październik/listopad 2014 / nr 2

20zł w tym 23% VAT

U stóp Czarnego Pagórka, czyli Knockando Obietnica się spełnia - single malty od Bacardi Między sláinte a l’chaim - koszerna whisky Jarosław Urban - między kontrolą a alchemią Nie tylko boilermaker, czyli whisky i piwo

Marcin

Miller Polowanie na rarytasy

S

Szanowni Państwo, eksport whisky dla Szkocji to fundament gospodarczy. Jeden na pięć funtów zarobionych na eksporcie pochodzi ze sprzedaży whisky. W ciągu sekundy Szkocja eksportuje aż 40 tysięcy butelek tego trunku. Daje to branży ok. 7 mld dolarów w ciągu roku. Może właśnie chęć utrzymania wysokiej pozycji tego trunku na rynkach europejskich sprawiła, że Szkocja pozostanie w Zjednoczonym Królestwie. W najnowszym numerze magazynu WHISKY polecam Państwa uwadze rozmowę z Marcinem Millerem, założycielem brytyjskiego „Whisky Magazine”, wybitnym znawcą i eksporterem japońskiej whisky. Marcin opowie nie tylko o bogactwie rynku japońskiego, ale także o swoich polskich korzeniach. Na rodzimym rynku zaroiło się od festiwali. Niedawno wróciliśmy z Jastrzębiej Góry, a już w październiku w Warszawie będziemy gościć na Warsaw Whisky Fest. Będzie to niesamowita okazja do spróbowania wielu nietuzinkowych rodzajów whisky m.in. Springbank 40 yo z serii Chieftains, Yamazaki 25 yo czy dwóch edycji Port Ellen, z kultowej destylarni, nieczynnej od 1983 roku. To obowiązkowa impreza dla wszystkich miłośników złotego trunku. W październikowym numerze warto przeczytać także dwa świetne teksty Iana Buxtona, którego książkę „101 Whiskies to Try Before You Die” zna każdy miłośnik złotego trunku. Miłośników wędrówek po szkockich destylarniach zainteresuje z pewnością wizyta w Knockando – destylarni leżącej nieco na uboczu, niedostępnej na co dzień dla zwiedzających. Jak zwykle polecam także Sferę Kipera, a w niej rekomendacje przygotowane specjalnie dla nas przez Alwynne Gwilt – słynną na brytyjskim rynku prasowym autorkę, znaną pod pseudonimem „Miss Whisky”. 

Krzysztof Maruszewski Redaktor Naczelny

Życzę Państwu przyjemnej lektury

Nr

/1000

październik 2014

 Spis treści 

2

4

Whisky po polsku:

4

Pierwszy taki festiwal Festiwal Whisky w Jastrzębiej Górze rozpoczął nową erę w rodzimej kulturze złotego trunku.

10 

Dojrzeliśmy do festiwali Podczas Warsaw Whisky Fest polscy konsumenci poznają szerokie szerokie spektrum whisky.

11 

Warsaw Whisky Fest Co? Gdzie? Kiedy? Garść podstawowych danych na temat warszawskiego festiwalu.

30

Z whisky dookoła świata:

12 W hisky Helwetów

kończy 15 lat Szwajcaria to nie tylko Alpy, banki i zegarki. To także whisky.

47

Dram za dramem:

44 N iewielkie porcje

informacji związanych z whisky.

20 M iędzy sláinte a l’chaim

Co w beczkach piszczy:

Whisky u źródeł:

Drambuie w nowej rodzinie Kultowy likier o tajemniczej recepturze i ciekawej historii ma nowego właściciela.

Czy whisky jest koszerna? Zależy jaka i zależy gdzie.

24 B ruichladdich, czyli

dojrzałość Młodzieńca Ian Buxton i pierwsze efekty przejęcia Bruichladdich przez firmę Rémy Cointreau.

30 O bietnica już się spełnia

Na rynek trafią edycje single maltów ze wszystkich pięciu destylarni Bacardi.

36 

U stóp Czarnego Pagórka Destylarnia Knockando, wtulona w zbocze wzgórza.

42 

Jak dobrze zjeść na Islay? Cullen Skink w Kilchoman kontra Moules Marieniers w Ardbegu, czyli pyszności nie tylko w płynie.

47  48 

Whisky o burtę Bowmore Surf w roli głównej podczas ceremonii chrztu lotniskowca HMS Queen Elizabeth.

49 

SWA na straży szkockiej Scotch Whisky Association dołączyła do ORIGIN.

49 

Tullamore w domu Tullamore znów będzie produkowana w... Tullamore.

50

Moja whisky:

50 Między ciekawością

a cierpliwością Z Jarosławem Urbanem rozmawiamy m.in. o jego pierwszych krokach (a w zasadzie łykach) w świecie whisky.

Sfera konesera:

54 Whisky i piwo – punkty

styczne Okazuje się, że piwo i whisky mają ze sobą naprawdę wiele wspólnego.

56 Encyklopedia po raz

66

74

Sfera kipera:

Ludzie whisky:

57

Polowanie na rarytasy Z Marcinem Millerem rozmawiamy o japońskiej whisky i polskich korzeniach

61

Łyk historii:

Piękna i... whisky Rekomendacje Alwynne Gwilt – założycielki i redaktorki naczelnej Miss Whisky – specjalnie dla naszego magazynu.

Trunek z Polityka Filmowa historia z zatopioną whisky w roli głównej.

66 Podobieństwa i różnice

76 Poznańscy Watsonowie

czyli masterclasses nad Bałtykiem Colin Hampden-White ujawnia wspaniałości pojedynczej beczki.

pierwszy Pierwsze wydanie „Encyklopedii Whisky” Jarosława Urbana już na rynku.

TOP 5

68

„Whisky” ocenia whisky Redaktor prowadzący, Colin Hampden-White, rekomenduje trunki na październik.

74

i Cooperowie spod Suwałk Dziś my wyjeżdżamy do Szkocji, przed laty Szkoci przyjeżdżali do Polski.

80 Przepisy z kropelką: Drinki z Akademii

57

Top 5 61

październik 2014

Spis treści

3

Redaktor naczelny Krzysztof Maruszewski Redaktor prowadzący Colin Hampden-White Sekretarz redakcji Jacek Łakomy [email protected]

październik 2014

Współpracownicy Ian Buxton   Alwynne Gwilt Caroline Hampden-White Cyprian Łakomy   Annabel Meikle Joanna Rutkowska Jacek Zwierzyński

4

Adres Redakcji Śląska 20, 60-614 Poznań tel. +48 61 656 70 60 [email protected] www.whiskymagazyn.pl Prenumerata www.whiskymagazyn.pl/prenumerata Wydawca Stilnovisti Investments SA Śląska 20, 60-614 Poznań Marketing i reklama Ewa Oldenburg [email protected] +48 668 466 400 Public relations Forte PR, Katarzyna Kuźnik [email protected] +48 728 82 45 38 Opracowanie graficzne about ad sp. z o.o. ul. Śląska 14 60-614 Poznań Druk mags production sp. z o.o. Treści zawarte w czasopiśmie WHISKY chronione są prawem autorskim. Wszelkie przedruki całości lub fragmentów artykułów możliwe są wyłącznie za zgodą wydawcy. Odpowiedzialność za treść reklam ponosi wyłącznie reklamodawca.

P

Whisky po polsku

Pierwszy taki festiwal Jacek Łakomy Zdjęcia: Colin Hampden-White

Ci, których nie było, mają czego

październik 2014

Tekst:

żałować: wspaniałej atmosfery,

5

fachowych rozmów, kontaktu z ikonami poszczególnych trunków, dobrej pogody oraz liczby smaków whisky – zarówno samej, jak i w koktajlach. A wszystko to za jedyne 100 zł. Pierwszy w Polsce Festiwal Whisky, który odbywał się od 22 do 23 sierpnia w Jastrzębiej Górze, przeszedł do historii. Wydarzenie to rozpoczęło nową erę w rodzimej kulturze złotego trunku.

październik 2014

 Whisky po polsku 

6

Smakowaliśmy 18-letnią Glenlivet pod czujnym okiem Dariusza Fabrykiewicza Festiwalowi goście mogli się raczyć zarówno single maltami, jak i blendami Dom Whisky na co dzień gości ponad 1700 rodzajów whisky

W

iele osób jechało do Jastrzębiej Góry przynajmniej z odrobiną niepewności i niepokoju. Czym będzie ten festiwal? Czy będzie można go porównać z tymi, które od lat organizowane są w Europie? Czy – w końcu – tego typu impreza nie przyciągnie tych, którzy – zamiast smakować – lubią (często z opłakanym efektem) wlewać w siebie trunki? Szybko okazało się jednak, że niepewność zastąpiona została ciekawością, a niepokój nie miał żadnego uzasadnienia.

Goście, goście... Zaczęło się z... pewną taką nieśmiałością. Gdy w piątek o 10.00 rano Roch Siemianowski dał sygnał do rozpoczęcia festiwalu, a Paweł Szymiczek po raz pierwszy zadął w dudy, na ogrodzonym terenie wokół Domu Whisky krzątali się jeszcze przedstawiciele stoisk, dopinając wszystko na ostatni guzik. Przy bramie wejściowej gromadził się spory tłumek chętnych do wejścia – zarówno przyodzianych w garnitury, jak i preferujących styl wycieczkowo-wczasowy. Wszak po drugiej stronie ulicy znajdowało się ostre zejście nad Bałtyk i plaża. Po uiszczeniu opłaty goście otrzymywali specjalną, festiwalową opaskę na rękę, która pełniła funkcję biletu wielokrotnego wstępu oraz kieliszek do degustacji, łatwo mocujący się na okolicznościowej smyczy. Ci, którzy chcieli posmakować rzadszych trunków, dokupowali specjalne bony – walutę do płacenia za festiwalowe rarytasy. – Przyjechałem z Krakowa specjalnie na festiwal. Moja partnerka, którą zabrałem ze sobą, ma teraz czas wolny, ja zaś mogę poświęcić chwilę mojej pasji – przyznał Piotr Szladerba, delektując się trzydziestoletnim trunkiem i z zainteresowaniem przeglądając pierwszy numer naszego dwumiesięcznika.

 Whisky po polsku 

Dopisali ludzie, którzy już coś wiedzą, a chcą wiedzieć więcej

– Uwielbiam takie historie! – dorzucił, zatrzymując się dłużej przy tekście o czechosłowackiej whisky. Gdy pod czujnym okiem Dariusza Fabrykiewicza z Pernod Ricard próbowaliśmy 18-letniej Glenlivet, do Piotra dołączyła partnerka, której – jak się okazało – smaki Speyside i Highland nie są zupełnie obce. Na nasze stoisko, usytuowane naprzeciwko wejścia, trafiał praktycznie każdy wchodzący na festiwal gość. Ludzie pytali, czy jesteśmy polską wersją brytyjskiego pisma. Gdy słyszeli, że jesteśmy zupełnie samodzielni i widzieli, co nam wyszło na „pierwsze danie” – sięgali do portfeli i kupowali pierwsze egzemplarze oraz zamawiali prenumeratę. Niektórzy tak szybko, że – mimo jej opłacenia – nie zostawili nam adresu zwrotnego. Na szczęście – z pomocą przyszedł Roch Siemianowski, który ogłosił wszem i wobec, że takie przypadki miały miejsce. Roztargnionych udało się namierzyć.

Ikony whisky Wśród gęstniejącej publiczności raz po raz przemykały postacie w kraciastych kiltach. To Ian Millar – Global Brand Ambassador Glenfiddich oraz Rob Allanson – Global Brand Ambassador Grant’s Blended Scotch Whisky, którzy jeszcze tego samego dnia prowadzili pierwsze masterclasses. Oprócz nich swoje spotkania z najbardziej dociekliwymi miał również nasz człowiek w kraciastych spodniach, czyli Colin Hampden – White, a także John Quinn – Tullamore Dew Global Brand Ambassador oraz Jarosław Urban – pierwszy rodzimy autor, który uczynił whisky bohaterką swych książek, a w Jastrzębiej Górze podpisywał swe najnowsze dzieło: „Encyklopedię Whisky”. Wśród publiczności, którą łącznie oszacowano na około 1500 osób, chętnych do wzięcia udziału w masterclasses było niemało. To ważne – dopisali ludzie, którzy już coś wiedzą, a chcą wiedzieć jeszcze więcej. – Kiedy jeszcze klika lat temu miałem tu coś na kształt masterclasses, moi słuchacze zadawali niewyszukane pytania – np. jaką whisky może Pan polecić? Dziś już takich pytań nie było. Pojawiły się za to kwestie bardzo fachowe – przyznał Jarosław Urban. Ale festiwal w Jastrzębiej Górze nie jest przeznaczony wyłącznie dla tych, którzy w tematyce whisky poruszają się już bardzo swobodnie. – To miejsce i ten termin nie są przypadkowe. Myślimy również o tych, którzy jeszcze nie przeszli swej inicjacji związanej z królową alkoholi. A gdzie i kiedy można to zrobić lepiej niż w pięknym miejscu i podczas urlopu? – przekonywał Andrzej Kubiś, organizator festiwalu.

Patryk Wojciechowski i jego Feniks

Fot. Adrian Stawski

październik 2014

Barmani przez dwa dni festiwalu pracowali non stop

7

 Whisky po polsku 

Piotr Szladerba i Roch Siemianowski zaczytani w pierwszym numerze magazynu Whisky

Nad jakością drinków w Ardbegu jak zwykle czuwał Shortie

W Jastrzębiej Górze ekipa Glenfiddich wprowadziła na polski rynek 26-letnią Glenfiddich Excellence

– Whisky to praktyczny trunek. Każdy znajdzie coś dla siebie, w każdym przedziale cenowym – wtórował mu Rob Allanson. – W  świecie whisky obowiązuje jedna zasada: znajdź swój sposób, aby czerpać z niej przyjemność – dodał Ian Millar. Atmosfera festiwalu świadczyła o  tym, że zdecydowana większość albo taki sposób już znalazła, albo znajdowała się na najlepszej drodze do jego znalezienia. Ci, którym samo degustowanie i dyskusje nie wystarczały, brali udział w warsztatach blendingu organizowanych przez Grant’sa. Pomiędzy odwiedzinami kolejnych stoisk niemal 30 wystawców, goście mogli również obejrzeć wystawę „Journey of the Cask”, autorstwa Simona Butterwortha, poświęconą wchodzącej na nasz rynek 26-letniej Glenfiddich Excellence. Mogli również posłuchać muzyki, wziąć udział

w warsztatach tańca irlandzkiego i uczestniczyć w innych aktywnościach organizowanych przez wystawców.

Barmani na start Festiwale na całym świecie są okazją do popisów barmańskich. Nie inaczej było w Jastrzębiej Górze. Rywalizacja barmańskiej braci (jaka szkoda, że zabrakło sióstr w tych zawodach!) trwała podczas obu dni festiwalowych. A było o co rywalizować. Pierwszą nagrodą w Dom Whisky Coctail Competition była dziesięciodniowa wycieczka po szkockich destylarniach oraz limitowana, złota butelka Ardbega. Dech w piersiach zapierały również kosze z trunkami, które były nagrodami za drugie i trzecie miejsce. Pierwszy dzień wyłonił grupę finalistów, którzy dnia następnego stanęli przed finałowym jury, składającym się z Jarosława Urbana i dwóch członków naszej redakcji – Colina Hampden-White’a i piszącego te słowa. Czuliśmy odpowiedzialność, jaką na nas nałożono, ale uczestnicy konkursu zapewnili nam wiele ciekawych doznań wizualnych i smakowych. Stres towarzyszący odpowiedzialności szybko więc minął. Okazało się, że nie różnimy się mocno w ocenach. Ciekawił nas zarówno wytrawny smak fernetu łączonego z whisky, jak i smaki słodsze, cytrusowe. Ocenialiśmy efekt, zaś nad

Whisky po polsku

październik 2014

W przyszłym roku festiwal odbędzie się 21 i 22 sierpnia

9

Naturalny deszcz padał tylko przez godzinę, za to na stoisku Taliskera prawie non stop lało... z sikawki. Colin Hampden-White podczas masterclasses opowiadał o single cask

zgodnością działań zawodników ze sztuką barmańską czuwał Dariusz Kosiorek z Poznańskiej Akademii Barmanów. Po podsumowaniu punktacji wszystko było jasne. Zwyciężył reprezentant Kalisza – Patryk Wojciechowski. Imię zobowiązuje. Zwycięzca sięgnął więc po irlandzką whiskey Tullamore Phoenix, która stała się bazą koktajlu Feniks. Patryk wyjaśnił, że nazwa ma nawiązywać do obchodów rocznicy zburzenia Kalisza w 1914 roku – podczas I wojny światowej – i do odrodzenia się miasta. To kolejny przykład na to, że trunek to nie tylko dobro konsumpcyjne, ale też okazja do snucia opowieści o historii i kulturze. Swoją drogą – koktajl Patryka miał coś z dzieła sztuki. Wykończony delikatnym białkiem, z syropem hibiskusowym i sokiem cytrynowym, podany z podwędzaną żurawiną i kwiatem hibiskusa... Jaka szkoda, że jurorom zabierano szklanki zaledwie po umoczeniu ust... Trzeba będzie pojechać do Kalisza...

Whisky na finał Może uda się trafić do Kalisza zanim festiwal w Jastrzębiej Górze będzie miał swoją drugą edycję? Już zapowiedziano bowiem, że w przyszłym roku fani whisky, whiskey i burbonów spotkają się w Domu Whisky i na przyległych terenach w dniach 21-22 sierpnia.

– Początki są trudne. Ważne, że zaczęliśmy. Do przyszłorocznej edycji uda się nam wiele rzeczy poprawić. Zdobyliśmy trochę doświadczenia i będzie tylko lepiej – zapewnił Andrzej Kubiś. Bo – oczywiście – znajdą się i malkontenci, którzy powiedzą, że festiwal niewielki, lista marek i masterclasses niezbyt długa, że były kłopoty z jednym z urządzeń do mycia kieliszków i że przez godzinę padał deszcz. O marudzenie jednak nie chodzi. Impreza w Jastrzębiej Górze zapewniła wiele wrażeń. I to nie tylko konsumentom i fanom whisky. Jej zaistnienie w kalendarzu spotkało się również z ciepłym przyjęciem wystawców – przedstawicieli marek, które na co dzień konkurują ze sobą. Tu mieli niecodzienną szansę na spotkanie i nieco czasu na rozmowy. Zaskoczenia? Jedno i – na dodatek – pozytywne. Nikt nie przesadził w konsumpcji. Bo ryzyko zatrzymywania na pamiątkę kieliszków i szklanek przez wielu gości (skądinąd zwyczaj niezbyt ładny) wystawcy chyba mieli wkalkulowane. Ważna była atmosfera. Na zakończenie festiwalu – już niemal rodzinna. Grupa Vintage (o nazwie skądinąd winiarskiej) zapewniła sporą porcję mocnych rytmów i energetycznych gitarowych riffów. Nie obyło się bez coveru hitu grupy Dżem. „Whisky” odśpiewali wszyscy. Na cześć whisky.

D 10

Dojrzeliśmy do festiwali Z Jarosławem Bussem, twórcą firmy Tudor House, właścicielem Bristol Whisky Club oraz współorganizatorem Warsaw Whisky Fest 2014, rozmawia Joanna Rutkowska.

Fani whisky w Polsce dopiero co ochłonęli po jednym festiwalu, a już czekają na ostatni weekend października, kiedy to odbędzie się pierwszy Warsaw Whisky Fest. Skąd pomysł festiwalu? – Myślę, że jako kraj dojrzeliśmy do takich festiwali, które odbywają się już na całym świecie. Polska jest dużym i rosnącym importerem whisky. Poza tym whisky jest moją pasją, a nawet miłością, od prawie 20 lat. Zajmuję się importem tego trunku, jego dystrybucją i sprzedażą. Prowadzę również szkolenia oraz degustacje poświęcone whisky. Dzięki Warsaw Whisky Fest będę mógł pokazać konsumentom w Polsce, że spektrum whisky na świecie jest znacznie szersze, niż to, co przeciętny klient o niej wie i co może kupić w krajowych sklepach. Jaka reprezentacja whisky pojawi się więc w Warszawie? – Przyjadą producenci z całego świata. Zgłosiło się już 30 wystawców ze Szkocji, Irlandii, Szwecji, Indii, Tajwanu, Japonii, Australii, Nowej Zelandii i Stanów Zjednoczonych, ale liczba ta z dnia na dzień rośnie. Stawiamy przede wszystkim na segment premium – whisky wiekowe oraz limitowane edycje whisky z jednej beczki, często niefiltrowane i nierozcieńczane, whisky butelkowane z mocą beczki. Przykładowo – ze Stanów Zjednoczonych przyjadą przedstawiciele mikrodestylarni z Kalifornii i Oregonu.

Fot. Materiały prasowe Tudor House

październik p aździernik 2014 2014

Whisky po polsku

Kogo chce Pan zainteresować październikowym festiwalem? – Festiwal ma być ciekawym doświadczeniem dla dwóch rodzajów gości. Z jednej strony – zaprosiliśmy przedstawicieli biznesu: handlowców oraz właścicieli lokali z branży HoReCa, z drugiej – liczymy na szeroką obecność miłośników whisky, którzy są koneserami tego trunku, a czasami także kolekcjonerami. Jakie atrakcje przygotowaliście Państwo dla gości festiwalu? – Specjalnie na potrzeby festiwalu sprowadzamy limitowaną edycję 150. butelek wyjątkowej whisky. Jej nazwa i  wiek to jeszcze tajemnica. Mogę jedynie zdradzić, że będzie szczególnie atrakcyjna dla klientów rozkochanych w dymnym trunku. Poza tym zostanie przeprowadzonych 7 masterclasses na limitowanych produktach. Na prośbę firmy Suntory, największego japońskiego producenta whisky i właściciela trzech szkockich destylarni, osobiście poprowadzę jedną z nich. Przeprowadzimy również bezpłatne szkolenia poświęcone whisky dla barmanów.

