Klub Poselski SLD NOTATKA w sprawie udziału KP SLD w pracach parlamentarnych podczas 87. posiedzenia Sejmu RP w dniach 16, 17 i 18 marca 2011 r. ul. Wiejska 4/6/8, 00-902 Warszawa, tel. +48 22 625-37-82, fax +48 22 621-84-23, e-mail: [email protected], http://www.kpsld.pl

Wystąpienie posła Grzegorza NAPIERALSKIEGO – w imieniu Klubu Poselskiego SLD - w debacie podczas pierwszego czytania rządowego projektu ustawy o zmianie niektórych ustaw związanych z funkcjonowaniem systemu ubezpieczeń społecznych (druk nr 3946) oraz poselskiego projektu ustawy o zmianie ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych oraz ustawy o organizacji i funkcjonowaniu funduszy emerytalnych (druk nr 3915). Panie Marszałku! Wysoka Izbo! Chciałoby się powiedzieć: panie premierze, ale nie ma pana premiera w czasie tak ważnej debaty. Nie ma również ministra finansów w czasie tak ważnej debaty. Premier przed chwilą mówił do nas, że to jest najważniejsza debata. My uważamy, że to jest najistotniejsza, najważniejsza debata, mówiąca o fundamencie naszego bezpieczeństwa, bo mówimy o emeryturach. Wszyscy jesteśmy emerytami, pozostaje tylko kwestia, kiedy. Pytam dzisiaj pana premiera, gdzie jest szacunek do Polaków, gdzie jest szacunek do tej Izby, gdzie jest szacunek do własnego klubu parlamentarnego, który dzisiaj wypowiadał się w tej kwestii, gdzie szacunek premiera i ministrów do opozycji, bo w tak ważnej debacie najistotniejsze rzeczy to dialog i rozmowa. Premier powiedział ostatnio w mediach, że odnosi wrażenie, iż dogada się z lewicą. Pan premier odnosi takie wrażenie, tylko że pan premier z nami nie rozmawiał. Pan premier nie chciał przyjść na posiedzenie klubu i rozmawiać z posłankami i posłami Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Nie chciał z nami rozmawiać, ale nie wiem, dlaczego. Nie miał czasu, być może grał w piłkę, być może pisał artykuł do ˝Gazety Wyborczej˝. Dlatego się nie spotkaliśmy. Dzisiaj w debacie dostajemy po 15 minut, żeby rozmawiać w Sejmie o tak ważnej kwestii. To jest 15 minut wstydu dla was, posłanki i posłowie Platformy Obywatelskiej, i dla waszego premiera. W jednym z mediów pan premier mówił: Zapytam lewicę, zapytam liderów lewicy, czy ważniejszy jest interes OFE, czy dla nich ważniejszy jest interes wypłacanych dzisiaj emerytur. Myślałem, że hipokryzja i arogancja mają swoje granice. Kto powołał do życia OFE, Sojusz Lewicy Demokratycznej? Powołały AWS i Unia Wolności. Powołaliście OFE, panie i panowie, tylko inaczej się nazywaliście. Nazywaliście się Akcja Wyborcza Solidarność i Unia Wolności. To wy tak naprawdę broniliście tego, aby interes OFE był cały czas zagwarantowany, bo przez trzy lata blokowaliście ustawę, dobrą ustawę Sojuszu Lewicy Demokratycznej, która zmniejszała prowizje do OFE. Zarabiali te miliardy dzięki wam, posłanki i posłowie z Platformy Obywatelskiej i z koalicji rządzącej, również z partii Polskie Stronnictwo Ludowe. Nie zapominajmy o tym. Powołaliście tego potworka, szanowni państwo. Pytam, dlaczego nie chcecie rozmawiać, dlaczego proponujecie zmiany dotyczące naszych emerytur właśnie dziś. Dzisiaj mamy rozmawiać o emeryturach i o kolejnym eksperymencie. Ci sami ludzie, którzy przeprowadzili ten eksperyment ponad 10 lat temu, dzisiaj mówią, że to zły eksperyment. Ci sami ludzie dzisiaj znowu mówią o nowym eksperymencie. Pytam więc dzisiaj, jakie mamy gwarancje, że za 20-30 lat ten eksperyment się powiedzie, odpowiedzcie nam. Dzisiaj premier mówił na tej sali, że raz na jakiś czas trzeba dokonać przeglądu, korekty, że jednak system jest zły. Premier mówi: system

