Polska obrona przeciwlotnicza 1939 w Szczecinie. Od grudnia 1947 do marca 1948 pozostawał bez pracy. Później krótko pełnił funkcję kierownika organizacyjnego szczecińskiej PPS (9 III–15 VII 1948), po czym był urzędnikiem Zarządu Nieruchomości m. Szczecina (15 VII 1948–31 XII 1951). Od 1 I 1952 był radcą prawnym Miejskiego Zarządu Budynków Mieszkalnych w Szczecinie, po czym przeszedł do adwokatury i od 1953 pracował w Zespole Adwokackim „Adwokat” w Szczecinie. Zm. 28 III 2003 w Szczecinie.

Dnia 24 VIII 1939 r. około godz. 6.00 otrzymałem rozkaz od dowódcy 2 daplot w Grodnie utworzenia baterii mob. nr 20. Była to bateria 4-działowa 40 mm. Jednocześnie otrzymałem rozkaz mobilizacji samodzielnego plutonu półstałego 40 mm nr 301. Opracowałem poprzednio elaborat mobilizacyjny plutonów półstałych nr 301–302. Elaborat mob. baterii mob. nr 20 opracował kpt. Borowik Bolesław546, elaborat mob. baterii nr 20, jak się przekonałem w czasie mobilizacji, był opracowany bardzo starannie. Mobilizację plutonu nr 301 miałem prowadzić do chwili przybycia dowódcy tego plutonu por. rez. Jankowskiego547. Por. rez. Jankowski przybył ok. 22 godziny mob., zdałem por. Jankowskiemu elaborat mob. i prawie całkowicie gotowy do odmarszu pluton. Prace mobilizacyjne przeprowadziłem w myśl planu mob. Baterię formowałem z szeregowych poszczególnych baterii 2 daplot oraz z szeregowych rezerwy. Na stanowiska dowódców plutonów otrzymałem oficerów rezerwy bardzo mało przeszkolonych w art. plot. Część z nich od dłuższego czasu nie była powoływana [na ćwiczenia] rezerwy, np. ppor. rez. Kraśnik Jan548. Oficerowie rezerwy przybyli późno, bo około 14 godziny mob. Praca mobilizacyjna w tych warunkach była bardzo ciężka, biorąc pod uwagę, że przeprowadzałem mob. dwóch pododdziałów oraz wystawiałem 1 pluton à 2 działa z baterii nr 20 jako ubezpieczenie opl mobilizacji dyonu. W pierwszych już jednak godzinach mobilizacji praca szła bardzo sprawnie, trwała ona bez przerwy, przez dzień i noc do czasu całkowitej gotowości bojowej. Bateria była gotowa do akcji na 7 godzin przed terminem określonym planem mob. Pragnę tu podkreślić jeden fakt, a mianowicie: w czasie pokojowym źle pojęto współzawodnictwo między bateriami. Baterię formowałem w myśl planu mob. z szeregowych poszczególnych baterii. Pomiędzy bateriami istniały dość silne antagonizmy wywołane źle pojętym, moim zdaniem, współzawodnictwem na polu sportowym. Dokładnie na tydzień przed wybuchem wojny bateria 4, gdzie pełniłem obowiązki dowódcy baterii, zwyciężyła w wieloboju pododdziałowym, zdobywając nagrodę – puchar. Biorąc pod uwagę przeciętny materiał, z jakiego składały się nasze oddziały wojskowe; jest to materiał dość surowy, mniej krytyczny, a jednocześnie bardzo podatny na wpływ dowódcy. W wielu wypadkach, a może prawie zawsze, dowódca jest wyrocznią dla swoich podwładnych, piszę tak, bo sam byłem zwykłym szeregowcem, sam tak czułem i to samo widziałem u ogromnej większości moich kolegów z pierwszych dni służby wojskowej. Otóż, jeżeli dowódca nawet na tak małym szczeblu jak dowódca pododdziału nie postara się wskazać szczytniejszych celów współzawodnictwa, to wtedy będą takie skutki, jak obserwowałem: bateria zorganizowana z kilku pododdziałów w pierwszej chwili mob., tj. wte546  Dowódca baterii 2 daplot, w kampanii wrześniowej dowódca dyonu półstałego art. plot nr 131, więzień Starobielska, zamordowany w 1939 r. 547  Por. rez. Stanisław Jankowski, dowódca plutonu półstałego art. plot 40 mm nr 301. 548  Dowódca III plutonu.