 Whisky po polsku 

Warsaw Whisky Fest W

Czym jeszcze chcecie zaskoczyć gości? – Tylko na nasz festiwal przyjedzie 6 butelek 25-letniej Yamazaki, która dwa lata temu wygrała World Whisky Award, a w tym roku została uznana za najlepszy single malt. Z kolei Kavalan z Tajwanu zaprezentuje limitowaną wersję swojej whisky torfowej. Whisky z edycji Peated Distillery Reserve będzie można spróbować podczas degustacji na masterclass. Najliczniejszą reprezentację będą miały oczywiście destylarnie szkockie. Szkocja reprezentowana będzie również przez independent bottlers. Goście festiwalu m.in. będą mieli okazje porównywać whisky np. z Auchentoshan – jedynej szkockiej destylarni stosującej metodę potrójnej destylacji – i od firmy niezależnej. Na festiwalu pojawią się również inne nowości – z zakresu blended malt i blended grain. Atrakcji będzie mnóstwo. Żeby ich wszystkich doświadczyć, wystarczy tylko odwiedzić nasz festiwal. 

gronie wystawców znajdą się m.in. japoński gigant – Suntory, Kavalan Distillery z Tajwanu, Matisse Spirits Company z nowoczesnym podejściem do produkcji whisky, jedna z  najstarszych destylarni w całej Szkocji – gorzelnia Tullibardine oraz The New Zealand Whisky, których złoty trunek jest butelkowany z mocą beczki. Podczas trwania festiwalu zostanie przeprowadzonych 7 masterclasses, na których będzie można spróbować limitowanych odmian single malt oraz single cask. Warsztaty poprowadzą uznani master blenderzy, którzy podzielą się swoim bogatym doświadczeniem. Cena biletu jednodniowego wynosi 65 zł, a dwudniowego – 95 zł. Za masterclass trzeba zapłacić osobno – od 120 do 200 zł. Ilość miejsc jest ograniczona, dlatego zgodnie ze starym zwyczajem: kto pierwszy, ten lepszy. Podczas festiwalu uruchomiony zostanie specjalny sklep, w którym posiadacze biletów będą mogli kupić whisky z 23-proc. zniżką. Więcej szczegółów na temat programu festiwalu, wystawców oraz tematyki masterclasses można znaleźć na stronie: www.warsawwhiskyfest.com.

październik 2014

25 i 26 października warszawskie New City przy ulicy Marynarskiej, w bezpośrednim sąsiedztwie Galerii Mokotów, będzie polską stolicą whisky. To właśnie tu odbędzie się pierwsza edycja Warsaw Whisky Fest. Obok wytwórców ze Szkocji i Irlandii pojawią się na nim także producenci z Tajwanu, Indii, Japonii, USA i Australii.

11

Z whisky dookoła świata

W

12

Jacek Łakomy

Whisky Helwetów kończy 15 lat Malownicze Alpy, bezpieczne banki, markowe zegarki, świetne sery i wina – to tylko część skojarzeń łączących się ze Szwajcarią. Okazuje się, że można ją też kojarzyć z whisky. Zarówno za sprawą lokali wpisanych do Księgi Rekordów Guinnessa, jak i za sprawą trunków z rodzimych destylarni, które – po liberalizacji prawa – ruszyły z produkcją whisky zaledwie 15 lat temu.

Fot. Whiskyschiff Luzern (4x)

październik 2014

Tekst:

Z whisky dookoła świata

U

żywanie zbóż i ziemniaków do destylacji było w  Szwajcarii prawnie zakazane od czasów pierwszej wojny światowej. Te płody rolne mogły służyć jedynie żywieniu ludzi i  zwierząt. Surowe prawo, którego celem było zwiększenie samowystarczalności żywnościowej Szwajcarii, przetrwało do końca czerwca 1999 roku. Zniesiono je m.in. wskutek nacisków Międzynarodowej Organizacji Handlu. Dziś samowystarczalność żywnościowa Szwajcarii sięga 60 proc. i jednym z celów polityki rolnej Helwetów jest utrzymanie tego poziomu. Przyzwolenie na stosowanie zbóż w szwajcarskim gorzelnictwie sprawiło, że jak grzyby po deszczu pojawiać się zaczęły niewielkie destylarnie, próbujące swych sił w produkcji królowej alkoholi. I to z coraz lepszym skutkiem. Tom Wyss – w  swojej książce sprzed dwóch lat, poświęconej szwajcarskiej whisky – twierdzi, że w 2012 roku w Helwecji działało ponad 30 destylarni, produkujących około 60 marek trunku. Szwajcarskie prawo, podobnie jak szkockie, pozwala nazywać whisky destylat ze słodu, który co najmniej trzy lata spędził w beczce.

Choć 15 lat w świecie złotego trunku to naprawdę niewiele, Szwajcarzy zdążyli wypuścić już na rynek sporo smakowitych egzemplarzy. Wszak znani są ze swej precyzji – nie tylko w  produkcji zegarków, ale i  w  gorzelnictwie. Od lat szwajcarskie destylaty owocowe, williamsówki czy kirschwassery, zaliczane były do najlepszych na świecie.

Import przede wszystkim Helweci polubili whisky. Od 1992 roku popyt na ten trunek w ich kraju rośnie średniorocznie o  niemal 6 proc. Według danych Federalnego Urzędu Celnego dwa lata temu szwajcarski import whisky po raz pierwszy przekroczył 4 miliony litrów, a to oznacza, że od 1992 roku uległ potrojeniu. Najwięcej, bo około 2/3, przyjeżdża ze Szkocji. Rośnie przywóz ze Stanów Zjednoczonych, których udział w imporcie sięga już 15 proc. W ostatnich latach na rynek coraz śmielej wchodzą trunki z sąsiednich krajów – Francji i Niemiec. Według danych Die Eidgenössische Alkoholverwaltung w ubiegłym roku import whisky do Szwajcarii w przeliczeniu na czysty alkohol wyniósł niespełna 18,3 tys. hektolitrów i był o 650 hektolitrów mniejszy niż

rok wcześniej. Jeśli porówna się z tym rodzimą produkcję, sięgającą niespełna 400 hektolitrów czystego alkoholu, to odpowiada ona zaledwie za ok. 2 proc. całego rynku. To z pewnością nie jest rekordowe osiągnięcie. Ale Szwajcarzy twierdzą, że ich whisky zawsze będzie produktem niszowym. Za to mogą poszczycić się swoistymi rekordami związanymi z whisky, które zostały zapisane w Księdze Rekordów Guinnessa.

Wielkie, małe, wysokie Pierwszy dotyczy Miejsca Diabła. Tak właśnie – Devil’s Place – nazywa się bar w hotelu Waldhaus am See w St. Moritz. Uznawany jest on za lokal z największym na świecie wyborem whisky. Smakosze mogą tu skosztować jednego z 2,5 tys. gatunków królowej alkoholi. Kolejny rekord ma związek z niewielką wioską Santa Maria w dolinie Val Müstair, w kantonie Gryzonia. Leży ona na wysokości 1375 m nad poziomem morza. W  2006 roku otwarty tam został bar o łącznej powierzchni... 8,53 m kw. Już rok później odnotowała to Księga Rekordów Guinnessa, uznając lokal za najmniejszy bar whisky na świecie. Jego oferta to ok. 230 gatunków trunku z całego świata oraz Muzeum Whisky z wieloma rzadkimi eksponatami.

Rodzima produkcja whisky odpowiada zaledwie za ok. 2 proc. rynku szwajcarskiego

październik 2014

Mobilna gorzelnia ląduje na lodowcu powyżej Engelbergu

13

październik 2014

 Z whisky dookoła świata 

14

 Z whisky dookoła świata 

październik 2014

W tym miejscu Szwajcarzy ustanowili światowy rekord wysokości prowadzenia destylacji

15

październik 2014

 Z whisky dookoła świata 

16

Sprzedaje się na pniu. Limitowana edycja 1018 butelek z tego roku jest już wyprzedana. Za półlitrową flaszkę trunku o mocy 57,6 proc. trzeba było zapłacić 164 franki. Powodzenie tej whisky nie dziwi – Jim Murray w Whisky Bible przyznał jej 93,5 pkt., w 2010 roku zdobyła nagrodę Swiss Marketing, a sezon później została Whisky Roku na targach DistiSuisse. Jest jednak trunek, który leżakuje w grocie na Jungfraujoch i jest dostępny. To CENTURY – single malt również z Rugenbräu. Przygotowano go specjalnie na jubileusz stulecia kolei na przełęczy i dla uczczenia jej pomysłodawcy – Adolfa Guyera-Zellera. 1291 półlitrowych flaszek wystawiono na sprzedaż w 2012 roku w cenie ok. 345 franków za sztukę.

Właściciele tego przybytku nie zamierzają na tym poprzestać. Już niebawem mogą trafić na listę rekordów po raz kolejny. Tym razem za sprawą najwyżej położonej na świecie destylarni whisky single malt. HighGlen Whisky Distillery, zlokalizowana również w Santa Maria, ma niebawem zostać otwarta. Wówczas zdetronizuje uznawaną dotąd za najwyżej położoną destylarnię u  stóp góry Ben Nevis w Szkocji, mieszczącą się na wysokości 1344 m n.p.m.

Jeszcze wyżej

Piwowarzy, gorzelnicy... farmaceuci Kim są właściciele szwajcarskich destylarni? Można podzielić ich przynajmniej na trzy grupy. Pierwsza to piwowarzy, którzy działalność swoich browarów poszerzyli o destylację whisky. Drugą stanowią gorzelnicy, do 1999 roku produkujący owocowe sznapsy. Po liberalizacji prawa – w obawie o swe udziały w rynku, które mogłaby przejąć rodzima whisky – do swej oferty dołączyli królową alkoholi. Trzecia grupa obejmuje tych, którzy produkują nie na sprzedaż – to

Fot. Destylarnia Rugenbraeu (2x)

Ale Helweci rekord wysokości już pobili. W lipcu 2012 roku specjalny śmigłowiec wzniósł na lodowiec powyżej Engelbergu zabytkową, mobilną gorzelnię z Bauerhofbrennerei Lüthy, by na górze Titlis, na wysokości 3020 metrów n.p.m., przeprowadzić destylację „na najwyższym poziomie”. Whisky single malt, która swój początek miała na alpejskim szczycie (dokładna wysokość destylacji to ponoć 3032,34 m n.p.m.), leżakować ma do roku 2016. Wówczas ma uświetnić jubileusz 10-lecia klubu Whiskyschiffs Luzern. Przedsprzedaż trunku o nazwie 3020, w cenie 98 franków za butelkę, została już ponoć zakończona. Niezbyt wiele egzemplarzy ma jeszcze trafić do zainteresowanych podczas jubileuszu za dwa lata. Część kwoty ze sprzedaży ma zostać przeznaczona na ochronę Alp. Alpy kuszą producentów whisky. Nie tylko krystaliczną wodą lodowcową. Spółka Rugenbräu z Matten na Wyżynie Berneńskiej od kilku lat ma w swej ofercie Swiss Highland Single Malt Whisky ICE LABEL, która bije kolejny rekord wysokości. Dojrzewa ona w beczkach z białego dębu amerykańskiego po sherry, w stałej temperaturze – 4 stopni Celsjusza, w  grocie na alpejskiej przełęczy Jungfraujoch, na wysokości 3454 m n.p.m. Starzenie przebiega tu znacznie wolniej niż na nizinach, znacznie wolniej również trunek zmienia swój kolor.

Piwnice szwacjarskich destylarni kryją wiele niespodzianek

po prostu miłośnicy trunku zrzeszeni bądź niezrzeszeni w klubach. Słynne stało się kilka lat temu zmajstrowanie whisky przez sześciu pracowników koncernu farmaceutycznego Pentapharm z Aesch. Współpracowali przy tym z zamkiem Elfingen, gdzie mieści się jedna z najbardziej ekskluzywnych gorzelni na świecie, i browarem BierVision z Monstein. Trunek zabutelkowano w  2011 roku i  został wyprzedany. Wieści o kolejnej edycji brak. Za pioniera szwajcarskiej whisky uznaje się Ernsta Badera, właściciela gospodarstwa rolnego w  Luwil, niedaleko Bazylei. To on 1 lipca 1999 roku dokonał pierwszej od 1914 roku destylacji na bazie słodu zbożowego na terenie Szwajcarii. Dziś gorzelnia Hollen wciąż zaliczana jest do najmniejszych producentów. Nie przeszkadza to jednak w produkcji zacnych trunków. Przed dwoma laty

Używanie zbóż do destylacji było w Szwajcarii prawnie zakazane od 1914 roku

październik 2014

 Z whisky dookoła świata 

17

październik 2014

Z whisky dookoła świata

18

ty Fot. Des

larnia Ru

genbraeu

Devil’s Place – whisky bar w St. Moritz – największy wybór whisky na świecie

W 2012 roku w Szwacjarii działało ponad 30 destylarni

 Z whisky dookoła świata 

ku, nazwane od formacji górskich – Santis, Sigel, Trinity i Marwees. Pierwsze etykiety zaprojektował i wyciął ręcznie szef browaru. Już w 2010 roku Trinity zdobyło w ocenie Jim Murray Whisky Bible aż 96,5 pkt. oraz tytuł najlepszej europejskiej whisky. Na wyjątkowość produktów browaru Locher wpływa m.in. fakt przechowywania trunku w starych beczkach po piwie. Związki z piwem kultywuje też kolejny ze znanych producentów, o którym wspomnieliśmy już przy okazji przechowywania beczek na przełęczy Jungfrau-Rugenbräu. Co prawda, trzyma swoją whisky w beczkach po sherry, ale gorzelnię wybudował bezpośrednio na warzelni. Producenci szczycą się, że ich doradcą i patronem jest Jim McEwan, który przez lata pracował w gorzelni Bruichladdich na Islay. Z beczkami eksperymentuje Spezialitätenbrennerei Zürcher, prowadzona przez Daniela i Urszulę Zürcherów w Port. To już kolejne pokolenie rodziny zaangażowane w destylację. Pierwszą whisky wuj Daniela wyprodukował w 2000 roku. W sierpniu tego roku butelkowania doczekała się ośmiolatka z beczki po sherry Oloroso. The Anniversary Edition powstała specjalnie dla uczczenia 10. rocznicy prowadzenia gorzelni przez Daniela i Urszulę. Ta gorzelnia rozlewa destylat także do beczek po burbonie, porto i szwajcarskim sauternes. Produkty pod marką Whisky Single Lakeland wysoko oceniano w Whisky Bible Murray’a. W zależności od rocznika zdobywały od 83 do 94 punktów.

Fot. Hotel Waldhaus am See

Czekając na degustacje

na rynek trafiła pierwsza szwajcarska whisky single malt, starzona 10 lat w używanych beczkach z dębu francuskiego po burgundach, o mocy 49,9 proc. Przez prasę okrzyknięta została najlepszym single maltem w kraju Helwetów.

Przyjemność tworzenia Ale nie tylko produkty rodziny Bader zasługują na uwagę. By przywołać wszystkie, trzeba byłoby – tak jak Tom Wyss – napisać o nich książkę, której objętość przekraczałaby 100 stron. Ciekawe są nie tylko trunki, ale i ich producenci twierdzący wprost, że w ich działalności nie chodzi o żadną konkurencję ze szkockim pierwowzorem, a o czystą przyjemność. Tuż po premierze destylacji w gospodarstwie Baderów produkcję Appenzeller Santis Malt rozpoczął browar Locher. Trzy lata później na rynek trafiły cztery wersje trun-

Ze szwajcarskimi destylarniami jest różnie. Jedne zostały już docenione przez rynek i ekspertów. Inne czekają dopiero na sukces. Ale – nie czekają z założonymi rękoma. Producenci w Szwajcarii wiedzą, że brakuje im doświadczenia i mają sporo do nadrobienia. Uczą się i eksperymentują. Taka postawa gorzelników sprawia, że w najbliższych latach możemy mieć okazję zakupu naprawdę niezwykłych trunków, wytworzonych u podnóża Alp. Niebawem bowiem na rynek powinny trafić dziesięcio- i kilkunastolatki z destylarni, które etap chłonięcia podstawowej wiedzy i eksperymentowania mają już za sobą. Efekty poznamy na degustacjach. Mogą być piorunujące.

Część kwoty ze sprzedaży whisky 3020 ma zostać przeznaczona na ochronę Alp

październik 2014

Za pioniera szwajcarskiej whisky uznaje się Ernsta Badera z Luwil

19

Z whisky dookoła świata

październik 2014

20

M

Między sláinte a l’chaim Tekst:

Jacek Łakomy

Czy whisky jest koszerna? Zależy jaka i zależy gdzie.

Problem koszerności alkoholu to rzecz ważna dla społeczności żydowskiej, a szczególnie dla ortodoksyjnych Żydów. Jedno jest pewne – producenci whisky jakiś czas temu odkryli, że są to konsumenci, o których warto zabiegać.

S

kąd brać pewność, że trunek jest koszerny? Przede wszystkim należy czytać etykiety i kontretykiety. Wielu producentów zadbało już o nadzór rabina nad produkcją, a ich wyroby legitymują się oznaczeniami koszerności i zgodności z halachą, czyli wykładnią Prawa Mojżeszowego. Powód jest prosty: koszerny rynek od dłuższego czasu mocno rośnie. Tylko w USA kilka lat temu liczba koszernych konsumentów (nie tylko Żydów) szacowana była na ponad 12 mln osób, a na świecie liczba ta sięga 100 milionów. Wartość sprzedaży certyfikowanej, koszernej żywności to około 300 miliardów dolarów. Nikt jeszcze nie oszacował, ile z tej kwoty przypada na whisky, ale z pewnością jest to kwota, która rośnie. W ostatnich latach nastąpiła prawdziwa eksplozja agencji certyfikujących koszerną żywność. Jakiś czas temu rabin Yosef Wikler z Kashrus Magazine przypominał, że trzydzieści lat temu działało ich 18. Dziś jest ich ponad 1250. Jedna z nich – Star K z Baltimore – informuje, że w 1977 roku certyfikat koszerności otrzymało około 2 tysięcy produktów. Dziś konsumenci mogą wybierać spośród ponad 135 tysięcy certyfikowanych produktów żywnościowych. Wśród nich są whisky, whiskey i burbony.

Sprzedaż i wykup Whisky często gości również w żydowskich domach, ale jest taki okres w życiu wyznawców judaizmu, w którym nie powinna się tam znajdować. Bardziej ortodoksyjni, za symboliczną cenę, pozbywają się wówczas całych zgromadzonych w domu zapasów whisky. Nawet tej z certyfikatem koszerności. To okres przed świętem Pesach, obchodzonym na pamiątkę wyzwolenia Izraelitów z niewoli egipskiej, od 15 dnia miesiąca nisan (w kalendarzu gregoriańskim przypada w marcu bądź kwietniu). W przeddzień Pesach w żydowskim domu trwają wielkie poszukiwania chamecu – produktów wytwarzanych z pięciu zbóż: jęczmienia, orkiszu, owsa, pszenicy i żyta, które przynajmniej przez 18 minut były połączone z wodą. Whisky jak najbardziej mieści się w tej kategorii. Na Pesach w żydowskim domu nie powinno być ani krzty chamecu. Można więc chamec szybko spożyć do końca przed świętem, można go spalić, w końcu – można sprzedać. Ale jak postąpić w np. przypadku kolekcji whisky, z którą nie chcemy się rozstać? Wypicie większej ilości trunku nie tylko może zaszkodzić, ale przede wszystkim spowoduje, że kolekcja przestanie istnieć i trzeba będzie budować ją na nowo. Bez gwarancji jej odtworzenia. Podobnie jest Cztery lata temu atest koszerności dostała Glenmorangie Original Fot. Glenmorangie

Z whisky dookoła świata

Problem z beczką

Fot. Whisky Jew

bilee

Jeśli whisky na Pesach to pewien problem, to z koszernością whisky na pozór nie powinno być żadnych kłopotów. Do produkcji używa się składników naturalnych. Wątpliwości nie pozostawia proces zacierania i destylacji. Zaczynają się one później – przy starzeniu. Najbezpieczniejsze dla ortodoksów są trunki starzone w nowych beczkach dębowych. Te starzone bądź finiszowane w beczkach po niekoszernym sherry, porto czy innych winach mogą im nastręczyć problemów. Dyskusja na temat koszerności trunków, które przechowywane były w beczkach po sherry, zapoczątkowana została w roku 1949 debatą rabinów Pinchasa Teitza i Moshe Feinsteina. To pierwszy z nich poinformował, że w niektórych whisky blended może znajdować się taka ilość niekoszernej sherry, która przekracza dopuszczalne poziomy i kłóci się z zasadami koszerności. Drugi na problem patrzył nieco bardziej liberalnie.

Koszerny rynek od dłuższego czasu mocno rośnie

Temat wraca Temat powrócił kilka lat temu. Rav Landau, naczelny rabin leżącego w obszarze metropolitalnym Tel Awiwu miasta Bene Berak, ogłosił, że whisky – ze względu na beczki po winie używane do starzenia bądź finiszowania – koszerna nie jest. Bene Barak to stolica ultraortodoksyjnego judaizmu, którą prawie 100 lat temu zasiedlali pochodzący z Polski chasydzi, a obecnie w większości zamieszkują ją charedzi. Rabin Mosze Jehuda Lejb Landau, autorytet w dziedzinie prawa żydowskiego i nadzoru koszerności, znany jest m.in. z wystawiania świadectwa koszerności Coca-Coli (w zakładzie w Bene Berak) oraz z... ostrzeżenia, że włączenie kranu w niektórych wielopiętrowych budynkach mieszkalnych prowadzi do profanacji szabatu, a więc przestępstwa, które według Tory może być ukarane ukamienowaniem. Mniej ortodoksyjni rabini zabierający głos w dyskusji na temat trunku twierdzili, że wypalanie beczek po winie usuwa jego wpływ na whisky albo mówili wprost, że jej starzenie w beczkach po winie, sherry czy porto nie dyskwalifikuje napoju. Rabin Akiva Niehaus z Chicago w swej pracy z czerwca 2010 roku, poświęconej halachicznym problemom beczek po sherry, przypomina, że problem nie dotyczy szkockiej blended, z którą na ogół nie ma kłopotów. Jest ona bowiem zmieszana z wielu słodów i jeśli nawet jest wśród nich whisky z beczki po sherry, to ilość tej ostatniej w trunku jest dopuszczalna. Wymogów koszerności nie spełniają te butelki, na których napisano, że trunek był „exclusively matured”, „finished” albo „double-matured” w beczce po sherry bądź innym winie. Podobnych problemów nie ma z beczkami po burbonie i po rumie. Niektórzy wytwórcy nie rezygnując z zalet, jakie niesie starzenie whisky w beczkach po winie, a jednocześnie nie narażając się na kłopoty, starzą trunek w beczkach po winie koszernym. Dyskusje i problemy interpretacyjne sprawiają, że organizacja certyfikująca – Orthodox Union – radzi wprost, by w sklepach domagać się trunków z certyfikatem koszerności.