jest zły. Tylko pytam: Dlaczego pan premier nie mówił tego, dlaczego państwo nie mówiliście tego trzy lata temu, kiedy przejęliście władzę? Dlaczego nie mówiliście tego rok po objęciu swoich rządów, kiedy tak pięknie podsumowaliście okres swojego rządzenia? Dlaczego o tym nie mówiliście? Jesteśmy odpowiedzialną opozycją i nie mamy zamiaru bawić się w czarnowidztwo. Nie zamierzamy jednak siedzieć cicho. Zwłaszcza, że rząd w tej sprawie nie traktuje obywateli poważnie. Merytoryczną i spokojną debatę zastąpiono bowiem taką grą w podchody. Przez trzy miesiące trzech ministrów cały czas prowadziło ze sobą spór. Nie wiedzieliśmy w ogóle, jakie jest stanowisko rządu. Polacy nie wiedzieli tego, o co w tej całej kłótni chodzi. Aż tu nagle dochodzi teraz do przyspieszenia. Ale takie przyspieszenie już raz przerabialiśmy. Przerabialiśmy wtedy, kiedy była omawiana ustawa hazardowa, kiedy walczyliśmy z dopalaczami. Takie triki pojawiły się również w słowach pana Donalda Tuska, kiedy mówił o kasacji pedofilii. Pan premier chce, abyśmy w ciągu 10 dni rozstrzygnęli o wysokości naszych emerytur, emerytur naszych dzieci i wnuków. W tak błyskawicznym tempie, przy tylu niewiadomych mamy zdecydować dzisiaj o losie 190 mld zł, które mają zmniejszyć przez 10 lat potrzeby pożyczkowe budżetu państwa. Taki tryb procedowania jest nie tylko kpiną z 460 posłanek i posłów. Przede wszystkim jest kpiną z Polaków, którzy powierzają państwu swoje oszczędności. Nie mogę zrozumieć intencji koalicji, nie mogę zrozumieć, dlaczego dzisiejsza debata jest nieograniczona czasowo w odniesieniu do przedstawicieli rządu, ale jest ograniczona w odniesieniu do opozycji i daje opozycji tylko 45 minut czasu. Już dzisiaj koalicja PSL-Platforma Obywatelska mówi ˝nie˝ wysłuchaniu publicznemu. I znów zadaję pytanie. Przecież w nazwie macie Platforma Obywatelska, obywatelska, a wysłuchanie publiczne jest przejawem obywatelskości. Zastanawiam się, dlaczego tak robicie. Czy dlatego, żeby nie popsuć dobrego samopoczucia premierowi Tuskowi i premierowi Pawlakowi? Czy też się czegoś obawiacie? Pozwólcie debatować i pozwólcie mówić. Szanowni Państwo! Powiedzmy sobie uczciwie: powodem całego zamieszania, majstrowania przy naszych emeryturach są rażące zaniedbania. Rażące zaniedbania, które skutkują tym, że dzisiaj balansujemy na granicy 55% długu. Zielona wyspa, którą mydlił nam oczy minister Rostowski, to wyspa strachu, ale dobrze przypudrowana taką kreatywną księgowością. Tylko że dzisiaj już wiemy, że to pudrowanie nic nie da. I rząd doskonale sobie zdaje sprawę z tego, wreszcie przejrzał na oczy. I co robi? W geście rozpaczy rzuca się na składki emerytalne ubezpieczonych. Ten ruch jest efektem 3,5 roku nicnierobienia. To jest 3,5 roku zaniedbań, to jest 3,5 roku braku dobrych decyzji, ale za to rozrostu administracji. Dzisiaj Platforma Obywatelska demontuje system, który sama wymyśliła i, co najgorsze, wprowadziła w życie. Sojusz Lewicy Demokratycznej mówił ˝nie˝ temu systemowi. Sprzeciwiał się takiemu kształtowi tej reformy. Dziś, 10 lat po tym, jak AWS z najgorzej ocenianym premierem w dziejach po 1989 r. został odsunięty od władzy, wciąż zmagamy się z demonami przeszłości, cały czas zmagamy się z pomysłami Akcji Wyborczej Solidarność, z waszymi reformami, za które dzisiaj płacimy. Przez 11 lat słyszeliśmy, po pierwsze, że wprowadzony system będzie odporny na starzenie się społeczeństwa; po drugie, że rentowność środków gromadzonych przez OFE jest wyższa niż rentowność ZUS. Słyszeliśmy: ile wpłaciłeś, tyle otrzymasz. Mamiono nas emeryturą pod palmami w tropikach. Teraz słyszymy, że ZUS posiada gwarancję Skarbu Państwa i dlatego jest bezpieczniejszy niż OFE. Tylko kiedy mówicie prawdę? Czy wtedy mówiliście prawdę? W co mają wierzyć Polacy? Gdzie się podziała wasza wiarygodność? Nikt już nie mówi o tropikach. Rząd bez żenady ogłasza, że przyszłe emerytury będą stanowiły zaledwie 30% ostatnich zarobków. Zastanawiamy się, czy przyszłe emerytury wystarczą nam na chleb, który drożeje w tempie zastraszającym. Jeśli w ogóle ten system się nie zawali. To, panie i panowie, jest kpina. Kpiną jest również to, że ludzie, którzy do tej emerytalnej katastrofy się przyczynili, dziś znów majstrują przy naszych kieszeniach. Naprawdę pamięć macie krótką, nie tylko w kwestii OFE. Dziś premier krytykuje przywileje emerytalne dla mundurówek i nie pamięta, że sam głosował za ich wprowadzeniem. Pan premier przegrywa zakład z Moniką Olejnik. I co mówi? Dobrze, że to nie były duże pieniądze. Panie premierze, ale w sprawie OFE chodzi o gigantyczne pieniądze. Chodzi o bezpieczeństwo i spokojną przyszłość milionów Polaków. Tu nie można zasłaniać się niepamięcią. Dziś pierwszoplanową rolę w pracach nad nowym systemem emerytalnym odgrywa Jan Krzysztof Bielecki. Każe nam wierzyć, że będzie dobrze. Mówi wszędzie, w mediach, że nie musimy się martwić

o przyszłe emerytury. Pan Bielecki rzeczywiście nie musi się martwić o swoją emeryturę. On jest milionerem, on ma przyszłość zapewnioną. I tu pojawia się problem. Bo mówicie państwo, że gwarantujecie przyszłe emerytury, że jest papier. I tu pojawia się problem, bo papier co prawda wszystko przyjmie, ale tych dzieci i wnuków nie będzie wystarczająco dużo, aby płaciły na przyszłe emerytury. Nie jest też tak, że ratowanie budżetu i finansów państwa wymaga złożenia na ołtarzu ofiary w postaci pieniędzy na emerytury. Po prostu Donald Tusk wraz z Waldemarem Pawlakiem zdecydowali, że zamiast cofnąć radykalne obniżki podatków dla najbogatszych, zamiast odchudzać administrację, lepiej zabierać ludziom pieniądze składane na emerytury. Fakty mówią za siebie. Minister finansów, strażnik państwowej kasy robi wszystko, by nie powiedzieć nam prawdy o stanie finansów publicznych państwa. Dziś jednak wiemy, że 5 lat rządów prawicy, niezależnie czy to spod znaku Platformy, czy PiS, doprowadziło do zapaści budżetu państwa. Jak wyliczyli ekonomiści, jeszcze niedawno sympatyzujący z Platformą Obywatelską, Donald Tusk zadłuża Polskę szybciej niż Gierek. Tyle że Gierek za pożyczone pieniądze budował m.in. przedsiębiorstwa i szpitale, które teraz wy sprzedajecie. Jesteśmy odpowiedzialną siłą polityczną i w tej dramatycznej sytuacji chcemy wziąć odpowiedzialność za ratowanie budżetu. Nie dlatego, że chcemy pomóc koalicji PSL-Platforma Obywatelska. Im rachunek za 6 miesięcy wystawią wyborczy. Chcemy ratować budżet tylko dlatego, że mamy świadomość naszej odpowiedzialności wobec ludzi, wobec Polaków. Nie możemy dopuścić do bankructwa państwa, nawet gdyby to bankructwo miało pomóc wygrać nam wybory. Wierzę, że ludzie w październiku będą pamiętali o tym, kto doprowadził finanse publiczne do agonii. Będą pamiętali o tym, dlaczego więcej płacą za żywność i z coraz większym trudem wiążą koniec z końcem. Jesteśmy odpowiedzialną opozycją, dlatego mamy bardzo konkretne propozycje. Pierwsza propozycja. Uważamy, że dzisiejsi 30-latkowie, czyli osoby urodzone w roku 1980 i później, przechodząc na emeryturę, doświadczą największych problemów demograficznych. Mówiąc wprost, na ich emerytury nie będzie miał kto pracować. Jeśli teraz nie pozwolimy im odkładać więcej pieniędzy, to ich świadczenia będą głodowe. Na to Sojusz Lewicy Demokratycznej zgodzić się nie może. Są to osoby, które najbardziej wierzą w to, że efekty działalności rynkowej są jednak pozytywne, mają bardzo długą perspektywę czasu na zebranie tych efektów. Dlatego proponujemy, aby te osoby przekazywały do OFE 5%, a nie, jak proponuje rząd, 2,3%. Według naszych wyliczeń inne potraktowanie tej grupy, niż przewiduje rząd, zmniejszy wpływy do budżetu o ok. 1,5 mld zł. To są takie pieniądze, które tego pomysłu rządowego nie zniszczą. Druga propozycja jest równie konkretna. Otóż naszym zdaniem należy bezwzględnie szanować prawa nabyte. W przeciwnym razie cały projekt może stać się niekonstytucyjny. Dlatego uważamy, że osoby, które w momencie wejścia w życie reformy mogły zdecydować: zostać w ZUS czy przejść do OFE, powinny mieć możliwość zachowania tamtej decyzji: zostać na warunkach, w jakich podejmowali decyzję, tzn. 7,2%. Paradoksem, znamiennym paradoksem jest fakt, że poza skokiem na nasze przyszłe emerytury propozycja rządowa nie zawiera żadnych, ale to żadnych zmian likwidujących wynaturzenia tego systemu. A takim wynaturzeniem jest choćby 3,5-procentowa opłata za przelew środków do OFE. Opłata w tej wysokości to haracz, którym mają karmić się otwarte fundusze emerytalne. Naszym zdaniem te koszty nie powinny przekraczać 1 zł czy tzw. 1 zł, czyli powinno być 5-10 razy mniej niż obecnie. W zaproponowanych przez koalicję założeniach nie ma co szukać propozycji zmieniających ten stan rzeczy. Po dekadzie doświadczeń możemy nie tylko chirurgicznym cięciem rozstać się z wynaturzeniami systemu, ale też sprawić, by stał się wreszcie czytelny i - jakkolwiek to zabrzmi - sprawiedliwy. Co to oznacza? Otóż OFE muszą konkurować z rynkiem, a nie ze sobą nawzajem. Obecnie nikt nie ma żadnej motywacji, by wypracować większe zyski. Powiem więcej: opłata za zarządzanie powinna być powiązana z wynikami. I wreszcie OFE zarabiają tylko wtedy, gdy zarabiają przyszli emeryci. Trzeba również zmienić filozofię inwestowania naszych pieniędzy w fundusze. Po ostatnich doświadczeniach i wahaniach na giełdzie wiemy, że pieniądze młodych uczestników muszą być inwestowane głównie w akcje, bo to w dłuższym okresie daje szanse na dobre wyniki i w efekcie wyższą emeryturę. Jednak wraz ze zbliżaniem się do emerytury coraz większa część musi być inwestowana w sposób bezpieczny, głównie w obligacje. Tylko w ten sposób możemy zapewnić stabilność emerytur i bezpieczeństwo przyszłym emerytom, a to jest, a przynajmniej powinno być, dla nas wszystkich na te