388

Witold Barancewicz dy, gdy potrzeba największej harmonii, bateria ta posiada rozdźwięki. Trzeba było zespolić baterię. Piszę to jako obserwator dziś, gdy mam tyle czasu na rozmyślania. Jako dowódca przeprowadziłem pracę tak, że bateria niezharmonizowana po paru tygodniach pracy poszłaby w ogień bez kolejki i bez rozkazu, gdyby zabrakło dowódcy. A gdyby poległ dowódca, żołnierze pomściliby jego śmierć, tak jak dowódca musi kazać drogo nieprzyjacielowi płacić za śmierć każdego żołnierza. Współzawodnictwo jest konieczne, bo jest to jeden ze sposobów bardzo skutecznych i prostych do udoskonalenia się, ale trzeba je pojmować dobrze i bez złej woli. Specjalnie poruszam tę sprawę, bo wydaje mi się ona dość poważna, szczególnie na szczeblu dowódcy pododdziału, gdzie materiał ludzki, którym dysponuje dowódca, jest bardzo mało lub wcale nieurobiony, a jest bardzo podatny. Dnia 26 VIII o godz. 17.00 opuściłem koszary i udałem się na miejsce załadowania na rampę kolejową. Po drodze około połowa wozów utknęła, kierowcy młodego rocznika (brak dostatecznej ilości wyszkolonych kierowców) nie mogli opanować samochodów i ciągników. O godz. 22.00 tego samego dnia, po załadowaniu się, opuściłem Grodno, udając się transportem kolejowym na miejsce przeznaczenia. Skład baterii: dowódca baterii – Barancewicz Witold oficer zwiadowczy baterii – ppor. Maksimowski Zygmunt dowódcy plutonów: ogn. pchor. Bagiński Mikołaj549, ppor. rez. Szczypiński Roman, ppor. rez. Kraśnik Jan, ppor. rez. Antonowski Antoni [Leopold] podoficerowie zawodowi: ogn. Borys Stefan, ogn. Pabis, plut. Surmacz Mikołaj, plut. Adamski Edward, kpr. Paździerski Wacław, kpr. Łukszo Jan podchorążowie rezerwy (bezpośrednio po ukończeniu Szkoły Podchorążych Rezerwy Art. Plot): plut. pchor. rez. Stolz Jerzy, kpr. pchor. Marszalik Adam, kpr. pchor. [rez.] Pietrusiak Jerzy, kpr. pchor. [rez.] Siedlecki Jan, kpr. pchor. Frużyński Ryszard550, kpr. pchor. [rez.] Gąsowski Tadeusz, kpr. pchor. Kozłowski Marek 551, kpr. pchor. [rez.] Zagrodzki Leon oraz 150 szeregowych służby czynnej, w tym 26 szeregowych rezerwy. Bateria mobilizowana typu „A” 40 mm — cztery plutony à jedno działo, osiem ckm wz. 08/15 Maxim. Braki baterii: brak dalmierza (na ogólną liczbę 4 otrzymałem 3, w tym 1 zupełnie dobry, inne dawały różnice pomiarów do 600 m), brak lornetek dla dowódców plutonów, brak jednej podstawy do strzelań plot ckm, brak 2 przyczepek amunicyjnych. Pozostały sprzęt i wyposażenie zgodne z planem mob. Umundurowanie szeregowych dobre. 549  Ogn. pchor. rez. Stanisław Bagiński, absolwent X kursu Wołyńskiej Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii i kursu specjalizującego w CWArtPlot w Warszawie. 550  Kpr. pchor. Ryszard Frużyński i kpr. pchor. Adam Marszalik byli absolwentami Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii Przeciwlotniczej w Trauguttowie, którzy zostali przyjęci na kurs zawodowy Szkoły Podchorążych Artylerii Przeciwlotniczej. Po ukończeniu kursu tzw. unitarnego w Pułku Manewrowym Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie od lipca 1939 r. przebywali na praktyce w 2 daplot w Grodnie. 551  Kpr. pchor. Marek Kozłowski był absolwentem Szkoły Podchorążych Rezerwy Saperów w Modlinie, który został przyjęty na kurs zawodowy Szkoły Podchorążych Artylerii Przeciwlotniczej w Trauguttowie. Po ukończeniu kursu tzw. unitarnego w Pułku Manewrowym Szkoły Podchorążych Piechoty w Komorowie od lipca 1939 r. przebywał na praktyce w 2 daplot w Grodnie.

389

Polska obrona przeciwlotnicza 1939 Dnia 27 VIII około godz. 9 przybyłem do Małkini. Tam otrzymałem rozkaz bojowy. Bateria otrzymała zadanie opl mostów na rzece Bug pod Małkinią. O godz. 17.00 tego samego dnia zameldowałem telefonicznie dowódcy OK I w Warszawie gotowość bojową baterii na stanowiskach prowizorycznych. Jednocześnie wydałem oficerowi zwiadowczemu baterii rozkaz budowy stanowisk umocnionych dla dział, ckm, schronów amunicji oraz schronów dla obsługi. W tym dniu otrzymałem telefonicznie z DOK I rozkaz nieotwierania ognia bez specjalnego rozkazu. Od dnia 28 VIII następuje wytężona praca przy rozbudowie stanowisk. Rozkaz bojowy, dodatki do rozkazu, szkice, oleaty były opracowane bardzo starannie, ale niestety w terenie sprawa przedstawiała się inaczej. Ze wszystkich przewidzianych rozkazem bojowym stanowisk ogniowych był zrobiony dotychczas tylko 1 nasyp na stanowisko jednego działa oraz 6 stanowisk prowizorycznych dla ckm na ogólną liczbę 20 stanowisk ckm i 4 stanowiska zasadnicze dla dział; schronów amunicyjnych i schronów dla obsługi nie było. Teren dla opl niedogodny, niziny i bagna porośnięte lasem, widoczność więcej niż mała, zaskoczenie przez samoloty nieprzyjacielskie bardzo łatwe, szczególnie przy lotach koszących. Praca przy budowie szła szybko naprzód, brakowało jednak materiału niezbędnego. Podkreślam tutaj pracę ppor. Maksimowskiego, który wykazał wielką przedsiębiorczość. Ppor. Maksimowski i obsługa pracowali bez przerwy przez kilka nocy, nie szczędząc wysiłków. Wzdłuż toru kolejowego kazałem wyciąć do niezbędnej wysokości wszystkie drzewa przesłaniające pole ostrzału. W porozumieniu z urzędem telefonicznym w Małkini kazałem obniżyć całą sieć telefoniczną wzdłuż obiektu bronionego, zyskując przez to większe pole ostrzału bez szkody dla połączeń telefonicznych. Dnia 31 VIII przeprowadził inspekcję mojej baterii kpt. Mościcki Bazyli p.o. dowódcy opl Grupy Operacyjnej „Narew”552. Od kpt. Mościckiego otrzymałem rozkaz strzelania do samolotów niemieckich oraz kryptonimy radiowe, 11 sztuk map 1:25 000 Małkinia i jedną mapę 1:300 000. Dnia 1 IX w nocy melduje mi swoje przybycie por. rez. Sokolnicki553, dowódca kompanii km nr 117554. Skład kompanii: 4 plutony à 4 ckm. W myśl rozkazu bojowego obejmuję dowództwo zgrupowania opl mostów na rzece Bug pod Małkinią. Od tej chwili kwestia stanowisk ogniowych staje się paląca. Poleciłem budować stanowiska pozorne, które, jak się przekonałem, dały bardzo wiele, ściągając na siebie niekiedy bardzo silny ogień samolotów niemieckich. W dniu 1 IX samolot niemiecki na pułapie około 6 km rozpoznaje obiekt broniony. Ognia nie otwieram ze względu na wysokość (mała donośność sprzętu 40 mm). W tym dniu samoloty niemieckie bombardowały dalsze obiekty, około 7–8 km od stanowisk. Dnia 552  Referent środków opl czynnej w Dowództwie Lotnictwa i OPL SGO „Narew”. Dowódcą lotnictwa i opl SGO „Narew” był ppłk pil. Stanisław Nazarkiewicz. 553  Por. rez. Bolesław Sokolnicki. 554  Kompania km plot nr 117 była mobilizowana przez 1 psk w Garwolinie.

