Czytanka dla serca - s. 11

nr 10 • październik 2013 • rok 84 ISSN 1232-1311 www.apchor.pl l i s t d o o s ó b c h o r y c h i n i e p e ł n o s p r aw n y c h canstockphoto.p...
27 downloads 0 Views 945KB Size
nr 10 • październik 2013 • rok 84 ISSN 1232-1311

www.apchor.pl

l i s t d o o s ó b c h o r y c h i n i e p e ł n o s p r aw n y c h

canstockphoto.pl

Czytanka dla serca - s. 11

www.bernardyni.rzeszow.pl

Ikona „Święty Franciszek z Asyżu”, autor nieznany, w kolekcji prywatnej

każdy może odnaleźć swój asyż!

W

październiku wspominamy w liturgii wielu znanych Świętych. Jest wśród nich św. Franciszek z Asyżu. Był on dziedzicem dużego majątku, a mimo to wybrał życie bardzo ubogie. Idąc bowiem za Bożym wezwaniem, zapragnął służyć innym. Odkrył w sercu, że prawdziwe spełnienie może dać mu tylko miłość. Otrzymał więc od Boga jedno zadanie na całe życie – dawać dobro. Z wiarą proszę dzisiaj Pana, by tak, jak Franciszkowi, wskazał mi mój Asyż.

w pa ź dz i e r n i kow y m l i śc i e

Od redaktora

ks. Wojciech Bartoszek krajowy duszpasterz apostolstwa chorych

Październik to miesiąc, w którym obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Osób Niewidomych, zwany także Dniem Białej Laski. Wydarzenie to stanowi szczególną okazję, aby nasze myśli i uwagę skierować w stronę tych wszystkich, którzy zmagają się z ograniczeniami wynikającymi z niepełnosprawności w zakresie narządu wzroku. Podejmując tę tamtykę, pragniemy także uczynić ukłon w stronę osób, które z oddaniem służą niewidomym w rozmaitych placówkach i domach rodzinnych. Modlę się za wszystkich chorych i ich opiekunów, a w miesiącu różańcowym całą naszą wspólnotę polecam ufnie orędownictwu Matki Najświętszej. nasza okładka

Czytanka dla serca

Osoby niewidome posługują się alfabetem Braille'a. Wielu z nich przyznaje jednak, że więcej niż palcami, można odczytać sercem. z bliska

nasi orędownicy

Kiedy strata odsłania sens Historia głuchoniewidomej Krystyny Hryszkiewicz.

Święta Anna Schäffer 4

pa nor a m a w i a ry

Czekając na światłość

Osoby niewidome i ich opiekunowie dzielą się świadectwem wiary. 17 modlitwy czas

Różaniec – modlitwa rąk i serca

Sylwetka Świętej, która nie od razu pogodziła się z cierpieniem. 14 w cztery oczy

Raz drożdżówka, raz rogalik

Niewidoma nauczycielka w radosnej opowieści o życiowej pasji. 25 k apłan wśród chorych

Oko cyklonu Trochę inne spojrzenie na modlitwę Opowieść o chorobie przeżywanej różańcową. w bliskości kochającego Boga. 32 35

październik

2013

z bliska

Kiedy strata odsłania sens A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Wzrok i słuch to chyba najważniejsze zmysły, jakimi dysponuje człowiek. Kiedy brakuje jednego z nich, powstaje poważne ograniczenie w kontakcie ze światem, a cóż dopiero, kiedy ktoś traci oba. Historia głuchoniewidomej Krystyny pokazuje jednak, że przy dobrym wsparciu i taka osoba może przeżyć swoje życie godnie i szczęśliwie.

4

siostra lidia fsk i cezary sękalski

J

akiś czas temu media obiegła informacja o eutanazji wykonanej przez lekarzy na czterdziestopięcioletnich głuchoniemych bliźniakach mieszkających w Belgii. Mężczyźni od wielu lat mieszkali razem i byli dla siebie umocnieniem w zmaganiu z chorobą i niepełnosprawnością. Kiedy okazało się, że oprócz braku słuchu zaczynają tracić również wzrok, wizja braku kontaktu ze światem i sobą nawzajem była dla nich tak przerażająca, że poprosili o eutanazję. Belgijscy lekarze spełnili ich prośbę, mimo że było to niezgodne z tamtejszym prawem, bo ich schorzenia nie były związane ani z niebezpieczeństwem utraty życia, ani z jakimś szczególnym fizycznym cierpieniem. Czego zabrakło w belgijskim systemie opieki zdrowotnej? Zabrakło miłości

i empatii, którymi należało otoczyć niepełnosprawnych, aby odnaleźli sens życia pomimo ograniczeń, jakie przyniosła im choroba. Jaka szkoda, że w Belgii nie ma Lasek. Pomyślałem tak, kiedy dotarł do mnie list od siostry Lidii Witkowskiej FSK, która podzieliła się ze mną historią głuchoniemej i niewidomej Krystyny... Ratunek od Matki Bożej Krystyna Hryszkiewicz urodziła się 25 lutego 1939 roku na Kresach w Oszmianie (obecnie Białoruś). W piętnastym miesiącu życia, po dwukrotnym zapaleniu opon mózgowych, straciła wzrok i słuch. A kiedy miała trzy latka, zmarł na tyfus jej ojciec. Matka po jakimś czasie poślubiła brata ojca, który zaopiekował się rodziną. W 1946 roku w ramach repatriacji siedmioletnia Krysia przyjechała wraz z matką i ojczymem do Polski i zamieszkała w Szczecinku. Rodzice bardzo ją kochali,

www. apchor . pl

otaczali wielką czułością i opieką, ale nie potrafili się z nią dobrze porozumieć. Z wiekiem rosły jej potrzeby, a sama nie umiała wyrazić tego, co przeżywa. Sprawiała przez to coraz większe kłopoty wychowawcze i w geście desperacji rodzice postanowili poszukać pomocy u Matki Bożej. W tym czasie Polskę obiegła wieść o tym, że w lubelskiej katedrze na obrazie Matki Bożej pojawiły się łzy. Rodzice Krysi ufali, że miejsce to może stać się dla nich wybawieniem i z nadzieją na cud wybrali się na pielgrzymkę. Nie było to proste, bo aby dostać się do Matki Bożej Płaczącej, musieli odbyć daleką podróż.

Na miejscu gorąco modlili się i powierzyli dziecko Matce Bożej. W drodze powrotnej z Lublina do Szczecinka mieli przesiadkę w Warszawie i tam „przypadkowo” poznali panią prof. Marię Grzegorzewską, pionierkę pedagogiki specjalnej w Polsce, która zainteresowała się Krysią i obiecała znaleźć dla niej odpowiednią szkołę. Krystyna miała wtedy 11 lat. Prof. Grzegorzewska przez trzy lata jeździła po Polsce, szukając najlepszego miejsca dla dziewczynki. Ostatecznie wybrała Zakład dla Niewidomych w Laskach, bo tam spotkała się z siostrą Emmanuelą Jezierską, franciszkanką służebnicą krzyża, która miała predyspozycje i chęci, aby osobiście zająć się wychowaniem Krysi. Pierwsza nauczycielka Siostra Emmanuela Jezierska przed wstąpieniem do klasztoru w 1939 roku, ukończyła prawo na Uniwersytecie Warszawskim. Później pełniła różne funkcje administracyjne i wychowawcze w Zgromadzeniu, ale z powodu chorób i cierpień, jakie pozostawił po sobie system represji komunistycznej (m.in. uwięzienie na zamku lubelskim) była zwolniona ze sprawowania poważniejszych funkcji. Zatem od lutego 1953 roku mogła rozpocząć pracę w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach, gdzie powierzono jej edukację głuchoniewidomej Krystyny Hryszkiewicz. Czwartego dnia pobytu w Laskach siostra Emmanuela pokazała Krysi dużego konia na biegunach. Dziewczynka huśtała się na nim bardzo długo. Wtedy pierwszy raz siostra napisała jej „do ręki” wyraz „koń” i chciała, żeby dziewczynka go powtórzyła. Siostra Emmanuela specjalnie

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

archiwum prywatne

z bliska

5

październik

2013

z bliska

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

dla Krysi przystosowała oparty na systemie Lorma alfabet „do ręki”. Rozmieściła wszystkie litery na danej części każdego palca, przeczuwając, że w ten sposób nauczy dziewczynkę porozumiewania się z innymi ludźmi. Krysia szybko zrozumiała, że każda rzecz ma swoją nazwę. Siostra cierpliwie uczyła ją nowych wyrazów. Później rozpoczęła z nią naukę alfabetu Braille'a. Dzięki metodycznej pracy Krysia szybko robiła postępy. Cały alfabet „do ręki” i alfabet Braille'a poznała w dziewięć miesięcy od przybycia do Lasek.

6

Pionierka surdotyflopedagogiki Od samego początku Krysia była ciekawa świata. Spotkane osoby i przedmioty starała się poznawać dotykiem, przy pomocy węchu czy nawet językiem. Pod kierunkiem siostry Emmanueli poznała mowę znaków migowych przez nią i dla niej tworzonych. Natomiast dzięki znajomości alfabetu Braille'a mogła też czytać. Odtąd bardzo to polubiła i pytała o wszystko, czego nie rozumiała. Poznane wyrazy powtarzała kilka razy i zapisywała je. Zapamiętywała wszystko, czego się nauczyła. Siostra Emmanuela swoje zajęcia musiała mieć starannie przemyślane i przygotowane. Uczennica z każdym miesiącem coraz bardziej wychodziła ze świata ciszy i pełna ciekawości chciała wciąż coś nowego poznawać. Było to dla siostry nie lada wyzwanie. Z czasem napisała ona kilka artykułów i książkę „Obserwacje nad głuchoniewidomą Krystyną Hryszkiewicz”, która stanowiła dziennik zawierający opis zmagań Krystyny z nowym otoczeniem,

poznawaniem świata oraz nauką komunikowania się z najbliższymi. Siostra swoim pionierskim działaniem w Polsce przyczyniła się do kształtowania zainteresowania społecznego ludźmi głuchoniewidomymi, wskazała na ich możliwości i potencjały rozwojowe. Przekonała osoby pełnosprawne, że można wydobyć głuchoniewidome dziecko z konsekwencji uszkodzeń najważniejszych zmysłów, a przede wszystkim dała nadzieję rodzicom głuchoniewidomych dzieci i pokazała, że można je zrodzić do nowego życia. Przez swoją wieloletnią pracę otworzyła drogę innym tyfloi surdopedagogom (specjalistom od osób niewidomych i niesłyszących), ukazując, jak należy z takimi dziećmi pracować i co w tej pracy powinno być priorytetem. Dzisiaj z perspektywy lat niewątpliwie można uznać siostrę Emmanuelę za twórczynię praktyki surdotyflopedagogiki w naszym kraju. Jest ona niepodważalnym autorytetem, którego dorobek budzi podziw i szacunek. Stworzyła niespotykaną dotąd w świecie relację nauczyciel – wychowanek, która zaowocowała drogą z ciemności do światła. Lekcje mowy i przyrody Siostra Emmanuela próbowała uczyć Krysię mowy. Podczas specjalnych lekcji dziewczynka „obserwowała ręką”, jak siostra mówi, a potem próbowała powtarzać proste wyrazy. Najpierw nauczyła się mówić: „mama” i „tata”. To była jedna z największych radości dla jej rodziców, kiedy podczas odwiedzin mogli usłyszeć jej mowę. Znaki migowe i alfabet „do ręki” stały się podstawowym łącznikiem między

www. apchor . pl

z bliska

zapragnął poznać osobiście (to właśnie jej pierwszej pragnął dać do ucałowania figurę Matki Bożej Fatimskiej).

Awantura o nożyczki W pierwszym okresie pobytu w Laskach Krysia mieszkała w pokoju razem z siostrą Ludwiką. Czasami chwytała różne przedmioty należące do siostry i uważała je za swoje. Pewnego dnia dziewczynka zabrała nożyczki i ukryła je w swoim pudełku w szafie. Kiedy siostra to odkryła, zaczęła się wojna o nożyczki. Mimo że Dalekie podróże Krysia dostała też swoje własne, nie chciaW pierwszym roku swego ła oddać tych, które należały pobytu w Laskach Krysia oddo kogoś innego. Z krzykiem, Krysia była z siostrami dalekie podrórzucając się, podopieczna poże pociągiem: do Szczecinka kazywała bez końca, że nie była bardzo i do Sobieszewa. Poznała mociekawa świata. chce ich oddać. Po długich rze, a w nim łapała i oglądała Wytrwale pytała próbach perswazji siostry były meduzę. Płynęła po Wiśle łoo wszystko, czego bardzo zmęczone. Martwiły się, że Krysia wszystko chce dzią i statkiem. W okresie wanie rozumiała. kacji dokładniej zapoznawała zabierać dla siebie i że jeszcze się z życiem na wsi, ze zwienie rozumie „świętego prawa rzętami domowymi. Oglądała własności”. Zastanawiały się, krowę, która dawała mleko. Krysia robiła jak w przyszłości będzie wyglądała napotem z niego różne przetwory. Pozna- uka. Jednak dziewczyna nagle zakończyła ła konia, owce i jagnięta, świnię, królika konflikt dając znak, że krzyczeć już nie i kury. Ścinała wełnę owczą nożycami. Po będzie. Siostra Emmanuela pogładziła ją powrocie do Lasek zetknęła się z całym po ręce na znak zgody... I tak dziewczyna bogactwem jesiennych prac w polu, ogro- zaakceptowała znaczenie prawa własności. dzie i w dużym gospodarstwie domowym. Kto posolił morze? Razem z innymi pracowała przy kopaniu ziemniaków i zsypywaniu ich do kopca. Po trzech latach pobytu w Laskach Pomagała w przygotowywaniu przetwo- siostra Emmanuela postanowiła opowierów na zimę z kapusty, ogórków i pomi- dzieć Krysi o Bogu. Dziewczyna sama już dorów. 20 marca 1957 roku pojechała do wcześniej zaczęła zastanawiać się nad Warszawy na spotkanie z ks. Prymasem różnymi zjawiskami i zadawała pytania Stefanem Wyszyńskim, który znał ją metafizyczne. Pytała na przykład kto zasiał z opowiadań siostry Emmanueli, a teraz kaczeńce w wodzie albo kto posolił morze?

