prawnik

QUO VADIS, LEGISLACJO Coraz więcej gorzkich słów pada pod adresem systemu tworzenia prawa w Polsce. Chaos to najdelikatniejsze z określeń. Jak można powstrzymać legislacyjną biegunkę? Czy jest szansa, by to zmienić?

D2

ŚWIAT PRAWNIKÓW

Opinie, wydarzenia, sylwetki

OPłATy SąDOwE – kOniEc biurOkrAcji Ustawodawca zmieniając przepisy dotyczące wymiaru sprawiedliwości, powinien brać pod uwagę stanowisko sędziów, bo to oni najczęściej ponoszą konsekwencje wadliwych rozwiązań

dr Paweł Czepiel sędzia Sądu Okręgowego w Krakowie

Ministerstwo Sprawiedliwości planuje zmienić zasady opłacania pozwów w postępowaniu upominawczym. Media – w tym Dziennik Gazeta Prawna – pozytywnie oceniają zamiar ustawodawcy zmniejszenia biurokracji związanej z dotychczasowym sposobem uiszczania opłat – czyli wpierw pobierania pełnej opłaty, a potem zwracania jej części. Ta w sumie drobna i techniczna z punktu widzenia istoty postępowania cywilnego zmiana jest dobrym przykładem pozwalającym na zwrócenie uwagi na pewien sposób zachowania ustawodawcy. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę, iż obowiązujący obecnie stan prawny nie jest dziedzictwem minionego systemu. Jest to konsekwencja nowelizacji z roku 2006, kiedy uchylono rozwiązanie, które zamierza się obecnie przywrócić. Oczywiście nie jest niczym złym wycofywanie się z nietrafionego rozwiązania. Wprost przeciwnie, postawę taką należy ocenić pozytywnie, ale o takich właśnie konsekwencjach – powodujących dodatkowe i nikomu niepotrzebne czynności biurokratyczne – środowisko sędziowskie zwracało uwagę kilka lat temu. Nie chodzi przy tym o to, aby obecnie zastanawiać się, kto miał rację, lecz o to, aby wnioski płynące z tej sytuacji wykorzystać na przyszłość. Niedawno KRS przedstawiła swoje negatywne uwagi do projektu zmiany sposobu funkcjonowania współpracy pomiędzy asystentem i sędzią. Można powiedzieć, że kwestie sposobu pobierania opłat oraz modelu współpracy asystenta i sędziego nie mają ze sobą nic wspólnego. Tymczasem jest jedna cecha wspólna – obydwa te rozwiązania są niejako rozwiązaniami wewnętrznymi. Są w mniejszym stopniu widoczne dla przeciętnego obywatela, ale wpływają na sprawność funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Nie jest trudno zmienić istniejący model, ale aby za kilka lat znowu nie okazało się, że trzeba wrócić do poprzednio obowiązujących rozwiązań. Może po prostu warto posłuchać tych, którzy na co dzień będą ponosić konsekwencję przyjętych rozwiązań. Inną kwestią jest merytoryczna ocena przyczyn projektowanej nowelizacji ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych w zakresie opłacania pozwów w postępowaniu

upominawczym. W uzasadnieniu do projektu ustawy zwraca się uwagę, iż nakazy zapłaty uprawomocniają się w 98 proc. Należy bardzo pozytywnie ocenić odwołanie się ustawodawcy do sytuacji, która występuje w rzeczywistości. Można by wskazać wiele przykładów zmian w procedurze cywilnej, których zasadność powinna być oceniana tylko i wyłącznie z perspektywy ich znaczenia w kontekście realnych potrzeb, a nie tylko teoretycznych koncepcji lub incydentalnych zdarzeń, którym dana nowelizacja ma służyć. Również samą propozycję należy ocenić pozytywnie, ponieważ zmierza ona do uchylenia rozwiązania, które zakłada wykonywanie czynności niepotrzebnych i uciążliwych dla wszystkich – począwszy od powoda, który musi uiścić całą opłatę, po to, aby po pewnym czasie odzyskać ¾ uiszczonej kwoty, aż po sędziów i pozostałych pracowników sądów mających obowiązek wykonania technicznej czynności zwrotu, które oceniane pojedynczo nie są ani skomplikowane, ani bardzo czasochłonne, ale pomnożone przez ich liczbę spraw absorbują wymiar sprawiedliwości. Jednakże ważne jest, aby przy okazji tej pozytywnie ocenianej zmiany zwrócić uwagę na możliwe negatywne jej aspekty. Po pierwsze trzeba zauważyć, że liczba spraw, w których dochodzi do uprawomocnienia się nakazu, nie jest jedynym aspektem, który winien być brany pod uwagę. Ważna jest także ocena problemu z punktu widzenia wartości kwot, dla których ważna jest proponowana zmiana. Ma to znaczenie, gdyż w sądach okręgowych nakazy zapłaty są zaskarżane o wiele częściej aniżeli przedstawiona w uzasadnieniu do projektu ustawy wartość 98 proc. Po drugie konsekwencje wadliwego rozwiązania pobierania opłaty są – z punktu widzenia wpływów z tytułu opłat sądowych – o wiele poważniejsze. W sytuacjach skrajnych może to dotyczyć kwoty 75 tys. zł w sprawie. Po trzecie odrzucając jako niewłaściwe dotychczas obowiązujące przepisy, nie wolno zapominać, co było jednym z argumentów na rzecz takiego uregulowania zasad uiszczania opłat. Otóż sąd winien jest skupić się na rozstrzygnięciu sporu. Wszelkie kwestie incydentalne powinny być oczywiście przez sąd rozpoznawane, ale nie mogą spowalniać rozpoznania sprawy. Jako przykład można wskazać postępowanie w przedmiocie zwolnienia od kosztów, udzielenia zabezpieczenia w toku procesu, gdy przepisy i ich wykładnia jednoznacznie zwracają uwagę na powyższą zależność. W rezultacie po wniesieniu sprzeciwu i wezwaniu powoda do uiszczenia brakującej części opłaty, powstaje faktyczny problem dalszego postępowania w sytuacji, gdy powód dobrowolnie nie uiszczał opłaty. Z punktu widzenia obowiązujących przepisów można sobie wyobrazić, że sądy podejmowały określone działania zmuszające powoda do uiszczenia opłaty. Rzecz w tym, że w takiej sytuacji sądy zamiast skupić się na rozstrzygnięciu sprawy, zajmowały się kwestiami zupełnie neutralnymi dla merytorycznego rozstrzygnięcia. Oczywiście możliwe było przyjęcie innego rozwiązania, a mianowicie bierność sądu w przedmiocie uiszczenia opłaty do momentu wydania wyroku i rozliczenie opłaty w orzeczeniu kończącym postępowanie w sprawie, lecz takie

rozwiązanie również mogło wywołać negatywne konsekwencje. Po pierwsze bierność sądu, gdy powinien on podejmować określone działania, winna być zawsze oceniana negatywnie, chociaż podkreślenia wymaga, że była to bierność dotycząca czynności mniemającej wpływu na merytoryczne rozstrzygnięcie sporu. Po drugie powodowie, którzy zgodnie z wezwaniem sądu uiścili brakującą część opłaty, mogli mieć słuszny zarzut, że (ich własne) działanie zgodne z prawem wywołało niekorzystne dla nich skutki, gdyż wydatkowali oni środki finansowe, a inni powodowie wciąż tymi środkami dysponowali, gdyż sąd nie przymusił ich do uiszczenia opłaty. Wreszcie, gdy stan nieziszczonej opłaty występował na dzień wydania

Wrocławiu 60, a w Gdańsku 40. Pomoc oparta będzie na zasadach wprowadzonych kilka lat temu, tzn. sądów 24-godzinnych, i ma polegałać na udzielaniu pomocy prawnej w trybie przyspieszonym.

PTPA szuka specjalistów

Nie jest niczym złym wycofywanie się z nietrafionego pomysłu. Jednak tej sytuacji można było uniknąć. Wystarczyło tylko posłuchać ostrzeżeń praktyków wyroku w sprawie, to również dochodziło do rozstrzygnięć, które mogły wywoływać wątpliwości. Niektóre sądy nakazywały ściągnąć od powoda brakującą część opłaty, zasądzając jednocześnie od pozwanego na rzecz powoda ww. kwotę. Z kolei inne sądy w myśl reguły, że koszty, które nie zostały uiszczone, obciążają przegrywającego, nakazywały ściągnięcie od pozwanego na rzecz Skarbu Państwa tej części opłaty, której nie uiścił (chociaż powinien) powód. Rzecz w tym, że niejednokrotnie szanse wyegzekwowania tej kwoty od pozwanego były znikome i w rzeczywistości to Skarb Państwa ponosił tego konsekwencje. Co więcej, powyższa reguła obciążania nieuiszczonymi kosztami procesu stronę przegrywającą z istoty rzeczy dotyczy kosztów powstałych w toku procesu – np. rozliczenia kosztów opinii biegłego, stawiennictwa świadków. Wówczas jest to niejako ryzyko wymiaru sprawiedliwości, trudno bowiem wstrzymywać stawiennictwo świadków, czy wykonanie opinii biegłego do momentu uzyskania pełnej kwoty pokrywającej koszty w tym zakresie, tym bardziej, iż niejednokrotnie koszty te są znane jedynie w przybliżeniu. Natomiast co do opłaty od pozwu regułą jest rozpoznanie sprawy, gdy ta opłata zostanie uiszczona. Niewątpliwie ustawodawca ma pełne prawo decydować, czy i w jakim zakresie obywatele powinni uiszczać opłaty sądowe, a w jakim zakresie od tego obowiązku powinno się ich zwalniać. Ważne jest jednak, aby była to celowa i świadoma decyzja, a nie konsekwencja wadliwie działających przepisów w tym zakresie. Dlatego warto, aby ustawodawca przygotowując propozycję nowelizacji, zastanowił się, w jaki sposób uniknąć wystąpienia przedstawionej powyżej sytuacji.

krótko o wydarzeniach

Decyzja w sprawie sądów w czerwcu Do konsultacji międzyresortowych trafił już projekt rozporządzenia dotyczącego przekształcenia ok. 80 najmniejszych sądów w wydziały zamiejscowe większych jednostek. Zdaniem ministra sprawiedliwości ostateczna decyzja w sprawie reorganizacji sądów zapadnie do końca czerwca. Jarosław Gowin, który gościł w Krakowie na sesji sejmiku województwa, w swoim Więcej na wystąpieniu dla radwww. nych podkreślił, że ms.gov.pl zmiany w sądownictwie mają na celu zniesienie barier proceduralnych i organizacyjnych oraz przyśpieszenie orzekania. Tymczasem PSL uważa, że wyznaczanie granic okręgów sądowych przez ministra osłabia konstytucyjną gwarancję nieusuwalności sędziego. Ludowcy chcą, by

