Akty poznania 1. Za tymi murami słychać łzy dziewczyny. Podobne to do zgrzytu wskazówek na zegarze czasu. Cesarzowa stąpa lekko, z gracją, jaka przystoi tylko jej podobnym. Po omacku przemierzając korytarze, potyka się o cuchnące wyziewy piwnic. Mur raz jest, raz nie. Po namyśle postanawia miłosiernie unieść dłoń. Miłosiernie przez chwilę się waha. Purpurowe stopnie, łaskawie łaskotane jej odciskami, muszą czuć się uszczęśliwione. Poziomy różnią się intensywnością oparów. Mimo to jej cesarska mość wkracza w mrok. W łaskawości swojej postanawia nie otwierać oczu. Miłosiernie kieruje palec ku fundamentom. Miłosiernie brnie na oślep. Od jej miłosierdzia zależy przecież szczęście tego miejsca. Konfrontacja zdarzyła się, zdarzy jeszcze, chleb powszedni cesarzowej. Cesarzowa czasem słucha słowika. Raczy być wtedy bardziej niż zamyślona. Uwielbia się nad nim znęcać, zawiązując purpurową wstążeczkę na dziobie. Uwielbia się modlić. Podczas jednej modlitwy wyrywa jedno piórko. Cesarzowa uwielbia.

-

-

-

No i..? Dotknęła jego twarzy. Co? Co wybierasz? Uśmiechnęła się. Poszukaj jeszcze. Chcę to wszystko zakończyć czymś niepowtarzalnym. Czyli? Przygryzła wargę. Czyli, znajdź coś wyjątkowego. W tym mieście może być ciężko. Znajdź coś na miarę tego miasta. A jeśli... Wtedy się zastanowię. Idealnym przedmiotem są usta kobiety. Kolekcjonuję je. Drugim idealnym przedmiotem jest duma młodej kobiety. To też zbieram. Trzecią idealną rzeczą jest cierpienie młodej kobiety. Szukam go.

Opowiedz mi o niej. Powiedz o jej ustach, czy są piękne? Usta kobiety kryją całą prawdę. Powiedz, jakie ma włosy, jaki gust, ile razy, i dokąd, wychodzi z domu. Jaką ma skórę? Jak pachnie, woli mocny czy delikatny makijaż? Czy chodzi do kościoła, jakie są jej piersi, jest twarda, czy przeciwnie? Jakie czyta książki? Czy kocha? Czy kochała? Czym jest dla niej miłość? Opowiedz mi jej historię.

1

Dłoń powoli zanurzała łyżeczkę w płynie, a ciepło muskało ją, przyklejając się do skóry. Jednak kawowo zaczęła pachnieć dopiero po chwili, na samym końcu, gdy już cały pokój przesiąkł tym zapachem. Pod jego wpływem usiadła swobodniej. Czuła, że to nadchodzi. Poddała się wrażeniu z całą uległością, na jaką było ją stać. Rozkosz wypełniła ją blaskiem. Po chwili spłynął w nią i wtedy zaczęła krzyczeć. A biel w niej i biel poza nią stała się jednym. Krew zsunęła się do gardła. I przybyło tamto strącając ją w otchłanie mroku.

cesarzowa patrzysz na nią słowik kogo cesarzowa wiem ładna jest słowik cesarzowa ładna słowik daj jej spokój cesarzowa aha słowik chcę stąd wyjechać mam dość tego miasta cesarzowa wyjedziesz w końcu każdy wyjeżdża słowik (bierze gitarę do ręki i zaczyna uderzać w puste struny) chcę wyjechać jeszcze dzisiaj cesarzowa po co o tym mówisz ciągle pada kiedyś wyjedziesz a teraz nie myśl o tym to najprościej słowik nie pozwalasz mi zapomnieć cesarzowa ja ci niczego nie zabraniam słyszysz jak krople walą w parapet słowik słyszę ciebie i twoje zboczenie cesarzowa swoje też słowik po co do mnie przyszłaś cesarzowa zagraj słowik cesarzowa więc dla niej grałeś jej już dzisiaj słowik podła jesteś cesarzowa prawda ale gdyby mnie nie było ty nie mógłbyś być taki wspaniały słowik jesteś największą szmatą jaką znam cesarzowa to brzmi prawie jak komplement (po chwili kładąc dłonie na oparcie wózka) ale ona pragnie ich bardziej niż ja jest piękna prawda podoba ci się nie musisz się o nic martwić załatwię to za ciebie któregoś dnia zobaczysz przyjdzie i na pewno cię pokocha musi być wspaniała gdy stoi w oknie teraz też tam jest o szkoda pewnie sobie wyobraża że grasz specjalnie dla niej to takie kobiece zagraj może się zjawi (całując go w policzek) zrób jej przyjemność (słowik zaczyna grać jakiś szybki utwór po kilku taktach szarpie mocno najniższą strunę która pęka ze zduszonym okrzykiem odrzuca od siebie instrument cesarzowa siada mu na kolanach głaszcze po twarzy całuje w usta) cesarzowa już dobrze słowik gdybyś nie była moją siostrą zabiłbym cię cesarzowa i kto by się tobą wtedy zaopiekował czy jakaś inna dałaby ci tyle ciepła i radości słowik (odwraca głowę) nie chcę tego dzisiaj robić cesarzowa ty sam nie wiesz czego chcesz (osuwa się na podłogę ciągnąc go za sobą słowik po chwili ulega cesarzowa rozpina mu spodnie) cesarzowa a gdy świt zalewał jego złote palce próbował się podnieść i poczuł że coś zostało mu odebrane na zawsze wówczas go przeklął i ciągnąc za sobą swój bezwładny odwłok podążył w stronę gdzie znajdowało się ich gniazdo by dokończyć kopulację gdy dotarł na miejsce na ziemię spadła pierwsza kropla krwi jego syna a gdy powstały kałuże zamoczył w jednej palce i naznaczył oczy pierwszej która do niego wyszła i oślepła a była to jego siostra wówczas przyszedł i wypełnił ją po brzegi i upodobał sobie jej ciało na mieszkanie, a ją samą nazwał swą oblubienicą i od tej pory był już zawsze przy niej