Czytając etykiety Cztery lata temu taki atest od Orthodox Union otrzymała pierwsza duża marka single malt ze Szkocji – Glenmorangie Original wraz z Glenmorangie Astar i Ardbeg 10 yo. Brian Cox z Glenmorangie USA mówił wówczas, że znaczek „OU” umieszczony na nowych opakowaniach i potwierdzający koszerność whisky, otworzy tej kultowej marce całkiem nową bazę klientów. Whisky Jewbilee w Nowym Jorku to jedno z najważniejszych wydarzeń poświęconych koszernej whisky.

październik 2014

ze zniszczeniem zapasów. Takie postępowanie w zasadzie wykluczałoby ortodoksyjnych Żydów ze środowiska kolekcjonerów, a poza tym – po prostu – szkoda trunków, które są niejednokrotnie przedmiotem dumy. Jest jednak inny sposób. Rozwiązaniem tej trudnej dla ortodoksyjnego Żyda sytuacji jest odsprzedaż kolekcji na czas święta nie-Żydowi, a następnie (już po święcie) jej odkupienie. Społeczności żydowskie, dla uproszczenia sprzedaży, często organizują spotkania ze swoim rabinem, który jest sprzedawcą chamecu. Jak informuje na swoich stronach organizacja Shavei Israel, po zakończeniu święta Pesach kupiec nie jest zobowiązany do odsprzedaży chamecu pierwotnemu właścicielowi, choć zazwyczaj to czyni.

21

Z whisky dookoła świata

Również w 2010 roku certyfikat od tej samej organizacji otrzymały trunki Tomintoul. W chwili przyznania atestu podkreślano, że – biorąc pod uwagę rosnącą popularność szkockiej whisky wśród zwracającej uwagę na koszerność społeczności żydowskiej – certyfikat dodaje wartości ofercie marki. Poświadczeniem zgodności z halachą legitymują się jeszcze m.in. takie szkockie marki jak Auchentoshan, Glen Garioch, Bowmore i Glenrothes, która, podobnie jak np. whiskey Kellan z irlandzkiej Cooley Distillery, przeznaczonej na rynek amerykański, oznaczona jest symbolem innej organizacji certyfikującej – KLBD.

Fot. Whisky Jewbilee

Kolejna edycja Whisky Jewbilee już 9 czerwca przyszłego roku

październik 2014

Co kraj, to obyczaj

22

Dyskusja – dyskusją, jak jednak wyglądają dopuszczenia trunków w praktyce? To zależy od miejsca i organizacji dopuszczającej. Wszak jeden rabin w jednostkowej sprawie może mieć zdanie zupełnie inne niż drugi. Na liście stworzonej pod nadzorem Naczelnego Rabina Polski – Michaela Schudricha – czytamy, że każda szkocka jest dozwolona, spośród irlandzkich – tylko Jameson, Midleton, Paddy, Power oraz Tullamore Dew, zaś z burbonów – wyłącznie Jack Daniels Tennessee Whisky. Przynajmniej u nas sprawa jest jasna. A jak jest gdzie indziej? Star K z Baltimore twierdzi, że wszystkie odmiany amerykańskiej whisky są dozwolone (według prawa federalnego burbony są starzone w nowych beczkach), a spośród trunków kanadyjskich, szkockich i irlandzkich zalecają te, które nie miały żadnego kontaktu z winem. Do tych zaleceń nie stosują się jednak wszyscy. Joshua Hatton, prezes i współzałożyciel Jewish Whisky Company z Nowego Jorku, prowadzący co roku festiwal Whisky Jewbilee, twierdził na łamach prasy, że nie wszyscy Żydzi uznają, iż certyfikat koszerności jest niezbędny. Spółka na swej stronie internetowej przekonuje, że będzie regularnie oferować whisky, które przebywało w beczkach po winie, by osoby mniej ortodoksyjne mogły cieszyć się pełną gamą smaków świata single malt. London Beth Din w swoim ubiegłorocznym przewodniku dla Poskim (osób podejmujących decyzje w sprawach halachy) jest zdania, że szkocka jest koszerna. Nie ma z nią problemu, jeśli nie dodaje się do niej innych dodatków niż karmel, który jest koszerny, a na etykietach nie wspomina się beczki sherry bądź wina. Użycie tych beczek do starzenia whisky nie jest co prawda zabronione, ale niektórzy mogą chcieć uniknąć trunków poddanych podwójnemu starzeniu. Australijska Kashrut Authority, podobnie jak londyńczycy, zwraca uwagę na irlandzką whiskey, która powinna mieć certyfikat koszerności bądź być dopuszczona przez rabina.

Trzy lata starzenia w Ziemi Świętej mogą skutkować jak dziesięć lat w Szkocji

Nie tylko mlekiem i miodem Koszerna będzie na pewno whisky z Izraela. Jeszcze jej nie ma, ale już niedługo biblijna „kraina mlekiem i miodem płynąca”, będzie również krainą płynącą... whisky single malt. Wszystko za sprawą kilku zapaleńców, w których głowach dwa lata temu zrodziła się idea whisky z Ziemi Świętej. Byli wśród nich urodzony w Szwecji specjalista od marketingu – Simon Fried, izraelski milioner, który zbił fortunę na handlu algorytmicznym – Gal Kalkshtein i właściciel firmy zajmującej się energetyką solarną – Amit Dror. Założyli destylarnię, którą nazwali – jakżeby inaczej – „Milk and Honey”, czyli „Mleko i miód”. W projekt zainwestowali już prawie milion dolarów, a kampania na rzecz crowdfundingu (finansowane poprzez dużą liczbę drobnych, jednorazowych wpłat dokonywanych przez osoby zainteresowane projektem) przyniosła im kolejnych 65 tysięcy dolarów. Kupili sprzęt i jako głównego destylatora zatrudnili pochodzącego z Glasgow Jima Swana, który ma sporą wiedzę na temat produkcji whisky w cieplejszym klimacie. Atutem gorzelni może być nie tylko to, że izraelski klimat znacznie przyspiesza proces starzenia. Trzy lata starzenia w Ziemi Świętej mogą przynieść skutki podobne jak dziesięć lat starzenia w Szkocji. Dodatkowego smaczku inwestycji dodaje fakt, że może być to pierwsza whisky starzona poniżej poziomu morza. Inwestorzy zapewniają, że pierwsze butelki whisky spod Tel Awiwu – z logo krowy w kolorach pszczoły miodnej – trafią na półki w grudniu 2017 roku. Firma już oferuje dostęp do pierwszej partii trunku mikroinwestorom, którzy partycypowali w crowdfundingu. Cena: 79 dolarów za butelkę. Ma to być single malt w stylu Speyside – bogata w aromaty, choć nie torfowa. Niewykluczone, że z czasem destylarnia rozpocznie produkcję burbona i ginu. Mimo że to pierwsza destylarnia w Izraelu, jej założyciele odwołują się na swej stronie internetowej do tradycji sprzed wieków i postaci Marii Żydówki (Maria Prophetissa). Ta prorokini, o której wspomina znany alchemik i gnostyk Zosimos z Panopolis, miała być wynalazczynią tribikos – pierwszego urządzenia do destylacji. Właściciele destylarni podkreślają, że chcieliby, by ich whisky, podobnie jak do tej pory wino, miała wpływ na postrzeganie Izraela i jego reputację na arenie międzynarodowej.

Fascynujący świat ekskluzywnych alkoholi. Poznaj razem z nami.

PADEREWSKIEGO 8 POZNAŃ

sprzedaż • doradztwo • selekcja • degustacje

whisky-eg.com

październik 2014

 Whisky u źródeł 

24

B

Bruichladdich, czyli dojrzałość Młodzieńca Tekst i zdjęcia:

Ian Buxton

Wiele osób ma nadzieję, iż mam do powiedzenia coś niedobrego. Wierzcie mi, próbowałem. Szukałem wszędzie. Zaglądałem pod kadzie, by znaleźć kryjącego się tam francuskiego tajnego agenta. Szukałem w biurze egzemplarzy Le Figaro. Zajrzałem nawet do kuchni w poszukiwaniu czosnku. Nic nie znalazłem.

październik 2014

Whisky u źródeł

25

październik 2014

 Whisky u źródeł 

26

Z

nalazłem za to destylarnię pracującą pełną parą, trochę szczęśliwych i  zadowolonych ludzi oraz pozytywną historię. Jeśli jesteś członkiem hałaśliwej grupy miłośników single malt, która głośno i wielokrotnie krytykowała sprzedaż Bruichladdich firmie Rémy Cointreau (potrafię zrozumieć Wasz ból, choć go nie podzielam) – być może powinieneś przejść teraz do innego artykułu. Ten Ci się nie spodoba.

Po zamknięciu – otwarcie Krótkie przypomnienie: po zamknięciu w roku 1994, destylarnia Bruichladdich pozostawała pusta i cicha na brzegu Lochindaal na Islay. Tak było do zakupu i ponownego otwarcia w roku 2000. Dokonała tego grupa prywatnych inwestorów pod wodzą londyńskiego winiarza – Marka Reynier’a – i jego kolegi – Simona Coughlin’sa. W ciągu następnej burzliwej dekady Bruichladdich przyjęła postawę odmienną od reszty szkockiego przemysłu whisky, kładąc wielki nacisk na swą niezależność, skupiając się na terroir oraz wierząc, że różnorodność to najwyższa wartość. Ogólnie – zachowywała się raczej nieznośnie. Sądzę jednak, że w rzeczywistości nie byli tak nieznośni, za jakich chcieliby uchodzić. Większość przemysłu spisywała ich na straty, oczekując, że lada moment znikną i życie potoczy się dalej swym utartym szlakiem. Bez krzyków i wrzasków ludzi, którzy chcieli uchodzić za dziwaków i renegatów. Nie byli aż tak ważni.

Lochindaal to najbardziej wysunięta na południe wyspa Hebrydów Doświadczenia Rémy W Rémy Cointreau najwyraźniej myślano inaczej. Wydaje się teraz, że śledzili postępy Bruichladdich od kilku lat, otwierając drogę do „rozmowy” (jak to nazywane jest nieśmiało w kręgach wielkiego biznesu) i starając się zrozumieć, jak funkcjonuje ta destylarnia. Niektórzy komentatorzy opisywali tę transakcję jako pierwszy kontakt Rémy ze szkocką whisky. Nie mieli racji. W latach 1981-1990 firma posiadała Glenturret, co oznacza, że organizacja miała jeszcze pewne wspomnienia związane z tym przemysłem. Jednak te dwa przedsięwzięcia łączyły jedynie niewielkie rozmiary i produkcja whisky. Reszta to różnice.

Do pełni gwizdka Przeskakujemy teraz do lipca 2012 roku, kiedy to ogłoszono, że destylarnia została sprzedana. Wiadomość wywołała szok i oburzenie. Bruichladdich wolałaby pozostać niezależna, ale trzeba postawić się na miejscu właścicieli: ponad 10 lat temu zainwestowali w destylarnię sporą sumę, potem jeszcze więcej, i znowu. Pomimo jej sukcesu i widoczności na rynku, wytwórnia wciąż pracowała na pół gwizdka, a zwiększenie produkcji wymagało kolejnych inwestycji. Co więcej – lojalni i oddani pracownicy otrzymywali raczej skromne wynagrodzenie za swoją pomysłowość, cierpliwość i ciężką pracę.

październik 2014

 Whisky u źródeł 

27

Dlatego przejęcie było całkowicie logiczne i możliwe do przewidzenia. Tylko w przypadku nowego właściciela z wypchanym portfelem Bruichladdich mogła iść do przodu, zwiększyć produkcję i zaspokoić popyt rosnącej rzeszy konsumentów jej whisky. Właściciele doszli do wniosku, że jeśli oznacza to oddanie niezależności – to trudno. Jednak, jak wiadomo, nie sprzedali się tanio. Cena wyniosła 58 milionów funtów, choć 10 milionów poszło na spłacenie długów.

Rok później A jak wygląda sytuacja po roku? Produkcja podwoiła się i obecnie jest bliska pełnym mocom, choć jest jeszcze nieco rezerw. Co istotne: nie ma planów modernizacji destylarni, zwiększenia wydajności lub zniszczenia jej uroku w inny sposób. Po prostu teraz wykonuje ona swoje zadania, czego nie była w stanie robić przez wiele lat. Zwiększenie produkcji doprowadziło do stworzenia sześciu dodatkowych miejsc pracy i, jak mówi dyrektor zarządzający Simon Coughlin (Mark Reynier to jedyny członek zespołu, który odszedł), wkrótce będzie ich jeszcze więcej. Nie wszystkie na wyspie. Rośnie grupa ambasadorów, a jest to niezwykle istotne dla odizolowanej wyspiarskiej społeczności, gdzie szanse dla młodych ludzi pojawiają się bardzo rzadko. Tym bardziej takie, które dają szansę pracy w stabilnej, międzynarodowej firmie, oferującej realne możliwości awansu i kariery.

Destylarnia Bruichladdich zdążyła się wpisać w krajobraz wybrzeża wyspy Lochindaal

październik 2014

 Whisky u źródeł 

28

Problemem flagowej whisky The Laddie jest jej powodzenie Nowe ze starym

Produkcja Bruichladdich podwoiła się i jest bliska pełnym mocom Czas ekspansji Oznaki ekspansji destylarni widoczne są w otaczających ją magazynach. Powstają nowe budynki, zdolne pomieścić zwiększoną produkcję. 100 proc. whisky będzie dojrzewać na Islay. – Nie będziemy wozić whisky poza wyspę, by tam dojrzewała – podkreślił stanowczo w rozmowie ze mną Simon Coughlin. Ekspansję widać też w biurach. Jeszcze niedawno ciasnych, teraz z dodanymi nowymi salami konferencyjnymi na zebrania i degustacje. Centrum dla gości otrzymało nowe, ładne drzwi. Pozostał rozlew valinch – pipetą, prosto z beczki. Podczas mojej wizyty raczyliśmy się trunkiem z beczki po starym porto.

Produkcja ginu The Botanist w charakterystycznym alembiku Lomond zwiększa się. Linia rozlewnicza już pracuje dla nowej butelki. Simon Coughlin podkreśla, że jeszcze podczas negocjacji firma Rémy powtarzała: „będziecie nadal tym wszystkim kierować” i tak się rzeczywiście stało. Zapytałem wtedy, czy to prawda, że produkcja flagowej 10-letniej whisky The Laddie ma być zakończona. Usłyszałem stanowcze zaprzeczenie. Wydaje się, że problemem jest jej powodzenie. Po prostu nie wyprodukowali jej wystarczająco dużo, by zaspokoić dzisiejszy popyt. The Laddie musi być więc sprzedawana na zasadzie alokacji. Morał z tego jest jasny: jeśli traficie gdzieś na butelkę i chcecie ją kupić, nie zastanawiajcie się. Nie ma jej wystarczająco dużo i ani Bruichladdich, Rémy, ani ktokolwiek inny nie może nic na to poradzić.

Koncentracja na trzech Firma deklaruje, że będzie mniej limitowanych edycji, mniej specjalnych wydań. Produkcja skoncentruje się na trzech podstawowych kategoriach whisky: Bruichladdich (bez torfu), Port Charlotte (torfowa) i Octomore (mocno torfowa). Coughlin podkreśla, że taka zmiana była już przygotowywana przez poprzednich właścicieli. Jestem świadom, że wszystko to brzmi jak materiał przygotowany przez dział PR. Tak jednak nie jest. Dano mi swobodny dostęp do destylarni. Rozmawiałem z kimkolwiek chciałem. Otwierałem wszystkie drzwi, które uznałem za interesujące. Zaglądałem w różne miejsca, ale nie znalazłem żadnych szkieletów. Czy będą zmiany w Bruichladdich? Tak. Będą. Sądzę, że będą to zmiany na lepsze. Powinniśmy je zaakceptować i cieszyć się nimi. Być może The Laddie (Młodzieniec) właśnie trochę dojrzał. 

październik 2014

 Whisky u źródeł 

29

październik 2014

Whisky u źródeł

30

O

Obietnica O bietnica już się spełnia Tekst i zdjęcia:

Colin Hampden-White

Zarówno destylarnia Aberfeldy, jak i Royal Brackla stanowią własność Bacardi. Koncern ten jest właścicielem marki Dewar’s. Z tego powodu niektóre wyroby z każdej z tych destylarni trafiają do blendów Dewar’s. Wytwórni tych, poza tym związkiem i lokalizacją w Highland, nie łączy żaden wspólny mianownik. Obie jednak są elementem planu, który w tym roku ogłosił Bacardi.

Whisky u źródeł

Efekt tych konsultacji jest taki, że każda edycja wypuszczona przez Bacardi opatrzona zostanie certyfikatem wieku i nie będzie zawierać karmelu.

W

edług zapowiedzi koncernu w tym oraz w przyszłym roku na rynek trafią edycje single maltów ze wszystkich pięciu należących do niego destylarni. Również specjały z Aberfeldy i Royal Brackla.

Dwa sezony single maltów Już w kwietniu tego roku do handlu trafiła 18-letnia Aberfeldy. Jeszcze w październiku dostępne będą: Aberfeldy 16-letnia, a także Craigellachie 13-, 17- i 19-letnia dla sklepów duty-free. Prawdziwy wysyp single maltów ze stajni Bacardi nastąpi jednak w przyszłym roku. Na sklepowe półki trafi 23-letnia Craigellachie, a także Aultmore w wydaniu 12- i 25-letnim oraz 21-latka przeznaczona dla sklepów duty-free. Macduff z kolei wypuści od stycznia Deverona w wersjach 12-, 18- i 25-letniej. Wielu koneserów czeka na zapowiadaną również na przyszły rok 30-letnią Aberfeldy Marsala oraz awizowane na wiosnę 12-, 16- i 21-letnie edycje Royal Brackla. Według Stephena Marshalla, globalnego ambasadora marki w Bacardi, plany grupy związane z whisky single malt mają zwrócić uwagę na „niesamowity trunek” obecnie wykorzystywany w blendach Dewar’s i William Lawson. – Zdajemy sobie sprawę, że nie maksymalizujemy naszych aktywów. Zaczęliśmy pracę nad projektami dotyczącymi single malt cztery lata temu. Przeprowadziliśmy badania konkurencji i różnych rynków, rozmawialiśmy ze sprzedawcami i specjalistami do spraw whisky, aby uzyskać opinie w takich kwestiach jak oświadczenia w sprawie długości dojrzewania i stosowanie karmelu – mówi Stephen Marshall.

Dlaczego koneserzy tak mocno ekscytują się zapowiadaną na wiosnę edycją Royal Brackla? Powód jest banalnie prosty. Ostatni oficjalny rozlew single maltów z tej destylarni o ponad 200-letniej historii miał miejsce w roku 2004. Destylarnia Brackla została zbudowana w 1812 roku przez kapitana Williama Frasera z Brackla House. Powstała na posiadłości należącej do Zamku Cawdor, którego nazwę znają wszyscy, którym nie jest obcy „Makbet” Szekspira. W roku 1833 została pierwszą wytwórnią whisky, która otrzymała tytuł Dostawcy na Królewski Dwór od króla Williama IV. Zaszczyt ten uczynił Royal Brackla jedną z zaledwie trzech destylarni, które w nazwie miały słowo „królewski”. Pozostałe dwie to Royal Lochnagar i zburzona już Glenury Royal. Królowa Wiktora odnowiła ten tytuł wytwórni Brackla w roku 1838. W XIX wieku destylarnia pozostawała w rodzinie Fraserów. W 1879 roku została przekształcona w Brackla Distillery Co Ltd. Wraz z magazynem zajmowała wówczas ponad 6 hektarów wynajmowanych od księcia Cawdoru.