Trybunał Konstytucyjny zbadał przepisy, na mocy których szef resortu może dokonywać reorganizacji sądów poprzez rozporządzenie. Podobne postępowanie przed TK już wcześniej zainicjowała Krajowa Rada Sądownictwa. Początkowo reforma sądów, która przekształcenie ponad 100 sądów w wydziały zamiejscowe, miała wejść w życie 1 lipca br., teraz mówi się o 1 stycznia 2013 r. PAP

Tłumy chętnych do pomocy na Euro Ponad 450 adwokatów podjęło się obrony w spra- Więcej na wach związanych z ewenwww.adwotualnym zakłóceniem po- katura.pl rządku wywołanym przez kibiców podczas Euro 2012. Największym wsparciem służyć będą adwokaci z miast, w których odbywają się mecze piłkarskie: w Warszawie jest ich 100, w Poznaniu 72, we

„Prawnik” powstaje we współpracy z

Trybunał: Termin powołania sędziów jest niekonstytucyjny TK stwierdził, że określenie w ustawie terminu na powołanie przez prezydenta sędziów sądów powszechnych jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Obecnie pre- Więcej na www.trybuzydent ma na to miesiąc nal.gov.pl od momentu przesłania wniosku Krajowej Rady Sądownictwa. W ocenie trybunału nieokreślenie wprost w artykule 179 konstytucji terminu na powołanie sędziów, należy odczytywać w ten sposób, że prezydent ma obowiązek działania niezwłocznego.

Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego poszukuje prawników zainteresowanych udzielaniem bezpłatnej pomocy prawnej osobom doświadczającym nierównego traktowania. Przede wszystkim chodzi o sprawy dotyczące naruszenia zasady równego traktowania w obszarze zatrudnienia ze względu na płeć, macierzyństwo i niepełnosprawność.

Sprostowanie W nr 108 „Prawnika” ukazała się informacja o sukcesie studentów Uniwersytetu Jagiellońskiego, uczestników międzynarodowego konkursu arbitrażowego Willem C. Polska drużyna nie wygrała konkursu (jak podaliśmy), lecz zajęła 5. miejsce i tym samym była najlepszą z drużyn z Europy Środkowo-Wschodniej. KS

Krajową Radą Sądownictwa Naczelną Radą Adwokacką Krajową Radą Komorniczą Krajową Izbą Doradców Podatkowych Krajową Radą Radców Prawnych

prawnik

SpecjaliStka od koronkowej roboty

13 czerwca 2012 nr 113 (3251) gazetaprawna.pl

Nowi ludzie w kancelariach

adaM Brzeziński Do zespołu prawa pracy warszawskiego biura międzynarodowej kancelarii Allen & overy dołączył adwokat Adam Brzeziński. specjalizuje się w prawie pracy oraz prawie handlowym. Ma duże doświadczenie w doradztwie z zakresu kontraktów menedżerskich, zwolnień grupowych, restrukturyzacji i reorganizacji przedsiębiorstw, planów wynagrodzeń oraz związanych z tym sporów sądowych. Dysponuje także doświadczeniem w zakresie projektów związanych ze zwolnieniami członków zarządu oraz wyższej kadry menedżerskiej. Adam Brzeziński jest absolwentem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz Centrum Prawa Brytyjskiego na UW. Adam Brzeziński jest wpisany na listę adwokatów okręgowej Rady Adwokackiej w Warszawie.

W cieniu sporu o ACTA Komisja Europejska planuje ujednolicenie systemu patentowego. Eksperci alarmują, że nowy pomysł KE jest niekorzystny dla polskich firm. W tej sytuacji nominacja Anny Korbeli do grona ekspertów Europejskiego Urzędu Patentowego wydaje się wręcz gwiazdką z nieba

FoT. MATERIAły PRAsoWE

Marcin WnukoWski

Piotr Szymaniak [email protected]

– To olbrzymie wyróżnienie dla polskich rzeczników patentowych, ale i ogromna szansa – mówi Jerzy Lampart zasiadający w prezydium Krajowej Rady Rzeczników Patentowych. Zwłaszcza że Europę Środkowo-Wschodnią reprezentuje tylko Węgier, ponadto jednego przedstawiciela ma Turcja, a resztę stanowią eksperci z Zachodu. – Mam nadzieję, że będę polską tajną bronią – mówi „Prawnikowi” Anna Korbela. Trudno o lepszego kandydata na to stanowisko. Zasłużyła sobie na to nie tylko kompetencją, lecz także nadzwyczajną wprost pracowitością oraz zaangażowaniem. Dość powiedzieć, że oprócz tego, iż zajmuje stanowisko prezesa Polskiej Izby Rzeczników Patentowych („To taka moja pasja” – mówi prawniczka), przewodniczy jeszcze komisjom współpracy międzynarodowej oraz legislacji. Ponadto jest radcą prawnym prowadzącym własną kancelarię patentową w Częstochowie. – Jest ponadprzeciętnie pracowita. Jeśli kiedykolwiek zajdzie potrzeba zastąpić ją na stanowisku prezesa izby, to jej ewentualny następca będzie miał poprzeczkę ustawioną bardzo wysoko. Ilość spraw i obowiązków, które wykonuje, przyprawia o zawrót głowy – nie kryje podziwu Jerzy Lampart. Pracowitość i pokora to cechy, które miała praktycznie od zawsze. Dość powiedzieć, że studiując dziennie prawo na Uniwersytecie Śląskim, zajmowała się jeszcze tłumaczeniami – także ustnymi – głównie z niemieckiego. Kierunek wybrała ze względu na brata, który studiował na tym samym uniwersytecie. – Podobała mi się pasja, z jaką studiował, imponowało mi, że wygrywa konkursy krasomówcze, a najbardziej kusiła perspektywa prawa jako kierunku dającego szerokie możliwości. Nie

pomyliłam się, to fascynujący zawód – mówi Anna Korbela. Potem dostała się na aplikację sędziowską, która choć oblegana i trudna, dawała według niej najlepszą wiedzę praktyczną i teoretyczną. – I szybko utwierdziłam się w przekonaniu, że choć jest to dobra szkoła, to system zachodni, w którym zawód sędziego koronuje karierę prawnika, jest tym właściwym modelem. Najlepiej ugruntowana wiedza nie wystarcza, by orzekać, to wymaga praktyki. Zwłaszcza że sędzia bardzo często odwołuje się do zasad doświadczenia życiowego, a jakie może mieć doświadczenie człowiek, który dopiero skończył studia i 3 lata aplikował? – pyta mec. Korbela. Dlatego zrobiła dwie kolejne aplikacje: radcowską i rzeczniowską. Tymczasem życie pokazało, że nie tylko orzekanie może być ogromnie ciekawe i pasjonujące. Zwłaszcza jeśli wybiera się ultraspecjalistyczną dziedzinę, jaką jest ochrona własności intelektualnej. – Zdaje się być wąska, ale tak naprawdę sięga bardzo głęboko i wymaga szerokiej wiedzy z różnych dziedzin prawa. Daje też możliwość kontaktu z ciekawymi sytuacjami, każda sprawa jest inna, ale są i zawiłe – mówi rzeczniczka patentowa. Wyzwań nie brakuje. Jak wówczas, gdy ciasteczko delicja zostało zarejestrowane jako znak towarowy przez obcą firmę, co było podstawą ataku na kilku polskich producentów. – Firma mojego klienta wyszła z tego obronną ręką, dokonaliśmy unieważnienia tego znaku, który tak jak np. klocek Lego nigdy nie powinien zostać zarejestrowany – opowiada mec. Korbela. Rozwiązywanie takich spraw jest niezwykle skomplikowane i wymaga anielskiej cierpliwości. Ale gdy hobby pani rzecznik przez długi czas było robienie koronek... – To już przeszłość – śmieje się. – Teraz dla odprężenie czytam oraz gotuję. Kulinaria są moją kolejną pasją, na co oczywiście brakuje czasu.

Nowym partnerem w kancelarii squire sanders został Marcin Wnukowski, doktor prawa specjalizujący się w obsłudze transakcji fuzji i przejęć oraz inwestycji zagranicznych. Awans Marcina Wnukowskiego jest związany z intensywnym rozwojem squire sanders w obszarze M&A, przy obsłudze transakcji dużych państwowych i prywatnych spółek. Prawnik jest związany z kancelarią od 7 lat, tj. od początku jej działalności na rynku polskim. oprócz zagadnień z zakresu M&A i inwestycji zagranicznych zajmuje się prawem konkurencji. Jest on współautorem wielu publikacji poświęconych tej tematyce.

doMinika roWińska Do departamentu prawa pracy Kancelarii Prawnej Chałas i Wspólnicy dołączyła Dominika Rowińska, radca prawny, specjalista prawa pracy oraz prawa korporacyjnego. Posiada duże doświadczenie w doradztwie dla przedsiębiorstw, które zdobyła w renomowanych kancelariach prawnych, gdzie była odpowiedzialna za bieżącą obsługę dużych podmiotów gospodarczych. Rowińska wielokrotnie uczestniczyła w badaniach stanu prawnego spółek, due diligence, w kontekście ich restrukturyzacji oraz planowanych transakcji. Jest absolwentką Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz studiów specjalnych w Centrum studiów Europejskich UMK im. Jeana Monneta w Toruniu. Ukończyła również Podyplomowe studia Azjatycko-Europejskich stosunków Finansowo-Ekonomiczno-Prawnych KS w szkole Głównej Handlowej.