2

Monolog przed lustrem: myślą dotykam twojej twarzy. Twarzy pozbawionej rysów. Stugłowa ośmiornica położyła na niej mackę. Jesteś jedną z milionów, a przecież wyjątkowa. Jesteś, w której zawiera się ludzkość. Ty i oni – jedność. Ty i oni – pełnia. A przenikanie się księżycowego ze słonecznym nadają twej skórze blask. I oto nie złoto, lecz błękit opadł ze stóp twoich. Od zapomnienia chronisz przestrzeń i znowu wypływasz. Twe skronie owinięte chłodem nocy zdają się być piękniejsze jeszcze. A czas, który ci pozostał spożytkujesz na biernym trwaniu, wierząc, że mój głos nie jest moim, a słowa zawsze głoszą prawdę. Oto płyniesz po przestrzeni miast, przekonana, że dźwięk gitary zapowiada przeznaczony tobie los. Karm się tym, póki nie odkryjesz jedynej wartej poznania zasady bytu, a jeśli będziesz silna, wytrwasz i od tej pory posiądziesz prawdę w duszy i ciele. Rozkoszy tak wiele. Wiele. Sierpniowe słońce rzuca diamenty przed jesienne chłody. Powietrze przesiąknięte pierwiastkami mgły, które nie zdążyły się jeszcze docenić. Słowik gaśnie wcześniej, ustępując pola płazom i insektom. Drzewa inaczej, nawet kwiaty tracą. Twarz kobiety pokrywa ledwo widoczna smuga smutku, tak, jakby z letnimi upałami odpływała cząstka jej radości. Cała abstrakcyjność jej natury najbardziej jaskrawo ujawnia się właśnie wówczas. Paradoks, którego mężczyźni nie pojmą być może nigdy. W tym czasie osiąga najwyższy stopień urody. Rozkwita, by jesienią już widocznie stanąć w makijażu cienia. Osobliwy smutek jesiennego ciała kryje tę prawdę o przemijalności rzeczy, której mężczyzna musi się dopiero uczyć. A zresztą, kto by chciał się przejmować nimi, nie wspominając o rozumieniu. Może gdyby byli trochę bardziej skomplikowani, odrobinę... zawikłani, gdyby natura obdarzyła ich jednym problemem więcej. Może wtedy. Też tak myślisz? Pocałuj mnie. Leżąc na pachnącym potem posłaniu dotykała jej skóry, świadoma swej władzy. Wiedziała, że jeśli nakaże jej odejść, wykona posłusznie polecenie, a gdy zacznie ją pieścić, będzie szczęśliwa. Nawet gdy bije ją po twarzy, ona nie ma żalu. Cała skomplikowaność sytuacji wymagała odpowiedniego spojrzenia, by nie wydać się banalną. Bo czymże jest kobieta, zbyt słaba fizycznie, by wierzyć w swą wszechmoc, bez przekonania o sile swej woli?! Czymże by być musiała? Czym by być nie mogła? Dlatego moja władza skazana jest na fikcyjność, wymagająca stworzenia fikcji, odegrania roli, w masce, na której wybór mam jedynie wpływ. Na szczęście gra obejmuje wszystkich. Dlatego jest cesarzowa, słowik i karzeł. Tylko kobieta jest w stanie pojąć kobietę, w pełni pokochać i sprawić absolutną rozkosz. Tylko kobieta umie naprawdę siebie znienawidzić. Zniszczyć. Niech skrzypce rozpoczną kolejny akt. Czym jest czarodziejska dolina królowej Lilith? Słowikiem zaplatającym warkocze liliom uderzeniem serca ciszą powiewem trenu wymykającej się z przyjęcia gwiazdy okrzykiem płonących włosów uderzeniem dotykiem mojry sokiem siódmym morzem otchłanią wychlorowanymi ulicami wydestylowanymi domami wydekoltowaną rzeźbą samca. Oddech. Gorycz wina paraliżuje opuszki, tworząc rysę na kośćcu plamiącego świat, niszczy rysy tej, która go przepowiedziała. Tak to wygląda – mężczyzna i kobieta, wokół kręci się świat – ale w rzeczywistości jest tylko kobieta ze swoim dualizmem, małym rajem i piekłem, w którym, nawet tam, kryje się odrobina szczęścia, z drzwiami nie otwieranymi i takimi, których się nigdy nie zamyka. Tak niewiele analiz jest potrzebnych. Dlatego jestem –

3

aby skomplikować, chociaż odrobinę życie, aby nadać mu rozmach, zapach, kroplę piękna. I blask ognia. 2. Było to zupełnie naturalne, że idąc nocną ulicą nic nie widziała. Tak naturalne, że przestała na chwilę zwracać uwagę na prowadzący ją niemal biegiem kształt. Powinna była widzieć lampy, prześwitujące przez mgłę, lub choćby światła mieszkań, ale w tym chłodzie, pośpiechu, nigdyniekończącychsię zakrętach, w tym wszystkim o co się potykała zupełnie zapomniała o tym pamiętać. Szli szybko, zwierzę towarzyszące jej szarpnięciami sygnalizowało zakręty, a pomrukami schody. Przemierzali noc w milczeniu, momentami tylko warknięcie, niezrozumiały gulgot zachrypniętego gardła, zalanego niegdyś krwią, rozerwanego ostrym błyskiem, bo w swym skarłowaciałym życiu wypowiedziało o jedną frazę za dużo. I czuła się jak w labiryncie, do którego po oślizgłych schodach powoli spływał deszcz. I brnęła przez niego z podniesioną głową. I nie wiedziała, że ręce nią kierujące są połamane, napuchnięte, czarne od węgla i ziemi. I nie wiedziała, że sukienka na niej rozdarła się tak – że większość nigdy by jej – odsłania. Krocząc przez korytarze wdychała dym papierosa. Biegiem przeskoczyli schody prowadzące w dół, potem w górę, zaliczyli dwa zakręty. Karzeł gwałtownie się zatrzymał. - To tu? zapytała. Wykonał nieokreślony ruch ciałem. - Dobrze. - Dobrze, powtórzył Pierrot. Poklepał karła po głowie, wsuwając w dłoń banknot. Uchlaj się. Po czym przeniósł spojrzenie na nią. - Cesarzowo? zadrżała na brzmienie jego głosu. Przyjrzał się rozdartemu materiałowi. Dotknął skórę, a kąciki jego warg nie wybrały żadnego kierunku. - Witaj w przybytku próżności. - Znalazłeś? - Cierpliwość jest darem bogów. Otworzył drzwi i wpuścił ją, pozwalając, by sama odkryła drogę. Nie zapalił światła, lecz papierosa, przylgnął do niej od tyłu i przebiegł dłonią od ud po szyję. Podał jej ustom nikotynowego czarta. Zaciągnęła się, dostosowując ruch płuc do tempa jego dłoni. Gdy odarł ją z sukienki odwróciła się i dotknęła lód jego twarzy. - Pierrot. Po co ci ta maska? - Za grzechy twoje pokutuję. - Kto ci kazał, głupcze? - Skoro ty tego nie robisz, cesarzowo. Zmieniła ton głosu. - A naprawdę. - Zgaduj. Masz wieczność, a potem piekło jeszcze. Przesunęła dłoń po gładkiej, matowej powierzchni. - Skąd ją masz? - Była robiona na zamówienie. - Jest zimna. - Dla zimnej kobiety. - Z czego jest zrobiona? - Z tytanu. - Jaki ma kształt? Nie mogę jej sobie wyobrazić. - Znasz weneckie maski?