390

Witold Barancewicz 2 IX ponowna inspekcja. Kpt. Mościcki był zadowolony z postępu prac, rozmieszczenia środków ogniowych, stanowisk pozornych; wydaje nowe instrukcje oraz doręcza mi komunikat informacyjny (tajny) dotyczący działania lotnictwa niemieckiego. Od dnia 2 IX samoloty niemieckie bombardują obiekt broniony. Codziennie po kilka nalotów około 3 do 18 samolotów. Dnia 3 IX po południu został zestrzelony samolot bombowy ciężki typu He 111. Samolot spalił się, lotnicy ponieśli śmierć na miejscu. W następnych dniach bombardowanie mostów i stanowisk ogniowych zgrupowania opl staje się jeszcze silniejsze. Bardzo często zmieniam stanowiska ogniowe i jednocześnie stwierdzam następujące zjawisko: z zapadaniem zmroku obserwuję silnie wzmożoną sygnalizację aparatami świetlnymi oraz rakietami w promieniu około 3–5 km od stanowisk ogniowych. Wysyłam patrole rozpoznawcze pod dowództwem podchorążych, patrole nie dają jednak nic konkretnego. Sygnalizacja ta przybierała szczególnie na sile w czasie nalotów bombowców niemieckich. O spostrzeżeniach swoich meldowałem natychmiast komendantowi RKU Małkinia, mjr. Wilczyńskiemu555 i otrzymałem wiadomość o działaniu licznych band dywersyjnych. Mjr Wilczyński starał się zwalczać działania dywersantów, jednak pracę miał bardzo utrudnioną, gdyż nie dysponował żadnym oddziałem wojskowym, a baon wartowniczy Małkinia nr 16 był dopiero w stadium mobilizacji. W tym czasie z pomocą urzędników poczty buduję linię telefoniczną ze stanowisk ogniowych do urzędu pocztowego Małkinia. Uzyskuję przez to bezpośrednie połączenie z Warszawą (dotychczas korzystałem z linii telefonicznej prywatnej). Utrzymuję ścisłą łączność z RKU Małkinia. Około 4 IX miasteczko Małkinia i mosty są nadzwyczaj silnie bombardowane. Na rozkaz kpt. Mościckiego wysyłam 2 plutony ckm z kompanii nr 117 do osłony stacji kolejowej. Mało to jednak pomaga. W Małkini powstaje szereg pożarów wznieconych przez bomby niemieckie. Większy nalot samolotów niemieckich w liczbie około 74, gęstym ogniem bomb i karabinów maszynowych zasypuje mosty i miasto. Susza panująca w tym czasie sprzyja olbrzymiemu rozszerzaniu się pożaru. Miasteczko zostaje doszczętnie zniszczone. Pomiędzy zgliszczami wiele trupów ludności cywilnej. Połączenie telefoniczne z Warszawą zostaje przerwane. Próby nawiązania łączności z Warszawą przez Siedlce – Łuków nie dają wyników. Linie telefoniczne na wielu odcinkach międzymiastowych nieczynne. Z Warszawą utrzymuję tylko łączność jednostronną za pomocą radioodbiornika. Ważny węzeł kolejowy Małkinia na linii Warszawa – Wilno i Warszawa – Siedlce – Brześć grozi unieruchomieniem. Dzielni kolejarze pracują bez przerwy pod osłoną nocy, do rana usunięto zniszczone tory i nad ranem pociągi znowu kursują. Zgrupowanie opl skutecznie broni mostów, oba mosty są nienaruszone, chociaż dookoła stanowisk ogniowych baterii i mostów ziemia jest dosłownie przeorana przez bomby niemieckie. Stanowiska pozorne ściągnęły na siebie dużo ognia nieprzyjacielskiego. Dalsze 2 ciężkie dwumotorowe bombowce typu Ju 86 zostały zestrzelone. Straty własne: 1 szeregowiec zabity i 1 ranny. Straty nieprzyjaciela: 3 ciężkie bombowce zestrzelone. 555  Mjr Adam Wilczyński, komendant KRU Małkinia, potem dowódca zorganizowanego przez siebie baonu „Wilk”, z którym dołączył do Dywizji Kawalerii „Zaza” gen. bryg. Zygmunta Podhorskiego.

