n o t e s e d u k a c y j n y D R U G I O B I E G

D R U G I O B I E G � � � � � � � � � notes edukacyjny D R U G I O B I E G � � � � � � � � � Wstęp 04 Drugi obieg 1976 – 1989 06 wprowadzenie...
9 downloads 5 Views 2MB Size
D R U G I O B I E G � � � � � � � � �

notes edukacyjny

D R U G I O B I E G � � � � � � � � �

Wstęp

04

Drugi obieg 1976 – 1989

06

wprowadzenie

06

produkcja

09

kolportaż

23

konspira

31

czytelnicy

41

nasi rozmówcy

47

Pomocnik dla nauczycieli

51

wybrane pisma i wydawnictwa drugoobiegowe

52

kalendarium

53

bibliografia, filmografia, webografia

56

scenariusze lekcji

60

Dlaczego projekt „Pamiętanie Peerelu”? W czasach, kiedy jedna z nas chodziła do szkoły – w czasach Peerelu – intensywnie uprawiana polityka historyczna pozbawiła całe pokolenie pamięci przeszłości, bo ta pamięć często była niepoprawna i opozycyjna wobec peerelowskiego porządku. Pewnie dlatego trzeba było wysłuchiwać ludzi i zapisywać ich historie, odzyskiwać ich pamięć. Czas Peerelu to jest czas miniony i za chwilę będzie miniony „bezpamiętnie”, jeśli nie zostanie zapisany. Dla jednych jest archiwum własnego doświadczenia dzielonego z innymi, dla drugich jest zbiorem archiwalnym powoli przyswajanym i rozumianym. Stąd projekt „Pamiętanie Peerelu. Opowieści o wspólnych i indywidualnych sposobach na system 1956-1989”. Pracujemy bardzo intensywnie i ciekawie. Wspólnie się przejmujemy i śmiejemy nad opowieściami, w których jest pełno wieloznaczności postaw i zdarzeń. Naszymi rozmówcami są ci, którzy opozycjonowali przeciwko systemowi – żyli po swojemu, postępowali przeciw – czasami tylko w małych, a czasem w największych sprawach. Bardzo staramy się najuczciwiej i najskrupulatniej zapisywać cudze historie, ale nigdy nie mamy przekonania, że zapisujemy je prawdziwie. Szukamy szczegółu, bo w naszym rozumieniu to właśnie szczegół pozwala nam ciut bliżej i prawdziwiej pomyśleć o cudzym doświadczeniu. Szczegół stoi w opozycji do wielkiej polityki historycznej.

drugi obieg

4

Nie lubimy podziału na historię akademicką i historię mówioną. Jest sztuczny i niepomocny. Narzędzia wykorzystywane przy opisywaniu i analizowaniu przeszłości muszą być najróżniejsze. A w całym zestawie, którym opisywacz przeszłości dysponuje, zdecydowanie powinna się znaleźć historia mówiona. Dokumenty i świadectwa przeszłości często bywają trochę nieprawdziwe. Różne dokumenty, nie tylko te, które pochodzą z działu oral history. A zatem: jaką wartość mają opowieści trochę nieprawdziwe? Otóż: będąc „trochę nieprawdziwymi” zawsze są przynajmniej trochę prawdziwymi – to po pierwsze. A po drugie – zawsze opowiadają jakąś historię, która nas uczy, która nam pokazuje, jak inni: postąpili, przeżyli, zapamiętali. I dzięki takiej nauce jesteśmy bogatsi o cudze doświadczenie. Dziś nie istnieje historia akademicka bez historii mówionej. I każda historia się kłamie: ta mała, jedna opowieść i ta wielka, zbudowana na wielu małych i na własnym, historyka, wyobrażeniu o jego kompetencjach.

0

WSTĘP

O zapisywaniu cudzych opowieści

O serii „Pamiętanie Peerelu”

Chcemy Państwa zaciekawić tematem. Naturalnie wybór wątków jest tylko propozycją, jedną z wielu, które można by sformułować. Mamy nadzieję, że notes edukacyjny będzie wykorzystywany na różnych lekcjach – nie tylko historii. Proponujemy dwa scenariusze do prowadzenia zajęć. Na naszej stronie internetowej www.pamietaniepeerelu.pl przedstawimy nauczycielom dodatkowe pomoce. Dziękujemy wszystkim, którzy zechcieli pracować nad czwartym notesem edukacyjnym serii „Pamiętanie Peerelu”. A także tym, którzy umożliwili wydanie tej publikacji. A��� G�������� � J����� W���������

5 0

Czwartym w serii „Pamiętanie Peerelu” jest notes zatytułowany „Drugi obieg 1976–1989”. Notes to trochę jak notatnik – nie ma w nim wszystkich najważniejszych informacji, bo nie jest ani książką na temat, ani tym bardziej nie jest podręcznikiem. Ale jest edukacyjny, bo chcielibyśmy, żeby służył dobrze uczniom i nauczycielom. Żeby dzięki tym fragmentom uczniowie łatwiej pojęli przeszłe doświadczenia – a w ten sposób łatwiej rozumieli swój czas i swoje życie.

drugi obieg

O notesie edukacyjnym „Drugi obieg 1976–1989”

WSTĘP

Powiększamy nasze archiwum, jak pamiętamy Peerel i gromadzimy je w Domu Spotkań z Historią w Warszawie. Podzielimy się naszymi zbiorami za jakiś czas, przedstawiając je w książce i prezentując na wystawie. Tymczasem chcemy pokazywać fragmenty zbioru w serii notesów edukacyjnych dla szkół. Będziemy opowiadać w naszych notesach o zdarzeniach, które się w wielkie wydarzenia historyczne ułożyły – na przykład poznański Czerwiec 1956 i o małych doświadczeniach, które pokażą nam codzienność minioną – na przykład wczasy w Bułgarii czy prawdziwie „surwiwalowe” wyprawy w polskie góry w latach 70. Bo ciekawią nas różne poziomy peerelowskiego doświadczenia.

Wolne słowo jest zawsze zagrożeniem dla systemów niedemokratycznych. Niezależnie od szerokości geograficznej czy epoki historycznej powołuje się instytucje cenzury, które dbać mają, aby treści nieodpowiednie z punktu widzenia władz nie docierały do odbiorców. Tak zwany drugi obieg, czyli wydawanie zakazanych druków poza cenzurą, jest silnie związany z tradycją polskiej konspiracji. Już pod zaborami do rąk Polaków trafiała bibuła – bo taką nazwę przyjęto wówczas dla określenia nieocenzurowanych wydawnictw. W drugiej połowie XIX wieku pojawiły się pisma nielegalne takie jak „Proletariat”, „Przedświt” czy „Robotnik”. Obok lewicowych pism i broszur krążyły również utwory narodowych wieszczów i książki historyczne, po które chętnie sięgali tęskniący za polską kulturą. Po wybuchu wojny w 1939 roku Polacy konspirujący zarówno pod okupacją niemiecką jak i sowiecką znowu produkowali nielegalne druki. W 1945 roku silną pozycję w kraju – głównie dzięki poparciu Stalina – uzyskała Polska Partia Robotnicza, która w ciągu kilku lat pozbyła się przeciwników politycznych i wprowadziła w Polsce rządy totalitarne. System zaczął się zmieniać w 1956 roku. Momentem kulminacyjnym liberalizacji zwanej odwilżą było dojście do władzy Władysława Gomułki, z którym wielu Polaków wiązało nadzieje na reformy. Szybko jednak okazało się, że nowy przywódca nie był zwolennikiem rzeczywistej demokratyzacji ustroju. W latach 60. zaczęło pojawiać się coraz więcej głosów krytycznych wobec rządzącej partii, a do kraju trafiały wydawnictwa emigracyjne, drukowane głównie nakładem Instytutu Literackiego w Paryżu. W 1965 roku Jacek Kuroń i Karol Modzelewski opublikowali list otwarty krytykujący Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą. Wkrótce potem na Uniwersytecie Warszawskim pojawili się „komandosi” – grupa studentów kontestujących peerelowską rzeczywistość. W 1976 roku powstał Komitet Obrony Robotników, w latach 1977 – 1979 powołano kolejne nielegalne organizacje: Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, studenckie komitety solidarności, Towarzystwo Kursów Naukowych, Ruch Młodej Polski, Konfederację Polski Niepodległej. Do najważniejszych form ich aktywności należała działalność wydawnicza, dlatego też niezbędne było stworzenie podziemnej bazy poligraficznej. Książek, broszur, pism oraz ulotek produkowano coraz więcej, co nie pozostało bez wpływu na kształtowanie postaw części społeczeństwa.

Powstanie „Solidarności” w latach 1980 – 1981 umożliwiło ludziom wcześniej niezwiązanym z opozycją szeroki dostęp do niezależnej literatury – wydawanej w Polsce bądź na emigracji. Maszyny drukarskie nie pracowały już w podziemiu, lecz w zakładach pracy lub siedzibach „Solidarności”: zadrukowywano tysiące stron papieru tekstami wolnymi od cenzury. Wprowadzenie stanu wojennego nie oznaczało końca drugiego obiegu. Przeciwnie, w konspiracji bardzo szybko odbudowano bazę poligraficzną: pierwsze pismo ukazało się już 14 grudnia 1981, a do końca lat 80. pojawiały się coraz to nowe tytuły publikacji podziemnych. Ich jakość techniczna wyraźnie poprawiała się. Niezależny ruch wydawniczy trwał do 1989 roku, do ustanowienia nowych, demokratycznych zasad funkcjonowania państwa. Rozpowszechnianie wolnego słowa było możliwe dzięki pracy wielu ludzi: autorów tekstów, osób przepisujących na maszynie, redaktorów, drukarzy i w końcu kolporterów. Po „solidarnościowej” konspiracji nie pozostało wielu śladów na piśmie, dlatego wspomnienia ludzi działających w podziemiu są szczególnie ważnym źródłem historycznym. Bez nich nie można byłoby odtworzyć dziejów drugiego obiegu w PRL.

P

P R O D U K C J A

drugi obieg

1

0

PRODUKCJA

Pierwszy etap pracy nad wydaniem pisma czy książki odbywał się na szczeblu redakcji. Pismo powstawało w kilkuosobowym gronie ludzi zaufanych, krytycznie usposobionych wobec ustroju, działających najczęściej w obrębie jakiejś struktury opozycyjnej. W latach 80. własne gazetki wydawały już nie tylko grupki niepokornej inteligencji, ale przedstawiciele wszystkich grup zawodowych, w tym robotnicy. Redaktorzy, którzy decydowali o tym, co znajdzie się w piśmie, niejednokrotnie zdobywali doświadczenie dopiero w trakcie pracy nad podziemnym tytułem. Gdy już spłynęły informacje i artykuły, zespół przygotowywał makietę konkretnego numeru, czyli wyklejkę mającą układ planowanego wydruku. Natomiast kierownictwo podziemnego wydawnictwa spotykało się, aby ustalić, jakie pozycje książkowe będą publikowane w najbliższym czasie. Zebrania odbywały się w prywatnych mieszkaniach. Praca nad numerem przebiegała nierzadko w atmosferze długich, nocnych rozmów i gorących sporów. Dużo uwagi poświęciliśmy deklaracji programowej do pierwszego numeru „Robotnika”. Było kilka ostrych dyskusji: między innymi, czy w tej deklaracji mówić o niepodległości? Ja uważałam, że nie, dlatego, że to wystraszy czytelników na „dzień dobry”. Helenka Łuczywo mówiła – Jak to? Przecież niepodległość każdy Polak ma we krwi! Stanęło na tym, że była ta niepodległość w pierwszej deklaracji. Skład redakcji bardzo szybciutko się ustalił. To byli ci, którzy byli najbardziej zaangażowani w akcję pomocy robotnikom [po strajkach w czerwcu 1976 roku w Radomiu i Ursusie władze szykanowały robotników, pozbawiając ich pracy oraz wytaczając im procesy sądowe]. Oczywiście od razu – Janek Lityński. Chodził do tej samej szkoły co Helenka Łuczywo, oni się przyjaźnili. W naturalny sposób – Bogdan Borusewicz dlatego, że ten nurt robotniczy był w sferze jego zainteresowań.

Głównymi dostarczycielami informacji takich z życia, codziennych, byli Bogdan, Józek Śreniowski, Heniek Wujec i w mniejszym stopniu Witek Łuczywo. LUDWIKA WUJEC Warszawa, „Robotnik”. Lata 70.

Komitet redakcyjny się zbierał u mnie w domu, w domu Beaty Reszel albo Ewy Kobylińskiej i Macieja Rusinka (małżeństwo). Raz byliśmy w Puszczykowie [miejscowość pod Poznaniem], tam Bogusław Bakuła wynajął dom. Kolegia redakcyjne to było gadulstwo. Wszyscy palili papierosy, więc było pełno dymu i pełno słów. Spotkania trwały bardzo długo. Mówiło się, co na następne spotkanie napisać. Kilku z nas musiało te teksty pisać: Piotr Kasznia, Bogusław Bakuła, Ireneusz Adamski i ja. Nie było żadnego redaktora naczelnego, który mówił – wy możecie sobie gadać, ale ja decyduję! Wszystkie decyzje osiągaliśmy za pomocą konsensusu. Oczywiście, były kłótnie. Jeden chciał to, drugi co innego, ale nie przypominam sobie, żeby nie było w końcu zgody na to, co się ukaże w numerze. PIOTR PIOTROWSKI Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80.

Biblioteka Historyczna i Literacka to była większa inicjatywa, dzieliła się na część techniczno-drukarską i redakcyjną; był też kolportaż. Ja brałem udział w części redakcyjnej, przygotowywania tekstów. Tam było jakieś dwanaście osób, między innymi: Jan Dworak, Piotr Krawczyk, Marian Piłka, Bronisław Komorowski. Jako cały zespół spotykaliśmy się raz na sześć tygodni, raz na dwa miesiące, natomiast dosyć często spotykaliśmy się na przykład po dwie osoby czy trzy, żeby przedyskutować jakieś sprawy. Było tak jak w każdym wydawnictwie: trzeba było mieć projekt, trzeba było go przedstawić, uzasadnić, dlaczego to jest atrakcyjne i warte wydania. Każdej propozycji zadawaliśmy pytanie: czy to znajdzie czytelnika? Mieliśmy kolegę, anglistę, Bartłomieja Zborskiego, który przekładał nieprzetłumaczone wcześniej rzeczy Orwella, na przykład „Hołd dla Katalonii”. Ja tłumaczyłem książkę z rosyjskiego

Dostarczycieli informacji z zakładów pracy bardzo długośmy nie mieli. Potem były pojedyncze osoby, bardzo nietypowe: taki Władysław Sulecki, górnik z Gliwic, twardo dostarczał bardzo dobrych, rzetelnych informacji z kopalnianego życia. Między innymi dzięki niemu statystyka, jaką myśmy publikowali o wypadkach, katastrofach górniczych, wypadkach śmiertelnych (oficjalne media takich informacji nie podawały) – była niezwykle bliska prawdziwej, o czym przekonaliśmy się po latach, kiedy już mieliśmy dostęp do danych. Sulecki był później bardzo prześladowany [przez Służbę Bezpieczeństwa] i zmuszony do emigracji do Niemiec. Strasznie się nad nim znęcali, dokuczali i żona

Tematyka pism była bardzo różnorodna, zależała od możliwości i zainteresowań redakcji, a także od tego, do kogo były adresowane. Największe, jak „Tygodnik Mazowsze” czy „Z Dnia na Dzień”, informowały czytelnika o sprawach niewygodnych dla władz. W drugim obiegu ukazywały się również informacje na temat represji stosowanych wobec działaczy opozycji. Jeszcze w latach 70. taką formułę przyjął „Komunikat KOR”, a w jego ślady poszły inne pisma. Prasa zakładowa stanu wojennego natomiast skupiała się przede wszystkim na problemach przedsiębiorstwa, w którym się ukazywała. W podziemiu pojawiały się również pisma specjalistyczne, często na wysokim poziomie merytorycznym. Takim tytułem była na przykład wrocławska „Walka” zajmująca się polityką i gospodarką czy poznański „Czas Kultury” poświęcony przede wszystkim literaturze. W „Robotniku” często wyjaśnialiśmy, co się dzieje w gospodarce – to ludzi interesowało. Musieliśmy im wytłumaczyć, dlaczego jest tak źle. Na przykład – co się dzieje z budownictwem mieszkaniowym? Dlaczego muszą czekać po dwadzieścia lat na mieszkania? Staraliśmy się

PRODUKCJA

W warunkach działalności podziemnej niezwykle trudno było uzyskać rzetelne i sprawdzone wiadomości. Dlatego między innymi pismo internowanych „Kret” zalecało, aby pochodziły one z co najmniej dwóch miejsc. Oprócz informatorów pisma ważnym źródłem wiedzy o wydarzeniach w kraju były nasłuchy rozgłośni zagranicznych takich jak Radio Wolna Europa i Głos Ameryki. Wraz z rozwojem prasy podziemnej powstawały niezależne agencje prasowe; świadczyło to o jej coraz bardziej profesjonalnym charakterze.

LUDWIKA WUJEC Warszawa, „Robotnik”. Lata 70.

1

Członkowie zespołu redakcyjnego byli również odpowiedzialni za zdobywanie bieżących informacji i poszukiwanie ciekawych materiałów z regionu.

1

ANDRZEJ KRAWCZYK Warszawa, Biblioteka Historyczna i Literacka. Lata 80.

powiedziała mu, że ona już nie może w Polsce wytrzymać. Bardzo mało mieliśmy kontaktów z nadzorem [kadrą kierowniczą zakładów], bo oni jednak byli dobrze płatni i nie bardzo mieli ochotę stracić pracę. Gdzieś po roku dopiero zaczęło zgłaszać się więcej ludzi: przyjeżdżali, żeby coś opowiedzieć, albo że oni też chcą robić jakąś tam mutację „Robotnika”. Potem mieliśmy kontakt z gdańskimi Wolnymi Związkami Zawodowymi [ugrupowanie opozycyjne zrzeszające robotników powstałe 29 kwietnia 1978] . No, to przecież pyszni ludzie byli!

drugi obieg

„Historia Związku Radzieckiego” [właśc. „Utopia u władzy. Historia ZSRR od roku 1917 do naszych dni”, aut. Michał Heller, Aleksander Niekricz] duże, dwutomowe wydawnictwo. To wydawała się atrakcyjna tematyka. Bardzo nam też zależało, żeby nie tylko wydawać rzeczy, które się gdzieś ukazały, ale żeby wygenerować coś nowego. Żeby znaleźć autora, żeby nam coś napisał.

drugi obieg

1

2

PRODUKCJA

pokazać, ale nie przez emocje, tylko przez fakty, dlaczego gospodarka socjalistyczna nie funkcjonuje i dlaczego nie może funkcjonować. Inny nurt „Robotnika”, w którym ja brałam mniejszy udział, dotyczył spraw historii. Wiadomo, że w nauczaniu historii było mnóstwo luk, więc chodziło o ich uzupełnienie. Więc pisaliśmy o 17 września 1939, o 1968 roku, o wiośnie praskiej, a to o 1956, a to o 11 listopada 1918 i o Katyniu. Przypominaliśmy różne rocznice, różne tradycje, zawsze ze szczególnym uwzględnieniem tradycji protestów robotniczych w PRL, czy też w ogóle w krajach komunistycznych. Ten nurt historyczny był mocno rozbudowany. IRENA WÓYCICKA Warszawa, „Robotnik”. Lata 70.

Zajmowałem się działalnością wydawniczą i drukiem, pisałem niewiele, głównie informacje, rzadko artykuły. Do dziś pamiętam wybuch gazu na Retkini [dzielnica w Łodzi]. W grudniu 1983 zawaliły się dwie klatki budynku. Sporo ludzi zginęło. Dotarła do mnie informacja od znajomego dziennikarza, że dali poszkodowanym w ramach pomocy talony do sklepu. Tylko jak przyszło co do czego, w tym sklepie nic nie było. Jak się o tym dowiedziałem, napisałem dłuższy tekst. Z kolei w mojej fabryce, w „Fonice”, związkowcy branżowi dogadali się ze związkowcami z NRD [Niemiecka Republika Demokratyczna], że wymienią się miejscami wczasowymi. Nasz zakład miał swoje dwa ośrodki wczasowe. Na wakacje do tych ośrodków jeździli prawie zawsze ci sami ludzie, ci którym łatwiej było się do korytka dorwać. Chociaż dom wczasowy nie był związkowy tylko fabryczny, to wymiana miała być tylko związkowa. Oddali związkowcom miejsca wczasowe, które należały się wszystkim. Z dwoma kolegami spłodziliśmy tekst protestujący przeciw temu i puściliśmy go po fabryce. Ładnych kilkaset podpisów zebraliśmy. Tekst trafił do dyrekcji i wycofali się z projektu. To było w 1984 albo 1985 roku. BOGDAN STASIAK Łódź, „Biuletyn NSZZ „Solidarność” - Region Ziemi Łódzkiej”. Lata 80.

Sprawne funkcjonowanie podziemia wydawniczego było uzależnione od zaopatrzenia w narzędzia drukarskie. Specjalistyczny sprzęt był trudny do zdobycia w kraju, bardzo często sprowadzano go z Zachodu głównie dzięki pomocy zagranicznych związków zawodowych i mieszkających tam Polaków. W niektórych miastach deficytowe materiały udało się „zadołować” w pierwszych godzinach stanu wojennego. Maszyna powielaczowa do komisji uczelnianej „Solidarności” Akademii Rolniczej dotarła drogą pół towarzyską, pół oficjalną. Była używana – tak zwany second hand – ale na chodzie. Załatwiła ją Ania Potok przez swoją siostrę, która mieszkała w Berlinie. No więc powielacz stał i cały czas zawadzał. Ale 13 grudnia 1981 to był najcenniejszy przedmiot, który od razu wyniosłem! Szefowi [Ryszardowi Ganowiczowi] mówię, że zabieram powielacz. On – Jasne! Biorę studentów. Oni wywożą mi ten powielacz: Staszek Karpiński (będzie przez wiele lat kolporterem), Grześ Kumorek (będzie drukarzem) i Gosia Jędryczka (akurat niczym nie będzie, ale też już w innych strukturach jest zaangażowana). Ja wpierw kitram [chowam] to u siebie w instytucie – w piwnicach jest świetne miejsce, taka chłodnia i ciemnia. Dwa, trzy dni później… Nie, chyba już w poniedziałek, studenci pomagają mi powielacz zabezpieczyć. Wywożą go na sankach, w koszu wiklinowym na bieliznę. Po drodze się wygłupiają. Z tym wszystkim zjeżdżają z górki na sankach. Ja towarzyszę im z daleka, obserwując, i to,

Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność” – pierwszy niezależny od władz PRL związek zawodowy powstały w sierpniu 1980; zdelegalizowany po wprowadzeniu stanu wojennego, prowadził działalność podziemną; zalegalizowany ponownie w 1989.

co widzę, doprowadza mnie do wściekłości, bo oni według mnie się afiszują. A oni tak specjalnie robią, żeby nie było znać. Wywożą powielacz do kościoła świętego Kostki, na Winiarach [dzielnica Poznania]. Po latach się dowiem się, że został wtedy schowany w wieży kościelnej. To jest ważne, bo do czasu powielacza offsetowego, czyli do 1985 roku, to była podstawowa maszyna, na której trzepaliśmy [drukowaliśmy] tego „Obserwatora”.

drugi obieg

1

4

PRODUKCJA

RYSZARD CZAPARA Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80. [����� ���������������]

No i miałem szczęście. Trafiłem do Norwegii, kraju, który pomagał „Solidarności” w Polsce. Zostałem wiceprzewodniczącym Solidarności Norwesko-Polskiej, potężnej organizacji, wspieranej przede wszystkim przez związki zawodowe, zwłaszcza ich lewicowe, wręcz lewackie skrzydło. Powstała ona jeszcze za legalnej „Solidarności”, wówczas całe ciągi offsetowe [offset – rodzaj maszyny drukarskiej] szły stamtąd. Mogliśmy nadal przesyłać maszyny drukarskie, masę pieniędzy, pomagać Romaszewskiemu, Morawieckiemu, Frasyniukowi, organizować akcje charytatywne na rzecz prześladowanych w Polsce. Stanowiliśmy, dzięki kontaktom politycznym, związkowym i medialnym, silne lobby dla „Solidarności” i wolnej Polski. Siła tej organizacji była także w tym, że należeli do niej liczni Norwegowie. Gdyby byli w niej tylko Polacy, to wszystko by się zapewne zamieniło w polonijne, emigracyjne piekiełko. A my musieliśmy się dostosować do ich standardów kultury organizacyjnej, politycznej, demokracji wewnętrznej. Mieliśmy oddziały lokalne chyba w jedenastu czy dwunastu miastach norweskich. Było dwustu członków zbiorowych, czyli kół związkowych, które płacily za to członkostwo wysokie składki. Niektóre związki były dla nas bardzo ważne, na przykład drukarzy, bo oni mieli maszyny. ALEKSANDER GLEICHGEWICHT Wrocław, działacz Solidarności Norwesko-Polskiej. Lata 80.