4

- Aa. Gdyby nie była jeszcze taka zimna. Nie mogę znaleźć sznurka, Pierrot. - Nie ma go. - Więc jak? Skierował jej palce ku krawędziom, gdzie śruby zdradzały śpiące między ciałami implanty. Przywarła do niego. Chciała go pocałować, ale odepchnął ją brutalnie. Upadła. Zaczęła się śmiać. - Wiesz, powiedziała, z tobą mogłabym być normalna. W gruncie rzeczy jesteśmy tacy sami. Ty jesteś tylko gorszy. Uśmiechnął się: - To mnie cieszy. - Daj mi papierosa. Pochylił się. Wyciągnęła rękę. Dotknęła jego dłoni. Zapalił i podał. Żar i dym. Płomień objął jej demonicznie uśmiechniętą twarz. - Vis vim vi vinut, vis vim vi pellit1, powiedział. Wsparła się na łokciu. - Powiesz mi? zapytała. - Dam ci coś, podszedł do nocnego stolika. Podniósł słuchawkę. Wykręcił cyfrę. Odczekał moment i odłożył ją z powrotem na widełki. Spojrzał na nią. - Mieszka naprzeciwko ciebie, cesarzowo. Nazwiska jeszcze nie znam. Ale warto. Byłoby, nie tylko w tym mieście. Przewróciła się na plecy. - Wiedziałam. Kobieta, która weszła do pokoju, ubrana była w jedwab. Dotknęła jej piersi i złożyła pocałunek na odkrytej szyi. Cesarzowa westchnęła. Wsunęła dłoń między fałdy tkaniny. Przez chwilę poiła się tym gestem. W końcu podążyła w stronę rozwidlenia ud. Usiadł w fotelu. Patrzył na nią z ironicznym uśmiechem. Uśmiechał się wtedy i później, gdy karzeł wziął ją za rękę, by poprowadzić korytarzami nocy, naćpaną seksem i heroiną do klatki jej własnych fobii. Po kilku minutach wstał, przeszedł do sąsiedniego pokoju i usiadł w wózku inwalidzkim. Czarny mężczyzna klęknął przed nim, odkręcił śruby i podał mu bogato zdobione lusterko. Przez chwilę patrzył w smoliste źrenice, po czym uśmiechnął się lodowato do pięknej jak jej twarzy. Włożył maskę do futerału i zbiegł na parter do czekającego samochodu. By zamknąć scenę trzeba jedynie trzasnąć. Drzwiczki trzasnęły za ubranym w purpurę mężczyzną.

Miasto, w którym wiecznie pada deszcz. Miasto wiecznego deszczu, wiecznych snów. Ulice śniących. Pełne bary obleczone w mgłę. Proste teatry zapomnienia. Woalka na szafirze, na tym, co nie chce się zestarzeć. Na obleczonych w siateczkę żył dłoniach, na tym wszystkim, wszystkim, co przez chwilę chociaż, tylko chwilę, załamuje wpływ czasu, na dziewczynie, latarni, psie, na wodzie. Wszystkie elementy życia, wszystkie nie dające się skopiować cechy, wszystkie nieidealne aspekty bytu, cechy niebanalnie skomplikowane, obleczone w gęstą sieć banalności, w powszedniość, w rutynę, wszystko co wokół, co przeplata się i rozplata w niestrudzonym cyklu powtarzalności, w swoistym interpersonalnym mimetyzmie, w gestach, dźwiękach, ze wszystkimi swymi odcieniami, ze swą grą, modalnością, immanencją i transcendencją. Wszystko jest teatrem. Brzęczyk dzwonka. Wszystko jest przestrzenne, poorane tyloma doświadczeniami, tyloma światłolubnymi uzasadnieniami, decyzjami, monochromatycznością wyznań, monosylabizmem dyskusji, wyzwań, ambiwalencją decyzji... Brzęczyk. Który aspekt życia, w czyjej interpretacji jest najwłaściwszy, która część zindustrializowanego społeczeństwa jest od niego najdalej? Jakim paradoksem są sceny ludzkiego życia, jak nieodwracalnie zaprzepaszczonym 1

Siła siłę siłą zwycięża, siła siłę siłą odpędza. 5

życiem, rozmytym w interferencji jednostek. Brzęczy... Wycofała dłoń zza okna. Przeszła do przedpokoju. Otworzyła drzwi. - Zioła, wywary i napoje. - Nie interesuje mnie. - Kroczysz w Jego cieniu, powiedziała Wiedźma, łapiąc ją niespodziewanie za rękę. Nie jesteś feniksem. Znieruchomiała. - Upadł wielki Babilon, co winem zapalczywości swego nierządu napoił wszystkie narody! - Puszczaj! - Jeśli kto wielbi Bestię i obraz jej, i bierze sobie jej znamię na czoło lub rękę, ten również będzie pić wino zapalczywości. Przyciągnęła ją do siebie. - Puść, do cholery! - Przygotowane, nierozcieńczone, w kielichu Jego gniewu. Zamachnęła się. - I będzie katowany ogniem i siarką, wycofała się w głąb przedpokoju. - Ogniem! powtórzyła Wiedźma. Zatrzasnęła wrota dworu. Wszystko jest teatrem. Wszystko jest... jak niewiele człowiekowi trzeba, żeby... Wszystko jest teatrem. Słowik przestał grać. - Kto był? zapytał. - Nikt. Graj. Nikt. On dawno jest ze mną. Wszystko jest grą i nie ma się co... - Graj. Wróciła do pokoju, zostawiając za sobą skrobanie i szepty, i strach, dla którego mimo wszystko nie mogła znaleźć miejsca.

Dialog w ciemnościach. - To zabawne, Pierrot. - Co takiego? - Chciałabym zobaczyć twoją twarz, ale wiem, że gdybyś ją odsłonił nie mogłabym cię szanować. Śmiech w ciemnościach. - Co takiego? - Nic. - No co?! Dym w ciemnościach. - Może dopiero wtedy nauczyłabyś się mnie doceniać. - Tak myślisz, Pierrot?! - Życie... Żar. - A co to jest życie? Kto je zna?! - Cesarzowo, ja. - Ty znasz tylko ciemność. Oddech. - Ciemność i grę. - Dlatego...

6

- Nie, Pierrot. Nawet to nie. Śmiech.