D4

Debata

Inflacja stanowienia prawa

LegisLacja – czy jest jesz

statnia dekada i z pewnością wyzwania przyszłych lat to proces szybkich zmian w dziedzinie gospodarki i szeroko pojętych sprawach społecznych. Towarzyszące temu lub będące ich skutkiem przemiany w dziedzinie praw i wolności obywatelskich – zarówno tych ekonomicznych, jak i światopoglądowych – powodują konieczność dostosowania porządku prawnego do wymogów zgodnych z oczekiwaniami obywateli i przyjętymi przez państwo standardami międzynarodowymi.  Konsekwencją tego jest zwiększona aktywność legislacyjna, a to powoduje uzasadnione – moim zdaniem – pytanie o konieczność zmian sposobu stanowienia prawa. Z aprobatą, nie oceniając ostatecznego rezultatu będącego efektem tych prac, należy przyjąć inicjatywę poselską zmierzającą do zmiany regulaminu Sejmu co do innego sposobu procedowania projektów ustaw, m.in. w zakresie zasad drugiego czytania. Problem potrzeby zmian w zakresie stanowienia prawa zauważa także marszałek Sejmu Ewa Kopacz, która powołała specjalny zespół zajmujący się tą problematyką. Równocześnie bardzo poważnie należy wziąć pod uwagę zarzuty, że często wiodąca rola resortów może powodować niezgodność systemową lub ryzyko niekonstytucyjności nowych przepisów, przez co mogą być one niezrozumiałe dla innych adresatów. Przykładem jest wprowadzenie w poprzedniej kadencji odpowiedzialności karnej do przepisów regulujących prawo sportowe. Remedium na tę bolączkę miała być szczególna pozycja Rządowego Centrum Legislacji, ale jak pokazuje praktyka, nie udało się całkowicie rozwiązać problemu prawa resortowego.  Inne trudności są związane obecnie z implementacją, wdrożeniem przepisów prawa europejskiego, która ma coraz większy udział w polskim systemie prawnym. Następnym wyzwaniem jest także odpowiednie wykonywanie – poprzez inicjatywy legislacyjne – orzeczeń Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Przypomnę, że w polskim rządzie, a konkretnie w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, powołany został specjalny zespół, który realizując te orzeczenia, proponuje konkretne inicjatywy ustawodawcze lub przedstawia praktyczne wnioski do realizacji. Również w Ministerstwie Sprawiedliwości jest specjalny, powołany za moich czasów, departament praw człowieka, którego zadaniem jest zajmowanie się tą problematyką – członkowie tego zespołu szczegółowo analizują m.in. problem przewlekłości postępowań sądowych czy wysokości odszkodowania za stwierdzoną przewlekłość. Przypomnę, że w poprzedniej kadencji rządu i parlamentu, m.in. po analizie spraw Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, wprowadziliśmy odszkodowania za przewlekłość także w postępowaniu przygotowawczym, podnieśliśmy również sumę wyjściową odszkodowań z 10 na 20 tysięcy złotych. W zakresie stanowienia prawa w tym obszarze widzę potrzebę jeszcze bliższej współpracy z organizacjami pozarządowymi, wyjątkowo aktywnymi na tym polu. Przy podsumowaniu tych obserwacji, nasuwa się kilka wniosków. Otóż w aspekcie instrumentalnym nowej regulacji wymagają – z uwagi

ryszard KaLisz adwokat, przewodniczący sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka

C

haos legislacyjny wynika z tego, że w Polsce mamy zły system podejmowania decyzji. Jeżeli pod uwagę weźmiemy, że z każdą kadencją obniża się poziom merytoryczny parlamentarzystów, a Sejmem tak naprawdę rządzi wąska grupa szefów partii, a pozostali członkowie klubów są od podnoszenia ręki, to mamy taki, a nie inny efekt. Niestety także decyzje o charakterze ustawodawczym podejmowane są pod wpływem chwili, dla osiągnięcia zakładanego efektu wizerunkowego. Dopóki tego nie zmienimy, to choćby nie wiem, jakie stworzyli dobre prawo, to nie opanujemy chaosu w legislacji. Bo o tym, co dzieje się w parlamencie, decyduje rząd, który zawsze ma większość parlamentarną. By zastopować inflację prawa, potrzebne są zmiany wręcz o charakterze prawnoustrojowym. Nic się nie zmieni, jeżeli na listach do Sejmu na miejscu pierwszym, drugim czy trzecim będziemy mieli przede wszystkim działaczy politycznych, a nie specjalistów, ekspertów. Nie będzie merytorycznych decyzji, jeżeli resortami będą rządzić ludzie bez odpowiedniego wykształcenia i doświadczenia. Nie będzie mądrego prawa, jeżeli rządzący nie będą szanowali ludzi z dorobkiem naukowym. Chociażby sprawa ministra Ćwiąkalskiego, który naprawdę miał świetne przygotowanie. I co się stało? Został zwolniony w jednej chwili. Jaka nauka płynie z tej sytuacji dla innych poważnych i mądrych ludzi? Lepiej unikać ministerialnych stanowisk, lepiej się nie narażać. Swoją drogą należałoby także zwiększyć nakłady finansowe na Rządowe Centrum Legislacji i inne służby w tym parlamencie. Obecne płace nie przyciągną najlepszych, z kolei osoby z doświadczeniem odchodzą do prywatnych firm. Jak już wspomniałem należy zastanowić się też nad

MacieJ bereK prezes rządowego centrum Legislacji, sekretarz rady Ministrów

N

a temat niedoskonałości polskiego systemu prawa i procedury tworzenia prawa napisano już dostatecznie wiele i wykazano dostatecznie wiele twardych danych, aby negatywną ocenę przyjąć – niestety – jako niekwestionowany punkt wyjścia do dyskusji o potrzebnych zmianach. Aby ten obraz był kompletny, trzeba jednak uzupełnić go o kilka dodatkowych obserwacji, ilustrujących paradoks rozbieżnych ocen i często sprzecznych oczekiwań. Ministrowie odpowiedzialni za poszczególne projekty często zwracają uwagę na długotrwałość rządowego procesu legislacyjnego, trudność w sprawnym przeprowadzeniu uzgodnień międzyresortowych w sposób chroniący integralność pierwotnego zamierzenia ministra, a także na czasochłonność rozbudowanych konsultacji społecznych. Partnerzy społeczni wyrażający przeważnie opinię przeciwną mówią o niedostatku konsultacji i oczekują umożliwienia im udziału w każdym etapie prac legislacyjnych, także w tych związanych z czysto wewnętrznymi pracami, np. prowadzonymi w Rządowym Centrum Legislacji. Z kolei parlamentarzyści oraz obserwatorzy prac ustawodawczych prowadzonych w Sejmie i Senacie niejednokrotnie sugerują niedostatek debaty parlamentarnej wpływającej na merytoryczne rozwiązania zawarte w projekcie. Przedstawiciele administracji rządowej natomiast uważają, że projekty w toku prac sejmowych są bez niezbędnego uzasadnienia istotnie przepracowywane. Już tylko te okoliczności uprawniają do podstawowego – w moim przekonaniu – stwierdzenia, że nie jest możliwe stworzenie procedury prawotwórczej, która odpowiedziałaby na wszystkie formułowane postulaty i oczekiwania. Organy odpowiedzialne za ustalenie tych procedur muszą więc podejmować decyzje o wyborze jednego z wielu możliwych wariantów, biorąc pod uwagę różne zgłaszane opinie, ale mając na celu przede wszystkim zapewnienie sprawnego tworzenia prawa w sposób zgodny ze standardami demokratycznego państwa prawnego. Moje doświadczenia płynące z zajmowania się legislacją, zarówno na etapie parlamentarnym, jak i rządowym, pozwalają mi na sformułowanie kilku rekomendacji i uwag. Przede wszystkim kluczową kwestią – z punktu widzenia obywatelskiej kontroli procesu prawotwórczego – jest zapewnienie transparentności tego procesu. Na etapie prac rządowych przełomowym momentem było uruchomienie portalu prowadzonego w ramach Biuletynu Informacji Publicznej Rządowego Centrum Legislacji, w którym są

zamieszczane wszystkie projekty dokumentów rządowych na kolejnych etapach prac wraz ze wszystkimi zgłaszanymi uwagami (www. legislacja.gov.pl). Portal ten, który wymaga rozbudowania oraz wzbogacenia o bardziej użyteczne narzędzie wyszukiwania, stanowi jednak zupełnie nową jakość w zapewnieniu dostępu do rządowych prac legislacyjnych. Na etapie prac parlamentarnych niezbędne wydaje się zapewnienie dostępu do przebiegu prac podkomisji sejmowych, w sposób analogiczny do upubliczniania przebiegu prac w komisjach. Dla ograniczenia liczby wnoszonych przez Radę Ministrów projektów ustaw niezbędne jest dalsze wzmacnianie narzędzi służących rzeczywistemu planowaniu działalności legislacyjnej. W kadencji 2007 – 2011 został powołany – po raz pierwszy w historii – zespół do spraw programowania prac rządu, którego zadaniem jest uczynienie planowania rzeczywistym elementem zarządzania procesem legislacyjnym, a nie tylko wypełnianiem formalnego obowiązku. Rzetelne planowanie powinno być oparte na umiejętności dokonywania oceny korzyści i kosztów związanych z projektowaną regulacją. Niezbędne jest także wprowadzenie usystematyzowanej oceny ex post obowiązujących aktów prawnych tak, aby w sposób uporządkowany, a nie impulsywny podejmować decyzje o potrzebie ewentualnych zmian. Choć wszystkie te kwestie są obecnie podejmowane w toku prac zespołu, to niewątpliwie kompetencje administracji rządowej w tym zakresie wymagają wzmocnienia. Uporządkowane powinny zostać także zasady konsultacji społecznych – ich prowadzenie należy oprzeć na nowoczesnych narzędziach komunikacyjnych, co powinno zostać zapewnione po wdrożeniu rozwiązań informatycznych przygotowywanych obecnie w Ministerstwie Gospodarki. Rada Ministrów powinna w znacznie większym stopniu niż obecnie chronić integralność wnoszonych do Sejmu projektów. Mam świadomość ustrojowych uwarunkowań, ale uważam, że powinniśmy zmierzać w kierunku modelu, w którym wniesiony przez rząd projekt ustawy jest przez parlament – po przeprowadzeniu odpowiedniej debaty – przyjmowany albo odrzucany, bez możliwości jego modyfikowania i uzupełniania. O potrzebie korekty ewentualnych błędów powinny decydować wyłącznie wykwalifikowane do tego służby. W toku całego procesu legislacyjnego niezbędne jest też poszanowanie rozróżnienia ról: prawodawca, który jest politykiem, decyduje o istocie merytorycznego rozstrzygnięcia, natomiast fachowo przygotowany do wypełniania swojej roli urzędnik legislator nadaje tej decyzji właściwą formę prawną. To prawodawca prowadzi dialog z podmiotami uprawnionymi do skonsultowania projektu oraz zainteresowaną stroną społeczną, legislator musi być uwolniony od tej relacji – w swojej pracy powinien kierować się wyłącznie zgodnością projektu z regułami tworzenia prawa (tak ustrojowymi, jak i technicznymi) oraz decyzjami podjętymi w odpowiednim trybie przez prawodawcę. Na końcu trzeba przyznać, że jakość systemu prawnego, a co z tym idzie jakość procesu prawodawczego, w dużej mierze stanowi pochodną tego, co określa się mianem świadomości i kultury prawnej klasy politycznej. Obowiązujące procedury muszą zapewniać odpowiednią elastyczność oraz możliwość szybkiego reagowania na zaistniałe zjawiska, kwestią odpowiedzialności politycznej jest nienadużywanie tych możliwości.

