~

c en

Cl)

N

u ... -o c. en

~

.... ~

a c::t z: „ ....

' -a



Antoni Czecbooo OJ·ISftl DOJ9 SAD (WlSZNIEWYJ SAD}

Komedia w czterech aktach Przekład - Jerzy Jarocki



OSObQ:

Lubow Raniewska Ania, jej córka Waria, jej córka przybrana Leonid Gajew, brat Raniewskiej Jermołaj Łop achin, kupiec Piotr Tr ofimow, student Borys Simeonow-Piszczyk, ziemianin

-

Szarlotta, guwernantka Siemion J apichodow, kancelista Duniasza, pokojówka Firs, stary lokaj Jasza, m łody lokaj

~

=~ (;

-

ig

::- ....a

Pr zechodzień

~"" -1 ~

Zawiadowca stacji Ur zędn ik pocztowy

..... ~ ~

-

Gość

Rzecz dzie je

Scenografia: ŁUKASZ

BURNAT

Asystent scenografa : Aniela Wojciechowska

się

w

HALINA MIKOŁAJSKA J OANNA SZCZEPKOWSKA MARTA LIPIŃSKA CZESŁAW WO ŁŁEJKO

JAN ENGLERT JÓZEF KONIECZNY EDMUND FIDLER BARBARA KRAFFTÓWNA MICHNIK OWSKI BARBARA SOŁTYSIK

WIE SŁAW

ŁUCJA ŻARNECKA

HENRYK BOROWSKI DAMIAN DAMIĘCKI PAWEŁ WAWRZECKI '" ··-··i RYSZARD PERYT \'I . ,,.iech W'\ ·· 1 · RYSZARD OSTAŁOWSKI ~ztJI l'r11:t 1.llite:i WŁOD Z IMIERZ NOWAKOWSKI MARIAN FRIEDMANN

maj ątku

Muzyka: JERZY SATANOWSKI

Raniew skiej

Re żyseria:

MACIEJ PRUS

Dyrektor Teatru: Erwin Axer

ANTONI CZECHOW

z aplanowałem, Stanisławski

I LISTÓW

to s tuknij mnie p1ęsc1ą po ł b i e . ma rolę komiczną, ty równie ż ...

Do OLGI KNIPPER 11 ktvietnta 1903

r.

... Czy znajdzie s ię u was aktorka do roli s tarszej damy w Wiś niowym sadzie? Jeśli nie, to i sztuki n ie b ędzi e, nie z acznę jej nawet pi s ać ...

CZECHO(IJA

Do W. NIEMIROWICZA-DANCZENKI 22 sier pnia 1903 r .,

Jałta

co s ię tyczy mojej własnej sztuki sad, to tymczasem wszystko układa się pomyślnie. Pracuję po troszeczku. Jeżeli nawet s póżnię się nieco, to nie będzie wielkiego ni esz częścia, oprawę sceniczną w sztuce sprowadziłem do minimum, jakichś szczególnych dekoracji nie trzeba będzie i nie trzeba będzi e wymyślać prochu. Tymczasem czuję się znakomicie, lepiej nie trzeba, tak że mogę pracowa ć . No

cóż,

Wiśniowy

Do K. S. STANISLAWSKIEGO s lutego

1903

r„

J alta

Byłem niezdrów, teraz odżyłem, zdrowie się poprawiło i jeżeli obecnie pracuję nie tak, jak należy, to z powodu zimna (w gabinecie jes t

w szystkiego 11 stopni), bez:udzia i prawdopodobnie - lenistwa, które zrodziło się w 1859 roku, tzn. o rok wcześniej ode mnie. Jednakże lic z ę na to, że po 20 lutego wezmę się do sztuki i do 20 marca ją skończę . Mam już gotową w g łowie. Nazywa się Wiśniowy sad, cztery akty, w pierwszym akcie przez okna widać kwitnące wiśnie, nieprzerwany biały sad. I damy w białych sukniach. Jednym słowem, Wiszniewski będzie się śmiał i, oczywiście, nie wiadomo, z jakiego powodu.