Wystąpienie posła Tadeusza IWIŃSKIEGO – w imieniu Klubu Poselskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej - w debacie nad Informacją ministra spraw zagranicznych o założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2011 roku. Pani Marszałek! Panie Prezydencie! Wysoki Sejmie! To debata ważna z wielu powodów, między innymi ze względu na znaczące procesy i wydarzenia zachodzące w Unii Europejskiej, w Afryce Północnej, na Bliskim Wschodzie i w wielu innych częściach globu. Przyjęta właśnie przez aklamację uchwała Sejmu w sprawie solidarności z narodem Japonii raz jeszcze nam przypomina, że główną kategorią współczesnego, 7-miliardowego świata jawi się współzależność w kluczowych dziedzinach. Jak pisał przed laty francuski filozof Emmanuel Mounier: Ludzkość płynie na jednej łódce. Albo razem dotrzemy do celu, albo razem utoniemy. Bodaj nigdy dotąd problemy i wyzwania wewnętrzne oraz międzynarodowe nie były ze sobą tak bardzo sprzężone. Dyskusja jest istotna również dlatego, że w sztandarowym tekście premiera Tuska ˝Czego dokonaliśmy, co nam się nie udało˝, opublikowanym w miniony weekend w ˝Gazecie Wyborczej˝, wątki zagraniczne potraktowano raczej marginalnie. Mając do dyspozycji w imieniu klubu SLD zaledwie 13 minut, stoję przed zadaniem z gatunku mission impossible. Dobry dyplomata improwizuje to, co ma powiedzieć, oraz dokładnie przygotowuje to, co ma przemilczeć - to jedna z najsłynniejszych maksym Talleyranda. Występując po raz czwarty w naszej Izbie w tym charakterze, minister Sikorski w dużej mierze potwierdził jej trafność. Choć momentami mówił nie na temat, używał wyważonego języka, z pewnymi wyjątkami, na przykład że Polska w 1980 r., o czym mówi niestosownie i nietrafnie, była bankrutem. Pojawiły się też nutki megalomańskie. Wszystko wskazuje na to, iż najważniejsza w tym roku dla naszej polityki zagranicznej będzie prezydencja w Radzie Unii Europejskiej. Jej powodzenie winno leżeć w interesie wszystkich głównych sił politycznych. Dlatego dziwi niechęć rządu, zwłaszcza premiera, do odbycia w Sejmie pełnokrwistej debaty z jego udziałem, o co kilkakrotnie wnosiło SLD. Wciąż nie znamy do końca priorytetów tej prezydencji, które w interesie polskiej racji stanu winny być wypracowane z opozycją. Taki stały dialog byłby bardzo potrzebny, a ponadto, zresztą nie tylko w tym obszarze, nie jest właściwie realizowana kontrolna funkcja Sejmu w stosunku do rządu, zgodnie z art. 95. konstytucji. Z tego, co wiadomo, owe priorytety znacznie się zmieniały, co jest częściowo zrozumiałe, biorąc pod uwagę dynamiczny rozwój sytuacji. Ponieważ obecnie przewodniczenie Unii odbywa się w ramach swoistych tercetów państw, powinniśmy dowiedzieć się, jakie kwestie podejmowane przez poprzednie trio - Hiszpanię, Belgię i aktualnego lidera, Węgry - mają być kontynuowane przez Polskę, a później przez partnerów z naszej grupy, czyli Danię i Cypr. Czy priorytety, o których posłowie dowiedzieli się wczoraj z jednego z dzienników, co uznaję za kuriozum, są aktualne oraz na ile zostały skonsultowane z Kopenhagą i Nikozją. Prezydencja Warszawy w Unii przypadać będzie na czas kampanii wyborczej do parlamentu. To zbieg okoliczności, ale może istnieć obawa, iż będzie ona wykorzystana do swoistej autokreacji rządu. Tylko jego szef może w Sejmie rozwiać te obawy. Również część opozycji może próbować obecnej ekipie podstawić nogę, jak stało się to za prezydencji czeskiej, gdy nawet upadł rząd. A więc czy nie byłoby najlepiej, gdyby zawarto w tej sprawie porozumienie międzypartyjne bądź międzyklubowe? W Pradze było ono już gotowe, ale nie zostało, niestety, podpisane. Gdy Jerzy Buzek obejmował funkcję przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, co miało symboliczne znaczenie dla zasypywania podziałów między starymi a nowymi członkami Unii, najpoważniejszy dziennik hiszpański, ˝El Pais˝, napisał: Buzek nie jest może odpowiednikiem ferrari w polityce, ale też nie jest to maluch, raczej kilkuletni seat. Trzymając się tego porównania, należy dążyć, aby Polska stała się jak najszybciej takim ferrari. Unia przeżyła w minionych latach dwa kryzysy: konstytucyjny, gdy załamała się koncepcja federalistyczna, szczególnie w związku z odrzuceniem przez Holandię i Francję konstytucji europejskiej, i ten drugi, trwający, finansowogospodarczy. Ich swoiste sprzężenie stanowi łącznie bodaj największe zagrożenie dla kształtującej się od półwiecza konstrukcji europejskiej. Wciąż nie jest do końca pewne, czy istotnie - jak ujął to były premier Czech, Vladimir Szpidla - kryzys wzmocni Unię. Należy oczywiście wspólnie działać na rzecz realizacji takiego scenariusza. A gdyby się udało przekonać pół miliarda obywateli Unii, że głębsza integracja tworzy najlepsze warunki do skutecznego zwalczania kryzysu gospodarczego, to zapewne byłaby to najlepsza droga do przyspieszenia będącego wciąż in statu nascendi procesu kształtowania się wspólnego, europejskiego społeczeństwa obywatelskiego. Podzielam nadzieję, że w drugiej