391

Polska obrona przeciwlotnicza 1939 Od jednego z policjantów, nazwiska nie pamiętam, dowiaduję się, że w pobliżu działa niewykryta radiostacja niemiecka. Oficer zwiadowczy baterii na mój rozkaz co noc zmienia wszystkie stanowiska taboru bojowego. Codziennie zostaje zbombardowane poprzednie miejsce postoju. Bombardowanie było zawsze spóźnione o jedną zmianę stanowisk; bateria pracuje w warunkach bardzo ciężkich – w dzień prowadzenie ognia, w nocy zmiany stanowisk, okopywanie się, maskowanie. Zmieniałem również stanowiska bojowe w dzień – pomiędzy nalotami, w żadnym jednak wypadku gotowość bojowa opl nie była opóźniona. Byliśmy jednak bardzo przemęczeni. Częstymi zmianami stanowisk i stanowiskami pozornymi tłumaczę sobie minimalne straty, jakie dotychczas ponieśliśmy. Obsługa w czasie nocy spała przy stanowiskach ogniowych z bronią naładowaną, wystawiając liczne posterunki i patrole ze względu na szerzącą się dywersję. Około 5 IX zaczęły napływać coraz liczniejsze bezładne grupki żołnierzy oddziałów polskich, rozbitych przez Niemców koło m. Różan. Żołnierze ci, często bez karabinów, przechodzili wpław rzekę Bug. Kazałem zatrzymywać ich i odsyłałem do mjr. Wilczyńskiego, który w lesie w pobliżu Małkini zbierał rozproszone oddziały i formował baon. Coraz bliżej słychać było strzały ciężkiej artylerii niemieckiej. Dnia 6 IX zostały zapakietowane oba mosty przez ppor. sap. Wysockiego. Dalsze, codziennie kilkakrotne bombardowania przez samoloty niemieckie nie odnosiły skutków – mosty stały nienaruszone. Zgrupowanie opl pozostało na stanowiskach, prowadząc ogień spokojnie i wytrwale. Obsługa chłodziła rozgrzane lufy dział własnymi mundurami, mocząc je w wodzie i okładając sprzęt. Pragnę tu podkreślić wysoką wartość bojową wszystkich żołnierzy zgrupowania. Dnia 7 IX o godzinie 1.00 w nocy został wysadzony przez oddziały własne most kolejowy na torze siedleckim. W tym samym dniu w południe, w czasie bombardowania, nastąpiła eksplozja zapakietowanego mostu na torze Warszawa – Wilno, jedno przęsło mostu zostało zniszczone. W czasie ponownego bombardowania po południu most został zniszczony na skutek eksplozji całego zapakietowania. Wieczorem otrzymałem wiadomość, że jeden z bombowców niemieckich, postrzelony przez baterię, wylądował około 20 km od Małkini. Dnia 7 IX o godz. 23.00 zająłem stanowiska bojowe około 3 km na wschód od Małkini z zadaniem osłaniania wycofujących się niezorganizowanych oddziałów własnych. Pluton IV baterii pozostał na przeciwnej, południowej stronie Bugu. Dołączenie tego plutonu było niemożliwe z braku jakichkolwiek środków do przeprawy. Wszystkie mosty na rzece Bug były wysadzone przez oddziały własne. Pozostałem z trzema plutonami na północnej stronie Bugu w obliczu coraz bardziej napierających oddziałów niemieckich. Do czasu wyczerpania się ognia wydawałem rozkazy IV plutonowi przez radio, po czym łączność została przerwana. Po zupełnym wycofaniu się oddziałów własnych, dnia 9 IX 1939 r. o godz. 22.00, pod naporem czołgów niemieckich wydałem rozkaz kolejnego opuszczania stanowisk ogniowych przez poszczególne plutony. Przy ostatnim wycofującym się plutonie pozostawałem osobiście. W ciągu nocy z 9 na 10 IX oderwaliśmy się od nieprzyjaciela. Wysłany przeze mnie oficer zwiadowczy baterii odnalazł IV pluton. Pluton ten dołączył się do baterii po przepra-