Prof. UJ dr hab. Piotr Kardas

jacek taran

O

przewodniczący komisji nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach, członek komisji sprawiedliwości i praw człowieka oraz komisji ustawodawczej, minister sprawiedliwości i prokurator generalny w latach 2009 – 2011

także na niską rangę ustawową – pochodzące już z minionej epoki przepisy o zasadach tworzenia prawa. Mając na uwadze zasady dotyczące przeciwdziałania ewentualnej niezgodności ustaw z konstytucją, szczególnie przy dość szczupłej obecnie obsadzie etatowej Biura Analiz Sejmowych w wydziale spraw parlamentarnych (5 osób), należałoby rozważyć możliwość powołania biura spraw konstytucyjnych, które zajmowałoby się także sprawami europejskimi. Tacy eksperci mogliby być zapleczem nie tylko dla inicjatorów ustaw, lecz także przekazywać merytoryczna wiedzę dotyczącą poszczególnych przepisów także pojedynczym parlamentarzystom, co dzisiaj jest mankamentem w pracy poselskiej. Uważam, że większe zaplecze merytoryczne w parlamencie to wyższa świadomość i pewność skutków procesu legislacyjnego. To także, przy zachowaniu systemowo kontrolnej roli Rządowego Centrum Legislacji, pozytywna społecznie synergia prawodawcza przy rządowych inicjatywach ustawodawczych, a w konsekwencji jasność i pewność prawa. Takie czytelne zasady stanowienia prawa będą skutkować precyzyjnie przygotowanymi inicjatywami legislacyjnymi, a przez to większym zaufaniem obywateli do Sejmu i Senatu jako organów władzy ustawodawczej.

wojciech GÓrski

wojciech GÓrski

Krzysztof KwiatKowsKi

kwestiami natury konstytucyjnej. Dziś są trzy czytania ustawy i w każdym czytaniu poseł lub pięciu posłów (w przypadku kodeksów) mogą zgłosić poprawkę – co więcej zdarza się, że w drugim czytaniu nieprzedyskutowana poprawka wchodzi w zakres brzmienia ustawy. Do tego dochodzą jeszcze poprawki w Senacie i w efekcie mamy takie kwiatki, jak w przypadku słynnej poprawki Rockiego. Na szczęście została uchylona przez Trybunał Konstytucyjny. Obecnie obowiązujący system jest wadliwy, niestety dopóki klubem będzie rządzić pięciu posłów, a reszta ma przypisaną rolę potakiwaczy, dopóki będzie dysfunkcyjna dyscyplina partyjna, trudno to będzie zmienić. Bo co z tego, że organizacje pozarządowe zgłaszają swoje opinie czy poprawki, jak i tak wszystko przepada w głosowaniu. Na szczęście społeczeństwo jest coraz bardziej wykształcone i coraz bardziej stara się wywierać presję na politykach. Warto się także zastanowić nad wetem prezydenta. Uważam, że powinien mieć prawo złożenia weta nie tylko w przypadku całych aktów prawnych, lecz także konkretnych przepisów prawnych.

wojciech GÓrski

Ochrona rządowych projektów przed poprawkami parlamentarzystów, powołanie biura spraw konstytucyjnych, dofinansowanie Rządowego Centrum Legislacji – to niektóre pomysły na ograniczenie chaosu w polskim systemie tworzenia prawa

O

Katedra Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego, adwokat, przewodniczący Komisji Legislacyjnej Nra

d kilkunastu lat w Polsce wyraźnie postępuje proces inflacji w stanowieniu prawa. Działalność prawotwórcza parlamentu to najprawdopodobniej najefektywniejsza część naszego życia publicznego. Każdego

prawnik

13 czerwca 2012 nr 113 (3251) gazetaprawna.pl

cze szansa na poprawę

Prof. Krzysztof rybińsKi

W

rektor Uczelni Vistula w Warszawie

zeszłym roku prowadziłem wraz z dr. Oskarem Kowalewskim badania nad jakością państwa w krajach naszego regionu. W grudniu ukazał się nasz artykuł w „Oxford Review of Economic Policy”, prezentujący wyniki tych badań. W czasie prac zaskoczyło nas, że o ile Polska była wśród prymusów regionu w jakości rządzenia około 15 lat temu, o tyle przez ten czas inne kraje dokonały postępu w tej dziedzinie, a w Polsce w kilku kategoriach nastąpił regres. Nasze prace pokazały, że ważną rolę w budowie państwa wysokiej jakości odgrywa proces tworzenia prawa, a w szczególności to, czy prawo jest uchwalane w interesie publicznym, czy w interesie wąskich grup nacisku. Dlatego postanowiliśmy uruchomić projekt badawczy, którego celem było zbadanie procesu tworzenia prawa w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem roli grup interesów. Projekt zrealizowali eksperci Uczelni Vistula pod moim kierownictwem. Ponieważ materia jest bardzo delikatna, postanowiliśmy zastosować trzy różne metody analizy procesu tworzenia prawa w Polsce. Po raz pierwszy w Polsce przeanalizowaliśmy ponad 1300 ustaw uchwalonych w minionych 22 latach, tych które mają wpływ na gospodarkę, rynek i stosunki społeczne. Zapisy tych ustaw były oceniane pod kątem tego, czyj interes realizują, czy zwiększają/ograniczają konkurencję i czy zwiększają/zmniejszają wydatki publiczne. Po drugie, przeanalizowaliśmy szczegółowo proces uchwalania kilkunastu ustaw, łącznie z przesłuchaniem taśm z nagrań komisji sejmowych. Po trzecie, przeprowadziliśmy wywiady z osobami, które są i były zaangażowane w tworzenie prawa, w tym z byłymi premierami, obecnymi szefami komisji sejmowych i urzędów centralnych, z przedstawicielami biznesu i sektora NGO. Pozyskaliśmy też oficjalne i anonimowe opinie lobbystów. Wyniki badań prowadzonych każdą z tych metod były podobne i prowadziły do wniosku, że proces uchwalania prawa w Polsce jest patologiczny w tym sensie, że bardzo często prowadzi do rozwiązań, które są sprzeczne z interesem publicznym. W szczególności pokazaliśmy, że jedna trzecia ustaw uchwalonych w Polsce realizuje interesy zorganizowanych grup nacisku, że ponad 40 proc. ustaw uchwalonych w Polsce ogranicza wolność gospodar-

czą oraz że dwie trzecie ustaw uchwalonych w Polsce tworzy koszty dla finansów publicznych, a tylko jedna trzecia przynosi oszczędności. Pokazaliśmy – raport z badań jest dostępny w wersji elektronicznej na stronie www.legistan.pl – że najbardziej wpływową grupą interesów są pracownicy sektora publicznego. Dominują interesy administracji publicznej, następnie lekarzy, pracowników akademickich i nauczycieli. Do wpływowych grup interesów należą również rolnicy i zawody regulowane. W latach wyborczych uchwala się więcej ustaw ograniczających wolność gospodarczą i zwiększających koszty dla budżetu niż w pozostałych latach. W ten sposób statystycznie udowodniliśmy występowanie w Polsce kiełbasy wyborczej. Więcej złego prawa powstaje, gdy koniunktura gospodarcza jest dobra i gdy deficyt budżetowy jest niższy. To oznacza, że w Polsce dominuje zjawisko natychmiastowego konsumowania owoców wzrostu gospodarczego. Na tej podstawie można sformułować wniosek, że dopiero ciężki kryzys finansowy skłoni polskich polityków do podjęcia poważnych reform finansów publicznych. Zmiany legislacyjne są podejmowane w wyniku sytuacyjnych zdarzeń lub impulsów, często medialnych, rzadko wynikają z realizowanej strategii. Ten stan rzeczy można ocenić jako chaos legislacyjny, znane są przypadki nowelizacji ustaw, które jeszcze nie zdążyły wejść w życie. Ponadto nie zawsze jest jasne, kto inicjuje dane prawo. Proces tworzenia prawa jest nieprzejrzysty, trudno go monitorować, nie wiadomo, dlaczego pojawiły się konkretne zapisy w trakcie konsultacji, kto je wprowadził albo dlaczego uwagi nie zostały uwzględnione. Dodatkowo następuje stały regres, kiedyś przejrzystość stanowienia prawa była większa. Plany legislacyjne rządu nie są respektowane, ich realizacja w przeszłości była słaba, zamiast poprawy w realizacji zmieniono okresowe plany na plan ciągły, co jeszcze bardziej utrudnia monitorowanie inicjatyw legislacyjnych. Czyli gdy pojawiła się gorączka, zamiast leczyć, po prostu stłuczono termometr. Bardzo trudno wskazać ustawy, które mają właściwie przygotowane oceny skutków regulacji (OSR). Zarówno pod względem merytorycznym, jak i pod względem momentu w czasie, w którym OSR jest przygotowywany. W praktyce OSR jest instrumentem fasadowym, przygotowuje się go nie po to, aby rozpocząć poważną debatę o konieczności zmiany prawa, tylko po to, by wypełnić obowiązek formalny. Grupy interesów mają swoich ludzi w administracji publicznej, na stanowiskach ministerialnych oraz w Sejmie i Senacie. O niektórych wręcz można powiedzieć, że ich głównym zadaniem jest ochrona interesów danej grupy. Powyżej przedstawiłem niektóre wybrane wnioski z przeprowadzonej analizy. Takich wniosków pokazujących patologie procesu tworzenia prawa w Polsce jest o wiele więcej. Na podstawie dobrych praktyk w innych krajach i wiedzy naszych rozmówców w raporcie zaproponowaliśmy dziesięć działań, które w krótkim czasie mogą uzdrowić sytuację. Tylko komu w rządzie lub parlamencie na tym naprawdę zależy?