Do W. NIEMIROWICZA-DANCZENKI 2 wrzdnta 1903 r „

Jalta

... Moja sztuka, (jeśli nadal będę pracowa ć tak, jak pracowałem do dziś) będzi e ukończona wkrótce, bądź spokojny. Trudno, bardzo trudno było pisać drugi akt, ale, zdaje s ię, że w ys zedł niczego sobie. Sztukę nazwę komedią .. . Bądź

zdrów i niech ci się wiedzie. W mojej rolę ma tki weźmie Olga, a kto będ z i e grać 17-18-letnią córkę nie mo g ę d ecydować . No cóż, wtedy s ię okaże. sztuce

Do OLGI KNIPPER 11 lutego 1903

r. , Ja!ta

Kła niam

Smutno mi bez ciebie, kochana! Czuję się samotnym nicponiem, długo przesiaduję bez ruchu i brakuje tylko, żebym palił długą fajkę . Sztukę zacznę pisać 21 lutego. Ty będzies z grać głupiutką. A któż będzie grał staruszkę-matkę? Kto? Trzeba będzie poprosić M(arię) F(iodo-

' '

mO'oo " " •.

mi nie taka,

nisko i

obejmu j ę

cię.

Do MARII ALEKSIEJEWEJ (LILINY) 15

rownę) .

'

s ię

c

w-rz e śnta

1903 r.,

Jalta

... Olga nie przywiezie sztuki, przyślę wszys tkie cztery akty, jak tylko będzie możliwe przys iąść znów na cały dzień . Wyszedł mi nie dramat, a komedia, w niektórych miejscach nawet farsa i obawiam się, czy mi się nie dostanie od Włodzimierza Iwanowicza. Konstanty Siergie jewicz ma dużą rolę. A w ogóle, to ról jest ni;)wiele.

c .

Do OLGI KN IPPER 21

rzdnta 1903 r.

„. Ostatni akt będzie we s oły, zresztą cała sztuka jest w es oła, lekkomyślna: Saninowi się nie spodoba, powie, że zrobiłem się niegłęboki...

Do W. NIEMIROWICZA-DANCZENKI 23

pa ź dzt c r nika

1903 r„

Jalta

Dziś nośnie

otrzymałem li st od żony, pierwszy odsz tuki. Z ni ecier pli w ością będę oczekiwał listu od ciebie. Listy idą 4-5 dni - jakie to s traszne!

Dawno już mam rozstrój żołądka i kaszel. J elita jak gdyby się poprawiają, ale kas zel męczy, jak przedtem, już nie wiem, co robić, jechać do Moskwy czy nie. Miałbym wi e lką ochotę być na próbach, popatrzeć. Obawiam się, czy u Ani nie wyjdzie płaczliwy ton (ty ż jakiegoś powodu znajdujesz, że jest podobna do Iriny), obawiam się, że będzie ją grać nie młoda aktorka . Ania u mnie ani razu nie pła­ cze, nigdzie ni e mówi płaczliwym tonem, w drugim akcie ma w oczach łzy, ale ton jest wesoły, żywy. Dlaczego w telegramie mówisz o tym, że w szt uc e jest dużo płaczących? Gdzie oni są? Tylko jedna W aria, ale to dlatego, że Waria jest płaksą z natury i jej łzy nie powinny wywołać u widza smętnego uczucia . Często spotyka się u mnie „przez łzy'', ale wskazuje to tylko na nastrój osób, a nie na łzy. W drugim akcie nie ma cmentarza. Do K. S.

S TANISŁ AWSKIE GO 30

·

~

paźdzterntka

1903 r„

JaUa

„. Kiedy pisałem Łopachina, to sądziłem, że to Pańska rola. J eś li się ona Panu z jakiegoś powodu nie uśmiecha, to niech Pan weźmie Gajewa. Łopachin to co prawda kupiec, ale porządny człowiek pod każdym względem, powinie n się t r zymać zupełnie przyzwoicie, inteligentnie, nie małostkowo, bez sztuczek, i wydawało mi się, iż ta rola, centralna \V sztuce, wyszłaby u Pana doskonale. Jeśli weźmie Pan Gajewa, to Łopachina proszę przekazać Wiszniewski emu. Nie będzie to artystyczny Łopachin, ale za to nie drobnostkowy. Łużski będzie w tej roli zimnym cudzoziemcem. Leonidow zrobi kułaczka. Przy doborze aktora do tej roli nie należy zapominać , że Łopachina kochała Waria, poważna i religijna P?nna; kułaczka by

ona nie pokochała„. Proszę napisać, jaką rolę Pan weźmie. Żona pisała, źe Moskwin chce grać Jepichodowa. No cóż, to bardzo dobrze, sztuka tylko zyska na tym.