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Krysią a otoczeniem. Oprócz nauki dziewczynka miała swój niewielki zagonek, gdzie podpatrywała wzrost roślin. Śledziła jak rosną i rozwijają się pąki na drzewach. Wyhodowała w doniczkach brzoskwinię z pestki i dwa dąbki z żołędzi, które później przesadziła z doniczki do ziemi. Kiedy zebrała pierwsze plony z własnej grządki, zrobiła z siostrą Ludwiką potrawy. Szyła też woreczki na nasiona, ciesząc się na przyszłe zasiewy. Poznawała życie przyrody w różnych okresach roku.

7

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

archiwum prywatne

z bliska

8

Krysia mogła uczyć się świata dzięki wielkiej cierpliwości siostry Emmanueli. Z biegiem czasu wytworzyła się między nimi niezwykła więź, która pomagała pokonywać liczne ograniczenia.

Siostra Emmanuela rozpoczęła lekcję od przypomnienia Krysi o tym, że wszystko co istnieje, musi mieć swoją przyczynę. Na tej lekcji używała słów i pojęć, które jej podopieczna doskonale znała, a dotyczyły one różnych zawodów. Dziewczyna odpowiadała z zadowoleniem: – Ja wiem, że szewc robi buty. Ja wiem, że stolarz robi stoły. Siostra rozpoczęła od rzeczy małych i powoli przechodziła do wielkich, takich jak pociąg, statek, okręt. Następnie powiedziała: – Nie wiem, kto zrobił Słońce. Wtedy uczennica zmarszczyła czoło i wpadła w głębokie zamyślenie. Po chwili powiedziała: – Słońce nie jest zrobione. Siostra mówiła dalej: – Ja nie wiem, kto zrobił morze, nie wiem, kto

zrobił Ziemię, nie wiem, kto zrobił jeziora i rzeki. Padło dziwne stwierdzenie, które Krysię szczególnie zastanowiło: – Człowiek jest mały... Na końcu tej trudnej lekcji siostra powiedziała do dziewczyny: – Te wszystkie cuda, te ogromy, które tak cię zachwycają, zrobił Bóg. Czy ty kochasz Boga? Uczennica niczego więcej się w tym dniu nie dowiedziała. Wyraz „Bóg” był jedynym nowym, nieznanym słowem. Wyraz ten otrzymał swój znak: krzyż uczyniony na sobie oraz ręce wyciągnięte ku górze. Ale uczennica od razu zmieniła ten znak na swój własny: rozłożyła ręce i z lekka poruszała nimi jak

www. apchor . pl

ptak skrzydłami, a następnie objęła tymi rozpostartymi ramionami jak najwięcej przestrzeni, jakby dla wyrażenia tego, że Bóg jest nieogarniony. Po przeczytaniu lekcji o Bogu jeszcze chwilę siedziała nieruchomo, w zamyśleniu. Kilka dni później siostra na lekcji opowiedziała jej całą historię stworzenia świata według Pisma Świętego. Po przeczytaniu tej lekcji Krysia siedziała chwilę w bezruchu. Nie było tak podczas innych, zwykłych lekcji. Zawsze po nich wstawała szybko od stołu, wydając nieraz okrzyki radości, ale zwykle spieszyła się zaraz do innych zajęć. Tego dnia była spokojna i zamyślona. Siostra zadała jej jeszcze jedno ważne pytanie: – Czy ty kochasz Boga? Twarz dziewczyny zmieniła się i przybrała jakiś nieśmiały, nigdy nie spotykany u niej wyraz. – Ja kocham Boga – odpowiedziała równie powoli i spokojnie, jakby z namysłem. Od tego momentu Krysia zaczęła modlić się do Boga Stwórcy. Każdego wieczoru razem z siostrami klękała do krótkiej modlitwy. Pięknie żegnała się znakiem krzyża tak, jak nauczyła ją w domu mama. Siostra Emmanuela napisała dla niej pierwszą, krótką modlitwę: „Bóg jest. Bóg stworzył Ziemię, Słońce i kwiaty. Ja dziękuję Bogu za Ziemię, Słońce i kwiaty. Bóg daje życie. Ja mam życie. Ja dziękuję Bogu za życie. Bóg jest. Bóg daje rozum. Ja dziękuję Bogu za rozum”. Pierwsza Komunia Święta Ważnym momentem w jej życiu była Pierwsza Komunia Święta, którą przeżyła w wieku 26 lat. Przygotowanie do niej rozpoczęło się w Laskach, już nie tylko

z siostrą Emmanuelą, ale i z pomocą ks. Tadeusza Fedorowicza. Lekcje rozpoczęły się od oglądania kaplicy, tabernakulum, ołtarza, kielicha, pateny, komunikantów, hostii. Przed uroczystością Krystyna przystąpiła do Sakramentu Pokuty i 7 września 1965 roku w laskowskiej kaplicy Pierwszej Komunii Świętej udzielił jej ks. Tadeusz Fedorowicz. Na tej uroczystości obecni byli jej rodzice. Krysia była bardzo szczęśliwa. Siostra Emmanuela razem z siostrą Zofią pisały dla niej specjalne modlitewniki. Chciały, aby młoda kobieta zrozumiała jak najlepiej tę najważniejszą prawdę, że Bóg jest miłością, kocha Krystynę i pozwolił jej przyjąć do serca Swego Syna, Jezusa Chrystusa. Odtąd stał się On dla niej kimś bardzo ważnym. Gdzie jest tata? W roku 1978 zmarł ojczym Krystyny, Witold. Lękano się, jak jej o tym powiedzieć, bo nie wiadomo było jeszcze, jak zareaguje. W tym czasie mieszkała razem z rodzicami w Szczecinku. Kiedy pytała: – Gdzie jest tata? – mówiono jej, że wyszedł do sklepu i wróci. Któregoś dnia Krystyna przepisywała z siostrą Ludwiką Ewangelię na niedzielną Mszę i nagle zupełnie niespodziewanie zadała pytanie: – Tata Witold, gdzie jest? Siostra nie wiedziała, co jej powiedzieć, ale postanowiła odkryć przed nią tę tajemnicę. Powiedziała: – Tata nie żyje. A kobieta równie szybko zadała następne pytanie: – Kiedy zmarł? Siostra Ludwika napisała jej „do ręki” dokładną datę śmierci. Krystyna była cicha, skupiona. Przez moment nawet nieruchoma, po czym

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

z bliska

9

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

z bliska

10

znowu zapytała: – A gdzie jest pochowany? Siostra powiedziała: – Na cmentarzu w Szczecinku. Kobieta chciała natychmiast iść do taty. Jednak siostra wytłumaczyła jej powoli, że jutro jest niedziela i najpierw pójdzie na Mszę Świętą, a potem pojedzie autobusem na cmentarz, kupi lampki i kwiaty. I tak się stało. Następnego dnia Krystyna była na cmentarzu. Obejrzała dokładnie grób, położyła kwiaty i modliła się. W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie, zaczęła się głośno śmiać. Siostra nie wiedziała, co to ma znaczyć. Po chwili jednak zrozumiała, że to był wyraz radości. Ona wreszcie odnalazła tatę. Cieszyła się, że będzie mogła tu przychodzić i modlić się za niego. Ostatnie lata W kolejnych latach Krystyna doświadczała odejść bliskich jej osób. W 1987 roku w wieku 76 lat zmarła jej pierwsza nauczycielka, siostra Emmanuela Jezierska. W dniu 53. urodzin, w 1992 roku dowiedziała się o śmierci mamy, która ostatnie swoje lata spędziła w Domu Opieki Społecznej. Krystyna przez jakiś czas mieszkała potem w swoim mieszkaniu w Szczecinku, a później przeniosła się do Domu Nadziei dla Niewidomych Kobiet w Żułowie. Tam chodziła na Warsztaty Terapii Zajęciowej i żyła spokojnie do końca swoich dni. Krystyna Hryszkiewicz przeżyła 74 lata. Fakt, że dzięki pomocy wielu ludzi, mimo swoich ograniczeń, potrafiła nawiązać kontakt ze światem, stanowi niezwykłe świadectwo siły i hartu ducha. Na życie można patrzeć w kategoriach straty – brak wzroku, brak słuchu. I my często

koncentrujemy się na tym, co jest brakiem. Natomiast prawdziwy świat ducha nie jest światem strat i braków. Krystyna pokazała nam wszystkim, że strata pozwala odnaleźć sens życia, który jest ponad ograniczeniami. Pożegnanie Podczas homilii pogrzebowej w Laskach, bp Bronisław Dembowski powiedział m.in.: „Usłyszeliśmy słowa Pisma Świętego: «Nikt z nas nie żyje dla siebie i nikt nie umiera dla siebie. Jeżeli bowiem żyjemy, żyjemy dla Pana. Jeżeli zaś umieramy, umieramy dla Pana» (Rz 14, 7-8). Te słowa także odpowiadają życiu i śmierci śp. Krystyny. Była ona bardzo zdolna. Nie widziała i nie słyszała, a więc porozumiewanie się z innymi ludźmi nie było łatwe. Jej rodzice, jak i później inni ludzie, którzy byli z Krystyną, zwłaszcza siostra Emmanuela, siostra Ludwika i moja siostra – siostra Zofia – wspierali Ją i mogli ze sobą rozmawiać, posługując się znakami rozmieszczonymi na dłoni. Można również powiedzieć o śp. Krystynie, że nie trwożyło się jej serce. Wierzyła w Boga i wierzyła w Jezusa Chrystusa, poszła do miejsca, które przygotował Jezus. Dlatego nie tylko prośmy Boga o zbawienie dla śp. Krystyny, ale jednocześnie dziękujmy Bogu, bo jej życie stało się okazją do tego, żeby wielu ludzi czyniło coś dobrego. Zawsze wokół niej byli ludzie wspierający ją wysiłkiem, a porozumiewanie się z nią nie było łatwe, ale jednak to czynili. Wielu wspierało ją od dzieciństwa, aż do śmierci w Żułowie. Niech Bóg wszystkim zapłaci. Amen”. q

www. apchor . pl

z bliska

Czytanka dla serca jacek glanc

C

ałkiem niedawno, wieczorową porą, zaprzyjaźniłem się z Ewangelią według św. Marka. Po pierwsze dlatego, że ponoć jest najstarsza, więc najbliższa ziemskiemu życiu Pana, a poza tym także… najkrótsza, co takim niecierpliwcom jak ja, znacznie ułatwia życie. Powiódł mnie więc mój przewodnik w okolice Jerycha i nakazał szeroko otworzyć oczy oraz wytężyć słuch, by nic nie umknęło mojej wrażliwości. Tak też uczyniłem i po paru chwilach czas realny ustąpił miejsca biblijnej wyprawie.

Spotkanie Kroczyłem z wolna zakurzonym traktem, a ciepły rdzawy piasek przepełniał moje sandały. Wypalone kępy przydrożnych traw były niemym świadectwem wielomiesięcznej suszy. Jedynie powykrzywiane starością oliwkowe drzewa o szczerbatej korze miały się dobrze, wszak im brak wody nie szkodzi. Pod jednym z nich dostrzegłem siedzącą postać jakiegoś nieszczęśnika, który okrywał się strzępami podartego płaszcza. Chciałem

podejść bliżej, kiedy za moimi plecami zrobiło się gwarno. Nadciągała liczna grupa wędrowców, nad głowami których unosił się bury tuman kurzu. Na czele kroczyli znający trakt mężczyźni, a pośród nich odziany w jasną tunikę Mistrz o skupionej i ciepłej twarzy. Chciałem krzyknąć „Hosanna” albo przynajmniej ręką pomachać, aby Go powitać, uklęknąłem jednak tylko onieśmielony Jego świętą obecnością. Kiedy już podniosłem wzrok, dostrzegłem, że cały orszak zatrzymał się przy samotnym biedaku, który krzycząc wniebogłosy, zaczął błagać Pana o zlitowanie. Dosłyszałem, że to Bartymeusz – niewidomy od urodzenia. Sam Pan Jezus przywołał go do Siebie. Wyciągnął dłoń. Powiedział kilka słów. Usłyszałem tylko: „Twoja wiara cię uzdrowiła”. Zaraz ruszyli dalej. Bartymeusz – uzdrowiony i szczęśliwy – rychło pobiegł za nimi. Ja także obrałem ten sam kierunek, ale jakoś tak wlokłem się z tyłu i ociężale człapałem. Smak życia Skąd ta dziwna różnica między nami?! On – trawiąc swe kalectwo, siedział zwyczajnie przy drodze. Wyczulonym słuchem wyłapywał delikatny świergot

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Gdzieś obok tętniło życie. Najbardziej żałował, że nie może oglądać kolorów i barw, o których z takim przejęciem dyskutowali ludzie, że nie może sprawdzić, czy Góry Judzkie są rzeczywiście tak wysokie i czy kobiety są naprawdę piękne.

