni. Z jednej strony jest to dobre, bo mogą odpowiedzieć na rozmaite potrzeby parafii, ale z drugiej strony może się zdarzyć, że na przykład wybrany na katechetę ksiądz nie nadaje się do tego zawodu, bo nie ma daru nauczania, nie jest dobrym dydaktykiem czy pedagogiem. Czy nie sądzi Ksiądz Biskup, że i księża diecezjalni powinni być ukierunkowywani do określonych zadań? Prawdą jest, że ogólne przygotowanie do posługi katechetycznej ma każdy ksiądz, ale nie każdy ma charyzmat pedagogiczny – i  tu powinna być odpowiednia selekcja. Wprawdzie rodzice wolą, by ich dzieci katechizowali księża, a ważne jest przede wszystkim dobro dziecka, ucznia. Mamy wielu dobrze przygotowanych, wykształconych teologicznie katechetów świeckich czy zakonnych i to im bym powierzał prowadzenie katechezy szkolnej. Ksiądz może służyć dzieciom i młodzieży w czasie jakichś innych spotkań, przy parafii. Ksiądz nie musi znać się na wszystkim, ale może takie spotkania zorganizować, stworzyć odpowiednie warunki lokalowe, bazę materialną i dobrać profesjonalistów, którzy je poprowadzą. Oczywiście można przeprowadzać w takich świetlicach także jakąś formę katechezy, ale już nie w takim wymiarze, w jakim jest ona prowadzona w szkole, bo jednak dzisiaj katecheta musi być profesjonalistą. Jeśli dany ksiądz nie radzi sobie jako katecheta, to nie należy powierzać mu takiej misji.

109

Niedostępne w wersji demonstracyjnej. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki w serwisie