połowie tego roku zakończy się proces akcesyjny Chorwacji, którą także czekają w tym czasie wybory, i kontynuowane będą efektywne negocjacje z Turcją. Choć doktryna Mieroszewskiego i Giedroycia przestała być aktualna, kluczowe dla Polski pozostaną relacje z naszymi najważniejszymi sąsiadami na zachodzie i wschodzie. Współpraca z Niemcami największym partnerem gospodarczym i politycznym sojusznikiem numer jeden w Europie - winna być wszechstronnie rozwijana. Rząd powinien dołożyć wszelkich starań, aby właściwie uczcić przypadającą wkrótce 20. rocznicę traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaźni. Miniony rok, mimo tragedii smoleńskiej, zapisał się jako okres przyspieszenia trudnego i historycznie opóźnionego procesu porozumienia i pojednania z Rosją, do czego przyczyniły się między innymi wspólne uroczystości w Katyniu, odnośna uchwała Dumy oraz wizyta prezydenta Miedwiediewa w Warszawie. Coraz gęstsza staje się sieć instytucji wzajemnego dialogu, a nową jakość mogłyby stworzyć realizowane na szeroką skalę programy wymiany przedstawicieli młodego pokolenia. Dotąd nie jest wykorzystana możliwość zaangażowania się polskich podmiotów w realizację konkretnych projektów w ramach programu ˝Partnerstwa dla modernizacji˝. Do rozważenia jest ponadto interesująca formuła współpracy Rosji, Polski i Niemiec w postaci trójkąta kaliningradzkiego, gdyż akurat to miasto symbolizuje historyczne powiązania trzech państw i narodów. Owa współpraca mogłaby koncentrować się na aspektach bezpieczeństwa europejskiego oraz współpracy wojskowo-politycznej. Poseł Halicki odnotował już pierwsze znaczące rosyjsko-polsko-niemieckie spotkanie parlamentarne kierownictw komisji spraw zagranicznych. Podpisanie i niedawne ratyfikowanie amerykańsko-rosyjskiego traktatu o redukcji broni strategicznych START to jedno z najważniejszych wydarzeń ostatnich lat. Ma kluczowe znaczenie dla bezpieczeństwa światowego, a w sytuacji globalnego kryzysu ekonomicznego niezwykłą rolę odgrywają też ogromne oszczędności finansowe. To porozumienie odpowiada przy tym interesom Polski. USA pozostaje naszym podstawowym gwarantem bezpieczeństwa jako filar NATO. Jednak ratyfikacja na początku marca polsko-amerykańskiej umowy o rozmieszczeniu na naszym terytorium antybalistycznych obronnych rakiet przechwytujących oraz protokołu z ubiegłego roku zmieniającego ową umowę wydaje się bardzo kontrowersyjna. Generalnie dobrym rozwiązaniem byłaby synchronizacja natowskiego i rosyjskiego systemu obrony przeciwrakietowej. SLD z uznaniem przyjmuje swoiste odmrożenie stosunków z Ukrainą. Odnosiliśmy wrażenie, że polski rząd przez dłuższy czas był zaskoczony rezultatem wyborów prezydenckich. Pojawiła się nawet groźba bycia zakładnikiem określonej konfiguracji politycznej nad Dnieprem, wiadomo bowiem, iż PO i PSL należą do tej samej rodziny politycznej, co partia Julii Tymoszenko. Tymczasem nasza polityka wobec Ukrainy musi mieć charakter ponadpartyjny i lewica będzie popierała wszelkie działania zmierzające w tym kierunku. W interesie Polski leżałoby, by w Kijowie ukształtował się skonsolidowany, proeuropejski front, reprezentujący wspólną wizję bloku z Partią Regionów, z którą SLD współpracuje. Nie dostrzegamy zagrożenia dla demokracji na Ukrainie, choć dbać należy o jakość demokracji w tym państwie. Polska, pani marszałek, jest słusznie postrzegana jako promotor i współtwórca Partnerstwa Wschodniego, a przegląd polityki w tym zakresie w Unii właśnie trwa. Warto wrzucić w tych działaniach swoisty drugi bieg i zadbać choćby o lepsze alokacje pieniężne w nowej perspektywie budżetowej. Także po to, aby szczególnie w obecnej sytuacji w Afryce Północnej partnerstwo nie zostało zmarginalizowane przez struktury Unii na rzecz Śródziemnomorza. Przy okazji zwrócę uwagę na pewną ciekawostkę, która może być dowodem pewnego chaosu decyzyjnego albo wynikiem działań stanowiących próbę wykorzystania prezydencji w Unii do celów wyborczych. Otóż w trakcie wizyty w Waszyngtonie prezydent Komorowski zaprosił Baracka Obamę na szczyt partnerstwa do Warszawy, w sytuacji gdy był on jeszcze przewidziany w maju bieżącego roku w Budapeszcie, w trakcie prezydencji węgierskiej. Dopiero później zdecydowano, iż ten szczyt odbędzie się jednak w naszej stolicy jesienią, przed wyborami. Jeśli po polskiej prezydencji w Unii zostałoby przekonanie, że w sprawach ułatwień wizowych dla naszych wschodnich sąsiadów udało się coś załatwić, to już ten okres można by uznać za udany. Tego rodzaju ważne dla ludzi konkrety znaczą więcej niż niezbyt realne, jak się nierzadko później okazuje, hasła. Dlatego niezwykłą wagę miałoby zrealizowanie projektu otwarcia dla ruchu osobowego, z jednej strony - obwodu kaliningradzkiego, a z drugiej strony - województw warmińskomazurskiego i pomorskiego. Obwód stanowi wyjątek w skali Europy, toteż tego typu rozwiązanie powinno też być wyjątkowe. Pan minister słusznie zauważył, iż świat przestał być europocentryczny. Jednak trudno to dostrzec w polskiej polityce zagranicznej, o czym nawet świadczy exposé. Za słabo jesteśmy aktywni w Chinach,