11

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

backgrounds.hd

z bliska

12

palestyńskich pliszek oraz groźny szum mętnych wód Jordanu. Z daleka pachniały mu świeże podpłomyki albo wędzona ryba. Smakował też słodkie daktyle i cierpkie granaty. Gdzieś obok tętniło życie. Najbardziej żałował, że nie może oglądać kolorów i barw, o których z takim przejęciem dyskutowali ludzie, że nie może sprawdzić, czy Góry Judzkie są rzeczywiście tak wysokie i czy kobiety są

naprawdę piękne. Mógł to sobie tylko wyobrażać. Utworzył jednak w swoim sercu swoisty pamiętnik wspomnień i doznań, skarbnicę uczuć i ludzkiej wrażliwości – czytankę dla serca. Przeczuwał, że ciepły śmiech to szczęście i radość, szloch zaś to ból i zgryzota. Wiedział, że delikatny głos zwiastuje przyjaciela, a ton sykliwy nieprzyjaznego złodzieja. Rozeznawał, co to ojcowska stanowczość i nieskończona

www. apchor . pl

z bliska

Ulituj się nade mną! Ja – patrzę w lustro i widzę niejednokrotnie tylko siebie. Wychodzę na ulicę i dostrzegam jakieś anonimowe ludzkie istoty. Patrzę na świat i doświadczam przedziwnie obcej rzeczywistości. Zaskakujące! Mając oczy, można być niewidomym. Można mieć oczy otwarte i niczego nie widzieć. Patrzeć i „widzieć ciemność”, nie sięgać wzrokiem ludzi i rzeczy istotnych. Mając dobry wzrok, nie dostrzegać czyjegoś cierpienia, uczuć i obecności. Co z tym zrobić!? Może wystarczy westchnąć z miłością do Pana – „Rabbuni”, by obudzić swą człowieczą wrażliwość. A może już trzeba wrzasnąć: „Ulituj się nade mną!”, aby odrzucić znieczulenie i duchową gruboskórność? Kiedyś w szpitalnej poczekalni spotkałem postawnego czterdziestoparoletniego

mężczyznę, któremu kilka lat wcześniej żrąca substancja wypaliła źrenice. Siedział w wózku inwalidzkim, bo szukając po omacku drogi na oblodzonym chodniku, złamał kość strzałkową w stawie skokowym. Nawet czarne okulary nie były w stanie ukryć tego, że był przystojnym dżentelmenem. Ujmował przy tym niebywałym spokojem w gestach i słowie. Na wskazującym palcu prawej dłoni miał założony szczerozłoty różaniec w formie ślubnej obrączki. Bezgłośnie odmawiał „Zdrowaśki”. Modlitwa Przyjaciela Zapytałem delikatnie: – Za kogo pan się modli? W odpowiedzi usłyszałem: – Za tych, którzy stukają za ścianą w bloku i za tych, których mijam na klatce schodowej. Za tych, którzy jadą ze mną w windzie i pomagają trafić do sklepu. Za kierowcę, który dowiózł mnie do szpitala, za pielęgniarkę, która założyła szynę, mimo że bardzo bolało. Za pana też. Modlę się za muzyków, których koncert wczoraj słyszałem i za panią Zosię, która latem uprawia po sąsiedzku pachnące róże, także za tych, którzy teraz wyjeżdżają na narty. Oczywiście za moją żonę, która będzie teraz miała ze mną jeszcze więcej kłopotu i za Beatkę, by obroniła magisterkę. Można powiedzieć: Modlę się za ludzi, za świat cały! Drogi Przyjacielu – Bartymeuszu ze szpitalnej poczekalni, pomódl się więc i za nas wszystkich. Niech Ten, który daje przejrzenie, nie dozwoli, by dotknęła nas ślepota serca, zaćmienie sumienia i rozpacz ciemności! q

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

matczyna wyrozumiałość. Pamiętał, jak pachnie dom i jaki odór przynosi wojna. Marzył, że kiedyś to wszystko zobaczy, a przedtem – przejrzy i zyska łaskę doznania pełnej prawdy o życiu, ludziach i świecie. Wierzył… wierzył niezłomnie, że kiedyś pojawi się Ten, o którym krążyły niesamowite historie – Cudotwórca, którego wielu nazywało już Mesjaszem. Kiedy więc nadarzyła się jedyna okazja – kiedy nadszedł Mistrz, był gotowy. Nie żałował gardła! Krzyczał głośno i natarczywie, na przekór niedowiarkom i żądnym sensacji gapiom. Jego gorące od szczerych uczuć serce mało nie eksplodowało. Dusza pełna wiary unosiła go ponad przeciętność świata. Rozum zaś, dyktujący wpierw słowa nadziei, podpowiedział, że oto zdarzył się cud przejrzenia!

13

październik

2013

Nasi Orędownicy

Po co mi to cierpienie? – Święta Anna Schäffer

statniego dnia każdego roku życzymy sobie „szczęśliwego nowego roku”, licząc, że kolejny będzie lepszy od mijającego, że w zdrowiu i w szczęściu przeżyjemy dni, które nadejdą. Niestety, nasze życzenia rzadko się spełniają.

O

wstydem, ostatnie doświadczenie wydało mi się zupełnie bezsensowne i niepotrzebne. Po co mi te długie miesiące unieruchomienia i życia na peryferiach bieżących spraw, pilnych zadań, w których ktoś inny musiał mnie wyręczać? Po co to poczucie bezużyteczności i świadomość bycia dla innych ciężarem z tak prozaicznego powodu? I choć się tego wstydzę, nadal pytam mojego Boga: po co?

Trudne pytanie Tak było i w moim przypadku, przynajmniej w dziedzinie zdrowia. Najpierw nagłe i znaczne pogorszenie wzroku i lęk, czy nie utracę go na dobre, potem niepokojące objawy ze strony układu trawiennego, bolesny zabieg i niespokojne oczekiwanie na diagnozę. Wreszcie – pozornie niewinny upadek na oblodzonym chodniku, który zaowocował skomplikowanym złamaniem stawu łokciowego i równie skomplikowaną operacją. A potem długie tygodnie w gipsie i miesiące bolesnej rehabilitacji z dość miernymi rezultatami. Ręka nadal wypełniona jakimś żelastwem ciągle boli i jakoś nie potrafi zgiąć się ani wyprostować na tyle, na ile bym chciała. O ile dwie pierwsze przypadłości udało mi się przyjąć z jako takim zrozumieniem – jak przystało na osobę, która kilkadziesiąt lat ociera się o cudze, dużo większe cierpienie – o tyle, co przyznaję ze

Dojrzała decyzja A jednak są osoby, które zdecydowały się bezwarunkowo zaufać Bożym decyzjom. Pracując w Apostolstwie Chorych nie sposób nie spotykać ich niemal codziennie. A na świecie są ich tysiące. Mali i więksi naśladowcy Ukrzyżowanego. O niektórych mówimy dziś święci i błogosławieni. Do ludzi, którzy ze swego cierpienia uczynili narzędzie apostolstwa należała także Anna Schäffer. Urodziła się 18 lutego 1882 roku w Niemczech, w bawarskiej wiosce Mindelstetten. Od dziecka przywykła do ubóstwa. W rodzinie Schäfferów nie brakowało za to wzajemnej miłości i dbałości o życie w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi. Ania miała 12 lat, gdy przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej. Już wówczas postanowiła ofiarować się na służbę Bogu i po ukończeniu szkoły wstąpić do zgromadzenia zakonnego, którego charyzmatem

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Danuta Dajmund

14

www. apchor . pl

byłaby praca na rzecz misji. Tym marzeniem żyła i konsekwentnie zmierzała do jego realizacji. Właśnie dlatego tak wcześnie, jak to było możliwe, podjęła pracę, by zgromadzić fundusze na wymagany wówczas w zakonach „posag”. W szkole cierpienia Czuła, że Jezus nieustannie przemawia do jej serca. Miała zaledwie 16 lat, kiedy pod wpływem tych duchowych spotkań z Chrystusem, w czerwcu 1898 roku zrozumiała, iż jej droga będzie inna, niż ta, o której marzyła. Skoro jednak ofiarowała swoje życie Bogu bezwarunkowo, czy wypadało teraz dyskutować z Jego wolą? A On chciał, by w zjednoczeniu z Nim zgodziła się cierpieć. Jakże „nieefektowny” sposób życia dla młodej dziewczyny, której śniła się misyjna praca na odległych lądach! Tyle że „tak” powiedziane Bogu zobowiązuje. I choć nie opuszczały jej wątpliwości, czy

zdoła sprostać swemu nowemu powołaniu, była gotowa. Czas próby zbliżał się nieubłaganie. Nadszedł luty 1901 roku. Anna pracowała wówczas w leśniczówce. Próbując naprawić uszkodzoną rurę kominową, poślizgnęła się i wpadła do kotła z wrzącym ługiem do prania bielizny. Mimo intensywnej terapii lekarzom nie udało się usunąć skutków poparzeń. Opuściła szpital dopiero w maju 1902 roku. Ale to był dopiero początek. Władzy w nogach nie odzyskała już do końca życia. To bolało, bardzo bolało… Ale jeszcze trudniej było porzucić marzenia o życiu zakonnym i wyjeździe na misje. Zamiast klasztornej celi i mówienia o miłości Boga tym, którzy Go nie znali, jej całym światem miało stać się już na zawsze skromne łóżko i codzienne borykanie się z cierpieniem i skrajnym ubóstwem. Czyż należy się dziwić, że – przynajmniej na początku – Annie towarzyszył wewnętrzny bunt przeciw nieszczęściu, jakie ją dotknęło? Okazała się jednak pojętną uczennicą w szkole cierpienia. Dość szybko we wszystkim, co ją spotykało nauczyła się rozpoznawać wolę Bożą, a nawet z coraz większą radością ją akceptować. Tak wiele cierpień nie może się przecież zmarnować! Postanowiła więc ofiarować je jako wynagrodzenie Bogu za grzechy ludzi. Przychodziło jej to tym łatwiej, im częściej mogła przyjmować Komunię Świętą. Jesień 1910 roku przyniosła Annie szczególne doznania. W „snach” — jak nazywała swoje duchowe doświadczenia — ukazał się jej św. Franciszek, a później Chrystus, gotowy przyjąć jej ofiarę wynagradzającą. Niewielu wiedziało, że otrzymała również dar stygmatów. Doświadczenia te tak bardzo

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

www.wikipedia.org

Nasi Orędownicy

15

październik

2013

Nasi Orędownicy

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

zmobilizowały młodą kobietę, że zwielokrotniła swój wysiłek apostolski. Wynagradzanie za grzechy stało się dla niej obowiązkiem miłości chrześcijańskiej wobec bliźnich. Nie tylko modliła się za osoby, które zwracały się do niej o pomoc, ale także pocieszała je w osobistych rozmowach i w rozległej korespondencji, którą prowadziła.

16

1998 roku uznał autentyczność cudownego uzdrowienia za jej wstawiennictwem. 21 października 2012 roku papież Benedykt XVI dokonał jej kanonizacji, podkreślając, że Anna potrafiła łączyć swoje cierpienia z cierpieniami Chrystusa, bo „łoże boleści stało się dla niej klasztorną celą, a cierpienie posługą misjonarską (...)”.

Posługa bólu W misyjnym duchu Pragnąc jak najściślej jednoczyć się Zastanawiam się, czy to przypadek, że z odkupieńczym cierpieniem Jezusa, czę- wspomnienie liturgiczne św. Anny Schäffer sto modliła się słowami: „Najświętsze Serce wypada w miesiącu, w którym wspominamy Jezusa, podaruj mi wiele dusz, zwłaszcza inną świętą misjonarkę, która nigdy nie była te, które stoją na skraju przepaści i najbar- na misjach – Teresę od Dzieciątka Jezus oraz dziej potrzebują łaski”. A Jezus w miesiącu, w którym przypada przyjął jej ofiarę i modlitwę. 25 Światowy Dzień Misyjny? Chyba Ostatnie kwietnia 1923 roku stan zdrowia nie. U Boga nie ma przypadków. słowa Anny Anny uległ pogorszeniu. Do całprzed śmiercią Ostatecznie przekonał mnie o tym kowicie sparaliżowanych już nóg, brzmiały: „Jezu, telefon pewnej znajomej zakondołączył dotkliwy ból spowodo- ja żyję w Tobie”. nicy-misjonarki, powracającej wany usztywnieniem kręgosłupa po urlopie w kraju na afrykańską oraz rozwijającym się nowotwoplacówkę i jej prośba o modlitwę. rem jelit, a na domiar złego, pięć dni przed Dzień później dowiedziałam się, że chyba śmiercią spadła z łóżka i z powodu urazu znów przyjdzie mi czekać na kolejną lekargłowy straciła zdolność płynnego mówie- ską diagnozę, a moje kłopoty zdrowotne nia. 5 października 1925 roku, wzmocniona być może jeszcze się pogłębią. Czy to nie Chlebem Eucharystycznym Anna Schäffer przedziwny zbieg okoliczności? Może i ja chyba czuła się już gotowa na najważniej- będę mogła coś zrobić dla misji? Może tym sze spotkanie swojego życia, bo jej ostatnie razem, za przykładem św. Anny, uda mi się przed śmiercią słowa brzmiały: „Jezu, ja żyję nie zadawać Bogu głupich pytań i dać Mu w Tobie”. Przekonanie o świętości tej małej swoją zgodę in blanco na wszystko, co dla misjonarki cierpienia było tak powszech- mnie zaplanował? Anna Schäffer potrafiła ne, że jej grób stał się niemal natychmiast przemienić swój ból fizyczny w duchowe celem licznych pielgrzymek. W 1972 roku błogosławieństwo. Jej przykład wzywa przeniesiono relikwie Anny z cmentarza do uznania szczególnej wartości każdego do kościoła parafialnego w Mindelstet- człowieka chorego i cierpiącego. Bo tak naten i wszczęto jej proces beatyfikacyjny. prawdę nie ma cierpień niepotrzebnych Jan Paweł II dekretem z 11 lipca 1995 roku czy bezsensownych. potwierdził heroiczność jej cnót, a 3 lipca q

www. apchor . pl

PA NOR A M A W I A RY

Czekając na światłość helena urbaniak

U

backgrounds.hd

rodziłam się w 1936 roku w Gdyni. Moimi rodzicami byli prości ludzie, którym nigdy nie dane było żyć w luksusach. Przyjechali do nowo budującego się portu z nadzieją, że będzie łatwiej o pracę. Tymczasem wyszło tak, że praca była dorywcza, a mieszkało się byle gdzie – nawet w pomieszczeniu łazienkowym. Z sześciorga dzieci przeżyło tylko dwoje: mój brat i ja. Dodatkowo okazało się, że nie będę widziała. Ojciec borykał się z problemem alkoholowym.