Pot i dym, i smród, i kurz, i wymieszane odpadki w przepełnionym kiblu, i dzikie światła, i szaleństwo, i wir, i powolne trawienie tego całego zamętu, i pożeranie kawałek po kawałku oczu, brzuchów, ud, i miażdżenie stóp, i wymioty, i białka, i z-e-m-b-y, i tysiąckrotny ślad ręki w przestrzeni akosmicznej, i zapchane wentylatory tkanek ścian, i scena tonąca we krwi reflektorów, i muzycy zaklęci w nieziemskim transie, zanurzeni po pas w wyziewach papierosowych płuc. Wiedźma wsunęła się tylnym wejściem. Minęła posągi mężczyzn, zastygłych w paranormalnych pozach, niby-kobiety – wijące się po lepkiej posadzce włosy Meduzy. Prześlizgnęła się ponad, wiedziona wonią bliskiego zarobku. Wyuzdanie. Zapach sromu i spermy głęboko w strukturze ścian. Unikała dotknięcia. Gdyby nie, ujrzałaby rzeczy, do których potrafiła czuć już tylko wstręt. Ominęła scenę. Przykleiło się do niej. Przeszła żelazne schody. Utonęła w czerni korytarza, by po chwili wpłynąć w błękit. Przed jego drzwiami tkwił czarny człowiek. Spojrzała mu w oczy i weszła do środka. Ratlerek, którego do tej pory niosła ostrożnie zsunął się na podłogę. Wiedźma rozpięła futro. - Witaj, Słowiku. Kotara drgnęła. - Madame Sosostris! Czemu zawdzięczam tę wizytę? Usiadła na jedynym wolnym krześle. - Nie masz czegoś na ból głowy? Od rana mnie prześladuje. - Przykro mi, madame. Jedynym prochem jakim dysponuję jest Fenactil, ale to cię pewnie nie zainteresuje. Sosostris skrzywiła się. - Zmuszona jestem odmówić. - Wcale mnie to nie dziwi. Słowik wytoczył się zza kotary. Za nim wyszła dziewczyna. Przemknęła przez pokój i zniknęła za drzwiami. - Przeszkodziłam? zapytała Wiedźma, wyciągając piękne palce do pocałunku. - Absolutnie nie, uścisnął dłoń. Generalnie właściwie skończyliśmy. Co cię do mnie sprowadza? Sosostris skrzywiła się powtórnie. - Zawsze tak samo praktyczny. Zupełnie jak siostra. - Krew bywa silniejsza od savoir-vivre’u. - Taak, podobno, zamyśliła się. Chociaż to nie w twoim stylu. Dziwi mnie, że takie słowa wychodzą właśnie od ciebie. Ją o to byłabym w stanie podejrzewać, ale... zresztą zapomnijmy o tym, prawdopodobnie jednak... odchyliła głowę, a jak twój plan? Rozumiem, że wszystko toczy się po twojej myśli. - Jak zawsze, nieomylna. Spojrzała w czarne źrenice. - Byłam ostatnio u niej, powiedziała. - Wiem. Ile chcesz? - Nie wygląda to najlepiej. Na kiedy zaplanowałeś koniec tej całej farsy? Bal masek? - W najbliższym czasie. Po co mnie pytasz? Znasz odpowiedź. - To możliwe. Czasem jednak przyswojenie wiedzy trwa dłużej niż jej zdobycie. 7

- Sosostris, znamy się już wystarczająco dobrze, jak mi się zdaje. Ile chcesz? Westchnęła. - Z tobą naprawdę nie da się nic załatwić. Dwa razy tyle co zwykle. - Dwa? - Moja propozycja jest ostateczna. - Niech tak pozostanie. Nie zmieniłaś konta? Uśmiechnęła się. - Jesteś niepoprawnym pragmatykiem, wstała. Skierowała się w stronę drzwi. W połowie drogi zatrzymał ją jazgot ratlerka. madame sosostris co się stało ratlerek hau hau słowik zobacz co zrobił ten cholerny kundel ratlerek hau łaf łaf madame sosostris a cóż takiego mógł ci zrobić jesteś skończonym egocentrykiem do tego przewrażliwionym chodź tu kochanie słowik twoje bydle osikało mój wózek madame sosostris och jaka szkoda powinieneś się cieszyć że tylko tyle słowik zabierz go stąd bo każę go wykastrować madame sosostris trudno by ci było znaleźć to czego sam nie masz (słowik zrywa się z wózka w tym momencie otwierają się drzwi i staje w nich czarny człowiek) czarny człowiek za chwilę zaczyna się koncert słowik zaraz (zwracając się do madame sosostris) a ty kup mu smycz madame sosostris bardziej przydałaby się komuś innemu (szybko wychodzi z oburzonym wyrazem twarzy) słowik (do czarnego człowieka) wyczyść to (chodzi nerwowo po pokoju za kotarą pojawia się cień słowik zwraca się w jego stronę) wiesz co masz robić (cień znika słowik siada ponownie w wózku czarny człowiek zdejmuje oparcie z prawej strony i podaje słowikowi gitarę popycha wózek w stronę drzwi obydwaj znikają w błękitnym korytarzu)

Śmiech. - Nie śmiej się! - Mhm. - Nie masz prawa. Dotyk w ciemnościach. - Jesteś tego warta. - Nie ty będziesz o tym decydował. - Tracisz poczucie rzeczywistości, moja droga. Oddech w ciemnościach. - Uważaj, Pierrot. Tacy jak ty toną najszybciej. - Grozisz mi? - Może. Płomień w ciemnościach. - I co ty byś beze mnie mogła zrobić? - Na twoim miejscu nie drażniłabym siebie. - Cesarzowo, takie jak ty spalają się szybciej niż kartka papieru. Dym.

Śmiech. - Nie śmiej się ze mnie! - Dlaczego? Wiesz, że jesteś tego warta. - Pierrot. Dotyk w ciemnościach. - Odsłoń twarz. - ... - Proszę. Oddech w ciemnościach. - Zrób to. - Nie mogę, Cesarzowo. - Chcę skończyć z tym wszystkim. Dym w ciemnościach - Odchodzę, Cesarzowo. Wykorzystaj to umiejętnie. - Pierrot, a co z... - Śmiechu nie będzie. Wiedźma umarła. Żegnaj.