Zamknięcia i otwarcia Po I wojnie światowej przeszła w ręce Johna Mitchela i Jamesa Leitha z Aberdeen, którzy sprzedali ją spółce John Bisset & Co. Ltd z Leith. Ta zaś została przejęta w 1943 roku przez Distillers Company Ltd. II wojna światowa to czas, w którym destylarnię zamknięto, by ponownie uruchomić ją po jej zakończeniu. Kolejne dwa lata przestoju nastąpiły od 1964 do 1966 roku. Tym razem ze względu na poważną przebudowę. Tradycyjna metoda ręcznego opalania alembików węglem została zmieniona na wewnętrzne ogrzewanie parowe, za pomocą kotła węglowego. Kupiono ponadto podziemne ujęcie wody, zbudowane podczas wojny na potrzeby lotniska wojskowego i wykorzystano je do chłodzenia oparów alkoholu.

październik 2014

Po raz pierwszy od 11 lat

31

październik 2014

 Whisky u źródeł 

32

październik 2014

Whisky u źródeł

33

W roku 1970 destylarnia została powiększona przez dodanie drugiej pary alembików, a kocioł z zasilania węglowego przestawiono na olejowe. Pięć lat później zbudowano nowe magazyny, zastępując nimi starsze, tradycyjne składy. Royal Brackla Distillery została ponowie zamknięta w roku 1985. Beczki z whisky pozostały w magazynach, gdzie trunek nadal dojrzewał. Był używany przez właścicieli do blendowania, zgodnie z zapotrzebowaniem. Wytwórnię otwarto po raz kolejny w 1991 roku. Dwa lata później na rynku pojawiły się wprowadzone przez United Distillers butelki 10-letniej whisky „Fauna&Flora” z półoficjalnego rozlewu. W 1998 roku wypuszczono 20-latkę „UD Rare Malts”. W tym samym roku destylarnia Royal Brackla została sprzedana firmie John Dewar & Sons – spółce zależnej koncernu Bacardi. Dziś Royal Brackla może wyprodukować 2,5 mln litrów alkoholu rocznie i pracuje prawie na pełnych obrotach. A wydaje się, że to spokojne miejsce, gdzie wszystko postępuje powoli – podobnie jak dojrzewanie whisky. I do tego ten krajobraz z dominującym, pięknym jeziorem, widoczny z hali z alembikami. Szklany fronton daje jednak nie tylko możliwość podziwiania widoków. Można go otworzyć, wystawiając alembiki na działanie pogody i wspomagając chłodzenie.

październik 2014

 Whisky u źródeł 

34

Wielu koneserów czeka na 30-letnią Aberfeldy Marsala

Nad rzeką Tay Destylarnia Aberfeldy jest o niemal 100 lat młodsza od Royal Brackla, oddalonej od niej jakieś 160 kilometrów na północ. Jest też nieco mniejsza. Jej roczne moce produkcyjne to ok. 2,1 mln litrów. Została założona na południowym brzegu rzeki Tay w roku 1896 przez Johna Dewara i jego synów. Produkcję rozpoczęła dwa lata później. Nie zamykano jej tak często jak Royal Brackla. Pozostawała otwarta przez cały czas, za wyjątkiem okresu pierwszej i drugiej wojny światowej, kiedy popyt na jęczmień – jeden z podstawowych surowców żywnościowych – był zbyt duży. W tym czasie utrzymywała dostawy, redukując dojrzewanie z 7 do 3 lat. W roku 1925 została kupiona przez Distiller Company, by wkrótce potem znowu zmienić właściciela. W roku 1930 nabyła ją firma Scottish Malt Distillers Ltd. W roku 1972 destylarnia została przebudowana, a stare alembiki zastąpiono nowymi, ogrzewanymi parą wodną. Bacardi kupił wytwórnię od Diageo w 1998 roku. Jednakże dopiero w 1999 roku marka Aberfeldy 12 Year Old Single Malt została wprowadzona na rynek. Dotychczasowa przygoda Aberfeldy z whisky single malt obejmuje jeszcze 21-latkę, która trafiła do handlu niedługo po 12-latce. I na tym koniec. To dlatego zapowiedzi Bacardi są dziś tak ekscytujące.

październik 2014

 Whisky u źródeł 

35

Destylarnia posiada dziś duże centrum dla zwiedzających z salą kinową, muzeum, restauracją oraz – oczywiście – ze sklepem. Niedawno odnowione centrum dla zwiedzających to wspaniałe miejsce, w którym można dowiedzieć się wiele o destylarni, rodzinie jej założycieli oraz o rozwoju marki Dewar’s. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych, które są jej największym rynkiem. W centrum funkcjonuje specjalne pomieszczenie, w którym odbywają się prezentacje sztuki tworzenia blendów. Spróbować swych sił w tej trudnej sztuce może każdy odwiedzający Aberfeldy. Destylarnia zbudowana jest z kamienia i posiada tradycyjny dach w kształcie pagody. Usytuowana jest pośród lasów porastających wzgórze, gdzie znajduje się Pitilie Burn, jej źródło wody. Pośród drzew odnajdujemy drewnianą budowlę o otwartej konstrukcji. Jest to idealne miejsce, by usiąść ze szklaneczką i obserwować, jak woda płynie przez las. Jeśli będziecie mieli szczęście, możecie nawet zobaczyć rzadką czerwoną wiewiórkę z kolonii, która żyje tuż obok destylarni. 

Każda edycja opatrzona zostanie certyfikatem wieku i nie będzie zawierać karmelu

październik 2014

 Whisky u źródeł 

36

U

U stóp Czarnego Pagórka Tekst i zdjecia:

Colin Hampden-White Wiele destylarni w Speyside jest dobrze zaznaczonych na mapie. Zostały wbudowane w system map Google’a, aby szukającym ułatwić nawigację. Są widoczne na tle krajobrazu i – zdawałoby się – tylko czekają na przybyszów chcących poznać ich tajemnice. Knockando to ich przeciwieństwo.

październik 2014

Whisky u źródeł

37

 Whisky u źródeł 

Z

najduje się na drodze do Cardhu, lecz żaden drogowskaz nie skieruje Cię w jej stronę. Musisz znać drogę, żeby tam trafić. Destylarnia wtulona jest w zbocze wzgórza, około mili od drogi wiodącej do Cardhu. Rzeka Spey wije się w dolinie, otoczona lasami. Nawet jeśli nie jest to najpiękniejsza destylarnia świata, to z pewnością jest pełna uroku. Nie zadeptana stopami turystów, funkcjonuje po cichu, z dala od przewodników prowadzących rozgadane grupy oraz dźwięku otwieranych i zamykanych kas sklepowych.

październik 2014

Inwestycja Thompsona i Pattisonowie

38

Tylko 8 proc. produkcji Knockando trafia do butelek jako single malt

Destylarnia Knockando została zbudowana w roku 1898 przez Johna Tylera Thompsona. Do dziś nosi nazwę wioski, w której powstała. Nazwa ta pochodzi ze szkockiej odmiany języka galickiego, w którym Cnocan Dhu oznacza „Czarny Pagórek”. Mówi się, że ten zakład jako pierwszy w regionie zaczął wykorzystywać elektryczność. – John Thompson był fanatykiem destylarni. Wytwórnia Knockando posiadała wiele najnowszych urządzeń. W tym czasie elektryczność była używana w celach oświetleniowych i nie miała nic wspólnego z produkcją. Kadzie nie były podgrzewane elektrycznie! A jak to było z tą elektrycznością? Jestem pewien, że jeśli zapytasz w Cardhu, to powiedzą Ci, że to oni po raz pierwszy wykorzystali prąd elektryczny – uśmiecha się Andy Cant, starszy manager w Grupie Cardhu, która obejmuje również Knockando. Pod koniec XIX wieku wybudowano wiele destylarni. Powód był prosty: produkcja whisky przeżywała wówczas prawdziwy rozkwit. Do czasu. Zakład Knockando, tak jak inne wytwórnie, musiał stawić czoła problemom, które pojawiły się w czasie „kryzysu Pattisonów”. Bracia Pattison to wyjątkowe postacie w historii szkockiej whisky. Rozpoczynali jako handlarze nabiałem w Edynburgu. Kiedy dostrzegli jednak rosnący jak na drożdżach popyt na whisky, w 1887 roku założyli spółkę zajmującą się blendowaniem i handlem detalicznym trunkami. Ci przedsiębiorcy byli w swoich czasach pionierami reklamy. Do dziś znana jest ich akcja marketingowa polegająca na rozdaniu sklepikarzom 500 papug, które w kółko wykrzykiwały w sklepach hasło „Pattison jest najlepszy!”. Z takimi pomysłami, popartymi wielkimi pożyczkami, firma braci rosła w siłę. Ale... ta bańka musiała kiedyś pęknąć. Niestety odbyło się to także kosztem Knockando.

Knockando gra pierwsze skrzypce w blendzie J & B

październik 2014

 Whisky u źródeł 

39

Andy Cant: kolor trunku z różnych sezonów może się różnić

październik 2014

 Whisky u źródeł 

40

Destylarnia Knockando nie jest zadeptana stopami turystów

Każdy rok produkcji zwany jest tu wciąż „sezonem”

Andy Cant i Emma Walker podkreślają, że destylat z Knockando trafia do wielu blendów Diageo

Firma braci Pattison, największy klient destylarni, zbankrutowała, a jej właściciele trafili do więzienia za pewne nielegalne praktyki. Produkcja zakończyła się zaledwie 10 miesięcy po jej rozpoczęciu. Destylarnia została zamknięta w marcu 1900 roku. Po czterech latach za 3,5 tys. funtów została kupiona przez W & A Gilbey. W  roku 1962 firma połączyła się z United Wine Traders, tworząc International Distillers and Vintners. Częścią tej grupy była spółka Justerini & Brooks, która obecnie stanowi własność Diageo.

Dziś wioska Knockando liczy zaledwie kilka domów. Niewielka jest również sama destylarnia. Jej zdolności produkcyjne to 1,29 milionów litrów rocznie. Tylko 8 proc. trunku jest rozlewane jako single malt i dojrzewa w magazynach wytwórni. Reszta jest wysyłana do centralnego magazynu Diageo w celu wykorzystania w whisky typu blended. Knockando gra pierwsze skrzypce w blendzie J&B. Jaki procent produkcji trafia do tego blendu? – Jest tego naprawdę niewiele. Ile dokładnie? Trudno to określić, a poza tym wartość ta zmieniałaby się w ciągu roku. Należy pamiętać, że nasza whisky trafia nie tylko do J&B, ale także do innych wyrobów Diageo, takich jak rodzina blendów Johnnie Walker – wyjaśnia Emma Walker, manager-stażysta ds. operacji, która posiada wielką wiedzę na temat chemii i dojrzewania trunków. Destylarnia pracuje przez cały rok, choć każdy rok produkcji zwany jest ciągle „sezonem”. Żadna butelka Knockando nie zawiera wyrobu z więcej niż jednego sezonu, a to odróżnia jej produkty od prawie wszystkich innych whisky typu single malt. Do trunku nie dodaje się barwników, tak więc kolor może różnić się między sezonami (tak jak w przypadku roczników). Stosowane są wyłącznie naturalne składniki, a woda pochodzi ze źródła Cardnach, płynącego przez wzgórza nad wytwórnią. Ilość torfu w słodowaniu jest kontrolowana, co oznacza, że nie zaburza ona równowagi trunku. Wykorzystanie beczek po sherry jest także ograniczone – tak, by ich smak nie zdominował whisky.

Tajemnice beczki Smak pochodzi nie tylko z płynu poprzednio trzymanego w beczce, lecz także z drewna, z którego beczka jest

październik 2014

Natura, natura...

41

zrobiona. Beczki na sherry produkowane są z dębu europejskiego, więc wydzielają więcej tanin. Zostały opalone, a nie przypalone. Stąd słodkie smaki dębu: owoce, ciasto bożonarodzeniowe, inne nuty – takie jak tytoń. Pojawiają się na skutek rozkładu drewna, po poddaniu go obróbce cieplnej. – Kiedy alkohol zostaje umieszczony w beczce, ekstrahuje te nuty z drewna w procesie dojrzewania. Sytuacja jest trochę inna w przypadku dębu amerykańskiego, który zawiera więcej ligniny. Kiedy beczka jest rozgrzewana i przypalana, lignina rozpada się i wydziela różne słodkie smaki. Między innymi smak bananów, którego nie uzyskuje się z większości beczek z dębu europejskiego – tłumaczy Emma Walker. – Wykorzystuje się także trochę beczek powtórnie przypalanych. Wiemy, jakich smaków należy oczekiwać z tak odnowionych beczek. Używamy ich, by zrównoważyć pożądany smak z sherry czy burbonem i ponownie je napełniamy, by uzyskać wyrób o stałej charakterystyce. Na tym właśnie polega umiejętność specjalisty od blendów: dobranie beczek dla uzyskania odpowiedniego smaku – dodaje Andy Cant. 



Zdolności produkcyjne Knockando to 1,29 milionów litrów rocznie

J

Whisky u źródeł

październik 2014

Kiln Café mieści się w dawnej suszarni torfu Ardbega

Tekst i zdjęcia:

Ian Buxton

Jak dobrze zjeść na Islay? Wybraliście się na długą (i drogą) pielgrzymkę na Islay.

42

Rozwikłaliście tajemnicę rozkładu rejsów promów i zaczęliście odhaczać

destylarnie na Waszej liście miejsc, które koniecznie musicie odwiedzić. Jest wiele do zrobienia: szczegółowo zaplanowaliście tę podróż, oszczędzaliście na nią, wyczekiwaliście jej. Nie ma teraz czasu do stracenia. Nagle... atakuje Was głód.

P

otencjalnie może to być problem. Choć ta mała wyspa należąca do Hebrydów jest czarująca, nikt nigdy nie twierdził, że jest pełna wspaniałych restauracji. Poza tym – i tak nie macie dużo czasu na jedzenie. Na szczęście, przy odrobinie planowania, posiłki nie muszą kolidować z głównym celem wizyty. Dwie destylarnie, choć położone na przeciwległych brzegach wyspy, posiadają lokale oferujące smakowite kąski, które pomogą Wam przetrwać pracowity dzień spędzony na zwiedzaniu i próbowaniu whisky. Ich styl odpowiada stylowi destylarni, a posiłek w jednym z nich (a najlepiej w obu) stanowi wspaniałe dopełnienie wizyty.

Rybna w Kilchoman Najpierw mamy najmniejszą i najnowszą destylarnię na Islay – maleńką wytwórnię na farmie w Kilchoman. Założona w 2005 roku, osiągnęła już pełną moc produkcyjną. Jej whisky można nabyć w prosto urządzonym, lecz atrakcyjnym sklepie. Zwiedzanie zaczyna się i kończy w tym miejscu, a jako że są dwie tury (o 11:00 i 15:00), dobrze jest zjeść lunch albo na zakończenie, albo jako przedsmak tego, co Was czeka.

Niewielki lokal oferuje proste, lecz pożywne menu składające się z bułek, kanapek, domowych ciast i dobrej kawy. Popisowe danie to jednak miejscowa wersja Cullen Skink (£4.50; $7.00) – klasycznej szkockiej zupy rybnej, która z pajdą chleba stanowi sycący i smaczny posiłek. Przepis stosowany w Kilchoman obejmuje wędzonego łupacza, ziemniaki i cebule (tradycyjne składniki), z odrobiną białego wina i śmietany (dla dodania wykwintu) oraz marchwi (dla wypełnienia). Choć puryści mogą być zaskoczeni dodatkiem marchwi – nadaje ona koloru i słodyczy, która świetnie współgra z dymem z ryby. Ceny nie są wysokie, od £3.50 ($5.50) za bułkę z tuńczykiem i majonezem do £6.75 ($10.60) za kanapkę ze smażoną wołowiną z Islay z chrzanem. Domowe ciastka kosztują około £2 ($3.15). Rachunek za dwie osoby z Cullen Skink, kanapką i ciastkiem wyniósł niecałe £22.50 ($19.60), pozostawiając spory budżet na butelkę najlepszej single malt z Kilchoman. Centrum Turystyczne w Kilchoman wraz ze sklepem i  barem otwarte są od poniedziałku do piątku (listopad – marzec) i od poniedziałku do soboty (kwiecień – październik) w godzinach od 10:00

do 17:00. Maleńka destylarnia w Kilchoman mocno kontrastuje z miejscem naszej drugiej wizyty – słynną wytwórnią Ardbeg, ukochaną przez miłośników whisky.

Legendarny Kiln Jak wiadomo wszystkim „torfowym maniakom”, destylarnia Ardbeg była nieczynna między 1981 a 1989 rokiem, a do 1997 roku, kiedy to została wykupiona przez Glenmorangie, funkcjonowała na pół gwizdka. Nowy właściciel szybko zwiększył produkcję. Wytwórnia przeszła długą drogę od krawędzi upadku do obecnego statusu światowej supergwiazdy. Fani marki, którzy licznie przybywają do destylarni, poszukują głównie napojów, ale prawdziwi znawcy wiedzą, że trzeba udać się do Kiln Café (otwarte siedem dni w tygodniu, czerwiec – sierpień, od 10:00 do 17:00; wrzesień – maj, poniedziałek – piątek, od 10:00 do 16:00). Islay nie ma „pań, które jadają lunch”, ale gdyby miała, to znaleźlibyście je tutaj obok cyklistów, zmotoryzowanych i piechurów, dumnych właścicieli przyczep kempingowych, wytatuowanych Szwedów, ciekawskich turystów, którzy jeszcze nie przeszli inicjacji w tajemniczej dziedzinie produkcji „dymnego trunku”. No i oczywiście zwykłych, głodnych mieszkańców z okolicy. Jest to doskonałe miejsce na posiłek. Należy pamiętać, że w pełni sezonu trudno jest znaleźć miejsce w Kiln Café. Lokal jest naprawdę PEŁNY. Zawitaliśmy do niego w poniedziałek. Na szczęście – przed godziną szczytu. Gdy wychodziliśmy, wszystkie stoliki były zajęte, kolejka chętnych czekała na wolne miejsca, a parking był zapełniony po brzegi. Nie myślcie, że było to spowodowane powolną obsługą. Kelnerki są młode, pełne entuzjazmu, dobrze wyszkolone i uprzejme. Obsłużono nas szybko, ale bez pośpiechu. Duże talerze podawane są sprawnie i z uśmiechem (niestety, nie jest to reguła w szkockich lokalach).

Danie dnia i... kawa Kiln oferuje standardowy wybór bagietek, kanapek, pieczonych ziemniaków itp., ale to nie jest prawdziwy powód wizyty. Główna atrakcja to danie dnia – często przygotowane z lokalnych produktów i przyciągające prawdziwe tłumy. W dniu naszej wizyty menu zawierało trzy przystawki: kremową zupę pomidorową (£3.50; $5.50); rozgrzewającą, gęstą zupę z krabów (£4.95; $7.75) oraz przepyszny wędzony filet z jelenia, z grzybami sauté i marmoladą z czerwonej cebuli (£6.25; $9.80). Moja towarzyszka wybrała jelenia jako danie główne – wystarczy powiedzieć, że musiałem pomóc jej dokończyć szczodrą porcję! Dania główne to Moules Marieniers (omułki w sosie ze śmietany i białego wina, £7.50; $11.75); bagietka z grillowaną kiełbasą wieprzową (£6.25; $9.80); risotto z pomidorami i owocami morza, pełne łososia, przegrzebków i makreli (£8.25; $12.95) oraz burger z jagnięciny i haggisu z bekonem, serem i sosem produkowanym w Ardberg (£6.50; $10.20). Jeśli ktoś mógł zmieścić jeszcze deser, to czekały jabłka z kruszonką i lodami lub Pavlova z mieszanymi jagodami (oba po £3.95; $6.20). Oczywiście, tak naprawdę chcecie zakończyć posiłek łykiem Ardbega. W barze dostępny jest cały szereg klasycznych dymnych whisky z tej destylarni. Od stołu już tylko krok dzieli Was od sklepu, w którym możecie kupić kilka butelek i zabrać do domu. Wielu z naszych współbiesiadników właśnie tak zrobiło. Kiln Café w Ardbeg ze swą szybką i przyjazną obsługą, uczciwym i niebanalnym, dobrze ugotowanym oraz ładnie zaprezentowanym jedzeniem, dużymi porcjami i rozsądnymi cenami nie przyniosłaby sobie wstydu nigdzie. Nasza jedyna drobna uwaga to ograniczona oferta kaw – tylko z filtra. Uzależnieni od espresso muszą szukać ratunku gdzie indziej. Ale: w końcu coś musiało wygnać nas z gościnnych progów Ardbega...

Główna atrakcja w Kiln to danie dnia...

Bar w Centrum Turystycznym w Kilchoman

Cullen Skink – klasyczna szkocka zupa rybna

Uwaga: Podczas zbierania materiałów do tego artykułu nie otrzymaliśmy żadnych darmowych posiłków lub napojów, ani nie prosiliśmy o takowe.

październik 2014

J

Whisky u źródeł

43

wL

Dram za dramem

Whisky z dymu manuki

Nowozelandzka niezależna desty-

isky

październik 2014

Fot. Thomson Wh

44

larnia Thomson Whisky pochwaliła się w sierpniu, że jako pierwsza na świecie rozpoczęła produkcję single malta w oparciu o słód suszony przy użyciu drewna manuki. Dym powstający w procesie palenia tego krzewu z  rodziny mirtowatych, rosnącego w Nowej Zelandii i w południowo-wschodniej Australii, od lat wykorzystywany jest do wędzenia mięsa i ryb. Trunek będzie dojrzewał w beczkach po burbonie od trzech do pięciu lat. Thomson Whisky to firma ciesząca się niezłą reputacją. W marcu tego roku, podczas San Francisco World Spirits Competition zgarnęła podwójne złoto za 18-letnią single cask single malt oraz złoty medal za 21-letnią single cask single malt.

U

Urodziny Jima Beama T o były wyjątkowe urodziny. 18

sowe Jim Beam

Fot. materiały pra

września przypadała 150. rocznica urodzin legendarnego Jamesa Beauregarda Beama, zwanego Jimem. To on, potomek emigrantów z Niemiec o  nazwisku Böhm, którzy przybyli do Filadelfii 23 października 1752 roku, odbudował istniejącą od 1795 roku rodzinną destylarnię po okresie prohibicji. Od jego pseudonimu pochodzi nazwa marki, która później zrobiła zawrotną karierę nie tylko w Stanach. Podczas hucznych urodzin w gorzelni Clermont nie tylko odsłonięto naturalnej wielkości posąg jubilata z brązu. Firma zaprosiła do udziału w uroczystościach wszystkie osoby, które nazywają się Jim Beam. Tych gości traktowano wyjątkowo. Mogli odbyć specjalną, VIP-owską wycieczkę po gorzelni i zostali zaproszeni przez firmę na uroczysty BBQ lunch. Firma nie zapomniała też o pozostałych gościach. Urodzinowy tort i bezpłatne lody serwowano w gorzelni od 11 rano do 5 po południu.

Licytowali kolekcjonerzy

U waga kolekcjonerów z  całego

świata w sierpniu zwrócona była na Hongkong. 15 sierpnia po raz kolejny przyciągnął ją Bonhams, a w zasadzie trunki, które wystawił na aukcji. Do sprzedaży trafiło około 200 single maltów z Kraju Kwitnącej Wiśni i ponad 60 rzadkich trunków ze Szkocji. Wartość sprzedaży przekroczyła 6,5 mln dolarów hongkońskich. Popyt na rzadkie egzemplarze sprawił, że transakcje w większości przypadków zawierano po cenach znacznie wyższych niż prognozowane wcześniej. 50-letnia Yamazaki, rozlana tylko do 150 butelek, szacowana wstępnie na 150 tys. dolarów hongkońskich, znalazła nabywcę, który zapłacił za nią niemal dwa razy więcej. Uczestnicy aukcji skłonni byli płacić duże sumy także za legendarne zbiory z zamkniętych w 2000 i 2001 roku japońskich gorzelni Hanyu i Karuizawa. 21-latka z tej ostatniej, datowana na 1965 rok, zmieniła właściciela za ponad 104 tys. dolarów hongkońskich. Najbardziej pożądany był szkocki Macallan. 55-letni, w limitowanej, kryształowej karafce Lalique, po intensywnej licytacji osiągnął cenę 294 tysięcy dolarów hongkońskich.