„OJIŚftlOOJY

Do W. CHARKIE.JEWICZA 13 stycznia

1904

SAD"

r.

Moja sztuka pójdzi e, jak mi się zdaje, oc z eku j ę specjalnego powodzenia, sprawa posuwa s ię opieszale ...

17 stycznia ; nie

(FRAGMENTY)

Do OLGI KNIPPER 24 marca 1904 r.

Jak się cie s zę, że Chaliutina zaszła w ciążę, a jaka szkoda, że to samo nie moźe się zdarzyć z innymi wykonawcami, na przykład z Ałek­ sandrowem lub Leonidowem. A jaka szkoda, że Muratowa nie wyszła za mąż! ... Powiedz aktorce, która gra · pokojówkę Duniaszę, żeby przeczytała Wiśniowy sad w wydaniu Znanija lub w korekcie; tam zobaczy, gdzie trzeba się pudrować itd. itd. Niech przeczyta koniecznie, w waszych teatrach wszystko jest pokręcone i pozacierane. „ .

Do OLGI KNlPPER 29

marca 1904 r .

Lulu i K. L. byli na Wiśniowym sadzie w marcu obydwoje; twierdzą, że Stanisławski w IV akcie gra paskudnie, że ciągnie męcząco . .Jakie to straszne! Akt, który powinien trwać maksimum 12 minut, u was wlecze się 40 mi~ nut. Jedno mogę powiedzieć: zgubił moją sztukę Stanisławski. No, ale Bóg z nim.

10 kwtetn!a 1904

r.

(... ) Dlaczego na afiszach i w ogłoszeniach gazetowych sztukę moją tak uporczywie nazywają dramatem? Niemirowicz i Aleksiejew w mojej sztuce widzą stanowczo nie to, co napisałem i gotów jestem dać słowo, jakie chcesz, że obaj ani razu nie przeczytali uważnie mojej sztuki.

Przeło ż ył

Miałem szczęsc1e obserwować proces tworzenia przez Czechowa sztuki Wiśniowy sad. Pewnego razu, kiedy rozmawiałem z Antonem Pawłowiczem o rybołóstwie, aktor nasz A. Artiem opowiadał, jak zakłada się robaka na haczyk, jak trzeba zarzucać wędkę sięgającą dna, a jak z pływakiem itd. Te i podobne sceny opowiadał niezastąpiony nasz aktor z takim talentem, że Czechow wyrażał szczery żal, iż nie zobaczy tego szersza publiczność w teatrze. W jakiś czas potem Czechow asystował przy rzecznej kąpieli innego z naszych kolegów i nagle postanowił:

trzeba koniecznie, ażeby Arryby w mojej sztuce, N. kąpał s ię w pobliżu, pluskając się i baraszkując, Artiem zaś złościłby się na niego, że mu płoszy ryby! tiem

Słuchajcie, łowił

Anton Pawłowicz widział już scenę w wyobjeden aktor łowi ryby, a drugi kąpie się za sceną . Po kilku dniach obwieścił nam triumfująco, że kąpiącemu się amputowano rę­ kę, lecz pomimo to namiętnie lubi on grać w bilard swą jedną ręką, rybakiem zaś okazał s ię stary lokaj, który uciułał sporo zaoszczędzo­ nych groszy. raźni:

Po pewnym czasie w wyobraźni Czechowa okno starego wiejskiego dworu, przez które zaglądały do pokoju gałęzie drzew. Zakwitały one później śnieżnobiałym kwieciem. Potem w urojonym przez Czechowa dworze zamie~ zkała jakaś $taruszka, zarysowało się