Indiach, Japonii, największym kraju muzułmańskim - Indonezji czy w państwach arabskich. A co ze światem latynoamerykańskim? Z 200-milionową Brazylią i ponad 100-milionowym Meksykiem? Mamy tylko 9 ambasad na Czarnym Lądzie z jego 54 państwami. A gdy w Mongolii zamykaliśmy naszą ambasadę, to Czesi ją otwierali. Z Iraku wycofaliśmy nasze oddziały później, niż to powinno nastąpić, niż domagało się tego SLD. Z kolei zapowiedź wycofania naszego kontyngentu z Afganistanu, który powinien być nakierowany przede wszystkim na stabilizację, a nie na działania bojowe, dopiero w 2014 r. stoi nie tylko w sprzeczności z oczekiwaniami większości Polaków, lecz z postępowaniem kilku państw NATO. Z braku czasu nie rozwijam kwestii ślimaczącej się od lat nowej ustawy o służbie zagranicznej ani braku ustawy o pomocy rozwojowej. Wciąż nierozwiązana jest kompromitująca sprawa budynku naszej ambasady w Berlinie. Na koniec nie mogę nie wspomnieć o nieprzystąpieniu Polski do Karty Praw Podstawowych Unii Europejskiej, gwarantującej najważniejsze prawa socjalne. Jesteśmy na krótkiej liście hańby. Warto wreszcie podważyć ukuty przez rząd i stale powtarzany, także dziś przez premiera Tuska, mit o najlepszym wykorzystywaniu środków europejskich. Dotychczas wykorzystaliśmy tylko 1/4 z ponad 67 mld euro, które otrzymaliśmy na lata 2007-2013. Zresztą premier nieprzypadkowo posługuje się w wyliczeniach złotówkami, a nie euro, gdyż to stwarza lepsze wrażenie: ˝Od początku marca wydaliśmy już ok. 70 mld zł z Unii˝. W rzeczywistości jeszcze nie wiadomo, jak to się skończy, oby dobrze. Na przykład według danych Komisji Europejskiej na koleje wykorzystano zero środków, a cały Fundusz Spójności na rozwój infrastruktury transportowej jest wykorzystany zaledwie w 20%. Pani Marszałek! Przemawiająca przed rokiem w tej tradycyjnej debacie z ramienia lewicy i nieodżałowana pani poseł Jolanta Szymanek-Deresz mówiła: ˝Polskiej dyplomacji brak jest zdecydowanej wizji, a jeśli takowa istnieje, to w stosunku do możliwości jest mało efektywna i mało skuteczna. Dlaczego? Sojusz Lewicy Demokratycznej apeluje więc ponownie o współdziałanie w kraju wszystkich sił politycznych, które muszą w kwestii polityki zagranicznej przemawiać jednym głosem˝. Ta dość surowa ocena w dużej mierze pozostaje aktualna, choć pojawiły się jaskółki poprawy, szczególnie w relacjach z Federacją Rosyjską. Stabilizacja, przewidywalność i pełna normalizacja, zwłaszcza w stosunkach z sąsiadami, są nie do przecenienia. Oczekujemy zarazem niezbędnej sejmowej debaty z udziałem prezesa Rady Ministrów na temat priorytetów polskiej prezydencji w Unii oraz jej zakładanego przebiegu, także w kontekście październikowych wyborów parlamentarnych.

Wystąpienie posła Marka BALICKIEGO – w imieniu Klubu Poselskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej - w debacie Sprawozdaniem Komisji Zdrowia o projektach ustaw o: działalności leczniczej (druki nr 3489 i 3921); prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz niektórych innych ustaw (druki nr 3488 i 3922); zawodach lekarza i lekarza dentysty (druki nr 3487 i 3923); refundacji leków, środków spożywczych specjalnego przeznaczenia żywieniowego oraz wyrobów medycznych (druki nr 3491 i 3924); systemie informacji w ochronie zdrowia (druki nr 3485 i 3925). Panie Marszałku! Pani Minister! Wysoka Izbo! Szanowni Goście! Mamy za sobą 3,5 roku rządów Platformy Obywatelskiej i pakiet, który składa się z kilku ustaw dotyczących systemu opieki zdrowotnej, które jednak dotykają zaledwie fragmentu tego, co trzeba naprawić. Ustawy te nie odnoszą się w ogóle do funkcjonowania Narodowego Funduszu Zdrowia, tego, kto ma w Polsce grać główną rolę, jeśli chodzi o kształtowanie polityki zdrowotnej. Ustawy te nie dotyczą zasad finansowania, nie chodzi o to, żeby poprawić efektywność, czyli wyleczyć więcej osób za te same pieniądze albo uzyskać więcej świadczeń, ale dotyczą fragmentów. Zresztą przyznał to premier w swoim artykule w sobotniej ˝Gazecie Wyborczej˝: Tutaj nam się nie udało i nic nie zrobiliśmy. Premier, co ciekawe, jedną rzeczą, jednym sukcesem się pochwalił - wymianą śmigłowców. Zapomniał dodać, że wymiana śmigłowców mogła się dokonać, gdyż w 2005 r. rząd Lewicy przyjął ustawę o wymianie śmigłowców.