Waldemar ŻUreK sędzia, członek Krajowej rady sądownictwa ArTUr chMieLewski

nieprzemyślany charakter. Nowe regulacje pojawiają się bowiem nie tylko wówczas, gdy stare rozwiązania nie obejmują jakiegoś istotnego i wymagającego regulacji obszaru życia społecznego lub gdy obowiązujące rozwiązania okazały się błędne albo z innych powodów nieużyteczne, lecz także wówczas, gdy postulat zmiany normatywnej jest przedstawiany bez racjonalnego uzasadnienia i oceny skutków w kontekście systemu prawa. I choć proces chaotycznych zmian systemu prawa stanowi przedmiot namysłu i analiz najwybitniejszych teoretyków prawa, to do tej pory nie udało się wypracować pomysłu ograniczenia tego przynoszącego fatalne rezultaty procesu. Jedynym obszarem, w stosunku do którego przedstawiono interesujący sposób ograniczenia inflacji legislacyjnej, są regulacje kodeksowe, w stosunku do których postuluje się ograniczenie zmian do jednej nowelizacji w skali roku, obejmującej wszystkie rzeczywiście niezbędne zmiany, opracowane z odpowiednim namysłem. Jakkolwiek tę koncepcję przedstawili przewodniczący obu działających przy ministrze sprawiedliwości komisji kodyfikacyjnych, to jak łatwo się domyślić, pozostała ona wyłącznie teoretycznym postulatem, którego istnienia być może nawet przedstawiciele legislatywy w ogóle nie dostrzegli.

wojciech górski

roku rezultaty procesu stanowienia prawa objawiają się w imponującej, liczonej w setkach, liczbie dzienników ustaw, w których poszczególne pozycje zawierające nowe regulacje ustawowe sygnowane są już od połowy roku cyframi przekraczającymi tysiąc. Gdyby ilość miała – wedle powszechnego niegdyś poglądu – bezpośredni związek z jakością, Polska byłaby zaliczana do grona państw o najwyższym poziomie legislacji. Niestety obserwacja praktyki legislacyjnej przekonuje, że także w tej sferze sfalsyfikować należy tezę, jakoby ilość przechodziła w jakość. Konsekwencją stałego procesu legislacyjnego jest narastająca liczba wciąż tworzonych regulacji prawnych, z których niewielka tylko część spełnia podstawowe wymogi konstytucyjnego standardu przyzwoitej legislacji. Podstawowym problemem jest jednak nie tyle ilość stanowionego przez parlament prawa i sposób jego stanowienia, ile to, iż zasadnicza większość uchwalanych regulacji nie dotyczy nowych obszarów – dotychczas pozbawionych jakiejkolwiek regulacji ustawowej i zarazem wymagających prawodawczego rozstrzygnięcia – lecz ma postać nowelizacji już obowiązujących aktów prawnych. To zaś oznacza, że proces legislacyjny skutkuje, co do zasady, zmianą obowiązujących rozwiązań, godząc w stanowiącą samoistną wartość zasadę stałości prawa. Pojęcie legislacji dla każdego prawnika łączy się z permanentną zmianą normatywną, poczuciem braku stabilizacji systemu normatywnego. Taki stan trwa w Polsce od kilkunastu lat – co więcej, można wyraźnie dostrzec jego stopniową i konsekwentną intensyfikację. Powszechnie znane są publicznie zastrzeżenia teoretyków prawa sygnalizujących, że proces permanentnej zmiany normatywnej dotyczy bez wyjątku każdego z obszarów ustawodawstwa, także w tej części, w której regulacje ustawowe mają kształt kodeksów. Odwołując się do najbliższego z uwagi na moje naukowe zainteresowania przykładu prawa karnego, można wskazać na kilkadziesiąt nowelizacji obowiązujących od 1997 r. kodeksów: karnego i postępowania karnego. Wprowadzone do tych kodeksów zmiany oceniane są powszechnie krytycznie, bowiem z uwagi na cząstkowy – i w zasadniczej większości przypadków nieprzemyślany – charakter burzą aksjologiczną i merytoryczną spójność kodeksów, które w efekcie kilkudziesięciu zmian stały się zlepkiem przypadkowych, niepasujących do siebie, niespójnych, a czasami wręcz sprzecznych przepisów. Poszukując odpowiedzi na pytanie o przyczyny takiego stanu prawodawstwa, można, jak się wydaje bez ryzyka popełnienia większego błędu, stwierdzić, iż stanowi on konsekwencję błędnego przekonania, iż każda objawiająca się w praktyce stosowania trudność lub wątpliwość winna zostać usunięta w wyniku zmiany normatywnej. Taka postawa sprawia, iż legislatorzy są niezwykle wyczuleni na wszelkie postulaty wprowadzenia nowych lub modyfikacji obowiązujących rozwiązań, zaś prawnicy stosujący prawo w praktyce nad poszukiwanie adekwatnych rozwiązań w drodze nieco bardziej złożonych procesów interpretacyjnych przedkładają postulaty nowelizacji z reguły uzasadnianie potrzebą zapełnienia istniejącej luki w systemie prawa lub zmiany wadliwej praktyki. Częstokroć zaś owe luki lub wadliwość praktyki mają pozorny charakter. Ten sposób jest skrzętnie wykorzystywany przez polityków, którzy próbują reagować na określone, często łatwe do rozwiązania na gruncie obowiązujących przepisów przypadki, właśnie stanowieniem nowego lub zmianą obowiązującego prawa. W tym stanie rzeczy twierdzenie, że mamy w Polsce do czynienia z chaosem legislacyjnym, dobrze oddaje normatywną rzeczywistość. Trzeba jednak stwierdzić, że wyraźny wzrost liczby uchwalanych przez parlament aktów prawnych nie jest bynajmniej wyłącznie polską specjalnością. Inflacja w stanowieniu prawa dostrzegalna jest w całej Europie. Stąd też w teorii prawa podkreśla się, że czasy względnej stabilności systemu prawa minęły bezpowrotnie. Zmiany wymusza bowiem niezwykle szybko zmieniająca się rzeczywistość. W ogólnej tendencji nadmiaru legislacji Polską specjalnością jest jednak jej bez mała całkowicie

P

olska ma chyba najmniejszą na świecie liczbę prawników parlamentarzystów. A ponieważ jestem przeciwnikiem jakichkolwiek ustawowo określonych parytetów, mogę jedynie zaapelować do liderów politycznych, by przy obsadzaniu list wyborczych uwzględnili, że Sejm czy Senat tworzy prawo, a nie zajmuje się tylko polityką, często rozumianą jako brylowanie w mediach. Galopka legislacyjna doprowadzona jest czasem do absurdu. Jeżeli fundamentalny akt prawa, jakim jest kodeks cywilny, był od jego powstania nowelizowany ponad 150 razy, to co to oznacza? Przerażają mnie także sformułowania

polityków: „Zobaczymy, jak to zadziała w praktyce”. Ostatnio słyszałem podsumowanie trzyletniego działania ustawy o upadłości konsumenckiej, która miała być nadzieją dla tysięcy polskich rodzin. Tymczasem przez trzy lata ogłoszono zaledwie trzydzieści kilka upadłości. Po co nam taka ustawa? Kolejnym problemem jest brak realnych konsultacji z uprawnionymi do tego ustawowo instytucjami czy podmiotami społecznymi. Projekty przedstawiane są do opiniowania w tak krótkim okresie, że w zakreślonym przez projektodawcę terminie nie sposób zebrać organu, który ma opiniować. Natomiast oglądając projekt po konsultacjach, ma się wrażenie, że jego autor jest tak przywiązany do swego dziecka, że na wyrzucenie wszystkich zgłoszonych poprawek posiada duży kosz. W przypadku projektów dotyczących wymiaru sprawiedliwości nie ma systemu uczestnictwa w pracy liniowych sędziów czy prokuratorów, adwokatów i radców, których wiedza na temat działania prawa w praktyce jest największa. Należy zastanowić się nad systemowym uregulowaniem tego zagadnienia. Jeżeli odrywamy kogoś od codziennej pracy, to musimy zapewnić mu zmniejszenie zakresu obowiązków i dodatkowe wynagrodzenie za dodatkową pracę. Doświadczenie uczy, że najlepsi są najbardziej zapracowani. Jeśli chcemy wykorzystać ich wiedzę, musimy stworzyć do tego odpowiednie warunki. Ale najważniejsze jest późniejsze wykorzystanie ich pracy. Nie może ona trafiać do szuflad. Wskazane jest także, by tacy specjaliści brali udział – jako eksperci – w posiedzeniach komisji sejmowych i senackich, by na bieżąco mogli tłumaczyć władzy ustawodawczej specjalistyczne rozwiązania. Niestety doświadczenie uczy, że nawet najlepsze projekty, przygotowane przez wybitnych przedstawicieli nauki czy praktyki w trakcie procesu legislacyjnego stają się potworkami prawa, do tego stopnia, że autorzy nie życzą sobie, by dany projekt kojarzono z ich nazwiskiem. I tu warto spojrzeć na czasy międzywojenne, gdzie paradoksalnie najlepiej działające akty prawne to takie, które były wprowadzane dekretami z mocą ustawy. Po prostu nic nie dało się zepsuć. Niestety zbyt często obserwujemy w naszym parlamencie maszynkę do głosowania i to zarówno w podkomisjach, komisjach, jak i na posiedzeniach. Plusem, jaki dostrzegam ostatnio, jest praca komisji senackich. Gdzie zaczyna panować atmosfera prawdziwej debaty na argumenty. Problemem staje się także niewykonywanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego. Niestety zawieszenie w próżni stanów prawnych powoduje komplikacje dla obywateli i podmiotów, które to kulawe prawo muszą stosować na co dzień. Powinniśmy także rozpocząć powszechną debatę nad nowymi zasadami wyboru sędziów Trybunału Konstytucyjnego. Dlaczego? Bo choć mamy w TK autorytety naprawdę najwyższej próby, to zdarzały się drobne wpadki. Ponadto często słychać zarzut – co prawda wypowiadany szeptem – że trybunał to twór polityczny z natury rzeczy. Nie mam wątpliwości, że zapewne przy innym systemie wyboru sędziów skład osobowy byłby podobny, ale legitymacja i szacunek byłyby nieporównywalnie większe. Najlepiej stworzyć porozumienie wszystkich środowisk prawniczych i w końcu doprowadzić do oczekiwanych zmian. Czy jest jakieś złote rozwiązanie kulejącej legislacji? Przede wszystkim ograniczenie permanentnego nowelizowania wszystkiego w myśl zasady, że po każdym pośle musi coś pozostać, przy czym nie jest ważne co i jakiej jakości. Według mnie na bazie jednej z już funkcjonujących instytucji trzeba stworzyć całkowicie niezależny od rządu i parlamentu podmiot składający się z wybitnych praktyków i teoretyków, którzy będą dobierani w przejrzystym – poddanym społecznej kontroli – procesie. Trzeba mu zapewnić dobre i niezależne finansowanie oraz możliwość tworzenia nie tylko projektów kompletnych aktów prawnych, lecz również oficjalnego zabierania głosu – zwłaszcza krytycznego – na każdym etapie legislacji. Nieważne, czy nazwiemy go Akademią Legislacji, Centrum Studiów nad Prawem, czy jakkolwiek inaczej. Grunt, by była to instytucja całkowicie niezależna. Musi być także chroniona przed tzw. negatywnym lobbingiem. UW