- Ale że też w wa szym zes pole nie ma odpowiedniej aktorki! Posłuchajcie! Potrzebna przecież specjalna starucha... rozważał Czechow - Biegałaby wciąż do lokaja i pożycza­ łaby od niego pieniądze .. . Obok staruszki znalazł s ię ni to brat, ni to wuj: bez ręki pan, namiętny gracz w bilard. J es t to wielkie dziecko, nie mo g ące żyć bez lokaja. Gdy pewn ego razu służący wyjechał nie przygotowawszy panu spodni, ten przeleżał cały dzień w łóżku ... Wiemy teraz, co w sztuce pozostało, a co bez śladu lub pozostawiło tylko ślad nieznaczny.

znikło

Latem 1902 roku, gdy Anton

Pawłowicz

rozsad, zamieszkiwał on wraz z żoną O. Czechową-Knipper, aktorką naszego teatru, w majątku mojej matki, Lubimowce. Obok w rodzinie sąsiadów mieszkała Angielka-guwernantka, malutkie chudziutkie stworzenie z długimi dziewczęcymi warkoczami, chodzące w męs kim ubraniu. Dzięki takiej kombinacji trudno było od razu określić }ej płeć, wiek i pochodzenie. Traktowała Antona Pawłowicza za pan brat, co niesłychanie mu się podobało. Spotykając się codziennie, opowiadali sobie wzajemnie n i esłychane bzdury. Na p r zykład Czechow zapewniał Angielkę, że w młodoś c i był Turkiem, że posiadał harem, że niebawem powróci do ojczyzny i zostanie baszą , a wówczas wezwie ją do siebie. Niby w podzięce za to Angielka zręczna gimnastyczka - wskakiwała na plecy Antona Pawłowicza , s adowiła się tam i w jego imieniu pozdrawiała przechodzący c h, to jest zdejmowała mu kapelusz z głowy i powi ewał a nim wołając łama­ nym rosyj skim ję z ykiem niby błazen: -'- Dzen dobly, dzen dobly, dzen dobly! Przy tym nachylała głowę Czechowa na znak powitania. Ci, którzy widzieli w Wi śniowym sadzi e Szarlottę, poznają jej prototyp. poczynał swą sztukę

Wiśniowy

Przeczytaw1zy sztukę zrozumiałem to od razu napisałem z zachwytem do Czechowa. Jakże się zdenerwował! Jakże usilnie starał się mnie przekonać, że Szarlotta koniecznie

i

c

Niemką,

bezwzględnie chudą i wysoką, taką jak aktorka Muratowa, która zupełnie nie przypominała Angielki, na której Szarlotta była wzorowana. Na rolę J epichodowa złożyło się więcej typów. Niektóre cechy wzięte były z osoby słu­ żącego, mieszkającego na letnisku i przydzielonego do Antona Pawłowicza. Czechow rozmawiał z nim c z ęsto, namawiał do nauki, zachęcał aby nauczył s ię czyta ć i stał się wyk s ztałconym człowi ekiem. Aby nim zostać, prototyp Jepichodowa kupił s obie przede wszystkim czerwony krawat i postanowił uc z yć s ię francuskiego. Nie pojmuję, jakim sposobem Czechow przemienił służącego w korpulentn ego, niemłodego Jepichodowa, występującego w pi erwszej wersji sztuki.

wicza skromniutko siedzącego w czasie próby w ostatnich rzędach widowni, nie uwierzyłby, że to autor sztuki. Nie udawały się żadne usiłowania posadzenia go przy reżyserskim stole. A jeśli nawet usiadł, ciągle się ś miał. Nie wiadomo, co go śmi e szyło : czy to, że zo s tał reży­ s er ~m i zasiadł przy reżyserskim s tole, czy to, że uważał za niepotrzebny sam reżysers ki stół, czy też to, że obmyślał, w jaki sposób nas okpić i umknąć do swej kryjówki. Przecież w szystk o napisałem! mówił wówczas. - Słuchajcie, przecież nie jest em r eżys erem, tylko lekarzem! Porównując zachowanie się Czechowa na próbach z zachowaniem s ię innych autorów, trzeba podziwiać niebywałą skromność wielkiego czło­ wieka, a zarazem bezgraniczną zarozumiałość innych, znacznie mniej znakomitych pisarzy. Jeden z nich, na przykład, na moją propozycję skrócenia przydługiego, nieszczerego i napuszonego monologu w jego sztuce, odpowiedział mi z goryczą urazy w głosie:

W naszym zespole nie było aktora, który by do tej roli zewnętrzn e warunki, trz.e ba zaś było koniecznie dać rolę ulubieńcowi Czechowa, zdolnemu aktorowi Moskwinowi, który wówczas był młody i chudy. Otrzymawszy rolę dostosował ją do swego wyglądu i zużytkował wą improwizację na pierwszej wieczornicy, o której późni ej będzie mowa. Sądziliśmy, że Czechow rozgniewa się za samowolę, lecz on bard zo się śmiał i po próbie powi edział do Moskwina: - O takim wła ś nie my ś lał em! Słuchajde, to nadzwyczajn e ! Przypominam sobie, że Czechow wykończył tę rolę w typie, jaki s tworzył Moskwin. Rola studenta Trofimowa była wzorowana także na pewnym ówczesnym mieszkańcu Lubimowki. pos iadał

Niech pan skraca, lecz proszę pamiętać , odpowie pan za to przed historią! Przeciwnie, gdy kiedyś zuchwale zaproponowaliśmy Antonowi Pawłowiczowi wyrzucenie całej sceny końcowej z drugiego aktu Wiśnio­ wego sadu., posmutniał, zbladł pod wpływem zadanego mu bólu, lecz pomyślawszy opanował s ię i powiedział: - Skracajcie! I nigdy nie zrobił nam z tego powodu żadn e j wymówki. (. .. ) Przedstawienie montowało się z trudem. Nic w tym dziwnego, sztuka była bardzo trudna. Jej urok leży w nieuchwytnym, głęboko ukrytym aromacie. Aby go poczuć, należy jakby rozchylić pączek kwiatu i zmusić go do rozwinięcia płatków. P owinno to jednak na s tąpi ć samo przez się, bez gwałtu, w przeciwnym razie zgniecie się delikatny kwiatek, który zwięd­ nie. -

że

Jesienią 1903 roku Czechow przyjechał do Moskwy poważnie chory. Nie przeszkodziło mu to asystować przy wszystkich prawie próbach sw ej nowej sztuki, na której ostateczny tytuł nic mógł się wciąż jeszcze zdecydować

~

(. ..) Teraz, jak i uprzednio, mu s ieliśmy wprost kleszczami wyciągać z Antona Pawłowicza w czasie prób Wiśniowego sadu uwagi i rady dotyczące jego sztuki. Odpowiedzi jego przypominały rebusy, które należało rozwiązywać, gdyż Czechow uciekał przed naciskającymi go reżyserami. Gdyby kto zobaczył Antona

c

(. ..) Samo przedstawienie

odniosło

zaledwi e

średni sukces i mieliśmy do siebie pretensję, że

nie potrafiliśmy od razu wydobyć tego, co było w sztuce najważniejsze, najpiękniejsze i

c

Anton Pawłowicz umarł nie doczekawsz y s ię prawdziwego powodzenia swego ostatniego, wspaniałego utworu. Z czasem, gdy przedstawienie dojrzało, wielu spośród artystów naszego ze s połu wykazało raz jeszcze swe ogromne zdolności, a przede wszystkim O. Knipper, grająca główną rolę Raniewskiej, Moskwi n Jepichodow, Kaczałow Trofimow, Leonidow - Łopachin, Gribunin Piszczyk, Artiem - Firs, Muratowa - Szarlotta. Ja takż e miał e m suk ces w roli Gajewa i otrzymałem po próbie p oc hwałę od samego Antona Pawłowicza za os ta tnie, finałowe odejś­ cie w 4 akcie. Przeło ży ła

Zofia Pet ersowa

rzany -

Tomasz Mam1

ESEJ OCIECHOWIE (F'RAG!UENTY)