Powiedziałbym, że gdyby zachować tempo przygotowywania ustaw, które zaprezentowaliście w tej kadencji, to wymiany śmigłowców nigdy by nie było. Na szczęście była, dlatego że były rządy lewicy. Pan premier podał też przyczynę, dlaczego nie można było uchwalić części ustaw. Mianowicie chodzi tu o wspomniane już weto prezydenta. Ale musimy pamiętać, że weto dotyczyło zaledwie jednej ustawy - o przekształceniach w spółki, a omawiana dzisiaj ustawa o działalności leczniczej jest zasadniczo inna od tej, którą zawetował prezydent Kaczyński. Lewica to weto poparła. I teraz jest pytanie, czy ustawa, którą zawetował prezydent Kaczyński, była dobra. Skoro była dobra, to dlaczego chcemy przegłosować zupełnie inną ustawę? A jeśli była zła, to dobrze, że prezydent Kaczyński ją zawetował i że Lewica poparła to weto i dzięki temu nie mamy złej ustawy, ciągle mamy szansę na dobrą ustawę. Wyciągnijcie z tego wnioski, bo takie stawianie sprawy, zwalanie przyczyn na inne okoliczności nie jest do końca uczciwe. Teraz przejdę do ustaw. Najważniejsze są te dwie, które dotyczą spraw systemowych, chociaż nie naprawią one systemu opieki zdrowotnej, a jeśli pozostaną w kształcie, w jakim zostały przedstawione w sprawozdaniu komisji, to nie poprawią też sytuacji pacjenta. Pierwsza to ustawa o działalności leczniczej, w której zawarto wiele różnych rozwiązań przeniesionych z obecnego stanu prawnego, jest tam szereg rzeczy słusznych, bezdyskusyjnych. Natomiast głównym celem politycznym złożenia projektu tej ustawy jest zmiana formy gospodarki finansowej publicznych zakładów opieki zdrowotnej, przekształcenie SPZOZ-ów w spółki. Trzeba powiedzieć, że z perspektywy klubu Sojuszu Lewicy Demokratycznej w tym aspekcie ta ustawa niesie ze sobą, jak to nazwaliśmy, siedem grzechów głównych, związanych przede wszystkim z zagrożeniami. Po pierwsze, ogranicza uprawnienia samorządów, bo to one w niektórych sytuacjach tak naprawdę będą zmuszone do podjęcia decyzji o przekształceniu w spółkę. Przecież premier mówił: Oddajmy władzę w ręce samorządu. Nie jest to prawda. Tak samo samorządy przestaną decydować o tym, jakie oddziały, jakie specjalności będą w publicznych zakładach opieki zdrowotnej po przekształceniu w spółkę. Drugi grzech, ustawa, w ramach przekształceń, znosi charakter przedsiębiorstw użyteczności publicznej, jaki obecnie mają placówki opieki zdrowotnej, oczywiście po przekształceniu w spółkę. Czy to znaczy, że celem przekształconych przedsiębiorstw stanie się wynik finansowy, czyli maksymalizacja zysku, a nie to, co jest istotą funkcjonowania przedsiębiorstw użyteczności publicznej, czyli bieżące i nieprzerwane zaspokajanie zbiorowych potrzeb obywateli poprzez świadczenie powszechnych usług, jakimi są usługi zdrowotne? Czyli zmieniacie formułę placówek opieki zdrowotnej, a to jest kwestia o charakterze ustrojowym. Trzeci grzech główny - chcecie wprowadzić opłaty za świadczenia tylnymi drzwiami. W jednym ze szpitali warszawskich powiedziano, że dzięki temu, że został on przekształcony w spółkę, to za wizytę u lekarza może pobierać 100 zł, za konsultację profesora - 200 zł. Czwarty grzech - ustawa prowadzi, otwiera furtkę do niekontrolowanej prywatyzacji. Nie ma żadnych zabezpieczeń, które by uniemożliwiły przekazanie w dowolnym momencie większości udziałów w ręce prywatnych udziałowców. W ten sposób władze publiczne tracą kontrolę nad siecią szpitali, nad infrastrukturą, która ma zapewnić korzystanie ze świadczeń zdrowotnych osobom ubezpieczonym. I to jest piąty grzech główny. Szóstym grzechem jest to, że ustawa obniża różne wymogi w stosunku do szpitali po ich przekształceniu w spółkę, np. znosi się normy zatrudnienia pielęgniarek i położnych, w SPZOZ w dotychczasowej formule tak jest, w spółce już nie, zlikwidowano konkursy na medyczne stanowiska kierownicze itd. Wreszcie, po siódme, ustawa nie chroni przed niekorzystnymi z punktu widzenia interesu publicznego, niekontrolowanymi upadłościami. Czyli jest siedem grzechów głównych. I jeszcze jedna kwestia, która jest zaniechaniem. Mianowicie w Polsce od wielu lat mamy problemy związane z zasadami kształtowania wynagrodzeń pracowników służby zdrowia i formami zatrudnienia. Ta ustawa nie rozwiązuje tych problemów, w ogóle je pomija czy spycha na margines, dotyczy to głównie pielęgniarek, położnych, innego tzw. personelu średniego. To zostało zepchnięte czy zamiecione pod dywan, a od dawna jest to jeden z istotnych problemów związanych z funkcjonowaniem systemu. Klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej zgłosił jedenaście poprawek do ustawy, w tym jedną uzupełniającą. Chodzi o to, żeby w stosunku do większości stanowisk podpisywano umowy o pracę, żeby to nie były inne formy zatrudnienia. Klub Lewicy złożył poprawki, które mają naprawić błędy, o których mówiłem, czyli znieść skutki siedmiu grzechów głównych. Niech szpitale zachowają status publiczny, niech zostanie zagwarantowane, że udziały publiczne wyniosą przynajmniej 51%, niech będą przedsiębiorstwami użyteczności publicznej, niech normy zatrudnienia pielęgniarek i położonych obowiązują również w spółkach, bo to dotyczy bezpieczeństwa funkcjonowania szpitali również po ich przekształceniu, i niech w Prawie upadłościowym i naprawczym znajdą się przepisy chroniące przed niekontrolowanymi upadłościami. Nie może być tak, żeby minister zdrowia nie mógł w odpowiednim momencie ingerować i wstrzymać upadłości jedynego szpitala dla jakieś populacji albo zapewnić jego funkcjonowania w dotychczasowej formule.

Jeśli zgłoszone - zresztą w większości w postaci wniosków mniejszości - poprawki zostaną przez Platformę Obywatelską i panią minister przyjęte - a ja pamiętam, co pani minister wielokrotnie mówiła, to było jeszcze w kadencji 2001-2005, w tym kierunku szły wypowiedzi - to my oczywiście tę ustawę poprzemy. Ona wprawdzie jest fragmentaryczna, ale potrzebne są zmiany podstaw prawnych niektórych działań, odnoszące się do tego, co dzisiaj dzieje się w systemie opieki zdrowotnej. Jeszcze kilka słów o ustawie refundacyjnej, która jest drugą wielką ustawą systemową. Chociaż dotyczy to pewnych aspektów spraw, to powiem, że w tym projekcie jest wiele dobrych elementów, które zresztą były w założeniach do zmian w prawie refundacyjnym przyjętych jeszcze w 2005 r. Cieszę się więc, że po 3,5 roku rządów Platformy Obywatelskiej udało się te elementy wykorzystać, chodzi o instrumenty dzielenia ryzyka, komisję ekonomiczną, to wszystko jest OK. Jednak to, co jest najważniejsze, jeśli chodzi o leki, to nie to, o czym pan poseł Orzechowski mówił w swoim wystąpieniu, że pacjenci mogą za darmo brać leki, bo gdyby tak było, to nie byłoby problemu, tylko to, że w Polsce są zbyt wysokie dopłaty do leków. One wynoszą 32%, tak było w roku ubiegłym, podczas gdy w Niemczech jest to 78%, w innych krajach starej Unii jest jeszcze mniej, a w krajach naszego regionu jest kilkanaście procent. Tak więc dla nas najważniejsze jest to, żeby ta ustawa nie pogorszyła sytuacji pacjentów, jak to jest teraz, tylko żeby ją poprawiła. Dlatego zgłaszamy poprawkę, która zmierza do tego, że jeśli pacjent w przeciągu miesiąca wyda na dopłaty do leków, w ramach limitu oczywiście, więcej niż 5% najniższego wynagrodzenia, to każdy kolejny lek będzie dostępny za opłatą ryczałtową, czyli za 3,20. To jest instrument, który jest stosowany w wielu krajach, np. w krajach skandynawskich, z których czerpiemy wzorce, jeśli chodzi o dochodzenie pozasądowe roszczeń. Jeśli ta poprawka - wskazaliśmy też źródła jej sfinansowania - zostanie przyjęta, poprzemy projekt ustawy refundacyjnej. Na koniec chciałbym powiedzieć, że projekty ustaw są fragmentaryczne, nie rozwiązują, tak jak powiedziałem, najważniejszych problemów, tego, żeby system był efektywny, sprawiedliwy, żeby w pełni realizowana była zasada solidarności. Jednak w dużej mierze, jeśli zostaną przyjęte nasze poprawki, te ustawy mogą pomóc w naprawianiu systemu opieki zdrowotnej. Rozumiem, że w następnej kadencji będzie wtedy szansa na kompleksowe podejście do reformy. Warunkiem poparcia dwóch czołowych projektów ustaw jest przyjęcie poprawek, które zostały zgłoszone, część z nich zaraz przekażę panu marszałkowi. Jeśli chodzi o projekt ustawy o informacji medycznej, warunkiem poparcia jest uzyskanie jasnej opinii, czy zastrzeżenia głównego inspektora ochrony danych osobowych dotyczące bezpieczeństwa danych wrażliwych są uzasadnione, czy też nie będzie żadnych wątpliwości w tym zakresie. Poprzemy oczywiście projekt ustawy o prawach pacjenta. Nasze generalne stanowisko jest bowiem takie, że niezależnie od tego, kto kieruje projekty ustaw, bez względu na to, co pan poseł Katulski powie w swoim wystąpieniu, to zawsze, panie pośle, będziemy popierać te projekty ustaw i te rozwiązania, które zmierzają do poprawy sytuacji pacjentów, bez względu na barwy polityczne. I nie będziemy się obrzucać nawzajem epitetami, tak jak pan próbował to zrobić. Tak więc poprawki złożone przez nasz klub mogą przyczynić się do poprawy sytuacji pacjentów. Jeśli zostaną przyjęte, będziemy głosować za. Na pewno poprawki te będą zmierzać nie tylko do poprawy sytuacji pacjentów, ale do tego, żeby interes publiczny był realizowany tak, jak powinien być, zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej.