Wiadomo jakie jest życie w takiej rodzinie. W 1941 roku ojciec umarł w zakładzie psychiatrycznym. Cały ciężar wychowywania oraz utrzymania dwójki małych dzieci spadł wówczas na barki mamy. Właściwie wychowywała nas ulica. Jednak wiedzieliśmy, że nie wolno nam przysparzać mamie dodatkowych kłopotów, więc staraliśmy się być grzeczni i pomagać w miarę naszych możliwości. Brat roznosił po domach gazety, a ja chleb i mleko. Podczas długiej niemieckiej okupacji trafiłam do Zakładu dla Niewidomych Dzieci w Królewcu. Tam w czasie

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

/wybór świadectw/

17

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

PA NOR A M A W I A RY

18

rocznego pobytu przeżyłam trudne doświadczenia, które głęboko mnie zraniły na całe późniejsze życie. Gdy po zakończeniu II wojny światowej wróciłam do Gdyni, obiecałam sobie, że już nigdy nie dam się zamknąć w żadnym zakładzie. Przeżyty koszmar sprawił, że kiedy mama chciała mnie oddać do Zakładu w Laskach, w przeddzień wyjazdu uciekłam z domu i schowałam się w poniemieckim bunkrze na obrzeżach Gdyni. Byłam tak zdeterminowana, że wolałam w tym bunkrze ponieść śmierć głodową, niż wyjechać do kolejnego zakładu. Znaleziono mnie jednak i odwieziono do Lasek. Przez 4 lata bardzo tęskniłam za mamą i nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego mnie tam oddała. Byłam samotnym, zagubionym dzieckiem, które nikomu się nie zwierzało. Jedynie lalkom lub przygodnym psom skarżyłam się na nieszczęśliwe życie. Kiedy jako przerośnięta jedenastolatka trafiłam do drugiej klasy szkoły powszechnej, nie znalazłam dla siebie żadnej koleżanki. Chowając się po kątach, wypłakiwałam swoje żale. Wszystko, czemu w internacie trzeba się było poddawać, traktowałam jak niesprawiedliwe zrządzenie losu. Prośba o cud W maju 1948 roku przygotowywano nas do Pierwszej Komunii Świętej. Nie odczuwałam radości z powodu tego wydarzenia. Jednak gdy siostra ucząca religii powiedziała, że w dniu przyjęcia po raz pierwszy Komunii Świętej Pan Jezus spełnia każdą prośbę, miałam tylko jedną myśl: żeby odzyskać wzrok. Niestety, tak się nie stało i długo miałam

żal do Pana Boga, że mnie tak ciężko pokarał. Jednak z czasem zrozumiałam, że życie, jakie mi Pan Bóg „podarował”, może także przynieść owoce, bylebym tylko sama tego chciała. Można powiedzieć, że Laski to miejsce, które jest z Boga i dla Boga, więc cała formacja polega na tym, by ze swym krzyżem podążać za Jezusem. I jeszcze chodzi o to, by nie tylko się nie skarżyć, ale nieść ów krzyż z pogodą ducha i robić wszystko, by innym z nami było dobrze. Miałam oczywiście swoje młodzieńcze bunty, wadziłam się nieraz z Panem Bogiem, ale w tej walce o lepszy los zawsze bardzo pomagał mi ks. Tadeusz Fedorowicz, który wiedział najlepiej, jak mnie z Panem Bogiem pogodzić. Siła wspomnień Kiedy kończyłam edukację w Laskach, wiedziałam, że chcę być dobra i pomocna innym. Dał mi Pan Bóg sporo różnych zdolności. Ukończyłam szkołę masażu, średni kurs Ogniska Muzycznego w klasie śpiewu. Zapisałam się do parafialnego chóru mieszanego, gdzie byłam solistką. Jeździłam z tym chórem po świecie, a gdy zachorowałam na przewlekłe zapalenie strun głosowych i trzeba było przerwać śpiewanie, pojawiła się oferta z Gdyńskiej Szkoły Społecznej. Dostałam propozycję nauczania niewidomych dzieci pisma Braille'a i bezwzrokowego posługiwania się komputerem. W tej szkole pracuję do dziś, chociaż w grudniu skończę 77 lat. Dopóki Pan Bóg daje siły, a ludzie chcą, bym się przydawała, z radością dziękuję za to Bogu. Staram się żyć tak, by być dla innych pożyteczną. Bywa różnie, jak to

www. apchor . pl

PA NOR A M A W I A RY

siostra magdalena FSK

J

człowieka. Z każdym dniem coraz bardziej zachwycała i zadziwiała mnie ich ciekawość świata i tego, co je otacza. Podziwiałam także ich odwagę i wielką radość, którą zarażały innych. Po pierwszym roku, z racji formacji zakonnej przez kilka lat miałam przerwę w bezpośrednim kontakcie z niewidomymi. Pewnego dnia zostałam posłana do posługi w Domu Niewidomych Dziewcząt, w którym spędziłam siedem lat. Miałam pod swoją pieczą wspaniałe dziewczęta. Z radością obserwowałam jak rosną, dojrzewają, stają się samodzielne i pięknieją nie tylko zewnętrznie, ale przede wszystkim wewnętrznie. Nasza założycielka Matka Elżbieta Róża Czacka pisała: „Szczególnie dom, w którym są dzieci i młodzież powinien być pełen radości i wesołości. Wspomnienia z tego domu powinny być najmilszymi wspomnieniami życia”.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

w życiu, bo i dolegliwości wieku podeszłego i codzienne trudności niekiedy przytłaczają ponad miarę. Jednak mam na to wypróbowany sposób. Kiedy trzeba „naładować akumulatory”, jadę do Lasek, z którymi nigdy nie straciłam kontaktu. To taki mój dom, gdzie czuję się bezpieczna i zawsze bardzo kochana. Dużo dobrych wydarzeń i wspomnień łączę z tym miejscem. Jestem za to wdzięczna Bogu i ludziom. Moim marzeniem jest, by na stałe pozostać w Laskach, gdy nadejdzie czas odpoczynku i spełnienie życia. Na laskowskim cmentarzyku jest już wielu moich znajomych. Bardzo chciałabym do nich dołączyć w oczekiwaniu na światłość wiekuistą. q

19

Dom pełen radości Dzieci okazały się świetnymi pedagogami; one nie miały problemu z nawiązaniem ze mną kontaktu i z wprowadzeniem mnie w świat małego niewidomego

backgrounds.hd

ako kandydatka do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża w Laskach zgłosiłam się w 1996 roku. Pełna młodzieńczego zapału, entuzjazmu i energii wiedziałam, że chcę służyć Bogu w drugim człowieku. Powstało tylko pytanie, czy wśród niewidomych…? Tu byłam niepewna, nigdy wcześniej nie miałam kontaktu z osobami niewidomymi. Jednak moje wątpliwości szybko zostały rozwiane, gdy już w pierwszym miesiącu skierowano mnie do pomocy w pracy w przedszkolu.

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

PA NOR A M A W I A RY

20

We wspólnocie samodzielności, odpowiedzialności i akcepTej radości i domowej atmosfery nie tacji, kierując się w życiu chrześcijańskimi brakowało w naszej grupie. Podobnie jak wartościami. Dążymy do tego, by każdy to bywa w domu rodzinnym, każdy miał z naszych podopiecznych zrozumiał, że swoje obowiązki i zajęcia, razem szykowa- mimo braku wzroku może być osobą w pełłyśmy śniadania, jadłyśmy, odprowadza- ni samodzielną i funkcjonującą normalnie łam dziewczęta do szkoły – oczywiście gdy wśród osób widzących. były małe. Pomagałam w odrabianiu lekcji, Tu każdy jest świadkiem razem z nimi cieszyłam się ich sukcesami i wspierałam w porażkach. Chodziłyśmy Matka Czacka mówiła, że dziecko na spacery, wyjeżdżałyśmy na wycieczki, niewidome należy wychowywać tak, jak sprzątałyśmy, prałyśmy, przygotowywały- dziecko widzące „tylko droga prowadząca śmy ciasta oraz desery. Zwłaszcza w nie- do tego musi być inna. Ważnym zadaniem dziele potrafiłyśmy wiele godzin siedzieć wychowawcy dziecka niewidomego jest zaprzy herbatce, opowiadać poznać je z otoczeniem i budzić sobie o naszych radościach jego zainteresowanie światem”. i smutkach. Cieszyłyśmy się Staramy się więc organizować Niewidomi z bycia razem. Wspólnie rozczas naszym chłopcom dobrze uczą mnie, że poczynałyśmy i kończyłyśmy i aktywnie. Założeniem jest, by najważniejsze dzień modlitwą. Była to grupa jest to, czego nie wychowawca uczył, wychowydziewcząt bardzo zdolnych, wał, towarzyszył i pomagał, można zobaczyć ambitnych i twórczych, więc dając świadectwo własnym oczami. nie brakowało też pomysłów na życiem. Zostałam posłana do przygotowanie przedstawień, dzieci i młodzieży niewidomej, programów i różnych spotkań. by to wszystko czynić. Z upłyTeraz, po latach, gdy tylko się spotykamy, wem lat widzę, że to ja wciąż od nich się wspominamy ten wspólnie przeżyty czas. uczę, jak kochać, jak służyć ofiarnie i bezinteresownie, jak być sobą oraz jak doceniać Wychowanie do wartości i cieszyć się tym, co mam. Oni uczą mnie, Po latach spędzonych z dziewczęta- że najważniejsze jest to, co niewidoczne dla mi przeszłam do Domu dla Niewidomych oczu, że tylko sercem możemy dostrzegać Chłopców, w którym jestem czwarty rok. dobro i prawdę. Za każdy dzień przeżyty Tu został mi podarowany od Pana Boga z naszymi dziećmi i młodzieżą Panu Bogu kolejny etap pełen wspaniałych doświad- dziękuję, zdając sobie sprawę, że to dla mnie czeń. Codzienne życie toczy się podobnie wielki dar, ale też zadanie. jak w Domu Dziewcząt, z tą różnicą, że bardziej aktywnie. Chłopcy mają niespożytą q energię, więc jest dużo ruchu – różnego rodzaju sportu. Wraz z wychowawcami Więcej świadectw już wkrótce na naszej staramy się uczyć naszych wychowanków stronie internetowej: www.apchor.pl

www. apchor . pl

R

zecz miała miejsce w czasie wycieczki szkolnej z młodzieżą niewidomą do Wadowic, na którą zostałem zaproszony przez panie katechetki pracujące we Wrocławskim Ośrodku Szkolno-Wychowawczym. W czasie podróży chętnie wszedłem w dialog z uczniami, mówiąc, że na co dzień pracuję z młodzieżą niesłyszącą. Zaskoczenie moich rozmówców zdumiało mnie. Oni mają ciężkie życie! Jeden z gimnazjalistów zapytał: – Ale jak to, oni w ogóle nie słyszą? A co, jeśli chcą posłuchać muzyki albo z kimś porozmawiać? Wyjaśniłem więc jakie są możliwości i na jakie ograniczenia napotykają głusi. Mówiłem o języku migowym, aparatach słuchowych, implantach

ślimakowych. Komentarz mojego rozmówcy był krótki i rzeczowy: – To oni (głusi) mają ciężkie życie! Gdy następnego dnia przyszedłem na zajęcia do moich niesłyszących uczniów z III klasy szkoły podstawowej, jeden z chłopców zapytał mnie, dlaczego wczoraj byłem nieobecny. Zdumiał się moją odpowiedzią, gdy zacząłem mówić o niewidomych: – Ale jak to, oni w ogóle nie widzą? A co, jeśli chcą iść na spacer, ugotować obiad albo zrobić zakupy? Moje tłumaczenie ostatecznie pozwoliło chłopcu wydać krótki i rzeczowy komentarz: – To oni (niewidomi) mają ciężkie życie! Na nieznanym terenie Oto jedno z wielu doświadczeń mojej duszpasterskiej posługi wśród ludzi niewidomych. Od dwóch lat, jako diecezjalny duszpasterz osób niewidomych Archidiecezji Wrocławskiej, przekonuję

canstockphoto.pl

ks. tomasz filinowicz

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

PA NOR A M A W I A RY

21

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

PA NOR A M A W I A RY

22

się o prawdzie pięknie zapisanej w Małym Księciu: „Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Dobrze widzi się tylko sercem”. Świat osób niewidomych był dla mnie zupełnie obcy. Owszem, w młodości zdarzyło mi się spotkać – jak każdemu – ludzi z mniejszą lub większą wadą wzroku, ale nie były to spotkania, które popchnęłyby mnie do głębszej refleksji. Dopiero kiedy w 2011 roku, po trzech latach pracy wikariuszowskiej w parafii, zostałem ustanowiony duszpasterzem społeczności osób niewidomych i niesłyszących, uświadomiłem sobie – mówiąc obrazowo – jak mało dotychczas widziałem. O ile do pracy z niesłyszącymi miałem już jakieś teoretyczne przygotowanie (udział w kursach języka migowego), o tyle moja wiedza na temat niewidomych ograniczała się do tej jednej informacji, że nie widzą. Szukając kontaktu z tymi, którzy od lat pracują na tym polu duszpasterskim, przyrównywałem siebie samego do niewidomego, potrzebującego pomocy dobrego przewodnika, który pomoże mi poruszać się po nieznanym jeszcze terenie. Po prostu normalni Ostatecznie najbardziej pomocni okazali się być sami niewidomi, którym pokornie i szczerze się przedstawiłem. To oni uczyli mnie i wciąż uczą swojego świata, otwierając moje oczy na rzeczywistość, która dotychczas była przede mną zakryta. Obok tak prozaicznych spraw, jak prowadzenie osoby niewidomej, nauczyłem się (i wciąż na nowo się uczę) doceniać to, co mam, a co wydaje się być oczywistością, choć wcale oczywistością nie jest. Dziękuję Bogu, że widzę,