D6

ŚWiat PRaWNiKÓW

Komentarze, opinie

Kodeks postępowania karnego

legalizm nadal górą Marek Celej

FOT. jAceK WASZKIeWIcZ

sędzia Sądu apelacyjnego w Sądzie Okręgowym w Warszawie

Drobiazgowe wyjaśnianie okoliczności wydłuża każde postępowanie

Wymiar sprawiedliwości jest nieustannie krytykowany i źle oceniany przez społeczeństwo. Powodów tego zjawiska jest wiele, od nieznajomości prawa – chociażby w podstawowym zakresie – począwszy, a na obecnym modelu postępowania karnego skończywszy

Obecny model postępowania karnego ma duży udział w destrukcji sądownictwa, gdyż uniemożliwia szybkie podejmowanie decyzji procesowych. Dostrzegając konieczność jego kompleksowej i gruntownej nowelizacji, minister sprawiedliwości w grudniu 2009 r. powołał komisję kodyfikacyjną prawa karnego. Ideą, która przyświecała jej pracom, było uczynienie procesu karnego w pełni kontradyktoryjnym oraz usunięcie nadmiernego formalizmu. Komisja podjęła próbę wyeliminowania tych przepisów, które znacząco wydłużały postępowanie, a nie służyły zapewnieniu gwarancji procesowych uczestników postępowania. O niewątpliwych zaletach rozwiązań przyjętych w projekcie wspomniałem już na łamach „Prawnika”. Wydaje się jednak celowe przedstawienie również tych propozycji, które z różnych względów nie zostały uwzględnione. Podczas analizy zapisów projektu, który już został przyjęty przez rząd, nasuwa się ogólna konstatacja, że w nowym modelu postępowania karnego prym nadal wiedzie obowiązująca w Polsce zasada legalizmu, nakazująca drobiazgowe wyjaśnianie okoliczności w każdej sprawie – co znacznie wydłuża tok postępowania i zmusza do przeprowadzania całej masy dowodów niemających znaczenia dla końcowego rozstrzygnięcia. Wielokrotnie zdarza się, że oskarżonym przedstawiane są liczne zarzuty, a po przeprowadzeniu postępowania dowodowego przed sądem są oni uniewinniani bądź skazywani za drobne, nieliczne czyny. W prawie karnym rangę fundamentalnych zasad procesowych zyskały dwie konkurencyjne wobec siebie zasady – legalizmu i oportunizmu. Zgodnie z zasadą legalizmu na organy ścigania został nałożony obowiązek wszczęcia postępowania o czyn ścigany z urzędu i wniesienia oskarżenia do sądu zawsze, kiedy śledztwo dostarczy dowodów winy oskarżonego. Zasada oportunizmu uwzględnia prawo prokuratora do odstąpienia od wszczęcia postępowania karnego, jeśli uzna ściganie określonego czynu z różnych powodów za niecelowe. Przyjęty w projekcie zmian kierunek kontradyktoryjności jest rozwiązaniem niezwykle potrzebnym i oczekiwanym, a w efekcie skutkującym odejściem od inkwizycyjnego wyja-

śniania faktów w toku postępowania sądowego. Wprowadzenie zasady oportunizmu w sposób istotny wzmocniłoby tę zasadę, zgodnie z którą strony mają swobodę w podejmowaniu decyzji o uczestnictwie w procesie czy też popieraniu aktu oskarżenia przez prokuratora. Komisja kodyfikacyjna zamiast krytykowanego przepisu o odstąpieniu od oskarżenia wprowadziła, zgodnie z wnioskiem sędziów, zapis cofnięcie aktu oskarżenia przez oskarżyciela publicznego do czasu rozpoczęcia przewodu sądowego na pierwszej rozprawie. Wydaje się, że trafne byłoby jeszcze uzupełnienie tego zapisu i umożliwienie oskarżycielowi publicznemu cofnięcie aktu oskarżenia na każdym etapie postępowania (nawet w instancji odwoławczej czy też przy ponownym – na skutek decyzji sądu odwoławczego – rozpoznawaniu sprawy). Przeprowadzone w trakcie przewodu sądowego dowody mogą bowiem wskazywać na niezasadność aktu oskarżenia i prokurator (niezależnie od woli oskarżonego) powinien wówczas mieć możliwość rezygnacji z dalszego oskarżenia. Przyjęcie takiego rozwiązania pozwoliłoby na unikanie niepotrzebnych kosztów – materialnych i niematerialnych – ponoszonych zarówno przez funkcjonariuszy publicznych, jak i uczestników postępowania. Komisja kodyfikacyjna, podtrzymując wymogi formalne związane z treścią aktu oskarżenia, odeszła od wymogu obligatoryjnego sporządzania jego uzasadnienia i zastąpiła go uznaniowością. Trudno ocenić, czy takie rozwiązanie prawne, które nie jest poparte faktami i dowodami, na których oskarżenie opiera zarzuty wobec oskarżonego, jest właściwe. Być może projektodawca zakłada też zrewolucjonizowanie w przyszłości obowiązku sporządzania pisemnych motywów wydanego wyroku zgodnie z przyjętym rozwiązaniem. Uzasadnienie nie zawierałoby części faktograficznej, opisowej, a tylko prawną, tj. winę bądź jej brak, kwalifikację prawną czynu i ewentualnie wymiar kary, gdy została przez sąd wymierzona. Zapis pozwalający sądowi na oddalenie wniosku dowodowego, gdy w sposób oczywisty zmierza do przedłużenia postępowania, komisja kodyfikacyjna pozostawiła tylko w odniesieniu do postępowania przygotowawczego. Argumentem, który przeważył przyjęcie takiego uregulowania, było to, że skoro inicjatywa dowodowa należy

do stron, to nie będą one zmierzały do przedłużania postępowania. Zwycięstwo takiego poglądu wskazuje na brak w składzie komisji sędziów – praktyków, którzy za pomocą licznych przykładów z sali rozpraw przedstawiliby zgoła odmienne spostrzeżenia. Wspomniany zapis dawał gwarancję dyscyplinowania stron, a także sprawnego postępowania. Warto przy tym zaznaczyć, że jego stosowanie nie było nadużywane. O ile zapisy w kwestii wstępnego posiedzenia sądu usprawnią postępowanie, zwłaszcza w zakresie planowania przeprowadzenia dowodów lub innych kwestii organizacyjnych – i należy do tego odnieść się z aprobatą – o tyle absolutnie zbędna i wręcz niezrozumiała wydaje się dyrektywa dla ministra sprawiedliwości dotycząca określenia w drodze rozporządzenia wzoru formularzy „stanowisk w przedmiocie planowania i organizacji rozprawy głównej”. Zakładając ich wprowadzenie, zbędne jest odbywanie wstępnego posiedzenia, którego wyznaczenie przewidziane jest właśnie po to, by sąd w sposób precyzyjny uzyskał informacje od stron o zakresie przyszłego postępowania sądowego. Kolokwialnie rzecz ujmując – są to dwa grzyby w barszczu. Istotnym mankamentem nowelizacji jest to, że nie przewidziano możliwości odanonimizowania świadka przez sąd z urzędu – wtedy, gdy jego nazwisko i wizerunek są i tak stronom znany, a nie istnieje uzasadniona obawa zagrożenia życia lub zdrowia tego świadka (klasyczny przykład w sprawie karnej posłanki B. Sawickiej). Aktualnie sąd może podjąć taką decyzję tylko na wniosek świadka lub prokuratora, co prowadzi do kuriozalnych sytuacji i w dużym stopniu utrudnia przebieg procesu karnego. Trudny do akceptacji jest nieskoordynowany system pouczeń. Gdy na początku procesu sędziowie będą uprzedzać o przyszłym elemencie prawnym, który może zaistnieć za kilkanaście miesięcy, oskarżony w tym czasie zapomni o owym pouczeniu. Generalnie wymóg pouczenia powinien następować po przyjęciu przez sąd aktu oskarżenia. Wówczas zarówno oskarżony, jak i pokrzywdzony powinni zostać poinformowani o wszystkich uprawnieniach wynikających z procedowania przed sądem I instancji. Radykalnie rozbudowano przepisy związane z odszkodowaniem za niesłuszne skazanie,