T 0 4 T Trzy złote statki

Dram za dramem

40 butelek Johna Lennona Lennona

Choć hoć do 40. rocznicy śmierci Joh-

na Lennona zostało jeszcze sześć lat, przedstawiciele Winston Elizabeth & Windsor już teraz ogłosili, że przyłączają się do jej obchodów. Firma ta postanowiła wydać limitowaną serię 40 butelek 40-letniej whisky o nazwie Imagine. Liczba 40 ma w tym projekcie niezwykłe znaczenie. Lennon urodził się w 1940 roku, zmarł mając 40 lat. Uczczenie rocznicy jego śmierci rzadką, bo 40-letnią, whisky jest więc w pełni uzasadnione. Każda z butelek umieszczona zostanie w czarnej skrzynce z zamszu. Dodatkiem ma być ręcznie wykonana gitara z 18-karatowego złota. Butelka nr 1 trafi do Liverpoolu, gdzie urodził się słynny muzyk, zaś butelka nr 40 – do Nowego Jorku, w  którym zakończył życie. Butelki te – podobnie jak jedna przekazana do Szanghaju i trzy do Francji – mają być przedmiotem licytacji, z których fundusze zostaną przeznaczone na cele charytatywne. Pozostałe 34 butelki trafią do kolekcjonerów. Przedsprzedaż – od 4 tys. dolarów w górę – rusza w okolicach 1 listopada, a  zakończy się w wigilię Bożego Narodzenia.

Teeling w Dublinie J

eszcze w tym roku rozpocznie produkcję dublińska gorzelnia Teeling Whiskey. Przedstawiciele spółki podkreślają, że będzie to pierwsza nowa destylarnia w Dublinie od ponad 125 lat. Przypominają, że stolica Irlandii przez długi czas miała swój niezaprzeczalny udział w tworzeniu złotego wieku irlandzkiej whiskey. Był czas, gdy działało tu 37 różnych destylarni. Nowa destylarnia, której możliwości produkcyjne sięgną 500 tys. litrów rocznie, zatrudni 30 osób. Sprzęt do destylacji ma do niej dotrzeć w październiku. Właściciele oczekują, że centrum wycieczkowe przy gorzelni przyciągnie w kolejnych latach nawet 100 tys. gości każdego roku. Marka Teeling Whiskey dostępna jest nie tylko w Irlandii, lecz również na ponad 25 rynkach zagranicznych.

październik 2014

P

owstała dla upamiętnienia jednej z kultowych postaci w historii Republiki Południowej Afryki – Jana van Riebeecka. To on 24 grudnia 1651 roku wypłynął z rodziną z Holandii, by 6 kwietnia 1652 roku dotrzeć do Przylądka Dobrej Nadziei. Ta 10-letnia whisky single malt z destylarni James Sedgwick w Wellington, przygotowana przez mistrza destylatora Andy’ego Wattsa, była w  2012 roku ostatnią z  serii upamiętniającej słynnych podróżników. Przedtem w ten sam sposób jak Riebeecka uhonorowano Bartłomieja Diaza i Vasco da Gamę. Dziesięciolatkę poświęconą Riebeeckowi rozlano w  październiku 2012 roku w limitowanej edycji do – zaledwie – 8000 butelek. Dziś jej dostępność jest więc mocno ograniczona. Szczególnie po tym, jak zyskała uznanie jurorów i złoty medal podczas 2014 International Wine and Spirits Competition – konkursu, który odbył się w Londynie. Rok wcześniej złoto przyznali jej jurorzy San Francisco Spirits Competition.

45

Dram za dramem

Z

iskey sowe Nephin Wh Fot. materiały pra

I

K

(3x)

olekcjonerzy już mogą ustawiać się po jedne z pierwszych, numerowanych butelek Nephin Whiskey. Utworzenie po ponad 100 latach pierwszej gorzelni w irlandzkiej prowincji Connaught uświetnił swą obecnością premier Enda Kenny. Stwierdził, że powstająca gorzelnia jest doskonałym przykładem na to, jak wykorzystać naturalne atuty kraju, by tworzyć nowe miejsca pracy. Zakład w  małej miejscowości Lahardaun, hrabstwie Mayo, który utworzy 18 miejsc pracy, ma rozpocząć produkcję w przyszłym roku. Gorzelnia będzie się mieścić w opuszczonych dotąd, wyremontowanych budynkach – w tym w kamiennym spichlerzu z 1800 roku. Centrum dla zwiedzających chce przyciągnąć ok. 40 tysięcy gości rocznie. Nephin Whiskey ma mierzyć w  segment premium i  superpremium.

Ardnamurchan

46

Irlandia pachnąca whiskey

Fot. Destylarnia

październik 2014

Zielona gorzelnia J

est to najnowsza i chyba najbardziej ekologiczna gorzelnia w Szkocji. Na pewno – najbardziej na zachód wysunięty zakład kontynentalnej Szkocji. W ceremonii otwarcia destylarni Ardnamurchan w  Glenberg, zależnej od Adelphi Distillery Ltd. wzięła udział księżniczka Anna. Właściciele zapowiadają, że produkowana tu whisky single malt będzie dojrzewać w amerykańskich i europejskich beczkach dębowych po sherry i w beczkach z amerykańskiego dębu po burbonie. Zakład jest w 100 proc. zasilany ze źródeł odnawialnych, przy użyciu energii wodnej i spalania wiórów pochodzących z okolicznych leśnictw. Produkty uboczne służą jako pasza dla hodowanego w okolicy bydła i nawóz dla użyźniania pól. Do odwiedzenia gorzelni zachęca krajobraz, w którym ją ulokowano – nad brzegiem Loch Sunart, na dzikim półwyspie Ardnamurchan. No i oczywiście możliwość nabycia prywatnej beczki. Ich ilość jest ograniczona.

Co w beczkach piszczy

D

Drambuie w rękach firmy William Grant & Sons! Na początku września właściciel takich marek jak Grant’s, Glenfiddich, Balvenie czy Tullamore Dew ogłosił, że kupił Drambuie Liqueur Company Limited. W ten sposób jego portfolio poszerzyło się o kultowy likier o tajemniczej recepturze i ciekawej historii. Kwota transakcji nie została podana, ale nieoficjalnie mówi się o 100 mln funtów.

październik 2014

Drambuie D rambuie w nowej rodzinie

47

D

rambuie to unikalna mieszanka szkockiej whisky, przypraw i miodu wrzosowego, składnik znanego drinka Rusty Nail. Nazwa Drambuie pochodzi od szkocko-gaelickiego zwrotu „an dram buidheach”, co oznacza napój, który zadowala. Jego historia sięga ponoć połowy XVIII wieku, a dokładnie roku 1746, kiedy to po przegranej bitwie pod Culloden książę Karol Edward Stuart uciekł na wyspę Skye, gdzie schronił się u kapitana Johna MacKinnona. Jak mówi rodzinna legenda MacKinnonów, w dowód wdzięczności za gościnę, książę wynagrodził kapitana recepturą napoju. Ile jest w tym prawdy? Nie sposób tego w tej chwili zweryfikować. Wielu historyków jest zdania, że ta opowieść jest zmyślona i ma za zadanie zwiększyć sprzedaż likieru. Dalszy ciąg tej historii mówi, że MacKinnonowie sprzedali Jamesowi Rossowi, który prowadził Hotel Broadford na wyspie Skye. Ten udoskonalił recepturę i spowodował, że trunek trafiał już nie tylko do znajomych, ale i do hotelowych klientów. W 1893 roku zarejestrowano znak towarowy Drambuie. Ross zmarł dość młodo, a wdowa po nim potrzebowała pieniędzy na edukację dzieci. Sprzedała więc recepturę... rodzinie MacKinnon. Likier trafił do komercyjnej dystrybucji w 1910 roku, a już sześć lat później był pierwszym trunkiem dostępnym w piwnicach Izby Lordów. Pierwsza wojna światowa przyczyniła się do wzrostu jego popularności. Likier trafiał do żołnierzy brytyjskich stacjonujących na całym świecie. Do dziś receptura likieru owiana jest tajemnicą.

– Drambuie jest naturalnym wyborem dla naszego portfela. Ma bogatą tradycję i wielką historię do opowiedzenia. Jesteśmy zadowoleni, że będziemy w stanie zetknąć markę z zupełnie nową generacją konsumentów – twierdzi Stella David, dyrektorka generalna William Grant & Sons. Zadowolenia z tego, że firma trafiła do spółki pielęgnującej tradycje rodzinne, nie kryje również Michael Kennedy, prezes Drambuie. – Jesteśmy przekonani, że jako część rodziny William Grant & Sons, Drambuie może w pełni wykorzystać swój potencjał – przekonuje. (LAK)

Fot. Wikimedia

październik 2014

Co w beczkach piszczy

W 48

Whisky o burtę

Na początku lipca flota Jej Królewskiej Mości wzbogaciła się o lotniskowiec

HMS Queen Elizabeth. Nadanie imienia statkowi odbyło się w stoczni w Rosyth. I nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby do ceremonii chrztu statku nie użyto... whisky.

N

ie wszystkich zdziwiło zastąpienie trunku zwyczajowo wykorzystywanego przy takich okazjach przez whisky. Wszak nadanie imienia miało miejsce w Szkocji. Wybór trunku był więc jak najbardziej na miejscu. Podczas ceremonii zaprezentowały się dwie dumy Szkocji – najwyższej klasy przemysł stoczniowy i światowej klasy whisky. Zastanawiano się, jaką whisky wybrać do rozbicia o burtę lotniskowca. W końcu zdecydowano, że będzie to Bowmore Surf z Bowmore Distillery. Skąd ten wybór? Była to pierwsza gorzelnia, jaką oficjalnie odwiedziła królowa brytyjska. Wizyta miała miejsce 9 sierpnia 1980 roku. Producent zapewnia, że single malt użyty do chrztu lotniskowca czerpie inspiracje z morza. – Generalnie nie polecam rozbijania butelki Bowmore, ale biorąc pod uwagę nasze stosunki z Jej Królewską Mością, jesteśmy zachwyceni, że możemy zrobić wyjątek przy takiej okazji – twierdził Mike Keiller z Morrison Bowmore. Jak się okazuje, nie był to debiut whisky jako trunku używanego do uroczystego nadawania imienia statkowi. Już raz wcześniej użyto królowej alkoholi do takiej ceremonii. W 1996 roku butelka Highland Malt Macallan rozbiła się o burtę nowiutkiego HMS Sutherland. Wszystko za sprawą szkockiej konotacji nazwy statku. Whisky nie jest też jedynym trunkiem, który na przestrzeni wieków zastępował szampana w tego typu ceremoniach. Za czasów admirała Nelsona używano ponoć też brandy i madery. (LAK)

S

SWA na straży szkockiej

T

Scotch Whisky Association (SWA) jako pierwsza organizacja z Wysp Brytyjskich dołączyła do ORIGIN – organizacji non profit, zajmującej się poprawą ochrony oznaczeń geograficznych produktów. Członkostwo w tej międzynarodowej organizacji ma pomóc promować Scotch Whisky jako produkt z oznaczeniem geograficznym, który musi być wykonany w Szkocji.

O

rganizacja ORIGIN z siedzibą w Genewie założono w 2003 roku w odpowiedzi na rosnące zjawisko nadużyć związanych właśnie z geograficznymi oznaczeniami produktów. Dziś jej członkami jest około 350 stowarzyszeń producentów i innych instytucji z około 40 krajów. Oznaczenia geograficzne mają świadczyć nie tylko o miejscu pochodzeniu produktu, lecz również o jego cechach związanych z tym regionem. ORIGIN promuje je jako narzędzie zrównoważonego rozwoju dla lokalnych producentów i społeczności. – Oznaczenia geograficzne takie jak Scotch Whisky stały się bardzo ważne w handlu światowym. Ich ochrona to dbałość nie tylko o własność intelektualną, ale i dziedzictwo kulturowe i zatrudnienie, w szczególności na obszarach wiejskich. ORIGIN jest ważnym koordynatorem interesów geograficznych na całym świecie. Jesteśmy bardzo zadowoleni z rozpoczęcia współpracy z tą organizacją – powiedział David Frost, dyrektor generalny SWA. – Przyłączenie się do nas SWA potwierdza, że w jedności siła. Coraz więcej grup z różnych krajów i sektorów łączy siły, aby zapewnić rozpoznawalność i skuteczną ochronę oznaczeń geograficznych. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że dołączają do nas grupy takie jak SWA – z jej wielkim doświadczeniem w ochronie i promowaniu oznaczeń geograficznych szkockiej whisky na świecie – stwierdził Massimo Vittori, dyrektor zarządzający ORIGIN. (LAK)

Tullamore w domu

Produkcja whiskey wróciła do Tullamore

po 60 latach. Stara gorzelnia zaprzestała produkcji w 1954 roku. Nowa, otwarta oficjalnie 17 września, kosztowała właściciela marki, firmę William Grant & Sons, 37 mln euro. Jej moce produkcyjne w fazie początkowej wyniosą ok. 1,8 mln

litrów czystego alkoholu rocznie. Z czasem ulegną podwojeniu.

W

okolicach miasteczka już gromadzone są beczki po sherry i burbonie. Pierwsze butelki trunku opuszczą zakład w Tullamore w 2018 roku. Whiskey z Tullamore ma zastąpić w blendach Dew, używane do tej pory Midleton i Bushmills. Tullamore Dew to druga pod względem wielkości – po Jamesonie – marka irlandzkiej whiskey. Otwierający nową gorzelnię, minister rolnictwa – Simon Coveney – powiedział, że w najbliższych 10 latach wartość inwestycji w ten sektor przemysłu przekroczy miliard euro. – Irlandzka whiskey jest gwiazdą naszego przemysłu spożywczego. Notuje najmocniejszy wzrost spośród wszystkich trunków na rynkach światowych. Nowe projekty to znak zaufania inwestorów w przyszłość naszej gospodarki – podkreślił. Peter Morehead, prezes Irish Whiskey Association, podkreślił, że w ciągu ostatnich 20 lat branża na Zielonej Wyspie przeżywa dwucyfrowy wzrost. – Trzy lata temu na wyspie działały cztery gorzelnie. W ciągu najbliższych 3-5 lat liczba ta wzrośnie do ponad piętnastu – mówił. (LAK)

październik 2014

Co w beczkach piszczy

49

Moja whisky

Między ciekawością a cierpliwością

październik p aździernik 2014

M 50 5 0

Z Jarosławem Urbanem – pierwszym Polakiem,

który wydał książkę o whisky – rozmawia Jacek Łakomy

Pamięta pan początki swojej przygody z whisky? – Mój romans z whisky rozpoczął się zupełnie przypadkowo. Na przełomie 1989 i 1990 roku dostałem od znajomych książkę Michaela Jacksona „Complete Guide to Single Malt Scotch”. Wcześniej mój świat whisky ograniczał się do Johnnie Walker Red Label i Ballantine’s Finest. Zacząłem czytać sprezentowaną książkę i nie mogłem uwierzyć w to, co autor tam wypisuje. Nie za bardzo wiedziałem, o co chodzi. Ale to właśnie wówczas zostało zasiane we mnie ziarenko ciekawości. Jak, po tym siewie, przebiegało kiełkowanie? – Jako że podczas lektury przebywałem w Stanach, poszedłem do najbliższego sklepu z alkoholami i wypatrzyłem najtańszego single malta. Był to Auchentoshan Select za 18 dolarów. Zdecydowałem się na kupno. Moje dalsze postępowanie z trunkiem przebiegało według instrukcji, jakiej w swej książce udzielił Michael Jackson, którego zresztą miałem przyjemność poznać kilka lat później. Nalałem whisky do takiego szkła, jakie polecał Jackson, intensywnie wąchałem trunek z każdej strony i szybko skonstatowałem, że coś w tym jednak jest: to jest inne niż Johnnie Walker!

Poszedłem do najbliższego sklepu z alkoholami i wypatrzyłem najtańszego single malta

Co było dalej? – Po takim wstępie ciąg dalszy musiał nastąpić. Postanowiłem odbić się z najniższej półki cenowej. Przyszła pora na kolejną whisky – Aberfeldy. To bardzo przyjazny trunek na początek. Stwierdziłem, że rzeczywiście jest inna niż poprzednia. Trzeci był 18-letni Macallan, który kosztował już 60 dolarów. Złożyliśmy się na niego ze znajomym. Wrażenia były niesamowite, na kilka minut odjęło nam mowę. Od tego momentu whisky zainteresowała mnie jeszcze mocniej. Zacząłem robić notatki, czytać. Po przeprowadzce do Stanów, w połowie lat 90., poznałem ludzi z nowojorskiego Park Avenue Liquors. Wydaje mi się, że mieli i mają najlepszą selekcję na wschodnim wybrzeżu. Przez nich zostałem wprowadzony w światek destylatorów i dystrybutorów. Zacząłem bywać na degustacjach. W końcu pojechałem do Szkocji. Moja teczka z zapiskami robiła się coraz grubsza. Stwierdziłem, że jestem gotów do wydania książki o whisky dla polskiego czytelnika... Która pojawiła się na rynku pod koniec ubiegłego stulecia... – Wydawało mi się, że jest zapotrzebowanie na taką pozycję. Do tego czasu na naszym rynku była tylko jedna książka o whisky, wydana przez Arkady, a przetłumaczona, zdaje się, z francuskiego. Jaka była reakcja rynku na Pana wydawnictwo? – Przez pierwsze miesiące sprzedaliśmy może ze dwie paczki „Whisky. Vademecum”. Cierpieliśmy. Pamiętam, że chodziłem z plecakiem wypełnionym książkami od redakcji do redakcji, prosząc, by napisali kilka słów o naszej pozycji. Jedynie red. Leszek Bugajski z Playboya wykazał zainteresowanie. Wydaje mi się, że wówczas rynek nie był jeszcze gotowy na książkę poświęconą whisky.

październik 2014

 Moja whisky 

51

Autor i jego najnowsze dzieło

Jarosław Urban ma satysfakcję, że był pierwszym Polakiem piszącym o whisky

Po kilku miesiącach sytuacja uległa jednak zmianie... – Tak. Telefon zaczął dzwonić. Około roku później musieliśmy zrobić dodruk. Wówczas powiedziałem sobie, że jesteśmy na dobrej drodze. Przyszedł czas na burbony... – Mieszkając w Stanach, mam producentów burbonów na podorędziu. Kiedy przyjeżdżałem do destylarni produkujących te trunki na przełomie wieków, niemal rozwijano przede mną czerwone dywany. Przez niemal trzy dekady burbony były w totalnej niełasce. Były traktowane jak swoisty pasierb whisky. Dopiero zainteresowanie szkocką „pociągnęło” zainteresowanie nimi. Amerykanie mieli kompleks burbona, który przejawiał się również w różnicy cenowej między ich trunkiem a single maltem ze Szkocji. Za szkocką trzeba było zapłacić trzykrotnie więcej niż za burbona. Teraz za butelkę premium burbona trzeba wyłożyć w tanim stanie już ponad 50 dolarów. Czasem żałuję, że przed laty nie kupiłem paru skrzynek. Wówczas za butelkę żądano niewiele ponad 20 dolarów... Nie kupił Pan, jednak zajął się Pan burbonami na inny sposób... – Po prostu napisałem książkę „Bourbon i inne whiskey Ameryki”. Niewiele później musiałem zawiesić przygodę z moją pasją ze względów zdrowotnych. Reaktywowałem ją dopiero wówczas, gdy w Jastrzębiej Górze zaczął powstawać Dom Whisky.

Jak wiele się zmieniło w świecie whisky przez ten czas? – Zaszły ogromne zmiany. W niektórych gorzelniach nie byłem przez 10 lat. Moi rozmówcy twierdzili jak jeden mąż, że żyjemy w innym świecie. Ja też to tak odebrałem. Gdy po latach siadałem do pracy nad kolejnym wydaniem „Whisky. Vademecum”, wiedziałem, że mam tylko szkielet, a książkę w zasadzie trzeba pisać od nowa. Rozmawiamy podczas pierwszego w Polsce festiwalu whisky w Jastrzębiej Górze. Jak Pan odbiera zainteresowanie tematyką whisky w Polsce? – Mam olbrzymią satysfakcję, że byłem pierwszym Polakiem, który pisał o whisky. Od momentu pierwszego wydania mojej książki zainteresowanie tą tematyką mocno wzrosło. Podczas mojego wczorajszego wykładu masterclass zadawano mi wiele konkretnych, wręcz specjalistycznych pytań – na temat drewna, torfu itp. Ci, którzy interesują się trunkiem, weszli już na poziom zupełnie inny od tego, na którym byli jeszcze 5 lat temu. To obliguje zarówno Pana, jak i mnie do weryfikowania niepewnych informacji.

Wówczas rynek nie był jeszcze gotowy na książkę poświęconą whisky

 Moja whisky 

październik 2014

Jarosław Urban był jednym z jurorów konkursu barmanów w Jastrzębiej Górze

52

Informacja i wiedza to jedno. Mówił Pan kiedyś, że whisky to również odrobina alchemii, wiedzy tajemnej... – Sam proces powstawania whisky jest kontrolowany przez człowieka w 100 procentach tylko do pewnego momentu. Dopóki słodujemy, zacieramy, destylujemy – również z pomocą komputerów – wiemy wszystko. Kiedy jednak wlejemy destylat do beczułki i odstawimy, nasza kontrola jest już tylko częściowa. Nie możemy się tutaj równać z Matką Naturą. Mówią o tym nawet najbardziej doświadczeni destylerzy... – Dokładnie tak. W Stanach, wiadomo, straight whisky zawsze musi być starzona w świeżej beczce wypalonej od środka. Wiemy, że beczki zawsze pochodzą z Missouri albo Arkansas, gdzie dąb jest bardzo twardy, bo rośnie w zasadzie na jałowej skale. Destylarnia używa z reguły beczek o identycznym stopniu wypalenia, a mimo to, po paru latach, finał dla tej leżącej w jednym rogu magazynu będzie zupełnie inny od finału beczki leżącej po przeciwnej stronie sali. Dlaczego? Nawet najstarsi pracownicy destylarni odpowiadali mi na to pytanie tak samo: nie wiem. I tu jest ta alchemia. Mówimy o beczkach znajdujących się na jednym poziomie... Tak. Należy jednak pamiętać, że wszyscy producenci burbonów, z wyjątkiem Four Roses, używają magazynów 7 – 8-piętrowych. Różnica temperatur między najniższym a najwyższym piętrem dochodzi do 20ºC, do tego wilgotność... Zawartość beczek napełnionych tego samego dnia może po kilku latach wykazywać kolosalne różnice.