słyszę i mogę poruszać się o własnych siłach. Innym ważnym odkryciem była normalność. W pojęciu tym mieści się samodzielność, jak również entuzjazm i radość życia. Oto grupa niewidomych, z którymi się spotykam w sobotę przed drugą niedzielą miesiąca, okazuje się nie być grupą smutnych cierpiętników, którzy skrzywdzeni przez los wciąż go opłakują, ale grupą optymistycznych i energicznych ludzi, którzy razem chcą się modlić. Wagę tego odkrycia potwierdza fakt, że bardzo często, gdy mówię, że pracuję wśród niewidomych, rozmówcy kiwając głową, z poważną miną powtarzają, niczym magiczne zaklęcie: to musi być trudne! Odczytać potrzeby Dużo trudniejsze bywa jednak przyznanie się do własnych ograniczeń. To kolejna nauka, która płynie z częstego kontaktu z osobami pozbawionymi wzroku. Są sytuacje, w których muszę pokornie wyznać, że sam sobie nie poradzę, że potrzebuję pomocy drugiego człowieka. Pomoc innym ludziom wymaga wielkiej pokory. Muszę się jej wciąż uczyć. Bo czasem wydaje mi się, że sam wiem najlepiej co dla kogoś będzie dobre, czasem chciałbym pomóc na siłę. Uczę się więc wyciągać rękę do pomocy, uważnie słuchając, jakie są potrzeby bliźniego, tak żeby nie pogwałcić jego godności. Mijają dwa lata mojej posługi w duszpasterstwie niewidomych – dwa lata, które pozwoliły otworzyć oczy i widzieć więcej. Bogatszy o to doświadczenie chcę nieść ludziom orędzie o Tym, którego ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało. q

www. apchor . pl

PA NOR A M A W I A RY

Zamyślenia nad Credo

W trwającym Roku Wiary Kościół zachęca do tego, aby podjąć głębszą refleksję nad prawdami, które wyznajemy w Credo. Stanowią one treść wiary, dzięki której możemy uczestniczyć w życiu samego Boga – poznawać Go i coraz bardziej miłować. Proponujemy zatem, aby poszczególne prawdy wiary uczynić treścią osobistego rozważania na modlitwie. W tych rozważaniach poprowadzi nas metoda trzech kroków.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

/część siódma/

23 renata katarzyna cogiel

Krok pierwszy: WIERZĘ Wierzę w Ducha Świętego, święty Kościół powszechny (...)

W

pierwszym kroku osobistego zamyślenia chcę zatrzymać się nad słowami, które wypowiadam w Credo. Wierzę w Ducha Świętego, który jest prawdziwym Bogiem i Panem. To właśnie On uzdalnia mnie do wiary i wzbudza w moim sercu pragnienie Boga. Wyznaję również wiarę w Kościół – wspólnotę wierzących, która jest miejscem Bożego działania i przestrzenią łaski. Pragnę zawierzać swoje życie wiary Duchowi Świętemu i poddawać się Jego prowadzeniu. Chcę także odnawiać w sobie decyzję o trwaniu we wspólnocie Kościoła i być świadkiem Chrystusa dla innych.

październik

2013

PA NOR A M A W I A RY

Krok drugi: ROZUMIEM

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

T

24

www.freechristimages.org

eraz z pomocą komentarza zawartego w Katechizmie Kościoła Katolickiego (KKK) chcę zrozumieć wyznawaną treść wiary. Poszukuję odpowiedzi na pytanie kim jest Trzecia Osoba Trójcy Świętej – Duch Święty. Katechizm wyjaśnia, że jest On Tym, który objawia nam Boga Ojca i pozwala lepiej poznać Jezusa Chrystusa (por. KKK 683). Ponadto Duch Święty udziela człowiekowi darów potrzebnych do przyjęcia prawd wiary oraz uzdalnia go do świadectwa. Duch Święty ożywia, pociesza i prowadzi człowieka na drogach wiary, by mógł on właściwie wypełniać swoje powołanie i mężnie przyjmować Bożą wolę (por. KKK 687). W dalszej kolejności Katechizm wyjaśnia, że szczególnym miejscem przebywania Boga jest wspólnota Kościoła. To umiłowana owczarnia, którą Bóg prowadzi, ochrania i zbawia (por. KKK 754). Katechizm tłumaczy także, że Kościół jest Ciałem Chrystusa, co oznacza, że jako wspólnota nie tylko gromadzi się wokół Niego, ale jest z Nim ściśle zjednoczona i z Jego mocy czerpie siłę i wzrost (por. KKK 789, 794).

Krok trzeci: ROZWAŻAM

T

Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami (Rz 8, 26).

radycyjnie ostatnim krokiem mojej modlitewnej refleksji jest pochylenie się nad Słowem Bożym. Chcę rozważać fragment z listu św. Pawła do Rzymian. Pragnę prosić Ducha Świętego, by uczył mnie modlitwy i umacniał w chwilach trudności. Wzbudzam w sercu wdzięczność za wszelkie dary, których udziela mi Duch Święty i pokornie wyznaję, że mogę trwać przy Bogu tylko dzięki łasce.

q

www. apchor . pl

W cztery oczy

Raz drożdżówka, raz rogalik redakcja: – Jest Pani osobą niewidomą od urodzenia?

halina kuropatnicka-salamon: – Nie. Kiedy miałam siedem miesięcy, zachorowałam na wirusowe zapalenie opon mózgowych. Od tego momentu zaczęłam stopniowo tracić wzrok. Ta utrata wzroku postępowała niestety bardzo szybko. W pamięci udało mi się jednak utrwalić – ja to często nazywam – wspomnienie o wspomnieniu. Teraz, po tylu latach, trudno już rozróżnić, co jest faktycznie zapamiętanym i realnym obrazem, a co jedynie wyobrażeniem o dawności.

– Ale ma Pani jakiekolwiek pojęcie o tym, jak wygląda świat? – Tak. Miałam to szczęście, że dane było mi choć przez chwilę doświadczyć daru widzenia. Dzięki temu na przykład pamiętam kolory, wiem jak wygląda światło i nie jest mi obca perspektywa.

Wiem też, że Księżyc raz jest jak rogalik, a innym razem jak okrągła drożdżówka. Czasem tylko, kiedy podnoszę moje niewidome oczy w niebo, próbuję odgadnąć, jakie ciacho jest aktualnie „na wystawie”… – Przez wiele lat była Pani nauczycielką. Zastanawiam się w jaki sposób osoba niewidoma jest w stanie poradzić sobie w tym zawodzie? – Już w pierwszej klasie szkoły podstawowej postanowiłam, że będę nauczycielką. Gdybym jeszcze raz dostała życie w upominku, to pewnie znowu wybrałabym ścieżkę belfrowania. Jednak moja droga do wymarzonego zawodu nie była łatwa. Z uwagi na moją niepełnosprawność nie chciano mnie przyjąć do średniej szkoły pedagogicznej. To był dla mnie duży cios. Z czasem jednak – dzięki uporowi – udało mi się zrealizować swoje marzenie. Na

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Emerytowana niewidoma nauczycielka i autorka książek dla dzieci Halina Kuropatnicka-Salamon opowiada o codziennej radości i o tym, jak nie poddać się rozpaczy.

25

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

archiwum miejskiej biblioteki publicznej w katowicach

W cztery oczy

26

Pani Halina, mimo że jest na emeryturze, wciąż pozostaje aktywna pisarsko i często spotyka się z czytelnikami na spotkaniach autorskich. Chętnie opowiada o pisarskiej pasji i czyta fragmenty swoich książek, korzystając z pisma punktowego (alfabetu Braille'a).

Uniwersytecie Wrocławskim skończyłam pedagogikę z psychologią ze specjalizacją polonistyczną, a potem także Wyższą Szkołę w Instytucie Pedagogiki Specjalnej w zakresie rewalidacji niewidomych. I tak, przez 25 lat – sama będąc niewidomą – uczyłam dzieci niewidome i niedowidzące. – Ktoś Pani pomagał w tej pracy? – Oczywiście. Chociaż zawsze byłam dosyć samodzielna, to jednak w bardzo wielu czynnościach, zwłaszcza zawodowych, potrzebowałam pomocy.

Kiedy decydowałam się na uprawianie mojego zawodu, liczyłam się z tym, że w jakimś sensie będę zależna od innych. W pracy pedagogicznej zawsze pomagał mi lektor. Była to osoba, która nie wyręczała mnie, ale raczej sprawdzała, czy prawidłowo wykonałam swoją pracę, a także – w razie potrzeby – dopełniała to, z czym ja sobie nie radziłam. Razem z lektorem wypełniałam dzienniki lekcyjne, uzupełniałam arkusze ocen, liczyłam frekwencję. Nigdy jednak tej konieczności korzystania z pomocy lektora nie traktowałam jako wielkiej

www. apchor . pl

trudności czy upokorzenia. Pogodziłam się ze swoimi ograniczeniami i nie uważam, żeby czyniły mnie one kimś gorszym od innych. – W codziennym życiu również korzysta Pani z pomocy innych? – Tak. Podobnie jak niegdyś w życiu zawodowym, także w mojej codzienności potrzebuję kogoś, kto będzie moimi oczami. Jak już wspomniałam, staram się być samodzielna, ale są rzeczy, których nie jestem w stanie zrobić sama. Chcę, aby mój dom był podobny do innych domów. Radzę sobie z gotowaniem, udaje mi się nawet samodzielnie smażyć kotlety. Ale już na przykład nie potrafię wymieść z kątów pajęczyn, bo ich po prostu nie widzę. Potrzebuję także pomocy w dobieraniu garderoby, by wszystko do siebie pasowało kolorem i fasonem. W takich sprawach muszę zdać się całkowicie na kogoś innego. – To taka codzienna szkoła zaufania. – Przez lata uczyłam się polegać na innych. Kiedy jest się ograniczonym w jakiejś dziedzinie życia, wówczas trzeba schować dumę do kieszeni i poprosić o pomoc. Ta zasada dotyczy wszystkich ludzi, także tych zupełnie zdrowych. Nie ma przecież takiego człowieka, który potrafi wszystko. Jeden umie świetnie zreperować kran, inny napisać pismo urzędowe, jeszcze ktoś inny potrafi ugotować pyszny obiad albo gustownie urządzić mieszkanie. Tak ten świat jest urządzony, że potrzebujemy siebie nawzajem. I chwała Bogu!

– A ja myślę, że nie tylko wybieramy towarzystwo drugiego człowieka, bo może się on nam do czegoś przydać, ale także dlatego, że chcemy z nim przebywać ze względu na niego samego. – I tego oczywiście również doświadczam w swoim życiu. Kiedy wybieram się do teatru, czy na koncert, zawsze zabieram kogoś do towarzystwa. I nie chodzi mi już tylko o to, by ten ktoś mi pomógł. Zabieram ze sobą drugiego człowieka po to, by dzielić z nim radosne chwile i wzruszające przeżycia. Mam grono przyjaciół, na których nie tylko mogę liczyć w potrzebie, ale są to osoby, ze zdaniem których się liczę i na opinii których bardzo mi zależy. Kocham ich i cenię nie dlatego, że mogą mi pomóc, ale dlatego, że są obok. – To piękne, co Pani mówi. Piękne i prawdziwe. Każdy człowiek pragnie i potrzebuje obecności drugiej osoby. Nie mam co do tego wątpliwości. – Proszę mi wierzyć, że jako osoba niewidoma szczególnie doświadczam błogosławieństwa tej obecności. I dlatego pragnę w tym miejscu wyrazić swoją wdzięczność wszystkim moim przewodnikom, opiekunom i lektorom, z którymi na przestrzeni lat miałam kontakt. Bez ich pomocy i cierpliwie okazywanego wsparcia nie byłabym dzisiaj tak szczęśliwa i spełniona. Moje serce jest pełne wdzięczności! – A kiedy zaczęła się Pani przygoda z pisaniem? – Najpierw jako dziecko układałam bardzo dużo wierszyków i rymowanek.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