Wystąpienie posła Romualda AJCHLERA – w imieniu Klubu Poselskiego Sojuszu Lewicy Demokratycznej - w debacie nad wnioskiem o wyrażenie wotum nieufności wobec Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi Marka SAWICKIEGO. Wysoka Izbo! Panie Premierze! Panie Ministrze! Panie i Panowie Posłowie! Sytuacja ekonomiczna polskiej wsi jest bardzo trudna, choć z informacji medialnych skoncentrowanych w szczególności na dopłatach unijnych i ubezpieczeniach rolników mieszkańcy miast mogą wyciągnąć wniosek przeciwny. Klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej zdaje sobie sprawę z tego, że podczas dzisiejszej debaty nie rozwiążemy żadnego problemu polskiego rolnictwa, dlatego już dziś zapowiadam, że złożymy wniosek o przeprowadzenie debaty rolnej, wolnej od emocji związanej z wotum nieufności. Uważamy bowiem, że sprawy polskiego rolnictwa i polskiej wsi zmierzają w złym kierunku, a nie chcemy się wpisywać w kolejną wojnę polsko-polską, pomiędzy PiS-em, Platformą Obywatelską i Polskim Stronnictwem Ludowym, która trwa już ponad 3 godziny, jesteśmy jej świadkami.

Wysoki Sejmie! Mój klub nie będzie dzisiaj bronił ministra rolnictwa, uważamy bowiem, że zarzuty postawione mu przez PiS są w większości trafne, co więcej, można by je postawić także ministrom z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości, panie ministrze Jurgiel. Przedstawię Wysokiej Izbie powody, które zdecydowały o poparciu wniosku o udzielenie wotum nieufności ministrowi rolnictwa panu Markowi Sawickiemu przez Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zarzucamy panu ministrowi brak wizji rozwoju polskiej wsi i polskiego rolnictwa, brak skutecznej polityki rolnej na poziomie Unii Europejskiej, ciągły w tej kadencji spadek nakładów na rolnictwo w stosunku do PKB w budżecie krajowym, destabilizację polskiego rynku żywności, brak skutecznej polityki w pozyskiwaniu nowych rynków zbytu na artykuły rolne, chaos w zakresie obowiązkowych ubezpieczeń roślin i zwierząt, fatalną gospodarkę ziemią dzierżawioną z Agencji Nieruchomości Rolnych. Zarzucamy panu niedostateczne środki na utrzymanie i konserwację podstawowych urządzeń melioracyjnych, słabe wykorzystanie środków na rozwój obszarów wiejskich i coraz mniejszą dochodowość rolnictwa. Panie ministrze, zarzucamy panu również to, że nie rządzi pan rolnictwem, lecz nim administruje. Klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej uważa, że minister rolnictwa jest mało aktywny w sprawach wprowadzania równych dopłat w stosunku do rolników starej piętnastki, i nie przekonuje nas informacja o kilkudziesięciu spotkaniach ministra, wyjazdach i rozmowach na ten temat, bo nic z nich nie wynika. Przede wszystkim brakuje oczekiwanej przez polskich rolników decyzji w sprawie równego traktowania z rolnikami unijnymi w sferze dopłat obszarowych. Dopóki w tej dziedzinie rolnictwa nie dojdzie do zrównania praw polskiego rolnika z rolnikami starej piętnastki, dopóty polski rolnik i polskie rolnictwo nie będą konkurencyjni na rynku unijnym i poza nim. Wysoki Sejmie! Do Unii Europejskiej wstąpiliśmy w 2004 r. Do dnia dzisiejszego sprawa równego traktowania wszystkich rolników w Unii Europejskiej nie została rozwiązana. Polskie rolnictwo przeszło już okresy przejściowe. O równych dopłatach będziemy mówić przecież po wejściu nowej perspektywy, czyli w latach 2014-2020, a wówczas po 10 latach naszego członkostwa w Unii, jeżeli sprawy się nie zmienią, panie premierze, panie ministrze, status polskiego nadal rolnika będzie gorszy o ok. 50-60 mld zł, bo o takiej kwocie mówimy. Panie Premierze! W tej sprawie minister rolnictwa nie poradzi sobie sam. Oczekujemy także od pana większej aktywności w sprawach rolnictwa, a szczególnie w tych sprawach, w których chodzi o gigantyczne pieniądze dla polskiego rolnictwa. W ramach dzisiejszej informacji pan mówił, że pan minister Sawicki załatwi zrównanie dopłat, tak to odebrałem. Klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej pozostaje jednak przy tym zarzucie, ale wtedy kiedy będzie decyzja, wycofamy się z niego. Sojusz Lewicy Demokratycznej zarzuca ministrowi rolnictwa, że w niedostateczny sposób dba o rynki rolne, czego przykładem może być sprowadzenie do Polski w 2010 r., w przeliczeniu na żywe sztuki, ok. 2 mln tuczników o mięsie wątpliwej jakości. Myślę tu o dioksynach. Tym samym minister nie wykorzystał możliwości uporządkowania rynku wieprzowego w Polsce. Nie można się ciągle tłumaczyć i usprawiedliwiać wahań na rynku wieprzowym górkami i dołkami w tej produkcji. Panie ministrze, to stało się już nudne. W Polsce górka oznacza 60-procentową obniżkę cen. W starej Unii 10-procentowa obniżka powoduje, że na przykład rozlewa się na polach mleko, do tego są manifestacje i reakcja Unii Europejskiej jest natychmiastowa. Można by powiedzieć, że w Polsce to sytuacja normalna, a rolnicy jakoś to przetrwają. Mówiąc o dioksynach, panie ministrze, przypomnę, co pan doskonale wie, że nasze służby nie znalazły dioksyn w niemieckim mięsie. Ale nie znalazły ich dlatego, że dioksyny pojawiły się w roku 2010, a badanie próbek mięsa przeprowadzono w 2011 r., w czasie kiedy Polacy już to mięso zjedli. W związku z powyższym nie mówmy, czy dioksyny były, czy nie. Panie Ministrze! Taka sytuacja wywołana jest brakiem stabilnej polityki rolnej, a brak stabilności w każdej dziedzinie gospodarki, szczególnie w rolnictwie, pociąga za sobą nieodwracalne konsekwencje: ograniczenia produkcji, zwolnienia pracownicze, a w najgorszym wypadku upadek zakładów. To już się dzieje w gospodarstwach opartych na dzierżawie gruntów państwowych. Dzisiaj dzierżawcy czują się jak przed plutonem egzekucyjnym. Nie mogą zrozumieć, kto podsunął panu taki pomysł, aby zlikwidować dzierżawę w Polsce. Oni zaufali rządowi, zaufali ustawie, która została tu w Sejmie przyjęta, a efekt jest taki, że dzisiaj nakazuje im pan natychmiast kupować grunty, bo jeśli nie, to pan im zabiera, nie patrząc na wyniki ekonomiczne i ich kondycję finansową. Tak, panie ministrze, się nie robi. Przepraszam Wysoką Izbę, że wrócę do mięsa wieprzowego, bo to jest najgorszy rynek, jaki obserwujemy w Polsce. W latach koniunktury stan pogłowia trzody chlewnej w Polsce wynosił ponad

