Foto.- autor nie znany - Bieszczady 1994 rok Anna i Robert w charakterystycznych białych czapeczkach z logo czerwonego jabłka

1 KIM BYLI ... Zgodnie z kiedyś wypowiedzianą przez Marka Twaina opinią, każdy człowiek jest jak Księżyc, albowiem posiada swoją drugą stronę, które...
0 downloads 1 Views 2MB Size
1

KIM BYLI ... Zgodnie

z kiedyś wypowiedzianą przez Marka Twaina opinią, każdy człowiek jest jak Księżyc, albowiem posiada swoją drugą stronę, której nie pokazuje nikomu. I naszym zadaniem było ustalenie, jak ta „druga strona” Anny i Roberta wyglądała naprawdę i czy przypadkiem nie tam musimy szukać klucza do rozwiązania tej zagadki kryminalnej, oraz ustalenia przyczyn ich tragedii. Docierając do wszystkich możliwych źródeł informacji, ustaliśmy dosyć szybko, że Anna i Robert poznali się 31 grudnia 1993 roku. Robert Odżga studiował wtedy na pierwszym roku Politechniki Wrocławskiej, gdzie zaprzyjaźnił się z Bogdanem Łabazem, z którym też mieszkał w jednym akademiku. Zbliżał się koniec roku, więc Bogdan zaprosił swojego szkolnego kolegę, brata Anny, na sylwestrową imprezę zorganizowaną na wrocławskim Rynku. Znali się dobrze ponieważ mieszkali na tej samej ulicy i chodzili do tej samej szkoły. Siłą rzeczy Bogdan Łabaz znał też Annę Kembrowską, ale z oczywistych powodów nie utrzymywał wówczas bliższych kontaktów. Do Wrocławia przyjechał z Anną oraz z kilkoma jej przyjaciółmi z Jastrzębia i właśnie wtedy poznała się Robertem. Początkowo była to tylko zwykła znajomość, która nie zapowiadała nic szczególnego. Po jakimś jednak czasie Robert zaczął coraz częściej towarzyszyć Bogdanowi w jego wyjazdach do Jastrzębia i dosyć szybko okazało się, że robił to z uwagi na Annę.

Jakiś

czas po tej sylwestrowej imprezie Anna, wraz ze swoją przyjaciółką Mariolą B. z Zawiercia, wyjechały na zorganizowany przez studentów Politechniki, tygodniowy wypad w Bieszczady, gdzie zamieszkiwali w schronisku w Roztokach. Oczywiście na tym zimowisku nie zabrakło Roberta, który bardzo zbliżył się do Anny.

2

Foto.- autor nie znany - Bieszczady 1994 rok – Anna i Robert w charakterystycznych białych czapeczkach z logo czerwonego jabłka

W 1995 roku, Anna, która chciała jak najszybciej być w pobliżu Roberta, zaraz po maturze przyjechała do Wrocławia, gdzie w październiku rozpoczęła studia na Akademii Rolniczej. Na tą uczelnię, a konkretnie Wydział Geodezji i Kartografii, przeniósł się również Robert, który nie tylko z uwagi na swoje przyrodnicze zainteresowania, zrezygnował ze studiów na politechnice, gdzie był jednym z najlepszych studentów. Wszyscy ich znajomi twierdzili zgodnie, że od momentu przyjazdu do Wrocławia, Anna i Robert praktycznie się nie rozstawali. Początkowo zamieszkiwali razem w akademiku, ale kiedy otrzymali miejsca w dwóch różnych domach studenckich, zdecydowali się na wspólne zamieszkanie w wynajętym pokoju, mieszczącym się w suterynie jednej ze starych wrocławskich kamienic. Obydwoje osiągali w nauce znakomite wyniki, a Robert był najlepszym studentem na wydziale. W 1997 roku przygotowywał się do obrony pracy magisterskiej, co miało nastąpić w roku przyszłym, ale już przed wakacjami tekst tej pracy był prawie gotowy. Anna studiowała na Wydziale Ochrony Środowiska i również ona nie miała najmniejszych problemów z nauką, a wszystkie egzaminy zdawała za pierwszym podejściem. Jej zainteresowanie i pasja spowodowały, że nie ograniczała się jedynie do wyznaczonego programem zakresu studiów i znana była z tego, że sama wynajdowała różne interesujące ją zagadnienia naukowe, które następnie zgłębiała z wielkim zaangażowaniem i starannością. To bardzo osobiste zamiłowanie do przyrody znakomicie łączyli z nauką i obydwoje byli członkami Studenckiego Koła Naukowego Gleboznawstwa i Ochrony Środowiska Akademii Rolniczej, którego inicjatorką i przewodniczącą była właśnie Anna Kembrowska. I to właśnie członkowie tego koła, pod jej przewodem i przyjaciółki z wydziału, Beaty, późniejszej żony Bogdana Łabaza, zorganizowano obóz naukowy na terenie Karłowa,