Kiedyś, chyba w ‘83 wiosną, miałem bardzo ładną podróż, w piękny dzień – mój brat, Jarek, mi pożyczył samochód marki Zastawa i pojechałem do Gostynia, do księdza, do którego Francuzi przysłali offset. Z tymi Francuzami złapałem jakoś kontakt i pomagali i nam, i „Obserwatorowi”. Kłopot z nimi polegał na tym, że byli maoistyczno-trockistowsko [maoizm i trockizm były odłamami ideologii komunistycznej] zakręconymi lewakami i oprócz realnej pomocy przysyłali nam też tony swojej własnej agitacyjnej makulatury. Jednak powielacz offsetowy! To była wielka rewolucja, wielka zmiana jakościowa! Pamiętam tę wizytę u księdza na plebanii. Było jakieś hasło, a mimo to i tak się napatoczył jakiś rolnik indywidualny [posiadający własne gospodarstwo; w 1981 powstał Niezależny Samorządny Związek Zawodowy Rolników Indywidualnych „Solidarność”, zdelegalizowany w czasie stanu wojennego], który miał coś do powiedzenia. Wszystko się skończyło kawą u proboszcza i miłą rozmową z tym rolnikiem. Powielacz, wspólnie z rolnikiem, umieściliśmy w pudle po lodówce na przednim siedzeniu i tak wracałem z tego Gostynia do Puszczykowa. Dzisiaj myślę, że to takie czasy... żadnych telefonów komórkowych, kontaktów. Mogłem pojechać i nie wrócić, przepaść jak kamień w wodę… ANDRZEJ MASZEWSKI Poznań, „Veto”. Lata 80.

Zdobywanie papieru (oficjalnie można było z wielkim trudem kupić jedną, dwie ryzy – pięćset do tysiąca kartek) to kolejne wyzwanie dla podziemnego wydawcy. Popularną metodą było więc podszywanie się pod różne instytucje. Aby zdobyć papier „ugadywano” panią w sklepie, wykorzystywano różne „dojścia” w zakładach pracy i państwowych drukarniach. Papier się kupowało na zasadzie takiej, że jak ktoś gdzieś zobaczył go w sklepie, to kupował po prostu. Zawsze musiał mieć jakąś gotówkę w pogotowiu, bo

ANDRZEJ SŁOWIK Łódź, przewodniczący łódzkiej „Solidarności”. Lata 80. [����� ���������������]

obozy dla internowanych – specjalne miejsca odosobnienia, w których przetrzymywano działaczy „Solidarności” po wprowadzeniu stanu wojennego 13 grudnia 1981; ostatni internowani wyszli na wolność w grudniu 1982.

MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej w Poznaniu. Lata 80.

Odwiedziłam męża w ośrodku dla internowanych w Jaworzu. Okazało się, że zamierzają drukować pismo. Oni strasznie chcieli wiedzieć, co się dzieje. To wszystko było w tych podziemnych gazetach: kto siedzi, że jest Radio „Solidarność”, że się o nich pamięta. Powiedział, żebym przywiozła mu „to wszystko”. Ja doskonale wiedziałam, że chodzi o pokost i farbę. Jak on powiedział, że chce dżemu z czarnej porzeczki, to ja doskonale wiedzia-

PRODUKCJA

Ja uznawałem, że nie ma rzeczy niemożliwych, że my nie możemy zrezygnować z druku gazetki, bo nie mamy papieru, nie ma powielacza. Nie ma czegoś tam, to trzeba zdobyć. Nie można kupić – to ukraść, ale musi być. Potrafiłem wpadać na pomysły niekonwencjonalne, ale skuteczne. Był taki okres, kiedy dodawało się łyżeczkę od herbaty farby offsetowej do pasty do prania „Komfort”, żeby zrobić farbę drukarską. Wydawaliśmy w którymś momencie w Poznaniu kilka pism w dużych nakładach i potrzebowaliśmy bardzo dużo pasty „Komfort”. Wszyscy więc ją kupowali w kioskach Ruchu, w sklepach drogeryjnych – po dwie, po trzy puszki. Prosiło się znajomych, ale ciągle jej brakowało. W którymś momencie sprawdziliśmy, gdzie jest producent pasty „Komfort”. Okazały się to być zakłady w Jaworze, koło Wrocławia. Pojechaliśmy tam maluchem z przyczepą, kupiliśmy na fikcyjne zamówienie jakiejś firmy 550, 700 sztuk pasty. Zapłaciliśmy. Przywieźliśmy do Poznania. Na rok mieliśmy święty spokój. Ktokolwiek inny miał problemy – mogliśmy zawsze wyratować, przekazać.

5

Wychodziły czasem humorystyczne wręcz sytuacje, na przykład kiedy udało się zorganizować partię papieru, ale na roli. Do techniki, jaką myśmy stosowali, powielaczowej, był mało przydatny. Potrzebny był fachowiec, który potnie tę rolę papieru zgodnie z zasadami sztuki, żeby jak najmniejsze straty były. Rola została zdeponowana w ogródkach działkowych. Człowiek został umówiony na konkretny dzień i obstawa zorganizowana wokół, żeby ostrzec w razie zbliżania się podejrzanych sił. Z tym, że ludzie z obstawy się wzajemnie nie znali. Chodzą po ulicy, jeden do drugiego w pewnym momencie mówi – Co się, pieprzony ubeku, tutaj włóczysz?

Bardziej skomplikowane metody druku, jak na przykład powielanie za pomocą offsetu, wymagały dużej ilości specjalistycznej farby, którą trzeba było już sprowadzać z zagranicy.

1

ZBIGNIEW GIERUŃ�BANASZEWSKI Wrocław, „Biuletyn Dolnośląski”. Lata 70.

Farbę drukarską wyrabiano domowym sposobem, jej podstawowym składnikiem była pasta do prania „Komfort”, stosunkowo łatwa do zdobycia.

drugi obieg

przecież tego papieru zaraz nie było. No, jak się kupowało dwie, trzy ryzy to było się niewidocznym. Jak się kupowało dwadzieścia czy trzydzieści, to już wiadomo, że takie ilości, to tylko instytucje mogły kupować. Ale mój kolega, Krzysiek Bonar był takim harcerzem żeglarzem i kiedyś byłem świadkiem, jak on coś kupował dla Związku Harcerstwa Polskiego i jakiś rachunek brał, bo musiał się rozliczyć. Wymyśliliśmy więc taką metodę, że jak szedłem do sklepu i kupowałem większą ilość, to zaraz pytałem, czy oni mi rachunek wystawią, bo się muszę rozliczyć. Wtedy nikomu się nie chciało, bo to trzeba było dodatkowo wziąć kalkę i coś tam pisać. No, i jak się mówiło, że ZHP, jakaś tam chorągiew, to wtedy nie budziło się podejrzeń.

PRODUKCJA

6 1 drugi obieg

łam, czego chce [farby drukarskiej]. Zawiozłam farbę, olej, pokost, matryce i trochę bibuły. Wszystko było bardzo pięknie zapakowane, na przykład w firmowe opakowania herbaty „Lipton”. Zamiast niej Jasiek dostawał „Tygodnik Mazowsze”. (Otworzyć celofanową paczuszkę tak, żeby nie było śladów otwierania, to umiem od zawsze). Wchodząc do obozu musiałam wszystko postawić na stoliku w świetlicy, a strażnicy mieli prawo sprawdzić, co to jest. Ja miałam farbę drukarską w słoiku z napisem: dżem z czarnej porzeczki i drugi słoik, gdzie były konfitury z malin. Olej był we flakoniku po płynie do golenia „Wars”. Każdy, kto kiedykolwiek miał w ręku płyn do golenia „Wars” powinien wiedzieć, że był on zielonkawo-niebieski, a olej był oczywiście w kolorze złocistym. Nic się nie dało na to poradzić. Ale uważałam, że przezroczysta butelka jest bezpieczniejsza niż inne. Więc wszystko to ułożyłam na stoliku, przyszedł pan naczelnik i powiedział – O, konfitury malinowe! Uwielbiam! Wziął, odkręcił ten słoik, powąchał, a to były prawdziwe konfitury malinowe. Gdyby uwielbiał dżem z czarnej porzeczki, to by było po wszystkim. Akurat wolał maliny…. JOANNA TRZECIAK�WALC Podkowa Leśna, związana z Niezależną Oficyną Wydawniczą. Lata 80.

Działalność wydawnicza wymagała również innych materiałów, niekoniecznie związanych z samym procesem drukowania. Bardzo ważne było paliwo, niezbędne do kolportażu świeżo wyprodukowanej bibuły, także przy transporcie sprzętu, farby i papieru. Zdobycie większej ilości, potrzebnej dla funkcjonowania wydawnictwa, nie było łatwe z powodu ścisłego racjonowania deficytowej benzyny. Jedna z macek kolportażowych „Biuletynu” miała „wejścia” benzynowe. Pewien człowiek, który brał od nas określoną ilość bibuły, wiedział, że nam załatwia benzynę

nie po to, żebyśmy jeździli na majówki. Dlatego u mnie benzyny było skolko ugodno. Oczywiście wiązało się to z niewielkim ryzykiem, ale przede wszystkim zajmowało dużo czasu, bo on nie mógł nam tej benzyny sprzedawać hurtem. Wtedy były talony na benzynę: pracownik stacji benzynowej stawiał pieczęć z datownikiem i godziną, a tankować wolno było co dziesięć dni; jak się miało ósemkę w rejestracji, a tak ta nasza skodowka [samochód marki Skoda] miała, to można było tankować ósmego, osiemnastego i dwudziestego ósmego. Mieliśmy opracowaną taką metodę, że jak nasz Kazik był na zmianie na stacji benzynowej, to ktoś z nas podjeżdżał i Kaziu do pełna lał. Do naszej skody S110L wchodziło niestety tylko około trzydzieści litrów. Potem jechało się do naszego garażu, przymykało się drzwi, tak żeby nas nikt nie widział, odkręcało się śrubę na dole, spuszczało benzynę do specjalnej rynny i gromadziło ją w beczkach. I tą metodą na resztkach paliwa dojeżdżaliśmy znowu do Kazia, żeby on znowu mógł na niby przywalić pieczątkę na kartce do tankowania. Jak się robiło naszą akcję, to Kaziu po prostu nie trafiał w naszą karteczkę, tylko stemplował jakoś tak „przez przypadek” obok. Czasami pan Kaziu mówił – Dzisiaj już nie, bo mamy sygnały, że tutaj obserwują. Bo tam też była korupcja i Centrala Paliw Na�owych z tego powodu wprowadzała kontrole. ZBIGNIEW GIERUŃ�BANASZEWSKI Wrocław, „Biuletyn Dolnośląski”. Lata 70.

Zanim rozpoczęło się powielanie, tekst należało przenieść na szablon – matrycę, która umieszczana była następnie w urządzeniu drukarskim. Tym etapem pracy, nazywanym przygotowalnią, zajmowała się najczęściej redakcja pisma. Sposoby tworzenia matrycy były bardzo różne, zależały od techniki, jaką

Julian wyszedł, zaczęło się nasze działanie. Julian wrócił na trochę do pracy do Teletry, gdzie zaczął robić pismo „Rezonans”. Przy tym ja dosyć dużo robiłam: przepisywałam na woskówkę, troszkę pomagałam przy pisaniu artykułów. Żeby wydać gazetkę wtedy, to trzeba było ją jakoś wydrukować. Cały tekst trzeba było najpierw przepisać na maszynie na woskówkę, którą potem naciągało się na powielacz albo na ramkę, Woskówka to jest taki papier woskowany, na którym pisze się na maszynie bez taśmy. Zdejmuje się taśmę i tym klawiszem [czcionką maszynową] przebija się ten papier, po czym pociągnąwszy farbą, powoduje się, że się to drukuje. EWA ZYDOREK Poznań, „Rezonans”. Lata 80.

Przygotowanie matrycy [sitodrukowej] to było: na ramce gaza młyńska do odsiewu mąki, którą się smarowało emulsją światłoczułą, u góry żarówka pięćsetka powieszona na sznurze. Był film na kliszy rentgenowskiej, litery były czarne, a reszta była jasna. Naświetlało się ramkę pod spodem przez ten film. Litery nie dopuszczały światła, i gdzie było niedopuszczone, to się nie utwardzi-

Pierwszej z nich używano w zasadzie do powielania tekstu przy użyciu cienkiej bibuły, ale nie była to wydajna i często stosowana metoda. Istotną innowację przyniosło zastosowanie prostej ramki, obsługiwanej przez dwie osoby. W miarę rozwoju bazy poligraficznej zaczęło pojawiać się coraz więcej powielaczy ręcznych bądź elektrycznych. Niekiedy drukowano na offsetach, które były wydajne, a jakość ich druku – bardzo dobra. Offsety robiły jednak sporo hałasu i zużywały dużo prądu. Brałem udział w przepisywaniu pierwszego „Komunikatu” KOR-owskiego. Nie wiem, ile było punktów przepisywania, nawet nie wiem, kto to zorganizował, ja po prostu trafiłem tam jako czarnoroboczy. Było to w gmachu, który wówczas był wspólny dla Instytutu Historycznego i Wydziału Biologii, w części biologicznej, na ostatnim piętrze. Ktoś skombinował ze trzy maszyny do pisania, my śmiejąc się, że jest to „chiński kserograf”, przepisywali-

Komitet Obrony Robotników – organizacja opozycyjna utworzona 23 września 1976 roku, której pierwotnym celem była pomoc dla represjonowanych robotników z Ursusa i Radomia; KOR wydawał „Biuletyn Informacyjny KOR” oraz „Komunikat KOR”; w 1977 przekształcony w Komitet Samoobrony Społecznej KOR; zakończył działalność w 1981.

PRODUKCJA

W podziemnych drukarnicach wykorzystywano przeważnie cztery urządzenia: maszynę do pisania, ramkę, powielacz i offset.

7

JULIAN ZYDOREK Poznań, INTERNOWA. Lata 80.

ZYGMUNT SZAFRAŃSKI Samsonowice, „Solidarność Walcząca”. Lata 80.

1

Gdy byłem internowany, wymyśliłem sobie uruchomienie wydawnictwa. Nazywało się INTERNOWA. Istniała – o czym się dowiedziałem dopiero w Kwidzynie [ośrodek dla internowanych, w którym przebywał Julian Zydorek] – taka najprostsza metoda drukowania, była to metoda igiełkowa. Nakładano folię na tekst napisany na przykład długopisem i nakłuwało się folię w miejscach liter. Potem tę folię naciągało się gdzieś na jakąś rameczkę, wacikiem z tuszem stemplowym się przetarło i tusz przechodził. To była bardzo prościutka metoda.

ła emulsja, a tu gdzie światło poszło, to się utwardziła. Potem delikatna szczoteczka, taka jak do czesania niemowląt, woda, prysznic, i się płukało tą matrycę. Wtedy tam, gdzie były litery, nie było emulsji, a reszta była utwardzona.

drugi obieg

drukowano. Najprostszą metodą było igiełkowanie oraz dziurkowanie folii za pomocą maszyny do pisania. Tworzenie matrycy sitodrukowej i offsetowej wymagało użycia techniki fotograficznej.

ZYGMUNT SZAFRAŃSKI Samsonowice, „Solidarność Walcząca”. Lata 80.

Pierwsza drukarnia pojawiła się zaraz na samym początku, czyli był to przełom 1976/1977 roku, dokładnie nie potrafię powiedzieć. Powielacz był sprowadzony zza granicy, bębnowy, bardzo piękny. Była to maszyna, która po spakowaniu mieściła się w pudle wielkości około metra sześciennego. Może troszeczkę mniej – na głębokość. Problem techniczny przy drukowaniu był taki, że on miał własny automatyczny podajnik. Ponieważ jakość papieru i farby powodowały, że kartki się sklejały, trzeba było od razu wyrzucić ten automatyczny podajnik. Więc drukarze bardzo szybko musieli się nauczyć podawać ręcznie. Śmiesznostka polegała na tym, że mój mąż [Jan Walc] – jak sam lubił o sobie mówić – miał pierwszy stopień umuzykalnienia, to znaczy rozróżniał, czy grają, czy nie grają. Nie miał ani słuchu, ani poczucia rytmu. A najważniejsza rzecz to był stały rytm w podawaniu tych kartek. Obrót bębna – i musi wchodzić kartka w odpowiednim momencie, bo inaczej jest zmarnowana, na przykład drukuje się od połowy. I to było dla niego właściwie najtrudniejsze – opano-

Maszyny drukarskie pracowały przeważnie w prywatnych mieszkaniach lub domach jednorodzinnych. Najbezpieczniejsze były takie, które znajdowały się z dala od sąsiadów. Rzadko udawało się znaleźć zupełnie puste pomieszczenie. Najczęściej drukarze pracowali w jednym pokoju lub piwnicy, podczas gdy obok toczyło się normalne życie rodzinne. Niekiedy ich obecność była kłopotliwa dla gospodarzy, ale na początku lat 80. nie brakowało ludzi chętnie wspierających podziemie. – W naszym domu działała nielegalna drukarnia. Najpierw w systemie weekendowym, a później, przez pewien czas, drukarz mieszkał tu bez przerwy. On był tam, w tej drugiej części domu. Przychodził do nas wieczorem na herbatę i się umyć. Nie wiem, czy codziennie, czy co drugi dzień. On miał niezwykle skromne potrzeby. – Asceta absolutny. – Nie zapytałam go nigdy o nazwisko ani nawet o imię. No, bo to była głęboka konspira. Dokładnie pamiętam jego twarz. Nie taki młody. Brunet łysiejący mocno i z brakami w uzębieniu. – Myśmy go nazywali „Człowiek”.

PRODUKCJA

JOANNA TRZECIAK�WALC Podkowa Leśna, związana z NOWą. Lata 70.

9

Ramkę się przykładało do papieru bardzo mocno i taką gumą, jak szczotka samochodowa, się zgarniało farbę drukarską: w jedną stronę, w drugą stronę, zdejmowało się zadrukowaną kartkę, kładło się następną. Po wydrukowaniu jednego tekstu matryca już się do niczego nie nadawała. Trzeba ją było wyjąć z ramki i wrzucić do pieca centralnego ogrzewania. Na tym polega sitodruk: najprostsza drukarnia, najłatwiejsza do schowania.

1

ANDRZEJ KRAWCZYK Warszawa, „Komunikat KOR”. Lata 70.

wanie tego taktu. Zenek Pałka – z nim mąż drukował najczęściej – włączał muzyczkę, taki potworny łomot. Chodziło o to, żeby ten rytm był wyraźny. Jasiek cierpiał potwornie z powodu tej muzyki, której nie znosił, ale która mu dawała właśnie tę możliwość drukowania. I to był taki stały punkt zapalny: jak głośno ma chodzić ta muzyczka. Jasiek twierdził, że on już opanował ten rytm, że można by wyłączyć, ale stale szła taka muzyczka głośna, co zresztą zagłuszało też stuk powielacza, od którego dom drżał w posadach.

drugi obieg

śmy na takich cienkich, zielonych, prawie przeźroczystych bibułkach tekst. Próbowaliśmy robić po pięć kopii, ale czwarta była już w ogóle nieczytelna. To wszystko było spontaniczne i nie do końca przemyślane. Ktoś mówił, że jak teraz mam godzinę wolną, to żebym tam poszedł i jakąś stroniczkę przepisał.

– Myśmy mu tylko przynosili jedzenie. Siusiał do puszki po farbie. Naprawdę! I wynosił, i zakopywał w lesie. Tak, on był jak jakiś zakonnik. Z zakonu świętych drukarzy. Pamiętam, że ja wtedy miałem w pracy koleżankę, która rozdawała „Tygodnik Mazowsze”. No, to ja bardzo grzecznie brałem, dziękowałem, ale już go znałem, bo wcześniej czytałem. – Pracował ten drukarz w ogóle niesamowicie. Tam, jak się weszło, to pod sufit się piętrzyło. Nie bardzo pamiętam, jak się odbywał wywóz tego urobku, bo co pewien czas musiał ten urobek stąd odjeżdżać.

drugi obieg

2

0

PRODUKCJA

HANNA I WITOLD BARTOSZEWICZOWIE Brwinów, w ich domu mieściła się podziemna drukarnia. Lata 80.

Wojtek Pawlak był tak szalony, że drukował „Veto” na przykład w kostnicy w szpitalu w Puszczykowie. Była niezwykle bezpiecznym miejscem, ale jednak trzeba było uciekać – jakaś wsypa, ktoś się zorientował. Skończyło się na tym, że Jarek pewnego dnia przyszedł i powiedział, że jego przyjaciel, też z Puszczykowa, plastyk, umówił go na spotkanie w domu, gdzie będzie można drukować. Tylko jest jeden problem – mianowicie szwagier właściciela jest komendantem milicji w Stęszewie i też mieszka w tym domu! I pamiętam rozmowę z Jarkiem na strychu w Mosinie. Ja mówię – Jarek to, kurwa, to jak nie wrócisz za dwie godziny, to kurwa jest katastrofa. Ja byłem przerażony. A Jarek jakoś ufał temu człowiekowi. Poszedł i okazało się, że rzeczywiście ten milicjant tam był, i okazał się później niezwykle pomocny. Na przykład robił takie numery, że jechał radiowozem za maluchem [fiatem 126p] wiozącym bibułę. Nie posunął się do tego, żeby wozić bibułę radiowozem, ale, że tak powiem, konwojował, żeby móc interweniować w razie czego. Jedno, co nam powiedział kiedyś, dobrze pamiętam – jeżeli jego ktoś wsypie, to on będzie musiał tego kogoś zastrzelić, bo dla niego to byłby koniec świata [śmiech]. I gdzieś tam go rozumiałem. ANDRZEJ MASZEWSKI Poznań, „Veto”. Lata 80.

Pierwszym miejscem drukowania była galeria „Wielka 19”. Tam, jak się stan wojenny zaczął, bezpieka zaplombowała nam drzwi takimi paskami papieru z pieczątką Socjalistycznego Związku Studentów Polskich [ogólnopolska organizacja studencka]. A, że ja miałem pieczątkę SZSP, my takich plomb narobiliśmy sobie całe fury. I robiliśmy w ten sposób, że zrywaliśmy te plomby, które założyła bezpieka, czyściliśmy wszystko, wchodziliśmy do środka – ta cała ekipa, która miała drukować – potem jeden zostawał na zewnątrz, plombował nas i szedł do domu. Rano procedura się powtarzała i wychodziliśmy. To był koszmar, to co myśmy tam robili. Jestem święcie przekonany, absolutnie i do końca, że to, że drukowaliśmy w takich warunkach i takimi materiałami, to była przyczyna śmierci zarówno Krzycha Gierszala, jak i Jarka Maszewskiego [zmarli na białaczkę]. Myśmy pracowali po prostu w koszmarnych warunkach, na rozpuszczalniku, który się przecudnie, już zabójczo nazywa – cykloheksan. On samą nazwą zabijał. To była skondensowana trucizna, myśmy byli jak na haju po takim całonocnym drukowaniu. Drukowało się w piwnicy, a w pozostałej części tych podziemnych pomieszczeń rozkładało się to, bo to od razu nie schło. Tak, że powierzchnia parowania tego gówna była tak wielka, że w lecie, jak się rano zbieraliśmy, to na tym leżały muchy, komary, pająki, wszystkie pozabijane, tylko myśmy się jeszcze ruszali. MARIUSZ TULIŃSKI Poznań, „Veto”. Lata 80.

Drukarni mieliśmy w Solidarności Walczącej zawsze co najmniej kilka. Znajdowały się najczęściej w normalnych mieszkaniach. Korzystaliśmy z nich po kilka

Solidarność Walcząca – niepodległościowa organizacja podziemna założona we Wrocławiu przez Kornela Morawieckiego, działająca w latach 1982 – 1990; wydawała m.in. „Solidarność Walczącą”; w latach 80. jej lokalne struktury powstały w wielu miastach Polski.

MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej w Poznaniu. Lata 80.