8

KONIEC

Stałaś się pięknym dowodem na to że każdy anioł upaść może, a powstanie z prochu staje się fikcją nieosiągalną. Babrając się w bagnie przez opary dążyłaś na oślep do płonącego domu. Dotarłaś na skraj świata, został tylko oddechu krok, więc tkwisz jak ostatni z monumentów obalonego boga. Twoje skrzydła okrył popiół Pompei. Szmaty, które wżarły się w ciało zapomniały o karmazynie i sobolach. W tym miejscu w barykadzie ujawnia się wyrwa. Zbyt wiele krwi wydoiła twoja duma. Dzisiaj nastąpi ostateczny finał. I tylko moment, jeden płytki oddech, od którego nie ma ucieczki, zapadająca się kopuła władzy. Tej nocy ostrze przetnie nić pajęczyny. Słyszysz jak skrzypce drżą w dłoni muzyka? Tego wieczoru ze studzienki wypełznie kulawy ślepy garbus. Zagra na bębenku -bum-bumbum-, Księżycowy Sonet Skunksa: Śpiewa Karzeł! Karzeł schował się za progiem! Koty wyszły ze swych nor! Piłat pije wino z Bogiem! Cesarzową czeka tron! Czeka tron! Czarna czeluść się otwiera! Chyli się omszały mur! Wiedźma pensję dziś odbiera! W stęchłym „Rzymie” stygnie rum! Stygnie rum! Karzeł biegnie po ulicy! Szczury już wyłażą z rur! Wlecze dziwkę czarownicy! Po raz trzeci pieje kur! Pieje kur!

Fantasmagoria! wszystko co zostało odkryte przed twoim wzrokiem to iluzja scena tonąca w blasku reflektorów fragmenty snu lunatyka i nic sensu już w tym zapomniany raj Mefisto knajpa na rogu i bar i dym i pod oknem szafa zacinająca się co 3 dwa dyplomy z Manhattan Square i jedno zdjęcie World Trade bez głów to wszystko iluzja urojony rausz paranoika święto wyzwolenia i 1 + 3 maja banda psów platynowe naklejki TV i 15 kanałów porno zapach fekaliów i ciał parujące barki robotników wleczących się do knajp po 3 dym mrok wilgoć smak i dotyk iluzya mutato nomine de te fabula narratur2 odpowiedzi nadal brak ale czy naprawdę chcesz ją znać po co to robisz i pomyśl koniecznie czy nie odgrywasz głównej roli w czarodziejskim pudełeczku cudów czarta Fantasmailugoriazja!

Więc przyprowadził ją wreszcie do niego, lecz nawet wówczas nie odsłonił twarzy, a ona stała przed nim drżąca w przeciwdeszczowym żółtym płaszczu. I podał jej czerwoną różę i bilet na spektakl, i pocałunek sprzedał dłoni. A potem długo rozmawiali i coś jej nucił szeptem, i już nie była taka blada, i tylko usta miała zaciśnięte. Potem tańczyli walca w ogromnej, pustej, mrocznej sali, aż w końcu ją zostawił z czerwoną różą i listem od jej cesarskiej mości. W pałacu Cesarzowa powoli obrywała płatki, połykając je zaraz potem z chorobliwą żarłocznością. Nie wiedziała, że róża jest biała. Dla niej miała kolor purpury. Przy ostatnim zawahała się na moment. Przed nią leżał otworzony futerał. Wyciągnęła dłoń, a palce musnęły gładką powierzchnię weneckiej maski. Ostatni płatek osunął się na podłogę, a ona stała bierna, wściekła i ślepa.

Dym.

9

- To zabawne, Pierrot. - Co takiego? - Nawet gdybym zerwała ci maskę, nie zobaczyłabym twojej prawdziwej twarzy. Żar. - Masz jakieś pamiątki z dzieciństwa? - Nie. - Żadnych? Oddech. - Zobaczymy się w teatrze. - A może ciebie nie ma? - Zadrżały wieże Babilonu raz, zadrżą i drugi, a ty człowieku pochylony chodź za mną, pokażę ci jak bardzo boisz się cienia przewróconej sosny. Śmiech Cesarzowej w pustce. 3. Gdy przekroczyła próg teatru nikt jej nie wyszedł na spotkanie. Szła na oślep zimnym korytarzem, nie mając nawet pewności, czy podąża we właściwym kierunku. Kilkakrotnie wpadła na krzesło, ścianę albo filar. Cisza. W wystygłym teatrze ożywia cienie. W uśpionym gmachu nikt nie zasypia naprawdę. To tylko cisza pełna szeptów, to tylko echo pełne szmerów, szelest krynoliny na zapastowanej posadce, oczy wyblakłych fotografii. Tutaj gdzie jestem już nic nie widać. Tu, gdzie upadłem panuje cisza. I pędzą, pędzą, pędzą Tytani i trup Hamleta powieszony w szatni. I mróz. Szron obsiadł wszystko. Białe oczy, białe włosy, białe staniki i majtki. Biały jest koszmar lunatyka, a ciemny mroźny sen. W tym gmachu więcej życia zostało, niż w tobie, oddaj nam swe ciało. Niech przez chwilę będzie głośno, jak w minionych latach chwały. Tron już gotowy, odpocząć chciej. No dalej chłopcy, dawać tu krzesło. Usiądź wygodnie. Tyś maską masek. Tyś jest królową naszą – rządź. No dalej chłopcy, do Kameralnej, podajcie Pani jabłko i berło. Damy Ci wszystko, Ty daj nam krew. Nakarm jak matka tetryczne ciała. Wlej w nas nadzieję, co zniszczy strach. My się boimy przestać działać. Tutaj nikt jeszcze nie chce iść spać. No dalej chłopcy w górę z tym drewnem, prosto na scenę zanieście Ją. Trzeba urządzić całopalenie. Może przebaczy nasz wielki Pan. W tym gmachu więcej życia zostało niż w tobie, oddaj nam ciało swe. Patrz, oto tron Twój, jabłko i berło. Damy Ci wszystko, Ty daj swą krew. Nakarm jak matka tetryczne ciała, tutaj nikt jeszcze nie chce iść spać, może przebaczy nam Wielki Pajac, wlej w nas nadzieję, co zniszczy strach. Maska I (męski głos) wszystko zaczęło się tamtej nocy po premierze powiedziała że to co robię jest zajęciem dla idiotów Tłum Masek i cooo Maska I grałem dalej Maska II (piskliwy głos kobiecy) to jest za wielkie słowo na to co robiłeś Maska I nie znasz tego uczucia gdy uwielbia cię tłum Maska III (zakapturzona postać niski głos kobiecy) udławiłam się ością karpia 2