392

Witold Barancewicz wieniu się przez rzekę Bug. Poprzednio do nawiązania łączności z IV plutonem wysłałem kpr. pchor. Pietrusiaka na motocyklu z łącznikiem. Pchor. Pietrusiak nie powrócił i nie dał żadnej wiadomości. Dołączył on prawdopodobnie do oddziałów własnych wycofujących się na Brześć n. Bugiem. W odwrocie spod Małkini straciłem łączność z kompanią km nr 117. Pomaszerowała ona pod rozkazami dowódcy kompanii por. Sokolnickiego w kierunku na Brześć. Dnia 10 IX o godz. 17.00 bateria zajęła stanowiska ogniowe w Bielsku Podlaskim, osłaniając załadowanie się Dywizji Wileńskiej556 oraz zgrupowanie taborów Grupy Operacyjnej „Narew”. W Bielsku Podlaskim brak dział plot pozwolił samolotom niemieckim na bezkarne loty na niskich pułapach. Bateria, zajmując stanowiska, zaskoczyła nieprzyjaciela i zestrzeliła 2 ciężkie bombowce typu He 111. Jeden z samolotów spadł dość daleko, bo około 7 km od stanowisk baterii. Załogę tego samolotu stanowiło 3 lotników, z których 2 ponieśli śmierć na miejscu, trzeci lotnik żył jeszcze kilka minut. Dnia 11 IX około godz. 21.00 pod naporem czołgów niemieckich bateria łącznie z oddziałami własnymi wycofała się do m. Hajnówki, w nocy bateria zajęła stanowiska ppanc. Amunicji ppanc do dział w ogóle nie miałem. O świcie bateria przeszła na stanowiska plot. W podobny sposób jak w Bielsku Podlaskim bateria zaskoczyła samoloty niemieckie w Hajnówce i zestrzeliła dalsze dwa. Były to bombowce typu He 111. W Hajnówce uzupełniłem zapas benzyny. W nocy z 12 na 13 IX oficer zwiadowczy baterii, ppor. Maksimowski, kpr. Paździerski oraz kilkunastu kanonierów za pomocą wiader do wody przenieśli około 6000 l benzyny lotniczej z cysterny znajdującej się na torze kolejowym. Ten zapas benzyny pozwalał baterii odbyć dłuższą drogę. Jednocześnie zbieram amunicję do dział 40 mm i amunicję do kbk, porzuconą w rowach przydrożnych przez wozy taborowe włościańskie. Dnia 13 IX około godz. 14.00 pod naporem czołgów niemieckich bateria, osłaniając inne oddziały, opuszcza Hajnówkę. Na kilka godzin zajmuję stanowiska plot w Białowieży, po czym razem z innymi oddziałami przez Puszczę Białowieską udaję się do m. Prużana. W nocy z 13 na 14 IX zatrzymuję się na kilkugodzinny postój w maj. Dekońskiego koło Prużany. W dniu 14 IX bateria stoi na stanowiskach bojowych koło Prużany, osłaniając zgrupowanie oddziałów własnych przed kilkakrotnym nalotem samolotów niemieckich. W tym dniu otrzymałem od kpt. Mościckiego rozkaz pisemny osłaniania marszu drobnych oddziałów piechoty oraz kolumny taborowej. Kolumna taborowa składała się: z kolumny samochodowej „Berlietów” (około 120 samochodów), kolumny sanitarnej, kilkunastu samochodów kolumny saperów, samochodów dowództwa grupy „Narew” oraz około 200 taborowych wozów włościańskich. Wszystkie te oddziały wymaszerowały dnia 14 IX wieczorem z Prużany w kierunku na Kobryń – Kowel z zamiarem przedostania się do Lwowa. Przed Kobryniem jednak czołgi niemieckie z kierunku Ostrowi Mazowieckiej przecięły nam drogę. Po krótkiej odprawie płk. Schmidt557, jako prowadzący kolumnę, postanawia: tabory konne mają maszerować drogami polnymi łukiem na wschód i na Lwów, zaś wszystkie samochody, ponieważ drogi 556  Chodzi o 35 DPRez, której oddziały brały potem udział w obronie Lwowa. 557  Płk Alfred Schmidt, dowódca etapów SGO „Narew”.

393

Polska obrona przeciwlotnicza 1939 polne nie pozwalają na marsz samochodami, mają maszerować na Słonim, po czym transportem kolejowym przez Łuniniec – Sarny do Lwowa. W nocy z 14 na 15 IX następuje odwrót i marsz z Prużany do Słonima. Dnia 15 IX o świcie bateria zajęła stanowiska w m. Słonim, zwalczając kilkakrotny nalot samolotów niemieckich na mosty na rzece Szczarze oraz na koszary 79 i 80 pp. Ogień baterii rozproszył samoloty niemieckie. Bateria była bardzo wyczerpana fizycznie, gdyż walcząc w dzień, musiała maszerować w nocy razem ze zgrupowaniem taborów. Tabory mogły odbywać marsz tylko w nocy ze względu na działania lotnictwa. Pomimo tego wszystkie marsze przez szereg nocy odbywały się bardzo sprawnie, dbałość o sprzęt była duża. Kwestię odpoczynku odkładano do czasu pomyślnego ukończenia wojny. Stan moralny baterii bardzo wysoki, bateria wnosiła dobrego ducha, niezorganizowane oddziały przyłączały się, zgłaszało się wielu ochotników spośród ludności cywilnej – których niestety przyjąć nie mogłem, nie mając dla wszystkich uzbrojenia. W Słonimie część oddziałów zostaje załadowana, pozostałe oddziały odjechały do Baranowicz, aby po załadowaniu się tam odjechać transportem kolejowym do Lwowa. Dnia 16 IX o godz. 6.00 rano zajmuję stanowiska ogniowe w Baranowiczach, osłaniając załadowanie oddziałów własnych. W tym dniu było kilka nalotów na wysokich pułapach, zrzucone bomby nie wyrządziły szkody, ogień baterii rozprasza samoloty niemieckie. Poprzedniego dnia Baranowicze były silnie bombardowane, szczególnie stacja radionadawcza, która została unieruchomiona. W nocy z 16 na 17 IX załadowałem baterię. Do ładowania otrzymałem lory – węglarki i lory do piasku. Załadowanie było bardzo trudne: żołnierze, dosłownie, wnieśli na rękach samochody na transport. Nad ranem, około godz. 5.00 dnia 17 IX, otrzymałem wiadomość od płk. Schmidta o posuwaniu się czołgów sowieckich na Baranowicze. Na krótkiej odprawie powstaje projekt marszu do Wilna. Wyładowałem baterię, jednocześnie jest nalot 3 bombowców niemieckich. Zrzucone bomby zabijają kilka osób cywilnych. W godzinę potem ukazały się samoloty sowieckie. Samoloty sowieckie w tym dniu nie bombardowały. Po wyładowaniu baterii opuszczam Baranowicze razem z kpt. dypl. Zajączkowskim Marianem558. Z kpt. Zajączkowskim współpracuję od Bielska Podlaskiego, gdzie starał się on wszelkimi siłami zorganizować jakiś większy oddział. Bardzo dzielny oficer, ogromnie energiczny, przedsiębiorczy i nieugięty w postanowieniach, pomimo piętrzących się trudności. Dnia 17 IX bateria maszeruje rzutami przez Nowogródek, Lidę, w Bieniakoniach zatrzymałem się na kilkugodzinny postój nocny. W nocy przeprowadzam reperację sprzętu, który jest mocno nadwyrężony. Do rana bateria jest gotowa do dalszego marszu. Dnia 18 IX około godz. 11.00 bateria zajęła stanowiska ogniowe w Wilnie. W Wilnie wrzała gorączkowa praca nad przygotowaniem się do obrony. W mieście panował niepokój w wysokim stopniu. Około godz. 15.00 18 IX radio wileńskie ogłasza komunikat, że w Berlinie wybuchła rewolucja. Hitler jest prawdopodobnie zabity, Włochy wystąpiły w obronie Polski, Rosja wkroczyła do Polski po to, aby zostawić Polsce 3000 czołgów i wojsko swoje natychmiast 558  Oficer Oddziału IV sztabu SGO „Narew”.