1 2 drugi obieg

miesięcy i zmienialiśmy je: albo uznaliśmy, że zbyt długie korzystanie z jakiegoś miejsca stanowi zagrożenie, albo częściej – osoby, które użyczały gościny, przestawały już tolerować tę sytuację. Przecież bywało tak, że po dwa, trzy razy w tygodniu zjawiały się w ich mieszkaniu zupełnie obce osoby, a takie drukowanie gazetki zajmowało dziesięć, dwanaście godzin, więc dla domowników na pewno nie była to sytuacja komfortowa. A mieszkania w blokach były przecież raczej małe, ciasne. Pokój zajęty, jeszcze śmierdziało farbą, jeszcze te osoby było trzeba nakarmić, coś im dać do picia. Gdzieś więc od połowy lat 80. zaczęliśmy wynajmować mieszkania od ludzi, którzy – na przykład – na parę miesięcy wyjeżdżali za granicę. Takich mieszkań przez okres kilku lat wynajęliśmy kilkanaście. Tam wtedy były już drukarnie z punktami magazynowania papieru, bibuły. Tam czasami się nocowało. To było bardzo wygodne, bo dostęp był o każdej porze dnia i nocy: nie było trzeba się umawiać, nie trzeba było się dostosowywać do czasu pracy, do czasu funkcjonowania domowników. Natomiast nie można było z takich mieszkań korzystać zbyt długo, bo to wiązało się z ryzykiem. Było stałe zagrożenie ze strony SB, ale również właściciel – jakby się pojawił – musiałby się zorientować, że w jego mieszkaniu dzieją się dziwne rzeczy.

PRODUKCJA

Służba Bezpieczeństwa – tajna policja polityczna podległa Ministerstwu Spraw Wewnętrznych, działająca w latach 1956 – 1990; zajmowała się inwigilacją i zwalczaniem środowisk opozycyjnych; funkcjonariuszy SB nazywano potocznie ubekami, esbekami, ubecją

K

K O L P O R T A Ż

Nakład z drukarni trafiał do tak zwanych hurtowni, czyli punktów kolportażowych rozprowadzających podziemne publikacje.

drugi obieg

2

4

KOLPORTAŻ

Dopiero stamtąd był odbierany przez kolporterów-detalistów, którzy rozprowadzali go najczęściej w swoim najbliższym otoczeniu: w miejscu pracy, między znajomymi, rodziną, sąsiadami. Kolportaż w dużych zakładach był szczególnie utrudniony, gdyż należało się liczyć z kontrolą straży przemysłowej czy kadry kierowniczej. Dziewczyny robiły paczki, bardzo precyzyjne. Po sto, po pięćdziesiąt, po dziesięć egzemplarzy. Przychodzili wybrani kolporterzy z pierwszego kręgu, jak ja to nazywałem, roznosili do następnych z drugiego kręgu. Układ kolporterów był gwiaździsty, żeby nie mieli bezpośredniego dostępu do drukarni. I nad czymś takim w pierwszym roku panowałem: miałem pełną wiedzę o kolportażu w pierwszym kręgu. Jak to dalej szło, to do dzisiaj nie mam zielonej wiedzy. RYSZARD CZAPARA Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80. [����� ���������������]

Miałem dwie hurtownie, dwa punkty, w których gromadziłem [książki, bibułę], gdy przychodziły transporty. Jeden u doktora Pawła Jurosa, tam musiałem szybko rozładowywać, bo przychodzili do niego różni ludzie. Był jednocześnie chirurgiem i ordynatorem w szpitalu chirurgicznym. Drugi u pana profesora Stanisława Kaprockiego. On w czasie wojny walczył we Francji, potem przedarł się do Szwajcarii, gdzie był internowany. Studia przed wojną kończył, miał dobrze ponad siedemdziesiąt, osiemdziesiąt lat. Skarbnica wiedzy wszelkiej, cudowny człowiek. U niego miałem jeden pokój właściwie dla siebie. Tam bibuła przychodziła i ja musiałem to segregować: na paczki, na zakłady pracy, rachunki wystawiać. Potem w nocy to wynieść, roznieść na punkty – do ludzi znajomych, czasem wrzucić im paczkę do piwnicy, dać jakoś znak, że trzeba to zabrać. Miałem wiele punktów: Hutę Miedzi, „Legmet”, nauczycieli, moją służbę zdrowia

[Stanisław Obertaniec był pracownikiem służby zdrowia], szpitale. Było co robić. STANISŁAW OBERTANIEC Legnica, kolporter. Lata 80.

Robiłem to w bardzo prosty sposób. Przyniosłem jakąś ilość egzemplarzy do szkoły i patrzyłem, jak się ludzie zachowują, co mówią, jakie mają zapatrywania na to, co się dzieje. I pytałem się, czy są zainteresowani „Tygodnikiem Mazowsze”. Ktoś chciał jeden egzemplarz, ktoś inny dziesięć. Dawałem tym, którzy chcieli czytać i mogli przekazać dalej. Z reguły brali ci sami ludzie. Nie pamiętam, żeby to byli przypadkowi odbiorcy. Może, ale to się rzadko zdarzało. Na teren szkoły na pewno wnosiłem około pięćdziesięciu egzemplarzy. Wszystko się rozchodziło, jeśli chodzi o „Tygodnik”. PIOTR WÓJCIK Warszawa, kolporter „Tygodnika Mazowsze”. Lata 80.

Byłam głównym kolporterem wszelkich pism w sądzie. Przynosiłam, obdzielałam wszystkich moich kolegów i urzędników, o których wiedziałam, że są zainteresowani. Oczywiście po cichu. Było kilku prokuratorów, którzy też to brali. Brałam zawsze co najmniej sto sztuk. W naszym domu były nieraz przechowywane zresztą te pisma. Mój mąż z kolei zaopatrywał służbę zdrowia, więc nieraz kłóciliśmy się, kto ile egzemplarzy da radę unieść tego czy innego dnia. ALDONA RUDNICKA Poznań, kolporterka. Lata 80.

„Obserwator Wielkopolski” chodził też w Cegielskim [Zakłady Przemysłu Metalowego H. Cegielski w Poznaniu], ale miał swoje tory, potem inne pisma wchodziły, też miały swoje tory. I niektóre tory już w późniejszym czasie zaczęły się dublować, ale na te wydziały, gdzie nikt nie mógł wejść, tam ja wchodziłem, bo miałem przepustkę. Tam prasę dawałem wpierw bliskim osobom, które znałem, kuzyn mój pracował na przykład na siódemce [wydziale siódmym], jemu zaufałem i wpierw jeden, dwa

Sięgali także po nieco mniej konwencjonalne sposoby rozpowszechniania: na przykład używali miotaczy, z których „wystrzeliwali” druki z dachów wieżowców. Na budynkach umieszczali zwinięte ulotki i pisma, które rozwijały się po przepaleniu sznurka przez pozostawiony papieros. Czasem wypuszczali balony meteorologiczne z podczepionymi pojemnikami. Na kolportaż druków i ulotek miałem bardzo dobry pomysł na samym początku stanu wojennego. Pierwsze ulotki kolportowaliśmy w ten sposób, że od zaprzyjaźnionego listonosza zdobyłem klucz do skrzynek w blokach i chodziliśmy jak dzisiejsi roznosiciele reklam. Kluczem się skrzynkę otwierało, można było powtykać ulotkę każdemu mieszkańcowi, jak list. To było niezwykle skuteczne. W sumie dosyć bezpieczne. ANDRZEJ MASZEWSKI Poznań, „Veto”. Lata 80.

Kolportaż wyglądał różnie. To było dawanie do ręki ludziom, którym się ufało, i oni dawali innym. Albo to było zostawianie w miejscach widocznych typu parapet na uczelni. Albo zrzucanie z dachów różnymi technikami. Najbardziej pospolita technika rzucania dwustronicowej gazetki jest taka, że się bardzo mocno ją zwija, a jak to

KOLPORTAŻ

Wykorzystywano również inne metody kolportażu. Działacze podziemia rozrzucali ulotki i cienkie gazetki na klatkach schodowych lub wrzucali je do skrzynek pocztowych.

5

Z celi do celi ona [gazetka „Bez cenzury”] krążyła. No, nim doszła do ostatniej celi, to już była szmata. Tego już nie można było czytać. Puszczało się ją przez kalifaktorów, czyli tych, którzy obsługują więźniów, albo „chabetą” [gryps przerzucany między oknami cel]. Mury są strasznie grube, więc żeby gazetkę podać z celi do celi, to trzeba mieć coś długiego, co można wystawić za kratę na tyle, żeby wystawało na zewnątrz chociaż dwadzieścia centymetrów. Taki kij nazywał się „lola”. Do tego trzeba było mieć sznurek: darło się prześcieradło w paski i się wiązało. Na końcu sznurka przywiązywało się jakieś obciążenie. Jak nie było nic innego, to najczęściej szare mydło. I na przykład ja byłem specjalistą w rzucaniu „chabetą” w prawą stronę, bo jestem mańkutem. Generalnie to szło tak, że taraniło [pukało] się w ścianę i krzyczało się przez okno: „Wystaw lolę, będzie chabeta”. To więzień z sąsiedniej celi wiedział, że ma wystawić kij, że coś przyjdzie z tej strony, z której ja akurat do niego pukam. Wysuwało się rękę za kratę, tak aby wyszła za okno i ruchem jak w zegarku coraz bardziej kręciło się tym mydłem. Jak się to dobrze rozkręciło na tym sznurku, to się puszczało. I pakunek tym rozpędem przelatywał i zawijał się na tym kiju, który wystawał w drugiej celi. Sztuka polegała na tym, żeby odpowiednio puścić w rytm na tym sznurku te mydło i rzucać silnie. Jak rzuciło się za bardzo od muru, to mijało „lolę”. Jak za blisko, to się odbijało od muru, więc musiało idealnie równolegle lecieć. Mimo że się tego nie

WŁODZIMIERZ MĘKARSKI Wrocław, „Bez Cenzury”. Lata 80.

2

KRZYSZTOF CNOTALSKI Poznań, „Hipolit”. Lata 80.

widzi, czasem można było lusterkami pomagać, żeby coś popatrzeć. Ja byłem taki specjalista, że już przez dwie cele rzucałem. No, bo często było tak, że na przykład była tak zwana pusta cela, specjalnie robiona, jak ktoś był niepokorny, żeby odizolować go od innych więźniów.

drugi obieg

egzemplarze mu dałem, i mówię – jak trzeba, to więcej ci dam. On się skontaktował już z innymi i to tak się w zasadzie odbywało. Trzeba było prasę na teren Cegielskiego w ten sposób wnosić, żeby straż przemysłowa nie zatrzymała. A to nie tylko straż przemysłowa, ale jeszcze byli gorliwi strażnicy, którzy, podejrzewam, byli na usługach SB. Ale później to się tak zgrało, że ludzie z kilku źródeł donosili bibułę na teren zakładu. W sumie bezpieka nie była w stanie wszystkich nas namierzyć.

się wyrzuci pionowo na odpowiednią wysokość, to się w powietrzu rozpręża i mamy na pięćdziesiąt metrów w obie strony, przy odpowiednim wietrze. To kiedy się rzuca z tłumu. Z dachu natomiast metoda jest taka, że ulotki są związane sznurkiem, układa się je na dachu czy parapecie i się zostawia zapalonego papierosa. Papieros przepala sznurek, to się rozpręża i bach!

drugi obieg

2

6

KOLPORTAŻ

LESZEK BUDREWICZ Wrocław, „CDN”. Lata 80. [����� ���������������]

Poza „Hipolitem” drukowaliśmy też w coraz większych nakładach ulotki nawołujące do demonstracji. Kiedy udało się zdobyć powielacz, zaczęliśmy robić większe akcje w Poznaniu. Robiliśmy ładunek lodu, a w środek był zwinięty plik ulotek: pięćset do tysiąca. Powiedzmy: pięć centymetrów – pięćset ulotek. Pętla ze sznurka, zatopionego w lodzie i zmrożonego. To się wieszało na zewnątrz jakiegoś domu, najczęściej w centrum miasta, i ulotki wylatywały, jak lód się stopił. Trzeba było to tak zamontować, żeby lód nie kapał na ulotki. W 1984 zorganizowaliśmy trzy takie akcje. ANDRZEJ RADKE Poznań, „Hipolit”. Lata 80.

W drugim obiegu funkcjonowały również książki i czasopisma wydane poza granicami kraju. Zaliczały się do nich przede wszystkim pozycje paryskiego Instytutu Literackiego. Druki w języku polskim wydawało wiele innych wydawnictw emigracyjnych m.in.: Aneks, Éditions du Dialogue, Katolicki Ośrodek Wydawniczy „Veritas”, Libella, Oficyna Poetów i Malarzy, Polska Fundacja Kulturalna, Puls. Ukazywały się książki zakazane w Polsce, a zarazem bardzo ważne, wśród nich m.in.: „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna i „Rok 1984” Georga Orwella.

Wydawano także czasopisma, dla przykładu: „Aneks”, „Kultura”, „Zeszyty Literackie”. Druki spływały do Polski za pośrednictwem sympatyków opozycji, którym udało się uzyskać paszport. Korzystano także z pomocy przyjaciół i znajomych mieszkających poza Polską oraz przerzucano literaturę w transportach z pomocą humanitarną razem z innymi towarami. Po przyjeździe do Austrii w czerwcu 1984 zamieszkałam u siostry. Założyłam punkcik przerzutu bibuły do Polski, z dziewczyną [Zofią Reinbacher], która otworzyła księgarnię polską. Współpracowałam z Jerzym Giedroyciem, z Jankiem Chodakowskim z Londynu [wydawca czasopisma „Puls”]. Kontakty miałam już wcześniej, wiedzieliśmy o sobie. Moja siostra zwracała się o jakieś pieniądze dla nas. W Paryżu, wkrótce po moim wyjeździe, poznałam Alika Smolara i Gienka Smolara [wydawcy „Aneksu”]. Jak się rozwinęłam po paru latach, to dostawałam całe palety książek, z którymi mój biedny mąż dylał na trzecie piętro. Dostawałam je na rozdawnictwo w Polsce. W Stanach Zjednoczonych, w instytucji, której nazwy nie pamiętam, był pan Adam Rudzki, bardzo sędziwy – on bardzo dużo książek mi załatwiał, bardzo rzetelnie. Nawet byłam w stanie realizować prośby indywidualne naukowców o książki obcojęzyczne, bardzo drogie. Z Jankiem Chodakowskim miałam naprawdę dobry kontakt, zawsze chodziliśmy na winko, jak przyjeżdżał do Wiednia. Ale w Polsce ciągle się pojawiały jakieś książki, nie wiadomo skąd, w sprzedaży (tego nie wolno było robić) i Chodakowski podejrzewał, że to ja nie kontroluję swoich transportów. Strasznie mnie to zabolało. Zrobiłam sobie pieczątkę i każdy egzemplarz stemplowałam, że jest nie na sprzedaż. Książki przerzucaliśmy do Polski albo przez ludzi, albo w paczkach, albo jakimiś transportami. Jak zaczęły się powielacze, pojechałam do Paryża i nadawaliśmy je w samochody zachodnie, które jechały do Polski. Książki też, często w zwykłych paczkach, ukryte w proszku do prania. Potem się to skończyło,

ZBIGNIEW GIERUŃ�BANASZEWSKI Wrocław, „Biuletyn Dolnośląski”. Lata 70.

KOLPORTAŻ

W ostatni tydzień wakacji postanowiliśmy z Berlina Zachodniego pojechać do Hanki Stołeckiej, do Wiednia, przez Pragę. Wtedy wpadliśmy na pomysł, żeby całą bibułę wydobytą ze skrytki w Helmstadt zakopać koło Drezna. Wymyśliliśmy, że po te książki wrócimy potem na podstawie dowodów osobistych, jak już oddamy paszporty. Ale w Wiedniu już na nas czekała olbrzymia ilość książek, które Hanka przygotowała! Wracając już do Polski z Wiednia wjechaliśmy do Czech [właśc.: Czechosłowacji] i w miejscowości Kraliki (tuż przy granicy z Polską w Boboszowie), zakopaliśmy te książki. Wróciliśmy do Polski, oddaliśmy paszporty i pobraliśmy z ubecji dowody osobiste, a w nich była pieczątka umożliwiająca jazdę po wszystkich demoludach. Wtedy wsiedliśmy w samochód, pojechaliśmy do NRD, odkopaliśmy książki i wróciliśmy do Polski. Celnicy nie sprawdzali pod kątem książek, tylko byli zainteresowani, czy nie przemycamy butów, staników. Potem pojechaliśmy przez Boboszów, odkopaliśmy nasze Kraliki i przez Głuchołazy wjechaliśmy do kraju. Pojechaliśmy okrężną drogą do Wrocławia, aby nie wracać tym samym przejściem granicznym. Czesi tak samo na granicy w ogóle książkami się nie interesowali.

7

W wakacje 1979 ja, ojciec i brat pojechaliśmy samochodem przez Niemcy do Francji. Pojechaliśmy do Paryża i udaliśmy się do księgarni Giedroycia na wyspie [chodzi zapewne o polską księgarnię Kazimierza i Zofii Romanowiczów na wyspie św. Ludwika w Paryżu]. Wpadliśmy na pomysł, że po bibułę nie pójdziemy razem, tylko każdy oddzielnie, to więcej nam dadzą. I tak zrobiliśmy, dlatego każdy z nas przyszedł z jakąś znaczną paczką. No i z tego się zrobiła duża ilość, pewne rzeczy się powtarzały, ale to nie było dla nas problemem. Większość książek pożyczanych do czytania i tak nie wracała do nas – „poszła w ludzi” i mamy nadzieję, że dalej „pracowały” już poza naszym zasięgiem. Mój ojciec musiał wracać do Polski, my mieliśmy natomiast studenckie wakacje i chcieliśmy znaleźć pracę. Podjechaliśmy pod granicę RFN [Republika Federalna Niemiec] z NRD [Niemiecka Republika Demokratyczna] i znaleźliśmy człowieka, który miał jechać przez Wrocław i zgodził się zabrać ojca do Polski. My podjęliśmy pracę na czarno w ogrodnictwie. Wtedy zaczęliśmy myśleć o wyjeździe do NRD. Tam było o wiele taniej i mieliśmy jeszcze dużo wschodnich marek, a ponadto nie chcieliśmy jednorazowo przewozić tak dużo książek (było ich na pewno ponad 50). Podzieliliśmy je na dwie partie: te, które czytaliśmy, będąc w RFN, i te już znane lub powtarzające się – do pozostawienia w NRD.

2

DANUTA STOŁECKA Warszawa, współpracowniczka wydawnictw emigracyjnych. Lata 80.

Udało nam się przekroczyć granicę bez problemu. Za przejściem granicznym znaleźliśmy zjazd na dziką polankę, dobre miejsce, aby ukryć książki. Zakopaliśmy je po prostu, dobrze zawijając w folię, przykryliśmy mchem, no i potem zrobiliśmy sobie schematy, gdzie to jest. Gdy już skończył się okres pracy, przejechaliśmy tym samym przejściem granicznym w Helmstadt do NRD i wydobyliśmy te książki. Wtedy zauważyliśmy, że NRD-owcy na granicy nie zwracali w ogóle uwagi na rzeczy pisane, bo książki, które były na wierzchu, zupełnie nie wzbudzały ich zainteresowania. Takie mieliśmy spostrzeżenia, gdy po drodze zajechaliśmy na dzień do Berlina Zachodniego.

drugi obieg

bo zorientowałam się, że te paczki są systematycznie kontrolowane i liczba wciętych [skonfiskowanych] rzeczy sięgała stu procent. Widać było też, że jest coraz większy ruch [przerzucanie książek i powielaczy]. Ja jeszcze wszystko skrupulatnie zapisywałam, musiałam pisać sprawozdania Chodakowskiemu i na pewno Rudzkiemu. Z Giedroyciem korespondowałam, ale nie były to sprawozdania. Obłęd był, strasznie dużo ludzi przyjeżdżało: taternicy, grotołazi, pielgrzymkowicze – robili mi spustoszenie na półkach.

Naturalnym źródłem dochodu wydawców były pieniądze odbierane przez kolporterów dostarczających prasę.

drugi obieg

2

8

KOLPORTAŻ

Wracały tymi samymi kanałami konspiracyjnymi, którymi szła wcześniej bibuła. Aby donatorzy mieli pewność, że pieniądze trafiły w odpowiednie ręce, bardzo często na końcu gazety drukowano potwierdzenia wpłat (podawano same imiona, inicjały lub pseudonimy, rzadko prawdziwe nazwiska). Zazwyczaj były to kwoty symboliczne niepokrywające zapotrzebowania finansowego pisma, ale dające gwarancje, że prasa ma swoich stałych czytelników gotowych za nią płacić. Bardzo długo nie wiedzieliśmy, czy tacy normalni czytelnicy nas czytają: bo jak otrzymać odzew? Człowiek nie wiedział, czy nie pisze w ciemno. To strasznie jest męczące. Dajesz do kolportażu, ale nie wiesz, czy to nie trafia w czarną dziurę. Ktoś poprosi o dwadzieścia egzemplarzy, to nie wiesz, czy nie dlatego, że się wstydzi przyznać, że nie ma kontaktów, a potem gdzieś to wyrzuca do kosza czy zsypu. Żeby to nie było tak w ciemno, myśmy wymyśliły, żeby za gazetki trzeba było płacić. Śladowo, ale płacić. To zwiększało szacunek do gazetki. LUDWIKA WUJEC Warszawa, „Robotnik”. Lata 70.

Było parę tych osób, którym coś zawoziłem, to nie byłem w stanie zapamiętać, komu, za ile. A to były pieniądze, które musiałem gdzieś oddać temu, od kogo otrzymałem [różne publikacje podziemne]. Wymyśliłem prosty numer. – Na ostatniej karcie zeszytu sobie przyporządkowałem: tego w prawym narożniku, tego w lewym, tego na środku, tego na dole i wpisuj tylko kwoty. Jak oddał mi siedemnaście, a dałem mu za dwanaście, to skreślałem to i pisałem tą końcową liczbę. To był doskonały sposób, bo to były tylko pokreślone ciągi cyferek z lewej czy z prawej strony, bez żadnego nazwiska, bez żadnego adresu. Od tego jest zeszyt, żeby w nim

cyfry pisać. Po moim aresztowaniu czterech funkcjonariuszy przeprowadzało w moim domu czterogodzinną rewizję. Przetrząsali wszystko kartka po kartce. Zeszyt zostawili. SZYMON ŁUKASIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej w Poznaniu. Lata 80.

Nie wszyscy odbiorcy płacili należne kwoty. Aby podreperować finanse, drukowano tak zwaną galanterię (zdecydowanie chętniej kupowaną): kartki świąteczne, banknoty w formie cegiełki, znaczki z rysunkiem patriotycznym, kalendarze. Nabywcy płacili za nie określone kwoty, które szły na poczet działalności podziemnej. Istotna była pomoc płynąca z zagranicy, nie tylko w postaci sprzętu drukarskiego, otrzymywano również obcą walutę, którą z zyskiem sprzedawano na czarnym rynku. Niektórzy kolporterzy starali się dopłacać brakujące sumy z własnej kieszeni. Do wyjątkowych należała sytuacja we Wrocławiu, gdzie działalność finansowano z pieniędzy pochodzących z czasów legalnej działalności „Solidarności”. (Józefowi Piniorowi udało się wypłacić z banku jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego osiemdziesiąt milionów złotych). Bibuła przychodzi i ona kosztuje. To nie jest tak, że przychodzi za darmo. Za darmo mogą ulotki przyjść do rozrzucenia – ale tak, to wszystko ma swoją cenę. Ja za to regularnie płaciłem. Natomiast zwroty pieniędzy z zakładów pracy były cieniutkie. – A, wiesz, nie zapłacili mi, a dałem, bo chcieli, ale wiesz, jakoś nie śmiem – mówili moi ludzie. Myślałem – No, nie będę się upominał, może ktoś da mi więcej. I tak było, albo czasem dołożył Paweł Juros albo Stasio dopłacił połowę ze swojej kieszeni. Potem książki przychodziły i znaczki. Za znaczki to już ludzie płacili, bo wiadomo, że to nie jest do czytania, tylko

MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej w Poznaniu. Lata 80.

Ja widziałem również w podziemiu tyle nieładnych, tyle niefajnych zachowań, tyle nadużyć, tyle żerowania na ludzkiej naiwności i ludzkiej ochocie pomocy, również pewnych nieczystości finansowych. Ale mojego brata, Jarka wyrozumiałość dla ludzkich słabości też miała

ANDRZEJ MASZEWSKI Poznań, „Veto”. Lata 80.