Chciałbym, by produkcja polskiej whisky nie była kopiowaniem cudzych wzorców

Na koniec porozmawiajmy trochę o  tej alchemii w polskim wydaniu. Jakie nadzieje wiąże Pan z polską whisky? – Jestem w Polsce dwa razy do roku i nie wszystko, co dzieje się na tym rynku, udaje mi się dostrzec. Liczę na Kozubów. Podziwiam sam pomysł. Jestem ciekaw produktu Marka Jakubiaka, o którym dowiedziałem się od Pana. Na pewno nie chodzi o to, by konkurować z kimś na świecie. Chciałbym, by produkcja polskiej whisky nie była kopiowaniem cudzych wzorców. Należy zachować jej odrębność. Zróbmy to, co w Polsce wyjdzie najlepiej. Poprawiajmy receptury, zmieniajmy beczkę, jeśli nie będziemy zadowoleni z tej pierwszej. Próbujmy. Wiemy obaj, że na pożądany efekt możemy czekać latami. Szwajcarzy, o których piszemy w tym numerze, robią to od 15 lat i wciąż podkreślają, że się uczą... – Potrzeba cierpliwości. Mam nadzieję, że po okresie prób będziemy mogli raczyć się nie kopią szkockiej, ale whisky stąd. I będziemy z niej dumni. 

Sfera konesera

W

październik 2014

Whisky i piwo – punkty styczne

54

Tekst:

Jacek Łakomy

Co łączy piwo i whisky? Jeśli przyjrzeć się obu napojom bliżej – okazuje się, że mają ze sobą naprawdę wiele wspólnego. Łączy je nie tylko zestawienie koktajlowe boilermaker – znane chociażby z filmu „Rzeka życia”, w którym jeden z bohaterów kieliszkiem whisky zanurzonym w piwie świętował swoje zaręczyny. Punktów stycznych jest dużo więcej.

Grant’s używa beczek po Ale do finiszowania swojej whisky

 Sfera konesera 

S

kutki połączenia konsumpcji piwa i whisky bywają opłakane. Utarło się nawet powiedzenie: „Piwo i whisky – ból głowy bliski”. Co innego z produkcją. Tu efekty bywają niesamowite. Zarówno dla jednego, jak i drugiego napoju.

Z jednego pnia

Innis & Gunn Highland Cask dojrzewa od 49 do 71 dni w beczkach po Highland Whisky

październik 2014

Gdy prześledzimy proces produkcyjny piwa i whisky krok po kroku, okaże się, że w początkowej fazie nic nie zapowiada późniejszych różnic. Do jednego i drugiego używa się przecież tych samych składników: słodowanego ziarna, wody, drożdży... Metody postępowania z nimi są jednakowe. Ale tylko w pierwszych fazach procesów. Do produkcji piwa używa się jeszcze odrobiny chmielu, ale do momentu wrzenia brzeczki wszystko przebiega niemal identycznie. Co zrobić dalej z pięknie ugotowaną brzeczką? Tak czy siak – musi zostać poddana fermentacji. Krótkiej, gdy jest tylko wstępem do destylacji trunku i dłuższej, gdy ma służyć do powstania piwa. W tym momencie drogi obu trunków rozchodzą się zupełnie. Jednak, jak pokazują doświadczenia destylerów i piwowarów, mają szansę się jeszcze do siebie zbliżać, czy nawet krzyżować.

W beczce po piwie Whisky ma szansę spotkać się z piwem. Wszystko zależy od destylerów, którzy mogą zdecydować, że takie spotkanie może odbyć się w beczce po piwie. Bo dlaczego nie spróbować, skoro trunek wlewa się do beczek po sherry, burbonie czy porto? Okazuje się, że beczki po piwie – choć na rynku zalanym KEG-ami coraz rzadsze – również nadają się do przechowywania dojrzewającej bądź finiszującej whisky. Przypadki takie znajdziemy nie tylko wśród produktów destylarni Europy kontynentalnej (np. szwajcarski Brauerei Locher) czy Ameryki (np. New Holland Brewing), lecz również wśród wyrobów szkockich destylarni. Najlepszym przykładem jest tu William Grant’s Ale Cask Finish Scotch Whisky. Trunek stworzono, wykorzystując mieszankę wiedzy i pasji do warzenia piwa oraz gorzelnictwa. W końcowym etapie dojrzewania whisky jest umieszczana w beczkach, w których wcześniej przechowywano tradycyjnie warzone piwo Edinburgh Strong Ale. To właśnie beczki po Ale nadają jej charakterystyczny, kremowy oraz miodowy smak.

W beczce po whisky Okazało się, że pomysł finiszowania whisky w beczkach po Ale dał dużo do myślenia piwowarom. Zadali sobie pytanie, co by to było, gdyby piwo umieścić w beczkach po whisky?

Beczki po piwie nadają się do starzenia bądź finiszowania whisky

55 W ten sposób powstała seria piw Innis & Gunn, które produkowane są przez firmę z Edynburga o tej samej nazwie. Dziś w jej ofercie jest limitowany Highland Cask, dojrzewający od 49 do 71 dni w beczkach po Highland Whisky, a także Irish Whiskey Cask – stout, który dojrzewa 60 dni w beczkach po irlandzkiej whiskey oraz Island Cask – piwo starzone w beczkach po whisky z Islay od 99 do 107 dni. Firma z Edynburga nie jest jedyną, która wypełnia swym piwem beczki po whisky. Wśród najbardziej znanych na świecie jest lubiane przez Chińczyków piwo Pabst Blue Ribbon 1844, dojrzewające w beczkach po whisky. Za butelkę w Państwie Środka trzeba zapłacić – bagatela – 44 dolary.

W torfowych oparach Starzenie w beczce po whisky to dość drogi, ale z pewnością niejedyny sposób, by piwu nadać nieco charakteru whisky. Na przykład brytyjski browar St. Peter’s z Bungay warzy The Saints Whisky Beer – piwo na bazie słodu, który uprzednio został uwędzony torfem. To rozwiązanie wykorzystują nie tylko browary produkcyjne, ale i eksperymentujący ze smakami piwowarzy domowi. Ze słodu używanego do whisky korzystają również czasem niektórzy producenci niemieccy. Wśród nich Hösl Brauerei z Mitterteich, który na 20-lecie partnerstwa swojego miasta ze szkockim Cheddleton/Wetley Rocks, uwarzył Hösl Whiskey-Weisse, myląc okrutnie w nazwie pisownię przeznaczoną dla irlandzkiego trunku z tą dedykowaną trunkom szkockim. Ze słodu dedykowanego whisky – połączonego z klasycznym, niemieckim słodem wędzonym nad bukowym drewnem – korzystał też Brauerei Rittmayer z bawarskiego Hallerndorf, który wypuścił na rynek piwo o nazwie Smokey George. Trunek na bazie słodu przeznaczonego do produkcji whisky powstał również w Polsce. Kontraktowy AleBrowar uwarzył whisky extra stout o nazwie Smokey Joe. 

Sfera konesera

E

Encyklopedia po raz pierwszy

C

ierpliwość czytelników została nagrodzona. Podczas pierwszego w Polsce Festiwalu Whisky w Jastrzębiej Górze na rynku pojawiło się pierwsze wydanie „Encyklopedii Whisky”. To kolejna, po „Whisky. Vademecum” i „Bourbon i inne whiskey Ameryki”, pozycja autorstwa Jarosława Urbana, wydana przez Dom Whisky w Jastrzębiej Górze, ze specjalnym wsparciem Andrzeja Kubisia. Praca nad książką zajęła panu Jarosławowi kilka lat. Było co robić, bo praktycznie codziennie jesteśmy zasypywani wieloma informacjami z rynku, które trzeba przetrawić, zweryfikować, dopasować i – w końcu – określić ich wagę oraz przydatność. Pan Jarosław mógł w zasadzie tej książki nigdy nie skończyć. Każda nowa informacja mogła wywołać w nim chęć dopisania do stworzonego już hasła kolejnego zdania. Nie uległ jednak tej jałowej pokusie i postawił kropkę na koniec pierwszego wydania, zaznaczając, że oddaje ono stan rynku do wiosny tego roku. Uczciwie.

Ten doświadczony autor nie omieszkał skromnie nadmienić, że – mimo znajomości wielu sekretów związanych z whisky – pozostało mu jeszcze nieco obszarów do poznania. Ma świadomość, że nie wszyscy obecni na rynku zostali w książce uwzględnieni. Od czegoś jednak trzeba zacząć, a na hasła dziś pominięte i na te, które dopiero powstaną, przyjdzie czas w kolejnych wydaniach. Pozycja ta będzie wówczas jeszcze bardziej pomocna każdemu fanowi whisky. A bardzo pomocna jest już dziś i powinna znaleźć się na półce każdego, kto swą wiedzę o rynku chce poszerzyć i usystematyzować. Mamy tu zarówno hasła dotyczące marek oraz destylarni, jak również podstawowe pojęcia przydatne przy odcyfrowywaniu etykiet. Wiadomo, że encyklopedie rządzą się własnymi prawami. Podają najważniejsze, skondensowane informacje. Dziś, w dobie internetu, mogą one skłonić czytelnika do szukania rozwinięcia i ciągu dalszego. Ważne, by do encyklopedii, która otwiera drzwi do wiedzy, mieć zaufanie. „Encyklopedia Whisky” takie zaufanie budzi. (LAK)

Sfera kipera

TOP 5

Rekomendacje redaktora prowadzącego, Colina Hampden-White’a, na październik

W poprzednim numerze rekomendowałem trunki trudno osiągalne. W tym – słów kilka o whisky nieco bardziej dostępnych, choć wejście w ich posiadanie wymaga pewnego wysiłku. Zapewniam jednak, że trunki wynagrodzą Wasze starania.

październik 2014

„Whisky” ocenia whisky 57

58

TOP 5

październik 2014

Sfera kipera

Clynelish 1997 Single Cask 59,1 proc.

Nos: Na początku słodka nuta miodu i toffi z odrobiną owoców pestkowych. Potem trochę słoności w tle i nuty kwiatowe. Podniebienie: Ponownie słodki miód i toffi atakują przód języka. Alkohol nie jest zbyt mocny, a morsko-słony charakter whisky pokrywa język. Słodkie nuty toffi mają miękkie, krówkowe brzegi. Potem pojawiają się kwiaty wiciokrzewu, świeże morele, trochę kwiatu i skórki pomarańczy. Jest to całkowicie harmonijna whisky. Wykończenie: Fale słodkich krówek i toffi przemieszane ze słonymi smakami, które pojawiają się i znikają jak fale na plaży, aż zostaje tylko odrobina waniliowego toffi. Próbowałem kilku wydań Clynelish z pojedynczych beczek i wszystkie były dobre. Ta jest najlepsza. Nie jest dostępna w sprzedaży. Jeśli chcecie uchwycić ten morski smak – spróbujcie 12-letniej Clynelish, rozlewanej dla Friends of Classic Malts.

Sfera kipera

Kininvie 23 Year Old 1990 (Batch 2) 35cl 42,6 proc. Nos: Słodki syrop i cukier z dużą dawką wanilii, słodkich brzoskwiń, odrobiną owoców tropikalnych, sherry i korzeni. Podniebienie: Dość lekkie, ale pełne smaku i intensywne. Kremowe, ale zachowuje smak świeżych moreli. Zrównoważony dąb pojawia się po słodyczy wraz z odrobiną ogrzewających przypraw korzennych. Wykończenie: Wszystkie składniki łączą się wspaniale w zakończeniu. Korzenie i słodycz syropu. Połączenie beczek po burbonie i sherry (80 proc. - 20 proc.) jest niesamowite. www.thewhiskyexchange.com Cena: 96,95 funtów

59

TOP 5

Nos: Dużo aromatów świeżych owoców, słodkiego miodu i krówek. Kwiat pomarańczy i kwiaty łąkowe. Skórka cytrynowa, a pod nią łagodne korzenie – cynamon i gałka muszkatołowa. Podniebienie: Nuty kwiatów i skórki cytrusowej pojawiają się pierwsze. Za nimi powoli prezentuje się łagodna słodycz. Dopiero potem czujemy trochę alkoholu z nutami korzeni i odrobiną marcepana. Dobrze zrównoważona whisky, która daje wrażenie, jakby stary trunek został połączony harmonijnie z tym pochodzącym z młodszych beczek. Wykończenie: Korzenie i jeszcze raz korzenie. Słodycz znika dość szybko, ustępując miejsca korzeniom i wytrawnemu zakończeniu o średniej długości. Niedostępna w handlu detalicznym: Wstąp do klubu Glenfiddich Explorers na www.glenfiddich.com/uk/explore/ join-us/, wydrukuj voucher i zaplanuj wizytę w destylarni. Tam możesz wymienić voucher na butelkę. Kolejna świetna wymówka, by odwiedzić Szkocję!

październik 2014

Glenfiddich Explorers Edition 54,2 proc. (3500 butelek 20cl)

60

TOP 5

październik 2014

Sfera kipera

The Glenlivet 18 Year Old 43 proc.

Nos: Mnóstwo smaku naraz, ale jest on dobrze zaokrąglony i gładki. Świeże jabłka i gruszki, lecz także rodzynki. Miękka sherry, skórka cytrusowa i opiekane zboże. Wszystko z odrobiną dymu. Podniebienie: Wciąż dużo świeżych jabłek, ale na podniebieniu czuje się skórkę pomarańczową. Płynny miód i krówki waniliowe łączą się dobrze z dość wyraźnym smakiem dębu, ale nie kwaśnego czy suchego. Bardzo dobra równowaga. Wykończenie: Długie. Najpierw słodkie. Potem, gdy słodycz znika, korzenne. Na końcu pojawia się dąb z nutą roślinną – fenkuł i trochę mięty. World Duty Free Cena: 64,99 funtów (za litrową butelkę)

Balvennie 17 Year Old DoubleWood 43 proc. Nos: Korzenie i słodycz pączka na początku, potem wanilia i odrobina politury do mebli. Po kilku minutach pojawiają się świeże owoce tropikalne. Podniebienie: Lepkie uczucie w ustach, dużo karmelu i szarlotki w słodkim cieście. Potem zaczynają dominować korzenie, suszone owoce, rodzynki i mleczna czekolada. Wykończenie: Słodkie z dużą ilością owoców, przechodzące w karmel i kończące się połączonymi nutami dębu oraz korzeni. www.thewhiskyexchange.com Cena: 72,95 funtów

Sfera kipera

Piękna i... whisky

Alwynne Gwilt – londyńska dziennikarka. Założycielka i redaktorka naczelna Miss Whisky. Tak zakochała się w whisky, że w 2011 roku postanowiła założyć własną stronę internetową poświęconą temu trunkowi. Od tego czasu rozszerzyła swoją działalność o organizację degustacji dla osób prywatnych i firm. Prowadzi je praktycznie na całym świecie – od Kanady po znany festiwal Victoria Whisky w Anglii. Przed rokiem mianowana międzynarodowym ambasadorem whisky przez prestiżowy festiwal Spirit of Speyside.

październik 2014

Top 5

Według The Drinks Business to jedna z 10 Najważniejszych Kobiet Whisky. Dziś rekomenduje trunki specjalnie dla naszego magazynu.

61

62

Top 5

październik 2014

Sfera kipera

Redbreast 21 Single Pot Still 46 proc.

Nos: Ta wspaniała whiskey pokazuje (szczególnie, jeśli chodzi o nos), jak elegancki potrafi być trunek tego typu. Pełna aromatu lepkiego ananasa z puszki i innych owoców tropikalnych – melona, guawy i papai, z nutą czerwonej porzeczki i orzechów. Podniebienie: Prawdziwa rozkosz. Ten irlandzki klejnot pełen jest smaku owoców: ponownie ananas, ale także bogatsze czarne jagody, a potem ziarna wanilii, delikatny, pieprzowy posmak i łagodna wytrawność. Co najważniejsze – jej smak jest duży i odważny, pozostający długo na języku. Wykończenie: Bardzo długie, z nutami dębu, ciemnych jagód, a na koniec ponownie owoce tropikalne. Po prostu rozkosz. www.thewhiskyexchange.com Cena: 150 funtów

Sfera kipera

Nos: Moja ulubiona whisky z serii Tempest. Ten trunek Bowmore pełen jest nut świeżych brzoskwiń, ziaren wanilii, białych kwiatów i śmietanki pod łagodnie dymnym płaszczykiem. Podniebienie: Bogata, oleista wręcz konsystencja nie zdradza mocy tej whisky. Podniebienie jest pokryte smakiem pełnym cukierków i innych słodyczy, takich jak krążki z brzoskwini, sorbet cytrynowy i waniliowe toffi. Wyczuwa się także dębowy posmak i delikatną nutę dymu. Doskonale zrównoważona szklaneczka. Wykończenie: Trochę maślane, trochę węgla drzewnego. Pycha. www.masterofmalt.com Cena: 49,46 funtów

październik 2014

Bowmore Tempest Batch 4 55,1 proc.

63

Nos: Najlepszy trunek od najnowszego mistrza whisky z Japonii – Ichiro Akuto, założyciela destylarni Chichibu. Dojrzewająca w mniejszych beczkach whisky pachnie, jakby miała więcej niż zaledwie cztery lata. Jest owocowa z bogatym nosem. Przyjemna mieszanka dojrzałych brzoskwiń, fig, melonów i dębu. Podniebienie: Duża, odważna szklaneczka o wspaniałym smaku. Karmelizowane toffi, czerwone owoce i znowu dojrzałe brzoskwinie. Wykończenie: Długie, o delikatnym owocowym charakterze. www.thewhiskyexchange.com Cena: 99,95 funtów

Top 5

Chichibu Chibidaru 2009 53,5 proc.

Top 5

Sfera kipera

październik 2014

Mortlach Rare Old 43,4 proc.

64

Nos:: Nowa, podstawowa whisky Mortlach, ze słynnej destylarni w Speyside. Ma wiele warstw, więc świetnie nadaje się do delektowania. Początkowo pojawiają się nuty ziemistego, wilgotnego mchu, a po nich słodycz sherry, wiciokrzewu, karmelu i pomarańczy. Podniebienie:: Ziemiste, z bogatą teksturą, cynamon, kakao, czarny pieprz, czereśnie i dąb – mieszanka korzeni i słodyczy. Wykończenie: Wytrawne i bogate. www.whiskyshop.com Cena: 55 funtów

Balblair 1969 41,4 proc.

Nos: Przypomina mi skórkę pomarańczową rzuconą na ognisko, skrystalizowany imbir i chleb na melasie. Ciepły, brązowy papier i aromatyczny tytoń fajkowy. Podniebienie: Eleganckie, ale bardzo bogate – miód, pszenica, morele, goryczka pomarańczy, wanilia i dąb w niezwykle przyciągającym połączeniu, które czyni z niej jedną z moich ulubionych whisky. Wykończenie: Długie, za przyczyną słonawej, dymnej nuty i zielonych jabłek. www.amathusdrinks.com Cena: 1385 funtów

październik 2014

Sfera kipera

66

Fot. Archiwum

P

Podobieństwa i różnice czyli

masterclasses

Tekst:

Colin Hampden-White

nad Bałtykiem

 Sfera kipera  Obawy przed prowadzeniem masterclasses mam zawsze, a szczególnie przy okazji nowej zainteresowanych udziałem w prowadzonych przeze mnie warsztatach? W tym wypadku moje obawy okazały się płonne. Pragnienie pogłębienia wiedzy i zdobycia nowych doświadczeń było wśród festiwalowych gości tak mocne, że wszystkie miejsca podczas zajęć zostały zajęte.

G

ościłem w Jastrzębiej Górze po raz pierwszy. Gdy wjeżdża się do tego nadmorskiego miasteczka, w oczy rzuca się wiele sklepów i restauracji. Wszystko dla turystów. Wreszcie pojawia się Dom Whisky. Około 1800 rodzajów whisky na barowych półkach oznacza jedno – jestem w domu! Właśnie w tym miejscu, podczas pierwszego w Polsce festiwalu whisky, prowadziłem masterclasses. Nie można było znaleźć bardziej odpowiedniej lokalizacji.

Wyjść poza ramy Moje zajęcia w Jastrzębiej Górze dotyczyły wspaniałości whisky z pojedynczej beczki. Regularna edycja trunku z danej destylarni daje nam zawsze takie same wrażenia. Jest to stały smak, na którym można polegać. Smak, który znamy i któremu ufamy. Prawdziwy wielbiciel whisky szuka jednak czegoś więcej. Czegoś, co wychodzi poza ramy zwykłej edycji. Rozlew z pojedynczej beczki może tu być odpowiedzią. Whisky z pojedynczej beczki z destylarni lub od niezależnego bottlersa przeważnie będzie miała najważniejsze cechy trunku z danej wytwórni, ale będzie ekscytująca z wielu innych względów. Podczas zajęć w Domu Whisky odkrywaliśmy dreszczyk emocji, jaki towarzyszy porównaniu rozlewu z pojedynczej beczki ze standardową edycją. Próbowaliśmy sześciu gatunków whisky, w trzech parach zestawionych z trunków z trzech destylarni: BenRiach, Glendronnach i Clynelish.

Porównujemy BenRiach Pierwszą porównywaną parę tworzyły szesnastolatka BenRiach oraz piętnastolatka z pojedynczej beczki z tej samej destylarni z roku 1998. Jak się później okazało – ta para różniła się od siebie najbardziej. Szesnastolatka BenRiach dojrzewa w beczkach po burbonie, a 15-letnia z 1998 roku dojrzewała w beczkach po sherry. Różni je również moc. Pierwsza legitymuje się mocą 43 proc., a whisky z pojedynczej beczki jest mocniejsza, bo ma aż 54,5 proc. Smak szesnastoletniej BenRiach to dużo wanilii, karmelu, świeżych owoców i łagodnych korzeni, podczas gdy druga whisky ma w sobie pikantne przyprawy, dużo suszonych owoców i ciasta z bakaliami. W obu przypadkach – pod innymi smakami – wyczuwalna jest jednak lekka nuta toffi, która łączy te trunki i stanowi charakterystyczny smak oferowany przez BenRiach.