O tobie bajka mówi, choć pod zmienionym imieniem 10

Maska I byłem wielkim aktorem grałem największe z klasycznych ról Maska III karp to głupia ryba a sztuka była najgłupsza z możliwych Maska I po każdej premierze miałem tuzin kochanek Tłum Masek ooo Maska II jasne tysiąc ty miałeś tylko problemy z prostatą Maska III pod koniec miałam udławić się ością Maska I byłem artystą (odchodzi kłócić się z maską 2) Maska III byłam statystką Maska IV (basem z cienia) a ja scenarzystą (wpadają z hukiem trzy nowe maski) Maska V ty psie Maska VI zabieraj łapy hieno cmentarna Maska VII romeo umrzeć musi Maska VI (która okazuje się być romeo) wara od niej rozgrabiliście już wszystko miednicę zostawiam sobie na pamiątkę tego co mogło być takie piękne (maski 5 i 7 naradzają się na boku wreszcie tworzą koalicję) Maska V (z transparentem na którym widnieje napis ROMKA) pro-tes-tuję Maska VII (z transparentem z napisem ŚMIERĆ DLA) chcemy lepszych warunków pracy ścierwa won z teatru (wpadają maski 8 i 9 w mundurach amerykańskich marince i zatykają masce 7 usta watą) Romeo co mu robicie Maska IX cenzura zjeżdżaj (romeo siada w miednicy i zjeżdża maski 8 i 9 wyprowadzają maskę 7 w tym czasie maska 5 dopisuje nad słowem ROMKA wyraz SZUKAM) Maska V pro-tes-tuję (wchodzi maska 10 z transparentem SZUKAM MIEDNICY – JULIA) Maska V aaa panna julia też tu Julia szukam miednicy i przy okazji romea a’propos pan panie merkucjo zdaje się zapomniałeś żem już nie panna Merkucjo jak to Julia (nuci) ani panna ani dziewica odeszła w dal wielka tajemnica poznania wszystko zasługa mojego romea (przestaje nucić) chłopy zawsze coś spieprzą Merkucjo gdzieś tu się kręcił Julia (gorączkowo poprawiając włosy) gdzieś ach wreszcie zobaczę swojego kochanka tak długo się nie widzieliśmy Merkucjo (z udanym zainteresowaniem) doprawdy Julia (ściszając głos) za kurtyną ale o tym sza (głośniej) więc gdzieś go pan widział kochany merkucjo Merkucjo romeo zszedł Julia (przerażona) o rany boskie znowu i to teraz kiedy zaczynałam mieć już nadzieję (szlocha) Merkucjo ściśle rzecz ujmując zjechał Julia (nie słuchając) romeo ach mój romeo czy jeszcze będziesz romeo czy jeszcze kiedyś los okrutny połączyć zechce nasze drogi Maska VII (wchodzi na palcach bez transparentu) ciszej jeśli łaska Merkucjo ty tutaj przyjacielu Maska VII ciiicho ścigają mnie Julia (szeptem) ścigają MaskaVII uznano mnie za terrorystę pierwszej wody właśnie stawiano mnie pod murem kiedy romeo wjechał miednicoślizgiem na pluton egzekucyjny w ogólnym zamieszaniu dałem nogę Julia ach kto taki Maska VII amerykanie ale to nie prawda Merkucjo które pierwsze czy drugie Maska VII pierwsze Julia (wpadając w słowo) proszę powtórzyć kto ocalił panu życie Maska VII kto ocalił panu... Julia (przerywa) imię człowieka który się tam wślizgnął Maska VII romeo Julia ach (próbuje zemdleć) Merkucjo i co złapali go Maska VII wyślizgnął im się a pani radzę otrzeźwieć dzisiaj już na nikim mdlenie nie robi wrażenia to tani numer jest Julia (z oburzeniem) a kimże pan jesteś żeby wygłaszać takie brednie Maska VII (z ukłonem) więc nie poznajesz mię Julia nie Maska VII tybalt z kapuletów

11

Merkucjo (wyciąga pistolet) cooo walcz dusiszczurze (julia chce zemdleć tym razem na serio) Tybalt odłóż to stary to już było (do julii) a z tobą muszę pogadać (odchodzą na bok) Merkucjo nie do wiary wprost żeby taki koci pomiot dyktował co mam robić (patrzy na pistolet) to może rzeczywiście lepiej schowam (wsadza pistolet za pasek) Maska I panie pozwól na słówko Merkucjo a ty kto następny kapulet Maska I nazywam się adam chodź no pan pomożesz może Maska II (podbiega) miało być jeden na jeden a ty kumpli ściągasz Adam ależ ewo Ewa ja cię ostrzegałam no mów ostrzegałam czy nie co Merkucjo witam panią Ewa milcz kanalio wy wszyscy takie same kanalie jesteście męski ród powinien wyginąć szarańcza powiedz mu kto pierwszy zerwał brzoskwinkę z tamtego drzewa (nie dając dojść do słowa adamowi) ty a potem jeszcze wcisnął kit bogu że to było jabłko i że to ja oczywiście a bóg oczywiście uwierzył temu idiocie dlaczego no wiadomo (zapala papierosa) Adam od tego się zaczęło Ewa nie kłam nie ważne że mi włosy na plecach spłonęły jak nas z raju wygnali popłakałam sobie w kątku i tyle było minęło wybaczyłam kanalii naprawdę zaczęło się od tego że abel to mój syn upozorował morderstwo na samym sobie a ten idiota z tamtym drugim mu uwierzyli i wygnali kaina drugi syn ukochany który niby to zrobił a ja przecież widziałam jak tamten strzelił sobie samobója a toto tu przecież tępak i nic pokojarzyć nie potrafi o Boże wszystko na mojej biednej głowie krzyż pański z nim mam i tyle Merkucjo nic nie rozumiem jeszcze raz wolniej i po kolei tylko szybko bo mi się trochę śpieszy Adam no właśnie to ja powiem (szeptem) bo ona jest trochę tego (kreci kółko w okolicach skroni) Ewa znowu wszystko pokręcisz głąbie Adam milcz kobieto Ewa popisuj się jeszcze proszę bardzo to pięknie o tobie świadczy (słychać krzyk julii) Adam nie kłap tyle bo ci dziób odpadnie sam pan widzi Merkucjo (nie słuchając) tak tak to też jest jakieś wyjście Tybalt (z nieprzytomną julią na rękach) pomocy Merkucjo co jej zrobiłeś Tybalt nic nagle zemdlała paranoja z tymi aktorkami (kładzie julię na podłodze merkucjo dotyka jej szyi w celu sprawdzenia tętna) Merkucjo nie wyczuwam tętna Tybalt (blednąc) co ty gadasz Merkucjo że nie wyczuwam tętna sam sprawdź (tybalt sprawdza patrzą na siebie wymownie) Merkucjo czemu zemdlała Tybalt to już nieistotne teraz trzeba pomyśleć o pogrzebie Merkucjo i kto pokryje koszty Tybalt może ten karzeł co tam stoi w cieniu (wskazuje maskę 4) coś do niej powiedział i wtedy zemdlała Merkucjo (prostując się) pokaż no się (z cienia wychodzi niski człowieczek w masce chrząszcza) Merkucjo nie znam cię jesteś tu nowy Maska IV czy poznanie mojego imienia sprawi ci aż tak wielką satysfakcję Tybalt coś kręci Merkucjo nie o satysfakcję tu chodzi Maska IV więc Tybalt mam złe przeczucia nie daj się wciągnąć w jego grę Merkucjo nie dam się wciągnąć w twoją grę coś jej powiedział Maska IV nic ważnego Merkucjo człowieku ona nie żyje gadaj coś jej powiedział albo odstrzelę ci łeb Maska IV romeo umarł Tybalt coś tam było o romeo Merkucjo czy to prawda Maska IV oczywiście ja nigdy nie kłamię (w tej chwili wchodzi romeo zauważa merkucja a ten romea ze łzami padają sobie w ramiona) Romeo kopę lat stary Merkucjo już myślałem że nie żyjesz Romeo skąd ci to przyszło do (spostrzega julię patrzy na merkucja który bezradnie rozkłada ręce) Merkucjo nic nie mogliśmy zrobić