KOLPORTAŻ

swoje granice. Jeden z zaangażowanych kolegów przywłaszczył sobie pieniądze przeznaczone na podziemie, które przyszły z zagranicy. Myśmy się o tym dowiedzieli. Jarek wyczekał do momentu, gdy w wolnej Polsce ten człowiek zaczął ubiegać się o pozycję w polityce. Spotkaliśmy się u nas w domu, w pokoju na górze. Było kilka osób i ta postać. Jarka ultimatum było takie: facet zwróci pieniądze, my przekażemy je na właściwy cel, a gość niech idzie swoją drogą. W innym przypadku nagłośnimy sprawę i postaramy się, aby przepadł w wyborach. Myślę, że Jarek rozegrał to najlepiej jak było można, choć to na pewno niedzisiejszy standard.

9

Kapitalnie udała się nam produkcja i sprzedaż kalendarzy na rok 1984. Kartka A4 papieru z bloku technicznego, dwukolorowy nadruk. Istotne było jedno: napis „Solidarność” czy „Solidarność Walcząca”. Rozprowadziliśmy ich około dwudziestu tysięcy. Sprzedawaliśmy po sto złotych. Wtedy około półtora miliona złotych mieliśmy z kolportażu. To była kwota, która pozwoliła nam na roczne funkcjonowanie. Później ze sprzedażą kalendarzy było już trudniej, one już troszeczkę spowszedniały, ale radziliśmy sobie w inny sposób. Pod koniec lat 80., co tu dużo mówić, to już była kontrabanda: organizowałem przywóz dysków twardych, manchesterów, z Berlina Zachodniego. Kupowało się dolary. Kogoś, kto miał paszport i jechał do Berlina, prosiło się o zakup dysku. Ten ktoś przemycał to przez granicę. To był produkt, który w Polsce sprzedawało się w komisach, firmy polonijne go kupowały. Dyski miały wtedy „zawrotną” pojemność, bodajże dwudziestu mega. Pamiętam, że przebitka była ładna, chyba sześćset tysięcy złotych na jednym dysku. A wtedy nowy maluch kosztował sześćset tysięcy. W końcowym okresie pojawiły się też pierwsze środki przywożone z Zachodu, ze źródeł przeznaczonych na finansowanie opozycji: czy to od paryskiej „Kultury”, czy od przyjaciół ze Stanów Zjednoczonych. Tutaj też pomagały osoby, które miały wtedy trudno dostępny produkt, mianowicie paszport.

2

STANISŁAW OBERTANIEC Legnica, kolporter. Lata 80.

Polityka paszportowa – obywatel Peerelu, aby wyjechać z kraju, musiał dopełnić wiele formalności: należało m.in. złożyć podanie o paszport i przedstawić zaproszenie od osoby lub instytucji oraz zgodę na wyjazd z zakładu pracy; przy odbiorze dokumentów trzeba było dodatkowo złożyć dowód osobisty i promesę wizową (zaświadczenie o uzyskaniu wizy) oraz uiścić opłatę paszportową; po powrocie z zagranicy w ciągu siedmiu dni paszport należało zwrócić; przyznanie paszportu niejednokrotnie uzależniano od podjęcia współpracy ze służbami bezpieczeństwa PRL.

drugi obieg

bajer. Gdybym nie miał takiej sytuacji, że miałem troszkę większe zarobki i żona zgadzała się na to… (bo to też trzeba powiedzieć, że miałem w niej wielkie oparcie, sama również nie żałowała pieniędzy) byłoby gorzej.

K

K O N S P I R A

drugi obieg

3

2

KONSPIRA

Podziemnej działalności wydawniczej towarzyszyła konspiracja, choć nie zawsze postępowano z zachowaniem wszystkich reguł ukrywania się przed tajną policją. Solidarnościowi konspiratorzy mieli jak najmniej wiedzieć o aktywności innych. Była to podstawowa zasada „knucia”, jak wówczas nazywano pracę w podziemiu. Gdyby ktoś zaczął „sypać” podczas przesłuchania, mógłby zaszkodzić tylko najbliższym współpracownikom. Reguła ta chroniła też przed inwigilacją ze strony agentów SB, którzy nie posiadali całej wiedzy o podziemnym piśmie czy wydawnictwie. W celu ograniczenia osobistych kontaktów opozycjoniści organizowali również punkty służące do przerzutów bibuły i różnych materiałów. Na dole, u mamy, też miałyśmy punkt kontaktowy, tam miły człowiek przychodził, do dziś nie wiem, jak on się nazywał. Był to starszy pan pod tytułem „Stryj”. Przychodził „Stryj” i czekał na chłopców, którzy przychodzili z różnych zakładów pracy i przynosili stamtąd komunikaty. Bardzo był „Stryj” doświadczony, powstaniec warszawski. Strasznie w dyscyplinie trzymał tych chłopaków. Ja pamiętam, że mróz taki, przychodził kurier, a „Stryja” nie było, a chłopak czekał, bo chciał coś jeszcze ustnie przekazać. No oczywiścieśmy chciały

Tajny współpracownik – osoba świadomie współpracująca ze Służbą Bezpieczeństwa; za dostarczane informacje otrzymywała pieniądze, prezenty lub przywileje, np. paszport czy awans w pracy; niektórych TW Służba Bezpieczeństwa werbowała przez zastraszenie i szantaż; Instytut Pamięci Narodowej szacuje, że w 1988 pracowało blisko sto tysięcy TW.

herbatą poczęstować, ale to nie, „Stryj” absolutnie nie pozwalał. „Stryj” uważał, że nie ma tu miejsca na żadne takie poufałości. I ci chłopcy też się nie rozgadywali. „Stryj” sam zresztą też taki był – do jednego momentu: córka moja wychodziła za mąż i ja go wtedy zaprosiłam. No i zjadł z nami, uroczy facet, i wypił kieliszek alkoholu, ale to był jeden jedyny raz. Taka to była straszna dyscyplina. Wchodzili, zostawiali jakieś materiały. „Stryj” przychodził, wychodził. MARIA ZNANIECKA Warszawa, wspomagała redakcję „Tygodnika Mazowsze”. Lata 80.

Kilku ludzi pisało regularnie, ale nie wszystkich znałem, bo teksty były wydawane pod pseudonimem. Nawet jakbym mógł poznać, to wolałem tego nie wiedzieć. Domyślałem się, że Marek Markiewicz [działał w łódzkiej „Solidarności”; był delegatem na Zjazd „S” w Gdańsku] tam pisze, ale nigdy go o to nie pytałem i to nazwisko nie padało. Wtedy naprawdę staraliśmy się przestrzegać zasad konspiracji. Jeżeli zajmowałem się jakąś częścią rzeczy – to nie interesowały mnie szczegóły dotyczące innych. BOGDAN STASIAK Łódź, „Biuletyn NSZZ „Solidarność” – Region Ziemi Łódzkiej”. Lata 80.

Agent SB działał u nas około dwóch lat. Miał taką charakterystyczną szramę na twarzy. Związany był z jakimiś japońskimi sztukami walki. Na imię miał Marek. Jak się zorientowaliśmy, że to on, potrzebowaliśmy dwóch tygodni na wyczyszczenie wszystkiego, o czym wiedział. Uratowała nas zasada, że nie było osób, które miały pełną wiedzę, jak działaliśmy. On tylko wiedział o drukarni, którą prowadził. Miał kontakt ze mną, ale ja zawsze wobec niego występowałem tylko jako posłaniec, goniec, który coś tam mu przekazuje. MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej w Poznaniu. Lata 80.

Jedną z ważnych reguł podziemia było stosowanie pseudonimów. Opozycjoniści często nie wiedzieli, jakie są prawdziwe nazwiska ich współpracowników, a w szczególności osób odpowiedzialnych za inne etapy tworzenia niezależnych druków.

jomych znajomych. Pamiętam kilka takich mieszkań, ale też pamiętam, że u mnie czasem to się odbywało. Raz czy dwa razy. Umawialiśmy się w sposób konspiracyjny i robiliśmy to w trzy osoby na ogół. To trwało, no… dobrych kilka godzin, do późnych godzin nocnych. Taka zabawa.

Używano również haseł konspiracyjnych i znaków rozpoznawczych. Ich znajomość dawała gwarancję, że napotkana osoba nie znajdzie się przypadkowo w umówionym miejscu. Kontakty telefoniczne również wymagały zachowania ostrożności. W poradniku „Mały konspirator”, wydrukowanym po raz pierwszy przez wydawnictwo CDN w 1983 roku, proponowano, aby korzystać z aparatów telefonicznych w pracy bądź w budkach, ponieważ było mniejsze ryzyko, że są podsłuchiwane. Umówionymi znakami należało się posługiwać również w lokalach wykorzystywanych w działalności podziemnej, zalecano stosowanie widocznej sygnalizacji informującej, czy w danej chwili mieszkanie jest bezpieczne. Niejednokrotnie z powodu lekceważenia tych reguł dochodziło do niepotrzebnych wpadek.

U nas absolutną regułę stanowiło posługiwanie się pseudonimami, które brzmiały jak normalne imiona. Ja podczas spotkań występowałem najczęściej jako „Marek”. Od początku byłem szefem Solidarności Walczącej w Poznaniu, ale formalnie był nim „Stefan Bobrowski”. Niewielka grupa osób wiedziała, że to ja. Taka anegdotyczna historia z moją przyszłą żoną: znaliśmy się już chyba dwa lata i ona jeszcze nadal sądziła, że „Stefan Bobrowski” to Rafał Grupiński. Do końca nie była pewna, ale jego obstawiała. Stosowaliśmy więc zasadę, że tylko bardzo wąskie grono osób wiedziało o wszystkim.

Wydaje mi się, że zebrania redakcji, dyskusje nad treścią następnego numeru „Robotnika”, nie były zbyt konspiracyjne, odbywały w takich domach, które mogły być podsłuchiwane, bo często u Henia i Ludki Wujców czy też u Łuczywów. Często u Andrzeja Zozuli na Stegnach, to taki mój kolega ze studiów, który potem się włączył w prace „Robotnika”. Myśmy się nie ukrywali, to znaczy oczywiście przez telefon nie mówiliśmy że umawiamy się na zebranie „Robotnika”, ale jak żeśmy się spotykali, to dyskutowaliśmy na tematy związane z redakcją. Natomiast nie wymienialiśmy na przykład nazwisk, miejsc spotkań, prawda? To się pisało na kartkach. Ale samo przygotowanie konkretnego numeru już się odbywało w miejscach bardziej konspiracyjnych. U różnych zna-

Przychodzili kurierzy po odbiór wydrukowanego w naszym mieszkaniu nakładu „Solidarności Walczącej”. Mam samowar, więc ustaliliśmy takie hasło – Czy u państwa jest samowar do kupienia? Kto przychodził i o ten samowar pytał, to go wpuszczaliśmy. Przychodzi moja córka Dorota, była mała jeszcze, taka przerażona, mówi – Tatusiu, ty chcesz sprzedać ten samowar? Ja mówię – Nie, on jest bardzo drogi, nie mów nikomu, że u nas jest samowar. Bałem się, że gdzieś tam wychlapie. Strasznie była tym przejęta. ZBIGNIEW JAKUBIEC Wrocław, „Solidarność Walcząca”. Lata 80.

To było 26 kwietnia 1982. U Edka Wasilewskiego, z którym wtedy się spotykałam i byliśmy razem, ukrywał się Krzysiek Siemieński z żoną i córką paroletnią [w mieszkaniu przy ul. Służby Polsce Warszawie znajdo-

3 3 drugi obieg

MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej w Poznaniu. Lata 80.

KONSPIRA

IRENA WÓYCICKA Warszawa, „Robotnik”. Lata 70.

ANNA KOŁYSZKO Warszawa, związana z podziemiem solidarnościowym. Lata 80.

MAGDALENA BOCHEŃSKA�CHOJECKA Warszawa, NOWa. Lata 70.

Po oddaniu płyt offsetowych wszystko, co zostało, paliłem na bieżąco: makiety, klisze. (Do dzisiaj mam piec w pracowni). Wtedy niestety zatruwałem środowisko, bo paliłem klisze na pył. Ale pewnie z sentymentu zostawiłem sobie jakąś fotę, coś takiego. To nie była ciężka konspira. Jakby przyszli [SB], to pewnie i tak by znaleźli. Ja miałem wtedy mnóstwo różnych ołówków, dobrych materiałów różnego typu. Był taki korektor do płyt offsetowych, różowy, w małym pojemniczku plastikowym. Bardzo ładnie pachniał, więc ja go trzymałem między przyprawami i dżemami. KRZYSZTOF J. BARANOWSKI Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80.

5

Potem myśmy mieli bardzo fajne skrytki, niewidoczne, które Mirek [mąż Mirosław Chojecki – szef NOW-ej] zrobił, bo już to palenie papierów, a potem spuszczanie wody wykańczało klozety. Skrytki nigdy nie zostały odnalezione, więc zawsze, zanim oni weszli, to tam się raz-dwa chowało do tych skrytek. Jedna była koło zlewu: taka płytka laminatowa, ona się zdejmowała i tam było miejsce wielkości pękatego A4. A druga była w kredensie starym, gdzie Mirek zrobił podwójne dno w pewnym miejscu.

KONSPIRA

„Mały konspirator” zabraniał trzymania w domu notesów z niezaszyfrowanymi adresami. Wszelkie ważne informacje opozycjoniści starali się zapisywać na małych kartkach (w razie przeszukania można je było łatwo połknąć lub spłukać w toalecie). Ale nie zawsze udawało się im stosować te zasady w praktyce.

3

Zerkam tak kontrolnie, bo zawsze patrzyłam w to okno jego mieszkania i widzę, że jest odsłonięta firanka. Myślę sobie – Jakaś afera! A on gapa, tego nie zauważy. Dojeżdżam do siebie i rzucam się w pogoń, ale on przez ten czas już kawał odszedł. Drę się do nieprzytomności, palpitacje, że go nie dogonię, naprawdę taka scena filmowa. Dopadłam go tuż przed klatką. Odwrócił się. Do głowy mu nie przyszło spojrzeć do góry (czyli miałam rację). Odchodzimy na bok. Zaczynamy chodzić w odległości takiej możliwie dalekiej, żeby nas tam nikt nie wypatrzył. Weszliśmy do wieżowca naprzeciwko, ale to było bardzo daleko, nie mamy lornetki, nie mamy jak, w taki normalny sposób, sprawdzić, co się stało w mieszkaniu. Już się zdążyło od tego popołudnia może i ściemnić, ale nadal nie wiemy, co zrobić. On mówi – Ja pójdę! Ja mówię – Wiesz, nie ma co. Ja jednak mogę udawać osobę postronną, jestem znikąd. Wchodzę, otwiera mi Ewa Siemieńska. I oczywiście nic się nie stało. Ewa sprzątała, zapomniała, rozsunęła firankę, zdjęła doniczkę, w ogóle nikt się tą konspiracją, poza mną, nie przejmował.

Działacze podziemia zabezpieczali się na wypadek rewizji, chowając lub niszcząc materiały mogące być dowodem, że prowadzą oni tak zwaną działalność antypaństwową.

drugi obieg

wała się konspiracyjna drukarnia, w której powielano m.in. „Vacat”]. Ponieważ różne rzeczy robili, to była taka konspiracja zaczerpnięta z wojny – „na kwiatek”, „na doniczkę”. W tej części, w której mieszkali, był balkon i chyba dwa okna. Kwiatek stał zasłonięty firankami i taki wygląd okna informował, że w mieszkaniu nie ma MO [Milicja Obywatelska] ani SB. Jak coś się zmienia, to znaczy, że jest źle. Ja mieszkałam o przystanek od mieszkania Edka Wasilewskiego. I jadę autobusem, wracam z pracy i widzę, że od mojego domu do swojego idzie piechotą, z bukiecikiem fiołków Edek. Romantyczne rozstrzygnięcie sytuacji: był u mnie, nie zastał, wraca do siebie.

Krzysiek nadal drukował, aż dopóki nie wpadł z drukarnią, ale to już parę lat później [w 1983]. Po tej rewizji przybiega do mnie Ewa Siemieńska, zdenerwowana. Opowiada, jak był kipisz u nich w domu i mówi – Słuchaj, musiałam zjeść taką kartkę, co leżała na stole. Ja mówię – A co tam było napisane? – Żelazko do prasowania. Ja mówię – Wariatka, co to nie możesz mieć kartki: żelazko do prasowania? – Tak, ale tam było napisane: jak ktoś przyjdzie po towar, to powiedz, że żelazko.

drugi obieg

3

6

KONSPIRA

ANNA KOŁYSZKO Warszawa, związana z podziemiem solidarnościowym. Lata 80.

Władze stosowały rozmaite szykany wobec działaczy podziemia: od inwigilacji, przez podsłuchy, rewizje, przesłuchania na komendzie, areszt tymczasowy po karę więzienia. Bezpieka starała się zwalczać prasę bezdebitową, prowadząc częste rewizje w mieszkaniach opozycjonistów. Funkcjonariusze SB szukali literatury i sprzętu drukarskiego. Przeszukania miały na celu przede wszystkim nękanie osób działających w opozycji, miały wzmagać poczucie zagrożenia i niepewności. Jedną rewizję mieliśmy w 1987 roku. Ja wpuściłam ich do domu niestety, chociaż Julian mnie szkolił, jak się zachować w takiej sytuacji. Była jakaś szósta rano. Obudziłam się, spojrzałam przez wizjer i przez ułamek sekundy wydawało mi się, że to jest mój szwagier. Jak otwierałam drzwi, to już wiedziałam, że to nie jest on, ale było za późno. Pokazał mi legitymację. Ja miałam taką mgłę przed oczami, że mógł słonia mieć na zdjęciu tam, ja bym też tego nie zauważyła. Byłam w poranniku [szlafroku] i powinnam pójść w tym momencie po sąsiadkę, poprosić ją, żeby ona przyszła i przebrać się. W ogóle nie pomyślałam o czymś takim i w tym nieszczęsnym poranniku cały czas siedziałam i się denerwowałam, on na szczęście był długi, ale tak tutaj

[na dekolcie] trzeba go było stale domykać. Strasznie niekomfortowa sytuacja. To nie było tak, jak na filmach pokazują, że wyrzucali coś na podłogę. Oni bardzo szczegółowo przeglądali wszystko i odkładali z powrotem na miejsce. Myśmy wtedy dostali od Marii Grzymisławskiej dwa biurka. One stały w naszej sypialni blatami do siebie, czyli jedno stało normalnie, a drugie do góry nogami. Ja ich w ogóle nie ruszałam, bo nie miałam żadnego pomysłu, co z nimi zrobić. Jak już sprawdzili wszystkie rzeczy, jeden z tych esbeków otworzył szufladę biurka, które stało do góry nogami. Wysypały się na podłogę ulotki, jakieś papiery, ale wszystko legalne. Przejrzał, stwierdził, że tam nic nie ma. Ta szuflada otwarta, on się spytał – Co ja mam z tym zrobić? Ja mówię – Jak to, co ma pan z tym zrobić? Wyjął pan z szuflady, to proszę tam włożyć. Pękałam ze śmiechu, jak on ładował to, przytykał ręką, w końcu udało mu się. Zabrali czterdzieści parę różnych pozycji i spisali wszystko bardzo szczegółowo na protokole. Ja ten protokół podpisałam, po czym oni mi nie zostawili kopii. Nie miałam żadnego dokumentu, że mi coś zabrali. EWA ZYDOREK Poznań, związana z podziemiem solidarnościowym. Lata 80.

Innym sposobem nękania były zatrzymania na 48 godzin. Funkcjonariusze SB próbowali w tym czasie złamać osobę zamkniętą w areszcie, wykorzystując jej osamotnienie. Poddawali ją wielogodzinnym przesłuchaniom, w których stosowali rozmaite tortury psychiczne, a czasem nawet fizyczne. Opozycja drukowała broszurki z informacjami dotyczącymi strony prawnej zatrzymań i przesłuchań. Wielu zatrzymanych, znając je, starało się milczeć i odmawiać zeznań. Mnie przesłuchiwało trzech wtenczas: dwóch na Kochanowskiego [siedziba SB w Poznaniu], a jeden w więzieniu na Młyńskiej. To już takie klasyczne zagrywki. Jeden był twardy, jeden miękki. Jeden taki kolega, drugi taki… pra-

drugi obieg

3

8

KONSPIRA

wie że w mordę by chciał bić. Ich twarze idealnie wtapiały się w tłum. Tacy normalni ludzie. I też tak normalnie, nieciekawie ubrani. Na Kochanowskiego przesłuchanie trwało godzinę, góra dwie. Natomiast na Młyńskiej one na początku były częste i w pewnym momencie się skończyły. Postawiono mi zarzut, że działam w jakiejś organizacji nielegalnej i chcę „siłom” obalić konstytucyjne władze. No! Nasza wiedza, w latach osiemdziesiątych, jak zachowywać się wobec SB, była, można powiedzieć, gruntowna. A zasady były proste. Wpierw należało się dowiedzieć – O c o c h o d z i ? ! Czy ja jestem świadkiem? Czy jestem oskarżonym? Jak świadkiem, to i lepiej, i gorzej. Lepiej, bo może nie od razu mnie posadzą, ale z drugiej strony – nie mogę odmawiać zeznań. Mogę nie pamiętać, mogę nic nie wiedzieć, ale nie mogę powiedzieć – Odwalcie się ode mnie! Natomiast jako podejrzany to mogłem właśnie coś takiego powiedzieć. Ale ja chciałem się dowiedzieć, jaki jest postawiony wobec mnie zarzut. Ja ciągle chciałem się dowiedzieć po to, żeby dociec, jakie oni mają dowody na mnie. I taka była moja strategia. On swoje, a ja swoje. Pamiętam, że dwa pierwsze spotkania to cały czas nam zajęły dyskusje: ja uważałem, że działam w legalnej organizacji NSZZ „Solidarność”, a on twierdził, że to jest nielegalna organizacja. I taka bezsensowna trochę rozmowa z punktu widzenia sytuacji, w jakiej się znajdowaliśmy. W więzieniu się jednak trochę człowiek nudzi, czeka innych bodźców niż na co dzień. Więc przesłuchanie wcale mnie nie wkurzało, bo nie było groźne, a urozmaicało mi czas. Aha! Jego technika była zawsze dość czytelna. Przychodził i się skarżył. Na pogodę, to standard. Ale raz przyszedł i chciał wprowadzić atmosferę swojskiej rozmowy. Scenografia podobna jak na tych filmach o pięćdziesiątych latach. Ja siedzę na takim zydelku. On za biurkiem. Taboret przykręcony do podłogi, żeby przypadkiem nikt go nie wyrwał, nie walnął w głowę. Nie świecił mi lampką w oczy, ale ja w więziennym takim uniformie. No i siedzi-

my sobie. No i on oczywiście zaczyna, że pogoda i potem zaczyna się skarżyć: jak on stara się o jakieś mieszkanie, jakie urzędnicze są bariery, ile on musi tam dokumentów przedłożyć. Ja tak słucham – No, chyba pan zwariował, czy co? I pan broni tego ustroju? Przecież widzi pan, że to się kupy nie trzyma! Przez cały czas tych przesłuchań w ogóle nie pada ten „Obserwator Wielkopolski”. Ja z jednej strony jestem bardzo szczęśliwy, ale z drugiej strony niczego nie rozumiem. Ale też już wiem, że oni kompletnie nieraz nie kojarzą faktów. Przesłuchują, no przesłuchują. Według jakichś procedur, mi nieznanych, ale z których możesz zrozumieć, dlaczego o tego pytają, o tego, o tego i o nic więcej. W pewnym momencie już mnie to znudziło i mówię – Wie pan co? Czy panu się wydaje, że nasza rozmowa cokolwiek znaczy? Bo ja mam pełną świadomość, że co z panem się stanie, albo co ze mną, to zapada gdzie indziej i na to nie mamy żadnego wpływu. Lepiej sobie dajmy spokój. Facet zamknął kajecik i od tego czasu się nie pojawił. RYSZARD CZAPARA Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80. [����� ���������������]

W niektórych przypadkach zatrzymanie nie kończyło się wypuszczeniem po 48 godzinach. Jeśli dysponowano dostatecznymi dowodami świadczącymi o „winie” zatrzymanego, dostawał on sankcję prokuratorską i stawał przed sądem. W takich okolicznościach nie chodziło już tylko o nękanie opozycjonistów, ale o ukaranie ich za działalność „antysocjalistyczną”. Z komendy na Kochanowskiego przewieźli mnie do aresztu śledczego na Młyńską. I tam przesiedziałem od 25 listopada 1985 do 11 kwietnia 1986 roku. W kilku celach mnie trzymano, przerzucano z jednej do drugiej.