(„.) Mówiąc ogólniej wydaje mi się, że długo­ letnie niedocenianie Czechowa w Europie zachodniej, a nawet w Rosji, spowodowane zostało jego własnym, w najwyższym stopniu trzeźwym, krytycznym i sceptycznym stosunkiem do siebie, niezadowoleniem, z jakim spoglądał na swoje dzieło, krótko mówiąc jego skromnością; cecha ta, choć niezwykle ujmująca, nie przyczyniła się jednakże do tego, by wzbudzić szacunek świata, i sam Czechow dał nią światu, że tak powiem, zły przykład. Albowiem opinia, jaką mamy sami o sobie, nie pozostaje bez wpływu na obraz, który tworzą sobie o nas ludzie, zabarwia go i może go niekiedy sfałszować. Ten autor krótkich nowel zbyt długo był przekonany o błahości swego talentu, o swojej artystycznej nieważności; bardzo powoli i z trudem zyskiwał wiarę w siebie, wiarę, której nie powinno nam braknąć, jeśli inni mają w nas uwierzyć; aż do końca nie miał w sobie nic z literackiego grandseigneura, a tym mniej z mędrca i proroka jak Tołstoj, który spoglądał nań życzliwie, widząc w nim - według relacji Gorkiego - wspaniałego, cichego, skromnego człowieka. (. ..) Po powrocie ze swojej podróży do piekieł, z ofiarnej eskploracji dokonanej na Sachalinie, wyspie zesłania, Czechow pisze: Cóż za mazgaj bylby

teraz ze mnie, gdybym siedział w domu. Przed wyjazdem uważałem Kreutzerowską sonatę za wydarzenie, a teraz wydaje mi się śmieszna, niedorzeczn a. Władczy a przy tym podej-

profetyzm działa mu na nerwy. Do

diabla z filozofią możnych tego świata pisze. - Wszyscy wielcy mędrcy są despotyczni niczym generałowie, niesubtelni i niedelikatni niczym generałowie, ponieważ są przekonani, że wszystko im ujdzie bezkarn·ie. · Odnosi się to

c

głównie do Tołstoja, który nazwał lekarzy nikczemnymi łotrami. Bo Czechow był lekarzem, był nim całą duszą, był człowiekiem nauki i wierzył w naukę jako siłę postępu, jako wielką, serca i głowy rozjaśniającą przeciwniczkę haniebnych warunków społecznych; mądrość ·niesprzeciwiania s i ę złu, bierny opór oraz pogarda dla kultury i postępu, na jaką pozwalał sobie wielki Toł s toj, wydawały mu s ię reakcyjnym nonsensem. Ważnych problemów nie wolno traktować po ignorancku, choćby się nawet było wielkim człowiekiem, a to właśnie zarzuca Czechow Tołstojowi. Tołstojowska moralność pisze przestała mnie w:nuszać.

W głębi duszy czuję do niej niechęć„. W ży­ lach moich płynie chiopska krew, nie imponuje mi więc chlopska cnota... Od lat najmłodszych wierzyłem w postęp... Przezorność i sprawiedliwość mówią mi, że więcej jest milości dla człowieka w energii elektrycznej i w parze aniżeli w czystości i wyrzeczeniu.„

(... ) Długotrwałe powątpiewanie Czechowa o sobie jako artyście wykracza jak mi się zdaje - poza jego własną osobowość, rozciąga się również na sztukę, na literaturę w ogóle, literaturę, z którą wzdragał się żyć sam na sam w swoich czterech ścianach. Uprawianie jej zdawało się zawsze wymagać od niego uzupełnienia w męskiej, praktycznej działalności społecznej na świecie, pośród ludzi, w życiu. Literatura - by użyć jego własnych słów była jego kochanką, nauka zaś, medycyna legalną żoną, wobec której czuł się winny, że ją zdradza z tamtą. Stąd podróż na Sachalin, nad wyraz uciążliwa i niebezpieczna dla jego nadszarpniętego już zdrowi-a, stąd sensacyjna relacja o panujących tam straszliwych stosunkach, która rzeczywiście spowodowała pewne reformy; stąd niestrudzona działalność Czechowa jako wiejskiego lekarza, zawsze t owarzysząca jego pracy literackiej, kierowanie szpita-

c

Iem ziems twa w Zwienigorodzie pod Mo s kwą, walka z cholerą, którą prowadzi w swej małe j pos iadłości Mielichowo, gd zie udaje mu się prz e forsować postawienie nowych baraków i gdzie zresztą pełni też funkcję kuratora wiejskiej szkoły. Tymczasem rośnie jego sława jako pisarza, lecz on patrzy na nią sceptycznie, wstydząc s ię jej przed w ła s nym s umi eniem. Czy nie aklamuję czytelnika - - zastanawia się skoro nie umi em tania?