Glendronnach, czyli podobieństwo Na drugą parę składały się dwie whisky Glendronnach: 12-letnia i pojedyncza beczka jedenastoletniej z roku 2003. Porównywane trunki różniły się oczywiście zawartością „procentów”. Pierwsza miała moc 43 proc., zaś moc drugiej sięgała 52,6 proc. Jak się jednak okazało – ta para miała więcej podobieństw: wyczuwalne krówki i toffi, łagodne przyprawy (takie jak cynamon i gałka muszkatołowa), trochę suszonych owoców (przede wszystkim moreli z odrobiną skórki cytrynowej). Wyższa zawartość alkoholu whisky z pojedynczej beczki ujawniła bardziej intensywny jabłkowy smak, obecny w obu trunkach i stanowiący cechę charakterystyczną destylarni. Oczywiście – z tradycyjnym smakiem sherry, z którego produkty tego zakładu są znane.

Słona para Para trzecia to dwunastoletnia Clynelish, rozlewana dla Friends of Classic Malts i czternastolatka z 1997 roku z pojedynczej beczki. Moc pierwszej to 46 proc., drugiej – 59,1 proc. Te trunki zostały wybrane z powodu ich szczególnej cechy wynikającej z lokalizacji destylarni lub, co istotniejsze, z miejsca, w którym beczki są przechowywane podczas dojrzewania. Standardowa edycja dostępna na rynku to 14-letnia Clynelish. Jest owocowa, z łagodnymi przyprawami i toffi. Ma odpowiednią złożoność i równowagę, lecz nie posiada pewnego elementu smakowego, który występuje w tych dwóch whisky: słoności. O ile wiem, ta 14-letnia whisky dojrzewa w beczkach nie w destylarni, lecz w magazynach Diageo koło Glasgow. Oba trunki degustowane podczas festiwalu miały tę charakterystyczną słoność, która jest wynikiem przechowywania beczek w magazynie zlokalizowanym na wydmach, nad samym brzegiem morza. Whisky z pojedynczej beczki w wielu miejscach przypomina 12-letni trunek, ale jakby z „podkręconym potencjometrem”. Moc 59,1 proc. oznacza, że jest to intensywna whisky, ale po dodaniu odrobiny wody na pierwszy plan wysuwają się jej wszystkie owocowe smaki z nutami toffi i łagodnych przypraw. Odnajdujemy także miodowo-kwiatowe nuty (takie jak wiciokrzew) oraz trochę ziół oraz soli.

Próbować i dyskutować Rozprawianie o trunkach i smakowanie ich w dobrym towarzystwie to czysta przyjemność. Tak właśnie było w sierpniowy weekend w Domu Whisky w Jastrzębiej Górze. Masterclasses, przed którymi miałem sporo obaw, okazały się sukcesem. Na pewno moim. Jak odebrali spotkanie jego uczestnicy? Trzeba byłoby ich zapytać. Ja czułem ich zainteresowanie tematem i widziałem, że dysponują sporą wiedzą. To ważne, bo jedną z rzeczy, którą lubię najbardziej przy takich okazjach, jest to, że zawsze dowiaduję się od innych czegoś nowego o degustowanych whisky. Bo degustacja nie powinna być lekcją, a dyskusją. To dlatego nie mogę się już doczekać następnego spotkania. 

październik 2014

imprezy. Zadaję sobie pytanie: ile osób będzie

67

październik 2014

Ludzie whisky

68

P

Polowanie na rarytasy Z Marcinem Millerem,

założycielem Whisky Magazine, znawcą i eksporterem japońskiej whisky rozmawia Colin Hampden-White

Fot. Colin Hampden-White (4x)

Na Twitterze znalazłem Pana zdjęcie z  główną nagrodą konkursu World Whiskies Design Awards dla Karuizawa 1960. W jaki sposób jest Pan związany z tym trunkiem? – Osiem lat temu, wraz z moim partnerem biznesowym z Tokio, zacząłem eksportować japońską whisky. W sierpniu 2006 roku założyłem The Number One Drinks Company. Dwa lata wcześniej odszedłem z czasopisma Whisky Magazine, zachowałem jednak liczne kontakty, które nawiązałem na Dalekim Wschodzie. The Number One Drinks Company z  założenia miała współpracować z  mniejszymi japońskimi destylarniami. Już w  grudniu 2006 roku otrzymałem pierwszą dostawę trunków z serii z kartami z nieistniejącej już wytwórni Hanyu. W następnym roku rozpoczęliśmy współpracę z Karuizawa. Koncentrowaliśmy się na rozlewach z pojedynczych beczek. Pamiętam, jak podczas wizyty w tej destylarni spróbowaliśmy 69 whisky z pojedynczych beczek i zorientowaliśmy się, że wytwórnia zaprzestała produkcji, a jej właściciele nie bardzo wiedzą, co zrobić z  zakładem i zapasami. Po pięciu latach negocjacji, w sierpniu 2011 roku, udało nam się kupić resztę zapasów destylarni Karuizawa. Najstarsza beczka (numer 5627), o której Pan wspomniał, pochodziła z 1960 roku. Jako że była to najstarsza whisky z zamkniętej destylarni – najrzadsza i najstarsza japońska whisky kiedykolwiek rozlana – wynajęliśmy konsultanta do spraw designu, aby zacny trunek przybrać w odpowiednie szaty. Udało się przybrać go na tyle interesująco, że przyznano nam nagrodę World’s Best Whisky Design za rok 2014. Istnieje tylko 41 butelek i trzeba mieć wiele szczęścia by znaleźć jedną z nich…

Karuizawa, a w zasadzie jej opakowanie, ma podobno pewne związki z Polską... – Panuje tu pewne zamieszanie: wypuściliśmy wyłącznie ma Polskę 143 butelki z beczki numer 3606, z roku 1964. W tym czasie była to najstarsza kiedykolwiek rozlana whisky marki Karuizawa. Biorąc pod uwagę ograniczenia czasowe związane z projektowaniem i opakowaniem w Japonii, zleciliśmy to agencji Wealth Solutions. Dostarczyliśmy butelkę i zamknięcie, zaoferowaliśmy pomoc i wskazówki (np. dotyczące odpowiedniego znaku kanji), a oni zaprojektowali etykietę opartą na bardzo krótkiej serii, która nie była komercyjnie wypuszczona przez Number One Drinks. Wraz z etykietą stworzyli oni fantastyczną, robioną na zamówienie, skrzynkę dla whisky z jednej beczki z rocznika 1964. Jeśli dobrze pamiętam, to przód skrzynki zrobiony był ze skamieniałego dębu, wydobytego z polskich bagien. Drugi człon słowa „Karuizawa” nawiązuje do moczarów. Stąd związek między nimi, choć trzeba przyznać, że jest on raczej symboliczny. Jakie znaczenie dla whisky ma opakowanie? Czy można mówić o  jakichś trendach, które teraz przeważają i o takich, które są innowacyjne? – Krajobraz whisky zmienił się bardzo w ciągu ostatnich pięciu lat, a co dopiero mówić o 20 latach. Gdyby Pan powiedział mi pięć lat temu, gdy Ichiro (Akuto) budował destylarnię Chichibu, że jego trzyletnia whisky

będzie sprzedawać się po 250 dolarów za butelkę i to wyłącznie na zasadzie alokacji, powiedziałbym, że mówi Pan głupoty. Jednak świat się zmienił. Whisky funkcjonuje na szeregu płaszczyzn. Z jednej strony pozostaje towarem. Niektórzy ludzie idą do supermarketu po butelkę whisky, przynoszą ją do domu i wypijają. To też jest w porządku. To jeden z aspektów whisky. Bardzo ważny, jeśli zauważymy, że Johnnie Walker sprzedaje się w liczbie 20 milionów skrzynek rocznie. Zawsze powtarzam: nie powinniśmy kręcić nosem na blendy, ponieważ bez ich światowego sukcesu nie mielibyśmy naszej ukochanej whisky single malt… A co z tą inną płaszczyzną? Na drugim końcu skali mamy ten wielki, dynamiczny, ekscytujący, a nawet seksowny świat single malt. Ceny rosną, gdyż rzadkość jest tu istotną kwestią. Ponieważ kategoria jest tak dynamiczna, walka o udział w  niej jest coraz bardziej zacięta. W  jaki sposób wyróżnić swój produkt, jeśli wytwarza się go z  tych samych trzech składników, dojrzewa w beczkach z dębu i jest rozlewany do szklanych butelek? Najbardziej oczywistym elementem jest opakowanie. Bardzo często klienci kupują oczyma. Szczególnie wówczas, gdy whisky ma być prezentem. To dlatego tak dużo wysiłku wkłada się obecnie w ten element.

październik 2014

P

Ludzie whisky

69

październik 2014

 Ludzie whisky 

70

Rezultaty mogą być wspaniałe, ale także straszne. Niektóre opakowania są dyskretne, inne zrobione „na bogato”, lecz w ostatecznym rozrachunku jakość opakowania nie ma znaczenia, gdy sama whisky jest taka sobie. Jeśli trunek jest wybitny – opakowanie może wzbogacić przyjemność lub widowisko całego procesu otwierania skrzynki i butelki. Bo opakowanie podnosi rangę okazji. Jeśli jednak stopień skomplikowania opakowania przerasta jakość whisky – wszystko na nic. Skąd Pańskie zainteresowanie japońską whisky? – Jako redaktor Whisky Magazine po raz pierwszy pojechałem do Japonii w 1999 roku i byłem zażenowany moją niewiedzą na temat lokalnej whisky single malt. Podczas lotu obawiałem się, czy nie urażę uczuć moich gospodarzy, pijąc gin z tonikiem. Wszystko przez to, że sama idea japońskiej whisky wydawała mi się dziwna. Na szczęście, po wylądowaniu natychmiast zakochałem się w kulturze, kuchni, sake, piwie, stylu życia i ludziach, a przede wszystkim w japońskiej whisky. Jakie atuty ma japońska whisky? – Jej historia sięga roku 1923, kiedy to Masataka Taketsuru budował dla Shinjiro Torii destylarnię Yamazaki. Oczywiście reputacja tego trunku przed wojną, a nawet do lat 60. ubiegłego stulecia, nie była wspaniała. Wynikała chyba

Jakość opakowania nie ma znaczenia, gdy sama whisky jest taka sobie

jednak z tej samej niewiedzy, z jaką ja przyjechałem do Japonii po raz pierwszy. W ciągu ostatnich 10 – 15 lat profil i uznanie dla japońskiej whisky znacznie wzrosło. Niedawno rozmawiałem z Charlie Maclean’em, który powiedział, że jego zdaniem japońska whisky jest trochę kliniczna, odrobinę zbyt czysta i że jego ulubione szkockie whisky są trochę „przybrudzone”. Japończycy bez wątpienia podchodzą do destylacji i tworzenia blendów w sposób wysoce naukowy. Odzwierciedla to znaczna liczba nagród przyznanych Suntory i Nikka od czasów, gdy pracowałem jeszcze w Whisky Magazine. Upłynęło blisko 10 lat od chwili przyznania dziesięcioletniej Yoichi nagrody Best of the Best. Od tego czasu zainteresowanie japońską whisky jest ogromne. Zwiększyła się też pewność siebie Japończyków w prezentowaniu i eksportowaniu ich whisky. Teraz wypracowała ona swą własną tożsamość, choć każda z destylarni ma swój odrębny charakter. Jaką whisky wobec tego eksportuje z Japonii Pańska firma? – Posiadamy wyłączne prawa eksportowe na cały świat, nie tylko na Europę. Ważnym dla nas obszarem jest np. Tajwan czy szybko rozwijający się rynek amerykański. Handlujemy bardzo małymi ilościami ekskluzywnych trunków single malt. Przykładowo: pierwszą destylarnią, z którą współpracowaliśmy, była Hanyu. Zbudował ją w latach 40. ubiegłego stulecia dziadek Ichiro Akuto, aby zaspokoić popyt Japończyków na whisky w czasie, gdy stosunki między Wschodem a Zachodem były mniej niż serdeczne. Rodzina Ichiro

 Ludzie whisky 

produkowała sake od roku 1625! To niesamowite, należy on do 21. pokolenia producentów alkoholu!

A co po Hanyu, której zapasy się kończą? – Pozostaje Chichibu. Destylarnia zbudowana w roku 2007, rozpoczęła produkcję rok później. To maleńka wytwórnia,

Krajobraz whisky zmienił się bardzo w ciągu ostatnich pięciu lat gdzie zacier mieszany jest ręcznie za pomocą drewnianej łopatki, a tygodniowa produkcja wynosi zaledwie dwa oksefty (wielkie beczki). Ale nie chodzi tu o ilość, a wyłącznie o jakość, której źródeł upatruję w wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie w rodzinie Ichiro. Wypuściliśmy także beczkę lub dwie ze zbożowej destylarni zwanej Kawasaki, która także została zamknięta w roku 2000. Ichiro znalazł niewielką liczbę beczek w tunelu kolejowym. Wypuściliśmy małe partie z lat 70. i 80. Szybko znalazły nabywców wśród fanatyków japońskiej whisky. Stara japońska whisky jest dość rzadka, stara whisky z pojedynczego zboża jest rzadka, stara japońska whisky z pojedynczego zboża właściwie już nie istnieje. No i Karuizawa. Mogę tylko powiedzieć, że cały kupiony przez nas zapas jest mniejszy niż liczba beczek uratowanych przez Ichiro z Hanyu. Globalny popyt na ten trunek był olbrzymi.

październik 2014

A produktów Hanyu nie znajdziemy na półkach supermarketów... – Absolutnie. Nie ten adres. Bo mówiąc o trunkach z Hanuy, trzeba sięgnąć do historii. Przed rokiem 1940 whisky pita przez japońskich konsumentów pochodziła z importu i dlatego destylarnia Hanyu została stworzona, by produkować whisky w stylu blended Scotch. W latach 80. zainstalowano kadzie w celu destylowania single malt, lecz w  roku 2000 Hanyu została zamknięta, a po czterech latach zburzona. Ichiro uratował ostanie 400 beczek – srebra rodowe w jego oczach. Sprzedaje te pojedyncze beczki od 2006 roku. Na przykład seria z kartami miała ostatnio swą 54. i ostatnią edycję. Były w niej 52 karty do gry i dwa jokery. Tak więc, z tych 400 beczek co najmniej 60 wykorzystano w serii z kartami (jako że jeden z jokerów był blendem). Ponadto, Ichiro rozlewał Hanyu w różnym wieku i dodawał do różnych whisky typu blended w swoim portfelu. W rezultacie pozostało zaledwie kilka tuzinów beczek Hanyu.

71

REKLAMA

NAJBOGATSZY WYBÓR ALKOHOLI LUKSUSOWYCH W POLSCE

Największy stacjonarny sklep z whisky w Polsce - ponad 500 single maltów Największa kolekcja szampanów w kraju - ponad 60 etykiet Możliwość organizacji eventów oraz spotkań firmowych Organizacja degustacji oraz szkoleń Wyjątkowe kosze okolicznościowe i zestawy prezentowe

WWW.WAWP.PL

październik 2014

 Ludzie whisky 

72

Przykład Japonii świadczy o tym, że whisky można produkować praktycznie w każdym miejscu na świecie... – Rozumiem argument, ale nie podważajmy osiągnięć Japończyków. Oczywiście: są kraje, gdzie whisky mogła być produkowana tak samo długo. Jednak bez pieczołowitego podejścia Japończyków produkt być może nie miałby tak wysokiej jakości. Japończycy wszystko robią bardzo dokładnie, a ich osiągnięcia są doceniane. Kiedy brałem udział w wystawie Whisky Live Paris w zeszłym roku, japońskie whisky znalazły się w sali przeznaczonej dla Whiskies des Grandes Nations – to znaczy nie w kategorii „reszta świata”. Japońska whisky przeszła długą drogę od kuriozum do głównego nurtu i stanęła ramię w ramię ze swymi kuzynami ze Szkocji, Ameryki i Irlandii. Tak, whisky można robić gdziekolwiek na świecie, ale, moim zdaniem, postęp uczyniony przez japońską whisky pozwolił innym krajom – potencjalnym producentom whisky – zrozumieć, w jaki sposób można osiągnąć tu sukces. Bez powodzenia japońskiej whisky w ciągu ostatnich 5 – 10 lat mam wątpliwości, czy Kavalan i Amrut byliby tak pewni siebie przy eksporcie i budowaniu marki (niezależnie od faktu, że ich whisky jest świetna). Porównując nowy i stary świat, można powiedzieć, że Japonia przeniosła się do starego świata. Porozmawialiśmy o Pańskich związkach z Japonią. Teraz słów kilka o związkach z Polską. Marcin to polskie imię... – Jestem Polakiem urodzonym w Londynie i jestem dumny ze swego pochodzenia. Moi rodzice byli Polakami. Matka urodziła się w Sandomierzu i mieszkała w okupowanej Polsce. Ojciec był uchodźcą i spędził wojnę w wielu różnych miejscach. Oboje byli bardzo młodzi, gdy rozpoczęła się wojna. Spotkali się później w Londynie. Miller to nazwisko mojego dziadka ze strony matki, które mój ojciec przyjął, ponieważ jego własne nazwisko było trudne do wymówienia przez Anglików. Oczywiście, łatwiej mieć angielskie nazwisko, ale moje dzieci noszą polskie imiona i są świadome swego dziedzictwa. Choć istnieje teoria, że pochodzimy od szlachcica z Liechtensteinu, to wolę myśleć, że Millerowie przywędrowali do Polski ze Szkocji. Wielu szkockich katolików musiało emigrować ze swej ojczyzny w czasach reformacji. Polska była zawsze znana ze swego liberalnego i kosmopolitycznego nastawienia. Wiele nacji spotykało się w Polsce

Japończycy podchodzą do destylacji i tworzenia blendów w sposób wysoce naukowy

przez setki lat. Dlatego myślę, że kilku Szkotów nie stanowiło problemu. Wiele szkockich nazwisk uległo spolszczeniu nad Wisłą. Słyszałem nawet teorię, że nazwisko Wałęsa pochodzi od szkockiego Wallace. Polska wciąż awansuje w zestawieniu największych rynków whisky. To moda czy wzrost siły nabywczej? – To prawda, że Polska jest rynkiem wschodzącym. Niektóre firmy, z którymi współpracuję, uznają ją za teren z perspektywami rozwojowymi. Sądzę, że polska gospodarka – w porównaniu z wieloma innymi w Europie – ma się nieźle. Niektóre destylarnie zainwestowały w Grecji lub Hiszpanii i ich sprzedaż spadła z oczywistych powodów. Firmy z sektora whisky są dość sprytne, kiedy poszukują nowych miejsc dla swych inwestycji i nie dziwi mnie, że Polska jest jednym z nich. Wydaje się, że wciąż jeszcze jesteśmy na początku drogi jeśli chodzi o edukację związaną z whisky? Jak się jej uczyć? – Najlepszy sposób na poznanie whisky to próbowanie jak największej liczby marek i decydowanie – co nam odpowiada, a co nie. Potem analizujemy, dlaczego jedne lubimy, a innych nie. Wtedy zaczyna rosnąć nasza pewność siebie i odwaga. Błędy nie są powodem do wstydu. Ja ciągle je popełniam zamawiając drinki, ale najważniejsze to iść do przodu. Zmysły różnych ludzi działają w różny sposób. Niebezpieczeństwo zbytniego polegania na autorach książek i osobach prowadzących degustacje polega na tym, że stawiamy swoje podniebienie przeciwko ich podniebieniu. Jak zdecydować, kto z  was ma rację? Nie ma poprawnych i niepoprawnych odpowiedzi. Możecie nie znosić torfu, a ja mogę go bardzo lubić. A festiwale? Specjalistyczna prasa? Festiwale to dobra rzecz, bo można spróbować różnych trunków bez konieczności kupowania całej butelki. Można porozmawiać z producentami lub osobami odpowiedzialnymi za blendy, a ktoś posiadający wiedzę potrafi skierować głodnego wiedzy w odpowiednią stronę. Degustuję whisky od dawna i mam wielkie szczęście, że mogłem polegać na takich osobach jak zmarły już Michael Jackson i moi dobrzy przyjaciele: Charlie Maclean i Dave Broom. Gromadzenie wiedzy o whisky to wieczna podróż. Michael Jackson – choć znał każdą destylarnię – zawsze wyjmował notes podczas wizyty. Mówiliśmy: „Michael, próbowałeś już tej whisky”, a on odpowiadał: „Tak, ale zawsze można nauczyć się czegoś nowego”. Myślę, że wspaniałość whisky, festiwale i czasopisma, takie jak polski magazyn Whisky, dają zainteresowanym możliwość spojrzenia z innej perspektywy, dowiedzenia się czegoś więcej o procesach i kwestiach technicznych. Gdyby tak nie było – nie zakładałbym w przeszłości Whisky Magazine… 

październik 2014

 Ludzie whisky 

73

T

Łyk historii

Trunek z Polityka Jacek Łakomy

Niech się Szanowny Czytelnik nie boi. W tym tekście nie będziemy zajmować się zawartością alkoholu

Fot. htfw.com

październik 2014

Tekst:

w organizmach naszych polityków, choć z pewnością raz po raz coś by się w nich znalazło. Jak najdalej od plotkarstwa i polityków! Chyba że jest to SS Polityk

74

– statek, który w lutym 1941 roku zatonął przy Hebrydach Zewnętrznych z 260 tysiącami butelek whisky na pokładzie.

H

istoria statku SS Politician i jego ładunku jest prawdziwie filmowa. Zresztą, szybko stała się kanwą książki „Whisky Galore” autorstwa Comptona Mackenzie i filmu o tym samym tytule w reżyserii Alexandra Mackendricka. Po latach na warsztat wzięli go również twórcy musicalu, a nawet szkocki zespół punk rockowy Oi Polloi. Jeszcze kilka lat temu trwały poważne przymiarki do nakręcenia remake’u filmu, ale – przynajmniej na razie – nic z tego nie wyszło.