SZYMON ŁUKASIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej. Lata 80.

Po decyzji kierownictwa partii we wrześniu 1986 roku ostatni więźniowie polityczni wyszli na wolność. Karaniem opozycji zajmowały się odtąd jedynie kolegia do spraw wykroczeń. Karały one również za druk i kolportaż nielegalnej literatury. Działalność taką uznawano za prowadzoną w celu „wywołania niepokoju publicz-

Amnestia – anulowanie lub złagodzenie orzeczonej kary; w PRL kilkakrotnie obejmowano nią więźniów politycznych (najczęściej ogłaszana w związku z Narodowym Świętem Odrodzenia Polski – 22 lipca): 19 lipca 1977, 22 lipca 1983, 21 lipca 1984, 17 lipca – 11 września 1986.

KRZYSZTOF CNOTALSKI Poznań, „Hipolit”. Lata 80.

Wtedy już nie groziło aresztowanie, bo to było po tej ostatniej amnestii, więc wiedziałem, że najwyżej 48 godzin i kolegium. Ale znaleźli przy mnie kluczyki od malucha, zaczęli go szukać i po godzinie znaleźli – stał trzysta, czterysta metrów obok. Maluch był czysty, nic nie było, ale go wzięli i zatrzymali. Kolegium mnie ukarało grzywną pięćdziesięciu tysięcy złotych i konfiskatą samochodu. Stwierdzono, że zostałem zatrzymany w drodze do samochodu i miałem zamiar przewozić. I to było napisane w orzeczeniu, co było takim kwiatkiem, bo nawet w stanie wojennym „za zamiar” nie karali. MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej. Lata 80.

9 3

Chyba w ‘88 miałem rozprawę w kolegium i na to kolegium nie przychodziłem, bo nikt nie chodził na kolegia. No i w końcu dostałem pismo i wyrok, do domu mi przysłali. Chyba czterdzieści tysięcy grzywny miałem zapłacić i jeszcze wyrok brzmiał w ten sposób: i opublikować przez radiowęzeł zakładowy, że jestem wrogiem klasy robotniczej. I chyba w zakładowej gazecie mnie opisali. W sumie oni myśleli, że jakąś krzywdę mi robią, ale oni zrobili mi dobrą reklamę wtedy.

KONSPIRA

nego”. Najczęstszym wyrokiem była wysoka grzywna lub konfiskata „narzędzia przestępstwa” – na przykład samochodu.

drugi obieg

Cele były małe jak pół pokoju, przedział taki z dwoma łóżkami piętrowymi. Kibelek za parawanikiem, zimna woda. Dostawaliśmy kostkę szarego mydła. Nie na wiele starczała. Jakby rodzina nie przyniosła, to by nie miał człowiek się czym umyć. Kąpiel raz w tygodniu. Cela ogrzewana była ostrożnie – kaloryfer trzydziestu stopni nie przekraczał – żeby ludzie się nie poprzeziębiali czasami... Do spania był kocyk taki, że jak przykryłem się po szyję, to nogi zostawały na zewnątrz. Ponieważ zima była sroga, łaskawie dodali mi drugi koc. Wypuścili mnie po znajomości. Ktoś załatwił wyrok z sędzią, który nazywał się chyba Madej i ten sędzia był czerwoną gnidą, bo ludziom dawał wyroki nie z tej ziemi. Ten „ktoś” próbował później pomóc Andrzejowi Radke, ale już się gnida nie zgodził. Odpowiedział – pan Madej – że on nie może wszystkich wypuszczać, że jego zamkną, że się domyślą, że on tutaj ma jakieś konszachty i będzie miał nieprzyjemności. To jest ten, który mnie sądził i wydał wyrok w zawieszeniu. Trzy lata w zawieszeniu na pięć lat. Już nie ma wyższego wyroku w zawieszeniu. A prokurator chciał, żebym dostał dwa lata bez zawieszenia. Oczywiście, jak dostałem ten wyrok, to prokuratura się od niego odwołała, żądając bezwarunkowego pozbawienia wolności. „Ponieważ oskarżony nie rokuje nadziei i nadal będzie działał na szkodę socjalistycznej ojczyzny”. Już chyba miałem wyznaczoną rozprawę na sierpień i przyszła amnestia.

C

C Z Y T E L N I C Y

W latach 70. książki drugiego obiegu były wręcz unikatami – rzadkie tytuły pożyczano sobie na jedną noc.

drugi obieg

4

2

CZYTELNICY

Ale niejednokrotnie przyczyniały się one do określenia poglądów czytelnika i w konsekwencji prowokowały go do działań opozycyjnych. W połowie lat 70. miałam dużo większy dostęp do literatury bezdebitowej. Wcześniej to były pojedyncze przypadki. W coraz większym stopniu docierały do mnie książki drugiego obiegu, przywożone często z zagranicy, wydawane przez emigracyjne wydawnictwa. Głównym dostarczycielem tej literatury bezdebitowej był mój kolega z sądu, sędzia Jacek Ambroziak. Było tak, że te książki się dostawało na jedną noc czy na jeden dzień i czytaliśmy sobie głośno. Pamiętam, jak ja byłam chora, a Jacek dostał chyba tylko na jeden dzień „Kompleks polski” Tadeusza Konwickiego albo może „Nierzeczywistość” Mariana Brandysa. Pierwsze opozycyjne wydawnictwo, jakie miałam w ręku z polskiej, współczesnej literatury. Do mnie przyjechali taksówką, żeby mi przeczytać to na głos. No, chwała Bogu, te książki nie były grube, bo inaczej byśmy się zaczytali na śmierć. KAZIMIERA MACHCEWICZ Warszawa, czytelniczka literatury podziemnej. Lata 70.

Chyba kiedy byłem czwartej klasie technikum, ojciec mojego bliskiego kolegi dostał na dwa dni londyńskie wydanie „Zbrodni katyńskiej w świetle dokumentów”. Wydębiłem od niego tę książkę na pół dnia i przeczytałem po łebkach. To był dla mnie szok, bo o Katyniu

Radio Wolna Europa – rozgłośnia radiowa utworzona w 1949 z inicjatywy Amerykanów; 3 maja 1952 powstała Rozgłośnia Polska RWE i szybko stała się źródłem niezależnej informacji; zagłuszana do 1988; dyrektorami polskiej rozgłośni byli m.in.: Jan Nowak-Jeziorański, Zdzisław Najder i Marek Łatyński.

dowiedziałem się dosyć późno, w rodzinie nigdy o tym się nie mówiło, nie mieliśmy bezpośredniego powodu. Chyba w drugiej klasie na przysposobieniu obronnym rozmawialiśmy o agresji III Rzeszy na Związek Radziecki i jeden z kolegów zapytał nauczyciela o Katyń. Facet powiedział, że to nie jest pytanie na temat, nie będzie o tym opowiadał, bo nic nie wie. Wtedy na przerwie dopytałem się kolesia z klasy, co to był ten Katyń. Książka wpadła mi w łapy dwa lata później. BOGDAN STASIAK Łódź, uczeń technikum w latach 70.; organizator i drukarz wydawnictw podziemnych w latach 80.

Może miałem pecha, że ja w rodzinie nie miałem żadnego bohatera – typu powstaniec wielkopolski, jakiś akowiec? Nikogo takiego nie miałem, kto mógłby powiedzieć o Katyniu i tak dalej. U moich kolegów z Wildy też nie było takich wzorców. Ojciec nie miał czasu słuchać Wolnej Europy. Ja znalazłem na śmietniku jakieś stare radio poniemieckie, przyniosłem, naprawiłem, to sobie czasami próbowałem puszczać. Wyzywali mnie babcia, bo to chrapało, hałas robiło, nie? Ale politycznie zacząłem dojrzewać dopiero, gdy byłem w zakładzie pracy, kiedy między kolegami były jakieś polityczne rozmowy. A tak naprawdę – to dopiero w 1980 roku, jak zaczęła się pokazywać ta prasa nasza, te książki niezależne. Zresztą ja do dzisiaj mam trochę tych książek, co tam wychodziły wtedy z podziemia, co je u nas w Regionie sprzedawano. Wtedy dużo ich przeczytałem. ZDZISŁAW ROZWALAK Poznań, przewodniczący wielkopolskiej „Solidarności” 1980 – 1981.

Mnóstwo czytałem. Przede wszystkim Miłosza „Ziemię Urlo” czy „Zniewolony umysł”. Książkę, która mnie zatruła psychicznie, czyli Orwella „1984”. Pamiętam, że po raz pierwszy w życiu miałem poczucie zachorowania, psychicznego zatrucia po przeczytaniu książki. KRZYSZTOF J. BARANOWSKI Poznań, w latach 70. student UAM, później współpracownik „Veta” i „Obserwatora Wielkopolskiego”.

Prasa drugoobiegowa stanowiła ważne źródło informacji, alternatywne wobec państwowych mediów. Jej rola informacyjna wzrosła jeszcze bardziej w latach 80., gdy pisma miały lepszą jakość i docierały do większego grona czytelników. Ja sobie uświadamiam – teraz – że właściwie myśmy nic nie wiedzieli o tych innych niż KOR grupach opozycji przedsierpniowej. To było dla nas właściwie szokiem, że coś takiego może być. Ja potem dużo czytałam o Ruchu Młodej Polski, mam nawet przyjaciół, którzy byli związani z Ruchem Młodej Polski, ale do nas w ogóle nie docierały informacje z Polski. Nie było ich przekazu. Jaką

Ruch Młodej Polski – organizacja opozycyjna utworzona przez gdańskich studentów, działająca w latach 1979 – 1983 i 1988 – 1990; wydawała pismo „Bratniak”.

Nie zapomnę, jak do mnie dotarły pierwsze egzemplarze „Pulsu”, czy jakieś pisma bardzo prymitywnie wydawane. Tak mi się wydaje, że dopiero po powstaniu KOR-u zaczęło się regularne pojawianie się prasy podziemnej, tego drugiego obiegu. To był taki powiew, który powodował, że człowiek się rzeczywiście wtedy cieszył. Przepisywaliśmy to na maszynie, podawaliśmy dalej. Jak dostawało się gdzieś jeden egzemplarz, na przykład „Pulsu”, a się trafiało na ciekawy tekst, to się przepisywało. Trzeba zaznaczyć, że początkowo każdy bezdebitowy tekst czytałem jak objawienie i dopiero później przychodziły krytyczne refleksje. Nie znałem też postaw i poglądów wielu autorów i dopiero po latach mogłem z dystansem wiele tych publikacji ocenić. ZBIGNIEW JAKUBIEC Wrocław, w latach 70. czytelnik literatury podziemnej, kolporter, później współpracownik Solidarności Walczącej.

Pierwszy kontakt ze strukturami niezależnymi nawiązałem przez wydawnictwo SKS-u „Podaj Dalej”. No, może wydawnictwo to za dużo powiedziane, to była na ogół jedna kartka papieru zadrukowana metodą na „ramkę”. Mój kolega Józek Kos studiował na filologii germańskiej i to on mi przyniósł chyba drugi numer tego czasopisma.

CZYTELNICY

KAZIMIERA MACHCEWICZ Warszawa, czytelniczka literatury podziemnej w latach 70.

3

Pojawienie się niezależnych pism również wzbudziło duże zainteresowanie. Sięgnięcie po nie było dla wielu pierwszym kontaktem z opozycją.

to niesłychaną rewolucją były te pierwsze powielacze… Wtedy to nawet jeszcze nie powielacze, ale to, że były te biuletyny, przekazywane z ręki do ręki ulotki, jakieś bibuły. A wcześniej nie było nic; jak się nie miało znajomych akurat gdzieś tam, w Łodzi czy w Gdańsku, którzy by opowiedzieli.

4

ROMAN KURKIEWICZ Warszawa, uczeń szkoły podstawowej w latach 70.; związany z pismem „Tu Teraz” i wydawnictwem In Plus w latach 80.

Studencki Komitet Solidarności – ugrupowanie opozycyjne utworzone przez studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego w 1977 po zamordowaniu Stanisława Pyjasa; SKS-y działały na terenie Gdańska, Krakowa, Poznania, Szczecina, Warszawy, Wrocławia; zakończyły działalność w 1980.

drugi obieg

Będąc w ósmej klasie szkoły podstawowej, przeczytałem „Archipelag Gułag” Sołżenicyna. W trzy noce, każdy tom w jedną noc, bo ona na tyle czasu – ta książka – była pożyczona. Wtedy zrozumiałem mnóstwo z tego, co się dzieje, zrozumiałem całą historię ostatnich lat, istotę systemu. Zrozumiałem, gdzie jestem, gdzie żyję, że istnieje inny świat oprócz powieści, że jest Instytut Literacki w Paryżu. Już nigdy ten świat nie wyglądał dla mnie w taki niewinny sposób. Czyli bardzo mnie ta książka politycznie zmieniła. To było strasznie ważne dla mnie przeżycie. Szczególnie ta intensywność samej lektury – wiedziałem, że mam noc, a później mi ją zabierają.

drugi obieg

4

4

CZYTELNICY

Tam się dowiedziałem o działalności opozycji na uniwerku. Wiedziałem, od kogo mój kolega to dostał i tak doszło do mojego pierwszego spotkania z rzecznikiem SKS-u, Leszkiem Budrewiczem. Jego adres był podany w ulotce, więc poszedłem do niego do domu. To był zresztą też mój pierwszy kontakt pośredni z SB; jak wychodziłem, Leszek powiedział, że esbecy obserwują mieszkanie – pokazał mi, gdzie stoją. Skierował mnie do osoby, która była rzecznikiem SKS-u; miała mnie niejako pilotować i wprowadzać w arkana sztuki bycia opozycjonistą. To był Janek Sobczyk. Poszedłem do niego. Zacząłem utrzymywać z nim kontakty, przekazywał mi bibułę, zaprosił na pierwsze spotkanie grupy eskaesowskiej. No i zaczęło się. ADAM LIPIŃSKI Wrocław, „Podaj Dalej”. Lata 70.

Prasa była spoiwem dla społeczności w podziemiu. W latach 80. w wielu przypadkach działalność opozycyjna ograniczała się do wydawania własnego tytułu – wymagało to wysiłku wielu ludzi i sprzyjało umacnianiu kontaktów. Dla ludzi z zewnątrz było też świadectwem istnienia oporu wobec władzy. Podziemny tytuł integrował środowisko, w którym był rozprowadzany. Organizacja kolportażu wymagała bowiem przełamania bariery strachu oraz zbudowania siatki złożonej z ludzi, którzy mogli sobie ufać. Byliśmy po szesnastu miesiącach „Solidarności”, kiedy ta działalność nasza była jawna, i kiedy dyskusja była swobodna, żywa, namiętna. W gronie redakcyjnym mieliśmy od początku pełną wiedzę, co to znaczy wolne słowo czy wolna informacja. Cokolwiek zostaje napisane na papierze, to jakby na wieki było zapisane. To jedna rzecz. A druga rzecz – wiedzieliśmy, jak słowo pisane integruje. Robiliśmy „Obserwatora” dla członków związków, których znaliśmy,

a więc byli to robotnicy wielkich zakładów, ale były to też środowiska akademickie. Maciej Rusinek albo inni, nie wiem już kto (może Boguś Bakuła?) mieli te kontakty z przedstawicielami dużych zakładów pracy w Poznaniu i myśmy docierali praktycznie do wszystkich. Świadectwem tego, że docieramy, była korespondencja zwrotna. RYSZARD CZAPARA Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80. [����� ���������������]

Ale tak prawdę mówiąc – podstawową funkcją tych gazetek było po prostu to, że one istniały, że one się ukazywały. To może zaskakiwać dzisiaj, ale dla wielu odbiorców tej prasy nie było tak bardzo istotne, co pisaliśmy (jakość druku była często tak zła, że nawet trudno było pismo przeczytać), najważniejsze było, że „Solidarność” – będąca tym oporem, tym sprzeciwem – istnieje; że bezpiece nie udało się jej zlikwidować, zniszczyć, że ciągle są ludzie, którzy w imieniu większości próbują stawiać opór. MACIEJ FRANKIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej. Lata 80.

Jak spotykam się z ludźmi z opozycji w dzisiejszym świecie, w którym można nabyć przekonania, że nie ma żadnych wartości, to okazuje się, że one są. Że są ludzie, którym można zaufać. Są ludzie, którzy siebie nie wydali w ciężkich czasach, kiedy coś groziło konkretnego za to. Którzy pokazali, co to jest przyjaźń, co to jest wspólne działanie. Ludzie, których specjalnie nikt w tym nie szkolił, okazali się wspaniałymi organizatorami. Za żadne pieniądze nie kupi się takiego zaangażowania. Każda minuta się liczyła, żeby wydrukować jak najwięcej, żeby się starać, a teraz zanieść, a teraz to, a teraz tamto. To podbudowanie może troszeczkę siebie, że zdało się egzamin w ciężkich czasach. SZYMON ŁUKASIEWICZ Poznań, pisma Solidarności Walczącej. Lata 80.

Była grupa ludzi, która przygotowywała i książki, i innego rodzaju wydawnictwa. Działania polegały na rozpropagowaniu tych wydawnictw. Oczywiście efektem nasze-

Kiedy zastał nas 1989 rok, mieliśmy rozgrzebane dwa następne numery. Jeden już był prawie skończony. Należeliśmy do ludzi, których Tadeusz Mazowiecki wciągnął w orbitę pracy rządowej. Myśmy uznali, że tyle lat krzyczeliśmy, żeby było normalnie, żeby była szansa; to teraz jest ta szansa, więc trzeba pójść do pracy. Zostałem dyrektorem gabinetu Aleksandra Halla. Bez żadnego zakończenia, nagle, po prostu przyszedł nowy okres historii i już tamto nie miało znaczenia. ANDRZEJ KRAWCZYK Warszawa, „ABC”. Lata 80.

drugi obieg

***

4

5

JÓZEF PŁOSKONKA Kielce, działacz „Solidarności” oraz niezależnego Towarzystwa Przemysłowego Staropolskiego. Lata 80.

CZYTELNICY

go działania było to, że władza była skupiona na tym, że my jesteśmy. Wiedziała, że jesteśmy siłą, że mamy wpływ na określoną grupę społeczeństwa. Mówiliśmy władzy – Jesteśmy, mamy zupełnie inne podejście do rzeczywistości i naszym celem jest zniszczenie tego, co wy reprezentujecie. Byliśmy nielegalnym aparatem partyjnym, politycznym, który mówił – My chcemy po was przejąć władzę i zrobić wszystko inaczej. „Solidarność” była niebezpieczna z tego powodu. Tak się zresztą stało: w momencie, gdy władza powiedziała „dość”, my byliśmy gotowi do przejęcia władzy. Gdyby nie było struktur, szkoleń, ludzi, byłyby takie problemy jak w innych państwach Europy Środkowej. Nie miałby kto przejąć tej władzy. Na przykład nie miałby kto zorganizować demokratycznych wyborów.

Nasi rozmówcy: Krzysztof J. Baranowski, Poznań – grafik i fotograf, wykładowca akademicki; w latach 80. współpracownik podziemnych pism: „Veta” i „Obserwatora Wielkopolskiego”. Hanna Bartoszewicz, Brwinów – uczestniczka wydarzeń marcowych; w połowie lat 70. związana ze środowiskiem akademickim we Wrocławiu; współpracowniczka Komitetu Obrony Robotników, Towarzystwa Kursów Naukowych i Studenckiego Komitetu Solidarności.

Ryszard Czapara, Poznań – wydawca prasowy; w 1980 jako asystent w Instytucie Biochemii współorganizował NSZZ „Solidarność” na uczelni; w latach 80. współwydawca nielegalnego „Obserwatora Wielkopolskiego”, aresztowany w 1983. Maciej Frankiewicz, Poznań – zastępca prezydenta Poznania; w latach 1980 – 1981 działacz Niezależnego Zrzeszenia Studentów i Konfederacji Polski Niepodległej; w 1982 roku internowany; twórca poznańskiego oddziału Solidarności Walczącej i jej bazy poligraficznej; wielokrotnie aresztowany, kilkakrotnie z aresztu uciekał. Zbigniew Gieruń-Banaszewski, Wrocław – radca prawny; współpracownik SKS, zaangażowany w kolportaż bibuły, głównie „Biuletynu Dolnośląskiego”, i przerzut z Zachodu wydawnictw objętych cenzurą (od 1978 do 1980); członek NSZZ „Solidarność”; po wprowadzeniu stanu wojennego uniknął internowania, ukrywał się i wraz z grupą Kornela Morawieckiego współorganizował wydawanie i kolportaż „Z Dnia na Dzień” od 13 grudnia 1981 do czerwca 1982. Aleksander Gleichgewicht, Wrocław – fizyk, obecnie koordynator projektu „Centrum Dialogu Międzykulturowego” Urzędu Miejskiego Wrocławia; współtwórca wrocławskiego Studenckiego Komitetu Solidarności; w 1981 został redaktorem naczelnym Radia „Solidarność” przy zarządzie Regionu NSZZ „Solidarność” Dolny Śląsk; w czasie stanu wojennego internowany; pomysłodawca i działacz Solidarności Polsko-Czechosłowackiej; w 1984 wyemigrował do Norwegii, gdzie działał w organizacji Solidarność Norwesko-Polska, wspomagającej podziemną „Solidarność” w Polsce. Zbigniew Jakubiec, Wrocław – zoolog; od 1980 w NSZZ „Solidarność”; w okresie stanu wojennego, pracując w Arcybiskupim Komitecie Charytatywnym „Pod Czwórką”, zaangażowany w pomoc internowanym; związany ze środowiskiem Solidarności Walczącej. Anna Kołyszko, Warszawa – tłumaczka; w latach 80., związana z opozycyjnym ruchem wydawniczym w Warszawie, udostępniła swoje mieszkanie na nielegalną drukarnię.

7

Krysztof Cnotalski, Poznań – ślusarz, pracownik działu transportu w Zakładach Cegielskiego; w latach 80. działacz „Solidarności”; kolporter nielegalnej literatury; jeden z wydawców „Hipolita”.

4

Leszek Budrewicz, Wrocław – wykładowca akademicki i dziennikarz radiowy; jeden z założycieli i najważniejszych działaczy Studenckiego Komitetu Solidarności; w latach 1980 – 81 reporter „Solidarności Dolnośląskiej”; w czasie stanu wojennego ukrywał się, pracując jednocześnie w podziemnym Regionalnym Komitecie Strajkowym „Solidarności” i redagując pismo „CDN”; w 1985 roku zakładał ruch „Wolność i Pokój”.

drugi obieg

Magdalena Bocheńska-Chojecka, Warszawa – historyczka, obecnie pracowniczka Biblioteki Narodowej; w latach 70. związana z KOR-em i NOWą; w stanie wojennym współpracowała z podziemną „Solidarnością”.

NASI ROZMÓWCY

Witold Bartoszewicz, Brwinów – uczestnik wydarzeń marcowych; w połowie lat 70. związany ze środowiskiem akademickim we Wrocławiu; współpracownik Komitetu Obrony Robotników, Towarzystwa Kursów Naukowych i Studenckiego Komitetu Solidarności.