odp o wied : ic ć

~

na jw ażn ie jsze

py-

tylko krótkie życie. Miał lat, gdy wy s tąpiły pierwsze objawy gruźlicy; był lekarzem, wiedział, co o z naczają, i na pewno się nie ludził, że starczy mu sił żywotnych, by osiągnąć patriarchalny wiek Tolstoja. Nasuwa się pytanie, czy świadomość, że gościnne występy jego umysłu na ziemi będą krótkotrwale, nie przyczyniła się w sposób istotny do tej osobliwej, sceptycmej i tak nie s kończ enie ujmującej, delikatnej i dyskretnej skromn ości, która w dalszym ciągu cechuje całą jego po s tawę duchową i ar'tystyczną, razem z instynktem, który kazał mu tę skromność uczynić szczególnym rysem jego artyzmu, podnieś ć ją do rangi specyficznego czaru jego egzystencji. Około dwudziestu pięciu lat - tylko tyle czasu dane mu było na twórczy rozwój i o s iągnięcie doskonałości. Doprawdy, w pełni wykorzystał ten okres: mniej więcej pięć­ set opowiadań wyszło spod jego pióra, nieraz mających rozmiary tego, ·co się nazywa long short story; są wśród nich arcydzieła, jak Sala nr 6 (.„) Skoro wymieniamy i chwalimy opowiadania Czechowa , koniecznie muszę wspomnie ć Nieciekawą hi s torię, która jest mi najdro żs zą ze wszys tkich jego nowel; jest to utwór całk i em niepospolity, fascynujący i w swej cichej, smutnej dziwności nie ma sobie równego w żadnej literaturze; zdumiewa on choćby tym, że młody, niespełna trzydzies toletm'i człowiek z najgłębszym wyczuciem czyni narratorem tej zapowiedzianej jako nieciekawa, lecz wstrząsa­ jącej historii starca, światowej sławy uczonego w randze generała, z tytułem ekscelencji, który często też tak s ię w swoich wyznaniach (...) Dane mu

dwadzieścia

było

na

d z iewię ć

nędza,

lytułuje : W asza ekscelencjo!, co brzmi ja k : O mój Boże! (... ) Wychowanka sławnego uczonego, Katia, zawiedziona w swych nadziejach aktorka, jedyna istota, do której jest on jeszcze przywiązany serdecznie i którą darzy potajemnie starczą tkliwością, pyta go w chwili wielkiego cierpienia i bezradności życi owej: Co mam

(. ..)

Pragnę

t e s łowa z mnie twórczość Czechowa. Ironiczny stosunek wobec s ławy, wą t­ pliwości co do sensu i wartości swoich poczyn a ń, niewiara w swo ją wielkość mają w sobie tyle cichej , skromnej wielkości. N iezadowole n ie z siebie - mawiał - to podstaw a każ­ dego prawdziwego talentu. W tym zdani u skromność zmienia się jednak w c oś pozytywn ego. Znaczy ono bowiem: Ciesz się z e sweao

robić?

nieokreślonością

Należy przyznać, że człowiek

jest niezbyt Jego sumienie, należące do sfery ducha, nigdy zapewne nie osiągnie pełnej harmonii z jego naturą, rzec zy wistością, sta nem społecznym i bezsenność godna szacunku zawsze będzie nawiedzała osoby, które z jaki ego ś niejasnego powodu czują się odpowiedzialne za los i życie ludzi. Czechow jako artysta cierpiał na to bardziej niż ktokolwiek inny i cała jego była