W cztery oczy

27

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

W cztery oczy

28

Recytowałam je koleżankom na po- spadnie mi igła i za żadne skarby świata dwórku i zabawkom siedzącym na nie mogę jej znaleźć. Nie są to jednak półce. Pamiętam, że nawet modliłam wyrzuty i pretensje. W takich momensię rymowankami, bo nie chciałam po- tach uświadamiam sobie raczej, że gdywtarzać się przed Panem Bogiem, od- bym była w pełni zdrowa, mogłabym mawiając wciąż ten sam pacierz. Kiedy wykorzystać więcej okazji do bycia byłam w czwartej klasie, jedno z cza- dobrą i pomocną dla innych. Robię co sopism dla dzieci opublikowało mój w mojej mocy, ale niestety brak wzroku wierszyk pt. „Wiosenka”. To mi dodało czasem mocno ogranicza moje możliwopewności siebie i utwierdziło w prze- ści w różnych dziedzinach. Ale co tam! konaniu, że powinnam działać w tym Założę się, że pani też nie wszystko pokierunku. Miałam dużo szczęścia, bo trafi, mimo zdrowych oczu. Mam rację? za to moje pisanie dostawałam nawet honoraria. Zrozumiałam, że żadna nie- – Zgadza się, nie potrafię wielu rzeczy, pełnosprawność czy choroba nawet tych najprostszych. Nie nie są przeszkodą, by realizoumiem na przykład nadmuchać balona i właściwie ugować swoje pasje i marzenia. Żadna Trzeba tylko chcieć. Musimy niepełnosprawność tować jajka na miękko. Mówię nie jest się zdecydować czy chcemy sobie: trudno, będzie trzeba przeszkodą, przejść przez życie dotykajakoś z tym żyć. by realizować jąc go gołym ramieniem, czy – Właśnie. Ja moje ograswoje marzenia. może raczej wolimy schować niczenia staram się traktołapę w rękawie kożucha. Życie wać podobnie. Nie wszystko jest najcudowniejszym darem muszę umieć. Jestem tylko i w dużej mierze od nas zależy, jakie człowiekiem. ono będzie. Życie niesie też oczywiście mnóstwo niespodzianek i niewiado- – Stawia sobie Pani jeszcze jakieś cele mych, ale myślę, że nie trzeba się tego w życiu? – Tak. Wciąż jestem aktywna pibać. To tak jak z tym Księżycem, o którym już wspomniałam. Raz jest pełnia sarsko i w tym względzie chciałabym szczęścia i wszystko się udaje, innym jeszcze co nieco zrobić. Przede wszystrazem życie jest jak cienki, czerstwy ro- kim jednak staram się dbać o to, by nie galik, który pozwala jedynie przetrwać tracić nadziei w trudnościach i by na co dzień dało się ze mną wytrzymać. trudny czas, a nie sycić się do woli. Jeśli to się uda, powinno być dobrze. – Tryska Pani energią i optymizmem. Nie wścieka się Pani czasem na życie, że kalectwo dotknęło akurat Panią? – Wściekam się, a jakże! Zwłaszcza w takich momentach, gdy na podłogę rozmawiała: renata katarzyna cogiel

www. apchor . pl

Modlitwy czas

Pogotowie modlitewne

Modlimy się: 1. W intencji pokoju na świecie, 2. W intencji misji na świecie i prześladowanych chrześcijan, zwłaszcza w Syrii i Egipcie, 3. W intencji wszystkich kapłanów o świętość życia, 4. W intencji wszystkich członków, czytelników i dobrodziejów Apostolstwa Chorych, 5. W intencji wszystkich chorych, którzy piszą lub dzwonią do Apostolstwa Chorych, 6. O rozwiązanie kwestii in vitro w Polsce zgodnie z wolą Bożą, 7. O duchowe owoce Roku Wiary, 8. W intencji syna Michała o uzdrowienie, 9. W intencji braci Andrzeja i Ryszarda oraz siostry Urszuli o dary i łaski, 10. W intencji Bogumiły, Roberta, Zuzi oraz Piotrusia o zdrowie i łaski, 11. W intencji Tomasza o zdrowie i łaski, 12. W intencji Agaty i Roberta o łaskę trwałego związku małżeńskiego,

13. W intencji Marka, Krzysztofa i Bartka o łaskę szczerej spowiedzi, 14. W intencji Gabrieli o dar uzdrowienia, 15. W intencji Marii o powrót do Kościoła, 16. W intencji Stanisława o dar zdrowia, 17. O zdrowie dla córki Eweliny, zięcia Janusza i wnuka Przemysława, 18. W intencji Mariana o potrzebne łaski, 19. W intencji Gertrudy o łaskę zdrowia, 20. W intencji Dagmary o Bożą opiekę, 21. W intencji Macieja o wyjście z nałogu, 22. O zgodę i miłość w rodzinie, 23. O zdrowie dla Elżbiety i Sandry, 24. O łaski dla Janusza i jego rodziny, 25. O pocieszenie w żałobie dla Mariana, 26. W intencji córki Agnieszki o zdrowie, 27. O wytrwałość w powołaniu dla Witolda, 28. W intencjach Krystyny Czudec, 29. W intencji teściów o przemianę życia, 30. O dobrą pracę dla Bogusława, 31. W intencji syna Kubusia o dar zdrowia, 32. O przywrócenie radości i nadziei, 33. O dobre relacje w rodzinie, 34. O dar zdrowia dla Teresy i Natalii,

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Zachęcamy do nadsyłania na adres redakcji intencji do modlitwy wstawienniczej, a zarazem apelujemy – szczególnie do Chorych – aby swoje cierpienia zechcieli ofiarować we wszystkich nadsyłanych intencjach. Będzie to piękna i konkretna realizacja drogi ich apostolstwa.

29

październik

2013

30

35. O wszelkie potrzebne łaski dla męża, 36. W intencji Małgorzaty o dar zdrowia, 37. O łaski dla Emilii, Wiolety i Artura, 38. W intencji syna Marka o zdrowie i łaski, 39. W intencji Marii o łaskę zdrowia, 40. W intencjach Jerzego Chłopka, 41. W intencji córki Marianny o zdrowie, 42. W intencji Heleny Malon o zdrowie, 43. O zdrowie i łaski dla Mariusza, 44. W intencjach Pawła Goldberga, 45. W intencji Moniki o dar pracy, 46. W intencji zięcia o potrzebne łaski, 47. W intencji rodziny o dar trzeźwości, 48. O rozwiązanie trudnej sprawy, 49. O siły i wytrwałość dla syna Jacka, 50. O dar małżeństwa dla wnuczki, 51. O wyjście z nałogu dla Janiny, 52. O dobrą śmierć dla Marii i Haliny, 53. W intencji Walentyny i jej rodziny, 54. W intencji Jędrusia o dar zdrowia, 55. O pracę i potrzebne łaski dla wnuczka, 56. O zgodę i zdrowie w rodzinie, 57. W intencji duchowieństwa o łaski, 58. W intencji osób konsekrowanych,

backgrounds.hd

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Modlitwy czas

59. W intencji wnuka Jacka o zdrowie, 60. W intencji rodzeństwa o Bożą opiekę, 61. W intencji osób uzależnionych, 62. W intencji Janiny o zdrowie, 63. O dar uzdrowienia dla Zbigniewa, 64. W intencji opiekunów osób chorych, 65. O łaski dla pracowników służby zdrowia, 66. O łaski dla chorych i pielgrzymów, 67. O łaski dla rodziny i przyjaciół, 68. W intencji Bogusława o łaskę wiary, 69. W intencji syna Norberta o łaski, 70. O umocnienie w wierze dla Grzegorza, 71. W intencjach Agnieszki i Patryka, 72. W intencji Jana, Józefa i Jerzego o łaski, 73. W intencji wnuczki Małgorzaty, 74. O zgodę i miłość w rodzinie, 75. Za zmarłą Zofię o spokój duszy, 76. Za zmarłą Weronikę Klytę, 77. Za zmarłych Ludwikę i Leonarda Anysz, 78. Za zmarłą Irenę o życie wieczne. Nadsyłane intencje modlitewne publikujemy także na naszej stronie internetowej: www.apchor.pl

www. apchor . pl

Modlitwy czas

sodalicja.blog.interia.pl

Papieskie intencje Apostolstwa Modlitwy

II Krucjata Modlitwy w Intencji Ojczyzny PAŹDZIRNIK:

Intencja ogólna: Aby ci, dla których życie stało się tak wielkim ciężarem, że pragną jego końca, mogli odczuć bliskość Bożej miłości. Intencja misyjna: Aby obchody Światowego Dnia Misyjnego uświadomiły wszystkim chrześcijanom, że są nie tylko adresatami, ale także głosicielami Słowa Bożego.

LISTOPAD: O większą wrażliwość i solidarność z osobami zepchniętymi na margines życia społecznego w Polsce oraz konkretną pomoc bezrobotnym, starszym i wszystkim chorym żyjącym w najbliższym sąsiedztwie.

LISTOPAD:

Intencja misyjna: Aby Kościoły w Ameryce Łacińskiej posyłały misjonarzy do innych Kościołów jako owoc misji kontynentalnej.

canstockphoto.pl

Intencja ogólna: Aby kapłani przeżywający trudności, doznali pociechy w cierpieniach, otrzymali wsparcie w wątpliwościach i zostali utwierdzeni w wierności.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

PAŹDZIERNIK:

Za ludzi pracujących w środkach przekazu, aby rzetelnie przekazywali obraz rzeczywistości, wolny od manipulacji, stronniczości czy półprawd.

31

październik

2013

Modlitwy czas

Różaniec – modlitwa rąk i serca Szkoła modlitwy. Ta droga od paciorka do paciorka, od dziesiątki do dziesiątki oznacza, że treść modlitwy wydobywamy z życia, że modlimy się życiem.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Ks. jan smolec

32

P

aździernik to miesiąc przede wszystkim różańcowy. W jego połowie przypada także Międzynarodowy Dzień Osób Niewidomych. Zamyśliłem się nad tymi dwoma okolicznościami. Z wiarą i wdzięcznością pomyślałem o modlitwie różańcowej, a w duchu solidarności i troski otoczyłem pamięcią niewidomych braci i siostry...

Życie jak modlitwa Wtedy ukazał mi się szczególny rys Różańca, który chciałbym nazwać modlitwą rąk i serca. To jednocześnie ilustracja każdej modlitwy, rozgrywającej się zarówno na płaszczyźnie fizycznej, jak i duchowej ze zdecydowanym akcentem położonym na to, co duchowe, co dzieje się wewnątrz, w sercu człowieka. Sprawne ręce przesuwające w palcach ziarenka różańca oznaczają drogę, przez co modlitwa jest obrazem i wyrazem życia. Ta droga od paciorka do paciorka, od dziesiątki do dziesiątki oznacza, że treść modlitwy wydobywamy z życia, że modlimy się życiem, że nasza życiowa codzienna droga jest obecna w rozmowie

z Bogiem – życie samo staje się modlitwą. Droga wytyczona różańcem trzymanym w dłoni – dającym punkt oparcia, choć mogę go przecież nie widzieć, na przykład, gdy modlę się nocą (w dosłownym, ale i przenośnym, a jakże realnym sensie tego słowa) – wyznacza biografię Jezusa, wcielonego, objawionego w słowach i czynach, cierpiącego i zwycięskiego. Ta droga, którą przemierzam – najpierw dotykiem palców – oznacza również drogę Niepokalanej Matki, prowadzącą od radości macierzyństwa, przez piękne, ale i trudne światło współuczestnictwa w posłannictwie Syna oraz współcierpienie z Nim aż po uczestnictwo w chwale Jezusa – Pana wieków. Różaniec jak droga Ale to jest także nasza droga. Także ta droga, którą jest nasze życie – obecna w modlitwie i będąca modlitwą – zawiera w sobie przeżycie radosnej twórczości, dotkliwość bolesnych doświadczeń, szczęście świetlanych wydarzeń i blask chwalebnej nadziei. Różaniec, który trzymam w dłoniach i pieszczę palcami, oznacza poszczególne etapy tej drogi, różnorodne dziedziny życia, poszczególne płaszczyzny istnienia i działania. Marsz do przodu,

www. apchor . pl

potknięcia i pomyłki, przystanki, rozdarcia i zahamowania, powroty. A ręce trzymające te paciorki to ręce człowieka, który trzyma się różańca i chce od niego zależeć. Czasem można usłyszeć pytania, przyznaję, trochę denerwujące, czy odmawiając Różaniec, trzeba koniecznie mieć różaniec w ręku? W tym kontekście przypominają się także poważnie przez niektórych roztrząsane wątpliwości, na przykład co do ważności czy godności modlitwy odmawianej w pozycji siedzącej, albo w łóżku… Pytania dla mnie denerwujące, bo można się w nich dopatrzeć jednostronności, przesady w akcentowaniu formy, tego, co zewnętrzne. Uśmiecham się lekko i myślę

przez chwilę o egzaminach na katechezie ze „sposobu odmawiania Różańca”, z posługiwania się różańcem, a także z pamięciowego opanowania poszczególnych części i tajemnic różańcowych. Gest jak wyznanie Ale przecież warto pomyśleć, że takie stawianie tematu modlitwy przypomina o jej – także ważnym – materialnym wymiarze; o znaczeniu w modlitwie formy, rzeczy, miejsca, postawy, gestu i ruchu. Przypomina o cielesności modlitwy. Najlepiej uczy tego liturgia. Fascynujący świat świętych znaków i obrzędów, słów, gestów i czynności, przedmiotów i przestrzeni, dialogów i monologów, modlitw i śpiewów, świętych słów i świętej ciszy. W liturgii tak istotna jest – w normalnych warunkach aż obowiązkowa – właściwie przyjęta postawa ciała, odpowiednio wykonany gest. Modli się cały człowiek. Modli się duchem, zmysłami i ciałem. Modli się rękami. Modli się widzeniem, gdy oczy wpatrują się z wiarą w przedmiot kultu – znak wiary. Ale modli się też niewidzeniem, ufając wtedy szczególnie dłoniom, dotykającym żarliwie świętych rzeczy – krzyża, obrazu, różańca… Dialog jak kochanie Ale modlitwa jest jednak przede wszystkim dziedziną ducha. Jest domeną serca. Wypływa z serca i w nim się rozgrywa. Jest dialogiem kochających się serc. W swej istocie – tu jest miejsce na paradoks swego rodzaju „podważenia” (pozornego!) myśli zapisanych w poprzednich akapitach – modlitwa nie potrzebuje rąk i ust, oczu i uszu. Może się bez nich obyć, nawet

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

canstockphoto.pl

Modlitwy czas

33

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Modlitwy czas

34

jeśli jest – jak pięknie piszą psalmiści i poeci – „wołaniem warg stęsknionych”, „wznoszeniem oczu ku górze”, „błaganiem wyciągniętych rąk”, „słuchaniem pokornym i wiernym”. Wszystko to, tak czy inaczej, dotyczy wewnętrznej sfery człowieka i dokonuje się w sercu. Nie trzeba mieć zdrowych oczu ciała, by zrozumieć wieśniaka-mistyka z Ars, który tłumaczył swemu proboszczowi, św. Janowi Vianney, na czym polega jego modlitwa: „Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”. Z pewnością nie wątpi w znaczenie i sens tego wyznania rozmodlony człowiek niewidomy… Nawet jeśli oczy nie widzą, tak wiele można dostrzec. Z pewnością rozumie to najlepiej człowiek, który się modli – człowiek widzący oczami ciała, który jednak często w chwili modlitwy świadomie zamyka oczy, by się skupić i zobaczyć więcej – oczami duszy – i głębiej zrozumieć – sercem. Ciemność jak olśnienie W napisanym przed 30 laty misterium scenicznym „Abyś był światłością” dwukrotnie dotknąłem tej tajemnicy. Najpierw, gdy Szaweł z Tarsu, doświadczony ślepotą wskutek spotkania z Chrystusem pod Damaszkiem, spędzając czas na medytacji i modlitwie i oczekując objawienia woli Bożej, tłumaczy swojemu przyjacielowi: „Mówisz: oślepłem. A ja byłem ślepcem trzydzieści lat. Wczoraj, w samo południe, na drodze z Jeruzalem do Damaszku – stał się cud! Wielki cud! Cud na miarę dzieł Pana! Przejrzał ślepy od urodzenia. Przejrzał człowiek!”.