Andrzej Krawczyk, Warszawa – historyk, wykładowca akademicki; od 1980 członek „Solidarności”; w latach 70. i 80. związany z podziemnym ruchem wydawniczym, m.in. współredagował Bibliotekę Historyczno-Literacką i pismo „ABC”. Roman Kurkiewicz, Warszawa – dziennikarz; w latach 70. kolporter nielegalnych wydawnictw; w latach 80. redaktor pisma „Tu Teraz” i pracownik podziemnego Społecznego Komitetu Nauki, współpracownik wydawnictwa In Plus, NOWej, kolporter, kurier podziemnej „Solidarności”.

drugi obieg

4

8

NASI ROZMÓWCY

Adam Lipiński, Wrocław – ekonomista, polityk partii Prawo i Sprawiedliwość; w drugiej połowie lat 70. zaangażowany w działalność Studenckiego Komitetu Solidarności; członek Klubu Samoobrony Społecznej związanego z Komitetem Obrony Robotników; w 1980 szef oficyny wydawniczej zarządu Regionu „Solidarność” Dolny Śląsk; w okresie stanu wojennego założyciel m.in. podziemnej organizacji Ruch Społeczny Solidarność. Szymon Łukasiewicz, Poznań – biolog; w 1983 roku jeden z pierwszych działaczy Solidarności Walczącej na terenie Poznania; zaangażowany w prace redakcyjne, druk i kolportaż wydawnictw SW; w 1985 aresztowany na kilka miesięcy. Kazimiera Machcewicz, Warszawa – prawnik; w latach 1980 – 1981 w „Solidarności”; ze względu na sytuację polityczną w 1984 odeszła z pracy w sądzie. Andrzej Maszewski, Poznań – animator kultury; od czasów studenckich związany ze środowiskiem opozycyjnym w Poznaniu; w latach 80. współpracował przy wydawaniu prasy podziemnej. Włodzimierz Mękarski, Wrocław – mechanik-kierowca, obecnie prezes firmy GoldenPlay; w sierpniu 1980 roku organizator strajku we wrocławskim Mostostalu, następnie przewodniczący komisji zakładowej „Solidarności”; w latach 1981 – 1984 więziony za organizację strajku w grudniu 1981 roku; po wyjściu na wolność zaangażowany w pracę jawnych struktur związku, odpowiedzialny za poligrafię. Stanisław Obertaniec, Legnica – wówczas technik medyczny, obecnie dziennikarz radiowy, założyciel i dyrektor Radia Plus Legnica, uczestnik wydarzeń marcowych; w latach 70. i 80. kolporter drugoobiegowych wydawnictw; jeden z organizatorów struktur „Solidarności” w legnickiej służbie zdrowia i jej przewodniczący; po wprowadzeniu stanu wojennego internowany; w latach 80. związany z duszpasterstwem ludzi pracy; działacz podziemnych struktur „Solidarności”. Piotr Piotrowski, Poznań – profesor zwyczajny w Instytucie Historii Sztuki; współzałożyciel i członek „Solidarności” na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu; w latach 1983 – 1989 członek redakcji podziemnego „Obserwatora Wielkopolskiego”. Józef Płoskonka, Kielce – fizyk jądrowy; twórca struktur „Solidarności” w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Kielcach; w stanie wojennym internowany; w latach 80. zaangażowany w pomoc dla represjonowanych; w 1986 aresztowany i pozbawiony pracy; działacz niezależnego Towarzystwa Przemysłowego Staropolskiego. Andrzej Radke, Poznań – socjolog; w latach 80 związany z pismem „Hipolit” i „Podaj Dalej”; organizator nielegalnych demonstracji; w 1987 zaangażowany w tworzenie nowych struktur Niezależnego Zrzeszenia Studentów; w latach 1985 – 1986 przez dziewięć miesięcy w areszcie. Zdzisław Rozwalak, Poznań – działacz społeczny; w latach 1980 – 1981 przewodniczący MKZ Wielkopolska, od lipca 1981 – przewodniczący zarządu Regionu Wielkopolska NSZZ „Solidarność”; członek prezydium Komisji Krajowej; w latach 80. kolporter i autor tekstów w prasie podziemnej.

Aldona Rudnicka, Poznań – sędzia; w 1980 aktywnie włączyła się w organizację „Solidarności” prawniczej; w latach 80. kolporterka nielegalnej literatury w sądzie oraz w środowisku literatów i aktorów. Andrzej Słowik, Łódź – kierowca; w 1980 przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego; od 25 maja 1981 przewodniczący zarządu Regionu NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej; członek prezydium Komisji Krajowej; w stanie wojennym skazany na sześć lat więzienia; został zwolniony w lipcu 1984 na mocy amnestii; kontynuował działalność związkową, kierując podziemnymi pracami zarządu Regionu. Bogdan Stasiak, Łódź – inżynier; od 1980 roku w „Solidarności”, od 1981 w zarządzie Regionu NSZZ „Solidarność” Ziemi Łódzkiej; w 1982 roku internowany; w latach 80. zaangażowany w organizowanie i druk wydawnictw podziemnych.

Irena Wóycicka, Warszawa – polityk społeczny, ekonomistka; w latach 70. współpracowniczka KOR-u i członek redakcji związanego z KOR-em dwutygodnika „Robotnik”; ekspert NSZZ „Solidarność”, uczestniczka obrad Okrągłego Stołu przy stoliku ekonomicznym. Ludwika Wujec, Warszawa – nauczycielka fizyki; od 1976 współpracowniczka KOR, KSS „KOR”; w 1977 współtwórczyni i redaktorka „Robotnika”; w latach 1980 – 1981 w „Solidarności”; współzałożycielka pisma Regionu Mazowsze „Niezależność”, w 1981 pracowniczka Agencji Prasowej „S”; 14 grudnia 1981 internowana, zwolniona w marcu 1982; pracowniczka Prymasowskiego Komitetu Pomocy Osobom Pozbawionym Wolności i Ich Rodzinom; 1984 – 89 – w redakcji „Tygodnika Mazowsze”; uczestniczka obrad Okrągłego Stołu. Maria Znaniecka, Warszawa – dziennikarka „Młodego Rolnika”; w latach 80. związana z opozycją; jej mieszkanie służyło jako skrzynka kontaktowa; odbywały się w nim również zebrania redakcyjne „Tygodnika Mazowsze”; w stanie wojennym przez kilka tygodni ukrywała Konrada Bielińskiego i Ewę Kulik. Ewa Zydorek, Poznań – działaczka związkowa; w 1981 roku w komisji zakładowej „Solidarności” w Okręgowym Przedsiębiorstwie Rozpowszechniania Filmów w Poznaniu; w stanie wojennym organizatorka pomocy dla internowanych; od 1983 roku razem ze swoim przyszłym mężem, Julianem Zydorkiem tworzyła podziemne pismo „Rezonans” i wydawnictwo „Awers”. Julian Zydorek, Poznań – w 1981 członek prezydium Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Wielkopolska; po wprowadzeniu stanu wojennego internowany; po zwolnieniu w dalszym ciągu związany z opozycją poznańską, zatrzymany ponownie za druk nielegalnego pisma „Rezonans”.

9

Piotr Wójcik, Warszawa – dziennikarz; w latach 80. kolporter prasy podziemnej, głównie „Tygodnika Mazowsze”; w okresie 1987 – 1989 drukarz w wydawnictwie „Krąg”, współpracownik Przeglądu Wiadomości Agencyjnych.

4

Mariusz Tuliński, Poznań – plastyk; w latach 80. jeden z twórców pisma „Veto”.

drugi obieg

Joanna Trzeciak-Walc, Podkowa Leśna – polonistka; uczestniczka wydarzeń marcowych na Uniwersytecie Warszawskim w 1968 roku; w latach 70. związana z Komitetem Obrony Robotników i Niezależną Oficyną Wydawniczą, potem z legalną i nielegalną „Solidarnością”.

NASI ROZMÓWCY

Zygmunt Szafrański, Samsonowice – technik obróbki skrawaniem; w latach 1980 – 1981 członek komisji zakładowej „Solidarności” w Fabryce Automatów Tokarskich; uczestnik strajku zorganizowanego w proteście przeciw wprowadzeniu stanu wojennego; w latach 80. drukował wydawnictwa Solidarności Walczącej.

P

P O M O C N I K D L A N A U C Z Y C I E L I

Wybrane wydawnictwa podziemne: Awers – poznańskie wydawnictwo podziemne założone w 1983 przez Ewę i Juliana Zydorków. Jego nakładem ukazywały się m.in. zbiory poezji, kalendarze i kartki świąteczne.

drugi obieg

5

2

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Biblioteka Historyczna i Literacka – wydawnictwo założone przez uczestników Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela po rozpadzie ugrupowania w 1978. Redakcję tworzyli m.in. Jan Dworak, Bronisław Komorowski i Marian Piłka. Nakładem oficyny ukazywały się książki historyczne i teksty literackie. CDN – oficyna wydawnicza założona przez Czesława Bieleckiego na przełomie 1981/1982. Drukowała m.in. publikacje na temat historii Europy Środkowo-Wschodniej, książki oraz czasopisma, m.in. część nakładu „Tygodnika Mazowsze”. InPlus – wydawnictwo istniejące w latach 80., powiązane z działalnością Społecznego Komitetu Nauki. Wydawało m.in. dotowaną przez SKN serię „Lektury studenckie”, pismo „Almanach Humanistyczny”. Założycielami byli Wiesław Bieliński i Krzysztof Siemieński. INTERNOWA – wydawnictwo utworzone przez Juliana Zydorka w ośrodku dla internowanych w Kwidzynie. Działało w 1982, jego nakładem ukazał się m.in. „Śpiewnik internowanego” i zbiór wierszy „Kiedy Polacy prawdziwie powstaną”. Krąg – wydawnictwo działające w Warszawie od 1981, założone przez Andrzeja Rosnera. Drukowało literaturę piękną i publikacje na temat najnowszej historii Polski, filozofii, ekonomii oraz krajowe wydania „Aneksu”, „Krytyki” i „Zeszytów Historycznych”. Po 1989 działało oficjalnie. NOWa, Niezależna Oficyna Wydawnicza – największe wydawnictwo drugiego obiegu założone w 1977 w Warszawie i kierowane przez Mirosława Chojeckiego, następnie przez Grzegorza Bogutę. NOWa była wydawnictwem bardzo wszechstronnym: publikowała m.in. dokumenty związane z historią „Solidarności”, wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych, literaturę piękną, książki historyczne oraz wiele periodyków. Obecnie działa jako SuperNOWA. Oficyna Wydawnicza RYTM – niezależne wydawnictwo powstałe w 1983 z inicjatywy Teodora Klincewicza i Tadeusza Mariana Kotarskiego. Jego nakładem ukazywały się teksty publicystyczne, historyczne, poezja, a także kwartalnik społeczno-polityczny „21”. W 1990 zalegalizowała swoją działalność i funkcjonuje do dzisiaj. Most – podziemne wydawnictwo założone w Warszawie jesienią 1984 przez dziennikarzy niezależnych; szefem został Maciej Łukasiewicz. W 1988 oderwała się sekcja poligraficzna z Markiem Krawczykiem na czele i utworzyła „PoMost”. Wydawnictwo drukowało przede wszystkim literaturę piękną i prace o tematyce historyczno-społecznej. Od 1990 roku funkcjonowało oficjalnie. Przedświt – wydawnictwo drugiego obiegu funkcjonujące w latach 1982 – 1990, założone przez literatów: Wacława Holewińskiego i Jarosława Markiewicza. Poza cenzurą publikowało nową polską poezję, teksty literackie, historyczne oraz czasopisma (m. in. „Wezwanie”, „Karta”). Wydawnictwo im. Konstytucji 3 Maja – warszawskie wydawnictwo podziemne założone we wrześniu 1978, związane początkowo z Ruchem Obrony Praw Człowieka i Obywatela. W 1983 szef oficyny Paweł Mikłasz utworzył wydawnictwo „Myśl”, funkcjonujące do 1989.

Wybrane pisma drugiego obiegu: „ABC” – pismo ukazujące się w latach 1984 – 1989. W skład zespołu redakcyjnego wchodzili: Bronisław Komorowski, Andrzej Krawczyk, Waldemar Maj i Marcin Nawrot. Tytuł był poświęcony problematyce regionu w trójkącie: a – Adriatyk, b – Bałtyk, c – Morze Czarne.

„Czas” – pismo społeczno-polityczne wydawane w Poznaniu w latach 1984 – 1988. Powstało z inicjatywy Macieja Frankiewicza, twórcą i pierwszym redaktorem naczelnym był Włodzimierz Filipek. „Droga” – pismo wydawane w Warszawie w latach 1978 – 1980 i 1984 – 1989, zostało założone przez Leszka Moczulskiego w czerwcu 1978. Od kwietnia 1980 „Droga” pełniła rolę organu Konfederacji Polski Niepodległej, publikującego jej dokumenty i artykuły programowe. „Hipolit” – pismo podziemne wydawane od 1 kwietnia 1984 do 17 kwietnia 1989 przez robotników Zakładów Przemysłu Metalowego Hipolit Cegielski w Poznaniu. Redagowali je Henryk Popielewski i Elżbieta Ruta. „H” wypełniały artykuły poświęcone problematyce zakładu oraz informacje o akcjach podziemia solidarnościowego w Poznaniu. „Hutnik” – pismo wychodzące w Krakowie w latach 1981 – 1989. Jego założycielem i wydawcą był Wojciech Marchewczyk. Publikowało teksty uchwał i komunikatów podziemnych struktur „S”. „Hutnik” był pismem o największym nakładzie w Małopolsce. „Komunikat KOR” – ukazująca się w latach 1976 – 1980 publikacja KOR, a od 1977 – KSS KOR, zawierająca głównie oświadczenia KOR i informująca o represjach, jakie dotykały środowisko opozycyjne. Powielana i kolportowana w większych ośrodkach w Polsce. „KOS” – podziemny tygodnik, następnie dwutygodnik, wydawany w Warszawie przez Komitet Oporu Społecznego w latach 1982 – 1989. Redakcję tworzyli: Krystyna Bratkowska, Wojciech Eichelberger, Konstanty Gebert, Julian Radziewicz, Krystyna i Stefan Starczewscy.

3

„CDN” – tygodnik wydawany w latach 1982 – 1984 przez podziemne Niezależne Zrzeszenie Studentów we Wrocławiu. Redagowali go: Krzysztof Bąkowski, Leszek Budrewicz, Waldemar Czechowski, Wojciech Hahn, Jakub Pigoń. Publikowano teksty poruszające sprawy studenckie oraz artykuły o ówczesnej sytuacji w Polsce.

5

„Biuletyn Łódzki” – podziemne czasopismo ukazujące się w Łodzi w latach 1982 – 1989, redagowane przez Wiesława Maciejewskiego, Jerzego Gzika i Waldemara Omiecińskiego. Biuletyn obok pism „Solidarności Walczącej” był najdłużej ukazującym się łódzkim tytułem podziemnym. Zamieszczano w nim m.in. bieżące wiadomości, oświadczenia oraz informacje dotyczące represji wymierzonych w opozycjonistów.

drugi obieg

„Biuletyn Dolnośląski” – czasopismo podziemne wychodzące w latach 1979 – 1990 we Wrocławiu, początkowo związane z Komitetem Samoobrony Społecznej Ziemi Dolnośląskiej. Od 1980 redakcję tworzyła grupa związana z Kornelem Morawieckim. W piśmie publikowano m.in. artykuły na tematy historyczne, analizy sytuacji w PRL i przedruki z prasy zachodniej i emigracyjnej.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

„Bez cenzury” – gazetka tworzona przez Włodzimierza Mękarskiego na podstawie nasłuchów zagranicznych rozgłośni radiowych. Pismo wychodziło w 1982 na terenie wrocławskiego więzienia przy ul. Kleczkowskiej.

drugi obieg

5

4

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

„Obserwator Wielkopolski” – pismo wydawane przez zarząd Regionu Wielkopolska, wychodzące od 6 września 1981 do 19 sierpnia 1990. Założycielem i pierwszym redaktorem naczelnym był Grzegorz Gauden. Po wprowadzeniu stanu wojennego grupa przyjaciół (m.in. Ryszard Czapara, Piotr Kasznia, Krystyna Krynicka, Marek Przybyła) postanowiła wydawać gazetę pod znanym w regionie tytułem. Podziemny „OW” zawierał informacje bieżące, publicystykę, programowe teksty polityczne oraz zamieszczał relacje z obozów dla internowanych, porady: jak zachować się w czasie zatrzymania. Od nr 1 (4 marca 1990) przez krótki czas wydawany legalnie. „Opinia” – organ ROPCiO, jako pierwsze pismo podziemne podało do publicznej wiadomości skład oraz adres redakcji, wchodzili do niej m.in: Andrzej Czuma, Leszek Moczulski, Emil Morgiewicz, Adam Wojciechowski, Wojciech Ziembiński. Publikowano materiał informacyjny, oficjalne dokumenty ROPCiO oraz artykuły o problematyce wiejskiej i ekonomicznej. Tytuł ukazywał się w latach 1977 – 1981; w 1990 został wznowiony i wychodził legalnie. „Podaj Dalej” – pismo Studenckiego Komitetu Solidarności we Wrocławiu wydawane w latach 1978 – 1980. Tytuł był redagowany przez: Leszka Budrewicza, Stanisława Huskowskiego, Jacka Malca, Sławomira Najnigiera, Renatę Otolińską i Jana Sobczyka. Podawało informacje o działaniach opozycji, represjach, opisywało również wydarzenia na uczelni, w kraju i na świecie. „Region: pismo NSZZ Solidarność Dolny Śląsk” – organ Regionalnej Komisji Wykonawczej NSZZ „Solidarność” Dolny Śląsk, ukazujący się od 15 listopada 1987 do 23 grudnia 1989 we Wrocławiu (od numeru 56 legalnie). W skład zespołu redakcyjnego wchodzili m.in. Paweł Kasprzak, Paweł Kocięba-Żabski, Adam Lipiński. „R” zawierał głównie bieżące informacje, komunikaty RKW oraz wywiady. „Regionalny Informator Solidarności Śląsko-Dąbrowskiej” – dwutygodnik Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, od stycznia 1983 Regionalnej Komisji Wykonawczej Regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Założycielami byli Jerzy Buzek, Krzysztof Gosiewski i Jerzy Łoik. Ukazywał się od stycznia 1982 do lutego 1989. W „RIS” zamieszczano oświadczenia RKW i Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej, informacje na temat działalności podziemia oraz artykuły dotyczące sytuacji społeczno-gospodarczej w kraju i regionie. „Rezonans” – biuletyn informacyjny NSZZ „Solidarność” Wielkopolskich Zakładów Teleelektronicznych „Telkom-Teletra” w Poznaniu. Pismo było wydawane w 1981 oraz nielegalnie w latach 1983 – 1984. Informowało o najważniejszych wydarzeniach w kraju i w zakładzie. Redakcję tworzyli m.in. Andrzej Jankowski i Elżbieta Mińska. „Robotnik” – dwutygodnik założony w 1977 przez członków i współpracowników KSS „KOR” adresowany do środowisk robotniczych. Tytuł świadomie nawiązywał do legendarnego organu Polskiej Partii Socjalistycznej. Do redakcji należeli m.in.: Bogdan Borusewicz, Dariusz Kupiecki, Jan Lityński, Helena Łuczywo, Witold Łuczywo, Wojciech Onyszkiewicz, Józef Śreniowski, Irena Wóycicka, Henryk Wujec, Ludwika Wujec. „Róbmy swoje” – pismo wydawane w latach 1987 – 1989 w poznańskim Instytucie Naukowym Obróbki Plastycznej i „Tarpanie”. Poruszało tematy dotyczące zakładów pracy oraz omawiało sytuację polityczną w kraju. „Solidarność” – w okresie legalnej działalności związku najważniejsze pismo gdańskiej „Solidarności”. W latach 1982 – 1989 było organem Regionalnej Komisji Koordynacyjnej NSZZ „Solidarność”. Publikowano w nim wywiady, bieżące informacje oraz dokumenty RKK. W skład redakcji wchodzili Maciej Łopiński i Mariusz Wilk.

„Tygodnik Wojenny” – czasopismo informacyjno-publicystyczne ukazujące się w latach 1982 – 1985 w Regionie Mazowsze NSZZ „Solidarność”. Zawierało m.in. wiadomości oraz teksty omawiające aktualną sytuację w kraju. Założycielami i redaktorami byli m.in.: Waldemar Baraniewski, Włodzimierz Cichomski i Jan Strękowski. „Wola” – podziemny tygodnik ukazujący się w Warszawie w latach 1982 – 1989. Redaktorami byli m.in. Michał Boni i Andrzej Urbański. Pismo ściśle współpracowało z Międzyzakładowym Komitetem Koordynacyjnym NSZZ „Solidarność” będącym tajnym porozumieniem warszawskich zakładów. Na łamach „Woli” dużo uwagi poświęcano problemom pracowniczym. „Veto” – podziemne pismo wydawane nieregularnie w Poznaniu w latach 1982 – 1988. Zawierało teksty różnorodne tematycznie, fragmenty książek, na jego łamach prowadzono dyskusje. Redakcję tworzyli: Jarosław Maszewski, Wojciech Pawlak i Piotr Buczkowski. „Z Dnia na Dzień” – pismo dolnośląskiej „Solidarności”. Wychodziło w latach 1981 – 1990. Do redakcji należeli m.in.: Kornel Morawiecki, Zenon Pałka, Krzysztof Turkowski i Henryk Zieliński. W piśmie ukazywały się głównie informacje o działalności opozycji i dokumenty „Solidarności”.

5

„Tygodnik Mazowsze” – najważniejsze i najpopularniejsze pismo informacyjne podziemnej „Solidarności” lat 80. Pierwszy numer „TM” ukazał się 11 lutego 1982 sygnowany numerem 2. Oprócz informacji w piśmie zamieszczano oświadczenia konspiracyjnej TKK oraz RKW Mazowsze, wiadomości o represjach, dyskusje o polityce opozycji wobec reżimu. W redakcji „TM” znaleźli się m.in.: Tomasz Burski, Zofia Bydlińska, Anna Dodziuk, Wojciech Kamiński, Krzysztof Leski, Helena Łuczywo, Piotr Pacewicz, Joanna Szczęsna, Marta Woydt, Ludwika Wujec. Ostatni – 290 numer – ukazał się 12 kwietnia 1989, a zespół „TM” zaangażował się w tworzenie „Gazety Wyborczej”.

5

„Tu Teraz: okupacyjne pismo nauczycieli” – pismo wychodzące w latach 1982 – 1989 w Warszawie. W skład redakcji wchodzili m.in: Jan Herczyński, Julian Radziewicz, Edward Wieczorek. W tytule zamieszczano artykuły dotyczące oświaty.

drugi obieg

„Solidarność Ziemi Łódzkiej: biuletyn informacyjny Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Solidarność” – wydawany w Łodzi przez Międzyzakładowy Komitet Założycielski Ziemi Łódzkiej od 11 października 1980 do 4 listopada 1981. Zespół redakcyjny tworzyli: Benedykt Czuma, Stefan Niesiołowski i Andrzej Woźnicki. Gazeta podawała przede wszystkim wiadomości związane z działalnością „Solidarności”, często pojawiały się teksty przypominające o najważniejszych rocznicach.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

„Solidarność Walcząca” – podziemne pismo wydawane we Wrocławiu w latach 1982 – 1990 przez organizację Solidarność Walcząca. Członkowie redakcji: Kornel Morawiecki, Andrzej Kisielewicz, Jerzy Peisert, Maria Peisert-Kisielewicz. Pisma o tym samym tytule były wydawane również w innych miastach przez działaczy lokalnych struktur SW, m.in. w Białymstoku, Katowicach, Krakowie, Gdańsku, Łodzi i Poznaniu. Publikowano w nich informacje bieżące i wzywano do akcji protestacyjnych.

Kalendarium:

1976

25 czerwca. Strajki robotnicze i starcia z milicją w Radomiu, Ursusie i Płocku. 23 września. Powstaje Komitet Obrony Robotników, pierwsze jawne ugrupowanie opozycyjne w PRL.

drugi obieg

5

6

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

29 września. Wychodzi pierwszy numer „Komunikatu KOR”. Równocześnie zaczyna ukazywać się „Biuletyn Informacyjny” redagowany przez członków i współpracowników KOR.

1977 26 marca. Powstaje Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela. 30 kwietnia. Ukazuje się pierwszy numer „Opinii”, pisma ROPCiO. 15 maja. Studenci UJ powołują Studencki Komitet Solidarności. wrzesień. Powstaje Niezależna Oficyna Wydawnicza.

1978 11 stycznia. Grupa intelektualistów zakłada Towarzystwo Kursów Naukowych. Członkowie TKN prowadzili seminaria i wykłady na tematy nieobecne w oficjalnym życiu naukowym. 23 lutego. Powstaje pierwszy Komitet Założycielski Wolnych Związków Zawodowych (w Katowicach). Komitet – poddany silnym represjom – nie rozwinął jednak szerszej działalności. 16 października. Kardynał Karol Wojtyła zostaje wybrany papieżem i przybiera imię Jan Paweł II.

1979 2 – 10 czerwca. Odbywa się pierwsza pielgrzymka Jana Pawła II do ojczyzny. 29 lipca. Powstaje Ruch Młodej Polski, ugrupowanie opozycyjne utworzone przez gdańskich studentów. 1 września. Powstaje konspiracyjna Konfederacja Polski Niepodległej – organizacja opozycyjna pretendująca do miana partii politycznej.