23 mln sztuk, dzisiaj niespełna 13 mln, a niektóre źródła oceniają, że nie przekracza 10 mln sztuk. Jak dalej pójdziemy, panie ministrze, w tym kierunku, za chwilę będziemy importerem mięsa wieprzowego i już nie będzie miał pan co liczyć w sprawach żywnościowych, jeśli chodzi o eksport czy nadwyżkę eksportu nad importem. W tym miejscu, panie ministrze, automatycznie nasuwa się pytanie: Jakiej jakości będziemy importować mięso i po jakiej cenie? Czy można zaradzić tak ogromnemu spadkowi trzody chlewnej? Można. Zapytuję zatem pana ministra: Czy w Polsce musi być 360 tys. producentów trzody chlewnej? Czy nie warto zastanowić się, dlaczego w pozostałych krajach Unii Europejskiej jest ich niespełna 120 tys.? Porównajmy te liczby. Jedna Polska: 360 tys., w 26 krajach 120 tys. producentów zajmuje się produkcją wieprzowiny. Czy nie warto zwrócić uwagi na warunki, w jakich odbywa się produkcja wieprzowiny w gospodarstwach? Czy gospodarstwa zachowują dobrostan zwierząt? Sojusz Lewicy Demokratycznej zapytuje, panie ministrze, co zrobiono chociażby na jednym rynku, aby go uporządkować. Przykro mi to stwierdzić, panie ministrze, ale albo nic, albo niewiele. Będąc przy rynku mięsa wieprzowego, chcę zapytać pana ministra, jak zareagowałyby inne państwa, gdyby w polskim mięsie znajdowały się dioksyny. Pomogę panu odpowiedzieć. Nastąpiłaby natychmiastowa blokada i przez co najmniej rok nawet 1 kg mięsa ani jego przetworów nie wyjechałby z Polski. Przykład: choroba Aujeszkyego. Pamiętam, jak na tej sali prosiłem o pieniądze na zwalczanie tej choroby. Do momentu wprowadzenia programu żadna żywa sztuka nie wyjechała z Polski do krajów starej piętnastki. Dobrze, że poradziliśmy sobie z tym problemem, ale przykład choroby Aujeszkyego i niewpuszczania naszych żywych sztuk do Unii Europejskiej, do krajów starej piętnastki pokazał, jak można dbać o własne rynki. Rynek cukru. Przykro to stwierdzić, panie ministrze, ale całkowicie rozbity. W tym, panie Jurgiel, też pan maczał swoje palce. Szkoda, że o tym nie powiedział pan otwarcie. Ceny cukru dochodzą dzisiaj, panie ministrze, już do 7 zł i trudno przewidzieć, kiedy to się skończy. Polska była krajem, który eksportował cukier, dzisiaj jesteśmy jego importerem. Podjął się pan działań, ale efekt obniżenia cen jest spodziewany dopiero za 3 miesiące. Wie pan dlaczego? Bo rynki finansowe i ci, co grają cukrem na rynku, muszą mieć z tego korzyści, nie mogą stracić. Dlatego tak długo to trwa. Ale naród polski, polskie rolnictwo ma ministra rolnictwa, rząd, który powinien zadbać o te interesy, żeby cukier nie kosztował w tych warunkach tyle, ile kosztuje. Rynek tytoniu. Panie ministrze, nie mam czasu go omawiać, bo marszałek już łaskawie przedłużył mi czas o chwilę, ale, panie ministrze, idzie pan dokładnie w tym kierunku, aby ten rynek przestał w Polsce istnieć. Każdy z nas wie, że musi to być sfinansowane z naszej koperty finansowej, bo większość tych spraw jest finansowana z tej koperty, ale jest pan od tego, żeby wybrać złoty środek, chyba że zaproponuje pan inne rozwiązania tym, którzy zajmują się dzisiaj tym rynkiem. Wysoki Sejmie! Nie mam już czasu na omówienie rynku zboża, nie mam czasu na omówienie rynku rzepaku, ale powiem panu, panie ministrze, jedno: dzisiaj polscy rolnicy z tych wysokich cen, które są, nie mają korzyści. Nie mają ich, bo nie mają zboża, bo sprzedali je w czasie żniw. Dzisiaj rynki finansowe zarabiają na obrocie polskim mięsem. Pan jest od tego, żeby temu przeciwdziałać, żeby nie pozwolić na takie gry, jakie się odbywają. Słuchając dzisiejszej debaty, odnoszę wrażenie, że wszystko jest dobrze. Wystąpił premier i powiedział, jak jest dobrze w polskim rolnictwie. Ale Polacy pytają, jeśli jest tak dobrze, to dlaczego cena 1 kg cukru wynosi prawie 7 zł, dlaczego inne produkty mają takie ceny. Za to odpowiedzialny jest rząd, powinien zrobić wszystko, żeby do tej sytuacji nie dopuścić. Konkludując, przedwczoraj na tej sali podczas debaty na temat OFE pana kolega klubowy, który będzie występował po mnie, powiedział: robotnikowi płaci się za wytworzenie jednostki pracy, politykowi zaś - za zdolność przewidywania. Jak widać, panie ministrze, nie ma pan tej zdolności, dlatego Klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej poprze wniosek o odwołanie pana z funkcji ministra rolnictwa

PYTANIA W SPRAWACH BIEŻĄCYCH W dniu 17 marca 2011 r., spośród pytań – skierowanych przez posłów KP SLD do rozpatrzenia na 87. posiedzeniu Sejmu – odbyła się debata nad pytaniami: 1. posłów: Tadeusza MOTOWIDŁO i Ryszarda ZBRZYZNEGO w sprawie problemów związanych z planowanym wejściem Jastrzębskiej Spółki Węglowej SA na Giełdę Papierów Wartościowych oraz zamierzeń właścicielskich w stosunku do Kompanii Węglowej i Katowickiego Holdingu Węglowego – do prezesa Rady Ministrów. 2. Posłów: Romualda AJCHLERA, Stanisława STECA i Stanisławy PRZĄDKI w sprawie podjęcia działań zmierzających do zmian w regulacji rynku cukru - do ministra rolnictwa i rozwoju wsi.

Sporządzono w Biurze Klubu Poselskiego SLD Warszawa, 22 marca 2011 r.

stronę internetową Klubu Poselskiego SLD – http://www.kpsld.pl, która jest na bieżąco aktualizowana, publikowane są na niej m.in.: stanowiska i oświadczenia Klubu; inicjatywy legislacyjne; wnioski do Trybunału Konstytucyjnego oraz dane dotyczące składu osobowego Klubu. Zapraszamy

na