3 w Górach Stołowych. W trakcie jego trwania, pod kierunkiem przedstawicieli kadry naukowej uczelni, mieli prowadzić badania na terenie Parku Narodowego Góry Stołowe. W związku z tymi planami wszystkie sprawy organizacyjne dotyczące obozu, spoczywały na niej, oraz na barkach kilku innych kolegów i koleżanek z koła naukowego. Ich wielką pasją były, w czasie wolnym od nauki, kilkudniowe włóczęgi po górach, podczas których zbierali okazy różnych ciekawych dla nich roślin, aby następnie robić z nich bogate w treść zielniki, które wielokrotnie prezentowali na uczelnianych pokazach. Inną ich pasją było fotografowanie przyrody i z każdej pieszej wędrówki przywozili całe masy zdjęć, z których tworzyli, równie ciekawe, jak zielniki, albumy.

Fotografia wykonana przez Annę w latem 1997 roku

Jedną z bardziej istotnych dla nas informacji, była ta, z której wynikało, że Anna poza fotografowaniem, prowadziła dziennik, w którym opisywała swe wrażenia z ich wspólnych wędrówek, napotkane ciekawe okazy przyrody, zjawiska, a niekiedy również ciekawych ludzi, z którymi zetknęli się na turystycznych szlakach. Była to dla nas informacja o kapitalnym znaczeniu, albowiem dziennika tego nie udało się nam odnaleźć, co jednoznacznie wskazywało, iż został on zabrany przez sprawców. Nam pozostało znalezienie odpowiedzi dlaczego go zabrano i kto tego dokonał. Zakładaliśmy, że jednym z ewentualnych powodów zabrania tego

4 dziennika, była obawa sprawcy (bądź sprawców), że Anna mogła w nim zapisać coś, co mogłoby naprowadzić nas na ich trop. Ale przy takim założeniu nieodparcie nasuwał się wniosek, że w takim razie Anna i Robert musieli wejść w jakiś osobisty kontakt z tymi osobami. Problem polegał na tym, że nikt nie był w stanie nam powiedzieć, co mogła zapisać Anna przed 17 sierpnia, a więc kogo i gdzie spotkali, jak spotkanie to przebiegało i czy mogło mieć (oraz dlaczego) wpływ na to, co się stało dnia następnego. Ci, którzy znali ich najlepiej, twierdzili, że Anna była osobą bardziej zdecydowaną w działaniu, miała coś z tak zwanej rogatej duszy. Natomiast Robert był raczej takim wyciszonym romantykiem z artystyczną duszą. Grał na gitarze, komponował. Nawet dla swojej Anny skomponował piosenkę, którą zatytułował „Ani ciut”.