prawnik

tymczasowe aresztowanie i zatrzymanie. Obejmują one również roszczenia w razie niesłusznego wykonania środków karnych oraz stosowania wobec oskarżonego środków przymusu. Rozważając wszelkie aspekty proponowanych rozwiązań, należy zauważyć, że są czasochłonne i kosztowne, a sądom okręgowym dodano nową pulę spraw. Nawet przy rozpoznawaniu tych spraw w składzie jednoosobowym (zgodnie z propozycją i na całe szczęście) taka rozszerzona koncepcja powinna być brana pod uwagę w dalszej kolejności, wówczas gdy znacząco poprawi się sprawność postępowań sądowych. Obecnie nie wydaje się ona ani celowa, ani konieczna, a na pewno nie odciąży pionu karnego w sądach okręgowych, w którym sędziowie rozpoznający sprawy o znacznym stopniu skomplikowania nie mogą opanować narastających zaległości. Komisja kodyfikacyjna nie uwzględniła w znowelizowanych przepisach kwestii określenia właściwości rzeczowej sądów rejonowych i okręgowych, co pomogłoby ograniczyć przewlekłość postępowania. Od początku lat 90. ubiegłego wieku obserwowano swoisty ping-pong w tej kwestii. To znaczy dopiero gdy powstał zator, sprawy były przekazywane przez sądy rejonowe do sądów okręgowych, po czym jak bumerang wracały z powrotem do rejonówek. Obowiązujący zapis nie dość, że nie reguluje tej kwestii, to nie spełnia również gwarancji równomiernego (zgodnego z liczbą sędziów i sądów w okręgach) obciążenia sprawami, zarówno pod względem ich wagi (zbrodnie), jak i rodzaju przestępstw. Wydawałoby się, że skoro sądy rejonowe skutecznie stosują rozwiązania konsensualne, to sprawy dotyczące mienia należałoby przenieść z powrotem do ich właściwości lub chociażby znacząco podnieść wartość kwotową mienia spraw rozpoznawanych przez te sądy. Moim zdaniem sąd apelacyjny w sprawach mienia i nie tylko mógłby na wniosek sądów rejonowych przekazywać sprawy – ze względu na szczególną wagę lub zawiłość – sądom okręgowym (ten przepis funkcjonuje). Sądy okręgowe powinny rozpoznawać sprawy o zbrodnie, natomiast sądy rejonowe sprawy o występki. Na sprawność postępowań (zwłaszcza międzyinstancyjnych) duży wpływ mają nieterminowo sporządzane uzasadnienia i temu zagadnieniu członkowie komisji kodyfikacyjnej powinni poświęcić więcej uwagi. Pod rozwagę powinno się poddać przepisy dotyczące podstaw apelacji. Uważam, że pilnego przeglądu i krytycznego spojrzenia wymaga katalog ich sporządzania. Mimo konstytucyjnej zasady dwuinstancyjnego postępowania sądowego należałoby rozważyć znaczące ograniczenia podstaw do wniesienia apelacji (nie każda decyzja sądu wymaga ingerencji sądu odwoławczego). Krokiem naprzód jest ograniczenie zakresu uzasadnień w sprawach złożonych podmiotowo, natomiast w przypadku złożenia wniosku w części odnoszącej się tylko do niektórych oskarżonych nie rozwiązuje istoty problemu – czyli nie wyjaśnia, jakie elementy powinno zawierać uzasadnienie. Godne rozważenia jest także odebranie oskarżycielowi publicznemu prawa skarżenia orzeczenia z uwagi na „rażącą niewspółmierność kary”. Jako rzecznik interesu publicznego oskarżyciel publiczny powinien mieć prawo do żądania stwierdzenia winy oskarżonego. Natomiast wysokość wymierzenia kary powinna być dyskrecjonalną decyzją sądu. Oczywiście są to tylko niektóre rozwiązania krytykowane przez praktyków. Jest ich więcej, np. kontrowersje budzi problematyka wyznaczania obrońcy z urzędu, co znacznie zwiększa koszty i ma wpływ na obciążenie budżetu sądu, a zapis, zgodnie z którym prezes sądu (przewodniczący wydziału) wyznacza terminy rozpraw i w efekcie nazbyt głęboko wkracza w sferę organizacji pracy sądu, nie przyczynia się do poprawy sprawności postępowań, natomiast pozbawia sędziów referentów decyzyjnej swobody organizacyjnej. Również za stratę czasu należy uznać wielogodzinne odczytywanie protokołów i dokumentów z wniosku strony. Wszystko jednak ma swoje blaski i cienie. To, że niektóre zaproponowane rozwiązania są przyjęte przez praktyków z pewną dozą krytycyzmu, przemawia za celowością dalszych zmian systemowych i odważniejszym wprowadzeniem takich rozwiązań, które poprawią sprawność postępowania karnego. Leży to na sercu wszystkim: premierowi – co zaznaczył w swoim expose, sędziom, którzy chcieliby skuteczniej i szybciej osądzać sprawy, a przede wszystkim obywatelom.

13 czerwca 2012 nr 113 (3251) gazetaprawna.pl

Między klientem a jego prawnikiem musi być chemia Maciej Bobrowicz O sukcesie w coraz większym stopniu decyduje empatia. Radcowie i adwokaci, którzy bezdusznie podchodzą do klientów, są skazani na porażkę. Osoby potrzebujące pomocy będą wybierały tych, którzy potrafią im współczuć

Dziś nastąpił podział systemu edukacji na części. Na uniwersytecie studenci uczą się wiedzy, czyli hard skills. Na aplikacji natomiast uczy się młodych prawników umiejętności związanych z wykonywaniem zawodu, czyli tego, jak stosować wiedzę zdobytą na studiach. Bo choć absolwent może znać doskonale przepisy k.p.c., to z tego jeszcze nic nie wynika. Jest też trzecia część, o której nikt nie wie, czyli w jaki sposób prezentować fakty przed sądem oraz jakie znaczenie ma gestykulacja. Oczywiście zdaniem niektórych prawników, tzw. racjonalistów, ta ostatnia pozycja nie ma znaczenia.

czas zostaną zapomniane? Szkoły podstawowe, gimnazja, wreszcie licea powinny uczyć czegoś, co się przyda w życiu. Co mi się przyda w życiu? Rzecz jasna to, jak rozmawiać z innym człowiekiem, jak nauczyć się szanowania jego opinii, jak prezentować własne stanowisko. W USA już kilkuletnie dzieci wygłaszają prawie profesjonalne przemówienia, co zawsze dziwi Europejczyków. Taki maluch wie, że jeżeli nie będzie w stanie przekonywać ludzi do tego, co robi, to nie ma szans na osiągnięcie sukcesu w przyszłości. Zgadzam się z panią, że polscy prawnicy są postrzegani jako bardzo hermetyczna grupa, ponieważ od zawsze używali innego języka, czyli łaciny. W ten sposób stworzyła się elita, która rozumiała sama siebie, ale nie rozumieli jej inni. Później prawnicy zaczęli rozmawiać językiem prawniczym, który nadal jest niezrozumiały dla ludzi. Nikt nie lubi kogoś, kto jest inny. Jeżeli prawnicy nie potrafią się komunikować z innymi, to w efekcie popadają w stan izolacji. Powinniśmy nauczyć się mówić prostym językiem. Oczywiście dla niektórych może być trudne przełożenie skomplikowanych pojęć na prosty język, ale inni tego nie robią, bo po prostu nie widzą takiej potrzeby. Co więcej, są i tacy, którzy uważają, że im więcej mądrych słów użyją podczas rozmowy z klientem, to tym lepiej wypadną w jego oczach. Są też i tacy, którym wydaje się, że używanie zrozumiałych słów to kolokwializm, ewentualnie że prosty język zagraża ich autorytetowi i w pewien sposób deprecjonuje zawód prawnika. Świat jednak już dawno nauczył się rozmawiać w prosty sposób. Weźmy na przykład test windy.

A pana zdaniem?

...???

Jakie umiejętności będą w przyszłości kluczowe dla prawnika?

Będzie musiał znać podstawowe zasady psychologii. W cenie będzie dar przekonywania. Dlaczego? Zarówno prawnik, który nie będzie potrafił przekonać klienta, aby z nim został, jak i prawnik, który nie będzie potrafił przekonać sędziego do swoich racji, będzie skazany na porażkę. Prawnik będzie musiał być także dobrym strategiem. Potwierdzają to ostatnie badania przeprowadzone w USA. Otóż Amerykanie postanowili zbadać, czy kolejność prezentacji faktów wpłynie na wyrok. Pięćdziesięciu sędziów dostało te same akta i wydało wyroki – karę pozbawienia wolności – które różniły się o kilkanaście lat. Wniosek z tego jest jeden: za wyrokiem stoi człowiek. Umiejętność perswazji i dar przekonania do swoich racji sędziego i klienta będą jeszcze bardziej przydatne niż dziś. Gdzie tego uczą? Na studiach? Na aplikacji?

Dziwnym trafem jedni mają klientów, inni nie, a wszyscy przecież dysponują taką samą wiedzą. Gdzie w takim razie mogę się nauczyć soft skills?

Na aplikacji radcowskiej jeszcze zbyt mało czasu poświęcamy soft skills. Jako Krajowa Rada Radców Prawnych zmierzamy do tego, żeby tak było. Czas poświęcony na negocjacje został podwojony w programie aplikacji, co oczywiście nie rozwiązuje całego problemu. Na aplikacji można się nauczyć pewnych podstaw. Nigdy zresztą nie jest tak, że na pewnym poziomie edukacji można się nauczyć wszystkiego. Reszta to kwestia własnych refleksji oraz zadania sobie pytań typu: Czego powinienem się jeszcze nauczyć jako radca prawny? Gdzie mogę się tego nauczyć? O ile odpowiedź na pierwsze pytanie zależy od nas samych, o tyle przy drugim mogą pojawić się problemy. Oczywiście są fachowcy, którzy zajmują się komunikacją międzyludzką, ale oni nie rozumieją prawników. Są też wybitni prawnicy, którzy mają nieuświadomione kompetencje, ale nie wiedzą, dlaczego i w jaki sposób je wykorzystują. Są też tacy, którzy nie mają zdolności pedagogicznych. Obecnie w Krajowej Radzie Radców Prawnych stworzony został systemem e-learningowy dostępny dla wszystkich radców prawnych. Daje on możliwość zdobycia pewnej wiedzy minimalnej. Na tym skończyć jednak nie można, bo czytanie na temat pływania nie nauczy nas utrzymywania się na wodzie. Gdzieś musi być ten basen, do którego można wskoczyć. I wyzwaniem jest stworzenie szkolenia dla radców prawnych, które będzie prowadzone przez innych radców, bo tylko oni rozumieją specyfikę tego zawodu. Czy to nie jest tak, że problemy z komunikowaniem prawnicy mają już na studiach? Nawet imprezy z reguły urządzają w swoim gronie.

I tu pojawia się pierwszy problem. Otóż gdzie powinniśmy zacząć edukację. Moim zdaniem komunikowania się z innymi osobami powinno się uczyć już w szkole podstawowej. Dlaczego szkoła ma uczyć na pamięć rzeczy, które za jakiś

MACieJ BoBrowiCz prezes Krajowej Rady Radców Prawnych

Jest to test stosowany w firmach konsultingowych. Polega na tym, że jeżeli nie potrafisz streścić swojego projektu w trakcie jazdy windą, to znaczy, że jest on nic niewart. Sposób komunikacji zmienił się nie tylko wśród prawników, lecz także w biznesie. Firmy wręcz zabijają się o menedżerów, którzy potrafią się dobrze komunikować i pociągnąć za sobą ludzi. Niektórzy z takimi talentami się rodzą.

Tak, zdarzają się osoby, które mają wrodzony talent wzbudzający sympatię u rozmówcy. Czy o sympatię tu chodzi, czy o profesjonalizm?

Czy powierzyłaby pani sprawę prawnikowi, którego nie lubi? Załóżmy, że ma pani do wyboru dwóch specjalistów, jeden jest osobą antypatyczną, drugi wydał się sympatyczny już podczas pierwszego spotkania. Na pewno w takiej sytuacji wybór padnie na tego drugiego. Powiedzmy sobie szczerze, zwykły człowiek nie jest w stanie od razu ocenić, czy udzielona mu porada jest dobra. Między klientem a prawnikiem musi być chemia już od pierwszego spotkania, bez tego mamy tylko zwykły przypadkowy kontakt. Nie ma chemii, nie ma dobrej współpracy. Ludzi ocenia się też po wyglądzie. Czy na wybór prawnika ma wpływ wyprasowana koszula?