12

Romeo co to znaczy Tybalt julia nie żyje (romea zatyka gdy go odtyka wymawia imię ukochanej jednocześnie wyrywa merkucjowi pistolet zza paska i popełnia samobójstwo merkucjo i tybalt patrzą na siebie zszokowani w tzw międzyczasie wchodzi ewa cała zakrwawiona z nożem w dłoni) Tybalt ci musieli się naprawdę kochać niemal czuję ogień tego uczucia emanujący z ich wystygłych ciał Merkucjo pięknie jest umierać dla idei Tybalt (zauważa ewę) a to co za zjawa Merkucjo cała we krwi jej oczy są szalone Tybalt co za ohyda kim jesteś zjawo (ewa milcząc przechodzi na środek) Merkucjo nasiąkła od krwi jak gąbka ciekawe czyja to krew Tybalt w jej dłoni zakrwawione ostrze Merkucjo ktoś ty Ewa (patrząc na niego tępo) znam cię Merkucjo słucham Ewa (głucho) znam cię Merkucjo to dziwne bo ja nie mogę sobie przypomnieć Ewa chciałeś mu pomóc Tybalt o czym ona mówi Merkucjo nie mam pojęcia bredzisz kobieto Ewa byłeś gotowy przyznać mu rację tylko dlatego że był jak ty mężczyzną Merkucjo oszalała (w tej chwili ewa rzuca się na niego i podrzyna mu gardło) Tybalt (przerażony) aaaaaa Ewa (z satysfakcją) aaa Tybalt zabiłaś go Ewa (wycierając ostrze o ubranie merkucja) taak Tybalt morderczyni (podnosi pistolet z którego zabił się romeo i celuje w ewę) odwróć się miej odwagę spojrzeć śmierci w oczy (ewa powoli się podnosi zjawiają się maski 8 i 9 z bronią automatyczną i okrzykiem STÓJ dochodzi do krótkiej wymiany ognia tybalt kładzie trupem maskę 9 maska 8 zabija z kolei jego i ewę która zdążyła jednak rzucić w niego nożem ostrze trafia maskę 8 w przeponę po chwili umiera) Karzeł (z cienia sarkastycznie) jakie piękne rozstrzygnięcie sceny ileż w tym było dramatyzmu ile heroicznej odwagi a jakie współczesne zakończenie Cesarzowa co się tu stało mam wrażenie jakbym obudziła się z bardzo długiego snu był to najdziwniejszy sen (ziewa) gdzie ja jestem Karzeł w teatrze Cesarzowa (trochę zbita z tropu) gdzie Karzeł teatr jest życiem a życie jest snem sen zaś to teatr tak kręci się świat od tysięcy lat Cesarzowa mów jaśniej Karzeł śnisz (bierze ja za rękę) chodź przedstawienie zbliża się ku końcowi na finał powinnaś jednak zdążyć czekają na ciebie

W murach teatru słychać łzy dziewczyny. Podobne to do uderzających o siebie ziarenek piasku. Cesarzowa stąpa lekko, z gracją, jaka przystoi tylko jej podobnym. Prowadzona przez karła śmierdzącymi pleśnią i drewnem korytarzami przestała zwracać uwagę na to, że nie widzi. Gdy weszli na schody między martwymi pojawiła się zakapturzona postać. Zaczęła krążyć wokół ciał, przy każdym zatrzymując się i szepcząc. Na parterze obok szatni panowała cisza. W wystygłym teatrze ożywają cienie. Ręce zaczynają drżeć, korpusy dźwigają się, i jęk. Wreszcie rząd cieni, parami rusza naprzód. Z oddali dobiega bicie bębna i zachrypnięty śpiew karła. Tłum Masek w uśpionym gmachu nikt nie zasypia szron obsiadł wszystko białe oczy włosy cycki biały jest koszmar jesieni sprzed trzech lat w tym gmachu więcej życia zostało niż w tobie oddaj nam swe ciało niech przez chwilę będzie głośno jak w minionych latach chwały patrz oto tron twój jabłko i berło damy ci wszystko ty daj swą krew nakarm jak matka tetryczne ciała tutaj nikt jeszcze nie chce iść spać może przebaczy nam Wielki Pajac wlej w nas nadzieję co zdławi strach (wchodzą za cesarzową na schody)