394

Witold Barancewicz wycofuje. Nieopisana radość ogarnęła mieszkańców Wilna. Ludzie z radości płakali na ulicy. Zapalono wszystkie światła. Tymczasem czołgi sowieckie coraz bardziej zbliżały się do Wilna. Około godz. 18.00 padły pierwsze strzały. Wilno było całkowicie nieprzygotowane do obrony. O ile wiem, było w tej chwili w Wilnie około baonu piechoty, zajętej pospiesznym kopaniem rowów i robieniem barykad na przedmieściu, drobne oddziały KOP, kilka dział artylerii lekkiej i moja bateria plot w składzie 4 plutonów. Coraz gorętszy staje się ogień ckm. Czołgi sowieckie przedostały się na ulicę Ostro­ bramską; następuje walka granatami ręcznymi, jednocześnie rozległy się gęste strzały od strony mostu Zielonego. Oddziały polskie zaczynają się wycofywać. Prawie cała obsługa jednego działonu z plutonu por. Jankowskiego ponosi śmierć, działo zostaje nieczynne. Około godz. 21.00 otrzymałem od płk. Okulicza559 [rozkaz] marszu na Zawiasy do przejścia granicy litewskiej na podstawie rozkazu DOK III. Podałem projekt nieprzekraczania granicy, lecz przedarcia się przez Grodno do Puszczy Augustowskiej, gdzie, jak słyszałem, organizowały się i zbierały oddziały polskie. Płk Okulicz wytłumaczył mi bezpodstawność tego projektu. O godz. 23.00 dnia 18 IX bateria plutonami wycofała się z Wilna, inne oddziały albo wcześniej, albo też razem z baterią opuściły Wilno, udając się w kierunku Zawias. W Zawiasach zastałem sytuację wprost tragiczną. Część żołnierzy i dużo samochodów cywilnych przekroczyło już granicę litewską. Obok strażnicy KOP jakiś oddział śpiewał Rotę: „Nie rzucim ziemi…”. Kilku oficerów popełnia samobójstwo. Był to koszmar, jaki pierwszy raz widziałem w życiu. Zbieram i organizuję tych, co nie chcą przekroczyć granicy. Dzielnie mi pomagają: ppor. Maksimowski, plut. Pronaszko, kpr. sł. cz. Kubasiewicz Tadeusz. W międzyczasie spotkałem płatnika grupy „Narew”, ppor., nazwiska nie pamiętam. Płatnik ten miał większą sumę pieniędzy. Pobieram od niego 35 tys. zł. Wypłacam 6-miesięczne pobory oraz dodatek bojowy wszystkim oficerom i podoficerom baterii, podchorążym i kanonierom wypłacam żołd i dodatek bojowy oraz daję po kilkanaście zł tym wszystkim, którzy zgłosili chęć walczenia razem z baterią. Cała bateria, z wyjątkiem tych, co zaginęli w Wilnie, nie chce ani słyszeć o przekroczeniu granicy – idą razem ze mną. Mam plan: maszerować przez Grodno do Puszczy Augustowskiej, zbierać po drodze oddziały rozproszone bez dowódców i w dalszym ciągu przebić się do Warszawy. Dnia 19 IX około godz. 11.00 opuszczam Zawiasy. W tym samym dniu około godz. 13.00 spotykam w folwarku Rejówka płk. Rybickiego560. Po krótkiej odprawie u płk. Rybickiego przechodzę pod jego rozkazy. Maszerujemy razem. Zachodzi konieczność maszerowania drogami polnymi, gdyż szosa Wilno – Grodno jest zajęta przez oddziały sowieckie. Sprzęt niezdatny do marszu i obciążający kolumnę każę zniszczyć. Nie mam już żadnego ciągnika C2P, cztery działa są ciągnione samochodami. 559 Płk dypl. Jarosław Okulicz-Kozaryn, dowódca opl OK III (Grodno), później na polecenie gen. bryg. J. Olszyny­ ‑Wilczyńskiego organizował obronę Wilna. 560  Płk Kazimierz Rybicki, zastępca przewodniczącego Oficerskiego Trybunału Orzekającego.