1980 1 lipca. Wybuchają masowe strajki spowodowane podwyżką cen mięsa. Zainicjowane w Lublinie i Świdniku szybko rozprzestrzeniają się na cały kraj. 14 sierpnia. Rozpoczyna się strajk w Stoczni Gdańskiej im. Włodzimierza Lenina. 31 sierpnia. W Gdańsku wicepremier Mieczysław Jagielski i przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego Lech Wałęsa podpisują porozumienia sierpniowe. 10 listopada. Sąd Najwyższy rejestruje Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „Solidarność”.

1983 20 lipca. Rada Państwa decyduje o zniesieniu (od 22 lipca) stanu wojennego. 5 października. Lech Wałęsa otrzymuje pokojową Nagrodę Nobla.

1984 21 lipca. Sejm uchwala amnestię. 19 października. Funkcjonariusze MSW porywają i zabijają kapelana „Solidarności” ks. Jerzego Popiełuszkę.

1985 14 kwietnia. Powstaje Ruch „Wolność i Pokój”. 23 maja – 14 czerwca. Odbywa się jeden z ostatnich procesów politycznych: Władysław Frasyniuk, Bogdan Lis, Adam Michnik skazani na kary od 2,5 do 3,5 roku więzienia.

1986 31 maja. Aresztowanie przewodniczącego mazowieckiej „Solidarności” Zbigniewa Bujaka, przebywającego w ukryciu od wprowadzenia stanu wojennego.

7

11 lutego. Pierwszy numer „Tygodnika Mazowsze” – najpopularniejszego pisma informacyjnego w drugim obiegu. 22 kwietnia. Przebywający na wolności liderzy „Solidarności” tworzą Tymczasową Komisję Koordynacyjną NSZZ „Solidarność” – przywództwo podziemnych struktur związkowych. czerwiec. Powstaje Solidarność Walcząca. 31 sierpnia. W całej Polsce odbywają się manifestacje w drugą rocznicę podpisania porozumień sierpniowych; kilka ofiar śmiertelnych. 23 grudnia. Likwidacja obozów dla internowanych, przetrzymywani w nich działacze „Solidarności” wychodzą na wolność.

5

1982

drugi obieg

3 kwietnia. Ukazuje się pierwszy numer „Tygodnika Solidarność”, ogólnopolskiego pisma związkowego. 5 września. Rozpoczyna się I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ „Solidarność”; delegaci wybierają na przewodniczącego związku Lecha Wałęsę. 12/13 grudnia. Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego wprowadza stan wojenny; około dziesięciu tysięcy działaczy „Solidarności” zostaje zamkniętych w ośrodkach internowania. 14 grudnia. Pojawiają się pierwsze pisma wydane przez „Solidarność” podziemną. 16 grudnia. Milicja i wojsko pacyfikują kopalnię „Wujek”, w wyniku tej akcji zginęło dziewięciu górników.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

1981

11 września. W wyniku amnestii na wolność wychodzą ostatni działacze opozycji. 29 września. Powstaje pierwsza jawna struktura „Solidarności” – Tymczasowa Rada NSZZ „Solidarność”.

1987

drugi obieg

5

8

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

25 października. TKK i TR „S” kończą działalność; powstaje nowe przywództwo związku – Krajowa Komisja Wykonawcza NSZZ „S” z Lechem Wałęsą na czele. 9 listopada. Aresztowanie Kornela Morawieckiego, przywódcy Solidarności Walczącej, ukrywającego się od grudnia 1981 roku.

1988 25 kwietnia – 10 maja. W kilku dużych zakładach wybuchają strajki. 15 sierpnia – początek września. Kolejna fala strajków. 27 sierpnia. Czesław Kiszczak oświadcza gotowość do negocjacji z opozycją.

1989 6 lutego – 5 kwietnia. Toczą się obrady Okrągłego Stołu. 4 czerwca. Odbywają się wybory do sejmu i senatu, w których zwycięstwo odnosi opozycja: uzyskała 35 procent miejsc w sejmie (wszystkie możliwe do zdobycia) oraz 99 na 100 mandatów w senacie. 24 sierpnia. Tadeusz Mazowiecki, główny doradca „Solidarności”, zostaje premierem.

Wybrana bibliografia: Błażejowska Justyna, Potworne i niebezpieczne słowo – powielacz, „Biuletyn IPN” 2007 nr 12. Droga do niepodległości. „Solidarność” 1980 – 2005, red. Adam Borowski, Warszawa 2005. Friszke Andrzej, Opozycja polityczna w PRL 1945 – 1980, Londyn 1994. Grochola Wiesława, NOWa a PRL – Słowo jak dynamit, „Karta” 2006 nr 49. Kto był kim w drugim obiegu? Słownik pseudonimów pisarzy i dziennikarzy 1976 – 1989, red. Dobrosława Świerczyńska, Warszawa 1995. Lipski Jan Józef, KOR, Warszawa 2006. Opozycja w PRL: słownik biograficzny 1956 – 89, red. nacz. Jan Skórzyński, Warszawa, 2000, t. 1 – 3. Rudka Szczepan, Poza cenzurą. Wrocławska prasa bezdebitowa 1973 – 1989, Warszawa, Wrocław 2001. Ruzikowski Tadeusz, Bezpieka przeciwko „Robotnikowi”, „Biuletyn IPN” 2008 nr 8 – 9. Solidarność podziemna 1981 – 1989, red. Andrzej Friszke, Warszawa 2006. Waligóra Grzegorz, Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela 1977 – 1981, Warszawa 2006. Zabijanie słowem. O cenzurze w PRL – z Aleksandrem Pawlickim, Tomaszem Strzemboszem i Wiesławem Władyką rozmawiają Władysław Bułhak i Barbara Polak, „Biuletyn IPN” 2004 nr 2.

9

www.13grudnia81.pl www.slownik-niezaleznidlakultury.pl www.encyklopedia-solidarnosci.pl www.karta.org.pl www.sierpien1980.pl www.sws.org.pl www.pamietaniepeerelu.pl Strona projektu „Pamiętanie Peerelu. Opowieści o wspólnych i indywidualnych sposobach na system: 1956-1989”. Tu zamieszczamy nasze poprzednie notesy i dodatkowe materiały dla nauczycieli i uczniów uzupełniające ten notes.

5

Proponowane strony internetowe:

drugi obieg

Bibuła, reż. Zbysław Kaczmarek, Polska, 23 min. Drukarze cz. 1. (O siewcach wirusa wolności), reż. Henryk Urbanek, Polska 2006, 25 min. Drukarze cz. 2. (Dyskretny urok wolnej prasy), reż. Henryk Urbanek, Polska 2006, 25 min. Głową mur przebijesz. Solidarność Walcząca, reż. Grażyna Ogrodowska, Leszek Furman, Polska 2007, 45 min. KOR, reż. Andrzej Wolski, Francja 1988, 53 min. Nadzieja z bibuły, reż. Jerzy Morawski, Polska 2007, 46 min. Rodowody niepokornych, reż. Andrzej Horubała, Polska 1998, 110 min. ROPCiO, reż. Wiktor Skrzynecki, Polska 2007, 28 min. Solidarność. Jak zerwaliśmy żelazną kurtynę cz. 1., reż. Krystyna Mokrosińska, Polska 2000, 56 min. Solidarność. Jak zerwaliśmy żelazną kurtynę cz. 2., reż Krystyna Mokrosińska, Polska 2005, 10 min.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Proponowane filmy:

Fragmenty wywiadów zebrane i przedstawione w tej publikacji to doskonały materiał do pracy z młodzieżą. Warto sięgnąć po nie, gdy rozmawiamy z uczniami o prawach człowieka, swobodach obywatelskich i ich poszanowaniu, wtedy gdy pokazujemy różne formy i znaczenie aktywności obywatelskiej. Wspomnienia te silnie przemawiają do wyobraźni i emocji młodego człowieka. Tym bardziej, że ich autorami są ludzie, którzy bezpośrednio uczestniczyli w opisywanych wydarzeniach. Z myślą o nauczycielach szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych prezentujemy scenariusze dwóch lekcji. Są godne polecenia zwłaszcza jako pomysł na zajęcia z przedmiotu wiedza o społeczeństwie lub na godziny wychowawcze, choć można je też realizować w ramach programu historii i języka polskiego. Mam nadzieję, że lektura tych wywiadów zachęci uczniów do dyskusji oraz refleksji na temat roli społeczeństwa obywatelskiego oraz sytuacji młodego człowieka w dzisiejszym świecie. M������� H����������� C������ E������� O������������

TEMAT: „KONSPIRA 80” W ZWIERCIADLE SWOICH WSPOMNIEŃ, SWOJEGO JĘZYKA I W LITERATURZE PIĘKNEJ. SCENARIUSZ LEKCJI JĘZYKA POLSKIEGO W LICEUM. Czas: dwie godz. lekcyjne

Przed lekcją: Nauczyciel daje uczniom załącznik 1, prosząc o lekturę w domu. 1. Wstępna rozmowa z uczniami o przeczytanych fragmentach – wyjaśnienie ich historycznego kontekstu. Np.: a. Nauczyciel pyta: Czego dotyczą przeczytane przez nich opowieści? Kim są opowiadający? Jakie były kolejne etapy pracy nad numerem podziemnego pisma? Jakie trudności napotykali konspiratorzy pracujący nad jego wydaniem? b. Ustala: Czy dla uczniów jasne są pojęcia: cenzura, drugi obieg, bibuła, kolportaż ulotek, czy wiedzą, kiedy w Peerelu powstał drugi obieg wydawniczy i co w nim było wydawane, jakie inne wydawnictwa (emigracyjne) kształtowały życie literackie w Peerelu? c. Jeśli uczniowie nie znają odpowiedzi na któreś z pytań, nauczyciel przekazuje krótką, trzyzdaniową informację. 5-10 min. 2. Samodzielna praca uczniów z fragmentami z wywiadów z notesu – analiza języka tych wypowiedzi. Uczniowie mają na ławkach wszyscy ten sam wybór fragmentów (załącznik 1). Nauczyciel rozdaje kartki z zadaniami – każdemu uczniowi jedną z pięciu. W klasie będą powtarzać się te same polecenia. Uczniowie pracują jednak sami – każdy nad swoim zadaniem. Polecenia: 1. We fragmentach: II, IV, VI znajdź cechy języka mówionego. Weź pod uwagę słownictwo, składnię, frazeologię, wypisz lub zaznacz w tekście przykłady zwrotów i wyrażeń ilustrujących te cechy.

1

Przebieg zajęć:

6

����� ���: jak wyglądała nielegalna działalność wydawnicza w Peerelu i jaki był etos konspiratora; zna pojęcia: cenzura, drugi obieg, bibuła, kolportaż.

drugi obieg

����� ����: dostrzec różnicę między literaturą faktu a literaturą piękną i rozumie jej konsekwencje dla interpretacji tekstu; dostrzegać i nazywać różnice konwencji literackich; dostrzec rolę narracji i kreacji narratora w epice; rozpoznać cechy językowe wywiadu jako gatunku z pogranicza polszczyzny mówionej i pisanej; dostrzec zależność między językiem grupy a jej etosem.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Cele: ����� ������: analizę cech polszczyzny mówionej, stylu potocznego, gwary i stylu artystycznego, cech narracji i rozpoznawanie różnych konwencji literackich, w tym także gatunkowych cech wywiadu.

3. Jakim językiem mówią narratorzy tych historii? – podsumowanie pracy uczniów. Proponuję nie powielać wprost pytań zawartych w poleceniach, tylko zadać jedno pytanie całej klasie, prosząc by w odpowiedzi uczniowie uwzględniali wyniki swoich analiz. Nauczyciel domaga się cytatów i przykładów ilustrujących nie tylko cechy słownictwa, ale też składni, frazeologii etc. 10-15 min.

drugi obieg

6

2

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

2. We fragmentach: III, IV, VIII znajdź cechy, które uznałbyś za charakterysytyczne dla gwary środowiska konspiratorów polskich z lat 80. Wypisz lub zaznacz w tekście przykłady zwrotów i wyrażeń ilustrujących je. 3. We fragmentach: I, V, VI, VII znajdź cechy, które wskazują na to, że jest to wypowiedź w języku potocznym. Weź pod uwagę słownictwo, składnię, frazeologię, wypisz lub zaznacz w tekście przykłady zwrotów i wyrażeń ilustrujących je. 4. We fragmentach V, VI znajdź cechy językowe świadczące o emocjonalnym stosunku opowiadającego do opisywanych zdarzeń. Weź pod uwagę słownictwo, składnię, frazeologię, wypisz lub zaznacz w tekście przykłady zwrotów i wyrażeń ilustrujących je. 5. We fragmentach III, VI, VIII wskaż cechy języka i kompozycji, które mogą wskazywać na to, że jest to opowieść o zdarzeniach z przeszłości. Wypisz lub zaznacz w tekście przykłady zwrotów i wyrażeń ilustrujących je. 10 min.

4. Rozmowa z uczniami o: – związkach tego języka z etosem „konspiry” – i konwencją gatunkową analizowanych tekstów. Dostosowując pytania do wyników rozmowy o języku, nauczyciel pyta np.: Czego można się dowiedzieć o mówiących ze sposobu, w jaki opowiadają? Jacy są? Jacy chcą się wydać? Co chcą podkreślić w swoich wspomnieniach i jakimi środkami to robią? Po co używają zdrobnień imion? Liczby mnogiej? Gwarowego słownictwa? Wulgaryzmów? Kolokwializmów? Jaki jest ich stosunek do swoich wspomnień – lubią wspominać tamte zdarzenia, czy nie? Dlaczego? Czy mają dystans do opisywanych wydarzeń? Jeśli tak, z czego on wynika? Jeśli nie, dlaczego? Które cechy ich języka wskazują na obecność lub brak dystansu? Czy to jest język mówiony, czy pisany? Jaki to rodzaj literatury, gatunek? W odpowiedziach na te pytania uczniom należy pozostawić swobodę. Ważne, by jej wynikiem była umiejętność dostrzegania jakichkolwiek związków między sposobem mówienia a etosem jakiejś grupy. Jeśli będzie to także zrekonstruowanie etosu „Solidarności” z uwzględnieniem takich jego cech (i ich językowych przejawów), jak: wspólnotowość, egalitaryzm, solidarność etc., tym lepiej. 10-15 min. Przerwa 5. Praca w grupach nad fragmentami opowiadania Agnieszki Osieckiej „Biała bluzka”. Nauczyciel dzieli klasę na góra 4-osobowe zespoły. Grupy siadają razem. Każdy uczeń dostaje tekst (załącznik 2.), a każda grupa taką kartkę z zadaniem:

Zadanie: Przeczytajcie tekst, który dostaliście. Spróbujcie porównać teksty omawiane na poprzedniej lekcji z prozą Osieckiej. Skoncentrujcie się na kategoriach z tabeli. Przedyskutujcie te problemy, poświęcając więcej uwagi nowemu tekstowi, ale odwołujcie się także do tekstów z poprzedniej lekcji. Po 10-min rozmowie zapiszcie w tabeli wnioski.

Fragmenty z notesu „Drugi obieg”

Główny temat tekstu O czym to jest przede wszystkim? Cechy stylu i języka (koniecznie z przykładami)

Tej rubryki nie wypełniajcie, zrobiliśmy to już na poprzedniej lekcji.

Gatunek literacki i konwencja opowieści (użyj możliwie wielu określeń, nie musisz decydować się na jedno z nich) Macie 20 minut. 6. Rozmowa – podsumowanie pracy w grupach. a. Nauczyciel pyta o: I. różnice w wizerunku konspiratorów II. narratorkę tekstu Osieckiej i o stopień jej wiarygodności III. to, co różni jej perspektywę od perspektywy narracyjnej osób wypowiadających się w tekstach z notesu, IV. różnice gatunkowe między obydwoma tekstami i wynikające z nich różnice języka. V. przekaz – temat obydwu tekstów VI. to, w jakim stopniu teksty te mogą być źródłem wiedzy o działalności konspiracyjnej w latach 80.? Staramy się, by uczniowie uświadomili sobie różnice gatunkowe i stylistyczne między tekstami, różnice konwencji (np. świadectwo, deformacja, karykatura, komizm, liryzm, melodramatyczność), różnice form wypowiedzi (wywiad, monolog) i ich konsekwencje, dostrzegli poetyckie zabiegi w prozie Osieckiej, zastanowili się nad stosunkiem do języka w literaturze pięknej i w innych tekstach, nad kreacją i rolą narratora w tekście beletrystycznym i różnymi formami subiektywizmu. 20 min. K�������� D���������

6

Stosunek opowiadającego do środowiska i działań „konspiry” (nie musi być jednoznaczny)

3

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Postać opowiadającego: kim jest w stosunku do innych postaci? ile wie? z jakiej perspektywy opowiada? na ile można mu wierzyc?

drugi obieg

Fragmenty „Białej bluzki” Agnieszki Osieckiej

drugi obieg

6

4

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

ZAŁĄCZNIK I. Teksty dla uczniów – wybór fragmentu z notesu. „Drugi obieg 1976 – 1989”. Warszawa 2008 I. Komitet redakcyjny się zbierał u mnie w domu (…) Kolegia redakcyjne to było gadulstwo. Wszyscy palili papierosy, więc było pełno dymu i pełno słów. Spotkania trwały bardzo długo. Mówiło się, co na następne spotkanie napisać. (…) Nie było żadnego redaktora naczelnego, który mówił – wy możecie sobie gadać, ale ja decyduję! Wszystkie decyzje osiągaliśmy za pomocą konsensusu. Oczywiście, były kłótnie. Jeden chciał to, drugi co innego, ale nie przypominam sobie, żeby nie było w końcu zgody na to, co się ukaże w numerze. Piotr Piotrowski, Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80. II. Dużo uwagi poświęciliśmy deklaracji programowej do pierwszego numeru „Robotnika”. Było kilka ostrych dyskusji: między innymi, czy w tej deklaracji mówić o niepodległości? Ja uważałam, że nie, dlatego że to wystraszy czytelników „na dzień dobry”. Helenka Łuczywo mówiła – Jak to? Przecież niepodległość każdy Polak ma we krwi! Stanęło na tym, że była ta niepodległość w pierwszej deklaracji. Skład redakcji bardzo szybciutko się ustalił. To byli ci, którzy byli najbardziej zaangażowani w akcję pomocy robotnikom [po strajkach w czerwcu 1976 roku w Radomiu i Ursusie władze szykanowały robotników, pozbawiając ich pracy oraz wytaczając im procesy sądowe]. Oczywiście od razu – Janek Lityński. Chodził do tej samej szkoły, co Helenka Łuczywo, oni się przyjaźnili… Ludwika Wujec, Warszawa, „Robotnik”. Lata 70. III. Maszyna powielaczowa do komisji uczelnianej „Solidarności” Akademii Rolniczej dotarła drogą pół towarzyską, pół oficjalną. Była używana, tak zwany second hand – ale na chodzie. Załatwiła ją Ania Potok przez swoją siostrę, która mieszkała w Berlinie. No więc powielacz stał i cały czas zawadzał. Ale 13 grudnia 1981 to był najcenniejszy przedmiot, który od razu wyniosłem! Szefowi mówię, że zabieram powielacz. On – Jasne! Biorę studentów. Oni wywożą mi ten powielacz: Staszek Karpiński (będzie przez wiele lat kolporterem), Grześ Kumorek (będzie drukarzem) i Gosia Jędryczka (akurat niczym nie będzie, ale też już w innych strukturach jest zaangażowana). Ja wpierw kitram [chowam] to u siebie w instytucie – w piwnicach jest świetne miejsce, taka chłodnia i ciemnia. Dwa, trzy dni później… Nie, chyba już w poniedziałek, studenci pomagają mi powielacz zabezpieczyć. Wywożą go na sankach, w koszu wiklinowym na bieliznę. Po drodze się wygłupiają. Z tym wszystkim zjeżdżają z górki na sankach. Ja towarzyszę im z daleka, obserwując, i to, co widzę, doprowadza mnie do wściekłości, bo oni według mnie się afiszują. A oni tak specjalnie robią, żeby nie było znać. Wywożą powielacz do kościoła świętego Kostki, na Winiarach [dzielnica Poznania]. Po latach się dowiem się, że został wtedy schowany w wieży kościelnej. To jest ważne, bo do czasu powielacza offsetowego, czyli do 1985 roku, to była podstawowa maszyna, na której trzepaliśmy „Obserwatora”. Ryszard Czapara, Poznań, „Obserwator Wielkopolski”. Lata 80. [����� ���������������]

Mariusz Tuliński, Poznań, „Veto”. Lata 80. VI. Kolportaż wyglądał różnie. To było dawanie do ręki ludziom, którym się ufało, i oni dawali innym. Albo to było zostawianie w miejscach widocznych typu parapet na uczelni. Albo zrzucanie z dachów różnymi technikami. Najbardziej pospolita technika rzucania dwustronicowej gazetki jest taka, że się bardzo mocno ją zwija, a jak to się wyrzuci pionowo na odpowiednią wysokość, to się w powietrzu rozpręża i mamy na pięćdziesiąt metrów w obie strony, przy odpowiednim wietrze. To kiedy się rzuca z tłumu. Z dachu natomiast metoda jest taka, że ulotki są związane sznurkiem, układa się je na dachu czy parapecie i się zostawia zapalonego papierosa. Papieros przepala sznurek, to się rozpręża i bach! Leszek Budrewicz, Wrocław, „CDN”. Lata 80. [����� ���������������] VII. To było 26 kwietnia 1982. U Edka Wasilewskiego, z którym wtedy się spotykałam i byliśmy razem, ukrywał się Krzysiek Siemieński z żoną i córką paroletnią. Ponieważ różne rzeczy robili, to była taka konspiracja zaczerpnięta z wojny – „na kwiatek”, „na doniczkę”. W tej części, w której mieszkali, był balkon i chyba dwa okna. Kwiatek stał zasłonięty firankami i taki wygląd okna informował, że w mieszkaniu nie ma MO [Milicja Obywatelska] ani SB. Jak coś się zmienia, to znaczy, że jest źle. Ja mieszkałam o przystanek od mieszkania Edka Wasilewskiego. I jadę autobusem, wracam z pracy i widzę,

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

5

V. To był koszmar, to, co myśmy tam robili. Jestem święcie przekonany, absolutnie i do końca, że to, że drukowaliśmy w takich warunkach i takimi materiałami, to była przyczyna śmierci zarówno Krzycha Gierszala, jak i Jarka Maszewskiego. Myśmy pracowali po prostu w koszmarnych warunkach, na rozpuszczalniku, który się przecudnie, już zabójczo nazywa – cykloheksan. On samą nazwą zabijał. To była skondensowana trucizna, myśmy byli jak na haju po takim całonocnym drukowaniu. Drukowało się w piwnicy, a w pozostałej części tych podziemnych pomieszczeń rozkładało się to, bo to od razu nie schło. Tak, że powierzchnia parowania tego gówna była tak wielka, że w lecie, jak się rano zbieraliśmy, to na tym leżały muchy, komary, pająki, wszystkie pozabijane, tylko myśmy się jeszcze ruszali.