13

4. Karła śpiew jak żywica obkleił jej twarz. Bez drogi wstecz, niewiele już zostało przed nią. Wprowadził ją na scenę. Kotara musnęła twarz. Została sama. I cisza. Przerażenie. Woda. Zawołała karła. Cisza. Zaczęła krzyczeć. Kap. Cisza. Kap. Czy słyszałaś kiedyś ją na scenie? Czy słyszałaś jak potrafi upajać, przerażać i miażdżyć? Czy stałaś kiedyś na pustej scenie, nie mając już żadnej perspektywy i krzyczałaś, by usłyszeć cokolwiek, choćbyś to miała być ty sama, by choć przez chwilę się łudzić, że nie znikasz? Czy czułaś jak pożera twój krzyk, żeby zobaczyć cię nagą, beznadziejnie taką, jaką w istocie jesteś? Czy słyszałaś kiedyś ciszy śmiech? Zapach piżmu unosił się w powietrzu. Zapach jej matki. Jej dzieciństwa. Zapach kawy w kuchni, porzucony przez ojca tuż przed trzaśnięciem drzwiami. A zaraz potem wypełzali oni, jak stawonogi ze swych rozgrzanych wyr, wlokąc za sobą gorące odwłoki, znacząc swój teren w porcelanowej muszli. Matka wnosiła ze sobą tamten zapach, zapach pigułek, seksu, ciepłego jeszcze na jej wargach mleka i piżmu, nie przesłaniającego, a tylko mieszającego się z resztą. Moja droga, kochana. Nie zdążyła się zestarzeć. Nie zdążyła poczuć jak się żuje skórkę chleba bezzębnymi dziąsłami. Miała czterdzieści cztery lata. Ojciec o dwa więcej. Ja dwadzieścia. On... To nie jest ważne. Czy słyszałaś kiedyś? Nie. Cisza się nie śmieje. Nie wydaje z siebie nawet niemego uśmiechu. Cisza nie istnieje. Są tylko szepty, strzępy rozmów i płacz mężczyzny, na który ciągle jeszcze czeka. Oczekiwanie Kleopatry na nierealne. A wszystko to zabarwione drwiącym drżeniem strun gitary elektrycznej. Jak długo jeszcze mam czekać?! Jak długo?! Cicho. Cichutko. Jestem już. Pokaż mi się. O taak. Już dobrze? Już jest dobrze, już jestem. Dłoń gładziła skórę czoła. Skórę policzków. Skórę warg. Skórę. Gdzie jesteś? Nie widzę cię. Gdzie jesteś? Tutaj. Już dobrze. Czujesz, jestem tutaj. Kim jesteś? Usta pieściły skórę czoła. Skórę powiek. Skórę warg. Skórę. Jestem tą, której zawsze pragnęłaś. Język. Ale... Na którą czekałaś. Więc on też tu jest. Patrzy z ciemnego kąta na to. Odejdź. Już mi nie jesteś potrzebna. A wreszcie gorycz wypełniła wiadro po brzegi. Menisk wypukły. Światła rozpędzonego samochodu rozcinające noc. Z głośników ciężkie brzmienie. 120 na liczniku. Strach wzmagający się ze zwiększaniem prędkości. A potem już tylko ciemność. Na dłużej niż zawsze. Na wieczność wieczności. Na chwałę mroku. Na samotność. Na wieczną noc. Ręce popchnęły ją. Nogi oplotły. Twarz musnął ciepły oddech. Guziki jej bluzki zostały rozpięte. Język żmii na jej piersiach. Wokół szyi. Wokół oczu. Czuła zapach róży. Jadowicie żółtej. Zrzuciła ją z siebie. Zaczęła uciekać. Wpadła na coś i znowu się przewróciła. Usłyszała obok głowy jazgot psa. Chciała wstać. Ktoś ją popchnął. Buty. Buty dokoła. Pozwólcie mi odejść. Nie znam was. Karle! Karle, gdzie jesteś? Patrzył jak biegnie, jak wpada na zamaskowaną Sosostris i znowu próbuje wstać. Patrzył na swą siostrę i chłonął jej przerażenie, jej niemoc objawioną. Nie umiała przegrywać. Nigdy. Oto rzucił Cesarzową na kolana. Upokorzył ją. Dziewczyna dobrze się spisała. Osiągnął cel. Mimo to nie czuł satysfakcji. Jeszcze nie.

14

W końcu udało jej się wstać. Nikt jej już nie pchał. Tylko stali. Miłosierni dla ofiary. Pozwolili się dotykać. Swych twarzy. Swych masek. Zimnych i gładkich. Obojętnych. Niemi. Obcy. Nierozpoznawalni. Nie było go między nimi. Gdzie jesteś Słowiku? Pierrot? Mariusz? Gdzie jesteś?

Co teraz? - Możecie iść. Załatwię resztę. Patrzył jak wychodzą, nie zdejmując masek, jakby się obawiali, że ślepa zobaczy ich twarze. Klęczała na środku sceny złamana, zniszczona przez ludzi, których sama niszczyła. Trzy lata. - Witaj siostro, powiedział. Podniosła głowę. - Mariusz. - Tak. - To już koniec, prawda? Osiągnąłeś co zamierzałeś? - Prawie. - Prawie, powtórzyła. Potrząsnęła głową. Pochylił się nad nią. - Po co to wszystko? zapytała. Czego jeszcze chcesz? Złapał ją za włosy i odchylił głowę do tyłu. - Widzisz, uśmiechnął się, wielu życzy ci jak najgorzej. W sumie zasłużyłaś. Pocałował ją w usta. - Żegnaj, siostro. Ruszył w stronę wyjścia. - Gdybyś nie pędził wtedy tak szybko, szepnęła. Uśmiech zniknął z jego twarzy. - Zaczynaj, powiedział. Karzeł stanął przy Cesarzowej. Sprawnie związał jej ręce. Potem odkręcił kanister i oblał deski sceny benzyną. Wylał resztę na kotarę. Płomień szybko wspiął się po materiale. Szarpnęła się. Patrzył jak próbuje się uwolnić. Gdy płomienie odgrodziły ich od siebie gwałtownym ruchem zerwał z twarzy maskę. Krew zalała mu oczy. Rzucił metal w ogień. Wiedział, że nie spłonie, nie o to jednak chodziło. Wzbierało w nim uczucie, którego do tej pory nie znał. Patrzył w płomienie. - Trzeba stąd iść, warknął karzeł. Zaraz to wszystko spłonie. Spojrzał na niego nieprzytomnie. Rozczarowanie. Gorycz. Pustka. - Nie tak miało być, szepnął. To wszystko nie tak. - Trzeba iść, powtórzył karzeł, popychając go w stronę wyjścia. W progu odwrócił się. Połowa sali stała w płomieniach. Nie tak. Karzeł wypchnął go na korytarz. Potem był już tylko bieg. Między płomieniami tańczyły cienie minionych wieków starego teatru. -

15

Epilog Z cienia wyszła zakapturzona postać. Wyjęła poczerniałą maskę z kieszeni płaszcza i położyła ją na piersi leżącej pod ścianą dziewczyny. - Dam ci jeszcze jedną szansę, Cesarzowo, powiedziała. Tylko mnie nie zawiedź, dobrze? Za jej plecami pojawiły się cienie. - Wiatr zmienił kierunek. Musisz go odszukać, słyszysz? Nadszedł czas na zmiany. Dziewczyna otworzyła oczy. - Zdawało mi się, że słyszę, zobaczyła pochylającą się postać. Co do...? Zaraz, ja cię skądś znam. Kim ty do diabła..? - Tobą, trochę później. Śpij. Będziesz miała na to jeszcze czas. Mnóstwo czasu.

16

Ambiwalentny – dwuznaczny, zawierający przeciwstawne elementy. Dualizm – dwoistość, istnienie obok siebie dwóch odrębnych zjawisk. Immanentny – będący wewnątrz czegoś, skupiający się na wnętrzu. Industrializm – przewaga przemysłu nad innymi gałęziami gospodarki. Interferencja – wzajemne oddziaływanie na siebie dwu lub więcej elementów. Interpersonalny – dotyczący stosunków między poszczególnymi osobami. Mimetyzm – przystosowanie się w celach obronnych do otaczającego środowiska. Modalność – stosunek mówiącego do tego, co jest treścią jego wypowiedzi. Monochromatyczny – jednobarwny. Monosylaba – krótka, lakoniczna wypowiedź. Transcendentny – wykraczający poza zasięg doświadczenia i poznania ludzkiego.

17