Tak. Usługi niematerialne ocenia się przez pryzmat całej obsługi klienta. Usługa równa się obsługa, czy się to komuś podoba, czy nie. Ważne jest także, czy sekretarka profesjonalnie przywitała klienta, zaproponowała mu herbatę i kawę, a przy drugiej wizycie będzie już pamiętała, jaki napój mu podać. Klient czuje się wtedy ważną osobą, i choć tego otwarcie nie przyzna, to na pewno będzie mu miło, że ktoś pamięta, że pija on na przykład czarną kawę bez cukru. Z kolei prawnik musi znaleźć czas dla klienta i pozwolić mu się wyżalić, jeżeli tego potrzebuje. Prawnik nie może powiedzieć żalącemu się klientowi: Panie Kowalski jest mi przykro, ale przejdźmy do sprawy, bo nie mam czasu. Rozmawiała Paulina Bąk

D8

AnAlizA

Notatki z akt w formie zdjęć

obejście prawa na koszt skarbu państwa WiesłAW sługieWicz sędzia w Sądzie Rejonowym w Bytowie Piotr sługieWicz prawnik w Kancelarii Prawnej Skoczyński, Wachowiak, Strykowski Sp.k. z siedzibą w Poznaniu

Technika fotografowania powstała na długo przed końcem XIX w. Niemniej jednak dopiero w ciągu ostatnich lat pojawiło się i narasta zjawisko ubiegania się o fotografowanie dokumentów z akt spraw sądowych. W ten sposób zamiast odpłatnych kserokopii – które trzeba by było jeszcze w kancelariach skanować w celu przetworzenia w postać cyfrową – poszukuje się rozwiązania szybszego i w dodatku kosztem Skarbu Państwa, bo bezpłatnego. Wygoda zdobycia takiej cyfrowej postaci jest oczywista. Jednak ułatwienia dla pełnomocników stron czy samych stron nie mogą jednak oznaczać zamykania oczu na obowiązujące prawo, a w szczególności na jego interpretację prowadzoną nawet contra legem. Wydaje się bowiem, iż zgodnie z zasadą legalizmu każdy organ państwa – m.in. minister sprawiedliwości oraz podlegli mu prezesi, przewodniczący wydziałów oraz wizytatorzy (II konstytucyjna władza wykonawcza) – powinien działać na podstawie całokształtu stanu prawnego. Niestety rzeczywistość jest inna.

Obejście prawa Nie tylko regulacje kodeksu postępowania cywilnego, lecz także art. 3 ust. 3 i art. 79 ust. 1 pkt 1b ustawy z dnia 28 lipca 2005 r. o kosztach sądowych w sprawach cywilnych (Dz.U. nr 167, poz. 1398 z późn. zm.) wprost wskazują – uzupełniając k.p.c. – iż opłacie podlega „wniosek o wydanie na podstawie akt: odpisu, wypisu, zaświadczenia, wyciągu, innego dokumentu oraz kopii, a nadto wniosek o wydanie odpisu księgi wieczystej (opłata kancelaryjna); opłatę od wniosku o wydanie kopii dokumentu, znajdującego się w aktach sprawy, pobiera się w kwocie 1 złotego za każdą rozpoczętą stronicę wydanego dokumentu (…)”. Regulacje te gwarantują więc Skarbowi Państwa dochód z tytułu opłat. Propozycja fotografowania dokumentów stanowi więc kla-

syczny przypadek in fraudem legis – obejścia bezwzględnie obowiązujących przepisów prawa, w tym o charakterze fiskalnym. Potrzeby praktyki winny być jednak uważnie i na bieżąco śledzone przez organ administrujący sądami, czyli ministra sprawiedliwości, który powinien stosownie reagować nie w formie pouczania sędziów, lecz wyłącznie w drodze wykorzystania inicjatywy ustawodawczej. Niestety sprzeczne z założeniami ustawy zasadniczej stanowisko ministra sprawiedliwości, który w piśmie z 11 maja 2001 r., DO.I.0133/33/01, zalecił, aby „traktować czynności skanowania akt za pomocą aparatu cyfrowego jako substytut ręcznego sporządzania notatek z akt sprawy”, nie znalazło przełożenia w postaci nowelizacji umożliwiającej rozwiązanie omawianego problemu. Nie znalazło przełożenia, choć praktyka w polskich sądach nie jest jednolita i z tego powodu Helsińska Fundacja Praw Człowieka – poddała pod rozwagę ministrowi sprawiedliwości podjęcie kroków mających na celu uregulowanie tej kwestii np. przez wydanie aktu prawnego o mocy powszechnie obowiązującej. Co więcej, regulacje uchwalonej ustawy o kosztach sądowych w sprawach cywilnych idą w przeciwnym kierunku.

Ingerencja bez konsekwencji Przepisy art. 9 i 525 k.p.c. wyczerpująco regulują procedowanie sądów (przewodniczących składów orzekających). Jest to sfera konstytucyjnie zastrzeżonej niezawisłości sędziowskiej (k.p.c.). Już tylko to powoduje konstytucyjny zakaz ingerowania w sposób bezpośredni lub pośredni ministra sprawiedliwości. Z tego powodu należałoby odrzucić zarówno formę, jak i treść ingerencji administracyjnej w postaci pisma minister sprawiedliwości z 11 maja 2001 r. Należy zwrócić uwagę, iż zakres kognicji sądowej nie ogranicza się do prowadzenia rozpraw, lecz także do czynności orzeczniczych na posiedzeniach niejawnych i wydawania zarządzeń proceduralnych przez przewodniczących składów orzekających. Brak umiejętności albo też niechęć czy też chodzenie na łatwiznę sprzyjają praktyce nierozróżniania rozgraniczenia sfery

FOT. SHUTTeRSTOCK

Okazuje się, że drobna z pozoru kwestia fotografowania akt sprawy urasta do problemu nawet rangi konstytucyjno-ustrojowej z powodu wadliwych podejść interpretacyjnych

zdaniem Helsińskiej Fundacji Praw człowieka kwestia fotografowania akt sprawy powinna zostać uregulowana aktem prawnym o powszechnie obowiązującej mocy

proceduralnej od administracyjno-ustrojowej, zacierania się obu sfer mimo treści art. 10 ust. 1 2 w zw. z art. 7 oraz 8 ust. 1 i 2 konstytucji. W ten sposób powstaje sztuczne tworzenie obszaru niepewności prowadzącego w sposób jednostronny do ingerowania władzy II wykonawczej w zakres objęty niezawisłością sędziowską. Zjawisko odwrotne w Polsce nie zachodzi, brakuje też dyskursu publicznego na ten temat, co dowodzi wręcz złamania równowagi władz, uzależnienia sędziów od polityków często marnej jakości, niejednokrotnie z ignorancji czyniących wręcz cnotę (por. także: Stephen Sedley, „On the separation of power. Judical Politcs”. London review of books, 23 lutego 2012 r., s. 15 – 16). Zarówno w literaturze, jak i orzecznictwie jako zasadę przyjmuje się zazwyczaj, iż w procesie interpretacji przepisów prawa z góry należy stosować określoną metodykę interpretacji aktów prawnych. Między innymi w uzasadnieniu uchwały z 11 czerwca 1996 r. SN podniósł, że według utrwalonych w orzecznictwie zasad interpretacji przepisów prawa podstawowe znaczenie ma wykładnia językowa, a dopiero

wtedy, gdy zawodzi, prowadząc do wyników nie dających się pogodzić z racjonalnym działaniem ustawodawcy i celem, jaki ma realizować dana norma, sięga się po dyrektywę wykładni systemowej i funkcjonalnej (III CZP 52/96, OSNIC 1996, nr 9, poz. 111 oraz przytoczone tam orzecznictwo SN i TK, z którego wynika istotny wniosek, iż w drodze wykładni nie można uzupełniać ustawodawcy; por. też uzasadnienia uchwały SN z dnia 9 sierpnia 1993 r. III CZP 101/93 OSNCP 1994, nr 2, poz. 34 oraz postanowienia SN z dnia 4 listopada 1998 r. II CKN 873/97, OSNIC 1999, nr 5, poz. 94). Wobec tego – mając na względzie ogromną liczbę nowelizacji od 11 maja 2001 r. – nie ulega wątpliwości, iż minister sprawiedliwości dopuścił się deliktu konstytucyjno-ustrojowego nie tylko na skutek rozesłania pisma z 11 maja 2001 r., lecz także na skutek wieloletniej bierności prowadzącej do funkcjonowania w przestrzeni wadliwego stanowiska dezorganizującego funkcjonowanie sądów powszechnych – stąd różne praktyki w różnych sądach pod rządami jednej procedury cywilnej.

aUTOPROMOCJa

W środę, 20 czerwca

Magazyn Prawnik w całym nakładzie DGP, a nie tylko dla prenumeratorów

Rising Stars 2012 Prawnicy – Liderzy jutra

Ranking 30 prawników z kancelarii prawnych oraz wewnętrznych działów prawnych firm, którzy nie przekroczyli 35. roku życia, a do których należy jutro

Na łamach Magazynu Prawnik zaprezentujemy sylwetki najlepszych młodych prawników, którzy mają innowacyjne i nieszablonowe podejście do swojej pracy Wspólny projekt:

Redakcja: ul. Okopowa 58/72; 01-042 Warszawa, tel. 22 530 40 40, faks: 22 530 40 39; e-mail: [email protected] ■ Redaktor naczelny: Jadwiga Sztabińska Zastępcy redaktora naczelnego: Andrzej Andrysiak, Łukasz Korycki, Marek Kutarba ■ Sekretarze: Marcin Hadaj, Anna Godlewska, Leszek Majkut, Mirosław Mazanec, Marta Sobolewska, Mira Suchodolska ■ Wydawca: Marcin Piasecki ■ Redaguje: Urszula Wróblewska ■ Szef działu foto: Krzysztof Cieślewicz ■ Biuro reklamy (tel. 22 530 44 44): Dyrektor: Monika Szulc-Wąsikowska, tel. 22 530 40 17 ■ Szef studia DTP: Jacek Obrusiewicz ■ Produkcja: Elżbieta Stamler, tel. 22 530 42 24 ■