6

Andrzej Maszewski, Poznań, „Veto”. Lata 80.

drugi obieg

IV. Wojtek Pawlak był tak szalony, że drukował „Veto” na przykład w kostnicy w szpitalu w Puszczykowie. Była niezwykle bezpiecznym miejscem, ale jednak trzeba było uciekać – jakaś wsypa, ktoś się zorientował. Skończyło się na tym, że Jarek pewnego dnia przyszedł i powiedział, że jego przyjaciel, też z Puszczykowa, plastyk, umówił go na spotkanie w domu, gdzie będzie można drukować. Tylko jest jeden problem – mianowicie szwagier właściciela jest komendantem milicji w Stęszewie i też mieszka w tym domu! I pamiętam rozmowę z Jarkiem na strychu w Mosinie. Ja mówię – Jarek to, kurwa, to jak nie wrócisz za dwie godziny, to kurwa jest katastrofa. Ja byłem przerażony. A Jarek jakoś ufał temu człowiekowi. Poszedł i okazało się, że rzeczywiście ten milicjant tam był, i okazał się później niezwykle pomocny. Na przykład robił takie numery, że jechał radiowozem za maluchem wiozącym bibułę. Nie posunął się do tego, żeby wozić bibułę radiowozem, ale, że tak powiem, konwojował, żeby móc interweniować w razie czego. Jedno, co nam powiedział kiedyś, dobrze pamiętam – jeżeli jego ktoś wsypie, to on będzie musiał tego kogoś zastrzelić, bo dla niego to byłby koniec świata [śmiech]. I gdzieś tam go rozumiałem.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

6 6 drugi obieg

że od mojego domu do swojego idzie piechotą, z bukiecikiem fiołków, Edek. Romantyczne rozstrzygnięcie sytuacji: był u mnie, nie zastał, wraca do siebie. Zerkam tak kontrolnie, bo zawsze patrzyłam w to okno jego mieszkania i widzę, że jest odsłonięta firanka. Myślę sobie – Jakaś afera! A on gapa, tego nie zauważy. Dojeżdżam do siebie i rzucam się w pogoń, ale on przez ten czas już kawał odszedł. Drę się do nieprzytomności, palpitacje, że go nie dogonię, naprawdę taka scena filmowa. Dopadłam go tuż przed klatką. Odwrócił się. Do głowy mu nie przyszło spojrzeć do góry (czyli miałam rację). Odchodzimy na bok. Zaczynamy chodzić w odległości takiej możliwie dalekiej, żeby nas tam nikt nie wypatrzył. Weszliśmy do wieżowca naprzeciwko, ale to było bardzo daleko, nie mamy lornetki, nie mamy jak, w taki normalny sposób, sprawdzić, co się stało w mieszkaniu. Już się zdążyło od tego popołudnia może i ściemnić, ale nadal nie wiemy, co zrobić. On mówi – Ja pójdę! Ja mówię – Wiesz, nie ma co. Ja jednak mogę udawać osobę postronną, jestem znikąd. Wchodzę, otwiera mi Ewa Siemieńska. I oczywiście nic się nie stało. Ewa sprzątała, zapomniała, rozsunęła firankę, zdjęła doniczkę, w ogóle nikt się tą konspiracją, poza mną, nie przejmował. Anna Kołyszko, Warszawa, związana z podziemiem solidarnościowym. Lata 80. VIII. Krzysiek nadal drukował, aż dopóki nie wpadł z drukarnią, ale to już parę lat później [w 1983]. Po tej rewizji przybiega do mnie Ewa Siemieńska, zdenerwowana. Opowiada, jak był kipisz u nich w domu i mówi – Słuchaj, musiałam zjeść taką kartkę, co leżała na stole. Ja mówię – A co tam było napisane? – Żelazko do prasowania. Ja mówię – Wariatka, co to nie możesz mieć kartki: żelazko do prasowania? – Tak, ale tam było napisane: jak ktoś przyjdzie po towar, to powiedz, że żelazko. Anna Kołyszko, Warszawa, związana z podziemiem solidarnościowym. Lata 80.

ZAŁĄCZNIK 2. Agnieszka Osiecka „Biała bluzka” – fragmenty I. Nerwowa proza. Koza u parowoza, neuroza. Nerwy, strzępy, nerwy w strzępach. Nie widziałam Andrzeja od trzech tygodni. Może umarł. (…) Koniec kozy, koniec powroza. Przytul mnie, wytul, ucałuj, może ostatni już raz, a co wypiłam, nie żałuj i odkręć gaz. Pas. II. Nagle patrzę: młody brodaty, podobny do A.M., ale inny, bo wystraszony, kurtka zielona, torba zielona, olbrzymia, a nad torbą mil, milicjant, natrząsa się i papierami potrząsa i na młodego łypie, a to jeszcze dowód, a legitymacja, a co tam macie, obywatelu, a tam, a papiery, no to pokażcie; A Ja, Ja, co na pamięć takie torby i takie ręce, i takie oczy znam, Ja zaraz do akcji: a tak, a tak panie władzo, z takimi to trzeba ostro; na bazarze ich pełno, po kompletach, po kompotach tajnych to ich pełno, ale w domu to nie usiedzą, o niee, Ja, panie władzo, co się przez takiego nacierpiałam, w czwartym miesiącu ciąży mnie zostawił, z bliźniakami w brzuchu, chłopiec i dziewczynka…. Co pani, co pani tutaj… Jak to zostawił? Plącze się Władek. A tamten nic, stoi (…) A Ja dalej, jak na bębnach, byle prędko: a tak, a tak, tacy są najgorsi, ekstrema,

TEMAT: WOLNOŚĆ SŁOWA? � INFORMACJA W PEERELU. Cele lekcji: – Ukazanie ograniczeń w dostępie do informacji w państwie autorytarnym. – Zwrócenie uwagi na rozbieżności między zasadami a praktyką życia publicznego w Peerelu. – Uświadomienie znaczenia wolności słowa.

7 6 drugi obieg

III. Najpierw miałam taki pomysł, że przyjdę do Andrzeja zupełnie trzeźwa. Mijały godziny, a ja wciąż piłam. (…) Weszłam i szczęście. Staliśmy w oknie przytuleni i tuliliśmy się. Serce czuliło mi się nieprzytomnie. Starałam się rozpłaszczyć nos o szary, szorstki sweter Andrzeja pachnący ekstramocnymi. (…) Zamknęłam oczy. (…) Przede mną stała siwa czterdziestoletnia kobieta. W ręce – pince-z, jak w teatrze. Sztywna, szara, ubrana w coś jakby habit. Z gatunku tych, co się kręcą koło młodych pedałów myśląc, że im coś skapnie. – Hej – powiedziała do Andrzeja. On powiedział – hej. Potem wszedł młody z czarną brodą i powiedział – hej. Andrzej mu odpowiedział – hej, witaj. Potem weszli bardzo młodzi z dzieckiem, potem sekta „zen” z fajkami w zębach, potem dziewczynka w ciąży, potem ksiądz (…) i wszyscy powiedzieli – hej – albo – cześć, a Andrzej im odpowiadał wszystkim – hej albo – hej-witaj. Siedli na podłodze. Ja też, ale byłam wściekła. Oparłam się o czerwony stołek. Zrobił mi plamę. (…) Andrzej – powiedziałam– pobrudziłam się, widzisz? Przez ten stołek. – Hej, witaj – odpowiedział. Pociągnęłam z flaszki. Sekta „zen” rozłożyła się koło mnie. Chcesz fajkę? Nie chcę. Przewinęła się ta siwa, chcesz herbaty? Nie chcę. Ksiądz się rozsiadł jak kobieta. Chcesz ciastko? Nie chcę. Co wy wszyscy tacy klawi jesteście, co jest, hej. Pociągnęłam z flaszki. (…) Po kątach brzęczały różne tematy: młody Hegel, Żydzi, taktyka… Nagle cicho się zrobiło, jak w szkole. Usłyszałam głos Andrzeja, zacinający się lekko głos ucznia przy tablicy. – Dobry wieczór państwu. Na początek zastanówmy się nad kwestią: Czym była Polska Mieszka I na mapie politycznej Europy… No nie! To już jest bezczelność. A może ja chcę dziecko mieć? A może Ja jestem w ciąży? – Ty Mieszku I, może ja dziecko chcę mieć, nie zastanawiałeś się nad tym? Kopnęłam stołek. Trzasnęło księdza w plecy. Ruszyli na mnie. Przyleciała ta siwa opiekować się. Już bez okulara. A Andrzej odwrócony. Nie ma go. (…) Rzuciłam się za Andrzejem do okna. Umknął Mi. Rozwarłam na oścież, rozdarłam się na całą ulicę: „halo, halo, pójdźcie ludzie, cuda w tej budzie! Głodnych nakarmimy, biednych napoimy, jest panna Nika, co koziołka fika. Kochani, jest taka sprawa, że jeden pan zaprosił mnie na oświadczyny. Przyszłam Ba! Przybiegłam z wielkiej miłości, w drogocennym welonie, a tu nie oświadczyny, tylko imieniny. Jak imieniny, to imieniny. Prosimy do środeczka. (…) O, tutaj mamy taką małą drukarenkę, ale można przerobić na bimbrownię. (…) Sześćdziesiąt dni dookoła świata, zemsta kosmosu, konspiracja, demonstracja, monstrancja, wszystko po to, żeby się od najtrudniejszego wymigać – żeby się co dzień przy tej samej kobiecie nie budzić, za mlekiem nie stać, w ogonie nie trwać…

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

a robić się nie chce, starą matkę do ogonka pośle, a sam z torbą na miasto leci, z torbą gna, żeby innych ludzi otorbiać… (…) a ekstrema stoi jak wół, kopnęłam go w kostkę, syknął, a Ja: spływaj, giń ekstremo, jazda…

Uczeń potrafi: – Zdefiniować pojęcie drugiego obiegu. – Dostrzec różnice w dostępie do informacji przed 1989 rokiem i po przemianach Okrągłego Stołu. – Określić formy ograniczania wolności słowa. – Przedstawić rolę swobodnego obiegu informacji w życiu społecznym.

drugi obieg

6

8

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Przebieg lekcji:

Czas: 45 minut.

1. Nauczyciel pyta uczniów, jak obecnie wygląda dostęp do informacji? Skąd czerpiemy wiedzę na temat tego, co dzieje się w świecie kultury i polityki zarówno w kraju, jak i poza jego granicami? Nauczyciel dzieli tablicę na dwie części. W jednej części u góry pisze „PRL”, w drugiej „DZIŚ”. Na części „DZIŚ” zapisuje źródła informacji wskazane przez uczniów. 2. Nauczyciel dzieli klasę na trzy grupy i prosi, by każda grupa zapoznała się z rozdanymi tekstami (poniżej) i zastanowiła nad pytaniami: 1) Do jakich źródeł sięgano, by uzyskać informacje w Peerelu? 2) Co sprawiało, że były to informacje wiarygodne bądź niewiarygodne? Nauczyciel zapisuje odpowiedzi uczniów na pierwsze pytanie w części tablicy „PRL”. Następnie prosi, aby uczniowie, posiłkując się treścią poniższych tekstów jak i tym, co zostało napisane po obu stronach tablicy („DZIŚ” i „PRL”) udzielili odpowiedzi na dwa pozostałe pytania: 3) Jak oceniasz łatwość dostępu do rzetelnej informacji dzisiaj, a wtedy? 4) Jaką rolę w dostępie do informacji odegrała twoim zdaniem działalność podziemnych wydawnictw? TEKST A Może miałem pecha, że ja w rodzinie nie znałem żadnego bohatera – typu powstaniec wielkopolski, jakiś akowiec? Nikogo takiego nie miałem, kto mógłby powiedzieć o Katyniu i tak dalej. U moich kolegów z Wildy też nie było takich wzorców. Ojciec nie miał czasu słuchać Wolnej Europy. Ja znalazłem na śmietniku jakieś stare radio poniemieckie, przyniosłem, naprawiłem, to sobie czasami próbowałem puszczać. Wyzywali mnie babcia, bo to chrapało, hałas robiło, nie? Ale politycznie zacząłem dojrzewać dopiero, gdy byłem w zakładzie pracy, kiedy między kolegami były jakieś polityczne rozmowy. A tak naprawdę – to dopiero w 1980 roku, jak zaczęła się pokazywać ta prasa nasza, te książki niezależne. Zresztą ja do dzisiaj mam trochę tych książek, co tam wychodziły wtedy z podziemia, co je u nas w Regionie sprzedawano. Wtedy dużo ich przeczytałem. Zdzisław Rozwalak Poznań, przewodniczący wielkopolskiej „Solidarności” 1980 – 1981. TEKST B Będąc w ósmej klasie szkoły podstawowej, przeczytałem „Archipelag Gułag” Sołżenicyna. W trzy noce, każdy tom w jedną noc, bo ona na tyle czasu – ta książka – była pożyczona. Wtedy zrozumiałem mnóstwo z tego, co się dzieje, zrozumiałem całą historię ostatnich lat, istotę systemu. Zrozumiałem, gdzie jestem, gdzie żyję, że istnieje inny świat oprócz powieści, że jest Instytut Literacki w Paryżu. Już nigdy ten świat nie wyglądał dla mnie w taki niewinny sposób.

Czyli bardzo mnie ta książka politycznie zmieniła. To było strasznie ważne dla mnie przeżycie. Szczególnie ta intensywność samej lektury – wiedziałem, że mam noc, a później mi ją zabierają.

4. Nauczyciel rozdaje uczniom małe karteczki (po dwie na osobę), na środku tablicy lub arkuszu szarego papieru nakleja karteczkę z napisem „Cenzura”. Prowadzący prosi uczniów, by napisali na każdej z karteczek skojarzenie z pojęciem „cenzura” i przykleili do tablicy w taki sposób, żeby podobne skojarzenia odchodziły w jednej linii od środka – jak promienie (metoda „słoneczka”). Z zawieszonych skojarzeń nauczyciel formułuje definicję cenzury. Następnie zadaje uczniom pytanie: – Co było przyczyną cenzurowania niektórych informacji i faktów w czasach Peerelu – łamania wolności słowa? 5. Prowadzący czyta uczniom fragment artykułu z obowiązującej w PRL konstytucji z 22 lipca 1952 roku: Art 71. 1. Polska Rzeczpospolita Ludowa zapewnia obywatelom wolność słowa, druku, zgromadzeń i wieców, pochodów i manifestacji. 2. Urzeczywistnieniu tej wolności służy oddanie do użytku ludu pracującego i jego organizacji drukarni, zasobów papieru, gmachów publicznych i sal, środków łączności, radia oraz innych niezbędnych środków materialnych. – Nauczyciel podaje przykłady, w których prawa te nie były respektowane (cenzura, aresztowania uczestników spotkań opozycyjnych, ograniczanie przydziału papieru niezbędnego do druku itd.). 6. „Burza mózgów” na temat innych przykładów łamania wszelkich praw człowieka w Peerelu. 7. Nauczyciel podsumowuje lekcję. Zwraca uwagę na zapiski na tablicy – „DZIŚ”, „PRL” i wyniki „burzy mózgów”. Uświadamia, że właśnie takiej rzeczywistości się przeciwstawiano na różne sposoby (np. drugi obieg). To między innymi dzięki odwadze wielu Polaków i ich determinacji mamy dostęp do wielu źródeł informacji, różnych perspektyw danego problemu i bez obaw możemy formułować i wygłaszać swoje opinie i sądy.

9

3. Po dyskusji prowadzący prosi uczniów, aby odnosząc się do tego, co zostało powiedziane, spróbowali odpowiedzieć na pytanie: – Jakie jest znaczenie wolności słowa we współczesnym świecie?

6

Maciej Frankiewicz Poznań, pisma Solidarności Walczącej. Lata 80.

drugi obieg

TEKST C Ale tak prawdę mówiąc – podstawową funkcją tych gazetek było po prostu to, że one istniały, że one się ukazywały. To może zaskakiwać dzisiaj, ale dla wielu odbiorców tej prasy nie było tak bardzo istotne, co pisaliśmy (jakość druku była często tak zła, że nawet trudno było pismo przeczytać), najważniejsze było, że „Solidarność” – będąca tym oporem, tym sprzeciwem – istnieje; że bezpiece nie udało się jej zlikwidować, zniszczyć, że ciągle są ludzie, którzy w imieniu większości próbują stawiać opór.

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Roman Kurkiewicz Warszawa, uczeń szkoły podstawowej w latach 70.; związany z pismem „Tu Teraz” i wydawnictwem InPlus w latach 80.

8. Prowadzący zadaje uczniom pracę domową: Na podstawie wybranego fragmentu artykułu z dowolnego dziennika czy czasopisma zredaguj tekst, stosując się do podanych wytycznych cenzora (patrz Załącznik).

drugi obieg

7

0

POMOCNIK DLA NAUCZYCIELI

Celem tego zadania jest uświadomienie uczniom, jak wiele informacji było przemilczanych i jak wyglądałyby informacje w gazetach, gdyby cenzura nadal obowiązywała. Nauczyciel może dostosować „wytyczne cenzora” do współczesności, np. zamiast ruchu hippies – subkultury, zamiast podanych nazwisk autorów – inne, funkcjonujące obecnie w mediach, nazwiska twórców. ZAŁĄCZNIK: Wytyczne cenzora (fragmenty z „Czarnej księgi cenzury”, wyd. NOWa, 1981): – W niektórych rejonach kraju mogą mieć miejsce wypadki chorób bydła, trzody chlewnej i koni, ujawnienie których mogłoby spowodować trudności w eksporcie z Polski żywca oraz surowców i produktów pochodzenia zwierzęcego. W związku z tym nie należy zezwalać na publikowanie żadnych informacji (w prasie codziennej, radiu i TV oraz w wydawnictwach periodycznych) o ewentualnym wystąpieniu na terenie kraju następujących chorób zwierzęcych: 1) Pryszczyca 2) Choroba pęchęrzykowa świń 3) Bruceloza 4) Białaczka 5) Nosacizna 6) Pomór świń – Należy bezwzględnie (z PAP, prasy, radia i tv) usuwać wszelkie dane zbiorcze dotyczące ilości: 1) wypadków drogowych 2) pożarów 3) utonięć Jak również tonować zbyt alarmistyczne formy publikacji na ten temat. Zapis nie dotyczy opisów lub relacji z pojedynczego wypadku oraz materiałów podejmujących akcję profilaktyczną (bez szczegółowych danych cyfrowych). – W stosunku do niżej wymienionych pisarzy, naukowców i publicystów przebywających na emigracji (w większości współpracowników wrogich wydawnictw i ośrodków propagandy antypolskiej) należy przyjąć zasadę bezwarunkowego eliminowania ich nazwisk oraz wzmianek o ich twórczości, poza krytycznymi, z prasy, radia i TV oraz publikacji nieperiodycznych o nienaukowym charakterze (literatura piękna, publicystyka, eseistyka). Wymienieni są m.in.: Jerzy Giedroyc, Gustaw Herling-Grudziński, Jan Nowak-Jeziorański, Tomasz Staliński (był to pseudonim Stefana Kisielewskiego). – Nie należy dopuszczać do publikacji w masowych środkach przekazu danych liczbowych obrazujących stan i wzrost alkoholizmu w skali całego kraju. Dane te można zwalniać wyłącznie w poważnych publikacjach specjalistycznych, np. pisma medyczne, „Problemy Alkoholizmu” itp. – Nie należy dopuszczać do publikacji żadnych materiałów, dotyczących ruchu hippies w Polsce, utrzymywanych w tonie aprobującym, tolerancyjnym itp. Można publikować jedynie materiały jednoznacznie krytyczne. M�������� G�����

Zapraszamy do Domu Spotkań z Historią Serdecznie zapraszamy uczniów szkół ponadpodstawowych (w grupach do 30 osób) na wystawy multimedialne prezentowane w Domu Spotkań z Historią. Opowieści świadków historii, zdjęcia, filmy, plakaty i inne dokumenty zgromadzone na wystawach to poruszający przekaz, który odkrywa przed zwiedzającym indywidualny wymiar skomplikowanych, a często tragicznych wydarzeń historii XX wieku. W dniach 16 grudnia 2008 – 15 lutego 2009 zapraszamy na wystawę: 60 lat temu w Warszawie. Fotografie PAP 1947 – 48 Na wystawę składa się około dwieście fotografii pokazujących różne aspekty rzeczywistości społecznej tamtego czasu, uzupełnionych krótkimi komentarzami z ówczesnej prasy, fragmentami kronik filmowych oraz relacjami świadków, mieszkańców Warszawy. Jednocześnie proponujemy grupom gimnazjalnym i licealnym udział w Spotkaniach z Historią – multimedialnych warsztatach, podczas których koncentrujemy się na wybranym zagadnieniu z obszaru tematycznego wystawy, ukazanym przede wszystkim poprzez świadectwa indywidualne. Warsztaty mają niekonwencjonalny, interaktywny charakter. Wykorzystujemy w nich różnego typu źródła historyczne (dokumenty, wspomnienia, dzienniki, fragmenty prasy) oraz dźwiękowe i filmowe relacje świadków, fotografie i filmy archiwalne. Angażując uczniów do samodzielnej pracy ze źródłami, umożliwiamy im bezpośredni kontakt z historią. Na prowadzonych przez nas zajęciach docieramy do zakorzenionych w nas głęboko stereotypów i uprzedzeń, szukamy ich genezy. Stawiamy pytania i wspólnie próbujemy na nie odpowiadać. Goście, nauczyciele i uczniowie mogą, oprócz zwiedzania wystawy, skorzystać z czytelni przy księgarni historycznej oraz zasobów archiwalnych DSH – Filmoteki, Pracowni Ikonograficznej i Archiwum Historii Mówionej. Dom Spotkań z Historią zaprasza na warsztaty zatytułowane Opowieści o Grudniu ’81 oraz Opowieści o Marcu ’68 realizowane na bazie projektu historii mówionej Pamiętanie Peerelu według pomysłu pisarki i dziennikarki Anki Grupińskiej. Celem projektu jest przybliżenie uczniom historii PRL przez indywidualne doświadczenie uczestników wydarzeń tamtej epoki. Oferta edukacyjna DSH jest stale rozszerzana, a kolejne propozycje będą umieszczane na naszej stronie internetowej. Wszystkich nauczycieli gorąco zachęcamy do stałej współpracy i czekamy na Państwa opinie. Pytania oraz zgłoszenia grup prosimy kierować pod numer telefonu: 022 826 51 95 lub drogą elektroniczną [email protected] . Prosimy o wcześniejszą rezerwację grup. Uwaga! Wstęp na wystawy i udział w warsztatach jest bezpłatny. Dział Edukacji DSH Dom Spotkań z Historią jest czynny od wtorku do piątku 10.00 – 18.00 oraz w soboty i niedziele 11.00 – 17.00 ul. Karowa 20, 00-320 Warszawa tel. (022) 826 51 95, www.dsh.waw.pl

Opowiem ci o wolnej Polsce

– spotkania młodzieży ze świadkami historii Opowiem ci o wolnej Polsce to wspólny program edukacyjny Centrum Edukacji Obywatelskiej, Muzeum Powstania Warszawskiego oraz Instytutu Pamięci Narodowej. Zachęcamy uczniów, aby wraz z nauczycielami przygotowywali projekty poświęcone najnowszym dziejom Polski, poszukiwali nieznanych bohaterów ważnych wydarzeń z przeszłości, zbierali relacje żyjących świadków historii. Uczniowie przeprowadzają wywiady z osobami, które brały aktywny udział w życiu politycznym i społecznym Polski w latach 1939-1989, sprzeciwiając się obowiązującym systemom władzy. Spotkanie jest nagrywane w formie audio lub wideo, a następnie opracowywane. Zadaniem młodzieży jest opowiedzenie innym o historii i ludziach, których poznali – organizacja wystawy, przygotowanie spektaklu, nagranie filmu lub audycji radiowej.

www.ceo.org.pl/opowiem

Organizatorzy zapewniają: 1. Materiały pomocnicze do realizacji projektu. 2. Szkolenia dla nauczycieli i młodzieży. 3. Wsparcie merytoryczne i organizacyjne projektów szkolnych. 4. Regionalne prezentacje. 5. Ogólnopolski finał. 6. Archiwizację materiałów i wykorzystywanie ich w pracach edukacyjnych i naukowych.

Drugi obieg 1976–1989, notes edukacyjny dla szkół ponadpodstawowych Wybór i opracowanie: Kamil Dworaczek Redakcja: Anka Grupińska i Joanna Wawrzyniak Scenariusze lekcji: Katarzyna Długołęcka i Magdalena Gryguś Konsultacja historyczna: dr Paweł Sowiński Konsultacja dydaktyczna: Marianna Hajdukiewicz Korekta: Zofia Wieluńska Opracowanie graficzne: rzeczyobrazkowe.pl Opieka organizacyjna: Agnieszka Nowakowska Autorzy notesu serdecznie dziękują panu Tomaszowi Abramowiczowi i panu Marcinowi Jabłońskiemu oraz rozmówcom projektu „Pamiętanie Peerelu” za zgodę na wykorzystanie zdjęć z ich kolekcji. Dziękujemy też pani Agacie Passent za zgodę na wykorzystanie fragmentów opowiadania „Biała bluzka” Agnieszki Osieckiej. Fragmenty opowieści zaczerpnięte zostały z tekstów opracowanych w ramach projektu historii mówionej prowadzonego przez Ankę Grupińską „Pamiętanie Peerelu. Opowieści o wspólnych i indywidualnych sposobach na system: 1956-1989” dla Ośrodka KARTA. Rozmowy prowadzili i opracowali: Aleksandra Bańkowska, Magdalena Czoch, Kamil Dworaczek, Jacek Galewski, Krzysztof Kasprowicz, Maria Kococik, Natalia Łuczyńska, Joanna Mroczkowska, Jan Olaszek, Monika Stachura, Joanna Wawrzyniak, Zofia Wieluńska, Adrian Włodarczyk, Honorata Zapaśnik. ISBN 978-61283-05-8 Wydawca: Ośrodek KARTA, Warszawa 2008

Zrealizowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

www.pamietaniepeerelu.pl

Suggest Documents