A potem jest dramatyczna scena, w której Paweł, już jako apostoł, wysłannik Chrystusa, karze za bluźnierstwo Barjezusa, maga na dworze Sergiusza, prokonsula rzymskiego na Cyprze, odebraniem mu wzroku. I tłumaczy rzymskiemu dostojnikowi, wyraźnie oburzonemu: „Uspokój się, panie. Dotknęła go łaska, na którą nie zasłużył! (…) Gdy oczy nie widzą, wiele można dostrzec…”. Serce jak naczynie Także Różaniec jest modlitwą serca. To serce wyznaje wiarę w Jezusa, Syna Bożego i Syna Maryi, Nauczyciela i Świadka Prawdy, ukrzyżowanego i zabitego za grzechy świata, zmartwychwstałego i uwielbionego w Królestwie Ojca. To serce jest zdolne do radosnego zawierzenia Matce Słowa Wcielonego, Dziewicy słuchającej i wiernej, Służebnicy mężnej i współcierpiącej w dziele odkupienia, Niewieście zwycięskiej w nieprzemijającej chwale Boga. Serce człowieka rozmodlonego płonie miłością Ducha Świętego, który sprawia misterium Wcielenia, jest światłem na drodze głoszenia Królestwa Bożego, z przebitego boku Ukrzyżowanego wyrusza na podbój świata, rodzi Kościół i wysyła go na drogi świata w imię Jezusa, by Bóg był uwielbiony. Weźmy do rąk różaniec i otwórzmy oczy serca. Przez dotknięcie różańcowych paciorków i podniesienie serc na wysokość żywej i głębokiej modlitwy – doświadczymy dotknięcia łaski, bliskości Pana, który jest z nami na wszystkich naszych drogach.

q

www. apchor . pl

K apłan wśród chorych

Oko cyklonu

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

archiwum prywatne

Ksiądz Marek Antosz opowiada o tym, jak piękne potrafi być duszpasterstwo i o tym, jak przez chorobę Bóg szykuje go do największej przygody życia.

35

redakcja: – Jak to się stało, że młody, potężnie zbudowany kapłan mieszka w Domu Księży Emerytów? ks. marek antosz: – Od początku mojego kapłaństwa, czyli od 20 lat zmagam się z cukrzycą. Jak wiadomo, jest to choroba, która z czasem może powodować groźne powikłania. Tak stało się w moim przypadku. Cierpię na polineuropatię cukrzycową oraz zespół stopy Szarkota. Moja choroba skutkuje licznymi złamaniami kości śródstopia i stępu obydwu nóg. Kiedy w czerwcu ubiegłego roku miałem już poważne kłopoty z chodzeniem, trafiłem do szpitala. Przygotowywałem się do operacji rekonstrukcji stopy. Po niej zamieszkałem tutaj

– w Domu Księży Emerytów – by dojść do siebie, by stanąć na nogi. – Stanąć na nogi w sensie dosłownym i przenośnym. – Tak. Po tej operacji miałem nogę w gipsie i zanosiło się na to, że przez pół roku nie będę mógł się poruszać. Mam szczęście, że operacja w ogóle doszła do skutku, bo nikt początkowo nie chciał się jej podjąć. Nie dawano mi większych szans i proponowano raczej amputację nóg. A wiadomo, że na taką propozycję „z grubej rury” to nawet człowiek z silną wiarą nie jest przygotowany i próbuje szukać innego wyjścia. Zacząłem więc

październik

2013

K apłan wśród chorych

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

walczyć. Z Bożą pomocą udało mi się znaleźć młodych i odważnych ortopedów, którzy postanowili, że spróbują uratować moją nogę. Teraz, kiedy moja pogruchotana stopa jest już w jednym kawałku, przychodzi także czas, by pozbierać się wewnętrznie. Miejsce, w którym teraz mieszkam, bardzo temu sprzyja.

36

Ale mimo tych dowodów pamięci i ludzkiej życzliwości, przeżywam pewien rodzaj samotności, która jest udziałem każdego chorego człowieka. Chory z pewnymi sytuacjami i przeżyciami musi zmierzyć się sam, nikt mu w tym nie pomoże. No więc jestem tutaj i zmagam się.

– Przyszły lata chude? – Ma Ksiądz teraz pewnie więcej spokoju – I tak i nie. Faktycznie, do tej pory i czasu dla siebie. trwała w moim życiu wiosna duszpaster– Przez 20 lat byłem standardowym stwa. Można powiedzieć – gdzie splunąwikarym i mogę uczciwie powiedzieć, łem, tam rosło. Teraz tego nie ma. Ale za że nigdy nie uchylałem się od żadnej to jest coś w zamian. Wiem, że ten obecny duszpasterskiej roboty. Z raczas jest równie ważny, może dością i zapałem przyjmowanawet ważniejszy. Bóg w choKiedy Bóg łem wszystkie powierzane mi robie oczyszcza moje intencje, zadania. A pracy nigdy nie pragnienia, odsłania przede dopuszcza brakowało. Przez lata byłem w życiu człowieka mną Swoją wolę. I to jest katechetą i opiekunem wielu chyba najtrudniejsze zadanie cierpienie, nie parafialnych grup. Także część chce go zniszczyć i sprawdzian dla mnie – czy ja swoich wakacji poświęcałem potrafię jeszcze oddać swoje i złamać. każdego roku na wyjazdy losy w czyjeś ręce, w ręce Boga. z młodzieżą. Nigdy sobie niJestem typem pasjonata, jak czego nie odpuszczałem. Moje coś robię, to na 100%. Rzadko kapłańskie życie było więc rozgrzane mówiłem: to się nie da. Zwykle jak coś duszpasterstwem. Pan Bóg pozwalał mi zaplanowałem i postanowiłem, to stawiadoświadczać w tej posłudze naprawdę łem na swoim. Teraz jest czas, w którym wielkich radości i zachwytów. Prowadził mam szczególnie wsłuchiwać się w zamiary mnie w niezwykły sposób. Teraz również Boga, nie swoje. Teraz przyszła pora, aby mnie prowadzi, ale już zupełnie inną drogą. jeszcze bardziej niż kiedyś pozwolić Bogu, Skończyło się nagle duszpasterstwo i co- by mnie prowadził i decydował za mnie. dzienność pełna aktywności. Odkrywam tę sytuację jako coś, do czego Bóg przy- – Chyba dla każdego człowieka pewną gotowywał mnie przez 20 lat aktywnej trudność stanowi godzenie się z ograniposługi. Bo nagle uświadomiłem sobie, czeniami, z tym, że czegoś nie może. że ci, którym kiedyś służyłem jako ksiądz, – Obecnie dość mocno doświadczam zostali gdzieś tam w świecie, w konkret- różnych ograniczeń i codziennym wynych parafiach i grupach. A ja jestem tutaj. zwaniem jest dla mnie to, by się z nimi Czasem ktoś zadzwoni, ktoś inny odwiedzi. godzić. Tutaj, w Domu Księży Emerytów,

www. apchor . pl

K apłan wśród chorych

– Gdyby tak zapytać aktywnych duszpastersko kapłanów, to pewnie niejeden chętnie by się z Księdzem zamienił na ilość wolnego czasu. – Na ilość wolnego czasu pewnie tak, bo nie sądzę, by ktokolwiek chciał zamieniać zdrowie na chorobę. Ale zagospodarowanie wolnego czasu w chorobie nie jest sprawą prostą. Czasem odwiedzi mnie ktoś, kto przychodzi z tego rozpędzonego świata, z rozpędzonego duszpasterstwa, które kiedyś było też moim udziałem i mówi: – Zazdroszczę ci, że masz tyle wolnego czasu, wykorzystaj to – czytaj książki, ucz się języków, módl się więcej. Ale w chorobie to nie jest takie proste. Mogłoby się wydawać, że tutaj w kaplicy, gdzie mam nawet swoje stałe miejsce, nic mnie nie będzie rozpraszać, bo nie jestem zmęczony pracą, bo nie chodzą mi po głowie jakieś trudne sprawy, rozmowy, obrazy. A tutaj co?... Przychodzę do kaplicy i zdarza mi się zasnąć. To są trudne karty chorowania, o których nie wszyscy wiedzą. Ale osoba chora, szczególnie chory

kapłan, powinien starać się pielęgnować w sobie nadzieję. Mimo wszystko. – Stawiając sobie wciąż nowe cele? – Tak, coś w tym rodzaju. Bo można w chorobie się zamknąć i zacząć czekać na śmierć. Ale myślę, że Panu Bogu nie o to chodzi. Bóg kiedy dopuszcza cierpienie w życiu człowieka, nie chce go zniszczyć i złamać. Przeciwnie – chce mu pokazać nową drogę i przyciągnąć do Siebie. – W takim razie jaki jest Księdza cel? – Postanowiłem nie marnować czasu i dokształcić się w dziedzinie duchowości. Może jeszcze będę mógł służyć wspólnocie Kościoła na przykład jako spowiednik albo kierownik duchowy. Proboszczem już raczej nie zostanę, ale ufam, że moja kapłańska misja się jeszcze nie skończyła. Wciąż mam swoje plany, ale uważnie wsłuchuję się także w wewnętrzny głos Ducha Świętego. Na nowo, po tylu latach muszę odczytywać swoje powołanie, swoje kapłaństwo. Pytam więc Jezusa: – Czego chcesz ode mnie Panie, co chcesz, żebym robił? Jestem gotów, poślij mnie gdzieś. Gdziekolwiek chcesz, ale jeszcze mnie poślij! Oprócz duchowych celów są jeszcze inne, te bardziej przyziemne. Moją wielką pasją od wielu lat jest żeglarstwo. Marzyło mi się kiedyś stworzenie takiego miejsca dla młodzieży w duchu żeglarskim. Jakaś kawiarenka, wiszące na ścianach sieci, koła sterowe, fototapeta z morzem… Nic z tego nie wyszło, ale kupiłem sobie wreszcie model statku do sklejania, bo kiedyś nie miałem na to czasu. Teraz lepię wielki galeon z drewna – bo nigdy nie wiadomo, co mnie w życiu jeszcze czeka.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

spotykam bardzo sędziwych kapłanów, którzy mimo wieku są jednak bardziej dyspozycyjni niż ja. Widzę jak każdego dnia – niczym kapłani Starego Przymierza – stają za ołtarzem i sprawują Eucharystię. Są także w stanie pojechać jeszcze na jakąś parafię, by pomóc w duszpasterstwie, by kogoś zastąpić. Ja muszę się godzić z tym, że póki co nie potrafię dotrzymać im kroku, że nie potrafię na przykład wystać za ołtarzem. Godząc się z ograniczeniami, które wynikają z choroby, pozwalam Bogu, by do końca wypełnił we mnie Jemu znajomy plan.

37

październik

2013

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

K apłan wśród chorych

38

– Dlaczego akurat żeglarstwo? – Zawsze kochałem wodę. Mój tata nauczył mnie pływać i zaszczepił we mnie miłość do wody. Jako kleryk nauczyłem się żeglować i obiecałem sobie, że jak już zostanę księdzem, to zawsze będę korzystał z tego bogactwa i dzielił się nim z innymi. Wiele razy zabierałem młodzież na spływy kajakowe. Odkryłem, że ta pasja służy duszpasterstwu. Żeglarstwo jest po prostu szkołą życia. Na wodzie niejednokrotnie trzeba się zmagać, przezwyciężać siebie, dokonywać wyborów. Żeglując lub płynąc kajakiem trzeba nieustannie się mobilizować, trzeba współpracować i wykonywać polecenia. Na wodzie można też nauczyć się pokonywać lęk – często gwałtownie zmienia się pogoda i trzeba sobie jakoś poradzić. Dokładnie tak jak w życiu. Krótko mówiąc, żeglarstwo kształtuje charakter. – Czy można powiedzieć – używając żeglarskiej nomenklatury – że obecnie pływa Ksiądz po spokojnych wodach? – Czuję, że wpłynąłem w oko cyklonu. Oko cyklonu to miejsce, w którym jest absolutna cisza. Wkoło szaleje nawałnica i burza, a ty jesteś całkowicie bezpieczny. Tyle tylko, że to jest złudna cisza i złudne bezpieczeństwo. Myślę, że dotychczasowe lata mojej posługi duszpasterskiej były niczym płynięcie przez burzę. Dużo się działo, trzeba było się trudzić i zmagać w słusznej sprawie. Teraz jest spokój. Ktoś powie: Boże, nareszcie! I faktycznie w środku cyklonu można trochę odetchnąć, ale trzeba też zbierać nowe siły. Bo żeby wrócić do domu, znowu trzeba przez tę burzę przepłynąć. Znowu będą wiry i ogromne fale. Nie ma innej drogi powrotu.