Foto. Anna Kembrowska

Jako

„fanatyczni” miłośnicy przyrody bardzo często reagowali na różne, ich zdaniem, niewłaściwe zachowywanie się ludzi na łonie przyrody. Byli bardzo uczuleni na wszelkie objawy jej niszczenia, niezależnie od tego, czy w mieście, czy w bardziej naturalnych warunkach. Podejmowali wtedy zdecydowaną interwencję, ale zawsze w sposób bardzo kulturalny i wyważony. W czasie rozmów, jakie policjanci przeprowadzali z ich znajomymi, sąsiadami, kolegami ze studiów oraz z pracownikami naukowymi uczelni, w zasadzie powtarzał się jeden i ten sam motyw, a mianowicie, że byli naprawdę wspaniałymi ludźmi, o niepowtarzalnej osobowości. Zawsze pogodni, uśmiechnięci, nieustannie gotowi nieść pomoc innym. Nie zdarzyło się, aby komukolwiek uczynili jakąś krzywdę. Jednym słowem, pogodni, uczciwi do bólu i niesamowicie sympatyczni młodzi ludzie. Dla nas jednak najważniejsze znaczenie miało, odnalezienie jakichkolwiek rys na tym, tak bardzo pozytywnym, ich obrazie. Wychodziliśmy z założenia, że powód, dla którego zostali zastrzeleni, musi być bardzo mocno osadzony w realiach codziennego samodzielnego życia w czasach, w których najważniejszą miarą oceny człowieka zaczynała stawać się grubość jego portfela i bezwzględność w działaniu. Empatia i asertywność, wiedza i zdolności intelektualne, coraz bardziej w młodzieżowym środowisku traciły na znaczeniu. Dlatego, po tak sporym

5 pakiecie ustaleń dotyczących życia tych dwojga młodych ludzi, zaczęliśmy zdawać sobie sprawę, jak trudno będzie nam zbudować, odpowiadające rzeczywistości, wersje śledcze opierające się na założeniu, iż ewentualną przyczyną zabójstwa były jakieś – jeszcze nie rozpoznane – konflikty wynikające z kontaktów ze światem przestępczym. Bo tylko – w naszej zgodnej ocenie – ludzie z tego środowiska byli zdolni do tak brutalnego i bezwzględnego zarazem działania. Wiele lat praktyki w kontaktach z tym światem, nie tylko dla mnie i Jurków, ale dla każdego członka naszej grupy, powodowało, że taka hipoteza wydawała się oczywista. A tymczasem nie udało się nam, jak i innym policjantom współpracującym z nami praktycznie we wszystkich województwach, uzyskać jakiejkolwiek informacji, która mogłaby, chociaż nawet w wątpliwy sposób, taką tezę uzasadnić, by dać podstawy pójścia takim tropem. Musieliśmy zatem szukać praprzyczyny tej zbrodni w innych obszarach życia Anny i Roberta. Ponieważ nie mogliśmy złapać tropu w kręgu ich studenckiego i miejskiego życia, w sporej przecież metropolii, jaką był Wrocław znajdujący się w tamtych czasach na poczesnym miejscu w rankingu najbardziej zagrożonych przestępczością dużych miast polskich, motywów zbrodni musieliśmy szukać w bardziej intymnych sferach życia Anny i Roberta. To był najtrudniejszy dla nas, ale i zapewne dla ich bliskich, etap naszych poszukiwań, ale ważny tak samo, jak wszelkie inne, które przyszło nam w tej sprawie pokonać. Ustaliliśmy, zresztą już w pierwszych dniach śledztwa, że w pierwszej połowie sierpnia 1997 roku Anna i Robert wyjechali do miejscowości Leśna Podlaska w ówczesnym województwie bialskopodlaskim. Odwiedzili zamieszkałych tam dziadków Roberta Odżgi, którym pomagali przy remoncie domu. Z tego okresu pochodzi poniższa fotografia wykonana zapewne przez Annę, która w czasie ich wojaży nie rozstawała się z aparatem fotograficznym.