395

Polska obrona przeciwlotnicza 1939 Skład naszego oddziału: bateria w składzie czterech plutonów à 1 działo i około 200 ludzi; straż przednia około 28 ludzi z 5 plot z kpt. Wiłkojciem561 na czele, kilkanaście samochodów cywilnych, które w dalszej drodze bardzo obciążały kolumnę w marszu. Jako straż tylną wyznaczam jedno działo plot i kilka ckm. Zaczął padać deszcz, maszerujemy do późnej nocy. Droga na przemian albo piaszczysta, albo błotnista staje się coraz bardziej trudna. Po kilkugodzinnym odpoczynku o świcie 20 IX ruszamy dalej. Droga polna jest fatalna, zachodzi konieczność wzmacniania napotkanych mostków; nie mogły wytrzymać ciężaru samochodu. Zabiera to sporo czasu i bardzo opóźnia marsz. Dochodzi nas wiadomość o posuwaniu się naszym śladem czołgów sowieckich. Niszczymy przebyte mostki i sieć telefoniczną. Po nadludzkim wysiłku dobrnęliśmy dnia 21 IX do m. Oran. W Oranach przecięły nam drogę czołgi sowieckie z kierunku Ejszyszki. Tutaj następuje walka. Rozmieszczam ludzi w najbardziej luźnym szyku w zaroślach. Dwa działa ustawiam ukryte obok drogi do ognia na wprost. Tabor wysyłam do tyłu, dwa pozostałe plutony w tyle do osłaniania po wycofaniu się pierwszego rzutu. Przy pierwszym dziale od strony nieprzyjaciela pozostał płk Rybicki i ja. Z boku kilkanaście metrów ks. kapelan Warakomski562, kpt. Wiłkojć, ppor. Maksimowski, przy ckm lotników por. Chrostowski563, ks. kapelan Kulikowski564. Plut. pchor. Stolz Jerzy jako celowniczy pierwszego działa. Około 3 godziny trwała walka, w wyniku której 2 czołgi zostały zniszczone i 1 uszkodzony. W Oranach pozostał ranny ogn. pchor. Bagiński Mikołaj i kierowca bomb. Oziomek, pozostał również razem z nimi w samochodzie ppor. rez. Antonowski Antoni, który nie był ranny. Dwukrotnie wysłałem 2 patrole à 3 do zabrania rannych do baterii, niestety na pomoc czołgom nadjechała piechota sowiecka zmotoryzowana, trzeba było wycofać się, nie wiem, co stało się z rannymi. Był to najcięższym moment dla mnie zostawić rannych. Według zeznań jednego kanoniera, ranni zostali przeniesieni do jakiegoś domu polskiego w Oranach i tam się nimi zaopiekowano. Ten kanonier, jak twierdził, pomógł przenieść rannych. Aby przeciąć pościg nieprzyjacielowi, kpt. Wiłkojć i plut. Pronaszko wyjeżdżają samochodem na przedpole, oblewają most ropą naftową (lotnicy mieli samochód „Saurer” i sporo ropy naftowej), podpalają most (na rzece Mereczance) i wracają. Odrywamy się od nieprzyjaciela. Maszerujemy do późnej nocy. Droga fatalna, obsługa i oficerowie często dosłownie na rękach wynosili samochody z piasku. Maszerujemy na Druskienniki. Nadchodzi noc z 21 na 22 IX, mamy przed sobą do pokonania wysoką, piaszczystą i długą górę w lesie. Z nadludzkim wysiłkiem wciągnięto wszystkie samochody ciężarowe w liczbie około 14, 4 działa i wozy specjalne. Kolumna była gotowa do dalszej drogi. Ludzie upadali ze zmęczenia, jednak postawa duchowa wprost wspaniała. „To wszystko głupstwo, my i tak zwy561  Kpt. Jan Wiłkojć, oficer mob. Bazy Lotniczej 5 plot w Lidzie. 562  Ks. Antoni Warakomski, kapelan OZ 29 DP w Grodnie, późniejszy szef służby duszpasterskiej Samodzielnej Brygady Strzelców Podhalańskich. Patrz – jego wspomnienia Z Brygadą Strzelców Podhalańskich pod Narwik [w:] Udział kapelanów wojskowych w drugiej wojnie światowej, Warszawa 1984. 563  Por. rez. Tadeusz Chrostowski. 564  Ks. Czesław Kulikowski.