Hebrydy zamiast Jamajki 4 lutego 1941 roku SS Politician wypłynął z Liverpoolu z zamiarem dołączenia do konwoju, który zmierzał na Jamajkę i do USA. Na pokładzie tego statku znajdowały się m.in. bawełna, samochody, rowery, prawie 300 tysięcy szylingów jamajskich (równowartość dzisiejszych kilku milionów funtów i... 28 tysięcy skrzynek (ponad ćwierć miliona butelek) szkockiej whisky. Dzień później, niewiele przed 8:00 rano, zauważono, że statek nieco zboczył z kursu, zbliżając się niebezpiecznie do wybrzeża wyspy Eriskay, należącej do Hebryd Zewnętrznych. Na ratunek było już za późno. Statek osiadł na mieliźnie, rozrywając zbiorniki paliwowe o podwodne skały. Wysłano sygnał SOS, a zmagań z wodą wdzierającą się do maszynowni zaniechano po dwudziestu minutach. Uszkodzenia były zbyt poważne. Pozostała ewakuacja łodziami ratunkowymi. W efekcie wszyscy spośród 50-osobowej załogi trafili na pobliską wyspę Barra, której mieszkańcy zapewnili im gorące napoje z rumem na rozgrzewkę i wygodny nocleg.

Na ratunek Statek pozostał na mieliźnie. 8 lutego na statku SS Ranger, wyposażonym w wyciągarkę, przyjechali specjaliści z Liverpoolu i Glasgow, by zbadać uszkodzenia. Przez tydzień pogoda mocno przeszkadzała im w pracy. Dodatkowo – dowodzący akcją byli przekonani, że paliwo ze zbiorników zanieczyściło cały ładunek, więc nie wystawili straży przy wraku. Przeładowywanie ładunku z wraku rozpoczęło się 18 lutego, a po kilku dniach załadowany po burty coaster Corteen odpłynął do Glasgow. Odzyskano przede wszystkim to, co nie wymagało pracy nurków. Na tym poprzestano. Uznano, że statek jest stracony i podjęto decyzję o pozostawieniu go na mieliźnie. Załoga zeszła z niego po raz ostatni 24 lutego. Ubezpieczyciele w połowie marca odstąpili od projektu ratunkowego. Druga akcja ratunkowa rozpoczęła się w  kwietniu. Statek był już w opłakanym stanie. Spod wody wyciągano część beli bawełny i skrzynek whisky. We wrześniu spróbowano przeciągnąć wrak do Lochboisdale. Bez powodzenia. Zapadła decyzja, by wysadzić go dynamitem. Jak postanowiono, tak uczyniono. Wysadzenie wraku w powietrze w październiku 1941 roku najbardziej zasmuciło mieszkańców okolicznych wysp. Pozostałości statku próbowano przeciągnąć do złomowania jeszcze w 1944 roku. Nie udało się. Dziś leżą na dnie morza u wybrzeży Eriskay.

SS Politician wypłynął z Liverpoolu z zamiarem dołączenia do konwoju

Wyspiarze prowadzili własną akcję ratunkową. Uratowano nie tylko załogę

Łyk historii

Pozostałości statku leżą na dnie morza u wybrzeży Eriskay

p.co.uk

Wypadek statku w lutym 1941 roku wywołał sporą sensację wśród mieszkańców okolicznych wysp. Szczególnie z tego względu, że rozeszła się wieść o jego smakowitym ładunku. W czasie wojennej reglamentacji wszelkich dóbr był to prawdziwy skarb. Ruch małych łajb w rejonie katastrofy zaczął się tuż po uratowaniu rozbitków. Przede wszystkim nocą. Coraz więcej wyspiarzy nadzwyczajnie o tej porze roku rumieniło się, pobłyskując mętnym nieco wzrokiem. Był to znak, że mieszkańcy wysp przeprowadzili własną akcję ratunkową, podczas której uratowano nie tylko załogę. A „ratować” whisky było łatwo – wszak na początku wraku nikt nie pilnował. Dodatkową zachętą do ratowania była pogłoska, że whisky ze statku ma prawdziwie magiczne właściwości i... nie powoduje kaca. Społeczna akcja ratunkowa nie spodobała się wszystkim. Charles McColl z Lochboisdale (abstynent) uznał, że jest to zwykła kradzież i zmobilizował lokalną policję do działań, które miały na celu odzyskanie trunków wyniesionych przez wyspiarzy z ładowni Polityka. Już miesiąc po katastrofie rozpoczął się prawdziwy policyjny nalot na wyspiarskie domostwa i zagrody. Mieszkańcy wysp Benbecula, South Uist i Eriskay mniej lub bardziej skutecznie ukrywali dowody. Także w swoich żołądkach. Ile zabrali z wraku i ile ukryli – tego nie wie nikt. Wiadomo, że nie rozliczono jeszcze 75 tysięcy banknotów, które ukryte były również w skrzynkach whisky. Już 15 marca znaleziono pierwsze skrzynki w South Uist. Zaraz potem ruszyły rozprawy sądowe. Np. grupa mężczyzn z Barra została ukarana pozbawieniem wolności od 20 dni do 2 miesięcy.

reenw ellysto

Dar morza i ratownicy

październik 2014

To jednak nie koniec historii. Wrak – a w zasadzie to, co skrywa – wciąż budzi zainteresowanie okolicznej ludności. W 1987 roku mieszkaniec South Uist, Donald MacPhee, znalazł w nim osiem butelek whisky. To jedyne uwierzytelnione flaszki z ładunku SS Politician. Znalezisko wystawił na aukcji w Christie’s i zgarnął 4 tysiące funtów. O tym, że historia sprzed lat wciąż żyła, świadczy otwarcie rok później na wyspie Eriskay pierwszego legalnego pubu o nazwie... „Am Politician”. Na rynku pojawiać zaczęły się trunki nawiązujące nazwą do filmu i książki (Whisky Galore) bądź statku (SS Politician). Niektórzy spośród producentów przekonywali nawet, że dodali do nich odrobinę oryginalnej whisky z wraku. W sierpniu 2010 roku za jeden egzemplarz Ballantine’sa z wraku zapłacono 4200 funtów. Dwie butelki, które znajdują się w kolekcji Muzeum Border Force w Liverpoolu, prezentowane były na wystawie zorganizowanej w 70. rocznicę zatonięcia, trzy lata temu. W ubiegłym roku na aukcję internetową trafiły dwie z ośmiu uwierzytelnionych butelek. Sprzedawała je wdowa po nabywcy w pierwszej licytacji. Cena przekroczyła oczekiwania specjalistów i sięgnęła 12 050 funtów. I to za trunek, który – według opinii ekspertów – do picia już się nie nadaje. Ale cóż zrobić, jeśli ma za sobą taką przeszłość... Jest jeszcze inna butelka z tego transportu. W 1997 roku natknęli się na nią wyspiarze, kopiąc ścieżkę w swoim ogródku. Mogła być to jedna z zakopanych przed laty flaszek. Siedem lat temu ta pozbawiona etykiet butelka na aukcji w Christie’s poszła za 1400 funtów. Na początku tego roku, na aukcji internetowej, zapłacono za nią o 100 funtów mniej. Czyżby gorączka związana z whisky z wraku nieco ostygła?

Fot. th eg

Fot. Scotch Whisky Auctions

Wypłynęło na aukcjach

75

P Łyk historii

Poznańscy

Watsonowie Polacy i Szkoci – co ich łączy?

październik p aździernik 2014 2014

Oczywiście: whisky – trunek będący dumą Szkotów

Tekst:

i wciąż rozkwitającą miłością Polaków, mającą odbicie w rosnących statystykach. Ale to nie wszystko.

Cyprian Łakomy

76

Ł

ączy nas również najnowsza emigracja. Spis powszechny spr zed trzech lat wykazał, że w  Szkocji mieszkało ponad 61 tysięcy Polaków. Dziś szacuje się, że liczba naszych rodaków przekroczyła tam 100 tysięcy osób. Szkotów w  Polsce jest znacznie mniej. Ale nie zawsze tak było. Kilka wieków temu kierunek emigracji był zupełnie odmienny. To Szkoci pojawiali się częściej nad Wisłą niż Polacy u stóp Gór Kaledońskich. W połowie XVII wieku w Rzeczpospolitej mieszkało około 30 tys. Szkotów.

Z północy przez Bałtyk Pierwsi przybysze znad Morza Północnego pojawili się w 1380 roku w Gdańsku, w którym panowali wówczas Krzyżacy. Status miasta hanzeatyckiego sprzyjał międzynarodowym kontaktom handlowym – w tym właśnie ze Szkotami, którzy już w XIV wieku prowadzili transakcje z mia-

stem nad Motławą. O osiedlaniu się szkockich kupców w Gdańsku do dziś przypominają dwie nazwy dzielnic – historyczne już Stare i nadal istniejące Nowe Szkoty. Dwa wieki później, wyparci z Gdańska przez pruskie organizacje cechowe, Szkoci rozpierzchli się po Polsce. Z ich umiejętności kupieckich korzystał m.in. król Stefan Batory, który mianował ośmiu z nich intendentami podczas wojny inflanckiej. Korzystał też ze szkockich żołnierzy podczas wypraw moskiewskich. Zygmunt III Waza zatrudnił z kolei Jakuba Murray’a, który był budowniczym polskiej floty i kontradmirałem podczas zwycięskiej bitwy pod Oliwą. W dowód uznania zasług wielu szkockich emigrantów mogło liczyć na królewskie przywileje. W tym gronie znalazł się m.in. Jan Robert Watson, właściciel podpoznańskiego majątku Sołacz. Jego przodkowie przybyli do Poznania w XVI w. ze szkockiego Aithernie, za panowania Zygmunta Augusta i zajmowali się – jakżeby inaczej – handlem. Z tego samego rodu pochodzi również Aleksander Watson, późniejszy prezydent Piotrkowa Trybunalskiego, który jako jeden z pierwszych podpisał deklarację wierności Konstytucji 3 Maja.

Ludzie światli Szkoci w Rzeczpospolitej zajmowali się nie tylko handlem. Już w 1438 roku pierwszy obywatel szkocki zapisał się na studia w słynnej wówczas na całą Europę Akademii Krakowskiej. Na krakowski uniwersytet nie został za to przyjęty (podobno ze względu na to, że był kalwinem) Jan Jonston – syn szkockiego emigranta, urodzony w roku 1603 w Szamotułach. Ten wybitny lekarz, przyrodnik i filozof, zwolennik empiryzmu i metod eksperymentalnych nauki pobierał więc w Szkocji, na uniwersytetach niemieckich i niderlandzkich. W 1636 roku powrócił do Polski, do Leszna, gdzie został lekarzem miejskim i lekarzem nadwornym wojewody Bogusława Leszczyńskiego. Tu również pisał swe dzieła przyrod-

 Łyk historii 

e i Cooperowie nicze i medyczne. Miał propozycje objęcia katedr na wielu uniwersytetach. Z żadnej nie skorzystał. Trzy wielki później studentem uniwersytetu w Krakowie był potomek szkockich emigrantów, którzy do Rzeczpospolitej przybyli w XVII wieku – Edward Taylor. To twórca tzw. poznańskiej szkoły ekonomicznej i jeden z najwybitniejszych ekonomistów polskich XX wieku, który z wyboru został poznaniakiem.

Mecenas, fundator, honorowy obywatel Postacią nieco zapomnianą, a bardzo zasłużoną dla Gdańska jest Jakub Kabrun, potomek rodu Cockburnów. Urodzony w 1759 roku, wywodził się z zamożnej rodziny kupieckiej. Majątek pozwolił mu realizować zamiłowania kolekcjonerskie. Jego zbiór dzieł sztuki i biblioteka uchodziły za jedne z większych w ówczesnej Europie. Jedną z pereł w kolekcji gdańskiego Szkota były ryciny Albrechta Dürera. W 1797 roku Jakub Kabrun powołał do życia towarzystwo akcyjne, które zgromadziło fundusze na budowę teatru. Teatr na Targu Węglowym sprawił, że toczące się dotąd zmiennym rytmem życie kulturalne Gdańska rozkwitło na dobre. Budynek, który w 1801 roku stanął nieopodal ówczesnego wjazdu do miasta, nazywany był ze względu na swój kształt die Kaffeemühle (niem. młynek do kawy). Przetrwał do 1945 roku, kiedy wskutek pożaru uległ całkowitemu zniszczeniu. Dziś w jego miejscu stoi nowy obiekt, w którym swą siedzibę ma miejscowy Teatr Wybrzeże. Budowa teatru nie była jedyną zasługą Kabruna dla Gdańska. Po zdobyciu miasta przez wojsko napoleońskie kupiec zdołał zebrać kwotę 5000 funtów na rzecz jego mniej

zamożnych mieszkańców. W zamian za społecznikowskie działania władze mianowały go rezydentem. Po śmierci Kabruna w 1814 roku jego zbiory odziedziczyło miasto. Zobaczyć je można m.in. w tutejszym Muzeum Narodowym.

Innowatorzy rolnictwa... XIX wiek był czasem kolejnego napływu ludności szkockiej na tereny obecnej Polski. Tym razem większość z nich stanowili specjaliści od nowych technologii. Około 500 Szkotów sprowadził do majątku Dowspuda na Suwalszczyźnie generał Ludwik Michał Pac. Był 1815 rok, a Pac – weteran wojen napoleońskich i entuzjasta postępu w rolnictwie – wzorem Dezyderego Chłapowskiego postanowił zamienić strzelbę z bagnetem na pług. By podpatrzone w Wielkiej Brytanii rozwiązania uprawy ziemi wcielić w życie, zaproponował udział w tym projekcie szkockim farmerom i rzemieślnikom. Zamieszkali oni wraz z rodzinami we wsiach Szkocja, Berwick (Korytki) i Longwood (Ludwinowo) w dzisiejszej gminie Raczki.

Jakub Kabrun (Cockburn) ufundował w 1801 r. gdański teatr na Targu Węglowym

październik 2014

spod Suwałk 77

 Łyk historii 

październik 2014

Generał Ludwik Michał Pac sprowadził Szkotów do Dowspudy

78

– Osadnicy szkoccy w naszej okolicy dzielili się na trzy grupy: rolników dzierżawiących gospodarstwa, rzemieślników i zarządców dóbr, z którymi Pac podpisywał umowy – tłumaczy wójt gminy Raczki, Roman Fiedorowicz. Dzięki rolnikom znad Morza Północnego nowoczesne maszyny rolnicze pojawiły się na Suwalszczyźnie, a archaiczną trójpolówkę zastąpił płodozmian. Zaczęto też uprawiać ziemniaki, bez których trudno dziś wyobrazić sobie naszą rodzimą kuchnię. Zasługą rzemieślników była z kolei produkcja wyposażenia browarów i gorzelni, a także olejarni i garbarni. Na polecenie Ludwika Michała Paca w Dowspudzie wybudowano też pałac wzorowany na rezydencjach królewskiej rodziny Tudorów. Jego projektantem był włoski architekt – Henryk Marconi. Budowla, będąca dowodem bogactwa generała, upowszechniła w okolicy powiedzenie „wart Pac pałaca, a pałac Paca”. – Z czasem jednak majątek Paca zaczął popadać w ruinę, a rodziny szkockich osadników spolszczyły się po powstaniu listopadowym – mówi wójt Fiedorowicz, wskazując na mieszkające w jego okolicy rodziny Bornosów i Koprów, czyli potomków niegdysiejszych Barnesów i Cooperów. Warto nadmienić, że w ruinach pałacu jeszcze w 2007 roku odbywał się Festiwal Kultury Celtyckiej „Dowspuda”.

…i przemysłu Rzemieślnicy z Podlasia to nie jedyni Szkoci zasłużeni dla polskiego przemysłu. Szkockie korzenie miał również Karol Machlejd, właściciel browarów w Warszawie i Ciechanowie. Ten urodzony w 1837 roku przemysłowiec pochodził z klanu MacLeodów z wyspy Skye. Zanim na dobre zajął się piwowarstwem został zesłany na Syberię za działalność konspiracyjną i udział w przygotowaniach do powstania styczniowego. Kiedy w latach 70. XIX wieku wraz z Maurycym Blumenthalem przejął ciechanowski browar, nadał mu imię św. Gambrinusa. Jego patronat, a także receptura wzorowana na piwie bawarskim, miała zagwarantować tamtejszym piwom wyjątkowy smak. Tak się też stało – produkowane przez Karola Machlejda piwa cieszyły się ogromną popularnością. Gospodarczy sukces browaru w Ciechanowie przypieczętowała jego rozbudowa pod koniec XIX wieku. Fakt ten oceniano jako istotny nie tylko dla przedsiębiorców, lecz również dla miasta. Sukces Machlejda, który otwierał piwiarnie

Jan Jonston – z racji pochodzenia – sam siebie nazywał Scoto-Polonus.

w wielu miejscowościach, traktowany był jako bodziec do rozbudzenia ciechanowskiego życia ekonomicznego i produkcji przemysłowej. Dowodem wpływu polsko-szkockiego właściciela na gusta konsumentów był produkowany już po jego śmierci w 1906 roku Krzepiak Karola Machlejda, długo uznawany za najlepsze piwo z Ciechanowa. Wiek wcześniej inny szkocki piwowar, John McDonald, nadzorował produkcję piwa w browarze w Zwierzyńcu na Lubelszczyźnie. Zakład utworzony na mocy Ordynacji Zamojskiej produkował w krótkim okresie między 1806 a 1810 rokiem portera wzorowanego na tym brytyjskim. Zabytkowy obecnie browar dzierżawi spółka akcyjna Perła – Browary Lubelskie, a co roku odbywa się tu także Letnia Akademia Filmowa.

Zbyt rozrzutny na Szkota Prócz zabytków takich jak zwierzyniecki browar czy ruiny pałacu Paca na Suwalszczyźnie, szkockie tropy są cały czas obecne w polskiej rzeczywistości. Sięgając po „Pana Wołodyjowskiego” Sienkiewicza, natkniemy się oczywiście na przyjaciela Pana Michała – niejakiego Ketlinga – szkockiego artylerzystę, który dowodził obroną Kamieńca Podolskiego. Należy pamiętać jednak, że pierwowzorem postaci Ketlinga nie był Szkot, a kurlandzki major Hejking. Akcenty ludu w kiltach znajdziemy chociażby w Poznaniu, gdzie do dziś powtarza się różne wersje przysłowia porównującego mieszkańców miasta do potomków Williama Wallace’a. Jedna z nich głosi, że poznaniacy to w istocie... Szkoci wygnani ze Szkocji za rozrzutność. Zdaje się jednak, że to stwierdzenie przynajmniej nie zawsze jest prawdziwe. Byłego wokalistę Genesis, urodzonego w Dumfries Raya Wilsona, do stolicy Wielkopolski sprowadziła miłość, a pochodzącego z Glasgow obrońcę Lecha Poznań, Barrego Douglasa – sprawy czysto zawodowe. Jedno jest pewne: Polaków i Szkotów łączy znacznie więcej, niż może się wydawać na pierwszy rzut oka. Warto o tym pamiętać, wznosząc toast szklaneczką whisky. Nie tylko za auld lang syne, czyli „stare, dobre czasy”. 

.

Darek Kosiorek

październik 2014

80

Drinki z Akademii W tym numerze prezentujemy przepisy drinków na bazie whisky, które zaproponował Darek Kosiorek – barman z wieloletnim doświadczeniem, właściciel Poznańskiej Akademii Barmanów. Darek ma na swoim koncie nie tylko długoletnią praktykę, ale i wiele sukcesów w krajowych i międzynarodowych konkursach barmańskich. Dziś prowadzi prezentacje alkoholi, zajęcia sommelierskie, warsztaty, kursy i konkursy barmańskie. Współpracuje z sieciami hoteli i coctailbarów. Przez wiele lat współpracował z firmą Bacardi-Martini, będąc w niej Brand Ambasadorem whisky Dewar’s , William Lawson i Aberfeldy. Na co dzień pija starsze blendy bez rozcieńczania, a kiedy jest na to czas – sięga po single malt’s z Europy lub Azji. Wyłącznie dla smaku. – Jestem zwolennikiem teorii, im starsza i prostsza whisky, tym mniej powinna być profanowana. Czasy i gusta jednak się zmieniają. Dziś można ze smakiem whisky dotrzeć do najwybredniejszego podniebienia. Ogranicza nas tylko wyobraźnia… Pionierzy koktajli zauważyli, że kwaśny smak idealnie się komponuje z whisky, a współcześni barmani lubują się we własnych wariacjach standardów światowych na bazie whisky – tłumaczy Darek Kosiorek proponując naszym czytelnikom trzy drinki.

Rose of Scotland

(drink autorski) Składniki: 1,5cl Blended Scotch Whisky 1,5cl DOM Benedictine 1,5cl Campari sok z połowy cytryny 1cl syrop Grenadine Szkło: kieliszek koktajlowy

Przygotowanie: Wszystkie składniki mieszamy w shakerze. Zawartość shakera przelewamy do kieliszka koktajlowego. Dekorujemy twistem z limonki.

Whiskey Sour Pierwsza wzmianka na temat tego drinka pojawia się w 1870 roku w gazecie codziennej „Waukesha Plaindealer” z Wisconsin. Whiskey Sour pozostaje jednym z najlepszych i najpopularniejszych drinków w historii. Składniki: 4cl  Bourbon Whiskey 2cl  sok z cytryny 1cl  syrop cukrowy łyżeczka białka jajka kurzego Szkło: szklanka typu old fashioned lub kieliszek typu sour Przygotowanie: Wszystkie składniki wlewamy do shakera i wstrząsamy. Jeśli podajemy w szklance – wypełniamy ją lodem, natomiast jeśli podajemy w kieliszku – podajemy bez kostek lodu. Dekorujemy maraską.

Godfather

Składniki: 1/2 Scotch Whisky 1/2 Amaretto Szkło: szklanka old fashioned

Przygotowanie: Składniki wlewamy na kostki lodu do szklaneczki i delikatnie mieszamy. Występuje również wersja dla kobiet – Godmather. Wystarczy do Godfather dodać 20 ml 12-proc. śmietanki lub niesłodzonego mleka skondensowanego. Fot. Archiwum D. Kosiorka (2x), Fotolia (2x)