– To cisza, która jest zapowiedzią kolejnej nawałnicy? – Tak. Bo niby mam chwilę spokoju, jestem urlopowanym księdzem, ale tutaj, na tym urlopie nie ma nic pewnego. To jest jak opatrywanie ran, opatrywanie takielunku, żeby mieć siłę na powrót. To jest przygotowanie na powrót w burzę. Ja wciąż odkrywam i widzę, że Pan Bóg mnie jeszcze do czegoś szykuje. Zresztą zawsze było w moim życiu tak, że Pan Bóg dopuszczał trudne sytuacje właśnie wtedy, gdy czekały mnie jakieś zmiany, gdy miałem się „przepoczwarzyć”. I myślę, że ta moja choroba jest jak kokon, z którego niebawem trzeba będzie wyjść. No bo ileż można być gąsienicą! Teraz tylko pozostaje kwestia, jakim motylem będę: czy ćmą, czy może raczej paziem królowej… – Wierzę, że czeka Księdza jeszcze wiele dobra... – Ja również głęboko w to wierzę. Bardzo bliska jest mi postać proroka Eliasza. Pewnego dnia poprosił on Boga, aby zabrał go do Siebie, bo jest zmęczony życiem. Moment, w którym Eliaszowi wydawało się, że pora odpocząć i zrezygnować, był dla niego tak naprawdę początkiem wielkiej przygody i wielkiej misji. Pan Bóg dopiero wtedy zamierzał go posłać. Czuję więc, że historia proroka Eliasza jest trochę moją własną historią. Bez względu na to, co się wydarzy, oddaję się do dyspozycji Boga. Cierpliwie czekam, aż wyznaczy mi kolejne zadanie.

rozmawiała: renata katarzyna cogiel

www. apchor . pl

SKARB HISTORII

Niewidoma Matka Niewidomych Cieszyła się z każdej wizyty w internacie, dyskretnie dotykała dłońmi głowy dziewczynek, a w zimne poranki lub wieczory sprawdzała, czy dzieci są ubrane wystarczająco ciepło.

M

www.triuno.pl

yśląc o Mamie, w pierwszym odruchu serca najczęściej kierujemy swoje myśli do tej, która nas zrodziła. Myślimy jednak i o tych osobach, które zrodziły nas w sposób duchowy. Pragnę dziś przedstawić pewną wyjątkową

matkę, którą kard. Stefan Wyszyński nazwał „Niewidomą Matką Niewidomych”. Jest nią Sługa Boża Elżbieta Róża Czacka, założycielka Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi znanego jako „Dzieło Lasek” i Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża. Ciepła i wymagająca Jaką matką była dla osób niewidomych, w czym przejawiała się jej miłość do nich? Jak wspominają sami niewidomi, Matka Czacka miała w sobie dużo ciepła. Często tuliła dzieci zalewające się łzami ze strachu przed kolejną operacją oczu, kiedy przychodziły do niej po błogosławieństwo i wsparcie modlitewne. Cieszyła się z każdej wizyty w internacie, dyskretnie dotykała dłońmi głowy dziewczynek, a w zimne poranki lub wieczory sprawdzała, czy dzieci są ubrane wystarczająco ciepło. Dorosłych wspierała swoim przykładem zaufania Panu Bogu w cierpieniu. Znając jednak z własnego doświadczenia wymagania, jakie stoją przed osobą niewidomą, była dla swych podopiecznych nie tylko matką czuwającą nad ich wychowaniem, lecz przede wszystkim matką na drodze wiary. Tę drogę przebyła kiedyś sama. Kiedy w wieku 22 lat utraciła wzrok, stanęła przed koniecznością rozpoczęcia życia

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

siostra radosława fsk

39

październik

2013

SKARB HISTORII

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

„na nowo" – w fizycznej ciemności, lecz ze światłem wiary w sercu. W swoich późniejszych wypowiedziach podkreślała, że „żaden światopogląd filozoficzny i żaden oparty na nim humanitarny system pedagogiczny nie dostarczy wytłumaczenia problemu cierpienia, gdyż jedynie znajduje ono rozwiązanie w nauce Chrystusowej”.

40

Siła z wiary Czy było jej łatwo przyjąć krzyż i wszelkie konsekwencje własnej niepełnosprawności? Odpowiedzią niech będzie jedno zdanie, którym modliła się przez dłuższy czas: „Panie, niech za sprawą łaski stanie się możliwe to, co z natury wydaje mi się niemożliwością”. Swoiste wyznanie wiary niewidoma Matka Elżbieta zawarła również w słowach: „Jedynie religia Krzyża i Zmartwychwstania daje wytłumaczenie sensu cierpienia, uczy świadomego i twórczego przyjęcia go i uczynienia z niego narzędzia zwycięstwa nad złem i nad samym cierpieniem. Tylko ona daje możność przyjęcia w prawdzie tych ograniczeń, które narzuca ślepota i tylko ona uczy przetwarzać je na wartość pozytywną”. Róża Czacka rozpoczęła swoje dzieło z głębokiego przekonania o niezbywalnej roli wiary w cierpieniu. „Pragnęłam dać innym niewidomym szczęście wiary, której zawdzięczałam przyjęcie ślepoty z poddaniem się woli Bożej” – pisała. Parę lat później napisała równie ważne słowa: „Niewidomy bez wiary nigdy nie będzie pełnym człowiekiem, niewidomy wierzący dać może natomiast całą swoją miarę, w której wypowie się to, co najważniejsze

i najwyższe w duszy ludzkiej. Tu jest teren, na którym kalectwo ślepoty, jeśli jest przyjęte do końca, przestaje być przeszkodą, a staje się dźwignią życia duchowego”. Bóg jest blisko cierpienia Jak kochająca i wymagająca matka, Elżbieta Czacka mówiła prawdę o cierpieniu, ale też wskazywała właściwy kierunek do jego pokonania, mówiąc: „Bywają w życiu niektórych ludzi wielkie katastrofy, które druzgoczą, łamią, rwą i przewracają wszystko. Nic już nie pozostaje z tego, co wiązało z życiem. Uderzenie jest tak mocne, że za jednym zamachem ogołaca człowieka ze wszystkiego. Prócz miażdżącego bólu, zdaje się, że już nic mu nie pozostaje. Bóg jest wtedy najbliżej. Szczęśliwy ten człowiek, jeżeli wśród bólu, wyzwolony ze wszystkiego, tylko Boga szuka i Jego znajdzie. Wtedy pozostaje tylko dusza i Bóg, Bóg i dusza. Wtedy wśród cierpienia i bólu zaczyna człowiek nowe życie, życie pełne radości i szczęścia wśród cierpień, bólu i łez. Bóg mu dał to szczęście, którego świat nie daje”. Te słowa o sensie cierpienia pochodzą z 1928 roku. Do ich napisania Matka Czacka dojrzewała przez 30 lat, które upłynęły od utraty przez nią wzroku. Matka Elżbieta na głębokim fundamencie duchowym zasilanym modlitwą, podjęła jednocześnie konkretną realizację drogi wiary. „Chciałam podnieść niewidomych z poniewierki ku użytecznemu życiu przez pracę, zgodnie z postulatami nowoczesnej tyflologii (nauka o niewidomych)”. Podkreślała, że osoba niewidoma może dojść do pełni życia intelektualnego, moralnego i religijnego oraz może

www. apchor . pl

SKARB HISTORII

dalszego kształcenia, np. w zawodzie nauczyciela. Przede wszystkim jednak, poprzez katechezę, kładła fundament duchowy, wyjaśniając między innymi, jaką wartością jest przyjęcie braku wzroku i ofiarowanie tej niepełnosprawności za ludzi niewidomych duchowo – dalekich od Boga.

Na fundamencie wartości Przykład, który pociąga Swoim „Dzieciom dużym i małym” – jak tytułowała niektóre listy do społecznoZagadnienie cierpienia duchowego ści Lasek – stawiała wysokie wymagania, czy fizycznego pozostaje tematem otwarwzywając do wzięcia odpowiedzialności tym i nowym dla każdej osoby, która cierza wspólne dobro i do nie zapi. Osoby niewidome w pełni niedbywania indywidualnej zrewalidowane i żyjące wiadrogi uświęcenia. Wychorą, poprzez swoją siłę ducha Elżbieta Czacka dziła z założenia, że osoba wskazują prawdziwe źródło mawiała, że Bóg niewidoma, dobrze funkmocy w pokonywaniu trudjest najbliżej cjonująca w swoim miejscu ności i niejako zapraszają nas pracy i zamieszkania, staje wszystkich na drogę wiary. człowieka, się apostołem. Pisała: „NieMoże w ten sposób torują też którego widomy, który rozwinął do drogę innym niepełnosprawmiażdży ból. maksimum swoją osobowość nym, chorym, samotnym... W rozmaitych i często ludzką, swoje dane przyrodzone i jest czynnym, a natrudnych doświadczeniach, wet przodującym w swojej dziedzinie niech Sługa Boża Matka Elżbieta Czacka członkiem społeczności, daje świadectwo staje się dla nas wszystkich matką, jak mocy ducha nad przeszkodami natury była nią i wciąż jest dla osób niewidoczysto materialnej i tym sposobem, o ile mych, które otoczyła troską, dla Sióstr jest apostołem, staje się bardziej niż każ- Franciszkanek Służebnic Krzyża, a także dy inny człowiek apostołem, przez sam dla licznych osób świeckich pracujących swój triumf nad tym, co krępuje i więzi w „Dziele Lasek” czy innych, których spoczłowieka”. tykała w swoim życiu. Świadectwo jej żyDlatego też była wymagająca, pra- cia, wiary, modlitwy i przyjęcia cierpienia gnąc swym podopiecznym dać dobre to przykład drogi zawierzenia kochającej podstawy życia. Ucząc podstawowych matki, która uczy i napomina, troszcząc zasad kultury, nie pozwalała na jakąkol- się zaś o swoje dzieci, dyskretnie czuwa wiek nieuczciwość. W Laskach dawała i wstawia się za nimi u Pana Boga. niewidomym szansę nauki zawodu, a dla q zdolniejszych poszukiwała możliwości

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

rozwijać się w pełni duchowo i społecznie. Nie negując cierpienia, starała się wydobywać wśród dzieci i młodzieży różne talenty ukazując, że są one darem Bożym oraz zapraszała do podjęcia obowiązku pomnażania ich w życiu osobistym i społecznym.

41

październik

2013

Ku radości

Uśmiechnij się! Pani pyta Jasia w szkole: - Jasiu wiesz kto to jest Mickiewicz, Słowacki, Prus? Jasiu na to: - A wie pani kto to jest Zdzichu, Łysy, Marian? - Nie. - To co mnie pani swoją grupą straszy!

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

q Spotykają się dwaj koledzy. Jeden z nich zagaduje: - Wyglądasz na wypoczętego i zadowolonego z życia. Jesteś na urlopie? - Ja nie, mój szef.

backgrounds.hd

42

www. apchor . pl

Post scriptum

Jak zostać członkiem Apostolstwa Chorych

Te trzy warunki stanowią istotę Apostolstwa Chorych. Nie obowiązują one pod groźbą grzechu, ani na zawsze, ale tylko na czas trwania choroby. Chory, który z własnej woli pragnie spełnić trzy wymienione warunki, powinien zgłosić się osobiście, listownie lub telefonicznie do Krajowego Sekretariatu Apostolstwa Chorych w Katowicach. Jako dowód przyjęcia otrzyma dyplom i krzyżyk Apostolstwa Chorych, a także drukowane co miesiąc Listy, redagowane przez Sekretariat w formie czasopisma. Prenumeratę miesięcznika „Apostolstwo Chorych” można zamawiać w dowolnym czasie w ciągu całego roku. Na życzenie, wraz z pierwszym numerem, przyślemy również poprzednie numery z danego roku. Nasz adres: Apostolstwo Chorych, ul. Warszawska 58, 40-008 Katowice, tel. 32 251 21 52 Apostolstwo Chorych przyjmuje zamówienia na Msze Święte, zarówno za żywych jak i za zmarłych. Ofiary można składać w siedzibie redakcji lub na numer naszego konta bankowego. Wydawca: POLSKI SEKRETARIAT APOSTOLSTWA CHORYCH Redaktor: ks. Wojciech Bartoszek; Za zezwoleniem Władzy Duchownej Adres Redakcji: „Apostolstwo Chorych”, ul. Warszawska 58, 40–008 Katowice, tel. 32 251 21 52; parter Księgarni Świętego Jacka – wejście od podwórza Adres do korespondencji: „Apostolstwo Chorych”, skr. poczt. 649, 40–950 Katowice S 105 e-mail: [email protected] www.apchor.pl Prenumerata: Dobrowolna ofiara na miesięcznik i przesyłkę. nr konta: 62 1020 2313 0000 3602 0019 8689; PKO BP SA I O/Katowice Informacja dla prenumeratorów z zagranicy: międzynarodowy numer IBAN – numer rachunku bankowego poprzedzony kodem kraju, w którym jest on prowadzony – w przypadku Polski: PL kod SWIFT (BIC Code) – dla PKO Banku Polskiego: BPKOPLPW Projekt graficzny: Witold Morawski Druk: Drukarnia Archidiecezjalna, 40–042 Katowice, ul. Wita Stwosza 11. Za treść ogłoszeń oraz listów od Czytelników redakcja nie odpowiada.

A P O STO L ST WO  C H O RYC H

Osoba, która pragnie zostać członkiem Apostolstwa Chorych powinna spełnić trzy warunki: q Przyjąć cierpienie z poddaniem się woli Bożej. q Z nosić je cierpliwie, po chrześcijańsku, w zjednoczeniu z Jezusem, który się za nas ofiarował na krzyżu, ofiaruje się w Eucharystii i wciąż żyje w Kościele. q O fiarować swe cierpienia Bogu w intencji przybliżenia Królestwa Bożego, za zbawienie świata, za Kościół i Ojczyznę oraz w intencjach Ojca Świętego.

43

Nasz adres: ul. Brzozowa 75, 05-080 Izabelin www.laski.edu.pl/e-mail: [email protected] telefon: 22 75 23 000 Numer konta: 02 1140 1010 0000 4399 5800 1002 BRE Bank S.A. Warszawa

fotografie: archiwum towarzystwa opieki nad ociemniałymi w laskach