396

Witold Barancewicz ciężymy panie poruczniku” – mówili do mnie. Odwróciłem się i odszedłem, aby nie widzieli łez, które cisnęły się mi do oczu. Mam sobie za zaszczyt, że mogłem dowodzić tymi ludźmi. W porozumieniu z płk. Rybickim zarządzam kilkugodzinny odpoczynek. Była godzina pierwsza w nocy. Kazałem kłaść się spać w samochodach. Ludzie natychmiast posnęli. Podniosłem kołnierz płaszcza i zacząłem obchodzić dookoła baterię z zamiarem trzymania posterunku. Deszcz padał. Spotkałem płk. Rybickiego. Uprzedził mnie, nic nikomu nie mówiąc, pełnił służbę posterunku wartowniczego. Płk Rybicki, człowiek stary, kilkakrotnie ciężko ranny w czasie poprzednich wojen, dwukrotnie odznaczony Krzyżem Virtuti Militari. Odszedłem w przeciwną stronę, sam nie wiem, dlaczego nie chciałem, aby mnie widział obok siebie. W nocy czołgi sowieckie podchodziły do nas, nie mogły jednak pokonać drogi terenowej, byliśmy bezpieczni. O świcie pobudka, skromne śniadanie z suchego chleba i marsz dalej. Zapas benzyny na wyczerpaniu. Na dotychczasowy marsz zużyliśmy bardzo dużo benzyny, daleko więcej, niż przewidziałem. Dwa samochody ciężarowe, niezdatne do dalszej drogi, zostają spalone. Zyskuję przez to większy zapas benzyny. Płk Rybicki prowadzi kolumnę, ja przeprowadzam rozpoznanie. Dnia 22 IX około godz. 8.00 dojeżdżałem do m. Uciecha. Spotykam tu drobne grupki polskich żołnierzy, które w nocy wycofały się z Grodna. Grodno jest zajęte przez oddziały sowieckie, jednocześnie dowiaduję się, że od strony wsi Marcinkańce w kierunku na nas posuwają się czołgi sowieckie. Z Grodna na Druskienniki również posuwają się czołgi sowieckie. Sytuacja staje się trudna, brak benzyny coraz większy. Wysyłam jednego z podchorążych na wozie ckm do Druskiennik w sprawie benzyny. Podchorąży wraca – meldunek negatywny. Wysłałem pchor. Stolza Jerzego z ckm z zadaniem rozpoznania na szosie Grodno – Druskienniki. Pchor. Stolz nie wraca. Co z nim się stało, nie wiem. Grozi nam oskrzydlenie z trzech stron przez czołgi sowieckie, a to: śladem naszego marszu, od strony wsi Marcinkańce i od strony Grodna. Walki przyjąć nie możemy ze względu na brak amunicji przeciwpancernej. Brak benzyny, brak żywności – dalszy marsz staje się beznadziejny. Po naradzie z płk. Rybickim postanawiam granicę litewską przekroczyć. Była to ciężka chwila. Około godz. 17.00 dnia 22 IX na stronę litewską przechodzi: 4 działa art. plot, 8 km i kilkanaście samochodów; z ludzi tylko kilkanaście osób przekroczyło granicę, reszta wróciła do swego miejsca zamieszkania, tj. na Wileńszczyznę i Grodzieńszczyznę. Na Litwie przewieziono nas początkowo do Olity, a następnie do obozu internowanych w Birsztanach. Dnia 10 X po ucieczce z obozu w Birsztanach otrzymałem w Konsulacie Polskim w Kownie paszport zagraniczny na nazwisko Witolda Dehorskiego. Dnia 17 X po wyrobieniu wiz zagranicznych opuściłem Kowno i przez Łotwę, Estonię przedostałem się do Szwecji. Zorganizowałem w obozie w Birsztanach grupę 9 osób, byli to przeważnie oficerowie i podchorążowie z mojej baterii plot nr 20. Grupa składała się z: –– ppor. Barancewicz Witold, –– ppor. Maksimowski Zygmunt, –– pchor. Frużyński Ryszard, –– pchor. Ostoja-Steblecki [Tadeusz],

397

Polska obrona przeciwlotnicza 1939 –– pchor. Kozłowski Marek 565, –– pchor. Leluk Czesław, –– pchor. Jastrzębski Adam, –– pchor. Ponikowski Cezary566, –– kdt Bażant Juliusz. Ze Sztokholmu część grupy w składzie 4 osób udała się do Vestervicku i tam objęła obowiązki marynarzy na s/s „Śląsk”, który był unieruchomiony z powodu odmowy odbycia rejsu przez stałą załogę statku. Odmowa odbycia rejsu przez stałą załogę była spowodowana m.in. niebezpieczeństwem rejsu. W Göteborgu (Szwecja) cała grupa wsiadła na s/s „Śląsk” jako załoga. Około 4 XI zawinęliśmy do portu Risöv (Norwegia). Tam załadowaliśmy na s/s „Śląsk” 1400 t celulozy. Rejs odbywaliśmy pod polską banderą, statek prowadził kpt. mar. [Antoni] Zieliński. Na Morzu Północnym statek nasz natknął się na miny głębinowe. Były dwa wybuchy, wyszliśmy jednak cało. Poza silnym wstrząsem, nic nam się nie stało. Było to w pobliżu Wysp Szetlandzkich. Około 22 XI zawinęliśmy do północnej Szwecji. Dnia 27 XI zawinęliśmy do Londynu i tam pożegnaliśmy s/s „Śląsk”, który odpłynął do portu towarowego do wyładowania ładunków celulozy. W Londynie cała nasza grupa zgłosiła się do Armii Polskiej. Po kilkudniowym pobycie w Londynie odesłano nas do Francji. Dnia 3 XII 1939 r. zameldowaliśmy się (cała grupa) w Komendzie Armii Polskiej w Paryżu, tu otrzymaliśmy przydziały do poszczególnych obozów Wojska Polskiego we Francji. W czasie przebiegu działań wojennych baterii mot. art. plot nr 20 na szczególne wyróżnienie z mojej strony zasługują: –– por. rez. Sokolnicki [Bolesław] – dowódca kompanii km nr 117, –– ppor. Maksimowski Zygmunt – oficer zwiadowczy baterii, –– plut. Pronaszko Stefan, –– kpr. Paździerski Wacław – podoficer techniczny baterii, –– kpr. sł. cz. Kubasiewicz Tadeusz – obsługa II plutonu, –– plut. pchor. Stolz Jerzy – obsługa IV plutonu, –– kpr. pchor. Siedlecki Jan – obsługa II plutonu, –– kpr. pchor. Gąsowski Tadeusz – obsługa IV plutonu, –– bomb. sł. cz. Ejsymont Jan – przelicznikowy III plutonu, –– kpr. sł. cz. Kwiatkowski Stanisław – przelicznikowy III plutonu, –– kan. sł. cz. Peliksza Alfons – przelicznikowy I plutonu. Wymienieni wypełnieniem obowiązków służbowych dali przykład godny naśladowania, a w ciężkich chwilach walki byli wzorem dla innych. Pragnę w tym miejscu wyrazić głęboki szacunek, jaki żywiliśmy wszyscy dla płk. Rybickiego. Jego zawsze spokojna, niezłomna postawa była dla nas wszystkich wzorem w czasie ostatnich ciężkich dni, które wspólnie przebywaliśmy na polu walki. Oryginał, rękopis; IPMS, sygn. B.I.102/C 565  Patrz – jego relacja w tym zbiorze. 566  Absolwent XI kursu Szkoły Podchorążych Rezerwy Artylerii we Włodzimierzu Wołyńskim (1936–1937).

398