Foto. Anna Kembrowska

W sobotę 2 sierpnia, zgodnie z wcześniejszym planem, spotkali się w Augustowie z Bogdanem Łabazem i jego dziewczyną Beatą, skąd dwoma kajakami ruszyli, przez Puszczę Augustowską, w kierunku Czarnej Hańczy. W czasie trzeciego dnia spływu zdarzyła im się zabawna historia. Otóż Anna postanowiła zrobić Bogdanowi i Beacie, którzy płynęli znacznie, psikusa i ukryli się

6 w szuwarach. Kiedy zniknęli im z oczu, Bogdan znacznie przyspieszył, co jednak na nic się nie zdało i nigdzie Anny i Roberta nie mogli dostrzec. Po chwili oczekiwania, postanowili płynąc dalej z nadzieją, że spotkają się na jakimś biwaku. W tym czasie Anna z Robertem wypłynęli z kryjówki w szuwarach i kiedy nie zauważyli przyjaciół, będąc przekonani, że odpłacili się im podobnym kawałem, postanowili na nich poczekać. W ten sposób zgubili się na tyle skutecznie, że nie widzieli się przez dwa dni. Wówczas telefony komórkowe nie były w tak powszechnie dostępne, więc i zgubić się zarówno w lesie, jak i na wodzie, było stosunkowo łatwo

W Augustowskiej Puszczy – fot. Anna Kembrowska

W

drugim dniu, po tym wydarzeniu, rozbili biwak na jakiejś niespecjalnie wielkiej wyspie na niewielkim jeziorku. Kiedy rano wypłynęli z zamiarem dotarcia do do Augustowa, gdzie mieli zakończyć spływ, ku swojemu zdumieniu zauważyli na wodzie kajak z Anną i Robertem. Okazało się, że biwakowali oni na tej samej wysepce tylko na jej drugim brzegu. Razem już bez przygód i przeszkód dopłynęli do Augustowa i stamtąd pociągiem pojechali do Katowic.

7

Na Czarnej Hańczy – foto. Anna Kembrowska

Na dworcu w Katowicach Anna przesiadła się na pociąg do Żor, gdzie miał oczekiwać na nią jej ojciec. Natomiast Bogdan z Beata pojechali pociągiem do Wrocławia. W jaki sposób Robert dotarł do Międzylesie nie zdołaliśmy ustalić, ale zgodnie z powszechną opinią, udał się w podroż autostopem. Wtedy na dworcu w Katowicach Bogdan i Beata widzieli się z nimi i Anną po raz ostatni.

Foto. Anna Kembrowska – biwak nad jeziorami – od lewej: Bogdan, Beata, Robert – sierpień 1997

8

Anna,

zgodnie z umową, przyjechała do Międzylesia 13 sierpnia, a 15 sierpnia wyruszyli na pieszą wędrówkę do Karłowa. W pakowaniu plecaka pomagała jej siostra Roberta, która dzięki temu była w stanie przekazać nam dosyć szczegółowy opis rzeczy, które Anna ze sobą zabrała. Zakładali, że dwie noce spędzą na szlaku, dlatego też zabrali niewielki namiot i karimaty, bo biwakowanie pod gołym niebem nie było dla nich czymś obcym.

Foto. Anna Kembrowska

Z namiotem tym wyjeżdżali na wszystkie swoje wędrówki i dlatego w jednym z albumów Anny zachowało się zdjęcie z biwakowania na jakiejś górskiej bieszczadzkiej polanie.

Foto. Anna Kembrowska

9 Namiot ten, tak jak i dziennik Anny, został z jakichś powodów zabrany przez sprawców, co dla nas stanowiło kolejną konkretną wskazówkę, która stała się istotnym elementem jednej z wersji dotyczącej sprawców tej zbrodni. Janusz „Bartek” Bartkiewicz

Wszelkie prawa zastrzeżone. Jakikolwiek sposób wykorzystania bez zgody autora całości lub fragmentów niniejszego tekstu, będzie traktowane jako naruszenie praw autorskich, ze wszystkimi tego konsekwencjami.