bezsennością

godną

i niezadowolenia, i praca, praca aż do końca, w prześwia dczeniu, że nie ma odpowied zi na os tateczne pytania, praca z wyrzutem sumienia, że o k łamuj e s ię czytelnika nadal wyraża tę o s o b liwą postawę mimo w szystko. B o tak t eż jes t: czl owiek baw i historiami skazany na za -

szacunku,

alad ę świat, nie dając mu ani śl adu z bawien n ej prawdy. Na pytan ie bi edn ej Katii : Co rob i ć? odpo wied zi eć można tylko: Szczerze mó wię - nie wiem. A jednak się pracuje, opo·

wia da historie i daje k sz tałt prawdzie, w niej asnej nadziei, niemal pewności, że prawda i pogodna forma potrafią wpłyn ą ć na dusze wy zw alająca, p rzyg otować świat do lepszego, piękn iejsz eg o i roz umniejszego ży cia. Przeł ożyła

Izabella Cz ermakowa

c

i

nieróbstwo możnych , ciemnota slabych, wok ó ł straszliwa

otępienie

pisałem

wierna, nies trud zona

(. .. ) Jego ostatnią nowelą była Narzeczona (1903), ostatnim dramatem Wi śniowy sad, utwory, w których geniusz - spoglądając z deter minacją na bliski kr es i nie ul egając grozie swej choroby i śmierci j zcze na skra j u grobu głosi nadzieję. W dziele jego życia, mimo że rezygnującym z epickiej monumentalności, · mieści s ię cała rozległa Rosja ze swą odwieczną naturą i beznadziejną nienaturalnością przedrewolucyjnych stosunków społecznych : zwierzęce

że

s zc zerości zwą tpi e nia

szukaniem właściwej, zbawczej odpowiedzi na pytanie: Co robić ? Trudno było ją znaleźć, jeśli w ogóle była to rzecz możliwa. Jedno tylko wiedział Czechow na pewno: że najgorsze jest próżniactwo i że człowiek musi pracowa ć, ponieważ próżniactwo oznacza k orzystanie z cudzej pracy, wyzysk i ucisk.

Bezcze lnoś ć

powiedzieć,

nieza dowolenia . To dowód, że jesteś cz ymś wi ę ­ cej riiż ludzie zadowoleni z siebie, może nawet j esteś wielk i. Al e to w niczym nie umniejsza

udaną istotą .

twórczość

bigot er i a,

gł ę boką sym patią . Urze kła

stale si ę powtarza z we wszystkich utwora ch Czechowa; bywa niemal śmi es zne wskutek dziwnego i bezradnego sposobu, z jakim postacie jego kładą nacisk na nim, na zasadniczym problemie życia. Co

pijaństwo,

ro zumne formy życi a, u którego wrót moż e już nawet st oimy i k tóre czasami przecz uw am y .

... Chociaż jedno slowo, jedno jedyne Niech pan mówi, blagam ... Co mam robić ? A on musi jej odpowiedzi e ć: Nic ci nie mogę p or adzić, Katiu... mówię szczerze ·- nie wiem. I Katia opuszcza go. słow o ...

Pytanie:

Ale im

bl iżej końca ,

tym bardziej wz ru sza jąco rozjaśnia s i ę ten mroczny obraz serd ecznym i tkli w ym św iatłem wiary w przy. z łoś ć , peł en mił ości wz rok p i arza coraz wyraźn iej dostrzega nadchodzące dum ne, wo lne i czynne s połeczeńs two ludzkie, nowe, wyższe ,

robić'

umyślną

ucisk, zwyrodnienie,

zakłamanie ...

.

c

Pro" ram il u s tr u j ą pro je kt y kos t iu mów LUK ASZA BU R NATA

O praco w a n ie graficz n e progra mu: ZENON JANUSZEWSKI Proj ek t okładk i : HENRYK T O MASZEWSKI R edakcja tech n iczn a: ANDRZEJ ŻU K

CENA ZL 8.-

Wyda wca : TE ATR WSPÓŁCZ E SNY W WA RSZ AW IE

WDA -

Za kład

T y po. Z am . 6020 . 15.000 J - 3

o

m~ "" (I)

~~ -· „ :::Jo

""

>-ł

-

)( (I) (I) D)

"" c""